Wino. Sztuka i nauka
To tytuł książki dwu autorytetów winiarstwa światowego – Jamesa Hallidaya i Hugh Johnsona. (Tłumaczenie – Robert Piwowarski).Książkę wydała wielce zasłużona i znana oficyna Iskry. Dzieło wydane jest więc pięknie, bogato zilustrowane i zredagowane tak przejrzyście, że dotrzeć do win które akurat interesują czytelnika jest niezwykle łatwo. Zamiast recenzji polecającej każdemu miłośnikowi wina kupno książki zamieszczę fragmenty przedmowy, której autorem jest Marek Kondrat – miłośnik i znawca wina a także (a może przede wszystkim) importer. Marek – o czym już tu parokrotnie pisałem jest dla mnie niemal wyrocznią w kwestiach enologicznych. I aby nie było niedomówień: tę książkę kupiłem a nie dostałem od wydawcy lub autora wstępu. A kosztowała ona nieco więcej niż butelka doskonałego chianti Nipozzano czyli 69 zł 90 gr. W dodatku gdy Marek wpisywał mi dedykację i książkę pakowano, wypatrzyłem na półce Rosso conero i to z dopiskiem riserva. Kupiłem więc dwie butelki co spowodowało, że książką kosztowała mnie dodatkowo 150 zł. No to do roboty miłośnicy wina, czytajcie Kondrata:
Pierwszy raz zobaczyłem tę książkę trzy lata temu na końcu świata, w australijskiej winnicy Yarraman w Upper Hunter Valley, jakieś trzy i pół godziny drogi na północ od Sydney. To najstarszy zakątek winiarstwa australijskiego, którego początki sięgają lat 20. XIX wieku.
Leżała na biurku Crisa Manniego, głównego „nosa” winnicy. Była dość sfatygo-wana, ale schludna. Choć z licznymi podkreśleniami, widać, że traktowana z respektem: różne kolory pisaków, różne charaktery pisma, litery czasem nachodzące na siebie, dopiski, wykrzykniki. Spytałem Crisa o tę książkę. „To podręcznik używany przy edukacji enologicznej” – odpowiedział z delikatnym uśmiechem. Przyznam, że to mnie zaintrygowało. Faktu „trafienia” takiej książki, w tym miejscu, wcale nie uznałem za przypadkowy. Australia jest przecież jedną z potęg winiarskiego ?Nowego Świata” (…)
Miałem w swoich rękach już kilkadziesiąt książek o winach, lubię je. Zarówno uniwersalne przewodniki po winie Roberta Parkera czy Hugh Johnsona, jak i te oceniające wina w poszczególnych regionach, autorstwa Johna Plattera i Daniela Rogova, oraz mnóstwo poradników i atlasów, z moim ulubionym w opracowaniu Jancis Robinson i Hugh Johnsona. Były wśród nich książki służące do nauczania początkujących entuzjastów wina, opisujące kraje, regiony, szczepy winnej latorośli, wyjaśniające terminy podstawowe i znaczenie utensyliów „dookoła winnych”,- niektóre – pełne pięknych fotografii i powabu przyrody z czułością zagospodarowanej przez człowieka. Wszystkie jednak pozostawiły pewien niedosyt. Dla mnie, traktującego wino bardzo osobiście, w sposób spontaniczno-entuzjastyczny, były zbyt chłodne, wyważone, klasyfikujące. A tu już sam tytuł budził pożądanie: The Art & Science of Winę (Wino. Sztuka i nauka). Nauka, zatem zawartość musi być profesjonalna, użyteczna i praktyczna… ale czemu sztuka? Przez 35 lat zawodowego życia aktorskiego obcowałem z prawdziwą sztuką, myślę, zaledwie kilka razy i drażni mnie nadużywanie tego słowa w różnych kontekstach, mało mających wspólnego z głębokim przeżyciem czy duchowym uniesieniem.
Poprosiłem Crisa, by pożyczył mi książkę na noc. Tyle tylko miałem na nią czasu, nazajutrz ruszałem w dalszą, długą podróż po winnej Australii. Rano wiedziałem, że muszę ją kupić. Udało mi się to kilka dni później, w Adelajdzie. Nie wypuszczałem jej z rąk przez całą podróż, a dokładnie zgłębiłem po powrocie do kraju. Zrozumiałem, co oznacza pojęcie „sztuka” w tytule książki, ale i wiele innych rzeczy. Uporządkowałem własne obserwacje, dowiedziałem się, co jest naprawdę ważne w czasie podróży: gdzie pojechać i na co zwracać uwagę. Ta książka stała się dla mnie pierwszym kluczem do otwarcia świata win.
Cóż w niej takiego szczególnego? Przede wszystkim jest napisana prostym językiem. Dwójka autorów, James Halliday i Hugh Johnson, z których pierwszy jest jed-nym z najbardziej doświadczonych twórców win w Australii, a także konsultantem wielu winiarskich projektów na całym świecie, drugi – wieloletnim, powszechnie szanowanym krytykiem winnym, opisuje wino z punktu widzenia jego wytwarzania. Nie pomijając historii i tradycji winiarstwa, prezentują szeroki przegląd współczesnych technik i metod wykorzystywanych w produkcji wina. Skupiają się na wyborach dokonywanych przez winiarzy i ich konsekwencjach dla gotowego już wina.
W zamyśle autorów rzeczywiście jest to podręcznik. Część pierwsza, poświęcona winnicy, jest opisem uwarunkowań przyrodniczo-botanicznych upraw w kontekście możliwości ich wykorzystania i wpływu na jakość krzewów i owoców. Druga jest precyzyjnym przeglądem tradycyjnych i zupełnie nowych metod przetwarzania winnej latorośli w wino. (…)
Trzecia część w przyjazny i łatwy sposób opowiada, co się dzieje z winem już zabutelkowanym. Ale to nie wszystko. Autorzy przedstawiają i analizują inne poważne problemy wchodząc w ich naturę i rozbijając na dziesiątki, a czasami i setki drobiazgowych zagadnień oraz osobliwości. (…).
Od 1992 roku książka Wino. Sztuka i nauka miała już siedemnaście wydań na świecie. Autorzy dedykują ją geniuszowi ukrytemu w butelce. Pierwsze polskie chcę polecić tym Czytelnikom, dla których ważniejsze od pytania: „Za ile?” pytanie: „Jak to się robi?”. (…)
Ja już jestem po lekturze. I wiem jak to się robi. Wiem też, że moje dotychczasowe wybory ( i wydatki) były sensowne. Dla mnie. Nie wiem jak dla Państwa. Musicie zrobić to sami i na własny rachunek.
Komentarze
Przedmowa jest taka, że książkę chce się czytać, no i mieć. Gospodarzu, pięknie się Pan przyczynił autorom,wdawcy i winom.
Sympatyczna ta przedmowa, chociaż nie byłaby to dla mnie pozycja godna pożądania : przeczytać – tak, mieć – niekoniecznie. Moja znajomość win, to raczej znajomość z winem.Lubię je ale kupujemy niewiele i pijemy nie więcej, niż 2 razy w miesiącu (chyba, że jakaś uroczystość wypadnie). Aktualnie w domu są dwa wina portugalskie, 3 przywiezione przez Młodszą z wyprawy do Italii i jedno toskańskie kupione u nas. Tak obfita „piwniczka” zdarza się nieczęsto. Ta odrobina wiedzy, jaką w ciągu życia się zebrało (przy znacznym udziale tego Blogu i jego Gospodarza) jakoś nam wystarcza.
Temat jednak smakowity. Wszystkim nam życzę miłego i spokojnego dnia.
PaOlOre, quel honneur! 😉
Wczoraj wieczorem piłam kvalitetno vino Peljesac, vinarija Dingać, z osiołkiem na etykiecie – z łupów podróżnych. Bo trzeba Wam wiedzieć, że jechaliśmy do Pana Lulka przez Dubrownik 😎 Po drodze, w Słowenii, nabyliśmy kraski prszut czyli szynkę krasową, a później, na wyspie Pag – paszki syr czyli słynny owczy ser. Nie będę się chwalić, że poszukiwania szynki trwały kilka godzin jazdy w deszczu po krętych górskich szutrowych ścieżkach, bo zamiast do Lokev koło Lipicy skierowaliśmy się do Lokve, która okazała się być ośrodkiem sportów zimowych na wys. 1200 m 😯 W Lokev byliśmy już kiedyś, ale skleroza nie boli, więc rankiem wyjechaliśmy z Postojny po znalezieniu Lokve na mapie 1:500 000 😉 Właściwą Lokev, a w niej wytwórnię szynek w końcu też znaleźliśmy, a potem też stada białych koni w Lipicy.
Mam już kilka książek o winach, nawet małego Johnsona (Hugh Johnson, Der kleine Johnson fuer Weinkenner), ale po takiej rekomendacji zachorowałem na powiększenie kolekcji 🙂
Wracając do wczorajszej „zadymy” z trollem, wykonałem mały test, żeby wam pokazać, jak łatwo stracić tożsamość w Łotrpressie:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=589#comment-90682
Może już czas pomyśleć o kontach zabezpieczonych hasłem?
Ale wtedy to już raczej nie będzie blog, lecz typowe forum dyskusyjne.
Miejmy jednak tę świadomość, że to my, goście na blogu Piotra Gospodarza, cały czas naginaliśmy formułę blogu jako dialogu Gospodarza z gośćmi, używając tej platformy głównie na pogaduszki między sobą. Co było, i owszem, całkiem przyjemne, a i Piotrowi chyba nie całkiem wbrew, dopóki było kulturalnie i na poziomie, no i kulinarnie przede wszystkim.
Panie Piotrze, sorry za namolnosc, ale ten palant znowu sie odezwal jakims belkotliwym wpisem pod moim imieniem – o 8:35. Pod wczorajszym felietonem.
Nemo – zapasy domowe rosną, a jeszcze świnka alpejska przybędzie. Co kupiłaś już wiemy, a jak to-to smakuje? Sprawozdaj Czy zamrażarka jest wystarczająca?
Nemo, nie mogłem się powstrzymać. Masz takie ładne foty w Pikazie 😉
No, nasz ci los. PaOlOre, przywoluje do porzadku. Obrazalam kogo innego, nie Ciebie. .
Heleno, ostatnio wszyscy cierpimy na rozdwojenie jaźni, więc nie wiem, czy Ty to Ty, ale ten palant o 8:35 to naprawdę byłem ja 😉
PaOlOre,
gdybyśmy rzeczywiście stosowali się do formuły „jako dialogu Gospodarza z gośćmi”, to ten blog dawno by już na suchoty galopujące skonał, bo ten dialog przypomina gadanie dziada do obrazu 🙁 Dziad to między innymi – ja. To tylko nasze pogaduszki mniej lub bardziej na temat zadany przez Gospodarza są ciastem (często z zakalcem), a odpowiedzi Pana Piotra – rzadkimi rodzynkami. Na przykład wczoraj – czekałam na szczegóły z olimpiady cukrowników. I co?
Juz wiem. Prawdziwy palant sie przyczail i trzesie portkami, ze zostanie zdemaskowany.
