Byliśmy u Króla Stasia
I nie była to podróż w czasie. Wszystko się działo dziś i w realnej rzeczywistości a nie we śnie. Dostaliśmy z Basią zaproszenie wypisane na czerpanym papierze, które komunikowało, że mamy stawić się w czwartek 6 listopada w Królewskich Łazienkach w Starej Oranżerii czyli w restauracji Belvedere, na obiedzie zatytułowanym „Tajemnice imbryka”. Obiad miał charakter charytatywny a cel był szlachetny: Polska Akcja Humanitarna zbiera w ten sposób fundusze na swoją Akcję „Pajacyk” czyli na dożywianie dzieci.
Od kilkunastu miesięcy, co cztery tygodnie wybitny kucharz, którego wszyscy znacie Karol Okrasa ( a towarzyszy mu dziennikarz radiowy Roman Czejarek) gromadzi przy stole w saloniku ekskluzywnej restauracji ludzi filmu i teatru, dziennikarzy, ludzi biznesu, by porozmawiać o kulturze i historii stołu. Wszyscy goście po obiedzie i zakończeniu konwersacji składają swoje autografy na jakimś dziele sztuki (bywa to czasem obraz, czasem fotografia, książka lub płyta) lub innym przedmiocie, który jest potem licytowany na aukcji. Tak zgromadzone pieniądze pozwoliły – jak dotąd – sfinansować 10 tysięcy dziecięcych posiłków.
Wczorajsze spotkanie miało jako temat herbatę. I stąd nasza obecność. Rozmawialiśmy bowiem o kulturze picia herbaty i gatunkach, o obyczajach herbacianych i wykorzystywaniu herbaty w sposób nietypowy a czasem wręcz zaskakujący ( np. do wędzenia ryb lub robienia lodów).
Oczywiście nie ograniczaliśmy się wyłącznie do rozmowy. Szef kuchni Belvedere Henryk Nieciejowski uraczył nas wspaniałym obiadem (oczywiście z wykorzystaniem herbaty jako głównego produktu).
Na przekąskę podał płatki marynowanego łososia z delikatną galaretką z zielonej herbaty – danie nazwał Kwiat lotosu. Kolejne zaś – Chińska rewolucja to (moim zdaniem najwspanialsze z całego menu) było orientalnym consome z maleńkimi pierożkami z farszem z kaczki i grzybów moon. Danie główne Zapach Indonezji stanowiło turnedo z łososia wędzonego w dymie z czarnej herbaty podane z musem kalafiorowym, czerwonym kawiorem i sosem z marakui. A na deser trafiliśmy do raju: był to Indyjski raj czyli aromatyczne lody z mango podane z risotto z orzechami pistacjowymi. ( Wszystkie nazwy wymyślił Karol Okrasa, który w Belvedere nie gotuje lecz moderuje rozmowę i puszcza wodze swojej fantazji literackiej uwidocznione w karcie dań.)
Daniom towarzyszyły wina: czerwone francuskie i białe…chińskie. Do tej pory tylko czytaliśmy o chińskiej produkcji winnej, teraz mogliśmy się z nią poznać organoleptycznie. Mój komentarz po pierwszym łyku – pijalne. I to bez przymusu. Ale i bez zachwytu.
Na koniec wszyscy zamówili herbatę i nikt nie pytał o kawę.
Było też pamiątkowe zdjęcie. A na nim liczne gwiazdy filmu m.in. Ewa Kasprzyk, Ewa Wentzel, Laura Łącz, Barbara Bursztynowicz; krytyk teatralny i wydawca – Tomasz Raczek, Pani attache kulturalny (a raczej kulturalna) Ambasady Japonii o nazwisku nie do powtórzenia a także my obieżyświaty szukające nowych smaków po różnych zakątkach kuli ziemskiej.
Komentarze
To piękna inicjatywa. Oby takich więcej. Jest tak wiele osób potrzebujących pomocy.
Pozdrawiam,
Opis bardzo smakowity, pozazdroscic, galaretke z zielona herbatka sobie zrobie
uwaga o p. Raczku mnie trochę dziwi… zauważone przy ponownym czytaniu.
Sprawa druga: dwór pod strzechą?
Ewo,
a teraz już wszystko jasne?
I kwestia druga:owszem bardzo wiele polskich dworów było krytych strzechą ponieważ był to dostępny i dobry materiał budowlany.
Kawa pierwsza zaliczona, wpis Gospodarza jak zwykle zaczął mój dzień świadomy, a teraz przyodziać ciało i zabrać psiuka na higieniczny spacer. Muszę przyznać, że od lat zielonych moich mam bardzo ambiwalentny stosunek do „towarzyskiej charytatywności” – te bale, rauty i kolacje „na cel…” Jak pomyślę, że jedna kiecka na takim balu kosztuje więcej najczęściej, niż akcja przynosi dochodu dla biednych, że znakomity posiłek grona ludzi zamożnych ma wspierać posiłki a’ 2,50 sztuka (Pajacyk) to myślę sobie czy to jedyna droga, aby kieszenie tych, którzy mogą , nieco otwarły się dla tych, którzy potrzebują. Przyznaję jednak, że opis barwny, a i doznania smakowe nader ciekawe.
Bry… głęboką nocą.
To nie pierożki, to wonton-y! (I pewnie nie consome, tylko miso…).
Idę dospać….
Widzę, że Pan Piotr 2 dni pod rząd gościł u Ciołka, choć w różnych miejscach. Restauracja Belvedere cieszyła się kiedyś doskonałą opinią, całkiem zasłużoną według moich doświadczeń. W ostatnich latach nie było mnie stać na nią, więc aktualnej wartości nie ocenię. W każdym razie zawsze miło jeść wśród roślinności. A jesli jeszcze przy okazji wielkie żarcie łączy się ze szczytnym celem, to sytuacja optymalna.
Pyro, masz poglady nieco bolszewickie. Jeśli ktoś ciężką pracą zarobił na kieckę warta 50 tys. złotych, to chyba ma prawo ją nosić na przyjęciu charytatywnym. Osobie wrażliwej może być przykro, że w takiej sukience pożera kawior z Don Perignon rocznikowym, a na dożywianie dzieci pieniędzy brakuje. Wydają więc jeszcze po 50 złotych dla organizacji Pani Ochojskiej i już czuja się dobrze. Jak napisał Gospodarz, zarobiono na 10 tysięcy obiadków i jest to pożytek nie do zakwestinowania. A poza tym można te obiadki finansować klikając w komputerze na pajacyka. Też to dużo przynosiło. Czy przynosi nadal, nie wiem, bo dawno mi sie pajacyk w komputerze nie otwierał. A pisząc serio, mam te same mieszane odczucia w stosunku do charytatywnych rautów. Z drugiej strony jako ekonomista zdaję sobie sprawę, że i z tych rautów i z bardzo drogich kreacji są spore podatki, które w jakimś stopniu też ida na dobre cele. Na niezbyt dobre również, ale na to szybko wiele nie poradzimy.
Stanisławie,
nie „Don Perignon”, tylko „Dom Perignon”, z satysfakcją Ci to wytykam 🙂
Oj jak dobrze, że jesteś ekonomistą, a nie belfrem… 😉
Miałam iść dospać, ale odrobiłam prasówkę (częściowo).
Byłam wczoraj we własnej piwnicy. Piszę o tym, bo do piwnicy chodzę raz na kilka miesięcy od czasu, kiedy już prawie nie robię przetworów, a te, które robię upycham po domu i balkonie, czyli od dwóch lat. Piwnicę mam ponadto na drugim poziomie katakumb blokowych w samym końcu – po prostu wyprawa. Poszłam i co się okazało? Przyniosłam 3 słoje kompotu wiśniowego w b.dobrym stanie, 2 butelki soku wiśniowego (zgęstniał i pociemniał, ale nadal smakuje, słoik spory wiśniowych konfitur, słoik powideł śliwkowych i drugi z powidłem wiśniowym. Właśnie na śniadanie jem te wiśniowe powidła, są znakomite. Powstały w ten sposób, że po zagotowaniu drylowanych wiśni z cukrem odlany został sok wiśniowy, a pozostałość wysmażona na powidło. Po rozsmarowaniu na chlebie wydaje się, że to tylko skórki, ale nieprawda to jest świetne i w smaku i w konsystencji. Mówiąc nawiasem, jak żadnych powideł nie przecieram przez sito i właśnie te skórki ze śliwek, moreli czy wiśni w masie owocowej lubię najbardziej.
Pyro,
nie tylko Ciebie rażą tego typu imprezy. Przede wszystkim żenujący jest fakt, że dobroczynność, pod obojętnie jakim sztandarem, zastępuje normalne obowiązki państwa czyli społeczeństwa wobec wszystkich jego członków. Że są pieniądze na wojnę w Afganistanie i na dotacje do KRUS, a głodne dzieciaki muszą być wdzięczne, że panie i panowie z „towarzystwa” zechcą zjeść 2 razy łososia na jedną kolację i modlić się, żeby kogo nie zemdliło jeszcze przed zbieraniem cennych autografów…
Przepraszam za złośliwość, bo nie chcę urazić Gospodarza, ale irytuje mnie zjawisko balów charytatywnych, ochronek i aukcji dobroczynnych wszelkiego autoramentu. Za bardzo mi to przypomina Polskę przedwojenną, a to chyba nie jest wizja, do której dążyć powinno nowoczesne społeczeństwo.
Alicjo, cieszę się, że sprawiłem Ci satysfakcję. Dawno nie byłem na Jamesie Bondzie, który takiego szampana lubi (ja też lubie, ale jeszcze dawniej nie piłem, ostatnio pijam wino musujące za 30 złotych butelka).
Nemo, pieniądze na wojnę w Afganistanie, a wcześniej w Iraku, zawsze się znajdą i to właśnie zaliczam do złych celów, na które idą nasze podatki. Ale dobre też ida, tylko w nieproporcjonalnie małych ilościach. Dożywianie dzieci jest w budzecie państwa, ale akcja SOS była chyba wydajniejsza. W każdym razie działalność charytatywna jest też potrzebna, a jej formy bywają różne, niektóre trochę rażąco kłują w oczy, ale oprócz małych datków dają właśnie większe pieniądze w podatkach. Z każdych 100 złotych wydanych na kiecki i napitki 18,03 zł trafia do budżetu jako VAT. Z potraw trafia 3-krotnie mniej, ale też coś tam idzie. I to jest największy pożytek z bankietów charytatywnych. Poza tym wytwarza się pewien nawyk przeznaczania czegoś na cele charytatywne przy okazji każdego szalonego wydatku. W rezultacie sam odczuwając pewne zażenowanie przy tego typu imprezach, jednak uważam je za pożyteczne.
nemo,
dołączam się do. U nas jest mnóstwo takich imprez, ale robi się to dyskretnie – nie chodzi mi tutaj o wpis Gospodarza, który był i nam opisał (możemy to uznać za prywatne pogaduchy), ale w ogóle o to, jak się przedstawia te sprawy w mediach.
Doda nie kupiła sobie butów za 10 000zł, łaskawie oddała mamonę na głodne dzieci – ten styl. No to już sobie pójdę dospać.
