Stare i nowe
Zawsze w dziejach pożyczano sobie przepisy, smaki i kuchenne obyczaje od innych. Nieważne, czy byli to przyjaźni przyjezdni, czy grabieżcy, których wpływem raczej logiczne byłoby wzgardzić. Od najeźdźców tatarskich, od średniowiecznych kupców, od dworskich Włochów, od wszystkich, którzy podzielili nasze ziemie rozbiorami. Lista tych, od których bez uwzględniania praw autorskich zaczerpnęliśmy przepisy jest długa. Zbierano wszystko, co warto było pozbierać i tak powstała polska kuchnia. Podobnie zresztą powstawały wszystkie kuchnie świata. Zależnie od geograficznego położenia nadawano im różny ostateczny szlif. I świetnie. Kuchnie bowiem wiele łączy, abyśmy w każdej niemal mogli znaleźć ślady znajomych smaków i dostatecznie wiele dzieli, aby każda była unikalna.
Globalna wioska „świat” od wielu już lat ma jednak tak wiele panujących wszędzie tych samych smaków, że strach. Czasem w dzieło popularyzacji kuchni wchodzi po prostu wielki kapitał. Pamiętam, jak uznaliśmy z Piotrem, że McDonald’s w Paryżu to przesada, że globalizacja, a nie subtelne mieszanie smaków, weszła na zbyt niebezpieczny poziom.
Po południu do każdej klatki mojego dużego warszawskiego domu dzwonią chłopcy wiozący obszerne torby z pizzą, hamburgerami, chrupkimi kurczakami. Myślę, że coraz mniej osób jada dziś tradycyjne obiady, składające się z zupy, drugiego dania i słodkiego deseru. I to z różnych powodów. Ale czasem chce się wrócić do starego, zapamiętanego smaku.
Tak właśnie było w czasie ostatnich świąt. Kupione wędliny to nie żaden rarytas, toteż mój tegoroczny stół uświetniły gotowany schab oraz faszerowana kaczka. O schabie już napisałam dzieląc się z wszystkimi chętnymi naprawdę doskonałym przepisem. A teraz kaczka.
Zazwyczaj na święta pracowicie przygotowywałam tradycyjnego smaku kaczkę faszerowaną, co wiązało się z długim, pracowity zdejmowaniem skóry, a następnie nadziewaniem jej farszem. Tym razem lenistwo wzięło górę. Farsz upiekłam w foremce, co sprawiło, że był wyglądu podobny do pasztetu, ale w smaku w niczym nie ustępował bardziej pracochłonnej wersji. Niedowiarkom radzę spróbować, bo wykonanie nie przedstawia żadnej trudności.
Oto kaczka nie do końca faszerowana
Kaczka, sól, majeranek i 1 ząbek czosnku
Do farszu: 2-3 łyżki tartej bułki, 2 jajka, sól i pieprz do smaku, przeciśnięty przez praskę czosnek, szczypta pieprzu, majeranek w dość sporych ilościach i nieco więcej niż 5 dag rodzynek.
Do posmarowania foremki odrobina masła i łyżeczka tartej bułki
Kaczkę sprawiamy, usuwając zarówno nadmiar tłuszczu, jak i resztki piórek, posypujemy solą, majerankiem i przeciśniętym przez praskę czosnkiem. Wkładamy pod przykryciem do piekarnika i pieczemy, aż będzie zupełnie miękka (około 1,5 godziny).Studzimy, zdejmujemy mięso z tuszki i mielimy je w maszynce. Dodajemy do zmielonego mięsa przyprawy, żółtka, tartą bułkę i ew. trochę wytworzonego podczas pieczenia sosu, rodzynki oraz pianę z białek. Mieszamy delikatnie, ale dokładnie i wykładamy do wysmarowanej masłem i wysypanej bułką formy makowcowej. Pieczemy w 180 st. C około 45 minut lub nieco dłużej, do momentu, kiedy wierzch ładnie zaczyna się rumienić.
Ostudzoną nie do końca faszerowaną kaczkę kroimy jak pasztet i podajemy z chrzanowym lub innym, lubianym sosem. Mówię Wam, że pycha!
Komentarze
„Po południu do każdej klatki mojego dużego warszawskiego domu dzwonią chłopcy wiozący obszerne torby z pizzą, hamburgerami, chrupkimi kurczakami.”
Tak jest – i to widzimy na ulicach w postaci obfitszych kształtów, bo tzw. śmieciowe jedzenie zazwyczaj jest tuczące. Jest to znakomita opcja w podróży, ale na co dzień… a znam ludzi, dla których to jest normalka.
Małgosia wyfrunięta, ja sfrunięta, właśnie podjadam bagietkę z szynką iberica oraz popijam czerwonym crianza o nazwie „Protos”.
Leje i jest zimno, 9c (temp. odczuwalna 4C!), ale pocieszam się, że we Wrocławiu było dzisiaj rano 4c (prasa tak podawała), natomiast tam, gdzie pofrunęłam miało być słońce – i było, ale temperatura porównywalna z tutejszą. A przecież nie po to człowiek lata do ciepłych, a przynajmniej z definicji cieplejszych krajów 👿
https://photos.app.goo.gl/WiBqgWkPYrrnCKzeA
Dzień dobry 🙂
kawa
irek jak zawsze w temacie: kawusia ze zmarźniętą kaczusią!
Danuśka degustuje wraz z Osobistym Wędkarzem winka w „…Bordeaux, mieście niewątpliwie grzechu wartym”, Małgosia odleciała (gdzież to, ach gdzie), Alicja takowoż, a nam powoli sempiterny zaczynają marznąć bo p. zima nadchodzi i powietrze chłodzi.
Wczoraj na lunch Wombat wyczarował klasyczny francuski omlet jaki charakteryzuje gładka, jedwabista powierzchnia z niewielkim lub żadnym zabrązowieniem, kryjąca w sobie delikatne, wilgotne i miękkie wnętrze rozbełtanego jajka. A jest to niełatwa sztuka. Czyż nie tak Danuśko?
Dość długo trwała nauka aby dojść do perfekcji.
Zaś na dzisiejszy obiad Wombat wyczaruje sznycel wiedeński (musowo z cielęciny), a jako warzywko ja sprokuruję brokolini z czosnkiem (tyciu, tyciu zapaszku i smaku). Do tego frytki z frytkownicy beztłuszczowej (Air Fryer).
Zapowiada się pysznościowy obiadek.
Ja degustuję wina z Południowej Afryki, ale mnie tam nie ma. Jestem na wyspie nie tak daleko, kto zgadnie gdzie?
Któraś z Kanarów?
Dzisiaj nie degustuję, tylko lekuję, jestem przeziębiona – skutki jeżdżenia otwartym autobusem turystycznym po słonecznej, ale zimnej Barcelonie.
Wina z Afryki Południowej są znakomite, na przykład:
https://photos.app.goo.gl/o3LgLHNJFfj96qgg9
😉
Brokolini? Aż zajrzałam do wujka googla, faktycznie, jest, ale się z tym jeszcze nie spotkałam w naszych sklepach.
Alicjo nie!
Wielka Brytania?
Może Madera?
Majorka? Minorka? Sardynia? Ibiza? Z pewnością Bornholm 🙂
Koło Afryki Południowej
No to musi Madagaskar. Ciekawa jestem wrażeń.
Tak Alicjo! Wrażenia super! Byliśmy w stolicy, potem w Andasibe, piękne lemury, pyszczki takie ,że nic tylko się do nich uśmiechać. Dziś jesteśmy na zachodzie nad morzem w Morondavie, jutro aleja baobabów i Park Narodowy Kirindy.
A to większa trasa – myśmy ze stolicy ruszyli na pn. wschód, na zachód i poludnie już nie było czasu. Podejrzewam, że latacie trochę? Bo odległości są dość powalające.
Przyjemnego zwiedzania!
Lemury są cudne – gdyby nie ten park, to pewnie by już było po nich… Baobabów mi żal, ale mieliśmy z nimi do czynienia w RPA. Zawsze za mało czasu, albo pieniędzy, albo Jerzor pogania i decyduje, że tam czy ówdzie nie trzeba…
https://photos.app.goo.gl/H5iPJKcXzDiea7LR7
U nas zamiast lemurów wróble, które podjadają okruszki chleba pozostawione na balkonowym stole, a poza tym dosyć swojsko, bo chyba odkryliśmy skąd się wzięła fasolka po bretońsku. Wprawdzie nie jesteśmy w Bretanii, a w Wandei, ale jeśli spojrzycie na mapę Francji to zobaczycie, że te regiony ze sobą sąsiadują. Nasi tutejsi znajomi podjęli nas daniem składającym się z białej fasoli i kawałków wieprzowiny. Okazało się, że mogettes czyli tutejsza odmiana białej fasoli to spécialité régionale i można ją podawać w towarzystwie boczku, a nawet golonki lub w wersji wegetariańskiej tzn z cebulą, marchewką i sosem pomidorowym. Na widok zawartości wandejskiego garnka natychmiast opowiedzieliśmy o naszej fasolce po bretońsku i wypiliśmy toast na kuchnię wandejską, bretońską oraz polską oczywiście też 🙂
Toasty wznosiliśmy już przy aperitifie popijając kolejną lokalną specjalność czyli Trouspinette. To rodzaj wina wzmacnianego destylatem z owoców tarniny (w wersji klasycznej) lub innych owoców w wersjach dowolnych i wielorakich.
