Dobry uczeń … Czechowa
Żaden inny znany mi pisarz nie potrafił sprawić bym poczuł się głodny i natychmiast ruszył do lodówki po wymyślne smakołyki jak tylko Antoni Czechow. Jego opowiadanie „Syrena” za każdym razem pobudza moja wyobraźnię i zmusza do przyrządzenia a to solanki, a to sałatki z surowych grzybów, a to gryczanych blinów z…
Czechow miał i ma nadal wielu miłośników swej prozy czy dramatów ale także – okazuje się – i uczniów. Ukazała się właśnie na rynku książka zatytułowana „Smak Rosji”. Smakowite dziełko zawiera ponad sto przepisów wybranych przez Małgorzatę Mierzwę i Genowefę Wołkanowską, które poprzedzone są obszernym wstępem pióra znanego dziennikarza Andrzeja Łomanowskiego. I to właśnie Łomanowski – moim zdaniem – będzie magnesem wabiącym czytelników. Okazał się on bowiem dobrym, ba pewnie najlepszym, uczniem autora „Syreny”. Jego szkic zatytułowany „Święta sztuka zakąszania” jest nie tylko opisem rosyjskich obyczajów na przestrzeni wielu wieków, jest także skrócona historią Rosji, wyborem cytatów z literatury, zbiorem przepysznych anegdot z życia towarzyskiego i nie tylko, a także – co ważne dla tych, którzy wybierają się w podróż za nasza wschodnią granicę – instrukcją zachowania się przy rosyjskim stole.
Bywałem w Rosji, a wcześniej w ZSRR i to rozróżnienie ma znaczenie, wielokrotnie. Jadałem i pijałem z gospodarzami także po wielokroć a dopiero po lekturze szkicu Łomanowskiego widzę jakie gafy popełniałem i jak złe skutki na siebie sprowadzałem nie wiedząc np., po którym kieliszku należy robić przerwy a po którym zakąszać. I choć jak twierdzi autor sami Rosjanie maja na ten temat rozbieżne opinie, to warto, ba, konieczne jest znać owe zasady zarówno ze względu na swoisty savoir vivre biesiadowania, jak i dla własnego zdrowia.
Czy wiedzieliście np., że od 1914 do 1924 roku w Rosji a potem ZSRR obowiązywała ścisła prohibicja? Nie wolno było ani produkować, ani pić alkoholu. Dopiero po śmierci Lenina zakaz ów cofnięto.
Ten straszliwy dla Rosjan przepis oczywiście obchodzono, pijąc lekarski spirytus i słynną samogonkę. Było to jednak przestępstwo, aczkolwiek na tyle nagminne, że uniemożliwiające karalność. Epoka łagrów była jeszcze przed nami. A zakaz cofnięto niemal natychmiast po śmierci Lenina.
Wkrótce potem jednak nastąpił kolejny akt dramatu biesiadnego. Wódki było pod dostatkiem – zabrakło natomiast zakąski. W rosyjskim biesiadowaniu nie było do tej pory obyczaju picia bez zakąszania. I wprawdzie można – i stosowano to od wieków – „zaniuchiwat wodku” czyli wąchać np. skórkę razowca lub słoninki lecz w kolejnym etapie biesiadnicy muszą popróbować blinów, ogóreczków, kawiorku, jajeczek, pielmieni, suszonej rybki czy choćby marynowanego niedźwiedziego czosneczku.
Rosyjski naród słynący z pomysłowości i z brakiem zakąski dał sobie radę. Kto zaś chce wiedzieć jak, ten musi sięgnąć po „Smak Rosji”.
Na koniec, by jednak dać choć przedsmak tej wspaniałej lektury, przytoczę jedną anegdotę. Rzecz się dzieje w epoce Gorbaczowa, który także usiłował walczyć z pijaństwem wprowadzając różne zakazy. Nie przetrwały one jednak nawet roku i autor pierestrojki nie może zapisać tej kampanii na swoją korzyść. ?W środku kampanii antyalkoholowej z komitetu partyjnego w syberyjskim Tomsku dzwonią do Komitetu Centralnego w Moskwie. – Towarzysze, natychmiast przyślijcie trzy cysterny spirytusu!
– Zwariowaliście ?! – odpowiadają z KC. – W całym kraju walczymy z alkoholizmem, a wy chcecie trzy cysterny spirytusu?!
– Ale – jęczą z Tomska – naród wytrzeźwiał! I pyta się, gdzie jest car?!”
A my się pytamy, gdzie się podziała ta beczka z kawiorem, która stała w oknie wystawowym na Krasnoj Płoszczadi?
Komentarze
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-10-16.html
Ja nauczyłem się jedynie, że spóźniony na przyjęcie w leningradzkim akademiku „Korabiełki” gość, nakłaniany przez osiemnastoletnią, odzianą w białą bluzke i granatową spódnicę blondynkę o anielskiej twarzy do wypicia podwójnego, serwowanego w szkalance od herbaty karniaka nie powinien zanadto wierzyć w swoje możliwości i podejmować wyzwania.
Tłumaczono mi również niejednokrotnie, że nie powinienem pisać zbyt długich i złożonych zdań.
i słusznie A_Szyszu
bo jak pisał Czechow:
obawiać należy się kozła z przodu, konia z tylu a kobiety ze wszystkich stron
Dla ciekawskich.
Szkalanka – tradycyjne naczynie używane do podawania napojów albo do pomawiania współbiesiadników.
zwana też lufą, a od Wisły na wschód stakanem, co również brzmi dumnie 😐
Gospodarzu-chwała Ci za dzisiejszą sugestię
czytelniczo-gastronmiczną. Mam kolegę, który
jest fanem kuchni rosyjskiej i już zamówiłam
dla niego „Smak Rosji”.
Będę miała jak znalazł w prezencie przy najblliższej
okazji 🙂
A zakąszać kolega ów bardzo lubi !
nobry,
chodzi za mną tatar…, ech
pluszak to się zatrzymaj i Cię dopadnie … 😀
Pokazała się dzisiaj w sklepie limanda żółtopłetwa, ona chińska. Jadł toto ktoś?
Tak, temat w dziesiątkę. Dziwnie się to układa, że władze ze sobą od stuleci nie za bardzo, a przedstawiciele obywateli (narodów to tu za wąsko by było) pojedyńczo i grupowo lgną do siebie. Co prawda część Rosjan ma nam za złe, że nie chcemy za bardzo uznać przywódczej roli liczebnie największego z narodów słowiańskich, ale pod innymi względami w większości nas doceniają. Ci, co nam mają za złe, prywatnie nieraz wdają się w przyjaźnie. Pierwszym przykładem może być Puszkin.
Z drugiej strony Mickiewicz. Przyjaźnił się z wieloma Rosjanami nie wspominając płci odmiennej. Coś na ten temat wiemy od Słowackiego z jego wiersza „Mój Adamito”, gdzie i bez brzydkiego słowa się nie obyło.
Nie wiem, czy przyczyna w duszy słowiańskiej, czy w czymś innym, ale wiele z tego, co rosyjskie, jest nab bliskie i kuchnia rosyjska chyba jest na drugim miejscu, zaraz za literaturą. A jak się połączy literaturę z kuchnią, siła magnetyczna przewyższa grawitację ziemską nawet po karniaku od anielskiej blondynki.
Karniak mnie nie odstrasza od ponowienia (wcześniej pytali inni) pytania o bezwodne rozpuszczanie cukru. Jutro zbieram pigwy, więc sprawa pilna. Odpowiedź, że można z miodem, uwazam za lekko wymijającą.
Zajrzałem na stronę przywołaną wczoraj przez Gospodarza. Byłem wczoraj, ale tylko biernie. Przepis na mus jabłeczny poraził mnie swoją prostotą. Zwykle Ukochana gotuje jabłka na przecier, który potem piecze w szarlotce. Tutaj pierwszy etap jest pominięty, a drugi hurtowy. Przełożenie upieczonego kruchego ciasta gotowym musem nie tylko oszczędza czas, ale zapobiega ewentualnemu nadmiernemu nasiąknięciu dolnego krążka.
Limanda ? Ani chybi flądrowata.
Nasze flądry bałtyckie dobre,
a ichniejsze chińskie ???
Byłaby Nemo pod ręką to by wszystko dokładnie wyjaśniła.
haneczko,
zagooglowalem i co, to jakas nieduza plastuga atlantycka. Podobno bardzo smaczna. Pomysly na nia: to chyba tak jak z sola.
pepegor
to końcowy opis moich wojaży:
do Strasburga przyjechalismy trochę spóźnieni i od razu na stateczek i kurs po wodnych drogach i śluzach …. po obejrzeniu pięknych domów i wielkich biur Parlamentu UE poszliśmy do Katedry Notre-de-Dame .. mieliśmy pecha bo trwało nabożeństwo i zwiedzać niemożna było ale mieliśmy też szczęście bo zobaczyliśmy oświetlone wnętrze … trochę spaceru z lodem w ręku i biegiem w dalszą drogę do Hummerich na dwa noclegi … jakie tam były pyszne kolacje … meni było w języku polskim do wyboru zawsze trzy dania .. ja jadłem dziczyznę (chyba to była sarnina) z taką pyzą kartoflaną na parze do tego sos grzybowy pikantny i kapusta zasmażana czerwona, na drugi dzień wybrałam pyszne polędwiczki w sosie kaparowym z pieczonymi ziemniakami i jarzynowym bigosem … zupy kremy, bufet fajnych sałatek i desery lodowo-owocowe … pycha było … 🙂
na drugi dzień po śniadaniu wyjazd do Rűdesheim i dwugodzinny rejs statkiem przełomem Renu … płynęliśmy kanionem obok 120 m skały Loreley …na wzgórzach widzieliśmy średniowieczne i renesansowe zamki lub ich ruiny… dopłynęliśmy do St. Goarhausen, nad którym góruje zamek Katz z XV wieku …. fajnie było oglądać małe poletka winogron na stokach chyba uprawianych ręcznie bo żaden pojazd tam nie wiedzie … a wzdłuż rzeki po obu stronach śmigały pociągi „ścigając się” z płynącymi jedna za drugą barkami … potem przejazd autokarem do bardzo dobrze zachowanego zamku Marksburg z XIV w. ? panoram piękna a wnętrze dobrze zachowane z oryginalnymi eksponatami z tamtych lat … następnie przejazd do Koblencji, leżącej u ujścia Mozeli do Renu ale tu niestety padał deszcz i tylko przeszliśmy się trochę po skwerze nadrzecznym ….
no i wyjazd w stronę domu do Moguncji położonej nad Renem …. oglądamy starówkę z romańską katedrą katolicką, licznymi kościołami, pałacem książęcym i XVII w. … i tu mi się podobało, że na placu pod katedrą i na pobliskim ryneczku pełno stoisk z serami, warzywami, kwiatami … i nikogo to nie razi a wszyscy zadowoleni … 🙂
jedziemy dalej autostradami przez Hesję, Turyngię do miasta Radeberg słynącego z browaru produkującego od 1872 r. …. tam nocujemy … jedzenie zwyczajne i znakomity pilzner …. 🙂 ale miejscowość jeszcze wygląda jak z byłego NRD …
naprawdę wycieczka udana, pogoda piękna, dużo zwiedzania ale bez udręczania się … jedzenie tylko raz mi nie smakowało … nakupowałam głupot i dla duszy i dla ciała …. 🙂 .. cudne były starsze panie wiek 75-80 lat … było ich 6 i wnosiły tyle pogody ducha i żywotności w nasze grono, że młodzi mogą im po zazdrościć …. 😆
the end …. 🙂
Nowy, pytales wczoraj Misia, zerknij wiec tutaj, ja bym zamienil
http://www.digitalversus.com/duels.php?ty=1&ma1=1&mo1=850&p1=6182&ma2=60&mo2=824&p2=6009&ph=20
a chinskiej fladrze nie wierze
Jolinko, buziaka w rączkę za Moguncję. Nie wiesz jak mnie denerwuje pisanie przez dziennikarzy (?) Aachen na Akwizgran i Munster na Moguncję.
