Smaki i smaczki
Po co chodzimy do restauracji? Z najróżniejszych przyczyn, z których chęć zaspokojenia głodu wcale nie jest najważniejsza. Wydaje się, że często kierujemy się chęcią doświadczenia „co też oni wymyślą”. Nikogo już nie interesowałoby podanie tradycyjnego dania, najbardziej choćby przyrządzonego. Obecnie powszechna stała się moda na modyfikowanie, „łamanie” smaków, zaskakiwanie, nieoczekiwane i nieoczywiste ich łączenie. No cóż, gotowanie jest jedną ze sztuk, a szukanie nowych sposobów wyrazu, znaczeń i technik jest cechą immanentną innych współczesnych rodzajów sztuk. Nikt już nie może malować, komponować ani pisać tak jak dawniej. Także w kuchni musimy wyrażać smaki po nowemu.
Po co ten wstęp? Otóż poszłam wczoraj do restauracji, gdzie m. in. z okazji moniuszkowskiej rocznicy, znany z twórczego czytania starych przepisów Maciej Nowicki wprowadził do menu transkrypcje dawnych przepisów z okresu, kiedy żył i tworzył kompozytor. Maciej Nowicki oraz Agnieszka Kręglicka, właścicielka restauracji, proponują zarówno chłodnik z ogórków, roladę z głowizny, rosół na rurze wołowej, jesiotra z płatkami słoniny, bliny z wędzoną śmietaną, jak deserowy, piwny kalteszal. Czy było to smaczne? Bardzo. W dodatku pomysłowe, wymagające zarówno wiedzy historycznej, jak fantazji i pewnej śmiałości. Ale skoro muzykę z tamtego czasu gra się na nowo, dlaczego zmiany nie miałyby dotyczyć także potraw. Nie od dziś wiadomo, że muzyka i jedzenie są sobie bliskie.
Po naprawdę smakowitym posiłku pomyślałam, że równie doskonale uczciłoby muzykę i muzyka dosłowne odwzorowanie niektórych potraw. Wiek XIX był okresem, kiedy upowszechniła się na polskich ziemiach najdoskonalsza chyba kuchnia, a niektóre przepisy zasługują na zapamiętanie. Choćby gotowany w wywarze warzywnym sandacz z dodatkiem siekanych jaj na twardo i stopionego masła, zrazy a la Nelson czy bitki cielęce w subtelnym sosie śmietankowym z pieczarkami. A zupy i desery czy ciasta, a doskonałe „jarzynki”? To byłoby również pyszne.
Komentarze
Danusiu, Szczeżuję … zakupiłam, ale czytam teraz kolejną książkę o Japonii „Morze wewnętrzne” , którą też polecam.
Pamiętam, że takiego sandacza robiła moja Babcia. Rybę dostarczał czasem wuj profesor fizyki, zapalony wędkarz i grzybiarz, miał listę i po kolei obdzielał dalszą rodzinę, bo bliższa po pewnych wakacjach, gdzie jedli tylko ryby, przestała je jeść w ogóle.
W zasadzie, po raz kolejny można powiedzieć, że wszystko już było. Zarówno w kuchni, jak i w modzie oraz w polityce też… Ale można odkrywać na nowo, nad Loarą mawiają, że przepisy są revisitees i bardzo lubię to określenie.
A sandacz w towarzystwie siekanych jaj na twardo oraz stopionego masła to jedno z najlepszych rybnych dań, jakie dane było mi próbować.
Dzisiaj nie było żadnych odkryć kulinarnych-udka kurczaka z patelni, młode ziemniaki i szparagi z masłem oraz bułką tartą.
Malgosiu-dzięki za podpowiedź. Japonia nieustająco obecna w moich wspomnieniach. Japońska grupa wysyła do nas nadal wiadomości, zdjęcia oraz różne ciekawostki, co jest bardzo sympatyczne 🙂
Japonia również w moich wspomnieniach i chociaż wydawało że te 3 tygodnie to bardzo dużo czasu, to jednak go brakowało mimo takiej intensywności zwiedzania. Sądząc po wiadomościach od grupy im też tęskno za tym krajem.
Danusko, ksiazka, o której wspomniałaś pod poprzednim wpisem, pasuje jak ulał do dzisiejszego tematu 🙂
Małgosiu 🙂 to à propos przejedzenia sie rybami.
Tęcza – Bolesław Leśmian
Słychać go było, jak po młodym życie
Biegł coraz śpieszniej – ciepły deszcz majowy,
Zbryzgany słońcem, co przez obłok płowy
Wzdłuż mu kropliste rozwidniało nicie.
Pyląc, uderzył w piach drogi spróchniały,
Poszperał w krzaku, co lśniąc się kołysze,
Strącił liść z wierzby, przyciemnił głaz biały
I ustał, w nagłą zasłuchany ciszę.
Teraz mu patrzeć, jak wierzchem obłoku
Tęcza, bezmiary objąwszy, rozkwita,
Poprzerywana i niecałkowita,
Jakby się śniła zmrużonemu oku.
Aż luźne znikąd jednocząc migoty,
Nagłą zawisa ponad światem bramą,
By ci przypomnieć, że zawsze tak samo
Trwasz w każdym miejscu u wnijścia tęsknoty.
By ci przypomnieć, żeś z duszą, snem zżartą,
Wpatrzony w bezmiar, wsłuchany w swe dreszcze,
Wszedł do tych światów przez bramę rozwartą,
Co się za tobą nie zamknęła jeszcze.
Asiu, jak miło przeczytać Lesmiana.
Wspomniałaś wczoraj o roladzie z wiśniami według przepisu Nemo ( w kontekście kulinarnej „wpadki” Twojego taty 🙂 czy mogłabyś przypomnieć ten przepis? Dziekuje Ci z góry a teraz muszę juz wyłączyć komputer. Miłego wieczoru!
Alino,
wyręczając Asię poczytałam przy okazji stare wpisy. Oto przepis na roladę z wiśniami : https://adamczewski.blog.polityka.pl/2013/02/14/caly-dzien-we-dwoje/#comment-381343
Chodzi o wpis Nemo z godz. 16.55.
Ani deszczu, ani tęczy…
Krystyno – dziękuję za pomoc 🙂 Alino – to jest właśnie ten przepis. Jest łatwy do wykonania, a rolada jest bardzo smaczna. Należy pamiętać, o czym pisze Nemo, żeby upieczony biszkopt przykryć blaszką, potem łatwiej zwija się ciasto. Śmietanka 36 %.
Otrzymałam informację, że w Szczecinie dzisiaj pokropiło. U nas nadal susza.
Wywiad z jednym z autorów „Kapłonów i szczeżui”: https://www.dwutygodnik.com/artykul/8157-postne-uczty.html
Z Kuryera Lwowskiego, 1886 rok – pisownia oryginalna.
„Oryginalna książka kucharska. W roku 1738 Le Bas ułożył książkę pod tytułem: „Festin joyeux, ou la Cuisine en Musique” aby dać paniom możność „przygotowywania, śpiewając, potraw i sosów”. Każdy przepis jest kupletem ze wskazaniem melodji, według której ma być śpiewany. W końcu książki zaś znajduje się cały zbiór nowych, skomponowanych do kucharskich kupletów melodyj.”
Może Alina, Ela lub Danusia przetłumaczą nam jakiś przepis – kuplet? 🙂
https://gallica.bnf.fr/ark:/12148/bpt6k131917z.image
Z tego samego Kuryera:
„Uprowadzenie z seraju. W tych dniach w Konstantynopolu odbył się ciekawy proces przeciwko Selimowi Hanai – pierwszemu eunuchowi w haremie Murada paszy. Oskarżony pośredni żył w wymianie listów pomiędzy piękną i najulubieńszą małżonką baszy Fatimą i baronem Nadetz, dyplomatą francuskim, a następnie dopomógł zakochanym do połączenia się związkiem dozgonnym.
Fatima przebrana w suknie sabaudczyka, zaopatrzona w katarynkę i małpę, co wszystko dostarczył jej Selim, umknęła z seraju i udała się z kochankiem do Paryża, gdzie przyjąwszy wiarę chrześcijańską, zawarła z nim ślub w kościele św. Magdaleny,
Afera ta w swoim czasie była bardzo głośną. Fatima mianowicie zwróciła uwagę swoim naszyjnikiem pereł, ofiara Murada baszy, wartości 3 milionów piastrów, który zabrała ze sobą z seraju.
Owóż Selim przyznał się do swego postępku, za który otrzymał od barona Nadetz 20 tysięcy piastrów i skazany został przez sąd na sześć miesięcy galer, oprócz 50 kijów, które mu basza wprzód jeszcze zaaplikował.”
„Humorystyka.
Pan i pani, małżeństwo, posprzeczali się o coś na dobre w chwili siadania do stołu. Talerze, widelce, noże, łyżki, wszystko po kolei wyrzucają w pasji za okno.
Stary kredencerz Jan, chwyta za wazę i butelki z winem i ciska także za okno.
– co ty ośle robisz? – woła zaperzony pan.
– a cóż, myślałem, że państwo zamierzyli jeść obiad w ogrodzie.
Mówią zawsze: apetyt przychodzi wraz z jedzeniem, a ja tu jem i jem od dwóch godzin a jeszcze apetytu nie mam.”
Dzień dobry 🙂
kawa
https://photos.google.com/share/AF1QipOusmW1HWsF5hY6hFYupqSRs3LCD3OdGnbyFCgPK3llA_QcREui0WajowCjeOJ-IQ?key=V0FGZlJUS3V3QXF5NHMtck5wMUxTenZvdGpHNTdn
Same przyjemności od rana – przepiękne widoki od bezdomnego, kawa od Irka i ciekawostki od Asi. Bardzo ciekawy jest ten wywiad z Jarosławem Dumaniewskim.
U nie zachmurzyło się.
https://photos.app.goo.gl/Gs7TqL7NtNhsRSiq5
Bezdomny-a gdzie są te piękne okoliczności przyrody?
Salso-już od kilku dni nie mieliśmy wieści z Chorwacji.
My zaplanowaliśmy na dzisiaj małą wycieczkę po mazowieckich rubiezach.
Danusiu, czekam oczywiście na relację 🙂 Miłej wycieczki!
Krystyno, dziekuje za wpis z rolada. Poczytałam przy okazji rozmowy z tamtego okresu i ogarnęła mnie nostalgia.
A wywiad z Dymanowskim jest rzeczywiście bardzo ciekawy.
Asiu, przejrzę troche późnej te kuchnie przy muzyce ale z rymowanym tłumaczeniem może być u mnie na bakier. Danuśka jest w tym mistrzynią a Elap prawdopodobnie tez 🙂
Danuśko, już wróciłam i usiłuję się na nowo odnaleźć i zorganizować. Nie jest łatwo, dobrze że taka cudna wiosna, zanurzam się w niej 🙂
Podobnie jak Alina zajrzalam w sprawie rolady nemo i wsiąkłam na dłużej. Botwinka u mnie, mielone, mloda kapusta i takiez ziemniaki 🙂
https://gotowanie.onet.pl/porady/jest-lepszy-od-zielonej-herbaty-piec-powodow-dla-ktorych-warto-go-pic/nx3bbv8
Wszystko jest lepsze od zielonej herbaty
Danuśko, włóczę się obecnie po Portugal i stąd te kolorowe obrazki. Ten jeden osobny to ostatni obrazek z Puerto de Rosario jaki pstryknąłem podczas przechadzki po palmowym ogrodzie.
Dziś jestem jeszcze tu wśród bajecznych krajobrazów, jutro kawałek dalej.
W zasadzie to tak bez celu. Chociaż jedno miejsce chcę koniecznie odwiedzić, nie z obowiązku pielgrzyma lecz bardziej z sentymentu. Słyszałem o tym miejscu dobrych parę lat temu. Kiedy lecialem do Brasilien miałem przesiadek w Lisabon i cały czas na wszystkich lotniskowych telewizorach pokazywali rekordowy zjazd z fali w Nazare z Garrett McNamara. To fascynujące miejsce, może będę miał szczęście popatrzeć na piękny spektakl. Sam nie będę brał udziału, czym spełnię życzenie Przyjaciela.
Do tego widowiska potrzebna potrzebna jest odpowiednia cyrkulacja pogody na Atlantyku. Mawiają że niektórzy mają szczęście, i ja wiem dokładnie że do nich się zaliczam
Mam czas na czekanie prawie do końca miesiąca, kiedy to pojawię się w Basel w bardzo ważnej sprawie.
Bezdomny – Algarve? 🙂 Podróże bez celu są świetnymi podróżami.
Nie klepałbym o tym co poniżej, gdyby nie było w tym wszystkim wątku kulinarnego 🙂
Siedzę w barze, w końcu to nic nowego. Obok mnie, albo raczej ja siedzę obok pięknej kobiety, z którą chętnie bym poflirtował. Pomimo tego, że jest to możliwe w tzw. przez niektórych „fuj-językiem” 😛 to rozmowa się jakoś nie kleiła 🙄 Celina co dziesięć sekund spogląda na telefona monitor i sprawdza wszystko co możliwe. Tak jakby pracowała dla jakiejś agentury. Moja ciekawość nie daje mi spokoju i pytam bezpośrednio. Nie, ona przegląda na instagramie obrazki. Teraz jest pora kolacji i ona chce wiedzieć co też jej znajomi spożywają o tej porze. Czy jest to aż taka ważne dla ciebie? I ona ze stoickim spokojem przytakuje, bez jakiegokolwiek zakłopotana. Patrzę na jej telefon i czytam „pozdrawiam cie Celino” i obrazek na którym zadowolony Andreas pochyla się nad krwistym stekiem. Obok mieszana sałata.
Niesamowite 🙄 że coś takiego ma w dzisiejszych czasach tak ogromną moc przyciągania, pięknych błękitnych pary oczu.
Nic dziwnego że sięgnąłem i ja do mojego telefona 🙄
W ksiazce The Ginger Tree bohaterka pisze o uklonach (bow) w Japonii.
Uklony to sztuka ktorej reguly mozna porownac do ukladania bukietow kwiatow. Sa uklony osob tej samej klasy spokecznej. Te uklony roznia sie w zaleznosci od okolicznosci. Uklony do przelozonych, uklony do obslugi (servants), uklony do sprzedawcow, do konduktorow w tramwaju. Uklony mezczyzn do kobiet, zwykle niezbyt niskie (very shallow). Uklony kobiet do mezczyzn sa bardzo niskie (very deep). Do tego rozne rodzaje uklonow kobiet do kobiet. Bez slowa kobieta moze umiescic inna kobiete tam, gdzie jest jej miejsce tylko po rodzaju uklonu.
W poszukiwaniu modrego Dunaju: https://www.eryniawtrasie.eu/30366
Ech, te Wasze skoki w bok, ten wyjątkowo mi się podoba, lubię tamte okolice i winnice 🙂
No tylko ten język…
Ja jestem skrzywiona, przyznam – dla mnie jest ojczyzna-polszczyzna i już na ten temat wiele było. I uważam, że każdy język trzeba szanować, bo to jest czyjaś ojczyzna.
Moi rodzice też wzrastali (nastolatkami byli) w czasie wojny, a mama wywieziona z rodzicami do Niemiec na roboty. Mama chodziła tam do szkoły i nauczyła się języka niemieckiego, który czasami jej się potem przydał (wartość nabyta, dodana) Mało wiedziała, co się wokół niej dzieje, jako smarkata – miała 7 lat, kiedy zaczęła się wojna. Przypomnijcie sobie, co pamiętacie z czasów, kiedy mieliscie po 7-12 lat. Język jako taki nie jest winien temu, co historia z nim wyprawia.
Ale podejrzewam, że niekoniecznie chciałaś to powiedzieć, Ewo, dla mnie to zabrzmiało lekceważąco.
Nikt na wszelki wypadek nie podjął tematu 😉
Alicjo,
Temat podjęłam ja, jeszcze pod poprzednim wpisem.
https://adamczewski.blog.polityka.pl/2019/04/29/smakolyki-smakolyki/#comment-584324
Muszę przyznać, ze dla mnie temat był już zamknięty po wyjaśnieniach Ewy.
Ewo-ten most to rzeczywiście bardzo ciekawa konstrukcja.