Śniadanie w Wandei ma również swój lokalny koloryt, bo podaje się na nie brioche vendéenne czyli ciasto drożdżowe pieczone w prostokątnej foremce i zaplecione niczym nasza chałka. Ciasto rozpływa się w ustach, jako że do jego przygotowania używa się słusznych ilości masła i jajek. Każda tutejsza piekarnia ma oczywiście w swojej ofercie ową brioche, ale bagietki i croissanty też kupicie bez kłopotu.
Jeśli chodzi o mogettes czyli fasolkę po wandejsku w dowolnej wersji to bez problemu znajdziecie ją w słoikach w każdym supermarkecie gotową do odgrzania. Tak jak fasolkę po bretońsku w polskich sklepach 🙂 Pamiętam, jak koledzy opowiadali mi, iż w studenckich czasach ta fasolka była ich ulubionym obiadem- szybko, prosto i pożywnie.
Echidno-masz rację, sztuka usmażenia omletu o właściwej konsystencji to pierwszy krok w karierze każdego szanującego się kucharza 🙂
No proszę – po tylu latach wreszcie rozwiązaliśmy sprawę fasolki po bretońsku!
Ja zazwyczaj gotuję jaśka, a sos w składzie puszka pomidorów i mały koncentrat pomidorowy, podsmażona cebula z podsmażoną kiełbasą skostkowaną, troszkę czosnku. Jak kto chce, to sobie walnie na to łychę kwaśniej śmietany.
Dzisiaj były parówki z Baltic Deli.
Zużyłam już prawie całą flachę syropu na gardło i wreszcie zaczynam mówić, nie rzęzić. Czas najwyższy.
Dzień dobry 🙂
kawa
Alicjo-życzę Ci dalszego i pomyślnego powrotu do zdrowia i mam nadzieję, że napiszesz kilka słów o swoich wrażeniach z Barcelony.
Nie wiem, czy nasz barista nadal tropi dziką zwierzynę, ale na wszelki wypadek podrzucam kawę prosto z Wandei:
https://www.entreprendre.fr/wp-content/uploads/histoire-1975.jpg
Irku-gdyby trafiła Ci się kawa z żubrzym lub wilczym tropem to oczywiście serwuj bez wahania!
Podczas takiej wyprawy należy się z całą pewnością dobrze odżywiać zatem przekąska rodem z wandejskich rubieży byłaby, jak sądzę, dobrze widziana:
https://tiny.pl/dw5pn
Irku- pomyśleliśmy o kawach jednocześnie 🙂
Nadal tropisz czy wyprawa już zakończona?
To zapewnie Małgosia powędrowała szlakiem Maurycego Beniowskiego, którego miejscowa ludność obwołała królem Madagaskaru w roku 1766.
O ile szlak takowy istnieje.
Danuśka czy to rodzaj bruschetty z fasolą?
Alicjo – powotu do zdrowia życzę. Spróbuj syrop domowej roboty zrobić. Cebula plus cukier. Pachnie niekoniecznie wspaniale lecz pomaga. Bunia mi zawsze robiła w przypadku nieżytu gardła i innych dolegliwości z tym organem związanych. Sama teraz też robię.
Przymierzam się do zrobienia niebawem vol au vent. Jeszcze nie wiem z jakim nadzieniem.
Danuśka – jaka bedzie polska nazwa tego dania? Lot z wiatrem? Szybowanie? Chyba pozostanę przy oryginale.
Danuśka, niestety ze względu na pogodę z przymrozkami musieliśmy odwołać wyprawę. Siedzenie z aparatem przy – 5 jest wyzwaniem. Ale co się odwlecze … Za to po lecie na przedwiośniu i jesieni z przymrozkami mamy już pierwsze maślaki . Jutro jajecznica na maślakach 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
, a href=”https://w0.peakpx.com/wallpaper/43/201/HD-wallpaper-cup-of-coffee-and-croissant-abstrakcja-rogalik-fotografia-kawa.jpg”> kawa
kawa
Przepraszam, rozlałem 2 kawy.
A filiżanka cała? 😉
Prawiem zdrowa, ale za to pan J. zapadł na to samo. Aspiryna i syrop w robocie.
Rekonwalescencja polega na nicnierobieniu, prawie, bo zjeść coś trzeba, ale wielkiego gotowania nie ma, zawsze mam coś awaryjnego zamrożonego.
Pogoda się poprawia, temperatura rośnie, zielenieje i kwitnieje.
https://www.youtube.com/watch?v=cV9fGx7ygAc
… i kawy też nie? 🙁
popołudniowa kawa 🙂
Zaraz 17-ta u mnie…. pora na herbatę 😉
a więc herbata
irku – u mnie akurat był poranek rześki. Zatem kawa w sam raz. Teraz, jako że popołudnie, chętnie herbatę mogę popijać.
Obiadowo – Młynarski. Czyli nieśmiertelna kartoflanka. A jakże – z marcheweczką w plasterkach i śmietaną zabielona. Bez żadnych tam zasmażek na mące. W zupach wszelakich NIE PROWADZĘ!
Alicjo – Koledze Małżonkowi zdrowia życzę.
Irek,
taką herbatę sprzedaje u nas Japonka w Cha Cha Tea – oprócz walorów dla oka, i to krótkotrwałych, bo za 2 dni najpóźniej powierzchnia wody pokrywa się takim nalotem, nic z niej… A czajniczek mam dokładnie taki samiuśki, parzę w nim herbaty owocowe z Baltic Deli, takie nie z torebki, tylko całe suszone owoce typu maliny, porzeczki, owoce leśne, jarzębina itd.
Drugi czajniczek, również szklany ale inny trochę, służy mi do yunnan, w porywach z dodatkiem bergamotki.
Dzisiaj przydałaby się kartoflanka, pogoda sprzyja, tzn. jest dosyć chłodno.
Jerzor dziękuje za życzenia.
Wczoraj na poim ogródku w szczypiorku wylądowała para kaczek (u nas zwane mallard), już się przeraziłam, że może będą gniazdo wiły (wtedy ogródek Off limits dla nas…), ale nie, po krótkim popasie udały się w nieznanym kierunku.
https://photos.app.goo.gl/QChLM7MU13xpps6dA
Dzień dobry 🙂
kawa
Echidno-tak, masz rację to rodzaj bruschetty czyli po prostu grzanka z fasolą. Okazuje się, że na przyrumienionym chlebie można ułożyć w zasadzie wszystko 🙂
A jak tam Twoje vol au vent? Czy już je przygotowałaś? „Lot na wietrze” brzmi w kulinarnym języku dosyć dziwnie i z całą pewnością lepiej zachować oryginalną nazwę. Tę smaczną przystawkę Francuzi zwą też bouchées à la reine czyli kąskiem/przekąską królowej, a historię tego dania podrzucam poniżej:
https://francjanatalerzu.blogspot.com/2013/01/bouchees-la-reine.html
Dzisiaj bouchées à la reine można kupić już przyrządzone w stoiskach z gotowymi daniami w supermarketach czy też sklepach sprzedających różne „gotowce” na wynos. Można też kupić jedynie już upieczone koszyczki i wypełnić je w domu dowolnym farszem. Uważam, iż jest to bardzo smaczna i efektowna przekąska.
Po przekąskach czas na danie główne. Podczas naszej ostatniej podróży po Francji jednym z ciekawszych dań były kalmary faszerowane mielonym mięsem wieprzowym: https://tiny.pl/dwv38
Owoce morza i mięso w jednym daniu to może nie jest zbyt częste połączenie w kuchni francuskiej, ale np. w hiszpańskiej spotykane dosyć często.
A co po daniu głównym? Oczywiście deser! Może bita śmietana z truskawkami, na które sezon w zasadzie już się zaczął: https://tiny.pl/dwbmm
Jeśli już mam być szczerą, to mięsem mielonym (wieprzowym) nadziewam małe papryki, liście kapusty, pierogi, tortille, paszteciki i co tam jeszcze mi do głowy wpadnie.
Danuśko. Kalamarów jako i innych owoców morza nie „prowadzimy” lecz miłośnikom sposób jaki opisałaś i wzbogaciłaś fotografią , niewątpliwie może przypaść do gustu (smaku).
Nie, vol au vent jeszcze nie robiłam choć składniki i pomysł na farsz już mam. Dopadło mnie lumbago jakoweś i nie mogę zbyt długo stać.
Czy już powróciliście w domowe pielesze, czy jeszcze wojażujecie?
Dzień dobry 🙂
kawa
Irku 🙂
Echidno-powróciliśmy! Jak wiadomo-wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
Doprowadzamy do porządku ogród na nadbużańskich włościach.
Sąsiedzi zjechali licznie na długi weekend majowy zatem życie towarzyskie ruszyło z rozmachem 🙂 Niestety z rozmachem atakują też komary i meszki, bo zima była łagodna, a nadbużańskie łąki długo były zalane wodą. To pięknie wygląda pod koniec zimy, bo mamy wtedy wrażenie, że nasze chaty są nad jeziorem, ale o tej porze roku już doprawdy nie wiadomo czym i jak często się psikać czy smarować, by nie zostać pokąsanym.
Kwitną bzy i już zakwitły konwalie, dwa tygodnie przed zwyczajowym terminem (zawsze kwitły dopiero na imieniny Zofii). Od 2015 roku majowe konwalie nie są pod ochroną i nie ma się co dziwić, w naszych lasach rosną ich całe łany.
https://photos.app.goo.gl/M7JhX8r35LfGZruS7
1 maja było we Francji konwaliowe święto, o tej tradycji już opowiadałam w ubiegłych latach.