Jestem dostatecznie bolszewicka (w końcu moją wrażliwość kształtował m.in „Czterdziesty czwarty”) żeby uznać, że głodne dzieci są hańbą społeczeństwa w jakim żyją. Pomijam fakt, że część tej nędzy jest ewidentnie zawiniona przez rodziców owych dzieciaków. I na moje, bolszewickie, rozeznanie, jeżeli rodziciele zamiast karmić dzieciaki choćby mlekiem i ziemniakami przepijają każdy grosz, to pogonić towarzystwo do prac przymusowych – zarobią na jedzenie dla własnych dzieci za resztę mogą się zapić na śmierć. Państwo bowiem ma nie tylko, a nawet nie przede wszystkim, karmić głodnych, ale stwarzać warunki, żeby głodnych nie było.
Stanisławie podatek to wpada tylko z imprezy …. ciuchy to Oni kupują w Paryżu lub Londynie … 🙂 ….
jak będziecie narzekać to Pan Gospodarz więcej Wam/Nam nie napisze o ciekawych wydarzeniach w jego życiu …. 😉 …
Stanisławie,
ja nie mam nic przeciwko konsumpcji i wydawaniu pieniędzy na szmaty i szampana. Niech sobie baluje, czyja wątroba i portfel to wytrzyma, ale niech nie usprawiedliwia swoich przyjemności koniecznością wspomagania ubogich. Niech restaurator i importer win płaci uczciwie podatki, jego goście też nie kombinują przy deklaracjach podatkowych, a rząd mądrze dysponuje pieniędzmi i nie zamyka oczu na widok podstawowych potrzeb własnego narodu. Życie bazujące na jałmużnie i upokorzeniu, to nie jest dobra perspektywa na przyszłość nowych pokoleń.
a niech sobie noszą sukienki i za 100.000$ skoro taki mają światopogląd.
cieszy, że ktoś wie jak czyjąś próżność wykorzystać na rzecz potrzebujących.
Panie Piotrze – teraz jasne 🙂 dziękuję 🙂
Jolinku,
myślę, że nasz Gospodarz nie jest taką znowu mimozą, aby obrażać się z powodu bolszewickiej krytyki 😉 Imprezę opisał rzetelnie, menu pochwalił, więc pewnie na czarną listę nie trafi i więcej takich zaproszeń otrzyma, a my wraz z nim – wgląd w wyższe sfery Rzeczpospolitej 🙂
Też mam w tej kwestii bolszewickie poglądy.
Przelotem, w obcym domu, widziałam garnek. Stalowy, bardzo grube dno. Dziwnie masywna pokrywka z lufcikiem do pary (?) i uchwytem, który wyglądał jak programator. Właścicielka powiedziała, że gotuje w tym, dusi i piecze, drogie upiornie, ze Stanów (Ameryki Północnej 😉 ) lata temu przywiozła. Doprowadza się zawartość garnka do temperatury, wyłącza kuchenkę i dochodzi samo. Literki na pokrywce jakieś były, ale biegiem i bez okularów nie dopatrzyłam. Czy ktoś wie, co ja takiego widziałam?
A może by tak sztandar wprowadzić ? 🙂
Nemo, zgadzam się, że rząd nie powinien zamykać oczu, ale trafnie zauważa Pyra, że zadaniem rządu jest stwarzanie warunków do tego, aby dzieci nie były głodne. W rzeczywistości przecież i bezpośrednio dopłaca, ale problemu nie rozwiąże działalność charytatywna ani państwa ani prywatna, choć jest potrzebna jedna i druga. Do końca tego problemu nie rozwiązały kraje najbogatsze. Najwięcej głodnych dzieci było w kraju bezprizornych tworzącym raj na ziemi. Z całą pewnością bale charytatywne przynoszą najwięcej restauratorom. Czasami oni też dzielą się zyskiem z podmiotem celu takiej imprezy, ale nie zawsze. Jednak na imprezie w Belvederze nie było oszustwa typu „zapłaćcie po 1500 za obiad, a ja dochód przeznaczę na głodne dzieci (w domysle po 5 złotych z każdego 1,5 tysiąca”. Tutaj dochód charytatywny pochodził z aukcji. Dla porównania z charytatywnych pocztówek i krzyżówek z 2-3 złorych, które się płaci, na cele charytatywne idzie 15-50 groszy, albo i nic w ogóle. Są jeszcze inne szczytne cele, np. pomoc finansowa dla ofiar wypadków drogowych. Obecnie trochę się zmieniło, ale do niedawna można było założyć fundację pomocy dla ofiar wypadków i zasypywać sądy petycjami, żeby nawiązkę zasądzano dla naszej fundacji. I wpływały pieniądze może nie ogromne, ale pozwalające na dostatnie życie. Tymczasem nikt nie kontrolował przeznaczania tych pieniędzy, a fakt, że na ofiary wypadków nie przeznaczano ani grosza, nie był nie tylko przestępstwe, ale nawet wykroczeniem. W rezultacie pieniądze szły na pensje zarządu, zwykle w ramach rodziny. Ale czym innym jest idea działalności charytatywnej w ogóle, a czym innym jej wynaturzenia w wykonaniu cwaniaków.
I zgadzam się z Jelinek, że chyba te podatki najczęściej zostają we Francji czy Włoszech.
Przepraszam, miało być „zgadzam się z Jolinek”
Co do takich imprez mam odczucia podobne do Pyry i nemo.
Właśnie skasowałam resztę mojego komentarza, chyba tak będzie lepiej 😉
ps.
Pyro – paradna musztra rowerowa – pomyślę 🙂 …chociaż sądziłam, że rowerzystów było więcej niż jedna sztuka 🙂 teraz pewnie się zacznie – że nie, w moim to łańcuch często spada 😉 – ale RELAX 🙂 , w razie czego uzupełnimy zaciąg o Johnnego, chwalił się, że ma rower 😉
No to widze, ze tym razem nie jestem tutaj sam, któremu jak slyszy o charytatywnych imprezach serce zaczyna mocniej bic. Na dodatek po lewej stronie.
Z moich obserwacji wynika ze znacznie czesciej profituja przy okazji tego typu pokazow ich uczestnicy niż ci którzy profitowac naprawde powinni.
Nie należy zapominac po jaka cholere ma się panstwo. Ono ma być dla ludzi i malych i duzych. Nie ludz dla panstwa.
Rozumie i popieram wszelkie spontaniczne akcje w przypadku katastrof. To zupelnie inna para kaloszy.
wiec ja wczoraj przerabialam podobny temat tylko nie na balu charytatywnam, to miejsce gdzie mam pracowac to nie instytucja stworzona przez Senat tylko STOWARZYSZENIE, ktoremu Senat Miasta da pieniadze na moja dzialanosc a innych musze zwerbowac jako WOLONTARIUSZY, gdyz sama nie wyrobie a ci z koleji maja sie poswiecac dla ludzi, ktorzy i tak sie juz zamkneli w domach i chca miec spokoj od nieudolnie prowadzonej polityki
Oświadczam, że nie jestem mimozą. Inne oświadczenia będą zamieszczane w odpowiednim trybie i właściwym czasie.
Czy „Stara Oranżeria” to to samo co „Nowa Pomarańczarnia”?
Tak się tylko pytam…
Czy podatkowe też, Panie Redaktorze?… 😐 😉 😀
Johnny, to chyba nie tak. Potępianie akcji charytatywnych w czambuł to wymówka, żeby samemu nie dawać na cele charytatywne. Państwo nie służy do dawania. Zanim państwo da, ktoś to musi zarobić i podzielić się z państwem. A gdy państwo rozdaje, musi to być kontrolowane, zeby nie korzystali cwaniacy zamiast potrzebujących i zeby nie rozchodziło się po rodzinach urzędników decydujących o tym, komu i ile dać. Koszt utrzymania tego aparatu rozdającego i kontrolującego może wynosić i do 80 procent całej kwoty przeznaczonej dla potrzebujących. Tymczasem organizacje charytatywne potrafią robić to samo przy minimalnych kosztach. Dlatego działalność charytatywna jest bardzo pożyteczna i tylko jej formy czasami rzeczywiście bywają karykaturalne. Chciałem jeszcze wrócic do bolszeizmy Pyry. Mam nadzieję, ze nie potraktowała tych słów dosłownie, bom wszak przyznał, że w istocie miewam podobne odczucia, a ten początek był sarkastyczny wobec uczestników bogatych imprez a w najmniejszym stopniu nie wobec Pyry. Wysyłam zbyt szybko. Może i prawda
Haneczko,
czy to było coś w tym rodzaju, czyli garnek do gotowania pod ciśnieniem?
http://greenedmonton.ca/thermal-pressure-cooker
Ciekawy wątek podniesiony przez morag. Sam pracuję w administracji samorządowej, więc coś wiem o przybudówkach tworzonych w szczytnych celach, a naprawdę zaspokajające potrzeby życiowe krewnych-i-znajomych-Królika. Króliki mnożą się szybko, więc i takie przybudówki również. Myślałem, że to specjalność polska, ale widzę, że nie tylko i to troche krzepi. Krzepi bo nie tylko my, ale w istocie krzepić nie powinno.
Czyli co ? Krąży to widmo nad Europą, czy nie krąży? 🙂
Ostatnio gościłem rzadko, ale wydaje mi się, że ostatnio nie widać Małgosi bez dodatkowej literki. Czy ktoś wie, co z Małgosią?
Nemo, guglałam i to by było chyba to, tylko to młode a tamtan garnek już starszawy. Nie wiem, co o tym myśleć. Nie cierpię prezentacji, a cen tutaj nie widać. http://www.pl.amc.info/index.cfm uuid=B46ACDB3991945ECBBE83916146BE58F
Z organizacjami też bywa różnie, a nawet z wolontariuszami. Napiszę o Caritasie, ale rzecz może dotyczyć każdej organizacji. Po prostu w ciągu ostatnich 15 lat kilkakrotnie natknęłam się na ten problem właśnie w Caritasie. Tu, gwoli ścisłości ani nie praciwałam w C. ani nie byłam beneficjentką, a mimo tego zetknęłam się z problemem.
1. 5 lat temu albo 4, Młodsza leciała do USA z grupką uczniów na międzynarodowy konkurs. Szkoła i sponsorzy wyposażyli naszą drużynę w środki i stroje – żeby równe, żeby nie przynieśc wstydu, żeby nobliwie… Jedna z mam uczniowskich zaoferowała kilkanaście par obuwia do wyboru – może i nie najmodniejsze ale przyzwoite, dobrych firm włoskich, nowiutkie. Mama nie pracująca. Na uprzejmie zdziwienie Młodszej wzruszyła lekceważąco ramionami i oświadczyła, że to z włoskiego Caritasu, a ona jest wolontariuszką u nas. Czy te kilkanaście par to jedyne buty, które nie trafiły do tych, co trzeba?
2.Dwa lata temu spędzając wakacje w lesie u Brata zdziwiłam się ogromną ilością paczek z makaronem, ryżem, butelek oleju itp. Mój Brat owszem, jest zaradny ale przecież nie chomik. Dowiedziałam się, że żona przyjaciela jest szefową C. gdzieś nad Odrą przygraniczną i właśnie byli u A. z wizytą i przywieźli cały bagażnik. Brat jest nauczycielskim emerytem ale z pewnością nie osobą potrzebującą takiego wsparcia. Ilu przyjaciół ma ta pani?
