Jak się bawić, to się bawić
Z tą zabawą bywa różnie, jedni za przednią zabawę uważają czytanie, wreszcie jest na nie więcej czasu, inni oglądanie filmów, inni telefoniczne rozmowy. Jeszcze inni bawią się jedzeniem.
To, na co miewaliśmy częstokroć zbyt mało czasu i sił, przygotowywanie jedzenia, staje się wielce wysublimowaną rozrywką. W dodatku smakowitą. Inna sprawa, że kiedy skończą się te niezwykłe dni, staniemy przed lustrem i wtedy ocenimy, czy wszystkie zjedzone pyszności wyszły nam na korzyść. Te zabawy jedzeniem są nie tylko naszą specjalnością. Inni, cała Europa i kilka kontynentów, znajduje w szykowaniu dań i zjadaniu ich wiele zabawy.
Jak wiadomo, nasze ostre przepisy dotyczące walki z koronawirusem w porównaniu z obowiązującymi we Francji są niezwykle łagodne. Zamknięci w domach Francuzi zajadają z tym większym zapałem, wymyślają i tworzą dania niczym wysoką sztukę.
Chcecie dowodu? Proszę, oto zdjęcia prosto z Paryża. W polsko-francuskiej rodzinie Mama z Polski, Tata Francuz i dwójka dzieci podzieliła się na drużyny, które przygotowują poważne obiady, codziennie w innym kolorze. Nie dość na tym, także biesiadnicy ubierają się zgodnie z obowiązującym kolorem.
Zabawy i roboty z tym co niemiara, ale wyniki są powalające. Nic to, że ten swoisty czas uciech ma za przyczynę wymuszoną sytuację kwarantanny. To chyba lepsze nawet niż planszówki czy gry komputerowe. Niech żyje pyszna zabawa!
Komentarze
Koleżanki Warszawianki-przypominają mi się natychmiast nasze dwa wieczory- jeden w kolorach fiołkowych i drugi we wszystkich odcieniach bieli.
Czyżby na pierwszym zdjęciu był chłodnik? Widziałam wczoraj botwinkę i jak się zrobi ładniejsza pogoda na pewno zrobię.
Ciekawią mnie te maliny,deser?
O, tak Danusiu! Nawet mam jeszcze w przepisach zakładkę „fiołkowe spotkanie”
świetny pomysł …. bawi i scala rodzinę …. moje dzieci bawią się w gotowanie na odległość .. tzn. córka i zięć podrzucają pomysł a synowa i syn realizują a potem na odwrót … niestety ani Amelka ani Mania nie są chętne do współpracy .. dbają o linię i ćwiczą … a ja mam przyjemność podglądać postępy .. no i jeszcze koty uczestniczą w życiu zdalnym mojej rodziny … dwa młode koty u syna czarują nas codziennie … a moja kotka tylko ciągle śpi …
Spraw sobie Jolinku drugiego kota, podobno lepiej się chowają, a poza tym świetnie bawią.
Jeśli Amelka i Mania dbają o linię to mogłyby przygotowywać posiłki dietetyczne 🙂
Na wspomnienie naszego fiołkowego spotkania łezka w oku się kręci. Na zdjęciu miła rodzinka i pomysł przedni. Stół prezentuje się bardzo ładnie, prawie jak ten nasz sprzed lat 🙂
Wczoraj, bez umawiania się, robiliśmy pizzę (ja zainspirowana przez Danuśkę), moja starsza córka i wnuczek. Każdy w swoim domu. Wieczorem chwaliliśmy się zdjęciami i nagradzalismy zachwytami.
Z powodu tej pizzy przeglądam książki o kuchni włoskiej i sobie wyobrażam, a nawet planuję. Wspieram się limoncello na kostkach lodu, mniam… Zaczęło kropić!
Małgosiu ja wcale nie chciałam kota w domu bo nie jestem kociarą… mam bo muszę .. a że jestem dobrym człowiekiem to kotka nie narzeka i sobie żyje szczęśliwie … dziewczynki nie mają czasu bo się uczą .. tylko czasem zrobią rodzicom niespodziankę i upieką muffinki albo pomogą w obieraniu jarzyn … mimo, że rodzice zachęcają do zabawy w kuchni to teraz dziewczyny mają jakiś okres zastoju z ochotą na gotowanie … nie odmówią ale same nie przyjdą do kuchni ..
Danuśka też mi w pierwszej chwili przyszedł na myśl ten Twój pomysł na kolację fiołkową … fajnie się wtedy bawiłyśmy … a ja muszę poszukać gdzie jest ten szal we wzorki fioletowe co to go miałam na tym spotkaniu ..
hej a na tym zdjęciu to chyba jest syn Grzegorz z rodziną tego Pana ..
https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82odzimierz_Press
nie, syn Grzegorz jest w Polsce ale córka jest lingwistką i mieszka we Francji ..
https://www.fakt.pl/kobieta/plotki/syn-grigorija-z-czterech-pancernych-wlodzimierza-pressa-jest-fotoreporterem/m90xq12
ale plotkara ze mnie … 😉
uwaga …
„Pod żadnym pozorem nie instalujcie aplikacji ProteGO Safe Chyba, ze chcecie całą swoją prywatność oddać rządzącej partii do tylko jej znanych celów. Przed aplikacją ostrzega jej współtwórca!”
https://niebezpiecznik.pl/post/programista-pracujacy-przy-aplikacji-protego-safe-odradza-jej-instalacje/?fbclid=IwAR1H3zMqQqTpOqlcMRZam1qrsGXhTEHeZ3rmia14MVwD_SDw2tQipTvPPJM
Ciasto na pizzę rośnie w ciepłym kącie.
A u mnie chlebek 🙂
Danuśka, ba, zeskanować to nie problem. Problem z pokazaniem.
Jolinku – Ty plotkara? Podrzucasz informacje.
Nowe aplikacje „teoretycznie” mające na uwadze ochronę przed ……… wzbudzaą u ludzi różne reakcje. Od chwalenia do obawy. Niewątpliwie zamiar dobry w pomyśle lecz czy bezpieczny w wykonaniu i użytkowaniu.
*wzbudzają
** zamiast „.” na końcu winien być „?”
echidno proste … skanujesz … przesyłasz mailem do Danuśki lub Małgosi a One nam tu przedstawią .. no chyba, że problem z pobraniem skanów …
Nie jest proste ponieważ mam kłopoty z moją stroną. I to chcę rozwiązać nim poproszę o pomoc.
Aplikacja ProteGO Safe jest niebezpieczna, ponieważ wymaga włączonego BT
w miejscach publicznych, gdzie nie jest to wskazane. Nie działa na wszystkich tel. np. na moim.
echidno to powodzenia bo ciekawscy jesteśmy …
Kuzynka Magda podała podobną posypkę na naszym ostatnim spotkaniu … ech .. byłyśmy umówione na spotkanie majowe i tylko żal nam został ..
http://veganbanda.pl/recipe/gryczana-posypka-do-zup/
prawie leje …
Chleb upieczony, wygląda ładnie, a co w środku dowiem się jak przestygnie. Ostatnio rzadko piekłam chleby, a w tym poprzednim świątecznym odchodził trochę „daszek” co nie zdarzyło mi się dawno.
Pizza też upieczona i zjedzona ! Wyszła bardzo dobrze, ciasto zrobiłam wyciągając średnią z trzech różnych przepisów 🙂 Oprócz obowiązkowego sosu pomidorowego wśród dodatków były plastry cukinii, pieczarki, szynka i utarty radamer.
U nas upieczona ciemna babka z wiśniami z nalewki.
Wiecie co? Straszny, sążnisty szlag mnie trafia. Trochę pomógł spacer po lesie, ale tak naprawdę oderwać się od tego świństwa nie sposób. I nie mam na myśli wirusa.
Spacer pomaga mi tylko w czasie spaceru. W nocy dość mocno padało i wreszcie nie kurzy się .
Upiekłam dziś makowiec, bo miałam w zamrażarce porcję masy makowej i resztę drożdży. O dziwo, wygląd miał ” sklepowy”, czyli bardzo kształtny, a zazwyczaj moje makowce są trochę spłaszczone.
Sernik na zimno. Z brzoskwiniami. Produkty na pizzę w lodówce. Może jutro upiekę.
Danusiu – wspaniałe zdjęcie 🙂 Też uważam, że jesteś podobna do mamy.
Popadało, nawet beczka na deszczówkę się napełniła.
Haneczko – mnie też to wszystko tak strasznie denerwuje. I czuję się taka bezsilna.
A to jest jedno z moich ulubionych zdjęć, na których jest moja mama – 1951 r. 🙂 https://photos.app.goo.gl/6LwAicw6TQFAgCBh9
Moja mama, wówczas osiemnastoletnia, patrzy na mnie codziennie, gdy ćwiczę.
Asiu, nie czuję się bezsilna. Uparcie robię swoje. Oboje robimy. Jestem tylko nieopisanie wściekła na granie tzw. opozycji w orkiestrze, którą prezes dyryguje.
dzień dobry … ☕ …
poranek radosny .. mgiełka nad parkiem w słońcu …
pieczone wczoraj było w domach blogowych … ja tylko ćwiczę na zamrożonym pieczywie …
spiszcie się jeść szparagi bo przez suszę będą drogie …
dziś na obiad bigos z zamrażarki z pieczywem z patelni …
placki ziemniaczane inaczej …
https://niebonatalerzu.pl/2020/04/placki-z-marchewki.html
elapa co słychać u Ciebie? …
ja to jestem zrozpaczona tym co się dzieje .. wstrzymuję się mocno by tu ciągle nie pisać o podłości rządzących i beznadziei opozycji .. ale najbardziej mnie załamuje głupota ludzi ..
Jak się bawić, to się bawić?
https://www.youtube.com/watch?v=6Ey_2Em6fSA
— Ta piosenka, poznana tuż po powrocie z „długiej Anglii” (wiosną ’99 często grało ją Radio Kraków), była dla mnie przez długie miesiące symbolem znaczących tekstów songowych, i jakiegokolwiek „poetyckiego przekazu z namysłem”, co w zdominowanych przez „konsumerę trzech es”* mediach UK było tak absolutnie nie do dostania, że czułam się (TU!!!) jak rybka na powrót wrzucona do wody… 😉 😆
…Przy całym podziwie dla jukejskiego społeczeństwa i tamtejszej kultury popularnej — w ich niezapomnianej postaci ‚cool Britannia’ 😀
Jak się oderwać od mediów, jeśli nadmiar pewnych treści nie tylko najoczywiściej nam szkodzi, ale i zawirusowujemy, zatruwamy tym otoczenie?
Postępować tak, jak na każdym innym odwyku.
Z przyznaniem się przed sobą do- i poważnym traktowaniem skali/głębi naszego uzależnienia.
● ● ● niektóre terapie ● ● ●
— Pedantycznie i z całym okrucieństwem dozować sobie dzienną dawkę, selekcjonować źródła, ograniczać dalsze rozprzestrzenianie nonsensu (zwłaszcza w kręgach, które sobie tego nie życzą, są tematycznie sprofilowane, podczas rozmów poświęconych zasadniczo innej problematyce, itd., itp.). Kontaktować się wyłącznie ze znajomymi „bezpiecznymi konwersacyjnie” a unikać jak ognia obsesjonatów, zwłaszcza nietwórczych. – Bo uzależniony kanalizujący problem w dowcipnych memach, ciętej satyrze – to jednak inna półka, niż zwyczajne (prze)nosicielstwo…
— Mieć i w ciężkich czasach pielęgnować szczególnie starannie enklawy autentycznych zainteresowań, pasji. (Jak najdalszych od naszej „problemowej”). Budować i wzbudzać nowe – na początku odwyku będzie to może wymagać nieco stoicyzmu, ale z czasem „chwyci”.
— Kultywować ruch w naturalnym świetle i na świeżym. Ale taki „do upadłego”, nie jakieś obrzędowo-procesyjne namiastki, dobre do fejsików, itp. przechwałek, a zupełnie niewystarczające do zaśnięcia „na pniu” i zbudzenia się rano rześkim niczym skowronek.
— Jeśli już o skowronkach – dzień musi stać się na powrót dniem a noc nocą. Terapeuci od dekad mówią** o zaskakujących korelacjach przygnębień, depresji, obsesji, uzależnień z brakiem „zdrowej struktury dnia” a zwłaszcza tych jego połaci, których zagospodarowanie zależy tylko od nas.
— Gdy oglądamy, słuchamy, czytamy toksyczne treści – niech to będzie (o ile tylko kompetencje językowe pozwalają) z perspektywy „innych”, nie od wewnątrz naszego grajdoła. Osiągamy przez to dystans (nie wszystkie wygłupy Budynia, Sasina czy innych pajaców odnotuje od razu BBC, NYT, FAZ czy Guardian), zmianę punktów oglądu i detaliczną wiedzę o (TEŻ NIEIDEALNYCH) przebiegach w innych miejscach globu.
— Traktujmy naszą wiedzę ZADANIOWO – co w związku z niekorzystnymi przebiegami zdarzeń mogę zrobić. Im to działanie będzie autentyczniejsze (bo odfajkować kolejną petycję czy polecieć z toksyną na kolejne podbloże, to… umówmy się… 😆 ) — tym nasze samopoczucie będzie lepsze a ocena sytuacji stanie się na powrót realistyczna, a nie czarnowidzka.
— Pod realizmem rozumiem elementarną ocenę ludzkości i ludzkiej natury. Jeśli komuś przy urodzeniu obiecano i dano certyfikat ogólnej życiowej szczęśliwości, braku regresów, katastrof, osobistych nieszczęść, … — to moje… kondolencje. Ja staram się docenić każdy pojedynczy, najmniejszy dar losu, zawsze pamiętając, co przeszły Prababcie, Babcie, Mama, co piszą o Otchłani różni literaci i pamiętnikarze, co dzieje się w innych krajach… że bakcyl dżumy nie umiera (choć nad ludzkością świeci niepokonane słońce. [ 😉 🙄 ] )
Od czego zacząć?
— Może od przyklejenia na górnej listwie laptopowego ekranu ostrzeżenia:
UWAŻAJ, oni też 😉 wiedzą, gdzie przeczytać nekrolog albo opis kolejnej klęski*** (związanej albo nie z tematyką miejsca). Bądź im posłańcem dobrych wieści, energii, optymizmu, koloru, światła — nie wiecznym prophet of doom!
— Czyli najminimalniejszym minimum będzie (byłaby) litość dla bliźniego mego większa, niż (póki co) dla mnie samego…
_____
* sex, slimming, shopping
** mam kilku znajomych, a że od studenckich czasów „przyciągałam” niczym piorunochron różne zbłąkane duszyczki – czasem potrzebowałam i ja konsultacji poważniejszych (ich) problemów
*** znajomy lekarz (rocznik 1926, ma się świetnie) otoczony rodzinnie kilkorgiem mękoł-jękoł, wymyślił i sprzedał mi na początku lat 90. konwersacyjny sposób na takiego: „Barbaro, córko Radziwiłła {tak się do mnie zwracał 😀 ], gdy ją widzisz, nie zapomnij, że masz pierwsza zapytać zamiast „co słychać?”, co powiesz DOBREGO?„” — …sposób na rozmowę realową, nie sieciową, niesteeetyyy… 🙄
Ufff, calutka godzina na redakcję, to u dużo wyszło… 😳
Za to darmo dla Odbiorców; terapeuci każą słono płacić za podobne treści (face to face, choć coraz więcej zdalnych terapii, nawet wcześniej, niż AD 2020…)
Basiu bardzo doceniam, że tyle czasu poświeciłaś by nas ratować … ale (bez złośliwości) czuję się teraz jeszcze gorzej .. nie pytaj dlaczego …
Jolinku, często tak bywa, np. tuż po usunięciu zęba, którego trzeba usunąć… i podczas zaleczania się rany po nim. Lecz nie doradzisz chyba, by latami nic nie robić z problemem stomatologicznym?…
Jolinku, mnie podobnie, dlugi wywod a cappelli nie podniosl na duchu wiec pisz, prosze, jak to zwykle robisz, spontanicznie i od serca, bez koniecznosci imponowania komukolwiek nadzwyczajna energia i optymizmem. Ja cenie Cie taka jaka jestes.
Asiu, ze wzruszeniem patrze na zdjecie Twojej mamy. Ma île? Dwa latka ?
Zapisałam posypkę do zup z kaszy gryczanej, którą lubię najbardziej ze wszystkich kasz, bo ma „charakter” 🙂
Wreszcie słońce po deszczowych dniach.
Moja trzyletnia:
https://photos.app.goo.gl/PnkpdYqN7XmCVzX46
Dzisiaj kaszanka odsmażana z ziemniakami tłuczonymi i surówka z kapusty kiszonej (własnej jeszcze). Shiraz z RPA („Two Oceans”).
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,25914200,grodzki-do-polonii-ws-wyborow-prezydenckich-to-rzecz-niespotykana.html#s=BoxOpImg4
Tak, Alino, dwa lata 🙂
A Alicja też jest podobna do mamy.
Sztaudynger sobotnio-popołudniowy 🙂
Ćwierkanie
Nadal jak wróbel ćwierkam wesoło,
Choć przeszło po mnie historii koło.
Sęk w tym, że nie wszyscy i nie zawsze jesteśmy, czy też mamy ochotę być wróblami…
Ja idę szukać dzikich kaczek, czapli i bocianów na naszych łąkach.
Dzisiaj podczas porannego spaceru przebiegły nam drogę dwie sarny, wszystko odbyło się tak szybko, że nie sposób było zrobić jakiekolwiek zdjęcie, zresztą z sarnami tak najczęściej bywa.
Ach, ten urok starych fotografii!
Asiu-rok 1923 i 1951, a fartuszki małych dziewczynek jakby takie same 🙂
Alicjo-pokazywałeś też kiedyś swoje zdjęcia z dzieciństwa, Wydaje mi się, że Twoja mama oraz Ty w dziecięcym wieku byłyście do siebie bardzo podobne, chociaż moja pamięć jest być może zawodna.
Oj, bo nie widziałyście mojej starszej siostry 😉
Chociaż ja na pewno też mam coś z Mamy. Asi Mama na tym zdjęciu wygląda, jakby chciała zakrzyknąć – o matko z córko!
A capelli rady przypomniały skecze z dawnych-dawnych odcinków Saturday Night Live. Żeby poczuć się dobrze z rana, należy stanąć przed lustrem i powtórzyć sobie 10 zdań pod własnym adresem typu – jestem piękny, jestem mądry, jestem inteligentny, jestem (…) i, psiakość, ludzie mnie lubią!”
(„Daily affirmations with Stuart Smalley”).
To się akurat nadaje do kabaretu, nie do prawdziwego życia. No ale są ludzie, którzy potrafią się tak nakręcać 😉 I dobrze.
deszcz zrobił swoje i zielono wszędzie … dziś już od rana tłumy w sklepie a teraz w parku …
też bym chciała iść gdzie mnie nogi lub oczy poniosą ale rozsadek podpowiada by jednak fundować sobie tylko spacer rano po okolicy … nie mam ogródka, nie mam samochodu by pojechać za miasto do lasu, jazdy autobusem nie ryzykuję, nie spotykam się z rodziną i znajomymi … te ograniczenia nie robią dobrze na samopoczucie … ale się staram żyć w tych ograniczeniach i się nie poddaje … 🙂
Alinko … 🙂 …
ewo co u Was słychać? …
propozycja obiadu na jutro … na bogato …
https://milycooking.pl/pieczone-udka-w-czarnej-herbacie-i-rumie/?
„Co powiesz dobrego” kupuję od razu. Będę stosowała, z drobnymi modyfikacjami.
Dziś była „chińszczyzna” z resztek i odpowiednimi warzywami, a jutro indyk robiony ciągle przez „dzieci”. Uparli się na blog.
https://www.kwestiasmaku.com/kuchnia_polska/indyk/pieczony_filet_z_indyka/przepis.html
Szarlotka była, ale się zmyła. Może teraz jakieś drożdżowe?
Po tym deszczu trawa nagle się „rzuciła”, aż się zdziwiłam. Bzy jeszcze nie całkiem.
U mnie botwinka, wczoraj i dziś. Z nowalijek jeszcze młoda kapusta z koperkiem 🙂 pod lampką w piekarniku rośnie chleb, przerzuciłam się na drożdżowe, udają się wyśmienicie. W przeciwieństwie do tych na zakwasie, które ćwiczyłam uparcie, ale z mizernymi rezultatami. Jeszcze ukręciłam wegetariański smalec, chłodzi się. A cała reszta, to tak jak u Was… A i bzy zakwitają, kasztanowce też!
…zapomniałam dodać jak bardzo się wzruszam oglądając zdjęcia z dzieciństwa Waszych najbliższych, urocze!
EROTYK O BZACH – Julian Tuwim
Bzy gęsto sterczą sztorcem,
gruboziarniste i mokre,
stokrotne, gotowym wierszem, radośnie rozrosłe bzy.
O szóstej rano wstałaś,
dziewczyno z prężnym sercem,
i łamiesz, z miłości dla mnie, promieniejące bzy.
Tak wcześnie i już tak gorąco.
A cóż dopiero w południe,
gdy jeszcze mocniej w nozdrza uderzą zerwane bzy!
Dziewczyno na palcach wspięta,
której ręce tak czule,
z taką nadzieją chwytają coraz pełniejsze gałęzie!
Dziewczyno bardzo szczęśliwa,
z listem wycałowanym,
z listem okrutnie krótkim,
cóż na niemiłość poradzę?
Trzęsę się twoim szczęściem
i drżę jak targane bzy.
Z tomiku Rzecz Czarnoleska (1929)
https://photos.app.goo.gl/EP49GgPRyLJtUBj69
U mnie tak – a gdzie tam bzy! Daleko…
Żonkile puściły się dzisiaj (kwiaty) i trawa po 2 dniach deszczu się pokazała. Na kamieniu pod drzewem czarna wiewióra mignęła i znikła:
https://photos.app.goo.gl/Nziv6guSQRL587VC8
Salsa,
ja już dawno zeskanowałam stary, rodzinny album, nagrałam wszystkie zdjęcia na cd i rozesłałam po rodzeństwie i ich dzieciom. Album rodzinny jest w domu rodzinnym, a każdy może sobie obejrzeć zdjęcia u siebie w domu na komputerze. To zdjęcie mojej Mamy to „wycinek” ze zdjęcia zbiorowego – skanerem można wyczyniać takie cuda, to też się przydaje.
Poza tym jest to wygodna forma zachowania starych fotografii. Najstarsze zdjęcie w rodzinnym albumie ma mniej więcej 120 lat.
https://photos.app.goo.gl/JCSt4zMBsDzLJ8f36
…i pomyśleć, że teraz możemy je oglądać nie zaglądając do rodzinnego albumu. Magia. Slodka psina na zdjęciu 🙂
Asiu, Twoje bzy przepiękne, aż zapachniało 🙂
https://m.youtube.com/watch?v=uW4atjE-Nf4
Basiu – one rosną pod moim oknem i w ciepłe wieczory mam cały pokój wypełniony zapachem bzu. Dzisiaj jest chłodniej i nie pachną intensywnie.
https://www.youtube.com/watch?v=Ku08EbF-rLc
Salsa,
Dziadek był „psiarzem i koniarzem”, na starych zdjęciach często jest jak nie z psami, to z koniami. Na tym stareńkim zdjęciu z Dziadkiem na stoliku stoi kwitnąca hoya carnosa. I ja taką hoję odkąd jestem „na swoim” mam 🙂
Kojarzy mi się z opowieści Dziadka, a ten kwiat na zdjęciu skojarzyłam dużo, dużo później. Stare zdjęcia można jakoś tam poprawić, ale ja tych nie poprawiałam, poza powiększeniem czy wycięciem jakiegoś kawałka dla wyłapania szczegółu. Poprawić osobno zawsze można.
Sport pieszy – początek XX wieku – przyjemność tylko dla mężczyzn!
Z Kurjera Stanisławowskiego, 1901 r. pisownia oryginalna
„Pieszy sport, wycieczkowy.
Z pośród wielu sportów – które zwykle są kosztowne, bezsprzecznie najpierwsze może miejsce zajmuje sport pieszy, wycieczkowy. Wycieczki piesze, które prócz tego iż nie pociągają za sobą żadnych kosztów, mają wiele a wiele stron przyjemnych i dla zdrowia ludzkiego dodatnich.
Codziennie słyszymy: „pójdę na spacer” czyli po polsku powiedziawszy na przechadzkę. Bardzo to piękne – lecz czy nasze przechadzki lub jak kto chce „spacery” nie mijają się z celem? – bo czy chodzenie co u nas w modzie tam i z powrotem ruchliwemi ulicami miasta – gdzie powietrze przepełnione kłębami pyłu i mikrobów, przynosi jaką korzyść? – nie – stanowczo nie – gdyż kończy się na zbagnieniu płuc pyłem ulicznym, oglądaniem wystaw, no i zaglądaniu w oczy przechodniom.
Lecz nie o tem chcę mówić – bo dla nas zajmujących się fizycznem wychowaniem – przechadzki te nie mają żadnego znaczenia – choćby nawet był kto na tyle odważnym, iż „zrobił wycieczkę do ogrodu miejskiego”.
Bo i cóż – jeżeli przeciętny mieszczuch, który całe tygodnie przepędza przy biurku lub w warstacie, wyjdzie w niedzielę na przechadzkę kilometr lub dwa za miasto – zasapany – powietrzem świeżem ubezwładniony siada, zapala cygaro i patrzy z tęsknotą na przejeżdżający powóz lub rower. Tak by już powrócił do domu i zasiadł w zacisznej, zadymionej knajpce.
Tu muszę jednak zaznaczyć, co rozumiem pod pieszym sportem wycieczkowym. To nie przechadzka spacerowiczów, nie majówka z muzyką, z całym taborem restauracyj i piwiarni. Nie! To ma być wycieczka mniej lub więcej zorganizowanej drużyny, która wyrusza w pewną okolicę i posuwa się pewnym męskim krokiem wśród szczerej i młodzieńczej nieraz ochoty.
W gromadce pełno gwaru i śpiewu. Krajobraz zmienia się co chwila, oczy poją się zielenią i błękitem niebios, płuca wciągają ożywczą woń kwitnących kwiatów i zbóż, zmęczona myśl odpoczywa. I dalej, i dalej. Lecz oto zmęczona gromadka chroni się do pobliskiego lasku. Tam wszyscy zażywają kąpieli w przepływającym potoku, aby pokrzepiwszy się zabawiać się ochoczą jakąś grą lub improwizowanymi ćwiczeniami fizycznemi – w blaskach zachodzącego słońca. A teraz już dosyć; każdy czuje już to miłe zmęczenie, to rozruszanie się całego ciała, wypija więc szklankę mleka w pobliskiej chacie i wkrótce cała drużyna zbiera się z powrotem.
Tak wyobrażam sobie wycieczkę i taką chciałbym mieć. Dużo słońca, zieleni, ruchu, swobody i pieśni. Oto czego bym pragnął dla naszych mieszczuchów czy to z urzędu czy warstatu . – w czembym widzieć chciał z jednej strony zastąpienie choć w części zaniedbanego wychowania fizycznego – a z drugiej strony życia umysłowego, życia w murach miejskich, wyciągających krew i rumieńce zdrowia. Skoro cywilizacja oddaliła nas bezpowrotnie od przyrody, więc starajmy się do niej jak najczęściej zbliżać , bo tak młody i stary uczony czy artysta znajdzie to, czego szuka: zdrowie, prawdę i piękno!
Taka wycieczka byłaby połączeniem przechadzki z zabawą na wolnem powietrzu, byłaby rozbudzeniem koleżeństwa i życia towarzyskiego, sposobnością do wymiany myśli na tle wspólnych wrażeń i przygód.
Po wypowiedzeniu tych uwag, których słuszność sami czytelnicy ocenią, mógłbym jeszcze powołać się na takie powagi jak Jahu-Mosso – którzy wprost entuzjastycznie piszą o wycieczkach pieszych, o ruchu na wolnem powietrzu.
Lecz – kogo myśl sama nie zachęci do tego i najmędrsze cytaty nie przekonają.
O ile się dowiadujemy, to Sokół tutejszy, postanowił wycieczki takie wprowadzić w życie. Dlatego nie pozostaje nic więcej – jak życzyć, aby się znaleźli ludzie dobrej woli, którzy by wycieczki piesze w życie wprowadzili i zamiłowanie do nich w jak najszerszych sferach rozbudzić potrafili. A.G.
Nasze bzy dopiero startują, ledwie początek kwitnienia.
Wycieczki piesze wytrwale uprawiamy.
Obiadowo była banalna pieczeń z karkówki, sos z pokruszonych kań, surówka seler/marchew/ por/jogurt/majonez.
Propozycje Jolinka pilnie czytam, ale mnie przerastają, także z powodu dostępności składników, ale ja lubię tą świadomość, że mnie coś przerasta, a inni mają do tego dostęp. Bardzo mi się podoba, że mój zaścianek, który jest światem, może spotykać się z innymi światami.
Wycieczkę pieszo odprawiłam Za Róg bez maski, bo na tej trasie spotykam czasami jedną lub 3 osoby. Albo nikogo, zwłaszcza zimą. Dzisiaj spotkałam młodą mamę z dwojgiem małolatów, którzy na chodniku wypróbowywali swoje trójkołowe rowerki. Bez masek – i prawidłowo, bo na tej trasie…
Wyminęłam ich łukiem po trawie, mamuśka przeprosiła, że zajmuje chodnik ze swoimi 🙄 Ależ jak najbardziej, niech zajmuje!
Jerzor pomknął na swojej maszynie wcześniej, po drodze minęło mnie zaledwie kilku pojedynczych takich Jerzoropodobnych na ich wspaniałych maszynach, ale jak na tę porę roku o wiele za mało.
Wszyscy bezmaskowi. Nie wyobrażam sobie inaczej – wszak wyjechali zaczerpnąć świeżego powietrza, i nie tłumem, peletonem!
W sklepach dwóch (drogeria + monopol) bezkolejkowo, bezmaskowo, ludzi jak zwykle na tym osiedlowym targu mało, tłoku nie ma. Tylko przy kasie spora (już od dawna) pleksiglaska, i bardzo dobrze. Płyny odkażające przy wejściu i wyjściu ze sklepów do użytku chwilowego klientów, ale nabyć nie można, bo schodzą na pniu, mimo ograniczenia 1 opakowanie na osobę. Refleksja taka – po raz pierwszy od lat wielu-wielu, sprzed wyjazdu z Polski, parę tygodni temu zobaczyłam ludzi robiących zapasy papieru toaletowego. Ale to było chwilowe.
Poza tym w naszej wsi już od tygodnia z groszem zaraza się nie pojawia (to wystukuję bardzo po cichosza, żeby nie wywołać z lasu…)
Pozdrowienia z mojego zaścianka 😉
Dzień dobry,
Od dawna nie pokazuję starych zdjęć, chociaż niektóre mają po sto lat i więcej, odkąd zwrócono mi uwagę na Blogu, że pokazuję trupy!
Ale nic to.
Oto my – nie Blogowisko tym razem, ale My, Naród:
https://passent.blog.polityka.pl/2020/05/02/katastrofa-wizerunkowa/?nocheck=1
Tak wyglądamy!
https://www.youtube.com/watch?v=kVp0BB6J-HI
Ja protestuję. Ja tak nie wyglądam. Ani Ty, Nowy2, ani nikt z blogowiska tego naszego. Nie jesteśmy polskim kołtunem.
Kto Ci zwrócił uwagę na blogu, że stare zdjęcia, które pokazujesz, to trupy? Nie chce mi się wierzyć. Na pewno nie był to ktoś ze stałych bywalców. Nie dawaj się obrażać byle komu.
Rozumiem Passenta i jego opuszczanie rąk nad takim wizerunkiem. Cholera jasna…. jak to się stało, że z w miarę światłego narodu, który w latach 80-tych zrobił taką przeróbkę (komuna padła, światowa wręcz), ludziska chcą tego samego, czyli wodza, który za nich podejmuje decyzje? Ręce opadają.
Ja z zasady nie głosuję, bo uważam, że jak mieszkam na stałe tu, gdzie mieszkam 38 lat – to nie powinnam się wtrącać. Ale to nie znaczy, że nie mam zdania na temat, co się dzieje. Tyle o tym.
… i jeszcze, dlaczego wcześniej Czesiek Niemen…
bo to jest moim zdaniem TOP może nie wszechczasów, ale na pewno ostatniego stulecia.
https://kultura.gazeta.pl/kultura/7,114526,25914829,13-polski-top-wszech-czasow-trojki-obywatel-g-c-bierze.html#s=BoxOpImg8
dzień dobry … ☕ …
Nowy ja to wiedziałam jak tylko nastała „dobra zmiana” … żadna pociech dla mnie …
wczoraj na pociechę oglądałam rożne programy podróżnicze … ale miałam niestety chyba kiepskie samopoczucie bo zamiast pociechy to sobie w poduszkę popłakałam …. z żalu, że już nigdy nie zobaczę tych miejsc z niewinną radością dziecka … nic już nie będzie takie samo … nic …
na pytanie co słychać/napiszesz/powiesz dobrego dziś … odpowiem nic …
Jolinku-przecież już od wielu lat nie oglądasz świata z niewinną radością dziecka tylko z perspektywy osoby świadomej i dojrzałej. Tak będzie nadal, bo jestem przekonana, że pojedziemy jeszcze w kolejną wspólną, piękną podróż 🙂
Poza tym z całą pewnością nadejdzie dzień, kiedy pisowska dyktatura upadnie, bo wszystkie dyktatury kiedyś się kończą i wtedy na pytanie co dobrego będziesz miała w odpowiedzi długą wyliczankę!
Na pytanie co dobrego odpowiadam, że to świetnie, iż ekipa, ktora odeszła z radiowej”Trójki” tak szybko i sprawnie zabrała się do uruchamiania nowej stacji.
Na pytanie co dobrego odpowiadam też, że bardzo cieszę się widokiem kwitnących dookola nas jabłoni.
Bzy nadbużańskie dopiero w blokach startowych, podobnie z konwaliami.
Asiu-Twoje bzy i Twoje zdjęcia wspaniałe!
Co nie znaczy, że kiedy myślę o naszej rzeczywistości politycznej to ręce mi nie opadają. Alain zauważył, że kiedy usiłuję mu to wszystko opowiedzieć to zaczynam mówić podniesionym i roztrzęsionym głosem.
Asiu-zastanawiam się do jakiego stopnia jest dla nas pocieszeniem 😉 że już na początku XX wieku spacery po ruchliwych ulicach pełnych pyłu i mikrobów kończyły się zbagnieniem płuc?
Dzięki za tekst bardzo a propos 🙂
Alicja,
O Twoim głosowaniu, czyli nie głosowaniu pisałaś tutaj już wiele, wiele razy i myślę, że każdy to zna. Podobnie jak „Dziwny świat”…
Twoje podejście namalowało w mojej wyobraźni taki obrazek:
Nasz polski Titanic tonie, na powierzchni widać jeszcze ostatnie resztki i miotających się, walczących do końca ludzi. Ty przepływasz obok wielkim, bezpiecznym statkiem, tyle że pod inną banderą. Masz możliwość rzucić koło ratunkowe, chociaż dysponujesz tylko jednym. Ale tego nie robisz, wykupiłaś przecież bilet na inny statek, należysz do pasażerów tego innego. Na tym tonącym kiedyś też byłaś, ale przecież zdążyłaś zmienić banderę, więc teraz tylko obserwujesz z dala.
Ja też jestem od wielu, wielu lat zagranicą, ale nigdy nie zostawiłem i nie zostawię tego, gdzie się wychowałem. Zwłaszcza, gdy jest w takiej potrzebie.
Tyle o tym, jak to Ty mówisz.
PS Oczywiście teraz nie wezmę udziału w pisowskiej farsie, nawet gdyby przyjechali do mnie z urną do domu.
Danuśka jesteś optymistką … każdy to wie … 🙂 … dziecko we mnie ukryte czasami się jednak radowało … Ty dużo podróżowałaś ja mniej może dlatego inaczej na to patrzę …
ciekawostka przyrodnicza na czasie …
https://syropyinietylko.blogspot.com/2020/04/proszek-brzozowy.html
pomysł na ziemniaki …
http://katalogsmakow.blogspot.com/2020/04/ziemniaki-pieczone-z-buka-tarta.html
haneczko dziś prosty przepis … u mnie na obiad ale dodam trochę kiełbasy …
https://kulinarnyblog.pl/blyskawiczny-makaron-z-suszonymi-pomidorami/
Większość z nas zagląda do Bobika, ale i tak wrzucę link do „słoneczka”. Ku pokrzepieniu 🙂
https://youtu.be/iyAZDnytNto
1. Co to będzie, kiedy zgaśnie nasze Słońce?
Przecież świeci nam przykładnie tyle lat.
Jak my wtedy powiążemy koniec z końcem,
co się stanie? – To pytanie dręczy nas.
Tyle lat już patrzy przecież na nas z góry,
żyć nam daje, bo je stać na taki gest.
Nic nie zmienią wiatrem gnane ciemne chmury,
bo po burzy w myśl przysłowia zawsze jest.
Ref. Co to będzie, gdy słoneczko zajdzie za daleko?
Wiernych sobie pozasmuca, radość sprawi kretom.
Co to będzie, kiedy zgaśnie, gdy rano nie wstanie?
Albo będzie koniec świata, al-bo…?
2. Ech, słoneczko, nie zdobyte przez nikogo,
ileż razy nas robiło w ciemny brąz.
Stoisz w miejscu, a tą Ziemią, tą niebogą
kręcisz sobie, jakbyś było bonzą bonz.
Co to będzie, gdy słoneczko nasze zgaśnie?
Zaburzenia ma i plamy przez ten trud.
Kto to wie, a może będzie wtedy jaśniej?
Przeżyliśmy już niejeden taki cud.
Ref. Co to będzie, gdy słoneczko zajdzie za daleko?
Wiernych sobie pozasmuca, radość sprawi kretom.
Co to będzie, kiedy zgaśnie, gdy rano nie wstanie?
Albo będzie koniec świata, albo zmartwychwstanie.
Albo będzie koniec świata, al-bo…?
Jolinku, fajny przepis z makaronem. Kupuję 🙂 Dziś za mną chodzi ze skwarkami i białym serem.
mimo wzlotów i upadków ja zawsze chodzę po słonecznej stronie .. słońce to moja ostoja w tym zawirowanym świecie … uwielbiam plażowanie .. 🙂
dla poprawy nastroju zabrałam się za porządki w dużym pokoju i na balkonie … po południu serial Colombo a wieczorem Kapitan Marleau … może nawet jutro umyję okna jak mi będzie dalej smutno … 😉
Małgosiu smacznego … 🙂
http://www.bociany.edu.pl/
Nowy,
moja mama miała takie powiedzenie – nie możesz być ze swoją d… na wszystkich kiermaszasz. Ja się tego trzymam – coś trzeba wybrać. Albo – albo. I naprawdę czułabym się niedobrze, mieszkając tu, i wybierając w Polsce władze.
To nie jest tak, ż wybrałam bardziej komfortowy statek i teraz się nabijam z tych, co zostali – dobrze wiesz, że w tamtych czasach było tak, jak było – wyjechałam z Jerzorem i Maćkiem, nie mając szans na mieszkanie, jestem pewna, że to byłaby kotwica dla nas… a mieliśmy studencką książeczkę mieszkaniową od 1994 roku. Wczoraj wpadł mi w rękę poniższy artykuł:
https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,24242185,lwia-czesc-mieszkan-nie-trafiala-do-czekajacych-na-listach.html
No więc właśnie – wyjechałam, spadłam z listy, nie przeszkodziłam tym, którzy byli bardziej zapobiegliwi i urządzili się w m-3, które myśmy mieli nadzieję dostać w jakimś tam kosmicznym roku.
Absolutnie nie czuję się jak szczur opuszczający statek, mogłam zostać, ale po co, skoro widziałam szansę, że poradzimy sobie bez łaski matki Polski, ha ha… Teraz patrząc do tyłu, absolutnie nie żałuję i nie czuję się w obowiązku do ratowania tamtego statku, gdzie mnie nie ma. Podobnie jak moi rodzice osiedlili się na Ziemiach Zachodnich i zaczęli tu swoje życie od zera, nie oglądając się na życie dawne. Byli młodzi, a tam skąd przybyli, też nie czekało na nich nic nowego, z przeludnionej chaty też musieliby wyjść. Taka paralela mi się nasunęła przy okazji.
Nie czuję się w żadnym stopniu „winna”, że powinnam spłacać mojej Polsce jakieś serwituty. Przecież nas tam nie chcieli, w niczym nie pomogli młodej rodzinie wykształconych, z małym dzieckiem, z pełnym wkładem od kilku lat na to m-3… To sobie poszliśmy, i tyle. Dość często jeździmy, przy okazji zostawiając trochę $$$, ale to wszystko, co uważam za stosowne. Wiele razy o tym pisałam. Związki rodzinne i przyjacielskie od lat podtrzymuję, ale to wszystko, na co mnie stać. Oczywiście, że się interesuję – ale znowu – to wszystko, na co mnie stać.
Wybrałam.
ciekawe co z tego wyjdzie … 07 maja grupa przedsiębiorców organizuje największy protest przedsiębiorców w historii Polski, razem z innymi grupami zawodowymi …
https://m.facebook.com/groups/136644797766118?view=permalink&id=164670538296877
*kiermaszach
Jolinku, makaron biorę.
Jolinku,
mam nadzieję, że nastrój Ci się poprawi. A nie myślałaś o poluzowaniu sobie ograniczeń w kontaktach rodzinnych i towarzyskich? Samotne siedzenie w domu jest przygnębiające. Ja przyjęłam prawie od początku trochę inne podejście, wynikające zresztą z sytuacji rodzinnej. Wnuki nie mogą chodzić do szkoły i przedszkola, a syn i synowa są sami dla siebie pracodawcami. Nikt im nie prześle pensji na konto bankowe, więc starają się pracować choć w mocno ograniczonym zakresie. Dlatego raz w tygodniu wnuki są u nas/ jeden, czasem dwa noclegi/. Mogą wybiegać się i dotlenić. Wszyscy używamy różnych środków odkażających, dom jest często ozonowany/ dzięki uprzejmości kolegi – posiadacza odpowiedniego urządzenia/.
Raz lub dwa razy w tygodniu idę z koleżanką na długi spacer po okolicy. Zachowujemy odległość od siebie, chodzimy tam, gdzie prawie nie ma ludzi. I dzięki temu da się jakoś wytrzymać.
Towarzystwo wnuków pozwala mi na obserwowanie ich dziecięcej radości. Owszem, dziecięce spojrzenie bywa ciekawe, ale jest niesłychanie wybiórcze. W lesie zwracamy uwagę na zupełnie inne rzeczy. Dla nich najważniejsze są patyki, gałęzie, rowy, które można przeskoczyć, zabawa w chowanego itp. Szczerze mówić, zdecydowanie wolę spacery w dorosłym towarzystwie.
Przedszkola niby mogą być otwierane od środy, ale wiem, że rodzice dzieci z ” naszego” przedszkola na razie nie są zainteresowani;
Na jutrzejszy obiad zamówiono u mnie makaron/ rurki/ ze śmietaną i cukrem/!/ Chyba jakieś wspomnienia z dzieciństwa i tęsknota za prostym jedzeniem.
U mnie w ogródku przewaga koloru niebieskiego – niezapominajki, szafirki i fiołki. Z nowości ogrodniczych – dostaliśmy kilka sporych sadzonek juki ogrodowej ze starego egzemplarza pięknie kwitnącego. Może im się u nas spodoba i też zakwitną.
Bzu nie mam, ale te po sąsiedzku są jeszcze w pąkach.
Bzy u Asi rosną chyba tuż przy domu, w słońcu, a i klimat jest tam cieplejszy niż tu na północy. Widok przepiękny.
„Jeszcze będzie przepięknie… Sędziowie Iustitii z okazji Święta Konstytucji 3 Maja
https://www.youtube.com/watch?v=pPkq30WBi5U&feature=youtu.be
Podpieram się prof. Samsonowiczem: „Nie takie bryły przed nami były”.
Jolinku, przesylam Ci slonce, usmiech, kwiaty i dobre mysli!
Jeszcze bedzie przepieknie, jeszcze bedzie normalnie, na swiecie i w Polsce tez.
A wczoraj ugotowalam sobie przepaskudna zupe i teraz musze ja jesc, do jutra, bo nic innego w domu nie ma, a sklepy zamkniete wszak.
Krystyno-jakże proste i smaczne jest Twoje obiadowe zamówienie. Dla mnie taki obiad to stołówkowe wspomnienia ze szkoły podstawowej. U nas w tym daniu był jeszcze pokruszony, biały ser.
Jolinku-jeśli w ramach walki ze smutkiem masz zamiar jutro myć okna to znaczy, że z Ciebie wielce optymistyczna pszczółka 🙂
http://ak5.pl/ax7.html
Magdaleno 🙂 wybacz, ale w pierwszym momencie uśmiałam się niesłychanie 🙂 wyobrażając sobie jak jesz kolejny talerz tej paskudnej zupy. To na pewno nie jest zabawne i serdecznie Ci współczuję.
Z czego składa się ta okropna zupa?
Też mnie zaintrygowała ta zupa Magdaleny …
Kalafior, brokuly, kalarepka, fasolka zielona, koperek, smietana, przyprawy, niby jak zwykle, a wyszlo cos blisko spokrewnionego ze stara scierka.
Ja tez sie smieje, bo nawet jak lzami przyprawie, to nie pomoze 😀
Magdaleno dziękuję … 🙂 … zupę wylej i zrób sobie naleśniki …
krystyno trzeba się trzymać pewnych reguł bo człowiek się pogubi a łatwo sobie poluzować .. mam kontakt z dziećmi i wnuczkami przez telefon, maile … musi mi wystarczyć wirtualne przytulanie …
Danuśka to tylko zryw chęci ….. 😉
Spróbuję poprawić Wam nastrój – oczywiście Julianem Tuwimem i jego wspomnieniem z dzieciństwa 🙂 Mam nadzieję, że się uda 😀
Nowy – Ty też się rozchmurz, i nie pisz, że to trudne. Lubiłeś mleko z kożuchem?
GORĄCE MLEKO
Każą pić gorące mleko,
Chłopca mdli na widok mleka.
W gardle więźnie spazm wściekłości:
Nie chcę mleka! Nie chcę mleka!
Żeby w odmęt zieloności
Rozwierzganą wtargnąć bandą,
Na chłopczyka przed werandą
Czterech dzikich siouxów czeka.
W parujące, z kożuchami,
Dmucha wódz ich zrozpaczony.
Rozpluskaną szklanką mleka
Wolny obłok niebem goni.
Z tomiku Rzecz czarnoleska (1929)
Jolinku, nie mam mąki w domu 😀
Asiu, dziękuję za Tuwima! To drugi wiersz, którego się nauczyłam na pamięć nie umiejąc jeszcze czytać. Pierwszym był Na straganie w dzień targowy.
O rety , to mleko pamiętam z dzieciństwa z masłem i miodem na kaszel. Kożuchów dotąd nie lubię. Cieszę się, że już nie muszę, mleka używam do kawy.
Danuśka,
ustaliłam, że makaron ze śmietaną / i pokruszonym twarogiem/ to była potrawa podawana w wojsku. Mąż raczy mnie niekiedy wspomnieniami kulinarnymi z czasów krótkiego pobytu w wojsku, a zawsze są mało przyjemne. Tym bardziej zdziwiłam się ta prośbą o makaron. Ale zrobię to z przyjemnością, bo to żadna robota.
Mleko w prawie każdej postaci to zmora mojego dzieciństwa. W domu nikt mnie nie zmuszał do jego picia, ale w przedszkolu na śniadanie były zupy mleczne, które nie chciały mi przejść przez gardło. Interwencja mamy poskutkowała i nie musiałam siedzieć nad talerzem zupy. Lubiłam za to kawałki bułki zalane mlekiem. Niedawno była mowa o tym przysmaku.
Asiu .. 🙂 … mleko zawsze lubiłam … zwłaszcza prosto od krowy u babci .. kożucha nie było tylko pianka .. babcia kazała mnie i kuzynce piankę nakładać na twarz byśmy miały piękne lico …
popadało trochę i zapowiadają deszcze od jutra … może rzeki trochę przybiorą … Danuśka czas na szczupaka … czy Alan ma gotowe wędki? …
Magdaleno a masz suchy chleb? … zrób tosty …
Magdaleno, wylej na sito, porządnie wypłucz. Może się odścierkuje.