Dzień dobry 🙂
kawa
na komary sposób prosty
nie wchodzić im w drogę
bo inaczej to udziabią
w czółko, nos i nogę
irku – też dzień dobry, bo u nas poranek.
Kawa z muszlami morskimi wyborna.
Lubię wyroby firmy GuyLian, taki czekoladowo-orzechowy błogostan dla podniebienia.
Dla zainteresowanych historia:
https://www.guylian.com/about-us/
zaś w zakładce „Recipes” przepisy na słodkości z zastosowaniem czekoladek firmy. Co prawda nie w języku polskim lecz od czego jest wujek Google.
Chyba się skuszę i przygotuję, na razie najprostszy deser.
Dzień dobry 🙂
kawa
kawa
Trafiłeś w samo sedno irku.
https://www.youtube.com/watch?v=U4w2nyLR1Pw
Echidno- co do błogostanu w kwestii owych czekoladek zgadzam się z Tobą całkowicie 🙂 Na dodatek wyznam w sekrecie, iż w czasach rozkosznych uniesień i początków naszej znajomości Osobisty Wędkarz uwodził mnie, między innymi, właśnie tymi czekoladkami. Ech, gdzie te czasy….
Tym niemniej pewnych rozkoszy nadal sobie nie odmawiamy i właśnie wykonałam mus czekoladowy czyli jeden ze sztandarowych deserów kuchni francuskiej. To jest banalnie prosty przepis, a przyjemności co niemiara 🙂 Deser jest naszym wkładem w przyjacielską kolacyjkę, na którą jesteśmy zaproszeni dzisiaj wieczorem.
Ciekawa jestem, kto jeszcze miałby ochotę powspominać te odległe i romantyczne czasy oraz sposoby na uwodzenie tej jedynej czy też tego jedynego.
A jeśli chodzi o historie mniej romantyczne to podrzucam Echidnie artykuł o lumbago i sposobach rodzenia sobie z tą dolegliwością. Echidno-życzę zdrowia!
https://tiny.pl/dcq9g
Dziękuję za dobre słowo Danuśko. Za podrzucony artykuł także.
Chodzę do fizoterapeuty, ćwiczę w domu i mam nadzieję na powrót do stabilności niejakiej. Badania wszelakie porobione zatem wiem „na czym stoję”.
Jeśli mus czekoladowy prosty w wykonaniu, podrzuć proszę przepis w wolnej chwili.
„Danapola
27 kwietnia 2024
8:06
Alicjo-życzę Ci dalszego i pomyślnego powrotu do zdrowia i mam nadzieję, że napiszesz kilka słów o swoich wrażeniach z Barcelony.”
Danuśka,
chyba nie wiesz, na co się piszesz, pytając o moje wrażenia z Barcelony, Na po pierwsze primo, pogoda, ale podobno Pan Bóg nie uwzględnia reklamacji w tej sprawie. Według średnich wieloletnich miało być 20-24c, a było w porywach 10c. W PORYWACH, podkreślam.
Na po drugie primo, mimo że ja sobie fundowałam wycieczkę na moje 70 urodziny, i Jerzoru przy okazji, to on przejął pałeczkę i zarządził. „Ma być tanio”, chociaż zarządziłam FULL WYPAS, w końcu żyje się raz!
Durna baba, zabrałam Jerzora, któren to powinien mi zafundować na urodziny, ale Jerzor ma węża w kieszeni, ja zafundowałam jemu. No i to on przejął pałeczke.
I tu pada moja pierwsza K…a.
Pierwszy raz w życiu lecę do Barcelony, to tam nagle zima, bo przecież o tej porze powinno być 20-25c, a było zaledwie 10, a i to w porywach.
Tu pada druga k…
Miał być full wypas, ale Jerzor – mimo że za wszystko płaciłam (bo chciałam mieć ten FULL WYPAS!!! i żeby mi nie jęczał), oszczędzał moje pieniądze. Hotel nie w Barcelonie, tylko poza, z 30 km, no i do stacji kolejowej trzeba było dojść prawie 2 km w jedną stronę. Godzina dojazdu do miasta. Moje nogi owszem, wysiadają, bo coś im się nie podoba, nie mogę już biegać 10km, jak roku łońskiego po Wrocławiu.
Tyle full wypas. Ale jeszcze lepiej…
Miałam wykupiony w internecie bilet do Familia Sagrada… trzech smarkatych u wejścia deliberowało nad moim biletem w Ipadzie, w końcu po 20 minutach doszli do wniosku, że to nie u nich kupiony bilet i niech spadam.
33eu w plecy, ale tego nie daruję (już wysyłam pretensje!). Nie mogę zrozumieć, dlaczego mnie nie wpuścili, nawet jak im się coś nie zgadzało, dlaczego nie machnęli ręką – jedna starsza pani… kolejki nie było. Teraz myślę – niedomyślna jestem, może chcieli coś do ręki? K…. kur.. ku.wa! Tu już nie strzymałam, k…y się posypały.
Po co ktoś z Kanady jedzie do Barcelony? Po TO, do cholery! Familię Sagradę mam obcykaną naokoło, ale chciałam wejść do wewnątrz, a bilet nie był tani!!! Kurdę, człowiek ciągle się uczy (nie mylić z wyznaniem dudy), ale ja już nie mam tyle czasu na podobne nauczki.
Po czasie myślę, że powinnam zażądać od tych łebków, żeby ściągnęli superwizora.
Mądra Polka po szkodzie…
Ale nic to, firmie o zakup nieprawomyślnego biletu do Sagrady już wytoczyłam odpowiednie pismo i żądanie o zwrot.
A miało być tak pięknie… a było zimno i nieprzyjemnie (usiłowanie wejścia do Sagrady).
Gdyby to były przynajmniej klimaty z Zaphone’a… MałgosiaW wie, o czym mówię 😉
Nic to, nie takie myśmy ze szwagrem…
Marne jak zwykle zdjęcia, wykupiliśmy 2 wycieczki autobusem turystycznym naokoło Barcelony i tam nas tak przewiało do imentu, że do dzisiaj mi się to odbija.
https://photos.app.goo.gl/8UMag5JVkYSSDvap9
Na pocieszenie powiem Ci Alicjo, że nigdzie tak nie zmarzłam, jak wtedy w Barcelonie. Też ten wredny wiatr mnie załatwił. A Sagrady było znacznie mniej.
No to mnie trochę pocieszyłaś, Małgosiu 😉
Jako zafonistka wyobraziłam sobie, że Barcelona to mroki, siąpiące deszcze i mgły, więc zabrałam ze sobą w podróż parasolkę, no ale nie zabrałam ciepłej kurtki, myślałam że dżinsowa wystarczy. Nie sprawdziła się 🙁
Sagrada ma być ukończona w 2026, więc będzie okazja, żeby się wybrać – i mam nadzieję, że wykorzystam wtedy ten bilet, na który mnie nie wpuścili – pismo z „firmy” sugerowało, że refundacja i takie tam, byle opisać, gdzie, kiedy i o której…
O tyle prosta sprawa, że mam w tym bilecie dokładnie napisane, że zamówiony był na godz. 11 rano w piątek 19 maja. I tam się posłusznie stawiłam 👿
Małgosiu,
Czekam na wrażenia z Madagaskaru 😉
p.s.
A propos Zafona… wszystko się wzięło z tego blogu. Kiedy po raz pierwszy popłynęłam Darem Młodzieży za namową Nisi, czyli Moniki Szwai. Otóż wzięłam sobie jakąś książkę do czytania na bezsenne noce, ale tę książkę szybko przeczytałam. I wtedy Kapitan ŻW, Rysiu Kwiatkowski świętej pamięci już niestety, naonczas intendent, czyli pierwszy po bogu kapitanie, podsunął mi do ręki Zafona i tę cholerną Barcelonę. Zafon też już na chmurce…
https://photos.app.goo.gl/PLLk48tVe8PbKBhb8
https://photos.app.goo.gl/6YCwvrVmnTk3fnAc7
Od tamtej pory byłam na 2 rejsach DM i zabierałam ze sobą książki do czytania, a potem zostawiałam w bibliotece Rysia. Rysiu nazwał nas „zafonistami” 😉
A przy okazji… przy okazji tamtego rejsu z 2011 przypomina mi się, że wtedy Polska objęła prezydencję w UE i tak na statku celebrowaliśmy:
https://photos.app.goo.gl/zbdkWgbyT93caK878
To było w Szczecinie na nabrzeżu Wałów Chrobrego, była to podniosła uroczystość i wszyscy byliśmy dumni z tego. Dumni, że jesteśmy w unijnej grupie, no i w ogóle…
Za rok nam Polakom się kroi taka prezydencja.
Alicjo- rzeczywiście, nie takiej relacji się spodziewałam 🙁 ale, jak piszesz, nie takie Wy ze szwagrem….. Toast cavą jednak wznieśliście i skosztowaliście trochę hiszpańskich win, bo te kupowane na miejscu zawsze jakoś lepiej smakują 🙂
W sumie, wraz z Osobistym Wędkarzem, obchodzicie urodziny prawie w tym samym czasie (2 dni różnicy) i jesteście praktycznie w tym samym wieku( Alain starszy o rok).
Podczas naszej francuskiej eskapady też chwilami sporo wiało, ale ubraniowo byliśmy przygotowani na każdą pogodę, jako że we Francji podobnie, jak w Polsce, kwiecień plecień…Dwa razy udało mi się nawet włożyć letnią sukienkę przewidzianą na upały.