3. tym razem chyba rzecz dotyczy PKPS. Teściowa mojej wnuczki (była swego czasu kandydatką na Miss Polski) ma za sobą ostry okres alkoholowy, brak wykształcenia itp – po wyleczeniu i przeszkoleniu została rok temu zatrudniona w jakiejś kuchni dla ubogich. Co tydzień przywozi w piątki dwie pełniutkie torby serów brie i camembert, którym kończy się okres przydatności do spożycia. Kierownictwo calą, nierozdysponowaną ilość daje pracownikom. Ktoś sobie odpisał od podatku znaczną sumę, a sery trafiają znowu nie do tych…
No więc tak – zaufanie mam wyłącznie do Owsiaka, bo tylko on rozlicza wszystko co do grosza nawet sumy na utrzymanie fundacji.
Oczywiście a capello. Podatki płacę bez ociągania. I nawet gdybym chciał je pominąć (a nie chcę) to zatrudniająca mnie firma czyli „Polityka”, by nie pozwoliła.
Pyro,
Już nie raz słyszałem podobne opinie o Caritasie. Nigdy im nic na szczęście nie dałem, nic też nie otrzymałem. Natomiast parę znajomych osób żyjących w dobrej komitywie z księżmi całkiem nieźle zaopatrywało siebie i swoje rodziny. Tacy gorliwi katolicy na pokaz a nie widzieli nic zdrożnego w korzystaniu z pomocy, której przy ich statusie majątkowym na pewno nie potrzebowali.
Też wspieram Owsiaka, czasami PAH.
Haneczko,
te garnki pozwalają na sporą oszczędność czasu i energii, zwłaszcza gdy gotuje się potrawy typu gulasz czy ragout, ale ja osobiście cenię bardziej smak powoli gotowanych i duszonych potraw. Gotowałam tak kiedyś ziemniaki w mundurkach, ale to zawsze trzeba wiedzieć, kiedy wyłączyć, by się nie rozgotowały 🙄 Takie gary miałam dwa (bo tu każdy ma), ale też starszego typu, jeden podarowałam siostrze, a w drugim wentyl się zdekompletował, więc używam jak normalnego. Nowego nie zamierzam kupić.
A ceny u nas są takie:
http://www.media-home-shop.ch/detail.php?II=1899
Stanislawie, przeciez wyszystko jest przenoszone do Polski w ramach globalizacji i nikt nie zauwaza, ze Polska goni kroliczka, ktory juz dawno ledwo dycha bo wyladowal lepkiem w nocniku.
Widmo widmem ale rada puchaczy tez aktualna
http://www.wrzuta.pl/audio/3dJHGUZOEq/rada_puchaczy
Haneczko,
Czy u nas to się kupuje tylko poprzez prezentacje, tak jak Thermomix?
Jeżeli tak, to już czuję się zniechęcony 😉
Takie garnki powinny być dostępne w każdym dobrym sklepie z AGD. U nas są też w Migros i Coop. W internecie wydają się być tańsze niż w sklepach detalicznych.
Stwarzanie otoczki wyjątkowości i ekskluzywności (prezentacje) służy głównie windowaniu cen (brak porównania, presja psychiczna, dynamika grupy). A to przecież są tylko garnki 😯
Na to wygląda, Pawle. Na stronie jest tylko przynęta, konkretów brak.
Nemo, AMC wyglądają na droższe. Zainteresowałam się, bo nie mamy gazu i wszystko leci na prądzie.
No właśnie Nemo, dlatego nie lubię otoczek 😉
10.000 obiadków to dla trzystu (trzyściorga?) dzieci po trzy obiadki, dla uczestników spotkania też nie po jednym, bo to nie jedna akcja była. Restaurator dostał możliwość promowania się wśród zamożniejszych i w Paryżu oraz Londynie zarobiono. Naczynia połączone. A jakby głodnych dzieci nie było – klops zupełny, nawet budżet by nie zarobił na VAT, CIT i PIT, a także ZUS od płac nie tylko pomocnika kucharza. Się kręci. Taki system. Dzieci żal.
Nemo,
Właśnie o to mi chodzi. Thermomix nie jest zły ale wydanie za niego prawie 4 tysięcy PLN jest grubą przesadą. Kupiłbym go za 1,5 do 2 tysięcy. Otoczka prezentacji mnie wnerwiła bo kończyłem szkołę średnią spożywczą, lubię i umiem gotować i generalnie znam się co nieco na żywieniu. Na prezentacji natomiast co drugie słowo to było albo dietetycznie, albo przeciwalergicznie albo ekologicznie 😉
Poza tym się kiedyś bawiłem w tzw. marketing bezpośredni i znam te sztuczki od strony sprzedającego, więc mnie prawie mdliło. Ale nic to, żona się napaliła i wzięliśmy to na testy na tydzień. W tym czasie zrobiłem kilkanaście potraw w tym ustrojstwie, jednocześnie robiłem je metodami tradycyjnymi. Operacją, która zajmowała najwięcej czasu było obieranie warzyw. Na prezentacji tego nie było, bo pani przywiozła wszystko obrane i popakowane w próżniowe pojemniczki 😉 To dlatego wydawało się, że to się wszystko tak zgrabnie i szybko robi. Czas samego gotowania był podobny. Smak śmiem twierdzić był lepszy z potraw robionych tradycyjnie.
Przy okazji powyciągałem wszystkie przystawki i dostawki do moich dotychczasowych robotów kuchennych, melakserów itp. i okazało się że mają wszystkie funkcje, które ma Thermomix. Ich zaletą ponadto było to, że ja mam, i nie potrzebuję wydawać nawet złotówki na dodatkowy sprzęt.
Od tej pory omijam ten sprzęt z daleka i unikam rozmów na jego temat ze szczęśliwymi użytkownikami, których jest paru wśród znajomych. Niech żyją w nieświadomości 😉 Natomiast jeżeli ktoś się zastanawia nad jego kupnem to gorąco odradzam.
nemo prosze nie odbieraj ludziom zludzen ze moga gotowac tak jak X Y i jadac to samo co ….. 😎
Sposób argumentacji jest prosty. Jestem woluntariuszem, który dużo i ciężko pracuje bez żadnego wynagrodzenia. A tych butów (oleju, ryżu itd) jest tyle, że chwilowo nie ma juz kogo tym obdzielić. Więc zamiast wynagrodzenia wezmę sobie tego trochę. Nikt nie ucierpi, a ja dostanę mały ekwiwalencik za mój wysiłek, którego bym nie żałował i bez tego. No ale skoro coś moge dostać, to czemu nie? Chyba mi się należy. Taka jest ludzka natura, że potrafi znaleźć wytłumaczenie na wszystko. I tak mały szaber wolentariuszy jest znacznie tańszy niż wynagrodzenia urzędników. Dlatego oddam czasem coś i do Caritasu, szczególnie, odkąd PCK przeznacza prawie całą odzież na przemiał. Podobno coś się zmienia ostatnio pod tym względem. Owsiaka, oczywiście popieram, PAH jeszcze bardziej. Ale to chyba PAH była benificjentem imprezy, o której pisał Gospodarz. Czasami też odpowiadam na indywidualne publiczne apele w sprawie konkretnych pacjentów i sądzę, że większości z nas to się zdarza. Oczywiście państwo powinno same tych pacjentów sfinansować, ale wiem, że tego nie zrobi. Wracając do Caritasu. Jest jeszcze problem zwyczajnych złodziei, którzy do takich organizacji garną się jako wolentariusze mając nadzieję na łatwy łup. Z tych samych powodów bywały wyścigi o miejsce pracy w opiece społecznej. Ale to nie dyskwalifikuje samych instytucji.
Nemo trafia w sedno zwracając uwagę na zależność pomiędzy czasem trwania obróbki cieplnej a smakiem potrawy. Dlatego tak cudowne potrafią być taginy duszone 4-5 godzin na bardzo małym ogniu z węgla drzewnego i z pokrywą w kształcie stożka, pod którą jest dość miejsca na mieszanie aromatów wracających potem do potrawy, która znów wydziela je jeszcze wzbogacone. Nie wierzę, że to wszystko da się zrobić w parę minut, chociaż będzie może zdrowe. A na pokazie byłem – garnków Zepter i odkurzacza Rainbow. Nie kupiłem ani jednego z tych cudów. Akurat potrawa na pokazie się przypaliła. Odkurzacz interesujący, ale nie za taką cenę. Ciekawe, co o takim szybkim i ekonomicznym gotowaniu mysli Pan Piotr.
Przeczytałem, com napisał i 2 razy wolentariusz zamiast wolontariusza. To nie to, co Don zamiast Dom, ale też wstyd.
Nemo,
jak się przeliczy 210 CHF na złotówki to daje ok. 525 zloty. Jakim cudem taki gar u nas może kosztować 10 razy tyle! To dopiero zdzierstwo! To warto po niego polecieć samolotem, a i tak sporo jeszcze zostanie w kieszeni. A jeszcze lepiej kazać sobie wysłać.
Tereso,
trzysta razy trzy daje dziewięćset.
MałgosiuW,
jaki garnek kosztuje 5 000 zł? 😯
Tak Nemo, na trzydzieści miniobiadków dla trzystu dzieci. Nie wiemy ile PAH imprez w Belvedere zorganizował, może więcej niż trzy…
MałgosiaW chyba porównała garnek z Thermomixem, o którym pisał Sławek.
Zlazłam już z górnej półki. Zrobię dzisiaj zawijaski, tradycyjnie i w zwykłym garnku.
Nemo, Paweł (14:20) pisał, że Thermomix 4 tysiące.
Hej hej!
Dospałam. Przeczytałam oświadczenie i zeznanie podatkowe Gospodarza. Pierwsze potwierdzam, do drugiego nie zaglądałam 😉
U nas na zeznaniach podatkowych oszukać może tylko właściciel firmy, przedsiębiorca i tym podobne typki 😉
Nawet kelnerzy nie mogą oszukać, bo muszą zadeklarować dochód z napiwków – 10% zwyczajowo, a co ponad… nikt nie będzie dochodził. Z tymi kelnerami nie żartuję, wiem to od Hilary.
A teraz idę po herbatkę i doczytać wszystkie wpisy.
Mnie się bardzo podoba organizacja pod tytułem Jurek Owsiak – sądząc z artykułów prasowych. U nas działalność każdej organizacji charytatywnej musi byc przejrzysta i do sprawdzenia, wybierasz taką, która najbardziej pasuje. Każda ma jakieś wydatki organizacyjne, najlepiej sprawdzić po „prezesach”, ile zarabiają. U nas parę lat temu zrobiono taka „lustrację” i wyszło, że prezes bodaj Caritasu (zaznaczam, żem niepewna, ale chyba jednak…) zarabia ponad pół melona rocznie. Ludziska trochę się wzburzyli, toż profesor uniwersytecki wyciąga lekuchno ponad setkę, a więcej – zależy od funkcji i ew. publikacji.
A propos zarobków pracowników uniwersyteckich – te powyżej setki $ są podawane do publicznej wiadomości 😯
Pan Lulek skończył wczoraj 70 lat. Okrągłe urodziny . Zdrowie po raz pierwszy!
Panie LULKU!!!
ZDROWIE!!! Nawet przed moim południem wznoszę, a co! W końcu to nasz Pan Lulek!)
Panie Lulku drugiej setki w takiej kondycji i dobrym towarzystwie. Specjalne ucałowania od Basi!