Mleko z pokruszoną bułką bardzo lubiłam. Z miodem i masłem też lubię i piję, gdy mam problem z gardłem. Kożuchów nie znoszę.
Krystyno – mój tata też ostatnio zrobił sobie taki makaron jak w wojsku. 😀 Takie rozgotowane paski, polane tłuszczem ze skwarkami. Podobno wtedy bardzo smakowało. Tata mówi, że byli bardzo głodni i dlatego z takim smakiem to jedli.
A nasze bzy, tak jak piszesz rosną w zacisznym miejscu, tuż przy południowej ścianie, teraz pomógł im jeszcze deszcz. U mojej siostry jeszcze nie kwitną, ale ona mieszka na górce i tam bardziej wieje.
Na FB istnieje profil „Przewodnik warszawski”. Dzisiaj umieścili zdjęcie sklepu Parowej Fabryki Kakao i Czekolady Jana Fruzińskiego. Nawet kraty w oknach były zdobione. Opakowania projektowała między innymi Zofia Stryjeńska. W komentarzu ktoś umieścił zdjęcie takiego pudełka. Piękne. Na profilu jest dużo warszawskich ciekawostek.
Haneczko, już niestety tę zupę zdążyłam zblendować.
Jolinku, chleba mam tylko kawałek na jutrzejsze śniadanie. Naprawdę robię bardzo małe zakupy, raz na kilka dni, bardzo konkretne rzeczy, zaplanowane. Najczęściej jadam na mieście albo w pracy, a nie umiem wyrzucać jedzenia. Moja szefowa jest mistrzynią kuchni koszernej i uwielbia karmić innych, a ja korzystam 😀
Jakoś tę zupę zmęczę. Brokuł moim wrogiem!
Asiu, znam, a Danusia pewnie też, bo z tym panem chadzałyśmy na spacery po Warszawie.
Dziewczyny-akurat tego przewodnika nie miałam okazji poznać.
Doczytałam, że zapraszał na spacery po Warszawie tylko w weekendy majowe czyli z powodu zarazy kolejne wędrówki dopiero za rok….?
Na jego stronach-fejsbukowej i internetowej rzeczywiście dużo ciekawostek.
Na tą wędrówkę nie trzeba czekać. Jest już teraz możliwa do podziwiania
https://photos.app.goo.gl/LDVuLPSRttn4aKBq9
Dzisiejszy lasek:
https://photos.app.goo.gl/y8HBPympXpA5g3Rx7
Alicjo 🙂 popatrzalem 🙂
I cieszę się że jesteście w dobrej formie 🙂
Dalej tak, deptac planete z buta 🙂
Jaka ładna focaccia
https://krytykakulinarna.com/najlatwiejsza-focaccia-przepis/?fbclid=IwAR2EPOJgW0xNw6ZVq8MJi4cBt32Be8u0aEzH5-rhrDoG7DWpsx8clTstXto
Alicja, 13:23
Jest nam tak daleko do siebie, że kończę tę i inne bezsensowne z Tobą dyskusje, Kanadyjko!
Schabowe niedzielne + ziemniaki odsmażane z wczoraj + surówka z kapusty + vino tinto jak wczoraj.
Ziemniaki są tak paskudne, że nadają się tylko jako odsmażane 👿
Poza tym dzisiaj naprawdę zrobiło się wiosennie, Jerzor roweruje, ja telefonowałam, odnowiłam prenumeratę Polityki i powoli będę tłukła te schabowe, bo 2 godziny rowerowania to chyba czas…
Nowy – ja za! Dobry wybór 😉
Nowy 🙂
🙂 życzę tobie 🙂 byś żył długo, bez stresu i za rok śmiał się do rozpuchu z tego samego co i Alicję i mnie do śmiacia nastraja 🙂
DO KRYTYKÓW Julian Tuwim
– A w maju
Zwykłem jeździć, szanowni panowie,
Na przedniej platformie tramwaju!
Miasto na wskroś mnie przeszywa!
Co się tam dzieje w mej głowie:
Pędy, zapędy, ognie, ogniwa,
Wesoło w czubie i w piętach,
A najweselej na skrętach,
Na skrętach – koliście
Zagarniam zachwytem ramienia,
A drzewa w porywie natchnienia
Szaleją wiosenną wonią,
Z radości pęka pąkowie,
Ulice na alarm dzwonią,
Maju, maju! – –
Tak to jadę na przedniej platformie tramwaju,
Wielce szanowni panowie!…
Z tomiku Sokrates tańczący (1919)
https://photos.app.goo.gl/Bm52ErJSq2L1RTSk7
Bezdomny,
ujrzawszy Twoje talerze i co na nich chciałam te schabowe spalić, no ale jeść coś trzeba 😉
Piękna wycieczka. Jesteśmy uziemieni i nie wiadomo, kiedy to się zmieni, ostatnio słyszałam, że Air Canada rozważa lipiec jako początek rozlatywania się – a i to nie wiadomo.
Nie wiem, dlaczego ja jestem atakowana przez Nowego za to, gdzie mieszkam, co myślę i tak dalej – a przecież na tym blogu są osoby z Francji, Australii, Niemiec, Austrii, Kanady , USA… oni nie rzucają koła ratunkowego Titanicowi, który wcale Titanicem nie jest?
Albo ja o tym nie wiem 😯
A poza tym co to za dyskusje, kiedy nawet Jolinek nie może (dlaczego?) wyrzucić swoich frustracji na blogu. A Nowy może?!
Nie jest to blog stricte polityczny, ale gadanie tylko o schabowych, naleśnikach i zupach to nuda totalna. Ja już się gubię w tym, co tu jest „surowo wzbronione” i dlaczego. Dotychczas dzieliłam się z Wami wszystkim, co mi tam do głowy przyszło, a jestem tu od lat, ba, tygodni pierwszych. Widzę, że nie ma tu już miejsca dla mnie, skoro nikt, ale to nikt nie bierze udziału w dyskusji, która – uważam – jest ważna.
Ale najlepiej siedzieć cicho.
No to zamiast „Dziwny jest ten świat”, którą uważam za piosenkę stulecia… może to?
https://www.youtube.com/watch?v=m98MBACe1xk
Pamiętam jeszcze tramwaje, gdzie ludzie zwisali na zewnątrz. Teraz to nie do pomyślenia.
https://www.youtube.com/watch?v=u9Dg-g7t2l4
Tak to wyglądało
http://kurier-warszawski.pl/dzentelmeni-na-cycku/
Dżentelmeni na cycku 😀
W książce „Zawsze jakieś jutro”, której akcja dzieje się w powojennym Wrocławiu, główna bohaterka – moja imienniczka, jeździła do szkoły zatłoczonymi tramwajami, siedząc na buforze.
Proszę, nie walczmy na „moja racja jest najmojsza”.
Dyskusja nie powinna być walką z wrogiem. Czasem kompromis jest możliwy, czasem nie i trzeba podpisać protokół rozbieżności, ale nie wrogości. Zbyt długo tu jesteśmy, żeby o tym nie wiedzieć.
Nie chodzi o akceptację, tylko o dostrzeżenie, że komuś karafka La Fontaine’a pokazuje coś innego, niż ja widzę. Mogę się z tym bardzo nie zgadzać, ale to nie powód do wznoszenia barykady.
To tak, jak z definicją wolności Agi na blogu Bobika:
„Swojej nie oddam, Twoją uszanuję, o naszą będę walczyć”.
Przypominam, że jestem Wagą i zawzięcie szukam porozumienia.
Punkt graniczny to łgarstwo w służbie celu uświęcającego środki.
Tu jest koniec ważenia.
Haneczko, jak zwykle w punkt!
Moja racja nie jest najmojsza. Wy omijacie temat, zamiast cokolwiek powiedzieć. Też szukałam porozumienia. Dobranoc.
,,Niektórych ludzi winno się zażywać tylko w bardzo małych dawkach”
Ralph Waldo Emerson.
http://ak5.pl/dx7.html
„I hate quotations. Tell me what you know.”
Ralph Waldo Emerson
Kompletnie nie znam twórczości ani filozofii R. W. Emersona, tym bardziej zadziwia fakt, jak niektórzy Blogowicze mogą sypać jego cytatami jak z rękawa.
Tak czy inaczej podoba mi się dzisiejszy Twój wpis Gosia B. Dorzucę szczyptę znalezioną w internecie, nie dotyczy Twojego cytatu.
Quatation becomes a way not to add depth to your thinking, but to avoid thinking in the first place.
Nadrabiam zaleglosci i czytam do tylu – oj, dzialo sie na blogu …
Weekend minal u mnie bardzo pracowicie – pogoda byla piekna, w sam raz na prace na grzadkach i trawnikach … wszyscy w okolicy uwijali sie jak mrowki. Lunch zjedlismy pierwszy raz w tym roku w ogrodzie – szaszlyki z kury i warzyw, ryz i tzatziki; na deser akcent patriotyczny – bialo-czerwone tiramisu z owcami (maliny i truskawki), pasuje jako akcent polski i kanadyjski, bo to te same kolory 🙂 To tiramisu robilam wedlug przepisu Lidii Bastianich, ktorej program jest regularnie na PBS (telewizja publiczna) i ktora niestrudzenie popularyzuje kuchnie wloska. Wyszlo przepyszne, zniknelo prawie cale.
Jesli chodzi o dyskusje na temat udzialu w wyborach w Polsce – mieszkam tu juz 31 lat i podobnie jak Alicja uwazam, ze moje prawo wyborcze jest raczej teoretyczne. Moralnie nie mam prawa uczestniczyc w procesie wybierania wladz (parlament, prezydent), bo nie ja bede ponosic konsekwencje tego wyboru. Wiekszosc moim polskich znajomych tutaj mysli podobnie – nie znam jednej osoby ktora bierze udzial w wyborach polskich. Jestem za to zainteresowana zyciem politycznym tutejszym – i glosuje bo wiem ze moj glos ma znaczenie i przeklada sie na to, kto mnie reprezentuje (obowiazuje jednomandatowe okregi wyborcze).
Haneczka,
Ja jestem spod znaku Barana, zamiast wielu kolorów widzę przeważnie dwa – biały i czarny, z którejkolwiek strony bym nie usiadł. Ten biały łatwo dostrzegam, ale w obecnej sytuacji Kraju widzę tylko jeden – czarny. Gdy próbuje mi się zabrać moje ponadwymarzone spełnienie – czyli nas jako pełnoprawnego członka Europy i świata, gdy ktoś patrzy na to obojętnie, czasami drwiąc, to nie będę milczał! I trudno mi wtedy znaleźć jakikolwiek kompromis i podpisać protokół rozbieżności. Trudno to zmieścić na jednej kartce papieru.
Uważam, że jeśli ktoś wciąż wyciąga rękę po polski paszport, to ten gest do czegoś zobowiązuje, nigdy do obojętności.
A wyciąganie jakiś książeczek mieszkaniowych z 1994 roku i pretensje, że się nie dostało wówczas mieszkania uważam za pomylenie z poplątaniem.
Będę się starał jak najmniej zakłócać konsumpcyjną, blogową sielankę.
Szkoda, bo jednak te „koła ratunkowe” ludzi rozsądnych bardzo by nam się przydały. Patrząc na statystyki z tych praw wyborczych bardzo chętnie korzystają inni, bez żadnych skrupułów…
Słonecznego dnia wszystkim 🙂
…mój komentarz odnosił się do wpisów Alicji i GosiB 🙂
Gosia B,
Napisałaś: mieszkam tu juz 31 lat i podobnie jak Alicja uwazam, ze moje prawo wyborcze jest raczej teoretyczne.
Czyli co, teoretyczni Polacy? Bo nie rozumiem!
Salsa,
Z tych praw korzystają nawet ci, którzy po polsku już prawie nie mówią, znam takich!
A wśród pozostałych nikt sobie nie zdaje sprawy, że Kraj jest rujnowany przez 5 głosów sejmowej przewagi! 5 osób decyduje o być albo nie być Polski! I jak słyszę to niby „moralnie nie mam prawa”, to krew mnie rzęsista zalewa, jak mówi Pani Henryka Krzywonos.
dzień dobry … ☕ …
dziś chyba jednak umyje te okna … nie wszystkie będę sobie dawkować odsmutniacz ..
spacer pomaga na ale na chwile …
No cóż, zdecydowanie wolę szczęk sztućców od szczęku oręża.
I nie jest to konsumpcyjna, blogowa sielanka.
Mnie (piszę od siebie, nie w imieniu) żywo obchodzi to, co dzieje się poza stołem i ogródkiem, co nie znaczy, że nieustająco mam dawać temu wyraz. Tu jest jeden z moich azyli, a azyle są mi niezbędnie potrzebne. Dają mi energię do działania w zewnętrzności.
Alicja i GosiaB. też korzystają ze swoich praw tak, jak je przemyślały i rozumieją.
Twoje przemyślenia, Nowy, są inne, ale na pewno byś nie chciał, żeby ktoś, na siłę, wpychał Cię do swojej szuflady.
Jednym z moich sposobów na doła i trudne sytuacje są książki wymagające porządnego skupienia. Do szpitali brałam trudne lektury, żeby głowa, zamiast wymyślaniem scenariuszy, zajęła się konkretem z zupełnie innej półki.
Jolinku, chętnie bym Ci podrzuciła Bottona. To antydepresant, wbrew pozorom, wcale nie taki lekki. Schopenhauer rozbawił Pyrę do łez.
Wczoraj zrobilam zupe krem z zielonych szparagow. Byla bardzo dobra . Ostatnio dosyc duzo gotowalam, czesc zamrozilam i bede miala kilka dni wolnych. Unikam ciast, chociaz przechodze dziennie jakies 4,5 km. i stoper mi wskazuje ile stracilam kalorii.
W przyszly poniedzialek uzyskamy czesciowa wolnosc w poruszaniu sie. Tylko gdzie mam isc czy pojechac ? Teraz moglam sie oddalic w promieniu 1 km a od poniedzialku 100 km.
Co do wyborow to mam podobne zdanie co GosiaB i Alicja. Mieszkam tu juz 43 lata i tu zostane . Aby zaglosowac to mam okolo 600 km do przejechania.
Nowy zakwalfikowal się już sam do grupy osób, które należy chronić nie tylko przed covid ale również przed demokracją.
To nie jest śmieszne lecz obrzydliwe by dyktowac innym jak mają postępować w życiu.
Tak samo obrzydliwe jak zagladanie innym do rozporka.
Żyj własnym życiem, masz tylko jedno. Na dodatek toczy się ono już z górki, a zatem jest już znacznie lżej.
Dobrego tygodnia 🙂
Dzień dobry!
Haneczko, dokładnie tak.
Jolinku – przesyłam pozdrowienia i słońce. Bardzo chciałabym Cię poznać osobiście i porozmawiać tak na spokojnie.
Magdaleno, osobiste spotkania blogu to uczta dla ducha, przerastająca smakowitością tą dla ciała (z całym szacunkiem dla kulinarnych talentów uczestników).
Pora poćwiczyć. Nie lubię zaczynać, ale gdy wejdę w tryby jest już dobrze.
chyba najgorsze w demokracji jest to, że wszyscy mają racje …
haneczko niestety ale czytanie mnie zawiodło … zawsze dużo czytałam ale teraz się nie mogę skupić nad książką .. robótki na drutach też mnie nudzą a zawsze były odpoczynkiem dla głowy ..
Magdaleno pomachanko … 🙂 .. może się kiedyś zdarzy …
elapa a już się martwiłam bo trochę Cię nie było … gotowanie to najlepsza robota na stresy …
dziś nagotuję rosołu .. będzie na kilka zup … z mięsa będą krokiety .. .. i może z warzyw zrobię sałatkę jarzynową .. roboty na dwa dni ..
Jolinku, z czytaniem mam podobny problem, nie moge sie teraz skupic.
Te 600km to jest w jedna strone, a trzeba wrocic do domu.
Pierwszy raz czytam o tym, że demokracja polega na tym, że trzeba mieć rację 🙄
Zdaje się, że Odra jest już szersza i głębsza od Amazonki
kotlety wiosenne …
http://asiuuulek.blogspot.com/2020/04/kotleciki-z-modej-kapusty.html
może na kolację? …
https://ziemniakizostaw.pl/szpinak-po-koreansku-i-sadzone-jajka/?
jaja ostatnio są zdrowe i nie podnoszą cholesterolu .. ja ostatnio jem jajka ponad miarę …
Jeszcze pasjanse. Układam pająka.
oraz szydelkowanie
i krzyżówki …
…i sudoku
…dzisiaj pierwszy raz szparagi i pierwsze ciasto z rabarbarem. Na wszelki wypadek omijam wagę. Jak słyszę o gimnastyce to się mobilizuję, staram się…
z wagą mam to samo. Omijam.
Szukałam, szukałam i nie znalazłam fotografii o jakiej wspominałam. Tej na konikach i jeszcze kilku. Albo zostały w Warszawie, albo diabeł ogonem nakrył i nie mogę odnaleźć.
Inne odnalazłam, zeskanowałam. Oto
jedna z nich, tych ulubionych.
Walczyłam nieco z moją stroną i okazuje się iż żyję w przeszłości. Muszę się „updepnąć” jak mawia pewna znana mi pani. Z australijskiej polonii.
Na razie ledwo dyszy – strona nie pani – ale jakoś działa jeszcze.
niestety aby zobaczyć trzeba w poniższej sentencji:
Click here to download your attachment
kliknąć na „here”
Słodki aniołek, a nawet dwa. W „here” się nie pokazało, ale dwukrotne kliknięcie w poprzedni, podkreślony link dało efekt 🙂
Nigdy nie byłam aniołkiem 🙁
echidno ja bym sobie tapetę z tego zdjęcia zrobiła … ile cennych szczegółów złapano wokół dziewczynek …
Salso ruch pomaga ale mało na wagę .. może tylko by człowiek niezakapcaniał .. po tym jedzeniu szparag i ciasta z rabarbarem macie pewnie błogie nastroje … teraz mała drzemka … 😉
Jolinku, niestety na wagę nie, chyba żeby się tak energicznie zabrać. Ale nawet takie zwykłe rozciąganie sprawia, że człowiek jakby lżejszy…
Nowy-muszę przyznać, że zrobiło mi się przykro, kiedy przeczytałam, że nasze blogowe rozmowy uznałeś, jakby lekceważąco(?) za konsumpcyjną sielankę. No, ale z całą pewnością również i na tym polega demokracja, że każdy po swojemu definiuje różne zjawiska w internecie.
Co do wyborów to wolność i demokrację rozumiem w ten sposób, że każdy z nas ma prawo decydować, czy i w jakich wyborach będzie uczestniczył.
Za chwilę w ramach moich wolnych wyborów idę zobaczyć, jak tam Osobisty Wędkarz radzi sobie nad wodą. 1 maja rozpoczął się, jak co roku, sezon na szczupaki, ale szczupaków dawno nikt w Bugu nie widział. Przez trzy dni weekendu majowego było nad rzeką mnóstwo wędkarzy, niektórzy złowili jakieś płotki czy leszcze.
A propos: co do tarła leszczy okazało się, że odbywa się ono nie w porze kwitnienia czereśni, ale podczas kwitnienia wiśni! Och, te wędkarskie plotki i opowieści! Wiśnie u sąsiada kwitną wspaniale już od kilku dni zatem pożyjemy, zobaczymy…Póki co leszcze zalotów nie rozpoczęły, woda w Bugu spokojna i żadnego miłosnego zamieszania nie widać.
A szparagi prawie bez kalorii, gorzej z rabarbarem, trzeba cukrem doprawić, bo kwaśny, no i ta kruszonka! Błogo…
Haneczko-gdybyśmy żyli wśród samych aniołków to życie byłoby nudne!
Natomiast echidnowy aniołek cudo! Echidno, napisz proszę, kto ma te anielskie skrzydła u ramion?
Salso-kruszonka i rabarbar…Toż to przecież zapachniało latem!
A taki rabarbarowy crumble z lodami waniliowymi ….
O ile dobrze pamiętam to młodsza dziewczynka to mama Echidny, a ta druga to jej starsza siostra.
Zdjęcie cudowne.
Nowy – bo to jest tak, że nas nie trzeba przekonywać. Co to da, że na naszym blogu będę pisała o czarnej dziurze, końcu demokracji i potrzebie jej obrony, skoro wszyscy lub prawie wszyscy myślimy tak samo. I robimy co się da w naszym otoczeniu, protestujemy, podpisujemy petycje. Dlatego czasami wolę odetchnąć, pokazać jakieś zdjęcie, podać wieści ze Stanisławowa itd. Czy to źle, że w ten sposób podtrzymujemy się na duchu?
Danuśka, jest takie rewelacyjne opowiadanie Kornela Filipowicza „Leszcz”. Obawiam się, że nie ma tłumaczenia na francuski.
Asiu, zadomowiłam się w Stanisławowie. Kontynuuj, proszę.
ja wiem, że chcielibyśmy tu mieć azyl ale to będzie trudne w tych trudnych czasach … ja już się staram i będę więcej by Was nie męczyć tym mi wrzutkami z polityki i różnymi wieściami, które mnie wnerwiają … może mi się uda …
Haneczko – będzie kontynuacja. 🙂
Jolinku – to nie chodzi o Twoje wrzutki z polityki, Każdy z nas to robi, gdy już tak nas ponoszą nerwy, że trudno wytrzymać, to piszemy o tym na na blogu. Ja też tak przecież robię. Nie będziemy jednak przy tym rezygnować ze stałych rozmów, wymiany przepisów itd. Ty przebywasz sama i musisz, musisz gdzieś wyrzucić z siebie te emocje, więc nie przejmuj się. Ja mogę podyskutować w pracy. Ostatnio często to robimy. 🙂 Przytulam wirtualnie.
Tak jak wspomniała Asia.
Młodsza to moja Mama, starsza Jej siostra. Akurat w dniu fotografii Mama skończyła dwa latka. W samą wigilię Wigilii.
Co tu się dziwić. W starożytnej Grecji też dochodziło niejednokrotnie do sporów, zwad, a nawet bijatyk. Wspolnota, piękna w założeniu, niekoniecznie zdawała egzamin w 100%. Ale jakoś tam dawała.
Jak nie tylko Danuśka wspomiała, demokracja oraz wolność to nie czcze słowa. Jeśli zaś dodać do tego tolerancję obraz mamy całkowity.
Miej swoje zdanie lecz nie nakłaniaj innych by ślepo za Twym zdaniem podążali.
Nowy, staram się zrozumieć Twój punk widzenia podobnie jak zdanie i poglądy innych. Że nie ze wszystkim się zgadzam? To jeszcze nie powód by napadać na kogoś za odmienność poglądów. I wybacz, ale mieszasz dwie sprawy: wspólne pogawędki przy blogowym stole i politykę, tę przebrzydłą niewiastę potrafiącą skłócić każdego z każdym.
A za odmienność poglądów nie wykluczaj siebie bądź innego biesiadnika od zasiadania przy wspólnym, wirtualnym stole. Wszak i Ty i ja i jeszcze wiele innych osób z Blogowej Bandy lubi kartoflankę.
PS
Sielanka ma swoje uroki, tasaki czasem przydają się w kuchi. Nie przy stole.
Jolinku, wrzucaj.
Trudno nie wrzucać, gdy człowiek czasem wali w niewinny stół pięścią (nie w ten, w domowy). Przecież nawet nie masz do kogo porządnie się wypieklić, bo żadna kamerka nie zastąpi żywego człowieka.
Dziewczyny potraktuję to jako ćwiczenie silnej woli … 🙂
sobie zrobię … stawy mnie wprawdzie nie bolą ale dobrze tak rozpocząć poranek …
http://krzyskuchnia.blogspot.com/2020/05/zioomiod-na-bolace-stawy-z-kurkuma.html
Jolinku, ćwicz bez przesady. Trzeba wydmuchiwać, żeby się nie udusić.
Kwitną bzy, tawuły, berberysy, keria, tulipany i floksy w ilościach, konwalie, lak, kuklik, nagietki, miodunki, bergenie, irysy o krok, kłokoczka ma dwa kwiatowe gronka (bardzo jestem z niej dumna), rozpakowuje się pierwszy rododendron, wiśnia, jabłoń przebogato i przepięknie, śliwa.
Pewnie coś pominęłam, bo trochę tego jest.
Z Kurjera Stanisławowskiego – słynna już rubryka „Z bruku”.
1906 r.
„Coś się popsuło w administracji powietrznej.
Maj, ów maj, król wiosenny, opiewany wierszem i prozą, miesiąc generalnego flirtu, wycieczek, gruchania par zakochanych, utracił swoje powaby, a nawet są tacy, którzy mu przebaczyć nie mogą, że ciągle deszczem leje i leje.
Serce ciągnie młodych do parku, dusza wyrywa się do wycieczek wieczornych na umówione schadzki, niepodobna… ziejące chłodem, deszczem, gradem i piorunami zefiry… nie pozwalają na tego rodzaju rozmówkę na świeżem powietrzu…
Ale jednak są miejsca, w których pewni jegomoście zacierają ręce, ale nie dlatego, że chłodno, deszcz i grad, ale z radości bo bufety jakoś lepiej „funkcjonują”. Co chwila jakiś przemoknięty facet wbiega do handelku z okrzykiem: Wódki, koniaku, piwa! Pieniądz płynie, służba nie starczy z usługami. Dla tych panów maj stał się miesiącem dobroczynnym, błogosławionym.
Niech żyje deszczowo gradowy, chłodny maj i starka!
Ten sam.”
1911 r. – tym razem „Mały Feljeton” – pisownia oryginalna
„Historja najprawdziwsza.
Baba wiejska co dzień przynosi do piekarza masło, bierze za nie część pieniądzmi, a część bułkami i chlebem – mówi: Ostańcie z Bogiem!” i odchodzi.
Lecz ostatnim razem piekarz przyjmuje swą dostawczynię furioso.
– moja kobieto! – woła – cóż to sobie myślicie? Zważyłem niedawno waszą osełkę masła i przekonałem się, że brakowało na funcie pół deka! To proste oszukaństwo! Wynoście mi się zaraz!
Ale baba zaczyna się tłumaczyć:
– Niech się wielmożny pan nie gniewa. To niby bez zamysłu było. W chałupie skądby tam wziąć gwichtu, więc mój stary powiadają: Weź duchem bocheneczek, coś go kupiła u pana piekarza, on „rychtyg” funcik waży i wedle tego zrób osełkę.
Tak ci właśnie i zrobiłam…
Piekarz jak to mówią, zapomniał języka w gębie. Ino stoi w bramie i patrzy na odchodzącą babę, patrzy…
A w tem licho skądeś nadało pana „skub enta”, który idzie sobie ulica i śpiewa krakowiaczka”
Bułeczka – stanisławowianeczka płoniła się cała,
Że jest tak mizerna i tak strasznie mała,
I rzekł jej z pociechą pan zaprawiacz ciasta:
Wiedz, że za to w mieszku pieniądz mi urasta.”
Na kolację były zielone szparagi z patelni z parmezanem. Sezon szparagowy uważam za otwarty 🙂
Sezon szparagowy, wolimy zielone, już dwukrotnie otwarty. Obiadowo, kolacji nie jemy. Czasem wieczorem kawałek sera, kabanosek, gryz góralskiej pieczonej.
Kula w „Miarach i ludziach” pisał o stałej cenie chleba. Zmieniała się „tylko” waga.
Dzień dobry,
Po wczorajszej burzy – zdanie sielankowe było niepotrzebne – sorry jeśli komuś zrobiłem przykrość.
Z reszty się nie wycofuję.
Żeby nieco osłodzić wizerunek Nowego podaję mój przepis na deser – oczywiście szybki, niezwykle prosty, ale i efektowny, uważam. Może wszyscy to znają, ale przypomnę.
Na rozgrzaną patelnię rzucam 2 – 3 łyżki masła, kilka łyżek soku pomarańczowego i kilka łyżek cukru. To się błyskawicznie zagrzewa. Gdy gorące – wrzucam wcześniej obrane i pokrojone banany i cały czas polewam powstałym słodkim sosem. Gdy cukier zacznie karmelizować i przybierze ładną brązową barwę polane banany kładę na talerzyki.
Gdy goście nie widzą polewam niewielką ilością spirytusu i płonące podaję. Jeszcze się nie zdarzyło by na gościach nie sprawiło wrażenia, efekt jest, a smak zupełnie dobry.
Podając trzeba tylko bardzo uważać, żeby się nie poparzyć!!!!
Oczywiście spirytus zapalam zanim podaję.
dzień dobry … ☕ …
haneczko masz własny zaczarowany ogród … 🙂
Asiu na cwanego chłopa tylko cwana baba … 😉
Nowy jak zaprosisz nas znowu do warszawskiego mieszkania to taki deser nam podasz … 🙂 …
nagotowałam zbyt dużo ryżu … będzie i na obiad i na deser …
haneczko to dlatego takie „szczupaki” z Was .. bez kolacji .. ja muszę … rano mogłabym nie jeść do południa (jem bo rozsądek każe) a wieczorem mi bardzo wszystko smakuje .. chyba przez lubość do słońca południowe życie wieczorne mi pasuje … by obżarstwu nocnemu zapobiec wyrobiłam sobie nawyk jedzenia o określonej godzinie i kilka razy .. trochę pomaga … 😉
no i pada … jutro też będą opady … pokrzywy podrosną .. można się pobawić w kuchni …
http://kasia-testuje.pl/ziola-dla-urody-i-zdrowia-pokrzywa/
W parku gdzie odbywam moje godzinne marsze rosnie pelno pokrzyw, ale jakos nie mam ochoty na ich zbiory. Kwitna kaczence i jakies inne biale kwiatuszki. Jest bardzo ladnie.
Pojde do sklepu po zielone szparagi aby ugotowac ponownie zupe krem. Bardzo nam smakowala. Dzisiaj mam w zasadzie wolny dzien od gotowania.
Nowy-odnotuj, że też popieram pomysł Jolinka w sprawie tego deseru na imprezie w Twoim warszawskim pied a terre 🙂
Kiedy czytam: masło, cukier, sok pomarańczowy to myślę natychmiast o innym, znakomitym deserze:
http://vivelacuisine.pl/artykul/125-teatr-czy-kasyno-crepes-suzette
Na dzisiejszą pogodę takie słoneczne naleśniki w sam raz!
Ze szparagami w naszej nadbużańskiej okolicy trochę komplikacji, trzeba się trochę natrudzić, by znaleźć je na jakimś stoisku. W Warszawie, w sezonie są do kupienia praktycznie na każdym rogu ulicy.
Haneczko-właśnie zamówiłam dwa zbiory opowiadań Filipowicza 🙂
Jest jeszcze film https://film.interia.pl/film-sezon-na-leszcza,fId,876 Filmu nie widziałam, ale jakoś nie rwę się do jego oglądania.
ja nie taka szparagowa to mi nie brakuje …
ale makaron taki bym zjadła …
http://zielonakuchnia.blogspot.com/2020/05/makaron-cytrynowy.html
a z ryżu będzie dziś: .. zupa pomidorowa na obiad, ryż z warzywami i jajkiem na kolację, ryż z owocami i jogurtem z migdałami na deser .. jeszcze został na jutro ale jutro sobie powymyślam co z nim zrobię …
Toś tego ryżu Jolinku nagotowała!
Zamiast spirytusu do tych bananów dałabym rum.
O wlasnie, tez bym wolala rum do bananow.
Nowy, dobrze, ze przypomniales ten deser . Tez dosc czesto robilam.
Tutaj koniec szparagow. Wole biale od zielonych bo takie jadlam po raz pierwszy w Alzacji, ktora je prawdziwie celebruje.
Zdjecie podane przez echidne ma niezwykly urok, jest jak obraz.
Na najstarszych znanych mi zdjeciach rodzicow sa nastolatkami.
Wyobrazmy sobie, ze to Nowy serwuje nam bananowy deser, tu jest rum i troche soku z zielonej cytryny. Smacznego !
https://youtu.be/k80A-4av848
O, jak się cieszę! Znowu, po długiej przerwie kulinarny filmik od Aliny 🙂
Ja mam filmik polityczny. Wprawdzie o polityce miało nie być, ale ten facet ma chociaż poczucie humoru:
https://www.youtube.com/watch?v=pGwDQgOn1Mw
Tez robie banany z rumem.
Nowy robi też wspaniałe i zdradliwe mohito … tak nam smakowało, że potem w Wietnamie piłyśmy z Danuśka tylko taki drink …
Małgosiu nie zauważyłam, że ryż w torebce zamiast 100 gram miał 150 … dla jednej osoby to porcja na dwa dni ..
nie, zebym byl wbrew, a nawet przeciw, ale gramatura z mohito ma zwiazek raczej ponury, im wiecej, tym mniej istotnie wplywa na swoja wlasna wzajemnosc, nie szkodzi, ze nic z tego nie rozumiecie, tez mam zgryz, wiec reasumujac: pijcie ryz kazdego dnia, i zaden leszcz, co mu sie jeszcze nie chce tez Wam nie podskoczy, poza tym, trzymta sie z dala od pocztowej skrzynki, tak Wam dopomoz szparag ( jestem za zielonym ) i co jego jest, moze byc parmezan, akurat przestawiam meble u siebie, wiec cierpie wystarczajaco za miliony, no i jeszcze te obrazki, ktore trzeba zdjac, a ktore zostawic, zeby nikogo nie urazic, anarchia i wstyd, zostana stokrotki i zabite komary, cierpcie ze mna i usmiechem, pozdro,
ten tam
Ze szczerym uśmiechem, Sławku. 😀
Przyznam się, że komarów nie jest mi żal. Nic a nic! 🙂
https://m.youtube.com/watch?v=z4OGo36f8tY
https://m.youtube.com/watch?v=J0ogqBcK9ow
https://m.youtube.com/watch?v=_vjU-EqwMSo
Sławencjo … o rety … co te porządki w domu robią z porządnym człowiekiem … nawet napisał do nas szyfrem … buziaki … 🙂
Jabłoń – Agnieszka Osiecka
Przyjechałam taka smutna – sam rozumiesz,co i jak…
Lecz z pamięci mojej płótna lato zmyło smutku szlak.
Zatrzasnęły się w żołędziach na dwa spusty stare łzy,
odfrunęło z motylami słowo „czekam”; słowo „ty”.
Już do ciebie serca nie mam,
w dziką jabłoń cię zaklęłam,
a wspomnienia – czy pan słyszy –
zamieniłam w polne myszy.
W cierpkim smaku wczesnych jagód już nie szukam twoich ust,
już nie słucham cię w szelestach, gdy zaskrzypi leśny chrust.
Lato zbiera się do drogi, już w dziewannach zima śpi,
ja tej zimy się nie boję, niech zapuka do mych drzwi.
Już do ciebie serca nie mam,
w dziką jabłoń cię zaklęłam,
a wspomnienia – czy pan słyszy –
zamieniłam w polne myszy.
https://photos.app.goo.gl/DKHz4HHpqx8y3C1E8
Dobry wieczór,
Zapraszam na wirtualny spacer po Chrzanowie i do ulubionej knajpki: https://www.youtube.com/watch?v=Od4WsGRaF7M
Sławku-pozdrowienia i powodzenia z tymi meblami i obrazami!
Od skrzynek pocztowych trzymamy się z daleka. Nasza ulubiona i osobista jest w odległości 82 kilometrów. Latorośl ma przykazane do niej zaglądać, ale zagląda częściej do naszego ursynowskiego zamrażalnika niż do skrzynki. Ostatnio znalazła w zamrażarce pierogi z gęsiną i zjadła wszystkie dziesięć. No niech tam, przecież nie będę dziecku żałować.
Asiu-dzięki za podwójną jabłoń. W nadbużańskich ogrodach ze wszystkich drzew owocowych najwięcej jabłoni, też kwitną wspaniale.
Jolinku,
Mamy teraz urlop, ale zamiast podróżować, opróżniamy piwnice, doprowadzamy ogród do porządku, wymieniamy ogrodzenie, Witek z moim bratem rozbudowali całą instalację na deszczówkę. Staramy się omijać wzrokiem bloki, które budują nam tuż za płotem. Dzisiaj wyrwałam 3 wiadra klonowych samosiejek, a to dopiero początek zabawy.
Basiu A Capello,
co powiesz DOBREGO? – kupuję to pytanie. W naszej skrzeczącej rzeczywistości, łaknę dobrych wieści jak kania dżdżu.
Skąd komary? Komarów nie ma. Ulęgły się z przestawiania czy z obrazów?
Dzień dobry,
Ale miło, że tyle osób deklaruje chęć odwiedzin w moich skromnych progach. Naprawdę! Macie stałe zaproszenie! Może Alince też udałoby się wybrać!
A z mojej strony będę się starał, żeby spotkanie było uegzytecznione i okraszone Afryką! Na razie „Gdy lew śpi”, czyli kota nie ma – myszy harcują!
https://www.bing.com/videos/search?q=a+midsummer+night%27s+dream+live+in+Maastricht+4&&view=detail&mid=2B2E8C4523CDD6F899012B2E8C4523CDD6F89901&&FORM=VDRVRV
A do tego lubicie płonące banany!!! Oczywiście, że zrobię.
Przyjazd planowany był na kwiecień, ale maleńki cholernik wszystko zepsuł. Trzeba czekać aż się uspokoi. Teraz nie wiem kiedy przyjadę, ale tylko jak się zrobi wirusowo bezpiecznie.
Asiu,
Już dawno miałem Ci powiedzieć – Twoje zdjęcia są super. Nie tylko te dzisiejsze, ale również te z FB. Zbliżenia tak ostre i wyraźne, jakby się było tuż obok! Dzięki
Jolinku 11:10
To było dokładnie to! Używałem tego brazylijskiego rumu Leblon (nie wiem czy dostępny w Polsce), który, tak mi się wydaje, aż pachnie plażami Rio de Janeiro i im więcej się go pije tym zapach jest silniejszy i jeśli ktoś spostrzegawczy może zobaczyć też jakieś piękne Brazylijki. 🙂
https://www.bing.com/videos/search?q=leblon+drinks&docid=608017053526134164&mid=B9DA11687B49F7D7E9EEB9DA11687B49F7D7E9EE&view=detail&FORM=VIRE
Alinko 10:17
Przecież to moi uczniowie!!! 🙂
dzień dobry … ☕ …
Asiu kwitnące jabłonie lubię najbardziej … na moim podwórku rośnie kilka dzikich (mają z 50 lat bo to pozostałość po gospodarstwie. które kiedyś tu było) .. jabłka nie nadają się do jedzenia ale kwitną przepięknie i kolorowo … podzielam zdanie Nowego – zdjęcia robisz piękne … 🙂
ewo czyli obrządzacie zagrodę … 🙂
sobie pada ….
zapiekanka na czasie …
http://kulinarnizsp1kras.blogspot.com/2020/05/zapiekanka-z-zielonymi-szparagami.html
ale fajny deser …
http://kulinarnizsp1kras.blogspot.com/2020/05/vol-au-vent-owocowe.html
Kontrastowo do fikuśności Jolinka – u nas dzisiaj kaszanka z pyrami.
Wiersz ” Jabłoń” Agnieszki Osieckiej jest tekstem piosenki ” W dziką jabłoń cię zaklęłam” Łucji Prus. https://www.youtube.com/watch?v=BkbjKg_B_1Y Nagranie jest stare, więc słabej jakości, ale wykonanie piękne.
Asia jest za młoda, żeby pamiętać ten utwór.
Zimno, tylko + 7 st. C, ale po wczorajszym deszczowym dniu zazieleniło się majowo.
a na Roztoczu śnieg pada .. jeszcze nie ma „zimnych ogrodników” a tu niespodzianka … i podobno jeszcze się pogodowe chimery nie skończyły …
Obrządzamy zagrodę, a w wolnych chwilach wspominamy bazary:
https://www.eryniawtrasie.eu/36391
Nowy, jesli tylko bedzie to mozliwe, dolacze do Was bardzo chetnie 🙂
Obejrzalam ostatnio wspanialy angielski felieton « After Life » ( na netflixie) autorstwa Ricky Gervais z nim w glownej roli. Bardzo polecam, prawdziwà’perelka, pelna ciepla, optymizmu, tolerancji i zyczliwosci no i z angielskim humorem, ktory bardzo lubie. Polecam.
Mam na mysli serial (nie felieton) 🙂
Wspomnienia Ewy z bazarów bliższych i dalszych znakomite!
Może dobrym uzupełnieniem tych opowieści będzie wiersz o pyzach z najsławniejszego bazaru Warszawy:
….Dla mnie nie ma jak pyzy z bazaru,
pyzy a la Różycki to cud.
A że zna się na kuchni nasz naród,
wszyscy mówią, te pyzy sam miód.
Dla mnie bomba te pyzy z bazaru,
na stojaka je wtrajać nie wstyd.
Do nich piwko z warszawskiego browaru
I już w dechę, i dobra, i git!
Ileż par butów i spodni!
Różności tysiąc sto!
Łapciuch stąd wyjdzie jak modniś,
Ale nie bawi mnie to.
Nie patrzę w te kramy jak gapa
i nikt nie mówi mi nic,
aż w pobliżu nagle ten zapach,
co nawet po nocach się śni!
I już czuję te pyzy z bazaru,
więc kupuję, a w gębie sam miód.
Już kolejka, i młodzik, i staruch,
Bo na kuchni to zna się nasz lud.
Na te pyzy nie szkoda gotówki,
Jak cudownie parują, no spójrz.
Do nich dodaj dwa łyki z piersiówki
i cała Praga jest twoja już!
Więc spróbujcie te pyzy z bazaru,
Niech handlarka w słoiku wam da,
a na deser walczyk z gitarą.
I jest gites, jest wszystko jak trza!
autorzy- S. Cyja, W. Patuszyński
śpiewał Jarema Stępowski
Na terenie bazaru Różyckiego rozpoczęly się całkiem niedawno prace budowlane:
https://www.muratorplus.pl/inwestycje/inwestycje-publiczne/bazar-rozyckiego-aa-Mhyn-7gf2-kbtm.html
Znakomite pyzy nieustająco do kupienia w knajpach położonych w tamtejszych okolicach.
Tutaj nie Jarema Stępowski ale Warszawska Kapela z Targówka śpiewa tę piosenkę. Klimat ten sam. https://www.youtube.com/watch?v=an8LISkJUgQ
Cieszę się, że podobają się Wam moje zdjęcie, chociaż ja widzę ich mankamenty.
Krystyno – dziękuję za piosenkę pani Prus.
Też lubię Mohito. 🙂 A pyz a la Różycki jeszcze nie jadłam.
Kazimierz Wierzyński
WIECZÓR W BZACH
Wiosenny wiatr mię bzami owiał,
Trąciłaś ogród lekkim ruchem,
Twój płaszcz przygasnął, poliliowiał
I stał się kolorowym puchem.
Zmierzch ci jak pająk na sukienkach
Koronki w dzwonki wyhaftował,
Jak pióro senne po mych rękach,
Po twarzy twój przepływa owal.
W latarniach ulic drżą motyle,
Ciemnieje dal i gra bezkreśnie;
Mglisz się, zanikasz w świateł pyle,
Rozwiewasz mi się w bzach, jak we śnie.
https://photos.app.goo.gl/EMpMQ2E2ezzPxHWi8
*** (Tyś jest, jak dzień wiosenny)
Autorem wiersza jestKAZIMIERZ WIERZYŃSKI
Tyś jest, jak dzień wiosenny z pogodą błękitną,
I majowe w swej duszy nosisz poematy,
Radością zasadzone myśli w tobie kwitną
Ruchliwe, jak motyle, i wonne, jak kwiaty.
Lubię wspominać twoje miłosne spojrzenia
Zatulone w powiekach, jak stokrocie w trawie,
I krągły śmiech, co z warg ci zęby wypłomienia,
Białe, jak miąższ jabłeczny, w czerwonej oprawie.
Kiedyś potem — jesienią bez ciebie żałosną,
Gdy smutek serce ścichłe napełni po brzegi,
Niech mi się przyśnią twoje, w białych sukniach wiosno,
Pocałunki słoneczne: twe maleńkie piegi.
Rozmowy przy stole https://youtu.be/JqkiUuQlFGY
https://youtu.be/LgNO3zM0G9Q
https://youtu.be/cMDCpIXAQzw
https://youtu.be/tspMZhbi08s
@ Alina
serdeczne dzięki za „After Life”. Obejrzałam już kilka odcinków. Cieszę się na resztę. Film jest dokładnie taki jak napisałaś. No i ten brytyjski czarny humor który kocham.
@ ewa
Jako dziecko spędzałam wiele czasu u moich dziadków w Chełmku. Wiedziałam że gdzieś niedaleko jest Chrzanów, ale nigdy tam nie byłam. Pewnie teraz też już nie dojadę, a szkoda.
………………….
W Nałęczowie cóż bowiem?
– Wiosna w Nałęczowie
– Wiersze same się piszą
Łowi się je z powietrza
Potyka się o nie w trawie
Daję słowo
– Milion i jeszcze sto tysięcy fiołków
Biegnie pod stopami
(A wszystkie pachną)
…………………
No więc po tym fiołkowym apogeum
Mam opisywać dalsze banały?…
– Wybuchy forsycji o poranku
W przeciągającym się dopiero ze snu parku?
Brzozowe latawce, seledynowe lotnie
Białe welony tarnin
– Próby uprowadzeń, porwań
Odlotów?…
– Atlas w przestworzu rozpylony
Błękitno srebrne wstążki, co
Z byle wiatru podmuchem
Policzki głaszczą pieszczą
– P o w i e t r z e!
Stoisz i wdychasz
Przymykasz oczy
Słuchasz i słyszysz
Jak z tobą wszystko
– Gałęzie ptaki niebo i ziemia
Całe jestestwo zachwycone
Woła z niedowierzaniem;
” Jestem jestem jestem”
Lekkość
Cudowna
Cudowna, bo dosłowna lekkość bytu
A wszystko inne?
– Ciężar istnienia?
Ach gdzieś daleko….
Wybrane przeze mnie fragmenty wiersza Leszka Długosza „Wiosna w Nałęczowie” (albo – list do Mistrza Konstantego).
Są miejsca na Ziemi dla mnie nie do zastąpienia, do których zawsze wracam i do których zawsze mi tęskno…. Jednym z nich ten mały punkt na mapie Lubelszczyzny…
PS Wiem, że się powtarzam.
dzień dobry … ☕ …
miło sobie rano połazić po bazarkach i poczytać wiersze wybrane .. 🙂 …
a ja zaczęłam oglądać francuski serial kryminalny … rzecz się dzieje w Lyon ..
https://en.wikipedia.org/wiki/Cherif_(TV_series)
ciekawe czy we Francji był popularny .. na razi może być tylko lektor mi mało pasuje ..
pirogi inaczej …
http://www.smakiarmine.pl/kuchnie-swiata/czudu-dagestanskie-pierogi-z-zielenina/?
eva47, ciesze sie, ze Ci sie podoba. Moze obejrzysz potem « Derek », poprzedni serial Ricky Gervais. To wspanialy aktor i autor.
Jolinku, nie znam tego serialu, rzadko ogladam telewizje.
Ciekawe te pierogi tylko potrzebny jest kefir a o to tutaj trudniej.
Nowy, mozesz sie powtarzac z Naleczowem, przemieszczamy sie tam razem z Toba 🙂
Danuśka,
Bazar Różyckiego – pyszny!
Evo47 – Byłam parę razy w Chełmku. Kolejne miasteczko z ciekawą historią: http://blogi.dziennikzachodni.pl/dziwnytenswiat/2015/05/17/bata-dal-wsi-chelmek-slawe/
A ja – w ramach odrdzewiania języka francuskiego – obejrzałam „Kierunek: noc” („Into the night) na Netflixie. Film belgijski (po francusku i angielsku) na podstawie książki Jacka Dukaja,. Obsada międzynarodowa, w jednej z głównych ról młody, nieopatrzony polski aktor Ksawery Szlenkier. Dobrze sobie radzi z grą po francusku.
@ ewa,
Dziękuję za link do Chełmka. Moi dziadkowie mieszkali na wsi, a na tzw. kolonii przy fabryce Baty mieszkał brat mojego ojca z rodziną. W 60-tych latach awansował do Skórimpexu i przeprowadził się z rodziną do Łodzi. Polskie buty z Chełmka sprzedawał nie tylko w Europie ale i w obydwu Amerykach i w Australii.
Alino, dziękuję za kolejny typ, już zanotowałam.