Nasz wczorajszy skok w bok był bardzo skromny-wedrowalysmy od Przasnysza, przez Maków Mazowiecki do Pułtuska. W Przasnyszu jest jest bardzo ładny park z wyspą na rzece Węgierce. Rynek w Pułtusku zna wielu Blogowiczow, a Maków interesował nas przede wszystkim z powodu „Gospody Pazibroda”. Być może pamiętacie, że Piotr wspominał o tym miejscu w swoich wpisach i lubił tam zaglądać. W gospodzie oprócz zjedzenia obiadu można też kupić produkty od lokalnych dostawców, które jak zauważyliśmy, cieszą się dużym powodzeniem. My kupiliśmy kawałek domowej szynki, a w trakcie naszego posiłku zachwycilismy się przede wszystkim smakiem pierogów z kapustą i pieczarkami. Tak znakomitych pierogów nie jadłam w żadnej restauracji już od dawna. Od razu przypomniały mi się oczywiście te w mistrzowskim wykonaniu Misia Kurpiowskiego 🙂
Salso-milego zanurzania się w ursynowska wiosnę:-)
Z dedykacją dla Asi 🙂
Lubię archiwalia oraz kulinaria,
ale tłumaczenie dawnych, francuskich kupletów
to zajęcie tylko dla mistrzów i wielkich poetów.
Mój dar rymowania
to przeciez dar udawania,
że czasami coś daje się sklecić
i na blogu niechcący zawiesić.
Alicjo,
Ja też podjęłam temat , a i bezdomny wyraził swoje zdanie. Ale dalej nie ma sensu, mój teść zawsze mówił „szkoden goden”.
Biorąc pod uwagę historyczną przeszłość „fuj-językami” należałoby nazwać prawie wszystkie ogólnie lubiane zachodnioeuropejskie języki.
Danusko 🙂 to odnośnie francuskich kupletow.
Wyjaśnienia Ewy dla mnie rownież były wystarczające.
A ja się cieszę byle czym 🙂 nawet tym, że uprzedzenia i inne tego typu klocki nie we wszystkich przypadkach są dziedziczne.
Pozdrawiam z Lagos, też jest miło 🙂
Lagos – piękny port, już pojeździłam googlem Earth. Dobrze, że Portugalia, a nie Nigeria 😉
U mnie jezioro na ogródku, bo deszcz padał całą noc i nadal jest jakby deszczowo. Jednak wreszcie coś zielenieje.
Zainteresowani moga na zywo ogladac Hot Shop w Museum of Glass, Tacoma WA
Jest to piekne museum wyrobow ze szkla. W Hot Shop artysci wykonuja rozne piekne wyroby ze szkla.
Museum powstalo z inicjatywy Dale Chihuly, artysta wyrobow ze szkla.
https://livestream.com/accounts/25487373/events/7562373
To prawda, region Algarve to jedne z najpiękniejszych skalistych wybrzeży w Europie.
No właśnie, a propos pięknych wybrzeży, Elapa-jak tam pogoda w Bretanii?
Ostatnio nawiedziły Was znowu jakieś okropne huragany.
Ja natomiast pojezdzilem rowerem, nie tylko po porcie. Ale już mnie tam nie ma. Jeśli chcesz to udostępnię moją pozycje na googielku. Widoki na żywca są wspaniałe.
Kulinarne natomiast była nowość dla mnie. Pierwszy raz miałem na talerzu Rochen, nie znam odpowiednika w polskim języku 🙄
Ok na jedną godzinę udostępniam lokalizację
https://maps.app.goo.gl/ooFXXexr67rGKTeh6
Rochen – diabeł morski? Manta https://pl.wikipedia.org/wiki/Manta_(ryba)
Żabnica – https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBabnica_(ryba)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Mantowate
Danuska, u mnie wial silny i zimny wiatr. Pogode mamy jesinna, ale od jutra ma sie poprawic, bedzie slonce i cieplej. Mielismy Dziecko przez kilka dni i mialam czas wypelniony. Oprocz gotowania duzo chodzilismy razem wzdluz wybrzeza. Dziennie 6, 7 km.Corka miala miala mala odskocznie od paryskiego zgielku i zanieczyszczonego powietrza. W ostatnim dniu zlapal nas deszcz i zanim dotarlismy do samochodu wszyscy zmokli.
Rochen po polsku to ogończa.
Danusiu – 😀
Orca napisała nam ciekawe rzeczy o japońskich ukłonach.
To ja napiszę trochę o ukłonach galicyjskich 😉
Z Kurjera Stanisławowskiego, rok 1905, pisownia oryginalna.
„Z bruku.
Stanisławów jest Eldoradem dla kapeluszników, oto co zauważyłem podczas ubiegłych świąt.
Jak w Salzburgu, gdzie opady deszczowe są największe parasolnicy największy mają popis – tak w Stanisławowie, gdzie ludzie najbardziej sobie czapkują, kapelusznicy i ludzie sprzedający kapelusze i czapki jedwabne życie wieść powinni.
Stanisławów z Knihininem mimo pięćdziesięciotysięcznej ludności jest zakamarkiem. Znają się tu wszyscy (nie chcę powiedzieć jak łyse konie) i kłaniają się sobie nawzajem, nieraz wśród myśli i życzeń w głębi duszy, które nie bardzo z tym dewocyjnym ukłonem licują. Ta mania kłaniania się sobie dochodzi do potwornej nieraz śmieszności.
Dwóch znajomych np. spaceruje po linii A – B, każdy w innym kierunku i co 3 minuty muszą się wymijać – i jeśli nie za każdym razem, to przynajmniej co drugi raz zamieniają ze sobą ukłony. Fakt ten codziennie można obserwować.
Pewien bardzo popularny na linii A – B jegomość zadał sobie pracę, obliczając ilu osobom podczas jednogodzinnego spaceru od handlu Gurawskiego do handlu Kwiatkowskiego będzie się musiał ukłonić. Jakoż 42 razy odkrył całkowicie głowę, 67 razy odkrył lekko głowę, 69 razy sięgnął do kapelusza nie dotykając go wcale, a 23 razy kiwnął głową na powitanie, czyli że co 13 sekund dobre wychowanie kazało mu odrywać się od jego myśli i spekulować nad tem, komu jak i kiedy się ukłonić.
Na pytanie komu i kiedy, łatwą jest od biedy odpowiedź: znajomemu i gdy się go spotka. Ale w odpowiedzi na pytanie jak się ukłonić, można by u nas cały traktat napisać.
Nigdzie ukłony nie są tak wydoskonalone i subtelnie różniczkowane jak w Stanisławowie. pozwólcie Państwo przedłożyć sobie ich zasadniczą skalę:
1. ukłon bałwochwalczy. Osobnik staje frontem do przechodzącego, zgina się w kabłąk i woła: całuję stopy wielmożnego pana.
2. Ukłon oficjalny: polega na zdjęciu kapelusza do wysokości piątego żebra i złamaniu ciała w pachwinie brzusznej pod kątem 63 stopni.
3. ukłon etykietalny. Ściąga się kapelusz z głowy na bok do odległości łokcia, a równocześnie pochyla się tułów ku przodowi.
4. ukłon wyższości. Pomiędzy palec wielki i wskazujący ujmuje się rondo kapelusza i mruczy się coś pod nosem.
5. ukłon – nieukłon. Podnosi się prawa rękę do wysokości ucha z wyrazem twarzy, który zdaje się mówić: Servus Brzezina!
6. ukłon głową. Kiwa się głową podobnie jak koń łbem gdy go mucha w pysk gryzie. Pożądanem jest nic sobie przytem nie myśleć.
7. ukłon gębą. Wykrzywia się twarz do przyjacielskiego uśmiechu z wyrytem w oczach pytaniem: jak się masz trutniu?
8. ukłon oczami. Praktykowany pomiędzy znajomymi i znajomymi, którzy się nawzajem swojej znajomości wstydzą. polega na wykręceniu gałek ocznych ku sobie wzajemnie.
9. bezukłon. Oba osobniki znają się, ale aby się sobie nie kłaniać, wykręcają głowy w dwie przeciwne strony.
Tak wygląda zasadnicza skala stanisławowskich ukłonów, które mają jeszcze podpodziałki, a tych jest … legion.
Klewe”
Evo47 – a czy manta, żabnica to teufelrochen?
Jeszcze wracam do języków – język polski należy do jednych z najtrudniejszych. Thymoty Snyder, amerykański pisarz i publicysta, wygłosił właśnie mowę z okazji otrzymania przez Tuska tytułu Człowieka Roku – po polsku, wygłosił, nie czytał, no, powalił mnie po prostu! Znakomita laudacja, posłuchajcie 🙂
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24772014,gazeta-wyborcza-konczy-30-lat-trwa-gala-rozdania-nagrod-czlowiek.html#s=BoxOpMT
Ciąg dalszy austriackich wojaży: https://www.eryniawtrasie.eu/30418
p.s.Człowiek Roku Gazety Wyborczej, zapomniałam dodać. Snyder wymiata!
Pooglądałam – w Austryi (jak powiedziałby mój Dziadek) mieszkałam prawie rok. Bardzo przyjemny kraj 🙂
Dzisiaj o butach. Pan Jerzor doszedł do wniosku, że muszę sobie kupić nowe buty, takie do chodzenia, ale muszą być na obcasie. No przepraszam, ale tutaj często nawet chodnika nie ma w naszej spacerowej okolicy (choćby te pół kilometra do Helmuta), więc jak on to sobie wyobraża? On sobie nie wyobraża, mam zakupić. Pojechałam do szopingu (odpowiednik polskiej „galerii”), nic się do mnie nie uśmiechnęło ani się na mnie nie rzuciło, ale kupiłam sobie takie buty na płaskim obcasie, do chodzenia na dystans, bo Nisine znakomite półtrampki już po 10 latach używania ledwie dychają, a zwiedziły pół świata i trochę (nie wyrzucę, powieszę na kołku!).
Niestety, butów zabudowanych, takich do chodzenia i na niewielkim obcasie (nie szpilkowym) nie udało mi się kupić, bo nie ma!
Pan J. wygłosił mowę, że bez butów na obcasie wyglądam jak (!!!) kaczka (!!!), mam krótkie nóżki i w ogóle żałość na mnie patrzeć.
Jakoś nie mam wrażenia, że wszyscy się za mną oglądają i widzą, że mam płaskie buty oraz krótkie nóżki, kogo to obchodzi? 😯
Poza tym – co to znaczy, „wszyscy widzą”??? I co mnie ich zdanie obchodzi??? Być może „męcizny” przechodzące na emeryturę mają jakiś kryzys cudzej tożsamości? Bo ja stawiam na wygodę – mimo, że uwielbiam szpilki! Uśmiałam się.
W TVN24 było ostatnio kilka ciekawych debat, w których uczestniczył Timothy Snyder. Zawsze mówił z pamięci, po polsku i bardzo ciekawie. 🙂 W sieci można te debaty znaleźć. Odbywały się chyba w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku. Żoną Snydera jest Marci Shore, historyczka i pisarka. Świetny duet.
Ewo – o Spitz nie słyszałam, a okazuje się, że to ciekawe i bardzo malowniczo położone miasteczko.
Asia
10 maja o godz. 22:49 584377
Nie wiedziałam, „se” poszukam, dzięki za podpowiedź 🙂
Asia,
Przeczytalam liste uklonow i zasad. To sa scisle okreslone reguly. Bardzo ciekawe.
Tu jest tylko jeden przyklad z Twojej listy:
„Ukłon oficjalny: polega na zdjęciu kapelusza do wysokości piątego żebra i złamaniu ciała w pachwinie brzusznej pod kątem 63 stopni.”
Asia,
Przeczytałam że manta to jest Teufelsrochen. Żabnica wygląda zupełnie inaczej i nazywa się u nas Seeteufel czyli diabeł morski. Wygląda że one wszystkie z piekła rodem chociaż smaczne.
Świeżą rybę Rochen widziałam ostatnio w wiedeńskich delikatesach „Julius Meinl am Graben”.
Dzień dobry 🙂
kawa
Asiu, wspaniały jest ten artykuł o uklonach w Stanisławowie, opisanych przezabawnie.
Alicjo, dzieki za Timothy Snyder’a, nie wiedziałam, ze aż tak dobrze mowi po polsku. Jestem pełna podziwu.. Poszukałam innych nagrań z nim, bardzo ciekawy jest ten o historii zagłady i przyszłości Europy. Muszę przeczytać jego Skwawione ziemie.
Kawa Irka przednia 🙂
Ten tekst o ukłonach w Stanisławowie to należałoby przetłumaczyć na japoński i wysłać do tamtejszej prasy 🙂
Orco-dla Ciebie oraz dla innych zainteresowanych o szkle w Krośnie:
http://www.miastoszkla.pl/
Alicja,
Ja też dziękuję za Timothy. Nie wiedziałam że mówi po polsku. W mojej bibliotece jest tylko „Bloodlands”. Przyniosę sobie jeszcze dzisiaj. Chętnie przeczytam też jego „Króla Ukrainy”
(The Red Prince) o jednym z Habsburgów. Niemieckie tłumaczenie ukazało się w Austrii.
Już się przestraszyłam, że Krosno robi teraz tylko takie artystyczne wyroby … 🙂
Dla wszystkich, którzy pamiętają, a dla Nowego zwłaszcza 😉
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,24714807,wszystko-opowiedzialam-w-ksiazkach-ewa-szelburg-zarembina.html
…idzie niebo ciemną nocą,
ma w fartuszku wiele gwiazd.
Gwiazdy błyszczą i migocą (i dalej zapomniałam 🙁 )
dzie niebo ciemną nocą,
ma w fartuszku pełno gwiazd.
Gwiazdki błyszczą i migocą,
aż wyjrzały ptaszki z gniazd.
Jak wyjrzały, zobaczyły,
to nie chciały dłużej spać.
Kaprysiły, grymasiły,
żeby im po jednej dać.
Gwiazdki nie są do zabawy,
bo by nocka była zła.
Jak usłyszy kot kulawy,
śpijcie ptaszki, aaa…
(internet wszystko wie, ale z własnej pamięci tylko tyle, co wyżej-wyżej…i tak dużo!)
W sloneczny bezmyślny poranek oferuje uklon z listy @Asia z koniem i mucha w roli glownej
“6. ukłon głową. Kiwa się głową podobnie jak koń łbem gdy go mucha w pysk gryzie. Pożądanem jest nic sobie przytem nie myśleć.”
🙂
Danuska,
Dzieki za info wyrobow ze szkla z Krosna. Bardzo ladne. Nie znalam wyrobow artystycznych wykonywanych przez firmę. Natomiast znam produkty użytkowe. Mam zestaw bardzo ładnych szklanek do wina made in Krosno. To nie sa kieliszki tylko szklanki w owalnym ksztalcie. Kupilam w jednym z naszych sklepow. 🙂
Na temat jezyka japonskiego I chinskiego: w pracy jest bardzo przydatna znajomosc tych jezykow glownie z powodu “business contacts”. Aby byc przyjetym na kurs japonskiego trzeba miec ukonczone dwa lata arytmetyki (prerequisite). W japonskim sa trzy wersje tego jezyka (jesli nie więcej): hiragana, katakana, kanji. Opisy kazdego mozna znalezc przy pomocy google.
Teraz sie kłaniam I zycze przyjemnego weekendu 🙂
“Prerequisite” dwa lata arytmetyki obowiazuje jesli “native language” osoby ktora chce sie zapisac na kurs jest język angielski. Nie wiem jakie sa wymagania jesli “native language” jest inny.
Prerequisite – to znaczy mniej więcej – wymagane coś tam. Znajomość tego czy tamtego, żeby…i tak dalej.
Orca
11 maja o godz. 18:33 584393
“Prerequisite” dwa lata arytmetyki obowiazuje jesli “native language” osoby ktora chce sie zapisac na kurs jest język angielski.
Ja wymiękam. Że co?! Co ma arytmetyka do języka, w którąkolwiek stronę by nie obracał?!
No ale ja się nie znam, dodaję na wszelki wypadek 😉
Orca,
Jerzor chodził na kursy języka japońskiego na Queens University, i żadnych pre-coś tam nie musiał…To są chyba żarty jakieś, co piszesz?
Na temat języka japońskiego – hiragana, katagana – to są wersje pisane, nie mówione. Tyle załapałam 🙄
Alicjo-dzięki za ciekawy artykuł o Ewie Szelburg-Zarembinie.
Byłam dzisiaj na pogrzebie. To kolejny pochówek bez księdza, w świeckim obrządku. Wyląda na to, że będziemy w tego rodzaju pogrzebach uczestniczyć coraz częściej, przynajmniej w dużych miastach. Zawsze bardzo wzruszają mnie wspomnienia o zmarłym, które stają się nieodzowną częścią tych ceremonii. Dzisiaj w tych wspomnieniach było wiele o kulinariach 🙂 Osoba, którą żegnaliśmy lubiła gotować oraz eksperymentować w kuchni. Przypomniano też, że robiła najlepszy krupnik na świecie(patrz nalewka, nie zupa). Nie wiem według jakiego przepisu, ale kosztowałam i potwierdzam, że był znakomity! https://bibliotekanalewek.pl/przepisy/nalewki-ziolowe/krupnik/
Oglądam dokument Sekielskiego – udostępnił na youtube („Tylko nie mów nikomu”). Parafia Topola. Przecież to moja parafia…
Jeśli chodzi o japoński, to hiragana i katakana tak jak napisała Alicja odnoszą się do zapisu języka. Są to sylabariusze (coś podobnego do naszego alfabetu, tylko zamiast głosek mamy całe sylaby). Katakana służy głównie do zapisu wyrazów obcego pochodzenia, a hiragana – np. do zapisywania końcówek gramatycznych albo wyrazów, które nie mają odpowiedników w znakach lub tekstów przeznaczonych dla dzieci.
