Cała Grecja na moim talerzu
Czułem się jak Odyseusz pływając między greckimi wyspami. Tyle tylko, że moja Penelopa nie siedziała w domu gdzieś daleko i opędzała się od zalotników (jak wiadomo do czasu) tylko towarzyszyła mi w wędrówkach.
Na wyspę Paros dotarliśmy promem z Santorini gdzie dolecieliśmy samolotem z Berlina. Zamieszkaliśmy w niedużym hoteliku tuż obok portu rybackiego. Pierwszego ranka o świcie obudził nas dziwny łoskot. Miarowe uderzenia o beton czymś niezbyt twardym słychać było w całej okolicy. Przed śniadaniem, bo na posiłek było jeszcze za wcześnie, poszliśmy na rekonesans do portu. Wzdłuż kamiennego nabrzeża siedzieli nad przycumowanymi kutrami rybacy i w równym rytmie uderzali o brzeg czymś co wyciągali ze skrzynek swoich łodzi. Jeszcze parę kroków i zobaczyliśmy, że były to wielkie, średnie i całkiem małe ośmiornice. Ten dość okrutny proceder prowadził do tego, że mięczaki miały lepsze, bardziej kruche mięso. Uciekliśmy z portu by nie patrzeć na to barbarzyństwo. Nasze oburzenie trwało jednak tylko do wieczora gdy w portowej restauracji zamówiliśmy ośmiornicę pieczona na grillu. Była aromatyczna, pachniała ziołami i dymem, a mięso miała bardzo delikatne. Obraz poranka zatarł się całkiem w naszej świadomości po wypiciu do ośmiornicy butelki białego, żywicznego wina czyli retsiny.
Ten rodzaj wina o specyficznym aromacie żywicy sosnowej pochodzi z czasów starożytnych. Grecy, słynni żeglarze i obieżyświaty, nie mogli obyć się bez wina do posiłków. Kupcy zaś dostarczali wino do wszystkich krajów basenu Morza Śródziemnego. Przewożono je w amforach.. Te zaś uszczelniano żywicą. Wino podczas wielotygodniowej podróży nasiąkało aromatem żywicy. Nie dość, że przedłużało jego trwałość lecz jeszcze dodawało smaku. I dziś zarówno Grecy jak część odwiedzających ich kraj turystów lubi w upalny dzień zasiąść w cieniu wielkiego drzewa tamaryszku, którego szczelny parasol daje upragniony cień z kielichem zimnej retsiny w dłoni. Nie przepadający za aromatem żywicy zamieniają wino na ouzo z odrobiną wody. Mlecznego koloru płyn, w którym o brzeg szklanki grzechoczą kostki lodu też daje poczucie chłodu.
Tyle tylko, że smak żywicy zastępuje tu silny aromat anyżku. My lubimy i jedno i drugie.
Nikt kto przyjechał do Grecji nie ominie mezedes. To małe przekąski czyli coś na ząb. Można je zjeść wszędzie i o każdej porze. A mogą to być marynowane w occie ośmiorniczki, miniaturowe souvlaki czyli szaszłyczki z dowolnego mięsa (najczęściej z kurczaka), tzatzyki czyli gęsty jogurt z czosnkiem i ogórkiem, sardele solone lub smażone w oleju, saganaki tj. ser smażony lub – nasze ulubione – dolmedakia czyli gołąbki z liści winogron z dowolnym farszem.
Kolejnym naszym ulubionym greckim daniem jest oczywiście moussaka czyli suflet z bakłażana i jagnięciny. Wprawdzie o pochodzenie tego dania kłócą się wszystkie nacje zamieszkujące półwysep Bałkański lecz mu autorytatywnie stwierdzamy: grecka moussaka jest najlepsza. Być może dlatego, że jednym z produktów bez którego nie ma sufletu to białe, wytrawne, delikatne wino.
Wszystkich dań rybnych nie sposób wymienić jest ich bowiem tu zatrzęsienie. Są smażone, pieczone, grillowane i gotowane w winie. Są tuńczyki, dorady, włoczniki (ryba-miecz), skorpeny, kielce, makrele.
Są liczne zupy rybne ale my przedkładamy nad nie zupę cytrynową z pulpetami z mięsa i ryżem. Nawet w najbardziej upalny dzień zupa ta sprawia wiele przyjemności głównie dzięki sokowi z cytryny.
Mięsożercy mogą delektować się wspaniałą jagnięciną. Udziec pieczony lub kleftiko czyli kawałki mięsa z jarzynami zawinięte szczelnie w pergamin i duszone to rarytas.
Najbardziej znanym greckim daniem w świecie przyrządzanym z jagnięciny jest oczywiście gyros (nazwa od słowa obracać) czyli cienkie płatki mięsa skrawane wielkim cienkim nożem z wielkiego udźca pionowo osadzonego na rożnie i wolno obracającego się wokół osi. Gyros na Paros różnił się od tak samo nazywanego dania kupowanego w Warszawie jak prawdziwy góralski oscypek kupiony u bacy na hali od podobnego kupionego od udawanego górala na warszawskiej Starówce.
Na koniec słowo o słodyczach. Greckie desery są niezwykle słodkie (dzięki miodowi), niezwykle tłuste (dzięki oliwie) i niezwykle aromatyczne (dzięki olejkowi różanemu). Najsłynniejszym dziełem tutejszych cukierników jest baklawa – pasztecik z płatków ciasta filo z farszem migdałowym, polane sosem ze skórki pomarańczowej, cynamonu, goździków, miodu i różanej wody.
Na szczęście tę aromatyczna słodycz można zneutralizować kieliszkiem metaksy, czyli greckiej wersji koniaku.
Komentarze
Metaxy, nie metany! 😉
O matko, Gospodarz w szerokim swiecie, kto poprawi?
Baclava – paskudztwo, którego nie tykam, ale wiadomo, ja nie lubię słodkiego. Czemu ja jeszcze nie śpię?! Jest tam kto, zeby mnie wykopał?! Please…???
Dobranoc, Alicjo, smacznie śpij!
Dobranoc, dobranoc niewiasto
Skłoń główkę na miękką poduszkę
Dobranoc, nad wieś i nad miasto jak rączym rumakiem wzleć łóżkiem
Niech rycerz Cię na nim porywa co piękny i dobry jest wielce
Co zrobił zakupy, pozmywał i dzieciom dopomógł zmóc lekcje
A teraz tak objął Cię ciasno jak amant ekranów i scen
Dobranoc, dobranoc niewiasto
Już czas na sen
Dziękuję , Torlinie 🙂
Nie ma to, jak pomocna dłoń (lub kop!) przyjaciół 🙂
Miłego poranku wam życzę!
(obawiam się, że zanim wstanę, będzie z 60 wpisów, jak nie więcej! 🙄 )
Dzien dobry Wszystkim!
A ja nie mam juz sily na nic, o jedzeniu nie wspominajac… (ale brak jedzenia dobrze robi na figure 🙂
Moze choc bedzie chwila, zeby cos poczytac i chlonac wakacyjno-kulinarna atmosfere. Moze.
Milych wakacji i urlopow! Do zobaczenia we wrzesniu!
Powiem w redakcji kolegom internetowcom, żeby poprawili metanę na metaxę, jeśli sami nie zauważą 😉
W Atenach mieszkalismy w hoteliku niedaleko Akropolu. Przylecielismy samolotem z Wiednia. We trójke. byla z nami Agnieszka, wtedy chyba trzyletnia. Niebieskooka blondyneczka opalona na czekoladke. Jej rodzice mieli przyjechac za tydzien samochodem i we trójke mielismy zamiar spedzic urlop na Peloponezie. Oczywiscie Akropol. Nagle Agnieszka znalazla kamien u góry przed swiatynia. Zbaranielismy. Bylo, nie bylo zabytek. Na dokladke pojawil sie ktos z nadzorujacych a ta malucha pokazala mu znalezisko. Mówil po niemiecku. Zaczal sie smiac, ze ta mloda dama ma doskonale zadatki na dobrego turyste, inni zbieraja jakies skorupy a ona kamienie. Nie szkodzi powiedzial. kazdej nocy przyjezdzaja dwie olbrzymie ciezarówki i przywaza nowe kamienia na miejsce tych które na pamiatke zabrali turysci. Poszlismy na obiad u podnóza góry a tam na deser, pan kelner zdjal piekne grono jagód winogronowych, umyl na miejscu w duzej misie i zaserwowal. Komu, oczywiscie, ze nie nam. Wieczory byly poswiecone na spacery w starej czesci miasta a tam mysmy pili uzo. Biale z woda a mlodziez, czyli Aga i chlopaki które juz za nie latali otrzymywali soki winogronowe. Ateny mialy wtedy kilka trudnych do przezycia cech. Gorac a co gorsza smierdzace autobusami Ikarus powietrze. W porównaniu z Italia, Grecja, która zjazdzilismy samochodem mojego syna byla oaza czystosci, chociaz i tam czasami róznie bywalo.
Kuchnia grecka a szczególnie ryby i owoce morza, to niezapomniane przezycia, tylko nie nalezy sie spieszyc a w malych lokalach w okolicach Koryntu siedzenie pózna w noc jest rzecza normalna. Jedyny klopot na poczatku pobytu sprawial maly kotek. Drugiego dnia pobytu wlazl na drzewo i wrzeszczal jak opetany bojac sie zejsc. Caly w nerwach wzialem drabine i zdjalem na dól, zdawalo by sie biedna zwierze. Dostal miseczke mleka. Wypil a potem znowu wskoczyl na drzewo i zacza koncert od nowa.
Jesli zas chodzi o koty, nalezy bardzo uwazac. Nie boja sie gosci w restauracji, lasza sie i zostawiaja mnóstwo pchel.
Pogoda zas jest dzisiaj taka jak byla przed wielu laty w Warszawie, kiedy od kilkunastu laty mamy szykowaly zapasy a rano wszyscy mezczyzni, ubrani w miare mozliwosci w skórzane kurtki poszli na Powstanie z którego tylko czesc wrócila do domów.
Ten dzien 1 sierpnia to jest mój dzien który woze ze soba po calym swiecie i zabiore kiedys ze soba.
Szykuj i gotuj sie
Pan Lulek
Nie mam, co pisać, o greckim jedzeniu, bo nigdy nie trafiłem na inne, niż dla turystów. Rycyny nie lubie pod żadną postacią.
Nie moge za to przejść obojętnie nad dniem wczorajszym. Po drodze do pracy słuchałem dość długiej rozmowy Żakowskiego z Ktarzyną Hall. Szkolna segregacja Romów odbywa się absolutnie nielegalnie. Nigdzie nie podaje się, że klasy dla Romów są klasami dla Romów. Zresztą widac, że takie klasy są tylko w paru miejscach. Nie ma wątpliwości, że o takich praktykach muszą wiedzieć kuratorzy lub przynajmniej niektórzy pracownicy kuratorium w tych województwach, w których ma to miejsce. Minister zapewniła, że zostanie teraz przeanalizowany każdy przypadek romskiego dziecka w szkole specjalnej i w klasie wyrównawczej. Jest przepis, który bezwzględnie nakazuje zorganizowanie dodatkowych zajęć z języka polskiego dla uczniów tego języka nie znających. Teraz o manipulacji. Pewnie, że nie wolno generalizować. Ale czasem trzeba. To nie jest problem znany tylko w Polsce. Głośno było parę lat temu o budowie muru oddzielającego czeską cześć miasta od getta tworzonego dla Romów. Miałem okazję stwierdzić, jak wyraźny rasizm w odniesieniu do Romów panuje dość powszechnie na Węgrzech. Jeżeli ktoś twierdzi, że w Polsce go nie ma, to dopiero manipuluje. Nikt chyba nie twierdzi, że wszyscy Polacy są rasistami, bo to rzeczywiście byłaby manipulacja, ale problem występuje, a tam gdzie występuje na dużą skalę, czyli tam, gdzie tworzy się klasy dla Romów, z POLAKAMI na ten temat rzeczywiście rozmawiać się nie da. Przecież dyrektor szkoły nie dlatego tworzy te oddzielne klasy lub wypycha romskie dzieci do szkół specjalnych, że jest jakimś skrajnym rasistą, tylko ze względu na presję POLSKICH rodziców. Czy należy tych polskich rodzicieli powystrzelać? Nie, ale w tym momencie poczucie narodowe staje się powodem do wstydu a nie do dumy. Między innymi dlatego trzeba czasami dumę narodową odczuwać, żeby w innym momencie poczuć „wstyd narodowy”. Mówienie, że tamci ludzie to nie moja Polska, tylko jakaś inna, nie pomoże. W każdym przypadku romskiej klasy i romskich dzieci wypchniętych do szkoły specjalnej co najmniej po kilka osób brało udział w świadomym łamaniu prawa. Minister Hall stwierdziła jako doświadczony pedagog, że brak znajomości języka od niedorozwoju odróżnia każdy nauczyciel na pierwszy rzut oka, a psycholog tym bardziej. Ciekawe, że były na te dzieci romskie jakieś dodatkowe pieniądze. Jak były pieniądze, któś musiał pisać sprawozdania z ich wykrzystnia. W sprawozdaniach musiało to wyglądać pięknie. Zastanawiam się, czy ktoś te sprawozdania czytał i weryfikował. Problem oczywiście leży w mentalności. Tak jak w przypadku badań profilaktycznych. W jednym i w drugim przypadku urzędnik twierdzi, że jest w porządku, bo praktyka jest bardzo zła, ale niczego tu się nie da zrobić, zanim nie zmieni się sposób myślenia ludzi. Ma rację, tylko JEGO obowiązkiem jest ten sposób myślenia zmieniać. Musi opracować i zrealizować program przekształcania durnej mentalności dziczy kudłatej. Kilkadziesiąt lat temu był taki program przewożenia amerykańskich dzieci pomiędzy szkołami, żeby wymieszać w szkołach dzieci o różnych odcieniach skóry. Początkowo opór białych był szalony, zdarzały się przypadki stosowania przemocy przeciwko temu programowi. Z czasem sposób myślenia się przekształcił. Ale bez realizacji takiego programu byłoby chyba zupełnie inaczej. Legislatorzy i urzędnicy amerykańscy nie bali się bardzo narazić wyborcom, żeby zrobić rzecz KONIECZNĄ. Zwracam jeszcze uwagę na rzecz istotną. Romowie są bardzo zróżnicowani pod względem statusu materialnego. Są wśród nich ludzie bardzo bogaci. Wokół Łodzi można spotkać mnóstwo willi romskich zwracających uwagę przepychem. Na Podhalu większość Romów jest bardzo biedna i pracują oni zazwyczaj przy najcięższych pracach, m.in. przy drogowym kamieniarstwie, czyli przy łupaniu kamieni. Prowadzą przy tym osiadły tryb życia, bo na inny ich nie stać. Na podstawie publikacji zauważyłem, że tam właśnie problem szkolny wywstępuje najgęściej.
Paros – to jest wyspa. Szczególnie okolice Naoussy. Bielone wiatraki. Można spokojnie zwiedzić ją na skuterze.
Jednak z Cyklad lepiej przypadła mi do gustu wyspa Serifos. Jest mniej uczęszczana przez turystów.
Moussaka – z największą przyjemnością tak jaki faszerowane warzywa. Jednak restina cz ouzo – dziekuję nie. Jakoś mi nie smakuje. Za to całkiem lubię piwo greckie (niestety zapomniałem nazwy – produkowane w Atenach) oraz kawa po grecku (przywiozłem kilka paczek z zielona papugą).
Staszku, dzsiejszy osiadly tryb zycia tych grup romskich, ktore tradycyjnie wedrowaly, jest skutkiem polityki przymusowego osiedlania, przeprowadzonej w calym „bloku wschodnim” w polowie lat 60-tych. W POlsce zakazujaca sezonowych wedrowek wprowadzona zostala w 1864 r. Opowiadali mi starzy ludzie, ze czeste byly z tego powodu samobojstwa -oczywoscie zadne zapisy czy tym bardziej dane statystyczne na ten temat nie istnieja. Ale opowiesci o samobojstwacgh byly na tyle czeste w owowiesciach, nawet ludzi mojego pokolenia, ze cos w tym musialo byc.
Wiem tez jak wyglada zmuszanie rodzicow do oddania dziecka do szkoly specjalnej. Formalnie decyduje o tym dwusosobowy zespol – psychologa i nauczycielki (!). Dziecko, czesto nie ozumiejace po polsku dostaje testy do ozwiazania. Jesli ma trudnosci ze zrozumieniem instrukcji est automatycznie orzydzielane do szkoly specjalnej.
Pytalam panie dyrektorki w tej szkole specjalnej w Nowej Hucie, czy powierzone ich „naukom” romskie dzieci faktycznie ichzdaniem maja akiekolwiek problemy mentalne czy psychologiczne, Absolutnie odmawialy odpowiedzi i nieustannie klepaly mi o „testach” w obecnosci psychologa i nauczycielki.
Moj przyjaciel z Bialegostoku, redaktor pisma Rrom-pi-drrom (Romskie Drogi) , Stachuro Stankiewicz opowiadal zabawna anegdote, jak jego maly kuzyn przechodzil taki test.
Pani pycholog podsuwa mu obrazek konia i pyta: Co to jest?
Dziecko patrzey na obrazek i nic nie mowi.
Pani psycholog: Co jest na tym obrazku? Jakie zwierze?
Dzecko dalej nic nie mowi tylko tepo patrzy w obrazek.
Pani psychilog: Czy nie nie widzisz, ze to jest kon?
Dziecko: Widze, ze to kon. Ale taka rasa konska nie istnieje….
W drugim zdaniu wypadlo mi slowo „ustawa” (zakazujaca wedrowek).
Jesli minister Hall faktycznie uczyni cokolwiek aby zlikwidowac powszechna prakryke upuchania romskich dzieci do szkol specjalnych, to wysle jej najwiekszy kosz kwiatow, na jaki mi emerytura pozwoli.
Wnuczka moich romskich przyjaciol w Londynie zostala wepchnieta do szkoly specjalnej w Modlinie czy Nowym Targu dlatego, ze zle slyszala od niemowlectwa. Bo w przeddzien „testow psychologicznuych” szczeniak rozgryzl jej aparat sluchowy i drugi jej sie „nie nalezal”. Przyjechala tu majac 10 lat i bedac analfabetka, po trzech latatch „nauki”.
Dostala aparat sluchowy i czy sie z wielkim zapalem w angielskiej szkole.
Jak znajde, to podesle Alicji jej zdjecie, jeszcze z Modlina.
Wiem, że Romowie zostali zapędzeni do rezerwatów, jak Indianie w Ameryce Północnej w swoim czasie. Przestali wędrować taborami, ale bardzo często przemieszczają się pojedyńczo lub po parę osób – z jednego miejsca, w którym żyją Cyganie, do innego. Nieraz poprzez granice. Teraz są w tym zakresie duże ułatwienia, z których nie da się Romów wykluczyć. Gdyby się dało, pewnie by to zrobiono.
O takich właśnie dwójkach „sędziowskich” Katarzyna Hall mówiła w radio. Mówiła, że ich obowiązkiem jest nie tylko ocena rozwiązania testu, ale i ustalenie przyczyny ewentualnych błędów. I o tym właśnie mówiła, że na pierwszy rzut oka nie tylko psycholog, ale i nauczyciel, widzą, że w tym przypadku powodem jest brak znajomości języka. Dlatego Twoje pytanie pozostawało bez odpowiedzi. Trudno było się przyznać do świadomego łamania prawa. Piszę chaotycznie, ale zupełnie mnie ta sprawa wyprowadziła z równowagi. To jest łotrowstwo najwyższego rzędu. Odbieranie ludziom szans życiowych i wywyższanie się rasowe. Właśnie CI LUDZIE mają być lepsi od jakichkolwiek innych?
Pamietam doskonale z dziciństwa tabory cygańskie. Chodziłem z kolegami do nich z ciekawości, chociaż krążyły znane plotki o porywaniu dzieci. Moi rodzice mi nie zabraniali. Ostatni tabor romski widziałem w Czechach na campingu. Składały się nań bardzo dobre samochody osobowe i bardzo dobre przyczepy campingowe. Koczowniczego trybu życia zabronić można, ale caravaningu nie. Nie pamiętam, ile tych caravanów było, ale na pewno więcej niż 5.
Tak, Staszku, masz racje.
Poslalam Alicji dwa zdjecia wnukow moich przyjaciol. Na jednym ta glucha ( ale teraz z aparatem sluchowym) Nadziejka i dzieckiem sasiadow, zostawionym pod jej opieka.
Drugie zdjecie jej brata Dziowanniego, ktorego madra matka nie pozwolila wepchnac do szkoly specjalnej robiac wielka scene z odslonami.
Z twarzy tych dzieci widac tryskajaca inteligencje ( i smutek).
Teraz mieszkaja pod Londynem i chdoza do normalnej szkoly.
Dzień dobry Państwu,
W tytule cała Grecja na moim talerzu, wpisy zaś dotyczą w większości tematów poruszanych wczoraj to i ja nawiążę:
Pani Małgosia pisze tam dziś rano, że
„Szerzenie informacji na temat 1 sierpnia 1944 r. jest naszym narodowym obowiązkiem, by świat wiedział,. ze oprócz powstania Żydów w gettcie był też zryw mieszkańców stolicy.”
Mam małe pytanie do Pani Małgosi i do pozostałych Państwa: kto wie co wydarzyło się na świecie
– 24 kwietnia 1905 r.
– 30 października 1939 r.
– 6 kwietnia 1994 r.
Zdarzenia te nie są obojętne dla historii światowej ubiegłego wieku a całkiem istotne dla narodów których dotyczyły.
Żeby jednak nie odbiegać od tematyki tego blogu to przyznam, że ze zdumieniem przeczytałem w Internecie (zaczynam się tam już nieco orientować) wypowiedź naukowca z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie pod sensacyjnym niemal tytułem:
http://www.kurierlubelski.pl/module-dzial-viewpub-tid-9-pid-55673.html
Dziś wieczorem zmierzę się na wszelki wypadek a jutro sprawdzę, czy jest tak rzeczywiście.
Życzę miłego popołudnia – chyba, że dzień dzisiejszy mieli by Państwo zamiar obchodzić w skupieniu i powadze. To wtedy nie.
Stanisławie, bardzo mądra Twoja uwaga, że wstyd narodowy powinien być rewersem dumy narodowej. Inaczej nie jest to żadna duma, tylko pycha, na dodatek najczęściej podszyta zwykłą głupotą.
I chyba to właśnie zwykła głupota nie pozwala niektórym widzieć złożoności rzeczy i skłania do wkładania wszystkiego w poręczne szufladki: swój – obcy, prawdziwy P. – nieprawdziwy P. To jest dla pewnego typu umysłowości sposób na ogarnięcie świata, albo, jak to się ślicznie mówi, na redukcję kompleksowości. Na to widzę tylko jedną radę: mozolną pracę u podstaw, edukację – nie tylko dla romskich dzieci, ale i dla prawdziwych P. Nie jest to łatwe, bo pycha świetnie się komponuje z arogancją i chwaleniem wyłącznie swojego ogonka, a przy tym na każde, nawet najcichsze uderzenie w stół zaczyna machać szeroko rozwartymi nożycami, ale kto powiedział, że wszystko musi być łatwe? 🙂
Mnie czasem tych prawdziwych POLAKOW nawet żal. Muszą cały czas być tak strasznie napięci, żyć w takim okropnym poczuciu zagrożenia i co noc zasypiać z szablą pod poduszką, bo wróg przecież tylko czyha! Nie jest to przyjemne życie. Gdyby sobie uświadomili, że Inny ma zwykle inne rzeczy do roboty, niż notoryczne zagrażanie polskości, może by się piwa napili, fijołka powąchali, szablę odstawili w kąt i nareszcie, pierwszy raz w życiu, dobrze przespali noc. Czego im serdecznie życzę. Bo po dobrze przespanej nocy widzi się świat w wiele ciekawszych i radośniejszych barwach. 🙂
„Redukxcja kompleksowosci” – skad u takiego malego szczeniaczka taki Wielki Rozum? Redukcja kompleksowosci jest jednym z tych wyrazen, ktore musze sobie natychmiast zapamietac i wyjac przy nadarzajacej sie okazji, bo jest takie celne.
No naprawde, Bob, rosna Ci wilcze zeby! 🙂 🙂 🙂
Małgosia (7:52, wczorajszy wątek):
„A czy było warto? Przecież chodziło o honor, dumę narodową, patriotyzm??Nie można w tych kategoriach w ogóle patrzeć. Ci wszyscy ocaleni mówią, że trzeba było!”
A jaka jest proporcja między „wszyscy” i „wszyscy ocaleni”?
Szkopuł w tym, że nie możesz zapytać o zdanie tysięcy bezbronnych, wyrżniętych bez walki, jak bydło, cywilnych mieszkańców. Już w pierwszym tygodniu PW Niemcy w rzezi na Woli zabili więcej cywilów niż liczyła cała armia powstańcza. Pojawiły się nawet logistyczne problemy z amunicją na planowe zabijanie wszystkich, dlatego ocalało trochę dzieci i starców.
Warto było? Nawet nie dano im szansy skosztować honoru, dumy narodowej i patriotyzmu.
Nie zauważało się roli Stalina i Armii Czerwonej? Fakty były udokumentowane, ale oczywiście z odpowiednią, proradziecką polityczną wykładnią.
Każdy, kto używa rozumu do samodzielnego myślenia, mógł z tych faktów wyciągać własne wnioski. Nie było to trudne.
Czy warto było?
PW skończyło się militarną i polityczną klęską.
Ale pozostały nam, bądź co bądź, honor i duma narodowa.
Mam przepisy na kilka greckich dań. Oto jeden z nich:
Pirgos czyli wieża
Składniki:
– 50 dag polędwiczek wieprzowych
– 8 plastrów bakłażana
– 20 dag sera feta
– sól
– pieprz
– słodka papryka
– oliwa do smażenia
Sos metaxa:
– 1 cebula
– 1 świeża papryka
– 0,5 l śmietany 18 %
– ketchup
– 50 dag brandy Metaxa
Polędwiczki należy pokroić na plastry i rozklepać tak, aby miały grubość 1 cm, przyprawić do smaku solą i pieprzem. Plastry bakłażanów powinny być tej samej wielkości. Polędwiczki należy upiec na grillu, zaś bakłażany i fetę obsmażyć na oliwie. Na talerzu należy układać kolejno w wieżę: polędwiczkę, bakłażan.
Sos:
Cebulę i paprykę pokroić w grubą kostkę, ugotować w niedużej ilości wody i tę wodę odparować, dodać brandy i gotować jeszcze przez chwilę, dodać śmietanę i ketchup.
Podawać z warzywami z pary lub/i z ziemniakami.