„After Life” jest jak balsam na moją duszę, kryminałów już nie trawię.
Ewo-załatwiłaś mnie na perłowo 🙂 Siedzę i oglądam kolejne odcinki „Kierunek: noc”. A chciałam tylko sprawdzić, co to za film. Już od wieków nie zdarzył mi się aż tak filmowy dzień. Jedyne co dzisiaj zrobiłam i co zajęło mi drobne 20 minut to zupa ogórkowa. Jak można spędzić praktycznie cały dzień przed ekranem??? Można!
Dla odprężenia, po filmowych emocjach ucinam małe pogaduszki z Latoroślą. Ona doskonale wie, jak to jest dać się wciągnąć serialom na Netflixie 🙂 Podoba mi się bardzo pomysł z prezentacją kolejnych postaci na początku każdego odcinka.
Czuję, że wieczór też mam z głowy, bo oczywiście będę oglądać kolejne odcinki.
No koniec świata….
Danuśko,
Przebacz! Ja sobie rozłożyłam oglądanie na kilka dni…
Ewo – czy ten serial jest z polskimi napisami?
Kazimierz Wierzyński – Wzbieram i szumię
Wzbieram i szumię nocami w przestworze.
Parną tęsknotę za lotem, za dalą
Rozsadzam brzegi i gorącą falą
Ziemię zalewam, jak morze, jak morze.
Lecę po kraniec widnokręgu siny,
Światy ogarniam i w pędzie radosny
Jestem, jak wylew napęczniałej wiosny,
Którą wyśniły gdzieś w głębiach delfiny.
A po odpływie dziewczęta w szeregu
Idą się kąpać i kiedy na piaskach
Suszą i grzeją się w słonecznych blaskach
Układam muszle szemrzące na brzegu.
tu brzoza, tu brzoza jak mnie słyszysz?
https://syropyinietylko.blogspot.com/2020/05/liscie-brzozy.html
Asiu,
Masz do wyboru napisy polskie, francuskie, angielskie, niemieckie i rosyjskie.
u mnie wciąż grzeją kaloryfery .. podobno możliwe są przymrozki … na północnym wschodzie temperatura na 2 metrach niemal na pewno spadnie poniżej zera …. przy gruncie możliwe spadki nawet do -5*C … Danuśka uważajcie na siebie …
Wierszowe to tak z biodra, tylko to mam w zanadrzu:
Roza, malwa w okno listkiem kolacze, kolacze
chce nad ksiazka wszystkie dzieci
zobaczyc, zobaczyc
To tak z czytanki z drugiej klasy, a Wierzynski, ciekawe, zupelnie uszedl mojej uwadze.
Ale, co ja tam…
były lody z bananów … były banan Nowego .. a teraz …
https://www.projektfood.pl/lody-z-pieczonych-bananow/?
Z gotowanych też są?
Dzień dobry,
Tyle tu poezji na Blogu, pozwólcie, że coś dorzucę, o mym wiernym przyjacielu na wszelkie okazje…. Wszyscy wiedzą, że lubię wino…. Lubił je też Mistrz Leonardo, nie przypominam sobie by go kiedyś na Blogu cytowano. Może warto wypełnić tę likę…
Leonardo da Vinci (1452-1519)
Legenda o winie i Mahomecie
Wino, sok winogradu boski, znakomity,
Znalazłszy się raz w zdobnej czarze złotolitej
Na stole Mahometa, uniosło się chwałą
Tej czci, lecz myśl zważywszy inną, zawołało:
„Cóż czynię? Czym się cieszę? Czyż nie jestem blisko
Śmierci, aby opuścić złociste siedlisko
Czary i wejść w przebrzydłe, cuchnące otchłanie
Człeczego brzucha, kędy ulegnę przemianie
Z słodkowonnego soku w ciecz wstrętną szkaradnie?
Na domiar złego leżeć mi jeszcze wypadnie
W brudnych zbiornikach z inną, paskudną i zgniłą
Materią, którą ludzkie wnętrze wyrzuciło?”
Wołając w niebo, prosi zemsty krzywdzie onej,
By poniżeniu temu kres był położony,
Bo jeśli kraj ten rodzi najlepsze na świecie
Grona, to niech choć wina nie robią zeń przecie.
Natedy Jowisz sprawił, że przez Mahometa
Wypite wino poszło mu w mózg i podnieta
Zdziałała, że oszalał i popełnił siła
Błędów, więc gdy przytomność znów mu powróciła,
Zakazał pić Azjatom wina: stąd się strzegą
I dają pokój winu i owocom jego
Asiu,
Tak jakby „Głębokie Południe” w muzyce Gary Clark Jr. Posłuchaj, jeśli zechcesz. Inni oczywiście też, jeśli chcą. Zgadzasz się?
https://www.bing.com/videos/search?q=gary+clark+jr+youtube&docid=608010602530209840&mid=E31D4890DE8B7AAA0E63E31D4890DE8B7AAA0E63&view=detail&FORM=VIRE
dzień dobry … ☕ …
haneczko nie są znane losy wszystkich bananów … 😉
Stanisławie pomachanko imieninowe … 🙂
z prawie niczego coś dobrego …
https://www.pelnytalerz.com/2020/05/frittata-z-lodyga-brokulu-i-czerstwym.html
młoda kapusta inaczej …
https://ladykitchen.pl/mloda-kapusta-z-czarnuszka-i-sezamem/
u mnie dziś kopytka z gulaszem …
Danuśka przypomniała nam bazar Różyckiego i pyzy. Pamiętam doskonale, tej atmosfery, jeśli ktoś raz widział, zapomnieć się nie da. Bywałem tam w latach liceum, czyli naprawdę dawno. Kupiłem sobie raz lub dwa razy tzw. wycieruchy, czyli dżinsy „zachodnie”, Rifle, a jak?
Jeździłem też czasami do Rembertowa na „ciuchy”. Czy ktoś pamięta ten bazar, bardzo podobny do Różyckiego?
Ale najlepiej znanym mi warszawskim bazarem była tzw. giełda kwiatowa na warszawskim Okęciu. Przez jakiś czas miałem niewielką plantację róż oraz na spółkę z kolegą tez niewielką produkcję goździków, frezji. lewkonii. Kwiaty sprzedawałem na tej giełdzie, więc mogłem poznać ją od strony sprzedającego, a nie kupującego. Bazar działający tylko w nocy, kontrolowany w 100 procentach przez warszawski półświatek. Obowiązywały tam ścisłe reguły – jeśli się ich przestrzegało wszystko było ok. Wystarczyło jednak nie dołożyć do pęczka jednego kwiatka – wtedy do samochodu podchodziło czterech, gwoździami przebijali cztery opony i spokojnie odchodzili. Tak naprawdę było!
Ciekawostką giełdy były tzw. drugie łapy. Druga łapa to była kobieta (zawsze, nigdy mężczyzna) ubrana w ortalion pod którym mieścił się bank. Tam, często pod biustonoszem, była ukryta nieograniczona ilość gotówki. Druga łapa kupowała zawsze wszystko co się przywiozło na giełdę, ale po niższej cenie, żeby to natychmiast upłynnić po nieco wyższej, często z bagażnika mojego samochodu!. Ale my je lubiliśmy – w okresach zastoju potrafiły sprzedać towar, tak żeby nie wracać z nim do domu. Ich zawsze powtarzaną maksymą było – panie, lepszy handelek niż szpadelek! I miały rację. One były naprawdę bogate, a chronione przez tych samych od przebijania opon.
Temperatura gotówki spod biustonosza też miała swój urok…
Na giełdzie można było kupić pyzy, kawę ze słoika, herbatę, ale też różne zachodnie delikatesy – kawę, koniaki… Tej giełdy też nigdy nie zapomnę.
Nie zanudzam dłużej – dobranoc 🙂
Jolinku, jemy dzisiaj to samo.
Poznański Łazarz odwiedzałam rzadko. Nie znam bazarowej na- i podskórności, tym chętniej oglądam i czytam.
Stanisławie – najlepsze życzenia Imieninowe! Bardzo szkoda, że do nas nie zaglądasz!!!
Nowy-nie zanudzasz, jeśli masz więcej takich historii to opowiadaj!
Na ciuchy do Rembertowa jakoś nigdy nie dotarłam. Mieszkaliśmy z rodzicami na Pradze zatem zakupy robiliśmy na bazarze Różyckiego, bo był najbliżej, ciuchów i butów też tam nie brakowało! Pamiętam, że moja sukienka do komunii również została kupiona na Różycu-krótka do kolan, bardzo skromna.
O giełdzie kwiatowej na Okęciu chyba wszyscy warszawiacy z naszego pokolenia słyszeli, ale nie sądziłam, że toczyło się tam tak „barwne” życie.
Co do łodyg brokułowych to pamiętam, że Alicja chętnie jada je od zawsze, chyba w wersji na surowo. Hop, hop Alicjo! Przyznam się, że ja do tej pory je wyrzucałam.
Bardzo lubię surówki z młodej kapusty i nawet wolę młodą kapustę w tej postaci niż gotowaną.
Nowy, te spodnie raczej kupowałeś na praskim bazarku nazywanym „ciuchy” przy ul. Skaryszewskiej, idąc od Targowej w str. Dworca Wschodniego, na jego tyłach. Tam były właściwie tylko ciuchy z tzw. paczek zagranicznych. Po zamknięciu tego bazarku otwarto „ciuchy” w Rembertowie.
Choć na Różyckiego ciuchy też były, obuwie, ale raczej rodzimej produkcji. Ubierałam się na ciuchach przy Skaryszewskiej 🙂
… pamiętam, że na Ciuchy przy Skaryszewskiej jeździło się także po guziki. Takich fantazyjnych nie było wtedy w sklepach, a na Ciuchach całe worki tego towaru. Można było dobrać co komu pasowało i tym sposobem zmienić zwykłą sukienkę w szałową. Podobnie z paskami itp. krawatami…
Poniżej trochę więcej o ul. Skaryszewskiej, jeśli ktoś zechce…
https://warszawa.wikia.org/wiki/Ulica_Skaryszewska
Moja szkola we Wroclawiu znajdowala sie niedaleko placu Nankiera na ktorym byl targ. Nie raz tam bieglam aby zobaczyc ten folklor. Dlugo to nie trwalo i chyba w polowie lat 60 zlikwidowali go. Obok jest hala targowa, tam tez sie kiedys dzialo. Jak bylam w pazdzierniku we Wroclawiu to poszlam pokazac hale corce. Jakie bylo moje rozczarowanie. 3/4 hali to sprzedaz wiencow i wiazanek pogrzebowych, a jeszcze 15 lat temu bylo pelno stoisk z owocami, jarzynami i wedlinami. Zaprowadzilam tam moich znajomych z Francji i tez byli zaskoczeni tymi wiecami.
Ciuchow tam nie kupowalam, bo mam starsza siostre to oprocz butow nosilam sporo ubran po niej.
A propos hali targowej we Wroclawiu, kuzyn Bernarda w czasie wojny byl wywieziony do Wroclawia na roboty. Opowiadal mi jak to on pracowal w Breslau w hali targowej.
haneczko kopytka domowej roboty czy kupne? … moje domowej roboty ale nie mojej tylko teściowej córki ..
ja na bazarki miałam daleko bo mieszkaliśmy w Opaczy (dzielnicy Ochoty) niedaleko tego bazaru kwiatowego, o którym napisał Nowy .. mój mąż to mógłby godzinami łazić po bazarkach i giełdach i zawsze coś wypatrzył … ja wpadałam po coś konkretni i wiałam bo mnie przerażało złodziejstwo i taka szemrana atmosfera … Salsa na ul. Skaryszewską wpadałam tylko czasami po coś bardzo potrzebnego …
Elapa, musi Urszulanki, mowili, ze byl duzy popyt na partnerow na bal maturalny 🙂
Jolinku! Kopytka własnorękie!
haneczko no tak … 🙂
zróbcie sobie ciasto na weekend …
http://www.fascynacjeani.pl/wloskie-ciasto-12-lyzek/
haneczka kopytka własną rączką sprokurowała, ja kluski śląskie z poprzedniego dnia odgrzałam. Też własnoręczny wyrób. Do tego klopsiki w sosie grzybowym „made by Wombat”.
Salsa – na Różyckiego wyroby prywatnych firm polskich, ale i zagraniczne ciuchy też były. Poprzez wąskie spodnie rurki i obowiązkowe kolorowe skarpetki w paski, buty z niesamowicie długim czybkiem, szeleszczące ortaliony, jaskrawe golfy z jakiegoś elastyku, kurtki szwedki, jeansy, beatles boots
https://www.youtube.com/watch?v=DkHDqLnhnrQ
I oczywiście produkty żywnościowe od swoiskich „giensi” po egzotyczne owoce i inne przysmaki. Przynajmniej ja tak to pamiętam.
Skaryszewska, Rembertów, sklepiki na Grochowskiej i Rondzie Wiatraczna oraz Pawilony na Marszałkowskiej – miejsca chętnie odwiedzane przez warszawskie modnisie i eleganckich kawalerów.
Bazar Różyckiego:
http://bazar-rozyckiego.pl/index02
https://wawamaniak.wordpress.com/2016/01/17/gorace-pyzy-czyli-historia-bazaru-rozyckiego/
Nie, Slawku, to byla panstwowa szkola, zadne tam Urszulanki.
* czubkiem
** elastiku
A na Różyckiego to jeszcze kryształy, „lelenie na rykowisku”, różne takie z lamusa, „pyfko”, pyzy, biżuteria, trzy karty lub kulka pod trzema kubeczkami, „Panie pilnuj portfela, Pani pilnuj torebki” i wiele innych „atrakcji”
Mam pytanie do osób czytających nasz blog w telefonie – czy obserwujecie to samo co ja ? A mianowicie – mam problemy z wejściem do komentarzy; z ” najnowszych komentarzy” to się nigdy nie udaje, a komentarze pod tekstem ukazują się dopiero po kilku próbach. Czyli jest wpis Autorek, pod nim kalendarz i ” ostatnie komentarze”. Muszę kilka razy wyjść z tej strony i wrócić do niej; dopiero wtedy ukazują się wszystkie komentarze.
Jest to dość irytujące, ale może to wina mojego smartfona. W laptopie nie mam tego problemu.
Pierwszy raz w tym roku odezwała się kukułka. Wyjątkowo wcześnie, bo zawsze zaczynała kukać w czerwcu.
Danuśka,
łodyżki brokuła są bardzo smaczne i na surowo, i ugotowane. Są smaczniejsze od różyczek.
Zachęciłaś mnie do obejrzenia serialu ” Kierunek – noc” i jednocześnie trochę zniechęciłaś swoim entuzjazmem. 🙂 Wprawdzie nie uzależniam się od seriali, ale nigdy nie wiadomo. Zacznę , gdy będę miała więcej czasu. O tym serialu mówił mi też syn, bo właśnie oglądają go w domu.
Komentarze pojawiają mi się od razu pod tekstem, ale trzeba przewinąć do końca żeby zobaczyć ostatnie, bo kalendarz, ostatnie wpisy i ostatnie komentarze pojawiają się na końcu.
Sprawa się wyjaśniła – kliknęłam na ” zaloguj się” i komentarze ukazują się od razu. Że też od razu na to nie wpadałam, ale to dlatego, że w zasadzie nie piszę z telefonu, bo za wolno mi to idzie i denerwują mnie błędy, które same się wtedy robią.
bo to jest nieprawdopodobna wygoda Małgosiu, by najpierw zapastować podłogę by później wejść nań zabłoconymi bucikami.
Nic bardziej logicznego niźli informacja i linki do wpisów poprzednich/następnych podawać na końcu. Wygoda dla blogowiczów całkowita, głęboko przemyślana logika przy budowie i elementach strony – i to wszystko w trosce o nas. Tak sobie ironizuję, może kto z odpowiednich czynników przeczyta i zareaguje.
W każdym razie „dobra zmiana” na blogach „Polityki” jakby wyhamawała, u niektórych prowadzących nadal po staremu. Ciekawe…
Krystyno-zatem postanowione, przy kolejnym zakupie brokułów zjadam też łodygi!
A zaczęło się niewinnie 🙂 od przepisu podrzuconego przez Jolinka.
Dzisiaj nie oglądałam żadnego filmu, byłam na dwóch dłuuugich spacerach 🙂
Tez wole lodygi, ale gotowane.
dzień dobry … ☕ …
nie wiedziałam, że jest taka tradycja …
https://www.kuchennymidrzwiami.pl/biale-szparagi-kiszone-po-pakoslawsku-tradycja-kiszenia-szparagow-w-wielkopolsce/
gołąbki inaczej …
https://czarrnaodkuchni.wordpress.com/2020/05/05/golabki-z-miesem-i-soczewica/
posadziłam groszek i już się puszcza …
Nasz też 🙂
u mnie dziś krokiety z mięsem z rosołu i barszczyk ..
a tu krokiety inaczej … ale chyba wolę z naleśnikami …
https://mojewyroby.wordpress.com/2020/05/05/dzis-zapraszam-na-krokiety-zrobione-nie-co-inaczej/
haneczko niech nam rośnie … 🙂
Dzisiaj godzina 6 rano i bardzo energiczne pukanie do drzwi. A cóż to się dzieje?
Wyjaśniam czym prędzej:
sąsiad wędkarz pojechał rannym świtem na ryby i jego samochód ugrzązł w błotach na podmoklej lące. Uznał, że przyjdzie właśnie do nas poprosić o pomoc. Wczoraj proponował wspólną wyprawę na ryby, ale Osobisty Wędkarz postanowił, że tym razem rano odpocznie i nareszcie się porządnie się wyśpi.
Pamiętacie to powiedzenie 🙂 „Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga to opowiedz mu o swoich planach”.
PS.Na rybach spory odstęp między wędkrzami nie tylko wskazany, ale wręcz obowiązkowy!
Jolinku-ot i ciekawostka, okazuje się, że wszystkie warzywa można zakisić.
Haneczko-czy znałaś ten wielkopolski pomysł na szparagi?
Jolinku, haneczko – ach ten groszek! Nieco słoneczka, deszczyk wiosenny, a ten się „puszcza”. Istna sromota na grządkach i balkonie!
Jak mowa o sianiu groszku, to myślę o kuzynce Magdzie, przy okazji jednego ze spotkań uraczyła nas pędami groszku i namawiała do posiania tych witaminek. No i oczywiście nucę piosenkę „groszki i róże”
Ja też się nie wyspałam, bo do drugiej w nocy walczyłam z komputerem po awarii dysku, a rano poszłam na spacer z kijkami. Piękna pogoda i bardzo dużo ludzi.
Dziś świętujemy Dzień Europy https://europa.eu/european-union/about-eu/symbols/europe-day_pl
W tym roku nie siałam groszku, bo jednak smak jego pędów niezbyt mi odpowiada.
Pokrzywa rośnie powoli, a mam zamiar usmażyć z jej listków coś w rodzaju placków. Przepis wyczytałam w ” Kuchni Słowian” . Posiekane listki należy posypać lekko mąką, tak aby zlepiły się. Smażymy placki na oleju. Autorzy zapewniają, że jest to bardzo smaczne.
Dziś zrobiłam pierwsze od bardzo dawna zakupy odzieżowe. Samych zakupów mi nie brakowało, ale potrzebne mi były nowe dżinsy. Nawet te dobrej jakości z czasem przecierają się.
Problemy z blogiem w telefonie to jednak kaprysy mojego telefonu. Jestem zalogowana, ale do komentarzy mogę wejść dopiero po kilku próbach. Trudno.
Od kilku lat obserwuję bocianie gniazdo w wielkopolskich Przygodzicach. W tym roku jest aż 5 młodych. Czynna jest niestety tylko jedna kamera/ nr 2/. Małe mają już ponad tydzień, więc będzie można widywać je częściej. http://bociany.przygodzice.pl/indexcam2.html
Krystyno – mam ten sam problem z telefonem. Komentarze pokazują się dopiero przy kolejnych próbach. Przed zmianą wyglądu blogu nic takiego się nie działo. W komputerze komentarze pojawiają się od razu.
Nowy – dziękuję za „Głębokie południe”. 🙂
O bazarach nic nie napiszę, bo na nich nie bywałam, może ze dwa razy, w dzieciństwie byłam w Hali Targowej w Bydgoszczy i raz w Trójmieście podczas wycieczki wczesnoszkolnej. Pamiętam te dobra, które były dla nas niedostępne, tak jak towary w sklepach Pewexu. Podczas wizyt w Bydzi zawsze mama nas tam zabierała i z podziwem oglądałyśmy te dobra i zabawki. 🙂
jutro wybory .. jaki majonez wybieracie?
– winiary
– kielecki
– inny
możecie zrobić sami bo jaj dziś nie brakowało … 😉
dziś byłam na podwójnym spacerze i mam bez w wazonie …
–
Krystyno,
u mnie, na dzialce slysze kukulke od czterech tygodni.
Co to ma znaczyc? Ze moze owszem, te 600 km na poludnikach liczac ma znaczenie i moze dla tego pozniej, lecz co innego mnie niepokoi. Niepokoi mnie, ze ta biedna kukulka juz kuka cztery tygodnie. Ona kuka mianowicie tylko dlatego, aby przywolac partnera, partnerke. Smutne dla mnie, ze jeszcze nie znalazla. Kukulke kiedys slyszalo sie, lecz nie tak dlugo, nachwile, na pare dni, tak mi sie przynajmniej wydaje.
A tak w ogole na dzialkach, to przepieknie, tylko siedziec, albo i umiarkowanie popracowac.
Jak jednak obserwuje, to niepokoj jest nieunikniony. Nieunikniony, bo tak jestem „zbudowany”.
Ptakow praktycznie juz niema. Na prawo jedna rodzina sikorek bogatek, na lewo pokrzywnica, rudzik sie wyniosl, kosa niema, pojawila sie natomiast rodzina wrobli, tez niezle.
Dzis w poludnie zobaczylem tam cos niesamowitego: Byl to calkowicie bialy golab pocztowy. Krazyl nisko nad dzialkami i mozna bylo go zobaczyc pare razy. Niesamowite dla mnie, bo nigdy nie widzialem czysto bialego golebia.
Sasiadka przez plot dala wskazowke na to, ze pare dzialek dalej, ktos trzyma golebie i, kto wie, moze wypuscil. Sasiadka ma konotacje rosyjskie, tzn jest Rosjanka, jak i wielu innych sasiadow. Oni wszyscy, a jest ich niemalo, tych z rosyjskimi konotacjami, urzadzali sobie dzisial jakies male „iwenty”, na 9 maja, na 75 rocznice zwyciestwa.
A ten od tych golebi, ten i tak ma na stale ruska flage nad dzialka.
W naszym ogrodzie mamy te same ptaki, które co roku w nim zamieszkują wiosną. Piegże, pokrzewki, pleszki, dzikie gołębie i wróble. Kukułka kuka od paru dni. Słyszę ją rano gdy idę do pracy.
Jolinku – A ja kupiłam konwalie. 🙂 Bez pachniał upojnie dzisiaj, w tym wieczornym ciepłym powietrzu.
Uschła nam wierzba mandżurska. Szkoda. 🙁
dzień dobry … ☕ …
specjalnie dziś na spacerze szukałam i słuchałam ptaków … chyba bez zmian … dra japę jakby były na wsi lub w sadzie ..
szanujmy obierki …
https://syropyinietylko.blogspot.com/2020/05/uchronia-nas-przed-nadcisnieniem.html
młoda kapusta inaczej … bym zjadła …
https://niebonatalerzu.pl/2020/05/mloda-kapusta-zapiekana-pyszna.html
Na brak ptaków nie narzekamy- po ogrodzie spacerują kosy i drozdy, na gałęziach przysiadają sikorki i dzięcioły, czasem też makolągwy(to dzięki Irkowi udało nam się je zidentyfikować). Nad łąkami słychać słowiki, szybują też jaskółki i jerzyki, a o żurawiach i czaplach wspominałam już niejednokrotnie. Najbardziej lubię wieczorne śpiewy kosa, który ma zwyczaj siadać na czubku najwyższego świerku w okolicy i stamtąd nadawać swoje koncerty. Przy okazji podrzucam ciekawy film o różnicach między kosem, a szpakiem jako że niektórzy mylą czasami te ptaki: https://www.youtube.com/watch?v=BHpdi20QJcQ
Jolinku-jakże lubię takie proste pomysły, a więc ten na młodą kapustę odnotowany, dzięki!
o dzięki Danuśka .. to u mnie po trawniku też spacerują kosy .. zawsze myślałam, że to jakaś odmiana szpaka .. niestety znam tylko kilka podstawowych nazw ptaków i mimo starań (mam nawet atlas) zawsze mam problem by poprawnie rozpoznać nowo zobaczonego ptaszka … najwięcej przyjemności z ptaków mam w Urlach o poranku .. a w mieście najbardziej się ciesze jak zobaczę sójkę w krzakach na podwórku …
lepiej wiedzieć czy nie? … do poczytania …
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1955908,1,ryzyko-smierci-z-powodu-wirusa-dlaczego-lepiej-je-znac.read?src=mt
Jolinku, Twoja kapustka też mi się podoba, ale chyba najpierw zrobię taką klasyczną z koperkiem.
Dziś na obiad Boeuf Strogonow.
Jutro otwieraja nam drzwi troche szerzej, zamiast 1 km mozemy sie oddalic do 100 km. My zostaniemy w naszych okolicach. Tak dlugo bylismy zamknieci, ze teraz nie wiem jak sie bede poruszala. Restauracje, bary w dalszym ciagu zamkniete. Nie wiem tez czy bedziemy mogli spacerowac nad woda.
Na obiad wyjelam z zamrazarki ostatnie pudelko wolowiny z marchewka. Zostalo mi jeszcze na jutro.
We wtorek pojde na miasto i odwiedze ksiegarnie z moja lista ksiazek do kupienia.
A na dzialkach nic sie nie dzieje:
https://www.youtube.com/watch?v=gnELflAF6b8
No nie, z tych ptakow co wymienilem sa jeszcze i inne. Sa golebie grzywacze, sojki, wrony czarne, bo w przeciwienstwie do tych poczciwych, polskich, czarno-szarych, te sa jednoznacznie zabarwione jak kruki, lub gawrony, aczkolwiek genetyczne roznice podobno niezauwazalne. Granice wystepowania tej wrony szarej to Berlin. Na niebie widze czesto myszolowa, bo wielka laka pareset metrow dalej, a jastrzebia czesto widze nad dzialkami, kiedy wrony go nekaja. Ciekawe, jak tak silny drapiezny ptak, nie radzi sobie z atakami wrony, kiedy ta inteligentna napastniczka, narzuca mu metody walki, w ktorych jego atuty sie nie licza.
Dzień dobry
Niestety tyle się w kraju dzieje, że trudno mi się oderwać w inne kierunki.
Tak czy inaczej:
Salsa 8:55 – masz rację, to chyba była Skaryszewska, ale już tak dokładnie nie pamiętam.
Danuśka 8:54, 8 maja,
Niewiele mam bazarowych wspomnień, ale jeszcze jednym mogę się z Wami podzielić. Z pewnością Alinka też pamięta, bowiem ten bazar jest ściśle związany ze szkołą. Chodziliśmy do liceum im. H. Kołłataja na Grójeckiej, przy Banacha. Tuż przy ogrodzeniu terenu szkoły, po drugiej stronie szkolnego boiska był dość duży bazar. Później wielokrotnie pisał o tym miejscu nasz Gospodarz, bywał tam często i propagował tzw. Halę Banacha.
Za moich licealnych lat żadnej tam hali nie było, ale targowisko czasami odwiedzałem, zwłaszcza, gdy uciekłem z jakiejś lekcji, było to dobre miejsce do zabicia czasu. Orłem to ja w liceum nie byłem, a obniżony stopień ze sprawowania był normą. Miałem ciągłe kłopoty z nauczycielką rosyjskiego – a to cuchnęło ode mnie papierosami, a to dałem jej jakąś radę o modlitwie o zdrowie, a to inne uwagi za które wiele razy wylatywałem za drzwi. Przed samą maturą już nie było lekcji tylko tzw. konsultacje. Przyszedłem, pani psorka też. Usiadła i mówi, że jeśli ja będę w klasie, to ona żadnych zajęć prowadzić nie będzie! Po czym siedziała milcząc i tak trwała dłuższą chwilę. Zabrałem rzeczy i wyszedłem, natychmiast udając się na bazar. Pogoda cud, świeże truskawki, pogodni ludzie, panie straganiarki – a niech weźmie, a skosztuje, a śweżutkie… No żyć nie umierać, a tam reszta siedzi w dusznej klasie i słucha jakiś koniugacji czy innych przenudnych rzeczy. A ja bez tych mąk maturę też zdałem, z rosyjskiego również, na trójkę odjąć 🙁 Ale do dzisiaj nikt nigdy się nie zapytał o moją ocenę z rosyjskiego, a moje wspomnienia słodkich truskawek i bazarowego klimatu tamtych lat i dni są dla mnie bez porównania cenniejsze!
Dobranoc 🙂
Alinko – czy Ty wiesz, że my się znamy już 57 lat, jeśli dobrze obliczyłem?
Pamiętam naszą klasę w liceum, Ty siedziałaś w rzędzie pod ścianą, chyba trzecia ławka, od ściany. Ciebie pamiętam doskonale.
Lata liceum, pomimo różnych zawirowań, były dla mnie czasem wspaniałym… Achhhh, co bym teraz dał, żeby to się chociaż na chwilę wróciło…
dzień dobry … ☕ …
Nowy cenna przyjaźń …. 🙂
ptaki świergolą i wzywają na spacer …
propozycja obiadu …
https://www.lekcjewkuchni.pl/2020/05/kurczak-po-wosku-z-patelni-italian.html
u mnie pomysł się dopiero rodzi …
W leśnych okolicznościach przyrody można usłyszeć nie tylko śpiew ptaków:
https://www.youtube.com/watch?v=kvn1_8vIT-M
Wygląda na to, że rozpoczęło się nareszcie to długo wyczekiwane tarło leszczy. To dopiero początek, podrygów jeszcze nie za wiele, ale już są. Czereśnie dawno przekwitły, wiśnie też już zrzucają ostatnie kwiaty zatem dla tych leszczy najważniejsza jest po prostu temperatura wody.
Asiu-nad Bugiem bzy coraz piękniejsze, ale to jeszcze nie jest pełnia kwitnienia. Zdjęć nie będę robić, bo Ciebie nikt nie przebije 🙂
Nowy-czytałam z uśmiechem Twoje szkolne i jednocześnie targowe wspomnienia 🙂
Dzięki nim przypomniała mi się nasza nauczycielka od rosyjskiego, ta z liceum. Była Rosjanką, żoną polskiego oficera, miała na imię tak samo, jak moja mama-Pelagia i dzięki temu imieniu miałam dla niej sporo sentymentu. Była niewysoka, miała kruczoczarne włosy zawsze upiete w kok. Była wymagająca i cała klasa przykładała się bardzo do rosyjskiego. Potrafiła prowadzić bardzo ciekawe lekcje, czytaliśmy razem z nią sporo rosyjskiej poezji.
W liceum i na lektoracie na studiach miałam wymagające nauczycielki rosyjskiego, ale skoro Nowy pisze o ucieczkach na bazar to ja o wycieczkach na Bazar na Polnej, który przylegał do mojego wydziału. W tym okresie była to Mekka wszystkich tych, którzy szukali tam tego czego nie było w sklepach spożywczych. My tam chodziliśmy po 30 dag kapusty kiszonej. Aż się dziwię, że takie zdrowe przekąski sobie wymyśliliśmy, ale właściwie był to jedyny , oprócz ogórków, artykuł na który było nas stać 🙂
Nowy, ja tez z usmiechem a nawet z rozczuleniem przeczytalam Twoje licealne wspomnienia i bazarku przy Banacha i lekcji rosyjskiego. Zupelnie nie pamietam Twoich klopotow z nauczycielka rosyjskiego. Ja lubilam te lekcje bo lubie jezyk i przyznam, nigdy nie wagarowalam, bylam z tych poslusznych…
Tak, minelo juz tyle lat od kiedy sie znamy, az trudno uwierzyc. Ciesze sie, ze mozemy to sobie powiedziec 🙂 A odnalezlismy sie dzieki « naszej klasie « i to Ty zacheciles mnie do wpisania sie na blogu. Pamietam, bardzo sie wahalam bo nigdy przedtem nie uczestniczylam w takich wirtualnych spotkaniach i bylam bardzo oniesmielona. Czytalam blog i myslalam sobie, z czym do gosci, coz moge dodac od siebie. Jestem szczesliwa, ze pokonalam strach, ze naleze do « blogowej bandy » i ze poznalam tyle wspanialych, ciekawych osob. Wiec Nowy, jeszcze raz dziekuje, to dzieki Tobie.
w południe +26 a teraz leje, wieje i zimno nadchodzi … a w nocy mają być przymrozki ..
ja jak wspomniałam z bazarków z czasów szkolnych i młodości nie mam wspomnień … po pierwsze nie było mnie stać … i nie bardzo mi odpowiadała atmosfera .. kiedyś sama przerabiałam ciuchy i robiłam na drutach więc byłam modnie ubrana i w miarę tanio .. ale i tak zawsze wolałam spokojnie w sklepie przymierzyć i obejrzeć co kupuję …
o takiej herbatce nie słyszałam ale jabłonie chyba już przekwitły …
http://grazynagotuje.pl/lemoniada-i-herbatka-z-kwiatu-jabloni/
Alinko,
Ja też pamiętam Twoje pierwsze blogowe wahania, ale na szczęście dla nas wszystkich one przeszły, minęły.
Danuśka, Małgosia W. 🙂 🙂
Jeszcze kwitną, Jolinku.
dzień dobry … ☕ …
dziś mi się nie chciało spacerować … może wieczorem będzie mniej wiało i będzie cieplej …
pierogi inaczej …
http://www.smakiarmine.pl/wypieki/warstwowe-pierozki-z-serem/?
kwitną bzy .. czas na nalewkę …
http://krzyskuchnia.blogspot.com/2020/05/nalewka-na-kwiatach-bzu-lilaka.html
dla wielbicieli szparag …
https://roslinozerniurlopowicze.blogspot.com/2020/05/hiszpania-szparagi-w-sosie-migdaowym.html
śliczny …
http://kucharzenieedi.pl/sernik-na-zimno-z-sosem-czekoladowym-przepis/
chyba zrobili większe okienko dla komentarzy …
Wiatr faktycznie trochę dokucza, no i temperatura znacznie spadła.
Dziś na obiad paszteciki i rosół.
U mnie na wieczor zupa krem z zielonych szparagow a na obiad mielismy jarzynowa kisz.
U mnie tez wieje, ale na szczescie nie tak jak wczoraj. Teoretycznie moge dalej pojsc, ale pogoda nie zacheca do spaceru. Robie porzadki, oproznilam troche szafe z ubran ktorych juz nie nosze. Gdzies przeczytalam, ze jak sie czegos nie zalozylo przez dwa lata to juz sie nie bedzie nosilo.
Mam bilet na samolot do Lizbony na wrzesien i ciekawa jestem co z tego wyjdzie. Pieniadze chyba przepadly.
Dziś znów super księżyc
https://wiadomosci.radiozet.pl/Nauka/Superksiezyc-2020.-Kwiatowa-pelnia.-Kwiatowy-ksiezyc.-O-ktorej-godzinie-Kiedy-i-jak-ogladac
Elapa-myślę, że pieniądze nie przepadły, bo albo rzeczywiście będzie można już latać we wrześniu, albo jeśli nie będzie to możliwe to linie lotnicze zaproponują Ci lot w późniejszym, dowolnie wybranym terminie. Latorośl otrzymała taką propozycję od Ryanaira, w planach miała lot do Reykjaviku pod koniec marca.
W lesie wieje zdecydowanie słabiej zatem spacer był nawet przyjemny. Po ostatnich deszczach już można spokojnie wędrować po leśnych ścieżkach, minęło zagrożenie pożarowe.
Obiadowo był mariaż polsko-hiszpańsko-azjatycki, bo młodą, duszoną kapustę podałam z makaronem ryżowym skropionym iberyjską oliwą, Nie będę się chwalić, ale wyszło znakomicie 🙂 Na jutro przewidziane drugie kapuściane podejście z przepisu podrzuconego przez Jolinka (kawałki kapusty z piekarnika).
Poza tym na piecu( z racji obecnych temperatur znowu trzeba było rozpalić) pyrka rybny rosół, jako że Osobisty Wędkarz nałowił rozmaitego drobiazgu: https://photos.app.goo.gl/8nTWoWap1atyad5YA
Alicja chyba postanowiła przez jakiś czas odpocząć od naszego blogu…?
Gar sobie pyrka, myślałam, że będzie też ten rybi drobiazg na zdjęciu.
Na Brackiej jest chyba jeszcze węgierska restauracja Borprince gdzie w menu był kiedyś kociołek rybny w zależności od dnia z karpiem albo sandaczem. To było bardzo smaczne danie.
Małgosiu-zawartości garnka nie sfotografowałam i nie pokazuję, bo ten rosół ma na razie kolor brudnej ścierki, a drobiazg rybny rozpadł się na bardzo małe kawałki. Trzeba to wszystko przetrzeć przez sito, a kolor i smak doprawić oraz poprawić za pomocą sosu pomidorowego.
Na zamieszczonym zdjęciu chciałam przede wszystkim pokazać, jak wygodnie gotuje się na naszej „kozie”. Oczywiście najlepiej wychodzą dania, które wymagają długiego i powolnego pyrkania.
Tak taka koza to i ogrzeje i ugotuje, fajna rzecz 🙂
Danuśko, mnie natomiast zachwyciła ta koza, obejrzałam dokładnie, bo zamarzyła mi się do mojego leśnego domku. Tylko trzeba jakoś ją zainstalować, co się pewnie łączy z jaką dziurą w ścianie?
Rano odwiedziła nasz balkon malutka sikorka. Pelargonie, choć piękne, zlekceważyła, natomiast zrobiła dokładny przegląd ziół, na koniec zdecydowała się na miętę, uszczknęla listek i tyle ją widzieli..
Tak, Salso, trzeba mieć przewód kominowy. W naszej chacie w tym miejscu poprzedni właściciele mieli duży, otwarty kominek.
Nasz piec jest rzeczywiście bardzo praktyczny, ogrzewa skutecznie cały dom, a gulasz, bigos czy też rosół gotują się na nim samoobsługowo 🙂
…no trudno, brak przewodu kominowego, żegnaj piękna kozo 🙂
Powstrzymaj pożegnanie!
http://ak5.pl/1×7.html
yurek, dzięki! Czyli jest nadzieja i pomarzyć można…
Salso,
na zdjęciu Danuśki widoczne jest załamanie ściany tuż za kozą. Tam mieści się przewód kominowy. Bardzo podoba mi się ten piec. U mnie też jest piec wolno stojący, ale większy. Zajmuje o wiele mniej miejsca niż tradycyjny kominek.
Elapa porządkuje szafy. I u mnie przydałby się taki przegląd, ale na to zawsze jest czas, czyli po prostu nie chce mi się tego robić, bo nie lubię rozstawać się z rzeczami. Poza tym uważam, że ubrania o klasycznym kroju warto przechować, bo moda wraca i stary żakiet czy spódnica będą znów modne. O ile nasz rozmiar pozostanie ten sam. 🙂
Danuśka gotowała rosół rybny, ja zrobiłam mięsny. Przewidziany jest na jutro. Upiekłam też pierniczki, jak zwykle z przepisu Kuchni nad Atlantykiem.
W tym roku nie planuję robić żadnych nalewek, ale zawsze chętnie poczytam o nalewkowych eksperymentach.
A bez u nas nadal w pączkach. To znaczy nie u mnie tylko u mojej sąsiadki, która obdarowuje mnie hojnie. Okazuje się, że bez też ma swoje kaprysy i w ubiegłym roku na sporym krzewie były tylko dwie gałązki z kwiatami. W tym roku kwietnie obficie. Odwrotnie niż moja jarzębina, na której wypatrzyłam dosłownie jeden baldach kwiatowy. A w ubiegłym roku miała mnóstwo kwiatów i owoców. Najbardziej stracą na tym kosy. Na leśnych i przydrożnych jarzębinach też widzę bardzo mało kwiatów.
Tak Salso, yurek podal wyjscie, nic wiec stracnego.
Widzialas juz na pewno wozy na budowach, co maja rury nad daszkiem. To tez mozna chyba tak zalatwic jesli, Lasy Polskie maja cos przeciwko temu.
Przepraszam, wspominalas cos o domku lesnym, a tam moga obowiazywac szczegolne reguly.
Pepegorze, dzięki za podpowiedzi. Trzeba się rozejrzeć w tej sprawie, choć czuję, że będę się sama rozglądać, bo mój mąż lubi mieć święty spokój… Jakieś kominy gdzieniegdzie widzę w okolicy. Nie wyobrażam sobie jednak jak by ta rura miała z domku się wydostać, no i trochę obawy, cały drewniany i wokół sosny, ale to już sprawa dla fachowca, nie ogarniam… może lepiej pomarzyć 🙂
Dzień dobry,
Czy ktoś wie co na etykietach znaczą skróty BC oraz FR?
Pilne!!!
Dzięki
A na etykiecie czego? FR to na przykład opona z rantem.
Może to fruktoza?
Albo fairtrade
Raczej dotyczy to opon, jak pisze Małgosia, BC to homologacja. Szkoda że nie wiemy jakie to etykiety…
Bardzo przepraszam, że tak długo czekacie, ale jestem tylko pośrednikiem. Nasza Kocimiętka wstydziła się odezwać, a potrzebne jest to do redagowanej książki kucharskiej i te skróty są w jednym z przepisów. Jest tam ich więcej np. GF – gluten free, DF – dairy free, czyli bez nabiału. Nierozszyfrowane pozostały BC oraz FR.
Chodzi dokładnie o przepis na Beans on Toast, czyli grzanki z fasolą.
Dokładnie jest tak:
Beans on Toast
GF, DF, BC, FR
i dalej jest przepis…
Ja się nie znam, w przepisach na kartoflankę tego nie ma.
Dzięki wielkie.
dzień dobry … ☕ …
Danuśka taki piecyk w domu robi nastrój … a zapachy dobrej zupy (tylko nie rybnej) to dopełnienie … a czym palicie w tym piecyku? …
u mnie w domu nadal grzeją kaloryfery … chyba pierwszy raz sezon ogrzewczy nie skończył się w kwietniu .. chyba muszą wypalić zapasy bo zima była ciepła …
Amelka uwielbia solony karmel a Wy … ja zjem ale mogę żyć bez niego …
http://izabelawkuchni.blogspot.com/2020/05/domowy-solony-karmel.html
Jolinku, mieszkam w regionie solonego karamelu. Corka moze jesc lyzkami a ja nie przepadam za nim. Czasami wezme nalesnika z solonym karamelem i pozniej narzekam.
Od 1 maja wykryto w moim miescie ognisko koronowirusa w szpitalu. Jest 46 osob zakazonych z tego polowa to personel medyczny.
elapa Amelce najbardziej smakują lody z solonym karmelem …przesłałam jej link z przepisem i może zrobi sobie niespodziankę … 😉
u nas od poniedziałku mają być czynni fryzjerzy … moja fryzjerka już mi przysłała jakie będą obowiązywały zasady .. ale mimo, że wyglądam jak straszydło nie mam jeszcze odwagi iść do poprawki …
dziś filet z łososia z sosem śmietanowo-czosnkowo-szupinkowym i ziemniaki …
smaczne i zdrowe cudeńko …
http://www.my-caprice.pl/2020/05/tarta-trojkolorowa-szachownica.html
Jestem umowiona z fryzjerka dopiero w przyszlym tygodniu, a dzwonilam tydzien temu. Mam czekac w samochodzie pod zakladem az mnie zawolaja, kurtka zostaje w samochodzie i mam zalozyc maske. Prawie wszedzi widze ludzi czekajacych w kolejce na zewnatrz. Troche mi to przypomina Polske z konca lat 70 tych jak tam jeszcze mieszkalam.
Na obiad piersi z indyka w panierce i zapiekanka z ziemniakow.
Nowy, a może te skróty to rodzaj tagów odnoszących się do sposobu przygotowania potrawy, np. baking\cooking, albo frying\roasting…
…przy okazji, serdeczności i pozdrowienia dla kocimiętki 🙂
Ja też jestem mówiona w przyszłym tygodniu, we wtorek.
Dziś na obiad naleśniki z serem i rodzynkami.
Lubię takie naleśniki. A u mnie bukiet jarzyn, kalafior po raz pierwszy, kapusta tradycyjnym sposobem, młode ziemniaki i jajo sadzone. Koperkiem zasypane na zielono. Na humor kupiłam lewkonie, zapach się snuje…
Kulinarnie Wombat mnie rozpieszcza. Wczoraj zrobił wspaniałe, zarówno smakowo jak i wizualnie, danie. Stek w stylu Manhattan z sosem Bordelaise. Do tego pieczone ziemniaki z odrobiną gęstej kwaśnej śmietany. N. w G. – jakby kto pytał – Niebo w Gębie.
Ja zaś w ramach wykorzystania resztki świeżych drożdży pozostałych po upieczeniu ciasta drożdżowego z kruszonką i rodzynkami, upiekłam rogaliki – a jakże drożdżowe – z dżemem malinowym. Gapa, zamiast położyć na dwie blachy, ułożyłam wszystkie na jedną. Nieco się zdefasonowały i zatraciły pierwotny kształt. Niemniej były przepyszne! Następnym razem nie popełnię podobnego błędu.
Dziś po wczorajszych wspaniałościach danie swoiskie i proste – placki ziemniaczane.
Danuśka – piecyk przepyszny, a że zupa pyrka sobie powoli będzie bardziej esensjonalna. Przy tak powolnym gotowaniu masz jak znalazł slow cooker (albo wolnowar jak kto woli) w zasięgu ręki.
Próbowałaś ugotować nań wołowinę z jarzynami? Bardzo lubi takie powolne gotowanie, a mięsko można potem konsumować na gorąco albo na zimno do kanapek lub sałatek. Rozpada się, jest kruche i rozpływa się w ustach. Mniam – mniam.
Ciuszkowe porządki, jak widzę, dopadły nie tylko mnie. Też wczoraj, po nabyciu wiadomą drogą składanych pudełek, uporządkowałam szafę i dokumenty. W szafie półek przymało, a nabyte kilkanaście miesięcy temu szafki z szufladami (po prawdzie to jest garderoba, ale nie z tych olbrzymich) nie wszystko pomieściły i musiałam znaleźć rozwiązanie na usunięcie z widoku kilku „szmatek” i moich torebek. Ikea ma niezłe pudełkowe rozwiązania. Gdybym sama szyła, same zamki błyskawiczne więcej by kosztowały.
Popołudnie miłego Wam życzę. My dogrzewamy chałupkę – na dworze zimno. W ciągu dnia pogoda była niezła. Słónecznie, trochę chmur i bezwietrznie. Spacer zatem odbyty.
*swojskie, swojskie
Salso-jak zwykle lubimy podobne dania 🙂
Wiele lat temu towarzyszyłam Osobistemu Wędkarzowi w wyprawach na ryby w okolice Garwolina. To było i jest nadal bardzo przyjemne miejsce, ale w tej chwili raczej dla plażowiczów i uczestników imprez integracyjnych niż dla wędkarzy.
Jedną z przyjemności związanych z wypadami w tamtejsze okoliczności przyrody były dla mnie właśnie naleśniki z serem i rodzynkami podawane w pobliskiej restauracji. Smakowały, jak u mamy 🙂 i miały jakąś zupełnie symboliczną cenę.
W sezonie grzybowym, kiedy Alain siedział z wędką nad wodą ja zbierałam maślaki, których było mnóstwo pod sosnami rosnącymi dookoła.
Echidno-tak, tak, wołowinę z jarzynami czy też gulasz z grzybami też ćwiczyliśmy na naszym piecu. Pamiętam również jak dusiliśmy w ten sposób kacze uda z jabłkami, rozpływały się w ustach.
Solony karmel lubię, ale w niewielkich ilościach. W lecie na każym rogu ulicy są teraz do kupienia lody o tym smaku, nastała chyba jakaś moda na ten smak.
Za karmelem zwykłym i solonym nie przepadam. Lody lubię raczej w tradycyjnych smakach, w neonowych kolorach mnie nie pociągają.
Salsa 10:41
To bardzo możliwe, chociaż muszę to sprawdzić. Idzie do druku, więc musi być pewne.