Ja tam mam swoje domysly i gotowa jestem przyjmowac zaklady.
Nemo,
dlatego też zrobiłem uwagę, że Gospodarzowi taki układ pasował.
Nie wyobrażam sobie, żeby przy tej częstotliwości jego wpisów (porównajcie z innymi blogami!) dał radę jeszcze moderować ten blog od A do Z.
Nie jest przecież stachanowcem.
Heleno,
Przywołałaś miłe wspomnienia z dzieciństwa. Mieszkałem w domku z ogródkiem przy bocznej ulicy w małym miasteczku. Samochodów wtedy nie było prawie wcale więc życie dzieciaków z pobliskich domków toczyło się głównie na tej ulicy. Matki wynosiły bardzo zajętym dzieciom posiłki a nierzadko i karmiły je na środku asfaltowego raju.
Tam też grało się w palanta. Choć grali jedynie niektórzy, tacy co mieli szczęście posiadać gumową piłkę odpowiednich rozmiarów. My pozostali musieliśmy zadowolić się grą w klipę gdyż do niej zamiast piłki wystarczyła kluska, czyli odpowiednio przycięty kawałek kijka.
Nie ma ta historia wprawdzie nic wspólnego z tematem „wino, sztuka i nauka” ale nie mogłem się oprzeć….
Pyro,
ten ser i szynka smakują doskonale i są słynne nie bez powodu. Szynka ze słoweńskiego Krasu jest podobna do parmeńskiej, surowa, dojrzewająca, a ser pasuje do niej znakomicie, i do wina też. Szkoda, że nabyliśmy tylko trzy butelki, ale to było już na granicy i wydaliśmy resztę kun, a panie w sklepie nie chciały euro ani karty 🙁
Słuchajcie, a może uda się uratować to miejsce pogaduszek? Bo z kim Pyra będzie sobie ględziła od samego ranka? Od kogo przejmie umiejętność pieczenia helweckich placków i fińskich deserów? Od kogo dowie się co grają w londyńskich teatrach i dlaczego Helena wybrała właśnie to przedstawienie? A przepisy Alicji i Brzucha? A Gospodarza opowieści znad Narwi i Arno? Ja tam chcę dalej pogadywać sobie o tym i owym. Zbierać przepisy makaronowe, dowiadywać się jaka pogoda w Holandii, a jaka w Południowej Burgenlandiii z kim Pan Lulek (wirtualnie) dzieli pierzynę i poduchy. Czy mam zbyt wygórowane oczekiwania?
serdecznie witam. Jak zwykle smakowity temat na dzisiejszy dzień a może raczej wieczór. Oczywiście lubie wina ale nie znam sie na nich a szkoda..Jednak smutno, choć temat wesoły.
arcadiusu ! Czekam bez skutku jak dotąd na Twoje przeprosiny. Nie znasz mnie a jeżeli znasz to tym bardziej zdziwiona jestem takim zachowaniem. Nie nabiorę do ust wody i nie będe udawać że nic sie nie stało. Czekam , w przciwnym razie zmienie blog ku rozpaczy innych tutaj bywalców.
Hau, hau, hau! To ja, Bobik! Mam cichą nadzieję, że szczekania troll nie umie podrabiać, chociaż nigdy nie wiadomo… 🙄
Mnie jeszcze jedna rzecz martwi oprócz trolla. Stanisław już od kilku ładnych dni się nie pokazuje, a zwykle dłuższe obecności zapowiadał. 🙁
Ale może to tylko nadmiar pracy…?
Pyro, jestem przekonany, że przy dobrej woli nawet bardzo trudne sprawy da się załatwić. 🙂 Tylko ludzi ewidentnie złej woli chyba jednak lepiej byłoby po prostu wypraszać, bo nam nogi nadpiłują i nawet jak stół się nie zawali, to może nam się chwiać. 🙁
Podczas gdy panowie debatują pod wczorajszym wpisem o prawnych aspektach śledzenia trolli, to ja Ci, Pyro, powiem, że w zamrażarce mam jeszcze wolne 3 szuflady i mam nadzieję, że świnka się zmieści. Gdy wyjeżdżamy na wakacje i babcia opiekuje się naszym dobytkiem, to jedna szuflada jest zawsze zarezerwowana na wypadek śmiertelnego zejścia naszego wiekowego kota Maurycego, aby kłopot z pogrzebem nie stresował nikogo niepotrzebnie. Tymczasem Maurycy przeżywa nasze podróże bez szwanku, może to nawet one przyczyniły się do długiego życia (20 lat), bo również rośliny doniczkowe zastajemy po powrocie w lepszym stanie, niż przed wyjazdem. Pewnie im się zdaje, że nastała pora deszczowa i trzeba zakwitnąć nim wróci susza 😉
paOlOre,
Gospodarz kiedyś opowiadał, że któregoś dnia w tygodniu siada i hurtem pisze wpisy na cały tydzień, tj. na pięć dni, bo w weekend się oddala. Przyjął taką formę, ponadto wpada z rzadka i ogólnie zajmuje się innymi rzeczami, jest przecież bardzo zajętym człowiekiem.
Każdy prowadzi blog zgodnie z czasem, jakim dysponuje, i temperamentem, jaki ma. Pani Janina wrzuca wpisy ostatnio raz na tydzień, czyta komentarze i odpowiada hurtem w kolejnym wpisie. Ja piszę co parę dni (przeciętnie co dwa) na bieżąco, jak mi temat podejdzie, ale kiedy mam możność podejścia do komputera czy wręcz przy nim pracuję, wpadam na blog regularnie i staram się pogadać z komentującymi. Z tym, że ja wybrałam też od początku funkcję admina swojego blogu, komentarzy poniżej pewnego poziomu nie wpuszczam i niech mi kto mówi o cenzurze – to zdaje egzamin.
nemo – ale kot Maurycy chyba nie podróżuje z Wami? 😯
No przecież mówię, że zostaje w domu, jak i jego kumple, a na wszelki wypadek ma zarezerwowane chłodzenie, gdyby naszego powrotu nie doczekał. Ma zapewniony grobowiec rodzinny w lesie, gdzie spoczywa jego matka. Nasza córka nie potrafi sobie wyobrazić, że tego kota, starszego od niej o rok, może kiedyś zabraknąć. Przecież był ZAWSZE 😯
Swietna wiadomosc przyniosla wlasnie poczta w liscie na czerpanym papierze. Wszyscu potracili na gieldzie, a ja zyskalam! Dwa funty szterlingi i trzydziesci dziewiec pensow.
W przeliczeniu na papierosy to jakies szesc i pol albo nawet siedem papierosow..
Pani Dorotko,
rozumiem teraz powyższe pytanie 😎 Kot przeżywa nasze podróże tj. naszą nieobecność i opiekę innych osób – babci, sąsiada, przyjaciół etc.
Żeby powrócić na właściwe tory.
W naszej „fabryce” odbyła się w sobotę uroczystość promowania doktorów. Zwykłych, honorowych a nawet jednego jubileuszowego (?).
Właśnie ukazało się nieco zdjęć z imprezy która miała miejsce na zamku w Uppsali. Nie wiem niestety czym raczono gości ale postaram się dowiedzieć.
http://www.slu.se/?ID=704&Nyheter_id=9291
Na dole jest odsyłacz do zdjęć „See pictures”…
Heleno,
co jest świetną wiadomością? Że inni potracili, czy że Ty zyskałaś? 😉
Mała poprawka:
Promocja odbyła się w naszej auli. Jedynie bal był na zamku.
To pewnie kocisko razem z kumplami jest dopieszczane na wszystkie strony, nic dziwnego, że tak dobrze się miewa 😉
szkoda że nie mam kota , takiego żywego oczywiście. Swoją drogą to nie mogę się nie śmiać jak Was czytam .Miłego dnia.
Melduje poslusznie, ze odpuchlam. Win nadal pic mi nie wolno i dobrze. Zaczekam do przyszlego tygodnia.
PaOlOre, czy jak bym mogla slicznie poprosic o kopie ksiazki blogowej?
Gotowanie zeszlo na plan drugi w tym tygodniu, bo w sobote wylatuje i jeszcze jest tyle przed wakacjami do zrobienia.
A może to jest jakaś metoda na intruzów?
Koza, kózka i wilk
(Z Lafontaina)
Sąsiadka koza, ta, co to rozwódka,
Z rodu Ostrorożanka, a tak rześka czołem,
Że śmie łeb na łeb rozmówić się z wołem
I nie da lada wilku brać się do podbródka,
Wczoraj w las idąc zbierać na domu potrzebę
Rokitę czy lipią skórkę,
Na gospodarstwie zostawiała córkę,
Której jest na imię Bebe.
A że młodym osobom pod niebytność matki
Rozliczne grożą przypadki,
Nakazuje dziecku srogo:
„Nie ruszać mi za próg nogą
I nie przyjmować nikogo, nikogo!
Jest tu wilk w okolicy; mam go w podejrzeniu,
Że zamyśla o czemś brzydkiem;
Pilnujże drzwi, aż wrócę i dam znak kopytkiem,
Wołając cię po imieniu:
„Bebe!” Lepiej, że zgrzeszym ostróżności zbytkiem,
Niż gdyby miało kiedy być przysłowiem trodzie:
Mądra koza po szkodzie.”
O wilku mówiono w izbie,
A wilk tuż siedział na przyźbie;
Podsłuchał. Matka z domu, a on wnet do córki:
Stuk i puk we drzwi komórki.
Wilk zwykle wyciem łaje albo grozi;
Lecz gdy prosić ma potrzebę,
Nieźle udaje śpiew kozi;
Więc jako mogł najkoziej odezwał się: „Bebe!
Otwórz!” – A kózka na to: „Przepraszam, nie można.
Mamy nie masz, jestem sama”.
On znowu: „Bebe, otwórz, to ja, mama”.
Na to znów kózka ostrożna:
„Głos wprawdzie matczyn; ale czyś ty matka,
Jak mogę widzieć, gdy zamknięta klatka?
Podejdźże tu i przez to pod progiem korytko
Pokaż mi na znak. kopytko”.
Wilk odszedł klnąc Bebę i mać jej z ruska brzydko.
– – –
Ta bajka jest po całym świecie znana z treści;
Lecz żeby ją dać poznać polskiej płci niewieściéj,
Udawajmy, że wzięta z francuskiej powieści. (-) A.M
🙂
To już wiemy, skąd się wzięło pamiętne „kopytko” 😆
Ten „jubileuszowy doktor” o którym wspominałem to taki który kapelusz otrzymał był już piećdziesiąt lat temu i w tym roku czci się ich ponownie (było takich aż sześciu).
Z niektórych zdjęć wynika, że podawano tam wino. Obecności nauki nie będziemy chyba kwestionować. Pozostała jedynie ta sztuka.
Sztuka mięsa?
Ale dlaczego ten wilk klął po rusku? 😯 Po swojemu nie umiał? Wszak wilki nie gęsi… 😉
Bobik, poczta.
