Smaki smaków
Ostatnie miesiące przekonały nas że, jak mawiają pesymiści, zawsze może być gorzej. Nasze zabiegane dotąd życie zatrzymało się w biegu, nie na długo jednak, bo każdy z nas obserwował zrazu powolne, a z czasem coraz szybsze dopasowywanie się do ograniczeń. I właściwie w nieco innych dekoracjach powróciliśmy do dawnego toku, powiało optymizmem.
Zamiast na Sycylię wyjeżdżamy na Mazury, Paryż zastępuje nam wycieczka do Krakowa, letnie chaty mieszczuchów pękają w szwach a agroturystyczne gospodarstwa w ładnych okolicach mają powodzenie na jakie nigdy nie liczyły. Ceny pokojów wzrosły w turystycznych miejscowościach, a społeczny dystans z pewnością byłby łatwiejszy do osiągnięcia na oblężonej dawniej Majorce niż nad polskim morzem.
Lato zresztą zamiast spodziewanej suszy i mizernych plonów warzyw i owoców jest stosunkowo mokre, obfitujące w nieprzewidziane atrakcje pogodowe. Roślinom to nie przeszkadza, rosną szaleńczo, dając niezwykłe plony.
Kończymy już tegoroczny sezon gruntowych truskawek, które były smakowite i w dużej obfitości. Nie odbiło się w to w niskich cenach, ale też nikt się nie spodziewał obniżek cen . Choćby dlatego, że trudniej dziś niż w zeszłym roku o pracowników, którzy nie mogli przekroczyć granicy, aby zebrać nasze plony.
Stragany i działy z owocami i warzywami tak, jak w poprzednich latach przypominają niezwykłe kolorowe dzieła sztuki, warzywa są dorodne, piękne i jedyne co nie zachwyca to cena. Jednak już tak dalece pokochaliśmy je, że pokonujemy i tę przeszkodę. Spójrzcie do koszyków sklepowych klientów, to one stanowią dużą część codziennych zakupów.
W naszym ogrodzie na mazowieckiej wsi leżą schludnie porozciągane węże do kropelkowego podlewania, ale na szczęście natura za nas wykonuje tę pracę. Tam, gdzie dawniej pod warstwą nieurodzajnej, lekko zwilżonej ziemi przesypywał się suchusieńki piasek ma on inną, wilgotną konsystencję. Toteż rośliny śmigają, plony warzyw i owoców zapowiadają się znakomicie. A na talerze trafiają dania jarskie niekoniecznie wymyślne, ale zawsze witane z przyjemnością. Naleśniki z nadzieniem ze startej na tarce cukinii, podsmażonej na oliwie z czosnkiem, doprawionej tylko solą i pieprzem; pieczone w piekarniku marchewki, pietruszki, papryka, ale i kalafior w różnej postaci. O właśnie! Kalafior nie u wszystkich cieszy się uznaniem, ponieważ jego zapach w czasie gotowania to spora przykrość. Można go jednak ugotować znacznie wcześniej zanim pojawią się domownicy, a przed podaniem przyrządzić go niemal bezzapachowo. Najpierw zrumienić na patelni tartą bułkę, dodać do niej klarowane masło, rozdrobniony (podzielony na małe kawałeczki) ugotowany kalafior oraz szczyptę ostrej papryki. Chwilę podgrzewać potrawę i zjadać ze smakiem.
Jak wiemy warzywa zawsze były obecne w polskiej kuchni, przyrządzano z nich ciekawe i smakowite potrawy, zazwyczaj jako towarzyszące daniom mięsnym. Niemal też nie jadano warzyw na surowo, przyrządzano z nich „jarzynkę”. Przecież nawet zieloną pietruszkę raczej radzono zagotowywać.
My dziś optujemy za jadaniem warzyw na surowo, liczba oferowanych na stoiskach sklepowych lub uprawianych w ogródkach i w skrzynkach sałat jest tak wielka, że warto sobie w ten sposób urozmaicać życie. No i warto pamiętać, że sosy do gotowanych czy surowych warzyw to próba fantazji i wyobraźni. Ja osobiście polecam mój ulubiony sos :olej z pestek z winogron wymieszany z glasą o smaku owocowym, dowolnie przyprawiony solą, pieprzem i czym tam jeszcze podpowie fantazja ,lub najprostszy z jogurtu wymieszanego z dobrym majonezem. Pycha!
Komentarze
ehm… to wklejam, bo yurek zaalarmował, że jest nowy wpis 😉
a ja na starym się wypisuję 🙄
I według statystyki, ten mój ostatni wpis był jak w mordę jeżą, numer 999!!!
Alicja-Irena
21 lipca 2020
22:37
Haneczko,
ja też. Kto dzwonił do Pyry, to mu zostało. Oraz pokasływanie.
Nie jestem znawcą piwa, ale mam ulubione swoje. Po pierwsze primo, po otwarciu butelki muszę czuć chmiel – bez tego nie ma piwa! Po drugie, charakterystyczna dla chmielu goryczka. Lubię w piwie gorycz
Pamiętam, jak lata temu pojechaliśmy ze znajomymi w okolice Lake Placid na kemping z dzieciakami (sztuk dwie). Zachwyceni cenami alkoholu w USA zakupiliśmy całą skrzynkę (24 puszki) budweisera. Dalszego komentarza nie będzie, bo już wyżej był.
Próbowałam dać szansę różnym Coors, Miller i jeszcze jakieś – nigdy więcej. Podobnie jak z kanadyjskimi Molsonami, Carling O’Keefe, Labatt’s i całą rzeszą wielkich browarów – fuj!
Pamiętam też nasze polskie mamy, odwiedzające dzieci tutaj, były zachwycone tym piwem, jakie dobre
W Kanadzie, a i w USA też, powstało trochę małych, lokalnych browarów i to już jest o kilka stopni wyżej – rzeczywiście pachnie jak piwo i smakuje jak piwo.
My kupujemy polskie, Żywiec, Okocim, Łomża, Lech i co jeszcze się pojawi w Sklepie za Rogiem, a i nasi znajomi Kanadyjczycy zasmakowali w polskim piwie.
Moim absolutnie ulubionym są belgijskie piwa trapistów. Niestety, ceny są dość nieprzyzwoite, ale nie pijemy skrzynkami…
W mojej książce według mojego smaku najlepsze są:
-belgijskie
-niemieckie
-austriackie
-czeskie
Ale najchętniej kupujemy patriotycznie polskie – są bardzo przyzwoite w smaku i w miarę tanie. Łomżą export wznosimy toast, zdrowie wszystkich
ps.Pyra wznosiła toast o 20 polskiego czasu – za tych co na morzu, za wędrowca na szlaku (to Żaba) i tak dalej.
Alicja-Irena
21 lipca 2020
22:48
ps.Zazdroszczę minizjazdów – u nas nic się w przepisach nie zmienia i pod koniec lipca, niestety, nie zanosi się na jakiś luz. Loty międzykontynentalne raczej można między bajki włożyć na ten wrzesień. A nawet jeśli, to myślę, że obłożenie będzie takie, że ho-ho…
Z drugiej strony nie wyobrażąm sobie na lotnisku ze 2 godziny przed lotem w masce na twarzy, a potem 8 godzin w samolocie, no i z godzina przynajmniej na odprawę.
Ja się jeszcze do tego nie przyzwyczaiłam, bo szczęśliwie jako emerytka większość czasu spędzam w domu i okolicach przydomowych.
Kalafior na surowo czy brokuły z jakimś sosem czosnkowym własnej roboty – pycha!
Do gotowanego kalafiora, łyżeczka sody i dobry pochłaniacz.
Stara, dobra muzyka i poezja:
https://www.youtube.com/watch?v=TEwRO0wX92A
https://www.youtube.com/watch?v=FYjH5ESGgN0
Kalafior bezzapachowo – gotować na parze. Podwójny garnek (dół- woda, góra z dziurkami – kalafior) i pokrywka. Twardość warzywka w zależności od czasu gotowania. Et voilà tout!
Potem tylko bułka tarta na masełku z dodatami lub bez, sosy wszelakie itp.
Ja też dawno przestałam gotować tradycyjną metodą. Tylko na parze, zresztą inne warzywa też. Wczoraj jednak upiekłam. Kalafior, podzielony na różyczki, pokropiony oliwą, przyprawami (kumin, curry), piekłam do zrumienienia. Podałam z makaronem i sosem pomidorowym. Można oczywiście polać każdą inną salsą.
Dzisiaj świętują Magdaleny, więc 100 lat blogowym Solenizantkom! Kuzynko Magdo, serdeczności 🙂
https://m.youtube.com/watch?v=G0P2hASuDPA i miłych obchodów!
Dzień dobry,
Już sam tytuł „Smaki smaków” każe sięgnąć także do przysmaków Kuzynki Magdy jakie miałem kilka razy okazję kosztować. Pyszności!
I takie same życzenia ślę dla naszej Blogowiczki niby drugiego, a przecież zawsze pierwszego planu – Kuzynki Magdy – pysznych dni, pysznych spełnionych marzeń, pysznych (duchowo) malarskich inspiracji!
Może zostaniemy przy południowych rytmach – karnawałowy poranek (Carla Maffioletti, Carmen Monacha, Kimmi Skota) w Sao Paulo.
https://www.bing.com/videos/search?q=rieu+sao+paulo+youtube&&view=detail&mid=817296587CBF526873A0817296587CBF526873A0&&FORM=VDRVRV
Magdzie i Magdalenom wszystkiego najlepszego! Dużo zdrowia i spełnienia marzeń!
Byłam na spacerze, komary nie odpuszczają.
Kuzynce Magdzie w Dniu Imienin
oraz blogowym Magdalenom dedykuję
Magdalena, Magda, Lenia
pełne imię lub zdrobnienia
szafir szczęście Jej przyniesie
niech jemioły szuka w lesie
w lesie, w polu i na łąkach
gdy jemioła jest już w pąkach
Mars i Księżyc Jej planety
a nie Wenus, ach – niestety
niechaj wszędzie czwórki szuka
cztery szczęście Jej wystuka
nieba błękit technikolor
to jest Jej szczęśliwy kolor
szafirowe me życzenia
niechaj spełnią Jej pragnienia
w lazur nieba owinięte
serdecznością opłynięte
©echidna
Magdalenie Austriackiej
i Kuzynce Magdzie – najlepszego 🙂
Wszystkim podczytującym Magdalenom – również wszystkiego dobrego 🙂
U mnie burzowo…
Na obiad będzie proste, chłopskie jedzenie – upieczone w ziołach malutkie ziemniaczki oraz maślanka. W porywach sałata mieszana (jak ją kto porwie…).
Magdalenom – wszystkiego najlepszego.
Dzisiaj urodzinowo swietuje Echidna – Echidno, wszystkiego najlepszego!! Niech Ci sie marzenia spelniaja!!
Echidnę ściskam serdecznie i życzę zdrowia, mało chwastów w ogrodzie, przyjemnej pogody , wszystkiego najlepszego!
Echidno, przyłączam się do życzeń dla Ciebie, zdrowia i jak najwięcej radości!
Miłego świętowania 🙂
Uściski dla naszego Zwierzątka z Antypodów – Najlepszego 🙂
Magdalenie i kuzynce Magdzie – najlepsze życzenia imieninowe,
a Echidnie – urodzinowe 🙂
Kalafior bardzo lubię, ale z ostrą papryką jeszcze nie próbowałam. Gotuję go w mniejszych kawałkach i pod przykrywką, więc nie trwa to długo. Zapach jakoś mi nie przeszkadza. W wielu przepisach zaleca się gotowanie kalafiora bez przykrycia, ale nie wyjaśnia się powodu takiego postępowania. Może chodzi o to, żeby właśnie pozbyć się tego zapachu.
