Pierwszy bal
Wszystkich zelektryzowała wiadomość, że znowu Polak ma szansę na nagrodę Nobla. Wśród tegorocznych kandydatów prasa światowa wymienia astrofizyka Aleksandra Wolszczana. Odkrył on osiemnaście lat temu istnienie innego układu planetarnego krążącego wokół wielkiej gwiazdy – jak Ziemia i inne planety wokół Słońca. Dobrze by było, jeśliby na kolejnym balu w sztokholmskim Grand Hotelu znalazł się nagrodzony polski uczony. A w bankiecie takim naprawdę warto uczestniczyć.
Pierwszy bal był oczywiście w roku 1901. I było z nim wiele korowodów. Zwłaszcza w okresie przygotowań. Ale w końcu wszystko się udało i od tej pory co roku w sztokholmskim Grand Hotelu spotyka śmietanka naukowa, literacka i towarzyska (że o arystokracji nie wspomnę), by uczestniczyć w Balu Noblistów. Długie wieczorowe kreacje pań, obowiązkowe fraki panów, szampan. A na stołach za każdym razem mistrzowie światowej kuchni dają popis swych umiejętności. W Szwecji na co dzień tak się nie jada. Ale raz do roku i od święta. Ale wróćmy do tego pierwszego razu…
W 1901 roku król Oskar II nie wręczył Nagród Nobla, ponieważ „inne obowiązki wezwały go do Królestwa Norwegii” (w tamtych czasach Norwegia była związana ze Szwecją unią personalną, tzn. te państwa miały wspólnego monarchę). Zastąpił go następca tronu książę Gustaw. Dzięki temu już pierwsze uroczystości towarzyszące wręczeniu Nagród Nobla odbyły się pod królewskim patronatem.
„Wszystko musiało być perfekcyjnie zorganizowane. Tylko to dawało gwarancję sukcesu. Grand Hotel przeszedł gruntowną modernizację. Stał się jednym z najnowocześniejszych i najwytworniejszych hoteli w Europie. W jego piwnicach znalazło się miejsce na 120 tysięcy butelek wina, trzy razy więcej niż w najwyższej klasy francuskich restauracjach.” – tak pisze Helena Bodin, autorka wspaniałego albumu „Bale Noblistów”. To dzieło zawiera nie tylko sprawozdania z dorocznego święta rozumu, lecz także precyzyjnie podaje menu. Możemy więc prześledzić co jadała śmietanka towarzyska rok po roku. A w dodatku – dzięki tej książce – możemy sobie noblowskie menu spokojnie odtworzyć w domu. Wróćmy jednak do Sztokholmu roku 1901.
„Na pierwszą ceremonię rozdania Nagród Nobla postanowiono zaprosić tylko mężczyzn – 150 gentlemanów we frakach. Ale jak w Sztokholmie w 1901 roku znaleźć aż tylu wytwornych panów? Ostatecznie na listę gości wpisano szwedzkich prawników i członków rządu, jednak 150 przewidzianych osób nie było w stanie zapełnić galerii Królewskiej Akademii Muzycznej. I tę sprawę udało się załatwić – zaproszono gentlemanów z ich lokajami. W ten prosty sposób przybyło publiczności.
Także pierwszy bankiet był wyłącznie męską sprawą.
Koszt posiłku dla jednej osoby wynosił 15 szwedzkich koron (mniej więcej równowartość dzisiejszych 220 dolarów). Za tę cenę zaproponowano menu składające się z siedmiu dań i szampana, trunku niezwykle rzadkiego w tamtych czasach.
Jednym z najważniejszych gości był bratanek Alfreda Nobla, Emanuel. Przybył do Sztokholmu z rodzinnego St. Petersburga, specjalnie po to, by wziąć udział w uroczystościach upamiętniających jego wuja. Po zakończeniu bankietu dalej bawił gości, częstując ich rosyjskim kawiorem i szampanem.”
Bal – balem, ale nie można pominąć nazwisk ówczesnych laureatów. A byli to niemiecki fizyk Wilhelm Roentgen, holenderski chemik Jakobus Van’t Hoff, niemiecki medyk Emil von Behring. W dziedzinie literatury nagrodzono francuskiego poetę Rene Sully-Prudhomme’a, a nagrodą pokojową podzielili się dwaj panowie Szwajcar Henri Dunant i Francuz Frederic Passy.
Na koniec zaspokoję ciekawość wszystkich smakoszy. Pierwsze noblowskie menu było następujące:
Przystawki – sałatka z borowików; fasolka szparagowa z pomidorami; sałatka z łososiem; śledzie nadziewane łososiem; sałatka z muli i krewetek; jaja po prowansalsku.
Daniem głównym była pieczona polędwica z foie Gras.
Na deser podano morelowe tartaletki z lodami.
Warto starać się o to wyróżnienie!
Komentarze
Miło czytać wczorajsze wpisy, takie sympatyczne. Chyba ciśnienie atmosferyczne przedwczoraj było nie takie, bo iskrzyło okropnie, a w zaden sposób nie mogłem dojść o co właściwie idzie, bo preteksty do marudzenia były nieprawdopodobne.
Alicjo, Chwin jest rzeczywiście z Gdańska, a jego książki są dostępne. W internecie można je zzmówić pod adresem:
http://merlin.pl/Stefan-Chwin/browse/search/1.html?offer=O&person=Stefan+Chwin
Chwin jest profesorem na Uniwersytecie Gdańskim, a poza tym jednym z animatorów Aeropagu Gdańskiego, bardzo ciekawej imprezy.
Mam nowy komputer i muszę czekać na akceptację. Spróbuje z innym adresem, może wyjdzie. Przepiszę to, co napisałem.
Miło czytać wczorajsze wpisy, takie sympatyczne. Chyba ciśnienie atmosferyczne przedwczoraj było nie takie, bo iskrzyło okropnie, a w zaden sposób nie mogłem dojść o co właściwie idzie, bo preteksty do marudzenia były nieprawdopodobne.
Alicjo, Chwin jest rzeczywiście z Gdańska, a jego książki są dostępne. W internecie można je zzmówić pod adresem:
http://merlin.pl/Stefan-Chwin/browse/search/1.html?offer=O&person=Stefan+Chwin
Chwin jest profesorem na Uniwersytecie Gdańskim, a poza tym jednym z animatorów Aeropagu Gdańskiego, bardzo ciekawej imprezy.