Dziękuję bardzo!
Kocimiętka pozdrowienia pewnie już przeczytała, bo wciąż do nas zagląda. Dziękuję!
Nowy 🙂
U mnie fryzjer juz jutro i tez, jak u elap, bede czekac w samochodzie az zwolni sie miejsce w salonie. Maska obowiazkowa i usluga drozsza o 3 euro w zwiazku z nowym wyposazeniem u fryzjerki.
Porzadki ubraniowe jeszcze przede mna a przeciez mialam wystarczajaco wolnego czasu, zeby je zrobic. Trudno mi sie zmobilizowac, posegregowac rzeczy, rozstac sie z niektorymi ale, tak jak pisala Krystyna, kiedy kroj jest raczej klasyczny a rozmiar jeszcze dobry, mozna od czasu do czasu wkladac te niby stare ubrania.
Specjalistka od porzadkow, Japonka Marie Kondo, zacheca glownie do pozbywania sie rzeczy, ktorych nie nosi sie od dwoch trzech lat ale mnie z tym trudno.
Pokazuje jak skladac rzeczy, zeby zajmowaly jak najmniej miejsca i byly jednoczesnie widoczne.
https://youtu.be/IjkmqbJTLBM
Od kilku dni jest zimno i przydaje sie rosol czy inne wolno duszone miesa z warzywami.
Za slonym karamelem tez nie przepadam.
Karmel nie karamel, prawda?
Zut, zawsze mowilam karamel i nikt mi nie zwrocil tutaj uwagi
Elap, mam nadzieje, ze nie myslisz, ze Cie poprawiam 🙂
Ja tez myslalam ze to karamel ale czytam u Malgosi i Danuski karmel wiec teraz juz bede wiedziala.
http://www.jhi.pl/blog/2013-12-09-listy-siostr-karmel-do-juliana-tuwima
Nie zauwazylam, ze bylo napisane karmel, ja z rozbiegu pisze karamel. Tez juz teraz bede wiedziala.
Po francusku chyba karamel/ caramel/. Pamiętacie jak śpiewałą Dalida w piosence ” Parole, parole” ? Właśnie karamel.
Wczoraj telefonowałam do tutejszego zakładu fryzjerskiego, ale nikt nie odbierał. A dziś oddzwoniła pani fryzjerka z wiadomością, że zakład wznawia działalność. Na razie umówiłam wizytę mężowi. Pani wypytała o ” podejrzane” kontakty, Obowiązkowa będzie maseczka i mierzenie temperatury, a klient zaczeka na dole na zaproszenie. Samochód u nas nie jest obowiązkowy :). Ja wybiorę się trochę później.
Krystyno-dosłownie przed chwilą pomyślałam o tej samej piosence 🙂
caramel, bonbons et chocolat…..
https://www.youtube.com/watch?v=LYAvhujK4nA
Danuśka,
zapytam z czystej ciekawości – czy garnek z zawartością ogrzewasz najpierw na kuchence, czy od razu stawiasz na kozie ?
Próbowałam lodów o smaku słonego karmelu, dobre, ale wolę smaki tradycyjne. Zresztą z lodami mam tak, że choć zjem je ze smakiem, to w zasadzie mogłyby dla mnie nie istnieć.
Szkoda, że nie dotyczy to pozostałych słodyczy.
Krystyno-to zależy co przyrządzam- rosół postawiłam od razu na piecu, a np. mięso na gulasz najpierw obsmażam na tradycyjnej kuchence, na dużym ogniu, a potem stawiam na piecu, by dusiło się z wolna i z ostrożna. Zapewne, że już niedługo sezon grzewczo-kominkowy się skończy i razem z nim zakończymy tego rodzaju gotowanie.
Nasza francuska rodzina ma jeszcze inny rodzaj pieca kominkowego-w górnej części jest piekarnik: http://ak5.pl/0x7.html
Też bardzo wygodne rozwiązanie, zresztą tak przecież były kiedyś budowane kuchnie kaflowe. Dzisiaj też taki piec można sobie zamówić:
https://kafle.org.pl/galerie/kuchnie/
Z karamelem jakoś nigdy się nie spotkałam. Tym bardziej miło powitać 🙂
Słona słodycz nie dla nas.
Względem karmelu – w języku angielskim też caramel, może stąd wynika mieszanie słów polskich i obcojęzycznych. Nie tak znowu rzadki przypadek.
W wieku XX (jak to fajnie brzmi), zanim komputery zdominowały życie homo sapiens, mówiono kompiutery, taka angielszczańska wymowa.
tzn nie wszyscy tak wymawiali lecz spotkałam się z tym wśród inżynierów, techników, a nawet w programach radiowych i telewizyjnych.
dzień dobry … ☕ …
robiliście taką konfiturę? … jeśli nie to możecie bo piwonie nadchodzą ….
http://www.my-caprice.pl/2017/06/konfitura-z-patkow-piwonii.html
Piwonie zaczynaja kwitnac, ale nie robilam z platkow konfitur. Zostaje przy tradycyjnch owocach.
elapa można zrobić na prezenty (łatwiej niż z fiołków bo piwonie maja duże kwiaty) … kiedyś jak byłam w Bułgarii nakupiłam oryginalnych konfitur z róży na prezenty .. i to był strzał w dziesiątkę … wszyscy obdarowani bardzo się ucieszyli …
w nocy popadało … trawa odrosła … i zaczęli kosić … 🙁
Dziewczyna z tego bloga ma fajne pomysły …
http://www.my-caprice.pl/2020/05/frittata-w-kanapce.html
Od dwóch dni cieszę się smakowitą i ciekawą lekturą: https://www.znak.com.pl/ksiazka/przy-stole-z-krolem-jak-ucztowano-na-krolewskim-dworze-filipowicz-wika-167515
Dzisiaj rannym świtem czytałam rozdział poświęcony Stanisławowi Augustowi, oto jego fragment:
„W czasach Stanisława Augusta utrwaliła się na dobre zmiana liczby posiłków w ciągu dnia. Już nie dwa niewiele się od siebie różniące, lecz trzy, a nawet cztery, a do tego zdecydowanie zróżnicowane pod względem menu. Tak więc dzień rozpoczynało śniadanie składające się z lekkich dań z dodatkiem nabiału i popularnej kawy ze śmietanką(x)
Król natomiast po pobudce o 6.00 rano miał zwyczaj wypijać filiżankę esencjonalnego bulionu, który gotowano dla niego przez całą noc. Wieczorem kucharz „kładł w mały rondel kawałki mięsa wszelakiego i zwierzyny, dodawał mocnych korzeni i na wielkim warzył ogniu, dopóki nie ostała się filiżanka jedna, posilna wielce.”
(x) U Karola Radziwiłła nadal serwowano śniadania po dawnemu złożone z kiełbas, zrazów, hultajskich bigosów, piwa, miodu i wina.
Przy okazji znalazłam absolutnie odlotową filiżankę do bulionu 🙂
http://ak5.pl/qc7.html
Jolinku-konfitura z płatków piwonii ma zapewne niezwykły zapach, podobnie jak konfitura z róży. Bardzo lubię słodki zapach piwonii, ale mamy ich w ogrodzie 🙁
jakby ktoś nie miał pomysłu na obiad …
https://codojedzenia.pl/obiad-z-dwoch-dan-przepis-tani-obiad/
Uwaga-pytanie w sprawie Zjazu Blogowego:
Czy odwołujemy nasze spotkanie przewidziane w czerwcu w leśniczówce w Niborku? Chyba najwyższy czas, by tam zadzwonić i poinformować o naszej decyzji.
Proszę o Wasze opinie na ten temat.
Danuśka, TAK … odwołujemy …
Danusiu, z żalem chyba TAK, bo nie wszyscy by dotarli, a poza tym przy obecnych przepisach potrzeba by było dwa razy więcej pokoi.
Wróciłam z porannych kijków, przyjemna pogoda, tu i ówdzie pojawiło się trochę wody tam gdzie wcześniej znikło, ale to i tak kropla w morzu.
Małgosiu udało Ci się wrócić przed deszczem … 🙂
czereśnie na bazarku 70 zł za 1 kg …
ziemniaki inaczej …
https://dietamojapasja.blogspot.com/2020/05/mode-pieczone-ziemniaki-w-rekawie.html
U mnie znów botwinka itp. zielenina. Pęczek konwalii zakupiłam choć marzyły mi się piwonie (nazywam je peoniami). Ale mam jeszcze lewkonie. Peonie po 5 zł. Zdziwiłam się bardzo widząc na straganie dorodne pokrzywy w doniczkach. Ceny nie znam. Kilka dni temu natrafiłam na filmik o wytwarzaniu soku z pokrzyw za pomocą wyciskarki. Sok był wlewany do plastikowych torebek podzielonych na kwadraty i zamrażany. Pan miał zamrażalnik wypełniony zapasem, chyba na całą zimę.
…dodam jeszcze, że wytłoczyny z wyciskarki, po wysuszeniu przechowywał w słojach, do zaparzania herbatek 🙂
Danuśka, niestety odwołać. MałgosiaW. dobrze mówi.
Pokrzywy jakoś mnie nie nęcą. Nasze piwonie jeszcze nie zakwitły, konwalie szaleją.
Niestety, termin czerwcowy na pewno odpada, prawdopodobnie mamy ten rok zjazdowo z głowy.
Nie ważcie się robić niczego oprócz bukiecików z konwalii – każda jej część jest silnie trująca, o czym już blogowo prawie każdego roku z okazji konwaliowości było, ale powtórzyć nie zawadzi. Kwiatowo u mnie kiepsko, bez ma ledwie-ledwie pąki LIŚCI, gdzie mu tam do kwiatów! Czy z forsycji można coś zrobić? Moja wyszła bardzo słabo w tym roku, ale dalej u sąsiada i owszem:
https://photos.app.goo.gl/DaD7z2XGtc8h9Aev9
Z politycznych tematów – rapowanie na rzecz zakupu sprzętu medycznego bardzo wskazanie, za wyłączeniem niektórych łobuzów, co to lekką ręką dają innemu łobuzowi 2 miliardy na tubę polityczną zwaną TVP, a potem „ratują” stan posiadania sprzętu medycznego. Coś tu jest postawione na głowie. Bardzo sobie chwalę od jakiegoś czasu blog dr.Kaczmarewicza.
Urlop od bloga kulinarnego dobrze robi na trawienie.
Poza tym żurek z kiełbasą i ziemniakami + jajo na twardo.
W Ustroniu wylęgły się 2 bociany, jeszcze 3 jaja do wyklucia…
http://www.bociany.edu.pl/
Alicjo, dobrze, że jesteś. Konwalie oczywiście tylko wącham i w wazoniku podziwiam. Nasze forsycje przekwitają, ale posilona deszczem przyroda nabiera soczystości kolorów, ciągle jeszcze bzy zachwycają.
Danuśko, wróciłam do Twojego wpisu o królewskich kulinariach. Z ciekawości zajrzałam do mojej starej książki o Zamku Królewskim w Warszawie, ale w niej mało wzmianek o kulinariach, za to wiele o historii, ludziach i architekturze zamku.
Filiżanka do królewskiego bulionu zachwycająca, prawdziwie odlotowa 🙂
Ze smutkiem muszę zgodzić się z Wami w sprawie zjazdu.
A pokrzywy mnie nęcą. Co roku suszę je na herbatkę. Smak taki sobie, ale podobno zdrowa. Piję bez odrazy. A w najbliższych planach mam placki pokrzywowe.
Zapach piwonii należy do moich ulubionych. Moja piwonia zakwitnie pewnie dopiero za miesiąc. Może warto skusić się na malutką ilość konfitur dla samego zapachu.
Czesław Miłosz
PRZY PIWONIACH
Piwonie kwitną, białe i różowe,
A w środku każdej, jak w pachnącym dzbanie,
Gromady żuczków prowadzą rozmowę,
Bo kwiat jest dany żuczkom na mieszkanie.
Matka nad klombem z piwoniami staje,
Sięga po jedną i płatki rozchyla,
I długo patrzy w piwoniowe kraje,
Dla których rokiem bywa jedna chwila.
Potem kwiat puszcza i, co sama myśli,
Głośno i dzieciom, i sobie powtarza.
A wiatr kołysze zielonymi liśćmi
I cętki światła biegają po twarzach.
mnie piwonie kojarzą się moimi imieninami … zawsze mój mąż obdarowywał mnie wielkim bukietem piwonii w tym dniu …
pokrzywę piję prawie każdego dnia … się przyzwyczaiłam bo nie piję herbaty .. kawa i ziółka …
Jutro zadzwonię zatem do Basi Adamczewskiej i poproszę o to, by odwołała naszą imprezę. No cóż, szkoda…Muszę jeszcze porozmawiać z tymi, którzy nie odzywają się na blogu, ale przyjeżdżają na nasze spotkania. Myślę, że już od marca wszyscy domyślaliśmy się, że niestety nie uda nam się zobaczyć w zaplanowanym terminie.
Jolinku-miłe wspomnienia 🙂
W oczekiwaniu na kwitnące peonie świeca o stosownym zapachu:
https://emako.pl/pol_pl_Swieca-zapachowa-w-szkle-z-ozdobna-klatka-zapach-piwonii-200-g-39244_1.jpg
Zaczynają kwitnąć nasze rododendrony, jeszcze tylko dwa się lenią.
To nie do pojęcia, ile chwaściorów jest w stanie pomieścić niewielki ogród.
Tylko z floksów ( 30 x 1,5 m) wydłubałam cztery wiadra, a wcale nie wyglądały na aż tak zarośnięte
dzień dobry … ☕ …
mój wyjazd już dwa razy organizator przekładał i wycieczka podrożała … chyba zrezygnuję …
na śniadanie albo obiad albo kolację …
http://fleksitarianizm.pl/sandwicze-z-kalafiora/
Dzisiaj ciekawostki na temat dziwacznych i niebezpiecznych dla zdrowia diet Elżbiety Bawarskiej czyli cesarzowej Sisi, cytaty nadal z książki „Przy stole z królem” Wiki Filipowicz. Przez całe życie walczyła o to, by” obwód w pasie utrzymać w granicach 47-50 cm, co kosztowało ją mnóstwo wyrzeczeń….”
Pamiętacie oczywiście krowę rasy jersey należącą do Żaby i ten znakomity ser z mleka rzeczonej krowy? Otóż Sisi również uważała, że krowy tej rasy dają najlepsze mleko. „Sześć szklanek mleka dziennie mogło być jedynym jej pożywieniem nawet przez kilka tygodni….Czasem zamiast mleka piła przez dłuższy czas tylko soki owocowe, kiedy indziej na cały dzień musiał jej wystarczyć wywar z czterech rodzajów mięsa-cielęciny, kurczaka, jelenia i kuropatwy….Przez kilka dni potrafiła jeść tylko winogrona, sorbet o smaku fiołków, lody lub pomarańcze. Czasami słabła z głodu…”
Przeciwieństwem Sisi była królowa Wiktoria, która kochała jeść i która nie przejmowała się nadmierną tuszą. Jej obwód w pasie wynosił 130 cm!
Dobrze, że nie mamy cesarsko-królewskich dylematów 🙂
Na wszelką okoliczność podaję duży kubek, a kawę/ herbatę z mlekiem lub bez każdy nalewa sam: https://www.agawa.pl/opisy/zdjecia/73918_02.jpg
Danuśka chociaż głodowała silną wolę miała … 😉 …. ja to bym musiała chyba czystą wodę pić by mieć taką kibić …. 🙂
przepyszny obiad …
http://blogzapetytem.pl/2020/05/10/wiosenny-przekladaniec-z-mloda-kapusta-wieprzowina-i-ziemniaczkami/
a Wy jak robicie zasmażana kapustę? …
https://www.obzarciuch.pl/2020/05/moda-kapusta-zasmazana-wg-babci.html
Kapustę robię tak samo, ale rzadko dodaje mąkę. Widzę Jolinku, że szukasz pomysłu na młodą kapustę, ja pewnie też kupię.
Dodaję koperek w ilościach.
Małgosiu szukam smaku kapusty zasmażanej mojej mamy …
dziś pierwszy raz będą u mnie truskawki z makaronem posypane białym serem i polane miodem … uwielbiam takie smaki …
O, tak koperek też. Kapustę kupiłam, tylko muszę teraz jakiś obiad do niej wymyślić.
Dziś na obiad dorsz zapiekany z cukinią i pomidorem.
tylko dziś w Lidlu … 4,99 zł za pęczek szparag … informacja dla chętnych …
koperek też w dużych ilościach do czego się da …
Dziś koperek i szczypiorek w paście jajecznej.
DZISIAJ OBCHODZIMY: Dzień Niezapominajki i Święto Polskiej Muzyki I Plastyki
Herbata z mlekiem – fuj! A do tego w takim, przystojnym co prawda, ale kubasie!
Tylko w porcelanie i cienkim szkle odczuwa się szlachetny smak herbaty – moim nieskromnym zdaniem.
Niedawno czytałam o Sisi w sprawie, jak bardzo była nieszczęśliwa. No cóż…
https://ciekawostkihistoryczne.pl/2019/02/03/tragiczne-losy-elzbiety-bawarskiej-czy-sisi-byla-najbardziej-nieszczesliwa-cesarzowa-w-dziejach/
Pamiętam, że kiedy zwiedzałam pałac w Bad Ischl, przewodnik opowiadał nam o tych dietach, które stosowała Sissi. To już była obsesja. Mówił, że nie pozwalała się fotografować. Ostatnie zdjęcia, te które są powielane, były zrobione gdy miała chyba około trzydziestki. Nie dziwię się, przy takiej ubogiej diecie włosy i cera musiały być w opłakanym stanie. Na fotografiach z młodości widać te bardzo długie włosy. Podobno czesanie i układanie fryzury trwało kilka godzin. I tak codziennie. Potem jeszcze ubieranie się. Na sen nie przeznaczała zbyt wiele czasu.
o większa czcionka …
Alicjo,
https://rytmynatury.pl/forsycja-pospolita
Z przefermentowanych kwiatów bzu też jest dobra herbatka. https://www.claudia.pl/artykul/herbata-z-bzu-lilaka
Sąsiad kilka dni temu zaczął przygodę z pieczeniem chleba i przyniósł nam dzisiaj bochenek wspaniale wypieczonego chleba pszennego. Musiałam sobie przemówić głośno i wyraźnie do rozumu, by już nie kroić kolejnej kromki i zakończyć to próbowanie. Pogratulowaliśmy sukcesu i czekamy na kolejne chlebowe eksperymenty 🙂 Żadnych obwodów w talii mierzyć nie planuję!
Chociaż w zasadzie akurat dzisiaj można było sobie spokojnie pofolgować z tymi pajdami chleba. Przerzuciliśmy trzy metry sześcienne drzewa na opał, Zrobiliśmy już zakupy z myślą o sezonie jesiennym, polana poleżą w drewutni i jeszcze trochę podeschną zanim zaczną się jesienne chłody.
Jolinku,
sama ustawiam sobie wielkość czcionki, więc nie zauważyłam ewentualnych zmian.
Dawnych smaków mi nie brakuje, bo nie było u nas wymyślnych potraw, było niewiele przypraw. Lubię bardziej wyrazistą kuchnię. Ale z sentymentem wspominam pyzy zwykłe i podobne do kartaczy. Kapusta zasmażana także bywała, jak chyba w każdym domu.
Zdecydowanie bardziej brakuje mi dawnych zapachów – od zapachu pasty do podłogi po zapach świeżej ziemi wyglądającej spod topniejącego śniegu. I zapach przedwiośnia i wczesnej wiosny. Oglądam czasem programy o Polakach za granicą – sami zgłaszają się do programu i pokazują jak żyją, gdzie pracują. Są pytani także o to, czego im brakuje z Polski. I pewien młody jeszcze człowiek mieszkający w Irlandii lub Wielkiej Brytanii powiedział, że brakuje mu tego zapachu, kiedy stopniał już śnieg i czuć już wiosnę w powietrzu. Czyli coś jednak jest w tej pamięci zapachów.
Mnie ten obwód w talii Sisi zmroził… i też ciekawość, dla kogo ona się tak upiększała i torturowała tymi dietami (żeby nie powiedzieć – głodziła!)
Piękne i bogate kobiety rzadko kiedy bywają szczęśliwe, kiedy tak pognać po kartach historii. Założę się, że wspomniana przez Danuśkę królowa Wiktoria była zadowoloną z siebie panią 🙂 Była bardzo popularna i nie zajmowała się swoją talią.
Ewa,
dzięki za sznureczek – interesujące rzeczy o forsycji!
Krystyno-masz rację, zapachu przedwiośnia nie ma, bo już od kilku lat nie ma o tej porze roku topniejącego śniegu. Natomiast jest nadal zapach wiosny z kolejno kwitnącymi krzewami i drzewami. Jest też zapach jesieni, to znaczy zapach leżących na ziemi liści. W naszym nadbużańskim lesie lubię również zapach upalnego lata, bo pachną wtedy intensywnie sosnowe drzewa.
I jeszcze wracając do Sisi-autorka książki, o której wspominam pisze, że „nienaganna aparycja była jedynym, co zależało od niej i nad czym mogła zapanować, i ta świadomośc dodawała jej pozornej pewności siebie”.
Na dworze, na którym przyszło jej żyć musiała podporządkować się bardzo sztywnej etykiecie oraz…surowej i wymagającej teściowej.
Jolinek51
15 maja 2020
9:33
Se chyba żartujesz z tej kibici – jesteś wysoka, proporcjonalnie zbudowana i na Tobie zero tłuszczu i jakichś tam. Nie kokietuj! Wielka Gruba Baba, a obok niej Haneczka, słynąca z „nadkilos”, oraz Zgaga. No dobra, zjęcie sprzed paru lat, ale jak się wyśpię, to odnajdę nowsze, o! Takie same kibicie, jak na tym zdjęciu.
https://photos.app.goo.gl/q7WJPShe9uWmweoV6
Jojczyć się Jolinku zachciało ) roll:
https://photos.app.goo.gl/5y1M4rh8M6YZC8rp6
Dobranoc!
https://photos.app.goo.gl/nLnZdYuZEbtsPzsK6
No! I koniec Jolinka jojczenia na temat wagi i tak dalej – 10 lat temu tak wygądałaś, a teraz tak samo, a nawet mniej, tylko wolę Cię w tych „ząbkach” 🙂
dzień dobry … ☕ …
dziś mam zamiar zrobić zupę z botwiny … ale można różne dobre potrawy z niej zrobić …
http://www.smakiarmine.pl/kuchnia-osetynska/caharadzyn-osetynski-placek-z-botwinka-i-serem/?
Danuśka te teściowe to czasem zmory …
film, książka, zabawa i jedzenie …
https://www.kitchenliterary.com/2020/05/uczta-babette-blinis-demidoff.html
mniam .. trzeba zrobić …
https://www.kulinarneprzygodygatity.pl/2020/05/kiszona-mloda-kapusta.html
dobry dzień na spacer ..
miłego weekendu … 🙂
Zapachy, do ktorych wracam mysla, to wypieki Mamy, pasztetu, ciast. I jeszcze zapach swiezej poscieli.
Danuska pisze o diecie Sissi. To moze jedyne, co mogla kontrolowac w swoim zyciu, swoja wage. Cierpiala prawdopodobnie na anoreksje. Pare lat temu czytalam jej biografie. Zycie chyba nie do pozazdroszczenia . To nie ona miala poslubic Franciszka Jozefa a jej starsza siostra. Kiedy spotkal obie, to w tej mlodszej sie zakochal a miala zaledwie 15 lat. A kiedy urodzily sie dzieci, wychowaniem zajmowaly sie inne osoby. No i tesciowa, ktora decydowala o wszystkim. W sumie biedna Sissi.
Piszecie o pokrzywach. Tutaj wyroslo ich tyle, ze nie moge juz na nie patrzec. Pelno jeszcze innych « chwasciorow » (haneczka :-))
Jolinku-są teściowe i myślę nawet, że jest ich sporo, do rany przyłóż 🙂
Moja koleżanka i jej zięć darzą się wzajemnie dużą sympatią. Jednym z jej przejawów, ze strony koleżanki, jest dogadzanie podniebieniu zięcia. Paweł, bo tak mu na imię, uwielbia kotlety mielone zatem ukochana teściowa zawsze podczas rodzinnych obiadów smaży mielone dla Pawła, nawet jeśli dla wszystkich gości przewidziane jest inne mięso. Wymyśla dzielnie różne nowe odmiany tych kotletów. Przyznam, że czasem podrzucam jej jakieś ciekawe pomysły korzystając, między innymi, z blogowych rozmów czy sznureczków.
I jeszcze o krowach rasy jersay. Ceniła je Sisi i ceni dwór angielski, są hodowane do dzisiaj w Windsorze. Do herbaty (napar mieszanki darjeeling) królowa Elżbieta dodaje odrobinę mleka pochodzącego właśnie od tych krów.
Zatem Żaba naprawdę znała się na rzeczy i dokładnie wiedziała, jaką krowę należy zakupić. A poza tym wiadomo, Żaba zna się na tylu rzeczach, że to się w głowie nie mieści….
To dla kogo filiżanka herbaty?
https://urzadzamy.smcloud.net/t/photos/t/76471/porcelana-cmielow_3238145.jpg
Dla mnie, poproszę 🙂
Po zakupach i małej krzątaninie, całkiem spokojnie piję drugą kawę.
Upiekłam dwa zakwasowe chleby. Wszystko dobrze oprócz skórki. Wyszła twarda i nie bardzo wiem, jak ją zmiękczyć.
Alino, pamiętam mnóstwo najrozmaitszych zapachów z przeszłości.
Wydaje mi się, że wtedy wszystko pachniało, nawet obora. I wiem, skąd to wrażenie – to tęsknota za niegdysiejszymi śniegami, krajem lat dziecinnych i bliskimi, których już niema.
Haneczko, jeszcze lekko ciepłe zawiń te chleby w ściereczkę, skórka powinna zmięknąć.
Wróciłam właśnie ze spaceru z kijkami, muszę się i przebrać i pójść po zakupy. Ponieważ mam kapustę to może zrobię mielone kotlety, a może schabowego?
Piekłam późno w nocy, zostawiłam na kratce i do rana całkiem wystygły, na twardo.
Też kupiłam młodą kapustę. Będzie do żeberek.
Dziś będą schabowe, jutro mielone. A może też rabarbarowy crumble 🙂
To, że Sisi nadała imiona ulubionym krowom mogło dziwić tylko w wysokich sferach. W tych najniższych powszechnym zwyczajem było nadawanie imion domowym żywicielkom. Żywot krów był zazwyczaj o wiele dłuższy niż pozostałych zwierząt domowych, więc zasługiwały na wyróżnienie.
Żabiej krowy nie znaliśmy, ale twaróg wspominamy z rozrzewnieniem.
Eksperymentowałam wczoraj z pokrzywami. ” Placki” z młodych liści były całkiem smaczne. Smażyłam je na oleju rzepakowym, ale moim zdaniem jest on zbyt wyrazisty dla delikatnych pokrzyw. Następnym razem wykorzystam masło klarowane albo oliwę. Gdybym nie widziała, co jem, nie zgadłabym, co to za potrawa.
u mojej babci było 17 krów i wszystkie miały imiona .. babcia miała fantazję i każda wnuczka „dostała swoja krowę” … moja była Jagódka … niestety rodzice się rozwiedli i krowa poszła w inne ręce …
a ja się dziś połakomiłam na młode ziemniaki .. i były z masełkiem a kefir do popicia .. jutro będą ze śledziem i gęstym jogurcie … + koperek do wszystkiego ..
Dziewczyny z Ursynowa będziecie miały nowy Park Polskich Wynalazców na terenie zieleni u zbiegu ulic Rosoła, Szolc-Rogozińskiego i Grzegorzewskiej …
https://www.facebook.com/otwartyursynow/posts/1120781144948124
pokrzywa bez roboty …
https://www.dorotasmakuje.com/2020/05/ryz-czarny-z-pokrzywa/
Dwie łyżki świeżej pokrzywy na dwie szklanki ryżu to tyle co nic. Dałabym co najmniej 2/3 szklanki pokrzyw. Ryż po ugotowaniu zwiększa swą objętość, pokrzywa zmniejsza, a że ma bardzo delikatny smak, to taka mała ilość byłaby niewyczuwalna w smaku. Ale połączenie ciekawe.
Nie bójcie się pokrzyw, zwłaszcza tych majowych.
krystyno tu chyba nie chodzi o smak pokrzywy bo jak sama piszesz jest delikatny .. chyba bardziej chodzi o działanie lecznicze/zdrowotne i taka ilość może wystarcza ..
Nie mam problemu z pokrzywami, bo u mnie nie rosną 🙁
A propos obłaskawiania starszych pokrzyw, podobno krótkie sparzenie pozbawia je „piekących” właściwości.
Przy okazji – Ewa wczoraj zaprezentowała sznureczek do forsycji i co dobrego z niej można, a można wiele! Mało jest takich roślin, które są kompletnie bezużyteczne dla zdrowia, a czasem, jak konwalie, wręcz trujące. Sama dobroć dookoła, tylko rwać i przerabiać.
Poza zapachem pasty do pastowania linoleum (a potem ślizgało się po tych podłogach z kapciach filcowych, żeby je „wyfrotować”), to akurat dzisiaj znalazłam i się podpisuję…. papierówki! Najpierwsze dojrzewające jabłka!
https://haps.pl/Haps/7,167251,25948145,papierowki-to-dla-wielu-wspomnienie-dziecinstwa-dlaczego-warto.html#s=BoxOpImg10
To se ne vrati…. 🙁
*w kapciach
Dzień dobry
https://wyborcza.pl/7,113768,25941911,tyrmanda-skazano-na-niebyt-dzis-jest-symbolem-choc-wielu-nie.html#S.main_topic-K.C-B.7-L.1.duzy
Od niedawna czuję się na Blogu nieco niepewnie, nigdy nie wiem czy cokolwiek zamieszczam mieści się w granicach „azylu” czy nie. Mam nadzieję, że Tyrmand tam jest. A może nie.
Kiedyś sięgnąłem do „Złego”, którego tutaj mam. Dzisiaj nie wiem czy bym przebrnął od początku do końca, a przecież w latach liceum, gdy to było na indeksie, czytałem z wypiekami. Może też dlatego, że tamtejsza Warszawa była mi tak znana i bliska.
Nie zanudzam.
Dobranoc 🙂
https://www.bing.com/videos/search?q=wojciech+m%c5%82ynarski+dudu%c5%9b+Matuszkiewiecz+youtube&docid=607998422032910493&mid=551ABF7ED435DE3E5B00551ABF7ED435DE3E5B00&view=detail&FORM=VIRE
https://www.bing.com/videos/search?q=Duke+Ellington+youtube&docid=608054265133469667&mid=3746A8DC330DFAE7594F3746A8DC330DFAE7594F&view=detail&FORM=VIRE
dzień dobry … ☕ …
zamiast mielonego z ziemniakami? …
https://dietamojapasja.blogspot.com/2020/05/pyszna-zapiekanka-z-2-skadnikow.html
Bym uprościła.
Mielone do naczynia, uformować, powtykać ziemniaki.
zabawa w chowanego …
https://mecooks.pl/obiad/placuszki-ziemniaczane-z-zielonymi-szparagami/
Nowy też czytałam, ale prawie potajemnie, „Złego” bo byłam podobno za młoda na taka lekturę … teraz mam na półce:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/267707/dziennik-1954
ale zabieram się do czytania już 3 lata …
Nowy faktycznie siedzimy przy stole w maseczkach i rękawiczkach ..
U nas „Zły” się rozleciał, ale nie zestarzał.
Tak, czy inaczej, podziękowania dla Jolinka za wyszukanie ciekawego przepisu.
Po pierwsze odnotowałam w swoich zbiorach, a po drugie przekażę wczoraj wspomnianej koleżance, by również i taką wersją mielonych zaskoczyła kulinarnie swego ulubionego zięcia.
I jeszcze o zapachach, tym razem w świecie zwierząt:
właśnie przeczytałam, że lemury zaznaczają swoje terytorium pocierając nadgarstkami gałęzie drzew. Uczeni pobrali zatem wydzielinę z gruczołów znajdujących właśnie w nadgarstkach i sprawdzili jej zapach. Okazał się zaskakująco przyjemny również dla ludzkiego nosa, ma nuty owocowo-kwiatowe. No proszę, zupełnie jakbyśmy czytali o bukiecie białego wina 🙂
Lemurów w naturze jeszcze nie widziałam, ale to nic dziwnego, bo one występują tylko na Madagaskarze. Wyglądają na przyjazne zwierzątka, a zostały niesamowicie spopularyzowane dzięki filmom.
Jak o zapachach to moje irysy i piwonie pieknie pachna. W pamieci mam jeszcze zapach piernika pieczonego przez Mame. Zapach rozchodzil sie po calym mieszkaniu i klatce schodowej. Byl tez bardzo dobry.
Nie wiecie jak moge sobie zarejstrowac przepis zapiekanki z ziemniakow i miesa, ktory podala nam Jolinek ? Wyglada bardzo apetycznie.
Dla Elapa
Pyszna zapiekanka z 2 składników
0,5 kg mięsa mielonego
3 łyżki suszonej cebuli
1, 5 łyżeczki suszonego czosnku
0,5 łyżeczki soli
czarny pieprz według uznania
2 łyżki majeranku
Oraz:
kilka dość dużych ziemniaków
naczynie do zapiekania
2 łyżki oleju
Formę do zapiekania smarujemy olejem. Układamy na przemian…plasterek ziemniaka – porcja mięsa – ziemniak….itd aż do wyczerpania składników.
Wierzch smarujemy olejem, oprószamy delikatnie solą i pieprzem.
Wstawiamy do nagrzanego piekarnika ( 170 stopni) na 40 minut, następnie podkręcamy piekarnik do 220 aby ziemniaki zrumienić.
Kto chce może po 20 minutach przykryć naczynie pokrywką lub blachą piekarnikową, aby szybciej się uparowało, a później zdjąć i zrumienić.
Ja piekłam bez przykrycia.
Podajemy z surówką lub mizerią
Elu, możesz też dodać stronę do ulubionych, większość przeglądarek to umożliwia
U mnie dzień zaczął się śpiewająco za sprawą Nowego i przypomnieniu Duka Ellingtona z jego świetną orkiestrą. Ożyły wspomnienia, jazz session, które były świętem dla wielu wielbicieli tej muzyki. Odmlodzilam się nieco…
…miałam na myśli jam sessions 🙂
Malgosiu, dziekuje. Zobacze pozniej z ulubiona strona.
Wrocilam z nad wielkiej wody. Przeszlam 7,5 km przy slonecznej pogodzie. Pojechalismy wczesnie i bylo niewiele ludzi na poczatku a pozniej zrobil sie tlum. Niby mamy sie mijac w odleglosci 2 m to to bylo nie do zrealizowania.Czasami odwracalam sie tylem do ludzi. Nie wolno sie rozlozyc na plazy to ludzie wedrowali.
Nastepnym razem musze poszukac spokojniejsze miejsce i moze z dala od wody.
Dzieci byly szczesliwe, bo biegaly po plazy i krzyczaly.
My też zrobiliśmy dzisiaj spory spacer po łąkach. Łąki nareszcie piękne, bo zielone i pełne kwiatów w różnych kolorach. W pewnym momencie wydawało nam się, że dostrzegliśmy kukułkę w locie. Po powrocie do domu i po przestudiowaniu różnych kukułczych zdjęć w internecie doszliśmy do wniosku, że to był jednak inny ptak. Jaki, nie wiemy.
Postacią Leopolda Tyrmanda inspirowali się twórcy filmu ” Pan T.” Filmowa historia to fantazja, ale główny bohater podobno bardzo przypomina słynnego niegdyś pisarza. Twórcy zaprzeczają, rodzina miała inne zdanie i były jakieś spory na tym tle. Film / czarno- biały/ podobał mi się i chętnie obejrzałabym go jeszcze raz.
Alicja przypomniała papierówki. To rzeczywiście był niezapomniany smak i zapach. Kilka lat temu miałam okazję znów zjeść takie dojrzał jabłka prosto z drzewka. Współczesna jabłonie to niewielkie drzewka; kiedyś to były wysokie i rozłożyste drzewa doskonałe do wspinania się. Latem można kupić papierówki, ale są one twarde i zielone, więc nie kupuję ich.
Ursynowskie trawniki, po deszczach i bez strzyżenia, też wyglądają jak kwietne łąki. Tylko tej wielkiej wody brak, a do naszego morza za daleko. Ale zieleń piękna. Coraz więcej ludzi…
Papierówki z tamtych lat też wspominam czule.
Papierówki i antonówki pierwsze jabłka do ciasta i na kompot, lubiłam ich zapach.
Zrobiłam przed chwilą koktajl z tego co zostało mango, banan, brzoskwinia i nektarynka z dodatkiem kefiru, całkiem sympatyczny.
Jolinku-dzięki za wiadomośc o nowym, ursynowskim parku. Widzę, że śledzisz wiadomości nawet w naszej dzielnicy 🙂
Ostatnia zaprzyjaźniona papierówka uchowała się w ogrodzie u naszego sąsiada pszczelarza. A propos pszczół-dzisiaj w ulach zamieszka nowa królowa ze swoim rojem pszczół, właśnie dojechała na włości.
Zaprzyjaźniony lud pracujący donosi, że od mniej więcej dwóch tygodni na mieście, w godzinach szczytu znowu korki. Puste ulice Warszawy przeszły do historii.
Danuśka na wszystko mam oko .. 😉 … czasem tego żałuję bo mi burzy spokój ducha ..
pierogi na czasie …
https://wesolakuchnia.blogspot.com/2020/05/pierogi-zero-waste-rzodkiewkowe-z.html
„Nie wierzę w życie pozaradiowe” – napisał swego czasu Marek Niedźwiecki, tytuł wspomnieniowej książki wydanej w 2011 r. I ja nie wierzę, żeby Marek z Szadka mieszał coś przy układaniu listy przebojów Trójki. On to stworzył, to było jego dziecko, to była jego pasja, on tym żył! Dlatego ja nie wierzę, że Niedźwiedź coś tam kombinował – nie ten typ człowieka! Znam go tylko z słuchania i czytania, ale wystarczy, żeby nie wierzyć prawdziwym manipulantom. Howq!
Czy wiecie skąd się wzięło powiedzenie „Bieda aż piszczy” ?
https://www.jestpozytywnie.pl/bieda-demon/
p.s.Wysłałam wyrazy poparcia Niedźwiedziowi, a co!
A propos Tyrmanda – i czy się nie zestarzał „Zły”. Moim zdaniem absolutnie się nie zestarzał, podobnie jak „Lalka”Prusa się nie zestarzała – w tym znaczeniu, że jeden i drugi autor sportretował Warszawę, w jakiej żył. I jeśli wierzyć współczesnym Tyrmandowi recenzentom i ludziom, którzy o tej książce pisali, Tyrmand opisał Warszawę tak akuratnie, jak tylko można i jak nikt w tamtych czasach.
Ja w ogóle lubię Tyrmanda – następna to „Dziennik 1954”, czasy „bitników”świetne tło ówczesnego warszawskiego życia młodych, jazz i te sprawy. Godna polecenia jest też „Filip” – z wątkami autobiograficznymi czasów wojny. Gdzie się ukryć ma młody Żyd w czasach Zagłady? Ano, w gnieździe os, we Frankfurcie nad Menem, gdzie kelneruje w „lepszej” restauracji, gdzie bywają panowie oficerowie
tej wyższej rasy. I nikt nie podejrzewa, żeby ktoś był tak bezczelny! Jak wiadomo, wojnę przeżył. Postać kelnera Filipa wzorował w dużej mierze na sobie. Świetnie się to czyta.
Wreszcie parki otworzyli…
https://photos.app.goo.gl/o7Um2xfYQWGKuT8q7
Dzień dobry,
Ja, w czasach licealnego czytania Złego wraz z przerzucanymi kartami książki chodziłem myślami po opisywanych, dobrze mi znanych miejscach, za tamtych lat wcale nie tak wiele zmienionych – okolice Towaru i Legii, dół Agrykoli które omijałem po zmroku szerokim łukiem, zwłaszcza sam. Było tam wówczas tak samo niebezpiecznie, jak w opisach Tyrmanda.
Dziennik 1954 – nawet tutaj mam dwa wydania, jedno pięknie ilustrowane zdjęciami.
Bardziej kojarzę z tamtą młodzieżą nasze spolszczone – bikiniarz niż bitnik.
I bardzo właśnie z bikiniarzami kojarzy mi się ówczesna Warszawa.
Niektóre rzeczy zadziwiająco pamięta się z zupełnie wczesnego dzieciństwa – przychodził do nas dużo starszy ode mnie kuzyn, student Politechniki Warszawskiej, ubrany zawsze jak z Dziennika 1954 i załamującą nad nim ręce moją Mamę – Antoś, dlaczego ty się ubierasz jak bikiniarz? Przecież to okropne!
Miłośnicy Urbanka mogą sięgnąć też po „Zły Tyrmand”.
Znowu nie wiem po co to wszystko piszę!
Dobranoc 🙂
Jolinek 8:50 🙂
Salsa 14:12 🙂
dzień dobry … ☕ …
Marek z okazji urodzin dużo zdrowia i niech Ci się wszystko udaje … 🙂
Nowy piszesz bo wiesz, że my tu lubimy czytać o wspomnieniach … 🙂
rzodkiewka rządzi …
http://www.rodzinne-gotowanie.pl/przepisy/lekka-tarta-z-serkami-i-z-rzodkiewkam/
Rzodkiewka rządzi w kuchni, a polityka w „Trójce”:
https://photos.app.goo.gl/fKxuXong6XHw1Ndk6
I dla tych, którzy być może tego listu nie czytali:
https://www.wprost.pl/polityka/10326137/wicepremier-emilewicz-usuniecie-piosenki-kazika-z-listy-przebojow-jest-skandaliczne.html
Małgosiu-ciekawa opowieść o tej piszczącej biedzie.
Alicjo-parki w Was otwarte, ale coś w nich pusto. Dobrze, że są gęsi i wiewiórki 🙂
Specjalnie dla Marka wraz urodzinowymi życzeniami:
https://thumbs.dreamstime.com/z/turecka-herbata-w-szkle-120973841.jpg
Nasz Miś Kurpiowski jest smakoszem i znawcą dobrej herabty. Kiedyś opowiadał mi o swoich zakupach czynionych w Warszawie, ich ważnym punktem było odwiedzenie sklepu w turecką herbatą.
Nowy-już nie pamiętam, czy słowo certolić się pochodzi z tego samego okresu, co bikiniarz, ale nie certol się 🙂 tylko pisz i wspominaj!
Po ostatniej aferze w „Trójce” memy sypią się jeden za drugim, poniższy wraz z odpowiednim zdjęciem otrzymałam przed chwilą:
Od teraz Listę Przebojów Trójki poprowadzi Jacek Sasin, a głosowanie na utwory odbywać się będzie korespondencyjnie. Karty z poprawnymi piosenkami, na które będzie można oddać głos, już się drukują…
Płakać się chce.
Danuśka tyle jest afer, zła i podłości, że mnie już brak łez … 🙁
moje ulubione naleśniki dziś … bo jabłkiem …
http://www.rngkitchen.pl/2020/05/nalesniki-z-jabkiem.html
o tej biedzie nie widziałam .. ale o tym też … po otworzeniu puszki Pandory wyszły wszystkie nieszczęścia ale na dnie była nadzieja …
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pandora
szparagi dla echidny … i dla chętnych też …
https://www.facetikuchnia.com.pl/szparagi-w-sosie-z-kiszonych-cytryn/
PS. miało być” bo z jabłkiem” …
Płakać mi się nie chce także dlatego, że nie uchodzi oblewać łzami urodzin Marka. Oblałabym herbatą, ale nie mam dostatecznie wybitnej 🙂
Pani Emilewicz zapomniała, że panujący mają sposoby cenzurowania ludzi kultury i je stosują, np. brak dotacji dla niepokornych. A media czyszczone są od dawna. Kazik to tylko wisienka na torcie.
Tak mi się skojarzyło – ta władza jest jak piszcząca bieda.
https://netinfo24.pl/2020/05/18/wlasnie-odebrales-mi-polskie-obywatelstwo-ten-list-do-morawieckiego-udostepnia-dzis-caly-kraj/?fbclid=IwAR10t0vsRJ-A85fbBaJ4YEMczhN5jTD2pfugeCJXgy6do0SxFE019yRyuRM
pisała nie dawno o filmie „Wielkie żarcie” … miał długie życie …
https://kultura.onet.pl/film/wiadomosci/michel-piccoli-nie-zyje-byl-znany-z-pogardy-jeana-luca-godarda/c12fxb3?srcc=ucs
Danuśka
18 maja 2020 8:59
Parki u nas jak wszystko – wielkie, a ludności mało. Pusto? Zawsze tak jest, chociaż parking (spory!) przed parkiem był zapchany aż po kawał drogi doprowadzającej do parku. Liście dopiero jakby dzisiaj bardziej ruszyły i zieleń jest wyraźniejsza.
Alicjo-w czasach zarazy zdecydowanie wolę Twój pusty park i nasz bezludny las, bo można spokojnie spacerować bez maseczki. W maseczce męczę się okrutnie.
Markowi, zdrowia, pomyślności i wszystkiego najlepszego!
Widziałam dziś swoje wnuki, dwoje na raz przez siedem godzin. Mały uprawia biegi przed siebie, gna nie oglądając się, co w parku gdzie jest dużo krzaków powoduje, że natychmiast znika z oczu, więc ja też zaczęłam biegać. Wróciłam zmęczona, a miasto znowu stoi w korkach.
Markowi – serdeczności!
O Trujce nie będę się wypowiadać, bo słów kulturalnych zabrakło…
Z lokalnego biuletynu ogrodniczego: https://www.eryniawtrasie.eu/36491
Markowi wszelkiej pomyślności 🙂
Parki tutaj, przynajmniej w mojej okolicy, to takie trochę bardziej ucywilizowane lasy, jak ten Lemoin Point – to jest dokładnie naprzeciwko od nas (Elmwood) po drugiej stronie Collins Bay – a zaraz za naszym ogródkiem zaczyna się Queens Acres, też rodzaj parku, ale już tylko ścieżkowy, bez ławeczek itp.
W tych parkach nie ma na przykład klombów kwiatowych tylko ścieżki (jedna dla rowerów!), a ławeczki fundowane są zwykle przez ludzi, upamiętniających swoich bliskich Zmarłych. Są też zwykłe drewniane, piknikowe ławki, postawione przez miasto oraz kilka wytyczonych miejsc do grillowania. Nie ma fontann, pomników ani żadnej rzeczy, która jego jest. Asceza, za to dużo miejsca i przestrzeni.
W centrum miasta znam dwa parki, też dość spore – w jednym jest pomnik Sir Johna Archibalda McDonalda, pierwszego premiera Kanady, w Kingston zresztą pochowanego, a park jest oczywiście nazwany jego imieniem.
Drugi park, nazwany imieniem Churhilla, szczycił się rzeźbą-postumentem Kopernika i kilkoma rabatami oraz czymś tam jeszcze – dawno tam nie byłam i wiem, że sporo się zmieniło od tamtych czasów, kiedy bywałam, bo mieszkałam w pobliżu. Teraz szumnie zwany „astronomiczną atrakcją” 😉
https://starlightcascade.ca/tourism/churchill/
(zerknęłam w sieć, bo dawno -dawno tam nie byłam, ponad 30 lat chyba…)
https://www.google.com/search?sxsrf=ALeKk01u1CVzcPFd7wsKcmp14NYypgrfTg:1589820568702&source=univ&tbm=isch&q=lemoine+point+trail+map&client=firefox-b-d&sa=X&ved=2ahUKEwiQ6IOS773pAhXIXc0KHTn5B0MQsAR6BAgHEAE&biw=1275&bih=554#imgrc=woc7B_7W-N7-iM
*Churchilla – pora zmienić klawiaturę, jak nie przywalę, to parę liter mi się nie odbija…
U nas długi weekend, Victoria Day dzisiaj, trochę „ruchome” urodziny wiadomej królowej, pewnie dlatego, żeby był długi weekend w maju 😉
Co roku były fajerwerki, ale w tym roku takich swawoli nie będzie, ograniczenia zgromadzeń nadal zobowiązują.
W ten weekend śledziłam dwie sprawy w polskich mediach i nadal śledzę. Trujkę oraz „Zabawę…”.
