…a zajączka nie ma
To przykry temat dla mnie miłośnika dziczyzny na talerzu. Ale niewątpliwie to temat o którym powinno się dużo i głośno mówić. No to do dzieła!
„Jeśli nie uda się powstrzymać tego spadku populacji, wkrótce szaraki mogą całkowicie wyginąć” – alarmuje Magdalena Misiorowska ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego na łamach jednego z dzienników.
Sytuacja jest tak fatalna, że Polska, która jeszcze w latach 70. eksportowała zające, teraz musi je importować. „W niektórych rejonach, jak Pomorze i Białostocczyzna, populacja szaraków jest tak mała, że nie mają szans na samodzielne odrodzenie się. Tylko w tym roku wypuściliśmy tam na wolność ponad tysiąc sprowadzonych zajęcy” – mówi „Dziennikowi” Eugeniusz Gwiazdowski, który zajmuje się importem szaraków ze Słowacji. Akcje sprowadzania zajęcy prowadzi już nawet kilkanaście kół łowieckich.
Sprowadzenie zajęcy może być jedyną szansą na uratowanie gatunku, bo przyczyn wymierania nie da się łatwo wyeliminować. Szarakom szkodzą zmiany w rolnictwie – przez wielkoobszarowe uprawy z pól znikają miedze i rosnące na nich krzaki i drzewa, główne miejsca schronienia zajęcy. Winne są też lisy – odkąd w lasach rozrzucana jest szczepionka przeciwko wściekliźnie, liczba rudych drapieżników wzrosła w Polsce prawie czterokrotnie. A dorosły lis potrafi w ciągu roku upolować nawet 40 zajęcy. Do zagłady gatunku dokładają się epidemie chorób , a także coraz większa liczba samochodów i dróg , pod którymi nie są budowane przepusty dla zwierząt.
„Na razie jest niewielka nadzieja dla zajęcy” – mówi Magdalena Misiorowska, która prowadzi pierwsze w Polsce telemetryczne badania szaraków. W lesie koło Garwolina wypuszczane są zwierzęta z obrożami z antenkami na szyi. „Dzięki nadajnikom wiem, ile zajęcy przeżywa, a jeśli giną, to odnajduję obrożę i mogę poznać przyczyny śmierci” – tłumaczy. Dzięki badaniom wiadomo też będzie, czy ponowne zasiedlanie polskich lasów i pól importowanymi zającami może być ratunkiem dla tych zwierząt. „Na terenie badań udało się utrzymać populację na tym samym poziomie. Nie zwiększa się, ale i nie maleje, a to już spory sukces” – mówi Magdalena Misiorowska.
W Polsce żyje dziś około pół miliona zajęcy. . Na początku lat 90. Było ich ponad milion, a w 1970 r. żyło ich ponad 3 mln.
Największym wrogiem szaraka jest (oczywiście poza człowiekiem) lis. W polskich lasach biega sobie ponad dwieście tysięcy rudzielców z kitą, choć jeszcze niecałe dwie dekady temu było ich zaledwie 55 tys. Każdy lis rocznie zjada (jeśli mu się uda znaleźć dobry teren łowiecki) 35 zajęcy. I to już jest niemal hekatomba. Jak ocalić zające? Niektóre koła łowieckie ograniczają albo wstrzymują całkiem polowania na szaraki. My zaś – smakosze – możemy ogłosić w tej mierze ścisły post. Ja ogłaszam. Na razie do przyszłego sezonu!
Jako dodatek zaproszenie na imprezę przygotowaną przez szaleńców usiłujacych odrodzić Bazar Banacha:
Kaziuki na Banacha
Kaziuki to jarmarki odpustowe, które od czterystu lat odbywają się w Wilnie w związku z uroczystością św. Kazimierza, królewicza. Słyną z kresowych przysmaków, takich jak cepeliny, czarny chleb, piernikowe serca. Ostatnimi czasy Kaziuki urządzane są też w kilku miastach w Polsce, na przykład w Suwałkach i w Poznaniu. Od dziś jarmark kaziukowy odbywa się i w Warszawie.
Dlaczego urządzamy Kaziuki? Ponieważ przypominają o jednym z ulubionych polskich i litewskich świętych, są radosnym spotkaniem z tradycją i wieszczą nadejście wiosny.
Dlaczego urządzamy Kaziuki na Targu Banacha? Ponieważ Targ Banacha, ze względu na swoje związki z Litwą, jest jedynym, a z pewnością najlepszym w Warszawie miejscem dla jarmarku kaziukowego. Nasz bazar znajduje się bowiem nie opodal pozostałości dawnego dworu średniowiecznego księcia Trojdena, syna litewskiej księżniczki Gaudemundy Zofii i księcia Bolesława II.
6 marca między 10 a 14 warto wpaść na Bazar Banacha by poznać jak smakują Kaziuki!
Komentarze
Ze dwadzieścia kilometrów ode mnie w (prostej linii) jest gospodarstwo, które zajmuje się hodowlą szaraków. Dorosłe zające sprzedają, czy też kupują od nich koła łowieckie, 300,- PLN za jedną sztukę. Wychodzi na to, ze lis może zjeść i za 10 tysięcy rocznie. Tymczasem wielu myśliwych nie strzela do lisów, bo „skóra jest za tania i szkoda na nabój”. Ostatnio Lasy Państwowe płaciły myśliwym za odstrzał jeleni, bo zjadają lasy, za odstrzał lisów pewnie nie zapłacą, bo lisy nie zjadają nasadzeń.
A kto by się teraz pokazał w lisiurze w mieście? W ogóle w futrze strach.
Ja jestem ekolog nieortodoksyjny.
te Kaziuki na Banacha mnie zainteresowały … dobrze, że jutro są bo dzisiaj mam dzień zajęty … dawno w tych stronach nie byłam to mała wycieczka będzie … 🙂 … kiedyś to był prawie mój bazarek bo mieszkałam 10 lat na Okęciu …
W Poznaniu Kaziuki od 1989r urządza Towarzystwo Miłośników Wilna i Kresów. To spore i bardzo prężne środowisko. Do niedawna miało swoją doskonałą restaurację „Kresowa” przy Starym Rynku, w salonie wystawowym. Od tego roku nie wiadomo, gdzie się będą musieli przenieść, bo stracili lokal. W Kresowej była nie tylko kuchnia doskonała, ale i działalność społeczno – artystyczna Kresowiaków. Z głupich powodów znika jedna z ciekawszych placówek.
Pepegor wczoraj skarżył mi się, że kupił 6 dużych porcji zająca, trzymał 2 dni w maślance, owinął w boczek, a że było tego dużo, to nie piekł w rondlu, tylko na blasze i mięso mu wyszło za suche.
super inicjatywa młodych ludzi:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,7611003,Powstal_wideoprzewodnik_o_Warszawie___po_angielsku.html
Witam, u mnie słonecznie ale mroźno.
A ja się zastanawiam, jak to się dzieje, że na G.Śląsku mieszka bardzo dużo Kresowiaków ale poza incydentalnymi wystawami fotografii dawnych Kresów i jakimiś występami „kabaretowymi” grupki ludzi, w malutkich pomieszczeniach, nic się nie dzieje. Przecież codziennie czytam lokalną prasę i nigdzie nie zauważyłam żadnej wzmianki o zorganizowaniu choćby kiermaszu kresowych przysmaków. Zastanawia mnie co jest tego zjawiska przyczyną. Czy brak zdolności organizacyjnych działaczy towarzystw skupiających kresowiaków, czy totalny brak zainteresowania mediów promocją działań tych towarzystw.
Jestem przekonana, że właśnie kuchnia kresowa zdobyła by sobie bardzo wielu amatorów i to nie tylko wśród potomków Kresowiaków ale i wśród wszystkich mieszkańców naszego regionu.
A mamy przecież ogromny (jeszcze) Wojewódzki Park (nomen omen) Kultury i Wypoczynku i miejsca na zorganizowanie kiermaszu kresowych pyszności jest sporo. Jednak chyba ciut zazdroszczę mieszkańcom Stolicy, że mają tak dużo ludzi z inicjatywą i dobrych organizatorów. 😀
Ze względów różnych mieliśmy kłopoty z dostawami zajęcy w latach 80-tych i nauczyliśmy sie robic pasztet bez tego, podstawowego wydawałoby się, składnika. Widać, że trzeba się tej nowej receptury jeszcze przez jakiś czas trzymać. A niech wyjdzie szarakom na zdrowie.
Mają moją sympatie, choć jeden dodtkliwie ugryzł mnie w policzek, gdy jeszcze chodziłem do liceum. Potrąciłem go samochodem Warszawa M20 w szarówce przed świtem. Udało mi sie nie rozjechać całkiem, ale biegać nie mógł, więc zabrałem do domu na kurację. Niesiony na rekach kłapną zębami bardzo energicznie. Jeść zaczął cokolwiek dopiero po tygodniu. Do lasu wrócił po skutecznej kuracji nie w swoim rejonie, bo na kurację był wieziony prawie 300 km z Górnego Śląska do Świdnicy. Trudno było zrobic mu w mieszkaniu jakiś nieopuszczalny przez niego wybieg, bo nawet w najgorszym jeszcze stanie potrafił pierwszą próbą przeskoczyć 40-centymetrową ściankę, choć dalej już iść nie mógł.
Pisałem kiedyś o lisie turystycznym spotkanym w Hiszpanii w Sierra de Guadarrama. Rudzielec czatował przy szlaku na wędrowców, których prosił o poczestunek. Gdyby nasze lisy rozwinąć w tym kierunku, może mniej by pożerały zajączków.
Na plażach nad Bałtykiem też się trafiają lisy żebrzące, albo po prostu kradnące wałówkę z grajdołków.
Zajączki, zajączkami, ale Esce wyżarły prawie wszystkie kaczki, że o połowie kurnika nie wspomnę.
Lenistwo moje nie zna granic. Czekam, aż śnieg się stopi i spłynie z samochodu stojącego za oknem. Mam pojechać po zawiasy do kolejnych drzwi. Chyba się nie doczekam, bo co chwila pada nowy i słońce się chowa. Rano było -7*C, teraz jest około -3 i z dachu kapie.
Banachalia prawie jak bachanalia…
Poniżej ilustracja do powyższego komentarza:
http://picasaweb.google.com/lh/photo/OaYaEu4rj5xJofCaEy_0UQ?feat=directlink
Nisiu, to w górach, a jak na rubieży?
Zabo nic tylko przyjezdzac na sanki
Jako dziecko brałam udział w łapaniu zajęcy na eksport do Francji 😯 Na polach rozstawiano sieci, w które wpadały szaraki spłoszone hałasem drewnianych kołatek nagonki idącej tyralierą 😎 Pasztet z zająca upolowanego przez ojca lub stryja-myśliwego był normalną zimową tradycją, takoż zając duszony w śmietanie, a do tego buraczki i ziemniaki puree. Na śrut tylko trzeba było uważać 🙄
Teraz widuję zające tylko podczas jazdy przez Czechy, najlepiej w maju, kiedy odbywają się walki między samcami 😎 Tam też prawie nie ma miedz, a zające jakoś sobie dają radę 🙄
W Alpach widuję czasem górskie zające bielaki – białe w zimie i na śniegu prawie niewidoczne, ale przy szałasie do którego dobiegamy na nartach, zawsze jest świeży zajęczy ślad, często skrzyżowany z lisim…
Ojej, tytuł wpisu uległ skróceniu o dziki, wcale mi sie nie przywidziało…
Slad jest nie tylko na śniegu. Przy szałasie śnieg topnieje najszybciej i na odsłoniętej trawie pełno jest zajęczych bobków 😉
Na usprawiedliwienie, z powodu tego zajaca przed tygodniem nadmienie, ze na opakowaniu bylo podane, iz zajeczyna jest importem z Argentyny. Tu tez juz zajaca nie uswiadczysz, a jedyny zajac jakiego znam, znam faktycznie jakby osobiscie. Spotykamy sie zawsze w tym samym miejscu, jak chodze za grzybami. A o lisach nastepnym razem. Musze wyjechac w teren!
Milego dnia wszystkim zyczy
pepegor
zajacopodobne zwierzeta mam na balkonie a lisy chadzaja tutaj po naszych podworkach
Na zająca już nie mam szans, widać we wczesnej młodości zjadłam swój życiowy, zajęczy przydział . 😉
Natomiast Gospodarz dziś mówił w radiu o golonce, która na razie leży, pięknie zapeklowana, w moim zamrażalniku. 😆 Muszę jeszcze dokupić dobre piwo i będzie uczta w niedzielę. Chyba mi się należy po 1,5 rocznym poście golonkowym ? 😉
Teraz sklepowy spacerek i ….. odrabianie Jotkowego zadania. Do wieczornego „nastukania”.
Przy naszej lodówce stoi spory karton, a w nim dostawa od Inki dla Starej Żaby. Mieszanki do wypieku chleba i poczta zamienna – dżemy i konfitury. Jutro dla odmiany przyjadą Żabine słoiki dla Inki i Haneczki i tym sposobem na os Tysiąclecia jest nie tylko punkt kontaktowy blogu, ale i przeładunkowy. Od kilkunastu lat w ogóle nie wierzę w istnienie zajęcy. Tajemnicą wielką jest, kto te jajka kolorowe i słodycze w dziecinne gniazdka wkłada na Wielkanoc, jeżeli zające wyginęły?
ebba – prawie jak Abba, trallalalla.
Dziędobry na rubieży Dzień, droga Żabo, jest zimowy, niestety, czasem słoneczko przyświeca, ale jednocześnie cuś się dzieje w powietrzu, co straszy mojego psa. Pies łazi za mną albo włazi na meble, ogon kuli, a w oczkach ma pietra.
Widzieliście tego psa koło torów? Zabiłabym tego, kto go tak urządził. A swoją drogą kiedyś nie zaglądanoby kamerą uimierającemu psiakowi w oczy, żeby sobie wszyscy popatrzyli.
Żabo, Ty to taka leniwa się zrobiłaś, że masakra po prostu. Nie wiem, co to z Ciebie wyrośnie jak tak dalej pójdzie. Poważnie się nad sobą zastanów.
🙄
Jakoś niegramatycznie mi ten wpis wyszedł. Mówiłam, że coś jest w powietrzu. 👿
Dopiero zobaczyłam zdjątko – zgadzam się, do jasnej cholery ze ślicznym białym!
Pies wchodzi mi na kolanka. To ten owczarkowaty rudzielec. Mała biała nie boi się ni czego na świecie. teriery górą! 🙂
Niczego.
Powietrze! Mówię!
Z reporterskiego obowiązku (nie, żebym się chwalił)
donoszę,że zajęcy u nas całe mnóstwo. Nie dalej jak wczoraj wieczorem widziałem jednego kicającego po podwórku sąsiada. Często też spotykamy się – ja jadąc samochodem na pociąg rano a one kicając wpoprzek drogi. Jak który niezbyt mądry to kica wzdłuż w świetle reflektorów.
Śnieg na podwórku znaczony jest dziesiątkami zajęczych dróżek a psy bardzo lubią bobki pozostawione tu i ówdzie na śniegu.
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę…..
Zające też lubią swoje bobki
Aicja gibie się w lazurze,
zajączki bobczą w różnych krajach.
Tu znowu pada śnieg na róże…
Ach, żeby już doczekać maja!
🙄
No tak, zające udały się na emigrację albo do Szwecji 🙂
Nam zostały dzikie kaczki. Takie oto stadko wkroczyło
do naszej firmy w Warszawie, w letni dzień, kilka lat temu :
http://picasaweb.google.com/zosiarusak/DropBox?authkey=Gv1sRgCIm61o_F4aTIWg&pli=1&gsessionid=I14jcQlf3CsvlstCq5Tw4A#5445109094228602034
albo do Czech
Z zajęcy u nas są króliki i to bynajmniej nie na wymarciu. A są praktycznie wszędzie. No może nie w samym sercu miasta – City, choć głowy nie dam.
A spacerujące ulicami lisy też nie należą do wyjątków. Oczywiście nocną porą gdy ruch jest minimalny. Przemykają jak cienie wzdłuż parkanów.
I nic się dranie nie boją.
Czekałam kiedyś na taksówkę. Była trzecia rano, latem. Przy jednej z głównych arterii. Nagle widzę – pies. Tylko czemu tak dziwnie idzie. Zwierzak podszedł bliżej – tak circa-about na odległość 1 metra, stanął i popatrzył na mnie, po czym podreptał w sobie wiadomym kierunku. A ja doznałam olśnienia. Nie pies jeno lis.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Oh, panna Wiosna ma kaprysy,
młodziutka taka, więc jej wolno…
Jeszcze w bucikach, jeszcze w szalu,
ale już spływa strużką polną,
ale już błyska w błękit strojna
i siada na bocianich gniazdach
i tak przekornie sypnie śniegiem;
Kiedy zakwitniesz?
– Boże! Nie wiem!
W ramach rewanżu powinno się sprowadzić do Europy australijskie kangury. Większe są od zająca czy królika , pożytek kulinarny byłby większy. Jaja wielkanocne w czekoladzie mogłyby być wtedy znacznie większe. Kangur kica, zając kica, może nikt nie zauważyłby różnicy?
Na Kurpiach niedźwiedzie wyginęły dwieście lat temu. Uchował się tylko jeden, ale ten jest strasznie zgryźliwy.
Żabo,
to może założymy klub leniuchów, bo mnie się też już nic nie chce dzisiaj robić:roll:
Nu, zajec, pogodi!
Ja mam na odmianę atak pracowitości. Zrobiłam solankę do szynki (tzn do tych dwóch kawałków szynki, które kupiłam), na upranej, wyschmiętej swojej kołdrze umieściłam również pachnącą świeżością pościel, piekę dużego kurczaka (połowę Ania z psem zabiorą w podróż), teraz odkurzę drugą część mojego pokoju (młodzi pewnie nie uwierzą, ale ja już odkurzaczem operuję z wypoczynkowymi przerwami) Potem podleję i zasilę rośliny i – prawdopodobnie – będę miała dosyc roboty na najbliższe 2 dni
Ja też dzisiaj włączyłam program „odkurzanie” i nawet zrobiłam to przed południem 😎 Wczoraj nastawiłam zaczyn na ciabattę tzw. bigę z mąki, wody i szczypty drożdży. Zaczyn urósł pięknie, teraz muszę pójść do sklepu po odpowiednią mąkę chlebową, bo mam pszenną tylko z wysokiego przemiału. Bigę nastawiłam z mąki szymanowskiej, której mam tylko jedno opakowanie. Nigdy jeszcze nie robiłam chleba na takim zaczynie, dzisiaj więc premiera. Przy okazji rozgrzania pieca upiekę na podwieczorek „crumble” z jabłkami według przepisu z „Barokowej melokuchni”. To też będzie premiera 😎
Na dworze raz świeci słońce, raz prószy śnieg…
Ja także już prawie przestałam wierzyć w istnienie zajęcy ,ale jednak jest ich trochę także i w Polsce .Nawet w pobliżu mojego domu żyją sobie dwa duże szaraki .Niestety dla równowagi są także dwa lisy . I trochę martwię się o te zające .Mam nadzieję ,że przeżyją i rozmnożą się .
A u mnie zajęcy dostatek, w koncu Zajączkowo 😀
Tyz informuje,ze zajecy w Krainie Wiatrakow zatrzesienie.
Do rzadkosci nie naleza regularne odstrzaly,bo szaraki lubia kopac nory,a te oslabiaja nasypy itp.Pelno tutaj rowniez dzikich krolikow,upodobaly sobie parki i dobrze oslonecznione skarpy.Te ostatnie sa podziurawione setkami nor.Wjezdzajac do Rotterdamu mozna je podziwiac,jak wygrzewaja sie na sloncu.Kroliki oczywiscie 🙂
Teraz uciekam,bo ciasto wlasnorecznie upieczone „wzywa” do skosztowania,zanim inna „szarancza „sie do niego dorwie 😉
Salute amici.
Zające nie ryją nor. To króliki tak robią. W Holandii widziałam straszne mnóstwo dzikich królików na wałach i ziemnych umocnieniach w pobliżu tzw. Deltawerken.
Pawle Wiedenski i cala Bando, musze sie pochwalic, iz wlasnie dzwonilo radio klassik i wygralam ta bigrafie Chopina napisana przez Zamoyskiego, nawet wczoraj puscili moja historyjke o Mazowszu i Chopinie w eter, tylko ja nie slyszalam, moge dostac wycinek nagrania z tasmy…hi,hi
Gratulacje! 😀
Gratuluję, Dorotolu! zakupiłam dzisiaj, z pewną taka nieśmiałością, bezprzewodową mysz w „Biedronce” (czego tam nie można kupić!), chińską i o dziwo działa bardzo sprawnie, ciekawe jak długo.