Zostałem wywołany do tablicy, a lekcja trudna, bo najważniejsze sa indywidualne preferencje i potrzeby. Pralki są tak zróżnicowane funkcjonalnie. Sercem pralki jest programator sterujący całą jej pracą. Często kosztuje około połowy ceny pralki. Nie warto więc kupować tanich pralek, bo tam programatory często się psują. Chociaż drogiej pralce Siemensa też to się zdarza, najczęściej zaraz po wygaśnięciu gwarancji. Osobiście radzę jednak Siemensa lub Whirpoola, bo są solidne. Natomiast modele – dużo do wybru. Od 4 do 8 kg „wsadu”. Ja preferuje 5-6, bo to takie normy niezłe i niewielką ilość można też wyprać, bo „inteligentne” nabieranie wody, uzależnione od ilości wrzuconego odzienia, jest standardem w porządnych pralkach. 8 kg to na większa rodzinę rzadko piorącą. Ważny parametr – ładowanie przez boczne okienko lub od góry. Podobno od góry wygodniej, ale zdecydowanie wolę tradycyjne okienko. Szybkość wirówki. Tańsze pralki wirują do 800 obr/minutę, droższe do 1400 najczęściej. Szybko wirowane prania są prawie suche, ale mocno pogniecione. Praktycznie nigdy nie używamy ponad 800, chociaż mamy 1200. Ponadto delikatne tkaniny nie znosza szybkiego wirowania, chociaż w nowszych pralkach szybkie wirowanie nie powoduje szarpania; odbywa się bardzo spokojnie (dobra stabilizacja bębna). Wreszcie sama pralka, czy pralko-suszarka. Tutaj decyduje miejsce. Jeżeli jest miejsce na dwa urzadznia, lepiej nie kupować kombajnu, bo zwiększa się szansa awarii, a koszt jest praktycznie ten sam, albo i większy przy kombajnie niż przy dwóch oddzielnych urządzeniach. Na cenę wpływ mają także „bajery” typu – sensor zamioast pokrętła, wyświetlacze pokazujące różne rzeczy i td. Są one według mnie zbędne, ale jak ktoś lubi nowoczesność, może sobie zafundować. Można też dopłacic kilkaset złotych za inny kolor niż biały. Siemens na przykład oferuje też pralki czarne.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-10-07.html
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=200#comment-7351
ASzyszu, miło, że jesteś obecny choć duchem.
Pogoda się zapowiada piękna.
witam
pogoda rzeczywiście słoneczna po całości
:::
ech Stara Żabo
zawsze jak Cię czytam
wspominam moje przyjazdy do Połczyna
(było ich kilka)
pewnie pamiętasz późnoletni zjazd myśliwych Darz Bór
otóż dla głównego organizatora, a mojego przyjaciela
wymyśliłem Festiwal Bigosów
i kilka razy w nim uczestniczyłem
jako juror i jako uczestnik
Właśnie chciałam przypomnieć, że A.Szysz podał rok temu link do „noblowskiego stołu” i jak to wtedy wydziwialiśmy nad zmienną modą kulinarną
Dziecko moje wróciło z włoskich perygrynacji przepełnione wrażeniami. Do zachwytów skłaniały :
– piękne widoki przy doskonałej pogodzie (najwyższy zachwyt – wycieczka stateczkiem wokół Capri) i Toskania,
– prześliczny zwyczaj umieszczania numeru posesji i nazwy domu na wmurowanych w tynki malowanych kafelkach ceramicznych
– freski i plafony w Muzeach Watykańskich.
Największe rozczarowanie (przede wszystkim organizacyjne) to udział w audiencji generalnej z B16 i zwiedzenie bazyliki. Dlaczego 1/ tłumy, 2/ustawianie, sprawdzanie itp trwa w nieskończoność, 3/całość i tak najlepiej oglądać na telebimach, 4/co najmnij 1/3 czasu audiencji zajmuje grzecznościowa formuła powitania oficjeli uczestniczących, 5/ półtorej godziny odstali w kolejce do bazyliki, a potem mieli 50 minut na zwiedzenie wnętrza i podziemi. Do rozczarowania (tym razem Rodakami) zalicza Młodsza zachowanie w Grotach – Polacy pędzą do grobu JP2 i nawet na moment nie zatrzymują się przy grobi św.Piotra, ani marnego „krzyżyka” nie zrobią. Ogólem – za mało czasu na wszystko.
Ona pewnie opisze to sama przy wolnej chwili.
Dom się wzbogacił o 3 butelki wina Wezuio Lacrima Christi (białe, różowe i czerwone kupione na straganie u stóp Wezuwiusza) butelkę dobrej oliwy, śliczną kwadratową miseczkę ze szkła weneckiego i zatyczkę do wina w kształcie stylizowanego klucza wiolinowego – dół, jak zwykle, stal niezrdzewna, góra szkło wneckie. Prócz tego Ania przywiozła kilka kawałków lawy i pumeksu z Wezuwiusza i 4 kg włsnoręcznie nazbiernych muszli i muszelek. Więcej pieniędzy na gadżety nie miała, a i tak nie miałaby czasu na zakupy. Tempo było mordercze.
Też ucieszyłem się z wizyty Pana Andrzeja Szyszkiewicza. Sezon noblowski i polski akcent interesuje nas wszyskich. No, powiedzmy, wielu. A co słychać u pieknego rumaka?
Dzien dobry!
A jaka kawe tam podaja?
I czy wogole?
Dzień dobry.
Brzucho narobił mi apetytu na bigos. Kiedyś w czasie karnawłu zrobilismy koleżeńskie spotkanie w jednym z domów ale wszyscy uczestnicy ambitnie przytachali ze sobą jakieś jedzenie- a przede wszystkim bigos , no i zrobił się z tego taki mały festiwal bigosów.
Każdy bigos to były inne proporcje skadników, kolorystyka i smak.
Brzuchu wysyłam ci coś- ale nic ważnego. Ta przesyłka – to taki test dla listonosza – czy sam Gienio w adresie wystarczy !! 🙂
Ten pierwszy bal to jakiś dziwny był, no bo z kim balowali ci dżentelmeni? Z lokajami?! 🙂
Niepoprawny kod? Toż poprawny był całkowicie. Jeszcze ciągle wczorajszy. Sardynki to było we wczesnym socjaliźmie jedno z nielicznych ogniw łączacych nas z kapitalistycznym blichtrem. Głównie jugosłowiańskie, ale bywały i portugalskie. W Maroku sardynki są jedną z głównych podstaw uprzemysłowienia kraju – obok fabryk nawozów sztucznych. Jedne i drugie pachną odpowiednio. W Agadirze port to głównie port rybacki dzielący się na część sardynkową i kalmarową. Sardynki jada się przede wszystkim obsmarzone w mące, ale i wersja solna też występuje. Mnie osobiście sposób doprawienia wersji mącznej nie odpowiada, chociaż ogólnie kuchnia marokańska jest bliska memu sercu, w tym właśnie sposób doprawiania szczególnie. Vinho verde nie spotkałem w Maroku, chociaż ślady portugalskie są widoczne, a Agadir ma w Portugalii swoje miasto bliźniacze Olhao.
