Mnich Antoni wrócił do Kijowa
Przed paroma dniami przytoczyłem tu fragment książki wydanej przez oficynę Nemrod, pióra Mykoły Mańko o świętej górze prawosławia leżącej w Grecji. Okazało się, że wszyscy z nas słyszeli sporo o Górze Athos, a niektórzy nawet tam byli. Myślę, że dzisiejsza opowieść Mykoły też się spodoba. I przepis także.
„Nie ma na Ukrainie miejsca bardziej świętego niż Ławra Kijowsko-Pieczerska. To tu, w XI wieku, narodził się wschodniosłowiański monastycyzm. Stało się to za sprawą, mnicha Antoniego, który, po dłuższym pobycie na Górze Athos, wrócił do Kijowa i zamieszkał w jednej z pieczar, wydrążonych w urwistym brzegu Dniepru. Z czasem do Antoniego przyłączyło się wielu uczniów. Tak powstała wspólnota monasteru pieczerskiego.
Świętość mnichów budziła ogromny szacunek u kijowian, a wieść o ich pełnym wyrzeczeń życiu szybko rozeszła się po okolicy. Początkowo mnisi mieszkali, jedli i modlili się w pieczarach. Z czasem obok pieczar powstała okazała świątynia – sobór Zaśniecią Bogarodzicy, a klasztor otoczono murem. Greckie słowo laurą początkowo oznaczało osadę otoczoną murami, potem tym mianem zaczęto określać wielkie męskie rnonastery. Z południowej strony soboru zbudowano drewnianą trapezę. Od tej pory we wszystkich klasztorach Ukrainy trapezę buduje się po południowej stronie cerkwi. Z upływem czasu monaster rozrósł się, a w XVII wieku stał się potężnym przedsiębiorstwem. Należało do niego kilka miast, tysiące wsi, rozległe pola i lasy, młyny, cegielnie i huty. Łącznie na rzecz klasztoru pracowało około stu tysięcy chłopów pańszczyźnianych. Samych mnichów mieszkało w monasterze około tysiąca. To dla nich zbudowano kilka nowych cerkwi i domów, piekarnię i drukarnię. Pieczerska Ławra zasłynęła z wyrobu kwasu chlebowego. Na polecenie przełożonego monasteru, Piotra Mohyły, kopuły soboru pokryto złotem. Dla chorych mnichów i starych kozaków utworzono szpital św. Mikołaja. Obok klasztoru powstały winnice, sady morwowe i lipowe lasy.
W XVIII wieku zbudowano tu ogromną dzwonnicę, wówczas najwyższą budowlę w imperium rosyjskim. A w następnym stuleciu Ławra Kijowsko-Pieczerska stała się największym centrum religijno-pielgrzymkowym i najbogatszym monasterem wschodnich Słowian. Czasy jej świetności przerwała rewolucja październikowa. Monaster ogołocono wówczas ze wszystkich cennych rzeczy, które na rozkaz władz radzieckich sprzedano na Zachód za bezcen. W 1926 roku część klasztoru przeznaczono na mu?zeum, a w 1930 klasztor w ogóle zlikwidowano. W roku 1941, kilkanaście dni po zajęciu Kijowa przez Niemców, w niejasnych okolicznościach został wysadzony w powietrze XI-wieczny sobór Zaśnięcia Bogarodzicy. Czynu tego dokonali prawdopodobnie partyzanci radzieccy. (…)
Odrodzenie klasztoru nastąpiło w 1988 roku, w okresie reform Gorbaczowa. Część ławry oddano mnichom, część do dziś służy jako muzeum. Po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę odbudowano główny sobór Zaśnięcia, a jego kopuły znowu pokryto złotem. Dzisiaj, jak za dawnych lat, w starych budynkach krzątają się brodaci mnisi, a z okien kuchni roznoszą się smakowite zapachy ukraińskich potraw. Barszcz i kapusta – w domu nie pusto. Ukraińcy lubią jeść. (…) Urodzajna ziemia i ciepły klimat pozwalają hodować na brzegach Dniepru rośliny z południa i z północy. (…)
Wizytówką kuchni naddnieprzańskiej są warenyki, zwane w Polsce pierogami. Ich różnorodność jest zadziwiająca. Na-dziewane są ziemniakami, kapustą, grzybami, mięsem, wątróbka, nerkami, fasolą, kaszą…
Warenyky
Na ciasto: 50 dag maki pszennej, 2 szklanki zimnej wody, szczypta soli;
Na farsz: 1 kg ziemniakow,cebula,10 dag masła, sól, pieprz
Z przesianej mąki i wody zagnieść ciasto pierogowe. Rozwałkować na bardzo cienki placek i wyciąć foremką albo szklanką okrągłe placuszki. Na placuszki kłaść nadzienie i składać na pół, nadając im kształt półksiężyca i dobrze zlepiając brzegi ciasta. Warenyky ostrożnie wrzucić do wrzącej posolonej wody i gotować aż do wypłynięcia na wierzch. Wyjąć, posmarować masłem. Warenyky podajemy ze śmietaną lub sosem grzybowym.
Dzień wcześniej ugotować ziemniaki w mundurkach. Po obraniu przemielić przez maszynkę, posolić, popieprzyć. Cebulę obrać, pokroić w drobną kostkę, przyrumienić na maśle, dodać do ziemniaków, dobrze wymieszać. Jeśli ktoś nie lubi cebuli, do ziemniaków można dodać tylko roztopione masło.”
Inne przepisy z ciekawej książki Mykoły w kolejnym cytacie.
