Stare i nowe

Zawsze w dziejach pożyczano sobie przepisy, smaki i kuchenne obyczaje od innych. Nieważne, czy byli to przyjaźni przyjezdni, czy grabieżcy, których wpływem raczej logiczne byłoby wzgardzić. Od najeźdźców tatarskich, od średniowiecznych kupców, od dworskich Włochów, od wszystkich, którzy podzielili nasze ziemie rozbiorami. Lista tych, od których bez uwzględniania praw autorskich  zaczerpnęliśmy przepisy jest długa. Zbierano  wszystko, co warto było pozbierać i tak powstała polska kuchnia. Podobnie zresztą powstawały wszystkie kuchnie świata. Zależnie od geograficznego położenia nadawano im różny ostateczny szlif. I świetnie. Kuchnie bowiem wiele łączy, abyśmy w każdej niemal mogli znaleźć ślady znajomych smaków i dostatecznie wiele dzieli, aby każda była unikalna.

Globalna wioska „świat” od wielu już lat  ma jednak tak wiele  panujących wszędzie tych samych smaków, że strach. Czasem  w dzieło popularyzacji  kuchni wchodzi po prostu wielki kapitał. Pamiętam, jak   uznaliśmy z Piotrem, że  McDonald’s w Paryżu   to przesada, że globalizacja, a nie subtelne mieszanie smaków, weszła na zbyt  niebezpieczny poziom.

Po południu do każdej klatki mojego dużego warszawskiego domu dzwonią chłopcy wiozący obszerne torby z pizzą, hamburgerami, chrupkimi kurczakami. Myślę, że coraz mniej osób jada dziś tradycyjne obiady, składające się z zupy, drugiego dania i słodkiego deseru. I to z różnych powodów. Ale czasem chce się wrócić do starego, zapamiętanego smaku.

Tak właśnie było w czasie ostatnich świąt. Kupione wędliny to nie żaden rarytas, toteż mój tegoroczny stół uświetniły gotowany schab oraz faszerowana kaczka. O schabie już napisałam dzieląc się z wszystkimi chętnymi naprawdę doskonałym przepisem. A teraz kaczka.

Zazwyczaj na święta pracowicie przygotowywałam tradycyjnego smaku  kaczkę  faszerowaną, co wiązało się z długim, pracowity zdejmowaniem skóry, a następnie nadziewaniem jej farszem. Tym razem lenistwo wzięło górę. Farsz  upiekłam w foremce, co sprawiło, że był  wyglądu podobny do pasztetu, ale w smaku w niczym nie ustępował bardziej pracochłonnej wersji. Niedowiarkom radzę spróbować, bo wykonanie  nie przedstawia żadnej trudności.

Oto kaczka nie do końca faszerowana

Kaczka, sól, majeranek i 1 ząbek czosnku

Do farszu: 2-3 łyżki tartej bułki, 2 jajka, sól i pieprz  do smaku, przeciśnięty przez praskę czosnek, szczypta pieprzu, majeranek w dość sporych ilościach i nieco więcej niż 5 dag rodzynek.

Do posmarowania foremki odrobina masła i łyżeczka tartej bułki

Kaczkę sprawiamy, usuwając zarówno nadmiar tłuszczu, jak i resztki piórek, posypujemy solą, majerankiem i przeciśniętym przez praskę czosnkiem. Wkładamy pod przykryciem do piekarnika i pieczemy, aż będzie zupełnie miękka (około 1,5 godziny).Studzimy, zdejmujemy mięso z tuszki i mielimy je w maszynce. Dodajemy do zmielonego mięsa przyprawy, żółtka, tartą bułkę i  ew. trochę wytworzonego podczas pieczenia sosu, rodzynki oraz pianę z białek. Mieszamy delikatnie, ale dokładnie i wykładamy do wysmarowanej masłem i wysypanej bułką formy makowcowej. Pieczemy w 180 st. C około 45 minut lub nieco dłużej, do momentu, kiedy wierzch ładnie zaczyna się rumienić.

Ostudzoną nie do końca faszerowaną kaczkę kroimy jak pasztet i podajemy z chrzanowym lub innym, lubianym sosem. Mówię Wam, że pycha!