Cytrusy i inne frykasy

Trzeba być osobą w średnim wieku, aby pamiętać, jakie puste były sklepy w okresie słusznie minionym. Czy młodsi mogą sobie wyobrazić, że puste półki były istotnie puste, a dostęp do popularnych i tanich na świecie produktów spożywczych zupełnie niemożliwy? Na przykład tanie na świecie i u nas oraz dostępne obecnie wszędzie cytrusy czy banany: wychowało się w Polsce kilka pokoleń, które nie widziały ich na oczy. Przypomina mi się scena sprzed lat, kiedy stanęłam w sklepie w kolejce za panią z 7-8 letnim chłopcem. Nudzące się dziecko patrzyło na pustawą witrynę i spostrzegło tam miskę pełną plastikowych pomarańczy i bananów. I wtedy zdumiony chłopczyk spytał: Mamo, a co to?

Minęło wiele lat, nawet w najmniejszym sklepiku w odległej części Polski kupić można, w umiarkowanej cenie, cytryny, pomarańcze i banany, a w wielkich hipermarketach, które znaleźć można także na zabitej deskami prowincji nawet najbardziej egzotyczne owoce, warzywa, produkty żywnościowe, które przybyły do nas z daleka, przebyły długą podróż statkiem, koleją czy ciężarówkami. To jest nowoczesność, z której się cieszymy i z której korzystamy pełnymi garściami, żeby nie powiedzieć pełną gębą. I właściwie od niedawna dopiero odzywają się głosy, mówiące o tym, że ów dobrobyt, obfitość i możliwość wyboru to jedno z niebezpieczeństw dla klimatu.

Od wieków ludzie uwielbiali to, co przybyło do nich z dala. Nie tylko artykuły trwałe, ale również żywność. Nie bez powodu śledzie zyskały popularność w całej Europie: można je było bez trudu przewozić, nie psuły się w drodze, a smakowały wybornie. W wieku XVIII magnaci znaleźli sposób, aby sprowadzać na swoje stoły pełne ostryg baryłki, które wożono, oczywiście możliwie szybko, konnymi wozami. Stanowiły ulubiony, a jakże prestiżowy przysmak. Południowe owoce wożono, ale i uprawiano w wymagających fachowości szklarniach, aby stół zdobiły i smakowały własne pomarańcze, cytryny czy ananasy.

My bez trudu kupujemy banany za 3 złote, pomarańcze niekiedy za 2, czyli taniej od rodzimych jabłek. Ja sama ostatnio odkryłam na nowo pyszny smak jabłek, które wprawdzie droższe od pomarańczy, ale smakują mi wybornie.

Cieszę się, kiedy widzę na stoisku owocowym wszystko to, co można oglądać w najdalszych zakątkach świata, kojarzące się z pełnią lata owoce w czasie siarczystych mrozów. Co więcej tort z granatem na zimowe urodziny uważam za najlepszy, babeczki z kremem i truskawkami, a także bogate sałatki i surówki smakują mi wybornie. Myślę, że smakują większości z nas, bo pojawiają się lekarskie opinie mówiące o tym, że odżywiamy się znacznie lepiej niż przed laty, kiedy sklepy oferowały mam wprawdzie jabłka, ale oprócz nich już tylko buraki, marchew i kapustę. Pewnie będziemy o tym problemie dyskutować przez najbliższe lata, jako o czymś ważnym. Z własnych wspomnień a także obecnych doświadczeń wiem, że stareńkie przepisy mogą być obecnie cool!

Na rodzinne obiady przygotowywałam dawniej pół kilo ugotowanych i zasmażanych buraków (przepraszam, ale konieczny jest dodatek cytryny!). Obecnie przygotowuję cały kilogram, bo wszyscy wcinają, aż uszy się trzęsą. A na ostatnim moim spotkaniu z (zaszczepionymi) przyjaciółmi była mało wytworna surówka z kiszonej kapusty z dodatkiem cukru trzcinowego i oleju z pestek winogron, jako dopełnienie smażonego na klarowanym maśle mazurskiego szczupaka. To było dobre! Zapewniam, że od czasu do czasu proekologiczne wykorzystanie rodzimych warzyw jest pełne smaku. I tylko trochę żal byłoby całkiem zrezygnować z awokado, włoskiej rukoli zimą, pestek granatu lub borówki amerykańskiej na lutowe urodziny.

Jednak bądźmy optymistami: może nie wylejemy dziecka z kąpielą i nie wrócimy do sytuacji jak z mojej początkowej anegdotki. A na razie ­-smacznego. Idę piec w piekarniku marchew i pietruszkę, które urosły na naszym, ekologicznie uprawianym polu.