Komentarze
Pierogi to wdzięczny temat, na pewno pozamy mnóstwo przepisów na indywidualne potrawy.
Misiu, Braciszku – Pyra Cię nie wyciągnie, siły nie te, ale za rękę Cię potrzyma. Chcesz?
Jak wielu z nas miałam szczęście być w kijowskiej ławrze. Pierogów nie jadłam ale wysłuchałam znakomitego koncertu chóralnego. Te chóry cerkiewne to prawdziwe bogactwo.
Czytając o pierogach naszło mnie na ruskie. Na szczęście jutro przyjeżdża teściowa, to ją namówię żeby zrobiła ich tak z pół taczki 😉 a może i całą..
Pyro , zadzwonił przed chwilą Dobry Człowiek, jutro odwożę Dziadka do Nowego Domu.
Przepadam za pierogami. Szczególnie takimi, jak w przepisie, to znaczy w cieście bez jaja.
Ja też tak robię ciasto na pierogi – bez jaj. Ale dziś nie zrobię. Nie chce mi się. Będzie kurczak po chińsku.
Spiew cerkiewny poznałam wiele lat temu w Kijowie, później we Wrocławiu, w podziemiach pewnego kościoła, chadzałam przysłuchiwać się śpiewającemu chórowi. Jakże różniły się te wielogłosowe harmonijne śpiewy od katolickiego (zwłaszcza wiejskiego) zawodzenia 😯
Dobry, kiedys zaprosili mnie niemieccy znajomi, ktorzy przez pewien okres czasu mieszkali w Chinach na „wyjatkowe danie noworoczne Chinczykow”. No wiec ide i widze, ze oni doklejaja jeszcze koncowke pierogow z miesem i to takim zwyklym mielonym, surowym nie zmielonym przez maszynke, no to sie ubawilem bo ja nie lubie mielonego miesa a w nim nie bylonawet jak to wg. zwyczajem Azjatow (przynajmniej Japonczykow) ani ociupinki wyrzyw.
a jak mnie odwiedzila Mama to tez biedaczka musiala robic tez taczkami pierogi ruskie, codziennie pytala co ugotowac a odpowiedzy byla jedyna pierogi ruskie.
moja córka i wnuczka są też wielkimi pierogarami …. pamiętam jak byłam z córką jakieś 15 lat temu w Zakopanym i postanowiłyśmy popróbować jedzenia w różnych nowy restauracjach …. ja próbowałam a moja córka wszędzie jadła pierogi … nawet w chińskiej knajpie … 🙂
Ukraina jeszcze przedemna … 🙂
Teściowa robi też placki na bazie farszu do pierogów ruskich -ziemniaki, ser, smażona cebulka, przyprawy +parę jajek. Smaży je na oleju na złoty kolor. Najlepsze są z kleksem kwaśnej śmietany.
Pieczerska Ławra, mumie, Kijów… Budzą się wspomnienia.
Sierpień 1970 był upalny, a plaża nad Dnieprem pełna ludzi. Ku naszemu zaskoczeniu – gołych 😯 Nigdy przedtem nie widziałam tylu obfitych kobiecych kształtów demonstrowanych publicznie i bez żenady. Dopiero po spojrzeniu na nie od strony pleców okazało się, że to nie nudystki, bo spośród pulchnych fałdów wystawały sznureczki od bikini 😉 Trzy szczupłe dziewczyny z Polski budziły współczucie jak jakieś dzieci Biafry 😯 Jedzenie w Kijowie było bardzo dobre i gdyby tak zostać tam z miesiąc, to by te kości przestały wystawać i straszyć ludzi. Najmilej wspominam kotlety połtawskie i lody z gumowym waflem 😉
Teraz kości mi już nie wystają…
Wspaniałe chińskie pierogi jadłem u Chinki mieszkającej służbowo w Polsce od kilku lat. Znam Polaka urodzonego w Charbinie, który zna chińską kuchnię tylko od strony konsumenta, bo rodzice w Chinach stosowali kuchnię polską i rosyjską. A mężczyzna urodzony w Chinach interesujący i z innych względów. Pracował długo w SB, na koniec w wydz. IV do inwigilacji kościoła i walki z nim, gdy tak postanowiono. W wieku 50 urodziło mu się dziecko. Wtedy mniej więcej zaczął pracować w mojej firmie i wówczas jeszcze nie wiedziałem, gdzie pracował wcześniej. Gdy dziecko poszło do szkoły, zaczęło się uczyć m. in. historii oraz religii (jak najbardziej). Wtedy ojciec dziecka dwukrotnie (w związka z każdym z tych przedmiotów) konsultował ze mną sprawę św. Stanisława. I na lekcji historii i na religii przedstawiano św. Stanisława jako świętego, a króla Bolesława jako zbrodniarza. Tymczasem na szkoleniach w SB przedstawiano obie postacie odwrotnie. A on chciał wiedzieć, jak było naprawdę, żeby i dziecko uczyło się prawdy. Szczerze pomogłem mu, jak mogłem. Zastanawiałem się potem, skąd w tych okolicznościach tęsknota do prawdy.
Stanisławie!
Z Twoim pytaniem chętnie połączyłabym moje pytanie – skąd się bierze u niektórych osób awersja wobec sacrum ( t,j. nienawiść wobec rzeczy , spraw i ludzi związanych z religią ) 🙁
o o!
Stanisławie,
a którą wersję mu podałeś, tę o obronie niewiernych żon, czy tę o zdradzeniu polskiego króla na rzecz Henryka IV i Wratysława? Czy obie?
Bry.
