W kuchni mistrza Norberta

Pierwszy kieliszek prosecco w kuchni „St.Hubertus” – Inka Wrońska, Tessa Capponi-Borawska, Paolo Pizzinini, Norbert Niederkofler i ja

San Cassiano liczy zaledwie 700 mieszkańców. I wszyscy oczywiście znają Norberta Niederkoflera. Któż by bowiem nie chciał porozmawiać czy poradzić się najwybitniejszego kucharza tej części Włoch. Restauracja „St.Hubertus”, której szefuje Norbert szczyci się dwoma gwiazdkami w przewodniku  Michelin oraz 18 punktami na 20 możliwych przyznawanych przez przewodnik Gault i Millau . To są kulinarne szczyty. I dokładnie odpowiadają położeniu restauracji w wysokogórskim San Cassiano w jednym z najwytworniejszych hoteli czyli Rosa Alpina.

Wpisanie dedykacji i złożenie autografu to poważna sprawa

 

Kuchnia Norberta, na pierwszym planie ręczna krajalnica do wędlin

Norbert nie tylko kieruje kuchnią, opracowuje nowe receptury, kształci młodych kucharzy ale także znajduje czas na pisanie książek. Jedną z nich – „St. Hubertus smak Dolomitów” – ze stosowną dedykacją, przywiozłem i ustawiłem w swojej bibliotece. Księga zawiera wielką liczbę przepisów z Górnej Adygi przepięknie zilustrowanych oraz dedykację autora, w której jestem w stanie przeczytać tylko słowo Piotr. Mistrz Norbert bowiem charakter pisma ma odwrotnie proporcjonalny do kunsztu kucharskiego. Jednym słowem pismo ma paskudne.

Gospodarze i goście: Tessa, Norbert, Paolo i Ania

 

Do kuchni Norberta zaprowadził nas Paolo Pizzinini, właściciel Hotelu Rosa Alpina. On też przez pierwszy kwadrans czynił honory domu  oprowadzając po piwnicy, w której zgromadzono wielki zapas  win i to nie tylko z miejscowych winnic. Po wzniesieniu toastu za gości znad Wisły musującym prosecco i wypiciu z drugiego kieliszka  gorącego bulionu z żółtkiem, podawanego dla rozbudzenia apetytu, Paolo Pizzinini zostawił nas w rękach Norberta.

Po rewelacyjnej, maleńkiej przekąsce, którą stanowiła terina z wątróbki okonia morskiego z leśnymi owocami, obeszliśmy kuchnię, poznaliśmy liczną załogę (12 młodych mężczyzn i jedna dziewczyna), obejrzeliśmy ręczną krajalnicę do specku i innych wędlin, która stanowiąc zabytek okazała się nie do zastąpienia i resztę bardziej nowoczesnych kuchennych urządzeń.

Wspomniana  krajalnica była  w kolorze czerwonym. Świadczyło to o dacie jej produkcji. Otóż po objęciu władzy we Włoszech przez Mussoliniego zabroniono malowania czegokolwiek na kolor czerwony. Na szczęście nie nakazano przemalowywania posiadanych już sprzętów. Zaletą tej starej krajalnicy jest jej ręczny napęd. Elektryczne bowiem są zbyt szybkie, co powoduje roztapianie się tłuszczyku w krojonej szynce.

To nie jest sushi, to przekąska z ciasta oliwkowego

Nasz stół stał w tzw. pokoju szefa, w którym podejmowano wyróżnionych gości „St. Hubertusa”. Od kuchni oddzielało nas wielkie okno przez które widać było krzątaninę licznej załogi, wśród której odkryliśmy młodego Węgra zajmującego się przyrządzaniem antipasti. A było ich sporo. Mnie najbardziej smakował krem z kartofli z kalmarami oraz „nibysushi” czyli słupki kremu jogurtowego owinięte w ciemnozielone ciasto zrobione z mielonych oliwek do złudzenia udające algi nori.

Wołowina w pancerzu solnym…

…i pokrojona na talerzu w towarzystwie maleńkiej porcji tatara

 

Po rosole z…miętą (fantastyczne połączenie aromatyczne i smakowe) podano befsztyk z wołu karmionego górskim sianem a w chwilę później ponownie wołowinę lecz tym razem pieczoną w pancerzu z soli. Dla dodania apetytu obok pięknej krwistej pieczeni leżała maleńka grudka autentycznego, surowiutkiego tatara.
Dwa mięsne dania rozdzielono jabłkowym sorbetem pięknie podanym w skórce zielonego jabłka.

Sorbet z zielonego jabłka

Na koniec pojawił się Norbert Niederkofler po zasłużone brawa oraz po to, by wręczyć nam swoją książkę  z przyjacielskimi dedykacjami.cdn