Dorotolu! Ale fajnie! Gratulacje! 😆
Dorotolu- dumą nas napawasz 🙂
Zamiast zająca w śmietanie, w ramach ochrony szaraczków polecam
Wodnikowe Wzgórze pana Richrda Adamsa.
Dobranoc z mojej połówki globu
Echidna
Żabo,
Zakup jeszcze woreczek bateryjek do tej bezprzewodowej myszy. Wiadomo – myszy bywają głodne.
Errata
Richarda
E.
Dorotolu gratuluje … 🙂
potwierdza się to co czasami piszesz o swoim obecnym kraju zamieszkania:
Niemcy staja się krajem niewykwalifikowanych robotników.
Polska pokonuje Niemcy: To los jaki szef wpływowego Thinktanku CEPS Daniel Gros wróży Republice Federalnej. Według niego gospodarka wschodnioeuropejskiego sąsiada wyprzedzi te Republiki Federalnej juz za 20 lat. Zaniechanie reform i brak inwestycji w oświacie zamieni Niemcy z kraju poetów i myślicieli w kraj niewykwalifikowanych robotników. Tylko intensywne inwestycje w oświacie mogą powstrzymać degradacje Niemiec.
Wschodnia Europa nadrabia w wielkim tempie
Odważną tezę gospodarczego załamania Niemiec Gros reprezentuje wspólnie z dziennikarką Sonią Sagemeister w jego książce ?Nachkriesenzeit?. Według niej Niemiecka gospodarka mogłaby do roku 2040 tracić znaczenie w Europie i znaleźć się za słabą dziś jeszcze Polska. Już teraz polska gospodarka rośnie średnio 2%szybciej niż niemiecka. W ten sposób juz za dwadzieścia lat gospodarczo, Polska będzie lepiej wyglądać od Niemiec, ponieważ proces doganiania w nowych państwach UE przebiega wyraźnie szybciej.
albo ładowarkę i akumulatorki do tej myszy kup ..
o mało nie przegapiłam:
http://kartki.wieszjak.pl/swietowanie/100644,Dzien-tesciowej.html
Sprawozdanie z handlowej wyprawy Młodszej po bilety i prezent :
Najpierw na dworzec. Z Poznania do Świnoujścia jedzie tylko jeden pociąg bezpośredni (gorzej; on z Przemyśla) poza sezonem letnim. Zawsze pełen za to dłuuuugi. Na dworcu jednakże aktualnie szukano bomby dowcipnisia w asyście Policji, Straży, Pogotowia i oczywiście z zakupu biletów nici. Po przejściu prawie całego śródmieścia okazało się, że nie da rady kupić czajniczka z kubkiem, a trzeba było przebiec ze 4 km żeby kupić Jamesona ze szklaneczkami. Zięć mój wzbogaci się też o kilogramową puszkę herbaty ceylońskiej „Old Britain” z napisami po angielski i rosyjsku. natomiast sama Ania kupiła sobie dwie niezłe bluzki i przejściową kurteczkę. I wypuść tu dziewczynę na zakupy.
Dorotol – świetna sprawa.
Najpiekniejszym zajacem jakiego widzialem jest odlany w mosiadzu pomnik w Norymberdze obok domu Dürrera.
W tamtejszej operze grala jako skrzypaczka Krystyna Hermann. Córka tego profesora z Sopotu. Jej maz byl tam kapelmistrzem, w tamtej operze. Prowadzili bardzo otwarty, na wskros polski dom. Na dole jest tak zwana kantyna otwarta dla wszystkich przez cala dobe. Kazdy z mieszkanców i gosci mial swoja nietuzinkowa droge zyciowa.
W tym oczywiscie
Pan Lulek
ten zając Panie Lulku?
Jan Brzechwa – Kaczka Dziwaczka
Nad rzeka opodal krzaczka
Mieszkała kaczka-dziwiaczka
Lecz zamiast trzymać sie rzeczki
Robiła piesze wycieczki
Raz poszła więc do fryzjera:
„Poproszę o kilo sera!”
Tuż obok był apteka:
„Poproszę mleka pięć deka”.
Z apteki poszła do praczki
kupować poczytowe znaczki.
Gryzły się kaczki okropnie:
„A niech tę kaczke gęś kopnie!”
Znosiła jaja na twardo
I miała czubek z kokardą,
A przy tym, na przekór kaczkom,
Czesała się wykałaczką.
Kupiła raz maczku paczkę,
by pisać list drobnym maczkiem.
Zjadając tasiemkę starą
Mówiła, że to makaron,
A gdy połknęła dwa złote,
Mówiła, że odda potem.
Martwiły się inne kaczki:
„Co będzie z takiej dziwczaczki?”
Aż wreszcie znalazł się kupiec:
„Na obiad można ją upiec!”
Pan kucharz kaczkę starannie
Piekł, jak należy, w brytfannie,
Lecz zdębiał obiad podając,
Bo z kaczki zrobił się zając,
W dodatku cały w buraczkach.
Taka to była dziwaczka!
Bigrafia bografia ale ja chcialam na bilety na Makowicza grajacego Chopina ale darowanemu zajacowi….
nemo !
Oczywiscie, ze to jest ten zajaczek a nie kaczka dziwaczka. Gdzies w archiwach sa fotografie. Tyle, ze len mnie ogarnal bo szykuje sie do podwieczorku. Beda nalesniki ale bez zajaca.
W okowach domowego regulaminu
Pan Lulek
Jolinku dobrze, ze przynajmniej Ty zauwazylas, inni pewnie mysla, ze ja pod wplywem zlego nastroju cos wypisuje, ja tego kraju tzn. teraz Republiki Berlinskiej nie poznaje i nie rozumiem…
W nawiązaniu do wspomnianego przez Jolinka dnia teściowej
Jaka jest różnica między czarodziejką a czarownicą – jakieś 25 lat…
to cytat z:
http://www.blog.pl/artykuly/wizerunek-tesciowej-jest-demonizowany,55,1
Jolinek jak zwykle czujnie przypomina o wszelakich świętach !
I a propos dzisiejszej okazji przekazuję usłyszany właśnie
w „Trójce ” kawał.
Teściowa przyjeżdża odwiedzić swoją córkę i jej męża.
I on właśnie otwiera drzwi z pytaniem : Mamusia na długo ?
Teściowa : Jak będziecie sobie życzyć !
On : To nawet herbaty Mamusia nie wypije ?
Dorotolu, tak trzymać!
Teraz napisz im coś ciekawego o Makowiczu i zasugeruj adekwatność biletów na jego koncert, które wspaniałomyślnie przyjmiesz jako wyraz wdzięczności rozgłośni dla słuchacza 😉
Najwyższy wymiar kary za bigamię?
Dwie teściowe 😎
A ja chyba muszę „wyjąć” Jasia z lekcji polskiego, bo Pani Nauczycielka nie daje sobie z nim rady. I vice versa. Jaś z nią też nie.
Na lekcjach nic nie tłumaczy, tylko jakieś filmy puszcza, a potem życzy sobie, żeby lekcje były odrobione. Zero autorytetu. No to Jaś sobie bimbał.
Pani zadzwoniła i powiedziała, że trzeba się „wziąść” za Jasia, bo musi przerobić „tą” książkę. Pani, która miała go polszczyzny uczyć… Aż mi uszy zwiędły.
No to się chyba „wziąśćnę” za chłopaka i sam mu zrobię tajne komplety.
Miałam fajną Teściową. Owszem – pyskatą i kąśliwą, ale dobrą. Jej pełne bezradnej rozpaczy :
„Dziewucha, dziewucha; żebyś Ty była moja, to bym Cię zabiła” ( w sytuacji, gdy młoda Pyra regularnie i metodycznie tłukła jej szkło i porcelanę, a w sklepach było mizernie). To jej powiedzenie wywołuje nieodmiennie mój zażenowany uśmiech = ze 4 lata wszystko mi z rąk leciało. Przeżyłyśmy obie i wiem, że mnie po ludzku i po matczynemu kochała. I poczucie humoru miała przednie – draoieżne i finezyjne zarazem. Dobrze ją wspominam.
PaOlOre,
moje dziecko nie miało motywacji do nauki języka polskiego na piśmie i żadne argumenty nie skutkowały, aż zapragnęła pisemnego kontaktu z kuzynką w Krakowie (Facebook) i nagle zaczęła czytać polskie książki, a pisownię tekstów sprawdzać w google 😯 Mówić po polsku musiała ze mną od początku.
Paolore – ponoć jest dodatek do emerytury za tajne nauczanie.
Czy zna ktos definicje pojecia „Tesciowa” z jej wszelkimi odcieniami.
Zeby tak raz w roku byl nijaki dzien.
…..”Bylo bowiem Swieto Lasu,
Swieto Jana z Czarnolasu”…..
Zagubiony
Pan Lulek
Tak, Pyro, tylko za co ja przeżyję do tej emerytury 😉
Ja też mam świetną teściową.Po pierwsze nie widujemy się,
za często,bo dzieli nas ok.2000 km 🙂
Po drugie,jak już się w końcu spotkamy to sprawia nam to
przyjemność. Po trzecie ma ogromną,podstawową zaletę
dobrej teściowej- nie wtrąca się do naszego życia,nawet
na odległość !
A po czwarte świetnie gotuje 🙂
Pawel, zeby tylko zabrac z lekcji polskiego, ja to musze chyba ze szkoly, zrobili nam reforme i wszystkie szkoly sa 12-to klasowe od nowego roku szkolnego, nie ma szkol glownych, realnych i gimnazjow wszystko jak leci bedzie „gleich” i uczniowie na roznych poziomach ksztalcenia tez, czyli moje dziecko bedzie sie uczyc musialo z takim co jest w jej wieku i nie zna niemieckiego dobrze i nie umie czytac, a jak sie jeszcze wezmie pod uwage, ze w renomowanym gimnazjum z „profilem lingwistyki klasycznej” nie ma historii, biologii i geografii a przez dwa lata przerobili tylko trzy ksiazki na temat czasow nazizmu to ja sie przyznam, ze ja chce do pierwszej z brzegu polskiej wsi i polskiej wiejskiej szkoly, gdzie przynajmniej jeszcze obowiazuje lista lekur, ja nie wiem co to bedzie lacina, greka i multimedia i nicccccccccccccccccccccccc, w szkole polsko-niemieckiej tez juz bylysmy, dziecko przestalo mowic poprawnie po polsku i po niemiecku
1111 – taki kod a ja nie mam pomysłu co napisać! 😯
To może to (jako poetycka definicja „Teściowej”)
„Jest wysłańcem praktycznego życia
Kalesony upierze
Skarpetki wyceruje
i guzik utwierdzi przy koszuli
Trzepie dywany, wietrzy materace
Rozliczne i nieskończone są jej małe prace
Jesienią robi konfitury i kisi kapustę
Kiedy spadnie śnieg zaskrzypi mróz
jabłuszko znajdzie dla wnuka w komodzie
Czasem chmura groźna i mroczna
Przemknie jej po twarzy
Lecz boskie niebo swe oblicze chmurzy
[…]
Ona czujnie patrzy i pilnuje
by nie zgasł płomień domowego ogniska.
Kiedy trzeba – miotłą odpędzi nocne ćmy
Ona oko i ucho domu.
Stoi na straży szlachetnych praw i obowiązków
Kroi pieluszki dla nienarodzonego
Jest wysłańcem praktycznego życia …”
Tadeusz Różewicz „Dytyramb na cześć teściowej”
Dziękuję Doroto z Poznania. Wzruszył mnie Różewicz
SLuchajcie – wiem, że to nie ten blog, ale oburzone zdumienie muszę z siebie wyrzucić natychmiast. W Polsce po raz kolejny obraduje „zawodowy” zjazd egzorcystów (2010 r) To „pikuś”. Zgodnie z tym, co napisano w Wirtualnej Polsce, włoski duchowny ogłosił, że w Watykanie działa sekta satanistów, o czym poinformowano papieża.
Jak brzmiała stalinowska doktryna o zaostrzaniu sie walki klasowej? Czy nie tak, że miała się ona zaostrzać z czasem, wraz ze zwycięstwami rewolucji? Dobra, darujmy chrześcijaństwu pierwsze 330 lat, a więc zwycięski pochód trwa od 1700 ! I teraz Zły sięgnął matecznika. Tylko czekać kto z dostojników zostanie postawiony przed Św. Officium
Diabeł nie śpi 😎
czyli i diablu ogarek
no cos takiego Dzierzynski byl rudy?????????
http://tygodnik.onet.pl/35,0,42220,kobiety_feliksa,artykul.html
Pyro! Tu jest całość http://www.biecek.pl/semestr/?page=slowa&zakres=1&autor=92&wiersz=4359
Wprawdzie zawsze wolę sprawdzić tekst w książce, ale akurat nie mam poezji Różewicza, więc musi wystarczyć internet.
Z pozycji kulawej Żaby:
„Rudy i kuternoga, jak dobry, to od Boga”
Aszyszu i Jolinku! Mam dwa zapasowe akumulatorki i ładowarkę, dam rade! No i mam jeszcze mysz na kabelek, i tę głaskaną w laptopie, której nie lubię
Skoro jest Dzien Tesciowej to chyba w kolejce czeka juz „Swiekra”. No to kiedy obchodzimy. Odkladajac na bok imieninowych solenizantów których toastujemy jak najserdeczniej, oczekujemy Dnia Swiekry.
Zatem zwyczajowy toast za wszelkie Tesciowe. Wielokrotne, maja prawo wznoszenia tyle razy na ile im sil i ochoty starczy
Toast !
Pan Lulek
Skoro jest Dzien Tesciowej to chyba w kolejce czeka juz „Swiekra”. No to kiedy obchodzimy. Odkladajac na bok imieninowych solenizantów których toastujemy jak najserdeczniej, oczekujemy Dnia Swiekry.
Zatem zwyczajowy toast za wszelkie Tesciowe. Wielokrotne maja prawo wznoszenia tyle razy na ile im sil i ochoty starczy
Toast !
Pan Lulek
Uprzejmie upraszam o trzymanie kciuków za Alę i Palomę, jutro (nie od samego rana), i w niedzielę (po południu).
LULEK – ILEŻ RAZY W POPRZEDNICH LATACH PISALIŚMY I ŚWIEKRACH? jAK pYRA SIĘ UPIERAŁA, że miała świekrę, nie teściową? Jak kusiła urodą słowa „dziewierz, szurzy” zamiast brzydkiego szwagra? Każdy krewniak to dla współczesnego człowieka „kuzyn/kuzynka” a gdzie śiostra cioteczna/stryjeczna? Kto dzisiaj odróżnia „bratanka” od „synowca”? Sami zubożamy język i materię społeczna wokół nas, a potem jęczymy…
A Ty sprawozdawaj, Żabo, żebyśmy mieli jasność = włączyć do toastu, czy nie.
Chętnie też wzniosę za teściową.
Przemiła kobieta, spędzała tu u nas zwykle zimy i wyjeżdżała na Wielkanoc, wychowała właściwie naszą Laurę. Wiele jej zawdzięczam. Długo się jeszcze na tym łapałem, że chcąc się nagle podzielić jakąś wiadomością, jakimś wrażeniem, najpierw myślałem o niej.
Ale, mam jeszcze też tą pierwszą teściową i rozumię się z nią do dzis doskonale. Zupełne przeciwieństwo jej córki.
Czas, by ją odwiedzić.
Potrzymam Zabo, potrzymam aczkolwiek sie zastanawiam, co z tym jutrzejszym dniem zrobic.
Nemo-ryja nie ryja,szarakow na polach tez pelno!
Uklony.
Bo moze szaraki zmienily swoje zapotrzebowania, moze lubia uporzadkowane pola jak w Holandii bez zielsk i toreb plastikowych na obrzezu. Moze wspolczesny szarak woli sie poopalac. Kolonia w Nadrenii Westfalii jest otoczona zadbanym pasem zieleni (byl zlecony jeszcze przez Adenauera) i tam tez zyje cala masa zajecy i dzikich krolikow.
W Holandii jest dużo łąk i trawiastych wałów i to zajączkom pasuje.
Na Wyspach Północnofryzyjskich (np. Amrum) zające, króliki, bażanty i inna dzika chudoba włóczy się po trawiastych wydmach i można je z całkiem bliska podziwiać 🙂
ale te waly to nie takie sobie waly, tylko wypielegnowane, trawka rowniutka, horyzont rozlegly, jak tu nie byc zajacem…
Trawa równiutka, bo zające pielęgnują 😎
albo barankiem
baranka mi lotr nie przepuszcza
http://content.sweetim.com/sim/cpie/emoticons/000204AB.gif
Pyro, Laurencjusz załadowany. Wracalam z Połczyna z zawiasami i inszym żelastwem, a tu droga na mojej górce już pieknie zawiana. Nieco się wypłoszyłam, ze do wieczora nawieje tyle, ze może nie uda mi się wyjechac – w planie miałam wieczorne odwiedziny wnucząt połączone z dowozem zaopatrzenia. Nie czekałam więc wieczora, tylko od razu słoiki w karton, karton w bagażnik i pojechałam do zięcia. Z wnuków obejrzałam tylko Krzysia, reszta w przedszkolu. Nawet herbaty nie wypiłam (patrz wyżej) tylko zięć przełożył pudło z jednego bagażnika do drugiego. Uwaga: pod pudłem jest moja deska – taka do krojenia na – co by zawartość się spodem nie wysypała. Uprasza się o przypilnowania zięcia co by jej nie zapomniał zabrać. Najlepiej mu pudło od Inki na niej postawić, niech razem zabierze. Poza tym jest tam kawałek szynki mocno wędzonej, wymaga cieńkiego krojenia – obiecuję, z ręką na lewym sercu, że to już ostatni kawałek! Więcej się nie powtórzy! Słoiki przepatrz i rozdziel wedle uznania.
Dorotol´u widzisz,
oferowałem w tej chwili najmłodszej i Berlin na jutro, bo myślałem, że wpadnę może na godzinę do Ciebie i ew. Harz w śniegu, bo mam tylko trochę ponad godzinę jazdy i nic, nikt tam nie ma na to ochoty. E…tam.
A za oknem biało i śnieży nadal
pepe powiedz jej, ze ja kolezanka zaprasza na „Alicje w krainie czarow”, a w groach Harz sa pewnie konie, tu nie pada snieg i bywa slonecznie
moja dzisiejsza lektura prasowa, co te ludziska wypisuja, kto pragnie byc Doda
Tak sie przyglądam polskim kobietomi dochodzę do wniosku że już nawet Azjatki są ładniejsze. Dziewczyny wy nic nie robicie w tym kierunku żeby jakoś wyglądać? a gdybyście chociaż trochę po pracowały nad sobą to morze byście kiedyś wyglądały tak jak Doda. Wtedy byście mogły łapać faceta na kasę bo tylko tak umiecie ale nie ważne. Facet nie patrzył na nic a i tak by się dał złowić przez was. My nie paczymy na charakter i czy po szkołach czy nie. My paczymy na wygląd dlatego byście miały u nas duże szansę. A tak jak nie dbacie o urodę ( pewnie makijaż macie jeszcze z przed Sylwestra co nie? )to nawet żonaty was nie będzie chciał a takiemu by sie przydała jakas nowość w życiu a nie ciągle z tą żoną… pije kawe… powiedzmy że o kawę chodzi. Także dziewczyny do lata jeszcze trochę jest. Weźcie się za siebie idźcie gdzieś na solke, na fitnes a do lata sie wyrobicie. Wtedy nie będziemy wyjeżdżać za panienkami za ocean.
Pyro, w książce „Rudy Orm” występowała postać króla Svena „Sven o szurzym nosie”. Co to mogło znaczyć? Bo „ty mój szurzy”, to rozumiem, ale ten szurzy nos nie daje mi spokoju
albo tutaj respondent kartki z podrozy u passenta, i jeszcze sie za oswieconego liberala uwaza, to nie wypowiedzi, to jakies orgazmy zastepcze
Kartko, polskie społeczeństwo to nie tylko kilkoro bardziej ?oświeconych? i liberalnie (libertyńsko?) zorientowanych komentatorów na blogach ?Polityki?. Polskie społeczeństwo to ?egzotyczna? (jak tu ktoś zauważył przed chwilą) mieszanka bogoojczyźnianej kołtunerii, dulszczyzny, religianctwa, kultu jednostki, zaścianka, paternalizmu, hierarchicznego widzenia świata, represji, regresji, agresji, resentymentu, bezhołowia, bezkrytycznego poddania się najbardziej wstecznym sugestiom i nakazom, lizusostwa wobec Kościoła katolickiego (nie tylko TK, ostatnio doktorat h.c. otrzymał abp Głódź od gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego!!!).