Dla ochłody…. świetny dokument:
https://www.onet.pl/sport/onetsport/andrzej-bargiel-druga-rocznica-zjazdu-z-k2-mogly-na-mnie-spasc-wielkie-bryly-lodu/0p2nk97,d87b6cc4
Magdalena to takie melodyjne imię i tej nieustannej melodyjności Wam życzę.
Echidno, metryka won. Świętuję razem z Tobą, że jesteś.
Upiekłam ciasto pomidorowe. Jest dobrze, ale buraczane lepsze. Próbujący oczywiście nie zgadli, z czego ono. W planach marchewkowe.
Zapach kalafiora mi nie wadzi. Dawno nie gotowałam, wolimy różyczkowo smażony z przyprawami.
U nas komarów malutko, co dziwi zważywszy jezioro o rzut beretem. Za to mszyce uodporniły się chyba na wszystko, zwłaszcza te na żywopłocie.
Ciasto marchewkowe bardzo mi smakuje, ale sama jeszcze nie piekłam. Ciekawa jestem co będzie po buraczkowym i pomidorowym, bo wyobraźnia niczego mi nie podpowiada.
Komarów jest niezbyt dużo, ale zdążyły pokąsać mnie w kostki. Mszyce tradycyjnie opanowały wiciokrzew. Ślimaki mają się bardzo dobrze.
Podobno dodanie odrobiny mleka (pół szklanki dodawałam) też ma ten zapach zmniejszyć, ale naprawdę dobrą metodą jest… dobry pochłaniacz nad kuchenką, jak wspomniał yurek 🙂
Ja wolę na surowo z sosem ostrym czosnkowym. W ogóle co nie trzeba koniecznie gotować, wolę na surowo.
Sposób na parze zapamiętam, bo może się przydać.
Oglądając dokument o zjeźdze Andrzeja Bargiela z K2 przypomniało mi się, że Jerzor dawno temu w Austrii robił takie rzeczy, bo we wsi nie było wyciągu.
Nie ta skala, ale trzeba było się pomęczyć. Godzina na wyjście w górę w butach narciarskich (nikomu nie przyszło wtedy do głowy, żeby narciarskie w plecaku, a wyjściowe na nogach), a sam zjazd…
https://photos.app.goo.gl/5yuhXpvhrb1sPKU57
Te ciasta na bazie jarzyn (buraki, marchew, cukinia) jak i bananow maja to do siebie , ze swietnie wychodza z maka bezglutenowa. Zwykle ciasta, w ktorych zastepuje make ta bezglutenowa maja inny smak i konsystencje, niestety nie najlepsza. A te wychodza bardzo smaczne. Ciasto z pomidorami musze kiedys sprobowac.
U Echidny juz dawno czwartek …
Serdecznie Wam dziękuję za pamięć i życzenia.
Haneczko – merykę już dawno gdzieś zapodziałam.
– tu uśmiech szeroki
jak nad widnokręgiem obłoki
A Jolinka jak nie było tak nie ma…
Echidna,
Dołącz mnie do tych życzących Ci wszystkiego co Ci radość przynosi. Najlepszego!!!!
Kominek pewnie wyjechała wakacyjne z rodzinną młodzieżą. Takie chyba były plany?
Oczywiście moja komórka przerobiła Jolinka na Kominek, ale wpadka, przepraszam!
Tez mi sie wydaje, ze Jolinek- Kominek jest na wakacjach.
Z opoznieniem wszystkiego najlepszego wczorajszym solenizantka.
Wczoraj upieklam pierwszy raz placki z cukinii. Byly bardzo dobre. Dzisiaj dla odmiany beda faszerowane baklazany.
Za chwile ide na targ, maski obowiazkowe.
Z opoznieniem sle najserdeczniejsze zyczenia pomyslnosci Magdalenom i echidnie.
Pozdrowienia dla blogowej braci 🙂
Nowy – dopisałam. Dziękuję.
Raz jeszcze serdecznie dziękuję Wam Mileńcy za życzenia.
Od razu poczułam się lepiej choć sytuacja w Melbourne i okolicach jest przygnębiająca.
Ludzie (nie wszyscy oczywiście) są bezmyślni i nierozważni. Ze swoistą brawurą i beztroską uznali, że po zniesieniu restrykcji – można było wreszcie odwiedzać rodzinę oraz przyjaciół w ich domach, zwiększono ilość osób spotykających się poza domami, otworzono restauracje, kanjpki, bary (ilość konsumentów ograniczona) itp – Corona-19 już nie zagraża, praktycznie nie istnieje i w wielu przypadkach „hulaj dusza, granic nie ma”. Na efekt nie trzeba było czekać długo. Ilośc chorych podskoczyła z 3-9 przypadków na dobę do 428 i nadal oscyluje w tych granicach.
Od środy obowiązują nowe przepisy. Powróciliśmy do zamknięcia w domu, odwiedziny zakazane, wyjście tylko w przypadku zakupów, wizyt lekarskich, spacerów (raz dziennie – ciekawe kto to sprawdzi), pracy oraz opieki nad innymi (dowiezienie potrzebnych artykułów do osób w potrzebie i zostawienie przed drzwiami). Jazdy do innych dzielnic bez konieczności zabronione – $1600 kary jak zatrzymają.
I wszyscy, wszędzie (łącznie ze spacerami) noszą maseczki.
Trzeba się podporządkować, tylko co zrobić z tymi kołkami co mimo wszystko nie stosują zaleceń? To właśnie oni stwarzają największe zagrożenie. I ci co uważają panującą sytuację za nieistniejący spisek.
Koszmar! Gdzie takie głupole się lęgną?
errata:
za teorię spiskową
Wylęgarnie głupoty są wszędzie, nadzieją jedynie rozsądne ograniczanie bezmyślnej fantazji. Niestety, nie u nas…
Na pocieszenie takie miłe spojrzenie na chwasty i nie tylko
https://chwilezachwycone.blogspot.com/2020/07/drzaczka-srednia-briza-media.html?m=1
Moc uścisków i najlepszych życzeń dla Magdalen i Echidny!
https://tiny.pl/7f1qm
Powróciłam z krótkiego wypadu na południowe rubieże Wielkopolski. Wraz z moją koleżanką uznałyśmy, że skoro panowie dobrze się bawią na rybach to my również wyskoczymy gdzieś w Polskę. Wybrałyśmy ten region, jako że obie nie odwiedzałyśmy nigdy owych stron, a poza tym uznałyśmy, że nie będzie tam na pewno tłumu turystów. W prawie wszystkich odwiedzanych przez nas zabytkach byłyśmy same, kilka osób spotkałyśmy jedynie na zamku w Gołuchowie:
https://podroze.onet.pl/polska/wielkopolskie/goluchow-zamek-czartoryskich-zwiedzanie-i-historia/r2rxp7g
Zamek i park wspaniały, zapamiętamy też na pewno wizytę w Pałacyku Myśliwskim w Antoninie czy też w Dobrzycy (Muzeum Ziemiaństwa). Ciekawy był dworek w Russowie, gdzie urodziła się Maria Dądrowska.
Odwiedziłyśmy Kalisz, Ostrów Wlkp, Krotoszyn i kilka niewielkich miejscowości na trasie. Niestety nie udało nam się spróbować drożdżowych pyz, z których słynie Wielkopolska. Nie po raz pierwszy ubolewam nad tym, że w małych, polskich miejscowościach króluje pizza i kebab 🙁 Miejsc, gdzie podają regionalne jadło nie ma za wiele w tamtych okolicach. Drożdżowe pyzy pamiętam, między innymi, z odwiedzin u Pyry 🙂 W Poznaniu można je zamówić w wielu restauracjach.
Zapewne tubylcy mają dość w domowej kuchni tych regionalnych smaczków, to wychodząc „na miasto” rozglądają się za czymś innym 🙂 Szkoda, że nie pomyśleli o turystach…
Ano właśnie, Salso! Turystów przyciąga się również dobrą, lokalną kuchnią, o czym znane turystyczne miejsca na całym świecie wiedzą doskonale. W Polsce oczywiście też tak jest-na Mazurach ryby słodkowodne, nad morzem ryby morskie (niekoniecznie z Bałtyku), na Podlasiu kartacze i kiszka ziemniaczana itd….
Na naszej południowo-wielkopolskiej trasie zabrakło tych lokalnych smaków oraz dobrze oznakowanej informacji dla turystów. Z jednej strony przed wjazdem do tego czy innego miasteczka jest tablica, że jesteśmy na szlaku piastowskim, ale na miejscu już sami musimy się postarać, by znaleźć miejsca z tym szlakiem związane.
Przy okazji takich podróży bardzo lubię zaglądać do różnych małych sklepów na rynku, w tym do księgarni też. Ogólnie wiadomo, że w dzisiejszych czasach sklepy z książkami to rzadkie zjawisko. W Ostrowie Wielkopolskim znalazłyśmy różne ciekawe wydawnictwa na stoisku w….synagodze. Tamtejsza synagoga to miejsce, które koniecznie trzeba odwiedzić: https://tiny.pl/7fjh6
W ostrowskiej synagodze kupiłam „Lepieje, lepieje, kto chce-niech się śmieje” Aleksandry Kiełb-Szawuły. tomik z limerykami a la Szymborska:
Lepiej w życiu szukać sensu,
niż pchać srebra do kredensu.
Lepiej mieć strzykanie w kości,
niż oglądać „Wiadomości”.
Lepiej się skaleczyć brzytwą,
niż oglądać polski sitcom.
Lepiej poznać smak porażki,
niż w teatrze gryźć fistaszki.
Bardzo kocham limeryki!
Oraz fraszki Szataudyngera też!
Sztaudyngera oczywiście…
Proponuję „Limeryki plugawe” Macieja Słomczyńskiego z ilustracjami Andrzeja Mleczki, jakże stosownie 😉
Średnio-plugawy limeryk z tego tomu:
Pewnemu panu ze Słomnik
Sterczał ów narząd jak pomnik.
Wreszcie rzekła żona,
nieco przerażona:
„wiesz co, Józiu, kup sobie odgromnik”.
Znakomite limeryki pisała też Wisława Szymborska – owszem, bywały wśród nich plugawe, a jakże. Sporo limeryków Szymborskiej można znaleźć w ciekawym wydaniu różnych treści, zdjęć, rysunków, wierszy, listów itp. „Błysk rewolwru” (bardzo polecam wielbicielom poetki!).
Oto jeden ze średnio-plugawych limeryków:
Stary hidalgo na Jamajce
kochał się w młodej dupodajce.
Lecz romans ten przebiegał z trudem:
ona wolała gzić się z ludem
służąc w czerezwyczajce.
A propos księgarni – w mniejszych miejscowościach księgarnie poznikały, a książki można kupić w sklepie na przykład z zabawkami, przyborami szkolnymi i tym podobne (tak było i może jeszcze jest w Ziębicach, jak byłam rok temu i wcześniej).
Lubię księgarenkę w Drawsku Pomorskim, mam nadzieję, że przetrwała od ubiegłego roku – moje tegoroczne zasilenie jej kasy stoi z wiadomych względów pod znakiem zapytania 🙁
Ciepło (24c), słonecznie, roboty drogowe trwają, rynsztoki już założono (można się bezpiecznie staczać 🙂 ), teraz robią chodniki, w poniedziałek asfaltować mają wjazdy do podwórek, co nam właśnie zaanonsowano (wjazd na włościa będzie zamknięty przez to w poniedziałek i wtorek).