Mnie się bardzo podobało na Krecie. Jest dużo do zwiedzania i spacerowania po górach. Określam to spacerowaniem, bo o dobre trasy wędrówkowe trudno poza Samarą i najwyższym szczytem, którego nazwa wyleciała z pamięci. Natomiast jakimikolwiek ścieżkami można odejść 1-2 kilometry od szosy i znaleźć świetne miejsce na piknik. Znaleźliśmy takie idąc od restauracji poniżej najwyśzego szcytu do przełęczy w stronę Morza Libijskiego piknikowaliśmy przy wspaniałym widoku na morze. Niedaleka stamtąd jest obserwatorium astronomiczne Skinakas, do którego dojazd dla turystów jest udostępniany w określonych dniach i godzinach ogłaszanych na ostatnim skrzyżowaniu. Nam udało się wjechać w innym terminie – po prostu szlaban był chwilowo otwarty. Z obserwatorium widać oba morza bardzo dobrze. Warto się tam wybrać. Z wyjazdem było trochę gorzej, ale jakoś poszło. Korzystaliśmy z małej wypożyczalni samochodów. Ceny prawie o połowę niższe niż w Avisie i podobnych. Do tego załatwiliśmy taryfę 3-dniową biorąc samochód co drugi dzień 3 razy. W dużej wypożyczalni nie do pomyślenia. Chcieliśmy obejrzeć kościółek bardzo stary obok restauracji jako jedynych zabudowań w pobliżu. Tabliczk informowała, że klucz jest w restauracji. Na wszelki wypadek zamówiliśmy po kawie i lampce białego. Kelner/właściciel sam zaproponował zwiedzenie kościółka z bardzo starymi freskami. Oprowadzał nas i nic za to nie wziął poza zapłatą za napoje. W międzyczasie jkaś para przyjechła i prosiła o klucz do kościółka. Usłyszała, że teraz klucza nie ma. Nasza taktyka była odmienna na podstawie wcześniejszych doświadczeń.
Przepraszam. Wieża ma się składać z plastrów polędwiczki, bakłażana i fety.
Tak to sie dzisiaj miesza sos metaxa z Romami, dumą narodową i Powstaniem. Mnie też się bardzo komentarz Bobika podobał. Chociaż tak naprawde bardzo trudno wczuć się w sposób myślenia Prawdziwych Polaków. Czy tylko ciemnota to tłumaczy. Tłumaczy najłatwiej. Ludzie wykształceni chyba tylko tę ciemnotę wykorzystują głosząc hasła prawdziwych Polaków. Z drugiej strony widzę, że ci głoszący doktorzy habilitowani są zakompleksieni. Mnie spiskowa teoria dziejów kojarzy się nie tyko z kompleksami ale i ze schizofrenią węszącą spisek wszędzie dookoła.
Pytanie, czy warto było, zabiłego w Powstaniu jest nie fair. Istotna by była ich odpowiedź udzielona 1 sierpnia 1944 roku. Wydaje się, że ta odpowiedź byłaby raczej na tak. Termopile też były klęską, wszyscy polegli. Przed bitwą chyba nikt się od niej nie uchylał. Z dzisiejszej perspektywy łatwo mówić: „To był błąd, gdyby Powstanie nie wybuchło, byłoby dużo lepiej”. Jest to prawda obiektywna. Ale decyzję tamtych ludzi wtedy wolno oceniać z ich perspektywy, nie z naszej. Ja też żałuję, że Powstanie wybuchło, ale nie mam o to pretensji do wydających rozkaz.
Bobiku, Helenko, Stanisławie, dołożyłam Wasze wpisy do komentarzy na blogu red.Szostkiewicza. A artykuł A. Szostkiewicza wraz z komentarzami zaniosłam na stronę PK i wysłałam wszystkim znajomym oraz na inne dostępne mi adresy. Co jeszcze mogę zrobić?
Tereso, co możesz zrobić? Obawiam się, że niewiele. Wymieniamy te uwagi pomiędzy sobą w gruncie rzeczy myśląc mniej więcej to samo, ubierając to myslenie w trochę inne słowa. Jak się z tym przebić do myslących inaczej. Ogrom pracy organicznej. Chyba poprzez naszych potomków. Ale na wyniki trzeba czekać dziesięciolecia. W Europie Zachodniej też kiedyś dominowała ksenofobia i rasizm. Jeczcze w latach 70-tych zauważyłem caravaningując, że wśród zachodnich społeczeństw rozpowszechnione jest adoptowanie dzieci o innym kolorze skóry, najlepiej niepełnosprawnych. Jak wielką drogę przeszły te społeczeństwa w ciągu kilkudziesięciu lat. A nadal można tam spotkać ksenofobów i rasistów. Ale teraz to absolutny margines. Mam nadzieję, że i unas za jakiś czas będzie podobnie.
Mysle, ze nie mamy prawa w imnieniu poleglych mowic, ze bylo warto. Tak samo jak w imieniu zabitych wybaczac.
Tylko we wlasnym imieniu. Pisal o tym pieknie Szymon Wiesenthal i wielu innych.
paOlOre! (godz. 11:36)
Oczywiście, w tym co piszesz jest dużo racji.
Ale zawsze, kiedy czytam podobne teksty, dręczy mnie pytanie:
Co byłoby z Warszawą, żołnierzami AK, ludnością cywilną, itd, gdyby Powstanie nie wybuchło? Wycofanie się Niemców, wejście Armii Czerwonej, odbyłoby się bez strat?
Oczywiście są to rozważania typu: co by było, gdyby było, ale…
Stanisławie, chyba zbyt automatycznie utożsamiamy wykształcenie z mądrością, a jego brak z głupotą. Znam przegłupich docentów habilitowanych i mądre sprzątaczki. Ty na pewno też.
Czy to nie przeczy mojej wierze w zbawienne skutki edukacji? Nie, bo przez edukację rozumiem nie pamięciowe opanowanie materiału szkolnego, a następnie mozolne opracowywanie kolejnych przyczynków do przyczynków, tylko – najogólniej mówiąc – naukę samodzielnego myślenia plus rozwijanie inteligencji emocjonalnej i społecznej.
Jaka jest różnica między tymi rodzajami edukacji pokazuje dość wyraziście pogarda dla wykształciuchów, głoszona publicznie przez doktora praw. I niektóre wypowiedzi na blogach (zwłaszcza politycznych!) – czasem całkiem poprawną polszczyzną napisane. I „dwójki sędziowskie” w szkołach. I… Ech, można by tak długo. 🙁
Grecka muzyka na wyciągnięcie ręki:
http://melodies.gr/radios.php?sid=019c309489ee8732fa737492f5f44e06
Andrzej.Jerzy,
na temat, co by było, gdyby, znalazłem taki tekst w internecie:
http://www.powstanie.pl/?class=text&ktory=20
Zastrzegam, że tekst jest mocno odbiegający od obiegowych opinii o PW.
Jest polemiczny i polecam go tylko tym, którzy dobrze panują nad swoją „dumą narodową”. Traktować należy nie jako jedynie słuszny, ale z pewnością interesujący point of view.
Autorem jest świadek wydarzeń.
Słyszeliście kiedyś o powstaniu słowackim? Pewnie słyszeliście. 49 ofiar i jedno lustro w knajpie. Tak, tak, rozbite kulami lustro pokazują w Bratysławie jak relikwię Bratysława jako miasto ocalała, Złota Praga wyszła bez draśnięcia, a Warszawę budował cały naród na gruzowisku. Pewnie, że walki pochłonęłyby ileś tam ofiar, w tym i cywilnych, ale nie 200 tys. Ile ofiar pochłonął zrujnowany Wrocław? Coś 12 tys, Poznań 22 tys (w tym 6 tys żołnierzy radzieckich i 2 tys „ochotników” miejscowych). Ech. mówić nie ma o czym Wygodnie siedzieć dzisiaj „patriotom” na narodowych trumnach i powiewać sztandarami. No i jest piękny mit, kolejny mit narodowy.Moje dzieci urosły na tym micie – całą szkolę średnią za własne, zarobione na targach książki pieniądze jeździły do Warszawy – w kwietniu na „Arsenał”, potem na apel powstańczy na 1-go sierpnia. Trochę potem trwało zanim zaczęły rozumieć, nie tylko czuć. NB nie pamiętają pp Kaczyńskich z imprez okolicznościowych. Kuroń przychodził i wielu innych. Naczelni „patrioci” jakoś nie dali się zauważyć.
Paolore – dzięki za link do tekstu o powstaniu. Tak właśnie myślę od wielu lat. Swego czasu z kolegą, który doktoryzował się z akcji zbrojnych w powstaniu przegadaliśmy nie jedną godzinę. Najsmutniejsze, że część d-ców przeszła studia w ASG (podobno były na wysokim poziomie) no i czego się nauczyli? Zupełnie jakby chciejstwo zastąpiło wiedzę już nie mówię strategiczną, ale taktyczną, operacyjną. Z piekła nie wyjdą.
PaOlOre,
Ależ ja właśnie napisałam ,że nie należy rozpatrywać czy warto było!!!Trzeba, a warto to dwie różne rzeczy, czyż nie? Gdy wybuchło powstanie w gettcie, czy też wszyscy podjęli tę decyzję, a czy gdy Rzesza rozpętała wojnę, to znaczy, że za aprobatą wszystkich Niemców? Przecież nie można tak patrzeć!!!! Gdy zaczynał się zryw, można było „podejrzewać „Zachód o większe wsparcie. Pod Monte Cassino też była rzeź. Gdyby bitwę alianci przy użyciu naszej krwi przegrali- oznaczałoby ,że nie warto było jej zaczynać? Uważam,że nie tak należy patrzeć na historię. W sumie mogliśmy zachować sie jak np. Francuzi i wtedy ofiary byłyby zminimalizowane, ale czy to było w naszym interesie? Francuzi mieli np. naszą pomoc, a my czyją?!
Bobiczku kochany (11:24) W nawiązaniu do Twoich słusznych przemyśleń
– inaczej widzę ten świat po przespanej nocy; Zastanowiłam się.
I rzekł Raw Huna : „Gdy spadają na człowieka cierpienia , niechaj się
zastanowi nad swoimi uczynkami; kiedy już się zastanowił i znalazł w sobie zło , niech czyni pokutę , ale gdy zastanowił się i nie znalazł , niech szuka
przyczyny w zaniedbywaniu nauki Tory.; lecz jeśli tego nie znalazł niech wie ,że jego cierpienia są skutkiem miłości Bożej , jako powiedziano : Gdyż kogo Pan miłuje , tego karze„
Właśnie, Małgosiu. Spory o Powstanie wydają mi się nie potrzebne, bo nic z nich nie wynika. Można się spierać o szczegóły, a naprawdę w tym momencie moim zdaniem Powstanie było już nieuniknione tak czy inaczej. Nawet Churchilla tak bardzo nie winię, bo co on mógł jeszcze zrobić. Próbował jakoś pertraktować ze Stalinem i z Polakami w celu nawiązania stosunków, ale właściwie żadna ze stron zainteresowanych tego nie chciała. Polacy nie chcieli ze względu na zaporową cenę cynicznie dyktowaną przez Stalina. Co innego Roosevelt, ten świadomie uważał, że Polska i Polacy, to nie jego problem.
Mam natomiast pretensje do Churchilla o wykorzystywanie polskich wojsk w walkach wówczas, gdy ci żołnierze nie mogli już niczego dla Polski zrobić. Nie byli informowani o przyszłej sytuacji kraju, żeby jeszcze nie oszczędzali swojej krwi. I potem wystawili nam rachunki za broń, która polskim żołnierzom służyła w walce za sojuszników.
Czytam Wasze wpisy w pracy pomiędzy analizami i kalkulacjami, które właśnie dłubię. Nic dodać, nic ująć.
Właśnie sobie pomyślałem, że i w temacie patriotyzmu i tolerancji istnieje parę ciekawych opracowań. Myślę o ostatnio czytanych książkach prof Stommy „Polskie złudzenia narodowe”, księgi wtóre do tegoż oraz „A jeśli było inaczej. Antropologia kultury”. Naprawdę dają dużo do myślenia o źródłach naszych uprzedzeń, cech narodowych oraz naszych mitów.
„Złudzenia narodowe” daję ostatnio w prezencie przy różnych okazjach niektórym osobnikom z mojej rodziny, tym co bardziej nadętym ksenofobom i tzw. patriotom-kibolom. Przełom to jeszcze nie jest ale ich stanowiska w rozmowach (również tych przy wodzie ognistej 😉 ) jakby łagodnieją.
Na marginesie: Raw Hun (whoever he is) z pewnoscia nie znal sie na teologii Tory, albowiem cierpienie nie jest objawem „milosci” Boga, lecz niedoskonalego swiata i niedoskonalosci Stworzenia (czego mozna oczekiwac po szesciu dniach?). Dziecko nie zapada na bialaczke bo go Bog „umilowal” (powiedz to, Boze, rodzicom!), a naprawianie swiata polega w tym wypadku na wymysleniu dobrego lekarstwa.
Patrz: (rabin) Harold Kushner : Kiedy zle rzeczy zdarzaja sie dobrym ludziom. Wydawnictwo ksiezy werbistow Verbinum.
Paolo, bardzo dobry tekst i bardzo smutny, bo uświadamia, jak mocno oszołomstwo, chciejstwo i wymachiwactwo do dziś jeszcze się trzyma. Moja mama pamięta zresztą przekrój bardzo podobnych postaw ze strajków studenckich w 1981. „Prawdziwi polscy studenci” uważali wszelkie postulaty poniżej natychmiastowego obalenia komuny za niedopuszczalne i gotowi byli natychmiast ruszać na Kreml, żeby udusić Breżniewa „temi ręcami”. Usiłowania „nieprawdziwych”, żeby z sytuacji wyciągnąć tyle, na ile ona pozwalała, były oczywiście piętnowane jako zdrada, kolaboracja i plama na honorze. Można by tu zadać przewrotne pytanie: czy lepiej by było wtedy dać tym napalonym wolną rękę i pokazać im, w którym kierunku na Kreml, czy też zaczekać, aż komuna zacznie przewracać się pod własnym ciężarem i wtedy dać jej lekkiego prztyczka, co też się w końcu stało?
Małgosiu, jeżeli historia ma być nauczycielką życia, to trzeba sobie zadawać pytania czy warto było, choćby i po to, żeby zobaczyć jakie przesłanki podejmowania decyzji w perspektywie historycznej lepiej się sprawdzają. Czy byłoby w naszym interesie zachować się jak Francuzi? Znów przewrotnie spytam: a czemu nie? Szczególnie jak na niczyją pomoc nie można liczyć, to to trzeba realistycznie oceniać własne siły. Czy realizm jest od razu hańbą? Albo kompromis? Przecież każdy z nas niemal codziennie idzie na jakieś kompromisy i unika walki z wiatrakami – wykonujemy polecenie służbowe myśląc sobie „szef jest skończonym durniem”, przechodzimy na drugą stronę ulicy, kiedy widzimy skina z kijem bejsbolowym w łapie, nie zrywamy stosunków ze znajomym, którego uważamy za palanta, bo może nam załatwić posadę, itp., itd. Bo tak nam wynika z rachunku strat i zysków. Kto powiedział, że dla narodu takiego rachunku nie wolno prowadzić?
To nie znaczy, że ja za nic mam sobie imponderabilia. To znaczy tylko, że nie widzę powodów, żeby na dźwięk słowa Polska wpychać rozsądek pod szafę, myślenie do mysiej dziury i udawać, że nagle przestaję być człowiekiem, ojcem, matką, specjalistą od płodozmianu, wielbicielem świętego spokoju czy psem blogowym, a jestem już tylko i wyłącznie POLAKIEM i jakiekolwiek inne niż narodowe kategorie oceny rzeczywistości nie są mi dostępne.
Helnko (14:09)cytowałam Raw Huna bez żadnych zmian z Berachot 5.
Nic tam słowo nie mówi na czym zna się Raw Hun. Ale skoro Ty tak mówisz , to widzocznie tak jest 🙂
Bobiku, absolutnie nie uważam, że nie należy wyciągać wniosków z historii. NALEZY!!! Są jednak sytuacje bez wyjścia, takie, gdzie się jest zawsze przegranym, niezależnie od podjętej decyzji. Ot co. Poza tym, gdybanie jest ahistoryczne. Tak mi mówił mój nauczyciel historii. Rzetelne rozważania należy snuć opierając sie tylko na danych dostępnych bohaterom danego wydarzenia. A historia zna wiele przykładów z pozoru szaleństwa, które obruciło się na korzyść. Tym razem za dużo czynników zewnętrznych zawiodło.
Pozwól, ze postawy Francuzów nie nazwę realizmem.
Bobiku, zazwyczaj zgadzam sie z Toba, choć młodyś. Ale zachować się po francusku nie było nam dane, bo inną mieliśmy perspektywę. Plany Hitlera w stosunku do Francji były cokolwiek inne. Praktycznie od poczatku wojny zachowanie Niemców nie pozostawiało złudzeń. I do tej walki nikt nie zmuszał na ogół. To nie byli żołnierze ze szwejkowskiego marszbatalionu pod obcym sztandarem Najjaśniejszego Pana, tylko pod własnym, dwadzieścia lat wcześniej odzyskanym. A miasta w tak dużym procencie zrównane z ziemia nie były zniszczone w trakcie działań wojennych, tylko spalone przez czeronoarmistów zaraz po zakończeniemu działań. Tak było w Gdańsku i we Wrocławiu. We Wrocławiu Niemcy sami zrównali z ziemią poźniejszy Plac Grunwaldzki w celu zrobienia lotniska. Podejrzewam, że bez Powstania też Warszawa by się nie ostała, bo Stalin za tym miastem nie przepadał. A ile miast w najbardziej zabytkowych dzielnicach zapadło się w latach 1944 – 1956, gdy na ziemiach odzyskanych w ogóle niczego nie remontowano.
paOlOre!
Zapewniam Cię, że nie jestem hurra-patriotą, wymachujacym jakimkolwiek sztandarem.
Biorąc jednak pod uwagę ówczesną sytuację polityczno – militarną, uważam, że PW było nieuniknione. Dlatego właśnie, daleki jestem od odsądzania od czci i wiary przywódców Powstania za podjętą decyzję.
Przytoczone przez Pyrę przykłady Poznania, a tym bardziej Wrocławia, nie bardzo pasują do sytuacji, w jakiej wtedy znalazła się Warszawa.
A na zakończenie przytoczę także ubiegłoroczny wywiad z Prof. Władysławem Bartoszewskim, który jest dla mnie autorytetem w tych sprawach:
http://media.wp.pl/kat,5631,wid,9073635,wiadomosc.html
U mnie dziś święto i zaraz idę na tradycyjną paradę, choć jest burzowo. Tekst zacytowany przez PaOlOre jest bardzo mądry i oddaje moje przemyślenia od lat. Mnie najbardziej wkurza w polskiej edukacji i polityce epatowanie nas martyrologią przez całe życie i wpojone w nas przekonanie, że wstrząśniemy „sumieniem świata” 😯 I to przekonanie, że świat ma sumienie 😯
Mój pradziadek był dowódcą oddziału partyzantów i wraz z synami walczył z Niemcami I Rosjanami, byli poszukiwani przez Niemców, UPA, NKWD, a wolnej Polsce- polską nową władzę ludową. Polak strzelał za uciekającym bratem mojej babci, na oczach tej ostatniej. Jestem z nich dumna mimo, że musieli po zakończeniu wojny wszystko zostawić i uciekać na drugi kraniec Polski, zamelinować się na wsi pod Żaganiem. Idąc tropem myślenia niektórych- frajerzy. Po co było ryzykować skórę, skoro nic się nie zyskało, tylko narażało najbliższych i siebie na represje i to z tylu stron.Sęk w tym ,że oni nie umieli sobie powróżyć jaka ich przyszłość czeka. Robili to co uznawali za ich obowiązek.
Talmud, Grazyno, to nie Tora, tylko kompilacja rabinackich dyskusji na rozne tematy dot. prawa zydowskiego i etyki.
Dzis zaden rabin (nawet super-duper ortodoksyjny) nie powie Ci, ze cierpienie jest zadawane niewinnym ludziom jako akt sczegolmej milosci Bozej. Moze Ci powiedziec najwyzej, ze nie wie dlaczego jest tyle niewinnego cierpienia. I odeszslac do midraszy interpretacyjnych.
Helenko , nie mnie dyskutować z Mądrościami Talmudu. Powiadam- przytoczyłam słowa Raw Huna bez żadnych poprawek.
To może wrócimy do stołu? Nemo i Puchala mają swoje święto narodowe dzisiaj, a Puchali to się w ogóle święta nałożyły na siebie i ma trzydniówkę, jak porządny deszcz. Nirrod i Haneczka urlopują i Sławek się gdzieś po Wrocławiu obija, a Wojtek z Przytoka chyba ziemniaków przed dzikami pilnuje, bo się nie odzywa. Iżyk wsiąknął w Walię terenową, a Gospodarz pewnie dobija już do szmaragdowej wyspy.
Pyra była dzisiaj na zakupach, co zaowocowało gotowaniem dla psa potężnych gnatów, a dla jego opiekunek też to i owo w lodówce wylądowało (m.in dwa piękne filety z soli, schab, szynka i karkówka, jakieś sery i owoce) Kupiłam też trochę chemii domowej. Tudzież 5 złociszy zainwestowałam – 4 zł za dwa zakłady lotka i 1 zł za los loteryjny. Na tym losie była wygrana 5 złotych, czyli jestem na „O” w hazardzie dla ubogich.
Małgosiu, Stanisławie, chybaśmy się nie do końca zrozumieli. Argumentacja „nie mogliśmy postąpić jak Francuzi (Czesi, Holendrzy, etc.) bo…” odbywa się na płaszczyźnie racjonalnej, do której nie mam żadnych zastrzeżeń i tu oczywiście rozumiem, że każdy kraj miał inną sytuację. Natomiast pytanie „czy mieliśmy się zachować jak Francuzi” brzmiało – w moim odbiorze – raczej emocjonalnie i oceniająco: „bo oni to są niehonorowi!”. W takich momentach zwykle włącza się moje wewnętrzne licho, które mi podszeptuje: chwileczkę, a co by było, gdyby na sprawę popatrzyć z innej strony, zastosować inne kryteria, itp. Gdybanie może być ahistoryczne w opracowaniach naukowych, ale na własny użytek, jako analiza wariantów, jest bardzo pożyteczne. Zadawanie sobie pytań „a dlaczego?” również (m.in. dlatego nie mam ochoty wyrosnąć z wieku, w którym takie pytania uparcie się zadaje). I wreszcie, jak pisałem, sprawdzanie przesłanek niegdysiejszych decyzji nie jest naganne, a nawet chyba nie ahistoryczne. Czy decyzja o Powstaniu brała się rzeczywiście z gruntownego rozważenia za i przeciw, czy z – częściowej przynajmniej – tromtadracji nie jest chyba obojętne dla historycznej oceny?
W moim przekonaniu tromtadracja odegrała (i odgrywa) w naszych dziejach pewną rolę i tropienia jej śladów, również w wydarzeniach tragicznych, nie uważam za zdradę interesów narodowych. Nie uważam też, żeby nie można pogodzić szacunku dla poległych i zastanowienia się nad tym, czy konieczne było posyłanie ich na śmierć, albo czy dla mnie samego większą wartością byłby np. honor, czy życie. Albo czym powinni kierować się przywódcy w swoich decyzjach. Bo historia nie powtarza się dosłownie, ale na różne pokrętne sposoby jednak tak.
Czyli, w sumie, uważam, że dopóki pies myśli, a nie kąsa, to wolno mu nawet na Powstanie szczekać. 🙂
Bobiku, oczywiście, ze możesz szczekać na Powstanie. Czy przelana krew była potrzebna? Przekornie (choć nie do końca 😉 ) powiem ,że bardziej potrzebna niż ta spod Lenino.
Nie chciałem wchodzic w dyskusję o Powstaniu Warszawskim.
Myślę jednak , że takie stwierdzenie : Czczę bohaterów powstania jednak zastanawiam się czy należało strzelać do wroga z pereł i diamentów -wydaje się na miejscu.
Gloria Victis, jednak przydali by się żywi.
paOLOre, przeczytałam z uwagą, nie nowina, ale dobrze, że jest napisane, tym bardziej, że przez naocznego świadka.
Pomiedzy poważnymi dyskusjami, a jeszcze przed Godziną W, zamelduję, że poprawiliśmy we wpisie metanę na metaksę i nikt już, mam nadzieję, nie pomyśli, że Gospodarz każe nam metanol pić 😉
Witajcie
Nie dość, że dziś (jak podało radio) jest najcieplejszy od 65 lat 1 sierpnia to dla mnie jeszcze sentymetalny. Przed chwilą oddałem mojemu młodemu sąsiadowi skórę – tzw ramonescę. Miałem ją blisko 20 lat. Zdarzało się, że w niej spałem. Ciężka motocyklowa kurtka z mnóstwem kieszeni, zamków, ćwieków i wysoko podniesionym kołnierzem służyła mi dobrze. Ciężka, świńska skóra śmierdziała pociągająco gdy zrosił ją deszcz i pachniała latem rozgrzanym słońcem. Dwa razy wymieniałem w niej obdartą podszewkę. Sąsiad kiedyś mnie w niej podejrzał i wczoraj nieśmiało zaproponował bym mu ją sprzedał. Niedawno kupił w Stanach na aukcji prawie nowiutkiego Harleya(600 mil przebiegu)z porysowanym bokiem. Sprowadził go statkiem do Hamburga, potem ciężarówką do Przytoka i teraz pieści to cacko na wrześniowe zloty. Brak mu kasy, więc podarowałem mu kurtkę. Trochę żal ale pewnie już za stary jestem na Harleya i nie pojeżdżę. No i chłopak obiecał, że zabierze mnie na swój pierwszy zlot we wrześniu. Tylko w czym pojadę? Chyba w śmierdzącym naftaliną garniturze.
Pozdrawiam i chłodu życzę
Wróciłam z parady, boso po mokrym i ciepłym asfalcie. W strugach deszczu i przy akompaniamencie grzmotów, krowich dzwonków, rogów alpejskich i orkiestr dętych oraz aplauzie kolorowego tłumu w pelerynach i pod parasolami odbył się tradycyjny korowód z prawdzwymi krowami i pastuchami na czele. Były kozy, osły, bernardyny i piękne konie, a na nich jeźdźcy biorący udział w spektaklach „Wilhelma Tella”. Rumuńscy goście naszego, żonatego z Rumunką Geologa byli oczarowani. Przedpołudniowy aperitif w parku zdrojowym z darmowym wyszynkiem piwy z miejscowego browaru, jodłującym chórem i koncertem na 5 alphornach przyciągnął tłumy, a i pogoda była jeszcze ładna. Na tej paradzie udzieliłam schronienia pod moim parasolem jakiemuś fotografującemu turyście, przedstawił się jako nauczyciel informatyki z Arabii, podróżujący po Europie z 4 przyjaciółmi. Mówił słabo po angielsku, ale bardzo chciał wiedzieć „łot is jo łork” 😯 Trwało chwilę, aż zrozumiałam, że pyta mnie o mój zawód 😉
Turysta był z Arabii Saudyjskiej 🙂
Też przeczytałam tekst – relację świadka, dziesięcioletniego dziecka. „Powstanie Warszawskie” Ciechanowskiego czytałam jakieś dwadzieścia lat temu i również pamietam swoje zdziwienie lekko odmiennym tonem przesłania książki od wersji choćby podręczników szkolnych.
W międzyczasie może jeszcze jedno greckie danie. Naleśniki.
Ciasto:
– 200 ml kwaśnej śmietany
– 2 jaja
– 0,5 łyżeczki soli
– 200 g mąki
– 250 ml wody
– zioła prowansalskie
– cebula
– 10 cienkich dużych plastrów szynki
Farsz:
– 0,5 kapusty pekińskiej
– 3 duże pomidory
– 1 zielony ogórek
– 1 papryka
Sos:
– sos grecki do sałatek (Knorr)
– majonez pół na pół z kwaśną smietaną lub jogurtem po 200 ml
Ketchup
Kapustę kroimy w cienkie paski, pomidory bez gniazd nasiennych i kroimy również, ogórek w półplasterki, paprykę w paseczki. Wszystko razem mieszamy w dużej misce. Nie solimy, ani niczym nie doprawiamy.