Lulek, Lulek, niech zyje Lulek
Panie Lulku – najlepszego od równolatki. Pamiętałam, aleć Pan nie byłeś w sieci. W końcu jesteś ode mnie straszy o miesiąc i 21 dni.. Miałeś przyjechać w jesieni i co? Zima niedługo, a po Lulku ani śladu.
Przechodzę ci ja koło lodówki. Otwieram dżwiczki bo mam na coś ochotę tylko, że nie wiem na co. Patrzę a tam w dżwiczkach stoi jakaś butelka i chłodzi się. Napoczęta z lekka ale zakorkowana. Nyślę sobie – co u diabła?
Wyjmuję butelkę a tam na etykietce napisane:
Medaille D´Or
Paris 2008
Pastis
HB
Henri Bardouin
i tam dalej po francusku.
Nalałem do kielonka, skosztowałem, hm……
Dobrze jest mieć dorosłe dzieci podróżujące po świecie i czasem wpadające do domu. Z takimi zamiłowaniami ponadto.
Panie Lulek – ? votre santé!
Zdrowie, zdrowie Luleczka naszego!!!
WordPress jest głupi i nikt mi nie przetłumaczy!
Panie Lulku, 200 lat! W zdrowiu i dobrym humorze.
Panie Lulku wszystkiego co Lulki lubią najbardziej ….:)
Panie Lulku kochany!
Dużo zdrowia i najsłodszego naleśnika… ode mnie i D.
Panie Lulku,
ledwie się osmielam, jako nowa, ale jednak – zdrowia, radosci, a egoistycznie – komputera niezawodnego, zebysmy mogli czytac Pana historie i zeby czas posuchy na nie juz się nie powtorzyl.
Nie wiem co sie stalo – nie przyjmuje polskich liter, a nigdy wczesniej mi tego nie robil.
Pan Lulek serdeczne dziękuje za życzenia. Vistę co instalują na prawie wszystkich laptopach niech trafi … .
Ps
Życzenia przeczytane przez telefon . Następna telekonferencja o 20.00
Panie Lulku, zdrowia i samych przyjemnosci zyciowych od dziecka i mnie i od kotow!
Panie Lulku, życzę 200 zdrowych i szczęsliwych lat Panu.
Panie Lulku !
Proszę przyjąć również ode mnie moc z serca płynących serdeczności.
……………………….
A co to znaczy słowo „vista” to wiem od jakiegoś czasu i podobnie jak Pan , Panie Lulku , o autorze tego wynalazku mam niezbyt dobre zdanie.
Właśnie szykuję mój laptop do drogi i sprawdzam czy wszystko wgrane i czy blue conect działa. Nie jest wykluczone ,że ten mój wpis będzie czekał na akceptację administracji ( bo brak zgodności IP komputera z pozostałymi danymi )
Huraaa!!!!!!!!!!!!!! Udało się !!Życzenia dla Pana Lulka przeszły – mimo to że są z laptopa !!! 🙂
Panie Lulku, wszystkiego! 😀
A zwłaszcza nieustającego poczucia humoru:
http://pl.youtube.com/watch?v=NZ77ShLMU8w
Mam nadzieję, że pojawi się Pan wkrótce.
Całusy! 😀
Grażyno,
żadne tam IP, tylko email i nick muszą być Łotrowi znane, to się nie czeka 😎
Panie Lulku,
od Młodych i Osobistego oraz ode mnie najlepsze życzenia zdrowia i apetytu na życie, cesarskiej pogody ducha i ochoty do dzielenia się z nami wspomnieniem lat minionych i wrażeniami z otaczającej rzeczywistości, która jaka by nie była – zawsze jest interesująca w Twoich opowieściach. Wszystkiego najlepszego!
Kochany Panie Lulku,
Specjalne zyczenia dla Pana Lulka zza wody od Tuski.
Ciesze sieze pan sie wreszcie odezwal!!!!!
Wypije toast w domu, bo w pracy jakos nie wypada…
Tuska
1177
No, nikt mi nie przetłumaczy (copyright ASzysza), że to nie jest ciekawy kod!
Juz lecę po mój zajzajer do piwnicy i przygotowywam się na toast o 20-tej!!!
Panie Lulku,
Przyłączam się do życzeń i życzę nieustajacej pogody ducha, humoru i wielu dobrych ludzi wokoło.
Toast będzie spełniony nalewką cytrynowo-imbirową.
Panie Lulku, również ja przyłączam się do kierowanych tutaj do Pana dobrych słów i życzeń 🙂 Wszystkiego Najlepszego ! 🙂
LulkA ZDROWIE nieustające, a Pyry musiały zgłupieć do imentu. Na obiad zaliczały oładki z domowym dżemem, a dla psa Młodsza poszła do sklepu po mięso, bo pan doktor powiedział, że ma być dobrze odżywiany i na razie odstawić drób, a raczej ograniczyć. Więc tym razem żadne tam szyjki i skrzydełka. Mielone ekstra wołowo – szynkowe , z którego Pyra starsza po przyprawieniu kręciła gałeczki wielkości orzecha laskowego i gotowała na buliionie warzywnym. Będzie miał na 4 dni ale zachwycony nie jest. Ryż z warzywami został zlekceważony zupełnie a kulki mięsne zjedzone też nie wszystkie. Patrzył na mnie, jak na głupią pt „sama sobie jedz to paskudztwo”
Kalkuluje się być Waszym psem, 🙂 nie ma co!
Urodzony 7go listopada:
„Przenikliwy, sceptyczny, wytrwały ? chętnie odkrywa tajemnice.
Jego usposobienie jest dość niespokojne – skłonne do uniesień, entuzjastyczne. A jednak jest stały, energiczny, a umysł jego ostry i przenikliwy dąży do tego, aby rozszerzyć granice swych wiadomości. Posiada wrodzone zdolności do medycyny i chemii”
Wypisz, wymaluj –Pan Lulek!
Nie mogę odżałować, że te horoskopowe, wrodzone zdolności do chemii, przejawiające się m.in. w produkcji sławnych panalulkowych napitków, znam tylko z opowieści! 🙂
Toasty urodzinowe są spełniane, pozostaje więc zaśpiewać; Sto la! Sto lat! …! 🙂
Zaraz za chwilę pojawi się sam we własnej osobie …
oj Pyrko, sie wbilas, pamietam, tez te moje wyczyny, z psina, co biedna, chorutka, tu rosolek, ze zazdosc bierze, a tu poledwiczka, no i ten wzrok, niby schorowany- sam se zjedz, kulki i puszka jej tylko pasowaly i juz, kiedys tez chcialem ja przekonac do ryb, gangrena przez dwa dni nie zarla, musialem odpuscic, zeby nie zdechla, sam zjadlem i zapewniam, ze z psiej miski, nawet jesli dobre, to i tak niewygodnie
Lulek, otworzylem kolejna, Twoje stolacisko
Wszystko wskazuje na na to, ze udalo mi sie zwalczyc klopoty z Avista.
Wszystkim za piekne zyczenia urodzinowe serdecznie dziekuje. Teraz musze zlapac od nowa rownowage i nauczyc sie calkiem innego komputera.
Jeszcze raz piekne dzieki.
Pan Lulek
Zaraz zaraz czyli dwa duże baktery…
Udało się, teraz mogę zniknąć na zawsze Ja czyli Czarny Pan Lulek
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/ZdrowiePanaLulka#slideshow
i Przyjaciel i johnny i ja składają Panu Lulkowi:
http://www.youtube.com/watch?v=UeypOvsY91Q
Andrzeju.jerzy
Pan Lulek jest 6 listopada!
Zdrowie Pana Lulka po raz drugi !!!
Tuska gdzies sie zapodzila w tej swojej Kanadzie. Pogubily mi sie prywatne adresy. Bede wdzieczny, jesli przy okazji zechca ludziska na moj prywatny mail napisac kilka slow i wznowic konrtakty.
Pan Lulek
Do spotkania w następnym, czego bardzo życzę. Vista jest do połknięcia, tak ja poprzednie windy które tylko wspominamy z racji używania z łezką w oku.
Panie Lulku 😀
Przeczytałam dwa ostatnie wpisy. Cieszę się, że już Pan jest na łączach – nie tylko za pośrednictwem 😀 . Wszystkiego najlepszego urodzinowo. Nieustannego zdrowia, pogody ducha, wielu odkryć kulinarnych i nowych smaków. No i, żeby Pan nie znikał na tak długo, bo tęsknimy.
No, no, ale kod mi się trafił 1492 😀
Panie Lulku, ja moge podesłać adresy – na stary adres
Alicjo!
A przez dwa dni słusznych toastów nie można wznosić? 😉
Jeszcze raz; Sto lat dla Pana Lulka!
Panie Lulku,
Jestem na blogu pisalam o 19:18.
Buzka,
Tuska
Dopiero dotarłam, a tu taka okazja! Panu Lulkowi stu lat smakowitego życia życzę, a nam relacji z każdego dnia! 😀
Zdrowie!
Prezent dla Pana Lulka z okazji urodzin
http://de.tinypic.com/usermedia.php?uo=F%2FuCvBDde0mmw2wUG55Yag%3D%3D
Pan Lulek przywrócony światu i znowu swiat nasz, blogowy odrobinkę znormalniał. Teraz brakuje nam już tylko obydwu Wojtków – tego z Pisza i tego z Przytoka. Reszta towarzystwa w komplecie. I dobrze. Co ja mówię – znakomicie.
Andrzeju Jerzoru,
Jak najbardziej mozna! Wznosimy?
Zdrowie Pana Lulka po raz pierwszy!!!
Czy balety okolicznosciowe jeszcze trwaja? Wrocilam wlasnie do domu i lapie natychmiast za kielonek.
Panie Lulku najmilejszy!!!!!! 150 lat najmniej!!!
naturalnie Magdaleno
pieszcze paszcze moim plynem i zal mi go przelknac
takze mozemy i my sie jeszcze raz stuknac
bzdek
http://sabinka1889.wrzuta.pl/audio/2IRJ0MFpmO/fogg-mlodym_byc
jakby specjalnie dla Ciebie napisana, Lulek, jeszcze raz za Twoje
Nieustajace zdrowie Pana Lulka!
yurekphila, czyzby nowa twarz? witamy
Sławku – z nowymi twarzami jak po liftingu. Młodsza dostała 2 sztuki A.Mleczki : czarną koszulkę a z przodu dwa smoki, z czego jeden z lustrem w ręku; smok do smoka „czy nie uważasz, że już czas na lifting?”, oraz kufel z rodzajową scenką – grono panów bardzo zmęczonych, na stole przed nimi panienka w szpilkach szykuje się do strptizu, ale panienka jakaś mało rozrywkowa i mówi akademijną polszczyzną „korzystając z tego, że już wszyscy są tacy pijani, chciałabym panom pokazać cipkę”
No nie, a ja tu dopiero teraz! Panie Lulku jedyny, już sama nie wiem czym wznosić! Pomieszam chyba! Niech Pan dostojnie dobija do setki, a potem się zobaczy. Wielkie zdrowie!
to ja poprosze o kufel, lustro ze smokiem mam na codzien,
Lulka wyraznie zawalilo, nic nie gada, pewnie ze wzruszenia?