Ale zazdrość bierze, gdy piszesz o strasburskich przysmakasz. W okresie, gdy nieźle zarabiałem, czytałem sobie menu za 400 FF od osoby za kolację. Menu było zachwycające, ale z dwojgiem dzieci nie zdecydowaliśmy się na taką rozrzutność.
errata: to nie ja z 2 dzieci podejmowaliśmy decyzję, tylko ja z Ukochaną, a mieliśmy ze sobą dwoje dzieci podrtośniętych już co nieco.
a ta fladra, to chyba jednak niezla jest, w kazdym razie Kanadyjczycy i Japonczycy sobie chwala:
http://images.google.fr/imgres?imgurl=http://www.ats-sea.agr.gc.ca/sea-mer/images/yellowtail_flounder.jpg&imgrefurl=http://www.ats-sea.agr.gc.ca/sea-mer/4840-fra.htm&usg=__X4sngwo4P-ajftlFkaEcc3V133c=&h=111&w=186&sz=10&hl=fr&start=7&um=1&tbnid=xvQ2d_dlpyqhzM:&tbnh=61&tbnw=102&prev=/images%3Fq%3Dlimande%2Bdu%2Bjapon%26hl%3Dfr%26sa%3DN%26um%3D1
a ta fladra, to chyba jednak niezla jest, w kazdym razie Kanadyjczycy i Japonczycy sobie chwala:
http://www.seafoodcanada.gc.ca/mini_yellowtail_flounder-f.htm
Stanisławie,
Przegapiłam pytanie o cukier. Ja po prostu siekam na drobne kawałki pigwę / pigwowca, wrzucawm do słoja i zasypuję cukrem w proporcji pól na pół. Słój przykrywam gęstą gazą (ochrona przed muszkami). Po kilku dniach mamy soczek. I dalej możemy bawić się alkoholem i przyprawami.
Serdecznie dziekuję za wyjasnienie
Jolinku! Wspaniała wycieczka i super opis 🙂
Pyra jest gapa; z rozpędu wpisałam się pod wczorajszym, tematem i dziwi mnie, że nikt od 2 godzin się nie dopisał
To słowa samej Pyry ale zamieszczone tam lecz nie tu:
Pyra Młodsza pisze:
2009-10-16 o godz. 11:36
?Na Czerniakowskiej róg Gagarina?? piosenkę nucę Piotrowi. Witam Haliczka i Trampka. Ciekawe, jak tam YYC – czy jak nowy, czy nadal kwękający jesiennie. Dzisiaj słonecznie i chłodno., obiad dojadać będziemy wczorajszy, czyli ryż naturalny zasmażany i bitki wołowe w warzywach. Robiłam te bitki bez przekonania, bo z ligawy, ale stłukłam plastry tępym tasakiem i dusiłam potem dość długo. Efekt dobry nad spodziewanie. Dziś w nocy wyjeżdżamy, więc popołudnie przeznaczone będzie na pakowanie – 2 baby, moja robota /kawałek/ i pies z pełną wyprawką. Pies mały przecież, a gratów ogromL niski, miseczki, torba – łóżeczko, jedzenie suche, bidon na wodę, apteczka psia, trochę zabawek, 2 ręczniki, 2 kocyki?. Jakby za mąż oanna wychodziła, a to tylko jamnik wyjeżdża na 9 dni
Jestem rybnym ignorantem. Gdy jem dobrą rybę, doceniam jej smak. Ale nigdy za rybą nie tęsknię. Mięsne potrawy przyciągają mnie silniej. Ale pamietam smak niektórych ryb jedzonych we Francji z ogromną przyjemnością. Również Ukochana przyrządza ryby znakomicie. Od sposobów stosunkowo prostych po bardzo pracochłonne. Ale nie bawi się w to często. W piątki jadamy czasem ryby, ale częściej kluchy, bo to dzień generalnych porządków i na pichcenie brak czasu.
Asiu 😀 … Stanisławie … 😀
ja już prawie spakowana … umówiłam się z nim na 9 … z Markiem znaczy się …. nocna droga do Wiednia a tam czeka wygrana czyli Paweł z powozem do Pana Lulka … 😆
Pan Lulek bez internetu ma czas by poczarować i wyczarować pogodę cesarską …. 🙂
Gagarina. Brzmiało kiedyś dobrze, bo u zbiegu Belwederskiej, Gagarina i Spacerowej była wspaniała księgarnia. Ile tam można było znaleźć rzeczy trudno dostępnych gdzie indziej, szczególnie map. Ostatnio wielokrotnie przejeżdżałem tam autobusem miejskim i wydaje mi sie, że w miejscu dawnej księgarni jest bank. Mogę się mylić, bo już nie mam pewności, na którym rogu była księgarnia.
Jolinko, w Wiedniu pogoda cesarska murowana, w Lulkolandii mogą byc niespodzianki.
Pyro, taki przypadek to dla mnie nie nowina. Czasem kopiowałem swoje wpisy i wklejałem, gdzie trzeba. Teraz zrobił to Gospodarz. Pomyslnej podróży i cesarskiej pogody.
A ja żegnam się do poniedziałku, bo na dzisiaj obowiązki wzywają.
Napisałam to pod poprzednim wpisem Gospodarza, ale na wszelki wypadek powarzam jeszcze raz:
Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim za wczorajsze życzenia imieninowe 🙂 🙂 🙂 Podziękowania dopiero dzisiaj bo cały wieczór i część nocy należał do gosci z ?reala?, choć trudno byłoby nazwać Blogowiczów ?wirtualnymi?. Wznosiłam zatem toasty, nalewkami, również za zdrowie Blogowiczów.
Alicjo – wyrazy współczucia, niestety znam ten ból, więc Cię doskonale rozumię.
Jolinku – wspaniała wyprawa, wspaniała relacja. Bardzo lubię stary Strasburg. Obiecuję sobie pobyć w nim kiedys nieco dłużej. Jak dotychczas były to zaledwie półdniowe wypady.
Pyro – czy te wszystkie akcesoria sa psu naprawdę nieodzowne do szczęścia?
Jotko – wcale nie do szczęścia, tylko mnie do tego, żeby pies jadł, pił i spał w sposób, który nie zrujnuje domu Ryby. Kocyk – wiadomo, jeden na spód torby, jeden do przykrycia. Łapki to-to ma krótkie, więc trzeba mu wycierać brzucho y łapy po wejściu do domu =- więc ręczniki; inaczej wytrze się w tapicerkę meblową. Miski do jedzenia i picia, nie będę smoka karmiła na gospodarskiej porcelanie, bidon, żeby mu dać pić w podróży (5,5 godziny). pojemnik z karmą i już masz potężną siatę drobiazgów, a apteczka na wszelki wypadek. Leki psie są drogie więc w razie potrzeby (zranienia, pokąsania, bolącego brzucha) po diabła kupować nowe, kiedy w domu są różne resztki.
Witam,
w środę wieczorem w radiu TOK FM słuchałam audycji kulinarnej z udziałem pana Piotra ,a mowa była właśnie o „Smakach Rosji „. Było tam wiele ciekawostek,zwłaszcza o alkoholu i okolicznościach powstawania obyczajów związanych z jego spożywaniem.
Audycji wysłuchałam dzięki Zgadze,która przytomnie przypomniała o godzinie jej nadawania.
Zgago,proszę o dokładną informację, w jakich dniach i godzinach są nadawane te audycje.
W każdy wtorek od 21.05 do 22 oraz powtórki w niedziele w nocy o różnych późnych godzinach.
Sławek,
Dzięki. Porównanie bardzo ciekawe. W pobliskich sklepach jest kiepski wybór. Zaraz jadę do City, więc przy okazji zerknę co tam mają.
Pogoda okropna, jak prawie wszędzie, leje, zimno i tak ma być przez następne kilka dni. Pięknej jesieni zobaczyć nie można.
Witam nowych blogowiczów- Trampka i Haliczka. Haliczek ujawnił się już prawie nocą , ale z konkurencyjnym przepisem na metrowca,do którego koniecznie muszę się odnieść chociażby dla spokoju Haneczki, która ,choć specjalistka od ciast,może poczuć się zdezorientowana. 🙂
W moim przepisie są 2 szklanki mąki zamiast jednej,przy tej samej ilości cukru .Moim zdaniem ciasto może być zbyt słodkie, a i samego ciasta jest znacznie mniej. Do masy nie dodaję już żółtek; jest wystarczająco kaloryczna.Mleka do budyniu też dałabym mniej,ale niekoniecznie,bo masę można podjadać w czasie przygotowywania ciasta. Polewy,moim zdaniem, w przepisie Haliczka jest za dużo,wystarczy połowa składników,a polewa nie musi aż spływać z ciasta.
Natomiast bardzo ciekawy jest sposób krojenia ciast, nie w poprzek na kromki,ale wzdłuż i wtedy możemy skleić duże prostokątne ciasto.Muszę to wypróbować następnym razem.
Haneczko,przestudiuj obydwa przepisy i wybierz sama. Mój jest trochę mniej pracochłonny,bo nie ucieram jajek i nie ubijam piany. Jest też mniej kaloryczny, ale wystarczająco słodki.
Haliczku,zgadzam się z Twoją oceną ” Poradnika Domowego „,kiedyś był znacznie ciekawszy.Bardzo często korzystałam z jego przepisów i porad.
Wezmę flądrę w zęby, chociaż ona z Chin.
Myślałam,że wakacje się skończyły, zimowa jesień się przyszła
to towarzystwo zakopie się w pierzyny,obstawi trunkami,
jakimi kto lubi i kolejne podróże dopiero planować będzie
co najmniej na wiosnę.
A tu proszę Jolinek ledwo sprawozdała podróż niemiecko-
francuską to już walizki przyszykowała do wojaży austriackich,
miłe Markowo-Pawłowe towarzystwo sobie zapewniając 🙂
Pyra też bagaże z trudem dopina i rzekę Świnę,wzburzoną nieco
po ostatnich sztormach pokonywać będzie.
A zatem udanych wypraw Wam życzymy i czekamy na kolejne
morskie i lądowe opowieści.
Haneczko-weż i donieś,co z tego wynikło,bom ciekawa.
Rozejrzę się w mojej okolicy za ową limandą.