Chrobrego niezle rozpracował Gołubiew, w końcu pisał to dzieło przez 20 lat, polecam. No, trzeba się trochę do języka przyzwyczaić 😉
Szaro, buro i ponuro, idę dospać.
Grazyno, to bardzo proste. Według mnie granica miedzy wiara i niewiarą jest bardzo cienka, a po obu stronach są wątpliwości. Czasami jako cień odrzucanej myśli, czasami jaki poważne zwatpienie. Najmniej dotyczy to osób o doświadczynia czynnika nadprzyrodzonego – obojętne, czy rzeczywistego. Można tłumaczyc św. Pawłowi, że spadając z konia rąbnął głową o kamień i wydało mu się, że usłyszał głos Boga. Ale św. Paweł wiedział swoje i ja akurat wierzę, że miał rację. Ostatecznie o tym, po której stronie linii jesteśmy, decyduje psychika, czasem wola, a czasem Łaska. Po stronie niewiary możemy czuć się troche nieswojo, szczególnie przy religijnym wychowaniu. Wówczas staramy się sami siebie przekonać, że nasza niewiara jest słuszna, bo np. naukowo udokumentowana. Albo jeszcze lepiej, że religia jest bardzo szkodliwa. Jest tak szkodliwa, że nie warto nawet zastanawiać się nad istnieniem lub nieistnieniem Boga, bo to nieistotne. Dlatego religię wszelką należy zwalczać. Stąd do nienawiści już bardzo blisko. Myślę, że mój tok rozumowania jest dość częsty, ponieważ najwięcej osób szczerze (tzn. nie służbowo) walczących z religia wcześniej ją wyznawało. Np. w swoim czasie pan Wierusz-Kowalski, prezes Tow. Ateistów i Wolnomyślicieli, wcześniej profesor apologetyki we wrocławskim seminarium duchownym. Można ten sam mechanizm tłumaczyć inaczej – osoba mająca skłonności do wiary w czynniki nadprzyrodzone może z równa energią słuzyć Bogu jak i szatanowi. W każdym razie dla wierzących szatan jest najlepszym tłumaczeniem nienawiści do religii, która łatwiej wzbudzić u osób wątpiących.
Alicjo,
ze Stanisławem rozprawił się B. Szczodry 50 lat po śmierci Chrobrego
nemo, nie podawałem żadnej wersji, bo te znał przecież. Mówiłem głównie o zaufaniu do źródeł i o tym, czym zwykle kierowali się kronikarze i komentatorzy. Czytałem troche kronik i mam pewien pogląd na te sprawy. Szczególnie interesująca była dla mnie kronika Thietmara, w której aż roiło się od duchów. Informacja o tym, że duchy wyrzuciły kogoś przez okno była podawana identycznie jak informacja o wizycie cesarskiej.
Ho ho, Stanisławie, nie galopuj 😉 Tak właśnie argumentują wierzący 😯 Zdaje im się, że zewsząd czyha wróg atakujący sacrum i ich wyznanie. Czy syndrom oblężonej twierdzy pomaga w zwalczaniu wątpliwości co do własnej wiary?
Jedynym wiarygodnym źródłem pisanym z tego czasu był Gall Anonim, a ten przemilcza przyczynę sporu.
przecież obie strony są wierzące … jedni wierzą, że Bóg jest … drudzy wierzą, że Boga nie ma … 🙂 …
Osobisty zapytał mnie przy obiedzie, co przeskrobał, że na obiad jest ryż? 😯 Woli jednak makaron, może być ryżowy…
Może Szczodry, może Śmiały (tu jest dowolność), ale i tak Gołubiew ma swoją wartość. To jedna z pierwszych książek mojego dzieciństwa i przyczyna zainteresowania historią. A wracając do sprawy podejrzewam, że prawda, jak zazwyczaj, leży po środku. Jest to mój patron, więc wolę wierzyć, że nie był renegatem. Dalsze losy króla dają asumpt do przypuszczeń, że nie czuł się bez winy. Teorie Wojciechowskiego, o których pisze Nemo, zostały wykoncypowane na poczatku XX wieku niby na podstawie analizy kroniki Galla Anonima, ale mnie nie przekonują. Biskup „traditor” użyte przez Anonima można różnie tłumaczyć. Zazwyczaj zdrade rozumie się tutaj w kontekście religijnym – jako zdradzenie chrześcijan lub pisma świetego osobom chrześcijan przesladujących. Chyba nie używa się tego terminu w sensie zdrady króla. Tak czy inaczej Anonim widział rację po stronie króla, a Kadłubek, rzeczywiście mniej wiarygodny, po stronie biskupa. Jeżeli odrzucimy Kadłubka, nie wiemy nic poza samym faktem śmiertelnego konfliktu.
pisząc „w sensie zdrady króla” miałem na myśli, że król miał być zdradzony, a nie, że król zdradził.
no to ja ide do prawoslawnych kupic se warenyki, sprzedaja to tuja z powodzeniem obok polskich ogorkow kiszonych…
No właśnie, śmiertelny konflikt o nieznanych przyczynach używany jest przez stulecia do manipulacji i indoktrynacji, jak komu wygodnie 😯
Nemo, pisząc o szatanie jako źródle nienawiści do religii wyraźnie zaznaczyłem, że to tłumaczenie dla wierzących. Cała reszta jest według mnie raczej obiektywna i nie stara się przekonywać do wiary. Natomiast syndrom oblężonej twierdzy jest jedną z największych plam na katolicyźmie. Ksiądz Tischner powiedział, że mniej ludzi straciło wiarę od pism Marksa niż od kazań proboszcza. Mnóstwo proboszczów i paru biskupów bardzo się o to obraziło i nazwało józefa Tischnera „tazk zwanym księdzem”. To też w ramach syndromu oblężonej twierdzy, którą ksiądz Tischner zdradził. Ale mnie akurat syndrom oblężonej twierdzy nie dotyczy. Bardziej martwią mnie niektórzy możnowładcy kościoła (niektórzy biskupi i zakonnicy) niż jego otwarci wrogowie.