Alicjo, wiem, że nie na temat, ale nie ma Budy na Twojej stronie. 😯
Chciałam rzucić okiem w kalendarz 🙁
poprawka co do czasow Pana Lulka ja wiem co oni wtedy tanczyli przezylam na wlasnej skorze bedac w pieluszkach, to bylo to od samego rana do wieczora
http://www.youtube.com/watch?v=bRDGBpEqLfs
a to wlasnie lecialo z samego rana i dziewczyny prasowaly halki falbankowe pod sukienki, takie mialam wakacje co roku w tamtych czasach 20 twistowcow z Warszawy w gosciach u nas
http://www.youtube.com/watch?v=bRDGBpEqLfs
Panie Lulku,
wszystkiego najlepszego z okazji Urodzin! Dużo zdrowia i nieustającej pogody ducha.
Stary adres nadal aktualny.
Ostatnie plotki donosza, ze z dniem 20 lutego 2009 nastapi wymiana pieniedzy w USA. Zostana wycofane z obiegu amerykanskie dolary. Nowa waluta bedzie nazywala sie obamy. Wymiany starej waluty na nowa nie przewiduje sie. W ten sposób stary kryzys walutowy zniknie automatycznie. Zainteresowanych, którzy chca pozbyc sie niepotrzebnych klopotów z niepotrzebna waluta mozna poinformowac o numerze dyzurnego konta na które mozna bedzie odprowadzic przeszkadzajace srodki platnicze. Obsluga w kolejnosci zgloszen.
Czego to ludzie nie wymysla.
Pan Lulek
Zjedzone, popite, Lulek wrócił , czy coś więcej potrzebne człowiekowi do szczęścia?
Lulek zuch maładziec !!!
Z Amerykanami dał radę.
Paniel LULKU – i jak myśmy mogli przeżyć bez Ciebie tyle czasu? No nic, będziesz w naszym Międzynarodowym Młodzieżowym Gangu nadzorował stocznie mar. woju – przewidywany asortyment – łódeczki z kory i papierowe okręciki. Chcę zauważyć, że autentycznego kuka w osobie Brzucha mamy. Uzbrojony jak wiemy od Nemo jesteś – scyzoryk masz. Nadasz nam się.
Panie Lulku
nie wiem, czy to ma sens
wszyscy życzą kolejnych 100 czy 200 lat
dalszego starzenia znaczy? czy co?
to ja PanuLulku życzę odmłodzenia do 20tki na początek?!
:::
zdrowie bimberkiem na bukwicy!
Panie Lulku, zapraszam na wieczór wspomnień:
http://fototapeta.art.pl/fti-inv20tbp.html
Właśnie postanowiłam zebrać z netu stare zdjęcia.
Jeszcze raz wszystkiego! Cieszę się, że Pan wrócił. 🙂
O, a tutaj toasty urodzinowe. Przylaczam sie i ja – wszystkiego najlepszego Panie Lulku! Sto lat!
Panie Lulku !!!
pozwoli pan w dniu urodzin zycze panu przespanych nocy
mt7,
to jest proste, wejść na moja strone i znalezc Galeria_Budy albo Gotuj_się 🙂
Ponaprawiam wszystko zaraz, ale połamana jestem okropnie (kości), no i wiadomo, idzie załamanie cesarskiej!
PanaLulkowe nieustajace się napijemy zaraz, chociaż u Was juz przeszło. U nas ciągle trwa.
Niech żyje Pan Lulek!
Wiem, Alecko, nie zauważyłam tej Galerii Budy, chyba Budy szukałam, albo kurek mi na oku usiadł.
Kościom Twoim przykazuję, żeby przestały Cię dręczyć. 🙂
Trzymaj się!
nie istnieje taka godzina, zeby Lulkowe przeszlo, lykne jeszcze tylko i wezowym slizgiem sie uniczeszcze spiewajac dwadziescia lat Lulkowi Panu,
do jutra, a wlasciwie dzien dobry
ok… wpisałam
Mily Panie Lulku, bardzo serdecznie pozdrawiam i zycze wspanialego roku.
Choc bardzo jestem zabiegana, to, za Panem, i ja bede czesciej tu zagladac. I nie jest to tylko takie austriackie gadanie.
A teraz wychodzimy z synem na kolacje, bo to i jego, choc zaledwie 30-te, urodziny.
Gesundheit!
Nie ma to jak pomoc Przyjaciół 🙂
O kościach przestałam myśleć, napilismy sie z Jerzostwem wina za zdrowie PanaLulkowe i zdrowie wszystkich – i przeszło!
Nostalgia….
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=625#comment-96364
Wybaczcie, nie o tamten sznureczekk chodziło, tylko o ten 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=2aJRLPDlbtw
Panie Lulku, toast za Pana!
A jednak funkcjonuje. Czasami dostaje zadyszki. Jeszcze jest okres docierania sie. Jade na sobotnie zakupy. Tuska ma w poniedzialek imieniny, Zamówilem kwiatki ale nie odpowiedzieli mi czy wyslali. Pytanie oczywioscie czy Iuska bedzie w domu. A moze wywialo ja na biale niedtwiedzie.
W zwiazku z ociepleniem klimatu, coraz bardziej w modzie sa wycieczki do cieplych krajów na przyklad na Grenlandie albo pólnocna Alaske. To ostetnie celem zlozenia wyrazów ubolewania niedoszlej zwyciezczyni wyborczej. Klimatcznie rzecz biorac byla ona dla mnie zbyt oziebla. Dla tych z Florydy chyba tez.
Dalej bede sie uczyl nowego sytemu a tymczasem zycze pieknego weekendu.
Pan Lulek
Znowu Starsza za młodszą. Korzystam, że wybyła na kurs i wlazłam na jej maszynę, Radek po porannym czytaniu trawników niszczy z hukiem kolejną butelkę typu „pet”Kocha plastykowe butelki. Można je toczyć, atakować zębami i wtedy wspaniale trzeszczą i strzelają, butelka musi być zakręcona. Jeżeli nasz piesio siedzi przed stołem czy szafką piszczy i powarkuje, to znak, że zobaczył butelkę. Jeżeli jest pełna i nie dostaję, to scena psiej rozpaczy.
Dzisiaj po południou przyjeżdża moja córeńka, druga z bliźniaczek czyli Ryba. Najbliższe trzy dni będą więc pod znakiem wizyt rodziny i przyjaciół. Dobry czas.
A Bajka przed zabawą musiała butelkę odkręcić, była w tym dobra! 🙂
Andrzeju J – piszesz o Bajce w czasie przeszłym. Czy przeniosła się w psie zaświaty?
Ano tak … 🙁
No to będziesz miała wesoło, Pyro. Ja też się w poniedziałek do Was przyłączę.
Właśnie wróciłam z pracy i śniadam. Teraz czas na makowca 🙂 czysta rozpusta…
Marialko -na cześć Leny w poniedziałek jeden z jej ulubionych obiadów, czyli szare kluski z kapustą. Czy trzeć ziemniaki i na Twoją porcję, czy zrobić Ci coś lżejszego?
A wy co tak z rana rozprawiacie?! Nie można ciszej?! Aż u mnie w sypialni słychać…
Pyro, usciskaj Rybę ode mnie.
My nie krzyczymy, Alicjo, to Ty nas podsłuchujesz!
No co Ty, nic specjalnie nie rób, Pyro. Zjem chętnie, ostatni raz jadłam szare kluski 4 lata temu. A Twoich- ani razu!
Ja nie podsłuchuję 🙁
Ja tradycyjnie w środku nocy… czyli nad ranem – nie śpię! Tak mam i już.
Na Kurpiach piękna słoneczna pogoda i ciepło. Kawa i makowiec na drugie śniadanie .
Wielkie sprzątanie w całym domu, potem kilka dni odpoczynku .
11 na kilka godzin do pracy ale będzie wolne do odebrania. Jutro wrzucę nowe zdjęcia do aminusa.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Ja Cię też serdecznie pozdrawiam, z pracy. Właśnie przywiało Japończyków.
Haneczko,
do Japończyków – koniczi ła, ogenki deska!
Alicja, bo cię tu posadzę!
A co Ty robisz, haneczko, tym Japończykom ( albo z tymi Japończykami ) ?
A o jedzeniu sobie porozmawiacie?
Sprzedaję im bilety, Marialko i udzielam informacji. Przysięgam, że nic więcej! Japończycy są zresztą z reguły mało rozmowni.
Haneczko,
co prawda to prawda, o tej nierozmowności. Toż Jerzor z zapałem uczył sie języka – i co? Jesteśmy na lotnisku w Paryzu, wsiadamy do samolotu, przed nami grupa Japonek , jedna z nich na plecach targała takie nosidełko z maluchem. No to Jerzor zaczął piać, jakie to śliczne dziecko! A ona – arigato gozaimas, zamiast sie zainteresować, że jakis taki siwy do niej przemówił w jej języku. Nie podjęła konwersacji!
Na szczęście teraz mamy naszą Japonkę ze sklepu herbacianego i raz na tydzień idziemy po herbate – i Jerzor pogaduje.
Kiedy właśnie chciałabym, zebyś coś więcej. Na przykład zdobyłabyś informacje co jadają na śniadania. No i moglibyśmy sobie porównać! 💡
Tradycyjny Japończyk je na śniadanie natto – sfermentowane fasolki sojowe pokryte śluzem i bardzo zdrowe 😯 Do tego ryż, miso, nori, smażoną rybę, ew. resztki z kolacji. Popija zieloną herbatą.
Nowoczesny Japończyk i Japończyk za granicą je tosty z marmoladą i popija herbatą, kawą, sokiem.
No widzisz Marialko? Porozmawiaj z Nemo, ona jest wszechświatowa 😀
W mojej okolicy Japończyk jest stałym składnikiem krajobrazu 😎
Światowe kobiety, nie ma co!
Ja tam tylko pracuję, czasem coś zjem, czasem pośpię i czasem coś powiem. I takie to moje proste życie 🙄
Marialko, 😀
U mnie po obiedzie: ziemniaki w mundurkach, śledzie wiejskie ze słoika, sos z majo+jogurt+szalotka+ogórek kiszony, pieprz, sól
Teraz czekam, aż ciasto z jabłkami i ostatnimi gruszkami dojdzie w piecu, wyjmę i hajda w góry po endorfiny. Pogoda cesarska, ale od jutra ma się popsuć, więc trzeba korzystać. Pójdziemy sprawdzić, czy świstaki już śpią i co robią koziorożce.
E tam… ja przeważnie nic nie robię, cos pogadam, zjem, pospię – jak się da 😉
Znajomy extremista wędrował cztery tygodnie po Japonii wraz z bratem. Braciszek zakochawszy się w sztukach walk a następnie w Japonce która studiowała w Wawie osiadł tam. Extermista po egzotycznym urlopie był nie do poznania. Śmiało mógłby konkurować z modelami jeśli idzie o smukłą sylwetke / minus 13kg na wadze/po pobycie. Brat wytrzymał tam prawie 20 lat i przeniósł się do Kalifornii.
Ale nie o tym chciałem. Dzisiaj się za_mule. 😆
Goście od czterech godzin w drodze.
Przepis na za_mule_nie pobrałem z sieci. Oto i toto:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=398#comment-44746
no to do garów bo dzwonili ze maja jeszcze 150 km
Johnny,
przygotuj tylko wszystkie sqadniki – nie gotuj jeszcze!!!