Wczoraj na kolacyjce u przyjaciół była raclette, co jest super rozwiązaniem, jako że każdy smaży to, co lubi najbardziej: https://tiny.pl/dcxmk
Oprócz musu czekoladowego na stole pojawił się też sernik i jeśli ktoś sobie życzył to mógł nawet jeść te obydwa desery jednocześnie.
Echidno-podrzucam przepis na mousse au chocolat. W internecie jest tych przepisów mnóstwo, ja wykorzystuję od lat tenże:
220 g czekolady ( 150 g gorzkiej, 70 g mlecznej)
1 łyżka stołowa masła
6 jajek
4 łyżki stołowe cukru
4 łyżki stołowe śmietany 36% do deserów
Czekoladę z masłem rozpuścić w kąpieli wodnej i lekko ostudzić.
Żółtka utrzeć z cukrem do białości (chociaż wiadomo, że białe przecież nigdy nie będą). Osobno ubić śmietanę i białka na pianę. Do rozpuszczonej czekolady dodawać stopniowo żółtka z cukrem, białka i ubitą śmietanę. Można dorzucić parę kropli olejku pomarańczowego lub migdałowego. Wszystko dobrze wymieszać i schłodzić przez kilka godzin w lodówce.
„O tyle prosta sprawa, że mam w tym bilecie dokładnie napisane, że zamówiony był na godz. 11 rano w piątek 19 maja.”
Nie maja, tylko kwietnia 🙄
Poza tym wszystko się zgadza. Poza czekoladkami belgijskimi. Ale o tem potem.
10c i leje dysc…
Wróciłam, ale muszę chwilę odpocząć, bo podróż trwała 24 godziny. Wyruszyliśmy wczoraj w południe, wylądowaliśmy dzisiaj w południe na Okęciu. Mnóstwo wrażeń lemury urocze, baobaby niezwykle. Ogólnie podróż bardzo udana.
Dzisiaj jest święto Cinco de Mayo. W parkach odbywają się pikniki gdzie dominuje kuchnia i muzyka meksykańska. O kuchni meksykańskiej pisaliśmy kilka razy.
Kto zna koce robione w Meksyku też na pewno docenia ich piękno.
Rodrigo y Gabriela z Mexico City wykonuja Diablo Rojo
https://youtu.be/27kKqwIfMC4?feature=shared
Malgosia,
Obejrzałam kilka zdjęć z parku narodowego. Piękne miejsce.
Tongasoa na blogu, Małgosia!
W Antananarivo jest teraz 16c i pochmurno, w Warszawie 23c, ale alarm burzowy (jak i w całej Polsce).
U nas tylko 9c i nadal leje…
…ale za to ptaszki świergolaszki:
https://photos.app.goo.gl/reBWFpVkdtreXWN4A
…oraz mniej efektowny robin, kuzyn polskiego rudzika.
https://photos.app.goo.gl/adp7gG6jSLuDv9dG6
Meksyk (wycieczka niezorganizowana, 3-osobowa w 1986 roku, Boże Narodzenie) wspominam z łezką w oku. Ale już nigdy bym się nie udała w taką podróż. Zrobiło się niestety bardzo niebezpiecznie na drogach i nikt już tak nie kozaczy i nie wygłupia się, jadąc z małym, było nie było dzieckiem.
https://photos.app.goo.gl/KZuGHyYi5HyHbLJs9
Nie wiem, na ile to jest propaganda, ale wolę nie sprawdzać, jak jest naprawdę. Ludzie są bardzo sympatyczni, pamiętam pasterkę w Tampico bodaj… Maciek dostał wtedy wór cukierków i różnych innych słodyczy, bo taki tam jest zwyczaj, że dzieciom obecnym na pasterce daje się łakocie.
Pamiętam też jak dziś stukot szpilek wyelegantowanych pań, które zmierzały na pasterkę – kościół i hotel był w rynku. Przywiozłam z Meksyku malutki tkany dywanik – jak to Orca mówi „koc”, ale to nie to samo, co po polsku koc. To są różne tkaniny i mają różne przeznaczenie, ale wzór jest rozpoznawalny.
W Polsce najbardziej Meksyk spopularyzowała Susana Osorio Mrożek. Nawet kulinarnie!
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/220936/meksyk-od-kuchni-od-aztekow-do-adelity
Danuśka- dziękuję za przepis. Już zanotowany i pewnie niedługo wprowadzę w życie.
Małgosiu – przepoczywaj. Znam ten ból 24-ro godzinnej podróży samolotem. Tyle (o ile nie więcej – czasami) trwa nasza podróż (w jedną stronę) do Polski. I oczywiście droga powrotna.
Bociany z Przygodzic zniosły dwa jaja. Przynajmniej tyle widziałam. Ciekawe że w nocy bociany odpoczywają (śpią) na jednej nodze. Jeden siedzi na jajach, drugi stoi na jednej nodze.
Dzień dobry 🙂
kawa
Irek,
“Hola” 🙂
Orca,
właśnie chciałam Ci napisać, że w gnieździe są trzy jaja, ale sprawdziłam i okazuje się, że są już cztery. Trudno trafić na chwile, kiedy jaja są widoczne, więc tę informację mam z facebooka przygodzickiego gniazda. Czujne obserwatorki donoszą o sytuacji na bieżąco. Informacje z tego facebooka są dostępne dla wszystkich, logowanie pomijamy klikając w krzyżyk w kółku/ gdyby ktoś nie wiedział/.
Miłe widoki, ale pamięć przywołuje ubiegłoroczne dramatyczne wydarzenia.
Krystyna,
Dziękuję za informacje. Przesyłam powodzenia bocianom. Wysłałam link znajomym i rodzinie aby obserwowali bociany w Przygodzicach.
Tylko się domyślam jakie dramatyczne wydarzenia miały miejsce rok temu.
U mnie konwalie w blokach startowych. Kiedyś była ich cała Górka, ale jakaś choroba na nie padła kilka lat temu i zaczęły „rdzewieć”. Dopiero w tym roku się odradzają i nieśmiało przechodzą od sąsiadki.
https://photos.app.goo.gl/AiEWBJMhnD71jHLS6
Miasto poprosiło mieszkańców, żeby przynajmniej do końca maja nie ścinać trawy – niech owady sobie użyją na mleczach i tym podobnych, zwłaszcza pszczółki. Niestety maszyny już słychać…
https://photos.app.goo.gl/2BTUmWsbx4dpMoGF6
https://www.youtube.com/watch?v=6mn0PCoh32A
Jako, że tym razem spędziliśmy we Francji sporo czasu i odwiedziliśmy różne regiony uznałam, że najlepiej będzie podzielić moje zdjęcia na kilka albumów.
A zatem dzisiaj Akwitania z Bordeaux i Arcachon. Niestety sławne lustro wodne https://tiny.pl/dcrnd na największym i najpiękniejszym bordoskim placu było pozbawione wody i w ten sposób ominęła nas jedna z atrakcji tego miasta. No cóż, zdarza się… Po mieście można przemieszczać się autobusami, tramwajami i statkami, to ostatnie rozwiązanie jest oczywiście najprzyjemniejsze. https://photos.app.goo.gl/T7jffT6hgryZDMyf9
Oj pięknie! Mnie najbardziej zainteresowała pierwsza część wycieczki, przyjemnie jest degustować w takich okolicznościach…
I pomyśleć, że ja jeszcze pamiętam takiego gościa – Chaban Delmas 😯
Pisałam o kocach z Meksyku. Miałam na myśli Mexican blankets. Tu jest tylko kilka przykładów. Te koce są wykonane z bawełny, z welny lub mieszanki. W Meksyku na różnych rynkach jest bardzo duży wybor tych towarów.
https://www.mexicanblankets.com/
Najpopularniejsze koce są wykonane z “ Reclaimed Fibers (Acrylic, Polyester, and Cotton blend)”
Dzień dobry 🙂
kawa
Alicjo-degustowanie w świetnych win w Bordeaux zapamiętamy zapewne na długie lata. Tak, jak już wspominałam wcześniej, degustacja w Cite du Vin była bajeczna, a wieczór, który spędziliśmy w Bar a Vin był też bardzo sympatyczny. Średnia wieku w tychże barach 30-40 lat, co jest pozytywnym zjawiskiem, bo wieść niesie, że młodzi Francuzi nie piją już wina tylko piwo, ale okazało się, że jednak piją! Do wina są podawane drobne przekąski na zimno i na ciepło. Degustując dobre wina można spędzić cały wieczór, zresztą tego rodzaju miejsca mamy też w Warszawie 🙂
Poniżej zdjęciowy album numer dwa i tu od razy opowiem, o tym co lubię we Francji niesłychanie: przejeżdżasz 100-200 km i zmienia się kuchnia, podają inne wina i podobno też zmienia się mentalność mieszkańców. O mentalności nie mogę się wypowiadać, bo należałoby pomieszkać, aby się przekonać. Pamiętacie jednak ten film: https://www.filmweb.pl/film/Jeszcze+dalej+ni%C5%BC+P%C3%B3%C5%82noc-2008-453743
Często mamy mylne wyobrażenia o tym, jacy są nasi sąsiedzi z drugiego końca kraju. Czyż nie znamy takich właśnie stereotypów z naszych rubieży….?
Dość gadania, oto zdjęcia: https://photos.app.goo.gl/gvVxwTc8woEsjDjh6
Przypomnę tylko na marginesie, iż Perigord słynie z trufli, kaczych i gęsich wątróbek i pasztetów (tak, jedliśmy!) oraz włoskich orzechów i dlatego croque-monsieur jest podany w ich towarzystwie.