Żabo – Orm jest jednym z moich ulubionych bohaterów. A ten Sven, syn Sinozębnego, to musiał być o Szczurzym Nosie. Przydomki nordyckich królów były rzeczywiście mało pochlebne. Do książki mam tylko jedną pretensję : z naszej Sygrydy (sroga była, jak oni wszyscy) autor zrobił mężobójczynię i zdrajczynię. Tak źle chyba z tą Piastówną nie było, na dodatek obdarzyła Dunów królem największym w okresie najazdów – Knutem (Kanutem) Wielkim.
Doroto,
cechy polskiego społeczeństwa jako egzotycznej mieszanki opisane są moim zdaniem bardzo trafnie. Jak się poczyta wypowiedzi prezydenta, polityków, kleru, komentatorów na blogach i w internecie w ogóle, to lepiej się tego nie da określić 🙁
tak, tak, roi się w tej książce od różnych niemoralności, chyba Nasza Księgarnia to przez pomyłke dla dzieci wydała 😀
Synem Haralda Sinozębego był Swen Widłobrody.
Nemo, Otto-Normalverbaraucher jest na calym swiecie prawie taki sam
Nemo – mowa właśnie o tym królu; autorowi książki myli się dwukrotnie z Ivarem Długorękim o Szczurzym Nosie (król swijski pocz X w)
Doroto,
ilu takich Otto rządzi Niemcami, zasiada w Trybunale Konstytucyjnym i rządzi w Deutsche Bank? Ilu Otto-biskupów trzęsie niemieckim Bundestagiem?
tu masz racje, ukoronowania polskich wyborow sa fatalne
niemniej jednak nie wymyslala bym od dulszczyzny, koltunerii i zascianka tak wszystkim w Polsce rowno, bo ja znam wielu ludzi z zachodu, ktorym kontakt z Polska ozywil i ucywilizowal ich zycie
Jeszcze słowo na skandynawski temat – piszemy „król” ale byli to raczej wodzowie wojenni; czasem plemienni, czasem terytorialni. Jeżeli 2-3 pokolenia miały szczęście w łupieskich wyprawach, taki naczelnik (jarl) gromadził bogactwa, które jego potomkom ułatwiały zaciąganie drużyn na wyprawy i już w drugim pokoleniu a najdalej w trzecim nazywali sie królami. Jednocześnie potrafiło ich panować kilkunastu – u Dunów, Swijów, Estów, Gotów, Norwegów, Jomsborczyków i innych
Doroto,
moim zdaniem autor nie wymyśla wszystkim od dulszczyzny i zaścianka, tylko wylicza, na co w naszym pięknym kraju można się natknąć i to wśród sfer rządzących 😯
W Polsce nie ma prawdziwych elit, z których by można było brać przykład lub z nich wybierać ludzi do sejmu i rządu 🙁 Przykładów odstręczających znajdzie się aż nadto 🙄
natknac sie mozna wszedzie, nigdy nie twierdzilam, ze Polska rzadzi elita ale da sie moze przeczekac
Zapowiadają śnieżyce i mrozy na weekend, a my rankiem jedziemy do przyjaciółki po drugiej stronie gór, tej, co niedawno była we Wrocławiu. Po drodze zajrzymy do Gruyeres po ser i bezy najlepsze na świecie. Na obiad ma być coś z dziczyzny, ale nie zając 🙁
Podczytałem, bo podczytuję, a że jest okazja by sobie głowę poćwiczyć i policzyć, a ja jak ktoś pamięta, lubię tak od czasu do czasu, więc skwapliwie korzystam.
Gospodarz pisze:
”A dorosły lis potrafi w ciągu roku upolować nawet 40 zajęcy.”
a kawałek dalej :
”Każdy lis rocznie zjada (jeśli mu się uda znaleźć dobry teren łowiecki) 35 zajęcy.”
Więc jak to jest, upoluje 40 a zje tylko 35?? Więc gdzie te 5 sztuk?
Sprzedaje, przerabia na pasztet? Z tekstu dosłownie nie wynika, ale jak policzyć można wysnuć logiczne rozwiązanie tajemnicy zmniejszonej zajęczej populacji.
Lisów jest, jak to wynika z tekstu, ponad 200 tysięcy.
Czujecie temat…??
Zakładjąc że każdy lisek chytrusek ma w zapasie 5 zajęcy, jestem pewien że choć lekko przestraszonych ale żywych, więc mają ich ponad milion!! Nawet jak ma cztery, bo tego piątego wymienił na marchewkę, by mieć czym karmić pozostałe, to i tak zajęcy żyjących w lisim podziemiu jest akurat tyle ile ich brakuje na powierzchni.
A co będzie jak lisy opylą te zające kołom łowieckim po 300, jak pisze Żaba, złotych?
300 milionów na to pójdzie, prawie dwa prezydenckie budżety!!
Za taką kasę lisy przejdą na małpki i będą latać do Juraty.
O czym, stylem Pana Lulka – Panie Lulku, ukłony!!
informuje odkuwający się ze stanu zamrożenia
antek
a skad zrodlo tego kategorycznego stwierdzenia, ze w Polsce elit nie ma?
a moze sa, tylko nie czuja sie w obowiazku uczestniczyc w zyciu publicznym? ot, chciazby…
odkad wyjechalam z Polski nie pozwalam sobie na ocenianie co w Polsce jest, a czego nie ma, czego brakuje, itp, bo nie mam zrodel, zeby oceniac. internet i telefony czy maile od znajomych to za malo…
a na dobranoc podjadam pyszne pomarancze – wielkie i soczyste, jutro bedzie salatka owocowa: pomarancze i kiwi z jogurtem
Witaj antku kluczniku zajeczy!
Magdaleno ja tez stwierdzam w stylu zachodnich lewakow „wszystko jest relativ”
a wlasnie ze nie, zajaczki byly sa i beda. chyba ze po mim trupie to ich nie bedzie
w zajaczki bawilismy sie zawsze wbardzo mlodych i pelnych fantazji latach. to byla zajecza faza i przypadala na ogol na wiosne. kicalismy na czworaka. na uszy zakladalismy skarpety po tygodniowym przebiegu. uszy staly niczym mlodemu na weselu.
tak jak robily zajaczki tak i my probowalismy obgryzalc drzewa. kladlismy sie na boku przy pniu. jedynkami dolnymi i gornymi nadgryzalismy owocowe drzewa. dlugo to nie trwalo z racji bardzo nie wygodnej pozycji.
wpadlismy wiec na pomysl by odzywiac sie wylacznie marchewka i kapusta. chrupalismy trzonowcami i mielilismy przezuwaczami. marchewka kapusta. kapusta i marchewka. trwalo to do momentu calkowitego nasycenia.
teraz juz nie pamietam kto z naszej czworki wpadl na wspanialy pomys by wydalajac to cosmy schrupali formowac w bobki. musze przyznac, ze to wyzwanie przekroczylo nasze umiejetnosci w owczesnym czasie. po przykrych i niezbyt udanych doswiadczeniach postanowilismy nie wracac do zajeczej zabawy.
z czasem zajaczki zaczeto pokazywac na szklanym ekranie. sloneczko baltyku ujrzawszy reporterskie kamery wymachiwal zajaczkami lewica i prawica. na przemian i naraz dwoma. wtorowaly mu przy tym autorytety intelektualne i moralne tamtych i pozniejszych lat.
ale tak naprawde, mozecie mi wierzyc badz nie, ale prawdziwe zajaczki sa tylko TU
wszystkie inne to farbowane
„Elita ? kategoria osób znajdujących się najwyżej w hierarchii społecznej, pod jakimś względem wyróżnionych z ogółu społeczeństwa. Elity mają często zasadniczy wpływ na władzę oraz na kształtowanie się postaw i idei w społeczeństwie.”
Jakoś trudno mi sobie wyobrazić elitę, która siedzi jak mysz pod miotłą i nie czuje się w obowiązku uczestniczyć w życiu publicznym 🙄
Antek,
koniec hibernacji?
przeczatalem jeszcze wczorajszy wpis.
troszeczke, ale to byc moze jest naprawde blachostka. w kazdym razie nie moge znalezc wspolnych dzwiekow w muzyce barokowej i zupie cebulowej. podobnie jest rowniez z zupa grochowa i z zupa fasolowa. do tego typu potraw bardziej pasuje marsz
chocby i taki
Antek, Antek, Antek
gdzie te elity?
po pierwszych wyborach elita byla i spoleczenstwo ja odrzucilo jak najdalej moglo, moze inni sie boja, nie wiem, wiem, ze kazdy Otto z tamtej strony granicy wartosci, a szczegolnie z Warszawy, zaprzecza, iz pewien kot to idiota, podobno to naj… najinteligentniejszy stwor politycznej sceny, sumujac trzeba sie przyznac do tego, ze nie ma ludzi ale takie wykrzykiwanie i wymienianie sznurkiem -szczyzn,- izmow -cji itd. uwazam za takie same pieniactwo wyniesione z zascianka, ktory sie krytykuje
bo moze zabraklo na cala flaszke
http://www.youtube.com/watch?v=XQsC8fO9Gj4&feature=related
http://content.sweetim.com/sim/cpie/emoticons/000201CC.gif
Ależ my jesteśmy malkontenci : po I wojnie „radość z odzyskanego śmietnika”, po II wojnie : nie takie wojsko przyszło, po 89-tym „jakie brzydkie chłopaki tę wojnę wygrały”
Zdzichu, jak to barok nie ma wspólnych dźwięków? Cebulowa, grochowa, fasolowa – proszę uprzejmie:
http://www.youtube.com/watch?v=_FXoyr_FyFw&feature=related ?
😆
Do jutra
Hibernacja?
Nie! byłem na takich obrotach, że jeszcze w głowie mi łomocze.
Teraz, jak ten prom kosmiczny, jestem w fazie kontrolowanego powrotu do zwykłej i nudnej codzienności.
Miejcie się dobrze!!
No i apiac zem sie zamyslil, choc to nie zdrowo na cycku jechac i rozmyslac. Dwudziestka piatka, o szostej rano, dostarczala cale ferajne na fabrykie. Te, co sie nie pomiescili w srodku, robili za winogrona na wszystkiem ktore pasowalo, zeby sie trzymac. Co i raz, jak sie dwa tramwaje mijali, mozna bylo temu, ktoren tyz wisial od srodka, i wlasnie nas mijal, w morde dac calkowicie bezplatnie. Jak zlecial, to zlecial, pieska jego dola. I tak nie dogoni.
Przygnietlo mie naraz do wagonu, hamulce zapiszczeli niemozebnie i tramwaj stanal.
-Wiesiek Nereczka zlecial !
Krzyczeli. Tumult sie zrobil, karetka przyjechala, ale nic zem nie widzial, bo mie jakis gruby panorame zaslanial. Tunel sie calen zatkal, rada w rade – poszlim piechota. Rozne ludzie, rozne rzeczy pletli – ze mu tylko obie giry obcielo, ale zyje; ze trup marny, nawet nie bylo co zbierac; ze lapiduch z karetki tylko reko machnal i zarzadzil: do kostnicy, temu juz nic nie pomoze….Cale szczescie, ze Wieskowi Wyborowa z kieszeni wyleciala, jeden podniosl i oddal. W bramie na Wolskiej otworzylim te flaszkie i – lzy zalosci nad Wieskiem lejac – ruszylim spowrotem do domu, bo jeden liter na czterech to mucha -ptaszek, ale dac takiego chucha majstrowi na fabryce, to moze byc od cholery i ciut ciut…O robote sie nie balim, bo wszedzie sie prosili, zwlaszcza jak fachowiec, ale zalosc nad Wieskiem nas polozyla.
Niedopite jakies takie sie poczulim to mowiem:
-Lolek, ty starozakonna sknero, zawsze dekujesz, to skocz i donies pozywienia ! Lolkowi dwa razy nie trza bylo powtarzac, sam tronkowa kolega byl, przytaszczyl. I zrobilim Wieskowi stype. Zeby bylo po Bozemu, z uszanowaniem. Lolek skrzypce z chalupy zalapal i jak nam zaczal grac, wszystkie zanieslim sie rzewnem placzem, jak bobry. A Lolek serca na polkie nie odkladal i takie smutki na tem instrumencie wywodzil, ze to co przyniosl, wyszlo poszlo i jeszcze trza bylo doniesc. Lolkowi lzy sie po polikach toczyli, na konierz sie lali, ze sie go pytam:
-Lolus, a ty nie przesadzasz z tem zalem ?
– Stad, z Maryniaka, dwa kroki na Muranow, a tam mnie hitleroszczaki skubane cale rodzine spalili…
Wychlipal. Nie bylo co dalej pytac.
-Choc tu, Lolus, do ojca !
Wychrypial stary Kadzidlo.
-W zalosci cie utule.
Wtaszczyl Lolusia na kolana, glowami sie podparli i chrap dali taki, ze u Siemiatkowskiej, pietro nizej, zyrandole sie mogli rozleciec.
-Matko przenajswietsza co jasnej bronisz Czestochowy, a co sie tu dzieje ?!
W drzwiach stala Nareczkowa a z niom – Wiesiek !
-Wiesiek, kurrrdebalans, tos ty z kostnicy nawial ?
Rzucilim sie pytac.
Nieporozumienie medyczne sie wydarzylo – odparl Wiesio – trupy jem sie pomylili.
Na te okolicznoscwyboru juz nie mielim. Joziek polecial po harmonie a Nereczkowa po sasiadki, zeby zagrychy dorobic. Lolek sie wytarl i takie nam zaczal majufesy na skrzypcach podrzynac, ze nogowie ruszyli sie przebierac, jak u tech chomikow na kolku, co jech pan Zabinski, w ZOO hoduje. Tance, zimne nozki i Wyborowa trzymali towarzystwo jak trza.
Naraz – Lolek zapatrzyl sie na moje Hanie i znowu – w ryk potezny:
-Wszystkie tu, katoliki skubane, zony macie, nozki i inne wybzdziuszki wam gotuja, a mnie – kto ?
Problem w rzeczy samej okazal sie byc powazny.
-Lolus, a ta na solidnem podwoziu, z WSS – tos wypedzil! Drugie, przewodniczkie pracy (a gustowny towarek byl, nie powiem) brunetkie zapalczywe – tyz ! To czego ty chcesz, Lolek ?
-Zeby byla blondyna z niebieskiemy oczamy i zadartem nosem ! Albo – albo ! Jak nie znajde, to nie znajde – do Franciszkanow pojde !
Grzech by bylo swoje moczymorde kochane, co i na skrzypcach umial i wogole, katabasom pod kropidlo oddawac. Poszukiwania sie zaczeli, od krola Zygmunta – do Wesolego pod Poniatoszczakiem. Wreszcie, znaszla sie jedna, co prawda nie rodaczka warszawska, z miasta Kobylki pochodzila, ale na stolowce fabrycznej takie klopsy ufaktyczniala, ze kazden jeden – a to kwiatek, a to bratek, prezenta jej nosil i o zamazpojscie zagadywal. Blondyna byla jak trza a dziurki od nosa prosto w niebo jej patrzyli. Zgarnelim pana Wacka, co limuzyna poniemiecka na holcgaz za taryfe robil i pojechalim do miasta Kobylki swatac Lolka z ta krolewna. Lolek sie w kosciolkowy ancug wbil, w ktorem – kiedy bez nas wystepowal – za Rudolfa z Walentynem mogl sie podawac.
-A jakby co, tego owego, sie udalo, to dzieci panienka zamiarujesz ? –
-Jak by byli podobne do pana Lolka, to z zamknietemy oczamy …
Odparla dyplomatycznie.
Zarcie, picie i muzykie pomine, i wesele cale, slub w USC tyz, bo proboszcz u swiety Teresy sie znarowil i sie uparl, ze on Lolka musi przechrzcic, a Lolek go poslal pan wisz gdzie a ja rozumiem – o malo do ciezkiego mordobicia z ministrantamy na plebanii nie doszlo.
Siedzielim, spiewalim, zyczylim sobie co se tylko dusza moze zamarzyc, a Joziek z kolezkamy grali
http://www.youtube.com/watch?v=SsGBr46em60
Z tych statystyk wynika ze w zwiazku z sytuacja ekonomiczna, populacja zajecza maleje a produkcja pasztetow rosnie.Coz,kiedys zajmowano sie hodowla krolikow i nutrii,dzis nastala moda na produkty organiczne.
Dobry wieczor Szampanstwu!
Z pokladu Cygneta donosi wasz samozwanczy sekretarz Rejsu!
W skrocie – dolecielismy prawie planowo, potem witalismy sie jak to rodacy sie witaja. Lecial Crown Royal.Dzisiaj robilismy przygotowania do rejsu – take juz solidne. W piatki sie nie wyplywa, powiedzial Kapitan. My jako zaloga sluchamy Kapitana. Nie mielismy wczesniej internetu, ale nadrobilismy, wszystko jest jak trzeba.
Pozwiedzalismy Miami troche przy okazji zakupow, poznalismy zone i syna Janusza, bardzo sympatyczne towarzystwo. Siedzimy a jachcie, popijamy rum (a coz by innego Kapitan serwowal), jutro z rana wyruszamy.
Bede donosic, na razie musze sprawdzic poczte – jestem nieco na glodzie komputerowym, ale nadrobie. Najpierw musze sprawdzic poczte.
Jutro postaram sie nadawac regularnie.
Nie bylo za cieplo, jak przylecielismy – znaczy, dla tych tutaj poludniwocow zimno, a dla nas no, moze nie upaly, ale lato. Robi sie coraz cieplej.
No to ide sprawdzac poczte, pozdrawiam wszystkich od Kapitana i zalogi!
Dorotol pisze:
…mieszanka bogoojczyźnianej kołtunerii, dulszczyzny, religianctwa, kultu jednostki, zaścianka, paternalizmu, hierarchicznego widzenia świata, represji, regresji, agresji, resentymentu, bezhołowia, bezkrytycznego poddania się najbardziej wstecznym sugestiom i nakazom, lizusostwa wobec Kościoła katolickiego…
Doroto może powinnaś wyjechać do jakiegoś sanatorium ? Widzę ostatnio ,że masz zszargane nerwy.
Pięć zajączków Antku lis trzyma w zamrażarce myśląc o ciężkich czasach. Gdy nadejdą to je rozmrozi i będzie się znowu nimi cieszył jak blog Twoim powrotem. I ja witam Cię radośnie.
Ahoj na pokładzie!!!
Młodsza z psem od 10 minut powinna być już w Świnoujściu, a ja się zabiorę za chwilkę do zacierania śladów po ich wyjeździe.Pokój dla Laurentiusa przygotowany, a teraz naszykuję ze 3 worki śmieci, które mi Młodzian do śmietnika wyniesie. Na obiad dostanie nogę kurzą, a na kolację bigos z kiełbasą, co to miał ją jeść Pepegor.. Słonecznie, a w tym słonecznym blasku widać, jakie okna brudne. Nic, tylko czyn partyjny trzeba ogłosić, bo wstyd i hańba.
Antek jak fajnie, że jesteś … może wpadniesz do Danuśki 16 marca i się wreszcie poznamy … 🙂
Miś Dorota cytowała innych … sama myśli o nas lepiej … 🙂
Alicjo pomachanko dla całej załogi…
szykuje się na bazarek przy Banacha …
miłego dnia … 😀
Oj, Misiek
Ty się doigrasz, ty…….
Gospodarzu,
sorry, ja też o statystyce 🙁 tym razem o zaginionych wpisach.
Z moich obliczeń wynika, że w pierwszym roku pisania blogu zamieszczonych zostało 269 wpisów, tymczasem z wpisu z dnia 1 sierpnia 2007 „Roczniak” wynika, jakoby ich było 277 😯
Co z brakującymi 8 wpisami? 🙄
Liczba komentarzy: według powyższego wpisu 6900, według mojej kwarendy 6829 (liczyłam wczoraj z mężem inżynierem 🙂 ).