Krystyno, gdy robię coś pierwszy raz, to zawsze literalnie według przepisu. Dopiero potem modyfikuję, albo i nie 🙂 Możliwe, że ogłoszę szczęśliwe zaślubiny obu metrowców. Na razie daję na zapowiedzi 😉
Jolinku,sprawdż proszę ,czy Pan Lulek posadził już jarzębinę. Wspominał o takim zamiarze ,a mnie ciekawi to,ponieważ też mamy sadzić drzewka,m.in. upragnioną jarzębinkę czerwoną/ są też o gronach pomarańczowych ,ale do tych nie mam aż tak dużego sentymentu,choć też są bardzo ładne/. Ostatnie wichry i deszcze pokrzyżowały nam ogrodnicze plany,ale chyba nie jest jeszcze za póżno na takie prace.
A tak wracając jeszcze do widoków,to uprzytomniłam sobie ,że dom , w którym zamieszkam lada tydzień też zasłonił ładny widok na lasy i mokradła sąsiadom z naprzeciwka.:( Ale za to zyskają miłych sąsiadów,czyli nas. Już ich poznałam i są bardzo sympatycznymi ludżmi.
Danuśka, dzisiaj pracuję do 19 👿 Na szybko być musi, więc puchatka Żaby z węgierkami 🙂
Haneczko,oczywiście,że przepis musi być śćisły / w miarę/. Dlatego wykorzystasz jeden albo drugi. Ja tylko wykazałam zalety mojego.:)
W pośpiechu Haliczek mi gdzieś umkął. Haliczku witaj.
„Poradnik domowy” to było pierwsze kolorowe czasopismo wydawnictwa Prószyński i S-ka. Od kilku lat właścicielem jest Agora. Może dlatego jest tak wyraźna różnica.
Krystyno, posadź najzwyklejszą jarzębinę, jest najpiękniejsza 🙂 Mam odmianowca, ładny, ale brakuje mu wdzięku.
Dzień dobry Szampaństwu.
Ja już od 2 godzin pracuję, nie myślcie sobie. Ekipy budowlanej jeszcze nie ma, ale pewnie zarutko się pojawi.
Na obiad będzie makaron capellini z bałaganem morskim, zobaczę, co tam w zamrażarce. Wino wyszło, więc trzeba się udać za róg. Idę dopilnować jajec na pół-miękko.
Haneczko-mam tylko cichą nadzieję,że nie planujesz podać
tej nieszczęsnej limandy w cieście puchatkowym ze śliwkami
do zakąszania ???
Danuśka, nie kuś 😆
Ja nie zapomniałam o Was, tylko mój powitalny wpis mi „zezarło” 🙁 A tak ładnie powitałam Gospodarza i umoszczonych, i dopiero się moszczących gości na blogu.
No cóż, może jutro już mi nie powie, że kod niezgodny 🙁 A przecież patrzę sześcioma oczkami 😉
Gospodarzu, gdy sobie z rana weszłam we wczorajszy temat, żeby poczytać wpisy „nocnych marków”, to po raz „enty” miałam przemożną ochotę, wyciągnąć łapę i sięgnąć po jedno z tych kurcząt. Ojej ależ apetycznie wyglądają.
A ja dziś robię sobie obiadek pt. „wariacje na temat polskiej chińszczyzny”. Pewnie zrobi mi się jej tyle, że będę miała na co najmniej kilka dni. To jest oczywiście całkowita improwizacja, ale mnie bardzo smakuje, bo są i jarzyny, i ryż, i świeży imbir (uwielbiam) i duuużo czosnku („tyż” uwielbiam), no i mięsko a to wszystko przyprawiane tym, co mam pod ręką.
Miłych wrażeń życzę podróżnikom i czekam z ciekawością na relacje po powrocie 😀
Po pierwszym nie zakaszam – bo go nie pije. Wodeczka to nie moj napitek. Nawet ta oleista, prosto z zamrazalnika. Lecz kawior z lososiem wedzonym i jajkiem – to lubie!
Pamietam puszki z kawiorem takie jak na okladce ksiazki, pamietam tez kawior sprzedawany w zawiazanych woreczkach foliowych – a bylo to w sklepie rybnym na Placu Zbawiciela. W pewnym okresie mozna tam bylo dostac frykasy jakie inni wynosili z Pewex’u. Ceny tez byly zblizone do przelicznika.
slawku, Nowy –
cos specjalnie dla Was
http://www.luminous-landscape.com/reviews/cameras/leica-s2-first.shtml
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Do Pyr dotarła śliczna pocztówka z pozdrowieniami dla Błogowiczów od Nemo. Kartka jest z widokiem krateru Vulcano, co znaczy, że Nemo z Osobistym jest na Wyspach Liparyjskich. Zstąpili w krawędź ziejącą trującymi dymami, a teraz kąpią się w Mare Nostrum (+25 c.)
Witaj, Nowy:),myśę,że to nia zmiana wydawcy,ale powolne wyczerpywanie się atrakcyjnych tamatów i doroślenie czytelników powoduje,że stał się on mniej ciekawy zwłaszcza dla bardziej dorosłych osób. PD wydawany jest bardzo starannie i rzetelnie / nie ma tam porad branych z sufitu/ ,ale już chyba wyrosłam z niego choć z przyzwyczajenia jeszcze go kupuję. Ale sprawiedliwie muszę stwierdzić,że do dziś korzystam z bardzo wielu przepisów tam znalezionych.
No jakżesz – ekipa już jest. Kopary koparami, momenty będą, jak przyjda fedrować, bo przecież pod warstwą ziemi są te cholerne wapienie i pewnikiem część trzeba będzie zerwać.
Jajca wyszły całkiem na miękko, tak pilnowałam, ale zje się, zje się!
Pyro,
Ty chyba nie będziesz całe 9 dni bez sieci?! A i tak powinnaś zostawić jakiś namiar telefoniczny, zebyśmy wiedzieli, co się dzieje w razie czego!
Młodszym Pyrom znakomitej wycieczki, Jolinkowi i Misiowi również, proszę uściskać PaOlOre i Pana Lulka – to zlecenie dla Jolinka, zawszeć to subtelniej od kobiety, niż niedzwiedzie uściski 😉
Pyro – przekonałas mnie, widzę, że to naprawdę powazne przedsięwzięcie logistyczne. Życzę zatem udanych wojaży i miłego pobytu 🙂
Filigranowa Figurka Flory 1 – taki mi kod wyskoczyl!
Alcjo –
pilnuj coby Ci jakiegos Akropolu nie wybudowali. A jak wzrosnie ponad miare to armata potraktuj.
Rozumiem ze Twoja praca polega na nadzorze ekipy budowlanej. No i gotowaniu jaj. Lecz w chwili wolnej popatrz sobie do skrzyneczki Emailowej.
Pyro –
udanego pobytu w krainie baltyckiej. Pilnuj Radoslawka coby go jaka syrena nie porwala.
A Twoiom Pyratkom wspanialej wycieczki zycze. Polecam taka malownicza miejscowosc niedaleko Paryza – Barbizon.Artystyczne miasteczko polozone na trasie do Fontainebleau jakie tez warto odwiedzic. Wnetrza zachowaly sie autentyczne. I palac przesliczny. A park moze nie na miare Wersalu lecz tez przepiekny.
Echidna
A tu kilka fotek z tej miesciny
http://www.slideshare.net/mrents/barbizon-france
Echidna
Krysiu z tego co wiem to jarzębina i maliny kupione i mają być sadzone jak przyjedziemy bo przyznam się tą/tę jarzębinę to ja wymyśliłam …. 🙂
Danusi to prawda towarzystwo będę miała przednie 🙂
Marek delikatny jest w uściskach Alicjo …. ale pościskamy ich od Was … 😀
„Poradnik domowy” kupowałam przez lata i mam je na składzie … teraz już prawie nie kupuję bo przeglądając stare miesięczniki (a mam ich sporo) by coś jednak wyrzucić stwierdziłam, że skład pisma jest gorszy i, że wszystko już było … to samo z pismem „Świat kobiety” … teraz tylko na podróż jakieś gazety kupuję …
Spoko – komputer u Ryby jest; nawet dwa, więc i łączność będzie. Echidno – to wycieczka z „żelaznym” programem dla gimnazjalistów. Obowiązkowy Luwr, Wersal, wycieczka po Sekwanie i Disneyland. Pyry młodsze w Paryżu prywatnie bywały sporo – tym razem chodzą na krótkim sznurku. Jolinku – pakuj sobie te uściski ciasno – bo dużo ich.
Echidno,
zajrzała była już wczoraj, ale poza doglądaniem ekipy miała do zrobienia parę spraw. Może jakaś konferencja skajpowa, jak będziesz miała czas łykendowo?
nadm?niwszy to samo – sobota?
E
Jak najbardziej, powinnam być w domu.
Witam wszystkich. Niestety sie do konca nie wykurowalem choc noc byla normalna a to juz dobrze. W pracy siedze ale chyba mykne do domu.
Ta audycja Gospodarza jesli jest powtarzana w niedziele pozna pora tzn mozna bedzie tutaj posluchac jesli radio jest dostepne na internecie.
Jolinek, pakuj lepiej cieple gacie.
Tu nie Mogontiacum sprzed dwoch tygodni (a Mogontiacum to nie zaden Monster, Munster, Minster czy minister, lecz Mainz, Stanislawie), ino Marchia Orientalis, czyli Ostarrichi adesso.
Cesarska pogode odkladamy miedzy basnie i czekamy na cesarska wiosne.
Zimno (tak na oko 3 gradusy), wietrznie i sniezno-deszczowo.
Zegarmistrz zabral lato, uruchomil zime za to.
Zapowiadaja, ze ma wyladniec za pare dni, ale uwierze, jak zobacze.
Do jutra!
Barbizon …. artystyczne miasteczko bardzo ładne … może mi się uda w przyszłym roku pobyć trochę w Paryżu to sobie tam pojadę …
Pyrko wrzucam i układam wszystkie uściski do plecaka … pojemny jest 🙂 …
melduję, że spakowane … patrzyłam do 19 zimnica i deszcz … do jutra … 🙂
boczna od Gagarina? znam wszystkie boczne od Gagarina, ale nie znam ‚La mare’. Bede musial nadrobic te zaglosc.
Stanislawie. Ten rog Belwederskiej i Gagarina, to wlasnie ten rog i to wlasnie ta ksiegarnia, ktora byla, a ktorej nie ma. Pamietam, jak budowali ten bunkier. Najbrzydszy budynek na Gagarina.
Zaglosc to taka zagieta zaleglosc.
Oczywiscie.
Gdyby ktos nie wiedzial…
„Klaniam sie slicznie nozka” – to z takiej dziewczynskiej powiesci z tytulem zapozyczonym od mistrza Van Gogh’a, czyli dobranoc i zycze Wam udanego weekend’u.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
paOlOre –
brzydki to on faktycznie byl i nadal jest, ale swego czasu jedna z najlepiej zaopatrzonych ksiegarni. Godziny tam mozna bylo spedzac wedrojac posrod dzialow. No i wychodzilo sie z nadwyrozonym portfelem. Choc w porownaniu z dzisiejszymi cenami…
Byla taka ksiegarnia na Nowym Swiecie. Radziecka. Jakiez tam wspaniale wydawnictwa albumowe mozna bylo zlowic! I to za „psie” pieniadze.
Na tejze samej ulicy lecz po przeciwnej stronie i blizej Swietokrzyskiej byla tez ksiegarnia muzyczna. Dziupla prawdziwa (metrazowo) ze skarbnica poszukiwanych tytulow.