Zanim co, posłuchajcie tego gościa (tylko 7 minut z czymś) na temat polskiej kuchni – no trochę się pomylił, bo ruskie pierogi to nie pierogi z serem, ale wszystko inne się zgadza:
https://youtu.be/LyxdrBtt-jc?si=XNR2m-B1y4UU-F42
Orca,
tych najpopularniejszych koców nie tknęłabym metrowym kijem, bo one po prostu strzelają w palcach, są tak sztucznością naelektryzowane. Ja kupiłam taki malutki dywanik na podłogę, ale dosyć szybko się rozleciał. Podoba mi się charakterystyczne wzornictwo, ale materiał użyty do wykonania już nie. No, chyba że się kupuje w jakichś sklepach, gdzie się ceni jakość.
Alicja,
Na pewno masz rację bo wiem że się na tym bardzo dobrze znasz.
Koce z wełny, podobnie jak wyroby Pendleton są drogie stąd korzystanie z nich musi być ograniczone. Tylko na wygląd. Te tanie można położyć na plaży i portfel nie ucierpi. 🙂
Prawda.
Popatrzyłam na ten link, co podałaś – ja miałam właśnie taki cobalt dywanik za 10$ – te ze strony są po 13$ sztuka. „You get what you pay for”, mówi przysłowie – za 13$ nie kupisz bawełny, wełny ani niczego naturalnego.
W Zakopanem – nie wiem, czy to jeszcze „działa” jak za dawnych lat, na ulicy od sprzedawców można było kupić „tradycyjne góralskie swetry z wełny owczej” – ale wyczucie naturalnego włókna mam w palcach i mnie nikt nie nabierze na sweter za 100zł (czy ile one wtedy kosztowały). Wełna musi być droga, bo potrzebuje specjalnej obróbki. To samo tyczy się innych włókien naturalnych.
Idzie lato – szykujmy ubrania z bawełny, lnu, wiskozy, jedwabiu 🙂
Danuśka,
tak jest chyba w każdym kraju na zachód od Polski, kultywowanie tradycji regionu – w Polsce sporo niedobrego narobiła, moim zdaniem, socjalistyczna urawniłowka.
Bo w Polsce też były regiony, które różniły się znacznie od sąsiadów i to chyba teraz starają się przywrócić niektóre władze regionalne. Najwyraźniej chyba Górny Śląsk, jak wiadomo wg. niektórych „ukryta opcja niemiecka”, a tych opcji narobiło się trochę (Kaszebe i inni Mazurzy…). A przecież to nic złego, kontynuować tradycję, język, obrzędy i kulturę okręgu. No ale uważano, że wyrazem kultywowania tradycji regionalnej był zespół „Śląsk” i „Mazowsze” 😉
Danusko, ta Twoja wydra to chyba nutria byla.
A tak, to fajnie znowu byc we Francji. Dawno nie bylem, czas na ponowny wyjazd.
Dzień dobry 🙂
kawa
Pepegor-oczywiście masz rację, to była nutria 🙂 Zaraz poprawię!
Alicjo-tradycje związane z językiem, obyczajami rzeczywiście się u nas odradzają, a może nawet ugruntowują. Dzisiaj dowiedziałam się, że można zdawać maturę z języka kaszubskiego czy też łemkowskiego oraz z języków mniejszości narodowych tzn z białoruskiego, litewskiego i ukraińskiego:
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-matura-2024/news-matura-2024-z-jezykow-obcych-terminy-egzaminow,nId,7487201#crp_state=1
Znamy wiele przysmaków z Podlasia czy okolic Suwałk, ale może nie wszystkie?
https://www.tasteaway.pl/15-przysmakow-za-ktore-kochamy-podlasie-i-suwalszczyzne/
Tak smutno, odszedł Jacek Zieliński.
Toteż dałam znać przedwczoraj…
https://www.youtube.com/watch?v=6mn0PCoh32A
Jeśli jeszcze nie znudziły Wam się francuskie opowieści i fotoreportaże to podrzucam zdjęcia z nad Loary https://photos.app.goo.gl/EqxsQF8DuJj2ESVEA oraz z atlantyckiego kurortu. Na tych ostatnich znajdziecie granitową skałę z potężnym uskokiem. Miejsce nazywa się Puits d”Enfer (Diabelska Studnia) i jest z nim związana prawdziwa, kryminalna historia. Otóż w roku 1949 dzieci spacerujące nad morzem wraz ze swoim opiekunem zauważyły w tej sporej szczelinie kufer oraz wystające z niego ciało. Zawiadomiono policję i po dość krótkim czasie zostało ono zidentyfikowane. Był to Robert Thelier-zamożny, paryski rentier. Ciało było zmasakrowane, a bezpośrednią przyczyną śmierci było uduszenie. Dzięki osobie, która zauważyła samochód w środku nocy na wybrzeżu odnaleziono winnych tej zbrodni. Morderczynią okazała się Andrée Farré, kobieta pochodząca z bogatej rodziny. Była wdową i miała tendencję do wydawania lekką ręką dużych pieniędzy. Udało jej się zatrudnić u Roberta Thelier, zamordowała go dla zawłaszczenia jego fortuny. Morderstwa dokonała przy współudziale swojego przyjaciela. Proces odbył się w grudniu 1950 roku i Andrée Farré skazano na śmierć, a jej przyjaciela na 20 lat ciężkich robót. Ówczesny prezydent Francji skorzystał z prawa łaski i morderczyni spędziła w rezultacie resztę swojego życia w więzieniu. Na podstawie tej historii powstał w 1987 roku film, a Xavier Armange w 1997 roku wydał powieść pt.” Krwawy kufer z Diabelskiej Studni”.
https://photos.app.goo.gl/nY4SsKv6U1n6o9NR8
Jeszcze wyjaśnienie dotyczące muszelkowych ozdób na ścianach domów. Ich autorką jest Danièle Arnaud-Aubin zwana „Damą z muszelkami”, artystka mieszkająca w tej właśnie dzielnicy. To kilka wąskich ulic w samym centrum Sables d’ Olonne. Inspiracją jej artystycznych działań są mity, legendy i bajkowe opowieści. Każdego roku powstają nowe obrazy, a te zniszczone z powodu upływu czasu są odnawiane.
Danuśka,
piękne miejsca zwiedziliście, a zdjęcia jak zawsze świetne.
Kalmary znam tylko w postaci panierowanych krążków, więc pewnie smakują tak samo dobrze jak te kawałki kalmarów z Twojego zdjęcia. Wersji nadziewanej też bym chętnie spróbowała.
U mnie wczoraj i dziś fasolka po bretońsku, mocno pomidorowa z drobnej fasoli z dodatkiem kiełbasy.
Młodzi z dziećmi ubiegły tydzień spędzili w Barcelonie i okolicy. U nas było bardzo ciepło, a tam zimno. Ogólnie pobyt bardzo udany poza tym, że na samym początku zamówiony apartament okazał się zupełnie inny – warunki były fatalne. Na szczęście reklamacja była skuteczna, ale było nerwowo. Wszystkie bilety zamówili w Polsce, więc byli we wszystkich ważnych miejscach, a syn ze starszym wnukiem zaliczyli jeszcze mecz Barcelony.Do Barcelony dojeżdżali pociągiem. Wszędzie tłumy turystów, ale o tym wiadomo od dawna.
Nie wiem, jak się sprawy mają obecnie, ale w czasach mojego dzieciństwa, myśliwi polowali na nutrie. Zajmował się tym jeden z sąsiadów z naszej ulicy. Wiem, że z mięsa robił jakieś kiełbasy na domowy użytek. Niektórzy nosili futra z nutrii, albo kołnierze. Ta moda już szczęśliwie dawno minęła.
A pisałam, że zimno…
Nasi sąsiedzi, właściciele willi typu „gierkówka” we Wrocławiu, gdzie wynajmowaliśmy mieszkanie, hodowali nutrie u siebie na ogródku – kilka zwierzątek upchanych w klatce, a ponieważ mieszkaliśmy w suterenie willi na tyłach, przy ogródku, zapaszek bywał… niebywały. Raz nam nawet przynieśli sprawione zwierzątko, ale nie skorzystaliśmy. Jakoś nie wyobrażąłam sobie, że przełknę…
A przecież jesteśmy mięsożerni, kupujemy kurczaki, wieprzowinę i tak dalej. Czym się różni zjedzenie kiełbaski z nutrii od noszenia futerka z niej? Zwierzątko i tak musi być zabite, i tak…
Tak już jest w tym świecie, że jedno zwierzątko zjada drugie zwierzątko – i my też jesteśmy w tym łańcuchu żywieniowym, chcemy tego czy nie. Torebka, buty czy kurtka ze skóry zwierzęcia – wegetarianie nimi też nie gardzą.
A nami – robaczki w stosownym czasie 😉
krystyna – jak już Alicja zdążyła wspomnieć, nutrie przede wszystkim hodowano. Głównie dla futra. A z mięsa tak – wyrabiano kiełbasy. I nawet miały wielu amatorów.
pepegor – okres wiosenno-letni jak znalazł na krótki lub dłuższy „wypad” do Francji. Wspaniałe widoki,przepiękna wielowiekowa architektura, aż żal ściska, że Polska takiego szczęścia nie miała.
A jak Twoje zdrowie?
Alicjo-żadne robaczki!. Mnie proszę spalić i pochować w jakiejś eleganckiej urnie. Ale szczerze mówiąc nie zależy mi na żadnej urnie, można mnie rozsypać, tylko koniecznie i obowiązkowo w urokliwym miejscu!