Marku, wszystkiego najlepszego. Pewnie wkrotce zaczniesz sezon dzemowy.
Zaczelam ogladac ” Zabawe „….. ,ale szybko przestalam. Nie jestem w stanie tego ogladac, bo wiem, ze oni nie poniosa zadnej kary za ich niecne czyny. Chcialabym rzucic granatem w to perfidne towarzystwo.
Ja wytrzymałam, bo lubię wiedzieć, o czym mowa. Jedno pytanie – co zrobili od czasu edycji „Tylko nie mów nikomu”? Niestety, chyba masz rację, Elapa. Będzie pozamiatane. Bardzo dobry komentarz Adama Szostkiewicza.
…a w sprawie Trójki (teraz – Trujki), Hartman i Passent w Polityce, celnie.
Marku – wszystkiego najlepszego! 🙂
https://youtu.be/xeZE-YXM4K8
https://youtu.be/GzmS4p3jXvs
https://youtu.be/Si_Lp-o2p5Y
Marku, serdeczności urodzinowe. Pewnie zajęty jesteś pracą ogrodową, bo nie zaglądasz do nas wcale. Przyjemności więc życzę, niech Ci wszystko kwitnie i dojrzewa 🙂
Trzeba wiedzieć.
Nawet, gdy się wie, trzeba wiedzieć bardziej. Wytrzymać trudno, ale trzeba. Pokrzywdzeni tego chcą i chociaż tyle można dla nich zrobić.
dzień dobry … ☕ …
Małgosiu zmęczona ale szczęśliwa … 🙂
obiad sam się upiecze …
http://kruchebabeczki.blogspot.com/2020/05/poledwiczka-wieprzowa-pieczona-w-boczku.html
było ale teraz jest młoda marchew …
http://jemkrem.blogspot.com/2020/05/pesto-z-naci-marchewki.html
teraz jest czas na dobre liście …
https://www.greckiesmaki.eu/2020/05/liscie-winorosli-w-zalewie.html
Dziś 78. Urodziny
oraz Imieniny Piotra Adamczewskiego
https://www.youtube.com/watch?v=Msza4V9bVtA
Przed obejrzeniem filmu radzę posłuchać Tomasza Raczka w jego videorecenzji na You Tube.
Tomasz Raczek we wszystkich swoich recenzjach nie tylko mówi mądrze i trafia w punkt, ale przede wszystkim posługuje się normalnym, pięknym polskim językiem.
Cieszę się już na następny film Siekielskich. Będzie o JPII.
O 9 godz w wiadomosciach France-Inter mowiono o filmie Siekielskich i braku reakcji ze strony kosciola.
Na obiad wyjelam z zamrazarki kawalek kurczaka z jarzynami. mam tez nowe ziemniaki..
Niebo troche zachmurzone, ale chyba sie przejasni po poludniu.. Fryzjer o 1730.
Fryzjer dziś o 11:00
5 MILIONÓW wyświetleń ZABAWY W CHOWANEGO i ciągle rośnie … a już w czwartek premiera telewizyjna na antenie TVN …
moja fryzjerka musi poczekać .. aż nabiorę chęci …
Basia a cappella, dziekuje za to przypomnienie. Czesto wracam do wpisow (i przepisow) pana Piotra.
W normalnym kraju prokurator z urzędu (za gwałt – „molestowanie w tym wypadku to eufemizm), a tu Terlikowski powiada, że „jest duża nadzieja, że Watykan ukarze biskupa”. Co zrobi – szatki mu zabierze i wszelkie zabawki?!
Słonecznie i ciepło, na obiad ruskie (chyba).
Obejrzałam „Zabawę w chowanego” i wysłuchałam Tomasza Raczka-Evo, dzięki, też lubię czytać i słuchać jego wypowiedzi.
Aby odetchnąć przeniosłam się do odległej i zupełnie innej rzeczywistości:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4910428/planeta-k-piec-lat-w-japonskiej-korporacji
Kolejne obserwacje japońskich zwyczajów, które w drobnej części udało nam się zaobserwować wraz z Małgosią podczas podróży po tym kraju(służbowe spotkania w restauracjach i ich uczestnicy z lekka wstawieni, wracający metrem do domów).
Haneczko-opowiadania Kornela Filipowicza są następne w kolejce 🙂
Basia Adamczewska rozmawiała z gospodarzem leśniczówki, w której mieliśmy zjazdować w czerwcu. Z racji tak zwanej siły wyższej nie było żadnych problemów z anulowaniem naszej rezerwacji.
Do fryzjera wybiorę się dopiero za jakiś czas.
A cappello-dzięki, że czuwasz i przypomniałaś nam o urodzinach Piotra.
Z Panem Piotrem zawsze będzie mi się kojarzyć ta piosenka: https://youtu.be/4k2Dc6Z_t2k i to jak się cieszył, że kwitną owocowe drzewka, które posadził na działce.
Markowi – z opóźnieniem- serdeczne życzenia urodzinowe !
Na razie obejrzałam videorecenzję Tomasza Raczka .
” Zabawa w chowanego” wielkich zmian nie spowoduje, ale to kolejny etap otwierania ludziom oczu na to , co kościół skrzętnie ukrywa. To bardzo wiele.
Ewo,
biuletyn ogrodniczy obejrzałam z ciekawością. Kuriozalny jest ten przydomowy ogród. Intencje dobre, ale rezultat … Myślę, że tutaj żadne sugestie i rady nie zostałyby przejęte. A wydawałoby się, że tam, gdzie jest zieleń, nie może być brzydko.
W tym roku nie robiłam żadnych zakupów ogrodniczych, choć wiele razy chciałam. Ale sklep w pobliskiej miejscowości jest ciągle oblężony i nie ma gdzie zaparkować samochodu. Może w końcu ludzie się obkupią.
https://youtu.be/risx6I6yKfU
https://youtu.be/FA8V7aRU9o0
https://youtu.be/eYK3MyukqGI
dzień dobry … ☕ …
Piotr zawsze jest w moim sercu ….
wiedzieliście? … ja się nie znam … Piotr by nam wytłumaczył czy to prawda …
https://noizz.pl/jedzenie/queen-margot-whisky-z-lidla-uznana-za-najlepsza-szkocka-na-swiecie/xbm75hx
ryba z pokrzywą … może być dobra …
http://www.limonkowy.com/2020/05/dorsz-w-sosie-z-pokrzyw-z-kolorowymi.html
ewo pomysł na zwiedzanie ogródków fajny … tylko tłumy mi nie pasują …
Małgosiu jak tam było u fryzjera? …
Do poczytania 🙂 https://www.vogue.pl/a/mariusz-szczygiel-wrazeniologia-praska
obiad na zapas …
https://dietamojapasja.blogspot.com/2020/05/mieso-na-szybki-obiad-w-soiku.html
Salso dziękuję … takie wytchnienie o poranku daje trochę luzu na dobry dzień … buziaki … 🙂
…no to jeszcze coś, tym razem o Warszawie 🙂
https://www.vogue.pl/a/juz-jutro-otwarcie-elektrowni-powisle
Salso a niektórzy chcieli wyburzyć … a teraz mamy nową atrakcję w Warszawie …
dla Ciebie dobry deser …
https://apetycznie-klasycznie.pl/2020/05/morele-zapiekane-z-cynamonem-miodem-i-migdalami/
Jolinku 🙂 dzięki, rzeczywiście deser dla mnie! Na razie przemysliwam co by tu na śniadanie. Za oknem szum samochodów, miasto wraca do swego rytmu ale ptaki się nie poddają.
Jolinku, u fryzjera prawie normalnie, oprócz tego, że są w maskach i przyłbicach, klientów mniej bo tylko na zapisy. Maseczki u klientów są uciążliwe bo się moczą przy myciu a szczotka przy suszeniu łapie za gumki, musiałam ją trzymać.
Lecę do dzieci …
Urodzinowe, nieco spóźnione, życzenia dla Marka-Misia wszelakiej pomyślności w życiu, domku i ogrodzie.
Jestem w trakcie pieczenia makowca. Tak mnie naszło, bez specjalnej okazji.
Pytanko – czy drożdże można zamrozić?
Pytam – o te drożdże – bo różni ludzie, różnie „gadają”. Według mnie można. Chyba się nie mylę?
echidno można …
Małgosiu to z farbą jeszcze większa uciążliwość … i podobno usługi podrożały przez pandemię …
Przy okazji „pytanka” echidny przyszło mi do głowy, że „drożdże „ należą do nielicznych polskich wyrazów (nazw) niezdrabnianych nie tylko na tym blogu ale wogóle w Polsce. Może jeszcze mąka i sól, cukru nie jestem pewna.
Myślę oczywiście o nazewnictwie kuchenno-kulinarnym.
Chłe, chłe, rzeczywiście trudno sobie wyobrazić, a nawet wymówić: drożdżeczki. Wódeczka, rachuneczek i ziemniaczki mają się nadal bardzo dobrze 🙂
Potwierdzam za Jolinkiem, że drożdże można zamrozić.
Echidnę wzięło na makowiec, a mnie na pasztet, jest już w piekarniku.
Po przeczytaniu fryzjerskiego sprawozdanka 😉 Małgosi utwierdzam się w przekonaniu, że nadal będę zapuszczać włosy.
Na łąkach ścielą się całe łany firletek poszarpanych:
https://galeria.swiatkwiatow.pl/zdjecie/kwiaty-lakowe,16125,1144.html/?str=2#foto
Po ostatnich deszczach bociany i żurawie wydają się być zadowolone, w trawie pożywienia pod dostatkiem. Na polach żółci się rzepak, w lesie pachną konwalie i z każdym rokiem jest ich więcej. Rosną bardzo chętnie na tych połaciach ziemi, gdzie wycięto drzewa, a tych miejsc w lesie, w ostatnich latach niestety nie brak.
Jabłonie przekwitły, w ogrodach natomiast nadal kwitną bzy i niezapominajki,
Patrzę na zegarek, czas podać popołudniową herbatę 🙂
https://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/tapeta-bukiecik-niezapominajek-obok-filizanki-herbaty.jpg
Po zimnych, wietrznych i deszczowych dniach można było wreszcie wybrać się na spacer. Właściwie to nie był spacer tylko wędrówka po łąkach i lasach. W towarzystwie koleżanki zapuszczam się w kolejne ścieżki i chaszcze. Danuśka rozpoznaje łąkowe firletki. Niestety nie znam nazw wielu leśnych roślinek, które kwitną biało, żółto i fioletowo. Konwalie dopiero w pączkach. A majowa zieleń jest wspaniała. Odkryłyśmy obszerne miejsce z krzaczkami jagód.
Jolinku,
informacja o Queen Margot Whisky została przekazana zainteresowanemu. Zainteresował się.
U nas ceny za usługi fryzjerskie pozostały takie same.
O pokrzywach nie zapominam i do dzisiejszej zupy jarzynowej dodałam sobie sporą garść.
U mnie tez cena bez zmian u fryzjera. Zalozono mi duzy worek plastikowy. Ciezko bylo go zalozyc a jeszcze gorzej zdjac. Z wrazenia zapomnialam okulary i sobie poszlam, po chwili slysze, ze mnie ktos wola a to pani fryzjerka leciala za mna z okularami. Chyba nie musze nosic, bo nie zauwazylam zmiany..
U mnie jest w tej chwil 28C w cieniu. Czytalam ksiazke w ogrodku, ale wrocilam do domu, bo mi bylo goraco . Jutro ma byc podobnie.
No, blisko 500 komentarzy 😉
Ale przez 20 dni może się tyle zebrać. U mnie około 20c, ale w słońcu więcej. Wszystko rośnie jak na drożdżach, owady brzęczą w krzakach porzeczek, poza tym zauważyłam, że poziomki się rozrosły znacznie, może w tym roku starczy dla nas i chipmunków. Fiołki fiołkowe i białe też się rozprzestrzeniły, zakwitły dzikie tulipany (tulipa sylvestris)… jest fajnie, wreszcie!
Krystyno-niektóre rośliny rozpoznaję, bo czasem przechadzam się po okolicy z osobami, które znają się na rzeczy. I tak na przykład dzięki Ince nauczyłam się rozpoznawać czeremchę! A poza tym wujek gugiel pomaga, jak może 🙂
Cieszę się, że u Alicji też nareszcie wybuchła wiosna!
500!
Ja dziś znów z wnukami zrobiłam ponad 8 km, przepędziłam ich na dwa spacery, były kaczki i małe kaczuszki, wiewiórki w Parku Łazienkowskim, słońce całkiem często się pojawiało, ale temperatura nadal kurtkowa. Rano było 10 stopni. Bzy już przekwitają i piękne fioletowe tulipany też. Może jutro zabiorę ich do ogrodu botanicznego, niestety otwarty jest dopiero od 12-tej.
U nas poza forsycjami krzaczory typu bzy milczą. Pewnie rozkwitną za 2 dni, jak tak dalej pójdzie. Czeremchę rozpoznaję po upojnym zapachu, jest gdzieś w gęstwinie na Górce, ale jeszcze nic ją nie rusza.
https://photos.app.goo.gl/jb7gdwqAW9JgVTat8
U mnie bedzie duzo malin w tym roku. Beda tez jezyny, porzeczek wcale. Szkoda, bo bardzo lubie te owoce a tutaj male pudeleczko jest dosyc drogie. Krzak porzeczek wsadzilismy trzy lata temu .
https://m.youtube.com/watch?feature=share&v=4pbuZBt2QrQ
Ja mam cztery czerwone i dwa krzaczki czarnych – te czarne też kilka lat temu i one jeszcze się nie rozrosły za bardzo. Porzeczki owocują obficie co drugi rok, w tym roku widzę, że czerwonych będzie sporo. Czarnych za mało, jak na mój apetyt.
Jeden krzak porzeczek to za mało, lepiej, jak są dwa – łatwo to samemu zrobić, odsadzić od jednego krzaka drugi, na jesień na przykład.
U nas przed chwilą hitem były czereśnie… Prosto z drzewa.
I ostre widoki w obu interesujących nas kierunkach 🙂
https://basiaacappella.wordpress.com/2020/05/18/nie-tylko-luban/#comment-74384
Z ogródkowych wysiewów chwilowo przerzuciliśmy się na sałatę (pierwszy rzut rzodkiewek skonsumowany a drugi i trzeci najprawdopodobniej były za mało podlewane (wydawało się, że sporo) i wykiełkowały hurtem dopiero po poważniejszych deszczach. Po czym znów przyszła zimnica… 🙂 )
Julian Tuwim
IMIĘ
Moje życie miało imię dziewczęce,
Imię jasne jak konwalje pierwsze,
Rwane w trawie błyszczącej o świcie
Przez lilijne szopenowe ręce.
Tym imieniem, promieniami tkanem,
Lśniące liście leśne szeleściły,
Bzy majowe, zroszone perliście,
Tym imieniem pachniały kochanem…
A gdy niebo z wolna wieczorniało,
Gdy przez wyże wiała cisza polna,
W ciepłym wiewie i w jaskółczym świrze,
W każdym drzewie to imię szumiało.
…W opalowym mgieł zmierzchowych dymie
Coś rozwiało się obłokiem zwiewnym,
Smętkiem rzewnym duszę rozśpiewało:
Jakże było memu życiu na imię?
31 V 1917 r.
Z tomiku Siódma jesień (1927)
https://photos.app.goo.gl/rDNudJ8aF2bPzrAg8
dzień dobry … ☕ …
Asiu w Twoim ogrodzie chodzi czarodziej … 🙂
u mnie młoda kapusta się panoszy … dziś zupa …
http://jaworskaanna7.blogspot.com/2020/05/kapusniak-z-modej-kapusty.html
ugotowałam też młodą kapustę ale pokombinowała trochę … bo dodałam mały słoik bigosu … wyszło bardzo smacznie … z młodymi ziemniakami i koperkiem pycha ..
ziemniaki trochę inaczej …
https://pieprzyczfantazja.pl/2020/05/ziemniaki-zapiekane-w-mleku-z-zoltym-serem-dodatek-do-grilla/
zrobiłam wczoraj serek i będzie znowu makaron z serem i truskawkami na kolację ..
surówka do wszystkiego … lubię takie pomysły …
https://dietamojapasja.blogspot.com/2020/05/surowka-w-kilka-minut.html
Sezon na truskawki już się rozpoczął zatem nie dziwota, że Jolinek jada makaron z truskawkami na kolację. Ciekawa jest historia tych owoców: Amadee-Francois Frezier, francuski botanik, podróżnik, inżynier wojskowy i kartograf sprowadził do je do Francji z Chile. Wyjechał tam na polecenie króla Ludwika XIV ze szpiegowską misją wojskową, a przykrywką dla tych zadań były poszukiwania botaniczne. Przywiezione sadzonki zaczęto krzyżować z innymi odmianami owoców uprawianymi już w królewskich ogrodach i tak pojawiły się fraises-soczyste i aromatyczne truskawki.
„Początkowo były przeznaczone wyłącznie dla króla i wybranych-Ludwik upodobał sobie te owoce z dodatkiem wchodzącego wtedy w modę szampana. Był zresztą pierwszym monarchą, który pijał perlisty trunek z Szampanii i to nie tylko do truskawek, ale także do lodów i ostryg-dziś to klasyka.”
Wika Filipowicz i kolejny cytat z „Przy stole z królem”.
Z tego co pamiętam już kiedyś w blogowych opowieściach Piotra była mowa o tym, jak truskawki trafiły do Europy, ale może nie zaszkodzi przypomnieć tę historię, tym bardziej, że towarzyszą jej tym razem nowe, całkiem ciekawe szczegóły.
Irek chyba zajęty pracami w ogrodzie oraz fotografowaniem przyrody to pozwolę sobie podać w jego zastępstwie stosowną kawę 🙂 http://ak5.pl/sc7.html
truskawki dziś na bazarku (krajowe) po 16 zł … Danuśka dogadzam sobie jak umiem … 😉 .. ale z truskawkami to mam fazy .. jednego roku, jak w tym, jadła bym garściami a innego zjadam garstkę ..
Danusko, ladnie przypomnialas historie truskawek 🙂
Ogrod Asi jest, jak pisze Jolinek, zaczarowany i « niebo w nim wieczornialo « a konwalie zrywaly « lilijne szopenowe rece « .
W uzupelnieniu zapiekanych ziemniakow podanych przez Jolinka, dolaczam troche inny sposob na to danie, bez sera ale z wczesniejszym podgotowaniem w mleku i smietance pokrojonych w cienkie plasterki ziemniakow (8 minut) i pieczonych nastepnie w temp. 180 stopni przez 40 minut.
https://youtu.be/1C7RKh9W0qQ
Alino, bardzo lubie gratin dauphinois . Jedlismy w ubieglym tygodniu.
Przeszlam 6 km i rozkladam sie teraz w ogrodku z ksiazka.
Po 18 00 jade do mojej ulubionej pizzerii aby odebrac zamowione wczesniej 2 pizzy.
Elapa, ja tez lubie, zrobilam wczoraj. Pogoda piekna, lato 🙂
Proste, chłopskie jedzenie-ziemniaki po delfinacku, czyli danie, o którym piszą Alina i Elapa to w zasadzie jeden z klasyków francuskiej kuchni. Gratin dauphinois lubię niezmiernie i mogę jadać co chwilę, oczywiście na zmianę z makaronami i pierogami we wszystkich postaciach.
Można sobie uwielbiać i to, i owo, ale dzisiaj na kolację było risotto ze szparagami, też nie można narzekać 🙂
Danuśka,
a czy sama przygotowujesz ziemniaki w takiej postaci? Mnie też smakowały/ w restauracji/, ale w domu nigdy ich nie robiłam. Na szerszą, ba, chyba nawet na małą skalę ziemniaki gratin nie przyjęły się w polskich domach. Myślę, że to sprawa tradycji.
Tak, Krystyno, robimy je od czasu do czasu w domu, specjalistą od tego dania jest oczywiście Alain.
Polityka daje radę …
https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/sprzedaz-tygodnikow-opinii-i-kwartal-2020-polityka
matur nie ma a kasztany kwitną jak maju …
ja ziemniaczara jestem … u mnie na pierwszym miejscu …
u nas nie za ciepło ale ma i do nas nadejść wkrótce ..
„8 lipca premiera książkowego projektu, w którym czołowi polscy pisarze z Olgą Tokarczuk, Hanną Krall czy Wiesławem Myśliwskim na czele piszą o nadziei-pisarze za darmo podarowali utwory do książki, a dochód z niej trafi do ośrodków pomocy społecznej.” …
Nigdy jeszcze nie robiłam takich ziemniaków, ale teraz się skuszę.
Najchętniej według Alaina, czyli jak?
Kwitną rododendrony, tylko jeden się obija, Zakwitł pierwszy powojnik i pierwszy mak.
Wiśnia zawiązała dużo owocków. Przetrwają, nie przetrwają? Oto jest pytanie.
Jutro kończę tygodniową walkę z chwaściorami. Odsapnę weekendowo i mogę zaczynać od początku. One uparte, ale ja też.
dzień dobry … ☕ …
nie mam wprawdzie ogrodu ale się napawam widokiem dzikich gdzieniegdzie w parku łąk … a dziś nawet piękny bażant się puszył na skrawkach pól .. w słońcu początek dnia wydaje się dobry …
następnym razem zrobię sobie bo cała kapusta, nawet młoda, to zbyt dużo do zjedzenie na raz …
https://dietamojapasja.blogspot.com/2020/05/moda-kapusta-w-soikach.html
zróbcie dzieciom niespodziankę …
http://swiatilony.blogspot.com/2020/05/nalesniki-zebry-z-obednym-kremem.html
Krystyno,
Z gratin jest troche wiecej pracy niz z ziemniakami gotowanymi tradycyjnie.
Niebo troche zachmurzone, ale deszczu nie bedzie. W ogrodzie sucho a moj zbiornik na deszczowke prawie pusty. Pieknie kwitna piwonie.
hej ktoś czujny wykasował informację o promocji w Biedronce … jeśli taki czujny to niech postara się o nowy wpis …
Ziemniaki można przygotować na sto i dwa sposoby. Zatem wczoraj były frytki jako dodatek do sznycla parmesan’a. Obiad podany przez Wombata. Zaś dzisiejszy obiad w mym wykonaniu to potrawa prosta, szybka i smaczna – kartoflanka.
A na śniadanie zamówiłam sobie omlet. Wombat wykonuje go po mistrzowsku. Ja niekoniecznie.
Makowiec znika błyskawicznie!
Echidno, to podobnie jak u mnie w domu, moja druga polowa robi swietne jajecznice, omlety, i najlepsza jaka jadlam fritate. Ale to tylko waska specjalizacja, pozostale dania/posilki juz raczej bez entuzjazmu czy polotu 🙁
U mnie dzis piekny dzionek od samego rana, 20 stopni o 8, a wiec poranna kawa na dworze. W ogrodzie nauka latania.
Moja druga polowa nic nie robi. Gotowanie kompletnie go nie interesuje. Mowie mu, ze przynosi wstyd kuchni francuskiej, ale on mi tlumaczyl, ze jako mlodzieniec wyjechal z Francji i jadal na stolowkach .
Dzisiaj pierwsze ciasto z rabarbarem.
echidno to udał Ci się ten makowiec … i Wombat też … 🙂
u nas niby nie jest zimno ale zawiewa chłodnym wiatrem … czekam na upały …
dziś na kolację grillowany bakłażan i grillowane pomidorki koktajlowe a do tego jajo sadzone .. wszystko posypane dymką … z nutą czosnku …
Elape, to mamy podobnie, mój też za młodu jadał na stołówkach i do dziś mu zostało, że jada szybko.
Zakończyłam na razie pilnowanie dzieci, od poniedziałku mają iść do żłobka i przedszkola, zobaczymy na jak długo i jak się to skończy. Dziś byliśmy w Królikarni, niezły spacer, mały po obiedzie padł przy czytaniu.
Dziewczyny,
toteż planujemy powrócić do ogrodów Kapias w czasie kolejnego urlopu, będzie szansa spokojny spacer bez tłumów.
U mnie forsycja i magnolia przekwitły, wisteria i bzy szaleją. Witek wkopał dwie peonie drzewiaste, wiśnie i śliwkę węgierkę. Zobaczymy jak sobie poradzą.
Małgosiu,
ciekawa jestem, jaka będzie frekwencja w żłobku i przedszkolu. W Gdyni jest bardzo niska.Młodszy wnuk chodzi do przedszkola od poniedziałku i w jego grupie jest kilkoro dzieci, wczoraj tylko czwórka. Mały był już bardzo spragniony towarzystwa rówieśników. Z kolei starszy wnuk, trzecioklasista pójdzie do szkoły od poniedziałku. Z jego klasy oprócz niego zgłoszone zostało tylko jedno dziecko. To będzie chyba tylko zabawa. Nie wiem, jak pogodzona zostanie z nauką.
Spędziłam dziś z nimi kilka godzin, mały nie poszedł do przedszkola, bo jego mama miała wolny dzień . Poszliśmy na Kamienną Górę, do mariny, na Skwer Kościuszki. Byłoby bardzo przyjemnie, ale noszenie maseczki przez dłuższy czas jest niesłychanie uciążliwe. Odechciewa mi się wypraw do Gdyni.
Do maseczek „prawie” się przyzwyczaiłam, tylko notorycznie o nich zapominam, noszę w torebce zapasową i ciągle ją wyciągam, albo wracam do samochodu, czy domu.
Wnuczka na spacerach ciągle spotyka swoich znajomych z przedszkola, też zamaskowanych. Trudno wytłumaczyć dwulatkowi, że place zabaw są zamknięte i że ani nie może się pohuśtać ani zjechać ze zjeżdżalni. Chociaż czasem wykrzykuje „to ten wstrętny koronawirus”, co w jego usta brzmi bardzo zabawnie.
Alain mówi, że rozwinął się kulinarnie w Polsce 🙂 Przedtem gotowanie interesowało raczej mniej niż bardziej, ale od kiedy mieszka nad Wisłą(albo Bugiem) to lubi stać przy garnkach i odtwarzać ulubione smaki zapamiętane z dzieciństwa, czy też z młodości.
Dzisiaj w naszym domu aż prosiło się o przyrządzenie gratin dauphinois czyli zapiekanki z ziemniaków, z której słynie region Grenoble, ale którą jada się chętnie w całej Francji.
Haneczko- zatem składniki i przygotowanie wedle Osobistego Kucharza:
5 dużych zmieniaków (małe też mogą być, ale większe szybciej się kroi) czyli tak około 1-1,2 kg
2 szklanki tłustego mleka i 1 szklanka śmietanki 30%
2 ząbki czosnku albo więcej, jeśli ktoś sobie życzy
sól, pieprz wedle upodobań i koniecznie porządna szczypta gałki muszkatałowej
1 łyżka masła
Ziemniaki obieramy, kroimy na plastry i broń Boże nie przechowujemy w wodzie.
W garnku mieszamy mleko, śmietanę, przyprawy i utarty czosnek, całość podgrzewamy. Do tej mieszanimy wrzucamy plastry ziemniaków i gotujemy na wolnym ogniu ok.10 minut. Można ten etap pominąć i od razu ułożyć plastry zmieniaków w naczyniu do zapiekania, ale wtedy trzeba je dłużej piec.
Zatem w naszej domowej wersji podgotowane ziemniaki wraz zalewą mleczno-śmietanową przekładamy do formy do zapiekanek. Ziemniaki powinny być przykryte płynem, a forma wysmarowana masłem, można też trochę masła ułożyć na wierzchu. Są osoby, które posypują całość utartym serem, ale w oryginalnym przepisie sera się nie dodaje.
Pieczemy w temperaturze 180 stopni, grzanie gór-dół około 50-60 minut. Ziemniaki muszą być miękkie i wprost rozpadać się w ustach, a wierzch naszego dania obowiązkowo przyrumieniony. Podczas pieczenia w kuchni pięknie pachnie gałką muszkatałową i nie tylko. Jeśli kochacie ziemniaki to ta zapiekanka stanie się Waszym ulubionym sposobem na ich przyrządzanie 🙂
Poniżej fotoreportaż z przygotowania naszego dzisiejszego gratin:
https://photos.app.goo.gl/sxR7GHzsUfXp2maX8
Forma nie powinna być w zasadzie zbyt głęboka, ale na włościach nadbużańskich nie mam za wielkiego wyboru w tego rodzaju naczyniach.
PS. Zjadłam podwójną porcję.
Też zjadłabym podwójną porcję. 🙂
Ewo – nasze bzy już powoli przekwitają. Peonie/ piwonie drzewiaste w Szczecinie kwitły już dwa tygodnie temu. U nas zwykłe piwonie dopiero mają małe pąki. Na jutro zaplanowałam spaghetti. Przyjdzie Lena, starsza siostrzenica, która prawie nie wychodzi ostatnio z domu, uczy się i na dodatek wstydzi się chodzić w maseczce. Nic nie pomagają tłumaczenia, że przecież wszyscy noszą. No cóż, jak się ma 16 lat… 😀
Danuśka, słoneczko ty moje, do stóp Ci padam. Dziękuję 🙂
Bezinternetowa 2 dni, panowie drogowcy zerwali kabel 😯
Serwisanty mieli być jutro, ale przybyli tuż przed zachodem słońca i naprawili.
Na kablu wszystko – tv, telefon, internet.
Jerzor czasem gotuje (gar do gotowania ryżu i potraw z tymże, ale zapomniał, że to ja kombinowałam!), ale specjalizuje się w zapiekankach na chlebie trochę wczorajszym. Owszem, też jadał na stołówkach (ja też!), ale to nie przeszkadza, żeby samemu coś… a nawet wręcz zachęca!
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1957674,1,byla-jedyna-kochana-wspaniala-madra-zegnaj-trojko.read?src=mt
Dzień dobry,
Większość na Blogu wie, że Nowy bez kartofli ani rusz. Ale te po francusku pozostaną w sferze marzeń – może kiedyś gdzieś się załapię by spróbować. Sam się pewnie nigdy za to nie zabiorę.
Z ostatnich wpisów mogę tylko pozazdrościć Wobantowi – ten to ma klawe życie, na obiadek podają mu pyszną kartoflankę. Nie wiem czy później dzieje się taj jak w znanej piosence…
Pozwolę sobie też zacytować Elapa 17:05 „Moja druga polowa nic nie robi.” Od razu widać, że chłopina ma przechlapane, żeby nie wiem jak się natyrał…. Jak większość z nas…
Wracając do kartofli – czasami robię jak kiedyś, kiedyś radziła Nemo – kartofle obieram, kroję w plastry, układam na blaszce do pieczenia polanej nieco olejem, dodaję dużo czosnku i posypuję ziołami prowansalskimi. I do pieca. Pyszne!
Danuśka – kiedyś przypomniałaś mi piękne słówko „certolić się”. Dziękuiję! Dawno temu używałem, na zmianę z „nie obzieleniać się”. Ot czasy…
Coraz bardziej usprawiedliwione jest zwracanie się na Blogu – Dziewczyny! (Ewa 19:18). Jestem już jednym z bardzo nielicznych „chłopaków”. Niedobitek jakiś. 🙂
Dobranoc 🙂
dzień dobry … ☕ …
Nowy było Dziewczyny bo Dziewczyny skomentowały wyprawę ewy … jesteś tu Królem a nie niedobitkiem … 🙂
mrozki na wschodzie .. ciekawe czy u Marka i Irka w ogrodzie rośliny przetrwały …
a u nas takie proste jadło kartoflane … Marek by sobie poradził z taką babką …
https://ugotuj-przepis.pl/co-na-obiad/babka-ziemniaczana/?
„Dziewczyny”?… — Pyra wykrakała… piętnując „babiniec” gdy jeszcze go tu nie było…
„Pcia” chyba mniej istotna* — ważny styl myślenia, atrakcyjność osobowości, integralność, pielęgnowanie, obrona przekazu JA… w kontraście do wiecznego a niepotrzebnego** „my”… my tu kurki-kureczki zbite w grupkę-grupeczkę, ale jak trzeba, to podziobiemy… my tu wspólnie… my się nawet w realu spotykamy, zazdrośćcie… 🙄 😈
W tym sensie w „Dziewczynach” dostrzec można oczywiście młodzieńczość (a co najmniej aspirowanie do niej), ale i przymilactwo (może niepotrzebne? – zbędnie-protekcjonalne?… – każdy ma swoje własne wyczucie… własny próg tolerancji na słodyczkę)… ale i stadność?…
Nie wiem, musiałabym się wczytać… A tu silnik odpalić czas… 😀
https://basiaacappella.wordpress.com/2020/05/23/dzikie-jedzenie/
_____
*zwłaszcza, iż w sieci można przyjąć dowolną… ciekawe, iż pod blogami POLITYKI i okolic aspiracje idą na ogół w kierunku takim oto, iż pani udaje pana (męskiego pieska, kotka, chomiczka, cokolwiek), znacznie rzadziej odwrotnie… — psychoanalitycy, ruszajcie na łowy!!! – Obłowicie się (jeśli nawet oczywistą strawą!) 😆
**poza jakimś zagrożeniem dla społeczności (zniewolenie, cenzura, odebranie czy zniszczenie medium… )
a prawda jest zwyczajna … panie są pracowite a panowie wygodni … ale co ja wiem zwykła kura … chociaż mam coś z koguta czasami … ech pisać mi się nie chce …
A cappello-myślę, że w realu spotykają się osoby, które po pierwsze mają na to ochotę, a po drugie i chyba najważniejsze się polubiły. Nie widzę w tym nic zdrożnego.
Jolinku-z tego co pamiętam Marek ma w swoim repertuarze babkę ziemniaczaną i kiedyś nam o niej opowiadał. To jeden z tych świetnych, wschodnich specjałów po zjedzeniu, których człowiek przez trzy dni nie jest głodny 😉
Jolinku-pan w moim domu pracowity, jak mrówka! Zabrał się za kolejną stolarską robotę-robi skrzynię na zioła z czterema przegródkami. Pokażę na zdjęciu, kiedy prace zostaną zakończone.
A panowie politycy jacy pracowici! Jolinku sama wiesz, że pracują prawie po 24 godziny na dobę, a najbardziej wydajnie w nocy….Przynajmniej u nas, od jakiegoś czasu.
Danuśka dobrze piszesz .. w ramach kadzenia deser dla Ciebie … ja sobie zrobię gotowany na parze …
https://zarciebezspinki.blogspot.com/2020/05/truskawki-zapiekane-w-koglu-moglu.html
Danuśko, niestety nie zjesz sama tego deseru, przysiadam się! Przy okazji brawa dla Alaina!
Naleśniki, boczniaki i kapusta młoda, nie zdecydowałam jeszcze czym te naleśniki wypełnić…
O, ja takim deserem też nie pogardzę.
Byłam na spacerze z kijkami, dobra pogoda na taki spacer.
Nowy,
Potwierdzam słowa Jolinka – odpowiedziałam „Dziewczynom”, gdyż to płeć piękna skomentowała mój wpis. Absolutnie nie zamierzałam, ani nie zamierzam Cię postponować. Wręcz przeciwnie, wielce sobie cenię Twoją obecność 🙂
A Cappello,
Piszę na tym blogu od samego początku, wiele razy używałam zwrotu Dziewczyny odpowiadając hurtem komentującym tu Paniom. Pierwszy raz spotykam się za to z krytyką, i to od osoby do której nie kierowałam swojej wypowiedzi. Czy zechcesz mnie zatem oświecić, jakie sformułowania nie uraziłyby Twojego progu tolerancji na słodyczkę? A propos realu, miałam przyjemność spotkać się kilkanaście razy ze Zgagą, dopóki mieszkała w Katowicach. To jakiś grzech?
W końcu naleśniki przełożyłam uduszonym porem i plasterkami sera, powstał całkiem apetyczny tort naleśnikowy.
Salso smaczny pomysł … 🙂
a ja jestem cała w skowronkach … we wtorek wreszcie spotkam się z Amelką i resztą rodziny … hura … 🙂
Jolinku, przyjemności przed Tobą, nie dziwię się tym skowronkom 🙂 masz o czym rozmyślać.
Dzisiaj w Canal+ będzie „Parasite” o godz. 21. Jeśli kto ma ochotę…
Hej baby, i Ty, królu 🙂
U mnie lato, już 22c, a jeszcze południa nie ma. Zaraz idę Za Róg, żeby zakupić nasiona bazylii, już je można wysiać do mojej beczki, chyba bezpiecznie, u nas zwykle po 20 maja już można, bez obawy o przymrozki.
Basiu,
słoneczko Ty nasze, a my stare kurki, dziub, dziub, dziub… otóż lansujesz (bo klikalność dla prowadzącego bloga się liczy!) swój blog na tymżę blogu, za co Ci dzięki, bo pokazujesz swoje tereny łowieckie, ale miejże choć zdźiebko uszanowania dla tych kur! Właśnie za to chociażby, że Ci nie wytykamy (do teraz, i biorę to na siebie!) tego lansu…
Nie zazdrość nam dorocznych Zjazdów blogowych (odbyło się 16, o ile mnie pamięć nie myli…), tylko się przyłącz, zobaczysz, jakie to fajne 😉
Oprócz tego, o zgrozo, są mini-spotkania, zwłaszcza frakcji warszawskiej – znak, że się lubimy i lubimy się spotykać także w realu. I co najważniejsze – lubimy knuć 🙂
policja w Warszawie dziś …
– grupami ścigają pojedyncze osoby
– przeszukują
– powalają na ziemię
– skuwają i aresztują jak leci
czyli łapanki i każdy policjant ma gaz ….
Czerwone wino
Bardzo wcześnie jest jesień. Coraz wcześniej słońce
Za jezioro z ołowiu w drżące spada trzciny.
Dzień jest po to, by sennie płynęły godziny,
A wieczór, by oglądać gwiazdy spadajace.
Renoir chyba w sadzie pomalował śliwy,
Tak ich skórka zielona, a brzegiem liliowa,
I wszystko tu coś znaczy, tylko brak na słowa.
Ach! jak tu odpowiedziec, czy jestem szczęśliwy?
Jak nurek schodzi w mroki tajemniczych głębin,
Gdzie się przepych koralu bogato rozpina,
Tak ja wypijam wzrokiem czerwoność jarzębin,
Lub próbuję wargami czerwonego wina.
(Jan Lechoń)
dla chętnych … dziś i jutro można zobaczyć spektakl „Francuzów” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego z Nowego Teatru ….
https://www.youtube.com/watch?v=JFGrGUR9WOM&feature=youtu.be&fbclid=IwAR1XTahOaHFtKPCAMTjUg4dYzeGguOHwp6_VrNKrrWYyS767F4CYS1qSF-8
Asiu,
jako nasza blogowa „biblioteka poetycka”, co myślisz o Lechoniu? Ja, starej daty, pamiętam jego wiersze ze szkoły… Lechonia podrzucam z ukrytym zamiarem 😉
Jutro o tem. Podejrzewam, że większość z blogowiczów to nazwisko kojarzy.
Piękny jest ten Lechoń ze śliwami, które pomalował Renoir. I spadającymi gwiazdami.
Asiu,
to samo myślę. Ale czytam teraz książkę Adolfa Rudnickiego „Krakowskie
Pprzedmieście pełne deserów” i wynika z tego, że wszyscy pisarze, poeci jego czasów byli be, przed wojną, po wojnie i potem do końca, nawet za czasów wczesnych lat 80-tych… Ja Adolfa Rudnickiego nie pamiętam z jego osiągów literackich.
Ale może jestem w tak zwanym mylnym błędzie.
https://www.youtube.com/watch?v=d6MMHsCaQ20
dzień dobry … ☕ …
200 lat … 200 lat … dla cichala z okazji urodzi dużo zdrowia i pomachanko … 🙂
kisiel na czasie i na smutki …
http://krainamiodemplynaca.blogspot.com/2020/05/kisiel-z-rabarbarem-truskawkami-i-nuta.html
pada .. a ja wstałam jak zwykle a tu nici ze spaceru …
przekąska dla cichal … Ewa zrobi serek do tego dania ….
https://mintaeats.com/2020/05/19/marchewki-z-pesto-z-natki/
Dzień dobry,
Jolinek, Ewa – nie przejmujcie się tak bardzo moim wczorajszym wpisem – był z przymrużeniem oka i przecież wiem dlaczego! Chociaż prawdą jest, że zostałem jednym z nielicznych. Smutno. Bywa tu Pepegor, Irek, Yurek i Marek – wszyscy za rzadko!
Nie rozumiem wpisu a capelli. Sam byłem na wielu minizjazdach i każdy, każdy z nich uważam za super udany. I jeśli się tylko nadarzy okazja to będę na następnych! Spotkać fajnych, ciekawych ludzi jest dzisiaj coraz trudniej!
Przyznam Ci się a capella, że przeważnie omijam Twoje wpisy – dla mnie mało czytelne, z gwiazdkami, odnośnikami, wyjaśnieniami, wielokropkami itd. Nie obraź się, ale tak to odbieram.
Przez cztery lata pracy w redakcji wpajano mi zasadę – „tekst musi się czytać!”
A na marginesie – moją szefową była wtedy znana tu niektórym Kocimiętka. Wymagająca do wypęku, nie przepuściła najmniejszego drobiazgu!
Bardzo lubię natomiast teksty Ewy i Witka – sprawnym piórem prowadzą nas do najskrytszych zakamarków nieujętych w przewodnikach, pokazując ciekawe miejsca i ludzi, dla urozmaicenia wplatając niekiedy nieagresywne żarty o sobie, a wszystko ilustrując super zdjęciami. Nie mogę się za bardzo wtrącać, ale najchętniej widziałbym książkowy zbiór najciekawszych relacji z ich podróży. Tylko jak wybrać najciekawsze?
Idę spać.
Dobranoc 🙂
dobrego snu Nowy … 🙂
nalewka na czasie ….
http://ewysmaki.blogspot.com/2020/05/rabarbarowka-na-miodzie.html
jednak spacer mi wyszedł … po deszczu bardzo przyjemnie się oddycha …
nalewka lecznicza … i na czasie …
https://dietamojapasja.blogspot.com/2020/05/nalewka-z-kwiatow-kasztanowca.html
Cichalu, zdrowia i miłych urodzinowych obchodów 🙂
Bardzo ciekawy wywiad z Mariuszem Szczygłem, na wpół Pepikiem 🙂 o Czechach:
https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,25964090,mariusz-szczygiel-czech-jakby-mogl-porozmawiac-z-jezusem.html
…i jeszcze to, niesamowite po prostu:
https://www.komputerswiat.pl/artykuly/redakcyjne/teleskop-hubblea-bada-kosmos-juz-od-30-lat-oto-najlepsze-zdjecia-jakie-wykonal/097gvjv#slajd-4
Cichalowi najserdeczniejsze życzenia zdrowia, szczęścia, powodzenia.
W piekarniku dochodzi gratin dauphinois wg przepisu podanego przez Danuśkę. O wrażeniach smakowych doniosę po konsumpcji. Tymczasem miłe zapachy, jak babie lato nad łakami, szybują po chałupce.
Cichalu, dużo zdrowia i wszystkiego najlepszego!
Dziś urodzinowy obiad u mojej wnuczki, jutro kończy 5 lat.
Małgosiu, buziaki dla mojej Imienniczki i dużo, dużo serdeczności na Urodziny 🙂
Jubilatowi.
http://ak5.pl/hc7.html
Dla naszych Jubilatów Dużych i Małych ślę wraz z życzeniami ciasto rabarbarowo-truskawkowe. Jakże go nie upiec o tej porze roku 🙂 http://ak5.pl/jc7.html
Haneczka zachęciła mnie do zajrzenia do opowiadań Kornela Filipowicza i bardzo dobrze zrobila, czyta się je znakomicie.
Cichalu,
Wspaniałości urodzinowych!
Nowy,
Aż się zarumieniłam po takiej laurce 🙂
Koronawirus ma jedną zaletę: człowiek uziemiony uważniej rozgląda się po swojej okolicy:
https://www.eryniawtrasie.eu/36545
Obiad wyśmienity. Danuśka – też dołożyłam sobie drugą porcję. Przepis Alanowy smakowity – przekaż Mu proszę podziękowanie za smaczną potrawę, a Tobie odzielne dzięki za podanie przepisu.
Haneczko próbuj czym prędzej. Pysznościowe!
Najlepsze zyczenia dla Cichala i Malgosinej Basi.
Piekny Lechon podany przez Alicje.
Milej niedzieli 🙂
Cichalowi życzę dużo zdrowia i pogody ducha 🙂
Zgodnie z prognozą pogody dzisiejszy dzień był dość deszczowy, ale dopiero do godzinie 10, więc miałam czas na długi spacer z kijkami. Ale na kawę już nigdzie się nie wybraliśmy. Odnalazłam zamrożony rabarbar i szybko upiekłam rurki z ciasta francuskiego do kawy.
Ewo,
ciekawy ten zamek w Rajsku, a starania właściciela godne podziwu. To praca i wydatki na lata. Przy okazji przypomniałam sobie mój pobyt w Kurozwękach i Szydłowie.
Obejrzałam już wszystkie odcinki serialu ” After life”. Rzeczywiście to świetny serial. Trochę za dużo wulgaryzmów, ale sam pomysł i aktorzy znakomici.
Alinie i wszystkim, którzy polecali ten serial – wielkie dzięki.
Ewa 47 poleciła wideorecenzję Tomasza Raczka o ” Grze w chowanego”. I teraz słucham jego opinii o wszystkich filmach i serialach, które oglądałam. ” After life” ocenia entuzjastycznie.
Przepis Danuski zanotowany i smietana zakupiona specjalnie na te okazje (rzadko uzywam tej wysoko-procentowej); gotowanie wieczorem, bo dzien (kolejny!) spedzony na pracy w ogrodzie.
Odniose się do wpisu Basi a cappella i komentarzy pod nim.
Zgadzam się z grubsza z tym co napisała Basia – mysle, ze chodzi o taki szczególny ton i atmosferę (a raczej „atmosferkę”), która wytwarza się kiedy wszyscy bardzo dobrze znaja się osobiście. I specjalne traktowanie pewnego uczestnika blogu (Krol i Dziewczyny).
Mysle, ze ten specyficzny ton pojawiajacy się tutaj bardzo często przechodzi niezauważony bo, jak to się mowi, „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Chyba lepiej to widać/czuc z dystansu.
Lubie linki do blogu a capelli jak również te do wedrowek Erynii – ciekawe impresje i zdjęcia.
Echidno-podziękowania przekazane, oboje się cieszymy, że danie Wam smakowało.
Natomiast moim wczorajszym odkryciem kulinarnym był marynowany czosnek.
Nigdy do tej pory nie jadłam czosnku w tej postaci, a tu się okazuje, że jest świetny do kanapek, salatek, czy ot tak, na przegryzkę. Miło się chrupie, a po zjedzeniu nie wionie się nieprzyjemnym zapachem. Mała rzecz, a cieszy 🙂
GosiuB też jesteś naszą Dziewczyną … a Król było żartobliwie … myślałam, że znasz już atmosferkę bo jesteś tu już a nami długo … z czego się cieszymy … 🙂
a tak w ogóle to jestem trochę zmęczona tymi pseudo burzami na blogu … tyle nieszczęścia w naszym realnym życiu, że muszę się trochę znowu wyciszyć …
Jolinku, dziekuje – chcialam po prostu odniesc odniesc sie do meritum dosc barokowego wpisu Basi, i wyjasnic „co autor mial na mysli”, plus co mnie sie nasunelo, a co mysle moglo umknac w ferworze urazonych uczuc … I zrobilam to bo mysle, ze efektywniejsze jest rozwiazywanie konfliktow (chocby przez wyjasnienia) niz przemilczanie. No ale, dobrymi intencjami to pieklo jest wybrukowane …
Pozdrawiam bardzo slonecznie – wszystkich 🙂
Był tort czekoladowy, trochę się śmiałam w duchu, bo to ten sam, który mój syn zawsze sobie życzył na swoje urodziny. Byli drudzy dziadkowie i brat synowej z narzeczoną.
Był również sernik i tak zwane ptasie mleczko też w formie tortu. Dzieciom smakowało, chociaż w mojej rodzinie zupełnie nieznane. Potem spacer, dzieciaki szalały na rowerach. Całusów nie było.
26c !
Na patelni ryba się smaży, filety z „atlantic pollock”. Całkiem dobre, ale nie tak dobre, jak sola na przykład. Jak to u mnie – posolić, popieprzyć i w mące otoczyć, tak mi od zawsze smakuje każda ryba. Do tego sałata.