Podobno szanse na Nobla nie są duże, bo astronom dostał w zeszłum roku, a rozdają ponoć według jakiegoś klucza. Ale bywały niespodzianki. Może IPN miał jakieś dobre przecieki z Nobla, skoro od niego też coś przeciekło. Chyba, że ktoś wierzy w przypadek. Hehe, jakby napisała moja córka. Ile kosztuje taka kolacyjka na 4 osoby i czy rocznik ma na to wpływ? Pytam o gołą cenę, bez dojazdu i napiwków.
spokojnie Stanisławie, spokojnie
widocznie Łotrpress tak dziś ma
bo mi też wywalił komunikat
choć kod był prawidłowy
:::
Grażynko
czekam niecierpliwie
ale proszę, weź się zdecyduj jak przeinaczasz tego Giena (Gieno)
którego lubię i bezczelnie podaję na wizytówce 😉
raz Genio, a teraz Gienio
toż mi listonosz od tego tylko sfiksuje 😉
No i popatrzcie: w 1901 roku woleli zaprosić lokajów niż kobiety. Już w dwa lata później kobieta została współlaureatką, a w dziesięć lat po owym pierwszym balu – jedyną laureatką…
…jedyną w dziedzinie chemii, ma się rozumieć 😉
Rumak skończył dwa lata, podrósł, wygląda na to, że przerośnie matkę o parę centymetrów.
http://130.238.96.26/u_rumaka/
Całe lato spędzili we dwoje na łące przed domem, dopiero w ubiegłą niedzielę odwieźliśmy ich do stajni. Trochę jakoś tak głupio się zrobiło. Okazuje się, że podwójny garaż może znakomicie służyć za letnią stajnię, zwłaszcza gdy zbuduje się w nim niewielki boks. Ten boks był używany jedynie do zostawiania młodego w zamknięciu gdy matka była siodłana i ujeżdżana lub podczas codziennych obrządków higienicznych.
Załączone zdjęcie zrobione właśnie latem w tej garażostajni.
W przyszłym roku trzeba go będzie osiodłać i przyuczyć do nowych obowiązków. Skończą się spacery po lesie z koniem na sznurku a zdecydowanie więcej czasu niż w tym roku spędzę w siodle. Albo gdzie tam popadnie…
Bezpośrednia transmisja z ogłoszenia kolejnego laureata nagrody Nobla w szwedzkiej telewizj o 11:45. Można obejrzeć przez internet.
Panie Piotrze Mily –
od dzisiaj bede „zaprawiac” krwawo kubeczki smakowe nasze jak i gosci, Czyli mniej paptetycznie mowiac nadeszla do mnie wspaniala przesylka. SERDECZNIE DZIEKUJE. A dedykacja jak kropla miodu splynela na echidnowe serduszko. Raz jeszcze dziekuje i chyba nie musze dodawac, ze wkrotce rusze do dziela kuchennego. A miast Muzy prowadzic mnie beda przepisy … uwaga, uwaga teraz troche horroru… z „Krwawej historii smaku”.
Pozdrowiatka od rozanielonego zwierzatka
Echidna
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=363#comment-39737
Rzeczywiście Ojca Świetego lepiej spotykać poza Watykanem, a Bazylike zwiedzać poza niedzielą i środą. Zresztą nigdy jej sie nie da dobrze obejrzeć wewnątrz, chociaż kiedyś można było, a Pieta była bez szklanej osłony. Jestem wiernym, ale nigdy nie widziałem Papieża w Rzymie. Nawet nie próbowałem. Doswiadczenia z grot mam podobne. Nie ma warunków do jakiejkolwiek refleksji, a przy innych grobach praktycznie nie da się zatrzymać, bo tłum napiera. Ale np. w katedrze w Amalfii jest grób św. Andrzeja, brata św. Piotra, i tam prawie nikt nie zagląda poza Włochami. Zwiedzanie muzeów watykańskich też pozostawia wiele do życzenia. Ale tu nie ma wyjścia. Jedynym środkiem do rozrzedzenia tłumu jest jeszcze wyższe windowanie ceny, która i tak dla nas jest niebagatelna. W Kaplicy Sykstyńskiej latem trzeba być wysokim, żeby bez trudu obejrzeć freski na bocznych ścianach. Ale spróbujcie obejrzeć Giocondę w Luwrze. Nie da się. Jedyne wyjście to zostać takim VIPem, żeby pozwolili oglądać indywidualnie i jeszcze mieli to za zaszczyt.
errata:
patetycznie – oczywista
Andrzeju Sz, – jak milo spotkac Cie w B.K. (czyli Blogowej Kawiarence). Dawnom Cie nie widziala tym przyjemniejsze spotkanie.
A jakie to obowiazki czekaja „Malotata”? Rozumiem ze pod siodlo – lecz czy w ramach relaksu dla jezdzca, czy tez raczej ciezsza praca?
A piekny ci on jest okrutniasto.
Stanisławie, według
http://www.stadshuskallaren.gastrogate.com/5/restaurang_detail/part/7/id/1085
kosztowała ta kolacja czternaście piećdziesiąt na twarz.
Pisze o głupstwach, a już w piątek dotarły nagrody. Miły Gospodarzu, bardzo dziękuję. Rzadko czytam kryminały, ale za ten już się zabrałem. Zresztą do niektórych kryminałów wracam co jakiś czas, najczęściej do Braci Karamazow. Nie miałem okazji jeszcze przesłuchac płyt, bo to wymaga czasu i skupienia. A na Nobla czekamy. To niewiele ponad godzinę. Na pewno wszyscy szykują się do toastów. Jedni na okoliczność przyznania nagrody rodakowi, inni na okliczność odrzucenia tej kandydatury.
Echidno,
Nie wiem co mi dziś do łba strzeliło? „Obowiązki” to takie enigmatyczne określenie na to co koń w tym wieku robić powinien, żeby mu nie było nudno/smutno/nieswojo kiedy inne konie w komitywie z jeźdźcami udają się poza teren ogrodzony elektrycznym pastuchem w celech głównie rekreacyjnych podśpiewując jednocześnie:
ach, jak przyjemnie!
poruszać się wśród fal
gdy szumi, szumi woda
i płynie w siną dal
(oj, wyskoczyła mi zupełnie inna piosenka niż miała być)
Innymi słowy: zarówno dla jeźdźca jak i dla zwierzęcia. Rekreacja, rehabilitacja, perspiracja, satysfakcja, kolacja.
W Watykanie zdarzyło mi się być na zupełnie wariackim wypadzie. „Porwali” mnie ludzie z banku, który był współorganizatorem koncertu na 80. urodziny dla JPII, w ramach którego wykonano w Auli Pawła VI fragmenty „Stworzenia świata” Haydna. Biedny siedział tam na scenie, niedaleko orkiestry, i sprawiał wrażenie bardzo zmęczonego. A myśmy właściwie poza tą dość paskudną i o kiczowatym wystroju aulą niczego praktycznie nie zwiedzili, tylko robiliśmy sobie zdjęcia na tle bazyliki, i prędko, prędko, bo na bankiet, a rano do domu… Z Rzymu widziałam tyle, co podczas sjesty sobie wypadłam na dwie godzinki z hotelu, i podczas przejazdu na lotnisko 🙁
Dziękuję za informacje. Chyba jeszcze się zastanowimy. Do win nie mam większych zastrzeżeń. Białe z Doliny Loary, na którą wielu kręci nosem, ale to wino ma niezłą renomę. Czerwone młode, ale Bourgund Jadota na ogół jest dobry. Z karty nie wynika, czy jest to wino czerwone, bo biały burgund jest również pod tą samą nazwą. Kosztuje butelka około 15 EUR. To z Doliny Loary jest droższe. Ale do 14,50 setek na podniebienie poza promem trzeba jeszcze dodać uszycie fraka. Czy też można pojść na kolację z menu noblowskim w zwykłym smokingu?