Pozdrow prosze Pana Lulka.
Echidna
W Poznaniu, przy ul Ratajczaka, na wprost Biblioteki Uniwersyteckiej, była odbudowana :plomba” w niej ZW TPPR, kino „Drużba” z dialogami rosyjskimi, na parterze herbaciarnia z herbatą z samowara i z konfiturami do niej i księgarnia, też „Drużba”. Z tej to księgarni pochodzą różne zdobycze Pyry – np tomy poezji staroperskiej albo gruzińskiej, śpiewniki i inne tego typu. Za 10 minut idę do „fizjera” jak mawiały moje dzieci; wreszcie pozbędę się wełny na głowie.
Pozdrowie, Echidno!
Ksiegarnie muzyczna na Nowym Swiecie wspominam zewnie. Bywalem i cenilem sobie bardzo. Tez juz padla, jak wiele innych dzupli, czyli ustapila pola jakiemus butikowi.
Wczoraj przeszedlem samego siebie i bedzie mi sie czkawka odbijac ilekroc spojrze do portfela. Wydalem wczoraj na kolacje dla czterech osob prawie cwierc moich miesiecznych dochodow. W ramach rewanzu, nie da sie oceniac w kategoriach, warto – nie warto.
Zaaranzowala Osobista, ja mialem przyjemnosc regulowac rachunki.
Ale wszystko bylo z klasa! Najdrozsze okazaly sie wina. Byly trzy, jesli nie liczyc blalego na wejscie. Wszystkie na B.
Brunello, Barolo, Barbaresco.
W sile wieku. Ceny trzycyfrowe w walucie unijnej.
Piotrowi by sie molto podobalo: wloska winoteka z charakterem, ktorej szef po oficjalnym zamknieciu lokalu znika w kuchni i zaczyna majstrowac. Wybrani goscie moga tylko dokonac wyboru win. Reszta to niespodzianka, czyli meraviglia di casa. Dan bylo multum, wszystkie na szczescie malutkie. Nie robilem zdjec, nie zapisywalem potrawek, nie bede Wam robic smaku.
Moze nadrobi to Piotr przy okazjii nastepnej wizyty w Wiedniu?
Milo sie z Wami gawedzi, ale mam misje – musze ratowac firme przed upadkiem.
Z duuuzej wysokosci.
Wiec znikam.
Bulbaaaa!
Jolinku, zapakuj jeszcze mój uśmiech 🙂
zewnie? o kuwa, cos mi zjada liteki 😉
dzupli? a ne mowlem? nedlugo ne bede mal czym psac…
ogonki tez dabl wzel…
paolore, a prócz tego dobrze się czujesz?
W Krakowie też była taka „ruska” ksiegarnia, chyba Kalinka. Znakomite, pięknie wydane albumy malarskie, architektoniczne, przyrodnicze za naprawdę psie pieniądze. Pamiętam kupowałem tam książki kucharskie w rosyjskiej edycji dla zaprzyjaźnionego lwowskiego kucharza. Tam były tak drogie, że nie stac go było
A była w Krakowie „Kalinka” na Rynku, jeszcze w 1988 była, kiedy ze świata zjechałam, robiłam tam jakieś zakupy i pani mnie obsobaczyła, że koszyka na zakupy nie wzięłam, tylko wlazłam jak ta krowa w pastwisko sąsiada 😯
A ja zwyczajnie po 7-letniej niebytności w kochanej Ojczyznie odzwyczaiwszy się 🙄
Na wrocławskim Rynku (południowa pierzeja) też była rosyjska księgarnia i moje ostatnie zakupy albumowe (też ’88r) pochodziły stamtąd – Picasso, Ermitaż, Malachit – to ostatnie przepiękny album o surowcu jako takim i wyrobach z niego, zwłaszcza w pałacach Leningradu (wtedy). Kupowało się tam też reprodukcje obrazów słynnych mistrzów, ja miałam „Portret Artystki” Renoira, za jakieś marne 100zł. kupiony w latach 70-tych. Oprawiłam i zdobił kolejno wynajmowane mieszkania, aż się ostał u siostry i wisi do dzisiaj.
PaOlOre,
powodzenia w ratowaniu firmy. Proszę, pamiętaj o fotosprawozdawczości od Pana Lulka, bo Misio to tylko rura, a nie zwyczajne cykanie fotek dla przyjaciół, żeby załapali atmosferę pobytu 😉
Chętnie bym do Was dołączyła, ale chyba na ten rok wyczerpałam limit latania i jeżdżenia, pobieżnie licząc, wychodzi mi obwód kuli ziemskiej 😯
A jak do tego dodać ustawiczne bieganie za róg… 🙄
Za kwotę zł 50,- odnowili Wam Pyrę z wiedźmy topielicy na wiedźmę strzyżoną. Pewnie jutro odezwę się z Uznamu. Serdeczności
No to nie zapomnij się odezwać, to Cie uznamy 😉
Pyro, moze jak arcadius na desce sobie podokazujesz. Uznam ponoc slynie z wiatrow. Zycze dobrej zabawy.
Ja w domciu bo mnie meczy co nieco grypa. Ladna pogoda sie zapowiada. Slonce i +12C.
Zakupilem bagietke i dwie buly, kielbaski wloskie ostre i serow trzy. Mam wiec sniadanko. Zaraz miksture od Pyry strzele. Imbiru zapomnialem wiec bedzie z rumem 🙂
Pyro, przypomniałaś sobie, co miałaś mi powiedzieć?
z ogromną skromnością informuje, ze ukazała się wersja ptaków 😆
tym razem reżyser montażysta i narrator jest do tego stopnia nieśmiały 😳
ze nie podpisał sie pod tym co spłodził:
http://www.youtube.com/watch?v=8-pezIWfa0E
a ja czuję się 😎
przyjemnego odbioru
szneka z glancem glanc pomada arkady
Arcadius,
to ta szneka z glansem? 😉
Aktorkę jakbym znała…
Morągu,dobre uczynki i serce dla ptaszków zostaną Ci w niebie policzone. 🙂 Tego pierwszego nie rozpoznałam, ten drugi to chyba wróbelek.Ja już myślę,gdzie w ogródku umieścić karmnik, bo zima nieuchronnie się zbliża. Zapasy ziarna słonecznika mam z poprzedniego sezonu. Może szneki byłyby tańsze ? Tylko że sikorki nie lubią ich.
… morag jesteś aktorką pierwszoplanową … 🙂
uściski i uśmiechy spakowane … 🙂 to pa
To byly wrobelki, jestem natomiast sympatyzantem sikorek i jako dziecko karmilam ich cala chmare, ktora w zimie juz od switu pukala w zaluzje i trzeba bylo wstac aby je nakarmic, bylo duzo roznych przygod, przeganianie np. czerwonego gila, ktory kosztowal sikorkowa sloninke i nastepnym razem znowu byl, koty zazdrosne o sikorki. Sikorki natomiast odwdzieczaly nam sie latem i zjadaly pasozyty atakujace drzewa owocowe. Zaloz wiec karmik Krystyno, gdyz warto sie takim ptaszkom poprzygladac.
Dziękuję za miłe przywitanie ? Już od jakiegoś czasu czytam bloga Pana Piotra i bardzo mi się tutaj spodobało. No i zdobyłam się wreszcie na odwagę, żeby się do Was dołączyć.
Krystyno, taki przepis do mnie trafił i według tego przepisu zawsze piekłam metrowca. Domownikom odpowiadał, do tego stopnia, że przez wiele lat nie mogłam w domu się od niego uwolnić, miał być metrowiec i koniec. Masy rzeczywiście wychodzi sporo, ale z tym nie było problemu, bo każdy z domowników chciał spróbować czy masa wyszła dobra. Przynajmniej nie musiałam odganiać, z obawy że zabraknie do ciasta, Dzieciaki przynajmniej miały radochnę, że trochę podkradły (czy takie podkradane nie jest najsmaczniejsze?) Polewa, no cóż, u mnie akurat są zachwyceni jak jest dużo polewy i co ja na to poradzę, tylko im dogadzam. Haneczka, na pewno nie pierwsze ciasto piecze i jak piszesz jest specjalistką, może sama zmodyfikować przepis pod swoje upodobania.
Dla yyc mam z kolei przepis na miksturę uzdrawiającą, z tym, że za nią nie ręczę ponieważ sama z niej nie korzystałam. Koleżanka z pracy bardzo ją polecała. Niestety ona już nie pracuje, więc nie będę mogła się dopytać o szczegóły w razie jakichkolwiek wątpliwości.. Wszystkie składniki są jadalne więc mam nadzieję, że nie powstanie jakaś mieszanka wybuchowa ?
Jedno żółtko utrzeć z łyżką miodu, następnie dodać po 1 łyżce : soku malinowego, śmietanki (pewnie chodzi o słodką), oliwki, koniaku. Zażywać po 1 łyżce. (z jaką częstotliwością już nie pomnę). Opatulić się i do łóżeczka. Może yyc odważy się zastosować.
Tam gdzie są znaki zapytania miały być 🙂 uśmieszki. Kopiowałam z Worda (wczoraj zjadło mi pierwszy wpis) więc dlatego tak wyszło
PaOLOre, kocham Cię zwłaszcza za ten opis kolacji i wiarę w to, że bym ja w pełni zaakceptował. Szkoda, że nigdy dotąd nie mogłem siedzieć przy stole z twoją żoną. Ale…
Ja tam się nie znam, ale Brzucho mógłby się już pojawić, psiakostka… ileż można!
Stanislawie, Moguncja to Mainz a Muenster to Muenster lezy zupelnie gdzie indziej, trochi wyzej
Ide spac, jutro o swicie przyjezdza dziecko, ktore jednak zwialo z wycieczki szkolnej do tatusia do Holandii.
Filmiki obowiązkowo obejrzałam. Można by już było zrobić malutki festiwalik króciutkich etiud filmowych. Nagrodą za zdobycie I miejsca, byłby autograf Gospodarza i Jego małżonki a II i III miejsce byłoby nagrodzone autografem samego Gospodarza. Podium i rozdanie nagród w czasie następnego zjazdu.
Co Wy na to ? 😀
Haliczku, emoikonki z Worda nie „wchodzą”, przesyłam Ci link z instrukcją, jak robić różne miny na blogu – dostaliśmy go od nieocenionej Alicji.
Oto on : http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/samouczek.html
🙄
Morąg – może ja jastem babcia – zgaga (nic wspólnego ze Zgagą) ale 0 pod klątwą 0 odstawiłabym pannę ciupasem na obóz z powrotem. Chciała? Zapłaciłaś? Jakże inaczej uczyć odpowiedzialności?
Wszystkie mixtury sprobuje tylko nie do wszystkich mam potrzebne skladniki. Meczy mnie juz drugi dzien i noc i pomalu mam dosc. Ide spac. Do nastepnego wpisu zatem.
Ja jestem zwolenniczką rozsądnego chowu, niektórzy mówią, że zimnego, niech będzie – ale co morąg miał zrobić, jak Tatunio się ugiął. Siła złego. Teraz niech Tatunio płaci za wszystko.
A co do Dagny, to się rozczarowałam, bo myślałam, że to panna z polotem, a nie taka mimozyja!