No znawca win to i ja nie jestem. Albo mi smakuje, albo nie. A czasami nawet te moje ulubione moga odrzucic bo rocznik byl nienajlepszy, co odbija sie natychmiast na smku, bukiecie i przyjemnosci raczenia sie doborowym trunkiem.
nemo, Kryniczko Wiedzy naszej –
przede wszystkim serdeczne powitanie w Twych progach po podrozy. Wiem, nieco spoznione lecz chyba nie szkodzi.
I prosze oswiec mnie wzgledem Twych „lupow” z wojazowania. Rozumiem szynki, rozumiem sery, rozumiem wina, ale ziemniaki? I to w takich ilosciach. I z Polski?! Sentyment czy wzgledy ogrodnicze lub smakowe?
Teraz z innej beczki –
taka jedna biedna-bogata, brzydka-przesliczna, co to pantofelek zgubila, na super party* pojazdem z dyni jezdzila. W mej dziecinnej wyobrazni proces przemienienia w karoce musial jednak trwac dosc dlugo coby kobitka sie don zmiescila. A tu aczkolwiek niekoniecznie:
http://www.lovetoeatandtravel.com/Site/Sfbay/HMBay/Fun/2008_winners.htm
Zjesc tego nie da rady lecz na pojazd jakowys da sie przerobic.
* Ciekawa jestem ja tez prezentowalaby sie bajka w wydaniu nowoczesnym. Dynia zamieniona w Jaguara? Krysztalowe pantofelki zastapione eleganckim wyrobem Manolo?
Pozdrawiam
Echidna
O rany – taka dynia to pełnia szczęścia!
Ileż pyszności można by zrobić… tylko pewnie skórę też ma grubszą i trzeba byłoby się piłą do niej dobierać 😉
Andrzeju ESz. –
Impreza zakonczona balem w zamku imponujaca. PIsmo obrazkowe (czytaj fotografie) przemawiaja do mej wyobrazni, gorzej jezykowo. Szwedzkiego to ja nitu-nitu, ale przypadlo mi do gustu „Nypromoverad doktor”. Ladnie brzmi, chyba nawet sie domyslam co oznacza – owo pismo obrazkowe daje pewne wskazowki.
Czy na scianach to arrasy?
Echidno,
dziękuję za przywitanie 🙂
Cóż to jest 50 kg ziemniaków na długą alpejską zimę? 😉 I kartoflaną rodzinę? Przywozimy polskie ziemniaki (wineta i denary), bo lubimy (słoweńskie i burgenlandzkie też dobre) i nieekologicznie jest jeździć po Europie we dwoje sporym samochodem. A tak, to 50 kg ziemniaków + tyleż jabłek, to jakby dwie osoby więcej, ale mniej kłopotliwie, niż dwoje prawdziwych współpodróżnych 🙂 Tylko stres na granicy, bo wolno wwieźć po 20 kg od osoby, a cło za nadmiar jest zaporowe – 3,50Fr/kg czyli ponad 8 zł. Ale nie sprawdzali 😎 A jeszcze mieliśmy za dużo piwa i wędlin.
Dynie na Twoim linku imponujące. Ciekawe czym napompowane? Wolałabym ich nie jeść.
Dziś na obiad placki ziemniaczane.
Witam 🙂 nikt mi wczoraj nie zamachał łapką, nie merdnął ogonem 🙁 nic to , zostanę jeszcze chwilę.
Mam pytanie – czy Don Alfredo dostał szlaban na komputer i zaglądanie do budy ? Nie wiem jak inni, ale ja czekam i czekam, ….i wciąż żadnych wiadomości 🙁
Acha, żeby nie było, że nic kulinarnie 😉 właśnie siedzę przy czerwonej herbacie, …jakie zdolności takie danie 😉 🙂
Dynie anaboliczne? 😯 Może w tych konkursach dyniowych trzeba wprowadzić kontrolę antydopingową? 😀
Echidno,
„Nypromoverad” to oczywiście nowopromowany. Historia i obrazki z tej sali na zamku w Uppsali:
http://www.uppsalaslott.se/eng/index.asp
Są tam również opisane możliwości kuchni oraz piwniczki (piwniczyska?) i adres pod którym można tę salę sobie zarezerwować. Na przykład na imieniny albo zlot blogowiska.
Interesujący napis pod nagłówkiem: „In business since 1549”.
Oooo, chyba się zacząłem opuszczać w obowiązkach. 🙁 Macham! Merdam! 😀
emi, hop, hop! I ja też chciałam nieśmiało spytać o Don Alfreda 😉
…że o passpartout nie wspomnę 😀
emi,
macham Ci wszystkim, co mam, głównie włosem długim, zmierzwionym i rozwianym w stresie. Don Alfredo, to indywiduum neapolitańskie własnymi ścieżkami chadzające (i niekastrowane) ustatkuje się może pod późniejszą jesień i wówczas zapewne podzieli się z nami swoim punktem widzenia, jak mu się zechce 😎 Szlabanu nie ma.
…subtelne to wysępienie powitania nie było 🙂 ale w ramach ustawicznej pracy nad sobą, staję się przedsiębiorcza i zaradna 😉 choć wciąż do oczekiwanego przez otoczenie poziomu daleko, daaaaleko….
Dzięki za miłe słowa i kawałek psa do pogłaskania 🙂
Dynie sie podobaly – wspaniale.
Pojecia nie ma kim Don Alfredo jest – skleroza moze? – to i nie bardzo wiem o czym/o kim plotkujecie.
emi –
pomachali czy ludziska i zwierzaki czym mogli na powitanie, nie narzekaj. To jest taka forma zaproszenia do stolu, Alicja by Ci natychmiast powiedziala, ze miejsca sporo, pomiescimy sie wszyscy. A nasz Guru wiedziony wskazowkami Pana Marka jak i wlasnym smakosza gustem nie pozaluje wina jakiego. Wirtualnego rzecz jasna.
Andrzeju ESz. –
powtorze sie – imponujace, alisci nie na moja kieszen. Wombat moze i nieba by mi chcial przychylic, ale kategorycznie odmawia sponsorowania jakiejkolwiek uczty w tym przybytku. „A skad ja Ci 550 osob wytrzasne?”
errata:
pierwsze „czy” zbyteczne
emi, witam tez!
I zawsze, pamietaj, ze ja moge wystawic 4 koty do glaskania :), noooo, moze 3, bo jednego sobie juz Bobik zarezerwowal w polewie z oleju dyniowego 🙂
Wino lubie i chetnie stosuje, choc sie nie znam. Smakuje mi albo nie…
Ale teraz, jesienia i zima, sporzadzam punsch z nalewek, wina, sokow i przypraw.
A Szyszu, fota N 10- Jubeldoktor, jak znalazl na to blogowisko,
pozdrawiam Wszystkich serdecznie
Magdaleno, tego kota w polewie nie oddam nikomu! Mój ci on! 😆
echidno, przecież nie narzekam 🙂 Z osobami, z którymi sobie rozmawiałam znamy się z wizyt u Owczarka, dlatego może było to dla innych nie zrozumiałe
Mam nadzieję, że z resztą goszczących na tym blogu – również z czasem się poznamy
Pozdrawiam 🙂
Ździchu – to ty?!!!
masz rację, nadał by się. Przeczytaj jeszcze:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=590#comment-90723
emi, + dwa koty 😀
widzę że talenty literackie rozliczne na blogu. Ja znam tylko prozę życia. Żeby bajki pisac trzeba duuużo bujnej wyobrazni.Ale każdemu według jego potrzeb, tym bardziej żee jest to blog osób lubiących pisać / ja chyba tez jakoś ostatnio mam takową?!//
no,
sztuka miesa na kulach? Aszysz? granice dobrego smaku Wasc zatracasz, pokaz kopytko, bos moze podszyty
moj wiersz nm.1 .. ponoć punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia.. pozdrawiam i tym razem do jutra / muszę popracować bez pisania/
Kopytka?
http://www.youtube.com/watch?v=vQMoJsUEdA4
proszę bardzo! Ja nie mam nic do ukrycia.
Tereso, dzisiejszy wpis pod poprzednim watkiem (8:52) – bingo! Tolerowanie tego typu harcow tylko osmiela do dalszego przesuwania granic tego, co dopuszczalne. „Cieple zainteresowanie” wrecz zacheca. Do takich prostych stwierdzen nie potrzeba niczego, oprocz zdrowego rozsadku.
A u mnie dzisiaj tez placki ziemniaczane, z salatka ciecierzycy na cieplo. Do ugotowanej ciecierzycy dodaje sie cebulke dymke (a jak nie ma, to drobno pokrojona czerwona cebule), pokrojone dojrzale pomidory i ugotowana fasolke szparagowa (moze byc tez zielona). Proporcje do smaku, w zaleznosci, ktore skladniki sa najbardziej atrakcyjne dla domownikow lub gosci. Do tego sol, pieprz, najlepiej swieze bazylia i oregano (w niewielkich ilosciach) – i to wszystko.
Bobiku, bardzo miło, ze zauwazyłeś moją nieobecność. Nie tylko nie pisałem, ale nawet nie miałem szansy poczytać. Nawał pracy wyjątkowy, nawet sięgający weekendów. Potrwa tak jeszcze dobrych kilka dni. Cieszy mnie bardzo Helena nawet cieszaca sie ze strat gieldowych innych. Przejrzałem tylko z grubsza dzisiejsze wpisy. Wino to dla mnie coś bardzo istotnego, ale nie mogę kontynuować tematu. Tylko pare słów o Uppsali. Troche mnie rozczarowala. Poza uniwersytetem niewiele ciekawego. Może tylko bardzo porzadna kawiarnia ze sniadaniami i pysznymi drozdzowkami oraz podobnymi wyrobami na ciescie francuskim. W kawiarni gazety, dla mnie nie przydatne, ale zawsze milo je widziec. Cala wartosc miasta lezy w tych doktorach i chwala im z tego powodu.
O, milo sie wpisac zaraz pod Stanislawem.
Zapomnialam o waznym skladniku w tej salatce – do wszystkiego dodac oliwe. Mysle, ze to byloby dobre z austriackim olejem z pestek z dyni, ale jeszcze nie wyprobowalam takij kombinacji. W kazdym razie oliwa laczy wszystkie skladniki, i nadaje swoj wlasny, niepowtarzalny aromat i smak.
M.
a gdzie są te dopuszczalne granice? I kto je ustala?