Poza tym w piśmie japońskim mamy znaki (kanji) – ideogramy zaczerpnięte z pisma chińskiego służące do zapisywania pojęć (największy słownik liczy ich blisko… 50 tysięcy, żeby czytać gazetę, trzeba znać ok. 8 tysięcy). A owe znaki mają też różne sposoby czytania… No, słowem opanowanie naszej ortografii w porównaniu z nauką pisma japońskiego to pestka 🙂
.
https://www.youtube.com/watch?v=cbi5KSlSBNk
https://www.youtube.com/watch?v=B-_8Z4GYqSQ
https://www.youtube.com/watch?v=RFPnZayG0VI
https://www.youtube.com/watch?v=zNps6k7oVG4
https://www.youtube.com/watch?v=1xN0QGtVKdA
https://www.youtube.com/watch?v=kmIuEzfdld8
https://www.youtube.com/watch?v=VJrozHgXbCI
Dobranoc
Alicja,
“Na temat języka japońskiego – hiragana, katagana – to są wersje pisane, nie mówione. Tyle załapałam ”
Co ja innego napisalam?
Happy Mother’s Day jesli jutro jest obchodzony u naszych sasiadow z północy.
Asia,
Bardzo przyjemna muzyka na sobotni wieczor 🙂
Dzień dobry,
Alicja – dzięki za artykuł.
Ewa Szelburg – Zarembina była koleżanką mojej ciotki, najstarszej siostry mojej mamy. Nie wiem czy zupełną prawdą jest to, że Zarembina nie korespondowała z nikim. Ciotka mi pokazywała starą korespondencję z Ewą, jak ją zwykle nazywała. Było dużo pocztówek, tzw. wówczas odkrywek, ale były też listy. Wszystko gdzieś zginęło po śmierci ciotki.
Domek w którym mieszkała też znałem i pamiętam, może istnieje do dzisiaj. Był tuż obok willi przedwojennego ministra Becka.
Ciotka starała mi się cos opowiadać o Ewie Szelburg-Zarembinie, ale wtedy raczej proce czy inne chłopięce zajęcia były mi w głowie. Dzisiaj dużo bym dał, żeby tamte czasy odtworzyć. Przepadły, w pamięci nie zostało niemal nic.
Nowy,
wiedziałam, że jak Nałęczów, to coś będziesz wiedział 😉
Tę kołysankę pamiętam („idzie niebo ciemną nocą…”), i sporo jej wierszy, opowiadań…jaka szkoda, że tego się nie wznawia 🙁
Drugą pisarkę, którą pamiętam z dzieciństwa – to Janina Porazińska, tego też już chyba nie ma, Szwwczyków Dratewków, Klechd sezamowych i tak dalej. Nie sposób konkurować z internetem!
Asia,
dla mnie tego nikt i nic nie przebije…nie jest to najlepsza wersja, ale…
https://www.youtube.com/watch?v=r0EMrJTgqgM
Pijmy kranówę! (ja piję…)
http://wyborcza.pl/7,155287,24770945,nie-kupuj-wody-w-butelce-kranowka-nie-szkodzi-nawet-jesli.html#a=100097&c=145&s=BoxBizLink
dzień dobry … ☕
wróciłam zdrowa i zadowolona … pomachanko wszystkim … 🙂
poczytam, pooglądam, posłucham …
na powitanie polecam ..
https://www.facetikuchnia.com.pl/carpaccio-z-rzodkiewek-i-truskawek/
i
http://rozkoszny.pl/szparagi-w-sosie-imbirowym/#
miłego dnia … 🙂
Jolinku, witaj!
Bardzo ciekawe są wyjaśnienia Kocimietki o języku japońskim, trudnym nad trudnymi 🙂
Asiu, dziekuje za muzyczny poranek, tyle odkryć podanych na blogowej tacy.
Z przyjemnością przeczytałam artykuł podany przez Alicje o Ewie Szelburg-Zarembinie. Janinę Porazinska tez pamietam.
Dzień dobry 🙂
kawa
Od ponad roku piję tylko kranówkę. Unikam jej picia jedynie z nieznanych mi wodociągów wiejskich, bo tam nadzór jeszcze jest niezadowalający. Zdarzają się w nich przypadki zakażeń biologicznych.
Ciąg dalszy:
https://www.eryniawtrasie.eu/30491
Jolinku-witaj po podróży i opowiadaj!
Ewo-wygląda na to, że jaszczurka pozowała Wam do zdjęcia 🙂 Naddunajskie okolice bardzo urokliwe. Przy okazji znalazłam wpisy Piotra na temat Dunaju, były kolejno trzy od 3-5 lutego 2015, poniżej ten dotyczący Austrii:
https://adamczewski.blog.polityka.pl/2015/02/04/podobno-tu-dunaj-bywa-modry/
Danuska – jaszczurka to modelka prima sort! 😉
Danuśka poopowiadam tylko muszę się pozbierać w domu .. na początku tylko napiszę, że w drodze tam spędziłam jeden słoneczny dzień w Krainie Pana Lulka .. przejeżdżałam koło jego domu i byłam w Gussing .. wszyscy zwiedzali Zamek, w którym byłam z Panem Lulkiem a ja spacerowałam po mieście miło wspominając opowieści Lulkowe ..
Małgosiu piękne zdjęcia z Japonii .. co dwa oka to nie jedno … 😉 .. a Danuśka cały czas była na przodach … 🙂
Alicjo od wczoraj prawie 3 miliony ludzi obejrzało dokument Tomasza Sekielskiego …
dla fanów pomidorów …
https://www.przepisyonline.com/2019/04/tort-pomidorowy.html
lub taki …
http://azgotuj.blogspot.com/2019/04/tort-pomidorowy-wytrawny.html
ewo w mojej podróży tez Dunaj się przewijał .. spałam dwie noce w Bratysławie .. jeszcze nie czytałam Waszych relacji … ale nadrobię …
Asiu ukłony niskie za ukłony … 🙂
Recepta na sukces? Zabronić czegoś!
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,24759277,osuszanie-nowego-jorku-nielegalne-picie-bylo-centralnym.html
Przy okazji, przypomniał mi się znakomity film Sergio Leone, on innych filmów nie robi, tylko znakomite, nawet jak są to tak zwane spaghetti westerny 😉 Świetna opowieść, kto nie widział, niech obejrzy, chyba nawet jest na sieci udostępniony…
https://pl.wikipedia.org/wiki/Dawno_temu_w_Ameryce
O proszę….
https://www.youtube.com/watch?v=aT5ekwRDbGg
Ooooops…nie, ucięte 🙁
Nie rozmawiaj z nieznajomymi, bo jeszcze kogoś poznasz.
Zderzenie z kulturą. Nie przepraszaj wpadaj częściej.
Z punktu widzenia drogi mlecznej wszyscy jesteśmy ze wsi.
A skąd się wzięly się powyższe przemyślenia dowiecie się z artykułu poniżej:
http://www.loesje.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1&Itemid=2
Jedną z tych „złotych myśli” przeczytałam podczas dzisiejszego spaceru z przewodnikiem po warszawskim Kamionku. Do ostatniej chwili wahałam się, czy wybrać się na tę wycieczkę, czy też nie, jako że pogodowe prognozy nie były najlepsze. Wszystko się dobrze zakończyło, deszcz zaczął padać, kiedy kończyliśmy spacer. A Kamionek to doprawdy ciekawe, prawobrzeżne okolice. Najpiękniej pachnące skrzyżowanie w Warszawie mieści się właśnie tam 🙂 To zbieg ulic Zamoyskiego, Lubelskiej i Grochowskiej, gdzie po jednej stronie mamy zapach czekolady Wedla, a po drugiej zapach ciastek z piekarni „Lubelska”(od 2010 roku piekarnia nie wypieka już chleba).
można się zderzyć …
https://teatrpolonia.pl/pl/content/pl/bilety/seniorzy
Alinko … 🙂
Salso ja tym razem jedną noc spałam w Zabrzu i to krótką noc ..
A ja dzisiaj odwiedziłam ogrody królewskie przy warszawskim zamku. W ten weekend otwarto ich trzeci, dolny poziom – ostatnio można go było oglądać… za czasów Stanisława Augusta. Warto zobaczyć, bo zostały starannie zrekonstruowane i wyglądają jak spod igiełki. Są fontanny, ładne piaskowo-żwirowe nawierzchnie i przepiękne rabaty – na górnym poziomie pełne tulipanów, a na dolnym – bratków, niezapominajek i stokrotek. No i można chodzić po trawniku:)
Danuśka, też myślałam o tej wycieczce, chociaż Kamionek trochę znam , ale mam nadal zakaz spacerowania, więc się nie skusiłam.
Jolinku, czekam na opowieści:)
Jolinku – odkłaniam się ukłonem nr 3 😀
Ewo – te małe elementy – niebieskie, białe – co to jest?
https://photos.google.com/share/AF1QipOARE5sxX1Bz2eXfwn3U0jkG5UbAlGrImdNk5-PWG_J2aEbSDShR-Oa1AdLREtYZQ/photo/AF1QipNbGxyD7i0hLI-rmZgCERiXFyLkLWxgO6PxqitV?key=RXJWTDdRZmJ0SVRLeEcyQXUwNlJxM1Z5Q0liWlFR
Dzień dobry,
Jolinek – dobrze, że jesteś już po podróżach, tzn. dobrze dla nas, blogowiczów.
Mało mam znowu czasu na wszystko, ale doczytałem wstecz, np. dyskusję o języku japońskim. Alicja zasięgnęła „języka” u tego który studiował, po czym Kocimiętka, która studiowała japonistykę na UW wyjaśniła wszystko do końca. Te osoby nie wygooglowały, one wystudiowały, więc dla mnie są wiarygodne.
Z osobami, dla których języki to swego rodzaju pasja (Kocimiętka włada pięcioma, a z tego co wiem Jerzor również tyloma) trudno jest dyskutować na podstawie googlowania. Ja bym się nie podjął.
Na chwilę wrócę do tytułu wpisu Pani Basi – „Smaki i smaczki”. Jedna z bliskich mi osób zwykła mawiać – życie można przeżyć albo przesmaczyć. Bardzo mi to utkwiło w pamięci. Natura nie obdarzyła mnie wykwintnym podniebieniem, ale w życiu wyszukuję różne specjały, byle skrawek ziemi, nieba, chmura, zwierzę, robak są w stanie mnie zachwycić. Wydaje mi się, że wielkim smakoszem życia jest nasz Bezdomny, ale nie tylko on. Wielu z Blogowiczów, np. Ewa z Witkiem odkrywający coś w zasięgu samochodu, czy Asia w poezji i książkach. Ważne jest by jak najczęściej wychodzić poza – co na obiad? 🙂
Wychodziło kiedyś takie pismo „Ogrody, ogródki, zieleńce”, które z Kocimiętką pamiętamy doskonale, i tam chyba M. Łączyńska opisywała ogrody zamkowe. Nie wiedziałem, że jest tam tyle poziomów i że jeden był nieczynny od czasów Stanisława Augusta.
Na obiad były zwyczajne mielone, już tak dawno nie robiłam, że aż się zdziwiłam, jak mogłam 😯
Jerzor – 6 na dobrym do bardzo dobrego poziomu (no i siódmy polski), ale w żadnym nie potrafi poprawnie pisać. Tak ma i już, dlatego pisać nie lubi. Jako pracownik QU mógł pobierać za darmo kursy językowe, z czego korzystał, a poza tym jest to dość znany międzynarodowo uniwerek, są studenci z całego świata i jest z kim rozmawiać, ćwiczyć. Pamiętam, że pisanie po japońsku pobierał chyba tylko przez rok i doszedł do wniosku, że to strata czasu, bo pisał i tak nie będzie, a poza tym uznał, że mowy nie ma, nie da rady ani ćwierci spamiętać. Ja mam pamięć wzrokową, ale wybaczcie, też by mi sklęsło 😯
Jednak my z naszym alfabetem łacińskim mamy łatwo, a pewnie większość z nas zna jeszcze cyrylicę.
Do smakoszy życia zaliczyłabym też Cichala 😉 Zresztą, wydaje mi się, że jedno z drugim się bardzo świetnie łączy. Dzisiaj mam do obskoczenia parę osób, mających urodziny (w tym synowa! i to okrągła rocznica, oraz nasz przyjaciel w Belgii), a mamy też Dzień Matki – zawsze ruchome święto w drugą niedzielę maja.
Poza tym zimno, pochmurno i paskudnie 🙁
Żałuję, że nie spotkałyśmy się z Kocimiętką, bo spacerowałyśmy dzisiaj w tych samych ogrodach 🙂 Dodatkową atrakcją była wystawa róż. Co prawda wielka liczba amatorów tych kwiatów trochę utrudniała swobodną kontemplację urody kwiatów, ale i tak była to duża przyjemnośc 🙂
Dzień Matki obchodzono dziś także w Chorwacji i Francji. To święto jest bardzo celebrowane w Meksyku, o ile pamiętam, 10 maja.
Co za zbieg okolicznosci! Na blogu polityka.pl jest studentka japonistyki.
Nastepny temat: rocket science. Na pewno na blogu jest kolejna absolwentka rocket science I to w jezyku Swahili.
Get a life!
Zazdroszcze tym ktorzy odeszli z tych blogow na dobre. Wspolczuje tym, rowniez sobie, ze wracaja. Najbardziej wspolczuje schizofrenikom blogowym.
Orca
13 maja o godz. 1:53 584432
Ale o co biega (i gdzie, cytaty proszę), Orca? 😯
…no bo polityka.pl to dość szeroki zakres… 🙄
Schizofrenia jest bardzo poważną chorobą psychiczną, natomiast zasiadanie przy biesiadnym stole jakim bez wątpienia jest nasz Blog i wyzywanie biesiadników od schizofreników jest formą w pełni obraźliwą, a wyzywający nie ma za grosz kindersztuby.
Jest również zadziwiającym zbiegiem okoliczności fakt, że na blogu polityka.pl znalazł się ktoś nie umiejący czytać ze zrozumieniem.
Dobranoc 🙂
Asiu,
To puzzle dla dzieci. Austriacy zadbali również o to, by najmłodsi się nie nudzili 🙂
Nowy,
ja pytam Orcę o tę „polityka.pl”, bo pod tym hasłem jest wiele blogów, tylko trzeba wskazać, który to jest co mamy na myśli, na przykład nasz, czyli:
https://adamczewski.blog.polityka.pl/
A po drugie primo, to nie rozumiem kompletnie wywodu Orcy i nie rozumiem, o co jej chodzi. Idę spać.
Dobranoc 🙂
dzień dobry … ☕
Asiu, Nowy … 🙂 … a cichal się obraził na blog ..
kocimiętko dobra informacja o ogrodach królewskich przy warszawskim zamku … jak będzie przyjemniejsza pogoda niż dziś to się wybiorę z rodzinką …
nalewka nieznana …
https://twojenalewki.blogspot.com/2019/04/nalewka-bananowa.html
chciałam tylko przypomnieć, że trzeba iść na wybory do europarlamentu … odbędą się w niedzielę, 26 maja 2019 roku … frekwencja jest ważna .. na wyjeździe też wszystkich zachęcałam i tłumaczyłam dlaczego trzeba iść głosować ..
Dzień dobry,
26 maja będziemy głosować i bedzie to rownież Święto Matki we Francji.
Z przyjemnością przeczytałam o ogrodach królewskich, kolejnym miejscu do odwiedzenia 🙂
Alino, dzięki za sprostowanie, ktoś mnie w błąd wprowadził z tą Francją.
Do ogrodów królewskich wybiorę się na pewno. W miniony weekend obawiałam się tłumów, które najczęściej towarzyszą wszelkim, nowo otwieranym miejscom.
Póki co pogoda raczej na kino niż na spacer. Do obejrzenia film, którego scenariusz powstał z myślą o Krystynie Jandzie: https://www.filmweb.pl/review/Pod+s%C5%82o%C5%84cem+Toskanii-22540
a ja jeszcze raz dam link z ofertą dla Seniorów na tańsze bilety .. inicjatywa Pani Jandy …
https://teatrpolonia.pl/pl/content/pl/bilety/seniorzy
placki na obiad lub kolację …
http://lagrandeelapiccolacuoca.blogspot.com/2019/05/placki-z-cukinia-marchewka-i.html
Salso 🙂
Jolinku, mam i cukinie i marchewki wiec bedą placki a blog z Włoch jest ciekawym miejscem, dziekuje.