Dagny… wykaż się, że pasujesz tutaj i nie jesteś grymaśnica!!!
juz jest po wycieczce ale teraz w domu to dziecko bedzie mialo tak, ze pruska kaserna bedzie jej sie kojarzyla z santorium i wypoczynkiem, ale czy mimoza nie wiem, raczej mega-uparciuch: okupowala caly czas automat telefoniczny, odstawiala teatr w nocy, ze niby sie dusi a poza tym, to „gdzie ja wywiezli, to maja byc wykopaliska rzymskie, to przeciez nie tak jak jest we Wloszech”, nie jezdzila na nartach wodnych, bo za zimno i „jest jej obojetne, ze dzieci w klasie moga sie od niej odsunac”..
😯
http://alicja.homelinux.com/news/img_0920.jpg
Alicja moze Ci zostawia jakis przeblysk na to jeziero
wizualny przciek
jezioro i „przeciek”
Ja jestem starej daty, krówki pasałam (krówkę) za maleńctwa, bo trzeba było komuś, ale to było za podstawówki. Żeby zarobić na obóz harcerski nauczyłam się krówkę doić, bo rodzice RAZ WRESZCIE po wielu latach mieli okazję jechać na jakieś szkolne tam zjazdy, na tydzień, a należało im się po harówie życiowej, no i czwórka dzieci, a przecież młodzi wtedy byli, młodsi, niż ja teraz.
Żeby nie mięszać, zarobiłam sobie na ten obóz, jakoś tak naturalnie to przychodziło, z nieba nie spada.
Ja jestem starożytna…
…morągu… właśnie mi ten przeciek zabudują!!!
w naszych „starozytnych” czasach to taki bachor co sie niby dusi i nie daje spac 59-ciu innym dzieciom to dostalby w leb od nauczyciela, chocby na zasadzie szoku, a tu nauczycielce nie wolno, bo moge ja zaskarzyc, ja nie moge tego nauczycielce doradzic, bo ona mnie musi zaskarzyc, ze prawdopodobnie bije dziecko… no i nie spali trzy noce
Morągu,
ale Dagny powinna wyjść ponad, właśnie taka niewymagająca i dziewczyna, która sobie poradzi, a nawet towarzystwo zgarnie i zagarnie, i podyryguje, i tak dalej… 🙄
Morągu, u nas już też tak jest. A córkę przytul i spokojnie wypytaj jaki był prawdziwy powód „ucieczki”. Z wpisu Alicji wnoszę, że do tej pory takich numerów nie robiła, może się tam zdarzyło coś z czym sobie dziecko nie umiało poradzić ?
Pyro, ależ ja byłam zgagą. Mogłam sobie na ten wątpliwy luksus pozwolić, bo moje dzieci wyjeżdżały w czasach, kiedy opiekunowie nie spuszczali z oczu swych podopiecznych ani na chwilę i reagowali na każdy konflikt między dziećmi. Przestałam młodszą wysyłać na różne kolonie, wycieczki kilkudniowe dopiero w końcówce lat „80”, gdy się dowiedziałam, że opiekunowie puszczali dzieciom trillery a sami „obchodzili” urodziny. Wtedy powiedziałam basta.
👿
Nie podoba mi się, kiedy smarkate manipulują. Na szczęście nie są to moje smarkate 😉
😉
Dagny to osobna historia 😉
Ja mojej Mamie przez lata nie mogłam zapomnieć, że w konflikcie z nauczycielką, ewidentnie mnie prześladującą (nawet koleżanki to potwierdzały) stanęła po stronie nauczycielki. Dlatego ja na każdej wywiadówce (oczywiście u młodszej) mówiłam wychowawczyniom, że jeśli moja się nie uczy, to po prostu należy ją zostawić na drugi rok. Nie robiły tego a moja młodsza uczyła się na ” z,z,z” zakuć, zdać i zapomnieć. W końcu jak dorosła, to zmądrzała, tylko co podżyłam, to moje. Ale jak tuż przed jej maturą zostałam wezwana do szkoły, gdzie mnie poinformowano, że jej do matury (z geografii) nie przepuszczą, to mnie szlag o mało nie trafił, poleciałam do domu (blisko było) i przyniosłam jej świadectwa z „3” z geografii (?). Zapytałam tylko nauczycielki za co moja leniwa córka dostała te stopnie, skoro nic wg niej nie umie. Zapowiedziałam, że skoro ją do tej pory pozytywnie oceniały zamiast lenia zostawić na drugi rok, to nawet niech nie myśli, że ja będę cichutko patrzeć jak ją przed samym finiszem dyskwalifikują. No i maturę mój leń zdał, rozumu jej nagle przybyło i skończyła gładko licencjat z filologii francuskiej i siedzi teraz we Francji, szczęśliwa 🙂
Aha…no tak. Najpierw sobie odpowiedziałem pod wczorajszym wpisem, a dopiero później przeczytałem ten dzisiejszy i jak widzę wpisujemy się „w dzień” w nie tam, gdzie coś, ktoś do nas 🙂 Zapamiętam ! Także sam się wkleję tutaj:
# trampek pisze:
2009-10-16 o godz. 23:55
Dziękuję za miłe powitanie !
Co do tego sklepu La Maree, to ?wujek google? twierdzi, że znajduje się na Mokotowskiej 45. A to trochę nijak mi jednak nie pasuje do Gagarina. Dobrze wiedzieć o Auchan, zachowując czujność udam się może właśnie tam. Zastanawiałem się też, czy nie przełamać się kiedyś w Makro. Lansują się teraz w dziale spożywczym na taki ?sklep z ambicjami?. Pyro – tak żeby było wesoło, mieszkam niemalże na ?Czerniakowskiej róg Gagarina?. Toteż dziwi mnie, że gdzieś tu w pobliżu mam taki sklep. Aczkolwiek bardzo możliwe, że niezbyt dokładnie ?odrobiłem lekcje? i po prostu go przeoczyłem. Może jutro trochę poniucham, w końcu Gagarina z przyległościami aż taka duża nie jest. Więc będzie spacer. Albo może raczej w niedzielę, bo jutro jadę na hubertusa ! Obiecują pieczonego dzika. Zobaczymy?zobaczymy, co z tego wyjdzie. Ku końcowi jakoś zbiegam do kulinariów, więc pochwalę się, że dzisiaj natchniony Julią Child w kuchnitv zrobiłem Crepes Suzette. Jak na pierwszy raz, było nawet nieźle. Następnym razem muszę zredukować ilość masła w tym swoistym pomarańczowym ?mazidle? do naleśników, bo deser powodował mocne uczucie ciężkości po spożyciu.
PS
Owszem, długo czekałem w poczekalni. Jak trzeba, to mogę i pozmywać 🙂 Nie ma problemu. Aczkolwiek zdecydowanie wolę gotować i smakować, niż myć. Ale to chyba tak jak każdy.
Do Stanisława – księgarni owszem już nie ma. Co prawda ja znam ją już tylko z opowiadań, bom zasadniczo w Warszawie „przyjezdny”. Teraz sprzedają tam m.in. samochody. Są jakieś różne dziwne instytucje, ogólnie taki mały kociokwik.
Trampku – owoce zasmażone na maśle z cukrem są na blogu dość popularne jako „wsad” w naleśniki – na wierzch trochę likieru i kleks śmietany albo czysty, mocny alkohol podpalony. Co najmniej raz w sezonie robi je większość z nas – tzn ja np raz, z truskawkami, Nemo z 5 razy, a reszta jak im wypadnie.
nie mam czasu przeczytać co nowego. Wczoraj w ogóle nie spałam, czekając na kolejne przyjazdy gości hubertusowych. Za to wydrylowałam wiaderko śliwek i podzeliłam je na dwie nierówne połowy – na konfitrę i dżem. O dziwo na konfiturę byo więcej. Goście nocą jedli bigos, spali długo, odstawili część koni 15 km dalej, czyli do stajni w której już od 10 z górką lat robiy Hubertusa. Ja rano tam zawiozłam świnkę, nieco większa niż zjazdowa. Na obiad dzik z sosem śliwkowym (dwie łyżki mąki uprażyć w garnku z pokrojonym czosnkiem, rozprowadzić zimną wodą i sosem z upieczonego dzika, dodać pół słoika (około 350 g) powideł śliwkowych i dwie duże łyżki dobrej śmietany. Zagotować. Sól i pieprz do smaku.
Do tego kopytka i buraczki.
Jutro gości ciąg dalszy.
Posklejałam tort dla syna, jutro skończę go przybierać
a teraz padam na żabi pysk, wyglądam jak skóra z rozdeptanej żaby.
Cholera mnie zaraz… kody!!!
Rozdeptana Żaba?!
E tam 😉
Alez ta Zaba ma zdrowie. Podziwiam i pozdrawiam. Dla relaksu jak juz sie polozysz i zanim usniesz 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=sWpERZAIy3E
A gdyby Ci sie spodobalo to jeszcze raz Geoffrey Oryema
http://www.youtube.com/watch?v=8whgLjMUBaE
„A my się pytamy, gdzie się podziała ta beczka z kawiorem, która stała w oknie wystawowym na Krasnoj Płoszczadi?” A ta beczka była z jakim kawiorem, Panie Piotrze?
I z czarnym, i z czerwonym. Ale to było przed rewolucją. W dodatku w dowcipie.
Heeeej! Kiesik w moje owcarkowe łapy wpodł mi zbiorek opowiadań pona Czechowa, wydany jesce przed wojnom. Moze nawet przed pierwsom? Dokladnie nie boce. Boce za to, ze bohater jednego z tyk opowiadań dowodził, ze Rosja wygrała z Napoleonam dzięki… mustardzie. No bo francusko mustarda jest delikatno – to i francuscy żołnirze robili sie od niej delikatni. A rusko mustarda jest ostro – to i ruskie chłopy od jej jedzenia robiły sie siumne, twarde, zahartowane. Próbowołek mustardy i ruskiej, i francuskiej i… chyba Czechowowskie wyjaśnienie klęski Napoleona w Rosji wydoje mi sie bardziej logicne niz syckie inkse! 😀
Owczarku,
nieprawda z tą francuska delikutaśną musztardą. Ja bardzo lubie oryginalną, importowaną z Francyi dijon w wydaniu ostrym, a ponieważ ja wszystko co ostre zjadam obojętnym bykiem, zaświadczam, że ta musztarda jest na poziomie. Innej nie uważam. Może z nia konkurować chrzan, ewentualnie wasabi, no, te są ostrzejsze.
Uczciwie przyznam, że nie zdarzyło mi się próbować ruskiej musztardy. Ma ktoś dostęp do rzeczonej?
U mnie we wsi nie ma 🙁
Z Kampalą pogadałam… rozpakowuje się właśnie nasz nirrod 🙂
Da cynk, jak się zadomowi.
Za to Pyra milczy. Utknęły gdzieś dziewczyny, czy co?
A propos musztardy, „i komu to przeszkadzało?”
A propos #2. dawno, dawno temu siedzieliśmy w Żaczku (słynny, krakowski akademik) i spożywaliśmy wódeczkę. Normalnie w kieliszkach, zakąszając kaszanką. Był z nami repatriant, Polak wychowany w Sowietach. Zlewał kolejne kolejki do szklanki. Na pytanie dlaczego? Powiedzial: ja niezwycziajny w takich malińkich. Ja nie pingwin…
a szklanka byla po krymskiej?
no i komu to przeszkadzalo?
pingwinom?