To się robi biegiem, wystarczy, jak wszystko bedzie gotowe, a goscie wejdą w drzwi – to wtedy zacznij, wrzuć do gara Klan Pomodores i tak dalej. Dużo bazylii i czosnku, jak nie masz gotowego pesto pod ręką.
Guten luck!
Cholerka, aż zgłodniałam 🙁
Kod bdb5. Toż wiem, że bdb to 5-tka. U mnie nogi kurczaków w rondlu , surówka z pekińskiej, świeżej papryki, odrobiny cebuli i ogórka kwaszonego w salaterce./ Zjemy z bułką. Ryba dzwoniła z pociągu, że jest bez śniadania, czyli bardzo głodna. Na wszelki wypadek w tym rondlu są 4 nogi, jeżeli głodomór dojedzie żywy, to może zjeść dwie.
Komputer nowy< ale wcinanie po staremu. Napisalem krótki komentarz ale go wcielo z jeszcze zlösliwa adnotacja, ze podalem zly kod. Ja jeszcze nie skonczylem i nie mialem zamiaru wysylac. Chodzilo o poniedzialkowe kwiatki dla Tuski. Ma siedziec w domu i czekac na umyslnego bialego niedzwiedzia.
Nie karmic rybami i do stesknionej piersi tez zanadto nie przytulac.
Nareszcie jesien i spokojnie mozna zaczac kielichowanie
Pan Lulek.
A u mnie dziś elegancki obiadek: pieczony udziec jagnięcy z buraczkami. Już pachnie! Gruszki nabyte na tartę Nemo. Tylko ciasta jeszcze brak 🙁
Alicjo totez tak przygotowuje. najasmpierw gar wymylem. Oj bylo co robic. tak mi sie wydaje ze po ostatniej imprezie nie widzial kranu z woda. Dobra stal wytrzymala probe czasu.
Panie Lulek a co to kielichowanie. moze czym zablysne przed ludziami z wielkiego swiata? 🙄
U mnie dziś minimum wysiłku i dobry smak- spaghetti w pomidorowym sosie ( nawet pedi-córę zrobiłam dziś w kolorze… pomidorowym ).
Potrzebuję luzu.
johnny walker
Tym sie nie blyska. To sie wznosi. Jest to wyposazenie stosowane podczas towarzyskich spotkan lub uzywane samotnie, moze byc do zwierciadla. Przyrzad ten uprzednio napelniony stosownym trunkiem wznosi sie przelewajac jego zawartosc w otwór gebowy. Otwór ten jak podaja miarodajne zródla jest poczatkiem traktu trawiennego.
Podstawowa zasada brzmi nasrpujaco.
No to ciach, raczka za nózke o ile taka istnieje. Patrz wariant musztardówka lub inny analogiczny, ze nie wspomne o gwincie.
Dalej idzie jak z platka.
Zaleca sie ustawiczne trenowanie zeby nie wyjsc z wprawy
Najlepsze na samotne wieczory podczas kiepskiej pogody.
Pan Lulek
Panie Lulku, a jak się ma pańska abstynencja?
o! za abstynencję się chętnie napiję
wzniesie kto ze mną kieliszeczek?
Ja! 😆
Zdrowie JKM Abstynencji!
wspaniale!
bo ja tu jusz szy kielyszeszki
na poczekaniu wzniosłem
(kończę końcóweczki różnych nalewek)
Tu nie zabraknie frekwencji,
Pijących zdrowie Abstynencji!
Zdrowie …! 🙂
naleweniuńki wy moje ochane (eep czkawka eep) 🙂
Ja też! Za Abstynencję! Najlepiej absyntem, ale go nie mam 😯
Zajzajer może być? Zaraz pchnę umyślnego po jakieś czerwone zapasy, bo jednak zajzajer stał się nudny…
Mnie się zajzajer nie znudził, bo jak powiedział pewien filozof:
„Nigdy się nie znudzą rzeczy, których nie popróbowałeś!” 🙂
O, a ja nie muszę się głowić, co na obiad – właśnie przyjaciele zaprosili 🙂
Ciągle gdzieś fruwają, wreszcie ich przywiało… pogadać trzeba!
Andrzeju.jerzy – nalać Ci ? Nadstaw kielonek 😉
Już! Lej Waćpanna! 🙂
Jam waćpani, a nawet jejmość 😯
No to wznieśmy – za całokształt!
Wstyd powiedzieć… herbatą! Bo wypycham tego umyślnego, a on nic 🙁 Obstawił się laptoperkiem i „pracuje”. Chyba go jednak zaraz pogonię!
E …, tam! Nie będziemy się kłócić o szczegóły! 🙂
No, ale przecież miał być zajzajer?
Udało się wypchnąć umyślnego, uffff!
Dostałam chryzopraz z Australii… kudy mu tam do naszych ze Szklar! I to jeszcze Jerz kupił od Daryla za całe 20$ (dostał zniżkę po znajomości, 5$). No to tak na oko, te moje od Ryszarda S. (a jest ich 4 okazy) powinny sobie każdy z osobna liczyć ponad stówę.
Oczywiście ja z tych, co zbierają i nie sprzedają 🙂
Popatrzyłam do wiki – ależ tam marne okazy! Moje są intensywnie zielone, a nie jakieś takie sprane, jak na zdjęciach z wiki.
A.J. – oczywiście, że zajzajer! Za Abstynencję!
Nie mogę się upijać przed południem i obiadem u przyjaciół, ale lampeczkę mogę, nie?
Humor mi wrócił, bo Pan Lulek jest z nami i jak coś, to poradzi na każdą zgryzotę. I teraz wiemy, jak należy wznosić toasty 😉
Hej!
Swistaki śpią i chrapią, koziorożce były na szczycie przed nami, zrobiły kupę i sobie poszły 🙁 Przewietrzyłam płuca i całe jestestwo, zmarzłam w ręce, bo na górze (2066 m) temperatura ok. +1 – 0 stopni, a rękawiczki w domu 🙁 W górach cisza, lekki wiaterek przegania strzępy mgieł, a słoneczko ozłaca zaśnieżone szczyty i do tego jeszcze coraz okrąglejszy księżyc – romantyzm pur 😎
Odtajałam już co nieco, wypiłam herbatkę z cytryną, pojadłam ciasta i teraz zrobię sobie kąpiel z solą iwonicką. Jak szaleć to szaleć.
Nemo 😯
Jak tak możesz?! Tu słoneczko ozłaca zaśnieżone szczyty, tam wiaterek strzępi mgły, romantyzm i tak dalej, a tam koziorożcowe kupy… no wiesz co?!
Kupy też były ozłocone 😉
Lepiej teraz?
Pyra Mlodsza,
Ja sie zgadzam na wszystko, byle to by byla domowa wyzerka z dostawa do Kanady!!!!!!
Buziaki dla Leny!
Tuska
Panie Lulku,
Mysle, ze Pan doszedl do siebie po tak wystawnych urodzinach, podeslac kefirek?????
Skoro dziala stary email napisze jutro.
Buziaki,
Tuska
„Ojciec Polityki” Mieczyslaw Rakowski nie zyje. Zmarl w 82 roku zycia.
Tuska
To Pyra przywdziewa prawdziwą żałobę MFR był jednym z niewielu ludzi, których darzyłam zarówno estymą, jak i szacunkiem.
Znowu kogos zabraklo. Jak zwykle „Polityka” wystartuje ze stosownym opóznieniem. Chyba, ze Tuska podala nieprawdztiwa informacje.
Osobiscie wierze w to co napisala i bardzo mi przykro.
Znowu zabraklo kogos wielkiego.
Pan Lulek
Prawdziwa, Panie Lulku 🙁
MFR
http://www.polityka.pl/zmarl-mieczyslaw-franciszek-rakowski/Lead25,1094,273149,16/
Nemo,
tak lepiej, trzeba się trzymać jednej poetyki 😉
Mówcie co chcecie, ale ja zawsze lubiłam czytać artykuły i felietony M.R. Cięte pióro. Wybitnych dziennikarz, moim skromnym zdaniem. I bardzo spontaniczny, przez co nieraz wylądował w gorącej wodzie.
to ja tez dziabne, za MFR, za Abstynencje i zlote kupy
W „Polityce” jedno zdanie 😯 No tak, to nie papież 🙁 Kto teraz będzie sumieniem dziennikarzy tego tygodnika?
Stara gwardia, nemo. Mam nadzieję.
Ja mam gdzieś wybór jego felietonów, dawno już nie odkurzałam tej półki na małym ganku.. mam też i jakąś książkę.
Nemo, ta Polityka to już nie „ta”, od dobrych paru lat 🙁
Dziabam za M.R. Niech mu ziemia lekką będzie.
Że też niektórym się chce… 😯
http://alicja.homelinux.com/news/img_6081.jpg
O, Pan Passent bardzo ładnie napisał o MFR.
Fakt!
Bardzo wzruszające.
Ja bardzo w ludziach cenię emocje, te najpierwsze. Dużo mówią o prawdziwej duszy człowieka.
Kielichowanie było (za P.Lulkiem piszę) Za MFR, za JW Abstynencję i za wszystko co dobre. Cztery kobiety wypiły 3 czerwone – hiszpańskie, włoskie i bułgarskie. A Word jest jednak głupi pacan (nawet jeżeli jest tylko programem komputerowym)
Jeszcze jedno wino i Word będzie strasznie głupim pacanem i… łajdakiem skończonym 😈
Idę spać. Też co swoje zjadłam i wypiłam.
Moje proste życie tak właśnie jest!
Marialko mało prawdopodobne żeby jeszcze zgłupiał. Schowałam korkociąg.
No co Wy… ja dopiero co idę się pindrzyć na obiad do Zośki i Andrzeja, a wy juz korkociagi chowacie?!
Życie dopiero sie zaczyna!!!
chcialem u Pana Passenta, ale mi zzarlo, ot taki slawkowy szacunek wyrazic za wpis i dla MFR, jak juz tutaj mnie coflo, to pozastaje tylko wypic, co natychmiast czynie w tej samej intencji, bushmilsem, ale po polskiemu
Sławek, wyraziłam, może przejdzie. Jak zostaną tylko kurskie kaczki, to czas nam na drugą stronę.
Haneczko, patrz, jak zabawnie, przewidzialem na jutro kacze udka w kiszonej kapuscie z gruszka, z tym Kurskim juz Ruski lukiem se poradzil, wiec na druga strone nie musimy sie spieszyc, zle na razie odparte, w razie draki przeczekamy w ziemiance, jakby co ten kolorowy skoczy na rowerze po flaszke ( pozdro dla Jerzora )
MFR przymował mnie do pracy w Polityce. To był REDAKTOR prawdziwy i jedyny jakiego spotkałem w swoim życiu zawodowym. Jego następcy byli młodsi też utalentowani ale nie mieli tego dziennikarskigo ciągu jaki mial On. Nikt Go nie zastąpi.
Panie Redaktorze, proszę przyjąć wyrazy współczucia. MFR był jeden. „Polityka” i czytelnicy wiele Mu zawdzięczają.
Zaszłam dziś aż na „Przegląd” by przeczytać ostatni (?) Jego artykuł i komentarze. Warto przeczytać.