Danusko, chętnie bym obejrzała ten film. Czy sie wybierasz na seans? Janda jest niezwykła.
https://youtu.be/t_VrLjG_LJw
Wybieram się na ten film jutro. Bilet już mam. A wczoraj obejrzałam „Narodziny gwiazdy” ze znakomitą Lady Gagą. Dobrze, że kino studyjne wraca do tytułów sprzed kilku miesięcy, bo nie wszystko co ciekawe udaje mi się obejrzeć na bieżąco. Pogoda niespecjalna, tylko + 8 st. Kiedyś mówiło się o pogodzie barowej, dzisiaj już chyba rzadko.
Pogoda barowa albo łóżkowa. U nas to samo temperaturowo, co u Krystyny, a do tego leje 🙁
U mnie też leje, żar z nieba 🙂 30 w cieniu parasola
Niewiele wiatrów nawet nie jest w stanie pociągnąć za sobą i sektów z kolejnego nacional Park. Widoczność znakomita. Wyraźnie widać wzgórza Lissabon pomimo tego że to w linii prostej po wodzie ponad 50km.
Kulinatnie to się cały czas zastanawiam do którego lokalu uderzyć, bo są w pobliżu całe dwa. Obydwa mają dobre rezenzje. Obawiam się, że bez drugiej lampki vino blanco w tutejszym nadoceanicznym barze trudno będzie mi podjąć dobrą decyzję.
Bez względu na dzień tygodnia zycze wszystkim pogodnego nieba 🙄
Insektow.!!!
Na dzień dobry jadam owsiankę (szklanka wody, 4 łyżki płatków – minuta gotowania + dużo różnych jagód mrożonych). Ciekawi mnie, czy niżej przedstawiona dieta to choćby pół kilograma mniej 😉
https://kobieta.onet.pl/zdrowie/profilaktyka/jednodniowa-dieta-owsiana-oczyszcza-watrobe-i-odchudza-nawet-kilogram-dziennie/m441ks7
Bezdomny,
dwa lokale – prosta sprawa. Dzisiaj do jednego, jutro do drugiego!
Problem byłby, jakby było ich 20 albo i więcej 😉
cichal nie bądź taki zawzięty … wracaj bo mi brakuję i Ciebie i Ewy …
przepis specjalny dla Was …
http://martam.com.pl/sernik-gotowany-z-kasza-manna-w-wersji-light/
Alicjo, brawo, też wpadłem na ten pomysł, tyle tylko że po drugim vino blanco. Ale teraz jest i tak za gorąco na jedzenie. Najpierw krótka drzemka, a później do tego co jest bliżej.
Jak nie zapomnę to dam jeszcze znać o sobie
Salso, wielka szkoda, że się nie spotkałyśmy… Ciekawa jestem Twoich wrażeń. Dla mnie trochę za mało roślin, ale ogólnie ogród interesujący i przede wszystkim nowy zielony punkt na mapie miasta.
Jeśli ktoś z Was będzie się wybierał, wycieczkę polecam uzupełnić (jak to zrobiłyśmy z koleżanką) spacerem po bulwarach wiślanych zakończonym kawą lub lodami z cudnym widokiem na rzekę 🙂
https://kobieta.onet.pl/zdrowie/zycie-i-zdrowie/ten-przepis-podbija-siec-ogorki-malosolne-na-sucho-gotowe-juz-na-drugi-dzien/wrf7jjf
Wyobrażacie sobie?! No przecież woda po ogórkach jest pyszna, po to kisi się ogórki 😉
Alicjo, ten przepis pojawił się już tu jako „ogórki dla leniwych”
Alicjo ten przepis już tu „chodził” na blogu .. i chodziło o szybkie małosolne a nie kiszenie jako takie .. chyba Jolly go podawała …
przeszło 8 milinów wyświetleń dokument Tomasza Sekielskiego …
Małgosiu .. mijanka … 🙂
dla szparagowców …
https://wiecejwarzyw.pl/2019/05/szparagi-z-serem-halloumi/
Nie jestem pewna, ale w przepisie podanym tu kiedyś przez Jolly Rogers ogórki były obrane i pokrojone wzdłuż na 4 części. Tak mi się kojarzy. Raz je robiłam. Były smaczne, ale nie chrupkie, bo poddane działaniu soli nie mogą być chrupkie.
A co do diety owsianej podanej w linku od Alicji – pewnie można schudnąć pół kilo albo trochę więcej, bo przecież w ciągu dnia można zjeść tylko 7 łyżek płatków. Podzielone na 5 części to tylko ok. półtora łyżki jednorazowo plus ok. 400 ml chudego mleka, czyli 2 średnie kubki. W sumie tyle co nic. Trochę więc musi nam ubyć. Mnie ta dieta nie podoba się z powodu mleka, ale sam pomysł jednodniowej głodówki w tygodniu albo trochę rzadziej jest dobry. Czekam z realizacją na ocieplenie.
Zdjęcie ilustrujące dietę zupełnie nie pasuje do opisu, bo w miseczce jest gęsta papka.
Kocimiętko 🙂 bardzo mi się podobało, zachwycił mnie ten puszysty, ciemnozielony trawnik w centralnym miejscu, ławeczki w dużej liczbie. Roślin rzeczywiście jakby za mało, ale może te świeżo posadzone muszą okrzepnąc i rozwinąc swe walory. Teren bardzo nasłoneczniony i przydałoby się trochę cienia, ale widocznie chodziło o zachowanie dawnej aranżacji przestrzeni ogrodu i niczym niezakłócony widok zarówno od strony Wisły i od Zamku. Może wejdą w modę parasolki słoneczne tak chętnie noszone przez damy w czasach świetności ogrodu? Ale co by nie mówic, zgadzam się, że otwarcie tych ogrodów to świetne przedsięwzięcie. Cieszmy się nimi, sezon spacerów przed nami…
Ciąg dalszy skoku w bok:
https://www.eryniawtrasie.eu/30527
Ja ten przepis przegapiłam, ale jak się pojawią ogórki do kiszenia (i nie zapomnę!), to wypróbuję. Swoją drogą ja do tej mieszanki dodaję przegotowaną , ostudzoną wodę – i już, nie wiem, dlaczego to nazywają „dla leniwych”, tu tylko wody brak – nic więcej 🙄
Krystyno,
zamiast mleka może być woda – ja używam szklankę wody i 4 łyżki płatków, to jest dosyć gęste, smaku dodają owoce, ja używam mrożone jagody, maliny etc, ale można różne. Jako dieta całodzienna? Nuda! Ale jak będę potrzebowała coś zrzucić, to pomyślę. Raz w tygodniu to można przeżyć, gorzej że co się zrzuciło, można zaraz „nadrzucić” 😉
Jolinku,
ja i niektórzy moi znajomi jesteśmy w tych ponad 8 milionach.
A teraz trochę sztuki – pamiętam wiele, wiele lat temu (około pół wieku), jak poniższy obraz lata temu wisiał na półpiętrze Muzeum Narodowego w Krakowie (Sukiennice) i jak mnie zatrzymał w pół kroku. Nie chodzi o wymowę, bo to każdy sobie sam interpretuje, ale samo mistrzostwo i kompozycja. Bezcenne.
https://kultura.onet.pl/wywiady-i-artykuly/125-lat-temu-wladyslaw-podkowinski-pocial-nozem-swoj-obraz-szal/prn8z7y
Alicjo,
Też pamiętam ten obraz z wystawy „Romantyzm i romantyczność” w warszawskiej Zachęcie. Musiał zrobić na mnie ogromne wrażenie, bo do dziś mam go w oczach na ścianie galerii, a było to w latach 70.
Ciekawy ten artykuł, nie wiedziałam, że „Szał” został pocięty przez autora.
Kocimiętko,
no właśnie – wrażenie! Ja widziałam ten obraz na wakacjach u kuzynki będąc, wakacje 1970 to były.
Zdrowie mojego ukochanego Grigorija!
https://kultura.onet.pl/film/wywiady-i-artykuly/aktor-uzyteczny-wlodzimierz-press-konczy-80-lat/3jfqwpn?utm_source=detal&utm_medium=synergy&utm_campaign=allonet_detal_popularne
a w Muzeach w Płocku i w Warszawie są szkice olejny „Szału” …
http://plock.wyborcza.pl/plock/56,35681,19513450,szal-uniesien-szkic-olejny-do-obrazu-wladyslawa,,6.html
Jest jeszcze czwarty szkic w galerii na zamku w Pieskowej Skale/ Oddział Muzeum Narodowego w Krakowie. Jest niewielki i wiele osób może go nie dostrzec, bo nie jest specjalnie wyeksponowany i znajduje się w końcowej części wystawy. Myślę, że oryginał robi o wiele większe wrażenie.
A tak, jest ich chyba 4, jak wynika z artykułu.
W czasie deszczu dzieci się nudzą, a co robić z emerytem???
A mówiłam – grzyby przyjacielem człowieka! Jemy grzyby! Jadalne grzyby, oczywiście…
https://www.fakt.pl/kobieta/zdrowie-i-fitness/grzyby-wlasciwosci-jakie-korzysci-daje-ich-spozywanie/5jlvlw8?utm_source=FAKT&utm_medium=cc_plus&utm_campaign=DAS
Emeryt nie ma czasu na nudę. Za dobrze jest zorganizowany. Pora spać, by rano wstać i dalej przed siebie, na rowerku tym razem.
Dzień dobry,
Przywiozłem z Polski walizkę książek, ale też dwie płyty – Andrzeja Sikorowskiego z córką Mają. Słucham już kolejny raz, zabieram do samochodu i słucham w czasie jazdy. Nigdy nie mieszkałem w Krakowie, ale pan Andrzej z Mają zabierają mnie codziennie na długi krakowski spacer. Tam się działo – dniami, nocami, spotkania, dyskusje, wódka, krąg wszystkim nam znanych postaci… I ta atmosfera… i niezapomniany pan Piotr Skrzynecki.
To dla Cichala…
https://www.bing.com/videos/search?q=o+piotrze+s+sikorowski+youtube&view=detail&mid=11F3D135E315F0514B8D11F3D135E315F0514B8D&FORM=VIRE
Yurek. Wszystko się zgadza, oprócz pogody na rower. Ta jest wredna od jakiegoś czasu. A emeryt lubi się przewietrzyć. Na rowerku właśnie. Wyścigowym.
dzień dobry … ☕
pogoda tylko do czytania i sprzątania …
lubicie krówki … zróbcie sobie sami …
https://www.facetikuchnia.com.pl/krowki-z-daktyli/
Dzień dobry 🙂
kawa
Irku 🙂
Pogoda rzeczywiście nie bardzo sprzyja spacerom, chociaż zahartowane nacje z północnej Europy mówią, że nie ma złej pogody jest tylko złe ubranie.
Po”zimnej Zośce” powinno być już cieplej 🙂
http://www.modr.pl/kultura-obyczaje-folklor/strona/zimni-ogrodnicy-i-zimna-zoska-przyslowia-ludowe-fakty
Chętnie zrobiłabym krówki z przepisu podanego przez Jelonka. Aliśći dehydratora nie posiadam. I nie zamierzam posiadać. Nabędę zatem krówki znaną metodą kupna.
No dobrze. Wpadłam tylko na chwilkę. Kończę kawę i tuptam w stronę moich „baranów” czyli do malowania.
Alino-tak, byłam wczoraj na „Słodkim końcu dnia”. Janda na tle toskańskich plenerów znakomita, a opowieść ważna w dzisiejszych czasach. Miejsce, w którym toczy się akcja tego filmu-malownicze miasto Volterra pamiętam z wakacji we Włoszech 🙂
Film polecam, na pewno warty obejrzenia.
Krystyno-wiem, że wybierasz się dzisiaj do kina, by zobaczyć na ekranie swoją imienniczkę 🙂 Napisz zatem po powrocie do domu, czy podzielasz moje zdanie.
Wczoraj miałam potężną dawkę dobrego kina, bo w telewizji obejrzałam też niezwykły film https://www.filmweb.pl/film/S%C5%82u%C5%BC%C4%85ca-2016-736623
Film jest wprawdzie zrealizowany przez koreańskiego reżysera, ale dużo w nim japońskich akcentów, wpisał się zatem znakomicie w moje pojapońskie nastroje.
Jeśli do powyższego dodać dokument Tomasza Sekielskiego to w ostatnich dniach mam o czym rozmyślać…
Jolinku-dzisiaj już ponad jedenaście milionów wyświetleń. Film „Kler” obejrzało w kinach ponad pięć milionów widzów.
Echidno-szkoda, że wpadłaś tylko na chwilę 🙁
Irku jak zwykle … 🙂
Danuśka ale … „Prezydent Andrzej Duda obejrzał film Sekielskich o pedofilii w Kościele i zaapelował o walkę z pedofilią na koloniach i obozach harcerskich.” ….
echidno a jak wyglądają plany z wizyta w Polsce? …
czy ktoś wie dlaczego cichal milczy? …
dla mnie prawie każda pogoda nadaje się na spacery .. dzięki łagodnej zimie moja kondycja jest w dobrej formie .. sprawdziłam to w Chorwacji chodząc po pagórkach i pływając w basenie ze słona wodą ..
A propos naszych niedawnych rozmów o szpilkach 🙂
Żona mi powiedziała, że kupiła sobie buty. Brązowe, na szpilkach, z kokardą.
Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to trzy różne pary.
Danuśka. 🙂
Danuska, ogladalysmy w TV ten sam film.
Na obiad resztki z lodowki, bo wrocilam z ladnego spaceru nad duza woda. Slonce swieci.
Po poludniu mam polskie spotkanie. Poznalam kilka miesiecy temu dwie mile Polki i dzisiaj jade do jednej na kawe.
U mnie krowki mozna kupic na targu. 15 € za kg.! Na szczescie nie jadam juz od bardzo dawna cukierkow.
Ano, Jolinku, pewnie niebawem zjemy coś dobrego w warszawskich klimatach. W pierwszym tygodniu czerwca czeka nas podróż. Tak „circa-about” 24 godziny lotu.
Spędziłam upojne godziny w szafie. Ileż tam było malowania. Szafa trzydrzwiowa, półka z jakimiś, że użyję krawieckiego określenia, wypustkami. Pofalowane ramy na zewnątrz i od wewnątrz, tu odkręcić klamki, tam zabezpieczyć taśmą zawiasy, fikuśne listwy podłogowe… „Zabawa” na całego. A to dopiero pierwsze malowanko. Jutro powtórka z rozrywki. Plus rama okienna (duża), plus drzwi wejściowe i ramy. Potem to już „pestka”. W weekend planujemy położyć podłogę. I po robocie. Bo taki drobiazg jak wstawianie półek, targanie książek to przysłowiowy „pikuś”. Ino czasochłonny. I „rączusie” ciutki bolą.
echidno tak coś czułam, że wkrótce nadlecicie … 🙂 … roboty huk ale potem można się chwalić, że wszystko to własnymi „ręcami” się zrobiło …
zimno i pada ale ciepełko nadchodzi .. i mogą być grzyby … a jakby co to przepis się przyda …
https://kulturakulinarna.wordpress.com/2019/04/29/salatka-z-mlodych-ziemniakow-z-kurkami/
Przerabialiśmy już to? Nie przypominam sobie…Co na to Salsa?
https://gotowanie.onet.pl/przepisy/ogorki-po-meksykansku-przepis-na-oryginalny-dodatek/2c5ykq7
Elapa-przyznam się, że wczoraj wieczorem zastanawiałam się przez chwilę, czy czasem też nie oglądasz tego filmu. Kto wie, może Alina też oglądała?
Alicjo-przerabialiśmy 🙂 Znamy je pod nazwą „Ogórki Lucjana”, gościły na naszym stole podczas zjazdu w Soczewce i być może również na wcześniejszych spotkaniach, ale tego dokładnie nie pamiętam. Lucjan dodaje świeże papryczki chili i kroi większe ogórki na cztery części.
Salsa na to jak na lato 🙂 chętnie zjem, ale nie robilam nigdy. Meksykanskie ogorki wspominam jako malo urodziwe, wielkie, ciemnozielone. Ale w smaku pyszne, slodkie. Nie probowalam tam jednak kiszenia. W takie rarytasy mozna bylo się zaopatrzyć w rosyjskim sklepie, ale w Stanach.
No właśnie…trochę mnie zbiła z tropu ilość cukru, jaką trzeba dodać do tej zalewy – pół kilograma to jest dla mnie cała wielka masa!