Nemo, to Twoje podsumowanie jest bardzo trafne i oddaje mniej więcej istotę tego, co przekazałem panu urodzonemu w Chinach, chociaż zabrałoby to dużo więcej miejsca, gdyby zapisać.
Jolinku, nie masz racji. Też kiedys tak twierdziłem na tym blogu i zostałem sprostowany. Dla niektórych ateistów, którzy sami tak się nazywają, nie ma problemu istnienia Boga, tylko problem religii, którą należy zwalczać nawet, jeżeli Bóg istnieje. Główną winą religii jest pomniejszanie godności ludzkiej. Człowiek wolny jest krępowany przez religię itp.
Paweł, masz bezcenną teściową! Bij jej pokłony i dobrze wyszoruj taczkę!
Pawle,
czy możesz nam zdradzić, jak (i czy) zniosłeś onegdaj ten głodówkowy dzień do końca?
cddd, taki ładny kod. Czy Paweł zdradzi, którędy i kiedy taczka będzie przejeżdżać, żeby chociaż sobie popatrzeć.
ja się nie wtrącam do tego co komu smakuje …. czy lubi pierogi czy śledzie … ja też jem co lubię … więc do strawy duchowej też się nie wtrącam …. 🙂
Alicja też ma dni niejedzone czy to przykład wzięty od arcadiusa czyli J.W. … ?? ….jak to wygląda? … co pijecie? …
Nemo,
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu zniosłem głodówkę bardzo dobrze i moim pierwszym posiłkiem po niej było śniadanie następnego dnia. Przez cały dzień piłem tylko wodę i w międzyczasie 4 filiżanki kawy, czyli normalną dawkę. Wyrzeczenia mają swoją granicę, łatwiej było obejść się bez jedzenia 😉 niż bez kawy.
Mam plan aby takową godówkę urządzać sobie chociaż raz w miesiącu. Na pewno nie w piątki, aby nie było skojarzeń 😉
Taczka będzie wyszorowana ale będzie poruszała się na bardzo krótkiej trasie pomiędzy kuchnią a jadalnią czyli jakieś 3 – 4 metry 😉
Nie wiem czy zdążę zrobić zdjęcie.
Haneczko,
Nie wiem czy „bezcenna” to dobre słowo, ale nie będę drążył aby nie wywoływać niezdrowych emocji 😉
Generalnie daje się wytrzymać 😉
Stanisławie,
czy z tym człowiekiem z Charbinu byłes dostatecznie blisko, by wiedziec, w jakich latach był w Chinach? czy kończył gimnazjum im. H. Sienkiewicza? Moja ciekawość (mam nadzieję, że nie uznasz jej za nadmierną) bierze się stąd, że moja Mama aż do matury mieszkała w Charbinie i dla Jej rodziny również mieszanka kuchni polskiej i rosyjskiej była naturalna. Nie chodzi mi o szczegółową identyfikację, ale może choćby na podstawie ogólników, mozna będzie po raz kolejny odkryc, że świat jest mały.
Pawle, masz wielki rozum. Nie drąż. Zjadaj 😀
Zapomniałam donieść, że kupiłam wielką dechę i stosowny nóż. W sklepie urządziłam mały happening przymierzając noże do ręki i do desek.
I wiecie co? Nie mam odwagi wypróbować 🙁 Nie boję się o paluchy tylko o to, że lata złych nawyków dadzą znać o sobie i polegnę. Pan mąż położył obie rzeczy pośrodku blatu i nic nie mówi, a ja dojrzewam.
Wszyscy wstrzymali dech i czekają…
Haneczko, nuże do dzieła!
Czy Wam ten blog też tak ciężko się otwiera?
Nie tyle ciężko się otwiera co są trudności z wysyłaniem. Dwa razy już dowiedziałam się, że wystąpił błąd i serwer nie przyjmuje. Ja się nie znam ale to nie wina komputera wysyłającego. Swoją drogą ciekawa jestem miny Jerzego kiedy patrzy na Haneczkę i dechę z nożami. Zdaje się, że kroi się rodzinny program rozrywkowy.
Witam!
Pan Lulek zyje, ale dalej nie ma komputera, uprzejmie donosze. I pozdrawiam serdecznie!
Za pierogami niestety nie przepadam, od czasu jak na stolowce byly one jedyna potrawa i zeby nie umrzec z glodu, siedzac godzinami w pracy, trzeba bylo je jesc…
dzien dobry !!!!!!
smakosze pierogow do stolu
w domu zrobione kazde
ale i inne
stanislaw 13,41
mocny jestes!
haneczko
do dziela
noze japonskie czy chinskie
pa pa
Kochana Pyro i Magdaleno,
Prosze przekazac ucalowania dla pana Lulka od Tuski.
Pozdrowienia dla Leny 2 od Leny.
Wracam do pracy.