Stanisławie,
Ty na młode nie narzekaj. 2005 to był piękny rok, kartofliska znakomicie nasłonecznione. Na tę kolacje można pójść w zwykłym ubraniu, we fraku jest Herr Ober i to wystarczy
Napisalam i zazarlo. Nie bede pisac od nowa. Powiem tylko.
A. Szysz.!!! Witam, witam!
Na młode to z zasady nie narzekam. Ładne to na ogół, tylko już zapomniałem, do czego służy.
Witam wszystkich serdecznie,
Nawiązując do menu noblowskiego, czy ktoś ma pomysł, jak zrobić sałatkę z borowików? Może się w weekend wybiorę na grzyby i może nawet coś znajdę.
Przeczytałem zaległe wpisy z weekendu. W trakcie niestety nie miałem czasu. Coś bym do tego dorzucił, ale może już nie będę do tego wracał. Przy najbliższej okazji uzewnętrznię się z moimi poglądami 😉
Weekend spędziłem w domu bo najmłodsza przeziębiona i nie było możliwości wyskoczyć w teren. Z tego wszystkiego zająłem się napełnianiem gąsiorów. Ostatnio przywiozłem parędziesiąt kilogramów spadów jabłek, gruszek i śliwek. Każdy z tych owoców po odpowiedniej obróbce trafił do swojego gąsiorka. Teraz zajmują się nimi drożdże a za parę tygodni przejmę je znowu 😉 Powstanie odpowiednio calvados, gruszkówka i śliwowica. Ilości wyjdą raczej aptekarskie ale to ma być tylko test.
Ponadto w niedzielę odkryłem na nowo sokowirówkę. Wyciągnąłem z pawlacza od rodziców ponad 30 letni sprzęt i po wymyciu uruchomiłem. Przerobiłem chyba z 10kg jabłek, uzysk z kilograma jabłek to ok. 0,7L soku. Sok schodził na bieżąco, parę litrów zapasteryzowałem w butelkach i słoikach. Na próbę zrobiłem też sok z jabłek, marchwi i buraczków czerwonych. Dzieciarni smakowało, więc chyba trzeba będzie częściej odpalać ten sprzęt. Przy okazji dzieciarnia mocno się angażuje w pomoc więc serce się cieszy że coś chcą w kuchni robić. Dobrze to rokuje na przyszłość 😉
Pawle,
§wieży sok z jabłek można baz pasteryzowania i dodawania konserwantów wlać do plastykowych butelek typu PET, takich co to w nich teraz wszystko w płynie sprzedają i do zamrażarki.
Może być nawet marki Liebherr.
Też się zastanawiałem nad sałatką z borowików. Co to takiego? Brzmi dobrze, ale wyobrazić sobie trudno. Chyba, że na grzybkach marynowanych, ale czy je znają w Szwecji? A transmisji z Nobla nie mam, bo w nowym komputerze nie mam narzędzi odpowiednich. Juz chyba ogłoszono wynik obrad Komitetu. Czy ktoś wie, co tam uradzili?
I co z nagrodą Nobla?
I jajco.
Laureatom wszystkiego najlepszego i arigato!
W Szwecji znają.
Znaczy te grzybki marynowane też. A z prawdziwków to guglnijcie sobie „insalata porcini”.
Oglądam właśnie prezentację osiągnięć laureatów. Wygląda jak
http://sv.wikipedia.org/wiki/Pac-Man
Vely intelesting…
To jak z tym Noblem?
Lecę do ARiMRu tłumaczyć sie z hektarów. Co roku jest troche inaczej z rozliczaniem powierzchni – raz uzytki zielone sa „w tym” a raz osobno, tak zeby sie bron Boze nie nudzilo, ale w tym roku przynajmniej polowa skladajacych wnioski tlumaczy sie z powierzchni dzialek – te z ewidencji gruntow (od ktorych sie placi podatek) nagle okazaly sie mniejsze niz wyszlo ze zdjec lotniczych. Ciekawostka o tyle, ze na wsiakij słuczaj, do doplat podawalismy nieco mniejsze powierzchnie, zeby potem cos nie wyskoczylo. A i tak wyskoczylo. U ziecia na łące, kiedy wiosna kilka lat temu byly robione te zdjecia, akurat zrobilo sie rozlewisko roztopowe, ktore sobie zaraz wsiaklo, ale na zdjeciu jest. No i zieć tez sie tlumaczył, że nie ma a było jeszce nim posiadł tę łąkę. Może by tak zrobili zdjęcia o innej porze roku tez?
Wolszczan młody (jak na naukowca), może jeszcze zaczekać na ten bankiet 😉
A jak te zdjęcia z samolotu, w końcu płaskie, mają się do terenów górskich i mocno pofałdowanych?
Jak jajco, to szkoda.
Yoichiro Nambu, Makoto Kobayashi, Toshihide Maskawa. To tegoroczni laureaci od przetrąconej symetrii tłumacząc głupawo. Prawde mówiąc słabe były szanse na astronoma dwa lata z rzędu. Czy na Japończyków IPN coś moze mieć?
500 g borowików duszonych, 150 g parmignano regano, 3 łyżki oliwy z oliwek, ocet balsamiczny, szczypiorek, sól, pieprz. Ser zamiast tarcia kroi się w słupeczki wielkości kawałeczków grzybów. Są przepisy na sałatkę na ciepło, wóczas zamiast parmignano daje się ser kozi. Znalazłem polski przepis, w którym mowa o borowikach unytych i wysuszonych. Czyżby chodziło o surowe?
Andrzeju,
Dzięki za radę. Niestety owoce już prawie wszystkie wyszły, ale w weekend postaram się o kolejny worek jabłek. Jak mi szarańcza nie wypije od razu, to zamrożę.
ponoć rozbita symetria ma dowodzić istnienia trzech rodzin kwarków i została niedawno potwierdzona doświadczalnie. Sa jakieś głosy, że podobno niektórzy nasi politycy słali listy do Komitetu, zeby donosicielowi Nobla nie dawać. 25 lat temu też takie listy szły do Oslo. W każdym razie jest okazja do szampana dla niektórych i jerj brak dla innych. Obędę się o suchym pysku na razie. Może zadowolę się sałatką z borowików.
Stanisławie, zapewne już wiesz, że jesteś niepowtarzalny?
Zabiłeś mi ćwieka, bo już prawie zdecydowałam się na Boscha (bez bajerów). Cała reszta zgodna z moją wiedzą. Ładowane z góry mają podobno mniej solidnie mocowany bęben.
Mieliśmy być drugą Japonią, więc IPN z pewnością ma.
A.Szyszu, koń piękny i tak bardzo się z Ciebie cieszę 😀
Yoichiro Nambu ma 87 lat i iuż wiele nie użyje sobie, a dostał połowę nagrody. Makoto Kobayashi jeszcze nie osiągnął wieku emerytalnego.