Multiple personality nie przeszkadzają mi, dopóki nikt nie próbuje złośliwie szkodzić pod cudzym nickiem, bo wtedy czuję obrzydzenie, jak wobec wszelkich innych anonimowych intrygantów. I współczucie wobec tchórzliwej natury człowieka żądnego uwagi i zainteresowania, a pozbawionego wiary we własne walory 🙁
Dodzwoniłam się do Pana Lulka i ulżyło mi – żyje, ma się dobrze, przetrzymał naszą wizytę i podróż do Budapesztu. Nie pisze, bo mu się nie chce, jest trochę zmęczony kolejnym polowaniem na czarownice, ale myślę, że jak dobrze odpocznie (był dzisiaj na Węgrzech), to nie wytrzyma i rzuci coś na monitor 😉
Stanisławie,
ja z Uppsali pamiętam tylko wielką katedrę pełną zwyczajnych krzeseł 😯
Moje straty na giełdzie sięgają kilku tysięcy papierosów, dobrze, że nie palę 😎
W tej katedrze pochowany jest m.in. Linneusz i Katarzyna Jagiellonka, a na filarach podtrzymujących chór są obsceniczne scenki z życia 😎
Zanim powiem dobranoc powroce do minionego weekend’u. Pogoda byla wspaniala – bezchmurne, lazurowe niebo. Idealna pogoda na spacer. Pojechalismy do Lysterfield Park polozonego okolo 25 kilometrow od nas. Do roku 1975 byl to zbiornik wodny, obecnie teren rekraacyjny. Sztuczne jezioro wabi amatorow sportow wodnych; sciezki wokolo jeziora kusza do spaceru lub jazdy rowerowej (a teren bywa urozmaicony); stoly i grille elektryczne zapraszaja do przekasek na swiezym powietrzu. A dookola wspaniala roslinnosc. Zwierzeta unikaja spragnionych rozrywki i relaksu nad woda ludzi. Dopiero po zamknieciu parku (czynny od 5:00 do 18:00) wychodza ze swych kryjowek szare kangury i czarne wallabies, koala, echidny, posumy a takze nocni lowcy nietorperze i sowy.
A oto skrocony opis spaceru plus nasze ostatnie zeszloroczne zbiory.
http://picasaweb.google.pl/okotazaglossus/LysterfieldPark12102008#
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Ach – i zapomnialam dodac: oprocz ulubionego przez australijczykow piwa, widzialam na wielu stolikach wino. Zgadnijcie z jakiego kraju pochodzi producent (w wiekszosci wypadkow).
Dobranocka
Fujara ze mnie – lazurowe niebo bylo rano-skoro swit. Potem zaczelo wiac i nanioslo smugi chmurek rozwleczonych po niebie. Ale nadal bylo cieplo, w buszu wrecz bardzo cieplo i duszn od zapachow nagrzanych roslin.
To gwoli wyjasnienia.
Echidno,
Chile?
„The Art and Science of Winę”? 😉
Od razu mi się wesoło zrobiło 🙂
Poprawka: Chile dopiero na 8. miejscu. Najwięcej importowano włoskiego
http://www.winetitles.com.au/awol/overview/imports.asp
Chyba jednak Australijczycy delektują się głównie własną produkcją, bo importują jakieś 15 milionów litrów, a wypijają 400 milionów 😯 Szwajcarzy wypili w ubiegłym roku ca 280 milionów litrów, w tym 180 mln importowanych.
Ale kod! ddd2!!! Komentowac nie bede bo jeszcze cos glupiego wymysle.
nemo –
omal-omal zgadlas. Ale nie, ja tak w nawiazaniu do Panapiotrowego felietonu. Oczywiscie doskonale o tym wiesz.
Alicjo –
znowu mi nie wyszlo. Godzine nam przestawili i w rachunkach sie omylilam. Ale co sie odwlecze to nie uciecze. Spodziewaj sie zatem Czarodziejko z Kingston puk-puk w szklane okienko. NIebawem.
Znikam – do jutra
E.
W Polsce podobno tylko 2litry na twarz rocznie 😯 Prawda to?
Australijczyków jest 3 razy tyle, co Szwajcarów. I tyle miejsca mają 😯
Nemo, dopuszczalne granice to zatrzymanie sie przed swiadomym ranieniem drugiej osoby. Mozemy sie bawic w zupelny relatywizm moralny, ale to zwykle na dobre nie wychodzi. Od czasow Oswiecenia te granice sa calkiem niezle okreslone. A dla wielu – od 2000 lat. Albo od czasow Buddy. Zas ucieczka w multiple personalities, zeby uciekac od odpowiedzialnosci za wlasne slowa, nie jest tylko wyrazeniem osobowosci ludycznej, ale wlasnie tym – ucieczka od odpowiedzialnosci za to, co sie powiedzialo wczesniej.
Nemo, czy mi się zdaje, czy o 13.45 pytając, gdzie są granice dopuszczalnego i kto je ustala, równocześnie ustaliłaś, gdzie leżą te granice u Ciebie (jak ktoś złośliwie próbuje szkodzić pod cudzym nickiem) ? 😉 No to podejrzewam, że większość Towarzystwa ma bardzo podobnie, tylko niektórym pewnie jeszcze przeszkadza, jak ktoś próbuje złośliwie szkodzić pod własnym nickiem. 🙄
Gdybym był Australijczykiem, importowałbym wino z Nowej Zelandii, bo blisko i bardzo dobre. Szwajcarzy dużo piją własnego i są o to troche obwiniani przez koneserów, dla których nie starcza. Kupiłem kiedys spory zapas, ale na ile to mogło starczyć? Włosi produkuja bardzo duzo coraz lepszego wina. Lat temu trzydzieści chianti było winem takim sobie najczęściej, a wina stołowe raczej nie do picia. Dlatego powstawały łamańce pojęciowe typu Geographica Tipica czy Supertoscana. Jednak postęp w poprawie jakości następował tak wybitny, że obecnie mnóstwo jest win co najmniej poprawnej jakości. To samo można powiedzieć o Hiszpanii, Portugalii i winach nowoświatowych. W rezultacie Francja teżmusi mocno pracować, bo wiele win, które zaliczane były do niezłych, teraz przegrywają konkurencję z zagranicznymi konkurentami niegdyś wzgardzanymi.
wiele win przegrywa konkurencję. Tak miało być
Stanisławie, według zwolenników wolnego rynku z całą pewnością tak miało być! 😀
Stanisławie,
oni importują z Nowej Zelandii, nawet więcej, niż z Francji. Ale snobi muszą mieć też coś klasycznego 😉
Bobiku,
jeśli ktoś jest złośliwy czy wredny pod własnym nickiem, to przynajmniej jest szczery i szkodzi głównie własnemu nickowi. Inną sprawą jest intrygowanie w ukryciu lub podszywanie pod innych.
Swoją drogą wczorajsza reakcja Heleny bardzo mnie zaskoczyła. Czy te informacje o nobliście i jego rodzinie były nieprawdziwe?
Ładnie to Bobik podsumował. Cóż, taka prawda. Jako ekonomista powinienem być zwolennikiem wolnego rynku. Tylko coś tu się w regulatorach popsuło. To dlatego, że światowe finanse stały się uczestnikiem gry wirtualnej, co zupełnie do tradycyjnych teorii rynkowych nie pasuje. Co prawda juz w XIX wieku nabierano sie na akcje wirtualnych kopalni złota, ale nabierali sie tylko niektórzy, a w tej chwili nie tylko obligacje hipoteczne są taką wirtualną kopaqlnia złota. Obecne transakcje surowcowe – nie tylko na ropę – stają się tez wirtualne. Świat kontraktów na tyle oderwał się od przedmiotu tych transakcji, że te surowce też stają się wirtualne, a ich ceny kształtuje gra zamiast rynku w tradycyjnym rozumieniu.
god smörg?s 🙂
O diabli, nie wyszło „a” ?! 😯
A bo to było „a” z kółeczkiem nad, chyba dlatego!
Rozmawiam via mój komputer (ale pisemnie) z moim przyjacielem Szwedem, wkleiłam, żeby zaskoczyć ASzysza 🙂
A tu plama, nie wyszło! 🙁
Nemo, jeszcze mniej niż myślisz. Polacy tylko 1,13 l. Chyba , że doliczyć rozsianych poświecie, w tych mieszkjących w winnych krainach i Rodzinę Nemo. Wtedy zbliżyłoby się spożycie wina w Polsce do 2 litrów rocznie.
Ciekawe ile by wypadło na twarz gdyby od średniej odliczyć mój urobek?!
Alicjo,
Zaskoczyć? Mnie??!!!
Toż ja ostatnio sypiam z kijem od palanta pod poduszką żeby się zaskoczyć nie dać!
To a z kółkiem kłóci się zdecydowanie z WordPressem, kiedyś byłem zmuszony wkleić zdjęcie (imydż) onego bo inaczej nijak nie chciało się pojawić….
Nemo, właśnie na tym m.in. polega szkodnictwo tego trolla, że nam tu robi czeski film i nikt już nie wie, co jest prawdziwe, a co nie. O ile ja wiem, informacje o rodzinie noblisty były prawdziwe, natomiast strollowane było rzekome odwołanie ich przez Helenę. To trochę tak, jak gdyby teraz ktoś pod Twoim nickiem napisał: „ach, co ja za bzdury opowiadałam, że Szwajcarzy wypijają 280 milionów litrów wina, powinno być 720”, następnie Ty byś to sprostowała, następnie… Można powiedzieć „nic wielkiego”, ale Twoja wiarygodność byłaby nieco nadszarpnięta. A gdyby to się zdarzyło ileś razy, to już nikt by nie wiedział, którym informacjom wierzyć i co Twoje, co trolla. 🙁
No widzisz, Bobiczku, nawet Ty nie wiesz. A w Wiki piszą, że ojciec Paula Krugmana pracował w branży ubezpieczeń:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Paul_Krugman
Natomiast istniał niejaki prof. Saul Krugman, który zajmował się m.in. hepatitis B, ale wygląda na to, że nie był to ojciec Paula, bo w żadnym z ich biogramów nie ma odnośników – a pewnie byłyby.
To jak jest naprawdę?
http://en.wikipedia.org/wiki/Saul_Krugman
No, chyba że polska Wiki się myli (a, jak wiemy, nie jest to źródło nieomylne). W angielskojęzycznej nie ma żadnej informacji, kim był ojciec Paula.
1,13 l? Na twarz? 😯
Gospodarzu, ja z Osobistym pracuję na imidż Helwetów 😉 już i tak narzekają na spadek spożycia wina o 2 % Chociaż, gdyby uwzględnić wszystkie nasze nielegalne importy…
ASzyszu, 🙂
Ja tam wypuszczam wiewióry, żeby chroniły obejścia!
Gospodarzu,
jeśli chodzi o te sprawy, niekoniecznie winne, to myśmy wczoraj z Jerzorem otworzyli prawdziwą, niepodrabianą „daje krzepę, krasi lica nasza Łącka śliwowica”! J. tylko powąchał i go trząchnęło, ale ja Panalulkowej produkcji, a i co PaOlO przywiózł był na II Zjazd – spróbowałam, więc mi niestraszne…
Tyle o tym napitku słyszałam, pierwszy raz miałam okazję spróbować (to podarunek od kochanej Mieciowej z sąsiedniej Budy, przewodniczki po Warszawie) i powiem, że chyba zasługuje na dobrą opinię – parzy w gardło, ale na chwilkę, nie zostawia paskudnego posmaku. Tyle o łąckiej.