Tuska
No, to biedny Pan Lulek został odsunięty od sieci na dłużej. Trzeba by mu trochę ciastek posłać jako pokarm pocieszenia.Pyra dzisiaj była urzędowo zajęta i przy okazji z okien taksówki obejrzała fragmenty miasta przylegające do starego centrum, które się forsownie budują ostatnio. Zachwycona nie byłam. Deweloperzy na wagę złota cenią każdy metr kwadratowy , więc budują ciasno, ciaśniutko. W perspektywie bliskiej mogą wyjść z tego podwórka – studnie jak w XIX w. To mój blok z wielkiej płyty stojący w parku jest nieporównywalnie lepiej posadowiony. Oglądałam też te „apartamentowce w trakcie budowy – to też beton i stal w konstrukcji, a dopiero wypełnienie elewacji wykonuje się z cegły i innych materiałów. Ścianki działowe z materiałów lekkich; nic dziwnego, że potem słychać kiedy sąsiad się kąpie, a kiedy korzysta z toalety.
Zamiast o pierogach, pare wiesci z Ameryki.
Jeszcze o Halloween:
W zaprzyjaznionej dentystycznej przychodni dzieciecej jak co roku pojawilo sie ogloszenie:
„Drogie dzieci! odkupuje wasze halloweenowe cukierki, place dolara za 1 funt”.
Podpisano – dr. C. ,szef przychodni.
O wyborach:
Poszlam zaglosowac i zrezygnowalam – kolejka do stania na 2 godziny…Sprobuje poznym popoludniem.
Szanowny Panie Stanisławie!
Kilka uwag odnośnie Pańskiego wpisu z 13:50.
Wydaje mi się, że między mną, ateistą, a Panem (nie chcę kategoryzować) istnieje bardzo wyraźna różnica u podstaw.
Jak Pan słusznie zauważył, nie mam żadnych problemów z bogiem (nawet jeżeli coś takiego istnieje?!). Przypisywanie mi, ateiście, walki z religią jest bezsensowne. Konflikt zaczyna się, gdy środowiska np. realnie egzystującego katolicyzmu lub realnie egzystującego islamu usiłują zmieniać normy dotyczące ogółu społeczeństwa. Historia Europy ostatnich kilku stuleci i rola jaką odegrał Watykan jest wystarczająco wymowna.
A konkretnie: wolność sumienia, równość wobec prawa, ogólnodostępność szkół, równouprawnienie – obecnie sprawy związane z aborcją, eutanazją, prawami mniejszości seksualnych. Ach, bym zapomniał, no i ten Darwin.
Jestem głęboko przekonany o moim prawie do obrony.
Serdecznie pozdrawiam
zlewkrwi
kucharka
oddaj glos
losy SWIATA w twich rekach
powaznie
Lena, cieszę się, że się pojawiłaś, nadając sens memu nickowi, bo przecież jest jaki jest ze względu na Ciebie, a tymczasem ostatnio prawie Cię tu nie było widać.
Teraz ja też wracam do roboty, ale wiem, że choć powinnam w ogóle od niej nie odchodzić (nawet myślą, a co dopiero zmieniając okienko w komputerze), przebywanie w Towarzystwie tu zgromadzonym stało się moim nałogiem. Może mnie nie zgubi.
A poza tym ze swojej wsi potwierdzam obserwację Pyry. Mieszkam w Warszawie na osiedlu z końca l.70 – takiej zieleni i takich przestrzeni nie ma wokół teraz budowanych nawet apartamentowców. Widok z okna staje się więc towarem nie tylko z wysokiej, ale z najwyższej półki.
Ciachnęłam marchewkę. Palce całe. Tempo, no cóż, rozczulające.
kucharko, daj głos, proszę.
rysberlin, mam problem z jednym, nie każ mi używać kilku naraz 🙁 Gerlach
haneczka
gerlach tez ostry bardzo ostry
dbaj o siebie
Kucharko – do ogona proszę, bo u nas piszą, że Polonia się w USA nie liczy, bo nie głosuje.
Jolinek,
u mnie „niejedzone dni” to wręcz przeciwnie. Otóż polega to na tym, że nie gotuję wtedy obiadu. A Jerzor zamiast chociaż trochę pościć, opycha się kromuchami w takiej ilości, że lepiej by już było zjeść obfity obiad. On twierdzi, że jak najbardziej prawie pości, bo co to te kilka kromek… No ale niech mu będzie, a poza tym ja nie durna, nie każdego dnia mam ochotę na gotowanie 😉
Pierogi uwielbiam. Ruskie, z kapustą i grzybami, z kaszą gryczaną i grzybami, z kurkami, z owocami…
Najmniej mnie rajcują z mięsem – sama nigdy nie robiłam, a te, które jadałam tu i tam, nie były zachwycające. Chińskie wontony są dobre, ale to też zależy od szefa kuchni. I pasuje do nich ichnie ciasto, bardzo cienkie, delikatne, bezjajowe. Można kupić gotowe ciasto w azjatyckich sklepach, kiedyś kupiłam na pierogi (miałam taki okres lenistwa), ale to nie było to samo, do naszych pierogów potrzebne jest nasze ciasto.
Lena2
Towarzystwo Cię nie zgubi, tylko sprowadzi na manowce, ale to są smakowite manowce, jak sama widzisz.
Haneczko,
odważna jesteś. Może ja sobie wreszcie zakupię porządny nóż, przecież to co ja używam to śmiech, nie noże!