Na natłuszczoną patelnię wlewamy odpowiednią ilośc ciasta i dokladamy na wierzch plaster szynki a dookoła niej rozsypujemy pokrojoną w piórka lub kostkę cebulę. Gdy spód naleśnika jest gotowy, przewracamy go i smażymy z drugiej strony aż szynka i cebula się przysmażą.
Na naleśniku po stronie szynkowo – cebulowej układamy dowolną ilość warzyw i polewamy sosem, następnie składamy naleśnik na pół i całość polewamy ketchupem. Duży plaster szynki można zastąpić dwoma mniejszymi.
Sam początek atrykułu jest bardzo kontrowersyjny, tj. założenie, iż można było się spodziewać po Stalinie zorganizowania drugiego Katynia. Śmiem twierdzić ,że Polacy stojący z Rosjanami pod Warszawą, czy też ludność stolicy w swym ogóle nie wiele wiedzieli o Katyniu…..
Alicja chyba zaspala, a potem bedzie szwedac (blogowo) po nocy?
Ktos moglby jej dac kuksanca? Byle nie za mocno 🙂 🙂 🙂 *
* Dodaje mordki, zeby bylo wiadomo, ze nie chce jej obic. Bo na tym blofu to roznie ludzie odbieraja….
Bardzo sobie cenię nasze rozmowy blogowe jednak męczą mnie dyskusje w nieskończoność. Kochani – podzieliliśmy się uwagami, znaną literaturą, poglądami . Jak zawsze – jesteśmy rózni i dobrze. Starczy. Nie trzeba piętnaście razy wypisywać +- tego samego dla zaznaczenia swoich poglądów.
Bobiku, można szczekać na wszystko, ale czy na wszystko warto. Ahistorycznie można patrzeć teraz. I teraz wiadomo, że decyzja o Powstaniu była tragicznie zła. Ale jak wtedy można było to oceniać z dziaiejszej perspektyty. I bardziej żal krwi przelanej nie tylko pod Lenino, ale i pod Monte Cassino czy Bolonią. I po co my się o to spieramy. A ta analiza niby taka rzetelna wcale nie jest rzetelna. Mieliśmy wyprowadzić najlepszych ludzi z Niemcami? Ani Niemcy by na to nie poszli ani ci najlepsi.
Brat mojej Mamy i jego kolega, a później nasz bliski sąsiad, przeszli szlak bojowy od Sielc do Warszawy. Jako zwiadowców wysłano ich na Przyczółek Czerniakowski i pozostawiono bez wsparcia. Patrzeli na płonącą Warszawę, aż dostali się do niewoli niemieckiej. Z obozu jenieckiego w okolicach Hamburga wyzwolili ich Anglicy. W tym samym czasie tj. pod koniec wojny moja Mama jako 19-letnia robotnica przymusowa w Berlinie przeżywała koszmar bombardowań i walk w ruinach miasta, a Babcia Michalina na Wołyniu pakowała manatki na „repatriację” w nieznane 😯 Rodzina ojca uciekała przed banderowcami do miasta ze wsi, gdzie przez lata mieszkała w zgodzie ze swymi ukraińskimi sąsiadami. Uratowali się zaś dzięki ostrzeżeniu przez Ukraińca. Nie wszyscy w rodzinie zostali ostrzeżeni 🙁 Siostra mamy i siostra ojca zdążyły przed repatriacją wrócić ze zsyłki na Ural, wuj walczył pod Monte Cassino, gdzie wyleciał w powietrze na minie, ale przeżył w angielskim szpitalu. Po wojnie wszyscy szukali się za pomocą Czerwonego Krzyża. I nikt nie wpoił później swoim dzieciom nienawiści ani pogardy do narodu rosyjskiego, ani do Niemców, ani do Ukraińców…
O wpis nemo zahacza mi się też rodzinna historia, opowiadana przez Ciocię, której udało się przeżyć Oświęcim (dwie jej siostry zostały tam zamordowane). W kilka miesięcy po powrocie została nieśmiało zapytana przez swoją głęboko wierzącą matkę: powiedz mi dziecko, czy ty teraz nienawidzisz Niemców? Po głębokim wejrzeniu w siebie Ciocia odpowiedziała: nie. Czuję ogromny żal, ogromny gniew, ale to nie jest nienawiść. Jej matka odetchnęła z wyraźną ulgą. Ze wszystkich kataklizmów wojny najgorsze dla niej byłoby to, że jej dziecko trwałoby w grzechu nienawiści. Ciocia opowiadając to jeszcze po 30 latach miała łzy w oczach. Działała zresztą bardzo aktywnie na rzecz zbliżenia polsko-niemieckiego.
Nemo, tu chyba nikt nie odczuwa nienawiści czy pogardy do kogokolwiek (mam nadzieję).Była wojna i nic nie jest czarne albo białe. Mój dziadek na samym początku wojny trafił na roboty przymusowe. Wywieźli go do Niemiec. Tam uderzył Niemca , chcącego zgwałcić jakąś dziewczynę. Wylądował za to w obozie koncentracyjnym i przeżył paradoksalnie dzieki Niemcom. W Dachau dali go do bloku z Niemcami -politycznymi. Oni to poinstruowali dziadka, by wystarał się o oznaczenie , ze nie jest Niemcem bo oni czekają, kiedy wpadną i ich wymordują na bloku, a potem niech zawsze dba o to, by mieć świeży numer obozowy, czyli ma się zgłaszać do wszelkich zbiórek fachowców. Dzięki tej radzie był m.in. w Buchenwaldzie, Gross Rosen i na koniec w kamieniołomach Dory, gdzie produkowano V1 i V2. Wspominał o Niemkach, które dawały mu kanapki schowane w śmieciach biurowych.Źle mówił o Rosjanach w obozach bo np. często kradli, ale i często wspominał przez te wszystkie lata Wanię, z którym się bardzo zaprzyjaźnił.
Babcia natomiast wspominała szeregowych Niemców, którzy wynosząc z koszar resztki zupy, wartownikom mówili- pomyje, a dobre jedzenie dawali Polakom. A taki jeden Niemiec zachodził do nich (zakwaterowali go )na „dużo cukru”, czyli pączki.
Mówiłam, żebyście nie pisali tyle – kiedy ja to poczytam?! Poniżej zdjęcia od Heleny:
http://alicja.homelinux.com/news/Nadziejka/
” Naszym sercem ogarniamy Polaków spoczywających w metropoliach na całym świecie, którzy oddali życie za wolność Polski ? powiedział podczas obchodów 64. rocznicy Powstania Warszawskiego ksiądz kapelan Henryk Kietliński.”
Czy on rzeczywiście powiedział „metropoliach”? 😯
Małgosiu,
ja nie sugeruję, że na tym blogu ktoś nienawidzi jakiejkolwiek nacji. Tak mi się napisało, bo znałam dostatecznie dużo osób uprzedzonych a priori i przepojonych od dziecka nienawiścią do obcych nacji z zasady i bez powodu 🙁 Może w ten sposób kształtowali sobie „dumę narodową”?
A u mnie nadal leje, chyba nici z fajerwerków.
Wojtku, jestem pod wrażeniem, chylę czoła przed taką wspaniałomyślnością.
Nie zaspała, tylko była zajęta czymś innym. Czasem trzeba pozamiatać, zrobić pranie itd. niestety 🙁
Teraz idę czytać.
Wiecie co? Chyba poproszę Misia , żeby się posunął na tej chójce i przysiądę obok niego. Calutki tydzień – żywność GMO, rak,dyskryminacja Cyganów,powstanie warszawskie, resentymenty narodowe, brakuje tylko kanibalizmu. Nie mówię, że mamy gadać tylko o pierdołach ale jakaś proporcja musi być, bo nasz blog staje się po prostu przygnębiający.
Gospodarz pewnie już odpoczął po podróży. Ciekawe czym, jakim daniem, daniami, go przywitano? Pyro, jak myślisz?
Coś znalazłam – http://www.gotowanie.wkl.pl/artykul.php?id=590 . Piszą, że smacznie.
Tu inne dane – http://www.travelactiv.com/index.php?option=com_content&task=view&id=126&Itemid=44&lang=pl .
Ja mogę z curry wszystko i często. Sama sporo używam.
Co do kuchni greckiej, lubię u nas chodzić do restauracji Minos – i tam zawsze zamawiam Zorba pikilia, czyli półmisek greckich specjalności. Lubię tę kuchnię – restauracja prowadzona jest przez Greków oczywiście, a typowe greckie dania nie są zamerykanizowane.
Tylko tego słodkiego nie lubię 😉
Wino, czy retsyna, czy jakiekolwiek inne, bardzo lubię, Metaxa też nie zaszkodzi. Ale wolę kieliszek uzo, w restauracjach greckich w Niemczech (nie wiem, czy wszystkich) podają kieliszek uzo na koszt firmy, chyba, że ktos sobie nie życzy – a jak sobie życzy więcej niż jeden, to już musi płacić 😉
Uzo dobrze robi na trawienie.
A Gospodarz mógł zabrać laptopa, nie obgadujmy Go za bardzo – a nuż podgląda nas?! 😯
Pyro, Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem! 😎
Był raz pewien kanibal w Dżakarcie,
który ludzkość miłował zażarcie.
„ach, jakich szczytów dosięga
mózgu ludzkiego potęga” –
mlaskał, gdy miał móżdżek w dań karcie. 😯
Alicjo- korzystanie z laptopa za granicą z połączeń internetowych Ery blueconnect w roamingu to ogromny koszt ( 1 mb nawet 60 zł ) . Wiem coś o tym i malo nie dostałam ataku serca , gdy się dowiedziałam jakiej kwoty oczekuje ode mnie operator Ery za 10 minutowe połączenie z mojego laptopa z internetem w Wiedniu. Jestem w trakcie „uprzejmej wymiany korespondencji” i zdawać by się mogło ,że racja jest po mojej stronie.
Pyro!! 🙂
Teraz? Na chójkę??
Kiedy Misio się już tam zainstalował, domek pobudował, podciągnął łącze, wody nanosił, porcelanę poustawiał, nalewki nastawił, herbaty naparzył, pierogów nakleił, makaronu nagniótł….. Widoki ma pewnie piękne, fotki z wysokości fajne sobie robi, piosnki ludowe podśpiewuje, z ptakami gwarą gada.
Może trawkę jakąś przypali..? Susza przecież.
Teraz??
Każdy by chciał. Za póżno.
Misiu!!
Tak jak Iżyk Iżykówkę, Ty na chójce uruchom Misiówkę.
A może poprostu Chójkówkę?
Komercyjna doba z utrzymaniem stówke, jedzenie proste, ręcznie robione, kieliszek na odwagę przy zejściu.
Zobaczysz, z drabinami będziemy przychodzić.
Perspektywy rozwoju widzę szerokie….. 😉
Zalecenie z blogu: Spadaj do Misia na dwie doby!
I dwie stówki Twoje!
Napisałbym jeszcze o……., ale nie napiszę.
Ale przyznam, czasami jest tu ostatnio niestety nudno jak w Filharmonii.
Tam z nudów publiczność potrafi biegać pod ścianami lub ostentacyjnie leżeć na podłodze. Widywałem takie obrazki, kto mi nie wierzy niech spyta Pani Kierowniczki. 😉
A u nas publiczność poprostu wychodzi. Taka z abonamentami dożywotnimi , wydawałoby się, rezygnuje….
Nie piszę osobie!! Niegodnym jest.
Nie zauważacie tego, czy tylko udajecie?
PS. Co do dnia dzisiejszego, Pawła poglądy są moimi.
Dodam jeszcze tylko że bardzo żałuję straconej substancji miasta.
Tyle, by nie wracać do tematu już przerobionego.
http://pozytywny.wrzuta.pl/audio/6rdH9rF6UU/patriotyczne_-_lao_che_-_godzina_w
Taka muzyczna, popkulturowa historia Powstania dla młodzieży.
Jest taka cała płyta, mnie się podoba.
Idę do ogródka na piwo, popodlewam trochę też.
Ludzie, no co wy?! Gotujcie się, książka rozbabrana – kto dorzuci?! Ponizej uzbierane wczorajsze. A nasz Naczelny Pisarz nie ma w domu komputra, do sąsiadki lata wysyłać zbyt rzadkie i zbyt krótkie raporty 🙁
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kryminal_tango.html
Ło matko, Grażyno – nie wiedziałam, ze to takie kosztowne! Ale – dzięki za podpowiedz, to jeszcze jeden argument, żeby chłopu wybić z głowy laptopa i poskładać sobie lepszy komputer, wszak potrafi – a jak juz dziecko łaskawie sprezentuje mi swój 32-calowy monitor (chodzą takie słuchy, ale muszę przypilnować!), to ja Jerzu łaskawie dam mój plaskaty 19″.
Heleno
Zajrzyj do poczty, przesłałam Ci materiały na interesujacy Cię temat.
Antek
Dobrze zauważyłeś, Pyra by chciała na łatwiznę 🙂
I jeszcze Misiek dobrą wiśniówke robi, co Pyra chyba zauważyła i w tym roku zamiast nalewki wiśniowej robiła kompoty u Ryby. Widziane to rzeczy?! 😯
O, a tego laptopa to J. do Polski chciał zabrać, ciekawam, po co, skoro gdziekolwiek jesteśmy, ludziska mają komputry, a kafejek internetowych też jest do licha i ciut!
A na koniec pokażę wam wnuczki mojej siostry – udały się, zarazy, co? Ciemna po ojcu, blondna po mamusi 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/0332267768.jpg
Alicjo, wydajesz sprzeczne polecenia służbowe. Najpierw o 18.16 krzyczysz, żeby tyle nie pisać, a potem nagle o 20.20 każesz pisać. To co my w końcu mamy robić? Chodzić w kółko jak jaka duńska niedorajda i kombinować „Pisać? Nie pisać? Oto jest pytanie!”? 😆
Zeby się Pyra nie gnębiła.
Swieża kukurydza nożem oskrobana, czosnek, bakłażan, cukinia, olej winogronowy i sos sojowy.
Dobre!
Bobiku,
pisać, psiakość, pisać! POWIESC pisać!
Marialko,
wszyćko to na surowo czy jak?
A ja widze,ze Gospodarz wpis wyrychtowal o kuchni greckiej 🙂
Bardzo lubie,nawet mamy swoja ulubiona restauracje z przemilym wlascicielem!
Dzisiaj kupilam kotleciki jagniecie,u nas niestety drogie.Ta drozyzna zawsze mnie dziwi,bo owieczek na lakach tutaj nie brakuje?
W niedziele zamarynuje te kotletki i bede grilowac.Uwielbiam gyros,suflaki, suzuki,i wszystko co grylowane.Kiedy jestem w naszej restauracji,odzywa sie we mnie jakis prapraczlowiek, teskniacy za giczala upieczona nad ogniem.Moglabym tylko „recami”jesc i zimnym winkiem popijac-no pelnia szczescia,powiadam Wam 😉
Pozdrawiam!
Ps.jesli Pyra pozwoli?! W kwestii Powstania Warszawskiego-nie musialam czytac zadnych ksiazek,bo moj wlasny ojciec walczyl w powstaniu.Stracil swoja wielka milosc,lekarke Anne.Po niej nosze imie.Ojciec raz tylko powiedzial,ze powstanie bylo najwieksza pomylka,ze naiwnoscia bylo oczekiwac pomocy ze strony Rosjan 🙁
Pyro, Kochana, no, co jest zlego w tym, ze w swoim gronie rozmawiamy czasami o sprawach powaznych? Kuchnia grecka mnie akurata w najmniejszym stopniu nie interesuje. uwazam, ze sa lepsze, ale przychdoze tu aby spotkac sie z przyjaciolmi. I miedzy nami wybuchaja ciekawe dyskusje. Czasami dyskusja mnie nie interesuje, wiec wycofuje sie cichutko i czekam, kiedy temat sie zmieni.
Przypomina mi sie historia z pamietnej wisony 1968 r. ( o, roku ow!). Jeden z moich kolegow, Zygmint D. aresztowany 8-ego lub 9-ego marca wlasnie wyszedl byl na wolnosc, 15 maja.. Ja z przyjaciolmi chcielismy sie wszystkiego dowiedziec jak bylo, o co i kogo go pytano w areszcie, kogo w areszcie spotkal etc, ale balismy sie wszyscy podsluchow w jego domu oraz „publicznych zgromadzen”. Ja przypomnialam sobie, ze wlasnie ida moje urodziny i mozemy sie spotkac u mnie, na „przyjeciu urodzinowym”.
Zaproszonych zostalo szesc osob plus Zygmunt. Nieoczekowanie i bez zaproszenia zjawil sie u mnie moj znajomy, Ernest L. Kiedy juz bylismy wszyscy razem, oblozylismy telefon poduszkami (wszyscy bylismy przekonani, ze nawet milczacy telefon potrafi podsluchiwac), puscilismy na caly regulator Ewe Demnarczyk z plyty i przystapilismy do wypytywania Zygmunta o jego areszcie i do rozmow ci bedzie dalej, co robic dalej, jak pomoc aresztowanym kolegom.
A Ernest, ten przypadkowy gosc na „przyjeciu” nieustannie nas uciszal, bo mowil, ze chce naprawde posluchac Demarczyk i ze my mu swoimi rozmowami przeszladzamy, i co to za przyjecie urodzinowe kiedy wszyscy mowia o polityce. Wszyscy chcelismy go zamordowac.
Tyle pamietam z tego „przyjecia”. Nie to, co opowiadal Zygmunt, ale cholernego Ernesta, ktory nas uciszal.
***
Nie jest to niestety koniec historii. KIlka dni pozniej zaczely sie wezwania na UB. Na ktore trzeba bylo isc. MNie cytowano nie tylko co ja mowilam na spotkaniu 18 maja, ale co mowili wszyscy pozostali. Nie mielismy watpliwosci kto doniosl. Ernest! Za wszystkich innych dalabym glowe.
Rok pozniej spotkalam Ernesta na przyjeciu w Nowym Jorku i nie podalam mu reki. Powiedzialam tez dlaczego. Ernest blado sie tlumaczyl, ze o niczym nie wie. To tylko potwoerdzalo jego wine.
Minal jeszcze jeden rok i uslyszlam, ze Ernest zmarl.. Nagle. Na wylew krwi do mozgu.
A kilka lat pozniej dowiedzialam sie, kto nas zakapowal.Nie, nie Ernest. Byl to Zygmunt D., ktory sie zlamal w areszcie, bo grozono wyrzuceniem z pracu jego matki, samotnie wychowujacej dwoch synow. Zymunt tak przezywal zdrade, ze dostal jakiegos zapalenia mozgu i na przyjeciu u Jacka Kuronia przyznal sie do zdrady przyjaciol. Od Jacka zabrtalo go pogotowie. To byla bardzo glosna sprawa w „srodowisku”.
A ja do dzis mam straszne wyrzuty sumienia w sprawie Ernesta i tego ze nie zdazylam go tak publicznie przeprosic, jak go publicznie ziewazylam.
Ale to oczywoscie nie ma juz oczywoscie nic wspolnego z Twoja interwencja, abysmy nie rozmawiali o srawach powaznych i przygnebiajacych. Tak mi sie przypomnialo…
Tak nawiasem, Bobiku, to nie jestem pewna, czy w tekście Kryminal_tango nie jest coś pokręcone i czy uwzględniłam wszystkie poprawki, na pewno uwzględniłam PaOlOre tekst o tych eunuchach bez łupieżu, żeby zamienić wcześniejszy na pózniejszy, w tekście Pyry zmieniłam Rudą na Miss Onion… coś jeszcze do poprawki? Zawsze można, mam tekst na osobnym warsztacie.
Heleno – mnie nie chodzi o to, żeby nie rozmawiać sieriozno. Po prostu przez dwa lata z ogromnym wkładem Piotra stworzyliśmy tutaj Azylum – stół biesiadny, gdzie zgromadzeni i zaprzyjaźnieni ludzie siadają, gawędzą o jedzeniu i winie, o książkach i filmach, dzielą się anegdotami zawodowymi, rodzinnymi i każdymi innymi, dbając wspólnie, żeby rozmowa była lekka, błyskotliwa, bez napastliwości wzajemnych ale z wzajemną troską. Większość z nas to ludzie temperamentni i czasem nas ponosi. Proszę bardzo – na tematy polityczne u Paradowskiej, Passenta i Szostkiewicza, na tematy społeczne – u Szostkiewicza i Chęcińskiego. Przecież tam wszyscy zaglądamy i tam możemy do woli anglezować – prawa – lewa itd. To, że czasem i poważny temat podejmiemy, to normalne, ale nie róbmy z tego blogu forum dyskusyjnego, bo straci swój unikalny charakter, Po cholerę pisać u Adamczewskiego, jak tematy „na tapecie” są wszędzie? I to, co delikatnie podniósł Antek – wiele osób straciło ostatnio azyl przy naszym stole. I nie tylko o Misia chodzi Oni się nie obrazili – stracili tylko miejsce miłe i ciepłe bez aktualnych sporów. I o to chodzi.
Antku
Uprzejmie donoszę , u mnie coraz lepiej . Pogoda cesarska. Ostatnio nawet nie buja. Wiatry mam umiarkowane .
Wiśniówki nastawiłem 15 litrów.
Jak zaprosisz, flachę do Warszawy przywiozę osobiście
Alicjo!
Wszystko to duszone.
Miś,
15 litrów ??? 😯
Kusztyczek dla mnie się znajdzie? I koniecznie dla Wojtka z Przytoka – bez tego ni ma wspomnień 🙂
Nie mysle, Pyro, zeby to miejsce bylo jakies wyjatkowe, w tym sensie, ze przychodzimy tu aby prowadzic rozmowy lekkie, przyjemne , kulinarne i wylacznie o kulturze. Przychodzimy tu, bo sie chceny spotykac w tym gronie i nie chcemy czekac godzinami na akceptacje wpisow. Ja Antka widzialam tu bodaj wczoraj, o co chodzi? Tak jest z klubami wzajemnej adoracji – jedni odchodza na zawsze lub na krotko, inni zostaja, zagladaja nowi, czasami zostaja tez.
Czulabym sie okropnie w kaftanie rozmow wylacznie milych, o kuchni i na na tematy kulturalne. Preciez nie przychodze tu wylacznie po to aby sie dowiedziec jak jak przyrzadzic to czy inne danie. Przychodze tu, bo spotykam zywych, choc znanych tylko z wpisow ludzi z calym ich dobriodziejstwem inwentarza. Laczy nas poczatkowe zainteresowanie kuchnia i jedzeniem, ale pozniej rodzi sie cos wiecej i grzechem byloby udawac, ze jest inaczej i narzucac ograniczenia dot.tematu rozmow.
Ja bym sie zanudzila jak mops w komodzie.
Nie, to nie Azyl. Nie potrzebuje azylu. Jestem wolna. Uwazam, ze dopoki nie uzywamy bez prowokacji brzydkich slow i nie skladamy sobie nawzajem nieprzyzwoitych propozycji, jestem gotwoa wysluchac kazdego .
Ciekawa natomiast jestem dlaczego uwazasz, ze potrzebujesz azylu? Naprawde ciekawa. Bo niby masz ciekawe zycie – corki, wnukow, psa, jestes ciekawa swiata i masz na jego temat duzo ciekawego do powiedzenia. Po jaka anielke Ci azyl, Pyro?
PS Kupilam Ci, jak bylas na urlopie piekna lyzke silikonowa. Sama mam taka.
Heleno,
Pyra dobrze mówi i ja się z nią zgadzam. Rzadko zaglądam na blogi polityczne, bo nie mogę znieść gorącości dyskusji, mimo, że tam cenzura i poczekalnia. Niech sie naparzają – ja czytam wpis gospodarza blogu i komentarze wybranych osób, sporo pomijam.
Poza tym ważna rzecz – Gotuj_się ma Gospodarza i Gospodarz wyraznie nas prosił po pierwszej „sarpacce” na tematy polityczne, ze tu jest blog przy stole. Pewnie, że czasami wtrącamy tematy polityczne, ale ostatnio jakby deko za dużo. Zauważ, ze większość z wczorajszych wpisów przynależałaby do blogu A.Szostkiewicza, co zauważyła Teresa Stachurska i przesznureczkowała wpisy. Tym bardziej, ze jak Pyra podkreśliła – kto chce, to zagląda na tamte blogi!
Ja też chcę AZYLU !!! 🙂
Heleno – dzięki za łyżkę. A ja azylu naprawdę potrzebuję – od kłopotów codzienności, od luster, w które się nie chce patrzeć, od brzydkich obyczajów, które nachalnie wciskają się zewsząd, od społecznej pustki, jaka nieodmiennie czai się w tle osób starzejących się. Heleno – ja pół zawodowego życia przesiedziałam autentycznie w kawiarni rozmawiając z ludźmi kultury (najczęściej) albo pokoleniami żołnierzy i młodzieżą. Jest mi tego bardzo brak dzisiaj i byłam szczęśliwa trafiając za nasz stół. Nie chcę, żeby jak u p. Paradowskiej 4 osoby na zmianę wygłaszały tyrady z pozycji jedynie słusznych. Zachowajmy to, co było takie fajne na tym blogu. A jak się czasem trafi poważniejszy temat, to pogadajmy – ale to czasem, a nie w charakterze obowiązkowej owsianki na śniadanie.
Pyro,
jakich „”azylantów” masz na myśli? Czy ktoś się uskarżał, że mu tutaj nudno nie dokładając nic samemu gwoli poprawy sytuacji? Malkontentów/recenzentów/konsumentów cudzych przemyśleń nie brakowało u Profesora Bralczyka, ale tutaj to zjawisko nie zdarzało się często, więc nie widzę powodu do narzekań 😉 Jeśli brakuje Ci Sławka i ASzysza, to wiedz, że mi ich też brakuje, ale oni wyszli po angielsku, więc nie wiem, czy to z powodu dyskusji politycznych. Poza tym nie piszą tu stale te same trzy osoby na krzyż, tematy dryfują, ale znajdują zainteresowanie, czyli jest jak zawsze 🙄
Misiu!
Bierz flachę i wal śmiało! Zapraszam, termin uzgodnimy na boku.
Ale by nie było tak słodko przy tej wiśniówce, przeprowadzisz jakieś pierogowe warsztaty?
Bo Antkowa często udaje że nie umie…..
A po takim szkoleniu nie wywinie się! 🙂
Miś też nie wytrzymuje w swoim azylu na chójce, choć tu tak nudno 😉
U mnie po fajerwerkach. W samą porę przestało padać i pod wieczór pokazały się różowe obłoczki, a potem gwiazdy, ale czy to kogo interesuje? 🙄 Jak był Canada Day, to wszyscy dawaj życzenia, gratulacje, ochy i achy, a jak świętuje najstarsza demokracja… Eh, szkoda gadać 🙁
Dla mnie urok tego blogu polega właśnie na nietrzymaniu się jednej tematyki. Jak siadam do stolika z przyjaciółmi w realu, to też gadamy i o d… Maryni, i o sprawach poważnych, i o śmiesznych, i o politykę się czasem potrzaskamy (tylko słownie!) i dzięki temu mam wrażenie, że znam ich naprawdę dobrze, nie tylko od jednej strony. Ale oczywiście tak samo, jak każdy ma prawo nie przyjść, albo wyjść kiedy mu się zachce, tak samo każdy ma prawo powiedzieć – wiecie, mnie to czy tamto nudzi, albo zaproponować – zmieńmy temat, nie mam dziś ochoty rozmawiać o raku, bo właśnie umarł na to mój kumpel.