Wino też „wyrabiamy”, właściwie nie ma obiadu bez wina. Jerzor niby nie odróżnia smaku, tak twierdził, ale jednak ostatnio powiedział, że pasuje mu chilijskie, a nie włoskie. Ja myślałam, że rozróżnianie białego od czerwonego to już spore osiagnięcie w jego wypadku 🙂
A mnie coraz bardziej smakują australijskie z okolic Adelajdy. Nie są tanie, nawet te najtańsze niby. Ale dobre.
Bobiku,
czy Ty uwierzysz, że prawdziwe nemo napisze „ach, co ja za bzdury opowiadam”? 😉
Bobiku, zwierzątko ty nasze przeurocze lecz naiwne odrobinkę!
Informacje znajdowane w Internecie należy zawsze traktować z pewną dozą nieufności i sprawdzać u źródła gdy się da. Taka jest natura tego medium, jednocześnie jego wada a poniekąd i zaleta, bo uczy konsumenta krytycznego stosunku do rzeczywistości.
Kiedyś, lat temu niemal dwadzieścia znalazłem się w szpitalu czekając na operację serca. W takiej sytuacji człowiek zwykle robi coś w rodzaju przeglądu życia, ma również czas na zastanawianie się i słuchanie innych ludzi. Jeden z współpacjentów powiedział mi wówczas coś co utkwiło mi w pamięci:
System religijnej edukacji naszych braci starszych w wierze ma wbudowaną niemal zasadę nieprzyjmowania prawd głoszonych bezkrytycznie, więcej nawet: zmusza ich do ciągłego weryfikowania tych prawd i ciągłego stawiania niemal wszystkiego pod znakiem zapytania.
Tak przynajmniej to wtedy pojąłem i bardzo im takiego systemu edukacji zazdroszczę. Proszę również nie dopatrywać się w mojej opowieści żadnego drugiego dna, bo nie ma go tam
A, rzeczywiście, Pani Kierowniczko, teraz to i ja już nic wiem 🙁 Ale to właśnie pokazuje, jak parszywa jest taka trollowska działalność. 👿
A po zastanowieniu dodam jeszcze na temat rozszczepienia osobowości: sprawa nie wydaje mi się wcale taka prosta. Jak to jest w sposób oczywisty żart albo kreacja literacka, to też mi nie przeszkadza. Ale jeżeli np. ktoś pod jednym nickiem coś tam pisze, a potem pod innymi sam sobie przyklaskuje, w celu sprawienia wrażenia, że ma na blogu duże poparcie? Albo jak pod jednym nickiem konstruuje osobowość przesympatyczną, a pod drugim złośliwo-szkodniczą, żeby ten sympatyczny w razie czego mógł wziąć w obronę tego złośliwego? Czy to też byłoby takie niewinne?
Lata temu spore wrażenie zrobiła na mnie mała książeczka Erica Berne pt
„W co grają ludzie”. Jest tam z pewnością o „nadwyrężaniu” tożsamości Innych i – jeśli dobrze pamiętam – również o przyczynach i skutkach używania np sarkazmu. Ten sam autor napisał więcej pożytecznych książek. Ja czytałam jeszcze „Dzień dobry i co dalej”, też dobra, ale nie tak jak pierwsza. Zdaje się, że jak ją wydawano za minionego ustroju w Polsce to nie dawano jej do księgarń, jeszcze czego, tym bardziej że na totalitarne państwo sklada się niemała część totalitarnych obywateli. Jeszcze by się który „rozładował”… Po roku dziewięćdziesiątym książeczka była do kupienia i pewnie jest. Kupowałam ją kilkakrotnie, mimo to nie mam, bo chodliwa jest – co wyjdzie to nie wróci.
Bobiku,
Ty lepiej spytaj Helenę, ile tych margarit wczoraj było i czy tylko margarity? 😉
Aszyszu, ja od tego jestem szczeniakiem, żebym mógł bywać naiwny odrobinkę. Między innymi ze względu na tę przyjemną stronę szczeniactwa postanowiłem nie dorastać. 😉
Tereso,
jeśli „za komuny” wydawano książki, ale nie dawano do księgarń, to gdzie dawano? 😯
Mam tę książkę po niemiecku, ale nie czytam od czasu, jak jedna znajoma robiła kurs psychologii (psycholog to tutaj tytuł nie strzeżony) dla gospodyń domowych i pod pozorem wyciągania mnie na spacery odrabiała ze mną zadania domowe, a podstawą kursu (długiego i drogiego) była właśnie ta książka. Może jednak do niej znowu zajrzę.
Bobiku, Ty będąc w kontakcie z Heleną masz możliwość upewnienia się, który komentarz był autentyczny, a który był podszywaniem się. Jak będziesz wiedzieć na pewno, to daj znać, bo sama jestem ciekawa 🙂
A to, o czym pisze ASzysz @16:22, to jest poniekąd prawda: jest niezmienna litera (Pisma) i jest duch, czyli interpretacja. Ćwiczenia w „duchu” uprawia się od małego, kształcąc zdolności polemiczne. Bardzo to cenne, też tak uważam.
Za komuny było praktyką wcale nie tak rzadką podawanie w stopce zupełnie innego nakładu niż rzeczywiście wydrukowany. Można powiedzieć, że nakład w stopce bywał wirtualny, trafiający do księgarń oficjalny, a dostany spod lady faktyczny. 😉
Znalazłam nekrolog prof. Saula krugmana; jego żona rzeczywiście miała na imię Sylvia, ale żadnym z dzieci nie był Paul.
http://query.nytimes.com/gst/fullpage.html?res=990CE7DE123EF93BA15753C1A963958260&sec=&spon=&pagewanted=all
Bobiku,
jeśli ktoś na tym blogu stworzy wiarygodne postaci w stylu Dr Jekyll i Mr Hyde i ja go nie rozszyfruję już po kilku wpisach, to taką osobę będę podziwiać za talent, a nawet zaproszę na dobre wino albo co tam lubi 😉
Nie wykluczam, że Helena nie wzięła pod uwagę, jak częstym nazwiskiem jest Krugman i automatycznie założyła, że jej sąsiedzi byli rodzicami Paula. Ale to tylko mój domysł, bo Helena gdzieś się dziś wybierała, więc na razie nie ma jak się z nią skontaktować.
Nemo, ponoć kolportowano między osobami na świecznikach. Ja dostąpiłam zaszczytu jej czytania dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych, czyli ponad piętnaście lat temu, nie zaś ponad tryzdzieści. „Nerwica a rozwój człowieka” Karen Horney była dostępna, jednak dopiero w latach dziewięćdziesiątych można ją było przeczytać w całości, bo wcześniejsze wydanie było pocięte przez cenzurę, gdyż totalitarna rodzina za bardzo przypominała totalitarny ustrój, czy państwo.
Wróciłam po nieobecności rutynowej ( praca ) i szykuję obiad, prosty ale ulubiony: naleśniki ze szpinakiem zapieczone z serem pleśniowym.
A jak się cieszę, że w domu jestem, że ho ho! 😀
nemo droga, ale to jest talent źle użyty, gorzej – po świńsku użyty, bo przeciwko komuś i obliczony na zdenerwowanie kogoś. Dlatego komuś takiemu należy się co najwyżej siarkowany sikacz, a nie dobre wino. Talent można wykorzystywać bez krzywdzenia innych, prawda?
Nemo, nie wódź na pokuszenie nagrodami – ani mnie, ani jakiejś być może mniej odpornej duszyczki. 😎
Ale na szczęście ja tak sobie czasem lubię teoretycznie rozważyć różne możliwości, niekoniecznie dotyczące tego blogu. 😉
Bobik @16:58 – oczywiście mogło tak być, w końcu i Helena nie jest nieomylna 😉 Ale jak jest naprawdę, chciałabym wiedzieć.
Spoko, Pani Kierowniczko, dowiemy się wcześniej czy później. 🙂
Marialko, ten ser pleśniowy po prostu pokruszyć na naleśniki i suw do piekarnika?
Pani Dorotko,
Bobik pisze:
„Albo jak pod jednym nickiem konstruuje osobowość przesympatyczną, a pod drugim złośliwo-szkodniczą, żeby ten sympatyczny w razie czego mógł wziąć w obronę tego złośliwego? Czy to też byłoby takie niewinne?”
A ja mam pytanie. Co jest ważniejsze, moja własna opinia na czyjś temat, czy zdanie innych, sympatycznych mi osób?
Czy ja jestem chorągiewką na dachu, która tak łopocze, jak wiatr powieje? Czy mam własne zdanie, bo ufam swojemu postrzeganiu świata i dotychczasowemu doświadczeniu? Znam się trochę na ludziach, czy ulegam łatwo manipulacji? To są pytania, które każdy powinien sobie codziennie zadawać i zastanawiać się, komu ufa i dlaczego?
I czy ufa samemu sobie 😯
Bobiku!
Naleśniki nafaszerowałam zieleniną, na wierzch ser pleśniowy, całość pokropiona oliwą. Siedzą już w piekarniku i czekają na powrót mojej drogiej D.
No, rzeczywiscie. W blad wprowadzila mnie moja Mama, od ktorej uslyszalam wcziraj, ze syn Krugmanow distal nobla z ekonomii. Pomylilo sie – zapewne syn jakichs Krugmanow, ale nie naszych.. Szkoda, bo tak przyjemnie bylo o tym myslec 🙂 🙂 🙂 .
Droga Nemo,
Twoje interwencje pod moim adresem wprawiaja mnie w coraz wieksze oslupienie. Nie mam ochoty odpowiadac Ci na pytania czy siedzialam w Gulagu, czy sie ciesze, ze ktos stracil na gieldzie i ile wypilam margarit. Sa pytania toksyczne i stad malo dla mnie smieszne, nawet jesli Ty je za takie uwazasz.
Mysle, ze powinnysmy odpoczac jedna od drugiej.
nemo @17:21
nie rozumiem, do kogo te pytania 😯 Oczywiście, że można je sobie czasem zadać w przypadku jakichś wątpliwości. Ale akurat to nie jest właściwy kontekst.
Ewidentne bowiem w tej sprawie jest, że:
1. Ktoś się tu podszywa pod Helenę, żeby zrobić jej przykrość i pomniejszyć jej wiarygodność w oczach innych blogowiczów – i nietrudno przewidzieć, że oba cele jest w stanie w ten sposób osiągnąć.
2. Ktoś się rozdwaja i roztraja już od dłuższego czasu na blogu, żeby zamącić. I jest to więcej niż jedna osoba.
3. Ktoś z tych ktosiów zaczął rozrabiać już poza tym blogiem – tak się rozochocił. Wiem skądinąd.
Wszystko po to, żeby przynieść szkodę. Żeby rozwalić. To nie jest coś, w czego obronie warto stawać i rozsnuwać relatywistyczne teorie.
I zdumiewam się, że robi to osoba, która u mnie zawsze pierwsza ostro protestowała przeciwko trollom…
Dziękuję, Marialko, chyba to jest coś dla moich kubków smakowych. Wypróbuję przy najbliższej okazji. 🙂
Czy troll zostal wytropiony? Zakneblowany?