Znacie takie grzyby?
https://haps.pl/Haps/7,167251,25964987,w-lasach-mozna-juz-spotkac-zolciaka-siarkowego-co-z-nim-zrobic.html#s=BoxOpImg10
Co do atmosfery blogowej – pamiętajcie, co Gospodarz zapowiedział na początku:
Blog będzie taki, jakim go stworzycie.
Nie ma się co doszukiwać „atmosferki”, nie nasza wina, że niektórzy z nas mają się okazję spotykać, po tej stronie Atlantyku mini-zjazdy odbywały się i u mnie (Cichaly, Nowy), a także u Cichalów i Nowego – zdawaliśmy z tego sprawę blogowisku, prawda?
To Pyra była motorem, który wykombinował Zjazd, a potem się potoczyło, bo nam się to spodobało. Nie ma nic w tym złego.
Każdy tutaj wkłada coś, co tworzy atmosferę – Asia ekspert od poezji, Krystyna od kina (ale się porymowało!), Basia a capella swoje wędrówki foto, które wszyscy oglądamy, Ewa z Witkiem swoje i tak dalej i tak dalej. Można by wymieniać. Każdy pisze o swoim kątku i zakątku.
Różnorodność to jest to, co tworzy ten blog. I tak trzymać! 🙂
Do bywających panów dodałabym jeszcze bezdomnego, którego blogowisko też traktuje jak trędowatego. A przecież jesteśmy podobno tolerancyjni i nie obrażamy się na to, że ktoś ma inne zdanie albo inny styl wysławiania się. No.
Wydaje mi się, że widziałam na jednym drzewie, ale nie wiedziałam ,że jadalny. Myślałam że to jakiś pasożyt.
Alicjo, nic a nic mi nie przeszkadza, ze sie blogowicze spotykaja w realu. To przeciez tylko dobrze swiadczy o nawiazanych znajomosciach.
Takie grzyby widzialam kilka razy ale nie przypuszczalam ze mozna je jesc, raz ze nie wiadomo czy jadalne, dwa – konsystencja, bo one chyba twarde sa?
Cichalu – wszystkiego najlepszego i zdrowia, zdrowia i jeszcze więcej zdrowia! 🙂
https://youtu.be/PQn3yStv2TE
https://youtu.be/N7_IJmtFIkg
https://youtu.be/TsW2HYzJZMw
Mnie musiałby znawca grzybów pokazać to w realu – żadne zdjęcia mnie nie zachęcają do zbierania, musi mi ktoś pokazać i wytłumaczyć, na co zwracać uwagę i z czym mogę pomylić. Trzymam się kilku, które dobrze znam.
https://www.teoriakulinariow.pl/post/ile-warte-sa-kuchenne-porady-magdy-gessler
Cichal już odetchnął po urodzinowych uściskach. Teraz dołączam swoje z wielką nadzieją, że spotkamy się na niejednym zjeździe 🙂
Tęsknie do wszystkich w realu. Dla mnie te spotkania to niesamowite przeżycie. Ich atmosfera (nie atmosferka) ładuje moje akumulatory najlepszą z możliwych energii. Bardzo sobie cenię, że jesteśmy tak rozmaici a łączy nas otwartość i życzliwość.
Z tymi, z którymi w różnych kwestiach się nie zgadzam, tym chętniej porozmawiałabym przy wspólnym stole.
Ziemniaki zrobiłam ze szparagami, ale osobno. Zostało tyle co nic. Objedliśmy się ponad miarę, dokładki są nieuniknione. Wcale nie są pracochłonne. Następnym razem dodam więcej gałki i czosnku. Jednocześnie jestem pewna, że te nadbużańskie są jeszcze lepsze. Danuśka, ziemniaki stare czy już młode?
Echidno, chętnie wypożyczyłabym kulinarnie Wombata 🙂
Koale od Was cieszą oko i przywołują wspomnienia, ale do kuchni się nie rwą.
Haneczko 😯
25 maja 2020
8:30
Toś Ty prawie nowelkę napisała 😯
O ziemniaczku:
https://haps.pl/Haps/7,167709,25960282,niegdys-musial-walczyc-o-swoja-pozycje-na-polskim-stole-dzis.html#s=BoxLSImg2
Alicjo, wiesz, że bywam gadatliwa…
U nas dzisiaj śledzie w śmietanie z cebulą i pyrki po zwykłemu.
U nas leczo rzucimy na makaron.
Gadatliwa być może, ale w oszczędnym pisaniu nikt Ci nie dorówna 😉
Haneczko-wytrawny kucharz na pewno powie, by używać mączystych ziemniaków, a nie młodych, bo cokolwiek wodniste. My do ostatniej zapiekanki użyliśmy młodych, bo one kuszą o tej porze roku(chociaż wiadomo, że na polskie jeszcze trzeba poczekać). Aż tak wykwintnych podniebień nie mamy, by kruszyć kopie o ten drobiazg 🙂
Pogoda z lekka zwiariowana, raz słońce, raz deszcz. Zapewne koperek, który przed chwilą wysiałam będzie zadowolony, że ma właśnie takie warunki.
Alicjo,
w artykule do którego podesłałaś link przeczytałam że do ziemniaczków pasują: mięsko, masełko, śmietanka albo skwareczki. Wszystko można razem spapusiać.
To napisała dorosła kobieta do dorosłych czytelników w gazecie dla dorosłych.
Przykro mi ale się odzwyczaiłam.
Taka moda na zdrabnianie, też nie lubię.
Dziś polędwica wieprzowa, ziemniaki i surówka z kapusty.
Ależ dziewczynki, jak możecie! Takie piękniusie artykuliki, a Wy wybrzydzacie 🙄
Uwielbiam, jak mi pani w sklepie podaje bułeczkę i pyta, czy z szyneczką, masełkiem i pomidoreczkiem…
Już od jakiegoś czasu trwa ta moda. A powinnam się zorientować po tym „ziemniaczku…”, co i mnie skołował.
Ta moda na zdrobnienia to już trochę trwa, przecież pamiętacie te wszystkie śledziki, wódeczki i rachuneczki w peerelowskich knajpach.
A propos zdrobnień to przypomniało mi się jeszcze przedwojenne-do nóżek padam, rączki całuję http://ak5.pl/lc7.html
Wódeczkę i śledzika jakoś toleruję, ale od czasów całuję rączki i tak dalej tych zdrobnień przybyło, oj przybyło!
Idę rzucić to leczusio na makaronik – będziemy papusiać obiadek 🙂
Po prostu pięknie – szkoda, że nie ma Rzepa, skomentowałaby może:
https://www.onet.pl/informacje/radiolodz/bielszy-odcien-bieli-czyli-biala-fabryka-w-lodzi-po-remoncie/pelywlf,30bc1058
Dzień dobry,
26 maja – piękne święto, Dzień Matki, zawsze był u nas w domu obchodzony uroczyście.
Wszystkim Blogowym Mamom najlepsze życzenia!
Chociaż mojej Mamy już nie ma wśród nas…, ale przecież jest… pozwolę sobie zadedykować bardzo przez nią lubianego Ładysza – Jej i wszystkim Mamom.
https://www.youtube.com/watch?v=e2yvjatUjpY
Mam nadzieję, że nikogo tym razem nie uraziłem.
Nowy, piekne nagranie, wzruszajacy hold zlozony naszym Mamom.
26 maja to Dzień Matki Polki. W przeważającej części innych krajów Dzień Matki obchodzony jest w niedzielę, co ma sens bo wszyscy są w domu i można mamę zaprosić np na obiad do restauracji. W przedwojennej Polsce też świętowano w niedzielę.
Próbowałam się doczytać dlaczego akurat 26 maja, ale nic nie znalazłam.
Ciekawe czy Kaczor pojedzie na cmentarz?
26 Maja 1946 roku była niedziela. Możliwe że tak się zaczęło.
Alinko – dziękuję.
Ewa47
„26 maja to Dzień Matki Polki.” – ale moja Mama była Polką, jak pewnie prawie lub wszystkie Mamy tego Blogu. Ja też jestem Polakiem, nigdy się nie zamerykanizowałem., chociaż jestem tu od 1985 roku, z małą przerwą.
Wiem, że tylko w Polsce ten dzień obchodzi się 26 maja, ale to naprawdę nie przeszkadza ani mnie, ani pewnie nikomu. Akurat to może zostać jako nasza, polska data. Przypuszczam też, że nikomu na świecie również to nie przeszkadza. A to, że przeważnie nie jest to niedziela – dla mnie bez najmniejszego znaczenia.
Ewa47,
„Ciekawe czy Kaczor pojedzie na cmentarz?” – mam nadzieję, że już niedługo, wkrótce, ten nikt, nawet z największą obstawą będzie się bał wynurzyć ze swojej żoliborskiej nory.
Nowy, dzięki za wzruszający poranek. Pewnie już o tym pisałam, że w Meksyku to Święto jest obchodzone 10 maja. Bardzo celebrowane. Zwyczajem są małe bukieciki przypinane mamom do bluzek, sprzedawcy tych kwiatków są na każdym rogu. Feta w zakładach pracy, życzenia składają wszyscy, nie tylko dzieci swoim mamom.
…jeszcze taka propozycja na świąteczny deser
https://www.vogue.pl/a/jadlonomia-po-polsku-przepis-na-budyn-chalwowy
Być może już był tu przytaczany przez Jolinka 🙂
Właśnie ukazała się nowa książka Marty Dymek, jestem jej ciekawa, ale jeszcze chwilkę poczekam, bo jak zwykle Empik ma pierwszeństwo i zaporowe ceny.
Jak się czyta przepisy to ilość sprzętów kuchennych jaka jest teraz potrzebna zawsze mnie dołuje bo większości nie mam, jak żyły nasze babcie?
Małgosiu 🙂 o ile mogę sobie wyobrazić, a nawet trochę pamiętam kuchnię z ręczną maszynką do mięsa, moździerzem, makutrą, ręczny młynek do kawy, drewniane łyżki i pałki do ucierania itp. , to jednak nie przestanie być zagadką jak żelazkami z duszą prasowały koronkowe żabociki, czy obszerne krynoliny…
… zapomniałam o pięknej wadze z dwiema szalkami i odważnikami oraz o tasaku i pewnie o paru jeszcze ważnych pomocach kuchennych z tamtych lat.
Salso, to mamy bardzo podobne wspomnienia, waga była u nas w kolorze kremowym, drewnianych łyżek nadal używam bo są delikatne dla patelni i garnków, mam też pałkę do przecierania i ucierania, ale nie pamiętam kiedy jej ostatnio używałam. Młynka nie kojarzę, bo tylko Tata pijał kawę, a on lubił rozpuszczalną Marago. Ręczna maszynka służyła potem mojej Mamie do robienia bułki tartej.
Wszystkiego najlepszego wszystkim Mamom blogowym, okolo-blogowym i podczytujacym!
Eva47 – faktycznie, w wiekszosci krajow Dzien Matki jest obchodzony w niedziele, zwykle wyjsciem do restauracji. Musze przyznac, ze nie przepadam za tym, bo w tym dniu restauracje maja odrebne menu zeby „przerobic” duza ilosc klientow, no i rezerwacje trzeba robic ze sporym zapasem. My zwykle lubimy posiedziec jeszcze po obiedzie, rozmawiajac przy deserze lub lampce wina, a tu juz kelner dyskretnie krazy … Ale kilka takich wyjsc wspominam bardzo milo.
U nas Dzien Matki byl dwa tygodnie temu, dzieci sie sprezyly i zrobily przepyszny obiad z kaczymi nogami w roli glownej, w sosie z porto i czerwonych winogron, corka zrobila creme brule. W prezencie dostalam przepieknie wydana ksiazke Ottolenghi „Plenty” – piekne zdjecia i ciekawe przepisy.
Palke do ucierania pamietam z domu, i te dyskusje z siostra, kto dostaje do wylizania palke a kto makutre, zwykle podzial byl wedle zaslug 🙂
Drewniane łyżki też mi służą, a stara waga i młynek tylko do ozdoby. Swoją drogą te akcesoria też zajmowały sporo miejsca, ale rzeczywiście wymagały niezłej kondycji. To ucieranie maku, czy innych mas, to był koszmar, choć można było przy tym skubnąć co nieco. A przecież gotowało się, piekło i przetwarzało znacznie więcej niż obecnie. Teraz łatwiej po wiele rzeczy sięgnąć w sklepie.
Na zastanym stanie tzw. poniemieckim była stara waga (zielona), była też odpowiednio wielka waga w pomieszczeniu gospodarskim do ważenia worków ze zbożem czy ziemniakami.
Była szatkownica do kapusty i prasa do wyciskania soku z winogron, spora! Drewniana beka chyba 150 l, którą co roku się wyparzało i odpowiednio „namaczało”, szykując do nowego kapuścianego wsadu.
Dokupiliśmy do zastanego dobra:
Dwa dwa stulitrowe gary do kiszonek różnego rodzaju, a do kiszenia kapusty stosowna, drewniana beka chyba 120 l, którą co roku się wyparzało i odpowiednio „namaczało”, szykując do nowego kapuścianego wsadu. Były dwie piędziesięciolitrowe butle do fermentacji wina. Młynków nie zliczę oraz kamiennych garnków na różne potrzeby, a przede wszystkim do odstawiania mleka na śmietanę (i zsiadłe)…
Ja mam kilka młynków, bo swego czasu zbierałam jako ozdoby do kuchni – teraz kuchnię mam za małą, ale nadal mam kilka młynków oraz litrowy, stary garnek kamienny, który zabrałam z domu. No i 12-l gar kamienny, co to go zakupiłam jesienią do kiszenia kapusty!
Miałam też do całkiem niedawna makutrę, która mi się rozpadła 🙁 Została tylko pałka.
MATCE UKOCHANEJ
Julian Tuwim
Wiem, żeś Ty w nocy płakała,
Bo cierpi dusza matczyna.
Ale sam Bóg dał ci, matko,
Smutnego, smutnego syna.
Widzę ja lęk w Twoich oczach,
Spoglądasz na mnie stroskana…
Lecz cóż ja pocznę?… Od Boga
Tęsknota jest mi przydana…
Zabrała mnie Tobie, serdeczna,
Zabrała cicha dziewczyna
I przez Nią masz, i przez Boga
Smutnego, smutnego syna…
Z tomiku Juwenilia.2
https://www.ofeminin.pl/czas-wolny/dzien-matki-skad-sie-wzial-historia-kobiety-ktora-wymyslila-dzien-matki/mnrny8j?utm_source=detal&utm_medium=synergy&utm_campaign=allonet_detal_popularne
Ja tez mam w domu palke, przywiozlam sobie na pamiatke, nie ma juz komu uzywac …
Nowy-moja Mama ze swojej chmurki też dziękuje Ci za Ładysza, bardzo lubiła go słuchać.
Salso-podobają mi się te meksykańskie zwyczaje związane ze Świętem Matki 🙂
A co do gadżetów i wyposażenia kuchni to w porównaniu z tym, co powyżej napisała Alicja chyba Was trochę rozśmieszę, bo otrzymałam dzisiaj od Latorośli słodki drobiazg:
https://photos.app.goo.gl/7PTo1v42wtA5LMUA9
Do zaparzaczki dołączone były dwa rodzaje wytwornych herbat czarnych, liściastych, bo dziecina wie, co mamusia pija najchętniej 🙂 Zjedliśmy wspólny obiad i Latorośl pognała z powrotem do Warszawy.
W czasach padania do nóżek i całowania rączek sitka do herbaty wyglądały zupełnie inaczej:
https://ireland.apollo.olxcdn.com/v1/files/y1bprs0zxb0v3-PL/image;s=1000×700
To byłby też super prezent.
U Alicji spore gospodarstwo było, to nie dziw że i sprzęty niezłego kalibru 🙂
GosiaB, piękny prezent dostałaś, mam tę książkę i jej następczynię – Cała obfitość. Obie pięknie wydane, zdjęcia kuszą. Bardzo lubię je przeglądać i trochę się ganię, że rzadko korzystam, zwłaszcza jak „nie wiem co na obiad”. Przepisy są proste i szybkie. Na spotkaniu na Targach Książki (dawno temu) rozmawiałyśmy o tym autorze z MałgosiąW, wtedy dostępna była u nas jego pierwsza książka „Jerozolima”. Pamiętasz Małgosiu?
Danuśko 🙂 ach te zaparzaczki, to mi przypomniało kolejny, nieodzowny element starej kuchni – imbryczek do zaparzania herbaty. Był biały i stał sobie na ciepłej płycie kuchennej, pełen aromatycznej esencji.
Salso, wlasnie nie wiedzialam ktora ksiazke wybrac – i wybralam troche w ciemno bo nie da sie isc do ksiegarni i obejrzec 🙁 A wahalam sie miedzy ta pozycja a Jerozolima. Czesto korzystam z przepisow Ottolenghi na jego stronie internetowej, dawniej tez w NY Times.
Z tymi gadzetami w kuchni to jest tak, ze czesto chcialoby sie miec, ale kuchnia nie jest z gumy i gdzie to trzymac? Mam troche ciekawych rzeczy, zwykle przybyly jako prezent, i niestety siedza nie uzywane. Ale ten creme brule corka robila bo dostala kiedys w prezencie reczny palnik do opalania (miala take faze pieczenia z kolezankami chyba w 11 klasie) i po raz pierwszy go uzyla (wreszcie!).
Dzień Matki nie jest jeszcze tak skomercjalizowany jak inne święta. Wiadomo, że mamy mają mniejsze potrzeby. 😉
Podoba mi się zwyczaj wyznaczania dat świąt na konkretną niedzielę w danym miesiącu, zwłaszcza tych świąt bez czerwonej kartki w kalendarzu.
Nadal używam drewnianej pałki do ucierania, trzepaczki do ubijania piany. Mam oczywiście i nowocześniejsze urządzenia, ale przy gotowaniu i pieczeniu dla 2 osób stare metody są szybsze. Trzymam też ręczną maszynkę do mielenia, ale chyba już jej nie użyję. Zdecydowanie wolę elektryczną. A bułkę ucieram na ręcznej tarce. Żeby nie zaśmiecić kuchni, miskę umieszczam w komorze zlewozmywaka.
Małgosiu,
wydawało mi się, że jesteś posiadaczką bardzo wielu kuchennych gadżetów, więc trochę się zdziwiłam Twoją uwagą, że nie masz większości sprzętów kuchennych wymienianych w przepisach. 🙂
Vladimír Holan, Zmartwychwstanie, tł. Leszek Engelking
Więc po tym życiu miałyby nas kiedyś obudzić
przeraźliwe jęki trąb i rogów?
Odpuść mi, Boże, ale krzepię się wiarą,
że początek i wskrzeszenie wszystkich nas, nieboszczyków,
obwieści po prostu pianie koguta…
Potem przez chwilę zostaniemy jeszcze w łóżku…
Pierwsza wstanie
mama… Usłyszymy,
jak cichutko rozpala ogień,
jak cichutko stawia wodę na blasze
i troskliwie wyjmuje z szafki młynek do kawy.
Będziemy znowu w domu.
Haneczko,
Jakie to ładne….
Danuśka, Salsa – dziękuję!
Haneczko – piękne.
https://m.youtube.com/watch?v=vyI9flHHT2Q&feature=share
https://youtu.be/09oeH4J_Qpc
https://youtu.be/CvbulPEJgPI
https://youtu.be/HhmkZ5yp8w4
Zapomniałam o dwóch maselnicach do ubijania masła.
Tu mam niewiele – kilka garnków, 5 patelni różnego kalibru, wok z przykrywą, mikser ręczny (po co nam pałka?), mikser do soków, jeden robot bardzo nieskomplikowany, w którym można zmielić mięso i ziemniaki na placki itp.
Oraz inna drobnica kuchenna.
Sezon ogródkowy dzisiaj otwieramy, trawa ścięta po raz pierwszy razem z tysiącem białych i fiołkowych fiołków, już przekwitających. Idę robić niewdzięczną robotę – myć sprzęty ogrodowe po zimie 🙁
@Nowy,
myślę że Dzień Matki nie ma nic wspólnego z obywatelstwem. Ja mieszkam za granicą od 1984 roku, bez przerwy, i nadal jestem matką Polką. Moja matka też była Polką, ale pamiętam że tym świętem obchodzonym w dzień powszedni nie była zachwycona. Wracała późnym popołudniem zmęczona z pracy, w domu czekały dzieci w wieku szkolnym. Poza obowiązkową laurką i kwiatkami nic z tego święta nie miała.
Dla Ciebie nie ma znaczenia, że to nie jest niedziela, ale Ty nie jesteś Matką, Ty jesteś od składania życzeń. Poza tym lubię Cię.
Ewa47,
„Poza tym lubię Cię.” 🙂 🙂 🙂
Salso pamiętam 🙂
Krystyno oczywiście trochę mam 🙂 , ale ciągle czytam a brak : blender kielichowy, wyciskarka do soków, parowar , wolnowar, nie mówiąc o Thermomixie … To oczywiście wszystko z przymrużeniem oka 😀
Haneczko, piekny wiersz – w swej prostocie. Nigdy nie slyszalam o tym czeskim poecie, troche wiec o nim poczytalam; Leszek Engelking to swietny tlumacz (kilka jezykow) i znawca/badacz literatury.
Trafiłam na ten wiersz tutaj i przepadłam https://www.tygodnikpowszechny.pl/pierwsza-wstanie-mama-161004
Haneczko,niestety wykup dostęp ….
Życzenia na Dzień Matki były u mnie zawsze zarezerwowane dla Matki. Teraz już niestety, tylko przyjmuję 😉
Ale pamiętam o 26 maja, chociaż tutaj obchodzę według tutejszego kalendarza.
Bez fanfar od długiego czasu, bo dziecko daleko.
Przerwa w pracy – jest to niewdzięczna, żmudna robota, wszystko uprzątnąć, odpajęczyć, odkurzyć, a co trzeba umyć to umyć oraz pozamiatać. Zostały krzesła do odkurzenia i umycia.
Poza tym bazylia do wysiania oraz rozmaryn do przesadzenia w większą doniczkę.
Nasturcja do wysiania, a właściwie wsadzenia, bo to-to ma duże nasiona. Jakiś ogórek do donicy? Może jak wzejdzie, to zaśpiewa, mimo wszystko?
Wojciech Bonowicz
04.11.2019
Praga to są gotowe historie i nic nie trzeba wymyślać, bo wszystko od dawna jest już wymyślone. Wystarczy trafić w odpowiednie miejsce, usiąść i słuchać.
Na przykład na Smíchovie mieszka pani Eliška, która ma psa Albina, białego szwajcarskiego owczarka. Chodzi z nim na spacery do parku, który się nazywa Ogrody Kinskiego. I w tym parku na jednej z ławek bezdomny mężczyzna urządził sobie latem mieszkanie: starannie porozstawiał swoje rzeczy, żeby choć przez kilka dni poczuć się jak u siebie. No i pewnego razu, kiedy pani Eliška była na spacerze z Albinem, zrobiło jej się słabo. Niewiele brakowało, a osunęłaby się na ziemię, gdy nagle usłyszała wołanie: „Potrzebuje pani pomocy?!” – i ten głos ją ocucił. A to właśnie wołał ów bezdomny. „Nie, nie, dziękuję”, powiedziała pani Eliška i ruszyła wystraszona w stronę domu. Jednak przez resztę dnia nie mogła przestać myśleć o nieznajomym mężczyźnie i miała wobec niego wyrzuty sumienia.
Na drugi dzień zabrała Albina i poszli w to samo miejsce. Mężczyzna znów tam był, ze śpiworem i wszystkimi swoimi rzeczami porozkładanymi wokół ławki. „Chciałam panu podziękować. To było bardzo miłe, że zaoferował mi pan pomoc – powiedziała. – A czy ja mogłabym jakoś pomóc panu?”. Mężczyzna przyjrzał jej się uważnie. „Owszem – powiedział – proszę mi kupić sześć puszek pilsnera, »Sport« i najnowszy numer »Guardiana«. Może to pani zrobić?”.
Do pani Eliški zaprowadził mnie mój przyjaciel Jiří Červenka, poeta i tłumacz. Gospodyni zrobiła nam mocnej kawy i podała kołacze z makiem, a wielki Albin lizał nas po rękach, bo jest młody i trochę się nas bał. Mojego przyjaciela coś w przeszłości z Elišką łączyło, ale o tym nie będę pisał, bo to nie powinno was obchodzić, chociaż to nie jest żadna tajemnica. W każdym razie oboje są już na emeryturze. Co ciekawe, choć Jurek jako emeryt może komunikacją miejską jeździć za darmo, to i tak wszędzie chodzi piechotą. Pewnie dlatego jest w tak dobrej formie. Szliśmy na Smíchov przez Kampę, bo chciał mi pokazać dom, w którym mieszkał z żoną i córką wielki poeta Vladimír Holan. Córka Holana Kateřina miała zespół Downa; ojciec kochał ją tak bardzo, że po jej śmierci nie miał już sił pisać i zamilkł jako poeta.
W drodze Jurek zwierzył mi się, że od przeszło dwudziestu lat notuje swoje sny: jak się tylko obudzi, natychmiast robi notatkę, żeby nie zapomnieć. Spytałem, co mu się śniło ostatniej nocy.
– Wyobraź sobie, że marszałek Tito. W fidelowskim uniformie. Chciał bronić czci pewnej damy, którą jakoby obraziłem. Ja na to, że o niczym nie wiem i że w tej sytuacji widzę dwa wyjścia: albo się weźmiemy za łby, albo podamy sobie ręce na zgodę. Kiedy się godziliśmy, z radia zaczęła płynąć muzyka, taka nostalgiczna, jakby z francuskiego albo rosyjskiego filmu. Objąłem marszałka, chwyciłem jego rękę w swoją i zaczęliśmy tańczyć. I powiem ci, że całkiem nieźle nam to wychodziło.
Tej nocy, kiedy Jurek Červenka tańcował z marszałkiem, ja, leżąc w łóżku, czytałem akurat Holana w przekładach Leszka Engelkinga. I był tam wiersz, chyba z lat 60. ubiegłego wieku, zatytułowany „Zmartwychwstanie”, który Holan zadedykował Stanislavowi Zedníčkowi. W tamtym czasie katolicki poeta Zedníček był objęty zakazem druku; najpierw pracował w lesie, potem karmił zwierzęta w praskim zoo, a w końcu dostał pracę w drukarni i tam dotrwał do 1968 r. A wiersz „Zmartwychwstanie” idzie tak:
Więc po tym życiu miałyby nas kiedyś obudzić
przeraźliwe jęki trąb i rogów?
Odpuść mi, Boże, ale krzepię się wiarą,
że początek i wskrzeszenie wszystkich nas, nieboszczyków,
obwieści po prostu pianie koguta…
Potem przez chwilę zostaniemy jeszcze w łóżku…
Pierwsza wstanie
mama… Usłyszymy,
jak cichutko rozpala ogień,
jak cichutko stawia wodę na blasze
i troskliwie wyjmuje z szafy młynek do kawy.
Będziemy znowu w domu.
Dzieki, Haneczko.
Piękna opowieść , dziękuję Haneczko.
Dziewczyny, to tylko dzielenie się dobrem, czyli sama przyjemność.
Jutro piekę brownie i chleb z kaszą manną.
Obiadowo bałagan warzywny z kiełbasą, kasza jęczmienna, czyli prościzna.
Uszczknęlam sobie cząstkę dobra, haneczko 🙂
Haneczko, na powitanie dnia dziekuje Ci za to piekne odpowiadanie i Zmartwychwstanie z Mama .
Ot i ciekawostka-chleb z kaszą manną. Przypomina mi to różne chlebowe eksperymenty Cichala. Haneczko koniecznie zapodaj, jak się udał. Czy na zakwasie?
I jeszcze w nawiązaniu do naczyń kuchennych, a raczej sztuki nakrywania do stołu podrzucam kolejny barwny fragment z książki „Przy stole z królem”.
Rzecz dotyczy czasów Jana Sobieskiego i królowej Marysieńki, którą „najbardziej irytowało to, że goście często zabierali sobie na pamiątkę piękne, haftowane złotą nicią serwety wykładane przy nakryciach dla wytarcia ust. W Cieplicach, gdzie latem 1687 roku królowa ze swoim dworem bawiła na kuracji, opowiadano sobie, jakie to hałasy potrafi wyczyniać z powodu ubytkow bielizny stołowej. W końcu podobno znalazła na kolekcjonerów sposób: kazała przybić serwety ćwieczkami do stołu”.
Czy nie przychodzi Wam od razu na myśl scena ze sztućcami na łańcuchu w „Misiu” Stanisława Barei 🙂 ?
Jolinku-czekamy na sprawozdanie o tym, jak się udało tak dłuuugo wyczekiwane przez Ciebie rodzinne spotkanie!
Brownie w piekarniku, chleb rośnie na drożdżach, sypnęłam czarnuszkę.
Danusiu, jak czytałam opis też mi stanęła przed oczami scena z Misia nim doczytałam.
Odbyłam poranny spacer z kijkami, pogoda piękna, ptaki śpiewały, jaszczurka uciekła mi spod stóp … Widać było sporo osób różnorodnie spędzających czas, ale aktywnie.
Dzień dobry,
Sztuka nakrywania do stołu (pomijając przybijanie serwetek 🙂 ) nie jest wcale prosta. Istnieje tutaj nawet zawód „nakrywacza stołów” zupełnie nieźle płatny – liczą sobie 60 dolarów na godzinę plus wszystkie koszty, plus oczywiście wyżywienie. Są zatrudniani głównie w czasie ważnych przyjęć. Ich zadaniem jest tylko przygotowanie stołów, nic więcej.
Przepisy kulinarne pojawiają się na naszym blogu bardzo często, ale na ogół nie pod moim nickiem. Dzisiaj wyjątek.
Jeśli ktoś chciałby wprowadzić do obiadowego menu trochę Afryki i poczuć się jakby był gościem u mnie w domu – polecam jedna z dań, które jest często przyrządzane przez Tabby. Dla mnie naprawdę dobre, ale chyba główną tajemnicą smaku są przyprawy. Na każdych zakupach Tabby najwięcej czasu spędza przy półkach z przyprawami, zamawia też ciągle coś przez internet. Trzeba przyznać, że później umie je wykorzystać, razem połączyć w jakąś smakową nutę. Duży dar.
Przepis na pilau:
https://tasty.co/recipe/kenyan-beef-and-potato-pilau-as-made-by-kiano-moju
Mnie smakuje, a jestem wybredny. 🙂
O ile z domowych przyjęć goście raczej niczego nie wynoszą ” na pamiątkę”/ poza smakołykami na wynos wręczanymi przez gospodarzy domu/, to w restauracjach stary obyczaj nadal jest dobrze znany. Sztućce, pojemniki na przyprawy znikają w tajemniczy sposób. Kleptomanów a może zwykłych złodziejaszków nie brakuje.
Haneczko,
/ Ciekawe, dlaczego ” Haneczko” komputer podkreśla mi na czerwono. Niedouczony jakiś./
Kilka razy wspominałaś o brownie, a ja już kilka razy miałam zamiar zapytać Cię o przepis. To moje ulubione ciasto kawiarniane, choć nie wszędzie jest dobre i widać, że pieczone jest wg różnych przepisów.
Podaj mi, proszę, Twój przepis. A także informację, w jakiej blaszce je pieczesz.
Po kolei.
Chleb upieczony. Wyrósł pięknie. To delikatne pieczywo, co nie znaczy, że się rozpada. Pomieszałam trzy różne mąki pszenne. Jednak wolę chleby o bardziej zdecydowanym smaku. Teraz myślę o takim z ziemniakami.
Krystyno, proszę bardzo 🙂
Forma 31 x 26 (mierzona u góry). Może być trochę mniejsza, to ciasto nie jest wysokie.
300 g gorzkiej czekolady (im bardziej gorzka, tym lepiej). Jedną czekoladę siekam takim prymitywnym ustrojstwem uderzanym od góry. Nikt, ale to nikt nie namówi mnie do tarcia czekolady na tarce!
200 g masła
250 g cukru
135 g mąki (używam tortowej)
3 jajka
sól na czubek łyżeczki, taka większa szczypta
wanilia
150 g grubo posiekanych orzechów włoskich (siekam jak wyżej)
Masło roztopić na minimalnym grzaniu, nie śmie zaskwierczeć (na indukcji nastawiam 2), trochę to trwa, ale tak musi być.
Dodać 2 połamane czekolady i roztopić ciągle mieszając.
Zostawić do ostygnięcia.
Jajka zmiksować z cukrem na puszysto.
Dodać roztopioną masę czekoladową, zmiksować.
Dodać mąkę, sól, wanilię. Zmiksować.
Teraz włączam piekarnik na 160, góra/dół, drugi poziom od dołu.
Dodać orzechy, zmiksować delikatnie albo wymieszać.
Ciasto do formy (wykładam papierem).
Posypać posiekaną czekoladą.
Piec 35 minut. Trochę urośnie, ale tylko trochę.
Nie dziabać patyczkiem, będzie mokre. Na początku, przez tą wydziabaną mokrość, piekłam dłużej i przesuszyłam. Wyszło chrupiące brownie.
Podkreśla mnie na czerwono, bo mam serce po lewej stronie 😉
@krystyna
27 MAJA 2020
17:16
Nikt takich drobiazgów nie bierze dla przyjemności tylko z potrzeby.
Jak można ludzię aż tak źle oceniać? 😛
Bezdomny, jak kogoś stać na knajpę to tym bardziej powinno go być stać na drobiazgi, jeśli kradnie to tak jak pisze Krystyna.
Bezdomny,
niektórzy mają takie potrzeby psychiczne. Po prostu mus, żeby solniczka powędrowała do kieszeni. 😉
Haneczko,
dziękuję za przepis. Dla nas dwojga wystarczy ciasto z połowy składników.
Haneczko – ile stopni?
Nowy 🙂 pomysł to nie jest, wśród ludziny, która nie zawsze jest się w stanie wykazać „żółtymi papierami”
Kradną w polanowie miliardy, a tutaj o solniczkę ludzina gotów jest iść na barykady 🙂
Asiu,
jeśli chodzi o brownie to 160 st. góra/dół.
Krystyno, nas też jest dwoje i łakomie dajemy radę.
Krystyno – dziękuję.
https://youtu.be/orB8wSMV5LA
https://youtu.be/Hc_evdbeHJU
https://youtu.be/sqnmvzYZ8tY
Dostałam od Wawrzyńca Szwai sznureczek do wyjątkowej, bo online, Szwajowej Niedzieli. Szwajowa Niedziela odbywa się co roku na żywo, ale w tym roku wyjątkowo, bo zaraza…
Miałam zaproszenie, ale ja się zupełnie nie odnajduję przed komputerową kamerą, z przyjemnością posiedziałabym w towarzystwie tych ludzi, kilkoro miałam okazję poznać dzięki Monice. Jeśli ktoś ma ochotę, niech zerknie:
https://www.youtube.com/watch?v=eDdWYmhgtT4
To jest (powyższe) trochę dla wtajemniczonych, teraz mi żal, że się nie wypowiedziałam – miałabym okazję opowiedzieć, w jaki sposób poznałam Nisię i wspomnieć o naszym blogu. Ale trudno 😉
Zdecydowaną większość ludzi z przedstawionego materiału znam – była okazja, żeby się przypomnieć, a póki co, z Mirusią Urbaniak, „kaphornianką” dwukrotną, widziałam się na Helu ponad rok temu…
Monikę poznałam osobiście na tych 55 Międzynarodowych Dniach Książki, co to się rozdwoiły:
https://photos.app.goo.gl/PXUgTvrIkJ9JMIVt1
Łezka się kręci niejedna …
A za rok było tak – i stąd znajomi, ostatniej Szwajowej Niedzieli Nisię wspominający.
https://photos.app.goo.gl/kNgSHZrSQfIO5ga02
…poza tym, z Mirą Urbaniak (z którą spałam na Darze Młodzieży, bo jakiś ważniś z urzędu się zaplątał, taka jego owaka była…i wywalono mnie z mojej kabiny, itd, już tu narzekałam ) spotkałam się dzięki znajomej Pawła Wiedeńskiego, z którym naonczas się umówiliśmy u Pawła znajomej, a potem się potoczyło. Świat jest mały i coraz bardziej mniejszy.
Nowy-jeśli gdzieś, kiedyś los się do mnie uśmiechnie to badzo chętnie spróbuję pilaw Tabby w wykonaniu Tabby 🙂 Lubię przyprawy i egzotyczne smaki natomiast Osobisty Wędkarz jest przywiązany od kolebki do ziół prowansalskich, majeranku, pietruszki, koperku oraz czosnku też! Orientalno-egzotyczne przyprawy jakoś mu nie służą zatem Waszego afrykańskiego przepisu nie mogę wypróbować w naszej dwuosobowej kuchni.
Haneczko-zainspirowana z lekka Twoimi chlebowymi eksperymentami postawiłam upiec dzisiaj,,,, focaccię 🙂 Pamiętam zdjęcia i opowieści Nemo o tym placku, ale nie udało się odnaleźć na blogu nemowego przepisu. W internecie znalazłam poniższy i moje ciasto jest już w piekarniku:
https://aniagotuje.pl/przepis/focaccia-z-rozmarynem
Wczoraj odmroziliśmy się restauracyjnie i zajrzeliśmy do znanego nam dobrze:
http://zlotylin.pl/restauracja/
W rozległym ogródku były zajęte 2 (słownie dwa) stoliki łącznie z naszym, a w sali wewnątrz lokalu nie było żywego ducha. Być może późnym popołudniem lub wieczorem jest inaczej, ale w okolicach godziny 13.00 były pustki. Wiemy z naszych wcześniejszych doświadczeń, że nie należy zaglądać do „Złotego Lina” w weekendy, bo restauracja leży przy popularnym, turystycznym szlaku i cieszy się ogromnym powodzeniem.
Jak zwykle przeczytaliśmy menu, które w zasadzie zaczynamy już znać na pamięć i jak zwykle zamówiliśmy nasze ulubione filety z okonia z patelni i podane z sosem czosnkowym. W ramach drobnej rozpusty kulinarnej zjedliśmy też-suma w galarecie(Alain) oraz chłodnik(pisząca te słowa).
Proponują również w Wierzbicy piwa z małych, lokalnych browarów i jedno z takich piw wypiłam z wielką przyjemnością, miało gorzkawo-wyrazisty smak tak, jak lubię. Kierowca zadowolił się sokiem pomidorowym, co oczywiście wyszło mu na zdrowie 🙂
Względem deserów planuję na jutro tartę z rabarbarem, bo rabarbaru czas nadszedł!
Tarty z rabarbarem nie robiłam , drożdżowe i crumble tak. Ciekawa jestem Twojej tarty Danusiu.
Małgosiu-przepis szybki i prosty nadzwyczajnie: kruche ciasto, dowolne owoce ułożone na surowym cieście, całość zalana 3-4 jajkami wymieszanymi z 5 łyżkami śmietany 30 procentowej oraz cukrem wedle uznania. Do rabarbaru, wiadomo, trochę więcej niż np. do jabłek. Piecze się krótko, aż od góry ładnie się zarumieni.
Zamiast zrobić na słodko z owocami można zrobić na słono z warzywami i dodać ulubione przyprawy i utarty żólty ser. Już kiedyś rozmawialiśmy tutaj o tym przepisie, ostatnio taką tartę na słono robiła chyba Elapa. To jest dobry sposób na zagospodarowanie różnych resztek z lodówki.
https://gotowanie.onet.pl/porady/uwazaj-na-te-ryby-zawieraja-najwiecej-toksyn/c39bd6d
Malgosiu, moja tarta z rabarbarem.
1 kg rabarbaru
Ciasto francuskie ( w orginale jest pâte brisée )
2 jajka
2 duze lyzki smietany
3 lyzki cukru + 2 do posypania rabarbaru
Obrany rabarbar kroje na 2 cm kawalki i zasypuje 2 lyzkami cukru. Odstawiam miske na godz. Mieszam pozostale skladniki; jajka, smietane i cukier. Ukladam rabarbar na ciescie i zalewam mieszanka. Pieke 25 – 30 minut w piekarniku na 200°C. Po wyjeciu z piekarnika mozna jeszcze posypac cukrem pudrem, ale to tylko dla lakomczochow. Tarta ma miec zlocisty kolor. Smacznego !
Dziękuję Wam i zapisuję oba przepisy 🙂
Danuśka 14:43
Na pewno się to zdarzy. A dla Kuzynki Magdy, nie wyobrażam sobie, żeby jej nie było i Salsy (też jest chyba jest bezmięsna) będę się starał, żeby T. ugotowała też irio – ziemniaki plus kukurydza plus zielony groszek zrobione jak tzw. mash potatoes. Coś tam jeszcze chyba dodaje, ale nie wiem co. Może być do mięsa, ryb, albo po prostu samo, dla mnie też smaczne.
Tarty jadłem bardzo różne, chociaż nigdy oczywiście sam nie zrobiłem żadnej. Tutaj są bardzo często spotykane, sprzedawane, podawane. Dla mnie najlepsze z malinami i jeżynami razem zmieszanymi. Pyszne! Tak samo pyszne są z brzoskwiniami, naprawdę! Z jabłkami mniej, ale też dobre, ze szpinakiem – niezłe. Są też z kurczakiem – raz spróbowałem i dosyć. Mdłe, z jakimś sosem chyba śmietanowo – serowym sosem – nie dla mnie, ale tutejsi lubią. Ja więcej nie tknę.
Tak samo nie tknę nigdy i za nic lubianego tu, jak widzę, brownie. Po prostu tego przełknąć nie mogę.
W gustach smakowych też się różnimy na blogu tak, jak we wszystkim innym.
Nowy, już się cieszę 🙂
U mnie dzisiaj crumble z rabarbarem i gałką lodów karmelowych, pyszności. Lubię bardzo tarty różne, z owocami też, ale od jakiegoś czasu robię także wytrawne. Cała tajemnica smaku tkwi chyba w przyprawach. Dzięki nim ciasto nabiera charakteru. To dobry sposób na szybki, jednodaniowy obiad, do tego fura sałaty i już. Ulubiona to z podduszonymi uprzednio porami, albo np. z gruszką, pleśniowym serem i orzechami włoskimi. A ze słodkich – z kremem cytrynowym i ozdobiona podpieczonymi bezami. Przepisów szukam zwykle w internecie, czy w książkach, ale zwykle są tylko inspiracją. Lubię takie eksperymenty, co prawda nie zawsze kończą się sukcesem…
Covid-19 daje czas na odnowienie kontaktow ze starymi znajomymi albo sprawdzenie w internecie, ktore blogi jeszcze istnieja. Widze, ze tutaj sie niewiele zmienilo: duzo o jedzeniu, czasem jakies spory polityczne lub charakterologiczne, no i ciekawe historyjki z prasy galicyjskiej. Najgorsze jest uziemienie, bo planowalem duzo podrozy w tym roku, m.in. do Burgenlandu poniekad sladem sp. pana Lulka, ktorego najbardziej mi brak na tym blogu. No i do Polski. Moze uda sie w pazdzierniku? W ramach pomocy lokalnym biznesom kupuje sobie churros i empanadas w naroznej piekarni hiszpanskiej, a w piatki domowej roboty moussake w greckiej knajpce na wynos. To tyle wiadomosci z Toronto.
Pan Lulek? Proszę bardzo…
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Pan_Lulek/
Jeśli strona nie działa, to znaczy, że Jerzor chwilowo włączył bezprzewodowe, żeby korzystać ze swojego iPada czy czegoś tam 🙄
…też sobie planowaliśmy Europę za jakiś tydzień, na całe wakacje. Wyszło nie jak zwykle, bo zwykle było, że co zaplanowane, to wykonane, tym razem na odwyrtkę.
Takie czasy 🙄
Kemor, miło, że pamiętasz i wpadłeś z wizytą. Pokrzyżowały się nam wszystkim plany, ale do października wiele się zapewne zmieni, na lepsze, oczywiście. A empanadas i churros to smakołyki o których tu niejednokrotnie i z apetytem było 🙂
Krystyno, połowa brownie już nie istnieje.
Nam też się poplątało wyjazdowo, ale to nic w porównaniu z sytuacją ludzi, którym się poplątało w znacznie ważniejszych sprawach.
Nam też się poplątało, dobrze że rzutem na taśmę polecieliśmy w marcu tuż przed zamknięciem granic. Mieliśmy zabrać wnuczkę na pierwszy lot w jej życiu i przy okazji tydzień wakacji, udało się przełożyć na przyszły rok. Mieliśmy popłynąć znów barką po francuskich kanałach, właśnie odwołaliśmy.
„Życie jest jak tramwaj, kiedyś trzeba z niego wysiąść”
(Marian Eile)
Chciałbym, żeby w moim drzwi się zablokowały.
Alicjo, dziękuję za link do tekstȯw Pana Lulka. Czyta się te jego wpisy jak tomik nowelek.
U mnie w kwietniu miał być tydzień w hiszpańskiej Grenadzie – chciałam pokazać Witkowi miasto, w którym spędziłam miesiąc na delegacji. Nadal nie wiem, czy Gruzja dojdzie do skutku. Póki co, pozostaje rozglądanie się po okolicy.
Dzień dobry,
Ewa – Wy wszędzie coś ciekawego znajdziecie.
Wirus pokrzyżował coś w życiu niemal każdego z nas. Ja zawsze pracowałem, od dwóch lat w miejscu, które teraz jest zamknięte. To, oprócz jakiejś podpory finansowej dawało mi przede wszystkim kontakt z ludźmi, aktywność, wracała tracona teraz energia. To najważniejsza strata.
A dodatkowo – nie musiałem martwić się o świeże, pyszne jedzenie na które miałem ogromne zniżki.
Dzisiaj punkt otwarty jest tylko „online”.
Można zajrzeć w ciekawe menu – prawie wszystkie z tych potraw znam. Ceny przyprowadzały do sklepów tylko tych, których było na to stać. Ale potrawy były tego warte. Nigdy np. nie jadłem tak dobrego Gazpacho, o którym warto pomyśleć, bo zbliżają się upalne dni. Zresztą popatrzcie sami – może będzie to inspiracją na częste blogowe pytanie – co gotować?
https://roundswampfarm.com/shoponline
Dobranoc 🙂 Dla mnie czas się położyć.
Nowy, ale narobiłeś nam apetytu z samego rana! Grillowane krewetki i guacamole posmakowały mi jako pierwsze, ale po obejrzeniu całości wcale nie jestem taka pewna. Co za rozmaitość. Nie dziwię się, że tęsknisz… U mnie espresso ze spienionym mlekiem i chrupkie pieczywo z twarogiem i miodem. Dobrego dnia wszystkim, zaoceanicznym dobrej nocy.
Nam ta wirusowa plaga odebrała przyjemność usciskania i nacieszenia się dziećmi. Podróż odłożona na kiedyś… Tęsknimy za tymi dalekimi, ale i z miejscowymi kontakty są nie takie jak by się marzyło.
Nowy-w jakże smakowitym miejscu pracowałeś! Zapewne tam powrócisz, kiedy zaraza odpuści i wszyscy, wszędzie wrócimy do normalności.
Po pierwsze nie lubisz naleśników, teraz się okazuje, że nie lubisz brownie.
Oj, znowu mi podpadłeś 🙂 🙂 🙂
Małgosiu-widzę, że spodobały Wam się podróże po francuskich kanałach.
Jaką trasą mieliście płynąć tym razem?
Skoro nie można wyruszyć w dalekie podróże to dzisiaj wsiadamy znowu na rower i będziemy pedałować po nadbużańskich okolicznościach przyrody. Kto wie, może zrobimy kolejne zdjęcia?
https://photos.app.goo.gl/1ATSYSVjFP2m7d8A7
Danusiu, w okolicach Argens.
yurek
29 maja 2020 4:50,
dobry komentarz do Eilego, ja też tak chcę 🙂
Danuśko, sielskie krajobrazy, przystojny indyk zapozował do zdjęcia.
Nowy, jak przy takich pokusach zachowujesz nienaganną linię…
Od jutra, w wolnych przestrzeniach chodzimy bez maseczek, ale liczba zachorowań bardzo niepokoi.
Yurek, Alicja, ja tez 🙂 Kemor – witaj!
Przymusowe zmiany w planach wakacyjnych to drobiazg i luksus w porownaniu z utrata pracy, biznesu czy srodkow do zycia, nie mowiac juz o stracie kogos bliskiego …
Dla mlodych ludzi to rowniez szokujaca zmiana w starcie nowego zycia po szkole – nie ma nowych miejsc pracy, szkola, universytet – w kompletnie innym, nowym formacie (np.universytety u nas maja semestr wrzesniowy online).