Wódeczki się nie spożywa, wódeczkę się popija.
Kaszankę natomiast i owszem, zakąszając 🙂
Z krakowskich akademików znam tylko politechnicki Olimp czy jakoś tak, w środku nocy wylądowałam pewnego lata (hotel studencki latem) tam z moim siostrzeńcem, naonczas lat 5. Gabik do dzisiejszego dnia wspomina, że w drzwiach powitał nas *czarny pan* (student z Afryki, kraju nie pamiętam), a potem jechalismy „bimbem” pod sam dach 😯
Sławek,
pingwinom nic nie przeszkadza!!!
http://alicja.homelinux.com/
Co zostało udowodnione, i proszę mi tu pingwinów nie zaczepiać!
A sarepska? No właśnie. Niby jest, a jakby jej nie było.
Szklanki są, i to z uszkiem. Sosy tam mieszam do sałatek, zamiast przystojnie w dzbanuszkach.
Alicja, wiem i dlatego je uwielbiam
http://www.allocine.fr/video/player_gen_cmedia=18370973.html
Do cholery,
nie moge sie doczytac konca!
Reasumujac: jedyny rog jaki znam, to rog Kraniaka i Dziwalewicza. Nie wiem co tam teraz, czy bylo to kiedykolwiek. Jest to mianowie J. Przybora. On byl genialny w wymyslaniu takich banalow. Np./ Dziewonski:/ … tak, cztery pokoje… nie jeden obok drugiego, jeden nad drugim….tak, w baszcie zamku Ksiazat Gazowieckich
Wrocilem wczesniej z wieczoru kawalerskiego Sprawozdam jak sie pozbieram.
pepegor
Przyjechali goscie cali i zdrowi i Pawel nereperowal kompa.
Pozdrowienia
Pan Lulek
Pozdrowienia dla Pana Lulka i Ekipy! 🙂
poprawiam: mialo byc mianowicie
Dla pepegora, jak do się dojdzie:
http://www.youtube.com/watch?v=rNBWf54RvsI
…nic takiego, pepegor, dobre na kaca, tytuł można przetłumaczyć „Lekuchno głupieję”, na boku rozprawiam ze Szwedem o wyższości muzyki lat 70/80 nad muzyką lat dzisiejszych i te elektrody, że tak powiem.
Nie ma to jak ABBA! 🙂
Oraz Starsi Panowie Dwaj!
Młoda Alicjo. Za moich czasów Olimpu jeszcze nie było! Piło się wino (Patykiem Pisane albo Czar PGRu) Piło sie też wódkę, ale wódeczkę się spożywało tak jak chleb nasz powszedni. Jest to teoria, sprawdzona zresztą) Mietka Świecickiego, barda Piwnicy, Ksiecia Nastroju, Króla Kabotynów…
Sławek, kremska nie krymska. Krymska była, paniedziejaszku, wojna!
„Już szron na głowie
Już nie to zdrowie
A w sercu, w sercu maj!
Cichal…
no co Ty, to u mnie w Kingstonie, chyba już ostatnia butelke żeśmy we wczesnych latach 90-tych przemycili 😯
http://alicja.homelinux.com/news/0149.jpg
Krymska mnie lepiej pasowala do tematu 🙂
…i wypili, dodam, ku zgrozie somellierów 🙄
Jak to Jerzor mówi – nieważne, co się pije, byle w czachę waliło! – takie było powiedzenie za czasów studenckich, a butelka ze zdjęcia prawie jedynie do dostania wtedy, chyba, że akurat *Pod Arkadami* rzucili full wrocławski, ewentualnie zostawał Armaniac za 900 zł. – no, to robiło dziure w kieszeni. Czasami w delikatesach na Świerczewskiego pojawiały się dobre rzeczy butelkowane, też o dziwnych porach, zawsze warto było wstąpić, otwarte 24/dobę.
miedzy dziura w kieszeni i dziura w zoladku, ot dylemat,
u mnie sie obstawialo wersje: ma sponiewierac, dziury latamy pozniej, dziury niektorzy zalatali, niektorzy nie zdazyli, no przeciez nie po armagnac’u
Sławomirze Wspaniały Pierwszy! Za to „sponiewieranie” kocham Cię miłoscią pierwszą! Się u nas mówiło” nie ważne co, nie wazne z kim, nie ważne za ile – byle sponiewierało” Ech, wspomnienia…Kiedyś tydzień nadużywania i jeden dzień kaca! Teraz na odwrót…
No masz, do czego to doszło…
Chłopaki sobie wyznają 😯
Piotr Pawłowi, Cichal Slawkowi … ja też chcę!!!
Droga Alicjo! Też bym Ci wyznał, ale jak raz wyznałem mądrym kobitkom, to Gospodarz mnie spostponował! Poza tym Jerzor wygląda krzepko…
🙂
Jerzyk to jest urwis… skarżypytą został …;)
http://www.youtube.com/watch?v=izJKXJ14Wwk
NB mieściłaś się w tym uprzednim do kobitek uznaniu. Przedewszystkiemjasniepanienko!
…a bo ja pamiętam, gdzie co zamieszczałam i z jakiej okazji?!
Ale… dobrego zawsze mało, a to je dobre 😉
Alicji! Idę jeśc robaki! Teraz serio. Znajoma abstynentka (biedne dziecko) zmieniła stan cywilny i rozdawała zbiory byłego męża. Różne były. Np Wdowa Kliko! Ja wziałem co sie dało m.in. pare butelek piwa. Niektóre mogą miec jeden rok, inne 10 lat! Pytam fachowców! czy TO się starzeje? Dzisiaj do obiadu otworzyłem Warkę. Gaz miała, klarowna, żadnego obcego zapachu. Wypiłem z towarzyszeniem duńskich watróbek z dorsza kupionych w rosyjskim sklepie w Miami zresztą. Potem, zgodnie z medyczną profilaktyką zadałem sobie słuszna miarkę portorykańskiego rumu. Jak sądzicie Drodzy Przyjaciele i Ty Alicjo, wyżyję?
http://picasaweb.google.com/cichal05/DropBox?pli=1&gsessionid=hW4bP1J3MuyjM3ijkJLUUg#5393630603935400002
Wyżyjesz!
Też pytanie 🙄
I jeszcze Ci smakowało!
No to ja idę otworzyć oliwki od morąga, godne dnia i smaku, i wspomnień z Berlina!
Ja bym taki pewny nie byl. Na wszelki wypadek cichal gdybys nie dal rady to nam lepiej powiedz komu przekazac zbiory bylego meza ktore Tobie sie dostaly. Moze masz kogos na mysli?
yyc, bedziesz uwzgledniony w testamencie! znawcy sie liczą
uwazajcie, bo spadek to czasami zemsta nieboszczyka
Morang! Proszę nie dołuj. Jako nieboszczyk będę niezmiernie sympatyczny. „Całe piwo dla robotniczych mas!
Niech żyje rewolucja i pieprzówka!”
Morag. Chyba stare piwo zaczyna działac. Albo ruuuuummmm….
Alicjo, wysłałam do Ciebie maila.
Cichal, po takim wyznaniu nie moge sobie pozwolic na obojetnosc, braterstwo doswiadczen zobowiazuje, wiec powiem Ci tak: wdowy w zasadzie starzeja sie zle ( nie tylko Clicquot ), winka, te slabsze jakosciowo wypij natychmiast, te ktore juz maja 10 lat potrzymaj jeszcze ze dwa tygodnie, zeby sie uspokoily po podrozy i tez wprowadz w organizm,
lece Chinczykiem pasc Mlodego, znowu piszczy z glodu, moze mikrofalowka nie dziala? musze sprawdzic
Juz dzikoch zbójców cichy objal sen….
To tak z Szecherezady. Spia kazde w swoim pokoju. Stolówka pracownicza zebrala nalezne jej komplementy a potem na deser byl uhudler prosto z krzaka i prosto z butelki. Rok jest dobry dla ubieglorocznego ale zly dla nastepnego. Gradobica zniszczczyly cale polacie sadów winnych gdzie wlasnie rosnie uhudler. Trzeba bedzie przestawic sie na inne gatunki. Chyba biale wina wróca do lask.
Dobrej i spokojnej nocy zyczy
Pan Lulek
Panie Lulku
nawzajem !
Dobranoc z deszczowego świnoujścia. Lecę na pysk; pies śpi, Młoda śpi, Matros coś ogląda, Ryba coś jeszcze pucuje, jak to gospodyni, ja napiszę ujutro o ile dorwę się do maszyny
No!
To wszystko w porządku, mam nadzieję?
Fronsac Jean-Pierre Moueix 1982, Prieure D’Amilhac Pinot Noir 1889, Chaterneuf=du Pape 1955, Fronsac 1982 itdzy to da sie pic_
Nie da. Wywal cichal a my to uprzatniemy bo brudzic nie nada.
Dzien dobry!
Dwudziesta trzecia do poludnia i pare groszy.
Wreszcie sie przegryzlem do konca, przewijajac przedtem gorskie pytony na stronie glownej. Pyszne!
I co tu zrobic z dopiero rozpoczetym dniem? Od Czechowa naturalnie. Bardzo bylem wzruszony, jak na ostatnie okragle urodziny dostalem Wdowe Cliqot, o ktorej czytalem pierwszy raz wlasnie u Czechowa. Po butelce peta sie w piwnicy tylko jeszcze piekne, blaszanne pudelko. Zal mi jakos wyrzucic. Jak sie pozbieram, to jeszcze sprobuje cos nadac Wam tam, za wieka woda, bo centralni juz chyba spia, chyba, ze jeszcze Stara Zaba…
http://www.youtube.com/watch?v=JzGjkFHxXLU
Pan Lulek pisze:
2007-05-08 o godz. 13:03
Szanowny Gospodarzu !
Od niedawna znalazlem Twoj blog a w nim wielu ciekawych ludzi i pomyslow. W domu mam wiele ksiazek kucharskich w roznych jezykach i o roznych rzeczach zwiazanych z jedzeniem. Sadze, ze powinienes zbierac nasze blogi, porzadkowac je a potem napisac Wielka Ksiege Obzartuchow.
Ksiazki kucharskie sa wedlug mnie do czytania. Gotuje sie i tak wedlug wlasnej fantazji. Dobrych obyczajow tez nie mozna sie nauczyc, z nimi nalezy zyc latami.
😯
Zbieram 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Rok_w_Burgenlandii/
Alicjo, dzeikuje za pamiec i jutub.
Musztarda to ja juz z samego nazwiska i zadne Dijony mi nie straszne. U mnie w Zabrzu mowilo sie: Abo zyc puknie, abo piniendzy braknie. A do dziury w zoladku, mam nadzieje, jeszcze kawalek.