Ostatni mój akapit z 17:47 wypadł niejasno. „Robi to” – tzn. „broni i rozsnuwa relatywistyczne teorie” – bron Boże nie podejrzewam nemo o trollowanie.
Łajza minęli z Heleną. No to już teraz jasne: pomyłka Mamy 😉
No tak, Bobiku, dla moich kubków smakowych też… Tylko D. nie wraca i ja (głodna) wgapiam się w piekarnik, jak w gnat jakiś 😕
Pani Dorotko,
moje pytania były do Bobika, który obawia się jak wyżej.
Heleno,
cool down i policz do 100 od końca, zanim się na mnie rzucisz 😉 Czy sądzisz, że aż tak mnie absorbujesz, że muszę od Ciebie odpocząć? 😯
Doroto z sąsiedztwa (17:47)
Ktoś? No kto?
Dobra, dobra!
Już my tam swoje wiemy – trollem jest Stanisław! I teraz wiemy, dlaczego go nie było! Normalnie trollował!
(Nie obraz się Stanisławie, ja żartuję!!!)
A teraz trochę jesieni, jak ktoś ma siły…
Ludzie, żivot je cudo! (za Kusturicą po raz któryś powtórzę) :
http://alicja.homelinux.com/news/jesien/
Nie było mnie tu 2 tygodnie, a od jutra też nie będzie, więc wszyscy zmęczeni mogą odpocząć (ode mnie) 🙂
Zajrzyj do e-poczty, nemo, zanim znowu gdzieś Cię wyniesie.
Nemo, 17.21 – ponieważ nie mam na imię Pani Dorotka, to nie od razu zorientowałem się, że te pytania były do mnie. 😀
A odpowiedzieć postaram się krótko. Nie chce mi się pisać naukowego elaboratu o roli sugestii i subtelnej manipulacji w procesach grupowych, ale gdyby one były całkiem nieskuteczne, to manipulanci już dawno by odpadli w wyścigu ewolucyjnym. Zazdroszczę tym, którzy są absolutnie pewni, że nigdy w życiu żadnym sugestiom nie ulegają, ale ja niestety takiej niezłomnej pewności nie mam. Ani w stosunku do siebie, ani do innych. 🙁 A poza tym ja jestem odrobinę naiwny, więc lubię wiedzieć, z kim mam do czynienia, żeby się zbyt boleśnie nie naciąć jak opadnie maska. 🙄
Bobiku,
podobno psy mają świetne nosy 🙂
Pani Dorotko,
cytat z Bobika dotyczył mojego komentarza z 16:58. Taki talent jeszcze się tu nie ujawnił 🙁
Bobiku,
ja ulegam sugestiom jak najbardziej. Jak myślisz, dlaczego moja zamrażarka nazywa się L…herr? 😉
Rewelacyjny keks mi się upiekł. W miejsce mąki dałam mielone migdały, reszta bez zmian. Szkoda, że nie mam jak Państwa poczęstować.
Czuje sie serdecznie poczestowana, Teresko. Dziekuje. Pyszne jest z nigdalami zamiast maki. Keks to moje ulubione ciasto. A takze topielec. Oraz panetone.
Srożymy się i boczymy na siebie bez sensu – tyle ten troll (te trolle) osiągnął (osiągnęły) 🙁 A powiedzmy mu (im): wała!
ASzysz 18:05 – nie miałam na myśli Szczypiora 😉 tylko wrednych epigonów
nemo @18:09
Ale odpocząć, miejmy nadzieję, z powodu jakichś ważnych spraw, a nie tak w ogóle?
Bo „musimy odpocząć od siebie” jest bez sensu, bo niby jak? A z drugiej strony pytania o giełdę (10:53) i margaritę (16:26 faktycznie nie były pytaniami, które wnosiłyby cokolwiek poza złośliwościami. Po co to? Dziewczynki, jesteście duże, nie naparzajcie się łopatkami 😛
Dziękuję, Helenko. Jesteś najlepsza na świecie. Upiekłam jeszcze z przepisu Gospodarza „Mazurek cygański” (sześć szklanek bakalii, 6 jajek + 2/3 szklanki mąki + 1 łyżeczka proszku do pieczenia, bez cukru, bo bakalie słodkie, na koniec polewa czekoladowa). Kawiarnia ma na imię Jola, a pieczone w cieście bakalie (bakaliowiec?) nazywają się Mazurek, ok. Piłuję temat nazwy żeby się nie kłopotać, że na mazurki nie teraz pora.
Rozważałam jeszcze „Szwedzki tort migdałowy”, ale na rozważaniach się skończyło. Może innym razem, na dziś – starczy ze mnie.
Przy okazji, bo może się komuś przyda, przepis na Szwedzki tort migdałowy.
Na ciasto:
– 200 g zmielonych migdałów
– 8 białek
– 50 g cukru
– 1 łyżeczka proszku do pieczenia
Wszystko zmiksować i upiec z tego 2 spody w tortownicy (każdy oddzielnie).
Na krem:
– 300 g masła stopić (ja w 50′)
– 8 żółtek
– 2 czubate łyżki mąki ziemniaczanej
– 70 g cukru
Ja ucieram na 80’C wszystkie składniki, aż masa zgęstnieje. Następnie placek migdałowy smaruję kremem, przykrywam drugim plackiem i pozostałym kremem smaruję wierzch i bok tortu.
Do posypania tortu:
– 200 g uprażonych na suchej patelni płatków migdałowych
No,nie wiem, Pani Dorotecko. Ja z pewnoscvia mam ogromna potrzebe odpoczac od toksycznych pytan. Nie pametam przypadku aby mnie ktos kiedykolwiek przedtem zapytal czy sama siedzialam w Gulagu czy jakimns innym miejscu gdze gineli ludzie – po to jedynie aby rozbawic towrzystwo. Ja jeszcze sie z tego pytania nie otrzasnelam, a juz leca nastepne, tez dosc efektowne.
Nie szukam zwady. Nie zamierzam sie z nikim naparzac. Chce sie odsunac od takiego pytacza. Wolno mi?
dzin dobry !!!!!
smak Johnsona jest kultowy jak i jego wiedza
ASzysz jak przez mgle pamietam pamietam granie w klipe
droga/pozwolisz/HELENO czym tak draznisz tych trolli
pozdrowienia
Helenko, każdy w takiej sytuacji miałby żal, dużo żalu.
Rysberlin,
może trolle drażnią się same, a nawet od dawna są podrażnione? Teraz jedynie wyszukują obiekty zastępcze i na kogo wypadnie „na tego bęc”. Na chwilę przyda się każdy, by go podniszczyć. Każdy, byle w miarę układny, żeby się nie rewanżował z jeszcze większej armaty. Może tak być?
Heleno – ja to oczywiście doskonale rozumiem. Ale może po prostu nie odzywajcie się do siebie i tyle (to zresztą raczej do nemo – żeby powstrzymała się od takich pytanek).
Absolutnie. O to mi jedynie chodzi.
Ludziska, przestańcie siebie tak poważnie traktować. My jesteśmy tu na chwilę, a nie na wieczność. Mieliśmy gadać przy stole, a nie rozliczać z historii i tak dalej, kto pierwszy był fakirem, kto pierwszy astrologiem…
http://www.youtube.com/watch?v=sACeorFHKHQ
Pojmujecie?!
A trolli ignorować…
🙂
To zadziwiajace – pytania, ktore Nemo zadala Helenie. Kiedys, na poczatku tej calej awantury, Helena, bedac pod atakiem na jej rodzine, zwrocila sie do Nemo z prosba o solidarnosc z nia, mowiac, ze myslala. iz Nemo „ma cos z niej” – co chyba, oprocz wspolnego czlowieczenstwa, oznaczalo tez inne cechy. Ale o to mniejsza, wystarczy przeciez wspolne czlowieczenstwo, by odezwac sie w obronie kogos, z kim sie dawno bylo przy stole. Zapamietalam odpowiedz Nemo – bo byla – dla mnie przynajmniej – porazajaca: cos wspolnego, to ona ma ze swoja Babka Michalina. Takie zatrzasniecie drzwi, przed kims kogo bija, a on do nich stuka z prosba o pomoc. Pytania o Gulag mnie zaszokowaly. Teraz wiec pisze w imieniu mojej Babki Stanislawy. Otoz urodzila sie ona w majatku ziemskim, ze wszystkimi przywilejami, jakie sie wtedy z tym wiazaly. Po wojnie, mieszkala w Warszawie, w malenkiej klitce, zw wspolna ubikacja na korytarzu. Przed wojna chadzala na bale, po wojnie – do pracy w biurze, przy maszynie do pisania. Ale jednej rzeczy nie stracila – dobrych manier. I nie chodzi tylko o to, gdzie polozyc sztucce przy nakryciu, ile czasu siedziec u kogos na pierwszej wizycie, i o ktorej podawac herbate, i co do niej. Chodzi o zasade dobrych manier, ktora absolutnie nie pozwala na takie pytania, kto ile byl w Gulagu, robiac sobie z tego zart. Babka Stanislawa nie zyje od wielu lat, moze nie mialaby wiele wspolnego z Babka Michalina, a moze tak. Ale zasada nieranienia czyichs uczuc i nierobienia sobie z czyjegos cierpienia zartow dalej obowiazuje. Na pogrzebie Babki Stanislawy byli wszyscy – oprocz rodziny i bliskich znajomych, byli tam takze wspolmieszkancy kamienicy w ktorej mieszkala: zbior przypadkowych ludzi przemieszanych przez Powstanie, i powojenne zawirowania. I wszyscy powtarzali to samo – miala maniery, to byla prawdziwa dama. Bo szacunek dla innych i ich uczuc jezt doceniany wszedzie. Jego brak zas czyni zycie ciezkim i niezniosnym. Kiedys spytalam sie Babki Stanislawy, co jest probierzem dobrych manier – odpowiedziala po prostu: „miej serce, i patrzaj w serce”.
Zagadka. Kto to dzisiaj stwierdził?
„Cieszy mnie bardzo Helena nawet cieszaca sie ze strat gieldowych innych” Dla mnie to było żartobliwe, jak i dla autora, ale może mam specyficzne poczucie humoru. Poza tym zadaję toksyczne pytania, prawda? 😯
Heleno,
jeśli masz na mnie uczulenie, to mnie ignoruj, ale nie insynuuj, że pytałam Cię o Gulag, bo ja pamięć ciągle jeszcze mam dobrą i wiem, co pisałam. Jak potrzebujesz wroga, to sobie poszukaj gdzie indziej.
Poczytałam trochę do tyłu i się przeraziłam. Z Iżyka zrobiono zawistne monstrum i łajdackie indywiduum 😯 Czy taka była potrzeba chwili? Smutno mi 🙁
Uhu, wlasnie tak, M.
No to huzia na Józia!
M.
może zacytujesz te moje pytania?
Ale pamiętaj, co Bobik pisał o manipulacji.
A potem pouczaj mnie o dobrych manierach.
Dziekuje, Heleno. 🙂 Niech Babka Stanislawa usmiecha sie z obloczkow.