Z tym, że przecież mogę mniej, kto mi zabroni 😉
Tak marnych widoków o tej porze roku to u mnie nigdy nie zanotowałam. Górne zdjęcie z dzisiejszego południa, 14 maja 2019 (8c),
dolne z 1 (słownie – pierwszego!) maja 2010. Widać różnicę?
https://photos.app.goo.gl/6jpgzMLXwWKqQQq1A
https://photos.app.goo.gl/VXXf6mg114hCHUGJ7
Brawo ASP Gdańsk! Szczegóły w gazecie.pl
https://www.eryniawtrasie.eu/30562
Jestem już dobrze przygotowany teoretycznie. Wiem, że w Brazylii spiewano i tanczono go w przyrynsztokowych rozpustnych knajpach. Podczas drogi do Lizabon z niewiadomych przyczyn taniec zatonął. Pewnego dnia, gdzieś około 1830 roku pojawia się w lokalach oraz w burdelech mieszczących się w dzielnicach portowych Lisbony.
Pewnego wieczoru, młody hrabia słyszy spiewaczkę i gitarzystę, Maria Severa, z zawodu dziwka, zabiera ją i jej muzykę do pałacu.
Jak głosi mit założycielski Fado, ta historia miłosna kończy się podobnie jak wszystkie tego typu historie miłosne. Dom Francisco rozstaje się z Marią, ona nie jest w stanie pogodzić się z losem i umiera w cudownym wieku 26 lat 🙄 co spowodowało, że czczona jest jak święta przez fanów Fado.
Teraz tylko trzeba się modlić by moja wątroba toto wytrzymała. Wina tutejsze do słabych zaliczyć nie można.
Jak przeżyję to się odezwę 🙄
Ogórki Lucjana obecne były na stole Starej Żaby podczas zjazdu w 2017 r. Doceniła je także nasza Gospodyni i podała nam oryginalny przepis : https://adamczewski.blog.polityka.pl/2017/09/08/spizarnia/
Cukru jest o połowę mniej niż w ogórkach po meksykańsku.
Jesienią zrobiłam na próbę kilka słoików tych ogórków i w tym roku planuję powtórkę. Moim zdaniem lepsze są większe ogórki.
Melk opisany przez Ewę i W. przypomniał mi film i książkę ” Imię Róży”. Z tamtejszego klasztoru benedyktynów pochodził nowicjusz towarzyszący mnichowi Wilhelmowi.
Takie miejsca przyciągają tłumy.
Danuśka,
film „Słodki koniec dnia” obejrzałam. Nie jest łatwy, ale wart obejrzenia i przedyskutowania. Na przedpołudniowym seansie było około 50 widzów, w tym tylko 5 panów.
Film Sekielskich ma juz 14 mln wyświetleń. Wstrząsające, że ryba okazuje się zepsuta od samej głowy. No i podziwiam odwagę autorów i uczestników. Przeciwstawić się (z odkrytą przyłbicą) największej mafii w tym kraju…
https://photos.app.goo.gl/qZ14dKkC1MX2c1fL8
To nie jest to, co tygrysicę podnieca – ani jazz, ani fado, nie jestem aż tak wyrafinowana. Rock&roll!!! To je to.
Kocimiętka –
dla mnie nie jest to odkrycie ameryki, że kościół tak funkcjonował, zawsze były jakieś naokołokościelne opowieści dziwnej treści, że ksiądz jak nie ma odpowiednio młodej gospodyni, to coś jest nie tak.
Ponieważ strasznie młodzieńczo wyszłam z kościoła, nie interesowało mnie to. Nie zaskoczyło też, bo w końcu powiedzenie „ryba psuje się od głowy” nie jest bezpodstawne 😉
Ale nikt za to chyba nie chciał się za to wziąć solidnie tak, jak bracia Sekielscy.
I chwała im za to, bo to nie mógł być jakiś tam drobny reportaż, że coś tam gdzieś tam, tylko jeśli już, to tak zrobiony solidny dokument, jak ich dokument, a przecież zebrali o wiele więcej.
Wielki szacunek dla tych, co wzięli udział w dokumencie, z otwartą przyłbicą wspomagając autorów, to na pewno wymagało wielkiej odwagi cywilnej.
Ponieważ tak szeroko się to rozniosło (patrz: rozgłos światowy choćby), myślę, że wiele osób zdobędzie się na odwagę i jak piszesz, kocimiętko, posypie się.
Żeby nie było – ja jestem ateistką, ale nie przeszkadza mi, że ktoś w coś wierzy, w jakiegoś boga, na całym świecie można znaleźć różnych bogów. Nie znam rankingów, który kościół jest najbogatszy w świecie…ale podejrzewam, że wyprawy krzyżowe, a potem podbijanie i „chrystianizacja” ogniem i mieczem innych kontynentów (szczególnie Ameryka Południowa) przyniosły określone owoce (złoto Inków, etc) tak zwanej stolicy apostolskiej. Nasz „polski święty” powinien zostać pozbawiony tego tytułu, tym bardziej, że o ile ja pamiętam, budził nadzieje na tak zwany „otwarty, transparentny kościół”. I co? Chociaż mi to zwisa i powiewa, a „kapciowy” dziwisz skazany za handlowanie „kroplą krwi świętego”.
Oczywiście na blogu kulinarnym nie poruszamy polityki i takich tam, ale czasem nam się „ulewa”. Z góry przepraszam i pardony.
dzień dobry … ☕
taka pogoda, że wstać się nie chce …
Dzień dobry 🙂
kawa
niezapominajki … 🙂 … uwielbiam …
dziś barszczyk i uszka z zamrażalnika … no i smażę naleśniki na nowej patelni .. patelnia zakupiona w Chorwacji bo była promocja i mi się podobała … 😉
Jolinku , czekam na więcej opowieści o Twojej wyprawie, bardzo skąpo je dawkujesz 🙂
Myślę, że Irek podał dzisiaj kawę z niezapominajkami, dlatego że dzisiaj jest święto tych kwiatów:
https://www.umcs.pl/pl/aktualnosci,3655,15-maja-dzien-polskiej-niezapominajki,35534.chtm
Takie święta bardzo mi się podobają 🙂
https://legnica.fm/galeria/NEW/images/Pawel/2019/05-14/09-30/DSC_0737.JPG
A dziś jest „Dzień niezapominajki”
Danuśka, szybsza 🙂
Małgosiu 🙂
Mam w ogródku sporo niezapominajek. Rozsiewają się same. Bardzo miły wiosenny widok.
Kwiatki niezapominajek są jadalne (chociaż bez smaku), można je dodawać dla ozdoby do sałatek 🙂
Myślę, że ładnie komponowałyby się też ze śmietanowym tortem
niezapominajki?
ach, te kwiatki z bajki!
że nie nad potoczkiem
patrzą kocim oczkiem
lecz z tortu wierzchołka
i z minką wesołka
błękitem bałamucą
że tortu porcyjkę na talerzyk rzucą
Małgosiu prawdę mówiąc to zbieram się i zbieram .. po Waszej pięknej i pełnej przygód Japonii i skokach w bok ewy i W. mój wyjazd to tylko zwykły wyjazd nad morze … no i zdjęć nie będzie … ale postaram się coś skrobnąć jeszcze w tym tygodniu ..
a jeśli chodzi o niebieskie niezapominajki to mam przed oczami złote pola ze Słowacji .. w słońcu całe połacie kwitnącego rzepaku wyglądały zachwycająco i towarzyszyły nam prawie całą drogę od granicy do Bratysławy ..
“It’s true hard work never killed anybody, but I figure, why take the chance?”
„To prawda, że ciężka praca nigdy nikogo nie zabiła, ale, myślę …po co ryzykować?”
(Ronald Reagan)
Bardzo mi się to powiedzenie podoba.
Wyspiański oraz jego „Helenka z wazonem i kwiatami”:
http://artyzm.com/obrazy/wyspianski-helenka-z.jpg
Tropem Kocimiętki niezapominajki przyrodniczo i leczniczo:
http://www.bloglesniczego.erys.pl/blog/?p=1&id_blog=3&lang_id=5&id_post=4343
Pogoda nie zachęcała jednak dzisiaj do hasania po łakach z poszukiwaniu niezapominajek zatem zawędrowałam do https://muzeumwarszawy.pl/wizyta/
Po raz kolejny sprawdziło się powiedzenie”Cudze chwalicie swego nie znacie”.
Bardzo ciekawe muzeum, a widok z ostatniego piętra na Stare Miasto bezcenny, nawet w deszczu.
zapraszają nas …
Polska w Europie … spotykamy się w sobotę o godzinie 12, plac Bankowy, Warszawa … Donald Tusk pójdzie w marszu i wystąpi ze sceny na jego zakończenie …
Alicjo ostatnie nie ryzykuję … 😉
Danusiu, byłam , potwierdzam, ciekawa ekspozycja.
https://www.youtube.com/watch?v=HG6gqdgf_rM
https://www.youtube.com/watch?v=oUZ9PEab0K0
Małgosiu-jest jedna data, którą na pewno zapamiętam po tej dzisiejszej wizycie.
Otóż pierwszy striptiz w Warszawie odbyl się w roku 1957 w klubie „Stodoła” mieszczącym się w tamtym okresie przy ul. Emilii Plater. To jest rok, w którym się urodziłam 🙂
Ewo – dziękuję za odpowiedź (puzzle) 🙂
http://www.plotek.pl/plotek/7,154484,24494025,dodaj-swoim-stylizacjom-koloru-wybierz-dla-siebie-szpilki-w.html
Wszystko co dobre, zbyt szybko się kończy…
https://www.eryniawtrasie.eu/30581
Nie wiem, czy lubicie historię jako przedmiot – ja w szkole nie znosiłam, bo pan od historii był drętwy i drewniany, przy tym surowy – na początku lekcji odpytał klasę i nastawiał odpowiednią ilość dwój, po czym drewnianym głosem coś tam powiedział, zadał też, co mamy doczytać w książce i zapowiedział, z czego będzie odpytywać na następnej lekcji. Po nim nastąpiła Hera – piękności rzadkiej kobieta w kwiecie wieku, która swego czasu była miss Uniwersytetu Jagiellońskiego. Oprócz piękności była znana z surowości i braku uśmiechu oraz zrozumienia dla ucznia, który się czegoś nie nauczył. Jej wykłady były także drętwe i drewniane, a nawet gorzej.
A przecież historia to taki wspaniały temat! Tylko trzeba być Drewniakiem, a nie drętwym i drewnianym! Sami oceńcie:
https://www.clipboot.com/video/xDdQZHSNNOQ/video.html
Maanam – Wyjątkowo Zimny Maj …
https://www.youtube.com/watch?v=3Skn4vxU9cA&feature=youtu.be
ja miałam szczęście i w technikum mieliśmy faceta od historii na 6+ .. potrafił tak prowadzić lekcje, że wszystko mi się w głowie układało wszerz i wzdłuż .. no i super były sobotnie wyprawy w poszukiwaniu miejsc z historią ..
Ewo, z przyjemnością prześledziłem ostanie relacje Erynii_w_trasie, bo to moje ulubione miejsca w Dolnej Austrii i odwiedzam je często. Kilka lat temu zrobiliśmy sobie z Cichalami wycieczkę do Wachau i dreptaliśmy tymi samymi ścieżkami: Göttweig, Melk, Spitz, Dürnstein, Krems. W Spitzu zrobiliśmy przystanek w domu przyjaciół stojącym na wylocie z miasteczka (droga w kierunku Rotes Tor), gdzie z balkonu roztacza się jeden z piękniejszych krajobrazów, jakie znam. Krótko przed śmiercią lubił na tym balkonie bywać profesor Aleksander Bardini. Do dziś gospodarze wspominają, jak podziwiając z góry piękny widok sielskich dachów Profesor z właściwym sobie uroczym uśmiechem powiedział: „i pomyśleć, że pod każdym takim bajecznym dachem kryje się czyjeś małe piekiełko”. Owi przyjaciele pomieszkują czasem w Wiedniu, po sąsiedzku z również zaprzyjaźnionym reżyserem Piotrem Szalszą. Wspominam o nim, bo realizując film m.in. o polskiej siatce wywiadowczej w Austrii przyczynił się do odsłonięcia w Stein tablicy pamiątkowej poświęconej Polakom rozstrzelanym tam kilka dni przed końcem działań wojennych. Może traficie tam przy okazji następnej wizyty w Stein. Dla zainteresowanych: film w wersji niemieckiej można znaleźć na YT pod tytułem „Die Helden von Stein”. Wersji polskiej niet, ponieważ TVP się wypięła i nie była zainteresowana współpracą 🙁 za to ORF (telewizja autriacka) pokazywała dokument kilkakrotnie, również w prime time.
PaOLOre,
Bardzo dziękuję za piękny komentarz. Czy aby ta tablica nie znajduje się na więziennym murze, gdzieś w okolicy karykatur? Parkowaliśmy tam… Na swoje usprawiedliwienie dodam, że bawiliśmy się w chowanego z deszczem.
dzień dobry … ☕
szok .. wiecie, że pietruszka kosztuje 20 zł za kg .. w promocji 16 zł …
Pawełku pomachanko .. 🙂
Alicjo Twoja strona nie działa … 🙁
ja sobie zrobię z kaszy mannej ..
https://blix.pl/gotuj/przepis/latwe-ciasto-z-kaszy-jaglanej-bez-pieczenia/
hej cichal … chlebek dla Ewy …
https://www.weganka.com/2019/05/chlebek-marchewkowy-z-suszonymi-sliwkami.html
paOlOre,
bardzo dziękuję za komentarz, ale czy mógłbym prosić o zamieszczanie, tak ciekawych i rozszerzających wiedzę naszą i ewentualnych naszych czytelników, komentarzy na naszym blogu (EryniaWTrasie). Może przyda się to komuś kto szukając informacji, by zaplanować swoją trasę, trafi i na nasz blog (nam przydadzą się na pewno).
Gotuj się – acz ciekawe (towarzysko też!) nie jest blogiem czysto turystycznym (i dobrze 😉 )
Będziemy wdzięczni za każdą informację
Dorzucę jeszce moje trzy grosze do austriackich opowieści:
podczas ostatniej blogowo-sylwestrowej nocy piliśmy znakomitego Gruner Veltlinera.
Wino, w ilościach hurtowych, przywiózł PaOLOre, a pochodziło z doliny Wachau.
Na dzisiejszy chłodny i deszczowy poranek najlepsza będzie chyba rozgrzewająca herbata. Może z majowych pokrzyw?
http://przystanekuroda.pl/wp-content/uploads/2013/06/31609-nettle-tea.jpg
Danuśka,
Ja preferuję rieslingi a Witek (ku zdumieniu Austriaków) muscarisa 😉
Muscaris? To zupełnie nieznane mi wino. Poczytałam, piszą, że znakomicie pasuje do szparagów, czyli powinno się mieć jego zapas właśnie teraz w podręcznej piwniczce 🙂
Ewo-kupiliście?
Danuśko,
No ba! Spokrewniony z białym Muskatem:
http://www.winogrona.org/index.php?title=Muscaris.
http://myfitness.gazeta.pl/myfitness/7,166897,23919453,czy-grozi-ci-ortoreksja-zrob-nasz-test-i-sprawdz-czy-jestes.html#g=z&s=BoxLSCzol1
Moje odpowiedzi na zamieszczone w powyższym artykule pytania brzmią „nie”. Na wszystkie dziesięć pytań 😯
Jolinku,
nie wiem, co ze stroną, jak Emeryt się obudzi, zje śniadanie itd – zapytam.
Daj mu pospać, w Polsce się otwiera.
Z Kuryera Lwowskiego, 1909 r.
„Z dniem 4 grudnia b. r. otwarto kolej lokalną „Krems – Grein” w obrebie c. k. dyrekcji kolei państwowej w Wiedniu ze stacjami Stein-Mautern, Durnstein-Oberleiben, Weissenkirchen, Wachau, Spitz a. d. Donau, Aggobach-Markt, Emmersdorf, Kleinpachlarn, Marbach-Maria Taferl, Persenbeug, Weins-Ispersdorf und Sarmingstein dla ogólnego ruchu, przystanek i ładownie Weitmegg dla ruchu osobowego, ograniczonego ruchu pakunkowego, dla ruchu pojedynczych posyłek i całowozowych ładug, przystanek i ładownię Sl. Nikola-Struden i Grein-Stadt dla ruchu osobowego.
Dyrekcja kolei państwowych”
Z 1910 r.
„Generał bojkotu.
Pisaliśmy już niejednokrotnie o bojkocie rzeźników w Krems, który prowadzony jest bardzo poważnie i racjonalnie pod komendą pani Pokornowej, o której dzienniki wiedeńskie piszą następująco:
Pewnego dnia dowiedziała się pani Pokornowa, żona profesora, że mięso podrożało nagle i bez powodu o 8 groszy na kilogramie. udała się osobiście po informacje do swojego rzeźnika.
– Dlaczego mięso podrożało? – zapytuje pana w białym fartuchu.