U mnie kawalerski, bo moja LP wybrala sie z corka na tygodniowy wojaz do Polski, wiec umowilem sie i pojechalem do Profesorka, co juz od paru lat jest sam, z pelnoletnim akurat synkiem. Mielismy na poczatek „Finlandie” w rozmiarze „maciora”, jak sie potem dowiedzialem. Potem kolega pelnolatka doniosl jeszcze samogon swojego, jak zapewnial, wegierskiego dziadka. Nie wiem jak to z tym dziadkiem, bo dlugo i zawile mi tlumaczyl, ale samogon byl wysmienity. Nie to co ja musialem w ich wieku pic. Nocne Polakow trwaly gdzies do w pol do trzeciej, ale ja juz o srodkowoeuropejskiej dziewiatej wstalem, bo tak juz mam. Zrobilem kawe, wypilem, a ze tylko jeszcze slyszalem chrap i swist, to zadzwonilem po serwis transportowy. Jutro trzeba bedzie /dzisiaj!/ pojechac po woz.
Nie wiem, czy jeszcze sie wglebiac w kubizm, bo wreszcie chcialbym umiescic tu jakies zdjecie. Dobra Dusza zanistalowal mi slynnego malarza, Picassa. Dlugo i cierpliwie tlumaczyl, jak to z tymi zdjeciami robic, ale ja nie mam dziury w zoladku, tylko we lbie, a dochodzi, ze aparat nowy i nawet tego jeszcze nie mam opanowanego. Ale Dobra Dusza jest zaproszona na objad /losos sie rozmraza/ i razem umiescimy jakos obrazkowe sprawozdanie.
W telewizji mordobicie wielorundowe. Pokukam i dospie.
Dobrego wieczoru za woda, a zpowodu tych koparek Alicjo, to naprawde mi zal.
O, KO w telewizji!
pepegor,
Trudno, żeby po rozpracowaniu fińskiej „maciory” pełnolatek tłumaczył Ci coś krótko i zwięźle. Z własnego doświadczenia wiem, że wtedy trzeba długo i zawile, a to tylko w trosce o słuchacza, żeby dla lepszego zrozumienia mógł jeszcze samogonu skosztować. 😉
A ja traktuję się słodziutką aroniówką, żeby mi się słodko spało 🙂 po zawijaniu gołąbków które właśnie nastawiłam na nocne gotowanie. Skończyłabym wcześniej, ale robota została dramatycznie przerwana , wołaniem o pomoc córki, która czymś się przytruła no i mamuśka poleciała na ratunek. A tak a propos gołąbków. Znacie może jakieś „czary mary”, które można wykonać nad kapustą żeby liście łatwo można rozdzielać, bo tej roboty najbardziej nie lubię przy robieniu gołąbków?
Owcarku podhalański Twój wpis w gwarze góralskiej wywołał falę wspomnień. Faktycznie piszesz z Podhala?
Drogi Pepegor. Szkoda, że nie możesz pisac po polsku ze znakami diakrytycznymi. Niestety wychodzi bełkot. On mi robi dziurę w żołądku i w głowie też.
Alicjo, pomocy!
Od kilku dni „chodzi” za mna taki domowy smalec, wiesz, z cebulką i czymś tam jeszcze. Jeśli nie zjem czegoś takiego w ciągu kilku następnych godzin, to mnie skręci zupełnie.
Oczywiście nie znalazłem tutaj normalnego boczku w kawałku, jak w Polsce, kupiłem więc pocięty, taki jak używają do jajek na śniadanie, zresztą Product of Canada (oni nawet bacon muszą sprowadzić!).
Czy z tego da radę zrobic taki smalec, a jeśli tak, to kiedy dodac cebulę i co jeszcze potrzeba?
Chleb razowy też kupiłem.
Hej, hej! Ci za Wielką Wodą jeszcze nie śpią – dzieńdoberek!
Nic nie przeczytałam jeszcze, do tyłu jestem z tekstem blogowym, ale w końcu się poprawię.
Co to ja chciałam zapodać? Aaa, wyobraźcie sobie, że dzisiaj na od przedpołudnia było przepięknie: bezwietrznie, ze 7 stopni w plusie, słoneczko, tylko z rzadka jakaś malownicza chmurka! I tak cały czas konnych przejażdżek po lesie i dopiero na samo gonieie lisa nieco się zachmurzyło a dopiero po złapaniu lisa już na dobre mżyło. Wszyskim tym, którzy nie dojechali z powodu obaw pogodowych będzie łyso, a nawet już pewnie jest! Konnych uczestników było 15 sztuk, Stara Żaba na Forever’ze prowadziła zastęp po lesie krętymi dróżkami, wszyscy się rozglądali gdzie jaki lis wśród przepięknych jesiennych drzew się chowa, aż wróciliśmy na rozległe pastwiska i tutaj już było jasne gdzie on, i kto on zacz, i zaczęło się łapanie. Lis, bestia chytra, kluczył i uciekał zwinnie, goniących wystawiał co i raz do wiatru, widzowie uciechy mieli co niemiara, kamery aż się gotowały i furczały na pełnych obrotach. W koncu pan Sławek, Barwickim z racji zamieszkania zwanym, myśliwy zacięty wielce, srokatej Werbeny dosadający, za kitę złapał i lisowi z ramienia ją zerwał.
Potem wszyscy zgodnie jedli grochówkę, bigos i swinkę podgrzaną nad ogniem.
Ja wróciłam do domu pierwszym kursem z Anią i dziećmi, i padłam jak żaba na podciętych łapach a Ania (trzeźwy kierowca) pojechała z powrotem. Ostatni wrócili całkiem niedawno i już przeliczywszy, ze wszyscy są (w domu 10 + 2 nad stajnią), przypełzłam do siebie na górę.
Z powodu powrotu gości na raty i natychmiastowego układania się spać, podawanie tortu urodzinowego, automatycznie per excellence, zostało odłożone do jutra.
Tak tu kiedyś na blogu radzono w sprawie kapusty:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=799#comment-140414
Dzień dobry Żabo,
Tutaj tylko jeden nie śpi, skręca go coraz bardziej, ale co ma zrobic?
Nie wiem kiedy Ty sypiasz, u Ciebie już dawno po trzeciej nad ranem. Dobranoc.
Żabo,
Piękne to Twoje opowiadanie – sprawozdanie.
Nowy gdzie kupujesz razowy chleb? Ja robię sam
Cichal,
Wiem, że sam chleby pieczesz, bo często o tym wspominasz.
Ja kupuję w tzw. „polskim deli” w Riverhead (najblizszy, chociaż i tak 20 minut muszę jechać).
echidna,
Dzięki za link z 14:44 poprzedniego dnia. Przyznam Ci się, że o sklepie B&H dowiedziałem się od Ciebie z tego właśnie linku. W przyszłym tygodniu znowu muszę być na Manhattanie to z pewnością tam wpadnę. Dzięki.
Informuję z przykrością, że w przyszłym tygodniu nie będę na Manhattanie 😀
Pyro paskudna, miałaś odezwać się zaraz po przyjeździe!
Wyjeżdżam całodziennie do bardzo smakowitej ciotki, koić zszarpane nerwy.
Okazuje sie ze namiot w Wilanowie przywiezli potomkowie Pana Lulka.
, zaufani krola Sobieskiego. Szkoda ze osobiscie nie pije i nie pale . Sobieski bylby w sam raz.
Ciasto na pierogi dojrzewa za chwile rusza produkcja. Potem w droge i postoj w Wiedniu. Zabania namiotu nie przewiduje sie. Miejsca w walizce brak.
Informuję z przyjemnością, że za dwa tygodnie nie będę musiał już nigdzie jeździć, bo będę tam, gdzie od dawna chcę być, czyli w Polsce 😀 (niestety jeszcze nie na stałe).
Nowy,
wczoraj poszłam wcześnie spać (czytać), toteż nie wypowiedziałam się w sprawie canadian bacon. Tego pokrojonego nie warto kupować, bo on zwykle jest czymś traktowany (często syropem klonowym, tak, tak!) i wątpię, żeby się nadawał na smalec. W polskich sklepach powinni mieć znakomity smalec (u mnie mają!), a jak nie, to boczek z kawałka, i to jest dopiero ale znakomity boczek! Ja mam tylko jeden polski sklep u mnie na wsi, ale maja tam wszystko, czego dusza rodaka pragnie – spodziewam sie, ze na Brooklynie znajdziesz tego skolko ugodno, polskich sklepów znaczy się.
Cieszę się, ze fruniesz tam, gdzie chcesz być – nie zapomnij fotosprawozdać! I dobrej pogody życzę.
Pepegor,
ta picasa jest do opanowania, nie bój żaby 😉
Ale opanowywuj ją przed finlandią, bo a nuż-widelec jakiś Szwed się wtrąci, albo nie daj Boże Norweg czy Duńczyk 😯
Sławek, obejrzałam Twoje fotki na n-k. Czy Ty już pokazywałeś tutaj to, na którym karmisz Baśkę salonowo? Jak nie, to ja zaraz pokażę 😉
O, ale w Calgary środek nocy… to tym bardziej narozrabiam 😉
🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Slawek%20i%20Baska.jpg
byla mowa o torcie dla Zabinej pociechy, to ja sie tez pochwale moim tortem, wykonanie wlasne ozdobki dokupione
http://picasaweb.google.com/dorotadaga/UrodzinyDagi2009#
Torcik prześliczny, towarzystwo zacne 😉
Wszystkiego dobrego dla Jubilatki – nastolatki!
Alicjo dzieki, to bylo jednak w lecie, zdjecia byly w aparacie lezacym w Holandii, odzyskujac zbiegle dziecko, odzyskalam przy okazji zdjecia
No masz… zbiegło, ale wróciło, i odzysk jest 😉
Pyro,
kolejno odlicz. Brakuje mi Marialki, Magdy i pare innych osób. Nemo za chwile wróci z Sycylii i naposprawozdawa, foto pewnie też, mam nadzieję, że nie zadała się z tamtejszą mafią, przecież mamy swoją!!!
Gdyby sie zadała, niech podpatrzy tamtejsze metody, może się przydadzą 😎
Nowy czy będziesz na koncercie Grzybowskiego w Konsulacie we czwartek? Najlepszy chleb jest ze Staropolskiej. Babuni na Miodzie. Sama Babunia za kwaśna.
Babunia za kwasna, znalam kiedys przeurocza pania, miala 72 lata i byla babunia, miala tyle wdzieku i zywotnosci oraz urody, ze na moim slubie zakochal sie w niej nasz swiadek, bywalo tez, jak pani ta wchodzila do restauracji lub kawiarni, to bardzo czesto byla otoczona gronem mlodych ludzi, ktorzy byli nia zachwyceni, byla tak ciekawa osobowoscia.
Fotki z wczorajszej Panalulkówki
Marag! A co w tym dziwnego? Jak ja miałem 72 lata to też uwodziłem młodzież…
Nowy – o ile dobrze pamiętam, to smalec wytapia się ze słoniny, a nie z bekonu – można oczywiście dodać dla aromatu i smaku, tak samo, jak cebulę, kiełbasę ( ach, jaki pyszny smalec z kiełbasą robił ojciec mojej koleżanki,z którą mieszkałam na studiach!), ale podstawa, to jednak słonina.
A zajrzyj do przepisów u Alicji – wydaje mi się, że tam są jakieś przepisy.