Nemo – mozna gubic w szczegolach, a nie zauwazac ogolnych zasad. A ja jestem taka staroswiecka, ze owszem wierze w zasady, miedzy innymi dzieki Babce Stanislawie.
Teksas przegral na wielkosc z Australia – ale i nasze sa sloneczne i jak ich duzo! W ten sposob koscioly roznorakie zarabiaja na swoje potrzeby. Np. na wycieczki narciarskie dla mlodziezy.
Popatrzcie jakie te dynie radosnie usmiechniete (no przynajmniej dla mnie)
http://picasaweb.google.com/WandaTX/2008_10DyniepodKosciolem?authkey=BCaRWwyoz0U#slideshow/5257094061205575074
Nie wiem czy to widac, ale tych dyn nikt nie pilnuje, kiedys jeszcze byl zwyczaj a moze i nadal jest gdzies przy bocznych drogach, ze kupujacy bral i uczciwie zostawial w pudelku pieniadze. Zaufanie wzajemne.
nemo droga,
przykro mi bardzo, właśnie sprawdziłam. Pytania do Heleny o Gułag nie było. Było kategoryczne, pewne siebie (ale czemu?) stwierdzenie do mnie: „Pani Dorotko, Helena nie spędziła ani jednego dnia w Gułagu”. Czyli jeszcze gorzej 🙁
Pytanie pierwsze dzisiejsze:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=590#comment-90716
Niby nic, z mrugnięciem, ale nieprzyjemne.
Drugie w osobnym komentarzu, bo dwa linki nie przejdą.
Pytanie drugie:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=590#comment-90797
Też niby nic, ale w kontekście robienia przez trolla z Heleny wariatki – co najmniej niezręczne.
Owszem, byłem u fryzjera, włosów na głowie mam mniej, berecik może trochę opadł mi na oczy, nie przeczytałem dzisiejszego ze zrozumieniem, ale pragnę zapytać Panie które mają za złe Nemo :
Heleno wskaż gdzie Nemo pisała o Gułagu???
M., Ty też proszę napisz gdzie Nemo zadała te zadziwiające pytanie o Gułag???
Czujna jesteś bardzo, zjawiasz się zawsze w porę by poprzeć Helenę.
Chodzicie za sobą tak że mam wrażenie że stanowicie jedność.
Takie dwie w jednym.
Odechciewa się was czytać 🙁
Wyjdźcie z siebie, stańcie obok i popatrzcie co wyprawiacie. Może przydałoby się więcej dystansu do siebie, tego blogu i życia w ogóle?
Dzielenie włosa na tysiące kawałków nikomu nic dobrego nie da.
Czy musicie reagować na każde słowo tu padające, analizować kontekst, co czuł ten, co tamten, itp? Złapałem się na tym, że parę razy zrezygnowałem z wpisu bo zaraz bym był pod ostrzałem. Nie boję się tego, ale nie chcę potem ciągnąć wątków w nieskończoność.
Czy Wy nie macie innych spraw, czy Wam się rzeczywistość wirtualna zlała w jedno z życiem realnym?
To tyle, wracam tu jutro. Teraz idę się wyżywać na rodzinie 😉
PS.
Nemo nie odchodź.
Drogi antku, proszę bardzo – tylko z uwagą, że jak podałam wyżej, nie było pytania, lecz stwierdzenie tak kategoryczne, jakby stało za nim sto procent pewności:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=571#comment-79687
Strasznie mi smutno. Tak jak było mi smutno, kiedy to wszystko się działo. Zawsze bardzo nemo lubiłam i chciałabym lubić dalej.
czytam i.. znowu to robicie . dlaczego? Pani Doroto! jak Babcie kocham czy to zaleta czy przypadłość dziennikarska, że coś moze oznaczać wszystko. Ja na prawdę lubie Was czytac i z dowcipu się smieję a kota bym chciała mieć. Co tu ma boleć. ?
Sprawdziłam też to, o czym pisała M. o 20:58 i wydaje mi się, że to opinia wyolbrzymiona – nemo napisała dosłownie tak:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=571#comment-79781
Było to więc raczej nie tyle zatrzaśnięcie drzwi, co ustawienie się w dystansie.
straszliwie jesteście nerwowe. Przydałby sie Jerzyk . Jak nie wróci to ja napiszę kawał.
Antku, teza że M. (USA) stanowi jedność z Heleną się nie obroni, taka jest dziwna ta teza.
Też uważam, że nie warto tego wałkować, ale skoro już padły oskarżenia i skoro ludzie urażają się nawzajem…
Mówię, odłożyć te łopatki… To może od razu ten kawał, gruszko? 😉
nie od razu .. muszę iść , dobrej nocki
No coś pięknego. Tylko dosyć drogo wypada. Maluczko, a niczego tu nie będzie. I nikogo.
Po co to małostkowe czepialstwo, chwytanie za słówka, rozbieranie na czynniki pierwsze cudzych (oczywiście ukrytych i złych) intencji? Co to ma być? Ekskluzywne osiedle ogrodzone murem wysublimowanych zasad, czy blog otwarty także dla tych mniej doskonałych?
Jeżeli w takim kierunku idzie dynamika grupy, to to nie jest mój kierunek. Nie jestem damą i nie jestem doskonała. A jeżeli kogoś polubię i cenię, to trzeba znacznie więcej niż paru wpisów, żebym zaczęła się PO CICHU zastanawiać, czy polubiłam słusznie.
Po raz pierwszy jestem bardziej wkurzona niż zmartwiona. Iżyk, Pan Lulek, Nemo… No dalej, proszę o dalszy ciąg listy tych be, ze szczegółowym uzasadnieniem dlaczego, najlepiej w formie egzegezy wypowiedzi i z bibliografią.
haneczko, przecież nie chodzi o to, że ktoś jest be. Nie ma żadnej listy i nie było, nikogo się nie odrzuca. Chodzi tylko o to, żeby sobie nie robić nawzajem przykrości. Nie każdy jest może tego świadom w danym momencie, że robi komuś przykrość: ludzie mają różne stopnie wrażliwości, tak jak mają różne rodzaje poczucia humoru. A jak ktoś pyta, to trzeba odpowiedzieć. Ja byłabym raczej za schowaniem wszelkich uraz do kieszeni, ale co zrobić, kiedy zaczynają się ataki podskórne (trollowe)? Potrzebna cierpliwość i ważenie słów mimo wszystko.
Pani Doroto, poczytałem, po co wracać do tamtej dyskusji?
Było, minęło.
Teraz będziemy to wszystko znowu wyciągać?
Kto, co, i w jakim kontekście…
Zostawmy to.
Ale jedno mnie dziwi, dlaczego poczucie humoru prezentowane dzisiaj przez Nemo – pytania, kto zarobił?, kto stracił?, czy o margaritki – wywołuje burzę bo tyczy Heleny??
Takie pytania zadane do innych skończyłoby się dowcipnym również „odpsztyknięciem”. I tyle. Jestem tego pewien.
A tu jest awantura i sztab obrońców, adwokatów!
Przewrażliwienie jakieś, czy co??
Nemo!!! Ty się nigdzie nie wybieraj!!
Pani Dorotko,
ja po prostu pamiętałam pewne okrągłe urodziny Heleny i przeczytałam notkę o jej Ojcu:
„After release from detention in 1946 he was allowed to finish his medical education in Tomsk in central Russia. He married a Russian woman and specialized in epidemiology”
Jeżeli te informacje są nieprawdziwe, to Helena jest najbardziej autoryzowaną osobą, by te informacje skorygować.
Przykro mi, jeśli utraciłam Pani sympatię, ale dziękuję za dotychczasowy kredyt.
Sympatie Heleny są zmienne, antypatie zdają się być trwałe. jeśli trafiłam już do tej drugiej grupy, to trudno. Nic się nie da zrobić 🙁
W odróżnieniu od Heleny ja straciłam na giełdzie i to sporo, ale ja nie mam prawa poczuć się urażona jej beztroskim sformułowaniem. I nie jestem 😉
antku, już odpowiadam: bo łączy się z atakiem trolla. Tylko dlatego. Troll napadł właśnie na Helenę, ją chciał zdyskredytować.
Każdego innego dnia pewnie by to spokojnie przeszło.
nemo, nic Pani nie utraciła, czy to gdzieś powiedziałam? Tym bardziej jeśli rzecz wynikła z niedoinformowania, a nie była chęcią dokuczenia. To po prostu kolejny dowód, na ile można wierzyć życiorysom podawanym w internecie 🙁
Paweł, moja rodzina zeszła mi z oczu, na grzeczną ale stanowczą prośbę. Nie lubie razić w nerwach, bez też nie.
Pani Doroto, jeżeli ktoś długo i ku radości wielu gra pięknie, to czy naprawdę trzeba wytykać mu każdą fałszywą nutę? Ja nie mam absolutnego słuchu na cudze potknięcia. Zakładam, że coś innego było grane i źle usłyszałam, albo ze nie było grane dla mnie. Wyjątki są rzadkie i ewidentne.
No dobrze, przyjmijmy, że to moje zboczenie zawodowe 😉
Jadacie kolacje?
Zjadłam. Gołąbki z kapusty z mikrofali. I o tym chciałam napisać dopóki nie zajrzałam na blog.
ludzie!!!!
kto,komu,dlaczego????
BLOG p.Adamczewskiego i jego gosci zamienil sie w smietnik
juz nawet blogowicze pierwszych dni PYRA albo ALICJA stracil
powazanie t.z. Trolli i tych innych
tylko patrzec jak p.Adamczewski zakreci kurek
antysemityzm jest wstretny udawanie,ze nie istnieje tez
ale nie kazdy”dowcip” powinnien kruszyc kopie
kto jeszcze wie o co chodzi??????
moze do kiedys
Haneczko, jak wypadł eksperyment?
No to ja zaJerzykuję, a co mi…, w końcu Jerza mam w domu!
Słuchajcie, to jest świetny blog. Niech nikt go nie próbuje niszczyć! Ja na to nie pozwolę, i z pewnością Pyra mnie podeprze! Doroto z sąsiedztwa i Heleno – ja kiedys napisałam, ze jesteście nadwrażliwe, i myślę, że jest w tym trochę racji. Najwazniejsze, to mieć dystans do siebie, jakakolwiek rasa, kolor, narodowość i tak dalej.
Tereso Stachurska,
życie niekoniecznie działa według książek, a nawet wbrew i naprzeciwko 🙂
OK, byliśmy, zagłosowaliśmy, ja na liberałów jak zwykle. I niech tylko coś mi nie tak, to będę „weteryniować”, a jak! Na tym polega obywatelski obowiazek – głosuję, a potem pilnuję… tylko ze akurat teraz u nas prawica przy władzy 🙁
Ale i tak „zaweteryniować” można.
No i na razie spadam, bo zaraz dostanę po uszach od „politycznie korektnych” i tak dalej.
Tereso, jutro. Jeżeli jeszcze będzie gdzie pisać.
Nie wiem jakie jest Wasze zdanie ale nie przepadam za jedzeniem odgrzewanym w mikrofali. Niewielkie mam doświadczenie- korzystam z niej tylko w pracy- ale potrawy wychodzą jakieś takie „zaparzone” i „podmokłe”.
