Czas wolny upragniony

Czas wolny jest niewątpliwie naszym fetyszem. Z góry cieszymy się na wolne dni, których w tym roku, wiosną, nie można narzekać, jest dość sporo. Ledwie zakończył się weekend majowy, a tu już przydarzył nam się czerwcowy. A po drodze był przecież jeszcze emocjonujący 4 czerwca, data początku naszej Nowej Ery…

Ci wszyscy, którzy pamiętają czasy słusznie minione, o wolnych dniach myślą jak o wyzwaniu. Zabiegi o zaopatrzenie domu na każde nadarzające się po drodze wolne dni były wpisane w nasz bilans czasu.Trzeba bylo zgromadzić zapasy na odświętne posiłki. Choć już nie mamy z tym żadnych trudności, nie zabiera nam to wiele czasu, jednak i teraz musimy pomyśleć, jak przedstawić rodzinie czy przyjaciołom coś niezwykłego, w całym ciągu kulinarnych przyjemności w ciągu wolnych dni. Bo mamy w tej dziedzinie wymagania.

A kulinarne wymagania i przyjemność wyglądają obecnie zupełnie inaczej niż przed laty: zamiast pokaźnego schabu, szynki czy polędwicy – oryginalne danie z warzyw, wegetariańskie, wymyślne dziełka z repertuaru z drugiego końca świata. Obfitość jadła nie jest w cenie, ale pomysł na jego przyrządzenie już tak.

Chętnie korzystamy z pomysłów, które wypróbowali nasi przyjaciele, które nam zasmakowały ale i zaskoczyły. Współzawodnictwo pomiędzy osobami gotującymi (obu płci) kwitnie i chętnie próbujemy nowości. Im dziwniej i bardziej zaskakująco tym lepiej.

Na przykład ostatnim naszym rodzinnym odkryciem stała się niezwykła zielona zupa: z listków rzodkiewek. Na naszych wiejskich grządkach rzodkiewki bez grama sztucznych nawozów rosną bardzo bujnie. I to zarówno formując jaskrawe podziemne kuleczki, jak i soczyście zielone listki. To, co dotąd trafiało na kompost, czyli bujne zielone liście dziś chrupiemy ze smakiem jako dodatek do kanapek. Ale dopiero zupa z nich zrobiła prawdziwą furorę. Przepis znajdziecie w archiwum naszego bloga.

Przeglądając swoje notatki, szukając wśród wiekowych oryginalnych, niemięsnych przepisów znalazłam niezwykłe, jak na tamte czasy, zupy. Proponowane przez mistrzów kucharskich przed niemal dwoma stuleciami. Już wtedy ceniono witaminy, smak i – pomysł. Myślę, że obecnie poszliśmy jeszcze dalej, stawiając przede wszystkim na efektowność i zaskoczenie biesiadników alei walory dietetyczne. W statecznym wieku XIX posiłki musiały być przede wszystkim sycące. Oto zupa szpinakowa pana Schmidta ( w książce Kuchnia Polska, rok 1854): pół kilograma szpinaku i półtora litra wołowego rosołu, szklanka dobrej śmietany z łyżką mąki, sól do smaku, to całe bogactwo tej zupy. Przyznać jednak trzeba, że właśnie rosół i śmietana to gwarancja,że zupa jest smakowita a po staroświecku pożywna, co dla oszczędzających kalorie może być trudne do przyjęcia.

Druga zupa, propozycja znanego autora, Jana Szyttlera, który wywarł wielki wpływ na całą polską kuchnię od początków XIX wieku, jest mniej kaloryczna.

Oto zupa z rzeżuchy

4 szklanki listków rzeżuchy, łyżeczka masła, łyżeczka mąki, 2 szklanki bulionu

Listki rzeżuchy wrzucamy na wrzącą, lekko osoloną wodę, po kilku sekundach wylewamy na durszlak, przelewamy wodą i po odsączeniu miksujemy.

Rozpuszczamy w garnuszku łyżeczkę mąki, dodajemy mąkę i kiedy zasmażka spieni się i zbieleje wlewamy bulion (oczywiście może być z kostki) dodajemy zmiksowaną rzeżuchę, gotujemy3-4 minuty. Doprawiamy solą.

Przepis brzmi zachęcająco. Nie próbowałam, ale namawiam do spróbowania tego oryginalnego z pewnością smaku. Może się i ja odważę?