Ale jak są tematy, które dla wielu osób okazują się ciekawe, to one zwykle i tak się przebiją i nie wydaje mi się, żeby to było źle. To w końcu czysta demokracja – głosowanie wpisami. 🙂 I chyba też nikt na tym szczególnie nie cierpi, bo zwykle na blogu leci kilka wątków równocześnie, więc każdy może się podłączyć do tego, który mu pasuje.
A że są inne blogi… To prawda, ale mnie np. nie chodzi o to, żeby gdziekolwiek i z kimkolwiek powykłócać się na zapodany temat, tylko ciekaw jestem, co o jakiejś sprawie sądzi Pyra, Antek, Alicja, Helena, Staszek* i inni współbiesiadnicy, których już znam i chcę poznać jeszcze lepiej. I tym dla mnie różni się ten Stolik od wielu innych blogów, że poznaję nie tylko czyjeś poglądy polityczne, ale i konkretnych ludzi, wraz z ich rodziną, domem, pracą, podróżami, poczuciem humoru i – last but not least – upodobaniami kulinarnymi.
No i mimo okresowych spoważnień tematyki zawsze tu znajduję momenty, w których mogę pobrykać. Więc chyba nie jest tak źle? 😀
*Dobór osób i kolejność całkowicie przypadkowe
NEMO!!!
Bo za mało reklamowałaś!!! A poza tym widzisz, na co zeszła dyskusja.
WSZYSTKIEGO DOBREGO HELWETOM W DNIU ICH SWIETA!!!
Jeszzce jest czas na toasty, a Jerzor właśnie przywiózł jakieś zapasy sangiovese 😉
Alicjo, jak o mnie chodzi, to dziś chyba już nici z pisania powieści, bom zmęczony krzynkę i nie starcza mi energii na więcej niż limeryk 🙂 Ale może jutro się poprawię.
Wiecie co mi brakuje , czasami brakuje takich powiedzmy trzech Slawkowych linijek, dwóch, jednej nawet , Pyrowej matczynej połajanki, wymiany szturchańców między Nemo, ASzyszem, Izykiem, Pana Lulkowych zredukowanych coś też ostatnio opowieści, dowcipu..
Gdzie Lena? Alsa? NIe tylko faceci dali do tyłu.
Alicja stara się jak może, nie śpi po nocach…*
Ale kto tu się ostatnio śmiał, obśmiał kogoś łagodnie??
Ja nadmiernie nie uczestniczę, ubolewałem w duszy wielokrotnie czytając dzienne rozmowy, jestem takim wieczorowym zaglądaczem , ale ściągnęli mnie tu ludzie!! mrużący oko, dowcipni, atmosfera luźna a nie jak czasami ostatnio kursokonferencje.
Nie zauważacie tu zmian?? Braku tych, co ich brakuje??
To nie sprzyja, mam wrażenie naborowi Nowych i powrotowi Starych.
Zacząłem tu zaglądać ponad rok temu, przyssało mnie, gdybym zaczął teraz….wątpię.
Irytowała mnie czasami kapiąca słodycz tego miejsca, teraz za tym już trochę tęsknię…?
O czym skrótowo ze stolicy informuję, stąd chyba inaczej widać.
Widzisz nemo, pechowa data poprostu!
Za Twoją demokrację!!
* przykłady dobrane losowo. Jeśli trzeba podam więcej. 😉
Ps. Przygotowałem zakończenie powieści!!
Zara wkleje i się oddale w noc. 🙂
Bobik,
nie żadne „może”, tylko jutro oczekuję, aktywności! W końcu sobota pracująca 😉
Alicjo,
napomknęłam kilka razy, więcej nie mogłam, bo to nietakt propagować radosne świętowanie rocznicy jakiegoś spisku (4 kantonów) w dniu, w którym gdzie indziej celebruje się kolejny raz klęskę i katastrofę 🙁
Wolność jest tylko wtedy wolnością, gdy się z niej robi użytek – powiedział dzisiaj prezydent Konfederacji.
W tym momencie wszyscy zgromadzeni na warzywniaku zauważyli ponownie ogomny, ciagnący się ku nim po ziemi cień. Tak, nalatywał na nich od wschodu, od Białorusi!
Każdy zadarł do góry to co miał do zadarcia, Seler przerażony wyszeptałał o kurna nać. To nie był pociotek Gubego, nie była to też Soya….
W powietrzu zobaczyli ogromnego ptaka, Miss Onion aż poleciały po koszuli łzy przerażenia!
To był Rodan, ptak śmierci! Towarzystwo rzuciło się w popłochu szukać dróg ucieczki, jedni, jak na okopowych przystało zaczęli się chaotycznie okopywać, Miss Onion puściły feromony, co tylko
wzmogło już i tak paniczne zachowania. Tylko tyczkowa fasola nemo, pokazała klasę. Czy to odwaga, czy niemożność rozsupłania się, postanowiła bronić się własną tyczką przed ptakiem który już wylądował i pocierając dziobem jak po osełce leżący granitowy ostaniec przyglądał się im z widocznym apetytem.
Oni też patrzyli na ptaka, nie wyglądał zbyt dobrze, wybiedzony jakiś, wychudzony, lekko wypierzony. Ale jak miał wyglądać ptak śmierci pustoszący okoliczne fermy drobiu? Po tych żywionych GMO kurczakach stracił na urodzie i kondycji, dziób od ciągłego w nań brania stracił gładkość i bijący przeciwników po oczach połysk. Nabawił się egzem i wysypek. Szczególnie obficie wysypały mu sie pióra.
Brakowało mu witamin! Okopani i ukryci za głazami zrozumieli grozę sytuacji, ptak śmierci nie zjawił się tu przypadkiem.
Pierwszą ofiarą stała się dumnie trzymająca tyczkę fasola, zciągnął ją dziobem tak jak inni czynią z nadzianą na wykałaczkę śliwką z boczkiem, mlasnął ozorem i powiódł kaprawym wzrokiem po grządkach.alej po
Dalej poszło gładko, Marchewka, Botwinnikow, Chudzielec…wyrywał towarzystwo kolejno, starannie przedmuchiwał usuwająć nadmiar tłustej gliniastej ziemi i pakował do dzioba.
Bracia Groszkowie, Biała rzodkiew….wszyscy kończyli w dziobie strasznej, będącej w coraz bardziej wegetariańskim nastroju bestii. W końcu jego okute w już z lekka zaniedbane szpony, trafiły na coś miękkiego.
To były piersi Blondyny, jej duże niebieskie oczy patrzyły hardo prosto w jego oko, w oba ptakowi nie sposób spojrzeć, chyba że jest sową. Ale to był Rodan, ptak śmierci!
Blondyna dawała utipsowaną dłonią znaki wskazując na leżącą pod Szczypiorem Rudą! Yhryyyyyy, zachrypiał wsciekły, nie mógł przecież złapać Rudej w drugą łapę! Obaliłby się przecież na zaegzemowany grzbiet. Ruda strząchnęła z siebie Szczypiora i wiedziona kobiecą solidarnością stanęła obok ściśniętej pazurami Blondyny. Ptak łypał na nie, raz lewym, raz prawym ślepiem.
W końcu zagadał ludzkim głosem : yhr..w lesie są hrrryyy,maliny, idżcie w las dziewwwwczyny, która więcej malin zbierzzze tę za żżżżonę Ptak wybierze!
A dalszy ciąg znacie , więc nie ma co już kurna kombinować.
Kurtyna.
Antku, super 😆
tylko kto to jest Ruda, jeśli nie Marchewka?
ccba :shock
Zaraz poprawimy… i dołączymy.
Zdrowie za Helwetów nieustajace!
Antoś,
poprawiłam, ale nie ma tak lekko, nie kończymy!
Bardzo proszę nie zapominać o tej gwiazdce, zebym wiedziała, co zamieszczać jako tekst książki.
Jak jeszcze jedno zdrowie za Helwetów wypiję, to kto wie, czy czegoś nie dopiszę 😉
Gdyby Rodan miał do wyboru Blondynę i Marchewkę….nawet Rudą?
Nie miałby problemu, a tu musiał mieć w miarę równy wybór!
Ruda musowo musi być kobita. 😉
Ale Blondyna w zamyśle była pietruszką. To z marchewką byłby akurat dość równy wybór. 🙂
Alicjo, w zadem sposb nie widze krzywdy dzieci jako „tematu polirtycznego”. Ani krzywdy zwierzat, o ktorej czasami pisalam. To sie dzieje nie w kuluarach wielkiej polityki, tylko na moich oczach. I, sorry, ja bede o tym mowic w przyszlosci tez.
Tereske temat ten na tyle poruszyl, ze zaczela robic zbozne dzielo – zbierac nasze relacje jak sie traktuje dzieci romskie w innych krajach, avby rozglaszac to po innych blogach – w celach edukacyjnych, jak sama zadeklarowala.
Mam dla niej za to ogromny szacunek- za to ze nie zwyczajnie przyjemnie spedza czas przy stole u Pana Piotra, tylko robi cos, co w jej przekonaniu moze uczynic swiat sprawiedliwszym i lepszym.
Ten swait jest nasz. I ponosimy za niego odpowiedzualnosc nie mniejsza niz politycy. Jesli przestaniemy mowic przy stole o
krzywdach, bo to nie jest dobry temat do rozmowy w kawiarni, to jest to … po prostu, no nie wiem co. Zycie traci sens, jesli nie chcemy aby nowym pokoleniom dzialo sie lepiej.
Wiec:
Niech zyje Teresa Stachurska. Sprawiedliwa wsrod blogow Polityki.
A Bobik! Bobik sprawil, ze Grazyna zaczela na pewne rzeczy patrzec innymi oczami. Madrzejszymi. Dostrzegajacymi innych.
Czy nie warti bylo poswiecic na o pare wpisow? I zrezygnowac nawet z paru greckich specjalow?
Niech zyje Bobik, tez!
*Wal się, upierzony! – warknęła Blondyna ? Co ty myślisz, że ktoś sie tutaj ciebie boi?! Nas jest siła! Zebys wiedział, akurat nam się przydasz…na rosół!
Po czym świsnęła lassem. Rodan złowiony w szpony, pomyślała Blondyna. I zabrała się do roboty ? z niejakim trudem, ale w końcu udało jej się wyciągnąć z gardła ptaka tyczkę fasoli Nemo, a potem sprawna sekcja zwłok upierzonego. To uratowało przymulonych nieco pobytem w ciasnym żołądku, ale ciągle żywych połkniętych. Rozłozyli sie w cieniu na trawce i głośno oddychali.
Jak to mawiał profesor z uczelni mojego brata – tak jak wąż składa się głównie z ogona, tak jego wykłady składają się głównie z dygresji. Pasuje to jak ulał do tego blogu. Klimat jak przy stole, z każdym można porozmawiać na każdy temat, kto chce to się włączy, kto nie chce, zacznie swój własny temat. Mimo pewnych różnic wszystko z umiarem i taktem.
Ludzie – za to Was kocham !!!!
Heleno,
każdy robi tyle, ile potrafi. Jest czas i miejsce na bycie społecznikiem, działaczem i tak dalej. Absolutnie temu nie zaprzeczam. Jest też miejsce przy stole, gdzie zajadamy, wznosimy toasty, polityczne czy społeczne tematy są nam nieobce, ale nie dominujące. Co w tym złego? Zauważ, że Piotr, jako Gospodarz tego blogu prosił o adresowanie palących tematów politycznych i społecznych na odpowiednie blogi – my i tak nigdy ściśle nie stosowaliśmy się do Jego prośby, ale to jednak Jego blog. Utrzymajmy jakieś proporcje, o to mi chodzi. Tu o kuchni (i nie tylko) , u Doroty z sąsiedztwa o muzyce (i nie tylko), a u Owczarka o czym sie chce, byle lekko. Co w tym złego, pytam? Czy wszystkie blogi muszą być politycznie czy społecznie nastawione? Myślę, że to Gospodarz danego blogu określa. Mnie się podoba Gotuj_sie w formie politycznie-społeczno odchudzonej.
Pyro, troche sie z toba zgadzam i brakuje mi twojego milosciwego tu przywodztwa. Tez kulinarnej poezji jakiej tu doswiadzylam: np eseju Izyka na temat rosolu, zdjec slawka co Rudy przywiozl z podrozy sluzbowej do Bologny, debaty na temat klusek slaskich, niepoprawnosci arkadiusa (za wyjatkiem tych ekstremalnych wpisow), krotkich a tresciwych i bezblednych wykladow nemo, limerykow (co prawda nikt nie dorasta bobikowi do piet) itd, itd.
Kiedy sie tutaj spotkalismy to wiadomo, to blog Polityki, wiec malo tu bedzie dmowszczyzny etc, o tym sie bloguje w Naszym Dzienniku. Wiec te nasze roznice nie takie znow straszne i pryncypialne, zatem i debaty niekoniecznie zaraz z bagnetami i byle wypotyczkowac przeciwnika, a czasem i przypisac jakies moralne zlo myslacym troche inaczej, bo to zostawia niesmak.
Nie zawsze mi sie udaje, ale staram sie pamietac, ze to blog Gospodarza, wiec nie przychodze tu z moimi zadaniami dla reszty, zeby dyskutowac na temat szalenie odbiegajacy od podanego przez Godpodarza: a co z tym Tybetem? a co z rasizmem? A jak jest gddzie indziej? Te informacje sa dzis dostepne dla zainteresowanych. To oczywiste, ze kto dzis przy zdrowych zmyslach bylby za rasizmem? My tu na pewno wszyscy przeciw.
Tez za sympatia do Polski i Polakow, nawet jesli piszemy o wadach czy krytykujemy czyjes zachowania czy postawy, to w koncu gdziekolwiek nie mieszkamy to piszemy tu prawie codziennie, w polskiej gazecie, po polsku (mniej lub wiecej, bo ja nie uzywam polskiej czcionki) czesto z troska o polskich sprawach i polskiej kuchni.
Debaty pryncypialne sa potrzebne, ale czy tu? Czesc tych debat jest oczywista.To tak jakby debatowac nad kanibalizmem (to dla ciebie Pyro, do kompletu, bo wczoraj w Manitobie w autobusie jeden pan obcial mlodemu Indianinowi glowe, wypatroszyl go i cos tam zjadl za srodka!). Sa rzeczy oczywiste oraz roznice bardzo glebokie, ktore takie pozostana.
Na pewno tez zwolennicy aborcji nie przekonaja przeciwnikow aborcji na tym blogu i odwrotnie.
Bardzo szanuje dziennikarzy sportowych. Zwykle to bardzo inteligentni i dowcipni ludzie, pasjonaci. Dlatego tak ciekawie mowia o sporcie. Np „Top Gear”, ale tez chodzi o tych co pisza do gazet, mam paru faworytow.
Tak samo bardzo ciekawi i inteligentni ludzie moga pisac ciekawie z pasja o kulinariach, proza i wierszem. I ja dlatego przede wszystkim lubie ten blog.
Oczywiscie nie oczekiuje, ze wszyscy mysla jak ja, ale postanowilam wtracic trzy grosze w poparciu dla Pyrowego wpisu.
A teraz dzin z tonikiem, albo jeszcze lepiej tonik z wermutem!
A gdzie ja mowilam, ze w zajadaniu i wznoszeniu toastow jest cos zlego? Ale picie i jedzenie milczkiem jest nudne.A co gorsza – jest soul destroying.
Nikt nie musi uczestniczyc w jakims watku , ktory sie tu rozwinal, jesli mu sie nie podoba. Ale niechze nie ucisza innych. I niech ze swego braku zainteresowania nie robi jakiejs wyzszej cnoty („kursokonferencja” ! – ilez w tym slowie jest pogardy dla biesiadnikow, ile poczucia wyzszosci. Czy napewno aby usprawiedliwionej? )!.
Alicjo, jakos tak wyszlo, ze mialysmy podobne przemyslenia…
Taka godzina, a ja jeszcze nie śpię. To skandal.
Torlin,
mogę oddać przysługę – wykopać Cię? 😉
Pssst! Ludzie śpią…
Pies nie śpi, żeby spać mógł ludź, czy odwrotnie? 😯
w gorze tyle gwiazd
w dole tyle miast…
aaa… aaa…
Torlin chyba lekutko na palcach podreptał do sypialni, nie czekając na mojego kopa 🙁
A stracił, bo chciałam to zrobic delikatnie i zrewanżować się za przysługę z dzisiejszego waszego ranka, a mojego środka nocy 🙂
Oj, Heleno, Heleno 😉
Zerknij w archiwa, przecież my tu pijemy i jemy całkiem nie milczkiem od doprych prawie dwóch lat! 🙂
Przeciwnie, gęby nam się przy stole nie zamykają!
Wiele osób z tego blogu wypowiada się na tematy społeczno-polityczne na sąsiednich blogach. Gospodarz sam prosił niejeden raz, że chciałby tu zachować atmosferę przy stole i w kuchni. To jego kuchnia i jego stół. I tak nas czasem poniesie, jak napisałam wyżej, ale …staramy się. Jesteśmy gośćmi.
*dobrych*, nie doprych!!!
Gosc w dom,Bog w dom,a gospodarz happy.
O proszę! Nie wszyscy jeszcze śpią 😉
Ja tu z mietłą po komputrze latam i wymiatam, bo w miedzyczasie bordell mi się tu narobił…
Hello, ALexm i nocne Marki, choc to nawet nie ma 10-ej u mnie.
Piekny wieczor na plywanie, wermut z tonikiem, a nawet, kto wie, kromuche z wedzonym lososiem…
Przy okazji sprzątania bordellu znalazłam, i się posmiałam 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Mleko/
O, american party. To pies już wie, po co nie śpi. 😀
Nawet do tego blogu 😉
Do sąsiedniego Doroty tez się znalazło o Mozarcie 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Mleko/M-3.jpg
To po prawej zdecydowanie… ehum… pod moim adresem!
http://alicja.homelinux.com/news/Mleko/M-9.jpg
Bobik,
co Ty tu uskuteczniasz, party Ci sie zachciewa?! Masz tu szklankę farnese sangiovese i pisać następny rozdział!
Party mu się… Kości będą, ale najpierw osiagi, najpierw osiągi!
*Po jakiejś godzinie pozbierali rozumy, a po dwóch nieco zmęczone ciała I zasiedli pod drzewem.
Blondyna naturalnie poczuła sie liderem grupy. W końcu to ona te łamagi ocaliła ze szponów ptaka!
-Teraz musimy myśleć o rosole – powiedziała, wskazując na ścierwo ptaka.
-Nie mamy lodówki, a tu lato ? ciągnęła ? moim zdaniem do roboty! Najpierw pióra, potem reszta!
-A gdzie gar? – zapytał Botwinnikow, który niejeden raz uczestniczył w imprezach botwinkowskich.
-E tam, będziemy się pieprzyć ? wtrąciła Miss Onion ? proponuję zrezygnować z rosołu, opieprzyć, posolić, w glinę I do ogniska! Tak mnie w harcerstwie uczyli!
ooops… nie zwracajcie uwagi na te ? i tak dalej – wychodzi na to, ze jak cos zapiszę pierwej w Open Office, a potem wkleję tutaj, to tak wychodzi 😯
Wygodniej było mi najpierw tam pisać, bo miałam cały tekst pod okiem.
Ciąg dalszy do podjęcia 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kryminal_tango.html
Żebym ja wiedział, Alicjo, żebym ja wiedział 😀
Nie opiłam Helwetów niestety, bo upał był tak potworny, że tylko leżeć pod drzewkiem i zdychać, a i w barku jakoś zostały tylko te mocarne (o czym pisałam) Nie na taką pogodę. Tak czy owak życzę im najlepiej
Do wczorajszej dyskusji nie chcę już wracać i to nie tak, Heleno, że mnie tematy poruszane nudzą. Nic z tych rzeczy. Ale może nie potrafię tego wytłumaczyć dostatecznie jasno? Zostawmy to.
To ja użyłem słowa kursokonferencja.
Dostałem od Heleny reprymendę.
(?kursokonferencja? ! – ilez w tym slowie jest pogardy dla biesiadnikow, ile poczucia wyzszosci. Czy napewno aby usprawiedliwionej? )!.
Taki cytat:
„Puste spojrzenie kompletnego debila spod turbanu.”
( ” debil spod turbanu” ! – ileż w tym stwierdzeniu miłości bliźniego, ile empatii i poszanowania ludzkiej istoty? Wyższości czym usprawiedliwionej?)!
Ale pewnie jestem przewrażliwiony.
Miłego dnia Wszystkim życzę!
Ale jak sa upaly, to wlasnie jest czas zarabiac na zamrozonej wodzie z kranu To sie nazywa kapitalizm – tlumacze.
Puste spojrzenie kompletnego debila spod turbanu.
Sperawsdzam jeszcze dwa sklepy hunduskie. Kostek nie ma.
Dochodze do rosujskiego
Byłam z psiakiem na trawnikach. Po pół godzinie musiałam wrócić, bo biega za wszystkimi psami, które są wyprowadzane. Nie każdy właściciel sobie życzy dodatkowe towarzystwo. Na dodatek nie słucha poleceń. To znaczy słucha o ile w perspektywie nie widać innego psa. Jeżeli jest pies, to koniec.Chce się bawić i tylko to się liczy.Urósł, nie ma już takiego aksamitnego futerka. Ta mięciutka sierść została tylko na łebku i uszach. Wydaje się, że już zmienił kły, ale ja się na tym nie znam. W każdym bądź razie ucierpiało tylko jedno krzesło kuchenne, to, które tworzyło budę. Ma pośrupane poprzeczki. Inne meble ocalały bez szkody. To pewnie dlatego, że dostaje wielkie kości i mnóstwo rzeczy do gryzienia : kije, zabawki, piłki. Kocha grę w piłkę – zabawnie jest patrzeć, jak gna za piłką, dogania ją i przewraca się o nią. oSTATNIO ZACZYNA REAGOWAć NA SZCZEKANIE PSóW I TEż PYSKUJE. zABRANIAMY ALE TO NIE ZAWSZE SKUTKUJE. zNA KTOś MOżE METODę, JAK ODUCZYć OD SZCZEKANIA kiedy jakiś nieszczęśnik zamknięty na balkonie koncertuje godzinę?
Dzień dobry , Już przeczytałam wszystkie wczorajsze wpisy. Dużo tego. Opowiadanie Antka o wstrętnym ptaszysku jest doskonałe. Antku 🙂 .
Heleno (00:27) – masz rację. Faktycznie – sprowokowana „piwem” Bobika poczułam się wywołana do tablicy.
Alicjo – daj link na tą powieść .
U nas na szczęście trochę padał deszcz i trochę się łatwiej oddycha. Pyra może potwierdzić.
Mogę się włączyć?
* Siedzieli przy ognisku, leniwie popatrując w żarzące się połamki chrustu; nieco odurzeni zapachem dymu i nieco kopcących resztek piór.
Nagle w ognisku coś zaskwierczało, rozległ się cichy trzask a potem nagle ognisko wybuchło, rozsiewając w krąg iskry, skorupy glinianego czerepu i resztki kości.
W środku zgaszonego paleniska leżało ogromne jajo!
– Jej Bohu! – stęknął Botwinnikow.
Helenko – http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=550#comment-71870 , dziękuję za wsparcie. Zrobiliśmy dobrą robotę, wpisy stąd zaniesione na blog red. Szostkiewicza bardzo się przydały. Nie będziemy się uczyć od siebie nawzajem to nie będzie lepiej, nie będzie mniej cynizmu, który dla wielu (proszę zajrzeć na blog A.Sz.) jest… szlachetny. Gore! Wystarczy zapić to wodą z lodem i ginem?
Pięknie dziękuję za wypowiedzi na temat obchodzenia się z innymi/obcymi/mniejszościami w krajach, w których przyszło Wam żyć. Takie dobre wzory, a zupełnie nie są wykorzystywane skutkiem czy to cynizmu, czy ignorancji. Mniejszościom do pogardzania, jeśli to jest do przyjęcia wobec kogokolwiek, nie ma końca, jak i instrumentalizmowi, jak i ograniczonym do „aby dziś” horyzontom. O obiekty jest łatwo, jak i o okazje.
„Wolność jest tylko wtedy wolnością, gdy się z niej robi użytek – powiedział dzisiaj prezydent Konfederacji” – cytowała jakże mądrze Nemo.
Czemuż szukać tematów tabu?, dla chwilowej wygody własnej? Czy może nieustającej wygody bezdusznych organizatorów naszego życia? Że przy stole? Toż świetne miejsce. Lepsze niż barykada. Nie szkodziłoby wstawić stoły i na blogi polityczne…
Pyro, współczuję Ci dyskomfortu, ja też go wciąż zmuszona jestem odczuwać więc wiem jaki to niesmak. Obawiam się, że zamknięcie drzwi na informacje napływające z zewnątrz salonu sytuacji nie naprawią, co najwyżej zamażą rzeczywistość. Jesteś lepszego zdania to pomóż mi w to uwierzyć.
Nemo – wyrazy uznania wszystkim Szwajcarom !
Andrzeju Jerzy – piękny zwrot akcji. Po południu zasiądę do pisania, teraz mam trochę zajęć.
Tereso S. – Kotuś, ja praktycznie nie chodzę, większość czasu spędzam na czytaniu, więc o bieżących sprawach mam niejakie pojęcie. Wcale nie zamykam oczu i uszu na problemy współczesności. Po prostu nie chcę na nasz blog wpuszczać wszystkich brudów tego świata i dla prawidłowego funkcjonowania nie muszę siedzieć okrakiem na barykadzie. Poza wszystkim każdy z nas ma naturalne prawo do własnego zdania na każdy temat, natomiast nie wymaga to ani słowotoku, ani kilku wpisów kolejnych, a w każdym to samo, co napisaliśmy już wyżej tylko innymi słowami. Często to niepotrzebne drążenie tematu bywa naprawdę męczące.
Z powodu znarowienia łączy byłam wczoraj odcięta od blogowego świata. Może i dobrze. Nikogo wtedy i tam rodzinnie nie straciłam, ale to dla mnie ciężki dzień. Rozpada się mój świat, giną moje dzieci. Nie ma dolce ani decorum, a cierpienie nie uszlachetnia. Dziękuję za link PaOlOre.
Na pierwszym od 25 lat zjeździe naszego roku ustalono zasadę – ani słowa o religii i polityce. Tematów nie brakowało, jadła i napoju też. Ale to była tylko jedna noc. Tutaj jesteśmy codziennie. Nic dziwnego, że rozmawiamy o wszystkim. Jest stół i są podstoliki. I tak jest dobrze.
Idę wsadzić ręce w ziemię. Wczoraj nie dałam rady. Termometr w słońcu zatrzymał się na 50 stopnich, bo skala mu się skończyła (w cieniu miał prawie normalną, 36).
W ten koszmarny upał nawiedziła mnie domokrążna pasieka w postaci szalenie energicznej pani, która koniecznie chciała mi sprzedać miód spadziowy „bardzo dobry na poty”. Zapytałam o taki wprost przeciwpołożnie, ale nie zrozumiała.
andrzeju.jerz,
Ty się nie pytaj, tylko się włączaj 🙂
Już jesteś włączony zresztą.
Grażyno,
sznureczek do powieści poniżej.
Dzień dobry wszystkim.
Tereso,
jaśniej już chyba nie można wytłumaczyć, niż ja to napisałam we wpisie z 03:08 i kilkanaście wpisów wyżej. Po prostu – są blogi i są blogi. Zawsze też można założyć własny 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kryminal_tango.html
oooops! y w jerzym mi się wymsknęło 🙂
Pyro Kochana, proponuje zebys zrobila liste tematow, ktorych nie zamierzasz „wpuszczac” na blog i my wszyscy sie wtedy do tego dostosujemy. Okresl co jest potrzebne i co nieporterzebne. I tym z nas, ktorzy siedza okrakiem na barykadzie bedzie znacznie latwiej zrozumiec kiedy nalezy wycofac sie z rozmowy i zajac brudami tego swiata we wlasnym zakresie.