Do Helenecki
Helenecko, nie przecytołek syćkik komentorzy, więc nie wiem, cy problem z podsywającym sie pod Ciebie sietniokiem zostoł rozwiązany. Ale w takik wypadkak jo se myśle, ze trza sie zwracać abo do blogowego gazdy, abo tutok
🙂
Alicjo, nie czuję się nadwrażliwa ani politycznie korektna, więc po co. Wiemy przecież, o co chodzi. nemo i antek zadali pytania, odpowiedziałam. Troll, mam nadzieję, się od……, więc z nadwrażliwością kończymy, do Heleny też apeluję o większą odporność. Teraz, mam nadzieję, podamy sobie wszyscy ręce i bez urazy, co?
Ja ze swej strony kończę temat i wracam do roboty… Dobranoc! 🙂
Do Owcarecka:
O sietnioku już w firmie wiedzą 🙂
Marialko ja za mikrofala nie przepadam. Jedyne, co mi z niej smakuje to bapao – taka (poznanska) pyza z nadzieniem.
Jak sobie tak dzisiaj czytam, to mi sie przypomina ulubione westchniecie mojej babci: jakby to na swiecie bylo przyjemnie, jakby wiecej osob wiedzialo jak korzystac z luster…
Dobranoc wszystkim.
Kochani,
na pożegnanie obiecuję (nie wiem czy dotrzymam 🙁 ) unikać kontekstów, intencji, emocji, interwencji, frekwencji i ingerencji. Dziękuję za pouczenia, dobre rady i przykłady i życzę wszystkim dobrej nocy i ciekawych snów 🙂 Idę zajrzeć do lustra.
A masz Ty oprócz lustra 🙂 w domu mikrofalę i jakieś z nią doświadczenia?
Piesku, jestes nieoceniony, dziekuje za wskazowke!
Choc mysle, ze Gospodarz juz wie, kto byl trollem, ale nie chce sie z nami podzielic.
Niewazne. Najwazniejsze, ze postawic szlaban na przyszlosc tej .. jak to bylo… bezkurcyji?
Czyżby jakaś jutrzenka odnowy na horyzoncie ??
Jakby to było pięknie gdyby ludzie z blogowej piaskownicy odłożyli łopatki i zareagowali na apel Doroty _z_S (22:46)
To wtedy,…ja mogłabym..na przykład.. narysować jakieś kwiatki i przesłać je do Pana Piotra . Albo coś innego narysuję.
Może jakiś tylko liść klonu ?? Aha – mam swietny syrop klonowy do naleśników.
Marialko a wiesz ,że ja zawsze odgrzewam w mikrofali naleślniki!! Najpierw nasmażę jak dla wojska a potem je odgrzewam .
Na razie może posłuchajcie na dobranoc o tych wojskowych naleśnikach z syropem klonowym – jak to ” klion zelionyi, list reznoi”
http://www.youtube.com/watch?v=cW8jXxnBsDc&feature=related
Nemo, mam nadzieję, że nie dotrzymasz! 🙂 Do zobaczenia za tydzień. 🙂
Marialko,
mikrofale na własność mam tylko w starożytnej komórce telefonicznej, z rzadka używanej, i chwatit. Z kuchenką mikrofalową (cudzą) miałam do czynienia, ale doświadczeniem trudno to nazwać 🙁 Umiem włączyć, żeby coś podgrzać. Moja kuzynka w Paryżu opiekała chleb w takiej jednej z kręcącym się talerzykiem i ten chleb wychodził jak suchar 😯 W innej mikrofali próbowaliśmy raz podgrzać croissanty – wyszły tłuste miękkie kapcie 🙁
Ja ze swojego doświadczenia powiem, że mikrofala to nie do gotowania, tylko do podgrzewania, i to nie wszystkiego. Ziemniaki czy podobne – nie wychodzą. Ale cenię sobie, mikro, bo sie przydaje, jak cos z zamrażarki…
Doroto,
ja to dawno napisałam, o tej nadwrażliwości. Być może powinnam skorygować swój pogląd. Boję się kogoś obrazić, zwłaszcza, że nigdy we mnie taka myśl się nie zagniezdziła. Lubię ludzi – i dlatego tu jestem, i podobnie jak Ty, pod własnym nazwiskiem, imieniem i adresem wręcz, a nawet numerem telefonicznym. A poza tym znamy się z realu 🙂
Ale, serio, uważam, że Gospodarz powinien za pomocą admina sprawdzić, kto mieszał na blogu przez ostatnie parę dni. I niech administrator strony zablokuje to IP.
W życiu nie spotkałam osoby, która by powiedziała o sobie, że jest nadwrażliwa 🙄 a każda była oburzona, gdy ją o to posądzono 😎
Also, Alicjo i wszyscy, co jeszcze tu są:
Dobranoc! 🙂
Dla mnie to jedyna „kuchenka” w pracy. Więc używam, acz niechętnie.
Moj kolega swego czasu żartował, że napisze książkę kucharską nt dań dietetycznych z mikrofali ( gotuje świetnie). A było to w czasie gdy był rekonwalescentem po ciężkim zapaleniu wątroby, apetyt miał wilczy, zaległości w pracy ogromne i chciał jakoś skrócić czas obróbki termicznej przygotowywanych potraw.
Powiem dobranoc, zostawiając chętnych z lekturą o facetach z kraju na eSz. Pisał w tym duchu całkiem niedawno nASzSzwed.
Tak sobie przypomniałem a że artykuł jest już w sieci, podsyłam i Wam.
http://wyborcza.pl/1,76842,5769980,Szwedzi_do_dzieci_.html
Antku dobrze stary koniu ze tu jeszcze ze jesteś. Tylko się nie denerwuj, ale wiesz, taki wypadek na jaki mnie namierzyłeś w sieci, pozostawia jednak skutki. Jest tak jak przyjaciel prorokował.
Nic nie kumam o co tutaj biega.
A na dodatek miałem, co zresztą klepałem tutaj w ubiegły piątek spotkać się z doktorem. Nie wiem dlaczego, ale nie przybył do praktyki. Ja natomiast czekałem na niego prawie do upadłego. PO paru godzinach czekania byłem odurzony tamtejszym zapachem. Tam w powietrzu unosił się zapach tequili. To nie takie złe, spodobało mi się tam i poszedłem dziś tam ponownie, ale doktor do mnie nawet nie zagadał. Zobaczymy, co jutrzejszy dzień nam przyniesie.
Pana Lulka zwyczajem doniosę lub sprawozdam.
Wando TX na temat dyni to mam sporo do powiedzenia ale nie mogę. POpatrz sama dlaczego nie mam siły o dyni klepać:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Dynia?authkey=mdgZRW7KP0o#slideshow
gruszko – zawsze i wszędzie, tylko nie mogę sobie przypomnieć niezadowolenia?
Z której nocy przeprosiny, gruszeczko-?
Czyżbyś był w realu Józek i nie darował mi tej nocy? 😆
Nemo,
ja bym się nie czuła oburzona! Wręcz naprzeciwko, to komplement!!!
I dobranoc Ci i Wam, po Drugiej Stronie, u nas zaledwie około 18-tej…
antek,
a propos Szwedów, prawdziwy Szwed, mój znajomy (ASzysz to jednak nasz ci on, nasz!) zaprzecza!!! 😯
Siedzi całymi dniami przed komputerem i żadnymi dziećmi sie nie zajmuje, a nawet nie chce mieć! Zony także zarówno. Kłopot. Ze Szwedami trzeba zrobić porządek, proponuję najazd 😉
nemo
ja wprawdzie mam z kim spac, ale wroc tutaj
🙂 moze nie doslownie, ale zawsze
http://www.youtube.com/watch?v=S8lgQc6SbTU
🙂
nemo!
A jak już wrócisz, to … mam dla Ciebie garsteczkę wysuszonych ziarenek ( nasion ) z pomidora! Odmiana Olga; dosyć duże, jasnoczerwone i mięsiste, bardzo smakowite! 🙂
Więc gdybyś chciała …
Pozdrawiam!
andrzeju.jerzy,
ja też chcę !!!
No to i moje dynie sie zrobily weselsze – Happy hour! Ciut-ciut bo najpierw czeka podnoszenie ciezarow, to tez dobrze na humor wplywa i na sily. Zdjec dostarczyc nie moge, bo zabronione, zeby bron boze (BB ? ) jakiegos harasmentu nie bylo.
Kiedys to nawet trzeba bylo zakladac koszulki z rekawem – teraz odpuscili i mozna pokazac kawalek ciala. (dla ciekawych – przecietna wieku ? a czy ja wiem, przychodza i 18 w koncu)
andrzeju.jerzy,
mogę się zrewanżować, właśnie podsuszam nasiona różnych takich, w sumie dosyć egzotycznych pomidorów, hybrydy, taki koktajlowy gang, ale fajny!
To co – machniom? 😉
2 dynie po winie
http://picasaweb.google.com/WandaTX/2008_10DyniePoWinie?authkey=rV8rYnAl6pM#slideshow
WandaTX,
dobre 🙂
Alicjo!
Nawierna …, machniom! 🙂
Wando TXie, te dynie nie dosc, ze pija, to jeszcze po francuskiemu cos pisac usiluja, ekskluzywne jakies, musi z dobrej rodziny, z zasadami, pewnie w dyplomacje pojda, klaniac sie juz potrafia, ale z tendencja jakby kieliszkowa, niewykluczone, ze im sie to przyda w karierze,
wczoraj pisalem, ze tutaj czasami jest fajnie, dzisiej jakos nie bardzo chcialo byc czasami
No to się „spiszemy” i powysyłamy w odpowiednim czasie, andrzeju.jerzy 🙂
Mój adres znany, chyba aż za bardzo, ale dam sobie radę:)
No pewnie, że damy radę! 🙂
„Choć burza huczy wkoło nas …”
… jaka tam burza, u mnie 20C o tej porze!!!
🙂 20 Celsjuszów o tej porze? To bez burzy się nie obejdzie… 🙂
… nie bój nic, andrzeju.jerzy, spada 🙁
Temperatura! I może dobrze 😉
Pora kiepska i nastrój z różnych względów nie najlepszy, ale nie mogłam przejść obojętnie obok kodu: 1111.
Życzę wszystkim dużo spokoju.
Ktos nie śpi, żeby spać mógł ktoś:)
E tam , u mnie dopiero za chwilę północ, puchalo! (puchalu?)
No i Jerzor chrapie, a ja… a ja nie mogę spać, bo po pierwsze primo, poczytałam kawałek świetnej książki (szczegółymoże jutro, o , północ wybiła, czyli dzisiaj!). A po drugie primo, z tym laptoperkiem takim, co to go wszędzie… no więc oglądnęliśmy sobie ponownie zdjęcia ze Zjazdu II.
http://alicja.homelinux.com/news/Polska-2008/Zjazd-2008/
Co mi tam trolle, a niech się wyżywają, jak muszą! Zivot je cudo!
I tak trzymać. I trwać 😉