A korona z głowy nam nie spada… podobnie jak Echidna myślę, że ludzie z trudnością kierują się rozsądkiem i luzowanie restrykcji kończy się tym „o, wreszcie! Hulaj dusza, piekła nie ma!”
Oj, tak, korony na głowach trzymają się dobrze. Wprawdzie w tutejszych sklepach prawie wszyscy noszą maseczki, ale gdy kilka dni temu byłam na Mazurach, odwiedzając restauracje, tylko raz widziałam kelnera w masce/ i nawet rękawiczkach/. Chwalebny ten przykład pochodzi z Lidzbarka Warmińskiego, gdzie piłam kawę na wewnętrznym dziedzińcu zamkowym. W pozostałych lokalach obsługa była bez masek. Oby nie skończyło się tak jak w Australii.
A Lidzbark od poprzedniej ” wizytacji” bardzo wypiękniał; dobrze prezentują się nie tylko zabytki ale i ładnie odnawiane bloki mieszkalne w centrum.
Danuśka,
wyprawa w towarzystwie osoby o podobnych zainteresowaniach ma same zalety.
No cóż, jak pisze Salsa, gastronomia w małych miasteczkach nie jest raczej nastawiona na turystów. Ale szczerze mówiąc te wielkopolskie pampuchy nie zachwyciły mnie w przeciwieństwie do szarych klusek.
Kupiłam dziś kobiałkę czarnych porzeczek. Mój krzak w ogródku słabo owocuje i wymaga solidnego odmłodzenia. Trochę porzeczek zamroziłam, z reszty zrobię dżem, ale niewiele.
Na zdjęciu dołączonym do życzeń dla solenizantek są rudbekie bardzo lubiane przez motyle. U mnie też kwitną i cieszą oczy.
U nas poluzowano – to natychmiast młodzi zaczęli organizować balety, nie dbając o środki ostrożności. No i natychmiast poszło w górę. Ja też cielęciem byłam swego czasu…Ale przed poluzowaniem ostrzegano, że należy nadal uważąć.
Jest też problem z pracownikami migracyjnymi – premier Ontario wręcz błagał ich dzisiaj, że jedyne, czego się od nich wymaga, to zrobienie testu przed powrotem do pracy. U nas podobno (nie sprawdzałam) od dzisiaj restauracje i tym podobne mogą działać, ale jest zmniejszona ilość miejsc dla ewentualnych klientów. Co drugi stolik czy jakoś tak. Wszędzie są płyny do dezynfekcji i tak dalej – w restauracji trudno mieć maskę na twarzy, jak spożywasz, stąd stworzono dystans między stolikami. Do sklepu czy jakiejkolwiek instytucji bez maski na twarzy nie wejdziesz. Lepiej przedłużyć te niedogodności, niż ciągłość choroby…
I tak mam dobrze – emerytka, bez małych dzieci i wnuków… można przeżyć. Ale nie zazdroszczę tym, którzy mają takie sytuacje.
Pampuchy kocham, z sokiem malinowym 🙂
Ale nie jadłam ich sto lat, więc być może smak mi się już zmienił.
Krystyno-lubię rudbekie-mają ładne kolory i nie są wymagające.
Wielkopolanie kochają juki, były wszechobecne! Kwitną teraz na potęgę.
Co do pampuchów to koniecznie wymagają omasty. Na słodko nigdy ich nie jadłam. Smakują mi bardzo z sosem z wołowej pieczeni, czy też z gulaszem.
W kwestii zabezpieczeń koronawirusowych to po naszej ostatniej podróży nie mam zbyt wielu krytycznych uwag-wszędzie przy wejściu płyny do dezynfekcji rąk, pracownicy w muzeach, hotelach czy restauracjach w maseczkach lub przyłbicach, stoły dezynfekowane. W sklepach większość klientów w maseczkach, niestety nie wszyscy.
„Hej, szable w dłoń, łuki w juki,
a łupy wziąć w troki.
Hajda na koń, okażemy się godni epoki!”
To te inne juki, znane z „60 minut na godzinę” i rozmów Rycerzy Trzech 😉
Moja juka ma za mało słońca, ale czasem, w porywach, kwitła. Ze 3 lata posuchy (a posuchę one lubią, rosną i kwitną na pustyniach przeca!), niestety, na razie jej się nie chce. Może ją korona zatrzymuje?
A to w naturalnej przyrodzie, na pustynii:
https://photos.app.goo.gl/21Najq9UEk9yw8PM7
„naturalna przyroda”… oksymoron 😉
Miało być – w naturze.
„Namordnik” 😯 Nowe słowo!
https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,26132922,turysci-mowia-po-co-mamy-zakladac-maski-przeciez-na-mazurach.html
Danuśka, trzeba było trochę dalej na północ. Pyzy są u nas częstym gościem, zwłaszcza do gulaszu. Rudbekie i gazanie mamy w ilościach. No i jest wiadoma szafka. Szkoda, że nie zboczyłyście.
Narodek olewa zalecenia. W mieście, jako jedna z nielicznych, chodzę w masce i rękawiczkach
Dzisiaj zrobiłam https://sprawdzamyprzepisy.blogspot.com/2019/08/makaron-niegrzecznej-dziewczyny-od.html?m=1 pani Dymek. Bardzo smakowite. Poproszono o powtórkę z dodatkiem mięska. Tak sobie myślę, że mielone wołowe dobrze by siedziało. Nauczona wcześniejszymi doświadczeniami, dałam więcej czosnku i chili.
Juka jest. Po ubiegłorocznym szaleństwie wydała tylko jeden kwitnący pęd. Trzeba ją rozsadzić.
Yuka, rozsadzanie tylko wiosną.
Nie na temat.
https://www.granice.pl/news/profesor-andrews-w-warszawie-film-2020/9887
GosiaB,
poczytaj. Ja ze swoim stażem, prawie 4 razy tyle niż Autorka…i zależy też, gdzie się człowiek zadomowi i w jakim środowisku. Ciekawe spostrzeżenia.
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,164031,26136848,polka-w-kanadzie-zeby-wyjechac-z-prowincji-ontario-w-ktorej.html#s=BoxOpMT
yurek,
czytali już dawno… ale film zobaczę chętnie zaraz!
Juki nie rozsadzam, sama się jakoś tam gnieździ…
To znaczy, jak już zrealizują ten film. Ciekawam, czy moje wyobrażenia, czytając książkę, zgodzą się z obrazem.
Alicjo, przeczytalam z mieszanymi uczuciami – duzo bardzo powierzchownych stwierdzen, stereotypow, troche blednych (niesprawdzonych?) wiadomości (te 10 dni urlopu czy e-banking, ograniczona cyfryzacja). Jak się pisze ksiazke to się powinno sprawdzać takie rzeczy. I te komentarze na temat zawierania przyjazni … Brzmialo to bardziej jak opowieść turysty. Ale może tylko artykul jest tak napisany, jako ze dlugosc tekstu nie pozwala na dluzsze opisy … mam nadzieje, ze ksiazka oddaje zlozonosc Kanady (kraju i społeczeństwa, historii) dużo lepiej. Bo to jest fascynujacy kraj. Nie tylko dlatego ze taki duzy 🙂
Zgadzam się z Tobą, GosiaB,
jestem „stara Kanadyjka”, mam wiele innych doświadczeń, i dla mnie to takie bardzo powierzchowne, jak piszesz, stwierdzenia turysty. Ale ciekawe spostrzeżenia – ja jestem o wiele starsza i mam inne doświadczenia
Fascynujący kraj pod każdym względem, na pewno. I bardzo przyjazny.
https://photos.app.goo.gl/wgUV9oSGGmBxPtPn9
Dzień dobry,
Wrócę na chwilę do dawnych lat – dzieciństwa, liceum, studiów… nie było w naszym domu niemal żadnego rygoru, wychowywano mnie i braci absolutnie bezstresowo, praktycznie nie groziły nam żadne kary…
Jednak był jeden wyjątek – gdy śpiewał Bernard Ładysz Mama zarządzała bezwzględną ciszę. Ani mru mru, Mama słuchała…
Do dziś pamiętam jak biegali z Tatą do opery…. bo przecież Ładysz.
Dzisiaj Bernard Ładysz obchodzi swoje 98 urodziny. Nie mogę oprzeć się tym wspomnieniom, nie mogę się oprzeć tym, co Mama we mnie wpoiła. Czym skorupka za młodu…
https://www.bing.com/videos/search?q=beranard+%c5%82adysz+matko+moja+youtube&&view=detail&mid=19F48A670324EECA716219F48A670324EECA7162&&FORM=VDRVSR
Dobranoc 🙂
Smutne, Bernard Ladysz odszedł na wieki, w naszej pamięci pozostanie jeszcze dłużej.
https://www.youtube.com/watch?v=zH68LYBNL-o
„Ten stary zegar…” we mnie jest od zawsze i na zawsze.
Od paru dni okupuję wschodnie wybrzeże wyspy. Ranem słońce podnosi się z wody i zmienia kolor małych chmur na czerwony i to wszystko odbija się w lustrzanej gładzi morza. Dwie kobiety wchodziły do wody. Kąpiąc się mielily jęzorami. Pewnie nie miały pojęcia jak daleko płaska powierzchnia wody roznosi ich głosy 😛
Wyszedł już pierwszy jacht z portu. Zaczyna stawiać białe żagle i bierze kurs na Szwecje.
Dużo się działo dziś i to przed śniadaniem nad brzegiem środkowego Bałtyku
Dobrego weekendu 🙂
Nigdy bym nie przypuszczał, że ten mój komentarz z godziny 5:32 okaże się komentarzem na GRANICY CZASU.
Dzisiejsza wiadomość bardzo mnie zasmuciła. 🙁
„Straszny dwór”z opery Stanisława Moniuszki istnieje naprawdę. Zbudowali go ok.1630 roku Łubieńscy w formie późnorenesansowego dworu obronnego ulokowanego na wyspie otoczonej fosą.
W XIX w. ta archaiczna budowla o grubych murach i niewielkich oknach wydawała się ponura, tajemnicza i nieco straszna. Jan Chęciński, autor libretta do słynnej opery pochodził z tych stron, to znaczy z okolic pomiędzy Kaliszem i Sieradzem,
Znał dobrze dwór z Kalinowej, bo to o nim mowa. Znana mu była również inna przyczyna straszności tego dworu. Otóż od lat dwór słynął z ładnych dziewcząt, które łatwo znajdowały mężów, co dla zazdrośnic z sąsiedztwa było straszne!
Wątek ten, jak również nazwę dworu nieco tylko zmienioną na Kalinów, Chęciński uwiecznił w swoim libretcie do wiadomej opery. Dzisiaj dwór zupełnie nie przypomina swego pierwowzoru i wygląda tak: https://tiny.pl/7fpc1
Nie dotarłyśmy do Kalinowej podczas naszych wędrówek, ale przeczytałyśmy tę ciekawą historię w przewodniku.
Haneczko-nie dało się zboczyć 🙁 W podróżach tak bywa, że człowiek nie jest w stanie wszędzie dotrzeć. Na pewno jeszcze będzie okazja, by spróbować pyzy, które podajesz w Twoim domu. Już na samą myśl o tych pyzach robię się głodna.
Bezdomny,
jak Bałtyk lustrzany, to chyba nie da się latać? A jak tam pogoda w ogóle? Dla mnie każda woda morska jest zimna, ale o Bałtyku mawia się, że woda w nim jest zimna zawsze. Ryczących dwudziestek życzę 😉
Serdecznie dziękuję za życzenia!
Echidno – najlepszego!