Moznaby tez powolac Urzad Cenzury Publikacji i Tematow.
**********
Sorry. Jestem tak zdumiona rola, jaka sobie wybralas – Glownego Uciszacza i Wyciszacza tematow, ze odczuwam to jako wielka przykrosc osobista. A kiedy ktos robi mi niesprowokowana przykrosc, no to ja tak wlasnie reaguje.
Mysle, ze ani ja, ani nikt inny z biesiadnikow nie potrzebuje mamusi blogowej, ktora przywoluje do porzadku niesforne dzieci, kiedy klada lokcie na stole. Jestem dorosla dziewczynka, niewiele mlodsza od Ciebie.
Prosze Cie, wyluzuj sie i daj zyc innym.
Przychodzimy tu z roznymi nie tylko temperamentami, ale potrzebami i sprawami, ktore nas bola. Dla mnie piekno tego blogu polega na tym wlasnie, ze czasami przypadkowe slowo, prowadzi nas w nieoczekiwanym kierunku, odbiegajacym daleko od gyros i awgo limono. Jestem otwarta na takie spotkania, dopoki nikt mnie nie traktuje z waszecia.
Szanujmy sie nawzajem i nie zakladajmy sobie kaftanow bezpieczenstwa. Bo jest to naprawde przykre i niepotrzebne.
A w tej chwili zamiast rozmawiac na pasjonujace nas tematy, docinanmy sobie nawzajem i obrazamy siebie nawzajem. Po co? Cui bono? Po co nam to bylo?
Haneczko, bardzo, BARDZO zaniepokoilam sie Twoim wpisem. Powiedz co sie dzieje? Jesli chcesz, mozesz napisac do mnie na prywatny mail: kotmordechaj@yahoo.com. To konto natychiast daje mi znac, kiedy jest nowy list.
Kali vs Kalemu?
LUDZIE!!!
Ja staje murem za Pyrą, napisałam w sprawie wyżej i jeszcze wyżej – są blogi i są blogi. Za chwilę tu nie będzie można odetchnąć, bo trzeba będzie walczyć o to, o tamto i jeszcze o coś. Przecież od tego są inne blogi – jaśniej juz chyba wytłumaczyć się nie da?!
I jeszcze jedno – jak Pyra napisała, nikt tu nie zamyka uszu na tematy ważne.
Czy ktos ma telefon do Haneczki? Czy moze przyslac na podany wyzej mail?
Heleno,
czy Ty aby nie zbyt dosłownie zrozumiałaś wpis Haneczki? 😯 Ja zrozumiałam, że mimo iż w Powstaniu nie straciła nikogo z rodziny, to ten dzień przeżywa jak matka tych dzieciaków bezsensownie wysyłanych z butelkami benzyny na czołgi, tych afektowanych nastoletnich poetów i naiwnych młodych patriotów kładących swe życie i nadzieje na ołtarzu zgotowanym przez nieodpowiedzialnych przywódców… Jeśli się mylę, to proszę Haneczkę o sprostowanie.
Alicjo, uszu może nie zamyka, ale językowi praw odmawia. Z zawiązanym jest wygodniej? Pewnie dlatego, że cudzym 🙂
Nemo, dzieki za egzegeze. Co za ulga! Faktycznie zobaczylam „rozpada sie moj swiat, gina moje dzieci” i wpadlam w panike, ze cos sie naszej Haneczce stalo. Reszte wpisu przeslonila mi ta panika.
Alert odwolany. 😉 🙂 🙂
Teresko, dzieki za list na „Kota Mordechaja”! Nie zasluzone! 🙂 🙂
Tereso,
Przeczytaj jeszcze raz, co napisałam. Przecież rozmawiamy. Ten blog ma Gospodarza, w archiwach radzę poszukać pierwszego Gospodarskiego wpisu z sierpnia 2006 pod tytułem „Poczatek”.
Może by Gospodarzowi mebli w domu jednak nie przestawiać, co?
Nie chcę powracać do wczorajszej dyskusji, ale przypomniało mi się hasło z lat 60-ych: CAŁY NARÓD BUDUJE SWOJĄ STOLICE. I gremialne wyjazdy ze szkołą na rozbiórki poniemieckich budynków, czyszczenie cegieł i ładowanie na wagony wysyłane do Warszawy. Nikt nie troszczył się o naszą okolicę, o warunki, w jakich żyjemy. Po szabrownikach z centralnej Polski przyszedł czas na demontaż „niczyjego” rękami repatriantów i ich dzieci 🙁
Znalazłam – http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=4 .
Wlasnie odszukalam pierwszy wpis pod tyt. Poczatek. Zadanie domowe:
znajdz ustepy na ktore powoluje sie Alicja.
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=4#comments
Nemo, mnie ten czas „budoiwania naszej stolicy” kompletnie ominal. Przyjechalam na gotowe io zbudowane. Ale to co piszesz rozpala moja ciekawosc. Opowiedz please, bo to jest zupelnie inna narracja – tamte lata powojenne widziana oczami uczennicy!
Musimy te wspomnienia ocalac. Nie wiem dokladnie po co, ale uwazam generalnie, ze kazda pamiec nalezy ocalac.
Heleno – wysłałam Ci obszerny list i server go odrzucił, mówi, że adres błędny. Co jest?
Nemo – święta racja. Znam to z Głogowa, znam ze Słubic, pewnie na całych Ziemiach Zachodnich było tak samo. Inna rzecz, że przynajmniej duża część tych repatriantów nie była w stanie zaakceptować swojej sytuacji. Był z nimi ten kłopot, jaki teraz jest np z Rumunami czy Albańczykami. Murowane domy kryte dachówką, z obszernymi pokojami, studnie z aparaturą ciągnącą wodę, ciasny (po ukraińskich czy białoruskich połaciach) krajobraz – wszystko to było obce i cudze. Lata trwało zanim nauczyli się korzystać z udogodnień cywilizacyjnych. Znam to z Głogówka – na czasów niemieckich to była wilegiatura dla Głogowa : Leśnictwo, nadleśnictwo, stacja kolejowa, sanatorium dla dzieci, trochę małych pensjonatów, troche domków, ziemi mało, piaszczysta, żytnio – ziemniaczana. Moi Rodzice kupili tam działkę w latach 60-tych kiedy to Tato szedł na emeryturę, a mieszkanie zostawiał mojemu Bratu. Otóz w 20 lat po wojnie domy w Głogówku były nie remontowane (bo przyjdę Niemcy i odbiorą), w sanatorium drewnianym była szkoła podstawowa, a drewniane tarasy były przegniłe i budynek groził zawaleniem, mleko kupowało się w sklepie i chleb też, bo kto by się tym zajmował (część ludzi pracowała w hucie miedzi w Głogowie) – jednym słowem rozpad i beznadzieja. Byłam tam rok temu – domy pięknie odnowione,na polach warzywa, tylko pięknego sanatorium – szkoły już nie ma. Nie doczekała się zmainy pokoleniowej.
Dzięki, Tereso i Heleno 🙂
„Na koniec informacja czego w blogu nie będzie. Nie będzie zbioru przepisów kucharskich.” 😯
Czy ktoś z Was widział gdziekolwiek, nie tylko jak Gospodarz – w Grecji, wielkie drzewo tamaryszku dające gęsty parasol cienia? 😯 Wedle mojego rozeznania tamaryszek nie wyrasta wysoko i trudno jest się skryć w jego rzadziutkim cieniu 😎
Heleno,
gdzie tam jest napisane, że tu o polityce, służbie społecznej, mniejszościach i tak dalej? Wskaż mi.
I jeszcze raz – przecież ciagle na te tematy rozmawiamy.
Bronię proporcji. Walczący niech idą na barykady, gdzie są stosowne tematy.
Nie niszczcie tego blogu. Ludzie z niego odchodzą dlatego, że tutaj właśnie mieli AZYL od ciężkich tematów i dobrze się tutaj czuli.
Może inni się na ten temat wypowiedzą? Bo wychodzi na to, że to ja jestem durna i sina, no i Pyra, Ania Z. i Antek też…
Pyro,
tę „dzicz kudłatą” (copyright Stanisław) przeniesiono w inny świat i rzucono na pastwę losu nie dając żadnych gwarancji, że to nie pobyt tymczasowy. Przypomnij sobie, kiedy Niemcy uznali granicę na Odrze i Nysie, brak aktów własności, nieuregulowane księgi wieczyste, epatowanie rewizjonistami od Czai i Hupki itd. Moi rodzice przez całe lata debatowali o kupnie domu „pod Poznaniem” czyli w Polsce.
A obsesję, że przyjdą Niemcy i odbiorą, bracia Kaczyńscy podsycają do dziś 🙁
Pyro, sprobuj wyslac jeszcze raz. Jesli skopiowalas adres, to mogla sie tam znalezc kropka po „com”, ktorej byc nie powinno.
Alu, na jakiej podstawie twierdzisz, ze ” Ludzie z niego odchodzą dlatego, że tutaj właśnie mieli AZYL od ciężkich tematów”. Masz jakies dane na ten temat o ktorych my nie wiemy?. Tymczasem wiem i jednym odjesciu kolegi, ktory mial dosc odwagi zeby nachamic, ale nie mial aby powiedziec „sorry”.
Powiem Ci kto blogi „niszczy”. Wlasnie ci ktorzy interweniuja w sprawie tego o czym nie wolno rozmawiac. Tak sie niestetu stalo na blogu sasiednim, ktory wbrew wysilkom uroczego i madrego Gospodarza. jest umierajacy. Zostala tam gartska ludzi, co wiesz sama bardzo dobrze i czasami sama wysylasz rozpaczkiwe sygnaly, aby sie ktos wreszcie odezwal. Porownaj ilosc wpisow sprzed roku i obecnie. Porownaj rozmnowy i debaty jakie sie toczyly wtedy i obecnie.
Moze sie tam cos zmieni i przyjda nowi i rozruszaja troche stare towarzystwo . Oby sie tak stalo i oby nikt im nie mowil o czym maja rozmawiac. Bo to jest dopiero zabijanie blogu.
Nemo, w cieniu tomaryszku jest oczywiscie trawestacja cytatu pewnego znanego francuskiegi podroznika z XVIII w., ktory w swoich zapiskach z podrozy po Rosji napisal, ze ludzie wypoczywaja tam „pod rozlozysta zurawina”. Otoz ta rozlozysrta zurawina tak weszla do jezyka rosyjskiego (rozwiesistaja klukwa) ze stala sie synonimem anachronizmow w druku i w sztuce (Np. Rosjanie wysmiewali scene balu w brytyjskim filmie Eugeniusz Oniegin, bo na balu grany byl walc, a walc uwazany byl wtedy za wyjatkowo wulgarny taniec, zas sam walc Na siplach Maczzurii zostal zaczeroniety z innego filmu – o donskich Kozakach 🙂 )
Walc nazywal sie Na SOPKACH Mnczzurii.
Oo, zdaje sie, ze list przyszedl!
Drodzy.
Alicja powołuje się na wstępne zagajenie Gospodarza. Owszem, pisze on tam, że przy stole rozmawia się na wiele tematów. Owszem, konkretnie nie ogranicza tam tematyki. Ale podkreśla, że jest to blog kulinarny.
Bardziej adekwatnym argumentem za zdaniem Alicji jest ta wypowiedź:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=511#comment-64507
I proszę zwrócić uwagę na trzeci akapit.
„Oczywiście nie oczekuję na odpowiedzi. W każdym razie nie tu”.
Moim zdaniem dał on w tym momencie do zrozumienia, że choć sam z siebie ma swoje zdanie na wiele tematów – i skoro tak ważny i smutny padł, on, Gospodarz, nie będzie się ukrywać za „parawanem truskawkowym” – to raczej nie oczekuje jego rozwijania, bo nie tu tego miejsce.
Najsmutniejsze, że po jego wyrazie radości, że „mimo wszystko nikt sie nie obraził”, tego samego wieczoru wybuchła sprawa z Misiem…
Mandżurii, jeśli już.
A jeszcze co do powyższego, co piszę – mam nadzieję, że Gospodarz się jeszcze wypowie, bo to już blogowe dyskusje egzystencjalne.
Nie przesadzaj, Heleno. Blog Owczarka ma sie dobrze i jest taki, jak w zamierzeniu był.
Powtarzam – nie wszystko musi byc upolitycznione i uspołecznione. Przecież i tutaj rozmawiamy o sprawach dnia codziennego – jak mam jaśniej i wyrazniej to napisać?
To Ty napisałaś tutaj kiedyś, ze Dorna wykopali – i wtedy Piotr poprosił, żeby tego typu komentarze pisać na blogach wiadomych, politycznych. Nie mam czasu tego teraz szukać, ale tak było.
Tu (jak i u Owczarka) nie trzeba towarzystwa zachęcać do rozmowy. Wszystko musi być społecznie-politycznie naładowane? Bez przesady.
Ty masz poczucie misji, ale czy powinnaś wszystkim to narzucać ?
Ubiegła (też poszukałam) mnie Pani Dorota z linkiem do wypowiedzi Gospodarza i dobrze. Znalazłam inny – http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=512#comment-64777 .
W pełni popieram stanowisko Alicji zawarte we wpisie (13:27) i dlatego nie
przytaczam własnych argumentów , bo te Alicji wydają mi się wystarczające.
Ponadto muszę koniecznie dopowiedzieć ,Pyra, będąc sama osobą niekonfliktową ma wielki dar wyciszania sporów , robiąc to z wielkim taktem
A może to jest problem starzejącego się (czytaj – dojrzewającego) blogu, gdzie już tyle razy przewałkowano przyprawianie dorady, wariacje z bakłażanem i smak oraz ceny Amarone, że również tematy pozakulinarne podejmowane bywają z mniejszym lub większym zapałem, byle sobie pogadać i wymienić poglądy. Przyznam, że o kuchni i podróżach mogę niezobowiązująco pokonwersować z przypadkowo poznanymi ludźmi, ale tematy delikatniejsze i intymniejsze poruszę raczej w zaprzyjaźnionym gronie. A niektórych nie narzucę nikomu.
Pyro, list wyslany.
Alez Pani Dorotecko! Gospodarz w zapodanym linku stawia pytania, na ktore nikt z nas nie moze dac odpowiedzi, bo nie znamy kulis sprawy. I DLATEGO pisze, ze nie oczekuje odpowiedzi tu. Ale te pytania dokladnie zadawalismy sobie wszyscy. I czekiwalismy odpowiedzi od WLADZ, a nie od blogowiczow.
No, dobrze. Nie tylko ja czytam posty nieuwaznie.
A teraz ide gotowac.
W Poznaniu wielki pożar dezodorantów 😯 Pyro, Grażyno, czy widzicie dym?!
Myślę, Heleno, że nie tylko DLATEGO. To nie był jedyny przypadek (nie mam czasu teraz szukać, w końcu każdy ma swoje życie; o tej wypowiedzi pamiętałam, więc szybko ją znalazłam), kiedy Gospodarz dawał – przyznaję, delikatnie – do zrozumienia, że woli, by politycznych dyskusji tu raczej nie rozwijać.
Ja bardzo uważnie czytam cudze posty, bo szanuję zdanie innych ludzi.
I jeszcze raz powtarzam – nie uzurpuję sobie prawa tłumaczenia zdania Gospodarza (choć rozmawialiśmy o tym w realu). Sam się, mam nadzieję, wypowie najlepiej.
Mam pytanie.
Kto z szanownych Blogowiczów NIGDY nie podjął tutaj tematu społecznego lub politycznego lub innego który mógł być przyjęty za kontrowersyjny/zapalny?
Myślę, że zasadą blogu powinno być poszanowanie współblogowiczów. I dbałość o to, aby był on „z kuchnią w tle” lub „rozmową przy zastawionym ( i skomentowanym) stole. Oto pewna metafora mojej wizji naszego blogu.
I myślę to ja, Marialka, wypowiadam się WYŁĄCZNIE za siebie.
Sprowokowana wrzuciłam do gugla parę haseł i znalazła się wymieniona przez Alicję wymiana zdań:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=144#comment-2440
Dzień dobry Państwu,
Przypomniało mi się, że w ogrodzie mego dzieciństwa rósł tamaryszek. Pod płotem, tam gdzie rozpanoszyła się dzika bazylia. Niektórzy nawet z tego powodu mówili nań „bazyliszek”.
Pan Antek napisał, że leżała pode mną Ruda. Nie mam pojęcia skąd on o tym się dowiedział ale ja rzeczywiście spotykałem się z Rudą przez jakiś czas – choć było to dość dawno.
Suka jedna…
Nemo (14:35) – te płonące magazyny są we wschodniej części miasta. Ja mieszkam w przeciwległym końcu , w części zachodniej , w pobliżu lotniska – prawie pod samym Berlinem 🙂
Alicjo -link pod Twoim nikiem nie jest aktywny. Ponadto link do „powieści” też nie działa. Ktoś Ciebie rozrabia !! 🙂
Ja mieszkam w pobliżu pożaru. No, w pobliżu, jak w pobliżu – dzieli nas las, jezioro maltańskie i trochę ulic. Tym, którzy pamiętają kremy Nivea w blaszanych pudełeczkach wskażę, że to właśnie pali się część tego zakładu jakaś filia czy coś, w każdym razie magazyny. Zaczęło się już przed 12.00 Dymi porządnie.
Nemo – jeszcze raz – nie chodzi o tematykę, tylko o styl i rozciąganie dyskusji ponad miarę.
Też zerknęłam na GW 😯
Nie tak dawno w Poznaniu też coś się paliło!
Szczypiorku,
leżałeś na Rudej, Antek widział, wszystko wyjdzie w kolejnych odcinkach 😉
I nie opowiadaj, że tak dawno, jakie dawno! W czasach rozbuchanej elektroniki wszystko można udowodnić, toż już grzebienie są z wbudowanym aparatem foto, żeby cykał zdjęcia i pokazywał stan łupieżu 😉
Helena:
Alu, na jakiej podstawie twierdzisz, ze ? Ludzie z niego odchodzą dlatego, że tutaj właśnie mieli AZYL od ciężkich tematów?. Masz jakies dane na ten temat o ktorych my nie wiemy?. Tymczasem wiem i jednym odjesciu kolegi, ktory mial dosc odwagi zeby nachamic, ale nie mial aby powiedziec ?sorry?.
Heleno „sorry” .
Czy jesteś w stanie zrobić to samo w moją stronę?
Marialko, chyba w zdecydowanej większości tak to widzimy i chcielibyśmy, żeby właśnie było jak piszesz: „zasadą blogu powinno być poszanowanie współblogowiczów”.
Jeśli jednak taktowne sugestie wielu współblogowiczów nie są respektowane z powoływaniem się na ciężką artylerię z wolnością słowa i demokracją włącznie, czy to wciąż jeszcze jest poszanowanie współblogowiczów?
O diabli… Grażyno, zapomniałam, ze Jerz wspominał, ze coś tam z serwerem musi zrobić! W tej chwili go nie ma, jak go dopadnę, zapytam i dam znać, kiedy zadziała.
No wiecie co… serwer mi schrzanił?! 😯
H+M,
ino przyklepcie to szybko jakimś brudziem,
bo trzymam palec na czerwonym guziku.
Jak się zmęczy, może się omsknąć.
Za skutki nie ręczę 😉
Pani Dorotecko Droga. To moze Pani mi przypomni na jaki temat polityczny ja wczoraj tu rozmawialam. Bo ja sobie zadnego takiego nie przypominam. A o krzywdzie romskich dzieci to ja bede mowila kiedy chce i z kim chce. Nawet z bardzo wysokiej chojki, jesli trzeba.
Bo ja te dzieci spotkalam, spotykam i wysluchalam, wysluchuje ich opowiesci. One sa czescia mojego swiata, a nie „problemem politycznym czy spolecznym”. Tak jak pies kopany na ulicy na moich oczach nie jest problemem spolecznym.i.
Jesli to jest dla kogos temat „polityczny”, to jego problem, nie moj. I to jest wszystko co mam na ten temat do powiedzenia.
Zdumiewajace.
Blogi sa wazne, ale nie najwazniejsze.
Czytam od dawna i zastanawiam się nad jednym.
Jeśli ktoś ma ochotę na zażarte dyskusje na tematy które go pasjonują to dlaczego nie założy własnego bloga. Będzie robił co chce, nikomu nie będzie zabraniał . Hulaj dusza ” wsio wazmożo”
, a jak się rozkręci to i na reklamach zarobi.
Proste jak drut z Londynu do Nowosybirska.
Zżarło mi komentarz! Że niby zły kod! Jak zły skoro poprawny 👿
No to jeszcze raz:
Po grecku- Psari fournou Spetsiotiko (Ryba z wyspy Spetsai)
1 kg filetów z dorsza lub halibuta
1/2-3/4 szkl. oliwy
1 łyżka pasty pomidorowej
Osobiście robię zawsze dużo więcej sosu i zamiast pasty – daję sos pomidorowy lub keczup
1/2 szkl. posiekanej naci pietruszki
2 roztarte ząbki czosnku
sól, pieprz
ok. 2 szkl. tartej bułki
1 Filety ułożyć na blaszce wysmarowanej tłuszczem
2 Oliwę wymieszać z pastą pomidorową, zieloną pietr., czosnkiem, solą i pieprzem, ubijać widelcem aż powstanie sos
3 Polać rybę 3/4 ilości sosu, posypać szklanką bułki tartej, skropić sosem, posypać jeszcze raz tartą bułką (powstanie gruba, chrupiąca skorupka)
4 Wstawić do piekarnika (180 st. C), piec ok. godziny podlewając wytworzonym sosem, w razie potrzeby dolać 3-4 łyżki gorącej wody lub białego wytrawnego wina
5 Podawać na gorąco do pieczywa
Kiedyś nawet proponowałem swoją pomoc w tym względzie. Know-how oraz infrastruktura jest. Niestety, zostałem zrugany i przywołany do „porządku”…
Pamiętam paOIOre 😉 No właśnie…..
Rybo, zajrzyj do poczty!
Brawo Pan Szczypiór, ja tak lubię. 🙂
Już chciałem fotkę pokazać jakie to ja mam dla Twojego Kuzyna fajne miejsce w ogródku, pod sosną ościstą, obok bluszcz się wije, barwinek niebieszczy, w tle lawenda pachnie…ale pojechałeś z tym Panem…
Ale gdyby co to antek do Kuzyna zawsze zaprasza!
Taka to była doniczkowa sierota supermarketowa, wykorzystałem górę a reszcie dałem wolność! Ma się dobrze, zauwazyłem że zaczyna już wyciągać czułki w stronę nierozkwitłej jeszcze dziewanny- dziewicy…
Oj Szczypiory, szczypiory..
A to nie wiesz? Rude fałszywe są. 😉
Misiu, przyjmuje , ze jest Ci przykro, jednak niezreczny „cytat” obrazil bardzo wiele kolezanek na tym blogu, a nie tylko mnie. I im sie tez chocby najbardziej zadwkowe „sorry” nalezy – bez krecenia, bez zaslaniania sie cytatatmi i PERLem. Odebralysmy to zle.
Wiesz, ze nie tylko ja.
Jestem gotowa Cie przepraszac, ale musisz mi najpierw wyjasnic za co.
Bo jesli zaczne Cie przepraszac za niewlasciwe odczytaie Twoich intencji i slow, to do niczego nie dojdziemy. Wszystko co powiedzialam po cytacie bylo skutkiem Twojej odmowy uznania, ze cos niedobrego sie stalo. Sprezyne nieprzzyjaznych slow nakrecala t.zw.meska solidarnosc na blogu. I tylko jeden Pan Lulek mial odwage powiedziec, ze sie zagalopowal. Juz nawet nie pamietam co poczatkowo powiedzial, bo uznalam sprawe za zamknieta. Tobie idzie to z oporami i zastrzezeniami.
Ale dobrze, ze wogole idzie. Nie uwazam Cie za drania, ktory rozmawia z kolezankami jak z dziwkami. Nie. Uwazam, ze popelniles blad i ze nalezy z tego bledu wybrnac jak przystalo na kulturalnego misia. .
A Pyra właśnie przy stole, a na stole micha z sałatą, pomidorami, oliwkami, serem pomorskim, ogórkiem małosolnym + pieprz, sól, cytryna i olej. Jest tak ciepło, że nie gotujemy. Jeżeli przed wieczorem zgłodniejemy, to usmażę po schaboszczaku. Wczoraj w charakterze obiadu jadłyśmy tatar, a przedwczoraj biały ser (Radek lubi – dostał pierwszy raz i zjadł 1/3 porcji Młodszej
Szczypior – może Ty z Rudą, a może blondyną – nam nic do tego, ale panować to sobie tu nie panujemy. Mamy tu ze 2-3 osoby, które dopiero co z pieluch wyrosły i kilku emerytów. Wszyscy jesteśmy po bruderschafcie, więc, Synek, jak nie chcesz podpaść, to się dostosuj.
Misiu,
to samo miałam na języku. Własny blog.
*Po chwili na jaju ukazała się rysa, potem dalsze, coraz szersze pęknięcia, a z wnętrza zaczęły dobiegać coraz głośniejsze mlaskania i stęki oraz odgłosy szamotaniny. Nagle skorupa z głośnym łomotem rozpadło się na części, a w zgniłozielonych oparach smrodliwego dymu ukazały się dwa krępe osobniki i potoczyły złym wzrokiem po zgromadzonych wokół ogniska uciekinierach.
– Potato Brothers! 😯 – jęknął ze zgrozą Herr Lauch.
Wróciłam, zaczęłam doczytywać i bardzo Cię Heleno przepraszam. Jest tak, jak napisała Nemo, tylko ona umie pisać jasno, a ja nie. Możesz na mnie nakrzyczeć, należy mi się. A tak w ogóle to bardzo jesteś kochana.
*
Spoko, rebiata – powiedział Botwinnikow – Oni do wielkiej rewolucji niezdatni! Oni pogadać, poszczypać tego i owego, w korzenie zaglądać, sprawdzić jak było po wschodach i czy prosto rosłeś, a tak ogólnie to słuchy chodzą, że im aktorstwo zapachniało i statystów do defilady szukają.
– Jak to statystów do defilady? – zdumiał się Por – Chyba do przedstawienia…?
– Do jakiego przedstawienia. Oni defilady kochają. Sami obsadzają wszystkie role – sami defiladę przyjmują (jeden przemawia, drugi sufluje), sami ustawiają wszystkich żołnierzyków, samochody i czołgi i sami śpiewają najpierw hymn, a potem marsze patriotyczne. Jeden drugiemu meldunek składają.
Takie proste, a ile zabawy
Helena jest i owszem kochana, ale upierdliwa do niemożliwości czasami z tymi swoimi tematami, o co to dzisiaj powinnismy walczyć. Są inne blogi do tego. Można też własny założyć.
* – Bracia Kartofle – szepnęła mdlejąc w ramionach Szczypiora Ruda.
– Tylko nie bracia! – wrzasnął jeden z wyklutych. – Jak już, to zjawisko biologiczne!
Paolore!
Nie wiem. Po prostu nie wiem.
U mnie w domu, w moim własnym domu, przy stole współbiesiadnicy rozmawiają na dowolny temat. Gdy jestem gospodynią i podejmuję gości ( oczywiście na blogu nie jestem, nie chcę niczego w tej metaforze uzurpować) także pełna dowolność tematów. Interweniuję jako gospodyni jedynie wtedy gdy ktoś z współbiesiadników upokarza w dyskusji innego.