W liczbie komentatorów nie ma rozbiezności – brak takiej informacji we wpisie. Z moich obliczeń wynika, że było ich 302. Oczywiście ten sam komentator może się kryć za różnymi nickami. Tego nie jestem w stanie stwierdzić. W archiwum są niestety, w wielu przypadkach, mylne daty przy wpisach. Dla przykładu „Stanisław” komentował jeden z ostatnich wpisów z lipca 2007 a przy jego nicku figuruje data: 2007-08-22 o godz. 14:13. Osoba pojawiająca się, jako nowa, tuż przed Stanisławem, odnotowana jest: ghdhgdhdhgdhg pisze:
2009-03-03 o godz. 07:16
Jednym słowem spore pozajączkowanie. I co z tym zrobić?
kod: e4e4 – czy to jakaś wskazówka? 🙄
Misiu Kurpiowski!!! Uwazaj bo zaraz do Ciebie przyjade! Przeciez to cytat piora slynnych klientow „liebrtynow”??? u Passenta, nawet w najgorszym nastroju nie mam zapotrzebowania na taki bluzg, przeciez teb luzg swiadczy o tym kliencie…
Pepegor,
czy zaglądałeś do poczty?
ten bluzg…
Jotko wyślę Ci mailem adres koleżanki z redakcji internetowej, która zajmowała się naszym blogiem. Tylko ona Ci może pomóc. Ja nie umiem liczyć nawet zajęcy, które zjada lis a co dopiero blogowiczów.
No dobra , nie zauważyłem 🙁
A sanatorium na koszt kasy chorych plus atrakcje nie jest złe.
Pan Lulek to mógłby do mnie przyjechać. Rehabilitacja zapewniona. Atracje również.
Na koszt własny oczywiście 🙂
Chyba, że się załatwi…
Poczytałam dyskusję u Passenta i jak zwykle odrzucił mnie słowotok 4-5 dyskutantów, wypisujących w barokowych elaboratach codziennie to samo do tych samych adresatów. Chciało by się zawołać : Panowie, umówcie się prywatnie na wódkę i dajcie reszcie pożyć spokojnie.
Teraz zostawię i ja blogowanie i zajmę się materialną stroną bytu. Laurencjusz odwołał przyjazd dzisiejszy i ja znowu zostaję z gotowym obiadem. Nic to – zjem jutro.
Antek 😀
Antek
Dokładnie nie policzyłeś.
Zające rozmnażają się 3 razy w roku. Jeśli populacja liczy pół miliona , a samica w roku ma około 10 młodych. to wychodzi 2,5 miliona.
(zakładając że połowa to samice). Zające osiągają dojrzałość płciową po 6 miesiącach…
No i kto tu liczyć nie umie? 🙂
Jeszcze raz o elitach politycznych w Polsce i gdzieindziej…
Bycia elitą trzeba się nauczyć (jak jazdy na rowerze… ) i nie jest to szybki process.
Tacy anglicy/brytyjczycy od 300 lat ćwiczą to bardzo intensywnie, a i tak daleko im do doskonałości 🙂
Wszystkim znającym angielski polecam biografię Williama Dampiera (A pirate of exquisite mind by Diana & Michael Preston) – bardzo przejrzyście pokazane są mechanizmy ówczesnej polityki (do złudzenia przypominającej wydarzenia w RP od 20 lat). Dodatkowo przedstawiono listę korzeni i przypraw z dalekiego wschodu które dobrze się sprzedawały w Londynie (300 lat temu)…
Pozdrawiam z drugiej strony – Paffeu
Witaj Paffeu ; zaglądaj do nas.
Zjadłam wczesny obiad i teraz chyba utnę sobie drzemkę (poszłam spać o 2.00 w nocy) W charakterze obiadu zagrzałam sobie jedną z tych „atestowanych” kiełbas i małą porcję bigosu. Nóżki kurczacze zostawiłam na jutro. Powiem Wam coś – ta kiełbasa, to produkt regionalny UE. Dopóki taka kiełbąsa mojej roboty jest o 2 klasy lepsza, niż ta „profesjonalna”, dopóty UE nie zasili tysiącami turystów naszego regionu.
Misiu kurpiowski !
Ewentualnie mozesz sie mnie spodziewac na poczatek przyszlego sezonu sniegowego. Wezme i uzbroje w wózeczek dwókolowy ten bezpanski rower i pojade metoda ekologiczna zabierajac wszystkie sloiki do napelniania i jakac butelczyne na rozgrzewke. Zakladajac srednie tempo okolo 20 kilometrów na dzien, zajmie mi to okolo 50 dni. Okraglo liczac dwa miesiace. Ruszajac wczesna jesienia trafie na poczatek zimy.
No i co Ty na to powiesz.
Ekologiczny wlóczega
Pan Lulek
zarazone tematem zajaczkowym bylysmy w parku na spacerze i ogladalysmy norki zajecze lub krolicze, zwierzatek nie bylo widac ale kwatery sa i widac, ze sa uzywane
a w noc snilo mi sie, ze pracuje, sadze i mam nawet juz zielone rosliny w ogrodku…
Pyra już się pochwaliła co na obiad, to ja też to zrobię, ale od razu zaznaczam, że Pyra by raczej tego nie tknęła, bo to będzie „morskie” curry: halibut i owoce morza
7:50
Odpalamy maszyne i powoli bedziemy kierowac sie na ocean. Kapitan przt sterze, majtek gdzies na pokladzie, a sekretarz przy klawiaturze.
Troszke jeszcze chlodnawo, 15c, ale to dopiero poranek. No i dzisiaj ma sie ocieplac, nie mowiac o tym, ze przeciez wybieramy sie na poludnie.
OK, ide obserwowac okolicznosci przyrody. I wypasione domy milionerow na wybrzezu.
Pozdrowienia od calej zalogi!
Alicjo, Jerzorze i Cichale udanych, niezapomnianych wakacji!
Dziekujemy! Siedzimy na plytkim i czekamy na wieksza wode. Chyba czas na sniadanie?Dla naszej jednej lajby podniesli potezny most. setki samochodow staly i prawdopodobnie kleli w zywy kamien na zeglarzy.
nemo pisze:
2010-03-05 o godz. 23:13
?Elita ? kategoria osób znajdujących się najwyżej w hierarchii społecznej, pod jakimś względem wyróżnionych z ogółu społeczeństwa. Elity mają często zasadniczy wpływ na władzę oraz na kształtowanie się postaw i idei w społeczeństwie.?
Jakoś trudno mi sobie wyobrazić elitę, która siedzi jak mysz pod miotłą i nie czuje się w obowiązku uczestniczyć w życiu publicznym
Nemo,
piszę to bez cienia sarkazmu, z całym szacunkiem: a Ty czujesz taki obowiązek? Czujesz go wobec polskiego społeczeństwa? Jak się z tego obowiązku – konkretnie – wywiązujesz?
Paffeu,
miło, że wpadłeś 🙂
Żaglarzom dobrych wiatrów 🙂
Jotko, Jotko przy calej sympatii, czasami nie mozna sie wywiazac z tego obowiazku, bo zawsze sie znajdzie „madrzejszy” patafian (mesiasz, ludowiec, patriota i liebertyn) i cie poprostu zdyskwalifikuje sobie tylko przyjetymi metodami ponizej pasa, ktore oddzialowuja na innych patafianow,
a jesli chodzi o Nemo to spelnia ona w pewnym sensie swoj obowiazek, bo zyjac na emigracji jest przyzwoitym czlowiekiem.
Doroto, Doroto,
a czy nie zauważyłaś przypadkiem, że pytanie nie było skierowane do Ciebie?
Chyba nie sądzisz, że Nemo nie potrafi mówić? Czyżbym przeoczyła tu jakieś oświadczenie woli Nemo, mianujące Ciebie jej adwokatem?
a ja chcial Ci zwrocic uwage, ze fakt bycia przyzwoitym czlowiekiem to tez obowiazek
Małgosiu – halibuta Pyra chętnie; ryby na tony, tylko te tam co okiem łypią i wąsami na talerzu ruszają….
Jotko – Nemo pojechała do znajomych na drugą stronę gór.
Jotko,
bardzo serdecznie Ci dziękuję za zaliczenie do elity 😯
Jak ja wykonuję oczekiwany od elit obowiązek wobec polskiego społeczeństwa?
Przede wszystkim nie obarczam tego społeczeństwa żadnymi obowiązkami wobec mnie, nie mam nawet polskiego dokumentu tożsamości tzn. mam, ale nieważny od 20 lat 🙄
Żyjąc na obczyźnie nie szkaluję mojego kraju pochodzenia, a wręcz przeciwnie, staram się wzbudzić doń sympatię i podziw w miejscowym ludzie. Dziecku przyswajam język i kulturę mojej ojczyzny, próbuję zainteresować historią i obyczajami.
Nie wiem, czego moja ojczyzna jeszcze ode mnie może oczekiwać poza niebotycznymi sumami za polski paszport 🙄
Dorocie dziękuję za ujęcie się za mną pod moją nieobecność 🙂
Miałam wrócić dziś późnym wieczorem, ale gwałtowny nawrót zimy pomieszał nam trochę plany i przymusił do niespodziewanie krótkiej, ale pełnej emocji podróży. Wredna zima nagle i podstępnie oblodziwszy zakręty po drodze do Simmentalu, niespodziewanie rzuciła naszym autem o barierkę, zakręciła z fantazją i jak już pozwoliła się zatrzymać, to stwierdziliśmy, że trzeba jechać do domu, powiadomić firmę ubezpieczeniową i rozejrzeć się za nowym autem 🙁
Jak już otrząsnęliśmy się z pierwszego szoku, pojechaliśmy do następnego skrzyżowania i zawróciliśmy w stronę domu. Gdy mijaliśmy miejsce naszej kolizji, stało tam kolejne auto obrócone o 180 stopni, a obok radiowóz 😯 Droga na szczęście była dwupasmowa. Nie wiem, co by to było, gdyby naprzeciw naszego tańczącego na lodzie auta nadjechały inne samochody 😯 Tam zawsze jest duży ruch.
Po kilkuset metrach jazdy skręciliśmy na autostradę w stronę domu, a tam był już korek spowodowany następnymi wypadkami. Na pasie awaryjnym policja ustawiała znak ostrzegawczy o zwężeniu drogi, więc skorzystaliśmy z okazji i zgłosiliśmy nasz wypadek. Po opisie kolizji policjant zapytał:
– Uszkodziliście barierkę?
– 😯
– Musimy sprawdzić 😎 Jedźcie za nami!
Ruszyliśmy tym pasmem awaryjnym i jechaliśmy w gęstej śnieżycy mijając samochody wbite w barierkę między pasmami ruchu, aż do kolejnego zjazdu i z powrotem na miejsce naszej kolizji. Barierka nie wyglądała na uszkodzoną, ale policjant obejrzał z bliska i powiedział, że jest szkoda i będzie rachunek. Przyniósł nam też nasz urwany zderzak i powiedział, że wobec oczywistej sytuacji atmosferycznej odstąpi od innych czynności (czyli nie da nam mandatu). Na naszą uwagę, że jezdnia nagle jest czarna i mokra, powiedział:
– A, bo solarka przejechała…
To tyle na razie. Idę strzelić sobie drugi koniaczek.
Pyro, przecież na talerzu to wąsami już nie ruszają 😀 Ale dla Ciebie można oczywiście zrobić wersję bez bez wąsów 🙁
Oj, Nemo, to mieliście przeżycia!
W Szwajcarii z barierkami to tak mają, że jak jest uszkodzona to dopóki jej nie naprawią to ruch jest wstrzymany. Stałam kiedyś przez to w gigantycznym korku na górskiej przełęczy.
To była przełęcz Św. Bernarda
Idę zrobić to samo, co Nemo, czyli wypić coś (może Jotkową nalewkę ziołową) bo mi bigos obiadowy dokucza. Ten policjant szwajcarski błysnął takim poczuciem humoru, że ręce opadają. Nie jest winien ten, co za drogi odpowiada, tylko ten, co barierkę uszkodził.
Nemo,
oczywiście, że należysz do elity: „kategoria osób znajdujących się najwyżej w hierarchii społecznej, pod jakimś względem wyróżnionych z ogółu społeczeństwa”. Twój potencjał intelektualny sytuuje Cię tam, czy chcesz tego czy nie.
Nie ma potrzeby żeby Dorota, czy ktokolwiek inny „ujmował się za Tobą”. Zadałam pytanie powodowana li tylko potrzebą poznawczą, żadną inną. Wyjaśnię to szerzej później, teraz muszę do obowiązków. Wróce do tego zagadnienie, bo jest dla mnie bardzo ważne.
To był mój pierwszy w życiu poślizg i kolizja 😯 Nie wiem, ile sekund to trwało, ale dla mnie strasznie długo.
Samochód jest pokiereszowany z lewej strony, drzwi lewe tylne nie dają się otworzyć, skrzywiony pewnie jest też drążek sterowania, bo auto jechało niby prosto, ale przy kierownicy skręconej lekko w prawo 😯 Osobisty byłby pojechał dalej przez te góry, ale z lewej strony stłukły się lampy i nie działały światła hamowania… 🙄
Radio melduje dziś setki kolizji, a panienka z ubezpieczenia powiedziała, że od rana przyjmuje tylko zgłoszenia o wypadkach i że powinniśmy się cieszyć, bo o własnych siłach wróciliśmy do domu. Samochód pewnie pójdzie na złom, bo jeśli koszt naprawy przekroczy jego wartość, to dostaniemy tylko jego wartość 🙁 Wczoraj Osobisty zamontował nowe wycieraczki, w styczniu – nowy akumulator, a w grudniu zrobiliśmy mały remont przed kontrolą techniczną 🙄
I jeszcze dzisiaj zatankowaliśmy do pełna…
Eh…
Miś – No dobra, nie zauważyłem – a przepraszam to gdzie?
Paffeu witaj … 🙂 a skąd jesteś?
nemo cieszę się, że barierka wytrzymała …
na bazarku byłam ale nieco rozczarowana jestem … jutro napiszę bo właśnie wnuczka do mnie zawitała na nocowanie … 🙂
Dobry początek szkod że tej akcji nie wsparły władze dzielnicy ani
zarządca bazaru czyli ZGN pewnie by wyszło jeszcze lepiej .
Może gdyby było więcej organizatorów ( także mieszkańców ) nie byłoby rozczarowania .
Czekamy na więcej takich inicjatyw .
Juz pijecie?! Ja tez, niby mozna bylo od 12-tej, ale wykonalam robote i zasluzylam na piwo. Cwany Kapitan rano degraduje mnie do cooka, potem jestem znowu pierwszym oficerem. Potem apiat robi mnie bosmanem, bo treba pozeszywac daszek nad sterem. Znowu jestem pierwszym oficerem, tylko cholera wie, na jak dlugo.Juz plyniemy na zaglach, wyszlismy na Biskeyn Bay.
Slonce daje niezle, ale jeszcze nie syrenie, bo jest kapke wietrznie. Kiwa pod tymi zaglami, ale chyba z czasem sie przyzwyczaje do pisania w takich warunkach.
Ide poczytac do tylu, bo widze, ze chlacie nie o umowionej porze – zdjecia robie, bede je mogla chyba zamiescic, o ile Jerzor zainstalowal mi filerunner. Wszystko powoli sie ulozy, na razie sie przyzwyczajamy, ale dobrze nam idzie poki co.
Znakow diakrtycznych tutaj nie mam, niestety.
Pisza o elitach a ja nic nie rozumiem. Jeszcze gorzej jak o emigrantach. A jak ktos ucieka cale zycie to niby kto. Moze wieczny tulacz.
….”Jedzmy, nikt nie wola”….
U nas plasko, poza jadacymi pod prad zgodnie z radami systemu nawigacyjnego brak wiekszych kolizji. Tyle, ze czasami stadami laduja helikoptery i przebijaja sie karetki pogotowia.
Z lekka zagubiony po sortowaniu walizy lekarstw do Polski.
Pan Lulek
Dziędobry na rubieży – piękna pogoda u nas i słoneczko świeci aż miło. Byłam dziś rano (12.00 + licentia poetica) na spotkaniu ze mną, a potem wyniosło mnie do Nowego Warpna, bo na widok tego słoneczka musiałam się przejechać. Pobrałam po drodze przyjaciółkę i udałyśmy się do ulubionego baru na ulubiony rosołek z leszcza z pierogami z tegoż. I na pierogi z kapustką oraz grzybami. Jak się je rosołek 70 km od domu, to od razu lepiej smakuje. Ten z leszcza to boski delikates.
No i skończyło się babci tańcowanie, teraz młoty do roboty.
Słoneczko zaszło, to jakoś usiedzę… 😎
Nemo, Doroto,
o to mi właśnie chodziło, że „uczestniczenie w życiu publicznym” może mieć różny wymiar. Bycie przyzwoitym człowiekiem, rzetelne wypełnianie swoich codziennych obowiązków nie musi oznaczać „siedzenia, jak mysz pod miotłą”. Wydaje mi się, że nieustanne nagłaśnianie wszystkiego przez mass media nauczyło nas myśleć, że „uczestniczenie” musi się wiązać z „nagłośnieniem i upublicznieniem”.
„Elity mają często zasadniczy wpływ na władzę oraz na kształtowanie się postaw i idei w społeczeństwie.?
Często dopiero po długim czasie okazuje się kto, co , tak naprawdę miało wpływ na kształtowanie się postaw i idei. Nie zawsze są to ci, wokół których jest najwięcej hałasu.
Nemo,
najważniejsze, że wyszliście cało z poślizgu. Wspólczuję, paskudne uczucie. Wczoraj mój Ślubny miał stłuczkę.
Nisiu,
czy mówiąc o barze w Nowym Warpnie, masz na myśli, taki niepozorny baraczek z mnóstwem starych zdjęć w środku?
Della/Alicjo,
jakie piją? Dysputy mądre a pożyteczne prowadzą, ot co 🙂
W Poznaniu było prześliczne słońce, ale już ok 14.00 zachmurzy.o się okropnie; w domu włączyłam światło. Kończy mi się chleb, więc zadzwoniłam do tej małej mojej pomocnicy : czy Roksana może pójść mi do Samu po chleb? Może. Wręczyłam małej 20 zł (drobniejszych nie miałam) i mówię, żeby kupiła chleb, wysłała totka (też w samie) i kupiła dla siebie coś słodkiego, jakieś jajo – niespodziankę, żelki albo to , na co będzie miała ochotę. Wróciła bez chleba – ewidentnie zapomniała, ale mówi, że nie było. Zamiast jednego zakładu totka – wysłała 4 pojedyńcze – i kupiła sobie podwójną czekoladę. W efekcie moje szanse totkowe wzrosły czterokrotnie, Roksana czekoladą może potraktować całą rodzinę, a Pyra nie ma chleba.
Pyra może sobie powiedzieć: ” nie samym chclebem …
Miłam wujka mieszkającego w jednej ze stolic europejskich. Kiedy przyjeżdzał w odwiedziny, bardzo nas wszystkich strofował, za to, że nie jesteśmy dość patriotyczni. Natomiast swojej córki nie nauczyli – żona też Polka – mówić po polsku, uważali , że to zbyt trudne skoro obydwoje pracują 🙁
Jotko, tak, to bar Argus, o którym dowiedziałam się od przyjaciela pracującego w Urzędzie Morskim. Klimatyczne miejsce, choć barek skromniutki. Okazuje się, że mnóstwo ludzi ze Szczecina go zna i ten rosołek tam rąbie. Prowadzą go dwie siostry. Pieką pyszne ciasta – dziś były faworki na deser.
Jesl dwoje rodzicow jest Polakami – zaden problem, zaden wielki wysilek , to sie robi jak najbardziej naturalnie.
Panowie znowu wpuscili mnie w kanal, to znaczy w zrobienie lunchu, a lajba posuwa na glupim Jozku wedlug automatycznym wedlug komputera. No i Kapitan z majtkiem pija piwo na pokladzie, skubancy.
No to ja tez dorwalam sie do piwa i spokojnie przerabiam sprawy na komputrze.
Kapitanowi pelnomorskiego jachtu przypominam tylko, ze najbardziej surowa kara nie jest wbrew pozorom przeciaganie parzygnata pod kilem tylko sciaganie majtkowi majtek przez glowe. W przypadku czlonka zalogi plci damskiej kare wymierza Kapitan osobiscie nie dopuszczajac do tej wymiarki ani bosmana a tym bardziej ciesle okretowego.