– Dlatego, że podrożało – brzmiała odpowiedź lakoniczna.
Pani Pokornowa otrzymawszy podobną odpowiedź w innych jatkach, wróciła do domu. Tego dnia obiad u państwa Pokornych był bez mięsa. Gospodyni domu rozpoczęła u siebie bojkot indywidualny. Po południu odwiedzała po kolei wszystkie swoje znajome i zapytywała je, czy chcą się poddać samowoli rzeźników. Była to robota agitacyjna pani Pokornowej, zresztą nie pierwsza. Gospodynie dawały jednobrzmiąca odpowiedź, że wcale nie maja ochoty kapitulować przed rzeźnikami. W ten sposób rozpoczął się w Krems zbiorowy bojkot przeciwko rzeźnikom, do którego przyłączyli się nawet restauratorzy. Tylko właściciele hoteli mają wszelkie gatunki mięsa dla obcych turystów. Rzeźnicy zamknęli jatki. Ci, którzy nie mogą obejść się bez mięsa, mają w miarę środków pieniężnych dziczyznę, drób i wędliny, te artykuły żywności nie podrożały, a wędliny nawet nieco staniały.
Ale pani Pokornowa pomyślała teraz o dostawie zamiejscowego mięsa. Z okolicznych miasteczek uroczej Doliny Wachau rzeźnicy dostarczali mięsa do prywatnej jatki bojkotujących, na której widniał napis: „tylne 1 kor. 56 gr, przednie 1 kor. 36 gr”
Kilkaset gospodyń mogło w tej jatce otrzymać małe ilości mięsa. Jednakże pewnego dnia rzeźnicy z okolicznych miejscowości odmówili dalszej dostawy i oświadczyli, że mogą Paniom z Krems sprzedawać mięso tylko u siebie. Było to widocznie powiedziane pod naciskiem rzeźników z Krems.
Pani Pokornowa tym zamachem wcale się nie przeraziła. Wstaje o godzinie wpół do piątej z rana i do południa załatwia sprawy bojkotowe, nie tracąc nigdy dobrego humoru. Straciwszy okolicznych dostawców mięsa, a wiedząc, że gospodyniom domu podczas upałów nie tak łatwo byłoby chodzić po mięso na odległość kilku kilometrów tam i na powrót, postarała się o to, że wiedeńskie organizacje spożywcze będą dostarczały gospodyniom w Krems mięsa przez całe lato. Jednocześnie gmina czyni kroki w celu otwarcia miejskiej jatki.
Pani Pokornowa w roku 1894 przeprowadziła zwycięski bojkot przeciwko podrożeniu mleka. Wówczas handlarze mleka podwyższyli cenę na litrze z 8 centów na 12. Skutkiem bojkotu powrócili do dawnej ceny. Panie należące do komitetu strajkowego, postanowiły w razie potrzeby wcale nie wyjeżdżać na wilegjaturę i na miejscu czuwać nad dalszą walką.”
„Z Krems telegrafują: Bojkot mięsa stał się tu powszechny. urzędnicy, nauczyciele, oficerowie, w ogóle wszyscy przyłączyli się do bojkotu. W niedzielę sprowadzono tu z Wiednia 500 kg mięsa, które natychmiast rozchwytano. Do jednej z tutejszych restauracji przyszło kilku oficerów, gdy kelner im podał spis potraw, jeden z oficerów zawołał: Wszystko prócz mięsa, bo je bojkotujemy!”
8 dni później:
„Skutki bojkotu. W Krems pojawiły się plakaty zawiadamiające, że w składzie komitetu bojkotowego nabywać można mięso w nieograniczonej ilości po cenie 1 k 52 g za kg”.
W innych miejscowościach również rozpoczął się bojkot:
„Masarze w Marchegg podwyższyli o dwa grosze ceny serdelek i kiełbasek. Z tego powodu ukazała się odezwa, wzywająca robotników, ażeby nie kupowali tych dwóch gatunków wędlin tak długo, dopóki nie zostaną przywrócone dawne ceny.
W Waidhofen bojkot rzeźników trwa dalej. Komitet strajkowy otworzył wczoraj własną jatkę z mięsem wołowem.”
Trzy tygodnie później:
„Bojkot rzeźników w Budapeszcie. Donoszą stamtąd, że na zgromadzeniu robotniczym uchwalono według wzoru pani Pokornowej z Krems zorganizować bojkot rzeźników w Budapeszcie.”
Drobna pomyłka, kelnerka zaserwowała parze butelkę wina za ok.6000$ (dobrze widzicie!) zamiast zamówionej za 300 funtów (też raczej górna półka!). Para zamówiła drugą butelkę, ale zasugerowano im inną, już za 300. Niestety, nie powiedzieli im, co pili przedtem – ja bym się spytała na koniec, które wino lepiej im smakowało 😉
https://www.usatoday.com/story/news/world/2019/05/16/hawksmoor-restaurant-accidentally-serves-couple-6-000-bottle-wine/3691963002/
….jak oni grali, Boże mój, jak oni grali…
…jakby z Louisem A. się osobiście znali…
…jakby nutami piękno świata malowali…
…
Posłuchajcie sami, jak ja lubię tę całą rodzinę… Rzadkospotykańcy – normalni!
https://www.youtube.com/watch?v=YcpgKmJm6G8
Jestem znowu okropnie zajęty. Do niedługo.
Dobranoc 🙂
Zbulwersowałam się okrutnie wczoraj. Podczas niewielkich zakupów w niedalekim Shopping Centre.
Miejsce – sklep delikatesowy. Pora – późne popołudnie, coś kole wieczora raczej.
Zakup – ser żółty. Poprosiłam sprzedawczynię, młodziutką dziewczynę, o 40 dkg sera lecz by był pokrojony, nie w kawałku. Cienko pokrojony. Sama prośba o pokrojenie wywołała wyraz niechęci na całkiem niebrzydkiej buzi. A dodatkowa prośba, by plasterki były cienkie, prawdziwy wybuch złości.
Po pierwsze, podniesionym głosem powiedziała, że tego sera się nie kroi w plasterki, a jeśli już to w grube.
Grzecznie zapytałam od kiedy. Bo sklepik odwiedzamy regularnie od lat kilkunastu, czyli spokojnie możemy powiedzieć, że jesteśmy stałymi klienatami.
Z niechęcią wzięła się do roboty powiedziawszy przedtem, że zademonstruje grubość krojonych plasterków. Nie pokazała, tom grzecznie poprosiła by łaskawie dotrzymała słowa. Myrdnęła w powietrzu plasterkiem, a stała przy maszynie tak ze dwa metry od lady. Nie widząc grubości, poprosiłam by podeszła bilżej. No tom doczekała się furii. A jeszcze jak zwróciłam uwagę, że plasterek za gruby, circa-about na oko 0.5 cm, pannica z wściekłością wykrzyczała: „jak ci się nie podoba to nie kupuj”.
Tego nie zdzierżyłam. Powiedziałam co myślę, Wombat dołożył swoje, a ta zaczęłą na nas krzyczeć. Na szczęście niedaleko był właściciel i natychmiast nadbiegł. Wombat do właściciela – ja na Twoim miejscu natychmiast bym ją zwolnił (w tle głosu Wombata wrzaski pannicy). Właściciel nie wie kogo uciszać: pracownicę czy Wombata.
Suma-sumarum, właściciel (zna nas od lat) sam nas obsłużył przepraszając gęsto.
Na koniec powiedziałam – jak Twoja pracownica będzie tak obsługiwać innych, stracisz klientów.
Coś ten świat idzie nie w „tem” kierunku co trzeba.
dzień dobry … ☕
Asiu presja ma sens … 😉
echidno też by mi to popsuło humor …
zupa dnia …
https://aniagotuje.pl/przepis/zupa-szpinakowa
poranny spacer bardzo przyjemny .. oblukałam drzewa wiśniowe i wygląda na to, że będzie urodzaj .. drzewa oblepione owocami … wszystko zielone i rośnie jak na drożdżach …
na kolację …
http://smaczna-strona.pl/makaron-z-rzodkiewkami-i-z-pesto-z-lisci-rzodkiewki/
Już dosyć dawno czytałam książkę https://www.gandalf.com.pl/b/w-restauracji-a/
Pamiętałam, że był w niej fragment poświęcony sushi i dzisiaj udało mi się tę historię odnaleźć:
„Właściciel restauracji Yoshiaki Shiraishi z Osaki …w 1953 roku odwiedza browar. Zafascynowany przygląda się taśmie produkcyjnej, po której butelki piwa wędrują wzdłuż całego budynku. Ten obraz nie daje mu spokoju. Wspólnie z producentem maszyn przystępuje do pracy nad projektem, który na zawsze zmieni historię japońskiej kuchni. Pięć lat po wizycie w browarze otwiera”Genroku Sushi”, restaurację, w której zgodnie z ruchem wskazówek zegara porusza się stalowa taśma. Służy do transportu kawałków sushi. Jej prędkośc to dokładnie osiem centymetrów na sekundę. Tempo jest idealnie dobrane, by klienci mogli obejrzeć sushi, zastanowić się nad swoim wyborem i wyciągnąc rękę….Sushi, niegdyś wyłącznie przekąska, później w czasach przedtaśmowych, jedna z najwykwintniejszych japońskich potraw, stała się w latach sześćdziesiątych i siedemdzisiątych fast foodem….Kucharze nie muszą czekać na gości, goście nie muszą czekać na jedzenie…Model Shiraishiego rozprzestrzenia się w całej Japonii. Jego system filii powstał na bazie sukcesu amerykańskich sieci z hamburgerami. Kariera sushi łączy amerykańską technologię i japońską tradycję.
Napędza ją globalizacja kulturowa i ekonomiczna. Przed amerykańską okupacją tuńczyk dla Japończyków należał do ryb drugiej kategorii. Był dla nich abu, zbyt tłusty. Pod wpływem amerykańskich żołnierzy i wielbionych przez nich steków zmienił się ich smak. Potrzeba więcej tuńczyka, w szczególności do sushi, do barów i restauracji, najpierw w Japonii, a potem na całym świecie. Zaledwie kilka dziesięcioleci później ta ryba jest zagrożona wyginięciem”.
Dzisiaj w Polsce sushi można kupić również w sklepie osiedlowym, „Biedronce” czy też w „Lidlu”. Można powiedzieć, że danie trafiło „pod strzechy”, tylko tuńczyków żal 🙁
W niektórych portach w Europie statki służące niegdyś do połowu tuńczyków są obiektami muzealnymi i dekorują skwery lub nabrzeża.
Na koniec o cenach tej ryby na aukcjach w Japonii:
https://www.forbes.pl/biznes/rekordowa-cena-za-tunczyka-wazacego-278-kg-na-aukcji-w-tokio/59qvw1x
Echidna – – > zbulwersoway to może być jedynie czytelnik twoich opowieści. Aż mi się nie chce wierzyć, że coś takiego mogło mieć miejsce w dzisiejszych czasach. Jeśli nie jest to fikcją co opisujesz, to jest mi bardzo przykro z tego powodu. Wyobrażam sobie ciebie wypowiadającą ostatnie zdanie, dłonie założone na biodra i przytup obcasem.
Z tak błachego, małego powodu, dawać upust tak ogromnej dawki flustracji 😛
Nie chciałbym być naocznym świadkiem takiej sytuacji. Żal mi ekspedientki, i mam nadzieję, że dalej będzie tam pracować, i nie będzie więcej musiała słuchać gróźb pary złośliwych klientów
Trzy x 😛
Alicjo 🙂
dziękuję i rewanżuję się tym co mam pod ręką
https://photos.app.goo.gl/pnEVpuw3Fvs9Jvf3A
Dobrego weekendu 🙂
Dawno temu bedac u tesciow w miasteczku Douarnenez bylam przy wyladowywaniu olbrzymich zamrozonych tunczykow. Widok niesamowity ! Z zalem patrzylam na te ryby. Wtedy sie jeszcze nie mowilo o nadmiernym polowie tunczykow.
Niebo sie zachmurzylo. Na obiad bedda faszerowane cukinie a na deser crumbel z rabarbaru.
Spróbowałam raz tuńczyka i na tym poprzestanę. Za mało przypominał mi rybę, za bardzo wołowinę. Nie smakowało mi to mięso.
A co do obsługi w sklepach – nie chcę uogólniać, ale moje własne doświadczenia sklepowe pokazują, że ekspedientki czy też kasjerki w wieku średnim są zdecydowanie sympatyczniejsze od tych bardzo młodych. Może tym starszym bardziej zależy na pracy. Ale i wśród młodych zdarzają się miłe i zainteresowane klientem.
Dziś na obiad pierogi, surówka z kiszonej kapusty i barszczyk czerwony.
Burza …
Na obiad okoń morski, młode ziemniaki i coleslaw.
Ekspedientka powinna spokojnie spełnić rozsądne prośby klienta. Pokrojenie sera nie jest żadnym wygórowanym żądaniem.
Sklep jest placówką usługową i osoba obsługująca klienta powinna spełnić jego życzenia. Pokrojenie sera możliwie cienko to żadna wygórowana prośba. W naszym Baltic Deli panie zawsze same pytają, jak co pokroić, który kawałek kiełnasy czy czego tam sobie życzę i tak dalej, a przecież nie muszą.
Królowe zza lady pamiętam z czasów dawno minionych i jak zdarzają się takie, skreślam sklep. Przyznam – nie pamiętam, kiedy mi się coś takiego przydarzyło.
Nie wiem, co na obiad – chętnie bym taką rybkę smażoną, jak u bezdomnego na talerzu, ale nie mam. Przedwczoraj zrobiłam wielki gar leczo (bez kiełbasy), podzieliłam na porcje i zamroziłam, a rzesztę jedliśmy wczoraj i przedwczoraj. No to dzisiaj wypadałoby coś innego. Mam młodą kapustę i brokuły. Może być zupa z jednego lub drugiego. Zastanowię się.
Słońce, ma być 17c i wygląda na to, że będzie. Oby!
Wszystkim życzę dobrego dnia i udanego weekendu 🙂
Bezdomny,
Marylka świetnie wygląda i ma bardzo ładną fryzurę!
Hej, macie Noc Muzeów! Właśnie wyczytałam…
Wiem, że to było dawno, ale
SRI LANKA
Po dziesięciu latach spokoju nikt się nie spodziewał wydarzeń Wielkanocnych. Gdybym pisała to w lutym zachęcałabym do podróży do tego zielonego, ciepłego kraju, gdzie ludzie są uprzejmi, uśmiechnięci, pomocni, świątynie kolorowe jak sari mieszkanek, a złote posągi Buddy, pięknie wypolerowane, błyszczą w słońcu. Po długim locie spędziliśmy jedną noc w hotelu na obrzeżach Negombo, w kościele , gdzie wybuchła bomba, nie byliśmy. Dalej droga wiodła do Dambulli, Kandy, Nuwara Eliya, przez Ella do Yale i okolice Tangalle.
Następnego ranka sympatyczny kierowca-przewodnik zabrał nas na objazd. Droga do Dambulli była dość długa, dojechaliśmy tam po południu i zaproponowano nam tradycyjny lunch. Jest to popularny punkt turystyczny, dobrze zorganizowany. Zaczyna się od przejażdżki wozem zaprzężonym w woła, potem „katamaranem” po jeziorze, gdzie udekorowano nas naszyjnikami z kwiatów lotosu, potem krótki spacer wśród pól do chatki , gdzie trzy panie uwijały się przygotowując posiłek. Na talerzach przykrytych liśćmi bananowca pojawił się ryż, dal, warzywa, smażona ryba, placki i ciasteczka smażone na oleju, do popicia była ziołowa herbata i woda z kokosa. Był też pokaz przesiewania ryżu. Koniec oznajmiła bardzo głośna muzyka dobywająca się ze zbliżających się tuk-tuków, którymi wróciliśmy. Posileni wyruszyliśmy zdobywać Sigiriyę. Na szczycie ogromnego monolitu skalnego zbudowano w V w. n.e. twierdzę. Król Kassapa bojąc się zemsty wypędzonego brata wzniósł swoją siedzibę łącząc funkcje reprezentacyjne i strategiczno-obronne. Architektura, rozmach, ogrody i zastosowane rozwiązania techniczne budzą do dziś podziw. Część urządzeń hydraulicznych działa nadal, zachowały się pozostałości klimatyzacji schładzającej królewskie trony. Zwiedzanie rozpoczyna się od fosy, w której kiedyś pływały krokodyle, potem wędruje się przez ogrody. Samo wejście na górę nie jest trudne, większość drogi to schody, ale męczące. Z góry roztacza się piękny widok na okolice i ogrody. Niestety nie można się kąpać w basenie na szczycie, chociaż jest w nim woda. Trzeba też uważać na małpy, które kradną turystom jedzenie i butelki z wodą.