Z dzieciństwa pamiętam znakomite pierogi z płuckami, ale to było tak dawno, że prawie nieprawda 🙁
9898 <– kod 😯
Nemo,
a pamiętasz płucka na kwaśno? Były musowo w każdym barze dworców kolejowych i generalnie w ogóle w barach 😉
Alicjo,
jedyne płucka, które jadałam poza domem, to były płucka a la gospodyni domowa, szwajcarskie puszki – żelazna rezerwa w czasie 3-miesięcznej podróży po Skandynawii w 1978 roku. Podróż miała wykazać, czy jest sens zawierać małżeństwo z cudzoziemcem, a test musiał być przeprowadzony na neutralnym terenie, z dala od jego i mojej rodziny 😎 Zaopatrzenie i środek lokomocji (Renault 4 safari) zapewniał Osobisty. Moje atuty – zaradność i znajomość języków (wracaliśmy przez CCCP) oraz umiejętność lepienia pierogów z jagodami i patroszenia ryb złowionych przez Osobistego, okazały się niezastąpione przez następnych 30 lat 😉
pierogi chinskie polubilem, te na parze warzone, lekkie, jak oddech, smaczne, jak usmiech, polanskie z jakims ciezarem kluski mi sie kojarza, coby tam nie wlozyl, za nemo posiadam wspomnienie plucnych, ktore mi smakowaly, lodowiec sie miedzyczeasie przetoczyl, wiec chyba zwale na karb nielectwa, gdzie wszystko bylo dobre, oprocz ruskich
zlewiekrwi 18.29 po mojemu trafiles w sedno, sie nie rozwleke, bo blog nie po temu,
Lulek Panie, dorwij sie wreszcie do klawiszy
…też to miałam napisać do Zlewakrwi.
A propos tych płucek na kwaśno, nemo , to ja nigdy nie jadłam, ale mój osobisty z dwoma kolegami-geologami, jeżdżąc w teren w tamtych czasach dogladać wierceń, nieraz był zmuszony , bo nic innego nie było. Od czasu do czasu wspominają z Leszkiem – i dyskutuja, czy płucka na kwaśno były w Zebrzydowej lepsze, czy na dworcu w Kamieńcu.
nemo, chyba jeszcze bardziej Cie lubie, Ty patroszysz!
zaskoczyla mnie koncepcja testu poza, wszyscy powinni tak robic, rzadko kto ma okazje, cieszy tym bardziej, ze to 30 dychy juz za Wami, pamietam sam probowalem podobnie, namiot, wedka, Blondynka, szczupak i komary, komary Jej do oltarza nie zawiodly, ja tez nie, szczupaka zjadla niedoszla tesciowa
Trzeci dzisiaj wpis utraciłam, a tym samym cne Blogowisko utraciło perły mego intel;ektu – po raz czwarty tego nie napiszę. Komunikuję jedynie, że w czasach słusznie minionych w bufetach dworcowych Pyrlandii nie było płucek – wszędzie za to był „boczek pieczony z kapustą” (bardzo podobny do smażonej słoniny) i „gulasz z nerek wołowych” + oczywiście bigos jak smacznie nazywano kapustę z 5 plasterkami kiełbasy i flaki.
A może to nie tylko chodzi o to, że poza rodzinami, ale że spartańskie warunki. My z Moim Własnym próbowalismy się m.in. na wędrownych obozach w Karpatach Rumuńskich, a teraz juz za nami 33 lata poslubienia.
jeszcze slowa dwa
zlewkrwi 18:29
uwaga.rydzyk i prawdziwi polacy katolicy czuwaja
pozdrawiam
Sławku,
dziękuję 😳 No to się przyznam, że pierwszego złowionego we fiordzie dorsza musiałam osobiście ukatrupić szwedzkim chodakiem, bo Osobisty – zaskoczony niespodziewanym sukcesem wędkarskim, stał bezradny i patrzył na miotającą się na skale rybę, a ta już nam prawie uciekła 😯 Następne ogłuszał już wprawnie 😎
A komarów to nam nie brakowało 😯 I namiot był, i bezludzie, zapadanie auta w bagnie i ugrzęźnięcie na kamienistej plaży, wśród okrągłych jak kulki otoczaków. I jeszcze prawie aresztowanie przy pomyłkowej próbie wtargnięcia do bazy rakiet nuklearnych w radzieckiej Karelii itd. No i następne lata okazały się całkiem interesujące 😎
Zlewiekrwi,
wyraziłeś również moje stanowisko i to w bardzo trafnych słowach.
Takie oto stworzonko pojawiło się dziś w domu mojej siostry
http://picasaweb.google.pl/Malpiszka/Vizsla#5264911934816917202
O, prawdziwy Łyżew 😉 Czy będzie chodził na polowania? Na kaczki?
Ja też się „nie próbowałam”. Gorzej. Wyszłam za mąż dla pieniędzy 😯
No ale po solidnych 3 latach włóczenia się wspólnie. Razem do kupy w tym roku? 35 lat. Dziewczyny, wychodzcie za mąż dla pieniędzy 😉
Alicjo,
za krajowca łatwiej 😉
A cóż za uyrocze stworzenie – Radek pozdrawia Ambera
Sławek,
nie, że chcę konkurować z nemo, ale patroszyłam od najdalej zapamiętanego dzieciństwa. Dziadek przynosił złowione, Babcia dostawała spazmów na widok żywego pływajacego w wiaderku czy czym tam, pod reka nie było nikogo, no to ja… W kolekcji noży mieliśmy taki dosyć spory, wypracowałam sobie technikę – tępym brzegiem zdecydowanie i mocno w łeb, mniej więcej na wysokości, gdzie się skrzela kończą. Potem ostrym uciąć łeb, brzuszysko rozciachać, wątpia won. Najmniej zabawne było skrobanie łusek, zwłaszcza jak się miało ze 40 małych, a przecież smakowitych okoni 😯
Babcia bała się nawet smażyć ryby, bo czasami jej się na patelni ryba „poruszyła”, ogon płotki się podniósł czy coś, normalka. No ale tę część to już mniej więcej mężnie znosiła, chociaż z gromkimi okrzykami i odskakiwaniem od pieca i patelni.
jak się jest troche spóźnionym, tak o dzień, dwa, to czasami na dobre wychodzi – otóż najpierw zobaczyłam dzisiejszy wpis a dopiero potem zaczęłąm czytać wczorajszy , więc już wiedziałam, że Gospodarz nadal obecny!