Tak tu cicho od rana 🙁
Po wielu godzinach kwarantanny ukazały się wreszcie komentarze u Pana Passenta. Mówią dużo o Zmarłym, ale jeszcze więcej o piszących je ludziach. Jakże smutna jest u niektórych potrzeba wyrażenia agresji i niechęci, podważenia zasług czy choćby złośliwego podkreślenia „O zmarłych tylko dobrze, więc nie napiszę nic” 🙁 Czy komuś poprawia się samopoczucie, gdy poinformuje świat, że nie odczuwa straty, a smutek przyjaciół Zmarłego jest przesadzony, bo to nie Szwecja była, tylko komuna i dyktatura 😯
Dziś pogoda zgodna z prognozą, pochmurno i szaro 🙁 Trzeba by pomyśleć o obiedzie. Osobisty nabył wczoraj sznycle z jelenia. Może knedelki do tego i czerwona kapusta?
Jak najbardziej, nemo. Do czego jest podobny jeleń? W smaku oczywiście. Tutaj piękny, słoneczny dzień. Jutro mam wolne, więc pewnie będzie lało.
Dzień dobry.
To znaczy… u mnie noc. Nemo pisze o jeleniu – wczoraj wracając od Zośki i Andrzeja omal sie z takim nie zderzyliśmy – a był wyjątkowo duży.
Co do ludzkiej natury – nic nie poradzisz. To juz wilcy są dla siebie lepsi.
Podsyłam wam kulinaria od Zosinego obiadu.
http://alicja.homelinux.com/news/Obiadek/
O psiakość… zapomniałam opisać. Zupa jest warta polecenia, nie mam szczegółowego przepisu, ale z grubsza to jest zupa z brokułów, taki gęsty krem, do tego zmielone orzechy włoskie, trochę tartego sera i ostre chili na to. Wypytam Zosię pózniej – ale powiadam wam, wspaniała zupa. Kurczak jest nadziany ananasem, cebula i tak ogólnie to tez jest na ostro, a ananas dodaje kurczaku tego „cuś”. Wyobrazcie sobie, ze Jerzoru zdarzyło sie powiedzieć przy obiedzie – Alicja, kiedy ty wreszcie nauczysz się tak gotować?!
Oczywiscie rozumiecie, że od dzisiaj niech jada w fast-foodach, albo sam sobie gotuje 👿
Po trzech tygodniach z okładem włóczenia się po kraju
wróciłem do mojej kuchni
na powitanie moja luba zrobiła mi rybę (morską) zapiekaną w śmietanie
a na dodatek jeszcze niezły pojemniczek sałatki polskiej
popularnie zwanej kaczym żerem
(chyba mnie lubi 🙂 )
:::
dziś jest na wykładach, więc ja dla niej gotuję
planuję kluski kładzione z dynią
Kapusta się dusi w towarzystwie dwóch poszatkowanych boskoopów, solidnie podlana Cotes de Ventoux, żeby jej było weselej.
Haneczko,
ale mi ćwieka zabiłaś 😯 Jeleń najbardziej podobny jest może do sarny. Jakby wołowinę przyprawić zielem angielskim, jałowcem, czerwonym winem, to może jej smak przybliży się do dzikiego zwierza. Trzeba po prostu spróbować. Może Iżyk by potrafił znaleźć odpowiednie słowa, Brzucho chyba też. W każdym razie, kto raz jadł prawdziwego jelenia albo sarnę, to rozpozna podróbki bez trudu 😎
nemo 10:55
smierc pana Rakowskiego i smutek jego przyjacol
nie odbiera prawa innym do oceny drogi zycia oraz jego pogladow
sam mam poglady lewicujace mimo to ciesze sie ze polska
marzen MFR i PZPR jest tylko rozdzialem w ksiazkach do historii
pozdrawiam cieplo
rysberlin,
zanim zabierzemy się za ocenianie cudzych poglądów i życiorysów, postawmy sobie pytanie, jaka jest nasza legitymacja i jakie były nasze wybory, że jesteśmy kim jesteśmy i gdzie się znajdujemy? Jakie, zwyczajnie ludzkie, cechy widzą w nas inni i czy oceniają nas zgodnie z naszą samooceną?
MFR nie żyje, bronić się nie będzie, można krytykować do woli, ale co to za satysfakcja 🙁 Jest jednak jeszcze Jego rodzina i przyjaciele, tym możemy dokopać i już nam ulży…
Polecam lekturę tego komentarza:
http://passent.blog.polityka.pl/?p=505#comment-100103
Haneczko,
jeszcze raz o jeleniu. Sznycle wyszły jak trza, różowe w środku ale nie krwiste (Osobisty nie lubi), soczyste i delikatne. Sprawa jest jednak trudna i nie zawsze mi wychodzi, takie trafienie a point czyli medium. Podobno stopień usmażenia steku można wyczuć przez dotyk. Jeśli mięso przy dotknięciu jest miękkie jak kobiece usta, to jest saignant albo rare (surowe w środku, krwiste). Jeśli stawia opór jak czubek nosa to jest medium. Dalsze stadium to już podeszwa 🙁
nemo
daleki jestem od kopania lzenia o nie to nie ja
komentarz czytalem
mimo szacunku do Ciebie(czytam Was prawie trzy lata)
i bez satysfakcji po smierci MFR pozostaje przy swoim zdaniu
pozdrawiam serdecznie
nemo 13:58, TAK.
Z dzikich jadłam tylko dzika i nutrie.
Zapomniałam napisać, że Gerlach faktycznie ostry. Nie schowałam należycie jednego palca i oberwał 🙁 Macanie steków bezpieczniejsze.
Haneczko, 😯
ale nic sobie nie obcięłaś, mam nadzieję. Macanie jest chyba ogólnie bezpieczniejsze 😉
A teraz jedziemy znowu w góry (przecież nie pada!), sprawdzić, co robią cietrzewie 😎
Jak smakują nutrie? 😯
…nie wiem, ale wiem jak wyglądają 🙂
Nie odcięłam. Dostał tylko nauczkę, żeby się nie wychylać 😉
Nutrie smakują słodkawo, szczególnie wątróbka. Nie należy się tym zrażać. To bardzo delikatne mięso, rozpływa się wprost w ustach. Dawno nie jadłam. Kiedyś hodowano nutrie dość powszechnie, teraz to rzadkość.
A ja w bardzo dawnych czasach jadłem potrawkę z mięsa nutrii; na Jaszczurówce, u Pani Heleny Figusowej. Ale opisywanie smaków i kolorów jest bardzo trudne i się nie podejmuję.
Jedno mogę powiedzieć; smakowało mi! 🙂 Tyle tylko, że wtedy miałem 15 lat, a w tym wieku, po górskiej przebieżce, wszystko smakuje!
Poczytalem kilka ostatnich komentarzy na róznych blogach.
Generalnie wszysko idzie we wlasciwym kierunku. Coraz wiecej jest dokopywaczy i coraz mniej dokopywanych.
A moze by tak wprowadzic ostateczne rozwiazanie. Na przyklad wyeliminowac wszystkich z roczników przed 1945. Od razu zrobiloby sie luzniej, zaoszczedzonoby na emeryturach i sluzbie zdrowia.
Do dyskusji jest jak zwykle, ustalenie rocznika z nadzieja, ze Najwyzsza Wladza nie zawetuje.
Pelen otymizmu
Pan Lulek
mam dzisiaj nalot sikorek
jedzą słoninę i świece
(zostały na parapecie po lecie)
:::
ja jem grochową, na żeberkach
pamietam, kiedys bylem slusarzem, kumpel ze zmiany hodowal nutrie ( wolal na nie nutry ), futro szlo na szaliki, czy inne kolnierze, a miesien przerabiany byl na kabanos z nutry, bardzo mile smak wspominam,
nabylem konferencje, moze Z Panem Lulkiem jakies daty sie ustali odnosnie jeleni do odstrzalu, a Izyk recepte zapoda
Panie Lulku!
Jestem rocznik 1941! Oświadczam, że blogowa eutanazja mi nie odpowiada! Jeżeli próg eliminacji mógłby być dyskutowany, proponuję 1870 r.; jak dla zabytków! 😉
A w ogóle, zgadzam się z Brzuchem; nie ma to, jak grochowa na żeberkach! 🙂
Nemo 13:58
nic dodać, nic ująć. Ludziom zazwyczaj łatwiej przychodzi ujmowanie. I tak zostanie.
Andrzeju.jerzy,
grochówkę uwielbia ten tu także samo, ale mniejsza o grochówkę – krupnik to już absolutnie koniecznie musi być na żeberkach!
Po trzecie primo, a dlaczego nikt nie skomentował Zosinego obiadu?! Toż ja tu się staram o przynależność, młodszy narybek do grupy… a wy nic!
dobry, a w Bee wystapia w czwartek pani Szczuka i pani Sroda, beda rozmawialy o emyncypacji, emigracji i stylu zycia, kto chce wiedziec gdzie to nastapi to prosze zapytac,
Alicjo coz komentowac, posadz rzeczywiscie Jerzora przed Burger Kingiem i zobaczymy co powie za dwa dni.
morag 16:43
to ja sie pytam
Ja mogę skomentować. 🙂
Świetnych masz przyjaciół Alicjo, nogi też, o Jerzoru nie wspominam.
Zupa krem jest również bardzo pysznościowa ze szpinaku.
Pewnie inne mixy też. Dodatki dowolne, grzanki i tarty ser mile widziane.
Minus jest taki, że się bardzo szybko przypalają, wystatczy chwila nieuwagi i gar szlag trafia. 🙁
mt7,
to jest pomysł, ze szpinakiem. nie wiem, dlaczego właściwie nikt „niby” nie lubi szpinaku. Ja bardzo lubie. Najlepiej swieży, listki w sałacie, troszkę czosnku, cytryna, *dyżurne*- i gotowe.
Morog,
wystarczyła grozba, a juz od rana sie podlizuje, szuja. W ten sposób nie komplementuje się Gospodyni serwujacej obiad.
Alicja ja lubie i lubilam szpinak ale chyba dlatego, iz mialam szczescie poznac go jako dziecko swiezego z ogrodu, w latach 70-tych w Warszawie pierwsze mrozonki typu szpinak przypominaly ……..
Rys, prosze 13.listopada o godz. 20 w Galerie Ort, Berliner Str. 165, w Wilmersdorfie. Bardzo przyjemne miejsce. Pozdrowienia
Morog,
podejrzewam, że to wszystko przez te mrożonki ! Przecież to było podobne do guana i nikt o zdrowych zmysłach i jakim takim podniebieniu nie chciałby tego jeść!
Oj, jak w tych górach dzisiaj zimno i wietrznie 😯 Nawet w rękawiczkach grabiały mi ręce i chwilami nawet deszcz zacinał, a te cietrzewie… ani śladu, nawet takiego, jak wczoraj po koziorożcach 🙁 No, ale ruszać się jest zdrowo, więc już nie narzekam.
Alicjo,
obrazki z obiadu bardzo apetyczne, też bym się dała zaprosić. Po tej wycieczce nabrałam apetytu, chyba bym nawet nutrię zjadła, ale tylko taką nieznaną mi osobiście. Teść mojej siostry hodował kiedyś te sympatyczne zwierzątka, lubiłam patrzeć, jak myją owoce przed jedzeniem 😉
Alicjo,
Moja zupa brokulowa (znana w „gronie”) to :
1. kurzecy rosolek
2. puszka zupy brokulowej
3. zemniaki + czosnek
4. brokuly
5. i co tam chcesz, grzanki, tosty….