….”Dawnych wspomnien czar”…
Pan Lulek
Nisiu,
ja też tam byłam i piwo piłam 🙂
Zima wróciła!
Wykorzystaliśmy dzień adekwatnie http://picasaweb.google.de/pegorek/BilderCasio02#5445586104844007762
Doczytałem się końca wpisów wreszcie.
Nemo, no wiesz! Bądźcie szczęśliwi, że to tak się dla Was skończyło. Macie pełne casco? Bo inaczej ubezpieczenie zapłaci tylko szkodę na barierce. Po jezdni tańczy się w zasadzie na własny rachunek.
Też teraz wracaliśmy z gór w śnieżycy i na trzecim biegu, i jezdnia była chwilami bielutka.
Żaba milczy i nie wiadomo, czy Małej i Palomie dobrze poszło, czy nie bardzo. Ja dzisiaj toastuję na rzecz Zięcia czyli Matrosa, małą amazonkę mogę dopisać. Dzisiaj mam bardzo malutkie toasty (i ostrożne) po południu wypiłam jakiej 40 ml Jotki ziółek ( a mocne toto) teraz naleję sobie malutko orzechówki Żaby. Tu muszę zaznaczyć, że tej orzechówki przywiozłam pół musztardowego słoiczka i jeszcze mam. Nie ma to, jak Zgagowy kroplomierz
piszcie sobie piszcie o sobie zle a tu taki niejaki Kowalski, emigrant zalosny z roku 1902, jeszcze za swojego zycia sprawil sobie i dzieciom taka oto kamieniczke w Berlinie, ktora byla w posiadaniu rodziny Kowalskich do roku 1999
http://picasaweb.google.com/dorotadaga/KamieniczkaKowalskiego#5445593354397940562
Dorotolu, a teraz co z Kowalskimi? Ród wymarł?
Jotko świetnie, chętnie wpadniemy.
Zamelduję sie, jak sprawa będzie konkretniejsza.
do roku 1999 mieszkala i zyla z tego domku bezdzietna corka, dwaj synowie umarli wczesniej i co do potomkow to nie moglam jeszcze ustalic, choc trzeba zajzec w „grundbüchern”, kto ten dom i plac obok sprzedal
Pepegor pokazal nam Swiatynie Wang z podwójnymi scianami. Czy obok, troche nizej istnieje jeszcze kawiarnia Sloneczna z pieknym widokiem w dól i swego czasu wspanialymi ptysiami.
Nie ulega najmniejszej watpliwosci, ze dzisiaj jest wielokrotna okazja.
Panie. Panowie i Wy blyskawicznie dorastajaca mlodziezy
Toast !
Pan Lulek
Pyro to nie twoja rodzina oni byli poddanymi pruskimi z okolic Bydgoszczy
Dorotolu – jasne, że nie moi. Moi byli ze wsi Smolnice na G.Śląsku, a potem z Zabrza, Pawłowa i Wirka. Też dziwnie porozkładały się geny: było ich 5 chłopaków : jednego rodzina się wyrzekła (renegat; wyemigrował do Niemiec, zmienił nazwisko na Buchwald); drugi z kolei nie miał syna, tylko jedną córkę, mój Ojciec miał 2 córki i jednego syna (jego wnuk to jedyny Kowalski w tym pokoleniu), kolejny miał syna i córkę, syn jak dotąd wnuka, chłopca nie ma; ostatni zginął w starciu pod Wiedniem z A.Czerwoną – właściwie zaginął; nie było go ani na listach poległych, ani plennych. I kto by przypusczał – z 5 młodych mężczyzn po 50 latach jest jeden, jedyny dziedzic tej linii rodowej.
Pyro moze nie renegat, moze byl pod naciskiem
A jednak renegat, Dorotolu. To było grubo przed wojną. Józek (Zeflik) był już żonaty i miał 3 synów. Pracował w kopalni Walenty Wawel (jak oni wszyscy prócz mego Ojca) był pyskaty, niepokorny, stracił pracę i dostał eksmisję z familoka. Zabrał meble, swoje dzieciaki i Annę i rozłożył się obozem pod ratuszem (nie wiem, które to było miasteczko śląskie) Po dwóch dniach usuwała go stamtąd Policja. Więc się Zeflik obraził na Polskę; wykrzyczał, że żałuje Powstania (trzech ich Dziadek zabrał, najstarszych, byli pod Anabergiem) powiedział, że teraz będzie Niemcem. Wyjechał do Nadrenii dostał pracę i mieszkanie, zmienił nazwisko. Nigdy, żaden jego list nie został w domu otwarty – były natychmiast wrzucane w palenisko. Dziadek sobie zastrzegł, że jak będą go chowali, żeby nikt nie ośmielił się Zefka zawiadomić. No i tak zerwano wszelki kontakt. Być może gdzieś tam mieszkają jego wnuki.
Panie Lulku,
to nie Bierutowice i nie Świątynia Wang. Zdjęcie zrobiłem dzisiaj, pięć godzin temu w Hahnenklee, niewiele więcej niż 100 km odemnie stąd. Fakt, że inicjatywa do zbudowania tego kościółka wyszła z tego, że ktoś kiedyś się zachwycił się Świątynią Wang.
ale przedsiebiorczy byl, nie zaprzeczysz
Ala pierwsza w L 10 i szósta w P 10, ale z dobrym punktowo wynikiem. Brawo Ala i Paloma! W pierwszym konkursie (oba na styl z oceną jeźdźca) sędzia skomentował, że to pierwsze miejsce to bardziej zasługa konia, hi, hi… Wielkie dzięki za trzymanie kciuków!!!!!!! Skutkuje! jeszcze poproszę jutro!
Blogowisko Kochane!
Ja się skaleczę! Właśnie zasiadłam na moment przed kompem, bo cały dzień w biegu, nawet maszynerię wyłączyłam. Zaczęłam rankiem od wypuszczania Czandora na świeże powietrze, potem razem z panienką pojechałysmy do zaprzyjaźnionej stolarni zabierając deske do obrobienia i pocięcia na kawałki potrzebne do mocowania zasuw. Rzecz w tym, że wczoraj oprócz zawiasów odebrałam też zamówione zasuwy, ale okazały sie nieco inne niż te które kupiłam wcześniej, to znaczy są obustronne, czyli pasują na każde drzwi, ale mają większy rozstaw dziurek do przykręcania i kawałki desek jakie miałam są zbyt wąskie, żeby wkręty dobrze się trzymały. Znalazłam szerszą deskę, ale taką prosto przetarcia i trzeba ją było wyheblować i wyrównać. W stolarni trafiłśmy na przerwę pierwszosniadaniową i przy kawie z miodem (stolarnia jest przy pasiece) wspominaliśmy stare dzieje – z jednym ze stolarzy znamy się od mojego przyjazdu do PGRu, razem jeździliśmy konno, on jeszcze wtedy chodził do podstawówki a jego rodzice mieszkali też w palacu na piętrze obok mnie, czy też raczej, ja obok nich.
W samo południe zadzwonił kowal, ze właśnie jedzie do mnie. Wcale mnie to nie ucieszyło, bo konie wszystkie już się rozeszły po pastwiskach, korzystając z ładnej pogody wygrzewały się na słońcu i wcale nie miały ochoty dac się złapać. Może i dlatego, że łapanie ich spadło w większości na panienkę, bo ja się zabrałam za osadzanie drzwi. Krążyłam między stajnią, gdzie kowal rozczyszczał kopyta a drzwiami i łapałam co bardziej oporne konie. Trochę mi się śpieszyło, bo świekra mojej córki właśnie była u nich z wizytą przedwyjazdową (była w sanatorium) a ja się jeszcze z nią nie spotkałam i trochę byłoby źle przyjęte gdybym tego nie zrobiła, a ona chciała zdążyć na kolację. Już kończyłam z drzwiami, zostało mi jeszcze przykręcenie do ościeżnicy tego kawałka, w który się wsuwa bolec od zasuwy. Trzeba to zrobić dokładnie, bo inaczej bolec się nie wsunie (nie ma żadnego luzu i tolerancji) i drzwi się nie zamkną – oczywista oczywistość. W tym momencie nadszedł kowal z pomocnikiem:
-Ojej, to pani sama te drzwi robi?
– Sama robię, bo nikt mi nie zrobi tak jak ja chcę i boję się zeby mi ich jakiś facet nie sp..przył.
-Ale ja nie mogę patrzeć jak kobieta się szarpie z taka pracą – tu złapał za wiertarkę, mimo moich protestów i razem z pomocnikiem, wspólnymi siłami wywiercili dziurę a następnie przykręcili ten kawałek. Niestety nie do końca dokładnie. Kowal to on jest bardzo precyzyjny, ale stolarz to już nie. Myślałam, że ich pogryzę taka byłam wściekła. Drzwi się oczywiście nie dają zamknąć na zasuwę, a ja teraz myślę jak to poprawić i jak z tego wybrnąć, i ciągle mną telepie.
Strzelę sobie lufę.
Jutro o tym pomyślę.
Pepegor,
mamy „Vollkasko” 😎 Od lat już dyskutowałam z Osobistym o rezygnacji z kasko w ogóle, przy takim starym gracie, ale jakoś siłą inercji tak zostało 🙄 Teraz się przyda 😉 Nasz przyjaciel w Bazylei ma podobnie starego Landrovera Discovery i już od paru lat zrezygnował z kasko, ma tylko OC, bo to muszą mieć wszyscy. W poniedziałek oddamy auto do warsztatu i się dowiemy, czy naprawa wyjdzie taniej od zezłomowania. Szkoda nam, bośmy się przywiązali do grata i liczyliśmy na dalsze 2 lata użytkowania…
Nic to. Jak zobaczyliśmy w TV, co się dzieje na helweckich i niemieckich drogach, to i tak mieliśmy sporo szczęścia 🙄
Zabo trzeba go bylo przynajmniej poddusic niby z radosci, ze Ci pomogl, schrzanic jest latwiej niz naprawic
Wyrazy, Stara Zabo, na drugi raz nie dawaj chlopu roboty do reki, chyba, ze jestes pewna umiejetnosci.
Wychodzi na to, ze jeszcze okolo 3 godzin zeglowania, bedziemy na kotwicy. Na kolacje bedzie kasza gryczana z sosem grzybowym, do sosu dodam troche miesa, przesmaze z cebula i czosnkiem, do tego wykombinuje salate pomieszana. Mamy dzien winny dzisiaj, przerozny wybor win, bedzie czerwone, merlot lub cabernet.
Kapitan zapali swiece, bedziemy mieli koncert szantow Porebskiego, nie znam, ale Kapitan zna osobiscie artyste oraz tworczosc.
Cesarska, 22C , spokojna woda, wiatr wystarczajacy, niebieskie niebo, slonce.
Nemo, dobrze, że Wy wyszliście cało. To jest strasznie głupie uczucie jak samochód zaczyna sunąć nie reagując na nic i wydaje się, że to trwa wieki.
Hej, tam na Cygnecie! Ale Wam dobrze!
Jak ja im zazdroszczę tego nieba , +22, i reszty.
Żabo – Ty pomyśl w czym mogłabyś pomóc Kowalowi, żeby się przez tydziień nie pozbierał z radości.
Alicjo – ten facet nazywa się chyba Poręba, nie trzeba mu dodawać „ski”
Alicjo, ja tam żadnemu chłopu nie wierzę w sprawie wrót do stajni. Może nie jestem taka ortodoksyjna w sprawie wierzeji (jedna wierzeja?) do stodoły, czy też hali, ale one są powyżej moich możliwości udźwigu, chociaż już kombinuję jak by je samej zrobić, może w następnym roku.
Teraz to on się nie pokaże przez trzy miesiące, jak znam życie. A potem mi przejdzie.
Dziś odwiedziliśmy naszą panią od ubezpieczeń i zostawiliśmy u niej sporą kwotę mimo pełnych zniżek i dodatkowych rabatów .Ale wyznaję starą zasadę ” przezorny zawsze ubezpieczony ” ,tym bardziej że w przeszłości zdarzały się nam kolizję / nigdy z naszej winy /.A taka sytuacja , w jakiej znalazła się Nemo ,może przydarzyć się zawsze . U nas nad Zatoką Gdańską zima powróciła i poza miastem drogi są białe . Wczoraj wieczorem pojechaliśmy do teatru .U nas przed domem odśnieżone ,pomyślałam ,że przed teatrem też będzie sucho ,więc w ramach protestu przeciwko zimie włożyłam szpilki ,bo jechaliśmy na premierę .I tak rzeczywiście było .Tylko zdziwiłam się bardzo wychodząc po spektaklu ,bo w tym czasie napadało sporo śniegu .Trochę głupio wygladałam ,ale doszłam do samochodu bez problemów .Ale bez mężowskiego ramienia byłoby to trudne .Takie są problemy zimowych elegantek .
Na szczęście spektakl – „Fantazy ” Juliusza Słowackiego całkiem mi się podobał . Ale spotkalismy w teatrze znajomą teatrolożkę ,osobę bardzo miłą .Wolę jednak spotykać ją gdzie indziej ,bo jej bardzo rzadko podoba się jakaś sztuka wystawiana w trójmiejskich teatrach .Tak też było tym razem .Ja na szczęście ,jako zwykła miłośniczka teatru ,nie jestem tak krytyczna jak ona .
Jutro zaś wybieramy się do kina na ” Alicję w krainie czarów „.
OK Żabo,
wycofuję wszystko co wyrażałem o tych tam Twoich konstrukcjach i o śmiesznych kotewkach jakie proponowalem. Jak pokazałaś fotki, a bardziej jeszcze jak przypomniałaś, o co tam właściwie chodzi i z kim się ma do czynienia. Szapoba!
Teraz spróbuję się zmierzyć z pytaniami Jotki. A jest tego hoho! 3 x 9 = 27. Obawiam się, że odpowiedzi będą zdawkowe
Ja nie znam, to sie myle, Pyro.
Mamy waskie przejscie, 6 stop pod kilem. Se lodka plynela, patrzymy – czlowieka ni ma. No zeszlismy z trasy, pewnie trzeba bedzie ratowac omdlalych z glodu kubanskich uciekinierow.
Lodka okropnie prymitywna, jak podplynelismy blizej – wiosla sa, kapok – i nic wiecej. Nawet nie oplacalo sie zgarnac te lodke. A mala byc dla nas, zebysmy z powrotem sobie do Kanady. No ale takiej lodzi ja bym nie wierzyla.
Literoowki – bo troszke kiwa i nie chce mi sie wszystkiego poprawiac.
Pytanie Kulinarne!
Kapitan pyta, co robic, zeby chleb (obojetnie jaki) pieczony w maszynie do pieczenia chleba nie kruszyl sie.
Czy ktos ma doswiadczenie z tym maszynami do pieczenia chleba?
Piecze Żaba i Małgosia W. Żabie też na początku nie wychodziło, a rzecz polega na ilości dodawanej wody. Poczekaj, aż Żaba sie odezwie.
Uffff, ogladam pierwsza czesc filmu pt. Ucieczka, o ucieczce Niemcow z Prus Wschodnich, dobra obasada, sama kupa nieszczesc wlasnie przebrneli przez zatoke, bo wszystko juz bylo zajete przez Sowietow
Ja piekę normalnie, w piecu i się nie kruszy, ale czasem wychodzi plaskaty 🙄 Wczoraj upiekłam ciabattę na tym fermencie „biga”, co opisywałam i wyszła jak we włoskiej piekarni.
Doroto, Osobisty też ogląda, a ja mu mówię, zobaczysz, jakiś wóz utonie w przeręblu 😎 I co? 😯 Nie na moje nerwy 🙄
Matka Oskara z „Blaszanego bębenka” też tam jest 😎
Przyjechało dziecko z Geologiem. Przywiózł Glenfiddicha, porównujemy organoleptycznie z Bushmillsem.
Glenfiddich lepszy
Alicjo-Delicjo. Poręba nazywa się Porębski, tylko wszyscy mówią do niego Poręba. Wygląda i śpiewa tak:
http://www.youtube.com/watch?v=NW3JJ8IiL1E&feature=related
Ważne: to, co on śpiewa solo, to nie szanty. To jego ballady. Szanta jest WYŁĄCZNIE pieśnią pracy z pokładu wielkich żaglowców. POwstała po to, żeby ludzie równo pracowali – ciągnąc liny, pchając kabestan, podnosząc kotwicę z dna i tak dalej. Szantymen śpiewał zwrotki, wymyślając ich na poczekaniu tak wiele, żeby starczyło dopóki trwała praca – załoga powtarzała refreny. Polskich oryginalnych szant nie było, bo nie mieliśmy floty, kiedy żaglowce królowały na morzach. W ciągu ostatnich trzydziestu lat przetłumaczono i zaśpiewano ich setki. Oprócz szant na pokładach śpiewano pieśni czasu wolnego, zwane też pieśniami kubryku – tu panowała dowolność. 😆
nemo tez nie na moje nerwy ale narescie film z dobrymi aktorami i fabula taka, ze maja okazje grac
Piekę chleby w maszynie, nie kruszą się , ale czasem są nieco wklęsłe.
Mogę podać przepis:
0,5 kg mąki (różne mieszanki razowa+pszenna, graham itd)
1 łyżeczka drożdży
1,5 łyżki cukru (miodu)
1.5 łyżki mleka w proszku
2 łyżki oliwy (ja używam oleju z pestek winogron)
1.5 łyżeczki soli
360 ml wody.
Zasada jest taka, że najpierw idą mokre składniki, potem suche, ale nie należy sypać soli na drożdże.
http://img.dailymail.co.uk/i/pix/2007/05_02/cuttysarkG2105_468x372.jpg
Na takich pokładach śpiewano szanty.
To jest szanta klasyczna
http://www.youtube.com/watch?v=YvBHdw-EqLM
Mam wrażenie, że śpiewa solo Stan Hugill, ostatni szantymen z wielkich żaglowców (zmarł kilka lat temu). Nie podpisali, łobuzy, ale to prawie na pewno on.
Nie wiem, mi się nie kruszył tylko rósł i padał. Pierwszy raz bardziej, drugi mniej a trzeci już był całkiem taki jak powinien, ale wszystkie się dawały zjeść. Tyle wydedukowałam, ze trzeba dać tylko tyle wody, zeby się zagniótł na kulę, dość zwartą. W miarę jak drożdże przerabiają skrobię to robi sie coraz wilgotniejszy i rośnie.
Znalazłam w instrukcji: „chleb kruszy się przy krojeniu, grudy w środkowej części” jako przyczynę podają, ze chleb niedostatecznie wychłodzony i odparowany, zalecają chleb po upieczeniu natychmiast wyjąć z formy i ostudzić, spożywać można po 15 minutach.
Małgosia ma większe doświadczenie ode mnie, Inka też, ale Inka leży połamana i instrukcji udziela tylko przez telefon.
Żabo, ja mam maszynę do chleba od Bożego Narodzenia, więc zbyt dużego doświadczenia nie mam. Nigdy chleby mi się nie kruszyły, tylko czasem przypominały siodło 🙁
Nisia też się chwaliła, że piecze!
A to Hugill we własnej osobie – przyjeżdżał też do Krakowa, gdzie go uwielbiali, dali mu czapkę krakuskę i nazwali „Stasiu”…
http://www.youtube.com/watch?v=yxFF40xPV7E&feature=related
Śpiewa klasyczną szantę, a „załoga” refrenuje.
Małgosiu, piekę, ale idę na łatwiznę. Kupuję takie półkilowe mieszanki chlebowe w młynie pana Bogutyna w Radzyniu Podlaskim (internetowo), leję wodę, sypię te mąki i dowalam drożdży instant, więcej niż w jego przepisie. I się samo robi.
Nisiu tez kupuje gotowe mieszanki dodaje slonecznik i ziola i pieke.
Dobry szantyman to więcej niż 10 ludzi przy linie…
Nisiu, więcej, to znaczy ile?
Alicjo,
chleb z maszyny to jest tak, ze jak go nie zjesz jak jest jeszcze cieply, to potem mozesz nim karmic tylko kaczki.
Mimo to wszystkich, kapitana przedewszystkim, pozdrawiam!
Aha, moja LP mowi, ze nalezy unikac dodatkow z maki jetrzmiennej, bo sie kruszy.