Krystyno- dziękuję 🙂 To prawda, zwiedziliśmy dużo pięknych miejsc, a nie zliczę tych, które jeszcze trzeba by odwiedzić…
Ja z kolei kojarzę, z czasów ogólnych niedoborów, hodowle nutrii. Zwierzątka trafiały na futra czy kołnierze oraz przerabiano je na kiełbasy, o czym Dziewczyny już napisały powyżej. Wieść niesie, że kiedy hodowle nutrii przestały być intratnym biznesem zwierzęta wypuszczano na okoliczne pola i łąki. Czy rzeczywiście tak było, tego nie wiem.
Echidno- nie zdążyłam przeczytać Twojego komentarza, a w sprawie nutrii napisałyśmy o tym samym 🙂 Łajza minelli, jak niegdyś mawialiśmy na tym blogu.
Danuśka – co to znaczy „…nie znudziło się Wam…”? Oczywiście, że nie!
Pamiętacie? By taki tygodnik „Dookoła Świata”, a w nim zilustrowane fotografiami artykuły z różnych stron świata. I to było owo okienko na świat. Podobnie „Panorama Śląska” czy „Przekrój”. Że tendencyjne artykuły? Oczywiście lecz wplecione reportaże, fotoreportaże otwierały szerzej okno poza granice własnego ogródka lub ulicy.
Teraz możliwości wyjazdów jest bez liku. Lecz nawet przy największych chęciach i wielce zasobnym pularasie nie uda się zobaczyć wszystkich zakątków.
I Wasze fotoreportaże przybliżają owe miejsca.
Zatem odpowiedź Danuśko brzmi – NIE.
Rozwijając myśl – nie, nie znudziło się!
Danuśka – „popatrz se Pani do poczty”
Echidno- popatrzyłam 🙂
Podróże, jak do tej pory mi się nie nudzą. Ledwie wracam już zaczynam myśleć o tym, gdzie wyruszyć na kolejną eskapadę.
Sezon na szparagi w pełni zatem może ktoś życzyłby sobie na kolację?
https://photos.app.goo.gl/y38xRoneDmLjd8UbA
Szynka, majonez, parmezan, ugotowane szparagi.
A za mną chodzi taki łosoś:
4 kawałki łososia
paczka szparagów zielonych
75 gram masła
125 ml soku z cytryny
2 łyżeczki posiekanej natki pietruszki
4 ząbki czosnku
sól, pieprz
65 gram parmezanu
https://recipes.lmorched.com/baked-salmon-in-foil-with-asparagus-and-garlic-lemon-butter-sauce/
Mnie też się nie znudziły, ale przyznaję z niechęcią, że coraz bardziej męczą. Żeby gdzieś się znaleźć, podobnie jak echidna (ona zdecydowanie dalej!) muszę pofrunąć, a to jest cholernie męczące. Dojazd na lotnisko – 3 godziny (300km) i modlić się należy, żeby na autostradzie czy w Toronto nie było korków, bo lotnisko leży po niesłusznej stronie Toronto i musimy całe przejechać…
Na lotnisku trzeba być 2godz przed odlotem (loty międzykontynentalne). Potem lot, do Europy 8-9 godzin, gdzie indziej dłużej, a najgorzej jak z przesiadkami, wtedy się wydłuża. Odprawa szybka, bo od lat jeżdżę tylko z bagażem podręcznym. I tak dalej…
Teleportingu nikt jeszcze nie wymyślił, niestety. Nic nas nie ogranicza oprócz czasu i sił do wyczekiwania na lotniskach i chodzenia po okolicznościach, no i oczywiście jakże słuszny gniew Grety Thunberg („how dare you!!!”) na zostawianie śladu węglowego 🙄
Greta ochrzania podróżników i obwinia o całe zło tego świata, a wygodnie zapomina o roszczeniach, jakie ma jej pokolenie, jeśli chodzi o życie w dobrobycie i posiadanie pewnych zabawek… tego jej rodzice nie podsunęli, wysyłając ją na sesję sławetną ONZ w sprawie klimatu, kiedy to zaistniała jako młodociana „aktywistka”. No cóż… to jest dość ciekawy zawód 😉
Szparagi nie dla mnie, nie chcę próbować, czy uczulenie już mi przeszło, co podobno może się zdarzyć. Ale smacznego wszystkim!
p.s.
A z tymi futrami i skórami – jeśli już coś jemy, to wykorzystajmy całość 🙂
Jak nie robaczki, to jak najbardziej wzbogaćmy Ziemię o popioły – też tak zamierzam, a każę się wysypać na wodach Bartnik. Nomen omen, dzisiaj przeczytałam gdzieś artykuł, że brakuje miejsca na cmentarzach, więc jest to dobre rozwiązanie. I ekologiczne 😉
Ciągle powtarzam, jak człowiek przekroczy granicę czy to na zachód, czy południe Europy to świat jakby ładniejszy. Nasze wsie i miasteczka były głównie drewniane, może to było ładne, ale pożary, wojny, które się przetaczały, skutecznie je zniszczyły, a odbudowa w stylu „socjalistycznym”, brak planów zagospodarowania zrobiły swoje. Ani to ładne, ani stare, bez duszy, ładu przestrzennego.
Jak to jest ważne, obserwowałam na Madagaskarze. Towarzyszący nam przyjaciel architekt cały czas narzekał i pokazywał błędy. Stolica tego państwa Tana jest trzymilionowym miastem bez planu ulic, w części bez adresów pocztowych, bo zabudowa poza centrum jest samowolna. Brak transportu publicznego w naszym rozumieniu.
Poza stolicą domy są często drewniane, a część murowana, piętrowa w stylu madagaskarskim, to znaczy bez kominów. Kuchnia jest zwykle na górze i dym uchodzi oknem. Brak gazu, a także prądu w dużej części kraju wymusza gotowanie na węglu drzewnym.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dla szparagowców każdy przepis bezcenny, a zatem odnotowałam ten podrzucony przez Małgosię, a irkowe szparagi do kawy 🙂 też świetne!
Byliśmy dzisiaj na targu w Wyszkowie, tutaj szparagi nadal dosyć drogie, bo 18 złotych za pęczek. Nie wiem, ile kosztują na rubieżach wielkopolskich, bo to przecież nasze szparagowe zagłębie, ale zawsze były zdecydowanie tańsze niż na Mazowszu. Jednak, od kiedy widziałam, w jakim pocie czoła zbiera się to warzywo to nie będę za bardzo narzekać na cenę. Na szparagowych polach we Francji pracują Bułgarzy i Rumuni oraz właściciele owych hektarów. W Niemczech, jak słyszę, szparagi zbierają Polacy i Ukraińcy. U nas podobno nie ma kogo zatrudnić.
Na targu największy ruch przy stoiskach z kwiatami, my również wydaliśmy kolejne pieniądze na upiększanie ogrodu. Podczas tego rodzaju zakupów zawsze myślę o Nisi, która wydawała fortunę na ogrodowe przyjemności i nie mogła przejść spokojnie obok sklepu ogrodniczego.
Małgosiu- całkowicie popieram to co napisałaś o architekturze, a słowem kluczem jest ład przestrzenny! Ciągle mówi się u nas o zmianie przepisów, a nawet niektóre przepisy już zmieniono, ale bałagan w przestrzeni, która nas otacza jest nadal wszechobecny. Z drugiej strony zdarzało nam się przejeżdżać przez francuskie miasteczka mocno smutnawe i jakby wyludnione. Ludzie owszem mieszkają, ale nie chodzą na piechotę, bo dokąd? Do sklepu(patrz supermarketu) trzeba jechać kilka kilometrów samochodem, bo w miasteczku nie ma żadnego życia- sklepu, baru, ani nawet bezsensownej reklamy, jak u nas na każdym kroku. Ład w architekturze owszem zachowany, domy buduje się wedle tradycji obowiązujących dla danego regionu, ale na ulicach pusto i nie ma do kogo zagadać.
To gdzie są te idealne miasteczka? W zasadzie chyba zdarzają się wszędzie 🙂
Małgosiu,
troszkę się nie zgadzam z tym, jak wyglądają dzisiaj polskie wsie. Jeszcze 20 lat temu wyglądały o wiele gorzej. Ja co roku przemierzam Polskę wzdłuż i wszerz oraz po różnych przekątnych i widzę różnicę, tym bardziej, że zazwyczaj pokonujemy te same trasy. Najlepiej wyglądają chyba wsie na tzw. Ziemiach Odzyskanych, mimo że przesiedleńcy powojenni ze wschodu nie zadbali od początku o to, co dostali „w zamian”. Przede wszystkim nie wierzyli w to, że „Niemce nie wrócą” po swoje za parę lat. Inaczej też wyglądają podkrakowskie wioski, które pamiętam z lat 60-tych.
Idealna wioska? Lanckorona! A serio, nie ma takich.
Antananarivo to stolica, która nie ma początku ani końca. ALE – czego oczekiwać w kraju, który jest na piątym miejscu, jeśli chodzi o najbiedniejsze kraje?
Ja odniosłam wrażenie, że tam każdy sobie i nikt nad tym nie panuje, a kacykowie trzymają się mocno.