Kalafiora gotuję często, bo bardzo lubię, zawsze z dodatkiem mleka, ogranicza wonie. Ale od niedawna piekę, podzielonego na mniejsze kawałki, otoczonego w oliwie z chilli i solą.
Danuśka,
dzięki za przyczynek historyczny, oi ciekawostka….
Nawiasem mówiąc, „ten zegar stary” odliczył Panu Ładyszowi całkiem sporo godzin, szkoda, że nie do stu lat, jak w pieśni szło… ale i tak sporo.
*ot, ciekawostka…
Danuśka,
link o dworze w Kalinowej nie otwiera się, ten poprzedni o synagodze w Ostrowie Wielkopolskim też nie.
Kilka kat temu oglądałam ” Straszny dwór” w Operze Bałtyckiej. Naturalnie czekałam na arię z kurantem, ale jej wykonanie bardzo mnie rozczarowało, bo w pamięci miałam bas Bernarda Ładysza.
Dziś młodszy wnuk świętował czwarte urodziny. Rodzice sami wszystko przygotowali w domu, a przysmaki były następujące : sushi, falafele, empanades z sosem, małe bułeczki, hummus z warzywnymi dodatkami, ciasteczka owsiane. i owoce. Tylko tort z dinozaurem robiony był na zamówienie. Dzieci znają te potrawy, a sushi cieszyło się dużym powodzeniem. Mnie też wszystko bardzo smakowało, zwłaszcza że sama nie potrafię przygotować takich potraw.
Danuśka, dzięki za opis strasznego dworu, bo go nie znałam, niestety nie jestem znawczynią oper, chociaż nazwisko Bernarda Ładysza jest mi doskonale znane. Miał rzeczywiście niezwykły głos.
Krystyno, dla wnuka serdeczne wszystkiego najlepszego, niech się zdrowo chowa !
To był/jest człowiek legenda.
Zdrowie Młodszego Wnuka!
Nie wiem, czy stosownym napojem dla Młodszego (Łomża – piwo)
Krystyno, to był przegląd kulinarny świata 🙂
Ja potrafię tylko sushi, ale dla nas dwojga lepiej kupić…
Pamiętam, że jakieś 20 lat temu targałam do Polski niektóre składniki, na pewno te suszone nori, czyli morskie wodorosty…
A teraz w Polsce sushi knajpki co rusz 😯
Przy okazji piosenka:
https://www.youtube.com/watch?v=NIR1RuRjPUk
ps.Pamiętam ten koncert doskonale. Live Aid 1985.
https://www.youtube.com/watch?v=NIR1RuRjPUk&list=RDNIR1RuRjPUk&start_radio=1&t=0
https://www.youtube.com/watch?v=g3ENX3aHlqU
Krystyno-podrzucam zatem raz jeszcze sznureczki do dworu w Kalinowie:
https://lh3.googleusercontent.com/proxy/SwXN86F86xdBhxzDFwwWdCF1bjEM_lShskvDXdyDHhf4tt3HH3CCT6tZASMI7u2zdHGF-HEJ6BMs8dgivPXO7xaiSc-nqt8cHsBlHgKPq_hF5W_9oEFyf9WjjxbtEPflZbF-5J3-PMJS2jBsFKwKE46aSmU
oraz synagogi w Ostrowiu Wielkopolskim:
https://lh3.googleusercontent.com/proxy/AJK-PotL2oi65QmtQz-cZhdPHPNlc_W1z83MnN7Yc4PQi7E7AwxDFG7txBGJFf8e1T_ApgYMEe7p4INSjb_d2bFnrnLslTIkSMo8XyDiwOuRdIvlmvrhfClN67LXvTR-7YxCVoTPH5t2Ry5g2V7QEiw9M_w
Synagoga Ostrowiu spełnia obecnie funkcję centrum kulturalnego i ma ciekawy program koncertów, spotkań, czy też innych wydarzeń.
Długaśne są bardzo te linki, ale na wszelki wypadek ich nie skracam, by znowu nie było problemu z ich otwarciem.
Przy okazji jeszcze garść ciekawostek na temat Marii Dąbrowskiej i „Nocy i dni”.
Dworek w Russsowie, w którym urodziła się pisarka to powieściowy Serbinów,
postać Bogumiła Niechcica ma wiele cech ojca Dąbrowskiej, budując postać Barbary Maria Dąbrowska wzorowała się na swojej matce, a ona sama to w dużym stopniu powieściowa Agnisia, czyli najstarsza córka Niechciców.
O dworku w Russowie można poczytać tutaj:
https://www.muzeumwkaliszu.pl/dworek-marii-dabrowskiej-w-russowie.html
W sąsiedztwie dworku jest oczywiście zajazd „Noce i Dnie”.
Krystyno-serdeczności dla wnuka. Menu rzeczywiście z całego świata i bardzo urozmaicone, wymagało sporo pracy od gospodarzy.
Natomiast w nasze mazowieckie progi zawitała hiszpańska kuchnia. Nasz sąsiad przyrządził przedwczoraj znakomitą paellę: https://photos.app.goo.gl/NbF2M5BFKLRwdzgM8
Danuśko, ależ dużo ciekawostek do czytania po Twojej podróży.
A tymczasem poświętujmy, bo dzisiaj Anny i Hanny. Blogowym Solenizantkom wszystkiego najlepszego. Miłych obchodów 🙂
77 urodziny Mick Jaggera, najlepszego!
https://www.youtube.com/watch?v=nrIPxlFzDi0
No, ten to z łatwością setki dożyje, więc mu można życzyć 120 lat 🙂
Natomiast Keith Richards – pożyje ze 150, bo już przeszedł wszystko, co było i nic go nie zmogło 😉
Bardzo stosowna piosenka dla Jaggera i zespołu w ogóle 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=sEj8lUx0gwY
Dzisiaj papryka faszerowana ryżem i mięsem mielonym. Podane będzie z ostrą salsą, bo nie umiem robić i nie lubię sosu pomidorowego. Salsa do tego pasuje mi idealnie.
Na deser czereśnie, bo ciągle jeszcze są w sklepie, chociaż to koniec lipca przeca…
Wolę składanki, pada i pada, końca nie ma, a jak przestanie, noc zapadnie.
https://www.youtube.com/watch?v=sEj8lUx0gwY&list=RDsEj8lUx0gwY&index=1
U mnie 32 na termometrze i słońce.
Biedni nie są… opłacało się być szarpidrutem 😉
https://www.celebritynetworth.com/list/top-50-rock-stars/
Papryki dochodzą – 4 duże bell peppers na kolorowo – zielona, pomarańczowa, żółta i czerwona.
Zostało mi jeszcze nadzienia na dwie – zamroziłam.
Czyli na 6 dużych papryk mieszanka ugotowanego ryżu (szklanka suchego ryżu, 2 szklanki wody i jeden rosołek drobiowo-warzywny na pół litra wody), do tego pół kilograma przesmażonego z drobno pokrojoną cebulą mielonego – ja miałam wołowe, ale może być wieprzowe. To dobra mieszanka, dosolona, dopieprzona, a do tego owa salsa picante.
Podlałam to wszystko wodą do połowy papryk i zagotowałam, potem na wolnym ogniu…upiekłabym w piekarniku, ale nie mam odpowiednio wysokiego naczynia żaroodpo-rnego.
Co ma bieda do tego, że robią, co lubią.
https://www.youtube.com/watch?v=6swgiM9vSEE
Zmiana klimatu
https://www.youtube.com/results?search_query=nabuco+sk%C5%82adanka
Ależ nie o tym mowa 😉
Mowa (moja) jest o tym, że robią co lubią i jeszcze bardzo dobrze im za to płacimy, słuchacze muzyki! Stąd „biedni nie są…”. Na popularności robi się pieniądze 🙂
I tak powinno być – czytałam zarzuty dosyć dziwne, że na przykład taki Lewandowski, tylko kopie piłkę i ma miliony. Zgoda – ale nikomu owycz milionów nie kradnie, bo są chętni, żeby go na boisku obejrzeć i zapłacić bilet wstępu i tak dalej.
Ja sama bez bólu pozbyłam się paru groszy, nie takich znów wielkich, żeby być na koncertach paru świetnych zespołów rockowych i nigdy nie żałowałam wydanych pieniędzy, a także dalszych dojazdów (Toronto, Ottawa, ostatnio mamy salę z prawdziwego zdarzenia we wsi i ci więksi też przyjeżdżąją! ).
*owych
Powtórka
https://www.youtube.com/watch?v=g3ENX3aHlqU
Dzisiaj od rana postraszę duchami. Myślę, że lepiej straszyć rannym świtem niż późnym wieczorem, bo w ten sposób zapewniamy sobie noc bez koszmarów 😉
Wiadomo, iż każdy szanujący się zamek czy też pałac ma swoje tajemnice, a zatem w majątku w Dobrzycy duchy też mieszkały.
Pojawiają się, między innymi, we wspomnieniach kamerdynera pałacu Władysława Mateckiego. „Podaje on, że w budynku dało się wielokrotnie słyszeć dziwne, niepokojące odgłosy przypominające jakby brzęczenie łańcuchów dochodzące z pałacowych piwnic. Hrabianka Wanda Czarnecka próbując rozwikłać tę zagadkę domniemywała, iż w piwnicach ktoś został zakopany i jego dusza niespokojna potrzebuje pomocy. Na jej prośbę Władysław Matecki dokonał przeszukania piwnic i odnalazł coś w rodzaju zasklepionej od góry studni. Po przebiciu otworu na dnie znalazieno zakutego w żelazo kościotrupa. Nie wiedząc czyje to szczątki, kamerdyner wraz z hrabianką zabrali je z piwnic i odmawiając zdrowaśki zakopali w parku. Od tego czasu w pałacu przestano słyszeć dziwne głosy”.
Na wszelki wypadek uprzejmie informuję, że kawa, którą serwuję służy poprawie nastroju i ma na celu zaprzyjaźnianie się z duchami:
https://scapol.pl/img/leoblog/b/lg-b-photo-1476283721796-dd935b062838.jpg
A tu już bez duchów i bez kościotrupów garść informacji o pałacu w Dobrzycy:
https://regionwielkopolska.pl/katalog-obiektow/palac-w-dobrzycy/
Jeśli macie ochotę na podróże to zapraszam śladami naszych ostatnich, wielkopolskich odkryć:
https://photos.app.goo.gl/b5Yksbm7AXT8wGsf7
Dzień dobry,
Danuśka, wspaniała fotorelacja. Dziękuję 🙂
Danuśko, dziękuję za tyle wrażeń, podziwiam. Do oglądania na dłużej 🙂
Dziękuję za miłe życzenia dla wnuka.
Danuśka,
wspaniała podróż i mnóstwo ciekawych obiektów do podziwiania. Tamtej części Wielkopolski nie znam. To zachęta, aby ją odwiedzić.
Na marginesie – powtórne linki linki o synagodze i dworze w Kalinowej też się nie otworzyły. Coś tam nie zadziałało, ale znalazłam sama informacje i zdjęcia o tych miejscach.
Po wczorajszym upale a potem deszczach pogoda ustabilizowała się, więc wybieram się na dłuższy spacer z kijkami. Zobaczę, co tam widać na polach i w lesie.
Danuśka – dość intensywne zwiedzanie.
Podobnie jak Krystyna nie byłam/byliśmy w tamtych stronach. Należałoby nadrobić zaległości. Tylko kiedy???
Wspaniale, że po latach zaniedbania przywraca się dawną świetność. Stare budynki, szczególnie drewniane, mają w sobie tyle uroku…
Zrobiłam na obiad crêpes. Po raz pierwszy w/g oryginalnej francuskiej receptury. No, nie powiem – udały się wyśmienicie.