Bosch i Siemens to praktycznie to samo. Część modeli jest tożsama. Można Boscha zamiast Siemensa.
Radyjko wycinał mi dziwne numery na spacerze – usiłował ugryźć się w biodro, potem położył się na asfaltowej ścieżce bokiem i tarł szyja o podłoże – ani chybi coś tam ma, ale ja niczego nie widzę. Przejechałam w domu szczotką, wydzierał mi się z ręki. Teraz nie wiem – wykąpać go czy jak? Dotąd nie był jeszcze kąpany.
Nie chciałem wspominac o tym bębnie, bo niektórzy twierdzą, że ich bębny otwierane od góry są równie stabilne, ale trudno w to uwierzyć. Nie wiem, dlaczego jestem niepowtarzalny, ale podejrzewm, że nikt do końca powtarzalny nie jest.
A zta druga Japonią coś może być na rzeczy. Nambu miał w czasie wybuchu wojny z USA 20 lat, kto wie czy nie bombardował Pearl Harbour. Tylko dlaczego IPN nie zrobił przecieku przed werdyktem, czyżby nie wyczuli? A laureat ma także coś wspólnego ze stringami, więc Nemo może go znać. A na pewno zna go przyjaciółka Nemo z przełęczy alpejskiej.
Tonę w pieczarkach. Pan mąż dostał wynagrodzenie w naturze w postaci skrzynki pieczarek. Były do karkówki i do krokietów. Dzisiaj czeka zupa pieczarkowa z grzankami. Wszystko to bardzo lubię, ale czuję się nieco zgrzybiała.
Relaks, relaks tak tylko sie mowi Andrzeju Sz.
Jakiem lat temu wiele konno zaliczyla Warszawska Starowke – i to nie w bryczce bynajmniej lecz na wspanialym rumaku – jedynie kon mogl wspominac o relaksie. Ja nie do konca wiedzialam gdzie przod, a gdzie tyl po tej jezdzie. Nie wspominajac o „siadzce”. Oj, oj bolalo. Z tego wynika prosty moral – echidny winny trzymac sie ziemi na wlasnych nozkach.
Co innego Ty Andrzeju. Ale chcialoby sie, chcialo.
Pyra wspomniala o pobycie Pyry Mlodszej we Wloszech. I o kolejkach tez nadmienila. No to podiwajta sobie owe kolejki i inne male co-nieco:
http://picasaweb.google.pl/okotazaglossus/RzymIPompea#
Haneczko –
jam nieslychanie zadowolona z Miele. Nieco kosztowna lecz gwarancja na 20 lat. A do tego beben z tzw rozwiazaniem plastow miodu. Nie zachacza nawet najdelikatniejsza tkanina.
Stanisławie, jesteś niepowtarzalny poza normą niepowtarzalności 😉
Pyro, poczekaj na Młodszą, Radek wykąpie siebie i Ciebie.
Pyro, Sloneczko Poznanskie –
czy wpadasz na swoja prywatna poczte?
Psy powyzej 3 miesiecy mozna juz kapac. Tak mi mowil kuzyn (weterynarz z profesji, hodowca psow z zamilowania). NIe przesadzac jednak z iloscia szamponu. A jesli Radoslawek wyczynia jakies dziwne rzeczy, gdzies sie drapie i na dodatek wyrywa sie z rak gdy w podejrzanych oklolicach go dotykasz trzeba koniecznie sprawdzic. I nie szczotka czy na dotyk. Musisz wziac w obie dlonie skore i delikatnie przesuwac w kierunku ogona. Nie tyle dlonie co pomiedzy kciukiem i palcem wskazujacym obu rak jednoczesnie. W ten sposob najlepiej zobaczysz czy czegos na/pod skora nie ma.
Gdzie dają takie wynagrodzenie? Moja chyba byłaby gotowa rzucić emeryturę. Przepada za pieczarkami.
Te kolejki znamy wszyscy, niestety. A w 1978 roku bilet do Muzeów Watykańskich kosztował 2000 lirów, czyli niespełna 3 USD. I tłoku w ogóle nie było. Nie macie pojęcia, jak uroczo się wtedy zwiedza. A samochodem można było jeździć po całym Rzymie z wyjątkiem odcinka od Piazza del Popolo do Piazza Venezia. Nawet po Piazza Navona się jeździło i dawało zaparkować.
Pan mąż jest elektrykiem i całą resztą.
Natura nie zawsze bywa szczodra. Kiedyś właściciel wypasionej willi wręczył mu puszkę Lecha 😉
Echidna – czytałam, tylko nie zdążyłam odpowiedzieć i odpiszę dopiero jutro, Zwierzątko.
Haneczko, Stanisławie – grzyby to betka (?) Mój znajomy dostał kiedyś honorarium w wysokości 2 skrzyń jajek (1 skrzynka – 12 paletek x 30 szt)
Ta rodzina do dzisiaj nie może patrzeć na „jajeczne” potrawy.
Haneczko – pieczarki można też suszyć. Nie są tak aromatyczne, jak „dzikie” grzyby ale np do bigosu znacznie lepsze, niż świeże
Rozmarzyłem się, a Młodsza Pyra zachwycona Toskanią. Nie dziwię się. Na przełomie lat 70/80 było urocze miasteczko San Gimignano. Ostatnio słyszę od tych, którzy odwiedzili, że nie warto było jechać. Na ulicach tłok nie do przejścia, a w katedrze ścisk, że trudno coś dojrzeć. A było to miasto prawie bezludne, po którym pieknie się spacerowało. W katedrze obrazy Ghirlandaia, w tym Śmierć św. Fivy dowodzacy talentu mistrza. Wówczas za oglądanie obrazów w katedrze nie płaciło się, a św. Fiva była na stałe oświetlona (często w kościołach trzeba było wrzucić monetę, żeby się zapaliło światło). Ale pomimo tych wszystkich fatalnych zmian ciągnie do Włoch okropnie.
A propos Lecha przypomina mi się dowcip o Szkocie. Zaprosił sąsiada na śniadanie, podał pieczywko, masło i kropelkę miodu na talerzyku. Gość przyłożył oko do talerzyka i zapytał: „Czyżby sąsiad zafundował sobie pszczółkę?”. Niestety, nie umiem znaleźć analogii pasującej do puszki piwa.
Ja w tym roku miałam Toskanię w okruchu, a też się zakochałam… Zdjęcia z Lukki:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/Lucca#
I jeszcze z Pizy:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/Piza#
A w ogóle byłam tam na Festiwalu Pucciniego w Torre del Lago, o czym pisałam u siebie 🙂
Honorarium w jajkach by mi się podobało. Babki po 60 jaj na kilogram mąki kiepsko mi wychodzą (córeczka w tym dobra), ale takie ciut mniej jajeczne można upiec. Skrzynia jaj to najstarsze wspomnienie mojego życia. Tuz przed Wigilia 1944 bombardowanie Skarżyska, Mama została w mieszkaniu i piecze ciasto, reszta w piwnicy. Brat uciekł na podwórko, a pod ścianą piwnicy skrzynia jaj pozawijanych w papierki tak, jak się zawija cukierki. Skojarzyłem, że do bab jaja potrzebne i nabrałem na podołek, ile się dało. Ojciec, który wybiegł za bratem na podwórko i go przyprowadził, gonił mnie potem po schodach. Bomba spadła na podwórko. Mieszkaliśmy bardzo blisko fabryki amunicji. W mieszkaniu obrazy i lustra spadły ze ścian, ale to wiem już tylko z opowieści.
pada , znowu pada, jakim zwierzątkiem jest Echinda?