Witam wszystkich,
Alicjo pokazywalem zdjecia od Starej Zaby z Basia w oknie jak najbardziej. W ogole jak na siebie malo zdjec robilem a video wcale co chyba sie zdazylo pierwszy raz. No zawsze musi byc ten pierwszy raz. Musze nieco uporzadkowac i moze pare innych fotek wstawie. Poki co sie kuruje choc nareszcie moge mowic i nie kicham co 6 sekund. Pyrowe gozdziki z rumem pomagaja 🙂
Morąg – tort piękny, ale ten obrus, to dopiero cudo! 🙂
Torta bym sobie zjadl takiego chetnie. Za zdrowie solenizantki oczywiscie 🙂
NOWY,
dwa razy naklepałam ,jak masz przygotować smalec i dwa razy kod rzekomo niepoprawny.Teksty wcięło,jakieś siły nie chcą,abyś miał dobry smalec. Alsa mnie wyręczyła. Dodam jeszcze,że ten boczek lub słoninę / ja robię ze słoniny/ drobno kroisz albo przekręcasz przez maszynkę do mięsa/ale Ty chyba jej nie masz/. Topisz w garnku,uważając ,żeby tłuszcz Cię nie popryskał. Pokrojoną cebulę dodajesz już na sam koniec,żeby jej nie spies, bo wtedy jest gorzka. Gdy smalec lekko ostygnie, zlewasz go do słoika lub miseczki. Warto choć raz zrobić to samemu, bo pracy jest niewiele.
ESKA , przypomnij proszę, z czego był zrobiony Twój smalec zjazdowy.
No,może tym razem tekst pójdzie.
Morągu,tort bardzo elegancki .A gotowe ozdóbki po to są,żeby je wykorzystać,zwłaszcza że są ,jak sądzę, z czekolady.
Nowy. Smalec ze skwarkami kupuję w sklepach na Greenpoincie. Szczególnie dobry i świeżutki jest w polskim Deli przy 55 Driggs Ave. Zaraz koło BQE. Robię z tego „smaluszek” tzn dodaje mnóstwo cebuli, jabłek, trochę śliwek, kolorowej papryki, cukini, dyni i co mi tam na jezyk podleci. Przesmażone trzyma się tygodniami. Robię to na dłuższe wyprawy narciarskie, turystyczne i rejsy.
Alicja, Alsa, Krystyno,
Dzięki za porady. Zobaczę co się da tutaj jeszcze kupić, bo z tego co mam, to chyba dobrego smalcu się nie ukręci. Potrzebna jest zwykła słonina. W nocy przejrzałem różne przepisy w necie, okazuje się, że sposobów przyrządzania i składników, które można używać, jest sporo. Jeśli znajdę podstawowy, to dzisiaj zrobię.
dzieki za pochwaly
poskreca mnie, gibam sie wlasnie na drabinie stojacej na stole, renki mnie odpaduja, gibam sie w celu zawieszenia sobie kotar retro, niby ma mi mniej wiac a napewno zabierze mi swiatlo w slonecznym mieszkaniu
Cichal,
Też dzięki. Na Greenpoint zaglądam bardzo rzadko, to dla mnie wyprawa. Nawet, gdy jestem w „City”, to też nie po drodze, bo przeważnie nie biorę samochodu (koszmar z parkowaniem), tylko jadę pociagiem do Penn Station. Polskie sklepy mam dużo bliżej, chociaż nie tak dobre – w Riverhead albo w Copiaque.
Na koncert mam ochotę pojechać, godzina też dobra. Tam trzeba zgłosić do środy. Dam Ci znać.
PaOlOre,
jesteś zuch,na Ciebie można liczyć, dzięki za fotosprawozdawczość, wreszcie mogę sobie umieścić Pana Lulka w odpowiednich okolicznościach, nie tylko GoogleEarth-owych 😉
Also i Krystyno –
konia z rzędem temu, kto tu dostanie słoninę w sklepie – dlatego klepałam o boczku. Słoninę u słonia, o! Prawdopodobnie można prywatnie „u chłopa”, co to akurat świństwo zaszlachtował i nie zdziwi sie, że chcemy ten tłusty nieużytek pobrać. W sklepie, jak żyję tu 27 lat, nawet u rzeznika nie było słoniny. I co gorsza, rzeznik parenaście lat temu zamknął interes 🙁
Z najwyższej półki zdjęłam tom opowiadań Czechowa- jest tam także ” Syrena ” , króciutka,zaraz biorę się za czytanie. Rzut okiem,co my tu mamy : pieczone gąski,duszone białe grzybki, kulebiak,no nie ,za dużo , żeby cytować. Już czytam.
Ale z tą słoniną coś muszą robić,chyba że świnki mają tylko mięso i skórę, takie zgrabne egzemplarze.
Krystyno,
ja popytam, co z ta słoniną, ale smalcu tu nie uświadczysz, słoniny też, chwała Bogu na Ronceswólce w Toronto można zakupić, no i w moim „Bałtyku” też, smalec, znaczy się.
Zakupilismy kiedyś coś, co się zwało „lard” , czyli smalec po tutejszemu. FUJ! Czy ktoś pamięta wyrób pod nazwą „ceres”? No więc ten tutejszy „lard” tak mniej wiecej smakował i w niczym smalcu nie przypominał.
Pogodowo – u mnie cesarska, błękit i kolory oraz 11 C.
Hm.
Muszę powiedzieć, że z tą polską biurokracją bywa różnie, przeważnie zle, ja do czynienia wiele nie mam, ale zdarzyło się, że zapodziała nam się książeczka mieszkaniowa studencka, jeszcze z ’74 roku. Walory niewielkie tam były, coś pod 30 tys. (zrewaloryzowane 3 lata temu), no ale były i co mamy darować. Jerzor poleciał do banku PKO, pogadał, pani poprosiła o pare danych i adres, starą unieważnią, wydadzą nową. Zapomnieliśmy o sprawie, wiadomo, swój tok musi przejść. I wiecie co?! W piątek przyszedł papiór, że nowa już wydana, po odbiór się zgłosić 😯
Chyba trza lecieć?!
Przeczytałam ” Syrenę ” , ależ tam smakowitości! Jeśli możecie,sięgnijcie koniecznie do tej lektury .
To jest jednak mordęga – 4 osoby do jednego biurka, a wiadomo, że pracujący mają sprawy ważne, zasdnicze i teerminowe. Jeszcze tylko jutro i sobie pojadą Monitor stoi daleko i zupełnie nie widzę co napisałam. W ogóle czuję sie niedołężna i nader posunięta w latach; taka, którą pod rękę trzeba wziąć przy krawężniku. VALE
Witam wszystkich. Pogoda jak pogoda, ja sie lecze gozdzikami z rumem jak Pyra kazala. A tu pare zdjec z palacyku mysliwskiego Antoniego Radziwilla w Antoninie, z zewnatrz, komin posrodku i park przylegly. Potem sliczny kosciol w Oloboku wsi pokaliskiej i renesansowy palac Izabeli Czartoryskiej-Dzialynskiej (ktora go w ten sposob przerobila na modle zamkow nad Loara) i park oraz miejscowe zubry ktrych jest tam chodowla. Jest tez konik polski ale nie mam zdjecia.
http://picasaweb.google.ca/Slawek.yyc/AntoninGoluchow#slideshow/5393985993882668882
Uwaga! Zgubił się Miś Kurpiowski.
18:44 SMS od Misia:
„jestem przy sex shop video i nie wiem jak trafic
czekam
skonczyla mi sie karta”
I co teraz?
Sex-shopów tu jak mrówków.
Nie napisał w jakiej dzielncy, na jakiej ulicy…
Nie ma rady.
Ide szukać…
19:10
Mis sie znalazł…
w polskim kościele.
no to lecę na Rennweg po Kurpiowskiego wotywnie rozmodlonego…
na szczęście Ania tam go pilnuje, to już się teraz chyba nie zgubi 😀
ale do sex-shopu to jakoś umiał trafić… taki ci to Miś…
Od sex-shopu do kościoła droga bliska 😉
Sliczna poznanska starowka. Kto byl zna kto nie byl moze sie wybierze.
http://picasaweb.google.ca/Slawek.yyc/Poznan2009#slideshow/5394000826327631538
Piękne fotki, yyc…
Poznań znam, bo mam tam rodzinę i bywam od zawsze – poznański Rynek jest bardzo kameralny w porównaniu do wrocławskiego, a tym bardziej do krakowskiego, który jest największym rynkiem Europy, nie wiem, czy wiecie 😉
W tym roku byliśmy bardzo krótko w Poznaniu i dlatego od razu Pyrze mówiłam – na tradycyjną golonkę nie będzie czasu 🙁
Dostało mi się na tzw ryj – za co? Za obszczekiwanie dzieci rodzonych. Mam odszczekać. No to już.
Jerzor kazał zamieścić.
Jak to Teresa Stachurska mawia – może się przydać..
http://zdrowie.onet.pl/1579876,2039,,,,rak_piersi_rewolucja,profilaktyka.html
Pyro…
a od czego masz Radyjko?! Niech on odszczekuje!
Marek dojechal szczesliwie do Wiednia. Zgubili sie z Pawlem bo Pawel szukal Marka w poblizu sex shopu a on byl w polskim kosciele przy Rennweg.
Jola pracowita jak mrówka ciagle, pzygotorwuje jakies smakowitosci. Marek ak wiadomo opuscil plac boju wykonujac dziesiatki wspanialych pierogów i makaronu. Pogoda byla cesarsko i po drodze mial do ogladania kawal wschodniej Austrii.
Czekamy na dostawe jerzebiny. Jutro jedziemy na zakupy. Jola albo ja napiszemy jak sie sadzi jarzebine i maliny.
Pracujemy usilnie nad reperacja stanu Poczty Butelkowej
Piekne uklony i zyczenia spokojnej nocy
Jola i Jerzy Teodoir
Pyra miała odszczekać bo nieprawdę napisała. Przez 2 dni nie siadłam do kompa. Marynarz siedzi przy swoim laptopie, a ja się dowiaduję, że 4 osoby pchają się do biurka. No to mnie poniosło. My tu robimy wszystko by Pyra była zadowolona, a Ona wypisuje jak jej niedobrze i że nikt jej do komputera nie dopuszcza. Poniosło mnie i kazałam odszczekać.
Dobry wieczór wszystkim.
Alino, to ja sobie pozwolę przesłać link, do frapującego artykułu z Przekroju,
oto on : http://www.przekroj.pl/cywilizacja_nauka_artykul,5677.html
Życzę wszystkim dobrej nocki i jak zwykle pięknych snów, idę do Morfeusza, bo się dziś „wizytowałam” i padam na …., no wiecie na co 😉
Pyro, brzęknij jutro i podaj mi telefon do aktualnej Ciebie. Niech ja Cię nie tracę z uszu 🙂
Z tym, co zamieściła zgaga, duuuużo racji, co podpowiedziała mi pani, do której poszłam na badania pierwsiów, jako że jestem po 50-tce i mi przysługuje co 2 lata, no to czemu nie skorzystać.
Po pierwsze i ostatnie, to wcześnie wykrywać. Nie tylko tego, ale i innego – zwracać uwagę, bo jak wcześnie, to możemy usmażyć, a jak! To nie są żarty, tylko normalne dbanie o zdrowie, przecież każdemu żyć sie chce i nie mówcie, że jest inaczej!
nowym aparatem
http://picasaweb.google.pl/takrzy/DziewczynkaZCostaRica#slideshow/5394142074515020018
Miałem okazję popróbować legendarnej samogonki, wierzcie mi napój tylko dla orłów i na zgryche była słoninka 🙂