Zapomniałam dodać – podane linki do dworu w Kalinowie oraz synagogi w Ostrowiu Wielkopolskim otwierają stronę z informacją: błędna strona, Twój klient nie ma pozwolenia na jej użytkowanie. Jednym słowem „zabronona”. Przynajmniej dla Krystyny i dla mnie.
Nie ma straty – fotoreportaż oddał ich piękno i urok. I nie tylko ich.
Ot i pokręciłam nieco – dwór w Kalinowie chyba nie zagościł w Twoim fotoreportażu Danuśko.
Ale znalazłam wczoraj w sieci
oraz:
http://www.polskiezabytki.pl/m/obiekt/2289/Kalinowa/
Od „Strasznego Dworu” do święta ziemniaka.
Sekretara w muzeum Marii Dąbrowskiej – cudo. Jakby ktoś takie cudo mi sprezentował, musiałabym wydudować naokoło stylowy dom/ek. Pozostanę przy podziwianiu fotografii.
I jeszcze:
krakowiaczek ci ja rodem spod Krakowa
co pod swą sukmaną francuski ciuszek chowa
Danusiu, świetny fotoreportaż i ciekawe wprowadzenie do niego.
Dosyć koszmarna upalna sauna i pewnie się to skończy jakąś burzą.
Kulinarnie – dużo wody z bąbelkami i cytryną 😉
Kochani-dziękuję za miłe słowa 🙂
Zwiedzanie było rzeczywiście bardzo intensywne, bo tym razem podróżowałam z koleżanką, która kocha wszystkie zabytki i żadnemu kościołowi czy pałacowi nie odpuści! Podróżowanie z pasjonatami ma swoje ogromne zalety.
Do dworu w Kalinowie nie dotarłyśmy, jako że czasu zabrakło.
Tamtejsze rubieże są dużo mniej znane niż północna część Wielkopolski, a jak sami widzicie naprawdę warte wycieczki i to dłuższej niż trzydniowej.
Dzisiaj pojechaliśmy jedynie do Wyszkowa na zakupy, na jutro przewidziana kolejna porcja bobu z masłem i koperkiem.
Miało padać, ale rozeszło się po kościach. W lesie znowu sucho, grzybów nie ma.
Podczytuję nadal limeryki Aleksandry Kiełb-Szawuły, jest sporo kulinarnych 🙂
Lepiej z łakomczuchem śniadać,
niż dno oceanu badać.
Lepiej wpaść w hazardu szpony,
niż zjeść kotlet przypalony.
Lepiej pieróg nadziać farszem,
niż zadręczyć kogoś fałszem.
Lepiej jadać ser na grzankach,
niż mieć kredyt ten we frankach.
Podrzucam zatem czym prędzej stosowne śniadanie:
https://static.smaker.pl/photos/9/a/3/9a303dfe605ba2a3249a84b95058df59_366924_58962ac15eaaa_wm.jpg
Lepiej Danki placki zjeść
Niż przepisów zgłębiać treść 🙂
W lesie sucho, a u nas wczoraj z dziwnej chmury dziwny deszcz spadł. Nagły i ulewny, za to krótki. Dzisiaj znów upał…
Salso widziałam tę chmurę, spojrzałam na wschód , a tam czarne niebo, skróciłam spacer , ale do nas nie doszła.
Placki Danuśki też bym chętnie zjadła, tylko w tym dzisiejszym upale nie chciałabym stać nad patelnią.
Spacer z kijkami zaliczony, komary trzymają się mocno. Koleżanka znalazła jednego grzyba, koźlarza czerwonego.
dziwna chmura jak obłoczek
tiulu namotanego na toczek
z chmury owej deszczyk pada
na zdziwionych babę, dziada
Salsa deszczu nie poczuła
bo zniknęła dziwna chmura
MałgosiaW też chmurze się dziwiła
ze strachu przed ulewą spacerek skróciła
cuda, cuda – ostatnie dwa wersy w niebycie gdzieś zabłądziły, powtarzam zatem:
dziwna chmura jak obłoczek
tiulu namotanego na toczek
z chmury owej deszczyk pada
na zdziwionych babę, dziada
Salsa deszczu nie poczuła
bo zniknęła dziwna chmura
MałgosiaW też chmurze się dziwiła
ze strachu przed ulewą spacerek skróciła
dziwna chmura postraszyła
z nieboskłonu wnet wybyła
Echidna ma wenę na zawołanie 🙂
Danuśka
28 lipca 2020
7:55
Toż to dystychy, a nie limeryki 😉 Fraszkowe.
Poza tym znów szykuje się upalny, słoneczny dzień, a co do obiadu… no właśnie, coś lekkiego trzeba.
Alicjo-niech będzie, że dystychy 🙂
Tomik z tymi wierszykami nazywa się”Lepieje, lepieje-kto chce ten się śmieje”.
Lepiej blog sobie poczytać,
niż w upale gdzieś pomykać.
Lepiej obiad lekki zrobić,
niż przy garnkach się nachodzić 🙂
U nas obiad był letni, łatwy i przyjemny-bałagan z patelni z ziemniakami, fasolką szparagową, bobem i pieczarkami. Całość potraktowana czosnkiem, oliwą i koperkiem w ilościach. W sumie bób sprawdza się doskonale i jako danie samodzielne, i jako składnik większej całości.
Alicjo-z tymi dystychami oczywiście święta racja.
Lepiej dystychy składać,
niż do obrazu gadać.
Lepiej mieć świętą rację
niż jeść grzyby na kolację.
Lepiej dystychem błysnąć
niż na plaży z nudów usnąć.
…a to wszystko z upału! Arbuzem się chłodzę 🙂
Upał nie dotarł nad morze, ale jest ciepło i chmurzy się.
Salso,
fraszka o plackach Danki bardzo trafna i zabawna. 🙂 Pozostałe też dobre.
Wczesnym przedpołudniem pojechałam rowerem do koleżanki, która ma nadmiar sałaty. Oprócz salaty dostałam też sporo estragonu. Suszę go i zastanawiam się, jak go potem wykorzystać. Ścięłam też do suszenia moje oregano i tymianek.
Krystyno 🙂
Znalazłam coś takiego, może Ci się przyda…
https://bonavita.pl/estragon-przyprawa-o-leczniczych-wlasciwosciach-opis-charakterystyka-zastosowanie
Salso,
dziękuję, ale tymczasem ustaliłam, że to zioło to jednak nie estragon, ale cząber. Na usprawiedliwienie dodam, że ani ja, ani ofiarodawczyni nie rozpoznałyśmy roślinki, która bujnie rozrosła się na grządce ziołowej. Ja to ja, ale ona ? 🙂
Cząber przyda się do dań mięsnych i fasolki po bretońsku, którą bardzo lubię.
Cząber dodaję zawsze do gotowania fasolki szparagowej, poprawia jej smak i działa antywybuchowe.
Bądź co bądź limeryk to bardziej wyrafinowana forma wiersza, niż dystych i dlatego świetnych mistrzów tej formy nie tak wielu 🙂
Mam nadzieję, że moja uwaga, opatrzona odpowiednim emotikonem z przymrużeniem oka nie uraziła Danuśki?
Skoro o wierszach , dzisiaj 22 rocznica śmierci Pana Cogito…
Miłośnikom polecam do czytania korespondencję między Panem Cogito, a Wisławą („Jacyś bogowie zakpili z nas okrutnie”).
https://www.onet.pl/kultura/onetkultura/zbigniew-herbert-22-rocznica-smierci-poety-tworcy-pana-cogito/nn587mw,681c1dfa
Cząber kiedyś hodowałam,
zasuszyłam, schowałam i…zapomniałam 😯
Ale mam „kupne” zioła, oprócz rozmarynku, tymianku i bazylii , rozmaryn w doniczce – na zimę do chaty!
Tak jak dla mnie święty kminek,
tymianek i rozmarynek
do każdej mięsnej potrawy,
robionej bez wielkiej wprawy
nadaje się na (tu mi rymu zabrakło do -inek-ynek :()
Tak jak dla mnie święty kminek,
tymianek i rozmarynek
do każdej mięsnej potrawy,
robionej bez wielkiej wprawy
nadaje mi się do szynek 🙂
eva47
28 lipca 2020
19:32
No i właśnie – niedoceniane moim zdaniem jest działanie „antywybuchowe” kminku! On się nadaje nie tylko do potraw z kapustą i mięsem, ale do wielu innych, bardzo często zup, a grochowe-kapustne i mięsne to prawie reguła! Nie trzeba sypać garściami, wystarczy trochę…
Wszystkim Magdalenom, Annom, Hannom i Echidnie – spóźnione uściski!
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że przez ostatnich kilka dni włóczyliśmy się na Dolnym ŚŁąsku: https://www.eryniawtrasie.eu/37522
Danuśko,
Zdjęcia obejrzałam z dużym zainteresowaniem, tym bardziej że Wielkopolskę mamy mocno niedooglądaną.
Aaaa… Dolnym Śląsku, nie ŚŁąsku
Erynia,
z tego wszystkiego to znam bliżej tylko kamieniołom w Strzegomiu (w ramach praktyki geolo łażenia po takowych) oraz inne dolnośląskie kamieniołomy (Strzelin na przykład). Moja doroczna meta jest niedaleko Strzelina, ale w tym roku „doroczne” może nie wypaść i raczej wszystko wskazuje na to, że nie wypadnie 🙁
O kamieniołomie w Złotym Jarze nie wspominam, bo wspominałam niejeden raz 🙂
Ewo
Ja natomiast poczytam i poogladam Twój reportaż jutro jako, że dzisiaj już padam na twarz.
Alicjo-absolutnie mnie nie uraziłaś. Twoją uwagę przyjęłam z całym dobrodziejstwem inwentarza dokształcając się przy okazji względem różnic pomiędzy limerykiem, a dystychem.
Wiersze, fraszki, poematy albo ody,
to czasami niezłe męki oraz schody!
Alicjo,
Witek lata temu schodził sporo dolnośląskich kamieniołomów, a teraz część jego kamulcowej kolekcji spoczywa w kartonowych pudłach pod dziadkowym łóżkiem (2x2m). 😉
Danuśko, 🙂
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Teksty/
Teraz w domu chłop od długiego czasu, bo pandemia i tak dalej, a na dodatek roboty drogowe (śliczności nam dzisiaj chodnik pod domem założyli!) i jak robi te bezprzewodowe, to dostępu ni ma 😯
Ale z polskiego rana jest 😉
Przeglądałam pod tematem limeryków – oj sporo, sporo!
Przy okazji taka opowieść, już nie w tej formie, ale…
Nisia pisze:
2010-05-18 o godz. 22:24
Objuczon worem pierniczków,
z kiełbas zapasem na lata,
wyruszał Miś na wędrówkę,
bo cosik go pchało do świata…
I poszedł przez pola i łąki,
przez góry wysokie i lasy,
a co się ździebko zasapał,
to zjadał kąseczek kiełbasy…
Wreszcie przywiodły go nogi
na brzeg Kanału Lamansza,
przysiadł więc Misio na skale,
pierniczkiem sobie zakansza…
Na statek go wzięli skrzydlaty,
więc ciągnął fały i brasy.
Co fał – to kromka pierniczka,
co bras – to kęsek kiełbasy…
I płynął Misio nasz dzielny
przez morza i oceany,
a z każdą morską milą
sakwojaż miał MNIEJ wypchany.
Dopłynął wreszcie do portu
w kraju dalekim cholernie,
zajrzał do swego kuferka
i zdziwił się niepomiernie.
Rozejrzał się podejrzliwie
po marynarskim kubryku.
