Dobry uczeń … Czechowa

Żaden inny znany mi pisarz nie potrafił sprawić bym poczuł się głodny i natychmiast ruszył do lodówki po wymyślne smakołyki jak tylko Antoni Czechow. Jego opowiadanie „Syrena”  za każdym razem pobudza moja wyobraźnię i zmusza do przyrządzenia a to solanki, a to sałatki z surowych grzybów, a to gryczanych blinów z…

Czechow miał i ma nadal wielu miłośników swej prozy czy dramatów ale także – okazuje się – i uczniów. Ukazała się właśnie na rynku książka zatytułowana „Smak Rosji”. Smakowite dziełko zawiera  ponad sto przepisów wybranych przez Małgorzatę Mierzwę i Genowefę Wołkanowską, które poprzedzone są obszernym wstępem pióra znanego dziennikarza Andrzeja Łomanowskiego. I to właśnie Łomanowski – moim zdaniem – będzie magnesem wabiącym czytelników. Okazał się on bowiem  dobrym, ba pewnie najlepszym, uczniem autora „Syreny”. Jego szkic zatytułowany „Święta sztuka zakąszania”  jest nie tylko opisem rosyjskich obyczajów na przestrzeni wielu wieków, jest także skrócona historią Rosji, wyborem cytatów z literatury, zbiorem przepysznych anegdot z życia towarzyskiego i nie tylko, a także – co ważne dla tych, którzy wybierają się w podróż za nasza wschodnią granicę – instrukcją zachowania się przy rosyjskim stole.
Bywałem w Rosji, a wcześniej w ZSRR i to rozróżnienie ma znaczenie, wielokrotnie. Jadałem i pijałem z gospodarzami także po wielokroć a dopiero po lekturze szkicu Łomanowskiego widzę jakie gafy popełniałem i jak złe skutki na siebie sprowadzałem nie wiedząc np., po którym kieliszku należy robić przerwy a po którym zakąszać. I choć jak twierdzi autor  sami Rosjanie maja na ten temat rozbieżne opinie, to warto, ba, konieczne jest znać owe zasady zarówno ze względu na swoisty savoir vivre biesiadowania, jak i dla własnego zdrowia.

Czy wiedzieliście np., że od 1914 do 1924 roku w Rosji a potem ZSRR obowiązywała ścisła prohibicja? Nie wolno było ani produkować, ani pić alkoholu. Dopiero po śmierci Lenina zakaz ów cofnięto.
Ten straszliwy dla Rosjan przepis oczywiście obchodzono, pijąc lekarski spirytus i słynną samogonkę. Było to jednak przestępstwo, aczkolwiek na tyle nagminne, że uniemożliwiające karalność. Epoka łagrów była jeszcze przed nami. A zakaz cofnięto niemal natychmiast po śmierci Lenina.

Wkrótce potem jednak nastąpił kolejny akt dramatu biesiadnego. Wódki było pod dostatkiem – zabrakło natomiast zakąski.  W rosyjskim biesiadowaniu  nie było do tej pory obyczaju picia bez zakąszania.  I wprawdzie można – i stosowano to od wieków – „zaniuchiwat wodku” czyli wąchać np. skórkę razowca lub słoninki lecz w kolejnym etapie biesiadnicy muszą popróbować blinów, ogóreczków, kawiorku, jajeczek, pielmieni, suszonej rybki czy choćby marynowanego niedźwiedziego czosneczku.
Rosyjski naród słynący z pomysłowości i z brakiem zakąski dał sobie radę. Kto zaś chce wiedzieć jak, ten musi sięgnąć po „Smak Rosji”.

Na koniec, by jednak dać choć przedsmak tej wspaniałej lektury, przytoczę jedną anegdotę. Rzecz się dzieje w epoce Gorbaczowa, który także usiłował walczyć z pijaństwem wprowadzając różne zakazy. Nie przetrwały one jednak nawet roku i autor pierestrojki nie może zapisać tej kampanii na swoją korzyść. ?W środku kampanii antyalkoholowej z komitetu partyjnego w syberyjskim Tomsku dzwonią do Komitetu Centralnego w Moskwie. – Towarzysze, natychmiast przyślijcie  trzy cysterny spirytusu! 

– Zwariowaliście ?! – odpowiadają z KC.  – W całym kraju walczymy z alkoholizmem, a wy chcecie trzy cysterny spirytusu?!

– Ale – jęczą z Tomska – naród wytrzeźwiał! I pyta się, gdzie jest car?!”

A my się pytamy, gdzie się podziała ta beczka z kawiorem, która stała w oknie wystawowym na Krasnoj Płoszczadi?