Acha, Oni mysla, ze ja tak ciezko pracuje nad ta zupa, a to tylko 20 minut!
Jerzor powinien pojsc na diete do MCDonalds!
morag
dziekuje
Nemo,
co do nutrii… to samo. Wynajmowaliśmy kiedyś mieszkanie (Wrocław), gospodarze hodowali nutrie. Myśmy mieli okno akurat na klatki i obserwowaliśmy zwierzatka każdego dnia. Któregoś dnia przyniósł nam gospodarz… Jerzor to gdzieś wyniósł i zakopał, nie mogliśmy nawet myśleć o tym, zeby upiec, czy ugotować. Okropne uczucie.
Jerzor czuje się obsobaczony i poczuwa się (przytoczyłam mu powyższe), i dobrze. Ma szczęście, że to było w gronie starych przyjaciół. A sałatę niech sobie zrobi sam (coś tam ględził, ze a może by dzisiaj sałatę grecką…) !
zaraz pojawia się moja luba
więc czas zabrać się za kluseczki
trzepać, kręcić, boczek topić
szklić cebulkę, dynię dusić
śmietanować
i jeść
pycha!
Brzucho…
…po starej znajomości, nie podrzuciłbyś trochę? 😉
Brzucho nie masz brata lub kuzyna, ktory tez ma takie ciagoty kulinarno wykonawcze????
Brzucho,
ten przepis taki trochę enigmatyczny 😯 Czy to są np. kładzione kluseczki, a do tego dynia duszona na boczku z cebulką i śmietaną, czy może zupełnie co innego?
Nemo!
Nie bądz taka dokładna, zostaw cos wyobrazni… 😉
Witajcie,
O MFR już się dowiedziałem z mediów ale dopiero teraz mogłem przeczytać wpis Pana Passenta i Wasze. Nie będę udawał że go dobrze pamiętam, bo tak nie jest. Polityke czytam raptem z 10 lat. Pamiętam z relacji w TV jego oczy, przenikliwe, mądre i ciepłe. Szkoda człowieka.
a w Warszawie dzisiaj pogoda piękna była … 🙂 …. Alicjo Twoi przyjaciele wyglądają na sympatycznych ludzi i miły dom prowadzą … 🙂 …. ja za zupami kremowymi nie przepadam … lubię widzieć co w zupie pływa … ziemniaki tłuczone też mi nie pasują wole całe i sama sobie na talerzu je obrabiać …:)
Kluski kładzione brzmią nieźle. Nie dam rady ich dzisiaj zrobić bo jestem obżarty i to kiełbasą własnego wyrobu. Własnoręcznie mięso peklowałem, kroiłem, mieliłem, nadziewałem i wędziłem. Wyszły 34 zgrabne kawałki – mimo tego, że trochę rozdałem to zdążyłem od wczoraj pochłonąć z 10 kawałków. Za tydzień robię powtórkę. Jako efekt uboczny wędziłem też szynkę. Wyszła trochę wiórowata ale to chyba dlatego że była zbyt mała – ok. 1kg. W sumie jak na pierwszy raz efekt był bardzo dobry.
Jolinku,
u Zosi był ryż, nie ziemniaki 😉
O matko… zaczęłam słuchać Niemena (mam wszystkie CD, oryginalne, nie piratowane!). No to chyba pójdę sobie czegoś nalać… klęcząc przed tobą. 😯
Kiedyś jadłem zupę-krem ze szpinaku z pysznymi grzaneczkami czosnkowo-serowymi. Kilka razy próbowałem odtworzyć te grzanki ale bezskutecznie ;-( Były niezłe, ale nie tak samo dobre.
Zbliża się 20.00 a tu nie ma żadnego sygnału do toastu. Idę nalać sobie Suktinisa i wypiję jeszcze raz za zdrowie Pana Lulka , a na drugą nóżkę za Wszystkich Pozostałych Szanownych Blogowiczów 😉
Za wszystkich Blogowiczów Plavac Mali 2005
Ale kod 1111
A ja nie lubię szpinaku, ostatni raz jadłam jak miałam ze 3 lata, mama posadziła mnie na stole i próbowała nakarmić jajkiem ze szpinakiem, źle się to skończyło i od tego czasu nie biorę do ust 🙁
Jej!
Toast!
Nemo, te wasze Alpy coś okropnie zatłoczone zwierzem rozmaitym. Tylko czekam, aż napiszesz: „Dzisiaj tylko jeden lew, w dodatku bardzo wyliniały. I te dwa kangury co zawsze.” Uj, tego to Ci przyjaźnie zazdroszczę 😉
Echidny dawno nie było 🙁
Haneczko 😉
MałgosiuW,
jak wyżej napisałam… zapomnijmy o szpinakach z dzieciństwa! Zróbmy sobie po swojemu! Wiele rzeczy nam obrzydzono w ten sposób – moi rodzice byli w tym względzie liberalni, dzieci była czwórka, nie upilnujesz;)
Małgosiu,
Postaraj się przemóc ten lęk z dzieciństwa. Dla mnie po horrorze stołówkowym szpinak na nowo odczarowała teściowa. Szpinak zasmażany z czosnkiem, jajkiem i odrobiną mleka to poezja. Jeszcze lepszy jest jako nadzienie do naleśników zapiekanych potem z pokruszonym ostrym serem pleśniowym typu rokpol. Niebo w gębie.
Pawel…
naleśniki albo cokolwiek w ten sposób ze szpinakiem!!! POEZJA!
A do sałaty mieszanej młode listki – jak nic, polecam.
No to musi mnie ktoś na ten szpinak zaprosić 😉
Kocham szpinak, którym mnie w dzieciństwie nie karmiono, ominęło mnie również przedszkole i związane z tym licznie tu wymieniane fobie np. budyniowa 😉
Moje, chyba nie całkiem normalne, dziecko od początku lubiło marchewkę i szpinak, inne warzywa czekały po kilka lat na akceptację, najdłużej – zielona fasolka. Gdyby jeszcze moja rodzina polubiła buraczki… 🙄
Pawle,
zazdroszczę Ci tej kiełbasy. Pamiętam domowe wędzenie, smak i zapach w całym domu… Szynka też bywała suchawa, ale jaka dobra 🙄
Nemo,
to się robi tak, że się zabrania – wtedy wszyscy ciekawi i chcą!
Moje dziecko też wszystko żarło i nie pytało, nic nie musiałam wciskać i chyba bym nie potrafiła, bo u mnie w domu tego zwyczaju nie było. A szpinak mrożony pamiętam z czasów, jak Juror kupił (lata 70-te)… i naprawdę nie wiedziałam, co z tym cholerstwem zrobić. Wywaliliśmy i odpuściliśmy.
Stanowczo zabraniaj buraczków. Niech nie żrą. Od tego zwoje mózgowe się zwijają, powiedz im 😉
A swoja drogą… jak nie można lubić buraczków?! 😯
A mówiłam?! Botwonnikowy niejakie…
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kryminal_tango.html
ha ha ha!
Poczytałam po raz n-ty, uśmiałam sie po pachy i idę do wyrka.
Żivot je cudo!
Alicjo ja i tak wolę całe kartofelki …. 😀
ja ze szpinakiem miałam szczęście w dzieciństwie to teraz lubię … ale buraczki mi wpychano i teraz tylko barszczyk mi przechodzi przez gardło … 🙂
miłego dnia 😀
Panie Redaktorze, ostrze mojego sarkazmu było oczywiście wymierzone w postawę ‚śledzenia’ i oceniania przez niektórych, co zamożniejsi od nich robią ze swymi pieniędzmi; jakiego typu działalność charytatywna jest dobra, a jaka ‚be’, itd.
Na zapytanie, czy, kiedy i w jakim trybie moi bliźni rozliczają się z naszą kochaną Skarbonką, nie starczyłoby mi impertynencji.
Przepraszam za ew. nieporozumienie!
🙂 🙂 🙂
Pomimo tego, ze jest to niemozliwe, piste tylko dlatego, ze podano koda pod tytulem: a33a
Wszystko wskazuje na to, ze w przeciagu najblizszych kilku lat najwazniejszym slowem bedzie slowo „Kryzys”
Krótkie, nosne i brzmi identycznie w wielu jezykach. Nawet nie trzeba tlumaczyc, mówiac krótko i wezlowato.
Postac kryzysu jest wieloraka i dotyczy zarówno calych organizacji, ideologii jak równiez pojedynczych ludzi. NIiezaleznie od plci, wiary, narodowosci, miejsca pochodzenia i zamieszkania.
Przytocze kilka przykladów z grona znanych mi osób nie wymieniajac nazwisk aby nie wywolac kryzysu towarzyskiego.
W naszej wioskowej cukierni spotkaly sie trzy przyjacióliki. Dwie cale w skowronkach a jedna smutnawa. Pierwsza z tych wesolych, po wymianie zwyczajowych pytan jak idzie, zaczela. Mam kryzys oswiadczyla dumnie. W domu. Maz nie chce odejsc ode mnie i przejsc na alimentacyjny system. Najgorsze, ze jego przyjaciólka nie pali sie do jego przyjecia a i on sam jest zdania, ze co w domu, to w domu. Druga z pan powiada, ze jej kryzys polega na tym, ze ostatnia kochanka jej meza, nawiasem mówiac kolezanka córki tej pani z jednego z poprzednich zwiazków jest w zaawansowanej ciazy i grozi mezowi wykonaniem badan DNA.
U mnie to nic wielkiego mówi ta trzecia. Rozbilam niedawno nowiutki samochód a maz odszedl do tej szantrapy,
Pozostale popatrzyly na nia z zazdroscia i mówia. Ty to masz kryzys. nie to co my. Takie bywaja kryzysy rodzinne.
Kryzys dotyka jak pisalem ludzi róznej plci i wieku. Doniesiono w lokalnej telewizjii, ze pan w nieco podeszlym wieku lat 92, chcac dac swojej mlodszej o dwadziescia lat przyjaciólce dowód krzepy postanowil przyciac jej drzewo na zime.
Podobno jak sie dobrze rznie na jesieni to lepiej odrasta na wiosne. Jak powiedzial tak i zrobil. Wlazl na drabine i zaczal ciac. Byl prawie przy koncu pracy ale stracil równowaga i zlecial z drabiny prosto na tamten swiat. Ot typowy kryzys braku równowagi.
Bywaje i inne kryzysy. Czasami mozna miec dwa albo wiecej kryzysów na raz. Moja serdeczna przyjaciólka w dniu swoich 85 urodzin oswiadczyla, ze dalej nie ma zamiaru przybierac w latach. Pozostanie w tym wieku az do zejscia. Ponadto zaczela grac w karty z zamiarem przegrania calego majatku. Przegrane sa wysokosci kilkudziesieciu centów bo wszyscy chca grac z nia tylko za gotówke a ona na dokladke stale wygrywa oszukujac w kartach w podeszlym wieku. Typowy kryzys kalendarzowo – monetarny.
Dumnie moga powiedzie, ze ja tez mam kryzys. Usiluje bez skutku zrozumiec jak funkcjonuje mój nowy komputer. Po prostu kryzys nowoczesnej technologii.
Tym sposobem napewno zauwazyliscie, ze w naszych czasach to bez kryzysu byloby jak bez reku.
Pan Lulek