Po 2 dniach upalow przyszedl deszcz – bardzo lubie te soczysta, wybujala zielen i czyste kolory kwiatow przy pochmurnym niebie.
Na obiad – cos „z sasiedztwa”. Podobnie jak kemor raz w tygodniu zamawiamy cos z jednej z okolicznych drobnych knajpek, w ramach pomocy sasiedzkiej, bo biznes im mocno podupadl.
Milego dnia wszystkim 🙂
GosiaB,
to prawda, utrata pracy i w ogóle zachwianie ustabilizowanym życiem to tragedia dla wielu. Ja myślę też o naszej zaprzyjaźnionej Lisie, w bloku na 7 piętrze, balkony od dachu po trawnik, cały ciąg – zablokowany folią ochronną, bo akurat były przeprowadzane prace remontowe… A Lisa ledwie chodzi z pomocą chodzika po swoim mieszkaniu, a tu nawet windą nie można na dół zjechać (winda na jedną osobę tylko lub osoby mieszkające razem!). Całe szczęście, że ona seniorka i ktoś tam był zobowiązany do robienia jej zakupów. Można powiedzieć – od czasów samoizolacji Lisa się „gotuje” w małym mieszkaniu bez możliwości pooddychania świeżym powietrzem na balkonie. Wokół bloku nie ma też ławeczek, bo teren jest otwarty, a wandale są wszędzie. Lisa mieszka tuż obok lasku, do którego swego czasu biegaliśmy na grzyby, ale to już historia. Pewnego lata lasek odkryli jacyś narkomani, zdewastowali wnętrze lasku, zniszczyli i spalili część krzaków, dobrze, że całego lasku nie spalili, ale podobno nadal tam urzędują, strach wchodzić. A dlaczego mówię, że narkomani? Bo pozostawiają ślady (strzykawki itp.)
No i tyle, że sobie chociaż telefonicznie pogadamy… Jak tylko będziemy mogli „przyjmować”, przywieziemy Lisę do nas, żeby sobie odetchnęła w ogródku…
Koronawirus szalał i szaleje na różnych frontach, ale w potoku wielu smutnych informacji mam do opowiedzenia tę historię z dobrym zakończeniem, by nie powiedzieć z happy endem 😉
otóż teść naszego kolegi-pan w wieku 101 lat, od zawsze w świetnej formie trafił w ubiegłym miesiącu do szpitala we Francji z racji drobnych, acz uciążliwych dolegliwości. Podczas pobytu w szpitalu „złapał” wiadomego wirusa i przeszedł chorobę w łagodny sposób. Teraz jest już zdrów i jak zwykle w formie we własnym domu. O tym bardzo optymistycznym przypadku dowiedzieliśmy się dzisiaj przez telefon, wysłuchaliśmy tej opowieści z szerokim uśmiechem na ustach. Owa złota myśl o tramwaju, którą zacytowała Alicja oraz świetnie skomentował yurek to właśnie ten przypadek 🙂
Co zmian dotyczących noszenia maseczek to mam akurat pod ręką poniższe zdjęcie: https://photos.app.goo.gl/Bz94qpD2nXuA7Ucv8
Wracam jeszcze do artykułu podrzuconego przez Alicję o zdrowych/niezdrowych rybach i dochodzę do wniosku, że tylko sardynki z puszki nas uratują! Im mniejsze ryby, tym mniej akumulują paskudztwa, a poza tym te małe rybki żyją na wolności, a nie w żadnych fermach hodowlanych. U nas w domu zawsze w żelaznym zapasie dwie lub trzy puszki sardynek w oleju, bo te lubimy najbardziej.
Tak sobie żartobliwie dywaguję, ale nieustająco zazdroszczę naszej koleżance z Bretanii, czy też Orce tego, że mogą kupić na targu świeżo złowione owoce morza i ryby najlepszej jakości.
No właśnie, Sławek i Miś zawsze w czerwcu jeździli na wakacje na Ile d’Yeu…
Tak sobie myślę, że jednak nie chcę, żeby drzwi się zablokowały. Zniedołężniała długowieczność wcale mnie nie nęci, a wizja nieśmiertelności to już zgroza.
Dopóki będę czuła smak życia, chętnie pooddycham 🙂
Haneczko,
to prawda, życie z ograniczeniami fizycznymi to też męka. Nie wspominając o psychicznych, jak demencja i tym podobne. Jak to jest, że niektórym udaje się przetrwać do późnej starości bez szwanku? Geny???
Bo takich osób niestety, jest niewiele, zazwyczaj coś wysiada, zanim „sucha kostucha, ta mistrz wykidajło, wyłączy nam prąd w środku dnia”, że Osiecką polecę… U nas dzisiaj pochmurno i chyba coś lunie. Kotka chciała wyjść na trawę napaść się, ale wysunęła z ostatniego schodka łapkę, z obrzydzeniem stwierdziła, że mokra – i wróciła do domu.
https://photos.app.goo.gl/1tbnVXoWHPKNXw55A
Tak, to prawda, strach za dlugo zyc i byc ciezarem dla kogos – chcialoby sie zyc zyciem wesolego staruszka, ale jak widze spustoszenie jakie czyni Alzheimer …
U mnie tez wreszcie zakwitly irysy, konwalie, i drzewa i krzewy – na rozowo i bialo. Wszystko w potokach deszczu bo leje.
U nas w potokach słońca i wiatru.
Brownie już nie ma.
Jutro chwila przerwy. W niedzielę upiekę drożdżowe z rabarbarem z ogrodu.
Dzisiaj byłam w mieście. Ludzie chodzą dowolnie, w maskach i bez. Dystans w zaniku. Policji nie widać.
Z tymi zdrowymi rybami to roznie bywa. Czasami kupie kawalek tunczyka czy ryby szpady, ale najczesciej jadamy makrele. Jak napisala Danuska, mala ryba jeszcze sie nie nalykala roznych odpadow, ktore beztrosko wyrzucamy do wody. Na plazy widze nieraz co woda wyrzuca na brzeg. Kiedys czytalam artykul o osmym plywajacym kontynecie ze smieci, W domu tez mamy zawsze kilka puszek sardynek.
U mnie piekna pogoda .
Haneczko,
żadne ciasto u Was nie ma szans na zestarzenie się. 🙂
Danuśka,
na jednym ze zdjęć widać kwitnące, a może nawet już przekwitające, żarnowce. W rzeczywistości są jeszcze ładniejsze. U nas też sporo ich rośnie. Jesienią muszę poszukać jakiegoś małego rozmiarowo i posadzić w pobliżu domu.
Cieszy mnie możliwość chodzenia bez maseczek, ale obawiam się, że ludzie pójdą na żywioł i całkowicie je odrzucą. Trochę zbyt pewnie się poczuliśmy, ale chyba jeszcze za wcześnie.
Moje plany wyjazdowe dotyczyły tylko majówki na Kaszubach w towarzystwie wnuków. Ich rodzice planowali w tym czasie podróż za ocean. Z ich wyjazdu nic nie wyszło, a my pojedziemy tam, gdzie planowaliśmy chyba jeszcze w czerwcu.
Plany jesienne jak zwykle nie są jeszcze sprecyzowane.
Słonecznie, ale bardzo wietrznie.
Krystyno-te żarnowce chyba jeszcze nie przekwitają. Mamy tutaj nad Bugiem jedną trasę, gdzie wzdłuż drogi rośnie ich mnóstwo, zdjęcia rzeczywiście nie oddają całej ich urody.
W ogrodach nastał natomiast czas kwitnienia azalii i rododendronów. Kwitną nawet tam gdzie od lat nikt nie przyjeżdża, bo są w pobliżu nas ogrody zupełnie opuszczone i zaniedbane, a te kwiaty się nie poddają i nadal zachwycają swoją urodą. Z azaliami i różanecznikami kojarzy się nieodmiennie park w Wojsławicach, ogród z ciekawą historią, jak zresztą wiele miejsc na Dolnym Śląsku: http://arboretumwojslawice.pl/historia-parku/
Ja oglądałam ten park w majowym deszczu, mimo braku słońca też było pięknie 🙂
A dopiero wczoraj go wspominałam… 🙁
https://kultura.gazeta.pl/kultura/7,114528,25987411,jerzy-pilch-nie-zyje-autor-pod-mocnym-aniolem-mial-68-lat.html#s=BoxMMtTi
Znakomity felieton J.Pilcha (o nim rozmawiałam z Jerzorem i mailowo z przyjaciółką z Polski) z sprzed 3 dni w Kawiarni literackiej „Polityki”…
* -z (po prostu – sprzed)
https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,25975896,nalewka-herbatka-i-macerat-z-ziol-znalezionych-na-polskiej.html
Przecież dopiero żył! Jak mógł!
Ano właśnie. Jak mógł?!
Książek Pilcha mam sporo, ale najbardziej mi się podobała kupiona rok temu w empiku w Krakowie na Rynku „Żółte światło”. Kupiłam też wtedy „Widok z mojego boksu”. A tu sie okazuje, że nie mam najnowszej – „60 najjadowitszych felietonów”!
Oj, tak nagle. Smutno mi.
Nie tak nagle, bo w sumie na parkinsona chorował od kilkunastu lat, ale „tak nagle” z drugiej strony, bo dopiero co opublikował w ostatniej „Polityce” swój felieton .
Przypomina się Szymborskiej „…tego nie robi się kotu”. Czyli nam!!!
https://youtu.be/fPr3yvkHYsE
Asiu, jakze na czasie, przejmujacy utwor i wykonanie.
Danuśka,
mówisz – masz. Relacja Sławka z Ile O’Yeu z czasów, kiedy Misio jeszcze z nim nie pływał, zdjęcia zamieszczone w czerwcu 2007 (o rany, jak to dawno!):
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Fotki/Rybobranie/
Śliczną żabnicę – po nagielsku monk fish (ostatnie zdjęcie – zgadywanka) jadłam w Islandii. Bardzo dobra, chociaż paskudnie wygląda na tym zdjęciu, pół ryby to ta śliczności główka.
Bardzo mnie ta wiadomość o śmierci Jerzego Pilcha wybiła z rytmu. Mamy długi weekend, a ja nie mam wszystkich jego książek w domu, tylko kilka. Nie dalej, jak w zeszły weekend myślałam sobie, co tam u niego i co bym przeczytała.
Kulinarnie – co prawda wspomnienie przepaskudnej zupy jjeszcze trwa. Ale zrobiłam właśnie tartę szparagowo-kurkową, na spodzie z mąki orkiszowej. Jest doskonała!
*Ile d’Yeu
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Ile%20d'Yeu.png
Znowu o jajkach – my swoje wiemy, ale poczytać nie zaszkodzi:
https://haps.pl/Haps/7,167709,25961331,jajka-zrodlo-zdrowia-czy-problemow-zapytalismy-o-to-dietetyczke.html#s=BoxOpImg5
Alicjo-dzięki za przypomnienie sławkowych zdjęć. My też mamy bardzo miłe wspomnienia z tej wyspy, jako że miejsce piękne, a ze Sławka serdeczny gospodarz, wytrawny wędkarz i na dodatek wyśmienity kucharz. Wśród wielu ryb, jakie wtedy jedliśmy była też żabnica. Elapa również przyrządza ją znakomicie, o czym mieliśmy okazję przekonać się w ubiegłym roku. Żabnica rzeczywiście konkursu piękności na pewno nigdy nie wygra, ale w smaku jest uznawana za jedną z lepszych ryb morskich. Jadamy ją bardzo chętnie, kiedy tylko nadarzy się okazja.
Dzisiaj kolacyjnie kolejna wersja szparagów, tym razem białych i pieczonych z oliwą i ziołami w piekarniku.
Utknęłam na prawie pół dnia przed ekranem komputera oglądając kolejne odcinki różnych wywiadów prowadzonych przez Macieja Orłosia. Może zainteresuje Was jego rozmowa z Robertem Makłowiczem? Oczywiście jest przede wszystkim o kuchni, chociaż zapewne warto też posłuchać ciekawych spostrzeżeń o obyczajach, historii i polityce, bo ta ostatnia jakoś obecna zawsze i wszędzie!
https://www.youtube.com/watch?v=Zv_42SXibTU
Jerzy Pilch-cytaty
„Zuza albo czas oddalenia”:
Można zakochać się w kobiecie, która nie lubi książek? Można, ale po co? Kto przy zdrowych zmysłach zakochuje się w kobiecie, która nie lubi książek?
„Bezpowrotnie utracona leworęczność”
Wyobraźnia to jest umiejętność widzenia suchej buły jako buły z masłem.
Buła z masłem 🙂
Wracając do ryb i Twojego wpisu o sardynkach, my często tutaj kupujemy i zawsze mamy „na wszelki wypadek”, gdyby nic nie było w lodówce, szprotki z Rygi, wędzone, w oleju. Są malutkie, upchane w płaskiej puszce jak przysłowiowe sardynki. Znakomite do przyrządzania różnych past rybnych, a także prosto z puszki 😉
Tymczasem w Lizbonie jadłam SARDYNĘ, a nie sardynkę, aż się dopytywałam kelnera, czy to nie pomyłka 😯
https://photos.app.goo.gl/t6XvV7sSWQqgqZbm7
W dodatku było to około północy, bo latem życie w tym mieście zaczyna się ok.22-giej. Upały!
Sardynki w Lizbonie obowiązkowe!
W tym roku Festas de Lisboa, czyli Festiwal Św. Antoniego znany też pod nazwą Święta Sardynki odwołany 🙁 Poniżej garść informacji o tym święcie z roku 2019:
https://infolizbona.pl/festiwal-swieto-antoniego-w-lizbonie-2019/
Pamiętając Challengera w 1986 roku, siedziałam jak na szpilkach i od tamtego czasu nie oglądałam żadnych startów. Poszło!
https://www.youtube.com/watch?v=KaOC9danxNo
Danusiu – pożyczę cytaty Pilcha.
A w poniedziałek:
I znowu czerwiec. I wiatr, i ty
Jarosław Iwaszkiewicz
I znowu czerwiec. I wiatr, i ty,
I znowu szczęście, i bzy, i łzy,
I znowu, jakby sen śniony za młodu.
Gałązka dawno umarłego drzewa
I obłok płynie, i ptak śpiewa,
I słońce taje w nieba róż,
I drzwi otwarte: wejdź, wejdź już!
I stajesz w progu! Masz skrytą twarz,
Cienka ręka oczy zasłania,
Jeśli coś nie jest twoim — wszystko masz
W tym wierszu spóźnionego spotkania.
Nie da rady w tym roku w Lizbonie na sardynki… na tyle wydarzeń nie da rady w tym roku, że aż smutno. A ja wtedy byłam na trasie z Darem (i Nisią), z St. Malo (2012).
A wspomniany dzisiaj z okazji żabnicy Sławek zawiózł mnie i Krysię z Paryża do St.Malo. Co uczciliśmy stosowną ucztą, Łasuchy w doborowym składzie:
https://photos.app.goo.gl/5P7s4YiwLP7ZTGyu8
Co robić z rabarbarem – już nie wiem. Parę lat temu zrobiłam całkiem przyjemne wino, orzeźwiające takie… ale teraz mi się nie chce, za dużo roboty, a nikt mi nie pomaga, chyba że w piciu! Ciast nie piekę, dałabym Lisie trochę, ale nie można się spotykać, zamroziłam kiedyś – po rozmrożeniu nie do uzytku, rozlazłe takie coś…
https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,25978033,marta-dymek-o-kuchni-po-polsku-a-moze-polskie-jest-to-ze.html
Asiu,
jako nasza Pani od Poezji, pytałam parę dni wcześniej, co myślisz o Janie Lechoniu? Pytałam, bo przeczytałam wydane w 1986 roku „Krakowskie Przedmieście pełne deserów” Adolfa Rudnickiego, takie sobie zapiski, a przede wszystkim recenzje twórczości a to poetów, a to pisarzy.
Ze zdumieniem czytałam.
Obiektem ataków Rudnickiego był przede wszystkim Lechoń i Gombrowicz. Według Rudnickiego takie byle co, jeden jako poeta, drugi jako pisarz.
Ja tam się nie znam, ale poezja Lechonia trafia do mnie jak wszystko z czasów Skamandrytów (a to dawno było!), podobnie jak „Dziennik” Gombrowicza.
Piękne zapiski, a żadna z powieści Gombra do mnie tak nie trafiła – kwestia gustu pewnie.
Ze zdumieniem czytałam te zapiski Rudnickiego, bo tyle w nich jadu na wielu poetów i pisarzy… a przede wszystkim na tych dwóch. Oraz stanowcze twierdzenie, że polscy pisarze za granicą nie potrafią pisać. Poeci także zarówno. No to co myśleć o takim Słowackim czy Norwidzie „na paryskim bruku”? Nasi lekturowi, i nie tylko „wieszcze”???
Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzecz główną,
Powiem ci: śmierć i miłość – obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej – modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.
Przez niebo rozgwieżdżone, wpośród nocy czarnej,
To one pędzą wicher międzyplanetarny,
Ten wicher, co dął w ziemię, aą ludzkość wydała,
Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała.
Na żarnach dni się miele, dno życia się wierci,
By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia –
I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia.
Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci.
(Jan Lechoń)
https://kultura.gazeta.pl/kultura/7,114438,25985277,bez-polakow-nie-byloby-hollywood-pollywood-najpierw-na-krakowskim.html#s=BoxOpLink
Na deser bedzie tarta z rabarbarem. Pogoda przepiekna.
Bardzo ciekawy jest wywiad z Marta Dymek, podany przez Alicje.
Zycze Wam milej niedzieli.
Też czytałam artykuł polecony przez Alicję, ale o wiele ciekawsze i oddające prawdę są tym razem komentarze czytelników.
Obszerniejszy artykuł na ten sam temat czytałam już wczoraj na stronie tvn24
I się zdenerwowałam. Ci wszyscy zdolni panowie o których mowa w artykule to bardzo wschodnioeuropejscy Zydzi. Polakami nigdy się nie czuli.Laureatami Nagród Nobla urodzonymi na polskich terenach nikt się w Polsce nie chwali.
Obywatele polscy wyznania mojżeszowego, którzy czują się Polakami, nie są przez „prawdziwych Polaków” akceptowani. Są w dalszym ciągu obrażani, wyszydzani, opluwani.
No ale Hollywood to powód do dumy, co z tego że nie zasłużonej.
Przyczynek do rozmów o polskości 🙂 ale z zupełnie innej beczki:
kupiłam dzisiaj truskawki u sprzedawcy w nadbużańskiej okolicy, nasza rozmowa potoczyła się tak:
-Czy to polskie truskawki?-pytam, bo kto pyta nie błądzi.
-Oczywiście, że polskie, zagranicznych nie sprzedaję, bo ludzie po nich chorują.
-Ludzie chorują po hiszpańskich truskawkach?
-Tak, mój szwagier zjadł i się rozchorował, bo oni sypią nawozami.
-A nasi nie sypią?
-Ja biorę truskawki od takiej znajomej, która tylko podlewa je wodą.
No cóż, załóżmy, że to prawda…. Truskawki smaczne, 20zł/kg.
Alicjo-może zrobisz konfiturę z rabarbaru i truskawek:
https://lawendowy-dom.com.pl/konfitura-z-rabarbaru-i-truskawek/
Pani Marta Dymek powtarza utrwalone w naszej świadomości przekonanie, że królowa Bona sprowadziła do Polski warzywa, a to niezupełnie tak było. Warzywa były obecne na królewskich stołach już w średniowieczu. Za czasów Jadwigi Andegaweńskiej, żony Władysława Jagiełly „Prym wiodły: buraki, ogórki, pietruszka, pasternak, rzodkiew, chrzan, czosnek, pory, rzeżucha, koper. Za przysmak wczesnego lata uchodził młody groszek. Najczęściej używano jednak kapusty białej i czerwonej- świeżej lub kiszonej oraz suszonego grochu….. Zużywano dużo cebuli, marchwi i rzepy-surowej, wędzonej oraz gotowanej…a także naci pietruszki jako barwnika do sosów i galaret. Latem wśród potraw trzeciego dania można było znaleźć: sałatę, częściej polaną topioną słoniną niż drogą oliwą….”
Cytat, jak zwykle ostatnio, z książki „Przy stole z królem” W. Filipowicz
Królowa Bona miała też swoje zasługi, ale może napiszę o nich później.
Eva47,
jak to ks.Tirschner mawiał – świento prawda, tys prawda i gówno prawda.
A zwłaszcza anonimowe komentarze pod artykułami w gazetach, które to komentarze są ściekiem wszelkiego jadu przeważnie i ukrywanych kompleksów. No cóż, jesteśmy tylko ludźmi, a nie chodzącymi ideałami 😯
Niedawno czytałam jakiś artykuł na temat narodowości (mniejszości Tatarskiej) zamieszkujących Polskę. Wypowiedź przytaczam z pamięci, ale brzmiała ona mniej więcej tak: Czy czujemy się Tatarami? Nie – czujemy się Polakami.
Artykuł był o potomkach Tatarów, zamieszkujących od wieków gdzieś w okolicach Przemyśla.
Bardzo mnie zniesmacza wytykanie komuś narodowości – Żydzi są akurat specyficzną narodowością, rozsianą po świecie, i tego się trzymają, a niby dlaczego nie mieliby? Jak ktoś się czuje Polakiem i chce to podkreślać, to niech. Nie – to nie.
Mnie też niedawno zwyzywano tutaj na blogu od „Kanadyjek”, a już bardziej polską kanadyjką nie mogę być, skoro nawet moje ponad czterdziestoletnie dziecko mówi doskonale po polsku – a podobno język, parafrazując Marksa, określa świadomość, a poza tym wzbogaca życie jako takie 😉
Otóż nie czuję, że na każdym kroku muszę podkreślać moją polskość – przecież to nawet „słychać” w mojej mowie, akcencie niezbywalnym. Na tym kontynencie nie ma obowiązku spowiadania się pochodzenia czy wyznania wiary/niewiary.
Danuśka
31 maja 2020 11:02
dobre 🙂
ps. Danuśka
Konfitury z rabarbaru, kilka słoiczków malutkich, mam w lodówce sprzed 3 lat… nie ma komu jeść! Podobnie jak z żurawiny 🙄
Ani jedne ani drugie nie są słodkie, przydałyby się do mięs drobiowego pochodzenia, ale zawsze się o nich zapomina. Tak to jest, kiedy gospodarstwo jest tylko dwuosobowe, a goście bywają od czasu do czasu. A teraz w ogóle nie bywają 🙁
…dodam, że Pyry by tu potrzeba było do dyskusji o polskości 🙁
Już Ona by wiedziała, jak to podsumować. Nisia też…
Alicja, zapomniałaś o Helenie.
mniod:) mnie splynal na ospale od wirusa serce
tyle ciepla, na tego, co juz mu sie nie chce
o polskosci, rabarbarze, fladrach i czyms jeszcze
Piotr,Pyra, Nisia i Lulek, mnie ciagle szeleszcze
no i Placek, co wpisy miewal prawie wieszcze
ironia i usmiech i oko przymkniete, piszcie te wiersze
i z polityka sobie poradze, byle bez iskier, danie zbyt pieprzne
niestrawnosc budza, i tu tez mi sie nie chce
za taka strawa tesknilem lata, niech sie przeplata
poza tym, jeszczem chyba normalnym?
pozdrawiam Zaloge
ten tam
Mogę z lekka poszeleścić, ale, broń Boże, nie wieścić!
Wieszczom niech dane jest odpocząć w spokoju,
a ja tylko coś skrobnę w tym codziennym znoju.
O rabarbarze i truskawkach chętnie
i bez żadnych, najmniejszych podtekstów,
choć w Polsce nawet na zwykłym targu
polityka wdziera się do koszyków i prostych słów.
Wspomnienie, poczytajcie 🙂
https://adamczewski.blog.polityka.pl/2010/12/20/krolowa-bona-w-polskiej-kuchni/
Eva,
nie zapomniałam o Helenie, która niedawno (bodaj 18 maja, jak Miś) obchodziła urodziny. Ale Helena przeleciała przez ten blog jak kolorowy ptak i znikła.
Sławek,
o Tobie też pamiętam i serdecznie pozdrawiam 🙂
Przy okazji przypomniała mi się Zaginiona Książka…. i jej fotohistoria, po drugiej stronie Wielkiej Kałuży nieco naciągana, ale co postanowiliśmy, to Zwierzątko z Down Under dopełniło 🙂 W postaci kalendarza i cd do pobrania.
https://photos.app.goo.gl/sTfzeN8FY4ixTu4F7
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Kalendarz-BB-2010-LowRes-2.pdf
Oraz wcześniejszy…
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Kalendarz%202008.pdf
… i taki…
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Kalendarz_Blogowy3.pdf
Wszystko jest do pobrania i ewentualnego druku, a gdyby strona sie nie otwierała, to znaczy, że akurat Jerzor zrobił bezprzewodowe łącza 🙄
Ale tylko czasowo.
Dobry wieczór Blogu!
Kolejny małopolski skok w bok: https://www.eryniawtrasie.eu/36654
Dobry wieczór przelotem.
Alicjo, a może chutney z rabarbaru? Bardzo dobre, słodko-kwaśne do serów i wędlin.
Przepis:
0.5 kg rabarbaru,
Posiekana cebula
100ml octu
Kawałek startego imbiru (spory)
200g ciemnego cukru- muscovado, może być demerara
Chilli do smaku
Sól
Wszystko poza rabarbarem do garnka, zagotować. Po 5 minutach od zagotowania dodać rabarbar pokrojony w małe kawałki. Zmniejszyć ogień i “mrugać dopóki płyn zgęstnieje. Można zawekować.
Jolly,
dobrze, że przeleciałaś 🙂
Takie cosiki mam i z porzeczek, i z rabarbaru. Zawekowane w malutkich słoiczkach.
Ale rabarbaru mam po kokardy, jak to mówią – przerobić tego się nie da. Chyba, żeby wino… 😉
Też dobry pomysł, tylko wymaga trochę pracy. A do picia nagle są wszyscy 🙂
Ostatni raz robiłam 3 lata temu. A poniżej starszawe zdjęcia – jak się robi… 🙂
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/Wino_rabarbarowe/
Hm. Właściwie jak się zrobi i schłodzi… całkiem dobre na upały! Pomyślę.
Na Święto Dziecka, dla wszystkich blogowych Dzieci, dużych i małych, dużo radości, miłego dnia!
https://m.youtube.com/watch?v=dAeCgKwTd5w
Specjalnie dla Jolinka przygotowałam kubek kawy:
http://ak5.pl/xc7.html
Hop, hop, Jolinku-co tam u Ciebie? Pewno świętujesz Dzień Matki i Dziecka przez cały tydzień 🙂
Na pozostałych Blogowiczów czekają dzbanki z kawą, herbatą do wyboru:
http://ak5.pl/cc7.html
Ciasto na chleb rośnie. Z samego rana był pomysł na bułki, ale mój piekarnik jest mały i na blasze zmieściłyby się jakieś żałosne ilości.
Jerzy Pilch-cytaty, kto wie, może Asia znowu pożyczy 🙂
„Moje pierwsze samobójstwo”
Ptaki rozkładają skrzydła w locie, z aniołami musi być tak samo.
„Miasto utrapienia”
Przyjaźń polega na tym, także na tym, że nie dostarcza się przyjaciołom zbytecznych zgryzot.
Małgosiu=poczytałam sobie nareszcie o barkach wypływających w różne trasy z Argens. Sporo ciekawych miejsc do zwiedzania, bez względu na to, który szlak się wybierze. Mam nadzieję, że ze stoickim spokojem uznałaś, iż co się odwlecze….
Danusiu, może w przyszłym roku …
Jolinek pewnie nie może się doczekać nowego wpisu, byłoby bardzo miło zobaczyć coś ciekawego po miesiącu.
Kupiłam pierogi, zawsze zazdroszczę Kuzynce Magdzie Jej zdolności i pracowitości przy produkcji tego dania. Ja rzadko mam tyle samozaparcia.
Dzień dobry,
Od wczoraj, otwierając stronę polityka.pl nie znajduję już naszego blogu. 🙁
Może Redakcja wyrzuciła nas poza nawias za zbyt rzadkie wpisy, a może to się dzieje tylko u mnie – w komputerze i telefonie. Nie wiem.
Dlaczego nas nie ma? 🙁 Polityka się na nas obraziła?
Nowy, u mnie jest to samo. Jak się wejdzie na te jeszcze nie „unowocześnione” blogi to z boku jest spis wszystkich, nasz też tam jest.
U mnie tak samo. Weszłam okrężną drogą z wyszukiwarki. Nie wiem, co o tym myśleć.
Ja mam blogi i różne takie w zakładkach (bookmarks). Polityka.pl włącza się bez problemu, wszystko inne także.
Dzisiaj żur na białej kiełbasie z jajkiem i ziemniakami. Ciepła zupa się przydała, bo jest zimno 🙁
Też mam w zakładkach.
Bardzo mi się to nie podoba, ale nie sądzę, żeby Gospodynie i „Polityka” skończyli z nami tak bez słowa.
Może znowu będą nas „ulepszać”. Jako pierwszych. 🙁
Wchodzę tak jak Krystyna z wyszukiwarki.
Asiu, mam serdecznie dość dobrych zmian gdziekolwiek.
Ja mam jako stronę startową i w zakładkach.
Mnie się wydaje, że problemem jest jednak data ostatniego wpisu – 5 maja 2020 i gdy w Polsce wybiła północ lub nieco później, czyli 1 czerwca – nasz Blog zniknął z ekranu.
Wszystkie pozostałe wpisy są późniejsze, żaden nie tkwi dłużej niż jeden miesiąc. Być może, gdy wpisy zaczęto przesuwać z góry na dół wraz z przybywaniem następnych wyznaczono jakąś granicę. Byłoby to dla mnie zrozumiałe – gościmy na łamach Polityki, której z pewnością zależy na utrzymaniu atrakcyjności i aktualności, również blogów.
Może, gdy się pojawi nowy wpis Pań Gospodyń, znowu wrócimy do czołówki blogowej? Mam nadzieję.
Zobaczcie, że wpis Pani Danuty Hubner, który dosyć długo był wśród innych blogów, teraz również zniknął.
Jeszcze tak niedawno pisałem trochę o wirusie i o dramatycznej sytuacji tutaj, trudno się było nie bać. Starałem się ten temat ograniczać, żeby nie zanudzać.
Dzisiaj tylko na chwilę, by oddać należny ukłon gubernatorowi Andrew M. Cuomo, bo to jego zasługa. Codzienne niemal awantury i kłótnie z Trumpem o każde szpitalne łóżko, o każdy respirator, o wszystko, przyniosły efekty. Powtarzał kilka razy, że Trump może rządzić w kraju, ale od rządów s stanie NY to jest on – Cuomo.
Dzisiaj można nieco odetchnąć i pomyśleć o NY State pozytywnie.
The State performed 50,000 tests yesterday with less than 2 percent returning positive.
„If you take a step back, what we have done with this virus is a really amazing accomplishment, and it was all done by the people of this state. 19 million people did what they never did before – they responded with a level of determination and discipline that I was amazed with,” Governor Cuomo said. „Remember where we were. We had 800 people die in one day – we had the worst situation in the United States of America. At one point we had the worst situation on the globe, but we are now reopening in 50 days. The whole closure period has been about 93 days – albeit a disruptive 93 days. But look at what we did in 93 days. We went from the worst situation on the globe to actually reopening. That’s where we are. We should be very proud of what we’ve done.”
Nie było żadnej dramatycznej sytuacji.
Prawda jest wynalazkiem kłamcy – – > to nie ja, to Heinz von Förster tak powiedział.
Media posiały wirusa, każdy pismak o tam zaczął klepać nie mając najmniejszego pojęcia o problemie. Potegowano własną durnote. Wielokrotnie moi rozmówcy powoływali się na obrazki w telewizorni (sam mam wstręt do TV od ponad dwudziestu lat, kiedy to miałem możliwość przyjrzeć się dokładnie, jak toto funkcjonuje od wewnątrz) przedstawiające trumne za trumną. A gdzie ludzie nie umierają?
U nas w Niemczech, w pierwszym kwartale tego roku nie zmarło więcej, niż średnio w ubiegłych czterech latach. Dziś już nikt nie dojdzie do tego, ilu umarło ze strachu, którego motorem napędowym są durne dziennikarze. Uwierzyli naukowcom, a z lekarzami bali się rozmawiać by się przypadkiem nie zarazić.
Ludzina uwierzyła w jakieś testy, które to niczego innego stwierdzić nie mogły, niż tego na co jest zapotrzebowanie. Testy które zaczęły ograniczać wolność. Testy które nie mają żadnego urzędowego atestu. Podobnie jest ze szczepionkami. Pogadajcie z fachowcami, lekarzami praktykami. To minimum 5lat drobiazgowych badań. I co, ma ktoś z was ochotę by zmienić sobie szczepionką raz na zawsze, nieodwracalnie własne DNA?
Już kiedyś tutaj pisałem, że chętnie zasponsoruje dużą kwotę, by tych wszystkich łobuzow, którzy mordują ludzi w taki sposób ścigać za zbrodnie przeciwko ludzkości.
jestem przekonany że znajdą się tacy, w końcu planeta nie składa się tylko z panikarzy w Nowym Jorku
W ostatnim zdaniu z
2 CZERWCA 2020
6:32
Wkradł się błąd, powinno brzmieć – – > We should be very stupid of what we’ve done.
Weszłam na stronę https://www.polityka.pl/blogi/
W zakładce „Najnowsze wpisy” oraz „Najczęściej komentowane” nas nie ma i dziwi mnie to, że nie jesteśmy widoczni w „Najczęściej komentowanych”. Natomiast nie zniknęliśmy z zakładki „Autorzy”. Szczerze mówiąc nie bardzo wiem, co o tym wszystkim myśleć…
Na południu Polski intensywne deszcze i nawet stany alarmowe, u nas czasem popaduje, ale ciągle za mało. Byliśmy na spacerze w takiej części naszego lasu, która od zawsze była pod wodą i stanowiła ostoję przede wszystkim dla łosi.
Wody ani na lekarstwo, wszędzie zielenią się jedynie bujne trawy, miejsce straciło swój tajemniczy urok.
Pewności nie mam, ale jeśli chodzi o stronę „blogi”, jest tam pewna rotacja, bo często zaglądam. Wydaje mi się, że na szczycie listy blogów zawsze jest blog najbardziej w danym momencie komentowany. Bo kolejność się zmienia, bez dwóch zdan, można codziennie sprawdzić.
Pani Danuta Hubner bardzo rzadko zamieszczała swoje wpisy, a ostatni „wisiał” bardzo długo i nie był przesadnie komentowany, wręcz przeciwnie. Pani Hubner spadła też z listy autorów blogów, więc może po prostu zrezygnowała.
Co do naszego blogu, nie myślę, żeby Gospodynie nas ot tak, zostawiły bez słowa.
To Piotr nas rozpuścił, że codziennie oprócz śœiąt i weekendów mieliśmy wpisy, bo nawet jak wyjeżdżąli do swoich ulubionych Włoch, to Piotr zostawiał przygotowane wpisy, pamiętacie?
Piotr był prawdziwym „zwierzęciem blogowym” i doskonale się czuł w roli Gospodarza, wszyscy to tak odbieraliśmy, że to w jakimś sensie pasja, ten blog oprócz innych spraw, które Go zajmowały. Na Gospodynię Basię jakoś to „spadło” i podjęła się, potem dołączyła Agata, ale było to niejako wymuszone.
Pamiętajcie, że przez długi czas blog działał siłą rozpędu i tego, że uparliśmy się, może nie tyle uparli, ile nie chcieliśmy opuścić tego miejsca. Pamiętajcie też, żę Redakcja Polityki obiecała nam, że ten blog nigdy nie będzie zamknięty… to jest gdzieś tutaj w archiwach jest to oświadczenie, ja nie umiem szukać.
Mnie nie denerwują te wpisowe „przestoje”, trudno – lepiej tak, niż wcale 🙂
Znalazłam – pod tym adresem jest owa deklaracja Redakcji o niezamykaniu naszej kuchni:
https://adamczewski.blog.polityka.pl/2016/03/15/wspomnienia-o-piotrze/
A dokładnie to brzmiało tak:
„Drodzy Czytelnicy. Informujemy, że niniejszy blog nigdy nie zostanie zamknięty. Piotr Adamczewski był jednym z pierwszych autorów w naszej blogosferze – prowadził go nieprzerwanie i systematycznie od sierpnia 2006 roku. Miał stałe grono czytelników, entuzjastów, przyjaciół. Proszę z nami pozostać.”
Jakby co, to się przypomnimy 🙂
A propos komentarza bezdomnego – racja, nikt tak za bardzo nie wie, co z tym wirusem i jak on działa, wiadomo, że jest, a media robią z tego więcej, niż trzeba. No i badania nad tym fenomenem, przecież to nie jest sprawa miesięcy czy nawet roku.
Ale media potrafią manipulować znakomicie, o czym wielokrotnie mogliśmy się wszyscy przekonać i nadal się przekonujemy.
Tymczasem – jeśli nie wiadomo, o co chodzi, wiadomo, że chodzi o pieniądze. W całym tym zamieszaniu i zamęcie wokół zarazy natychmiast odnaleźli się świetnie sprawni „biznesmeni”, którzy wykorzystując sytuację, napychają sobie po cichu kasę.
Takie sytuacje są świetną pożywką dla teorii spiskowych oraz kombinatorów…
… u mnie i tu jest („Autorzy”):
https://photos.app.goo.gl/pkFCHqdHncKGbBbq5
Alicjo,
na szczycie listy blogów zawsze jest blog z najświeższą datą, niezależnie od ilości komentarzy.
Pewna jestem, że nasze Gospodynie nie mają nic wspólnego z wypadnięciem blogu poza listę. Wydaje mi się, że to kolejny element wymyślony przez ekipę unowocześniającą. To wygląda mi na ” dyscyplinowanie” autorów. Nie piszecie przez miesiąc, to spadacie. Nieważne, że jest bardzo dużo komentarzy.To się nie liczy. Jeżeli to nie jest lekceważenie, to co ? Obym się myliła.
Ja dziś się „dowiedziałam”, że to nie wirus tylko bakteria, która zapycha naczynia krwionośne, dlatego są kłopoty z oddychaniem i receptą na to jest aspiryna i naproxen. A wszystko wywołane przez nowie sieci telefonii komórkowej 5G.
A nie Trump w tym maczał palce? 😉
Ach nie, to Bill Gates albo Elon Musk, a zwłaszcza ten drugi, bo nawet ostatnio wysłał w Kosmos astronautów i stamtąd to dopiero ale zarzucą sieci na Matkę Ziemię, strach się bać!
Krystyno,
obyś się myliła, jakieś wytłumaczenie musi być, a w razie czego mamy przecież adres Redakcji 🙂
Zobaczymy, co będzie z blogiem Małgorzaty Sikorskiej, jutro mija miesiąc od jej ostatniego wpisu.
Z czasem się zgadza, właśnie spojrzałam – na szczycie Ewa Siedlecka i nowy wpis z 17:15, czyli wg. mojego zegarka nieco ponad pół godziny temu…
Jak świat światem zawsze na krzywdzie, niedogodnieniach, konfliktowych sytuacjach itp korzystały pewne jednostki czy grupy ludzi. Teraz też. Nie odważyłabym się jednak jednoznacznie stwierdzić, że media rozdmuchują problem jakiego nie ma. Ano niestety jest choć gołym okiem go nie widać. Remendium nie tworzy się w pięć minut czy rok lecz lata całe. To prawda. Dlatego zapewnie zapadła decyzja by przyspieszyć ten proces z pominięciem pewnych etapów. O czym wszyscy wiemy.
Prawdziwych danych nie znamy i zapewnie nie poznamy, bo nie jest możliwe przeprowadzenie takiej statystyki. Te co znamy są zastraszające. Jeśli ktoś uważa inaczej – jego prawo, tak jak moje by się z tym z taką opinią nie zgadzać.
Zakładka „Autorzy” – to względem odnalezienia we właściwym miejscu Blogu.
Kulinarnie – obiad upichcony przez Wombata. Odmiana polskiej fasolki po bretońsku wedle grckiego przepisu. Interesujący smak z nutką pomarańczy, jako że w miejsce boczku zajęła grecka kiełbaska z posmakiem pomarańczy. Do tego kilka warzyw, a wszystko na etape końcowym zapieczone w piekarniku.
Jeśli kogoś zainteresuje, chętnie podam przepis.
Alicjo – Twój zbiór historyczny Blogowej Bandy imponujący. Mile mnie zaskoczyłaś.
Krokiem wolnym acz stanowczym udaję się w kierunku sypialni.
Zatem dobranoc z mojej połówki
zwierzydełko
errata
„…jako że w miejsce boczku…” proszę wyrzucić „w”
O tym też słyszałam, a przywołuje to w swoim artykule „Superbogacze: Dają i zabierają” Edwin Bendyk w dzisiejszym wydaniu Polityki:
„Lista dokonań Gatesa oraz jego rodzinnej fundacji robi wrażenie. Nie wszyscy jednak podzielają ten zachwyt. Na przykład za swoje proszczepionkowe zaangażowanie Gates (wydał na ten cel już ponad 4 mld dol.) znalazł się na celowniku antyszczepionkowców i wyznawców teorii spiskowych. Jego ostrzeżenia sprzed kilku lat zaczęły budzić podejrzenie, że ma on coś wspólnego z wyprodukowaniem patogenu i jego rozpowszechnieniem. Pierwsze informacje o rzekomym związku Gatesa z COVID zaczęły pojawiać się w internecie już w styczniu. Po co jednak Gates miałby wywoływać pandemię? Odpowiedź jest oczywista – żeby doprowadzić do programu masowych globalnych szczepień, podczas których zostanie wprowadzony uniwersalny system cyfrowej identyfikacji ludzi. A to z kolei umożliwi budowę nowego, kastowego społeczeństwa. Proste wytłumaczenia najbardziej przemawiają do wyobraźni.”
A mówiłam – strach się bać!!!
Nie twiedzę, że media rozdmuchują problem, którego nie ma. Uważąm jednak, że nakręcają panikę, a zasiać strach w mediach jest bardzo łatwo. Ludzie są na to podatni.
Przykład z dość odległych lat – proszę bardzo, Orson Welles. Chociaż w jego czasach zasięg mediów i w ogóle komunikatorów wszelkiego rodzaju był w powijakach w porównaniu z dzisiejszym rozwojem. Przecież internet to sieć, w którym każdy może zamieścić cokolwiek, no, prawie cokolwiek. I to jest dopiero dobre narzędzie do manipulacji, bo przecież można wszystko tak poskładać, film, wypowiedź czy druk, żeby stworzyć zupełnie nowy przekaz.
Z zupełnie innej beczki – kolejny skok w bok https://www.eryniawtrasie.eu/36698
A ja wolalbym jeszcze o Pilchu.
Miedzy 28 maja i calej reszcie mialem pewne wzmozenia i obowiazki rodzinne, wiec dopiero teraz. Wchodzac na strone POLITYKI kliknalem na ten temat i co? linki i sznureczki na jego temat nie maja konca i bede czytal jeszcze dlugo wszystko to co on napisal i co o nim pisza.
Wszystko to co wniesiono, tym tez moge sie zachwycic, jedak dla mnie, najwazniejsze bylo to, jak potrafil opisac ten luterski mikrokosmos w jego rodzimej Wisle. Ta jego babcie Czyzowa, biskupa Wantule, starego Kubice.
Dopiero to pozwolilo mi zdac sobie sopawe z tego, ze w tym katolickim stepie, jakim wydaje sie byc Polska istnieja jeszcze przyczolki, gdzie zakwita jeszcze cos innego.
No, tam nie zakwitło – tam było i przetrwało 🙂
Ja też czytam te wszystkie artykuły o Pilchu, bo to ciekawe, co mówią o Nim ci, co Go znali. Ciekawe są też wywiady, starsze i te nowsze. Prawie każdy zawiera też sznureczek do następnego i tak się można włóczyć Pilchowym szlakiem…
Ewo – przybliżasz, tak naprawdę mało mi znaną, Małopolskę. Dziękuję.
Pepegorze – na szczęście to nie tylko w całości katolicki step.
Do porannej kawy:
Tym razem wieści z mojego fyrtla 🙂
Dziennik Bydgoski, 1927 r. Pisownia oryginalna
„Szukajcie złodziejki!
Rozbestwienie amatorów cudzej własności na cichym i spokojnym zazwyczaj bruku bydgoskim, przybiera niekiedy formy, których nie powstydziłoby się Chicago czy nawet prerja amerykańska. Są to tak zwane huzarskie kawały, któremi policja powinna się zająć gorliwiej nieco niż kradzieżami strychowemi lub podobną „pospolitą robotą”.
W ten poniedziałek o godz. 1-ej w południe wracała ze szkoły do domu 7-letnia Zosia Jagła, zamieszkała przy ul. Błonia. U zbiegu ulic Dworcowej i Królowej Jadwigi przystąpiła do niej jakaś dziewczyna i gwałtem zaciągła ją do jednej z bram, gdzie zabrała jej tekę szkolną, brązową, z krokodylowej skóry, wartości 20 zł, wyrzuciwszy z niej poprzednio przybory szkolne dziecka.
Jest rzeczą niezrozumiałą, że nikt nie przeszkodził temu rabunkowi dokonanemu w samo południe na pryncypialnej ulicy, nikt nie wziął z obronę rozpaczliwie krzyczącej i opierającej się złodziejce dziewczynki. Ów rabuś w spódnicy jest dziewczyną około 15-letnią; ma obcięte włosy, jasne oczy, ubrana była w białą bluzkę z marynarskim kołnierzem, w granatową spódnicę, popielate pończochy i czarne trzewiki z klamerkami.
Twarz jej była w sposób rażący pokryta pryszczami.
Może według tego rysopisu uda się ująć śmiałą złodziejkę!
***
Drugiej, wprost bezbożnej kradzieży dopuszczono się na nowym cmentarzu. Modliła się tam na grobie swego niedawno zmarłego syna p. Gorczyńska, zamieszkała przy ul. Promenada 42. Podczas tego jakaś kanalja podeszła do niej i ukradła jej torebkę, jaka położyła obok siebie na ziemi.
Czy taka hjena cmentarna nie powinna zostać ukaraną o wiele surowiej, niż to przewiduje kodeks za zwykłe kradzieże?”
„Zalał robaka.
W nocy z soboty na niedzielę, znaleziono pod drzwiami dr. Śliwińskiego pijanego do nieprzytomności człowieka z rozbitą twarzą. Odstawiono go do aresztu, gdzie po wytrzeźwieniu zapewniał, że nic nie wie, jak się to stało i ręczy, że to się więcej nie powtórzy. Policja nie mogła z niego wydobyć, czy urżnął się on z radości, z powodu zawieszenia prezydenta, czy też ze smutku.”
„Zniknęli.
Oddalili się z domu prawdopodobnie celem zwiedzenia Bydgoszczy dwaj bracia 14-letni Jan i 12-letni Franciszek Wilczyńscy z Grudziądza, Młyńska 5. Ktoby ich spotkał zechce zawiadomić policję.”
„Uprzejma prośba.
Mieszkańcy ul. Matejki zanoszą prośbę do p. gospodarza domu przy tejże ulicy, aby raczył swą rogaciznę, która handluje, umieszczać w odpowiedniejszem miejscu, a nie na podwórzu swojego domu. Przeraźliwe ryki zwierząt zakłócają sen spokojnych mieszkańców i przyprawiają ich o rozstrój nerwowy.”
„Przybyły na występy.
Policja śledcza przytrzymała dwie wyrafinowane złodziejki, przybyłe z Łodzi na połów do Bydgoszczy, niejaką Nawrocką Stanisławę i Nawrocką Ludwikę. Stanisława Nawrocka jest od dawna poszukiwaną przez władze sądowe. Są one specjalistkami od kradzieży po składach i tylko dzięki sprężystości naszej policji udało się je unieszkodliwić na tutejszym gruncie.”
„Ślub w Szamotułach jakich mało!
Zatarg o zbyt powiewne i nieprzyzwoite stroje kobiece. I co z tego wynikło?