Ktoś zeżarł moją kiełbaskę!
Dobrał się ktoś do pierników!
Na diabła mi pusty kufer?!
Miś zimnym oblał się potem!
Zapłatę wziął za swe trudy
i wrócił do Polski LOT-em…
Morał z powiastki tej będzie
głęboki jak morskie odmęty:
gdy w długą podróż wyruszasz,
bierz NIEJADALNE prezenty!
Dzień dobry,
Danuśka – bardzo dobra z Ciebie reporterka, fotoreporterka! Dzięki wielkie.
Linki też u mnie się nie otwierają, ale przecież znalazłem, co chciałem.
Czas leci jak zwariowany, to już dwa lata. Ja ciągle słucham, mam płyty….
https://www.bing.com/videos/search?q=maanam+%c5%82%c3%b3%c5%bcko+youtube&docid=608007295595515678&mid=355C540C08126C10E7A5355C540C08126C10E7A5&view=detail&FORM=VIRE
Nowy-dziękuję 🙂
Zatem w ramach reporterskich doniesień jeszcze ciekawostka na temat baszty Dorotka Kaliszu. Nie jest to miejsce, które powala swoją urodą, ale zaintrygowało mnie skąd wzięła się nazwa Dorotka. Otóż wieść niesie, że dorotkami zwano niegdyś nierządnice i kobiety występne i to one w ramach kary za swe czyny trafiały do rzeczonej baszty. Jest też legenda o Dorotce, córce starosty kaliskiego, która zakochała się w biednym szewczyku. Ojciec chcąc ukarać córkę za niestosowną miłość zamurował ją w baszcie.
Po tych niewesolych opowieściach tylko dobra kawa nas uratuje:
https://images.app.goo.gl/27wxzCPuduKyMwZq5
Na zdjęciach z Bolkowa miasteczko wygląda na zadbane. Ratusz w remoncie, więc coś tam się dzieje w sprawach renowacji. Od razu przypomina mi się nieszczęsna Niemcza, obraz zaniedbania i popadania w ruinę. A przecież Bolków jest niewiele większy od niej, a taka różnica. Pewnie są jakiej tego przyczyny.
Dziś na obiad pierogi z jagodami. Mamy dobrze zaopatrzony sezonowy stragan owocowy, a do lasu jakoś nie mogę się wybrać.
– jakieś przyczyny/ a nie jakiej/
Krystyno- bardzo chętnie wpadłam do Ciebie na te pierogi
Ewo-muszę przyznać, że nie wpadlabym na pomysł odwiedzania kamieniołomów.
Tym niemniej Granit-Strzegom to doskonale znana mi nazwa, bo to wierny i długoletni klient firmy, w której pracowałam
U mnie eksperyment kulinarny-nogi kurczacze potraktowałam musztardą, poddusilam na patelni w towarzystwie masła i oliwy, a na koniec dorzucilam morele odfiltrowane z ubiegłorocznej nalewki. Wyszło znakomicie, kurczak lubi całe mnóstwo różnych dodatków, owocowych też. Alkohol całkowicie odparował, dzieci też można spokojnie nakarmić tym daniem.
Koleżanki Warszawianki-zajrzyjcie do skrzynek.
Latem zeszłego roku mieliśmy „przyjemność” objechać Bolków olbrzymim łukiem z powodu objazdów. Nie leżało to w naszych planach i czas nie pozwolił na zwiedzanie.
Zamek i miasteczko zwiedzałam wiele, wiele lat temu. Zapewnie nastąpiły zmiany, choć ze strony w poniższym linku, sam zamek niewiele się zmienił. Może bardziej zadbany, i muzeum jakieś takie… ładniejsze:
http://www.zamkipolskie.com/bolk/bolk.html
Na obiad podałam „my favorite lasagne”. Interesujące – te same składniki, a za każdym razem nico inaczej smakuje. Ale zawsze dobra!
Ewa – podobną trasę przebyłam lata temu. Gorzej, że wszystkie fotografie przepadły.
I choć, jak to ktoś kiedyś lekceważąco powiedział… „Eee tam, czarno-białe”, żal.
Swoją drogą, moim skromnym zdaniem, dobre fotografie czarno-białe niełatwo wykonać. Cienie, półcienie, kontrasty, wydobycie głębi ostrości itp to nie lada sztuka. Toteż choć kolor ma wiele zalet, czarno-białych nie lekceważę.
Ewa – dziękuję.
Pierogi robiłam w zeszłym tygodniu. Co prawda nie z jagodami. Pogoda „optowała” (Wombat też!) za ruskimi.
Chyba niebawem zrobię to co rzekomo leci samo do gąbki – gołąbki.
Świetne…
https://www.youtube.com/watch?v=HwYDxCcfzcA&feature=youtu.be&fbclid=IwAR1y4NaP6iesnT-ZJsKFfWWKfwdOjiS0my6BNBxT5joPbJ6gxM9TJCtRC84
Więcej tu – do czytania:
https://www.biznesistyl.pl/lifestyle/podroze/3711_hobbitowa-wyrosla-z-marzen,-slomy,-gliny-i…-korzeni-wierzby.-doslownie.html
Przygotowalam farsz do baklazanow i bedziemy sie delektowac wieczorem. Jest to przepis z kuchni Bliskiego Wschodu. Pracy mnostwo, aby to pokroic, podsmazyc i wypelnic jarzyny. Kobiety na Bliskim Wschodzie chyba spedzaja cale dnie w kuchni.
Jest nas w tej chwili czworo i spedzam godziny na gotowaniu. Mlodzi jutro wyjezdzaja na cztery dni aby zwiedzac Finistère to troche odpoczne .
Mialam jeszcze zrobic na deser faszerowane brzoskwinie, ale im powiem zeby zjedli same owoce.
Zostalo mi jeszcze troche ruskich pierogow w zamrazarce, ale corka juz je zarezerwowala dla siebie.
Wracam do kuchni aby zrobic sos do baklazanow, grecki jogurt, czosnek i drobno posiekana mieta.
W porównaniu z potrawami przygotowywanymi przez Elę, moje pierogi to drobnostka. Farsz, czyli jagody wystarczy umyć i dodać cukier/niekoniecznie/, a ciasto jest proste. A jeśli ma się je w zamrażalniku, to praca jest szybka i przyjemna. Najtrudniejsze może okazać się zdobycie jagód.
Obiad był pyszny, ale bardzo lekki.
Krystyno,
Witek ma cztery pasje: chemię (realizował się na studiach), archeologię i geologię (realizował się w młodości a i teraz kamieniołomem czy wykopaliskami na trasie nie pogardzi), programowaniem w wolnych chwilach. Ten typ tak ma, a ja muszę z tym żyć 😉
Echidno, pełna zgoda co do czarno-białych zdjęć. Poza tym, naprawdę trzeba było coś umieć by zrobić dobre zdjęcie. Teraz w większości się pstryka, a aparat wyciągnie.
Ciąg dalszy skoku w bok: https://www.eryniawtrasie.eu/37564
Nikt nie zajrzał na te dwa sznureczki, co podrzuciłam wyżej? Facet pozytywnie zakręcony i gdyby moje ścieżki w tamtą stronę, to z wielką ochotą bym tam zahaczyła, a może coś na chwilę wynajęła? Świetna sprawa.
Ewa,
Witka rozumiem, ja tu też mam sporo kamoli, także z różnych kamieniołomów, gdzie byłam w ramach praktyk geologicznych i „po sąsiedzku”. Piękne kryształy z Jegłowej (moi rodzice mieszkali tam kiedyś parę lat) – swego czasu można tam było sobie łazić, ale teraz to jest teren prywatny i mimo, że można tam za pozwoleniem i jakąś opłatą, nie chce mi się, a bywam w pobliżu co roku.
Jest coś w krysztale takiego, że niech sobie jest, nie ulepszać, nie szlifować! wisiorków 😉
https://photos.app.goo.gl/LG7LuZ1eJwKaFHye6
Hobbitówa? Cudo!
A kryształ pięknie się prezentuje na oknie 🙂
No więc właśnie – Hobbitówka! Fantastyczne miejsce – gdybym tam gdzieś…
A na razie pod znakiem zapytania stoi, czy w ogóle w tym roku da się polecieć do Polski 🙁
Nie napalam się niepotrzebnie, spokojniutko czekam…
Habbitówka, Chatabrata w Krzywczy – pan Bogdan ma interesujące, ekologiczne pomysły.
My Alicjo, nawet do innej dzielnicy nie możemy pojechać, a co dopiero myśleć o lotach do Europy.
Dziś niechlubny rekord – 723 nowych przypadków w Victorii. Głównie w Melbourne.
A głupców, bo inaczej nie można ich nazwać, nie brakuje. Łaża gdzie ich nie posiali, jeżdżą gdzie nie powinni, maseczek mimo nakazu nie noszą, organizują wieloosobowe party gdzie niekoniecznie każdy zna każdego itp. A reszta społeczności odczuwa skutki bezmyślości i braku odpowiedzialności.
U nas dziś też niestety rekord , 615 zakażeń. Wchodząc w sobotę na Stare Miasto założyliśmy maseczki, bo tłum był taki, że o jakimkolwiek dystansie nie było mowy. Akurat trwał Jazz na Starówce, tłum stał gęsto, bez maseczek oczywiście. W sklepach to właściwie standard , zsunięte maski, albo w ogóle bez , mało kto dezynfekuje ręce, a rękawiczek też nie zakładają, towar macają intensywnie. A doniesienia o powikłaniach są przerażające, 78% osób które wyzdrowiały mają kłopoty z sercem, tak jakby przeszli zawał.
Tak to jest, jak się spuści ze smyczy, że tak powiem. Zagrożenie nie odeszło sobie wraz z poluzowaniem, młodzi szaleją na tłumnych prywatkach, na plażach i tak dalej. No i co pan zrobisz? Nic pan nie zrobisz*.
Ja nawet nie wiem, co u nas wolno, bo i tak nie bywam nigdzie, najwyżej w sklepie Za Rogiem, gdzie i tak zdjęto napis „tylko 10 osób”, bo jak tam jest 3 osoby, to już wielki tłum 🙄
Zdaje się, że wizyty nie są zakazane, Lisa aż się pali, żeby u nas posiedzieć na ogródku, ale nie chce ryzykować jazdy windą. Zachorowań u nas nie ma od dawna, a i tak było tylko kilka, i to przywleczonych z urlopów w Hiszpanii i gdzieś tam jeszcze. Odchorowali w domu, bez konieczności hospitalizacji.
Czy znacie osobiście kogoś, kto zachorował? Bo my nie znamy, ani żadni znajomi znajomych, przepytani na okoliczność, też nie znają.
*© Stara Żaba
Alicjo, przecież pisałam, że mój mąż chorował.
Znam, tata mojej koleżanki z pracy, właśnie umiera. Wirusa wprawdzie już nie ma, ale cięzkie powikłania neurologiczne, krążeniowe i sercowe. Po prostu wirus mu wyłączył organizm.
Małgosiu,
zapomniałam! Pewnie dlatego, że nie było to aż tak dramatyczne i Robert przechodził to lekko, o ile sobie dobrze przypominam. Czyli jednak mam znajomą osobę!
Magdalena,
no właśnie, te powikłania…podobno im człowiek starszy, tym wirus groźniejszy, Mamy szczęście, że jesteśmy emerytami i nic nie musimy, oprócz zapewnienia sobie wałówki. Nawet na ogródek można wyjść bez obawy.
Mało jeszcze o tej zarazie wiadomo, ale teorie spiskowe mają się dobrze, jak zwykle w takich wypadkach, kiedy nie wszystko jest jasne.