Tak postępuję u siebie.
Na blogu jedni z nas są bardzo wstrzemięźliwi. Inni „walczący”. Mnie np zdarza się że pociągane przez kogoś tematy zupełnie nie interesują. Wtedy rozmowy nie podejmuję.
Ale jak mamy reglamentować tematy? Nawet jeśli w ogóle przyjmiemy, że mamy to robić.
A nawet gdybyśmy założyli, że rozmawiamy wyłącznie o jedzeniu i ani słowa o sprawach społecznych i o życiu prywatnym, to i tak moglibyśmy np zostać udręczeni ( no dobrze- nie piszę za innych- mogłabym zostać udręczona) wpisami kogoś „nawiedzonego” ideą zdrowej żywności.
O psiakostka… zapomniałam Wam zapodać. Serwer nadal nie działa, a Jerzor gra z Włodkiem w tenisa!
Wolną sobote sobie wymyślił… a taki niby ho-ho i pilnuje maszyny! Już ja mu…jak wróci, zimna woda z cytryną, a potem niech zasiada i naprawia!
A ja właśnie pochłonąłem michę czegoś w rodzaju ratatouille na winie (co się nawinie to do gara) z pajdą chleba i lampką dobrze schłodzonego białego wina. Chyba dałem nieco za dużo chilli i pieprzu cayenne bo po skończeniu byłem mokry jak po wyjściu spod prysznica. Gdzie zresztą zaraz trafiłem 😉
Mam przed sobą ostatnie 2 dni jako słomiany wdowiec, potem będę musiał wrócić do trochę mniej pikantnych potraw.
Teraz leżę w domu i dyszę czekając na burzę, która wisi w powietrzu od paru godzin ale nie ma śmiałości aby się pojawić.
PS. Fajnie się spieracie chociaż w tak gorącym dniu niebezpiecznie podnosicie temperaturę 😉
dla tych od *
chwilowo serwer niedostepny! ale teksty proszę wklepywać, ja wszystko zbieram i w czasie umieszczę 😉
Małgosi pojawienie przypomniało mi pewne tkwiące głeboko we mnie zdanie. Autorka to kobieta, tak myślę ze zgrozą co by było gdyby autorem był facet…
Jaja miałby urwane korespondencyjnie, chójka byłaby dla takiego wczasowiskiem, nie karą.
To zdanie brzmiało :
”ulokuj sobie kobieto macice na wlasciwym miejscu i zacznij myslec”
To zdanie było źródłem zła.
Po Paniach spłynęło…..damska solidarność??
Jedynie Grażyna poczuła się zniesmaczona.
Gospodarz też przeoczył?
A Pana Lulka tez za macicę, tylko już inną, na stos!!!
Miś za cytat w stylu kamikadze, na chójkę!
Przepraszam za powrót do przeszłości, ale tak misie przypomniało.
Może już lepiej zacznę pisac powieść?
Pisz powieść, Antku 🙂
Trzeba by sprawdzić , ale cytat o macicy był dorotyI, która przeprosiła !
*
Paraliżujący strach padł na wszystkich. Botwinnikow poszarzał, Blondyna zbladła, Ruda poczerwieniała, Fasolka pozieleniała. Miss Onion pozbyła się tygodniowej dawki feromonów, przez co upieczone mięso Ptaszyska dopadł jakiś skurcz, bo skurczyło się do rozmiarów kolibra.
Na mojej urzyźnionej adrenaliną głowie pojawiła się nać.
Pierwszy ocknął się Botwinnikow:
– Musimy nadać telegram do Big Stonki! W niej posledniaja nadieżda!
c.d … będzie w publikacji za godzinę – dwie, podam sznureczek, zreszta ten sam.
Paweł – kto podnosi temperaturę, to podnosi. Ja podaję zimna wodę z cytryną i lodem.
*Ach! Co robić, co robić! – gorączkowo rozmyślał Botwinnikow. Wszyscy tracą kolory, fermony… co się dzieje?!
A na chójkę Miś sam wszedł . Zdaje się, ze postanowił z niej zleźć. 😉 To i bardzo dobrze bo burze szaleją i na takich chójkach niebezpiecznie! 🙂
Antek,
chyba lepiej się stało, że mnie ubiegłeś. Ufff!
W tej sytuacji mogę już zdjąć palec z czerwonego guzika 😉
Alicjo!
Coś mi się urzyźnienie z rzezią popiórkowało. Proszę o „ż”.
A kolory nie wszyscy stracili. Niektórzy nabrali bardziej intensywnych 🙂
Małgosiu, ja pamiętam, to wzięło się z tych niefortunnych „motylków pod sercem” i przeprosiny były.
A ja po prostu przypomniałam wypowiedzi Gospodarza i jego zdanie na poruszony temat. I rozmowa – no, z Heleną właśnie – jest tu bardzo znamienna. Helena obraża się i zapowiada odejście. Gospodarz mówi: „Nie ma co się obrażać. Ale to jest dowód na nadmierną nerwowość ludzi pasjonujących się polityką”.
A potem powtarza jeszcze: „Mam nadzieję, że Helena też się ?odobrazi?. A drażliwość to rezultat zainteresowań polityką. Lepsza jest dyskusja o jajach faszerowanych niż politycznych. I niech tak tu pozostanie. Zauważcie, ze nawet ci ktorzy do nas wpadają z blogów politycznych to w sprawie kotleta czy Brillat-Savarina mowią innym głosem. Są poprostu sympatyczni”.
Ja się zgadzam. Sama u siebie na blogu miewam osoby, których wypowiedzi na blogach politycznych nie bardzo mi się podobają. Ale u mnie potrafią zachować umiar i trzymać się tematu. Choć czasem i u mnie bywa „w oparach absurdu” i daleko od meritum, ale to już polubiłam, póki jest wesoło, a nie agresywnie…
A może rzeczywiście specjalny blog założyć? Jakiś Blog Ciotek (i Wujów) Rewolucji 😉 I od razu proszę, żeby nikt się za to nie obrażał, ja przecież i o sobie, bo i sama się taką Ciotką od czasu do czasu czuję, sama myślę ostro na pewne tematy i mam określone zdanie (Helena też o tym wie). Ale tu je raczej z rzadka wypowiadam, bo uważam, że to po prostu w tym miejscu nie pasuje.
przepraszam bardzo ale mi poprzedni tekst urwało nieco. Za wcześnie nacisnąłem „enter” a potem do drzwi ktoś zadzwonił. Przywieżli dostawę towaru i musiałem pomóc wnosić skrzynki. Teraz dalszy ciąg:
…suka jedna rasy Irlandzki Seter. Znajomi sobie taką sprawili – pierwszy chyba pies z rodowodem w naszej wiosce. Ja wtedy miałem duźo wolnego czasu, bo po technikum zrobiłem sobie roczną przerwę. Znajomi pracowali całymi dniami to ja tę Rudą wyprowadzałem na siku i kupę w połowie dnia. Zaprzyjaźniliśmy się chyba nawet bo jeszcze teraz czasami dostaję od nich pocztówkę. Wyjechali za granicę ale nie zapomnieli.
Pyro,
Ja w żadnym wypadku nie chcę podpaść. Ja się dostosuję i natychmiast przestanę panować. Mam jedynie nadzieję, że Lulek nie poczyta tego sobie za afront ale do niego na wszelki wypadek mogę się nie zwracać…
Antek,
W imieniu kuzyna -serdecznie dziękuję.
Szczypior,
niezły z Ciebie kawalarz 😀
bo po tej linijce z „suką jedną” chciałem pytać, czy już aby wyszedłeś z adolescencji…
paOlore
nigdy do żadnej adolescencji nie wchodziłem!
Aaa nie, tak lekko to też nie będzie.
Pan Lulek to „Pan Lulek”. To nie pan o imieniu Lulek.
O Dżysys! Szczypior!
A pubertację chociaż masz już za sobą? 😉
Co to to nie!
ty sobie paOlOre jaja ze mnie zaczynasz robić. Jaja ze szczypiorem!
Lonzio może też o imieniu?
Nie, Pani Dorotecka, ja sie nie obrazam, bo nie jestem z natury obrazalska i nie zapowiadam odejscia.
Ale tak, jestem wzburzona rozpetana rozmowa, bo nie potrafie zrozumiec ani checi wyciszenia i narzucenia tematow przy stole Panapiotrowym, ani to, ze ktos moze traktowac temat dyskryminacji dzieci, jako cos co zakloca atmosfere przy stole. Rozumiem, ze moze to kogos malo albo wcale nie obchodzic, nie rozumiem natimiast wynioslosci tonu, jakim sie do mnie przemawia, jak do niegrzecznego dziecka.
Sa tematy, ktore nie sa dla mnie akadenicje czy gazetowe Sa to tematy ktore poruszaja we mnie bardzo glebokie i nie wychodzace na wierzch poklady wlasnych doswiadczen. Nie o socjologie zatem chodzi, ale o moje wlasne doswiadczenie, ktore uczynilo ze mnie tego czlowieka jakim jestem.
Ktos moze cztrac w gazecie co sie dzialo w czasie calkiem politycznych uroczystosci pod pomnikiem Gloria Victis i widziec w tym co najwyzej, jesli w ogole problem socjologiczny czy sprzeczke polityczna. Ja widze co innego. A raczej slysze. Ja slysze to jedno slowo, ktyorym obrzuca sie opozycja z przedstawicielami rzadu. Slowo, ktore ja nieraz slyszlama w stosunkui do siebie samej, rzucone z nienawiscia.
Dlatego kiedy riozmawiam z Robertem, synem moich romskich przyjaciol, albo z jego bratem Adrianem, to sama zaczynam plakac, zanim oni jeszcze zaczna plakac razem ze mna. Ciotka rewolucji jest ostatnim zwrotem jakiego bym w stosunku do siebie uzyla.
Dlatego napisalam, ze blogi sa wazne, ale sa sprawy wazniejsze. Wiec z calym dobrodziejstwem inwentarza, poprosdze.
A moze jest jest to nie do przebrniecia – moje doswiadczenie i Wasze. Wtedy rzeczywiscie powinnam odejsc i nie oczekiwac, ze gdzies nasza wrazliwosci sie spotkaja. Wlasnego blogu nie zaloze, bo jesli wsrod ludzi uwazanych za przyjaciol spotykam sie z kompletnym brakiem zrozumienia, to do kogoz ja mam pisac?
PaOlOre,
poprawię, na razie trawię śniadanko – kromucha pikna: na chlebek od Jędrka spory kawałek twarogu z mojego „Baltic Deli”, pomidoro, a jeszcze ogóro, i jeszcze takie inne szypiorki i zioła z mojego ogródka, o bazylii nie wspominam i tych tam rozmarynów!
Jaja ze szczypiorem no i koniecznie z własnej roboty majonezem 😉
A co ma z tym wspólnego Don Alonzio?
Heleno,
jeszcze raz – nie przesadzaj.
czyli: dosis sola facit venenum
albo po swojsku: znaj proporcjum, mocium panie…
Ale, Heleno, przecież mnie te tematy tak samo mocno poruszają, to oczywista oczywistość. Tylko o te konteksty chodzi…
I tak, jak już nie wytrzymuję, to odzywam się (choć też bardzo rzadko, nie mówiąc o tym, że czasu nie mam) u Pana Adama czy Pana Daniela. Bo tam jest na to miejsce, tam mówi się na ten temat. A tu – na inne tematy.
Ja używam terminu Ciotka Rewolucji, także do siebie, może trochę zgryźliwie, bo wiem, że świata nie zbawię. Dokładam swoje cegiełki gdzie mogę, i staram się, żeby coś zmienić w zakresie, w jakim mi jest dostępne. I wiem, że nie jest to wiele. I tyle.
Pani Dorotko, więc nie zgodzi się Pani z przekonaniem, że nie mówić to zamrozić (obok zamazać) rzeczywistość w takim stanie, jakiego Pani nie pochwala?, rzeczywistość daleką od funkcjonującej w Szwajcarii, czy Anglii?
O, tak wlasnie: „Heleno, nie przesadzaj”.
I tu sie konczy rozmowa.
Ciemno w środku – http://wyborcza.pl/1,81388,5487491,Na_starosc_bede_przedzierac_bilety.html , dziś m.in. przeczytane.
Zgodzę się. Ale można o tym mówić w wielu miejscach do tego przeznaczonych…
Heleno, nie życzę sobie ostatniego akapitu. Bardzo proszę, dość żalów i rozgoryczeń. Nie raz jeszcze będzie tu gorąco i to nie z powodu schabowych. Mnie przy tym stole z nikim nie jest niewygodnie i brakuje mi nieobecnych.
No dobra, o jedzeniu będzie.
W dzisiejszej papierzanej Wyborczej jest tekst Krzysztofa Szymborskiego o tytule : Co nam w zupie brzęczy. W inernetowej jeszcze tego nie ma, ale może jutro??
Na zachętę kawałek którym gazeta nęci do przeczytania :
”Według szacunków niektórych badaczy przeciętny Europejczyk czy Amerykanin nieświadomie konsumuje w ciągu swego życia blisko pół kilo owadów, np. jako gąsienice mącznika młynarka zmielone wraz z ziarnem.” Rzecz jest o entomofagii, że tak jak PaOlore użyję trudnego słowa.
Ps. Wiem, dorotaI przeprosiła.
Jeśli tak można , więc mogę komuś naubliżać, w następnej minucie szybciutko przeprosić i bedzie OK.
Ja przypominałem o braku reakcji.
Były to widać słowa (za) mało poruszające.
Ja chcę być ciotką rewolucji. A co. Kilka zwrotów zaliczyłam Do dwóch sama dołożyłam nie tyle rękę, co pyskówkę. Na Matkę w żaden sposób się nie załapię, ciotką mogę być. Dla nastroju posłucham sobie piosenek z tekstami Stachury albo którejś płyty ze złotej kolekcji Agnieszki Osieckiej. Sałatką opchałam się do wypęku i jestem zgodna, łagodna i miła – jak to człek nakarmiony.
paOlOre,
tego Lonzio miałem na myśli:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=550#comment-71766
Sąsiad wieczorem urządza ognisko z poczęstunkiem. Muszę pójść pomóc mu z tym ogniskiem i dzisiaj już chyba nie wrócę.
Pozdrowienia i owocnych obrad życzę.
Antku,
sprawdziłam, niestety nie umiem tu przenieść. Dorota l. odezwała się zaczepnie najpierw 2008-06-09 22,06, potem po mojej reakcji- cytat o macicy-22.27. Misia cytat- 23.33, reakcja Heleny- Misiu, tak się nie mówi do kobiet 00.07. Potem Dorota l. dolała oliwy do ognia 00.40, zareagowała Grażyna 01.19, a potem Anka 02.06 Antku, zwróć uwagę na godziny! Ty też zareagowałeś na „macicę”, za co ci podziękowałam mordką. Sama , nie umiejąc tak wulgarnie zwracać sie do zwłaszcza nieznajomych, zapytałam dorotę l. czy jak już będę miała macicę na miejscu to będę tak samo kulturalna jak ona, co niektóre panie określiły, że bardziej celne niż grubiańskie walenie bez ogrudek. Przeprosiny doroty l. 2008-06-10 o godz. 08.57.
Jeśli chodzi o Misia , to skoro nie zamierzał przepraszać, mógł po prostu zamilknąć w tej kwestii. Bardziej od cytatu lub tak samo- było irytujące wchodzenie ne chójkę i opowieści gwarowe. Oraz sposób , w jaki zwracał się do Heleny. Wiem , jestem czepialska, czasy się zmieniaja, ale mnie wychowywano jeszcze według dawnych zasad- z szacunkiem do starszych od siebie, nieznajomych i kobiet.
Było , minęło, Miś zlazł z chójki, lepiej zapomnieć o wszystkim, no nie?
I zeby zakończyć to resume, dodam ,że sama też powinnam przeprosić Marialkę, za czepianie się ponoszenia konsekwencji. Dziś na zimno tak bym nie napisała. Było to zaczepne i niepotrzebne. Przepraszam. Czasem w ferworze dyskusji łatwo się zagalopować.
Chyba Pyrze i Alicji chodzi o to by nie doprowadzać do takich zagalopowań.
Antek,
Już raczej tej wyborczej nie dostanę dzisiaj, więc sprawdź proszę co to za naukowcy i czy aby nie amerykańscy? Te bestie przy odpowiednim budżecie potrafią wszystko zbadać, np. wydając jedyne 2 miliony zielonych są w stanie już po rocznych badaniach udowodnić, że nocą człowiek jest bardziej senny niż w południe 😉
A podali procentowy udział poszczególnych robali w tej porcji (0,5kg) i ich wartość kaloryczną 😉
Pyro,
Ja się relaksuję przy trójpaku „3x Jan Kaczmarek”. Teksty prześmiewcze, celne i mądre, potem na tapetę wróci Mark Knopfler.
Hej, ma ktoś psy i doświadczenie z nimi? Bo mój Radek to pierwszy pies od 30 lat, jaki jest u nas w domu i wielu rzeczy nie wiem, w książkach moich nie ma, a przychodnia weterynaryjna będzie czynna w poniedziałek. Jest z psiakiem kłopot, chociaż nie wygląda na potrzebę nagłej interwencji medycznej. Otóż walnęliśmy się zgodnie na poobiednią drzemkę, z której wyrwały mnie dziwne odgłosy : pies siedział , a właściwie suwał się po tapczanie, prychał czy kichał raz za razem, potrząsał głową, potem tarł mordką o pościel. W rezultacie muszę zmienić prześcieradło, bo piesek poplamił je krwią. Nie było to żadne obfite krwawienie, tylko takie plamienie – krew z jakąś wydzieliną wodnistą. Ania przemyła mu pyszczek i obejrzała nos – nic tam nie było. Czy ktoś wie, co się mogło szczeniakowi przytrafić? Wszystkie szczepienia ma wykonane.
Antku,
uwierz mi , że było mi przykro, gdy inne panie przyklasnęły na wywód dorotyl., a macicę przemilczały. Masz rację- było to tak samo obraźliwe, jak cytat Misia, z tym, ze Miś odezwał się do wszystkich kobiet, a dorota l. – tylko do mnie……
to nie „3x” ale „53x”, reszta bez zmian
Pawel, tak w skrócie chodzi o to że Europa nie je robali bo by zdechła głodu. Azja ma ich pod ręką całe roje więc wcinają z przyjemnością.
Wniosek z tego płynie taki że gdybyśmy mieli więcej karaluchów też byśmy robili z nich szaszłyki.
Za chwilę spadamy na jeszcze tradycyjne jedzonko z napojami.
Więc, do poczytania!
Malgosiu, jesli wtedy w ferworze dyskusji powiedzialam cos glupiego pod Twoim adresem albo po prostu zaniedbalam manier, to jest mi bardzo przykro. Mam nadzieje, ze nie bedziesz mi tego pamietala.
Heleno,
Ależ to oczywista oczywistość!
Wczoraj przygrillowalismy do póznej nocy. Bylo tylko piec osób bo i sezon urlopowy. Jezioro bedace wlasnoscia gospodarzy doskonale nadawalo sie na kapiel w nocy. Saute. Przy ksiezycu panie potracily wiele lat z wygladu a panowie wygladali zdecydowanie bardziej mesko. Dla kompletnosci statystyki dodam, ze byly dwie panie i trzech panów. Grillowano wiele rodzajów mies poczynajac od strusia, poprzez baranine, wieprzeowine, rózne ptactwo i wolowine. Napitki byly do wyboru pod smak i rodzaj grillowanego. Wsród sosów przebojem byl o nazwie „Ostra Gabriela”. Gospodyni, imienniczka potrawy, nie chciala zdradzic tajemnicy recepty.
Potem w moim pokoju, lezac na wspanialym wodnym lozu, rozmyslalem o róznych dniach w miesiacu i w roku. Ja po prostu jestem przesadny.
W kazdym miesiacu najwazniejszy jest dla mnie dzien 13 oraz 23.
W roku natoniast sa dwa najwazniejsze dni.
1 sierpnia, wybuch Powstania Warszawskiego, godzina 17.00
17 stycznia, rocznica wyzwolenia Warszawy, z samego rana.
Od tych dwu dni, wara kazdemu kto nie rozumie o co chodzi.
Pan Lulek
@Pyra
Sprawdź między zębami, również podniebienie – w miarę możliwości dokładnie.
Przyczyną może być kawałem drewna, gałęzi, który się psu w pysku zaklinował.
Pozdrawiam
zlewkrwi
Chciałam zrobić na kolację sałatkę niemiecką ( ziemniaki, ogórek konserwowany, cebula). Ugotowałam ziemniaki w mundurkach i spostrzegłam po niewczasie , że jest ich jak dla wojska co znaczy ,że stanowczo za dużo jak na naszą trójkę ( córka, mąż i ja). Z pozostalych ziemniaków postanowiłam że zrobię pierożki z farszem z tych ziemniaków i z kaszy gryczanej. Od pewnego czasu , pod wpływem wpisów tutaj na blogo mam zawsze w zamrażalniku gotowe ciasto francuskie .Ugotowałam więc kaszę gryczaną i połączyłam z poduszonymi ziemniakami. Dodałam roztopione masło sól ,pieprz , czosnek i zioła. Spróbowałam tego farszu. Okazało się,że przesoliłam.Dogotowałam więc jeszcze trochę ziemniaków i dodałam do farszu. Już smak był dobry , ale farszu za dużo w stosunku do ilości ciasta.
Córka podjechała do sklepu i dokupiła jeszcze ciasto. Akcja pierożki prawie zakończona. Są w piekarniku na razie dwie blachy. Nastęone dwie blachy czekają na swoją kolejkę. Za 20 minut .
I żeby chociaż na chwilę powrócić do greckiego stolu ,zrobiłam tzatziki ( świeży ogórek , czosnek , twarożek zmieszany z gęstym jogurtem, sól). Tzatziki będzie do pierożków. Będzie też sałatka niemiecka. Niespodziwana super kolacja 🙂
Grażyno, dzięki za przypomnienie. Miałem rano ugotować ziemniaki na sałatkę i wyleciało mi z głowy. Lecę do kuchni, po drodze przemyślę, jak je szybko wystudzić.
Będzie śledzik z sałatką ziemniaczaną!!
Moje dziecko wymogło na mnie dziś kalafiora z bułeczką i masełkiem. Tak więc u mnie dietetycznie.
Jak to dobrze czasem mieć zadużo ziemniaków, no nie Grażynko? 🙂 Miała być zwykła kolacyjka, a wyszła -uczta.
Małgosiu
Widzę ,że publiczne okazywanie niechęci do mnie weszło ci w nawyk . Jest mi bardzo przykro.
Też zrobiłam sałatkę: ziemniak, kwaszony ogórek, jajko na twardo, groszek konserwowy, śledź i majonez. Oddzielnie piwo Żywe.
Marku, absolutnie!!!!
Chciałam tylko wyjaśnić o co były kruszone kopie i przecież wyraziłam swoje zadowolenie, ze w końcu znów się tu pokazałeś i chęć, by w końcu zapomnieć o wszystkim i przejść nad tym do porządku dziennego!!!! Jeśli odczytałeś to jako atak na swoja osobę to CIĘ BARDZO PRZEPRASZAM. Naprawdę szczerze! Bardzo mi zależy na zakopaniu toporu wojennego choć się ze sobą tak bardzo nie zgadzamy w wielu kwestiach. Wcale nie miałam na celu konfrontacji z Tobą, raczej odetchnęłam z ulgą widząc Twój wpis po tak długiej przerwie. Jeśli cię uraziłam, wybacz.
O! Wreszcie serwer działa!
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kryminal_tango.html
zaraz pouzupełniam, bo tu Jerz siedział i kombinował przy maszynie
Stanowczo blogowicze powinni mieć kompy na wyłączność.
Proponuję nowe ustalenie zasad w domach! 😆
U mnie sałatka ( ziemniaki, fasolka, ser twarogopochodny sałatkowy, małosolny z winegretem ), do niej białe wino. Zaraz umyję winogrona. Gdy się ochłodzi zamierzam smażyć naleśniki z piwa. trzymajcie mnie za słowo, to może mnie lenistwo nie ogarnie!
Grazyna, nie podbieraj potraw. To o czym piszesz nie nazywa sie salatka niemiecka tylko po prostu „Kartofellsalat”. Nie zapominaj prosze, ze najpierw nalezy przygotowac sos czyli zalewe i do niej wkladac pokrojone w plasterki ziemniaki czyli kartofle.
Dla upikantnienia dobrze jest dodac troche oleju z z pestek dyni. Oczywiscie najlepszy olej jest z Poludniowej Burgenlandii z tloczni w miescie Stegersbach ale mozna równiez zastosowac ze Steiermarku. Sadze, ze przekonala sie o tym Alicja kiedy bawila w tym kraju.
Jest sezon ziemniaczany zatem hulaj dusza
Pan Lulek
Marialka !
Badz tak mila i podaj w krótkich, najlepiej zolnierskich, slowach definicje blogowicza. Moze bys byla tak dobra i opracowala tytulature. Podaje przyklady.
Blogowicz zwyczajny
Blogowicz nadzwyczajny
Kandydat na blogowicza
Blogowicz realny
Blogowicz urojony
Itd, itp. Odmeldowuje sie i udaje na telewizyjna transmisje „Romea i Julii” z Salzburga. Anna Netrebko na urlopie macierzynski w oczekiwaniu czyli okresie adwentowym.
Pan Lulek
Przestańcie się naparzać, jest powieść do napisania!
diabli… a Bobik gdzie?!
Alicjo , a gdzie Stara Żaba? Porada mi psia potrzebna.
Panie Lulku -to u nas tu „wew” Poznaniu tak kręcą tymi nazwami. Na przykład na zwykły durchschlag to oni gadają cedzak albo co gorsza sitko.
Na szczęście mantel się uchował. Glazejki też. Że o antrejce nie wspomnę.
To tak przy okazji Panie Lulku , może by Pan uprzejmie opowiedział o tym sosie do Kartofellsalat- to ja wtedy na następny weekend po „panuLulkowemu” kolację zrobię. 🙂
Pyra zobacz (18:41) zlewkrwi pisze poradę dla Ciebie. Wedlug mnie na serio.:-)
Pyro, zaraz Ci podam namiar telefono, bo Stara Zaba zna sie na tych Krótkich (jamnikach). Patrz mail
O nie, Lulku drogi!
Tyle definicji- na Twoje życzenie- to tylko wspólnymi siłami.
Mnie odpowiada tytuł blogowicza realnego.
… no dobra.. a gdzie Bobik?!
Kiedy potrza pieskowej rady – ni ma…
Marialko,
ja chyba jestem zwyczajna blogo, jak myslisz?
Grażynko, Alicjo dziękuję – już nos psi skonsultowany ze specjalistką
Marialko – jak piwne naleśniki, bo mi zapachniało.
A Lul;kowi to bym dała Blogowicza h.c.
Pyro! A co jest Radkowi?
No ciasto z piwa zamiast mleka, w sam raz na Wildę! A tak całkiem serio- wychodzą bardzo dobre, leciutko gorzkawe świetne do słodkich farszów.
Ale za robotę się jeszcze nie zabrałam.
Z Radziem poważnie?