Natomiast niegdyś z okazji przepisów wigilijnych pisałam o pierogach z samymi ziemniakami (+ cebulka), które to pierogi są u nas w domu obowiązkowe na Wigilię. W ubiegłym roku poszłam na łatwiznę i zamówiłam pierogi w dawnym połczyńskim PSSie i zawiozłam jako swój udział na rodzinną Wigilie do Warszawy. Ulepili mi ich 17 kg (na zamówione 10) a wcześniej na próbę – czy będą dokładnie takie jak chcę – też około 7. Wychodzi, że razem było ich 24 kg. I śladu po świętach nie zostało!!
Gora Amber, jest sliczny!
Na kaczki pewnie nie, ale mieszka na angielskiej wsi, gdzie jest mnóstwo królików, więc nie wiadomo co przyniesie czasem. To jest suczka, ma 7 tygodni.
Ja tam wyszłam za mąż od pierwszego spojrzenia i guzik mnie obchodziło, czy to będzie mąż czy nie mąż 😀
Nigdy, jak sięgam pamięcią, żadnych płucek 😯 Konserwa „Turystyczna” i owszem.
okonia dobrze jest przed skrobaniem naciągnąć: łeb i ogon wsadzic w piasek, żeby się nie ślizgał, i rozciągnąć go ile sił. Wtedy łuska łatwiej schodzi. Na Wigrach łowiliśmy po 50 dziennie i połowę ja musiałam oskrobać…ech, piękne to wakacje były…
Haneczko,
ja też od pierwszego spojrzenia, ale potem pieniądze nie zawadziły 😉
A konkretniej – ja byłam osoba ucząca się, a J. zabrali do woja po studiach – jako małżonka dostawałam z woja rodzaj stypendium na całe utrzymanie. I dlatego twierdzę, że dla pieniędzy, bo moglismy się spokojnie włóczyć razem jeszcze kilka lat 😉
A propos ryb, miałam kiedyś z siostrą przygodę przed Wigilią. Zostałyśmy wysłane do sklepu po karpia. Miał już być „nie żywy” i akurat jak przechodziłyśmy przez tory tramwajowe nagle ożył i wypadł na tory. Próbowałyśmy go złapać, ale właśnie nadjeżdżał tramwaj, niestety nie było potem co zbierać. 🙁
Bardzo proszę o niezamieszczanie zdjęć psiutków, bo się złamię i koty mi zastrajkują.
Stara Żabo , odpowiedz proszę na pytanie, które mnie dręczy od pobytu w Walii. Dlaczego tamtejsze konie (rasa walijska, sprawdziłam) noszą derki? Pogoda jak dzwon, cieplutko, konie nie cherlawe, a okryte co do jednego. Po co to?
Haneczko,
nasz znajomy ma dwa konie – takie do jazdy. Latem zawsze je okrywa, nawet siatki specjalne na łby – ochrona przed muchami końskimi, które są zmorą przynajmniej w okolicy, gdzie mieszka znajomy. Być może w Walii podobnie?
Piesio cudny.
Stara Żabo, ja też mam do Wigier z okolicami (Płociczno, Stary Folwark, Klasztor, Bryzgiel, Zatoka Słupiańska, inne) sentyment nie lada. Pozdrowienia
Patroszę, skrobię , obieram z ości, smażę – nie zabijam. Jeżeli czcigodny rybak chce jeść rybę, bardzo proszę pozbawić ją najpierw żywota. To walenie po łbie było najważniejszą przyczyną dla której w moim domu nie ma karpia na Wigilię. Znudziło mi się biegać z miską po sąsiadach. Dobrze, że Bliźniaczki w ogóle nie lubiśą karpia i zmora moich wczesnych lat małżeńskich znikła ostatecznie.
Teresko, ja też! 🙂
To nie gzy, Alicjo. Tam tego nie ma. Spotkałam jedną muchę, a byliśmy tydzień.
Karpie bije i czyści wstępnie pan mąż, ale ja też potrafię.
Dobranoc wszystkim. Jutro od rana wizyta przyjezdnego, który nie ma co ze sobą przewd południem zrobić i korzysta z tego, że Młodsza jak raz w domu. Pyra za owym gościem nie przepada ale co to ma do rzeczy? Gość w dom… itd
Pewnie sa ostrzyzone na zime i musza się dogrzewać w derkach. Rzecz jest w tym, ze konie, które maja zimowe futro, czyli sierśc, są „trudniejsze” w użytkowaniu w zimie. Gdyby w zimie tylko sobie laziły po pastwiskach, jak moje, to by im ta zimowa sierść nie przeszkadzała a wręcz pomagała, bo jak pada deszcz, czy śnieg, to taki kon jest „w środku” suchy i jest mu ciepło. Natomiast jak się na takim koniu jeździ, to sprawa się nieco komplikuje, bo w czasie pracy kon wytwarza bardzo dużo ciepła i taka gruba, izolująca sierść może spowodować przegrzanie się konia. Oczywiście jak koń już się spoci, to chłodzi się bardzo szybko, ale po pracy z kolei strasznie długo schnie i trudno jest go wysuszyć, może go przewiać i się przeziębić. Jedno z mniej lubianych przeze mnie zajęć stajennych to było, po powrocie ze spaceru w zimie, oprowadzanie bez końca koni, żeby wyschły. Tymczasem one zamiast wyschnąć pokrywały się szronem na piersiach, bo skraplała się tam para wodna z wydychanego powietrza.