Ewa,
„melona” turmalinowego nie trzymam na oknie, bo może z czasem stracić barwę. On jest wyjątkowo duży, mierzy 4 cm po najwyższym boku i 2.7cm średnicy. Dostałam go na urodziny, po latach osoba, która go sprzedała za stówę Jerzoru chciała go ode mnie zakupić za jedno zero więcej. Wykręciłam się, że prezentów się nie sprzedaje! Nie wiem, co w kamieniach takiego jest, ale coś jest. Też mam tego pełno kamolców, poukładanych na takiej desce-obudowie kominka. I za każdym razem odkurzając, klnę w żywe kamienie te kamienie, ale cóż…
Najlepiej byłoby mieć taką szafkę szklaną, inaczej mówiąc gablotę zamykaną, gdzie można by było je pięknie wyeksponować. Musiałabym zamówić u jakiegoś bystrego stolarza, a skąd takiego wziąć w dzisiejszych czasach? Owszem, jest Helmut – dalszy sąsiad, ale on już bardzo wiekowy i od dawna nie robi takich rzeczy.
Co roku odbywają się giełdy mineralogiczne, u nas w Kanadzie największa w Bancroft, a największa na świecie w Tuscon, Arizona. Ten koleś od melonowego turmalinu jest geologiem, ale żyje właśnie z handlowania minerałami i co roku bywa i w Bancroft, i w Tuscon na giełdach. Mniejsze imprezy tego typu go nie interesują. Wśród wystawiających na giełdzie sprzedawców jest najdroższy.
Targować się z nim to jak kamienie tłuc 🙄
Myśmy bywali w Bancroft, ostatnio ubiegłego lata.
ZAWSZE coś stamtąd przywiozę 🙄
To tylko mała część moich zbiorów. Malutka!
https://photos.app.goo.gl/PPaBAh7BZqPgKjVC7
Alicjo,
Ta szczotka ametystowa urocza 🙂
Tymczasem zapraszam do Kolorowych Jeziorek w Rudawach Janowickich: https://www.eryniawtrasie.eu/37637
Po dlugiej przerwie zajrzalem do bloga, a tu mila niespodzianka – raport Danuski z moich stron rodzinnych. Bardzo udane zdjecia. Dodam tylko, ze w tej czesci Wielkopolski mozna znalezc pyzy, tylko trzeba zapytac o regionalne restauracje lub zajazdy. Oferuja tez gzike, szagowki, czernine (brr!), prazuchy itd itp. Dworek Dabrowskiej byl kiedys mniejszy i brzydszy, tak samo zreszta jak dworek Chopinow w Zelazowej Woli. Takie troche upiekszanie historii przy tworzeniu muzeow.
Troche sie krepuje, ze bede jak Nemo, ale chcialbym skorygowac jeden z wpisow na temat Ladysza, bo ten blad zauwazylem w wielu miejscach. Tzw. arie z kurantem spiewa oczywiscie Stefan (tenor), a Ladysz (bas) slynal z arii Skoluby. Poniewaz spiewa on tam o zegarze, to sie ludziom te arie myla.
Kemor-miło, że się odzywasz po tak długiej nieobecności. Co do regionalnego jadła to z całą pewnością można było je w tamtych rejonach znaleźć, ale nie wykazalysmy się wystarczającą determinacją. Mam nadzieję że jeszcze trafi się okazja popróbować wielkopolską kuchnię.
A w sprawie korekt naszych wpisów to uważam, że nigdy nie zaszkodzi wyprostować jakieś błędy czy nieścisłości, toż to z korzyścią dla ogółu.
Alicjo-hobbitowy dom bardzo ciekawy, ciekawe ile kosztuje jego wynajęcie.
Ewo-może zrobicie zdjęcie ciekawych kamieni z kolekcji Witka? Chętnie bym je obejrzała, niektóre okazy to prawdziwe dzieła sztuki, co widać doskonale na zdjęciach Alicji.
Wybraliśmy się wczoraj na spacer w niedalekie okolice: https://mazowsze.szlaki.pttk.pl/436-pttk-mazowsze-rezerwat-wawoz-szaniawskiego
A kawa w tym miejscu z widokiem na Jezioro Zegrzynskie była sympatycznym zakończeniem naszej małej wycieczki:
https://www.klubmila.pl/klub-mila-zegrzynek
Przymiotnik ciekawy trafił mi się aż trzy razy pod rząd. Ciekawe 🙂 dlaczego tego nie zauważyłam przed opublikowaniem mojego komentarza. Cudze teksty wypada czytać że zrozumieniem, a swoje własne z uwagą 😉 Oj, Danuśka!
O moich terenach, doskonale mi znanych zwłaszcza z września ub. roku, bo tereny kopalni dopiero od niedawna są udostępnione w takim stopniu. Jeśli ktoś z Was będzie w pobliżu, namawiam do zwiedzenia.
W mennicy można też nabyć „złote” talary 😉
https://www.onet.pl/turystyka/onetpodroze/kopalnie-zlota-w-polsce-zloty-stok-i-zlotoryja-zwiedzanie-historia-przewodnik/3kjb468,07640b54
W naszych planach podróżniczych Dolny Śląsk jest regionem, który trzeba kiedyś znowu po raz kolejny odwiedzić, bo do oglądania tam mnóstwo i jeszcze sporo nam zostało. Na dodatek miejsc do łowienia ryb na tamtejszych rubiezach też nie brak 🙂
Dzisiaj miałam zajęcie że zbieraniem i przetwarzaniem papierowek, które obrodziły, jak zwariowane, u naszego sąsiada. Ugotowałam kompot w ilościach (całe wieki nie gotowałam żadnych kompotow!), w planach też placki z jabłkami oraz jakieś ciasto.
Może jakieś podpowiedzi? Oczywiście mogłaby być szarlotka, ale co oprócz tego klasycznego pomysłu?
Może jabłka w słoikach na zimę np
https://niebonatalerzu.pl/2013/08/najlepsze-jabka-w-soikac.html
https://www.mojewypieki.com/przepis/prazone-jablka-na-szarlotke
A poza tym mogą być rożne mięsa w sosie jabłkowym (polędwiczki, kurczak, wątróbka).
Danuśko, jeśli jednak ciasto, to:
1,5 szkl. mąki, tyle samo cukru, 4 jajka, jak małe, to 5.
Jaja z cukrem ukręcić do białości, dodać mąkę ze szczyptą soli, wymieszać delikatnie i część wylać na wysmarowaną blaszkę, na to warstwę jabłek, powtórzyć – ciasto, jabłka, ciasto i upiec. Można jeszcze jakiś zapach, ale żadnego tłuszczu czy proszku. Kiedyś tu podawałam ten przepis, sprawdzony wielokrotnie. Można też zmniejszyć ilość proporcjonalnie, albo i nie 🙂
Dobrze, że kemor wyjaśnił nam pomyłki z ariami. Teraz już zapamiętam.
Papierówek zazdroszczę, bo takich dojrzałych prosto z drzewa nigdzie się chyba nie kupi. Są zbyt delikatne i łatwo uszkodziłyby się podczas transportu.
Koniec lipca a pogoda jesienna, tylko 17 st., Dla odmiany niedziela ma być upalna.
Wirus? Przecież powiedziano, że w odwrocie…o tym pisaliśmy na blogu niedawno, poniższego tekstu nie trzeba czytać, wystarczą wymowne zdjęcia:
https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/wroclaw/koronawirus-w-polsce-jest-rekord-prof-krzysztof-simon-katastrofa/phbxfx4#slajd-1
Salsa podała przepis na ciasto, zapisałam, bo ja znam trochę inne, ale proste, i na jego podstawie robię już to z owocami mrożonymi, już to z „żywymi”.
Smakuje trochę jak ciasto biszkoptowe, lekkie, podaję przepis dla chętnych:
https://www.mojewypieki.com/przepis/najlatwiejsze-ciasto-w-swiecie
ps.Dodatkową zaletą tego ciasta jest fakt, że nie da się go schrzanić, no chyba że przypalić…
Tu Danuśka-będę teraz występowała pod nowym nickiem. Nabyłam drogą kupna nowy komputer, nie byłam w stanie pokonać techniki i zalogować korzystając z mojego dotychczasowego podpisu. Wydaje mi się, że już kilka osób miało podobne problemy.
Dziękuję za podpowiedzi jabłkowe, zupełnie nie pomyślałam o tak prostym daniu, jak wątróbka z jabłkami. Ciasto też zrobię, Alain już czeka niecierpliwie, abym zabrała się za robotę 🙂 Przepisy, których nie da się popsuć są najlepsze pod słońcem.
O chatce w Bieszczadach (te sznureczki, które podałam wyżej-wyżej) piszą nawet na świecie 🙂
http://naturalhomes.org/polish-hobbit-house.htm
Obok zdjęć z chatki pana Bogdana są też zdjęcia z innych unikalnych chatek w innych krajach. Pomysłowość ludzka nie ma granic. Wiem, że na trasie Kingston-Toronto jest gdzieś „dom”, wybudowany w ziemi, a raczej wbudowany w ziemię, ale jest pełen naturalnego światła za pomocą takich „kominów okiennych”, czy jak to nazwać. Widziałam lata temu reportaż filmowy o tym domu, budowie i tak dalej. Może gdzieś w sieci znajdę coś o tym, poszukam i jakby co, podeślę.
To jest chyba to – nie trzeba całego oglądać, wystarczy trochę, żeby się zorientować, o co chodzi i jak to wygląda:
https://www.youtube.com/watch?v=RoGuvvzHY1A
… i na koniec 21 niesamowitych domów (tylko 9 minut oglądania):
https://www.youtube.com/watch?v=RoGuvvzHY1A
Danuśko,
Na Dolny Śląsk zaglądamy od lat kilkunastu, Witek tam się wychował i w młodości schodził tamtejsze kamieniołomy, a wciąż są miejsca, które nawet jego zaskakują.
Pomysł z obfotografowaniem kamulców dobry, ale teraz sezon ogródkowo-remontowy w pełni, a jeszcze w to usiłujemy wcisnąć tradycyjne skoki w bok. Na jesieni o tym pomyślimy.
Danuśka,
spróbuj po zalogowaniu tym nowym sposobem wymazać z ” podpisu” to, co się tam ukazuj, czyli jak rozumiem ” Danapola” i wpisać ” Danuśka”. U mnie ten sposób działa, bo też po zalogowaniu mam inny podpis. Oczywiście robię to przy pisaniu każdego komentarza, ale można się przyzwyczaić.
Ja się nigdy nie wylogowuję z „Polityki”… i mam spokój 😉
W Dolinie Pałaców i Ogrodów:
https://www.eryniawtrasie.eu/37698
Salso, dziękuję za ten przepis, spróbuję. Nie ma póki co przepisu na ciasto, którego nie byłabym w stanie zepsuć.
Prócz drożdżowego, to wychodzi mi zawsze, słodkie, słone, czosnkowe, itp, z suszonymi drożdżami, świeżymi, z rozczynem czy bez.
Jestem w stanie zepsuć każde i nie jestem z tego dumna.
Dopadła mnie wirówka. Doczytywałam.
Danuśka, dziękuję za relację z nieznanej mi, częściowo, Wielkopolski.
Ciasta zanotowane. U nas papierówek niet. Jabłka 8,50.
Hobbitówka mnie przestraszyła. Piękności, tylko żeby jakiś oszołom nie uznał, że hobbici to nieochrzczone pogaństwo i najlepiej spalić. Czasy cokolwiek głupawe się zrobiły.
Z Dolnym Śląskiem mamy zaległości, a do powrotności w znajome też nam tęskno.