W Szamotułach miał się odbyć ślub młodej pary narzeczonych z okolicy. Aż do ołtarza szczęśliwej parze nic nie stanęło na przeszkodzie. Los jednak chciał zamącić im tę uroczystą chwilę. Panna młoda ze swoim orszakiem przybyła do kościoła w zbyt powiewnych, przezroczystych szatach, no i trochę przykrótkich i dekoltowanych. To zwróciło uwagę miejscowego proboszcza, który dopatrzył się w tem obrazy miejsca świętego. Oświadczył on zebranym, iż ślubu nie udzieli, że dekoltowane panie musza zaraz kościół opuścić i że pod jednym warunkiem udzieli sakramentu, jeżeli panie się ubiorą.
W orszaku ślubnym powstała panika. Nie wiedziano na razie co począć. Wreszcie znaleziono wyjście i to… oryginalne wielce: korzystając z zezwolenia proboszcza panie przywdziały komże jakie noszą ministranci.
Wrażenie, jakie orszak ten w podobnych strojach wywołał na obecnych, było bardzo niesamowite, zaś dla weselników będzie to niezapomnianym dniem nieciekawej przygody.”
Jutro jadę z Inkami na parę dni do Żaby. Kulinarnie czeka na nas gulasz z dzika.
Danuśka, nasza holenderska przyjaciółka donosi, że Holandia jest tak sucha, jak nigdy nie była. Wody zewnętrzne ciągle zagrażają, wewnętrzne trafia szlag.
Biedne łosie.
Asiu, dlaczego nie w habitach i kornetach? Trudniej dostępne?
Przyjemnego pobytu w Żabich Błotach.
Małgosia 17:37
Świetne masz wieści, wygląda nawet, że to jakimiś kanałami prosto z Berlina dostałaś. Ja od dawna tak przypuszczałem, że wirus nie może tak dokładnie zapchać naczyń krwionośnych jak bakteria. 🙂
Gdyby jednak ktoś chciał rozszerzyć wiedzę np. na temat kwasu dezoksyrybonukleinowego lub rybonukleinowego i różnic między nimi lub różnic pomiędzy bakterią i wirusem lub o otoczkach lipidowych, lub działaniu szczepionek dożywotnio niszczących nasze DNA (aż mi trudno pisać, bo wciąż się skręcam ze śmiechu) – wystarczy wysłać zapytanie pod adres „Berlin – Niemcy”, a odpowiedź nadejdzie wkrótce. 🙂
Ewa 20:24
Po wyczerpującej i przykrej dla mnie lekturze dzisiejszych komentarzy z przyjemnością odpocząłem chwilę w Polance Wielkiej i Osieku.
Dzięki wielkie.
Asiu,
Jedną z nielicznych zalet koronawirusa jest to, że sama ją odkrywam. A są to okolice 50-60 km od mojego domu.
Nowy,
Do usług 🙂 Wcześniej była jeszcze Poręba Wielka…
https://www.eryniawtrasie.eu/36654
Ewa – dziękuję.
Wasze teksty lubię bardzo, jak kiedyś wspomniałem, ale jeśli ktoś chce naprawdę dokładnie poznać opisywane przez Was strony, musi otwierać wszystkie polecane odnośniki. To już nie jest zwykłe czytanie – zaczyna się studiowanie, bardzo zresztą ciekawe, chociaż oczywiście bardziej czasochłonne.
Czytając np. o pałacu w Osieku jest tam wzmianka o tych, którzy przed wojną odwiedzali to miejsce i gospodarzy. Wśród nich Julian Fałat – ponoć jego korespondencja istnieje tam do dzisiaj. Chociaż moja znajomość malarstwa nie powala, ale akurat Fałata znam – jego pejzaże, polowania, ale i portrety, których malował zdecydowanie mniej.
Ciekawe czy jego tamtejsze listy można znaleźć gdzieś w internecie, jak Asia wiele razy znajdowała różne stare opracowania w wersji cyfrowej?
To tylko tak na marginesie pytam. Nie zajmuj się tym specjalnie.
Już tutaj druga, ależ ja jestem nocny marek!
Haneczko-bawcie się dobrze!
Ewa pisze, że dzięki koronawirusowi odkrywa najbliższe okolice, przy okazji nam o tym opowiada, a to jak zawsze ciekawe opowieści.
Ja natomiast cieszę się, że z racji naszej nadbużańskiej emigracji mieliśmy okazję, po raz pierwszy od czasu zakupienia naszej wiejskiej chaty, obserwować dzień po dniu, jak okoliczna przyroda budzi się do życia. Od marcowych szarości do bujnych, czerwcowych zieloności, poprzez wszystkie kolory wiosny. Dla mieszczucha takiego jak ja to niewątpliwie wydarzenie! Oczywiście w Warszawie też są skwery, parki i Ogród Botaniczny, ale nadbużańskie łąki i lasy to jednak inna inszość, jak mawia Alicja 🙂
Przy okazji dobra wiadomość dla Jerzora :-)-dzisiaj Światowy Dzień Roweru. Święto wymyślił dwa lata temu Polak –Leszek Sibilski, były kolarz torowy, obecnie wykładowca na Uniwersytecie w Waszyngtonie.
Dla chętnych historia tego jednośladu:
https://antymateria.com/historia-roweru/
Sprawa częściowo wyjaśniona – wszystkie blogi starsze niż miesiąc wypadają z listy. Pytanie – dlaczego? Czy to był pomysł reformatorów czy Redakcji ?
Ewo,
Poręba, Polanka i Osiek zwiedzone wirtualnie. Mała uwaga – drobna literówka w nazwie kościoła św. Mikołaja.
Haneczce nie zazdroszczę gulaszu z dzika, bo niedawno go robiłam i resztka jest w zamrażalniku. Ale całej reszty – bardzo.
Asiu,
wydarzenia z dawnych lat jak zwykle ciekawie zrelacjonowane. Orszak weselny robi wrażenie. Ciekawa jestem tych frywolnych strojów. Dziś pewnie uchodziłyby za skromne. Ale wówczas i to w Szamotułach!
To prawda, że ciekawe miejsca mamy bardzo blisko domu i nie zawsze o nich wiemy. U mnie także. Mieszkam tu już ponad 10 lat, a dopiero niedawno syn z chłopcami odkryli dawne wyrobiska potorfowe. Nie zapuszczałam się w tamte rejony, które wydawały mi się podmokłe. Prostokąty wypełnione wodą i porośnięte gęstą roślinnością robią wrażenie. Miejsce ciekawe przyrodniczo. A jego opis mógłby być początkiem powieści kryminalnej.
Pepegor wraca do Jerzego Pilcha. Opisywany często przez niego biskup Wantuła zwykł mawiać w mowach pogrzebowych/ cytuję z pamięci, więc może nie całkiem dokładnie/ : „śmierci, czemuś nawiedziła ten dom? Czemu nie poszłaś do sąsiadów?”
A śmierć chodzi, gdzie chce.
Krystyno,
Dzięki za uwagę, Mikołaj poprawiony a komentarze odblokowane.
Danuśko,
Taka obserwacja przyrody na tle zmieniających się pór roku to jak cała podróż 🙂
Ewo-wygląda na to, że czeka nas kolejna podróż jesienią…Obserwacja kończącego się lata, nadchodzącej jesieni i kto wie, może też zbliżającej się zimy? http://ak5.pl/nc7.html
Oj, nie jestem zachwycona tą perspektywą 🙁
Danuśka,
poprawka – powinno być „insza inszość”, a nie inna 🙂
Co do podróży i powtórki z rozrywki, też mi się nie uśmiecha, ale co pan zrobisz, nic pan nie zrobisz, jak zwykła mawiać i pisać Stara Żaba.
Uzielilam się dzisiaj 🙂
Julian Tuwim
Trawo, trawo do kolan!
Podnieś mi się do czoła,
Żeby myślom nie było
Ani mnie ani pola.
Żebym ja się uzielił,
Przekwiecił do rdzenia kości
I już się nie oddzielił
Słowami od twej świeżości.
Abym tobie i sobie
Jednym imieniem mówił:
Albo obojgu trawa,
Albo obojgu tuwim.
Z tomiku Biblia Cygańska i inne wiersze (1933)
Podzielę się tym moim uzieleniem 🙂
https://photos.app.goo.gl/QKKvJ1XicKiz3qsm9
Z Kujaw nad morze niby niedaleko, ale klimat zupełnie inny. W ogródkach jabłonie jeszcze kwitną, porzeczki w małych zawiązkach, nieliczny agrest maleńki, na różach pąki prawie niewidoczne. Większość jarzębin w ogóle nie owocuje, podobnie jak mój jarząb szwedzki. Ale i tak jest pięknie, a bujnością traw zachwyciłby się nawet Tuwim.
Te jesienne zapowiedzi pandemiczne to prognozy, które mogą się sprawdzić w większym lub mniejszym stopniu. Jestem umiarkowaną optymistką.
Krystyno – z Krajny. 😉 Bydgoszcz leży na Kujawach, chociaż wielu bydgoszczan myśli, że na Pomorzu. 🙂 . My należymy geograficznie do Pomorza, a historycznie do Wielkopolski. 🙂
Bezdomny,
wracając do… zgadzam się z tym, że media nakręcają, ale chyba coś Ci się pokręciło z tym, że szczepiąc się przeciwko czemuś, zmieniasz swoje DNA. DNA masz, rodząc się i żadne szczepienia tego nie zmienią 🙂
Jest parę powodów. Amerykanie stwierdzili na przykład, że społeczeństwa, które były regularnie szczepione na gruźlicę, mają czterokrotnie mniejszą zapadalność na SARS i szesnastokrotnie mniejszą śmiertelność wśród chorych.
Wtrącam ciekawy wywiad (prenumeratorzy mogą poczytać) z fachowcem, a nie z naszymi domniemaniami na temat pandemii:
Co gruźlica ma wspólnego z SARS?
Nic. Ale szczepienie żywymi prątkami stymuluje układ odpornościowy. Kraje, które tych szczepień nie miały – Włochy, USA, Belgia, Holandia – mają najwyższą śmiertelność. Polska wprowadziła szczepienia w 1926 r. i z przerwą na II wojnę cały czas je egzekwowała. WHO zalecało szczepienie po urodzeniu, a my szczepiliśmy też w 6., 12. i 18. roku życia. Nikt inny tego w Europie nie robił. Hiszpanie, którzy szczepili tylko między 1965 i 1981 r., mają pięciokrotnie większą śmiertelność niż Portugalczycy, którzy konsekwentnie szczepią aż do dziś. Już wcześniej było wiadomo, że to Jest parę powodów. Amerykanie stwierdzili na przykład, że społeczeństwa, które były regularnie szczepione na gruźlicę, mają czterokrotnie mniejszą zapadalność na SARS i szesnastokrotnie mniejszą śmiertelność wśród chorych.
– Dziwne.
Dla Polski zbawienne. Może dzięki temu mieliśmy 100–200 osób na respiratorach, a inne kraje – tysiące. Podobnie jest w Rosji. Rosjanie robią bardzo dużo testów i mają wiele zakażeń, a zgonów bardzo mało. Na milion mieszkańców ofiar jest tyle, co w Polsce. Cztery razy mniej niż w Brazylii mimo proporcjonalnie większej liczby zakażeń. A w Niemczech widać istotną różnicę śmiertelności między landami byłej NRD, gdzie szczepiono do końca, a Zachodem, gdzie ze szczepienia przeciwko gruźlicy wycofano się wcześniej.
——————————————————–
Tyle o tym – tako rzecze w wywiadzie z Jackiem Żakowskim prof.Dr hab. Tadeusz Zielonka, pulmonolog, pracuje w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Przewodniczy Koalicji Lekarzy i Naukowców na rzecz Świeżego Powietrza.
Wolę wypowiedzi fachowców, niż każdemu, co myśli, że wie – jak celebryci na całym świecie, a w Polsce zwłaszcza. A na temat wirusa mało jeszcze się wie. Zwłaszcza fachowcy wypowiadają się o tym ostrożnie.
Z weselszej beczki – odpracowałam co swoje dzisiaj, Jerzor natomiast przyrządził obiad, czyli jego znakomity ryż w wielce skomplikowanym ryżowarze (!)
Dla zalecanych 10 000 kroków dziennie dla kobiet (mężczyźni powinni biegać!) poszłam Za Róg po odpowiedni napój = piwo.
Mój krok to jest 0.5 metra, czyli jak idę Za Róg, to swoje robię (5km), a ile robię kroków nabiegawszy się w domu i koło domu, to już sama nie wiem 🙄
Przed sklepem nikogo nie było (wymagana kolejka, bo zaraza), więc zakupiłam swoje Lechy – i NOWOŚĆ!
Wino w puszkach ćwiartkowych!!!
Nie powiem, że złe, ale jakieś takie cienkie i nie doczytałam się, bo nigdzie na tej puszce się nie doszukałam (z lupą!), jaka to jest winiarnia.
Puszka kosztuje 3.95$, podobno zaczęto sprzedawać za 4.95$, ale ludzie wyśmiali taki pomysł. No jasne…
Jak butla 1.5 l wina z Chile czy Argentyny kosztuje 15$, to o czym mowa?!
I zaznaczam, wina południowoamerykańskie są naprawdę dobre. A przy okazji, cena wina nie ma nic do rzeczy, myślę. Liczy się to, co nam smakuje.
Rynek zweryfikuje, co naprawdę lubi.
W czasie zarazy dzieci się nudzą…
zajrzałam w moje nieposkładane do kupy zdjęcia i powoli robiłam porządek, przy okazji znajdując takie sprzed paru lat, kiedy gościłam kuzynkę z Polski i udałyśmy się na wycieczkę w pobliskość:
https://photos.app.goo.gl/fofrGsFf3YG3T4ky7
https://www.youtube.com/watch?v=6rAJWFICkQc&list=RD0lgFLkUBh5Q&index=4
Słuchajcie,
a nawet poczytajcie – weźmy się jakoś otrzepmy z tych naszych dotykających osobiście wpisów, bo ten powiedział to, a tamta to. No i dobrze, że nam powiedziała czy powiedział… możemy się zgadzać czy nie zgadzać, możemy …
Paskudny czas, dajmy sobie na wstrzymanie.
ROZSĄDEK , zdrowy rozsądek a nie panika.
…i dlatego tak miło zanurzyć się w zieleni asinego ogródka, poezji, nadbużańskich łąkach Danuśki, powędrować za Ewą, czy powspominać zalinkowane czasy. Wyłączyć się choć na chwilę…
A może takie śniadanie i przy okazji mały spacer po Paryżu
http://pistachio-lo.blogspot.com/2020/05/pains-au-lait-wspaniae-francuskie.html?m=1
Salso-do Paryża? Na kawę i wszelkie odmiany bułek, bułeczek czy croissantów?
Oczywiście, że jadę z Tobą z przyjemnością 🙂
Wczoraj zamiast do Paryża wybraliśmy się do Rybienka, zieloności tam nie brak, Asia miałaby, gdzie szaleć 🙂 Rybienko Leśne to dzisiaj spokojna i ładna, a nawet najładniejsza dzielnica Wyszkowa. Przed wojną znane, podwarszawskie letnisko z licznymi pensjonatami, kasynem, kortami tenisowymi, plażą i statkami pływającymi do Bugu. Jak doczytałam, odbywały się tu również zawody hipiczne, na które warszawska śmietanka towarzyska zajeżdżała swoimi kabrioletami. Dzisiaj statków i kabrioletów brak, śmietanka już trochę innego rodzaju, ale wytwornych willi nie brak, a z niewielkiej skarpy piękny widok na rzekę:
https://photos.app.goo.gl/6ZKXZj8QNdKTzRsc8
Z Wami dziewczyny do Paryża zawsze!
Rybienko znam przez przypadek, jak remontowano most w Wyszkowie to tamtędy prowadził objazd i długi sznur samochodów powoli przesuwał się wąskimi uliczkami Rybienka.
Wróciłam ze spaceru z kijkami, ptaki mocno słychać, trafił się nawet dzięciol , ale tylko akustycznie. A teraz na drzewie przed balkonem, kurcze kiedy te drzewa tak urosły, kłócą się ciągle kawki, nie przepadam za ich skrzekiem.
Cieszę się wizją wspólnego Paryża. A tymczasem kicham strasznie za sprawą wszystkich pyłków z koszonych trawników. Ptaszyska i u nas się awanturują, zwłaszcza jak idziemy z psem. Chyba w ten sposób odstraszają intruzów od swojego młodziutkiego potomstwa. Kulinarnie – gotuję zupę szparagową 🙂
A ja chyba zrobię placki kartoflane 🙂
Alicjo 🙂 być może, że poleciałem troszeczkę, niewiele, po bandzie (sportowe określenie) z dna. Ale mimo wszystko niedaleko leży jabłko od jabłoni.
Nowy natomiast używa śmiesznych argumentów, zresztą i tak nie ma co brać jego wpisów na serio. Wielokrotnie powtarzał, że omija moje wpisy 🙂 a tu masz babo placek.
No dobrze, do rzeczy.
Wszedłem na stronę WHO i tam stoi jak wół, że Rekombinowany RNA, który jest wprowadzany do komórek ludzkich, zmienia tam procesy genetyczne i bardzo dobrze można go również zaklasyfikować jako modyfikację genetyczną komórki lub organizmu.
Ludzie są genetycznie modyfikowani przez te „szczepienia”, nawet jeśli prawodawca wykluczył użycie tego terminu dla samych ludzi przy definiowaniu GMO. Zostało to zrobione, aby uniknąć sprzeciwu wobec praw człowieka. A zatem, ludzina jest już genetycznie zmodyfikowani w szczególnych przypadkach, jedni mniej, inni więcej.
Ciąg dalszy skoku w bok: https://www.eryniawtrasie.eu/36758
Ja już nikogo genetycznie nie zmodyfikuję, bo nie jestem rozwojowa, a modyfikowana może być tylko następna generacja, moja już jest zmodyfikowana przez te cholerne szczepienia przeciw gruźlicy i nawet to sobie chwali 😯
No i dobrze. Nie należę do ekstremistów ani po jednej, ani po drugiej stronie.
Poza tym jeszcze trochę i będzie po mnie, a ci, co zostaną, niech sobie radzą jak chcą – na pewno sobie poradzą 🙂
Kiedy się dziwić przestanę
Gdy w mym sercu wygaśnie czerwień
Swe ostatnie, niemądre pytanie
Nie zadane, w połowie przerwę
Będę znała na wszystko odpowiedź
Ubożuchna rozsądkiem maleńkim
Czasem tylko popłaczę sobie
Łzami tkliwej i głupiej piosenki
By za chwilę wszystko zapomnieć
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Zgubię śpiewy podziemnych strumieni
Umrze we mnie co nienazwane
Co mi oczy jak róże płomieni
Dni jednakim rytmem pobiegną
Znieczulone, rozsądne, żałosne
Tylko życia straszliwe piękno
Mnie ominie nieśmiałą wiosną
Za daleko jej będzie do mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Lżej mi będzie i łatwiej bez tego
Ścichną szczęścia i bóle wyśmiane
Bo nie spytam już nigdy – dlaczego?
Błogi spokój wyrówna mi tętno
Gdy się życia nauczę na pamięć
Wiosny czułej bolesne piękno
Pożyczoną poezją zakłamię
I nic we mnie i nic koło mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie…
(Jonasz Kofta)
Dziewczyny 🙂 ja z Wami tez chetnie. Powrocily mile wspomnienia naszego paryskiego spotkania. Moze uda nam sie to powtorzyc ? Bardzo bym chciala a jeszcze bardziej, gdybyscie mogly przyjechac tu, do Clamecy. Na razie trudno cokolwiek planowac ale pomarzyc mozna . Pisze « Dziewczyny » ale nie zapominam, ze towarzyszyl nam Slawek, ktorego serdecznie pozdrawiam.
Ja tymczasem, nadal porządkując nieposkładane, znalazłam zdjęcia z naszego któregoś z kolei spotkania Łasuchów w Nadbużańskich włościach (2015 r.) i ostatniego (jak dotąd) Zajazdu nad Narew!
https://photos.app.goo.gl/ot2Mkfut54EfZRTt9
IX Zjazd to był…
Wczorajsze placki wyszły mi wyjątkowo delikatne, bardzo trudno było je przekręcać, bo się rwały. Nie wiem dlaczego, pierwszy raz mi się to zdarzyło.
Dziś na obiad pieczone dorady.
Echidna,
Jestes tam? Wiele razy pisalas o swieżych drożdżach (nie w proszku). Przekonałaś mnie I nareszcie kupiłam dwie kostki swieżych drożdzy. Teraz pora na ciasto… czy moglabys sie podzielic Twoim przepisem na zwykle ciasto drozdzowe. Z kruszonka? Wiem ze publikowalas swoje przepisy ale nie wiem jak szukac w komentarzach.
Moze ktos na blogu mi pomoze jesli Echidna juz śpi.
Dziekuje.
Echidny ciasta nie znalazłam. W tym poście znajduje się przepis na ciasto Pana Piotra.
https://adamczewski.blog.polityka.pl/2007/10/19/slodkie-pokusy/
Asia,
Dziekuje 🙂
W sklepie te drożdże nazywaja sie “żywe drożdże” (live yeast) 🙂
U mnie rozczyn drożdży z mlekiem, mąką i cukrem wyrasta o wiele szybciej niż 45 min. Lepiej do niego często zaglądać, bo może uciec z naczynia.
Znalazłam też inny przepis Gospodarza, o tyle ciekawy, że na końcu dodaje się ubitą pianę z białek. https://adamczewski.blog.polityka.pl/2008/01/11/tradycyjne-ciasto-drozdzowe/ . Niektórzy dają też całe jajka. Na temat ciasta drożdżowego toczyły się tu różne dyskusje, ale trudno je odnaleźć.
Małgosiu,
może zapomniałaś dodać jajko ? Inne wytłumaczenie nie przychodzi mi do głowy.
Asiu,
lekcję z geografii tym razem odrobiłam starannie i poczytałam sobie o Krajnie. A przecież kilka lat temu pisałyśmy na ten temat, ale moja wiedza wyparowała.
Przy okazji – jak wygląda sytuacja z biblioteką w Twoim mieście? W Gdyni wszystkie filie biblioteki miejskiej są otwarte z zachowaniem specjalnego trybu wypożyczania książek. Natomiast w mojej miejscowości gminna biblioteka nadal jest zamknięta. To już prawie 3 miesiące.
Krystyna,
Dziekuje. Ta forma na zdjeciu wydaje sie troche głębsza od “zwyklej” formy. Moze to dotyczy o czym piszesz, ze tego ciasta jest “dużo”.
…forma na zdjeciu od Asi…
Dodam tylko, że nigdy nie piekłam ciasta z całego kilograma mąki; przeważnie z pół kg, albo nawet 1/3 kg. Dlatego rozczyn jest niewielki i szybciej rośnie.
Krystyna,
Tez zauwazylam 1 kilogram maki I tez zrobie z polowy kilograma. Dzieki za informacje.
Krystyno – biblioteki działają, w specjalnym trybie. Książki trafiają na kwarantannę. Na razie oddałam książki u nas i w Bydgoszczy. Nic nie wypożyczałam. Czytam nowe, domowe, które miałam na półce i czekały w kolejce. Zawsze biblioteczne miały pierwszeństwo. Mam też wykupiony dostęp do Legimi i czytam w smartfonie. Jest to mniej komfortowe, ale mają dużo nowości i nie czeka się w kolejce. Chociaż ostatnio stwierdziłam, że gdy dojeżdżalam do pracy, czytałam więcej, mimo, że byłam w domu później. 🙂 Wiadomo – czytałam również w pociągu i autobusie.
Ja natomiast wykorzystałam promocyjne ceny i kupiłam właśnie kilka ebooków, lektury zacznę od tej książki: https://woblink.com/ebook/pani-churchill-ewa-penksyk-kluczkowska-marie-benedict-187183u
Odwiedziła nas dzisiaj na włościach Latorośl-bez budzika i bez przymusu wstała o 6.30 i już ok.8.30 dotarła na nadbużańskie śniadanie. Co za czasy! Niegdyś było zupełnie nie do pomyślenia, by w dniu wolnym od obowiązków wygrzebała się spod kołdry o tak wczesnej godzinie. W czasach, które wydają się być już bardzo odległe najczęściej przesypiała śniadanie i życie rodzinne(na przykład w niedzielę) rozpoczynała od obiadu. Ciekawa jestem, jak było w Waszych domach? Czy podobnie?
Małgosiu-a może to były placki z młodych, a zatem dosyć wodnistych młodych ziemniaków?
Krystyno, jaja były nawet dwa. Myślę, że to jednak ziemniaki, teraz ze starymi nie jest najlepiej, kupiłam w supermarkecie „Obiadowe” , doczytałam, że są francuskie.
Danusiu, stare, odmiana Celtiane.
Mój syn jako dziecko wstawał bardzo wcześnie, potem mu przeszło, teraz też wstaje o „nieludzkich” porach, ale za sprawą swoich dzieci 🙂
Dobrze mu tak, niech wie 😉
Ewo – nazwisko Larisch kojarzy mi się z Cieszyńską Nohavicy. 🙂
Gdybym się urodził przed stu laty
w moim grodzie
U Lariszów dla mej lubej rwałbym kwiaty
w ich ogrodzie.
Moja żona byłaby starszą córką szewca
Kamińskiego, co wcześniej we Lwowie by mieszkał.
Kochałbym ją i pieścił
chyba lat dwieście.
Mieszkalibyśmy na Sachsenbergu,
w kamienicy Żyda Kohna,
najpiękniejszą z wszystkich cieszyńską perłą
byłaby ona.
Mówiąc – mieszałaby czeski i polski,
szprechałaby czasem, a śmiech by miała boski.
Raz na sto lat cud by się dokonał,
cud się dokonał.
Gdybym sto lat temu się narodził
byłby ze mnie introligator
U Prochazki bym robił po dwanaście godzin
i siedem złotych brałbym za to
Miałbym śliczną żonę i już trzecie dziecię,
w zdrowiu żył przez trzydzieści kilka lat na tym świecie
I całe długie życie przed sobą,
całe piękne dwudzieste stulecie
Gdybym się urodził przed stu laty
i z tobą spotkał
U Lariszów w ich ogrodzie rwałbym kwiaty
dla ciebie, słodka.
Tramwaj by jeździł pod górę za rzekę,
słońce by wznosiło szlabanu powiekę
A z okien snułby się zapach
świątecznych potraw.
Wiatr wieczorami niósłby po mieście
pieśni grane w dawnych wiekach.
Byłoby lato tysiąc dziewięćset dziesięć,
za domem by szumiała rzeka.
Widzę tam dzisiaj nas – idących brzegiem,
mnie, żonę, dzieci pod cieszyńskim niebem.
Może i dobrze, że człowiek nie wie,
co go czeka.
https://youtu.be/7F8njkvbsj4
Asia 5 czerwca 2020
19:27
Może i dobrze, że człowiek nie wie,
co go czeka.
A pewnie – inaczej nie chciałby się urodzić 🙂
Kojarzy mi się „Blaszany bębenek” Guntera Grassa w tym momencie…
bezdomny,
tez poparlbym Alicje jesli chodzi o to, ze zadne szczepienia w nasz kod genetyczny nie ingeruja.
Co innego jak chodzi o to aby chodowac np roze alb i o gupiki, ale to jest znane, znane ze geny zostaja zmieniane przez krzyzowki. Prawdziwe manipulacje genetyczne wygladaja inaczej, to ma miejsce wtedy kiedy „mechanicznie” wbudowywuje sie obce sekwencje w dany gen. Tu chodzi o gatunki, ktore w sposob naturalny nie sa w stanie sie skrzyzowac. To jest inzynieria genetyczna.
Co natomiast ten twoj wspomniany artykol WHO wypowiadal ocenic nie moge, bo go nie znam.
pozdrow
Pepe,
dzięki za poparcie, bo chodziło mi tylko o ten kod genetyczny 😉
Ale ale… to krótkie:
https://www.youtube.com/watch?v=Awul3lNlh3Y
Tutaj krotki opis jak dzialaja rozne szczepionki przeciw COVID – wszystkie jeszcze w stadium badan, niektore zaczynaja testy kliniczne. Niestety, po angielsku:
https://www.thelancet.com/journals/lancet/article/PIIS0140-6736(20)31252-6/fulltext
Nie wiem co czytał Bezdomny, ale szczepionki mDNA i mRNA nie modyfikują NASZEGO DNA, tylko wprowadzają obce by pobudzić nasz system odpornościowy do produkcji białek na które reaguje nasz organizm zwalczając patogeny.
Orca – to nie mój przepis lecz Piotra pochodzący z książki Basi i Piotra „Rodaku czy ci nie żal czyli z polską kuchnią w walizce”. Składniki i wykonanie podobnie jak w linku podanym przez krystynę. Z pewnymi modyfikacjami.
Ponieważ Piotr zamieścił przepis na blogu, modyfikację przepisu podaję modyfikację tej z książki (italikiem zaznaczone modyfikacje).
SKŁADNIKI:
1 kg mąki
1 1/3 szklanki cukru
25 dag masła
5 jaj
kawałek pokrojonej jak najdrobniej wanilii lub olejek zapachowy
2 szklanki mleka
10 dag drożdży
wedlug upodobania rodzynki, skórka pomarańczowa smażona na cukrze, siekane migdały
do wysmarowania foremek: łyżka masła lub dobrej oliwy
WYKONANIE:
1. Rozmieszać w naczyniu ciepłe mleko, łyżkę cukru i łyżkę mąki. Zostawić do wyrośnięcia.
2. BEZ ZMIAN
3. Żółtka utrzeć z cukrem do białości – mój dopisek – ja na tym etapie dodaję odrobinę szafranu, wówczas ciasto ma przyjemny, żółty kolor. Dodać je do rosnącego ciasta i wymieszać , dodać pozostałą mąkę i chwilę wyrabiać po czym dodać roztopione masło i znów wyrabiać, najlepiej rękami, tak długo aż ciasto będzie odstawać od ręki. Podczas wyrabiania dodać bakalie.
4Ubić sztywno pianę z białek i delikatnie domieszać ja do ciasta, jakby „wgniatając”.
5 Ciasto odstawić, a kiedy zacznie rosnąć powkładać je do wysmarowanych tłuszczem foremek (powinno sięgać połowy wysokości)
6Kiedy wyrośnie, sięgając prawie wierzchu, posmarować rozbitym jajkiem lub posypać kruszonką i wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 180-190 stopni.
Piec około 40-50 minut. Najlepiej próbować zaostrzonym patyczkiem: wbić go w ciasto i jeśli po wyciągnięciu okaże się suchy – znaczy to, że ciasto jest gotowe, jeśli będzie lepki – trzeba je jeszcze piec. Gdyby ciasto rumieniło się zbyt mocno, można je okryć arkuszem pergaminu lub folii aluminiowej, wówczas dopiecze się jedynie ciasto, a nie wierzch.
KRUSZONKA:
– łyżka mąki
– łyżka cukru
– około pół łyżki masła
Wszystkie składniki umieścić w miseczce i zagnieść, starając się palcami od razu kruszyć na drobne grudki.
Kruszonką posypuje się ciasto przed wstawieniem do piekarnika.
Mój dopisek: ja robię kruszonkę z podwójnej, czasami potrójnej ilości składników. Z reguły podczas rośnięcia ciasta, po czym wkładam do zamrażalnika (owiniętą w folię plastikową). Tuż przed włożeniem do piekarnika ścieram zamrożoną kruszonkę na tarce, na dużych oczkach.
A dziś upieczone już drożdżowe rogaliki czekają na polukrowanie. Wystygły, zatem: „echidno do …kuchni”.
Do numerów 4, 5, 6 zapomniałam dodać odstęp przed tekstem.
echidna
6 CZERWCA 2020
12:56
Dziekuje 🙂
Dzisiaj zabieram sie za pieczenie ciasta drozdzowego.
Podobalo mi sie jak napisalas ze ciasto na zywych drozdzach wychodzilo z miski 🙂
Ciasto wyrosło ponad brzegi miski z tendencjami wędrówki po stole, zaś wcześniej zrobiony rozczyn wykipiał. Dosłownie. Po 15-stu minutach od postawienia do wyrośnięcia. Tegom się nie spodziewała.
A propos ilości składników: z podanej ilości wychodzi całkiem grzeczne wielkościowo ciasto. I nie ma obawy by wyschło. Doskonałe jako deser lub na śniadanie z masłem. A jak jeszcze ktoś wpadnie, nie minie kilka dni i nie ma po nim śladu.
Shhhh , drożdżówka rośnie w cieplym miejscu …
Asiu,
Skojarzenie jak najbardziej trafne, bo Larischowie mieli również pałac w Cieszynie: http://www.cieszyn.pl/?p=categoriesShow&iCategory=2484
https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138398,26003369,lekcja-kina-czy-kompletne-zbydlecenie-niewinni-czarodzieje.html
Nagle w środku dnia (godz.15-ta była) zrobiło się ciemno, pierony walnęły i posypało gradem 😯
Na obiad były żeberka, kupne i zamrożone, od razu przyprawione ostrym sosem pomidorowo-jakimś-tam. Takich żeberek sama nie zrobię, więc nie wstyd kupować.
Już tu na pewno wspominałam…
Echidna, krystyna, Asia
Dziekuje za pomoc przy pieczeniu drożdżowki. Jest bardzo smaczna I rzeczywiscie pójdzie szybko. Zrobilam z polowy przepisu przez ostroznosc.
Echidna, dziekuje za praktyczne porady.
🙂
A może chcecie zrobić sobie twarożek wg przepisu autorstwa znanego nam Brzuchomówcy
https://kukbuk.pl/artykuly/domowy-twarog-przepisy/
Na Ursynowie leje jak z cebra 🙂
Zwiemy je ziarnkiem piasku.
A ono siebie ani ziarnkiem, ani piasku.
Obywa się bez nazwy
ogólnej, szczególnej,
przelotnej, trwałej,
mylnej czy właściwej.
Na nic mu nasze spojrzenie, dotknięcie.
Nie czuje się ujrzane i dotknięte.
A to, że spadło na parapet okna,
to tylko nasza, nie jego przygoda.
Dla niego to to samo, co spaść na cokolwiek,
bez pewności, czy spadło już,
czy spada jeszcze.
Z okna jest piękny widok na jezioro,
ale ten widok sam siebie nie widzi.
Bezbarwnie i bezkształtnie,
bezgłośnie, bezwonnie
i bezboleśnie jest mu na tym świecie.
Bezdennie dnu jeziora
i bezbrzeżnie brzegom.
Nie pojedynczo ani mnogo falom,
co szumią głuche na swój własny szum
wokół nie małych, nie dużych kamieni.
A wszystko to pod niebem z natury bezniebnym,
w którym zachodzi słońce nie zachodząc wcale
i kryje się nie kryjąc za bezwiedną chmurą.
Targa nią wiatr bez żadnych innych powodów,
jak tylko ten, że wieje.
Mija jedna sekunda.
Druga sekunda.
Trzecia sekunda.
Ale to tylko nasze trzy sekundy.
Czas przebiegł jak posłaniec z pilną wiadomością.
Ale to tylko nasze porównanie.
Zmyślona postać, wmówiony jej pośpiech,
a wiadomość nieludzka.
(Wisława Szymborska)
Salsa – pierwszy serek z podanego linku przypomniał mi twarożek robiony przez Bunię. Co prawda nie z śmietanki i maślanki lecz z mleka. Najlepiej wiejskiego choć zwykle było to sklepowe mleko pełnotłuste. Najpierw w słoju „postawione” na zsiadłe, na tyle długo by podeszło serwatką. Potem przelane do garnka i gotowane na małym ogniu pod czułym okiem Buni. Ostatnim etapem było przelanie na sitko ustawione nad miską i wyłożone bawełnianą tetrą. Potem to już tylko ostudzenie i odcieknięcie serka. I ułożenie na talerzu wzorkiem z tetry do góry.
Gdzie teraz (u nas) dostanę mleko „prosto od krowy” bo to sklepowe szybciej się zepsuje niźli uzyskam mleko zsiadłe. Z podanego na „kukbuk” przepisu też nie mogę skorzystać – śmietanka w sklepach jest, maślanki nitu-nitu.
Ciekawa jestem, czy z mleka zsiadłego jakie można nabyć w Polsce udałoby się sprokurować rzeczony twarożek.
Ktoś chętny do eksperymentu i podania wyników?
Echidna,
Probuje sie zorientowac jaka jest roznica czasu ode mnie do Ciebie. Widze ze napisalas moim wieczorem I czesto widze Ciebie moim porankiem.
Jest u nas siec sklepow o nazwie Trader Joe’s zalozona w Californi przez kogos z Niemiec. Teraz sa chyba w calym kraju. W tym sklepie jest bardzo dobry kefir. Mleko od krowy nie jest do nabycia z powodu przepisow. Chociaz krowy widze przy drodze kiedy jade do “boonies” kupic jajka z farmy.
Drożdżowka ma zupelnie inny wyglad I jest inna w dotyku od ciasta z drożdży z proszku. Ciasto jest miekie I pachnie drozdzami. Na pewno bedzie jeszcze lepsze z sliwkami.
Dzień dobry 🙂 aż tu poczułam zapach Waszych drożdżowych wypieków. Pyszności!
Echidno, to jadlyśmy w dzieciństwie taki sam twarożek, z tą samą odciśniętą kratką. Mamy szczęście, że są tu mlekomaty, gdzie można kupić prawdziwe mleko, takie co to się da zamienić na kwaszone, z niezłą warstwą śmietanki. Dobre na twarożek. Gotowe zsiadłe mleko kupuję często, lubimy je, ale nie próbowałam przetwarzać. Wszak twarożków ci u nas dostatek, choć taki domowy jest pewnie najlepszy.
Nie probowalam robic twarogu. W niektorych sklepach sa male opakowania z czyms co przyspiesza robienie twarogu, ale nigdy nie probowalam robic twarogu w domu. Sa nawet specjalne male torby o nazwie „cheese cloth” ktore sluza do odsaczenia plynu z twarogu. Te „cheese cloth” mozna rowniez wykorzystac do robienia „almond milk” co czasami robie.
Jednym z produktow „ubocznych” przy robieniu sera sa „cheese curds”. Sa to male, bardzo smaczne kawalki sera/twardego twarogu. Google mowi, ze „curds” po polsku to twarog. Curds sa inne od twarogu.
Co z rabarbarem? Znalazłam ciekawy sposób na zagospodarowanie:
https://haps.pl/Haps/7,167251,25997905,gnieciuchy-z-rabarbarem-pyszne-i-proste-ciasteczka-ktore.html#s=BoxOpLink
Na „curds” też nie mam polskiego słowa – czasem przejeżdżając opodal lokalnej serowarni wstępujemy do sklepu, by zakupić te „cheese curds” – to jest ser jakby „wyjęty w trakcie” z procesu robienia sera żółtego, niedojrzały jeszcze.
Twaróg po tutejszemu to „cottage cheese”.
Mistrzynią robienia twarogu jest Ewa Cichalewska. Ja jestem leniwa – kupuję w Baltic Deli raz na tydzień 😉
Orca,
U nas świeże drożdże sprzedawane są w małych kostkach po 42g. Jest to porcja wystarczająca na 1 kg mąki. 10 dkg drożdży z recepty Gospodarza to o wiele za dużo, ciasto, jak dla mnie za bardzo pachnie drożdżami.
Kruszonki, podobnie jak echidna też robię więcej, ale ja ważę, 200g mąki, masła i cukru po 100g.
Eva47,
Te drozdze ktore kupilam sa rowniez w kostkach. Kazda kostka wazy 17 gramow I kosztuje okolo $2.00 za kostke. Moim zdaniem to troche drogo, ale kupilam w sklepie “gourmet” gdzie jest duzo unikalnych I drogich towarow.
W Trader Joe’s ktory ma “normalne” ceny nie ma surowych drożdży, tylko w proszku. W T J’s jest Nutritional Yeast. Jest to paczka drobnych płatkow drozdzowych uzywana do posypania “baked potato”. Jest to ziemniak pieczony w calosci I serwowany przekrojony wzdłuż ze śmietana, szczypiorkiem I wlasnie mozna posypac tymi platkami. Te platki drozdzowe maja duzo zdrowych skladnikow I sa smaczne. Baked potato jest popularny na piknikach.
Alicja,
Cottage cheese, jest jeszcze farmers cheese I pewnie kilka innych nazw I odmian.
Jeszcze trochę informacji o cieście drożdżowym do poczytania i ewentualnego wykorzystania. Pamiętałam, że pisał o tym niejednokrotnie Miś Kurpiowski i znalazłam to: https://adamczewski.blog.polityka.pl/2016/01/08/tam-gdzie-ziemia-jest-czerwona/ Chodzi o komentarze z 8.01. godz. 23.57 i 9.01. godz. 0.38.
Miś używa bardzo mało drożdży, za to ciasto wyrasta bardzo długo.
Wydaje mi się, że i Cichal piekł drożdżowe, ale nie udało mi się znaleźć żadnych blogowych śladów.
Płatki drożdżowe można kupić i u nas. Mają lekko orzechowy smak i posypujemy nimi sałaty, czy dodajemy np. do pesto z natki. Muszę spróbować jak smakują na pieczonym ziemniaku według Orki. A świeże drożdże tu są w 100 g paczuszkach.
Krystyna,
Dziekuje za porady o cieście drozdzowym. Zbieram Wasze opinie I doswiadczenie o ciescie drozdzowym.
Krystyna, Twoj keks jest super! Czy juz to pisalam?
Teraz planuje ciasto drożdzowe ze sliwkami. Oczywiscie kiedy dojrzeja sliwki. Dotychczas robilam na drozdzach w proszku.
Jeszcze zeby tylko jakis 15-latek przerobil te strone na użyteczna. Ja pisze z telefonu I ta szata graficzna I nawigacja jest bardzo trudna w uzyciu.
Piekę ciasto drożdżowe „dla leniwych”, czyli składniki prócz mąki i bakalii mieszam wieczorem w większym naczyniu i zostawiam nakryte na całą noc, rano dodaję mąkę z bakaliami, mieszam i wykładam do foremek. Daję jeszcze czas na podrośnięcie do wysokości foremek i piekę w 180 C ok. 30 min. Sprawdzam patyczkiem. Przed pieczeniem wierzch smaruję rozmąconym jajkiem, bez kruszonki.
A składniki (wg kolejności wkładania do garnka):
2 szklanki cukru
6 jaj całych
szczypta soli (pół łyżeczki)
250g masła stopionego, ciepłego
100 g drożdży rozmieszanych w szklance letniego mleka
Wkładając produkty mieszać je, nakryć i zostawić na noc w ciepłe.
Rano dodać mąkę i bakalie, zapach itp. wymieszać znów drewnianą łyżką i postępować jak wyżej.
Zwykle piekę z połowy składników, wychodzą 3 dobrze wyrośnięte foremki keksowe.
…waga mąki do tego przepisu, to 1 kg, chyba, że się piecze z połowy składników, to 50 dag. Najlepiej ją przesiać wsypując do garnka.
Salso,
a ile mąki? Czy to są proporcje na 1kg ? Bardzo ciekawy i prosty sposób. Podoba mi się.
Orca,
już pisałaś 🙂 I zgadzam się z Tobą, bo rzeczywiście to doskonałe ciasto.
O szatę graficzną, a właściwie o funkcjonalność nowej blogowej strony toczona była tu niedawno wielka batalia. Sporo się poprawiło, ale nie wszystko, a czytanie blogu w telefonie jest denerwujące, bo dostanie się do komentarzy stanowi wielkie wyzwanie.
Robilam ser wedlug przepisu Ewy Cichalewskiej trzy razy: pierwszy wyszedl swietny, to byl chyba beginner’s luck 🙂 Dwie nastepne proby byly niestety niezbyt udane, podejrzewam ze to kwestia mleka, bo uzywalam bezlaktozowego. Sprobuje jeszcze raz, z mlekiem innej firmy. Drozdzy swiezych nie ma normalnie w sklepie, chyba ze w polskim, ukrainskim czy niemieckim. Suche drozdze udalo mi sie kupic pare dni temu, w paczce 1 funtowej, prawie pol kilo; podzielilam sie z sasiadka i innymi zaprzyjaznionymi rodzinami, reszta do zamrazarki.
U mnie dzis piekny dzien, po upalach ponad 30 stopni troche chlodu. Na obiad risotto szparagowe.
Salso,
minęłyśmy się.
Salsa,
Dziekuje.
Jeszcze jedno chcialam wczesniej napisac. Dla mnie to duze ulatwienie. Google zaczal “przeliczac” gramy na “cups”. U nas przepisy podaja liste skladnikow w “cups”. Na przyklad 1 cup of sugar, 1/2 cup milk I tak dalej. Teraz kiedy w polskim przepisie jest 1 kilogram maki, google mnie informuje ile to jest “cups”. Bardzo wygodne.
Inne “odkrycie”. Nie lubimy cukru. W amerykanskich przepisach zawsze biore polowe cukru z tego co jest napisane. Generalnie uwazam ze w amerykanskich wypiekach jest za duzo cukru.
Kiedy wczoraj posmakowalam “moja” drozdzowke zauwazylam ze w ogole nie jest słodka. To chyba z przyzwyczajenia do bardziej slodkich ciast, ktore jak pisalam, maja o polowe mniej cukru niz w przepisie.
Kiedy jesienia robie dżem ze śliwek w ogole nie dodaje cukru. Dojrzałe sliwki sa dla nas wystarczajaco slodkie.
Przez najbliższych kilka dni będę odpoczywać od gotowania i pieczenia 🙂 Wynajęliśmy mały domek nad Bałtykiem, a dokładniej w Rowach koło Ustki. Z okien widok na las, a przez las dojście do plaży. Na plaży ludzi niewiele, być może również dlatego, że pogoda z lekka pochmurna, a temperatura w granicach 18-20 stopni. Nam takie pogodowe okoliczności zupełnie nie przeszkadzają i mogę się nawet umówić z Neptunem, by tak zostało 🙂 Osobisty Wędkarz zabrał ze sobą pół bagażnika sprzętu, jako że teoretycznie ryby można łowić w morzu, rzece Łupawie: https://www.fuw.edu.pl/aw2p2/szlak/lupawa/Mlupawa0.gif
oraz w jeziorze Gardno, gdzie strefy dla wędkarzy owszem są, ale dosyć rygorystycznie wyznaczone.
W planach przede wszystkim ryby ze smażalni, bo taka wersja ryb na talerzu jest najbardziej prawdopodobna 😉 oraz śniadania i kolacje w wykonaniu Osobistego Wędkarza.
Danuśko, to pomysły miałam podobny z tym wyjazdem nad morze jeszcze zanim reszta Polski tam dotrze, ale u mnie skończyło się na marzeniach. Bawcie się dobrze 🙂
Do tego ciasta ‚dla leniwych’ też można dać mniej cukru, moja córka tak robi i jest zachwycona, ja jednak wolę słodsze, czyli jak w przepisie 🙂
Salso-dziękujemy 🙂 Z pierwszych obserwacji wynika, że nad morze dotarli w tej chwili przede wszystkim rodzice z małymi dziećmi oraz trochę emerytów.
Stopy w zimnym Bałtyku już zamoczone!
Zazdraszczam 🙂 pocieszam się kwitnącymi tu akacjami, czarnym bzem i szykującymi już pączki lipami. Zapachy poprawiające humor. Niestety ciemne chmury wróżą też burzę, choć malownicze, to dreszczyk grozy budzą.
ciasto drożdżowe z kruszonką jest pyszne! dziękuję za inspirację, może w tym tygodniu je zrobię
Przetacza się nade mną burza i ulewa. To właściwie dobra pora, bo wcześniejszy spacer był przy dobrej pogodzie.
U nas podobnie 🙂
No, tenor wypowiedzi wyraznie drozdzowy!
A wiecie? Pare tygodni temu, kiedy te drozdze byly ratrytasem nad pustym regalem byka kartka, na ktorej wymieniono, czego potrzeba, by wytzworzyc wlasne drozdze. Szkoda, ze nie zrobilem zdjecia tej kartki ale jakos mam w pamieci, ze byl cukier, maka i: porcja piwa pszennego, drozdzowego.
Przy okazji sprawdzę w sklepie, czy drożdże są już w stałej sprzedaży. Pewnie tak.
Danuśka,
mniej więcej rok temu też kilka dni spędziłam na morzem, w Darłowie. I wtedy rzeczywiście na plaży przeważały rodziny z małymi dziećmi i towarzystwo emeryckie. Było bardzo przyjemnie. Jutrzejszy dzień zapowiada się deszczowo, potem ma być pogodniej.
W sklepach koło mnie drożdże są już w ciągłej sprzedaży, świeże i suche.
Jest nowy wpis 🙂