Echidno, myślałam mocno, ale Miele tu nie widziałam. Inna rzecz, że patrzyłam tylko na wąskie pralki. W internecie oczywiście są (Antek, moja skleroza zapomniała o porównywarkach, dziękuję), ale najpierw muszę pomacać żywą.
Bardzo milutkim i przytulnym, Gruszko.
czy kangurem ? miłego dnia dla Wszystkich
Haneczko moja mama ma Electrolux juz z 10 lat. Taka na 2-3kg waska, malutka, malo miejsca zajmuje. W ciagu tych 10lat chyba tylko raz sie zepsula, znaczy zacial sie programator, o ile sie nie myle byla jeszcze na gwarancji. Wymienili od tego czasu dziala bez pudla. Za to moj 6 letni whrilpool wyczynia cuda.
Calkiem sobie milym gruszko, calkiem milym, a prezenuje sie tak:
http://picasaweb.google.pl/okotazaglossus/TasmanskiKalejdoskop#5174980264244368242
W pielesze sie udaje, dobranocka
E.
Gruszko – echidna to kolczatka – bardzo ciekawe i rzadkie stworzenie, a kolce ma mięciutkie.
Doroto, az serce boli z żalu, że mnie tam nie ma. A widziałaś w Lucce taką fontannę – wylewkę wystająca ze ściany budynku z wodą lejącą się do autentycznej starożytnej wanny? Festiwalu też zazdroszczę. Nie lubię opery jako teatru. Myślę, że ta forma przeżyła się pomimo prób reanimacji przy wsparciu współczesnych kompozytorów. Ale śpiew operowy bardzo do mnie trafia. Chyba najbardziej Rossinii i Mozart. Kilku duszoszczypiaszczych arii Pucciniego nie da się zapomnieć. Chórów Verdiego takoż. A duetu Abigail i Nabuchodonozora z Nabucco moge słuchac bez końca. Tylko wykonania muszą być, jak należy. Tylko do Wagnera nie moge się przełamać. Ale składa się na to wiele przyczyn.
Gruszko, gdzie rośniesz, że u Ciebie pada?
Nirrod, moja musi mieć 4,5 kg. Wąska koniecznie. Bez nadmiernych fidrygałów. No i wytrzymała, bo u nas pralka często pracuje.
Alicji nie widać. Wczoraj ją łamało 🙁
Haneczko, ten Bosch pewnie dobry. Electroluxy, jak mi sie wydaje, chyba raczej od góry są ładowane. Whirpoole są dość szerokie wszystkie. Miele ładowane od przodu też sa szerokie i drogie, chyba od 4 tysięcy.
Stanisławie, właśnie piszę o Mariuszu Trelińskim zakochanym w operze, który chce ją odświeżać, zarażać nią, kogo się da, i nawet mu się to częściowo udaje 🙂
No to jeszcze rzeczone Torre del Lago:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/TorreDelLago#
A fontanny w Lukce nie kojarzę – zresztą byłam tam, podobnie jak w Pizie, zaledwie trzy godzinki… 🙁
Tu w Warszawce też popaduje 🙁 Ale przynajmiej cieplej…
A z Wagnerem mam podobnie, choć szanuję jego fachowość 😉
Widać, widać… studiuję od rana kuchenki elektryczne na necie i zdurniałam całkiem od podaży. Chcę jakąś indukcyjną, nie z górnej półki. O pralkach juz było, dawajcie teraz o kuchenkach, bo muszę się na coś zdecydować.
O, i zimno! 1C, a w głębi lądu chyba jakieś przymrozki.
A ja bardzo lubie opere, to przeciez taka sama okazja jak bal, nawet jesli sie nie przepada za jej strona teatralna (ja osobiscie lubie formy mieszane w sztuce) – prawie jak pierwszy bal noblistow. Kiedys zrobiono swietny film na temat opery w zyciu zwyklych Amerykanow pochodzenia wloskiego – rodziny hydraulika z Brooklynu, z Nicholasem Cage i Cher, pod tytulem „Moonstruck”. Do dzisiaj jest to film kultowy; moj ojciec w Warszawie wlasnie go szuka w wersji spolszczonej, zeby obdarowac nim zaprzyjaznionego hydraulika, ktory tez uwielbia opere… Nie mowiac juz o „milosnikach opery wloskiej” w „Pol zartem, pol serio”, ale tam muzyka operowa odgrywala mniejsza role.
W indukcyjnych jestem tępa. Moja Amica już dosyć leciwa i ma normalną płytę. Bardzo chwalę sobie takie wydłużone miejsce na brytfannę. No i piekarnik z nawiewem i samoczyszczącym czymś jest świetny.
Z kuchenka, ci Alicjo nie pomoge, bo ja mam gazowa. Elaktrycznych nie lubie. Mama ma indukcyjna, ale jakies firmy, to nie mam pojecia, bo to kupili jak mnie juz w domu nie bylo.
Stanislawie, stad tu wynika, ze surowe:
http://www.recipedatabase.eu/recipe_0979237_insalata_di_porcini_con_murazzano_osteria_dell_arco_di_alba.php
Pies do Sztokholmu zjechał raz,
wyhasał się na grobli,
po czym rzekł: chętnie bym raz wlazł
na to rozdanie Nobli.
Lecz na przeszkodzie fraka brak
stał oraz wzrost nikczemny,
pies więc pomyślał sobie tak
(bo wcale nie był ciemny):
ludzie pozorów lubią grę,
dostojność z nóg ich ścina,
więc w konia zrobię ich i się
przebiorę za pingwina.
Tak zrobił. Własny wygląd wnet
go nadął i ośmielił
więc na noblowski bankiet wszedł
bez zbędnych ceregieli.
A tam ordery, szyk, ho-ho,
krewetki i łososie
a nade wszystko zapach, co
tak słodko wierci w nosie.
Pies się rozgląda, męsko-dam-
skim milieu się zachwyca,
ale ten zapach… „Zaraz… mam!
to z foie gras polędwica!
Ach, cóż mi zawiedzionych stres
i gładkich mów aksamit?”
Cwierć mięsa w zęby porwał pies
i zwiał tylnymi drzwiami!
Król się zachwiała, a
król się za głowę chwycił
lecz cóż to obchodziło psa?