Kolejnego dnia pierwszym punktem programu jest Polonnaruwa, druga stolica Ceylonu. Muzeum, pałac królewski, stupa, świątynie, posągi Buddy. Poruszamy się samochodem, bo jest gorąco a odległości między obiektami są znaczne. Po południu odwiedzamy Park Narodowy Minneriya i jeepami jeździmy oglądając słonie, ptaki i ładne widoki. Po dwukrotnym pobycie na safari w Afryce słonie nie robią na nas wrażenia, jest natomiast bardzo zielono, pagórkowato, ładnie.
Natomiast świątynie buddyjskie w jaskiniach w Dambulli robią wrażenie. Kompleks jaskiń zwany Rock Temple lub Rangiri znajduje się w gigantycznej , samotnej skale o obwodzie 1.5 km i wysokości 160 m. Powstały w I w p.n.e. z inicjatywy króla Walagamby. Umieszczono w nich setki posągów Buddy w tym jeden 15-metrowy . Kupujemy koszyk owoców, jako dar, nakrywamy tkaniną, bo znowu są małpy i w jednej ze świątyń bierzemy udział w ceremonii buddyjskiej, po wysłuchaniu mantr na naszych nadgarstkach zostają zawiązane białe, sznurkowe bransoletki. Następnie jedziemy do fabryki batiku, bawimy się w przebieranki, kupuję tkaninę dla siebie i sukieneczkę dla wnuczki. Po dojeździe do Kandy idziemy odwiedzić kompleks Świątyń Zęba Buddy. Samego zęba się nie ogląda, jest ukryty w stupie, którą widać tylko podczas ceremonii. Wieczorem oglądamy pokaz tańców lankijskich.
Kandy to drugie co do wielkości miasto Sri Lanki, powstało pod koniec XIV w. , było ostatnią stolicą epoki starożytnych królów Cejlonu, a obecnie jest uważane za kulturalną stolicę wyspy. Niedaleko stamtąd , w Peredeniya jest piękny Królewski Ogród Botaniczny słynący z kolekcji ponad 100 storczyków, palm, roślin leczniczych i przypraw. Jego początki sięgają XIV w. a okres wielkiego rozkwitu i świetności przypadają na wiek XIX w. Na 60 ha zgromadzono około 7000 przedstawicieli flory i fauny, między innymi wielkie bambusy, areokarie, , akacje, kurara. Są tam też małpy i nietoperze. Bardzo krętą drogą kierujemy się do Nuwara Eliya, po drodze zwiedzając jeszcze fabrykę herbaty ( oczywiście testujemy i kupujemy). Wieczorem próbujemy przejść się po miasteczko, ale ruch jest bardzo duży a miejscowość nie bardzo urokliwa. Jesteśmy już dość wysoko, robi się chłodno, zakładamy polary, a w pokojach włączono nam grzejniki.
O poranku jedziemy do Ella , wędrujemy trochę by zobaczyć ładny wiadukt kolejowy, potem wodospad, na okolicznych wzgórzach rośnie herbata, miasteczko też jest sympatyczne. Po południu docieramy do kolejnego Parku Narodowego Yala. Żaden lampart nam się nie pokazał, były słonie, bawoły, krokodyle, różne ptaszki … Hotel został postawiony na obrzeżach rezerwatu , zakazano nam wychodzenia z domków nocą, a rano przedefilował przed nami słoń.
Przed nami ostatni dzień z naszym przewodnikiem, namówiliśmy go żeby już poza programem zawiózł nas do Galle, kolonialnego miasteczka z XVII w , kolorowy port, wybrzeże z promenadą, europejskie uliczki. Po południu docieramy do hotelu niedaleko Tangalle gdzie spędzimy trzy noce.
Niedaleko stamtąd jest plaża Rekawa Beach, gdzie składa jaja pięć z siedmiu żółwi morskich. Wybieramy się tam jednego wieczoru, docieramy tam tuk-tukami, zbiera się grupa, jest krótkie przeszkolenie i z przewodnikiem wyruszamy na plażę. Tam trzeba już wędrować w ciemności, udaje nam się zobaczyć jedną żółwicę.
W między czasie zabawy z falami, odpoczynek na plaży, obserwacja rybaków.
Po tym przyjemnym lenistwie o 6 rano jedziemy na lotnisko w Colombo, lecimy do Male, stamtąd lot lokalnymi liniami do Ifuru, a potem hotelową łodzią na naszą wyspę. Robi się już ciemno. Nim zobaczyliśmy nasze domki powitano nas, zabrano na obiad. Na szczęście domki wszystkim się podobały, bezpośrednie zejście do ciepłej wody, w której pełno kolorowych ryb, ośmiornice, a nawet manta i mały rekinek.
A to ilustracja fotograficzna
https://photos.app.goo.gl/KaSSG6gYra9wznYF8
Myślałam, że Sri Lanka nam ominie, a tu miła niespodzianka.
Dziś o 20.25 na kanale TVP Kultura można obejrzeć film produkcji argentyńsko – hiszpańskiej ” Dzikie historie”, komediodramat o tym, do czego może doprowadzić zemsta. Bardzo polecam.
Małgosiu dzięki za taki obszerny opis .. wycieczka bardzo egotyczna a te schody prawie do nieba .. dużo zwiedziliście .. ale żaby w łazience to przesada … 😉
Małgosia bardzo wiele opowiadała mi o Sri Lance podczas naszej podróży po Japonii.
Cieszę się, że mogłam teraz obejrzeć zdjęcia.
Chłe, chłe, dobrze, że w warszawskich Łazienkach nie postawili znaku o zagrożeniu związanym z przechadzającymi się pawiami 😉
Na Ursynowie nie było burzy, jest piękne słońce. Zrobiłam sobie drobną wycieczkę rowerową. Po ostatnich deszczach wszystko pachnie bardzo intensywnie.
No właśnie – co te pawie szkodzą? Dziobią, napadają?
Właśnie myślałam, czy „szmata” została zakupiona 😉
Te pawie może nie są niebezpieczne, ale są głupie, jak się na nie wpadnie samochodem …
Małgosiu, z przyjemnością obejrzałam zdjecia i przeczytałam o Twojej egzotycznej podróży.
Sport to zdrowie 😉
http://www.sport.pl/lekkoatletyka/7,64989,24787230,wladyslaw-kozakiewicz-wszyscy-kleli-wnieboglosy.html#s=BoxOpLink
Swoją drogą, Łasuchy powoli zdobywają świat. Gdybyśmy policzyli, gdzie nas NIE BYŁO, niewiele by zostało 😉
Nie mam w planie obydwu biegunów, na to mnie nikt nie namówi. Ale tyle jeszcze zostało do obskoczenia, że życia nie stanie 🙁
Jeżeli czegoś nie pominęłam to byłam w 55 krajach świata, to jeszcze całkiem sporo zostało do zobaczenia 🙂 Ciekawe na ile starczy sił i pieniędzy.
Siły to jeszcze…ale pieniądze też ważna rzecz, a właściwie najważniejsza. Mnie wychodzi 32, ale niektóre obcykane kilka razy. Jeśli chodzi o USA – kilkadziesiąt razy i wszystkie stany, oprócz Alaski i Pn.Dakoty 😉
Za najbardziej egzotyczne uważam Wyspę Bożego Narodzenia (Kiritimati), Wyspę Wielkanocną, RPA i Madagaskar. Najpiękniejszy dla mnie geograficznie kontynent – dość dobrze „zjechana” Ameryka Południowa.
Nie liczę Polski i Kanady 😉
Dla mnie największa egzotyka to Fidżi , Samoa i Sao Tome.
Z Fidżi to znam tylko Fiji Airlanes, bardzo porządne moim zdaniem, ale drogie. Leciałam z Honolulu na Kiritimati.
Linie lotnicze (zależy które) niby potaniały, ale te, które potaniały, zdziadziały – cokolwiek chcesz, to sobie kup! Jedynie szklanki wody nie żałują, ale na przykład za herbatę już musiałam płacić, na jakichś liniach niedawno, chyba West Jet. Ja bym wolała, żeby było jak dawniej – płacisz za bilet i masz podane posiłki, napitki i kocyk z poduszką, jak poprosisz. Teraz kocyk czy poduszeczkę musisz sobie na niektórych liniach zakupić.
Tak jest, południowa półkula to jest to, co lubię najbardziej i chciałabym kiedyś te wszystkie wyspy „Hula-Gula”, co wymieniasz, odwiedzić, bo czytało się kiedyś wszystkie książki podróżnicze, i te wyprawy Kon-Tiki i „Z tratwy na tratwę” i tak dalej, i tak bardzo chciało się to kiedyś zobaczyć! Mnie się marzy Tristan da Cunha.
Bardzo daleka i skomplikowana wyprawa. Pożyjemy…zobaczymy, albo i nie zobaczymy.
dzień dobry … ☕
Marek 100 lat … 100 lat … wszystkiego najlepszego z okazji urodzin … 🙂
na urodziny … na imieniny …
https://wesolakuchnia.blogspot.com/2019/05/terina-szaparagowo-ososiowa.html
burza z grzmotami i błyskawicami ….
kiedyś wystarczyło pojechać do Jugosławii .. teraz trzeba zaliczyć kilka krajów .. a moje podróże to pikuś przy Waszych wojażach … nie ma we mnie takiej pasji do zwiedzania ..
Jolinku 🙂
Wszystkiego najlepszego dla Marka!
Można podróżować po świecie, albo intensywnie po całym kraju, ponad 20 polskich miast to też niezły wynik 🙂
Sójka – Jan Brzechwa
Wybiera się sójka za morze,
Ale wybrać się nie może.
“Trudno jest się rozstać z krajem,
A ja właśnie się rozstaję.”
Poleciała więc na kresy
Pozałatwiać interesy.
Odwiedziła najpierw Szczecin,
Bo tam miała dwoje dzieci,
W Kielcach była dwa tygodnie,
Żeby wyspać się wygodnie,
Jedną noc spędziła w Gdyni
U znajomej gospodyni,
Wpadła także do Pułtuska,
Żeby w Narwi się popluskać,
A z Pułtuska do Torunia,
Gdzie mieszkała jej ciotunia.
Po ciotuni jeszcze sójka
Odwiedziła w Gnieźnie wujka,
Potem matkę, ojca, syna
I kuzyna z Krotoszyna.
Pożegnała się z rodziną,
A tymczasem rok upłynął.
Znów wybiera się za morze,
Ale wybrać się nie może.
Myśli sobie: “Nie zaszkodzi
Po zakupy wpaść do Łodzi.”
Kupowała w Łodzi jaja,
Targowała się do maja,
Poleciała do Pabianic,
Dała dziesięć groszy za nic,
A że już nie miała więcej,
Więc siedziała pięć miesięcy.
“Teraz – rzekła – czas za morze!”
Ale wybrać się nie może.
Posiedziała w Częstochowie,
W Jędrzejowie i w Miechowie,
Odwiedziła Katowice [Mysłowice],
Cieszyn, Trzyniec, Wadowice,
Potem jeszcze z lotu ptaka
Obejrzała miasto Kraka:
Wawel, Kopiec, Sukiennice,
Piękne place i ulice.
“Jeszcze wpadnę do Rogowa,
Wtedy będę już gotowa.”
Przesiedziała tam do września,
Bo ją prosił o to chrześniak.
Odwiedziła w Gdańsku stryja,
A tu trzeci rok już mija.
Znów wybiera się za morze,
Ale wybrać się nie może.
“Trzeba lecieć do Warszawy,
Pozałatwiać wszystkie sprawy,
Paszport, wizy i dewizy,
Kupić kufry i walizy.”
Poleciała, lecz pod Grójcem
Znów się żal zrobiło sójce.
“Nic nie stracę, gdy w Warszawie
Dłużej dzień czy dwa zabawię.”
Zabawiła tydzień cały,
Miesiąc, kwartał, trzy kwartały,
Gdy już rok przebyła w mieście,
Pomyślała sobie wreszcie:
“Kto chce zwiedzać obce kraje,
Niechaj zwiedza. Ja – zostaję.”
Misiu Kurpiowski-urodzinowe uściski wraz z życzeniami pomyślnego zakończenia wszelakich robót remontowych!
Marku – wszystkiego najlepszego!
Jolinku, są różne podróże, te wielkie w jakich ostatnio biorę udział i los dał mi możliwość, ale też mogą być całkiem małe do Ciechanowa, do Nieborowa, zwykły spacer po Warszawie to też dla mnie frajda (dzięki Danuśku za inspirację). Fakt, że ja chcę i lubię. Chorwacja to ciekawy kraj i mimo dwóch pobytów nadal nie zobaczyłam Zagrzebia, Plitwickich Jezior…. Jestem przekonana, że widziałaś coś nowego, czymś się zachwyciłaś, albo coś Ci się zdecydowanie nie podobało i chętnie o tym posłucham. Nie ma gorszych podróży, każdy cel jest dobry.
Małgosiu o Plitwickich Jeziorach ..
przejechaliśmy dość szybko przez Polskę i Słowację i mieliśmy trochę czasu połazić nocą po Bratysławie .. potem podróż autostradą, drogami ekspresowymi i lokalnymi przez wschodni region Austrii – Burgenland … dzień w 3,5 tys. miasteczku Gűssing, o czym już pisałam … noc w Zagrzebiu i szybka pobudka bo w planach przejazd do Parku Narodowego Jezior Plitwickich, wpisanego na listę światowego dziedzictwa przyrody UNESCO …” Na zajmującym prawie 300 km2 terenie parku wśród wapiennych wzgórz i lasów znajduje się 16 jezior połączonych kaskadowo licznymi wodospadami (fot. po lewej). Park obfituje w liczną faunę i unikalną florę. Niesamowicie piękne widoki będzie można podziwiać jadąc kolejką widokową, płynąc statkiem po największym Jeziorze Kozjak oraz idąc pieszo drewnianymi lub skalnymi ścieżkami” … takie były plany .. niestety na miejscu lalo jak z cebra i było +3 … uczestnicy chcieli zrezygnować z udziału w tej wyprawie ale przy głosowaniu jednak była decyzja, że idziemy .. zmodyfikowano tylko plan bo chodzenie po parku było niebezpieczne i mieliśmy popływać statkiem .. zanim doszkolimy do przystani byliśmy już mokrzy i przemarznięci .. inne wycieczki (a było ich z 50) też miały pomysł by tak zmienić plany więc na statek trzeba było czekać w zimnicy prawie godzinę .. niestety poświęcenie nie przyniosło nagrody bo i tak wodospadu ze statku nie widzieliśmy … ale nikt się nie przeziębił … 😉
po czterogodzinnym zwiedzaniu parku dalszy przejazd autokarem autostradą dalmatyńską przedzierającą się przez Góry Dynarskie dzięki skonstruowaniu licznych mostów i tuneli (najdłuższy „Mala Kapela” ma 5,8 km) … o przeprawieniu się przez ukończony w 2013 r. tunel „Sveti Ilija” o dług. 4,25 km pod najwyższym w Dalmacji pasmem górskim Biokovo stał się cud i wyszło słonce a temperatura była +20 .. dotarliśmy do celu czyli do malowniczego wybrzeże Adriatyku zwanego Riwierą Makarską … zamieszkaliśmy hotelu-sanatorium „Biokovka” w znanym kurorcie Makarska … pokój miałam super bo z widokiem na morze i góry, pogoda się poprawiła a jedzenie pyszne .. no i były dla nas dostępne dwa baseny ze słona wodą (w tym jeden podgrzewany) .. do morza i promenady 2 minuty ..
cdn. … 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=AgB6ixgcooM
Sto lat!
Oraz naszej bywającej kiedyś na blogu Helenie – najlepszego!
Jak to mawia Ewo, masz co dooglądać Jolinku w przyszłości. My mieliśmy też taką pogodę na fajnej trasie na Islandii, lało i było zimno, ale następnego dnia pojawiło się słońce i zdecydowaliśmy się powtórzyć wycieczkę, objawił nam się zupełnie inny świat .
Warto było być dzisiaj wśród uczestników tego marszu:
https://oko.press/antypisowski-kabaret-polityczny-w-imie-milosci-do-europy-czy-co-skanduje-marsz-polska-w-europie-tekst-aktualizowany/
Jolinku-Plitwickie Jeziora to jedno z tych miejsc w Europie, które pozostają w pamięci na całe życie. Szkoda, że mieliście tak fatalną pogodę 🙁 W Chorwacji jest jeszcze jeden równie wspaniały park narodowy-Krka: https://cdn.getyourguide.com/img/tour_img-624276-146.jpg
Minęło już wiele lat, a ja mam ciągle te widoki przed oczami…
Danuśka warto było być … pogoda dopisała …
pogoda w zasadzie była dobra bo ok +20 .. w nocy padało a w dzień słońce … nawet odważni w morzu się kąpali .. do łażenie super pogoda zwłaszcza, że za górami śniegi w tv pokazywali ..