Alicjo, chodzi nie tylko o wsie, ale również o miasteczka. Wieś wygląda lepiej, bo jednak bardziej się dba o ogródki, płoty, drobiazgi. Wejście Polski do Unii zmieniło wiele. O Polsce zachodniej nie mówię, tam jednak inaczej to wyglądało. Latami jeździłam do Gołdapi, jak się mijało Prostki, to nagle wszystko stawało się murowane, a drogi lepsze. Muszę przyznać, że teraz aż takiej różnicy nie ma. Podobnie jest na Dolnym Śląsku, czy tak zwanej Polsce zachodniej, Poznańskie też jest inne. Jestem warszawianką od kilku pokoleń i widzę, że miasto się zmienia i wygląda znacznie lepiej. Wiem, jak było zniszczone po wojnie, ale centrum zostało dodatkowo, bezpowrotnie zniszczone, przez budowę paskudnego Pałacu Kultury i budowę tzw. Ściany Wschodniej. Przed wojną mówiło się o Warszawie jako o Paryżu Północy, to było ładne miasto.
Doskonale zdaję sobie sprawę, jakim krajem jest Madagaskar. To, że jest jednym z najbiedniejszych niestety widać, ale widać też korupcję i fatalne zarządzanie. Na lotnisku, celnicy i odprawa paszportowa żądała od nas „tipów”, byliśmy tak zdumieni, że początkowo nie mogliśmy zrozumieć, o co im chodzi.
Z drugiej strony ludzie, których spotykaliśmy, byli mili, uśmiechnięci, ciekawi.
Nasza przewodniczka to fantastyczna kobieta, dzięki Niej uniknęliśmy wielu kłopotów, a poza tym oczywiście bardzo kompetentna, miła i sympatyczna. Niewątpliwie napiszemy Jej jak najlepszą opinię.
Małgosiu,
jestem ciekawa, jak zorganizowaliście sobie tę wycieczkę (podejrzewam, że to wasza odwieczna grupa znajomych). My polecieliśmy jak zwykle, bez żadnego planu, wyobrażaliśmy sobie, że jak wszędzie na świecie wypożyczymy sobie samochód… owszem, ale samochód z kierowcą. Innej możliwości nie ma. Może i była, ale nie mieliśmy czasu się zastanawiać, i zdaje się, że to był dobry wybór. Bo kierowca był też naszym przewodnikiem i obwiózł nas tam, gdzie chcieliśmy na po pierwsze primo i sam proponował po drugie primo, gdzie tu jeszcze, a myśmy nie mieli za dużo czasu.
Nie pokazujesz swoich zdjęć, szkoda…
Pałac Kultury i Nauki stety czy niestety, wrósł w mapę Warszawy – jest to dziwadło na miarę rosyjskich oraz nowojorskich (!) wysokościowców typu Empire State Building,
ale przyjął się i już nikt nie chce go wysadzać. Spełnia swoją rolę, aczkolwiek warszawiacy z dziada pradziada go nienawidzą. Przecież nie wiedzą, jak Warszawa wyglądała przed wojną, mało kto już pamięta, przecież tyle się działo, zmieniało w historii, że co tam PKiN… Hitler zrównał Warszawę z ziemią. PKiN to pomnik historii i niech zostanie. Historia zawsze była rozgrywana w środku Europy – jak nie Tatarzy, to Szwedzi, jak nie Ruscy, to Germanie. Olać to. Jest naprawdę nieźle!
Pomijając politykę, oczywiście 🙄
Dla przypomnienia – moje wrażenia:
https://goo.gl/photos/ehStW5yJ9qfJVHaRA
🙂
https://www.youtube.com/watch?v=h7szCWjaPeY
Alicjo, zdjęcia będą 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Czekam, Małgosiu 🙂
Oraz na wrażenia.
Tymczasem, przegapiwszy swoją aurorę, dostałam zdjęcie z nocy, nie wiem, kto to zrobił, ale jest na portalu bodaj fejsbukowym, (mnie tam nie ma), zamieszczam bezimiennie:
https://photos.app.goo.gl/mBeKtdwEUtK5mxaDA
Nie do pomylenia wieża (krzywa!) w Ząbkowicach Śląskich!
Oraz:
https://www.wroclaw.pl/dla-mieszkanca/zorza-polarna-nad-wroclawiem-zdjecia-czytelnikow
…a tu nostalgicznie wrzucam wrzutkę, może niektórzy pamiętają:
https://photos.app.goo.gl/srBdxjEqQg7GonN59
Echidno, dziekuje za zainteresowanie:
Jeszcze zyje i walcze. Nie jest lekko ale daje rade.
A reszta, jest tak rozwlekla, ze nie bede jej tu rozwijal.
Nutrie i tematy wokolo znam tak dlugo jak bylem maly i chodzilem z mama po chalupach. To by bylo juz jakies dobre 70 lat.
Maz naszej krawcowej (murarz) zalozyl sobie taka hodowle i widzialen to. Powiem tylko z dzisiejszgo punktu widzenia: straszne warunki.
Nigdy nie dowiedzialem sie co z tego mial, ale wszelkie oferty w kwestii miesnej (to jak krolik) moja mama odrzucala zdecydoowanie ze wzgledu na ogon.
Tu: szczurza fobia mamy.
Na tym areale (dawny dwor) byl pewien stawek, ktory zarosl totalnie trzcina. Wlasciciel otoczyl go siatka i wpuscil tam nutrie z tamtejszej, prawdopodobnie hodowli. Zdumiewajace bylo, ze nie nawet trwalo roku, ze i sam staw byl bez jakiegokolwiek zdzibla, ale i caly teren az do siatki bez zadnej trawki. Kiedy to wszystko peklo nie pamietam, ale widywano potem pojedynze dorodne nutrie w rowach. Zgodzmy sie, ze w polskich warunkach tak bezpanskie dobro nie zmarnialo, nutria z tamtych czasow nie przetrwala.
Pepegor,
czemu nie? Już prawie nikt tu nic nie rozwija, oprócz kilku osób, którym na tym blogu jeszcze zależy.
O.
Dziękuję za rozwinięcie tematu, Pepegor.
Hodowla nutrii w Polsce przetrwała. O czym pisałam wyżej-wyżej. Nie ma się co bić w pier(w)si, jesteśmy jacy jesteśmy, jemy zwierza i tak dalej – a nawet robimy swetry z wełen nie tylko owczych (coś o tym wiem). Kaszmiry i te rzeczy…
Przy okazji, żeby uzyskać wełnę z owcy, nie trzeba jej zabijać. Wystarczy strzyc co jakiś czas. Nawet jest to bardzo potrzebne!
https://photos.app.goo.gl/SPCw38haBcXUibE97
Lad przestrzenny.
Kiedys tu, w POLITYCE ktos pisal o „Wrzasku przestrzeni”, podajac znamienite tego przyklady.
Mozna dlugo o tym, ale wydaje sie, ze w Polsce cos takiego, jak planowanie przyszlosciowo-przestrzenne nie istnieje. Mimo dotacji unijnych i niewatpliwyh postepow w czastkowych kwestiach, stale slyszy sie o braku srodkow na planowanie przestrzenne. Planowanie, ktore ustala co mozna a czego nie mozna na konkretnie wyznaczonym terenie. Tu chodzi o obszar szary, gdzie decyzje sa dwolne. Przyklad: Gmina uwaza, ze nie moze zakazac zalozenia skladu smieci, ktore niby maja byc segregowane i zwrocone do obiegu. Wiele przykladow ostatnich lat potwierdza ze wszyscy, moze nawet wojt gminy wiedza, ze chodzi tu o przekret, ze ten sklad kiedys splonie, a ci co na tym zarobili i tak juz sa za gorami i lasami. Chodzi o to, ze na konkretnym terenie mozna tylko to, a nie co innego, co moglo by byc zle. Gminy bronia sie tlumaczac sie kosztami, a we tle jest z korupcjonugennosc
A ladne miasteczka, to co innego, to dziala na innych zasadach.
Ten wrzask przestrzeni jest skutkiem tego, ze niema woli jej ukrucenie
Wybaczcie, ze wyslalen nie korygujac.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry,
dzisiaj w 40 krajach obchodzi się Dzień Matki, zawsze w niedzielę. Czy Polska nie mogłaby się dołączyć ? Tego „26 maja „ ustalili pewnie mężczyźni, którym było wszystko jedno na jaki dzień tygodnia przypadnie to „święto”.
W tym roku 26 maja przypada szczęśliwie też w niedzielę.
Miało być w 140 krajach.
Eva47,
Przesyłam życzenia z okazji dzisiejszego święta.
Happy Mother’s Day
🙂
Dla wyjaśnienia,
U nas wszystkie mamy przekazują sobie nawzajem życzenia z okazji dzisiejszego święta. To nie musi być córka z życzeniami do swojej mamy.
Wyczytałam „na internetach”, że obchody święta Matki sięgają średniowiecznej Irlandii i Anglii, a pierwszy raz w Polsce 26 maja świętował Kraków i potem rozniosło się po całej Polsce. Polska mogłaby dołączyć, bo przecież niedziela to taki „wygodny” dla wszystkich zainteresowanych… Akurat w tym roku 26 wypada w niedzielę, ale nie zdarza się to często.
Orca,
dziękuję za życzenia i nawzajem 😉
Oliwa – może warto stosować? Zaszkodzić nie zaszkodzi…
https://wiadomosci.onet.pl/nauka/naukowcy-z-harvarda-znalezli-latwy-sposob-na-demencje-lyzka-oliwy-dziennie/etjh4tv
Dzień dobry 🙂
kawa
Coraz ładniejsze te kawy….
Kawy Irka zawsze cudne, a poza tym głównie i bardzo na temat 🙂
Właściwie wcale mi nie przeszkadza, że u nas Święto Matki jest w innym terminie niż gdzie indziej w Europie, czy na świecie. Niewątpliwie byłoby wygodniej, gdyby wypadało w niedzielę, ale chyba nie ma o co kopii kruszyć.