Andrzeju Jerzy – napisałam po południu, nie chcę teraz powtarzać =- 17.43
Marialko – poważnie to nie, tylko się zaniepokoiłam, bo to po raz pierwszy mu sie krwawienie z nosa przytrafiło. Nie obfite, tylko plamienie i kichał prychał, trząsł głową dobre 20 minut. Pewnie jakaś trawka albo co
Oh, niech Pan Lulek nie rozpowszechnia dziwolągów językowych 😯 Nie ma Kartofell-, jest Kartoffelsalat 😉
Myślałam, że tu już co najmniej trzy nowe rozdziały powieści pod moją nieobecność powstały, a tu dalej naparzanie i wyliczanie, kto kogo kiedy macicą okładał oraz czy i kiedy przeprosił 😯 A Pyra nie interweniuje, że temat wałkowany jest na nowo i ze szczegółami, i dalej – kto kogo 😯 Bo najedzona 😉 Czy ode mnie też oczekiwane są jakieś przeprosiny?
Nemo – Pyra położyła uszy po sobie, bo gadała dwa dni o pokoju społecznym i dzisiaj została przeczołgana przez Helenę za uzurpowanie sobie roli mamusi i naczelnego uciszacza ludności walczącej w słusznych sprawach. To co tam , zacytuję klasyka
„jestem jak ta macica
nie damska, lecz perłowa.
Cudowna tajemnica
w skorupce mej się chowa”
Nemo, chyba teraz ty przesadzasz.Macica pojawiła sie incydentalnie między 17.30 a 17.51. W tak zwanym międzyczasie (jest 21.57) było sporo na kuchenny głównie temat. Że już tak zostanę dziś skrupulatna 🙂
….no i psi temat. Radka wszyscy lubimy, prawda?
Dobra to jest zupa z bobra. A jeszcze lepsza z wieprza.
Wy tam nie zagajajcie, u mnie nastepna burza, a tymczasem, jak słusznie zauważyła Nemo, nikt powieści nie pisze!!!
I Bobik nam się zmył 🙁
W weekend jem zdecydowanie więcej niż zwykle, oczywiście pod warunkiem, że nie pracuję.
Pochłonęłam już dziś: kanapki z serami ( śniadanie), napoleonkę, tagliatelle w sosie, aktualnie sałatkę, winogrona i białe wino.
Czy nie przypomina to Wam listy bulimiczki?
Radka lubię i to bardzo. Ale wątpię abyśmy kogokolwiek wszyscy lubili 😈
Aaa, to przepraszam, Małgosiu, choć głowę bym dała, że zaczął Antek o 16:14 🙂
U mnie na kolację były malutkie kartofelki zrumienione na oliwie w żeliwnym garnku, potem posypane solą, skropione wodą i – przykryte pokrywą – uduszone do miękkości. Do tego kurki w sosie winno-śmietankowym i sałata. Teraz powinnam zakisić kolejny koszyk ogórków 🙁
Alicjo, czy u Ciebie zdarza się zwykły, banalny deszcz, taki bez burzy?
Nemo, racja!!! 😳 Słaba jednak ta moja skrupulatność 🙂
Haneczko,
ten rok jest jakiś wydziwiasty, ciągle burze. Dorozumiewam się, ze wszyćko bez te atomy, no ale damy sobie radę 😉
Serio, ostatnio takie dziwaczne pogodowo lato było w 1992 roku. Nie deszcz, a burze co rusz.
Miłe Panie! Błagam!
Odłóżcie już te macice,tam, gdzie ich miejsce!
Róbmy coś, piszmy coś, pijmy coś, byleby wyjść z tego zaklętego kręgu, w ktory daliśmy się wprzągnąć.
*Ruchliwszy z Wyklutych świdrującym wzrokiem lustrował każdego z nas po kolei, drugi – ciamajdowaty czekał wyraźnie na polecenia brata. Botwinnikow ostrożnie odciągnął mnie na stronę i szepnął: Nic tu po nas, towarzyszu, nie będziemy defilować do uschniętej śmierci. Jest możliwość ratunku. Tam – wskazał na ośnieżone szczyty – na południu jest kraina, gdzie rządzą Knedle, i nie jada się warzyw 😎 Tam, towarzyszu, jest dla nas szansa na normalne życie!
Znałem krążące wśród warzyw legendy o mitycznych krainach wolnych od pożeraczy warzyw, ale nie znałem nikogo, kto by stamtąd powrócił i potwierdził…
U mnie z sałatki ziemniaczanej i śledzika wyszła w końcu sałatka śledziowa. Zrobiłem z małą górką więc połowa zostaje na jutro. Teraz kieliszek wiśniówki i odpalam płytę „Promil powietrza w wydychanym alkoholu” z kolekcji Polityki.
Burza w końcu się objawiła, oberwanie chmury było konkretne i jeszcze teraz straszy grzmotami i piorunami ale już z daleka. Nie mogąc się na nią doczekać podlałem wcześniej ogród, teraz chyba się wszystko potopiło 😉
Andrzeju.jerzy 😯 A była taka dobra okazja, żeby zamilknąć 😉 Nie apeluj – rób coś 😀
Nie mogę, choć się staram! Mózg mi się odparzył; jest godzina, jaka jest, a za oknem prawie 30 celsjuszów, powietrze gęste i nieruchome. Wytrzymać trudno! 😉
🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kryminal_tango.html
Pies drapał (Bobik?! a gdzie on, do cholery sie podziewa, a propos?!) temat, ale język doskonały. Cokolwiek skreczowany…
😯
http://www.dziennik.pl/sport/tenis/article217300/Radwanska_przegrala_z_deszczem.html
* Zanim się oddalili, Blondyna przyjrzała się Wylkutym uważnie i westchnęła wymownie: – Niby dwóch ich, ale jednojajowi! Biedaki!
Nagle Ruda zatrzymała się i po chwili zastanowienia stwierdziła: Przecież nie możemy ich tutaj zostawić. Tutaj grasuje jeden taki…, niechybnie przerobi ich na Kartoffelsalad. Musimy ich zabrać ze soba do krainy Knedli.
-Jej Bohu! Stęknął wymownie Botwinnikow.
Przepis na Kartofellsalat publikowany byl mniej wiecej rok temu i oryginal moze podrzucic Alicja. Jesli sie nie znajdzie to podam jeszcze raz ale dopiero w poniedzialek. Jutro od rana rozpoczyna sie dzien pracy. Trzeba robic miejsce na nowe plony i od poczatku wrzesnia beda potrzebne beczki, które powinny tez chyba nieco wypoczac.
Pieknej niedzieli zycze
Pan Lulek
Kartoffelsalat-Story
Pan Lulek napisał:
Nie zapominaj prosze, ze najpierw nalezy przygotowac sos czyli zalewe i do niej wkladac pokrojone w plasterki ziemniaki czyli kartofle.
Nie jestem o tym zbytnio przekonany. Jak już sama nazwa wakazuje, zalewą zalewamy.
Ale po kolei. Podam jedynie „szkic strategiczny”.
1. Typ ziemniaków – oczywiście na sałatkę np. Sieglinde. Ziemniaki z których robimy puree się kompletnie nie nadają.
2. Zalewa – dobrze zredukowany wywar wołowo-warzywny. Do przygotowania zalewy można użyć również tego czegoś w proszku o nazwie kojarzącej się z rosołem od np. Winiar czy Knorra.
3. Ziemniaki gotujemy w mundurkach.
4. Odcedzamy i odparowywujemy.
5. Bardzo ważne. Od razu po 4. gorące ziemniaki obrać i na tarce do ogórków „pokroić na plasterki”. W łapki parzy, ale rekawice kuchenne lub inne okazują się dużą pomocą.
6. Też w miarę ważne – w miarę krojenia solić i pieprzyć. Oczywiście z umiarem.
7. Zalać ciepłą zalewą.
8. Z wrodzoną delikatnością rozciapirzoną ręką wszystko to dobrze wymieszać.
9. Odstawić na kilka minut np. 10, by ziemniaczki się zmacerowały.
10. Dopiero teraz dodać olej (ale nie z lodówki, tylko w temperaturze pokojowej).
Sałatka powinna mieć połysk, błyszczeć. Podawać jak jeszcze jest ciepła.
Jako 6+ lub 7- można dodać musztardę rozcieńczoną octem.
Jako 10+ trochę ogórka pokrojonego jak na mizerię, albo drobno pokrojony i usmażony boczek.
Niektórzy zamiast oleju dodają majonez.
Przyjemnego eksperymentowania.
Pozdrawiam
zlewkrwi
*Blondyna zerknęła na Rudą spod oka. Co to znaczy – zabrać do krainy Knedli?!
I ten Botwinnikow też jakiś mięczak, ciagle wzdycha i wzdycha Jej Bohu.
-Ja tam olewam krainę Knedli – rzekła Blondyna – Róbta, co chceta, ja idę na Zachód.
zlewkrwi,
jesteś bardzo apetyczny. A ta rozciapirzona ręka urocza. Już wygłosiłam do swojej mowę, żeby się postarała sprostać.
* Przeświadczony, że Wykluci pogardzą propozycją wspólnej przeprawy przez góry, przedstawiłem im pokrótce nasze plany. Na wieść o dzikim Sałatniku produkującym (i pożerającym) Kartoffelsalat Ciamajdowaty dostał biegunki i udał się w krzaki, zaś jego brat warknął: Nie jestem entuzjastą tego, żeby podróżować razem z panem Porem. Ale to nie jest polityka tylko centymetria.
– Eh, zbieraj się, kartoflu, i ruszajmy – energicznie potrząsnęła zmierzwioną fryzurą Ruda. Szczypior aż jęknął z zachwytu i z dumą spojrzał po obecnych. Bracia Piselli naradzali się cicho, jak wypchnąć go z sąsiedztwa ich obiektu pożądania… Nie zważając na tarcia i animozje w grupie zarządziłem zbiórkę i wymarsz w kierunku jaśniejących w zapadającym mroku szczytów.
*
Blondyna okazała się twardym orzechem do zgryzienia.
– Ja z Kartoflami nigdzie nie pójdę – zaprotestowała.
– Przez nich wylądujemy wszyscy w jakiejś ziemiance.
Marzenie o namiętnych harcach na jednej grządce z Rudą i Blondyną momentalnie straciło na wyrazistości. Musiałem temu jakoś zapobiec.
– Pietruszko! – krzyknąłem.
– Idziemy przecież na Zachód! Tam musi być jakaś cywilizacja. Ziemianki są tylko na Wschodzie. Zobacz, Ruda aż się pali.
Blondyna zlustrowała rozpaloną do czerwoności Rudą:
– Marcheweczko, Zachód to bezlitosny kapitalizm. Żebyś ty jeszcze zarabiać umiała? – uśmiechnęła się z politowaniem.
*Bracia Piselli… Ruda może i miała chwilowo zmierzwioną fryzurę, ale pod sufitkiem całkiem jasno. Zdążyła się zorientować, co z tymi kartoflami. Czasami wystepują pod pseudonimem Ziemniaki !
Zerknęła na Szczypiora – hm… patrzy na mnie maślanymi oczami…może go wykorzystać? Było nie było, cel jest zbożny. A te Piselli mnie naprawdę wkurzają!
W razie draki nakierujcie mnie, gdybym cos zgubila we wklejaniu, bo upubliczniam, jak wchodzi 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kryminal_tango.html
* Nasz zwarty orszak posuwał się sprawnie pod osłoną ciemności. Botwinnikow mrucząc pod nosem niecenzuralne uwagi popychał przed sobą Wyklutych, Ruda sunęła objęta przez Szczypiora, tylko Blondyny było żal, ale Herr Lauch pocieszał nas, że na Zachodzie będą chętni najwyżej na jej odrastającą fryzurę, która jest wysoko w cenie.
– Dziwka sprzedajna! – syknęła zawistnie Miss Onion.
Około północy dotarliśmy w pobliże jakiegoś wielkiego domostwa. Przez jasno oświetlone okno widać było uwijającego się potwora upychającego w szklanych słojach obłe odarte ze skóry pomarańczowe zwłoki. Morderca Brzoskwiń 😯 – szepnął Herr Lauch.
-Bezwstydna pornografia – wymamrotał Ciamajdowaty patrząc na piętrzące się krągłe pośladki obnażonych owoców…
*W głowie Rudej od kilkunastu minut dojrzewał pomysł uwiedzenia Ciamajdowatego.
-To będzie znakomita rozrywka -powiedziała półgłosem
-Gdzie będzie rozrywka- Ciamajdowaty wyszeptał przez zatkany nos
-Nie gdzie tylko TO- poprawiła go rozbawiona Ruda
-Ale co ?- Ciamajdowaty nie poddawał się
-Uwiodę ciebie-zachichotała Ruda
-Nie trywializuj-oburzył się Ciamajdowaty
* Cicho tam, bo nas usłyszą! – ofuknął chichoczącą Rudą Herr Lauch. Ale było już za późno. Ze wszystkich stron otoczyła nas wataha mszyc, a na środku drogi stanęła banda ślimaków z zesztywniałymi z pożądania czułkami…
poproszę między Nemo 0:43 a Grażynę 0:51
*
Nie wiem, czy to ze zmęczenia czy może od oparów absurdu ziejących z kratek ściekowych, zaczęło mi się wszystko mieszać. Co robi Ruda w objęciach Szczypiora? Przecież miał chrapkę na Miss Onion. Co z tego, że straciła ze strachu tygodniowy zapas zapachów? Przeżyje, to się zregeneruje i będzie cuchnąć znowu tak pięknie, jak to Szczypiory lubią.
Czemu brzoskwinie nie miały listków figowych i co to Ciamajdowatemu przeszkadza?
I dlaczego Blondyna zostaje tak daleko w tyle?
* Cudem uniknąwszy licznych niebezpieczeństw orszak podążał ku Przeznaczeniu.
Dobranoc 😆
Podpowiedzcie mi, czy powinnam zachować autorstwo kazdego odcinka? Nie ma problema, mogę to zebrać osobno, ale w powieści podoba mi się ciągłość, dlatego omijam, kto co napisał.
*
Zaraz, zaraz. Co jest grane, Panowie? – wybąkał zaskoczony Botwinnikow.
Ślimaki z obleśnymi mlaskaniem zbliżały się do naszej grupy.
Rozejrzałem się uważnie. Wśród nas nie było Blondyny! Odetchnąłem z ulgą.
W tym czasie Herr Lauch nachylił się do ucha Fasolki Nemo:
– Słyszałem, że w Helwecji macie jakieś antidotum na ślimaki. Pogrzeb w moim plecaku. Może coś zmiksujesz? Albo dasz im liść sałaty z wczorajszej kanapki? Pospiesz się!
pozbieram wszystko jutro, bo znajomi wpadli!
* Broń się, kto może! – krzyknąłem jeszcze i… zemdlałem.
Blady świt rozjaśniał strzępy porannych mgieł, gdy doszedłem do siebie. Po mszycach i ślimakach nie było śladu, zatroskani towarzysze podróży wachlowali mnie czym tam mieli, tylko od strony zarośli było słychać postękiwania Ciamajdowatego.
– Kto nas ocalił?
Herr Lauch i Fasolka podeszli bliżej i dumnie zaprezentowali…
Dobranoc 🙂
* resztki tofu z Soyi.
*
– A gdzie Pietruszka? – zapytałem nie dostrzegłszy w pobliżu adresu moich pożądań.
– Nie wiemy. Nie było jej tu, gdy rozprawialiśmy się ze ślimakami.
Zaniepokoiłem się mocno. Szczerze mówiąc, myślałem w pierwszej chwili, że to jej zawdzięczamy ratunek. Dlaczego jednak nie dołączyła do nas po eliminacji ślimaków? Coś mi tu nie pasowało…
* Z opalizującej w promieniach porannego słońca mgły wychynęła powoli słaniająca się postać. Wszyscy spojrzeli z niepokojem w jej kierunku i nagle odetchnęli z ulgą. To Blondyna resztkami sił wracała do grupy.
– Czy tędy się idzie na Zachód? – szepnęła słabym głosem. – Na południe! – huknął ucieszony Botwinnikow, stęskniony za eterycznym zapachem Pietruszki.
Będę miał problemy z tym typem – pomyślałem z goryczą, ale na dłuższe rozmyślania nie było miejsca. Czas naglił.
Alicjo, jeden fragment się nie załapał na serwer:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=550#comment-72140
Moi drodzy,
zupełnie nie mam czasu, żeby czytać, ale krótko donoszę, że przyjęcie się udało, goście się zmieścili, jedzenie smakowało, a wszystkim, którzy wypili za naszą 30 rocznicę bardzo serdecznie dziękuję.
* Podszedłem do Blondyny, oferując jej swe ramię. Z wyrazem wdzięczności w swych zabójczo pięknych oczach Pietruszka przywarła do mnie.
-Oh, Selerze! Od razu wiedziałam żeś dżentelmen. Takam strudzona, że wprost padam z nóg…
Rzeczywiście Blondyna jakby zbladła, zachwiała się i wsparła się na mnie całym swym wiotkim ciałem.
-Szybko! Wody! – krzyknąłem przejęty.
Zerknąłem na towarzyszy podróży.Botwinnikowi wszystkie soki napłynęły do głowy.Wprost zdawało się, że tryśnie barszczem. Jego wzrok był utkwiony gdzieś niewiele ponad moją głową.Słabym głosem wyjęczał:
-Taaaam….
Podążyłem za jego spojrzeniem i od razu przeszła mi ochota na cucenie Blondyny.
Tuż za mną , z gęstwiny wystawała ogromna lufa przypominająca monstrualne cannelloni. Już chciałem krzyknąć-kryj się kto może, gdy właśnie w tej chwili z zarośli wyskoczyli bracia Pisseli.
– Poznajcie naszą Kruszynkę. Musiała przejść okresowe badania techniczne. Wiecie, jak ci wszyscy urzędnicy są czepialscy…. Gdy tylko wręczono jej stosowne papiery, ruszyła by do nas dołączyć. Dobrze , że dotarła .Teraz nie będzie już byle ślimak pluł nam w twarz.
😳 zapomnałam * !
Nic nie szkodzi – uzupełnione pod wiadomym sznureczkiem, to i owo poprawione. Spię, ale czuwam!
* – A co z amunicją?- spytała rezolutnie Miss Onion.
-Widzicie tę dróżkę? Wiedzie wprost na grządki należące do klanu Tomatoes. Za mną! Musimy zdobyć trochę keczupu.
Rzekł Herr Lauch i ruszył raźno przodem.
Tymczasem nieopodal, o niczym nie wiedząc swe wdzieki ku słońcu kierowała Kukurydza.Raz po raz z zawiścią łypała okiem na Papryki.Niestety, nawet gotujace się w niej z zazdrości soki nie mogły sprawić by choć trochę się zaczerwieniła. Ba! Choć zaróżowiła! Biedna mogła liczyć co najwyżej na złapanie bladziutkiej złocistości, a wiadomo- dziewczyny lubią brąz….
zaraz… poprawię, bo to Miss Onion wiedzie na grządki Tomatoes, więc to „Rzekł Herr Lauch i ruszył raźno przodem.” troche mi tu nie bardzo…
Może tak: Herr Lauch ruszył raźno przodem.
…. ok, spojrzyj Małgos na poprawiona wersję. Chyba dobrze?
A klan mógłby się nazywać Pommodori, jeśli Małgosia się zgodzi 😉
Ja tymczasem idę dospać, a potem przeczytam i naniosę teksty i poprawki, jak będzie trza.
Miłego dnia!
Alicjo, oczywiście źle zapisałam. Dzięki, tak lepiej.
Nemo, Pommodori to bardzo dobre „nazwisko”. Pomatoes trochę trywialne.
Jestem za.
* Klan Tomatoes przyjął nas nieufnie. Słuchy o ich sycylijskim pochodzeniu i prawdziwym nazwisku Pommodori dochodziły mnie już dawniej. Teraz, stojąc naprzeciw nabrzmiałych sokami i napakowanych witaminami osobników nie miałem wątpliwości. Tak, to słynna rodzina z San Marzano.
*Tymczasem Sałatnik nie dawał za wygraną. Był wściekły! Nie dosyć, że Wegetable Team uniknęła zastawionej przez niego zasadzki, to jeszcze uprowadzili z sobą Jednojajecznych, pozbawiając tym samym Sałatnika rozkoszy pożerania Kartoffelsalad.
Na domiar złego, tajne informacje, dostarczane mu przez Konfidenta, ktory wślizgnął się w szeregi drużyny, były niejasne, a nawet mylące.
– Nu Zajac, pagadi! – pwtarzał od czasu do czasu ze złością!
Tropem drużyny wysłał wyborowy zastęp Bielinków Kapustników, ale ich doniesienia były sprzeczne; trop podążał najpierw na południe, potem na zachód aby po jakimś czasie skierować się ponownie na południe.
Co gorsze, Bielinki wróciły po pewnym czasie, zataczając się w powietrzu z wyraźnymi oznakami wskazującymi na…
– Pijane Kapustniki! – wycedził Sałtnik.
– Nic nie piliśmy! To oni rozsypali na ścieżkach gożdziki, a my nie znosimy tego zapachu! Bueee….!
– Won! – zdążył jeszcze wykrztusić Kapustnik.
a.j
czy ostatnie słowo nie miało być Sałatnik?
* – Dlaczego zwracacie się do nas? Moi chłopcy są jeszcze bardzo niedojrzali, ale mój sąsiad Malinowski, a parę grządek dalej wódz Bawole Serce mogliby ewentualnie… – Don Pommodori wyraźnie nie miał ochoty na kontakt z grupką włóczęgów.
Pommodori hardo spojrzeli na przybyszów. Naprężone ich muskuły , wypełnione tętniącymi sokami zdawały się ostrzegać , że to nie przelewki.
Herr Lauch przemówił pierwszy:
– Ciao amici! Co, nie poznajecie?
Oczywiście! Sałatnik! 😳
*- Mamy do omówienia mały interes. Jesteście mi winni przysługę, zapomnieliście?
-O czym on mówi?- spytała Blondyna
Herr Lauch spojrzał na nią i odpowiedział
-To długa historia i nie czas na nią. Może innym razem….Chodzi o to, ze ich dziadek z naszym wujem robili razem w takiej jednej restauracji. Udało nam się pozyskać tam paru takich ….rozumiesz, odbiliśmy ich, ale wierz mi mała, to był cud , że wszyscy nie trafiliśmy pod nóż.
W tym czasie Sałatnik szykując się na rozprawę z Wegetable Team, mruczał:
-Wszystko sam.Na nikogo nie można liczyć! Tylko podnoś im pensje i dawaj urlopy na rządanie, a jak jest robota, to partaczą.Co za świat!
Żądanie oczywiście!!! 😳
* Pommodori spojrzeli po sobie.
– Cóż, niech wszyscy wiedzą, że honor mamy.Co proponujesz?
Herr Lauch uśmiechnął się chytrze i rzekł:
-Doszły mnie słuchy, ze macie problemy z kuzynami, tymi kurduplami- Koktajlowymi. Ponoć się szarogęszą, ze takie arystokratyczne, ą i ę , Francja- elegancja.Z radością damy im nauczkę- rozetrzemy na masę, a potem posprzątamy, hihi….Krótko mówiąc- potrzebny nam keczup!
Hej, nie zapomnijcie o ogórkach! Aż mi sie przysniły z tego wszystkiego.
Wracam dospać…
* Mizeria! – Błyskotliwy pomysł na nową sałatkę wyrwał Sałatnika z chwilowej depresji.
Alicjo, bardzo proszę.
* Kukurydza po raz enty zetknęła zawistnie na Papryki i to, co ujrzała, sprawiło, iż błyskawicznie zapomniała o łapaniu promieni słonecznych. Bezszelestnie skryła się w zieloności liści i bacznie obserwowała zbliżajacego się Sałatnika. Pewnie ten rozpustnik znów chce spędzić parę uroczych chwil w towarzystwie witamin, a może i potasu- pomyślała i postanowiła natychmiast ostrzec klan Pommodori.Szybko skierowała się przez obejścia Ogórków, prosząc głowę ich rodu o pomoc w zatrzymaniu Sałatnika.
Biedne zgodziły się, nie wiedząc, iż to właśnie im grozi w tym momencie największe niebezpieczeństwo.
Dzień dobry, to może powiem jak robię moją poznańską sałatkę
niemiecką : ( Kartofellsalat według Pana Lulka lub Kartoffelsalat według Nemo)
Zalewa:
-trochę mniej niż 1/4 szklanki octu
-1 szklanka wody
-6 łyżeczek cukru
-2 łyżki soli
Do gorącej zalewy wrzucić pokrojoną cebulę. Następnie tą zalewą zalać
ugotowane , pokrojone ziemniaki. Całość trzymać w zalewie około trzech
godzin. Zlać zalewę. Dodać pokrojone ogórki konserwowe.
Na koniec trochę oliwy, musztardy i majonezu. Zdarza się jednak ,że nie zawsze ta sałatka doczekuje dodania majonezu- bo „ktoś – nie wiadomo kto” mi to powyżera.W podobny sposób robię fasolkę szparagową . W Poznaniu mówi się o tym „szabelek”.
Kukurydza tymczasem dotarła cała i zdrowa na ziemie Pommodori, gdzie skończono właśnie przerabianie Koktajlowych na keczup. Słysząc nowiny, zaczęto pospoiesznie ładować Kruszynkę amunicją.
Ojej, znów zapomniałam o * 🙁
* Dyżurny Bielinek podał Sałatnikowi wizytowkę;
Mr. Cucumber – Prywatny Dedektyw.
– Witam, witam! – zawołał radośnie Sałatnik, zakrywając serwetką półmisek z mizerią.
– Bardzo lubię ogórki!
*- Ja wolę kapustę…..
-To dobrze, to dobrze. Nie grozi konflikt interesów.
Ktos szukal Bobika?
Nie mowilem, ze zapraszalem go na bazanta? Bo owszem, zapraszalem.
I wczoraj Bob wreszce dotarl. POznym wieczorem uslyszwelismy z Nasza jakies skrobanie w drzwi i popiskiwanie. Myslelismy najpierw, ze to M. znow nie moze sie przedostac przez klapke w drzwiach, bo sie zacina. Nasza otwiera, a przed klapka siedzi cos czarnego, kudlatego, z oczu tryska inteligencja.
Pierwszy go rozpoznalem. Rzucilismy sie sobie w lapy, obwachujac sie i oblizujac sobie mordy, merdajac ogonem i mruczac.
A potem zasiedlsmy do picia, jedzenia i rozmow, ktore sie przeciagnely az do rana.
Jestesmy lekko zlajdaczeni po tych dlugich rozmowach, ale zaraz dojdziemy do siebie.
Ciekaw jestem co Moj Przyjaciel Bobik mysli o croissantach?
Helenko, to jawa: ten gość i ta radość ? Chciałabym i ja…
* Alarm okazał się przedwczesny, bo Sałatnik zaspokoiwszy chwilowo swe żądze zatrudniał nowego konfidenta – budzącego zaufanie agenta po szkoleniu w Wielkiej Brytanii. Mr Cucumber – osobnik o szorstkim obliczu i orzeźwiającym zapachu budził oskomę, ale chęć złapania bandy uciekinierów i odzyskania Kartofli poskromiła apetyt sałatnika na jeszcze więcej mizerii.
*- A właściwie, co Pana, Mr. Cucumber, sprowadza w moje progi? – zapytał półgębkiem Sałatnik.
– Uczucie! – zielonkawa twarz Cucumbera jakby pociemniała.
– Hm?
– Tak! Uczucie i chęć zemsty!
Sałatnik cofnął się gwałtownie ale Cucumber kontynuował…
– Niejaki Botwinnikow uprowadził moją narzeczoną; Miss Onion.
Alicjo, proszę, popraw Sałatnika w ostatniej linijce (12:45) na dużą literę.