Danuśku , łamałam się tym marszem, ale niestety dalej walczę z nogą, niby nie boli, ale przy pewnych ruchach ją mocno czuję.
Park Krka udało mi się odwiedzić w słońcu i tak jak Ty też go pamiętam 🙂
Małgosiu-widzę, że japońskie kilometry nadal się odzywają…:-( Wracaj do zdrowia!
Danusko, dziekuje za dołączona wiadomość o marszu. Mam nadzieje, ze okaże sie zwycięski.
Małgosiu, życzę Ci powrotu do formy, musisz uzbroić sie w cierpliwość, wiem, łatwo to powiedziec.
Alino- bardzo czujnie, bo już 15 maja Jolinek zachęcała nas do wzięcia udziału w tym marszu. Masz rację, oby przyczynił się do spełnienia naszych oczekiwań.
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,24786061,kiedy-pisarz-znajduje-zyle-zlota-eksploatuje-ja-az-do-konca.html
http://dziennikzwiazkowy.com/business/polski-paszport-na-wage-zlota/
Spóźnione życzenia dla Marka – wszystkiego najlepszego!
https://www.youtube.com/watch?v=7YnGBLs9-C4
https://www.youtube.com/watch?v=PsXGzblg7Ws
https://www.youtube.com/watch?v=AQ19qy0rJ78
Dobranoc
https://www.youtube.com/watch?v=dMia7HJR2l4
https://www.youtube.com/watch?v=xrwOpE_jBGE
dzień dobry … ☕
moja wyprawa do Chorwacji zaczęła się od uszkodzenia telefonu .. mała katastrofa bo nie pamiętałam numeru telefonu nawet do córki .. mój telefon to zwykłe pudełko ale na szczęście jedna osoba na wycieczce miała taki aparat więc udało się przełożyć na chwilkę kart i spisać numery .. ale ponieważ nie noszę zegarka ciągle mi brakowało tego pudełeczka ….
może taka sałatka …
http://lacosina.pl/salatka-z-kalafiora-z-rodzynkami-i-migdalami/
Dzień dobry!!!
Bardzo dziękuję za życzenia.
Jak się pracuje na froncie walki i rozbiórki to można zapomnieć o świętowaniu. Beton papa lepik, beton papa lepik, pięciokilowy młotek, taczka łopata miotła i tak codziennie od trzech tygodni. Pewnie zajmie mi to jeszcze z miesiąc, ale co tam, ktoś musi betonową pustynię zamienić w rajski ogród. Oby wszystkim się chciało. Tuje wycięte co do sztuki, na ich miejsce posadzone drzewa i krzewy owocowe. Dobra wiadomość dla Alaina: brzoskwinia latoś znowu obrodziła 🙂
Marek nie przepracuj się … pomachanko … 🙂
trzeba iść na wybory …
http://wyborcza.pl/7,75398,24801398,dyrektor-muzeum-ii-wojny-swiatowej-wyrzuca-muzykow-z-nocy-muzeow.html
Przy niedzieli jakoś bardziej myśli się o przyjemnościach niż w tygodniu. Przyjemności bywają różne. Dla niektórych są nimi słodycze, a dla innych na przykład kawa na mieście.
Ciekawa jestem, czy Krystyna tradycyjnie wypije dzisiaj dobrą kawę podczas rodzinnego spaceru?
A czy wiecie, że w Warszawie w połowie XIX wieku w cukierni Wedla wypijano 500 filiżanek pitnej czekolady dziennie? To naprawdę niesłychany wynik, jak na tamtejsze czasy. Tutaj wiecej o historii tej rodziny i fabryki: https://wedel.pl/historia/
robiliście naleśniki na piwie? … mam piwo z jabłkiem i trawa cytrynowa i jutru wypróbuję ..
https://picantecooking.com/pl/recipes/nalesniki/nale-niki-na-piwie/
ale chyba zrobię takie ..
https://gotujzkasia.pl/2016/06/nalesniki-na-piwie/
Danuśka ja często na czekoladę chodziłam do firmowego sklepu przy Szpitalnej .. mały luksus w szarym świecie ..
Jolinku-chodziłam tam też na randki 🙂
A w sprawie naleśników na piwie to polecam, robiłam, są smaczne i bardzo lekkie.
Ten przepis z dodatkiem piwa wynalazła niegdyś w jakiejś gazecie moja Mama.
Tez próbowałam takie naleśniki z dodatkiem piwa, są lekkie.
Asiu, wysłuchałam Twoich wczorajszych propozycji muzycznych. Kolejne wspaniałe odkrycia, dziekuje 🙂 To był upominek nie tylko dla Misia…
nie wiedziałam, że Kora nagrała taką piosenkę .. a to było w 2010 r. …
https://www.youtube.com/watch?v=bXXaJNm9_6g&feature=youtu.be
Też nie wiedziałam, ale od tygodnia pojawia się w różnych publikacjach.
Danuśka,
dziś była kawa domowa zaparzana przez męża i reszta wczorajszego ciasta drożdżowego z rabarbarem z cukierni Sowy. W zasadzie nie kupuję gotowego ciasta, ale młodzi z wnukami zapowiedzieli odwiedziny, a brakowało mi czasu i ochoty na pieczenie. Syn dziwił się, że mama kupuje ciasto. Ale było bardzo smaczne -lekkie i puszyste, lepsze od mojego drożdżowego.
Ponieważ wieczorem wybieramy się do teatru, odpuściliśmy sobie kawiarnię. Ale rzeczywiście lubię odwiedzać kawiarnię, zwłaszcza że prawie wszędzie można wypić dobrą kawę. Podoba mi się, że istnieją też tzw. kawiarnie familijne, gdzie dzieci mają swoją część bogato wyposażoną w zabawki, a opiekunowie mogą spokojnie zająć się konsumpcją. Kto nie chce towarzystwa dzieci, idzie gdzie indziej. Ostatnio byliśmy w takiej kawiarni w Wejherowie. Młodszy wnuk nie chciał stamtąd wyjść i zapomniał, że miał ochotę na loda.
Ciekawe informacje o historii Wedla. Nie wiedziałam, że ptasie mleczko wynaleziono jeszcze przed wojną. Chłopczyk na zebrze występuje w jakiejś reklamie. Przy okazji sprawdzę, bo z reklamami mam tak, że patrzę na nie, ale przeważnie nie pamiętam, jaki produkt jest reklamowany. Może to jest reklama Wedla. W każdym razie wcześniej nie zetknęłam się z tym motywem reklamowym.
Tak jak lubię czekoladę w postaci stałej, tak nie lubię czekolady w postaci napoju. To za duża ilość słodyczy na jeden raz.
Tak Krystyno, to reklama Wedla, a pomysł z zebrą pojawił się już przed wojną.
Dziś na lunch miałam makaron z truskawkami, przypomniało mi się przedszkole 🙂
Lato! No, prawie. Zieleń się puściła biegiem wreszcie. Rower wyjechał godzinę temu, kotka się opala w oknie.
Niedawno zapowiedzieli się znajomi, nabyłam w Baltic Deli ptasie mleczko i się rozczarowałam – otóż na wierzchu tradycyjnego ptasiego mleczka pojawił aiś jakiś „wydruk” złotych kwiatuszków, co poskutkowało znacznym „docukrzeniem” tego specjału. Zupełnie niepotrzebnie, bo ptasie mleczko zawsze wydawało mi się akuratne, nie za słodkie.
Ze słodyczy można też kupić Śliwkę w czekoladzie, zazwyczaj kupujemy nałęczowską i rozdajemy w prezentach znajomym Kanadyjczykom, sama też czasem robię, jak dostanę bardzo gorzką czekoladę francuską – to jest połączenie nie do przecenienia! Zawsze myślę o tym, żeby śliwki namoczyć w jakimś napoleonie, ale zanim przystąpię do dzieła , butelka napoleona jest pusta 🙁
Bardzo latwo jest zrobić krówki własnym sposobem, potrzebne do tego mleko, cukier i ewentualnie jakiś olejek zapachpwy lub cukier waniliowy.
Najlepiej wychodzi na dużej patelni – trzeba przy tym stać i mieszać, ale cierpliwość się opłaci. Chyba zapomniałam o odrobinie masła, pewności nie mam, bo już dawno-dawno nie robiłam, ale przepisy są gdzieś na sieci. Idę ogródkować 🙂
My zdjes emigranty…
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,24787858,przez-atlantyk-po-wolnosc-polacy-tworzyli-getta-skupione.html
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,24789706,polacy-kochaja-jesc-nietypowe-rzeczy-w-nietypowych-miejscach.html
Baletowy horror…
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,24783534,za-murami-szkoly-baletowej-wiele-dziewczynek-obwiazywalo-sie.html
W jaki sposób zwiedzić świat w kilka dni? Trzeba odwiedzić „Gotuj się!” 🙂 To przyjemność, zwłaszcza gdy akurat nie ma możliwości podróżowania.
Jolinku – moje Plitvice i Krka były słoneczną jesienią. Pogoda nam dopisała. Trzy dni spędziłam również na Riwierze Makarskiej. W bardzo uroczej miejscowości Baska Voda.
Podoba mi się Markowa koncepcja: zniszczyć beton, posadzić drzewa. Świat bez drzew to dla mnie coś niewyobrażalnego.
Alino – 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=rnQzXv-bbkY
https://www.youtube.com/watch?v=W6MDjUwXskI
https://www.youtube.com/watch?v=YHXjx31p5o8
https://www.youtube.com/watch?v=a3Z4RWZa9WA
Dzień dobry,
Nie zdążyłem jeszcze obejrzeć wszystkich relacji podróżniczych naszego blogu. Padają imponujące liczby zaliczonych krajów, tylko pozazdrościć… Ja nie byłem chyba nawet w połowie Małgosi lub Alicji, a może mniej niż w jednej czwartej. Nigdy nie miałem na to czasu, a nie miałem czasu, bo nie miałem pieniędzy, więc musiałem mnóstwo pracować. Zamknięte kółko. Najważniejsze, że niczego nie żałuję.
Ale miejsca które odwiedziłem pozostały chyba na zawsze w pamięci, zwłaszcza poznani ludzie, bo na tym głównie swoją „turystykę” opieram.
Wrócę jeszcze na chwilę do wpisu Echidny sprzed kilku dni. Takie sytuacje są wielką rzadkością w mojej codzienności. Po prostu zanim coś zacznę załatwiać, zamawiać w sklepie, urzędzie, gdziekolwiek – najpierw coś sam zagaduję, zawsze uśmiechnięty, a kontakt z nieznanymi ludźmi nie sprawia mi żadnego kłopotu. Naprawdę niemal każdy odpowiada na to tym samym. A odnośnie opisanej ekspedientki – może miała jakiś wyjątkowo zły dzień, może ja chłopak rzucił, może miała jakieś wyjątkowe kłopoty w domu, kto wie… Każdy, każdy z nas miewa gorsze dni, może ta młoda dziewczyna właśnie taki miała. Po co od razu przekreślać…Nigdy też bym nie uogólniał, że to przeważnie młode dziewczyny są aroganckie, mam 70 lat i dogaduję się z nimi bez problemu, zresztą wiek nie odgrywa żadnej roli. Naprawdę, warto spróbować.
Asiu – „I put a spell on you” – super blues, dzięki wielkie!
dzień dobry … ☕
trzeba pójść 26 maja na wybory …. to od ciebie, ciebie, o, i od ciebie też, zależy czy uda się nam wygrać …
mobilizujmy bliskich … mobilizujmy siebie …
Masz rację Jolinku – musimy pójść na WYBORY.
Apel do Polonii – jeszcze jest czas, jeszcze można się zarejestrować w najbliższym konsulacie! U nas wybory będą już 25, w sobotę. Jadę do Nowego Jorku. Nie wierzę w żadne elektroniczne głosowanie, nie znam się, ale wydaje mi się to łatwiejsze do fałszowania.
Alicja, wszyscy wiemy, że nie głosowałaś, bo tak Ci nakazywało sumienie – nie mieszkam w Polsce, nie głosuję. Nic bardziej mylnego – masz polski paszport, jesteś Polką, Jerzor tez – głosujecie!!!! Nie dajmy wyprowadzić naszej Polski z naszej Europy!!! Koniec z oszołomami!!!!!
Salso-odkryłyśmy wczoraj wspaniałą meksykańską miejscówkę w Warszawie 🙂 Właściwie odkryła ją kuzynka Magda, a zajrzałyśmy tam obydwie: https://restaurantica.pl/2016/04/17/la-sirena-the-mexican-food-cartel/
Od momentu, kiedy napisano powyższą recenzję (mnięły trzy lata) trochę się zmieniło:
fasada budynku została odmalowana, menu trochę zmodyfikowano, a miejsce rzeczywiście stało się hitem i w niedzielny wieczór trudno było o wolny stolik.
Magda zamówiła tortillę z czarną fasolą i innymi warzywami, a ja burrito z krewetkami smażonymi w piwnym cieście. Obydwa dania były bardzo smaczne, a to co podawano na sasiednie stoły też wyglądało bardzo kusząco. Rozczarowało nas jedynie białe, domowe wino, które zdarzało nam się zamawiać w różnych miejscach i cieszyć się jego smakiem. Zgodnie z obecną modą zamiast w karafce podano je w butelce po oranżadzie, co nam nie przeszkadza, ale było cienkuszem bez wyrazu.
Już namierzyłyśmy stół przy, którym można w przyszłości zorganizować mini zjazd warszawski 🙂 Póki co Koleżanki Warszawianki mają inne plany, ale o tym opowiemy w stosownym czasie….
Danuśko, to mila wiadomość dla amatorów tej kuchni. Okazuje się, ze wczoraj lasuchowalysmy w podobnych klimatach. My rodzinnie wybralismy się do El Popo, znanej juz dobrze warszawiakom. Fetowalismy krótką wizytę naszej córki, a że wszyscy mamy sentyment do kuchni meksykańskiej, stąd ten wybór 🙂
Elegancka sałatka:
https://studioopinii.pl/archiwa/192893
Nowy,
wydaje mi się, że trochę za daleko się posuwasz, wskazując mnie paluszkiem i nakazując mi („Nic bardziej mylnego – masz polski paszport, jesteś Polką, Jerzor tez – głosujecie!!!!”, co mam robić. Jestem duża dziewczynka i zrobię, co uważam za stosowne.
To zrób. Ręce opadają.
walka o kapustę …
http://next.gazeta.pl/next/7,151003,24805434,przewrocone-skrzynki-rozsypane-warzywa-bitwa-o-mloda-kapuste.html#a=90&c=145&s=BoxBizMT
Alicjo ja bym się też tak daleko posunęła jak Nowy … ważny jest każdy głos … walczymy o Europę .. i o nas ..
Małgosiu bym zjadła ale bez roboty … 😉
Danuśka miło z Tobą robić plany … 🙂
w tamtym roku nie zrobiłam ale dziś wyszły mi 2 słoiki i będą na zaś ..
https://smaker.pl/przepis-botwinka-na-zimie,101107,gregorhspeed.html
Nowy – niech nie opadają 🙂 U nas idą wszyscy.
https://www.youtube.com/watch?v=gUm_VC3vBt4
https://www.youtube.com/watch?v=Qj1t95ijlUM
https://www.youtube.com/watch?v=ACknHzCG61I
O nie. Nie dam sobą kierować jak jakąś marionetką bez głowy i rozumu. Mam swoje zasady i nie muszę się z nich tłumaczyć – a szanuję zasady każdego z was. Nie śmiałabym nikomu z was podpowiadać niczego w tak ważnych, podstawowych – ale przecież osobistych sprawach. Do takich należą preferencje polityczne, religijne oraz jeszcze parę innych. W Polsce mieszka wiele osób, które wybory oleją, mimo, że tam mieszkają. Ja do skrzynki wyborczej mam circa 300km. A to, czy się udam na wybory czy nie – to moja i tylko moja sprawa. Tyle na ten temat.
jest nowy wpis …
Ponieważ lato się rozpoczyna (prawie), sporo artykułów na temat boreliozy, którą przenoszą kleszcze. Chyba zniknął jakiś naturalny wróg kleszczy, bo rozprzestrzeniają się w bardzo szybkim tempie.
Usłyszałam, że kleszcze nie znoszą mięty i dobrze ją w swoim ogródku zasiać. Mięta jest potwornie inwazyjna, ja bym rozstawiła kilka donic z miętą na ogródku, tak zresztą robię.
Dodatkowa rzecz – mięty nie lubią też komary. Komary nie znoszą cytronelli i melisy. Nie wiem, jak cytronella, ale melisa jest też inwazyjna i teraz wysiewam ją tylko w dużych donicach. Ustawiam na patio, gdzie się latem wysiaduje.