Natomiast podoba mi się zwyczaj, o którym napisała Orca, iż podczas tego święta to również wszystkie mamy przekazują sobie życzenia.
Póki co bez żadnego powodu ani święta oraz bez żadnego przepisu upiekłam dzisiaj suflet z cukinii. Ot, po prostu zrobiłam ciasto z tego, co było pod ręką.
Wymieniam, co było, jako że suflecik wyszedł znakomicie 🙂
– 1 cukinia rozmiarów typowych
Utarłam na tarce o dużych oczkach i dodałam:
– 2 łyżki płatków owsianych
– 2 łyżki bułki tartej
–2 łyżki mąki krupczatki
-1 łyżkę zmielonych ziaren słonecznika
-1 łyżkę pesto z czosnku niedźwiedziego (akurat taki był w lodówce)
-1 płaską łyżeczkę proszku do pieczenia
– 3 jajka- żółtka chlup od razu do ciasta, a białka ubiłam na sztywną masę i dodałam do całości na samym końcu
-dyżurne, wiadomo, wedle smaku
Piekłam w małej foremce keksowej 30 minut w temp. 180 o C.
A ten łosoś, co przepis podałam, wyszedł bardzo dobry. Roboty nie za dużo, a efekt jest.
Eva47,
Na pewno mile spędziłaś swoje święto.
Kiedy napisałaś że to chyba mężczyzna ustalił w Polsce datę obchodów Święta Matki przypomniał mi się podobny komentarz na temat nazw plaż na Olympic Peninsula. Nazwy wielu plaz sa numeryczne. Jest First Beach, Second Beach, Third Beach. Jest rowniez Beach I i wiele innych.
Kiedy na szlaku pomagałam turystom zaplanować ich wizytę, wymieniałam te piękne i odludne miejsca. Zwykle mowie że osoba która nazywala te piękne miejsca (surveyor) nie miał pomysłów na nazwy więc zaczął numerować te plaże. Turystka skomentowała że to musiał być mężczyzna. (This must have been a man 🙂 )
Swoja droga dobre jest to, że te nazwy nie zwabiaja turystów. Trzeba znać miejsce i dojazd i w końcu dojscie aby to samemu zobaczyć.
First Beach webcam
https://forkswa.com/plan-your-visit/webcams/first-beach-at-la-push-webcam/
Second Beach jest utrwalona na znaczku pocztowym
https://www.peninsuladailynews.com/wp-content/uploads/2022/08/30043130_web1_Web_marinesanctuarystamp-seq-220810-full_1.jpg
Third Beach jest utrwalona na tym video
https://youtu.be/gAKiYji6l5w?feature=shared
Łosoś zawsze wyjdzie -ja lubię w folii z różnymi warzywami i dodatkiem cytryny kiszonej (Echidna!). Bardzo poręczna w kuchni ryba.
O suflecie muszę pomyśleć, nie robiłam, ale brzmi ciekawie.
Zimno (12c) i pada 🙁 Ale może po Zimnej Zośce odpuści?
Czy ktoś z Was pamięta? To tak a propos propozycji muzycznych tegorocznego konkursu Eurowizji – z reguły nie oglądam, ale tym razem krytyka Luny mnie zastanowiła i sprawdziłam, jaka byle jaka była Luna – moim zdaniem na pewno była lepsza od tych, co wygrali, ale de gistibus…
Sięgnęłam pamięcią do dawnych czasów:
https://www.youtube.com/watch?v=s6qyC4nPoSs
Nie jestem pewna, czy mężczyzna ustalił datę Dnia Matki na 26 maja w Polsce, ale bardzo możliwe, wtedy była to sobota i po raz pierwszy obchodzono w Polsce, a konkretnie w Krakowie.
https://www.kalbi.pl/kartka-z-kalendarza-26-maja-1923
Nie kruszę kopii, zwracam tylko uwagę, że niedziela jest wygodna dla wszystkich zainteresowanych 😉
Żeby było sprawiedliwie, jest też Dzień Ojca.
https://www.wroclaw.pl/dla-mieszkanca/dzien-ojca
U nas dzień ojca obchodzony jest zawsze w czwartkowe święto (Wniebowstąpienie albo Wniebowzięcie) poprzedzające niedzielny dzień matki. Dzięki temu rodziny mają 4 dni wolne i przeważnie wyruszają w teren.
Znajome matki też składają sobie życzenia nawzajem.
Ja spędziłam bardzo przyjemny wieczór w operze. Pod koniec przedstawienia zadzwonił mój syn z życzeniami. Pewnie żona mu przypomniała.
Orca, te numerowane plaże wcale mnie nie dziwią. Przecież u was ulice też często mają numery zamiast nazw.
Eva47,
Możliwe że masz racje z tymi nazwami. Niektóre nazwy są nadawane przez “surveyor”- pracownik instytucji rzadowej jak stan lub miasto. Taka osoba idzie zgodnie z przepisami. Inne nazwy są nadawane przez Indian jak Seattle, Tahoma. lub przez podróżników Mount St Helens (British sponsor), Cape Flattery (Captain Cook).
Dzień dobry 🙂
kawa
Oj, sztorm! Kawa wzburzona…
Konwalie kwitną, najwyższy czas! I w związku z jutrzejszą Zimną Zośką robi cię cieplej.
Dawno temu rok w rok jeździło się do Sieciechowic, do Babci. W latach 60 była to spora wieś, ale prawie wszystkie chałupy były kryte strzechą i miały klepisko zamiast podłogi. Dzisiaj wszystko murowane, bo tamte chałupy były do wyburzenia, „remontować” w dzisiejszym rozumieniu się nie dało. Na Rynku – sporym placu centralnym koło kościoła, była figura św.Jana w takiej odkrytej altance.
Był też dawny dwór hrabiego Reya, w którym mieściła się (wtedy, lata 60/70) kawiarnia i coś jeszcze, ale dwór był zdewastowany, chociaż jeszcze użytkowy.
Dawno tam nie byłam, toteż wczoraj sobie poleciałam air google i zdziwiłam się – zmiany ogromne. Ale co mniezdziwiło, to to, co zrobiono z dworem hrabiego Reya.
Popatrzcie tylko:
https://isarchitects.eu/miedzynarodowy-osrodek-wymiany-artystycznej-mowa/
I oczywiście UE też w tym łapy maczała…
Dzień dobry 🙂
kawa
Evo47- bardzo sensownie pomyślany Dzień Ojca 🙂
A na jakiej operze byłaś?
Alicjo-dzięki na sznureczek, uważam, że to bardzo piękny pomysł.
Zmiany ogromne nie tylko w pałacach czy dworach, w McDonald’s też! Dawno nie odwiedzałam tej restauracji, a dzisiaj była na mojej porannej trasie i zjadłam tu śniadanie. Oferta śniadaniowa jest spora i, zgodnie z obecnymi trendami, nie tylko mięsna. Zjadłam bardzo smaczną kanapkę z guacamole, świetnie doprawiona i kolorowa https://tiny.pl/dd534 Kawa też przyzwoita.
Właśnie nastawiłam sosnówkę. To był już ostatni moment, by zebrać młode pędy, zasypać cukrem i dodać trochę procentów, wszystko dla zdrowotności rzecz jasna. Teraz będziemy czekać na kolejne, sezonowe owoce. W planach dwa lub trzy rodzaje nalewek oraz konfitury rabarbarowo-truskawkowe.
Danuśka,
byłam na przedstawieniu operowym „Il trittico „ v.Puccini. To są 3 jednoaktowe, jednogodzinne opery. Pierwsza rozgrywa się w Paryżu, chodzi o miłość i zazdrość i kończy się zabójstwem. Druga rozgrywa się w żeńskim klasztorze i kończy się samobójstwem. Główną rolę śpiewała bardzo pięknie Polka Małgorzata Pawłowska.
Trzecia opera w Italii ,była komiczna i bardzo dowcipnie inscenizowana. Wydziedziczona rodzina prosi znanego spryciarza, geszefciarza o pomoc w oszukaniu notariusza i napisaniu testamentu na nowo. Oczywiście wszystkich wykołował. Było dużo śmiechu na widowni, piękna muzyka i piękna aria „O mio babbino Caro” . Przedstawienie trwało w sumie 4 godziny ale było warto.
Danapola,
na pewno w tym roku zajadę do Sieciechowic, aby naocznie sprawdzić zmiany w dworze hrabiego Reya, bo z obrazków na stronie widać, że zrobiono z tego perełkę. Ciekawa jestem też rozległego parku naokoło dworu i co tam się dzieje. Odległość od Krakowa tylko 25km, no i na pewno droga porządna.
Oprócz tego, jak się doczytałam, wyremontowano także pobliski szlachecki dwór, też w połowie zdewastowany „za moich czasów” – teraz jest tam sala bankietowa na 300 osób – w sam raz dla krakowian i okolic!
Co mnie martwi, to rozległy Rynek Sieciechowicki, kiedyś była to ubita ziemia, potem asfalt, a teraz zakostkowali na amen. Ani drzew, ani marnej rabatki nie uświadczysz, a Rynek jest dość rozległy. Kostkoza… ale może od tego czasu już dodali coś, jakieś ławki i rabatki.
Dobrze, że chociaż zostawili starą bramę-wieżę dzwonniczą, wejście do kościoła. Kościół odnowiony, a jakże!
Chałupa Babci dawno nie istnieje (jest w tym miejscu zakład kamieniarski), jak i wszystkie im podobne, a kuzynki i kuzyni już dawno pobudowali murowane domy.
Jest nowy wpis.