*-Jasny gwint! Też mam chętkę na tę małą. Lubię sobie schrupać takie jędrne krągłości….- zamyślił się Sałatnik
* Zdrożeni i osłabieni upałem oraz emocjami dzisiejszego przedpołudnia przycupnęliśmy w gościnnym cieniu Kukurydzy i jej zagonu. Gospodyni rada towarzystwu jęła opowiadać historię swego rodu. Przy szczegółach amerykańskiej kariery jej kuzyna Popcorna uległem obezwładniającemu zmęczeniu i przysnąłem. Ocknąłem się na szelest za plecami. To tajny oddział bułgarskiej bezpieki w liczbie sześciu Bakłażanów przedzierał się przez Zagon. Nie darząc tajniaków zbytnią sympatią udawałem, że śpię nadal, ale zainteresowała mnie ich rozmowa z Botwinnikowem. Gruby szeptem informował ich, że widział uprowadzone Brzoskwinie w ponurym domostwie po drodze i że na ratunek już za późno. Szef Bułgarów opowiadał przerażające historie o losach naiwnych, ledwo dojrzałych Brzoskwiń i Nektarynek łudzonych karierą na Zachodzie i Północy, a kończących w nocnych lokalach, nago i w towarzystwie zimnych lodów i śmietany zmuszanej biciem do występów.
– Jej Bohu! – współczująco stęknął Gruby – dobrze, że nasze diewoczki takie odporne na namowy.
*
_ Odporne, co? He, he, he, a jedna twoja krajanka aż tu za mną przyszła. Na szczęście odporność jej była taka sobie. He, he, he
Popatrzyliśmy na samochwałę. Tuż za kukurydzą stał długi blondyn, z zieloną obfitą plerezą
– A niech mi tylko który podskoczy…
odgrażał się buńczucznie
– Ostry jest – westchnęła w rozmarzeniu Miss Onion
– Pewnie, że ostry – prychnął jeden z tajniaków – bakłażanów. Chrzan musi być ostry, ale jego trzeba się strzec (nachylił się konfidencjonalnie) stale plotkuje z ogórkami i burakami. Ktoś nawet mówił, że on ma spółkę z ćwikłą
Popatrzyliśmy niechętnie na Botwinnikowa
– tajniaków zna, agenta zna, szpion jeden.
* Leżąc tak w przyjaznym cieniu kukurydzy poczułem, jak mija zmęczenie i jakaś nieznana euforia mierzwi świeżą nać na mojej głowie. Niespotykane poczucie lekkości i zwiewności ogarnęło mnie całego, feromony Miss Onion zapachniały intensywniej i jakaś przemożna chęć przytulenia kogokolwiek rzuciła mnie w stronę najbliższego sąsiada. Spojrzałem wokół i stwierdziłem, że wszyscy, nawet Wykluci, mają miny rozanielone i wniebowzięte. Botwinnikow nucił sprośne czastuszki i obłapiał kogo popadnie, na szczęście Blondyna nie była w jego zasięgu. Nie była w ogóle w zasięgu! Oszołomiony ruszyłem na poszukiwania. Nie szukałem długo. Kilka metrów dalej, na małej polance w środku Zagonu pląsała w ekstazie Blondyna w objęciach śniadego typa.
– To nasz nielegalny uciekinier z Afganistanu -wyjaśniła stojąca za mną Kukurydza. Nazywamy go Czarny Afgan i ukrywamy przed policją. On, w zamian za to wprawia nas w dobry humor. Jego córka Marysia już się tu całkiem zadomowiła. W przyszłym tygodniu wychodzi za mąż za Samosiejkę – syna rotmistrza Tabaki i jego żony Machorki.
No, to praca społecznie użyteczna wykonana, Pyry po obiedzie z przygodami, a pies coś mi wygląda na nieco niezdrowego.
1. obiad z przygodami : Pyra zwaliła na podłogę talerz pełen szparagowej fasolki z masłem i bułeczką i tak zakończył żywot jeden z talerzy, tudzież moja fasolka. Młodsza prewencyjnie krzyczała „Ja już swoją zjadłam i nie mogę się podzielić. Zrobić Ci kanapkę?” Zrobiła mi kanapkę z pomidorem, a glodna byłam, jak smok wawelski przed świeżą dostawą dziewic niewinnych.
No nic – wstawiłam do piekarnika dwie rolki szaszłyków z karkówki i nawet wyszły pyszne, tyle, że po godzinie. Jeszcze jedną taką porcję upiekę na kolację.
2. psiak jest osowiały. Dużo śpi. Jeszcze raz czy dwa razy dzisiaj prychał i lekko plamił krwią , kiedy jadłyśmy pieczone mięso nie był zainteresowany,
zjadł „łaskawie” dwa czy trzy drobno pokrojone plasterki boczku z porcji Ani i nie łazi za nami krok w krok. Chyba go nie zaraziłyśmy tą grypą żołądkową, co?
Pyro,
jeśli piesiowi się nie polepszy, to trzeba z nim do doktora. Czy on nie zeżarł czegoś niebezpiecznego np. trutki na szczury? Czy możesz stwierdzić, czy krwawienie jest tylko z jednej dziurki w nosie? Jak wygląda gardło, jeśli da sobie zajrzeć?
Hej ho!
Powieść uzupełniona pod wiadomym sznureczkiem. Macie pomysł na ciąg dalszy , czy będziecie zgrabnie zakańczać?
A Bobik rzucił kość i wybył na bażanty. I to do kogo – do Kota 😯
U mnie 20C i od czasu do czasu słońce zza chmurek. Obiecują burze popołudniowe, haneczko 🙁
Możemy zrobić tragiczne zakończenie – wszyscy giną w czeluści kombajnu zbierającego kukurydzę 😎
Oj, krwawo, krwawo! Inna mozliwość – wesele Marysi i Samosiejki, wszyscy kończą w kotle 🙂
Mam kiepski humor 🙁 Wczoraj usuwałam w ogrodzie wielki krzak wilczomleczu. Dziś na prawym przedramieniu ukazała się swędząca jak wszyscy diabli wysypka, od przegubu prawie do łokcia. Jest coraz gorzej, więc albo wszystkich uśmiercę, albo przestanę pisać 😎
No, niekoniecznie wszyscy w kotle, część może być grillowana 🙂
W roli sadystycznego Kombajnisty może wystąpić Sałatnik naprowadzany GPSem przez zazdrosnego Cucumbera.
Ja to tylko wiem, że ostatnie zdanie powinno brzmieć:
– A to feler – westchnął Seler. 😉
Zajrzałam do wiki. W ogóle tego nie znam. Ale znam ten ból – kiedyś z zapałem wyrywałam poison ivy, nie wiedząc, co wyrywam. Miałam miesiąc z głowy, cała w pęcherzach, co jeden zniknął, to drugi się pojawiał, bo u szczególnie uczulonych wystarczy, że się podrapie, dotknie gdzie indziej – i przeniesie zarazę. Co ja się nacierpiałam, Chryste Panie! Połowę czasu przesiedziałam pod zimnym prysznicem, bo to tylko przynosiło ulgę. Apteka proponowała calamine lotion – ale to nie działało, nic nie działało.
Poison ivy rośnie u mnie na samej górce i schodzi coraz niżej. Kiedy kwitnie (początek czerwca), muszę uważać, bo nawet pyłek przeniesiony wiatrem powoduje u mnie bąble.
(…)
A kapusta rzecze smutnie:
„Moi drodzy, po co kłótnie,
Po co wasze swary głupie,
Wnet i tak zginiemy w zupie!”
„A to feler” –
Westchnął seler. (-) J.B.
HA HA!
Ostrzegam przed niecenzuralnym słowem. Temat bądz co bądz, kulinarny… 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/rzeznia.jpg
Alicjo – Pyra nie kuma. Świnki jej się podobają i scenka fajna, ale sam dowcip? Jakim cudem drugi raz w rzeźni?
*Niejeden by nie zaczynał,
gdyby mógł przewidzieć finał.
Toteż zauważ „puk puk” w czoło 😉
Pyra – ta świnka puka się po głowie – na pytanie czy jest tu po raz drugi ( no bo pytanie niedorzeczne 🙂
Dzięki za wyjaśnienie, takam widać niekumata.
Żyję wysoce podekscytowana, bo we wtorek czeka mnie spotkanie „na szczycie” (na szczycie mojej listy sympatii blogowych)
alez Pyro, ze tez mi nie powiedzialas, ze przylatujesz we wtorek!
Moi drodzy, donoszę, że po wczorajszych burzach pokazały sie grzyby. Byłem dzisiaj na rekonesansie w Puszczy Białej od strony Długosiodła. Znalazłem maślaka, borowika i podgrzybka. Oprócz tego w lesie została masa różnych niejadalnych wynalazków. Trochę za mało tych grzybów na jajecznicę ale dobre i to. Trochę grzybów mieli handlarze przy trasie W-wa – Białystok. Niech jeszcze popada to będzie więcej.
Po drodze wpadłem do rekomendowanej niedawno w Polityce przez Gospodarza kuchni polowej na grochówkę. Bardzo smaczna, chociaż nieskromnie zeznam, że moja wychodzi równie dobra 😉
Pyro, co serwujesz we wtorek? Golonę? 😉
Aniu Z.
gdyby Pyra przylatywała do Kanady, to przecież już dawno byśmy założyły komitet powitalny, czerwony chodnik by czekał na rozwinięcie, a orkiestra stroiłaby instrumenty 😉
Nasze zdrowie! (troszkę spózniony toast)
Trochę jestem rozczarowana pisarzami – no jak to? Przecież nie możemy kryminału tak zostawić!
Ktos pedzui, zeby pic mógl ktos. Pedzilismy w klebach. Nie byl upal, lecz nadupal. Sklad zespolu pedzacego byl zauwazalny. Na szczycie czyli na glowie Pan Doktor Willi. Tym razem nie wszywal przeszczepów czyli sercowych by-passów tylko perorowal. Zastepca, Walter, jedyny zawodowo pracujacy i nieslychanie wrazliwy na wysokie temperatury. Miejscowa klasa pracujaca, niezwiazkowa, niestrajkujaca ale zapewne uteczkowiona, czyli Pan Lulek. Wykanczalismy ubiegloroczne zbiory i szykowalismy beczki pod nowe plony. Gruszki sa po pierwszym przebiegu. Trzy beczki pólproduktu a´120 litrów. Po drugim przepedzeniu, wyjdzie kilkadziesiat litrów gotowca. Gruszkówka idzie dobrze jako produkt. Mówi sie dobrze schodzi. Rok ubiegly nie obfitowal w sliwki wegierki. Byly tylko dwa kotly. Gotowego pólproduktu 30 litrów. Pozostalo na kolejna niedziele dwie beczki do przepedzenia. Jedna malutka z jablkami i wieksza z tym co sie nawinie. Nowy produkt i pewnie zaskok nie do powtórzenia.
Pomimo wysokiej przecietnej akademickiej gradacji, 2/3 bylo nie bylo doktorzy, jeden inzynier ale nie dyplomowany, pracowalismy razno i wydajnie. Podzial ról wyksztalcil sie samorzutnie. Pan Doktor nauk medycznych zajal sie kuchnia i napojami dla zalogi. Chili co Cane bylo glównym daniem. Zadnego alkoholu, zeby nie zgubic smaku, zona Waltera zaserwowala placek wisniowy i mrozona kawe.
Zajecia zakonczylismy o godzinie 19.00 w poczuciu dobrze wypelnionego obowiazku z twardym postanowieniem ponownego spotkania w nastepna niedziele i rozpoczecie podczac podniesienia w kosciele Swietego Michala.
Wydajnego tygodnia a Pyrze udanej podrózy do Kanady zyczy.
Pan Lulek
Alicjo,
ja mogę pisać dalsze odcinki, jeśli jest życzenie, ale później, może jutro. Teraz idę sobie zrobić zimny okład 🙁 , ale przedtem – kolację. Dojrzał mi pomidor bawole serce – 630 gramów! a różnych żółtych jest zatrzęsienie 🙂 Witajcie, pommodori! 😀
Pan Lulek zszedł na psy? 😯 Chili con Cane 😯
Jasne, że jest życzenie. Nie musi być natychmiast, ale wypada nam rozpoczęte skończyć 🙂
U mnie już są owoce pomidorów, ale jeszcze małe i nie bardzo wiem, które są które, bo nie zaznaczyłam. Znacznie przyspieszyły ostatnio, mam nadzieję, że zdążą się pokolorować przed naszym wyjazdem! Muszę przecież wybrać trochę nasion na przyszłoroczne zasiewy.
Alicjo, toz to jest kryminal ile ja w zyciu kryminalow przeczytalam i obejrzalam i wciaz nie umiem ich pisac.
A dla Pyry i z Pyra to jasne, ze czerwony dywan, chlodnik i golonka!
W tym tygodniu odbieram od rzeznika czesc mojej swinki Berkshire (te czesc, ktora nie wymaga wedzenia i peklowania), zapowiadaja deszczowy tydzien, pogodoa do golonki w sam raz.
Myślałem ,że sezon wiśniowy zakończyłem ale nic z tego jutro będzie kolejne 5 kilo i nowy produkt z miętą i aceto balsamico.
Znalazłem przepis w encyklopedii o konfiturach Laroussa.
Dokładnie jak truskawki od Sławka.
Truskawek zrobiłem 8 słoików . Świetny dodatek do lodów miętowo czekoladowych od Grycana.
Lulek szykuj przyczepkę 🙂
Wróciłam z psem z wieczornych gonitw po trawnikach. Były dwa jeszcze zaprzyjaźnione pieski i olimpiada lekkoatletyczna na 4 fajerki. Wszelkie niedyspozycje przeszły od razu. Pies szalał, tylko mu uszy wiewały.
Aniu Z – jak już wygram w totka to przylecę do Kanady, potem odwiedzę Echidnę, potem Helenę i Nemo, a potem wyląduję w Burgenlandii na 3 dni – i proszę : w miesiąc zrobię podróż dookoła świata.
Alicjo – żadne golonki. To jedzenie zarezerwowane jest dla Ciebie. Chyba zrobię solę w sosie z kurek (mam słoiczek) jakieś pomidory i ogórki, na deser kruche babeczki z konfiturami pod orzechową czapeczką. Jednym słowem coś lekkiego, smacznego i szybkiego do zrobienia.
Pyra golonki pekluje i coś tam z nimi wydziwia, mogę zaświadczyć, że cokolwiek z nimi robi – robi dobrze.
No właśnie, deszcze niespokojne znowu. W nocy padało, teraz też się szykuje cosik.
Fajnie by było, gdyby Pyra do Kanady, ale jakoś się nie deklarowała 🙁
Wypiłam pół piwa i zasypiam na siedząco. Obiad u B&R, oni się ostatnio rozwydrzyli z tymi przyjęciami i obiadami, tydzień temu byliśmy, we wtorek, no i dzisiaj znowu. A to ja ich chciałam dzisiaj zaprosić. Bonnie powiada, że trzeba dojeść resztku wołu sprzed tygodnia, tym razem już naprawdę ostatnie.
nemo!
A propos pommodori i mitycznych Gargamelów, o których kiedyś rozmawialiśmy.
Oczywiście gargamele to mit, ale od sąsiadów mogę na jesieni dostać nasionka ich własnych pomidorów; są średnich rozmiarów, bardzo czerwone, jędrne i bardzo dobre w smaku. Reflektujesz?
A z pisaniem? Jak się wszyscy zmobilizują, to się coś doklepie. 🙂 Byle by było trochę chłodniej!
*
Maryśka!! ryknął jeden z Kartofli, nie pozwolę!! Maryśka będzie moją żoną!! Nie pozwolę by wyszła za niezweryfikowana Samosiejkę!!!
Widząc zmarchy na czole brata i słysząc wyryczane święte oburzenie, drugi Kartofel wyrwał sobie bohatersko jedną jedyną jaką posiadał komórkę i rozdygotanym paluchem wciskał na klawiaturze tajemniczy zestaw cyfr który to ciągle i nieustannie, jak jakaś prześladująca go zmora nachodził go nocą w postaci snu w którym szóstka z dziewiątką wyczyniała obrzydliwe obrzydliwości, czwórka mamiła jako rozmiar biustonosza Blondyny, a trójka leżąca na boku z radością przyjmowała zaloty zawsze sztywnej siódemki….
Dniem widział te cyfry na mijanych słupkach kilometrowych, pewnie miał je zakodowane jeszcze przed wykluciem z jaka. Rodan musiał być kiedyś wykorzystany genetycznie przez jakiegoś agenta.
Wybierał kolejno 62 242 739 429, niezły numer, pomyślał…chwila ciszy, potem słychać już sygnał dzwonienia, trzy krótkie, dwa długie…Kartofel był pod wrażeniem, nawet dzwonek dzwoni szyfrem.
Po chwili usłyszał miękki męski głos…..Naciarewicz, słucham.
Gdyby nie leżał, pewnie by się z wrażenia przewrócił. Naciarewicz!! Postrach Konserw! Człowiek który kierował Warzywniczymi Siłami Interwencyjnymi….przeciwników spłaszczał jak muchy, jednym klapnięciem dłoni, odklejał jak rozwałkowane ciasto i pakował do teczek. Lubił robić sobie z tych teczek Łajzanię.
Kartofel zaniemówił, Naciarewicz…tego się nie spodziewał….aż pistoletowy strzał w słuchawce przypomniał mu z kim rozmawia!
Panie Naciarewicz, zagadał, mój Brat jest w niebezpieczeństwie, jest tu z nami Czarny, agent z Afganistanu, pewnie nażarł się grochówki z fasolą i jak nic szykuje zamach samobójczy!!
Rozumiesz!! krzyczał już w nerwach, podpuścili mojego Brata na te Maryśkę!! a Czarny tylko czeka by podszedł i poprosił o jej rękę!! Wybuchnie, pierdolnie!!! Ratuj!!
Rany, dopiero teraz przejrzałem ten perfidny plan!!! To po to nas tu sprowadzili, placki chcą z nas zrobić…..
Dobry wieczór! 😉
Hej, Antoś!
Widzę, że się zabrałeś do dalszego ciągu 😉
Literówki poprawię. Z tą komórką to Ciamajdowaty z realu dał ciała – jak tak można, na oficjalnym spotkaniu?! I jeszcze przy gościu zagranicznym!
Na placki ich!
Andrzeju.jerzy,
reflektuję na każde polecane pomidory, pod warunkiem, że wyrosły z takich samych nasionek i że są jakoś podpisane, żebym odróżniła 😉 Z góry dziękuję 😀
Co do naszego kryminału czy może powieści sensacyjnej z dreszczykiem, to kużden jeden autor i kużna jedna autorka powinni wiedzieć, że jak jest Narrator i ten Narrator nazywa się Seler, to nie może być ostatnich słów: „A to feler etc.” Jak mi nie wierzycie, to zapytajcie Wojtka z Przytoka.
Antoś, super! 😆
Alicjo,
jakby co, to Ci podeślę nasionek 😉
*No tak – myślał gorączkowo Kartofel – przecież to jasne! UKŁAD! Że też wcześniej nie wpadłem na to!
„A to feler! Jakem Seler.”
A te pomidorki będą się nazywały, np. Czerwone Uherlandzkie. 🙂
Konfitura mojej babci
Składniki:
0,5 kg dojrzałych moreli, 0,5 kg czerwonych porzeczek, kilka gałązek świeżej mięty, kilka migdałów, 1 kg cukru
Przygotowanie:
Morele zanurzyć we wrzątku, zdjąć skórkę, przykroić, wyjąć pestki, pokroić. Porzeczki umyć, usunąć szypułki. Zagotować owoce z miętą, migdałami i 3 łyżkami cukru, stale mieszając. Dodawać stopniowo pozostały cukier i gotować ok. 20 minut. Wyprażone słoiki napełniać konfiturą.
Przepis z „Naszego Dziennika”
Przepis na niezwykłe pierogi :
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/2,87561,,Pierogi_kakaowe,,24262830,9495.html
Panie Lulku, mamy podobne zainteresowania, chociaż po wymienionych przez Pana ilościach czuję się bardzo malutki 😉 Ja co roku przerabiam tylko 120l wina z winogron. Technologia nieco chałupnicza, produkt może nie najwyższych lotów, ale później szlachetnieje w wiśniówce.
Paweł – do tak uzyskanego produktu część cukru w nalewce użyj w formie karmelu (spytaj Misia – lepiej klaruje, uszlachetnia smak). Wrzuć ze 2 gożdziki.
Część możesz przerobić na winiak szlachetny wrzucając do szklanego naczynia kilka garści wiorów dębowych (albo suchych czystych kawałków dębiny). Po zlaniu (2-3 lata) nalewu broń Boże tych wiorów nie wyrzucać. Nadają się nawet lepiej od świeżych do następnych prób.
No, wiesz, Pyro, Nemo planujesz odwiedzić, a mnie nie?! O rzut beretem?
*
Naziarewicz chwilę milczał : mnie tu też niewesoło. – stęknął wreszcie. Chca mi zabrać teczki, petardy, wycieki i przecieki. Rzodkiewy pieprzone! A wy tam nie ufajcie nikomu. No, nikomu mówię. Zagrzebać się w ziemię i przeczekać. Wyjdziecie, jak przyjdzie czas.
– Ale kiedy to będzie? – spytał rozdygotany Kartofel
– Wiosną. Mówię Wam – wyrośniecie w potęgę, a ja przy Was. Po waszych wrogach najwyżej pikle w słoikach zostaną;
Jasne, Puchalo, że Ciebie też. Tylko wygrać w Totka i już
Pyro, chętnie skorzystam z tego przepisu i to nawet wkrótce. W tym roku, dzięki zakupowi dużej zamrażarki, skracam cykl produkcyjny. Dotychczas jesienią było wino, zimą winiak a latem nalewki. Teraz zamroziłem wiśnie i nalewka nastawi się zimą.
Przepis Misia już gdzieś widziałem przeglądając archiwum bloga, to chyba było we wrześniu ?07. Wydaje mi się, że był tam też cukier trzcinowy. Jak nie znajdę, to zwrócę się do autora osobiście.
Przy okazji – po ostatnim wpisie dotyczącym Norwegii i aquavitu mam zamiar część nastawu wozić ze sobą w bagażniku samochodu przez co najmniej 10 tysięcy kilometrów, aby składniki dobrze się wymieszały i zharmonizowały. W mojej praktyce oznacza to raptem 2 miesiące, część jako próba kontrolna będzie stała w warunkach standardowych. Jestem bardzo ciekawy rezultatu.
I jeszcze obiecane sprawozdanie dla Teresy dotyczące spożywania Żołądkowej Gorzkiej z produktami mlekopochodnymi.
Komisja w składzie sąsiad-szwagier i ja orzekła po dokonaniu ok. 10 prób z materiałem dowodowym, że mleko jest ?popychaczem? znacznie lepszym niż śmietanka.
Śmietanka, pomimo swej gładkości, posiadała jednak znacznie gęstszą konsystencję, przez co moment spotkania w żołądku z w/w Żołądkową następował nieco później, powodując leki dysonans. Mleko (pasteryzowane 2%) idealnie dostosowywało się do tempa Żołądkowej i harmonijne połączenie następowało w tempo i na czas.
Komisja jest zadowolona z rezultatów, ponieważ akcja ?Szklanka mleka na co dzień? okazała się być żywym i nośnym hasłem, a nie pustym sloganem, jak wiele innych na tym świecie 😉
Pyro,
no to mnie kamień z serca spadł! Słyszałaś ten łomot?
* W ponurym domu przy trzech chójkach Oprawca zabierał się do wyrywania szypułek. Drżące ze strachu Porzeczki tuliły się do siebie, ale on nie zważając na cichutkie szlochy metodycznie brał garść za garścią. Choć niedźwiedziowaty z wyglądu, to jego zwinne ruchy zdradzały wieloletni trening i zamiłowanie do mokrej roboty. Przed chwilą wycisnął co się dało z wiadra Wiśni i z lubością powiódł wzrokiem po nagich Brzoskwiniach. Był z siebie zadowolony. Jeszcze tylko pomęczyć spirytusem wisienki i będzie mógł odpocząć na przyzbie. Na jego okularach zamigotały krwawo kropelki czerwonego soku, gdy zbliżył swą twarz do słoja z najsoczystszymi Bułgarkami. Tak, był kolekcjonerem i koneserem, ale przede wszystkim Oprawcą. Gdy tak delektował się widokiem swoich najświeższych ofiar, ktoś głośno załomotał do drzwi wejściowych.
Dzień dobry wieczór.
@Pyra @Pawel (a może Paweł?), przekonaiście mnie, zaczynam pić mleko nie tylko kwaśne!
No to dla mnie już po spotkaniu, Pyro. Pracuję. Szkoda. Trudno itd.
*
„””…..Gdy tak delektował się widokiem swoich najświeższych ofiar, ktoś głośno załomotał do drzwi wejściowych.
Dzień dobry wieczór.
przekonaiście mnie, zaczynam pić mleko nie tylko kwaśne!”””””
Proponuję na nastepny fragment, o ile Kodżak pozwoli. 😉
aż się prosi……brzmi to jak hasło!!
Odzew:
*
Najlepsza Żoładkowa jest od Palikota, odpowiedział Oprawca.
Marialko – ta pracowitość przejdzie Ci w stan chroniczny, a to się leczy b.opornie. Sama wiesz
Oj Pyro!
Jak juz mam grafik na jakiś miesiąc to tylko choroba zwalnia mnie z niego. Planuję z miesięcznym wyprzedzeniem. Wiem, że to kompletnie nieromantyczne, wiem.
Melduję, że właśnie spaliłem czajnik. Miałem usiąść do komputera na 5 minut a zrobiła się godzina. Teraz nie mogę pójść spać bo intensywnie wietrzę dom. Nie wiem czemu zachciało mi sie herbaty, przecież jej nie lubię ;-(
*
Przed nim stał ponury dość typ w kapeluszu i lekko szklistych oczach. Cielskiem wypełniał całą drzwiową futrynę
Przypomina moją beczkę z zacierem, przeleciało przez mózg Oprawcy.
Typ powiedział, Weck jestem, przysłała mnie Stasia.
Macie tu podobno coś do plasteryzacji?
– Eeee, jakiej pasteryzacji, nalewki sobie robie.
– Plasteryzacji gamoniu, pla-ster-ko-wania! Jasne! Gdzie oni są!?
Oprawca pokojarzył fakty….stasia…enerde…weck…tak , to mistrz w swoim fachu. Zrozumiał skąd ten jego kanciasty kształt, pod płaszczem na plecach miał swoją wielką, słynną szatkownicę.
– Aaaaa, mówisz pan o tych Kukumbrach? Leżą w piwnicy.
Ps. Pyro!!
Kup, jak kiedyś już radziliśmy, elektryczny!! 🙂
Dobranoc!
http://wyborcza.pl/1,76842,5546190,Co_nam_w_zupie_brzeczy.html
O! Już jest tekst o robaczkach!
Antku, Pyra jest niewinna, to ja zjarałem czajnik 😉 A elektrycznego nie kupię ze względów ideolo, dla mnie ten sprzęt nie ma duszy a i prąd żre jak głupi.
Gdy tak delektował się widokiem swoich najświeższych ofiar, ktoś głośno załomotał do drzwi wejściowych.
To byl inspektor Piotr A,ktory od dawna prowadzil dochodzenie w tej sprawie.Jego ciezkie spojzenie spoczelo na talerzu z resztkami ofiar.
Haa,na jego twarzy pojawil sie usmiech,ktory dowodzil ze wie kto jest sprawawca/
Wyiagnal swoj wyswiechtany notes i zapisal,wszystko wskazuje na Kanade..