Żabo, też znam to powiedzenie! Szurawskiego czytałaś? 😆
Drożdże instant kupuję dra Oetkera w małych paczuszkach po 7 g – tam jest napisane że na pół kilo mąki, więc akurat na jednego Bogutyna jeden Oetker. 😀
Raz zrobiłam z dwoma gramami, które są dołączane do mieszanek jako wystarczająca porcja: tym, co wyszło, można było zabić słonia. 👿
Pepegor, z całym szacunkiem , ale to nie to nieprawda. Trzy dni spokojnie można bez wstrętu jeść.
Pepegorze, jak kiedy z tym chlebem. To co wychodzi z mieszanek pana B. jest dobre i po dwóch dniach – ostatnio piekłam z pszenicy Purpurat (czy jakoś tak) – było doskonałe dopóki resztka nie spleśniała po trzech czy czterech dniach.
Wlasnie Nisiu,
dobry chleb poznawalem kiedys po tym, ze byl jeszcze zjadliwy po tygodniu.
A ja wystudzony wkładam do woreczka foliowego i trzymam w lodówce (ja w ogóle chleb trzymam w lodówce). Właśnie sprawdziłam – mam kawałek bardziej razowego z poniedziałku i mniej razowego z wtorku. Oba się zupełnie dobrze nadają do jedzenia, ani w głowie im pleśnieć, albo źle pachnieć.
Pepegor, dziękuję za szapobasy drzwiowe 🙂
Ło, Pepegorze, a to nie było u jakiejś Twojej odwiecznej cioci albo babci, co miała jeszcze piec chlebowy? Ja też takie chleby pamiętam…
Mój chleb żytni na samym zakwasie, co to gliniasty i plaskaty wyszedł, z każdym dniem nabierał lepszego smaku i zjadłam go do ostatniego okruszka.
Teraz uformowałam 4 chlebki mieszane z mąki żytniej razowej na zakwasie i ciemnej pszennej na drożdżach (osobne zaczyny, ale w końcu zmieszane razem i gniecione przez kwadrans), jak urosną, to wstawię do pieca. Ciasto wygląda na pulchne.
Młodzi kombinują coś z sankami na jutro, ale w górach ma być -10 i ostry wiatr ze wschodu 😯 Może się z nimi wybierzemy. Najpierw muszę się wyspać i odpocząć, bo z tych „nerw” jakieś przeziębienie mnie bierze, przecież nie pochoruję się przez głupi samochód 🙄
Przyjaciółka, do której jechaliśmy, zadzwoniła z podziękowaniem od gości, których zaprosiła awaryjnie na nasze miejsce, bo nie chciała, by się ta sarnia polędwica zmarnowała 🙄 Goście przeprosili, że skorzystali na naszym pechu, ale poprosili, by ich powiadomić, gdybyśmy się znowu wybierali w ich strony… 😉
Pepegor,
Nie masz racji. Mój robi od kilku lat chleb w maszynie, teraz tylko wyrabia w maszynie a wypieka w piekarniku gazowym. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że chleb Witka (4 szt.) bez problemu przeżył 2 tygodnie na jachcie. Zjedliśmy wszystko do ostatniego okrucha i nic nie kruszyło się ani nie pleśniało. Chleb był 2 razy dłużej pieczony niż w przepisie.
Nemo – nie mam maszyny, chleb mi nie wychodził, tylko bułka. Bądź dobrą kobietą napisz mi po kolei jak i co robisz. Możesz e-mailem. Coraz mniej mi chleby ze sklepu smakują. Owszem – chciałabym zjeść taki wiejski chleb.
Żabo, może tak:
odkręć ten kawałek zasuwki z ościeżnicy
w otwory wywiercone przez kowala wbij drewniane kołki, nie jakieś tak okrągłe w przekroju, tylko takie kwadraciane ciachnięte siekierą z kawałka deski, takie jak kawałek drzazgi na rozpałkę. Wbij ile sie da, resztę co wystaje ponad ościeżnicę obetnij piłką do metalu, samym brzeszczotem, bukfelem jak się w stolycy mówi, przyklep młotkiem.
Teraz przyłóż ten kawałek z dziurką, wsuń weń bolec owinięty paskiem papieru, tak by było mu w dziurce ciasno i wyznacz otwory we właściwych miejscach. Cienkim wiertłem, tak będzie łatwiej i dokładniej, nawierć otwory prowadzące, popraw już właściwą średnicą wiertła, wkręć wkręty.
Tak to widzę z odległości 400 kilometrów, więc może niekoniecznie precyzyjnie, ale tak jakoś bym to poprawiał.
A te dzisiejsze Kaziuki przy Hali Banacha o jakieś nieporozumienie, jakieś pięć stolików rozrzuconych po bazarze, można było spróbować chleba ze smalcem, sera białego, kupić pierniczka, kiełbasę, salceson i podeschnięte pierogi. Antkowa wyszła lepiej bo załapała się na kieliszek „podziemnej” śliwowicy którą w ramach promocji posiadał sprzedawca jabłek, ona wypiła ja zakąsiłem, sprawiedliwość jakaś musi być.
Ale ani palmy, ani ciemnego chleba, ani kindziuka, cepelina, ani Ani, ani niczego nie było, jak mawiał niedawny kandydat na prezydenta, ten od swetra.
My jutro ruszamy na pożegnalną wycieczkę po targowisku przy Stadionie, sprawdzić czy jeszcze działa wietnamska gastronomia a dziwne tam smaki bywały, zobaczymy przy okazji jak się buduje nowy narodowy.
I do kina na Limits of control, ma różne recenzje ale gra Bill Murray!
A Prezes dostał 999 głosów, śmieszne? ale jak tak stanąć na głowie wychodzi 666 i tu proszę Was nie ma się z czego śmiać.
No ja z Wami zwariuję, wszystko naraz 😯
Alicjo, wrzuć chłopów do kuchni, sama na leżaczek i oddychaj 😀
Żabo, trzeba było dać po łapach. Opcjonalnie: religia nie pozwala. Co to jest L, P i 10? I dlaczego szósya?
Nemo, my wyszliśmy cudem cało. Młody prowadził, ojciec nadzorował. Z dziurawego pobocza nas miotnęło, prosto na jedyne drzewo. O włos minął, a tańczył jak epileptyk. Sekundy stoją mi w oczach.
A chleby wyglądają tak:
http://picasaweb.google.pl/EryniaG/Chleb#
Ja się przewiozłam na ilości wody. Pierwszy zrobiłam na mieszance z Lidla, stało tam, że 360 ml wody na 0,5 kg mąki i to było za dużo, klapnął, ale to co wyszło nawet nie było złe. Potem dałam nieco więcej mąki, bo w przepisach dołączonych do maszyny było podane 540 gram mąki na tę ilość wody. Wyszło nieźle, ale z dziurą w kształcie V. To dołożyłam jeszcze dwie łyżki mąki i to już było całkiem dobrze. Do każdego chleba wrzucam pięć łyżek słonecznika, bo lubię. Ziół nie daję, bo jestem sama do tego chleba i jem go, i z wędliną, i z dżemem, więc musi być raczej obojętny.
W przepisach znalazłam taki idiotyzm, że żyto nie zawiera glutenu i dla tego trzeba robić chleb żytni na zakwasie. 😆
Patrzę na te chleby Ewy i myślę, że słuszniejsza jest właśnie taka maszyna do chleba, gdzie bochenek ma kształt zbliżony do normalnego. Ja mam taką z pionowym pojemnikiem.
Ze sklerozy zapomniałam, a z lenistwa mi się nie chce sięgać do instrukcji i wszystkie chlebki piekę jednakowo. W sensie czasu. Wychodzą. Jak przestałam się upierać na bardziej chrupką skórkę, to wychodzą również z formy bez gadania. 😆
Haneczko – Ty się (samochód) opanuj, Kobieto. Nie chcę znajomego pogrzebu.
Pyro, młody samochód opanował zdumiewająco dobrze. Ja zamknęłabym oczy i puściła kierownicę 😉 Ze skutkiem 🙁
Nisiu,
W przypadku chleba na liściach chrzanowych, jak ciasto wyrosło, Witek wyjął je z formy i ukształtował na podobieństwo normalnego chleba.
Pozostałe chleby pieczemy w pojeemniku. Czas pieczenia to ok. 1,5 godz. na gazie, a w maszynce były to 2 „obiegi”. Chleb jest zawsze ciemnobrązowy i słyszysz jak w niego pukasz (bez skojarzeń, proszę).
A tu są kwiatki dla Zgagi 🙂 .
Pożegnam już czcigodne Towarzystwo.
Ewik, Ty wiesz jak człowiekoćwoka przywrócić do życia po intelektualnej mordędze dla celów naukowych. 😉 Właśnie wysłałam Jotce swoje odpowiedzi. Mój maciupci móżdżek jest ugotowany na twardo 😉 Od wczoraj pisałam te odpowiedzi i co je przeczytałam, to mi się wydawało, że nie na temat i „apiać”. Teraz tylko czekam na wielką dwóję z zadania domowego.:(
Zgago,
Zawsze do usług 😉
A teraz pożegnam szanownych Blogowiczów. Jutro kilka słów o Krakowie.
Żabo gratulacje dla Ali i Palomy, w mózgu zostawiłam sobie jedną komórkę nie do ruszenia, żeby pamiętała o trzymaniu w wiadomych intencjach, tzn. stałe; za wyzdrowienie męża Aliny i za Twoją Alę i Palomę. Myślę, że przez noc reszta móżdżku wróci już do normy i będę już mogła funkcjonować jak należy. 😀
Haneczko, L,P,N,C – to oznacza stopień trudności przejazdu konkursu. Te międzynarodowe, które oglądasz w TV to są C, CC, czasem jeszcze z gwiazdką, niższych nie pokazują.
Liczba przy literze od 1 do 10, oznacza w ujeżdżeniu plan trasy przejazdu, znaczy co i w jakiej kolejności koń ma robić. Taki plan trzeba wykuć na pamięć. Konkretnie 10, przy każdej trudności, oznacza, ze jest to konkurs w którym oceniany jest nie tylko koń i jego chody, ale również styl jazdy jeźdźca. Po zakończeniu konkursu sędzia omawia z zawodnikami przejazd każdego z nich.
Dlaczego szósta? Bo pięć było lepszych. Ala jest najmłodsza w swojej grupie, teraz jeździ jako junior młodszy. Ze starymi wyjadaczami, którzy już kilka lat startują nie ma zbyt dużych szans, ale chodzi o to, żeby nabierała doświadczenia i się otrzaskała. I tak przez ostatnie miesiące zrobiła wielkie postępy.
3399-
Antek, właśnie tak zrobię 🙂
Ewo,
gratuluję udanego chleba!
Ja mam w pamięci inne czasy. Głupio, że niewiem jaka jesteś stara, albo młoda, żebym wiedział o czym rozmawiamy. Ja mogę np. cofnąć się o jakieś 55 lat wstecz i przypomnieć sobie, jak nosiłem za matką do piekarza słomianke pełną wyrośnietego chleba, a matka niosła tego dwa. Zanieśliśmy to tam, gdzie wszyscy z okolicy, a potem odebraliśmy. Nie pamiętam jak długo to potem jedliśmy. W każdym razie wiem, co to czerstwy chleb i wiem jak może i powinnien smakować.
Haneczko, na tej stronie są programy:
http://www.dressage.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=81&Itemid=54
Dzień dobry Wszystkim,
Ostatnio tylko Was podczytuję czasami, jakoś ta strona Kałuży coraz mniej aktywna blogowo się robi – poza Alicją i Cichalem oczywiście (nareszcie się odezwali). Reszta, czyli yyc, Orca, Wanda z Texasu, no i ja powoli hamujemy. Blog staje się coraz bardziej europejski.
Nemo – przykro mi okropnie z powodu samochodu, ale ….to tylko samochód, najważniejsze, że nic nie jechało z przeciwnej strony i jesteście cali i zdrowi.
W czwartek cały dzień spędziłęm w Nowym Jorku, wróciłem ostatnim autobusem, czyli około północy. To miasto tętni życiem, często żałuję, że nie mam tam gdzie się zatrzymać na noc, a hotele niestety bardzo drogie. Pochodziłem trochę po ulicach. Lubię obserwować ludzi, zawsze odkrywam w nich coś interesującego, chociaż przecież ich nie znam. Zrobiłem kilka migawek, mało, bo ludzie nie lubią być fotografowani. Kto chce, niech zajrzy.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/NOWYJORK#slideshow/5445648292783134114
Po spacerze na kilka godzin zaszyłem się w MoMA (The Museum of Modern Art), gdzie do końca kwietnia mozna oglądać prace Tim Burton’a, o którym tak teraz głośno. Na niewielkiej powierzchni zgromadzono ich ponad 700. Dużo. Tłumy ludzi, duchota (akurat wysiadła klimatyzacja) i gorąco nie pozwalały dobrze obejrzec wystawy, coś tam chyba pominąłem. Jednak ogólny zarys oczywiście pozostał, głównie rysunki. Przy takiej ilości trudno zapamiętać detale, ale niektóre szokujące, np. postać dziecka zwróconego buzią w stronę ubranej choinki z oczkami w których tkwią wbite gwoździe. Cokolwiek artysta chciał przez to wyrazić, mnie to szokuje. Pewnie się nie znam. Wiele prac jednak brdzo ciekawych, szkoda, że nie można było robić zdjęć, bo sam opis nic nie da.
Krystyno, daj znać jak odebrałaś „Alicję”
Oprócz Tima – wystawa fotografii czarno-białej, zdjęcia głównie kilkudziesięcioletnie, ale świetne. Nie trzeba było dzisiejszej techniki, by robić zdjęcia – dzieła.
Na samym dole, oprócz stałej ekspozycji dodano kilka obrazów lilii Moneta z jego Giverny.
Będąc w MoMA trudno było nie zajrzeć też na górę, do mistrzów. Tam już wolno robić zdjęcia, nie uzywając lampy. Wszystkie obrazy i ich autorzy bardzo znani. Zrobiłem dla siebie mini foto-album. Jesli ktoś chce niech otworzy, ale są tam głównie zdjęcia obrazów, żeby nie było, że zanudzam.
Tyle na dzisiaj. Może jeszcze zajrzę, ale na razie –
Dobranoc 🙂
http://picasaweb.google.pl/takrzy/MoMA#slideshow/5445599752435606306
Kilka dni temu dostałem płytę, a właściwie dwie płyty – Chopin w wykonaniu Arthura Rubinsteina (Polonezy) i Samson Francois (Mazurki). Noc, cisza nie zakłócająca niczego i ta muzyka. To lubię.
Alina – dziękuję!
Słońce, słońce, jakby to był maj, ale chłodno. Nowy – w różnym czasie pisywało tu kilkanaście osób z tamtej strony. Od czasu do czasu odzywają się. Ogromnie przeszkadza różnica czasu. Nie ma mowy o normalnej rozmowie – Ty w (mojej)nocy napiszesz, ja rano odpowiem, a reakcję poznam po kilkunastu godzinach. Jednak miło, że chcesz się podzielić wrażeniami i my sobie to bardzo cenimy. Każdy foto – albumik jest oglądany i komentowany. Poznajemy kawałek innego świata. Pisz Nowy, pisz.
Hej, Nowy! Ja się przeniosłam na noc na górę a komp został jeszcze na dole, zamiast łypać w nocy na blog to śpię, albo czytam. Ciekawe, od kiedy jest panienka, to zwiększyła mi się potrzeba snu, może odreagowuję kilkanaście lat zimowej samotności? Raczej nie, po prostu nie muszę być cały czas na „stand by”. To znaczy nadal muszę, ale w razie czego mam jakąś pomoc.
Kobyła oczywiście wylazła w nocy z boksu (z tym kowalskim zamknięciem) i przyszła pod okno, jeszcze nie spałam i wyszłam ją zamknąć. Bardzo się ucieszyła, jakby sama nie potrafiła trafić w oświetlone badź co bądź drzwi. Może i lepiej, że sama nie próbowała, bo były na noc podparte płotkiem, który się wywrócił i zaklinował pod nimi. Mogła by go połamać przechodząć po nim, bo leżał krzywo z jednej strony oparty o górkę zlodowaciałego śniegu.
Za to już mi wykrystalizowała koncepcja poprawy drzwi po kowalu.
Tak, tak, popieram Pyrę! Nowy, przejrzałam albumik, jeszcze to zrobię później na spokojnie.
U mnie zimno, słońce się schowało za chmury, brrr…
Alicja wróci i dopiero będzie gwarno!
Witam,
słońce pięknie świeci 🙂
Pepegor, czekamy, ale ani się waż „po łebkach”, możesz „na raty”, ale porządnie 🙂
Zgago, wielkie dzięki 🙂
Krystyno,
napisz koniecznie, jak „Alicja …, poszliśmy we wtorek całą paczką na „To skomplikowane” – bawiliśmy się znakomicie.
Miłego dnia wszystkim życzę:)
Żurawie się drą jak oszalałe, co one jedzą pod śniegiem? Żurawin nie ma 😀
Dzwonił Laurencjusz. Przyjdzie po południu, bo teraz nie wyrobił. Żaba kazała mu przynieść chleb dla Pyry? OK będzie kolacyjny.
Jedną z półek w komodzie zajmuje mi torba z „archiwum harcerskim”. Moje panny zbierały dokumentację swojej drużyny, wydawnictwa bezdebitowe czasu stanu wojennego, jakieś ulotki, broszurki – przejrzałam i nie wiem co z tym zrobić. Oczywiście nie wyrzucę, bo to kawałeczek historii, ale poziom rozpaczliwy – nie tylko techniczny, ale i merytoryczny. Cóż zrobić – takie czasy i taka reakcja na real-socjalizm. Może spakuję w pudło i wyniosę dopiwnicy? Nikt tego do ręki nie brał od ćwierć wieku, a miejsce zabiera.
Żur?
ASzyszu ! Nie mogę znaleźć w archiwum bloga, ale pamiętam, że podawałeś swój przepis na chleb i robienie zakwasu. Bądź dobrym kolegą i podaj namiary do tych wpisów.
Pyro,
Po co wyciągać stare grzechy na światło dzienne?
Toż ja tu parę dni temu lansowałem śmiałą tezę o szkodliwym wpływie zakwasów na postawę i samopoczucie rodaka! Resztki mojej wiarygodności w proch obracasz. Jak ja teraz blogowiczom w oczy spojrzę?
Całe szczęście, że ekran komputera między nami – czego i wam wszystkim serdecznie życzę….
a niech tam…
No i widzisz Aszyszu jak to miło być miłym? Dziękuję Ci. A przy okazji pytanie do mądrzejszych od Pyry – jak się szuka w archiwum konkretnego wpisu? Bywa, że pamiętam kto, pamiętam co, nie pamiętam kiedy i co fdalej?
Żabo, dokształcam się, dziękuję 🙂 Od teraz będę trzymała bardziej świadomie 🙂
Nowy, wrzucaj bez obawy – wdzięczna oglądaczka, haneczka 😀
No to ja tobie – Pyro – zdradzę tajemnicę:
Wewnętrzna wyszukiwarka blogowa jest raczej taka sobie. Często opowiada, że nie wie, nie umi, nie chce jej się.
Ja używam Googla. Aby znaleźć powyżej podany przepis wpisałem do guglowego okienka:
„Adamczewski Szyszkiewicz zakwas” i otrzymałem dwie odpowiedzi, z których pierwsz była trafna. Bardzo proszę – nie zdradzaj tego nikomu, bo wszyscy zaczną to stosować i się popsuje….
Dodam – dla jasności – że
odpowiedzi z Google to odsyłacze do wpisów Gospodarza. Fragment o „mojej” metodzie na zakwas znalazłem już sam, przeszukując komentarze do wpisu.
Nowy za ten albumik to wielkie dzieki z przejemnoscia obejzalam i jeszcze pokazalam dziecku.
Co do lokum w NY to opowiem jak lokum usilowali zalatwic sobie krajanie w latach 80/81 w Kolonii, brali ksiazke telfoniczna i dzwonili min. do mnie: „Prosze Pani jestem w budce telefonicznej i nie mam gdzie spac”….????? U mnie i tak w tych czasach dom byl pelen, rozni „dzialacze”, kandydaci na „azylantow” prawie pokotem zalegali, wiec fakt pobytu kogos w budce telefonicznej nie mogl mnie wzruszyc, no i sie zaczynalo: „To pani taka, rodakowi w biedzie nie pomoze, a ty taka siaka itd.”
Pyro nie wyrzucaj tych materialow.