On przecież się nasycił…
Koło morału warto by
obecnie się zakrzątnąć:
W Sztokholmie zawsze może ci
ktoś coś sprzed nosa sprzątnąć! 😉
Bobiczku 😆
A z Ciebie nie jest ciemny pies, tylko czarny! 😉
Pani Kierowniczko, a czy gdzieś stało, że to byłem ja? Się różnych psów zna, się różne ploteczki słyszy… 😀
Zwrócono mi uwagę, że w pierwszym wersie przedostatniej zwrotki coś się nie zgadza. No jasne, miała być „królowa”! 😳 Ale już poszło w świat, nie mam jak poprawić. 🙁
Bobik coś dla ciebie – przeczytaj ze zrozumieniem – zakończenie wywiadu z Janem Nowickim:
http://film.onet.pl/0,0,1511235,1,596,artykul.html
– Wie pan, ja mam tu rowery, na których nie jeżdżę, jeepa, którego nienawidzę, konie, których nie cierpię, bo mnie pewnie przeżyją, ostatnio ktoś mi dał kozę. Ale jestem tu, bo tak naprawdę nigdzie nie ma mojego miejsca. Szkoda, że nie jestem panną, bo bym powiedział, że jestem Panną Nikt. Jednak naprawdę chciałbym, żeby było coś wesołego we mnie. I chyba jest, skoro umiem się jeszcze zachwycać porami roku, ich zmiennością, niezwykłą sugestywnością. A tyle mi ich w życiu umknęło… A na świat czy mam jakiś pomysł? Cóż, trzeba to gówno zjeść do końca. Cała piękna reszta to są chwile, błyski, ulotności. Jeżeli do czegoś dorosłem w swoim myśleniu o świecie, aktorstwie, teatrze, filmie, Polsce, polityce, to do milczenia.
Witajcie
Właśnie zlazłem z rusztowania. Byłem niestety bez mediów więc nie wiem czy prof Wolszczan dostał Nobla. Ale szczerze mu kibicuję. Niewiele też wiem o celebrach i balach więc skupię się na globalnym kryzysie bankowym, który dopadł Europę a tym samym naszą biedną, buraczaną krainę. Jako, że od wielu miesięcy pracuję ciężko i mój organizm domaga się ciężkiego, kalorycznego jedzenia podaję przepis na smalec zabezpieczający jego potrzeby na minimum 16 godzin wytężonej pracy z przerwami na czytanie Gazety Wyborczej i oglądanie TVN 24. Jak nadmieniłem przepis wymaga niewielkich nakładów finansowych – resztę zarobionych środków można spokojnie oddać bankom bez obawy iż umrze się z głodu. Do wytopienia smalcu potrzebne są:
1. 3 kilogramy mięsa z dzika
2. 1 kilogram słoniny
3. 1,5 kilogram cebuli
4. główka czosnku
5. kilka kiełbas typu „Zwyczajna” byle z wieprza a nie daj Boże z drobiu
6. przyprawy
Do kolacji na bazie smalcu niezbędne są również kiszone ogórki typu”kapcie”,chleb kilkudniowy tzw czerstwy oraz 2 piwa.
Mięso z dzika(nowelizacja Donalda Tuska ustawy”łowieckiej”pozwala zabić włóczącego się koło domu dzika bez narażania się na sankcje prawne- byle strzelać w kierunku niezabudowanym) kroimy na kawałki wielkości pudełka od zapałek i dusimy z nich gulasz. Dodajemy 0,75 kg cebuli, pół główki czosnku i przyprawy. Gulasz jemy do znudzenia tj. około 3 dni. Czwartego dnia wytapiamy słoninę, szklimy w niej pozostałą część cebuli, czosnek i wwalamy do garnku z uzyskanym tłuszczem resztę gulaszu. Powinien być solidnie odparowany a mięso dzięki wielokrotnemu odgrzewaniu dzielić się powinno na włókna. Czekamy 15 minut patrząc w głąb bulgoczącego garnka poczem zlewamy jego zawartość do miski i chłodzimy. Smalec rozsmarowany na czerstwym chlebie jadamy nocami, przekąszając kiszonym ogórkiem. Idealnym klimatem dla tego typu biesiad są audycje TVP Kultura a szczególnie programy poświęcone sztuce alternatywnej”Alternativi” oraz filmy irańskie pokazujące dramat życia kobiet uwięzionych w czarczafach i ich dzieci marzących o spokojnym życiu typu bajki Walta Disneya.
Z wyrazami szacunku i sympatii Wojtek z Przytoka
Ja się domyślam, że o tych filmach irańskich to Wojtek z Przytoka tak żartobliwie-ironicznie, ale kino irańskie jest piękne, ciepłe i ludzkie, np. filmy Abbasa Kiarostami czy Bahmana Ghobadi. Nie ma co się z nich nabijać.
Pani Doroto
Jasne, że ironicznie piszę z racji nocnych degustacji smalcu po ciężkiej robocie. Taka konwencja wypowiedzi. Ale podobnie jak pani uważam, że filmy irańskie są ciepłe, ludzkie i lubię je nocami obejrzeć. Po amerykańskiej papie wszystko co nie wywodzi się z tego kręgu kulturowego jest ciekawe. Piszę opowiadanie o 81 roku pt” Marzec” i motywem muzycznym, który się przewija w ciągu jednego dnia z życia mych bohaterów są piosenki Niny Hagen. Ciekawe, czy Pani i blogowicze przypominacie sobie tę zbuntowaną dziewczynę z NRD? Frapuje mnie dekadencka pustka tej krainy.
Pozdrawiam
Bobiku, 🙂 , pięknie. Ty to masz głowę. Podziwiam serdecznie. Miło, że się dzielisz. Pozdrówka !
Witajcie-no i balu nie bedzie,”naszego” nie nagrodzili 🙁
W temacie pralek-mam Elektrolux na 7kg.Prawdziwy czolg,dobrze sie sprawuje,a „kreci” prawie kazdego dnia!
Kuchenke (juz druga) ceramiczna tez sobie bardzo chwale.Nie ma juz roboty z czyszczeniem rusztu i innych ustrojstw!!
Dzisiaj wrocilam z klubu filmowego.Obejrzelismy ladny francuski film „Chorzysci”.Bardzo cieply i pouczajacy film.Fajnie,ze sa kraje,gdzie jeszcze robia filmy,bez pistoletu w roli glownej!
A jeszcze wczesniej dokonalam cudownego odkrycia w supermarkecie AH,ze juz sa wloskie suszone grzyby 🙂 Nareszcie przestane zebrac u siostry 😉
I z tym optymistycznym akcentem juz sie wyniose,majac nadzieje,ze mnie z komentarzem wpuszcza,bo dziwy sie jakies dzieja 😮
Niny Hagen jest całkiem niemało na YouTube. Np.:
http://www.youtube.com/watch?v=9xi4O4RvlnQ&feature=related
O, Wojtek się pojawił! Bywaj częściej!
Tymczasem ja wróciłam z łażenia po okolicy – 26 lat minęło i dzień był całkiem podobny, poszłam porobic trochę zdjęć. U Franka jakiś remont odchodzi. U drugiego sąsiada już jakieś wystawy na Halloween.
Nie wszystkie gęsi jeszcze odleciały, a i kormorany są.
Kolory… o tem potem.
Na obiad nie gulasz z dzika, tylko ziemniaki, kalafior z wody i jakaś sałata. Jutro gołębie.