Kucom wszelkiej maści, które mają wyjątkowo gęstą sierść zaleca sie przed jazdą zmoczyć sierśc na szyji, żeby szybko mogły oddawać ciepło.
Żeby tego wszystkiego uniknąć strzyże się konie na zimę, ale ponieważ jest im wtedy zimno, więc trzeba je przykrywać derkami. Sklepy jeżdzieckie oferują nieprawdopodobną ilość derek, na każdą pogode, łącznie z nieprzemakalnymi, dodatkowo ochraniającymi szyję itp… a właścicielom robią wodę z mózgu
Stara Żabo, jesteś WIELKA! Dziekuję.
Derek nie macałam, bo mam wbite od zawsze, że nie dotyka się cudzego zwierza bez pozwolenia. Tylko okropnie się dziwiliśmy, że konie takie na oko solidne, a ogacone.
No, tak, Alicja ma rację, w lecie konie noszą derki antymuchowe i nawet takie maski z drobniutkiej siatki ma głowy. czego to ludzie nie wymyślą! swoją drogą na psie pchły i kleszcze sa obróżki i insze smarowidła, dla krów – znaczy bydła – też są skuteczne srodki antymuchowe a na konie jeszcze niczego skutecznego tak naprawde nie wymyślomo.
Ach, Wigry, Wigry! Zatoka Słupiańska i cypel koło niej! A w Zatoce był ośrodek wypoczynkowy „Spożywców”, czy jakiś podobnych i można tam było wynająć domek
Gorączka wyborcza sięga zenitu, jeszcze ze dwie godziny z groszem, a już od dawna wiadomo, ze jeszcze nigdy tyle ludzi nie głosowało. Jak myślicie?
Ja stawiam na B.O. – to to spora przewagę.
To tak przy okazji, bo pora głównych wydań dziennika – i obija mi się o uszy, chcę czy nie.
Tak mi się przypomniały ostatnie wybory u nas. Też nadzieja na cud, na zmianę, też rekordowa frekwencja i mobilizacja młodych ludzi. Oby Obama.
MalgosiuW, ale potem to ten karp juz byl z pewnoscia niezywy, prawda? 😀
Stara Żabo, tam tych ośrodków było więcej, wszystkie zamknięto. Jednak potem mieszkała tam wspaniała osoba, człowiek orkiestra, i sama jedna bez trudu była duszą tego miejsca. Na imię jej Lubosza. Pięknie!, jak i osoba, którą wspominam. Dla mnie tamten teren to nie tylko krajobrazy, ale przede wszystkim wspaniali, jedyni tacy, ludzie.
mam nadzieje, ze nie wykracze, ale tak se tu mysle, ze ten kontynent jeszcze nie dorosl do innosci, wszak istnieje w tej formie tylko dlatego, ze innosc rozdeptal, kontynent, mysle usa, wczoraj widzialem w tv prawowitych z Dakoty Poludniowej, rezerwat wielkosci Wielkopolski, a Oni nawet poczty nie posiadaja, ze o kinie nie napomkne, zupelnie blisko NY, chlopaki maja niecale 90$ miesiecznie za nicnierobienie, bo niby co maja robic?
srednia wieku wsrod meczyzn 47 wiosen, zadne trunki im nie straszne i zadna urna wyborcza ich sie nie ima, zaden prezydent tam od dziesiecioleci nie zawinal, oszustwo korzeni dalej ma sie niezle, ot takklepie, bo tluka na okraglo Obama, czy Ten drugi, a obaj m.w. tyle samo nieistotni dla autochtonow, Czarniawy sie zbialasil i mami, Bialas zweteranil i alaszczy bezmozdzem
Sławek,
mnie też tak chodzi po głowie, ze euforia eurorią, ale jak przyjdzie co do czego, to wylezie konserwatyzm Amerykanów i obawa. Sama siedzę jak na szpilkach, ale jeszcze długo się nie dowiemy, chyba, żeby z wstępnych obliczeń wynikała olbrzymia różnica. Ale jak słyszę z doniesień – ta różnica jakby sie zmniejszała…
taki piękny wpis miałem
sprawozdałem co jadłem przez ostatni tydzień z okładem
..i mi zjadło
nie mam sił powtarzać
jutro jadę na kozią fermę zapoznać się z serami
:::
jak wrócę i dam radę powtórzę wyczyn sprawozdawczy
jakby co, jadłem dziś T-bon steaka i krem z dyni
:::
na Wigrach a nawet w Wigrach
uczyłem gotować panie z klasztornej kuchni
special dla haneczki, coby koty sie nie zbiesily
http://www.controleradar.org/data5/chien-arraignee.jpg
teraz przeciez zazdrosc chyba nie na miejscu?
Sławek 😯
Co to za przebieraniec?! 😯
Alicjo, nie wiem, ale zaden kot nie moze byc brzydszy, choc i tu sie nie zaloze, statystyka jest jednak wyraznie po kociej stronie, wymyka sie wprawdzie kot w pierogach, ale to sie z kolei miesci w granicach bledu stat.