Będę robić tak samo. Może wtedy znajdę parę „posianych” przepisów
Dorotolu – toż przecież napisałam, że nie wyrzucę, szukam dla nich tylko mniej absorbującego miejsca.
a ja sobie to kiedys tzn. w tym roku przejze Pyro
A propos nachodzenia rodaków na osiedleńców: pamiętacie przezabawną historię, jak to Nemo z Osobistym będąc przejazdem w Genewie chciała osobiście poznać Puchalę ? Jak tylko mąż Puchali usłyszał w głośniku j. polski, to potraktował ich jak żebraków i wcale nie wpuścił do bloku. Oj, było potem śmiechu na blogu.
Nowy, zupełnie nie znałam Muszkietera Matissa. Rewelacyjny ❗
Witam, u mnie zimny wiatr ale „Klarcia” dzielnie walczy, więc jak na razie cesarska, czego i Wam życzę. 😀
Nowy, zdjęcia piękne i nie znikaj, proszę !
U mnie w tej chwili rozchodzi się piękny zapach podgotowywanej w jarzynkach, zielu angielskim, liściach laurowych, owocach jałowca i czosnku …golonki. 😆 Ale będzie uczta.
a jak mozna sobie album Nowego przekopiowac lub podlaczyc do picasa???
Dorotol, instynkt mi mówi, że może to zrobić tylko autor albumu, czyli Nowy. To Nowego powinnaś poprosić, czy mógłby Ci przesłać zdjęcia z albumu.
Dzien dobry i spiesze doniesc, ze u mnie jest jakby poczatek wyjscia z tunelu.
Moj maz zaczyna lepiej sie czuc i jest nadzieja, ze dzieki cwiczeniom odzyska sprawnosc. Dziekuje serdecznie za wsparcie i wyrazy sympatii, doceniam je bardzo.
Nowy, dzieki za wedrowke po NY i MoMa, az dwa Modigliani!
Sladem dorotol tez pytam, jak to skopiowac?
Jotko, jeszcze dzisiaj wezme sie za te pytania, obiecuje.
Krystyno, niedawno wspominalas o „Avatarze”, ktorego nie chcialas ogladac.
Widzialam ten film ponad miesiac temu, tez nie przepadam za tym rodzajem ale zapewniam Cie, wart jest obejrzenia. Podobnie jak Starsza Pyry, podobala mi sie scenografia, muzyka, poezja tego filmu. To podroz w wyimaginowany swiat a nakrecony w sposob zupelnie nowatorski. Zachecam.
Zycze milej niedzieli. Oboje z synem idziemy do szpitala ale juz w lepszym nastroju.
Zrobiłam sobie prasówkę i z radością przeczytałam, że :
http://wyborcza.pl/1,75248,7631196,Magnez_na_zdrowie.html
😆 Czyli wszystko co najbardziej lubię mogę spokojnie jeść nadal. 😆
Alino, ogromnie się cieszę z Twoich dobrych wieści. I życzę Ci wielkiej ilości sił a Twojemu Mężowi, jak najszybszego powrotu do pełni zdrowia. 😀
Zgago, przepis na konfitury wysłałam 🙂
Żabo, a innym przepisu nie zdradzisz??? 🙁
Żabo, wielkie dzięki. 😀
Witajcie ponownie,
W Małopolsce również pogoda cesarska, widać działa ta sama klarcia co na Śląsku 😉
Wczoraj w ramach przeganiania doła sprzed kilku dni wybraliśmy się do Krakowa. Spacerowaliśmy sobie po Kazimierzu i w ramach „dokulturalniania” zahaczaliśmy o muzea. Zdjęć nie będzie bo ręce przymarzały do aparatu.
Następnie, pomni rekomendacji Nisii, wstąpiliśmy do Klimatów Południa. Ta knajpa nas kupiła – jedzonko pyszne. Witek ponadto rozczulił się nad ziemniaczkami przysmażanymi na masełku (rzadkość – kucharze preferują olej) a ja odetchnęłam przy spokojnej muzyce stanowiącej dyskretne tło dla rozmów. Jeszcze tam wrócimy.
Wieczorem było kino i „Pisarz widmo” – polecam. Trzeba przyznać Polańskiemu że potrafi robić filmy.
Witam o świcie
Słońce obudziło mnie „wcześnie. Młodzież jeszcze spi. Wczoraj do późna ogladaliśmy DVD z polskimi kabaretami. Od Starszych Panów do Moralnego Niepokoju i Macka Stuhra. Żeby miec spokojna noc stanęliśmy na kotwicy w cieniu Dyniowej Wyspy (Pumpkin Island) osłonięci od wiatru. Aliści w w nocy wiatr sie odkręcił i trochę mieliśmy noc szorstką. Dwa razy wstawałem żeby umocowac trzaskające o maszt liny. Jerzor robi za Siouxa, bo słońce tu operuje jak w marcu na Kasprowym. Alicja, jak na prawdziwą damę przystało, epatuje lekkim beżem. Dzisiaj składamy wizytę Jerzemu Tarasiewiczowi, który z żoną Ewą obżeglował pół świata i teraz pisze o tym książki. Mają dom na wyspie Tavernier w łańcuchu Keys. A ja do kambuza. Jak Młodzi wstaną będzie czekała na nich gruboziarnista owsianka. Jerzor z solą a Alicja i ja ‚”jak maty rodiła”. A potem podnosimy kotwicę i hajda na południe!
Cichal, to Wy juz daleko odplyneliscie, jestescie przed Islamorada?
Dzien dobry Szampanstwu!
Owsianka dymi – dzisiaj Kapitan urzedowal w kambuzie. Sasiedzirozrabiali i cala noc hustali lajba, cholera z nimi! Ale niezle usypialo do snu. Za pol godziny wyplywamy, ide sie rozprawic z ta owsianka. Nastepne komunikaty potem i napisze wam troche wiecej o lajbie.
Aha – decyzja Kapitana Jerzor zostal wczoraj awansowany na drugiego oficera, bo skubany, zdazyl sie nieco podszkolic w zeglowaniu.
Pozdrowienia i przyjemnej niedzieli blogowisku zyczy
zaloga Cygneta.
p.s. Jerzor zmienil dodatki do owsianki – zamiast soli sok malinowy
Dorotolu, tam dzisiaj sie kierujemy do J. Tarasiewicza, 30 mil stad.
Ide wreszcie jesc!
Aby skopiować fotografie, stronę internetową itp należy
– Windows
kliknąć prawym klawiszem myszy, wybrać opcję „zachowaj jako” (z angielska to brzmi „save as”)
– Mac
trzymając klawisz „control” postępować jak wyżej
Najlepiej powrócić do pojedyńczych fotografii klikajac na krzyżyk za napisem ukryj napisy. Wówczas pojawią się wszystkie fotografie z danego albumu. Klikajac na pojedyńcze fotografie otwiera się je na cały ekran i dopiero wtedy zachowuje-kopiuje na własnym komputerze.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Alino bardzo się cieszę z poprawy stanu zdrowia Twojego męża … 🙂
Nowy nie rób nam tego i pisz bo ja z ciekawością czytam Twoje wpisy ..
Na Banacha było tak jak antek opisał .. jak bym nie wiedziała i nie szukała oznak Kaziuków to bym nic nie zauważyła .. ale kupiłam sobie parę rzeczy to wyjazd nie był całkiem nieudany …
Leciutko pożółkłam z zazdrości, i pewnie zazdrość będzie mi towarzyszyła do końca rejsu. To, oczywiście, nie jest brzydka zawiść, tylko żal, że oni, a nie ja.
Piję doskonałą kawę, buszuję po internecie i z oniemałą uwagą trzy razy przeczytałam tekst, który na Salonie24 popełnił niejaki Free….. Artykuł pt „Dyktatura głupców”. Dumam i boję się – ilu ludzi w Polsce ma takie poglądy? Pewnie sporo, bo inaczej facet wstydziłby się coś takiego publikować. O wstydzie nie ma mowy, o namyśle raczej też nie. Co on robił w szkole, na studiach, wśród ludzi? A więc ilu takich Savonaroli formatu kieszonkowego wokół?
Dziędobry na rubieży. Jeżeli nasza pogoda jest królewska, to na pewno chodzi o króla Eskimosów. Przeziębienie mi się rozwinęło, mam banię we łbie i chrypię jak stara pijaczka.
Bardzo się Cieszę, że Ewa doceniła delikatną kuchnię Klimatów. Tam całe żarełko jest tak przyrządzane, żeby nie kłóciło się z winem i nie zdominowało wina. Muzyczkę zawsze puszczają ładną i nie za głośno I atmosfera jest w ogóle miła. Bo i właściciele mil oboje, Bożena i Mariusz Czyncielowie. Bożenka wielka znawczyni win i obsługę szkoli, i sprawdza, żeby wiedzieli, co gościom podają. Obsługa też miła. No, w ogóle mniam. 😆
Wczorajszy późnopopołudniowy dramatyczny telefon przerwał mi przygotowania do wieczornego wypadu. Niecałe 20 km od nas przeszła nawałnica z grzmotami, nieodstępnymi błyskawicami, ulewą i gradem wielkości pileczek golfowych. Wysiekało roślinność, narobiło dziur w dachach, oknach, samochodach. Aż trudno było uwierzyć – do nas co prawda dochodziły odgłosy grzmotów i spadło kilka kropli z ołowianych chmur.
Burza narobiła szkód w wielu dzielnicach. Najbardziej ucierpiało City i okolice. Ulice przemieniły się w rwące potoki, na głównym dworcu zawalił się dach – całe szczęście że wcześniej dworzec zamknięto a ludzi ewakuowano, w niektórych domach sufity spadły mieszkańcom na głowy. Lodowe kule jak kra na rzece dryfowały ulicami.
I to wszystko działo się w promieniu 20-30 kilometrow od nas.
Takiej pogody nie było w Melbourne ponoć od 40-stu lat.
http://www.youtube.com/watch?v=8sK5G-vpo1Y&feature=related
Teraz pada lecz na szczęście Natura nie szaleje jak wczoraj.
E.
Zgago a ja po przeczytaniu tej informacji się zagubiłam trochę bo ciągle piszą, że kawa wypłukuje magnez i nawet jakieś mleko specjalne z magnezem każą pić do kawy a tu jak wół twierdzą, że kawa ma magnez …
Pyro ja to się staram nawet nie myśleć w tych kategoriach bo bym sobie tylko humor psuła tyle jest rzeczy na świecie do pozazdroszczenia …
Chlopaki wyprowadzaja lajbe z kotwicowiska, Drugi Oficer przy sterze, a ja mam czas chwile popisac, bo potem na komputerze Kapitana bedzie ustawiony program nawigacyjny.
Lajba ma 34 stopy, czyli jakies 11metrow. Koi jest 5, ale na moje oko dwie sa dwuosobowe. Wszystko, co potrzebne jest – kambuz, kibelek, salon. Jakby sie uparl, to i tanczyc by mozna (tango przytulango). na trzy osoby jest tu calkiem swobodnie.
Mamy dwa panele sloneczne, co zalatwia sprawy elektryki.
Calkiem zmyslna lajba.
Nie wiem, jaka temperatura, ale dzisiaj ma byc cieplej, niż wczoraj, na niebie cienia chmurki, slonce daje po patrzalkach, Kapitan stawia grota i tego drugiego, co to juz zdazylam zapomniec, jak sie zwie, ten na rufie, o. Wiatr na wantach gra (te juz zlokalizowalam).
A propos wiatru, mamy idealny, w plecy 😎
echidna to mieliście szczęście …
Ten kontynent Echidny zapewnia silne wrażenia : jak pożary, to rycząca ściana ognia, jak grad , to spływa ulicami i rozwala domy, jak susza, to nasz Zwierzaczek zbiera rodzynki z winorośli.
Jolinku – gdybyś nie była w stanie wyjść na spacer, dojść do przystanku, ani połazić po sąsiednim lasku, to zrozumiałabyś moją żłtą barwę. Swego czasu byłam nadzwyczaj ruchliwą osobą.
O, od razu wprowadzilam zamieszanie – plyniemy na jednym zaglu, tym rufowym, ktory popularnie zwie sie fok, a prawidlowo – genua.
Wiatr taki, ze lecimy z predkoscia 5 wezlow na tym foku. Jak pociagiem, powiada Kapitan.
Niestety, nie wiem, jak tu diakrytyki sie robi, a nie bede Kapitana odrywac od zajec. Lajba przechylona i cos mi sie krzywo siedzi. Ide do kokpitu zerknac na okolicznosci przyrody i trzasnac pare zdjec.
10.3632 m dokładnie ma.
Na patrzałki okulary ps (czytaj przeciwsłoneczne), czapeczkę marynarską na głowę, zawinąć rękawy i terminy wkuwać coby nas w maliny terminologii marynarskiej nie wpuszczać.
Pogody i wiatrów pomyślnych życzę.
Pozdrowienia dla Kapitana i Załogi
Echidna
Rany boskie marynarzu. Genua jest na dziobie!!!
Zgago, Jolinku, dziekuje 😉
Ewa wspomina krakowskie Klimaty Poludnia. W ostatnim francuskim tygodniku Le Point jest artykul zachecajacy do zwiedzenia Krakowa. Zalecane restauracje to Cyrano de Bergerac, Chimera i Poezja Smaku.
Nie bylam w Krakowie od wielu lat wiec nie wiem, czy te miejsca sa rzeczywiscie do polecenia.
Wielkie mecyje… dopiero drugi dzien w zyciu zegluje! Jest nadzieja, ze pod koniec rejsu bede umiala wszystko nazwac 😉
Zwierzatko,
pogoda jest, wiatry jak najbardziej pomyslne, byle tak dalej!
Delicjo, wpędzisz mnie w koszta! Jak tak czytam Twoje rozkoszne wpisy na temat łajby (moja wiedza o genuach jest mniej więcej podobna, chociaż odróżniam dziób od rufy), to mnie zaczęła żreć – nie zazdrość, o nie! Tęsknota mnie zaczęła żreć do tych mórz zielonych… Więc jak Podstolina: nie traciłam na namyśle niepotrzebnym czasu wiele, bo ja rzadko kiedy myślę, alem za to chyża w dziele… Już się umówiłam na rejs – z naszym osobistym Kapitanem Jackiem z Karaibów – dopiero w lutym przyszłym, bo teraz sezon się kończy, a w początku przyszłego on będzie hasał na Grenadynach, a my chcemy na Dziewicze (hehe) – ale przynajmniej będę miała na co czekać. Może się nawet odchudzę przez ten czas… Więc w sumie chyba Ci dziękuję! Chyba NA PEWNO Ci dziękuję!
Alino,
Sądząc po tym wpisie Gospodarza, Cyrano de Bergerac możesz śmiało polecać:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=196#comment-6657
Ze starego wpisu wszystkie nadal tak oprócz Paese, które zniknęło z horyzontu. Podwyżka czynszu zjadła korsykańki lokal. Ale ostatnio polecałem pyszną Pod Baranem, wspaniałego Wentzla i ekskluzywnego Copernicusa. Różny poziom cen – wspólny i wysoki poziom kuchni.
Gospodarzu ,
Widze, ze jestes – otoz Cichal nie dostal Urbanka, niestety – a ja juz dawno przeczytalam swojego, dostalam w tydzien.
No to rzeczywiscie moze by larum podniesc na poczcie?
Nisiu,
juz sie nasluchalam o Jacku z Karaibow 🙂
A dzisiaj pewnie naslucham sie roznosci u Jerzego Tarasiewicza. Same atrakcje 😎
Nie czekając na Twój sygnał, bo wiedziałem, że jako majtek nie będziesz mieć czasu, już zacząłem wrzaski. Zobaczymy co to da. Twierdzą, że poszło i doszło. Zobaczymy po powrocie z rejsu.
Jolinku, zerknij ponizej na tablice skladnikow czekolady. Zawiera sporo magnezjum.
http://www.phytoforme.com/dossiers/magnesium-chocolat-feve-de-cacao.html
Dzień dobry Wszystkim,
Bardzo dziękuję za miłe słowa.
Dorotol, napisz mi swój adres na
krzyta@yahoo.com
a ja wyślę Ci to, co chcesz.
Teraz musze wyjść, bo jest spotkanie z prawnikiem w Polish Town w Riverhead, będą omawiać ostatnie umowy między Polską a USA w sprawie emerytur. Dla mnie b. ważne.
Do później.
7bab – kod jakiś mistyczny.
Czy chodzi o siedem bab wielkanocnych? Czy o siedem kobitek? Czy seven bab zamiast seven up? Siedem kafarów zwanych babkami? Kto to wie?
😎
Kto był na Zjeździe i odwiedził spiżarnię Żaby, ten pamięta te metry regałów do wypęku zastawione słoikami. Reprezentacja tej radosnej twórczości naszej Żaby zajmuje pół Pyrowego stołu w kuchni; zjawił się był Laurencjusz i przywiózł „parę słoiczków” dla Inki i Haneczki, bo lubią. Acha , parę słoiczków w kartonie jak pół telewizora. Ta kobieta nie rozumie terminów „trochę” i”parę”
Witam ,
Alino ,cieszę się bardzo ,że poprawia się stan zdrowia Twojego męża .Kiedy napisałaś ,że po wylewie zachochowane zostały wszystkie funkcje umysłowe , czułam ,że sprawy pójdą w dobrym kierunku .Wierzę ,że tak będzie .
Nowy ,wspaniałe są te obrazy .Czego zazdroszczę mieszkańcom metropolii ,to możliwość kontaktu z wielką sztuką .Dla mnie nadal kontakt z wielkim dziełem / niestety rzadki / jest przeżyciem . Czytałam,że w tym roku w Gdańsku ma być bardzo ciekawa wystawa malarstwa .Czekam na nią niecierpliwie .
Co do ” Alicji w krainie czarów ” – ja sama raczej nie wybrałabym się na ten film ,ale zrobiłam ustępstwo na rzecz mojego męża .Zawsze ja wybieram filmy ,ale on bardzo chciał zobaczyć tę „Alicję „,więc nie opierałam się zbytnio . Film jest trójwymiarowy ,ogląda się go w specjalnych okularach .Oczywiście ,są ciekawe efekty specjalne ,ale gdzie ich nie ma ? Ja jednak ” wyrosłam ” z tego rodzaju filmów .Dla mnie najważniejsza jest jednak treść – ciekawie opowiedziana historia .
Doszłam do wniosku ,że owszem ,mogę polecać filmy ,które podobały mi się ,ale nie mogę nikogo zniechęcać do tych ,które mi się nie podobały .Często bywa tak , że film zupełnie beznadziejny podoba się moim znajomym. Mnie zresztą mało co się podoba . Syn wczoraj opowiadał mi ,że wybrali się niedawno do Teatru Muzycznego w Gdyni na premierę ” Lalki ” wg Prusa. Większość widowni zachwycała się ,ludzie śmiali się / nie wiem ,z czego można śmiać się na ” Lalce” ? /,a oni ,czyli syn i synowa byli kompletnie rozczarowani i w przerwie wyszli ,żeby dalej się nie męczyć .Są gusta i guściki …
Alino ,dlatego też nie wybrałam się na ” Avatar ” / ciekawe ,ile dostanie Oscarów / .Ja wolę ,gdy prawdy życiowe przedstawiane są poprzez zwykłe historie .
Nisiu, po drugiej stronie Magistrali na górce, co ją widać z mojej chałupy, jest pustka. Pustka to jest miejsce gdzie kiedyś stał dom, poznać to mozna po drzewach owocowych. Ja jeszcze ten dom pamiętam, nazywano go własnie „7 bab”, a nazwa stąd, ze zaraz po wojnie zakwaterowano tam siedem kobiet-przesiedleńców (nie wszystkie z jednej rodziny) i jakiś czas tam mieszkały.
Krystyno, u nas teraz ludzie śmieją się ze wszystkiego. Moim zdaniem to spadek z czasów słusznie minionych, kiedy np. w kabaretach najlepsze było między wierszami i kto się nie śmiał, znaczy, nie rozumiał. Więc teraz na wszelki wypadek ludzie ryczą już kiedy aktor powie „Dzień dobry” albo „Jaśnie panie, powóz zajechał”. Wystarczy zajrzeć do kabaretów na YT. Śmiech bez przerwy i z niczego.
Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie.
Ten Gogol miał łeb.