Gołębie na obiad czy na zdjęcia?
Gołębie na obiad, i to dwa rodzaje, jak szaleć to szaleć!
Niny Hagen jest też wcale nie tak mało np. w niemieckiej telewizji, i nie w charakterze zabytku, tylko aktualnej. Nie zawsze śpiewa, ale np. bywa jurorką w konkursach, albo „ciekawym człowiekiem” zapraszanym do udziału w spotkaniach z. Najciekawsze jest to, że chociaż nie przestała być enfant terrible, to równocześnie jest traktowana jak grande dame. Rzadko komu się to udaje. 🙂
Misiu, dlaczego tylko dla Bobika? Mnie tez ten artykul zainteresowal. Dziekuje.
Ano, Wojtku – te pistolety w roli glownej, to czesciowo wina Hollywoodu, ktorego np. Paul Newman nie znosil i mieszkal w Nowej Anglii (po saiedzku, w stanie Connecticut). Sa powody tego, ze za granica zna sie glownie najgorsze filmy hollywoodzkie (choc i tam zdarzaja sie wyjatki). Jeden – to sprawa marketingu. Otoz studia filmowe doszly do wniosku, ze beda robily filmy pod gust jedynej grupy, ktora ma czas i pieniadze na czeste wizyty w kinie. Sa to mlodzi mezczyzni, w wieku od 15 do 24 lat, i pod ich gust robi sie papke z wybuchami i pistoletem w roli glownej. Oczywiscie, to w duzej mierze odstrasza inna widownie, ktora chodzi do malych film artystycznych (w wiekszych miastach), albo polega na DVD. Sa tez bardzo dobre filmy niezalezne, jest nawet dla nich oddzielny festiwal (Sundance Film Festival), ktory zostal wymyslony pod patronatem Roberta Redforda. Jest tez troche dobrych filmow z wiekszych studiow filmowych, zwykle gdy autor scenariusza uzyska poparcie jakiejs wieksze,j i jednoczesnie slawnej, osobowosci aktorskiej.Jednym slowem nie jest tak zle.
Ciekawe jakie będzie menu na balu prezydenckim 11 listopada i czy zwykły lud je pozna czy też zostanie to pilnie strzeżoną tajemnicą prezydenckiej kancelarii?
Czarna polewka z harbuzem?
To, haneczko, raczej dla tych, co nie przyjdą… 😆
Czy ktoś pił toast za nasze 26 lat w Kingston? 😯
Jakby co, jest okazja 😉
Puchala, chodzą słuchy (takie plotki w polskiej prasie), ze do tego balu nie dojdzie. No, trochę ludzi się zapowiedziało, więc pewnie dojdzie… Mogli nas zaprosić, zagotowalibyśmy 😉
Ja podejrzewam, że w menu mogą być flaki z olejem w narodowym sosie 😉
Szanowny Panie Piotrze,
Emanuel Nobel nie był wujem, lecz stryjem „tego” Nobla, synem jego starszego brata. W Polsce upowszechnia sie dzisiaj zarzucanie (wzorem angielszczyzny) różnic rodzinnych stryj-wuj, krewny-powinowaty. Ale w „Polityce”? Przy jej poziomie? Z niskim ukłonem i pozdrowieniami.
Bobiku, czarno widziałam, ale aż tak grobowa być nie chciałam (rymnęło się beznadziejnie, znaczy adekwatnie) 🙁
A może wystąpi we fraku?
O balu na moim blogu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=219#comment-27005
😆
Pyra przepadła. Obawiam się, ze to straszne skutki kąpania Radka..
A Pan Lulek się zaszył. Bardzo proszę o wychynięcie.
Haneczko, we fraku?! 😯
http://niezwykleptaki.webpark.pl/004.jpg
Może to nie straszne skutki kąpania Radka, tylko po prostu Pyra Młodsza ma tyle do opowiadania po wycieczce? 🙂
Bobik, żeby pękł, to im nie dorówna. Ale niech próbuje, popatrzę 😀
Macie tu trochę jesieni, tak to na dzisiaj wygląda, berberys mi wyszedł pod światło, ale on w takim rowie, że… i jeszcze cudze płoty musiałabym przesadzać 😯 A gdzie toasty?!
http://alicja.homelinux.com/news/07.10.2008/
Jak ma to bardzo dobrze, bo coś nam pewnie skapnie 🙂
Idę spać, pralka mnie zmordowała. Zamówiłam i wreszcie mam z głowy. Dziękuję za pomoc 🙂
Alicjo a tam na fotce z tą zieloną chatką na pierwszym planie jest pergola i taki strach na wróble czy zwykłe suszenie bielizny ?? 🙂
Alicjo, toasty spełniałam rzetelnie i z uczuciem.
Twoje zdjęcia cieplutkie, nie widać żeby coś marzło. Nasze berberysy kłaniają się Waszym berberysom 😀
Ja na kuchenki mogę sobie popatrzeć na sieci, ale i tak muszę jechać do sklepu i kupić namacalnie i naocznie.
O, i wcale mi nie pomogliście w wyborze, poza sugestiami ASzysza!
Z powodu natłoku zajęć idę kupować w poniedziałek. Jeszcze macie szansę na podpowiedzi 😉
Oj, na obrazkach jesień taka cudna, a w naturze ziąb i plucha. 🙁
No dobrze, już, dobrze, będą te toasty:
Dziś opijają Jerzor i żona
dwudziestosześciolecie Kingstona.
My się dołączmy długaśnym wężem
do Jerzorowej, co pije z mężem
i wznieśmy toast kielichem dużym –
niech im się Kingston nigdy nie dłuży! 😆
Bobik,
🙂 🙂
Alicjio, ja mam od dawna kuchenke taka indukcyjna i nie zamienie na inna! Z ceramiczna mi nie bardzo po drodze, a gazowej kompletnie nie rozumiem i nie tykam.
Toast wzniose jak sie przespie, bo teraz juz za pozno troszke… 🙂
Alicjo,
wypiłam za Waszą rocznicę pobytu w Kingston. Bardzo serdecznie życzę jeszcze wielu lat, może tylko z lekkim ociepleniem klimatu, takim namacalnym, a nie teoretycznym, widocznym tylko po topieniu się lodowców w Szwajcarii.
Haneczko,
kto we fraku? Bobik czy prezydent?
Alicjo,
piękne zdjęcia.
Z berberysu to chyba można robić wina, nalewki, suszone owoce dodawać do potraw, itp.
Alicjo 😆
Wielu jeszcze wspaniałych jubileuszy spędzonych w towarzystwie Jerzora w tak pięknych okolicznościach przyrody :).
Twoje zdjęcia są cudne. Chyba jeszcze nie pokazywałaś swoich okolic jesienią?
Cieszę się, że wrócili na łono blogu jesienni Panowie :D.
Pyrze Młodszej mimo wszystko zazdroszczę wycieczki do Włoch. Gdy zbliża się maj- zaczynam tęsknić- nie wiem czemu 😉 -za azaliami na Schodach Hiszpańskich 😉 i za rześkimi porankami.