👿
Widzisz, Żabo, mówiem przecież, że mistyka! Jadem do Ciebie, niech no tylko kwiecie zakwitnie! 😆
Ja się skaleczę! W krótkich żołnierskich słowach melduję, ze trzy boksy podwórzowe zamykają sie porządnie na nowe, jednakowe zasuwy. Dodatkowo wszelkie wystające ostre końce wkrętów zostały potraktowane moją nową maleńką szlifierką kątową. Stosowną dokumentacje załączę jak będzie jaśniej. A ja padam, bo mi w krzyżu trzeszczy od działalności wiertarkowej w schylonej pozycji.
Małgosiu, przepis na konfiturę mirabelkową podawałam w czasie robienia tejże. Nie wiem, czy Alicja go nie wciągnęła do przepisów. Oczywiście zawsze moge podać, jest prosty jak 5 metrów sznurka w kieszeni.
To może jeszcze kilka zdań o filmie i o zimie .Otóż w połowie lutego w gdyni rozpoczły się zdjęcia do filmu „Czarny czwartek ” o wydarzeniach z grudnia 1970 roku . Tamten grudzień był szary ,zupełnie bez śniegu .Nie wiem,dlaczego flmowcy nie wybrali sobie innego terminu ,może końca pażdziernika lub listopada ,kiedy śniegu nie ma na pewno .Ale oni wybrali sobie środek zimy i chyba teraz są zdziwieni ,że śnieg komplikuje im zdjęcia .Duże przestrzenie muszą być odśnieżane do” gołego asfaltu ” ,posypywane piaskiem ,a przedwiosenne słońce także przeszkadza . Wiadomo ,że zima w okresie zimowym to zjawisko nietypowe ,ale jednak trochę się tym filmowcom dziwię .No ,ale oni swoich pieniędzy w to przedsięwzięcie chyba nie inwestują .
Krystyno, pewnie sobie wcześniej zaplanowali i muszą zgodnie z planem zdjęciowym, a koszty nie graja roli…
Żabo, to ja już zapodaję :
Wracając do mirabelek: znaleźć takie, którym odchodzi pestka, no i możliwie duże, żeby było mniej roboty. Połówki przesypać cukrem w stosunku 1:1 i zostawić na dobę w spokoju. Można od razu nie dodawać całego cukru a np. połowę i tak się cały nie rozpuści a resztę dodać kiedy zacznie się gotować. Potrzebny będzie rondel do konfitur, albo jakiś duży garnek, żeby powierzchnia parowania była spora, na 2kg owoców i 2 kg cukru (więcej nie rób od razu, bo to musi się szybko zagotować) używam albo rondla, albo garnka „30”, może też być brytfanna (gęsiarka). Owoce z sokiem i cukrem (czyli wszystko razem, od razu) zagotować możliwie szybko, jak „oblecą warem” zmniejszyć podgrzewanie do minimum, tyle, żeby delikatnie wrzało i tak 20 minut. Można delikatnie pomieszać, te z boku zagarnąć do środka. Szumować właściwie przy obecnym cukrze nie ma prawie czego. Po 20 minutach wyłączyć grzanie (jak na płytce to może zostać) i kilka razy potrząsać zawartością w miarę jak stygnie. Owoce powinny się zrobić przeźroczyste i po ostygnięciu być w „stanie równowagi” jak pisze Pan Lulek, czyli równo być rozłożone w syropie. Jeżeli syrop byłby za rzadki, albo (i) nieco owoców nieprzeźroczystych (zdarza się to na początku sezonu zbieraczego), to całość jeszcze raz zagotować i chwilę delikatnie gotować. Jeżeli na oko i wygląda, że wszystko się udało, to przygotować słoiczki, zagotować konfiturę i gorącą wkładać do słoików. Zakręcać i pod kołderkę z grubego ręcznika, albo wedle gustu.
Wizyta nemo u puchali 🙄 😳
Dobry wieczór wszystkim!
Zima w marcu jak styczniowa albo jeszcze lepiej. Wybraliśmy się w czwórkę na sanki na najbliższy dwutysięcznik. Na górze było -9 i ostry wiatr ze wschodu, taki, że czoło zamarzało w trakcie zjazdów z górki na pazurki, ale pięknie było 😀 3-godzinna wędrówka z deniwelacją 750 m i przepięknymi zjazdami w świeżym śniegu po dobrze wyratrakowanej trasie, super 😎
Po drodze piknik przy szałasie, ze świeżym chlebem, górskim serem i kindziuczkami w formie jelenich bobków, lepszymi znacznie niż kindziuk w formie grubej kiełbasy.
Po drodze pokazałam młodym, gdzie ścigałam onegdaj złodzieja sanek, byli pod wrażeniem 😉
Po powrocie zrobiłam szybko kolejne crumble z jabłkami boskoop, zjedliśmy na gorąco do ostatniego okrucha.
Alino,
cieszę się, że Twój mąż jest pod fachową opieką i wraca do zdrowia. W takich przypadkach jak zawał czy wylew decydująca jest właściwa pomoc w pierwszych kilku godzinach, wówczas szanse na powrót do dawnej formy są bardzo wysokie. Medycyna poczyniła w tych dziedzinach ogromne postępy. Życzę Ci cierpliwości i bądź dobrej myśli 🙂
Jolinku, ja ten link podesłałam też moim dzieciom a to moje „naukowe” odpisało; „Mamo przecież oni nawet nie podali, gdzie te wyniki zostały opublikowane, to może szpinak „byłby bardziej pasujący” 😉 ”
Ja jednak pozostanę przy mojej ukochanej gorzkiej, która wg tabelki, podesłanej przez Alinę, ma najwięcej magnezu a że nie działa (przynajmniej u mnie) na przyrost „oponki”, to mogę się nadal delektować. 😀
Golonka udała się super i o dziwo zostało jeszcze na jutrzejszą powtórkę.
U nas tez stoi w planie „Alicja w krainie czarow” ale ja szukam kina gdzie o tej samej porze bedzie wyswietlany „Pisarz widmo” i umkne na inna sale pozostawiajc dziecko na pstwe losu z Alicja
Alino ja o czekoladzie to wiem, że ma magnez i poprawia humor … 🙂 … ta kawa mnie zadziwiła bo pije dużo i się czasami pomartwię ile to ja magnesu straciłam a tu niespodzianka … 😉
Zgago też sobie dogadzam gorzką ale nie jestem czekoladowa chociaż dobrego słodyczka to lubię zjeść … 🙂
Swiat staje na glowie. Za moich mlodych lat poczynajac od dziobu zagle mialy nastepujece nazwy. Fok, zastepowany czasami kliwrami. Porem szedl grot a na rufie byl bezan. Nie wspominam o innym ozaglowaniu dodatkowym. Do portu wchodzilo sie przy kanalowym wejsciu z fasonem na foku i bezanie. Mówie oczywiscie o szkunerach. Wyczytalem gdzies, ze ostatnim zaglem jest fok.
Ale qudratowe za, za
Nie podejmujacy zeglarskiej nienaleznej emerytury
Pan Lulek
bywaja jeszcze spinakery 🙂
zazdroszcze zeglujacym i podjadam sobie sobie fasole gotowana z czosnkiem, pyszna!
Dzisiejczy toast jest poswiecony predkiemu powrotowi meza Aliny do zdrowia.
Nie daj sie Stary. Mnie rabnelo dwa razy kazdym razem z innej burty. Cwiczylem jak glupi ale dzieki pomocy przyjaciól wrócilem do równowagi. Obydwoje musicie wierzyc, ze sie da. Da sie napewno.
Natomiast dla Echidny gratulacje, ze tak daleko zdmuchnela te nawalnice
Toast !
Pan Lulek
Mozna puścić! Ala dzisiaj przejechała trzy parkury, z tego trzeci ładnie. Pierwsze dwa skwasiła co nieco. Raz kobyłka wyłamała, potem w drugim miała dwie zrzutki. Dopiero przed chwilą skończyła i ładują konia.
To toastujemy stały toast za zdrowie Męża Aliny i za piękne wrażenia „pływającego” mini-zjazdu ?
Żabo a jak amazonka ?
Jolinku w Wiki piszą, że kawa wypłukuje minimalne ilości wapna, które można łatwo uzupełnić.
gdybs mogla sie z nia (fasola) kiedys podzielic, a moze raczej podjadac w moim towarzystwie … tez bym krzyczal pyszna i chili jest to 😆
Magdaleno o o o oo
Magdaleno, fasolę Jaś ?
Panie Lulku! Załoga (najmilsza w tej części świata) nakazała napisac mi sprostowanie. Ty nam tu takie różne a pan Lulek inaczej, mówią mi. Otóż będąc w pełni władz umysłowych oświadc zam co następuje:
na jachcie jednomasztowym, czyli slupie od dziobu mogą byc: latacz, kliwry i fok potem grot. Na dwumasztowym keczu lub jolu to samo na dziobie a na „końcu” bezan. Na szkunerze dwumasztowym to samo od dziobu, potem fokżagiel i grot. Dopiero na trójmasztowcu z dziobu to samo czyli sztaksle, potem fok, grot i bezan. Zadanie wykonałem. Wracam do gnębienia załogi…A spinskery są symetryczne i asymetryczne, eeech gupoty
Spinakery, oczywizda!
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Dalej toast za zdrowie męża Aliny!
Za tych co na morzu też.
I za tych co na blogu.
Małysz dał sobie radę dzisiaj bez naszego „trzymania”, ale może by kibicować „Królikowi po berlińsku” – dziś rozdanie Oscarów a ten film to nasz kandydat (w grupie filmów dokumentalnych). Nie widziałam go ale mam nadzieję dotrwać do 23.47 i na TVP3 Regionalnej zobaczyć. Można chyba zobaczyć i tu: http://www.tvp.pl/filmoteka/film-dokumentalny/historia/krolik-po-berlinsku/wideo/film-dokumentalny – ale póki co strona przeciążona.
Pyro, Pyro! Sprawdź telefon!!! Cosik nie gra!
Nareszcie mogę do Was dołączyć i to jeszcze w porze toastu !
Alino- bardzo się cieszę,że idzie ku lepszemu i oby szło dalej.
Nemo – grunt,że uszkodzony jedynie samochód,a nie pasażerowie.
Zima nie odpuszcza w całej Europie. Osobisty,który właśnie
dotarł do ojczyzny nie był w stanie podjechać taksówką pod
swoje pied a terre leżące na wzgórzu,bo na ulicach St Etienne ślizgawica.
Drałował z walizą na piechotę spory kawałek.
Weekend dobiega końca,a był pełen wrażeń.Obchodziliśmy 18 urodziny
naszej latorośli.Na tę okoliczność w piątek odbyła się uroczysta
rodzinna kolacja w towarzystwie Ukochanego Ali,który przyleciał
do Warszawy wioząc pod pachą ,oprócz drobnego prezentu,
gitarę oraz poemat miłosny !
W sobotę poczynione zostały przygotowania do imprezy młodzieżowej.
Ukochani rodzice zostawili wolną chatę i udali się na własną imprezę,
na drugi koniec miasta. Obie fety bardzo udane. Na naszej podano
m.in.jagnięcinę w sezamie.Była wyborna.
Dzisiaj popołudniu dom opustoszał,panowie wyjechali,a ja jeszcze znajduję
pop corn w różnych zakątkach mieszkania.
Jutro przydałby się jeszcze jeden dzień wolny 🙁
fasole duza, w fioletowej skorce sobie jem 🙂
dodalam do gotowania czosnku, a potem troche polalam oliwa z rozmarynem i czosnkiem
ponoc nazywa sie to „fasola po wlosku”, ale grunt, ze dobrze smakuje
i o to chodzi Magdaleno i o to chodzi
skoro dobrze smakuje beze mnie to dopiero jak by smakowala w moim towarzystwie : roll:
Magdaleno o o o ooo!
pepe wyslalam Ci maila ale na urzad
Doroto, dzekuje,
akurat skonczylem czytac i wracam do Jotkowej ankiety!
na 1 programie czyli ARD tez bedzie wyswietlany o 23.35 Krolik po berlinsku, wiec juz sie szykuje!
Nowy, wlazłam na wystawę 😀 http://www.moma.org/interactives/exhibitions/2009/timburton/index.php
powiem wam w zaufaniu cos bardzo istotnego, cos co ma wielkie znaczenie na trawienie
sycylijskie wino koloru czerwonego ktore wczoraj popijalem we wspanialym towarzystwie nadaje sie wysokie na odznaczenie
ale to niej jest najwyzsze. bo to co bylo,to sie skonczylo i moze byc tylko 🙁
dla pocieszenia zapodaje, ze dzis, w popołudniowym czasie podczas spozywania lososia okladanego spinkkiem i polewanym smietana o znikomej zawartosci tluzszczu. do tego zostala otwarta buteleczka rowniez sycylianska
mala nie byla
1,5L jej objetosc liczyla
jesli ktos z was ma ochote zaopiekowac sie pusta biedaczyna prosze o podanie adresu
wysle bez pokwitowania pocztowego
z powazaniem
zdzichu
haneczko fajnie, ze to podalas
„Z tej zagadki trud niewielki,
kiedy zje się mirabelki”…
Czy ktoś z szanownego Blogowiska pamięta, skąd to? Nie pytam podchwytliwie, nie pamiętam, a taki fajny cytacik… 🙂
Jolinku, jaka ja jestem roztargniona! Ty o kawie a ja Ci pisze o czekoladzie!
No trudno, stalo sie.
Nemo, dzieki za slowa otuchy. Kiedy moj maz poczul sie slabo, udalo mu sie zadzwonic na moja komorke, probowal trzy razy, lewa reka. Powrot do domu zajal mi z 10 minut (chyba nigdy nie bieglam tak szybko) a po drodze zadzwonilam na pogotowie. Zyskalismy wiec na czasie. Doceniam telefon komorkowy coraz bardziej.
Panie Lulku, powiem mezowi o Pana doswiadczeniu i optymizmie, dziekuje.
Alino, będzie dobrze. Ja Ci to mówię, a mnie ostatnio mistyczne kody wychodzą. Będzie dobrze i już. 😆
Alino, powodzenia i wytrwałości. Będzie dobrze!
Danusiu, STO LAT dla Twojej „dorosłej” córeczki!
aaae – no proszę. Mówiłam o tych kodach!
Mój syn kiedyś jechał z centrum Szczecina na nasze przedmieście 10 minut (normalnie niewykonalne), jak go komórkowo zawiadomiłam, że pies sąsiadów odgryzł mi część twarzy. Tak, tak, komórki są genialne, zastanawiam się, czy starsi lub mocno chorzy ludzie nie powinni ich nosić w kieszeni – zawsze. I ten numer ICE – na wypadek wypadku. Też niegłupi.
Danusiu ucałuj córcie i gratulacje dla mamy … 🙂
a Barbara gdzieś się zawieruszyła …
ja się za jotkowe zadanie jakoś zabrać nie mogę … czekam na wenę …
Po zastanowieniu – zamiast kombinować z ICE w komórkach, prościej by było przyjąć zasadę, że ten ktoś do kontaktów w razie czego to zawsze dwójka na szybkim wybieraniu. I już. 😎
Film Jarmuscha nie był dla mnie.
Tak w skrócie, film o facecie który dostał do wykonania jakieś tajemnicze zadanie, leci do Hiszpanii, tam kontaktują się z nim różni gadatliwi, monolgujący na dziwne tematy, on słucha i milczy, przekazują mu ukryte w pudełkach zapałek zakodowane na papierkach cyfrowo-literowe instrukcje, on je czyta, zapamiętuje, papierki zjada, popija espresso- a zamawia zawsze dwie filiżanki- i działa dalej, a to odwiedza muzeum Reina Sofía , ogląda tam tylko jeden obraz, ten pewnie wskazany tajnym kodem, a to ćwiczy tai-cziw, wędruje tu i tam, do Sewilli i dalej gdzieś na prowincję, twardy jest, na noc zdejmuje tylko marynarkę, nawet jeśli obok leży naga i atrakcyjna, ciuchów nie zmienia zupełnie, koszula, garnitur przez cały film, nie używa telefonu komórkowego, nie strzela, nie przeklina, jego twarz nigdy nie wyraża emocji.
Na koniec, jak kto się wybiera niech nie czyta!!!!
a więc na koniec morduje mojego ulubionego Billa Murraya, takie mocno strzeżone gdzieś w górach uosobienie zła współczesnego świata, wraca do ojczyzny, na lotnisku zakłada w kiblu zwykłe dresowe ciuchy i wychodzi na miasto.
Koniec.
La vida no vale nada, życie jest nic nie warte- to jest tylko cytat z filmu.
Ale ja się z tym nie zgadzam i w ramach protestu oddalę się spać, bo jutro warto obudzić się ponownie.
Chciałoby się za aszyszem…Czego i Wam……, ale aszysz ma kopyrajta, więc nie będę piracił.
Ale życzę!
Na stadionie wietnamska gastronomia trzyma się mocno!! Kto nie był, niech koniecznie odwiedzi bo długo to już nie potrwa, a karmią tam inaczej niż ‚ na mieście’.
A kod miałem mało mistyczny, 73f1
Mistyka nie każdego trafia na zawołanie, haha.
Antku, czy on te papierki zapijał podwójnym espresso? Czy osobno żarł papierki, a osobno espressował? To szczegół wart podkreślenia na blogu kulinarnym! 😎
1151 – to coś znaczy, tylko nie wiem, co.
Jako odpowiedź optymistki na „la vida no vale nada” proponuję to:
http://www.youtube.com/watch?v=2JJVpA-j3Dk&feature=related
A zauważcie to cichutkie charanguito w tle! Dzięki, życie!
To jeszcze zobaczcie, co potrafi charango…
http://www.youtube.com/watch?v=MIgyAvDvoR0&feature=related
Taka dobranocka na ładne sny.
😆
zajecy nie ma ale krolik sie zaczal, trzymajcie kciuki aby dzisiaj w nocy dostal nagrode!
Chodzą parami – pechy, nieszczęścia i inne niedogodności. Aparat telefoniczny miał czkawkę – dzwonił, ale nie słyszałam rozmówcy. Pokazywał, że jest rozładowany. Jakim cudem, kiedy stał na stacyjce? Późnym wieczorem dodzwoniła się Ryba – jamnik z Młodszą już w pociągu; wracają. Potem na godzinę zastrajkował internet, a jeszcze później uświadomiłam sobie, że przegapiłam toast dzisiejszy.
so la la
Pani Grochola wystąpiła w „Tańcu z gwiazdami”. Zastanawiam się, czy taka odważna, czy tak bardzo [potrzebowała gotówki. Pewnie, że dobrze kiedy kobieta ma do siebie odpowiedni dystans, ale coś mi w tym nie pasi.
kiedy w nocy beda te Osakary na ten low budget, low foto, low dowcip, low montaz…
Podpucha była z tym „Królikiem po berlińsku” – w telegazecie było napisane, że będzie w regionalnej i nie było.
Nie byl to taki film pelen fantazji jak zapowiadano. Kroliki byly fotogeniczne.
Witam,
Och, ile sie tu podzialo, z oczu was spuscic nie mozna 🙂 . Odrabiam szybciutko blogowe zaleglosci, bo jak w piatek lekarz w koncu uznal, ze juz sie licze za zupelnie ozdrowiala, wybralam sie do przyjaciól i wsiaklam. Za nic sie od nich wyjechac nie dalo, bo sasiad tak rozjezdzil traktorem droge, ze tylko takim sie mozna bylo przeprawic – tutejsze gliny, przy ciaglym deszczu, to istne pulapki. Musialam wiec czekac do niedzieli, az on ze stolicy wróci i mnie tym traktorem przez to morze blota przeciagnie, bo nawet terenówka moich przyjaciólki nie dala rady. A bloto to chyba przez tydzien bende z samochodówki odscrobywac, jesli nie bedzie nastepnego potopu. Podobno juz od prawie trzydziestu lat tyle nie lalo, co w tym roku. Zajecy ani na lekarstwo, ale króle kicaja stadami 🙂
Nemo, jakie szczescie, ze to tylko samochód diabli wzieli, a Wy cali i zdrowi 🙂
Alina, ciesze sie bardzo, ze mezowi sie poprawia, teraz tylko nieco cierpliwosci i wydobrzeje do konca.
Witam tez Nowego i oddalam sie pasc do wyra, bo jutro juz do pracy trzeba, choc po tych ?wakacjach? z ochota jakos marnie.
Dobrego dnia, na zakonczenie temtu zajeczo-kroliczego moja biedna kroliczka urodzila wlasnie, piszczac glosno, dwa male, niestety niezywe.
DO NISI:
ta szanta to nie był Hugill, a Clancy Brothers & Tommy Makem
http://www.youtube.com/watch?v=sZxXtYkjKdc