Magdaleno, trzymam kciuki. Jeśli drożdżowe masz opanowane, to cóż taki biszkopcik. Zamiast jabłek można rabarbar, tylko dość drobno pokroić. Podejrzewam, że i inne owoce, byle niezbyt soczyste.
Ja nie opanowałam nigdy drożdżowego, unikałam jak mogłam (i mogłam!), natomiast biszkoptowe za dawnych czasów ucierałam w makutrze, dziewczęciem będąc.
Dlatego tak mi się spodobał ten przepis na najłatwiejsze ciasto, mikser, po kolei składniki, 10 minut góra i do piekarnika.
Z braku porzeczek (cholera by te chipmunki!!!) zamroziłam rabarbar pocięty na małe kawałki, nauczona doświadczeniem 🙄
Haneczko,
mam nadzieję, że żaden oszołom się w te tereny nie zapuszcza. Podziwiam ludzi pomysłowych, którzy od pomysłu do przemysłu przechodzą szybko.
Tu Danuśka
Przed chwilą próbowałam zamieścić testowe zdanie sposobem Krystyny, mój komentarz czeka na moderację, zostanę zatem z moją nową ksywką.
Lepiej ksywkę czasem zmienić
niż się z nerwów zazielenić.
Salso-biszkopt wyszedł wyśmienity, zresztą okazało się, że mam w swoich zbiorach praktycznie taki sam przepis. Kto wie, może właśnie Twój 🙂
Jak to śpiewał Kuba Sienkiewicz – „ale kiedyś się wezmę”. Jeszcz kiedyś upiekę jadalny placek niedrożdżowy 🙂
Ale dziś inauguracja własnych pomidorów. Kupiłam dwa mikre krzaczki, które pięknie wyrosły w donicy na tarasie i mam 15 pięknie pachnących pomidorów.
Lepieje Aleksandry Kiełb-Szawuły, jako że po raz kolejny zajrzałam do tego niewielkiego zbioru:
Lepsze słabe pocieszenie,
niż głupawe przemówienie.
Lepsza już boląca noga,
niż przemowy demagoga.
Lepszy tropikalny klimat,
niż przechwałki kabotyna.
Magdaleno-mam świeżo zmiksowane pesto z mojej ogrodowej bazylii.
Byłoby jak znalazł do Twoich pomidorów 🙂
A ja kiedys upieke drozdzowe i mi sie uda. Probowalam latwy przepis Danuski i tez mi nie wyszlo. Sila wyzsza a moze u mnie jest taki klimat i ciasto nie rosnie .
Ciasto drozdzowe mi nie wychodzi, ale ta salatka na 4 osoby tak. Polecam
350 gr krewetek
2 cytryny
2 avocado
1 grejpfrut
3 lyzki oliwy z oliwek, troche szczypiorku i Tabasco
Obrane krewetki wlozyc do glebokiego talerza z sokiem z jednej cytryny, oliwa i kilkoma kropelkami Tabasco. Odstawic na bok. W tym czasie obrac grejpfruta i pokroic na cwiartki. Obrane avokado pokroic na cienkie plasterki i podlac sokiem z drugiej cytryny. Wymieszac delikatnie cwiartki grejpfruta, plasterki avokado i krewetki. Podlac sosem z marynaty. Posypac szczypiorkiem . Podac chlodne. Smacznego !
Danuśko, cieszę się, że ciasto udane. Przepis dostałam od mojej sąsiadki, gdy początkowalam w kuchni i o pieczeniu ciast nawet nie marzyłam. Z czasem to ciasto i znany chyba wszystkim murzynek stały się moją specjalnością.
Ela, pyszna sałatka. Lubię takie smaczki.
…a co do balkonowych plantacji niespodziankę sprawiły nam pomidory. Kupione jako koktajlowe, szybko przestały być małym krzaczkiem i wyrosły pod sufit, a owoce z zielonej zmieniły barwę na prawie czarną złamaną ciemną czerwienią. Okazały się być niezwykłą odmianą Black Cherry, w dodatku przepyszną w smaku. https://niepodlewam.pl/pomidor-black-cherry-uprawa-smak-choroby/
Danuśko,
Ale jak Twój komentarz przejdzie moderację, to już powinnaś móc zmieniać nick bez problemu. Też to przechodziłam, jako ewa_g.
Tymczasem w Kłodzku:
https://www.eryniawtrasie.eu/37740
Kłodzko rzut kamieniem ode mnie…
https://photos.app.goo.gl/5QqyfVSQwCErYEJr5
Będąc tam co roku, zawsze się dziwię, jak to możliwe, że powódź w 1997 roku tak bardzo uszkodziła kłodzki rynek i miasto w ogóle – no ale żeby rynek?! przecież prawie góruje nad miastem 🙄
Sałatkę elapa zapisałam, akurat mam wszystkie składniki oprócz krewetek (kupuję małe, ugotowane), a to jest właściwie całe jedzenie, nie sałatka!
No i tak niepięknie, moim zdaniem, prezentuje się obecnie Rynek w Kłodzku 🙁
Bo ja pamiętam stary rynek…
https://photos.app.goo.gl/rwWkaaBq5jccXWxt6
Alicjo,
Zgodnie z przepowiednią, wilk napił się wody:
http://klodzko.express-miejski.pl/wiadomosc/21198,kiedy-spotkaja-sie-trzy-siodemki-18-lat-od-powodzi-tysiaclecia
Wracając do współczesności, miasto fajnie wykorzystuje potencjał turystyczny – sporo wielojęzycznych tablic w popularnych miejscach, dobre oznakowanie, na ulicach oprócz polskiego słychać było czeski i niemiecki.
Ewa,
no tak, ale powódź 1997 nazwano nie bez powodu powodzią tysiąclecia – i dotknęła ona nie tylko Kłodzko. Nawet teraz, jadąc przez Kamieniec Ząbkowicki na fasadach niektórych domów widać, gdzie sięgała woda – ustaliła się tam na dobre parę dni.
Moje ukochane Bartniki omal nie spłynęły z wodą, a koleś weterynarz wyszedł na dach i stamtąd go ściągali helikopterem. Z tego dachu – a ślady, jak wysoko była woda, sięgają prawie połowy okien na wysokim przecież parterze.
https://photos.app.goo.gl/4nhAh5DtupUnYYnh7
Powódź była w lipcu – ja byłam we wrześniu i wstrząśnięta byłam miarą zniszczeń. Nysa Kłodzka w okolicach Bartnik zmieniła koryto…cholera by tego wilka, co to napił się wody 👿
Dostałam też film, nagrany chyba przez tv ówczesną, słynne zdjęcie z Wrocławia, bodaj czy nie w Polityce właśnie na okładce, jak ludzie sobie radzili…
Dramatyczne zdjęcia filmowe z Barda i tak dalej… film nie jest do obejrzenia, bo kto teraz ma odtwarzacze VHS ?
Ale od czego youtube! Znalazłam, pod tym tytułem właśnie (Powódź tysiąclecia), sznureczka nie podaję, bo byłyby dwa w kupie i może kłpoty łotrowskie… Wracając do tamtej powodzi,
mieszkałam na Bartnikach bez mała 20 lat i co roku Nysa wylewała, stawy przybierały i zalewało nas, ale najwyżej po kolana i na chwilę. Czasami zdarzały się większe „zalewajki”, ale to wszystko było wielkie NIC w porównaniu z rokiem ’97
Jak byliśmy rok temu w Kłodzku, to języka polskiego prawie wcale nie słyszeliśmy, to prawda – turystów po kokardy! I bardzo dobrze!
Elapa-podoba mi się Twój przepis na sałatkę, trafił zatem do moich kulinarnych zapisków.
Ewo-wędrując razem z Wami powspominałam nasz krótki pobyt w Kłodzku. Oprócz charakterystycznego mostu, staromiejskich kamienic i twierdzy zapamiętałam z tego miasta smacznego, kłodzkiego pstrąga 🙂
Na Waszej stronie, pod zdjęcie z wejścia do twierdzy pt: „Ostrzeżenie” podpięły się zdjęcia z Poręby Wielkiej(też oczywiście warte obejrzenia).
Przy okazji przejrzałam jeszcze w internecie różne ciekawostki na temat Dolnego Śląska i znalazłam tę kulinarną stronę: http://smakidolnegoslaska.pl/
Kto wie, może warto z niej skorzystać przy okazji podróży na tamtejsze rubieże.
Mój poranny komentarz czekający na moderację przepadł w wirtualnym niebycie.
Zatem wszystko wskazuje na to, że już nie będę występować jako Danuśka tylko jako Danapola.
…a se występuj, Danapola 😉
A propos kłodzkiego pstrąga… najlepszy podają w restauracji Ratuszowej! Tę restaurację wspominam jak najlepiej, bo jak Młodzi byli z nami w Polsce w 2007 roku i zdarzyło nam sie jechać z Wrocławia do Pragi, po drodze zawadziwszy o Kłodzko, żeby coś na ząb… Był właśnie pstrąg!
Młode byli spakowani w taką podręczną teczuszkę, każde swoją, Maciek zawiesił na krześle i wyszedł bez…
A tam pieniądze, karty kredytowe, paszport i tak dalej. Za nami pędził kelner z tej restauracji. Maciek do dzisiejszego dnia sobie wypomina, że nie dał mu przysłowiowych stu złotych, a on, ten kelner, szybko się zawinął z powrotem.
Nas zatkało na dłuższą chwilę dlatego, że zdaliśmy sobie sprawę z tego, co utrata DOKUMENTÓW mogła oznaczać dla Maćka. Pamiętam, że donosiłam o tej podróży na blogu 😉
Danuśko,
Dzięki za informacje, Witek zaraz zmieni.
Alicjo,
Myśmy tak kiedyś w Skopje gnali za niemiecką parką, która odłożyła aparat na murku i szybkim tempem oddalała się w siną dal. Dobrze, że to się tak dla Maćka skończyło.
„Ratuszowej” nie odwiedziłam, bo akurat była nieczynna z niewiadomego powodu. Ale zapytani na ulicy młodzi ludzie polecili sympatyczną pizzerię w pobliżu rynku.
Twierdza kłodzka robi wrażenie, zwłaszcza że to była moja pierwsza twierdza. Dopiero potem była Srebrna Góra, a niedawno twierdza Wisłoujście. Ale w przeciwieństwie do Ewy nie zgłębiałam się w te najdalsze korytarze. To miejsce się zapamiętuje.
Ewa…
ja miałam przygodę z aparatem w Tokio. Zostawiłam na ławce i poszliśmy sobie w siną dal, aż nagle mi się przypomniało…aparat leżał na miejscu, był to jakiś przystanek nawet i nikt nie ruszył! A był duży canon i nie można go było nie zauważyć 🙂
Drogie panie I panowie,
U nas jest sezon na zucchini. Jesli ktos lubi zucchini moze sprobowac ten przepis z duzym wplywem kuchni meksykanskiej. Z braku sera cojita mozna uzyc feta. Grey zucchini lub jakakolwiek inna odmiana.
Przepis podam osobno.
Ingredients
3-4 medium zucchini diced
2 tablespoons extra-virgin olive oil
1/2 teaspoon chili powder
1/2 teaspoon garlic powder
1/8 teaspoon cayenne pepper
kosher salt to taste
black pepper to taste
4 oz. cotija cheese crumbled
juice of 1 lime
2 tablespoons fresh cilantro chopped
Przepis na Mexican roasted zucchini
Instructions
Preheat oven to 425 degrees F and line a rimmed baking sheet with parchment paper.
In a medium bowl, mix the diced zucchini, olive oil (2 tablespoons), chili powder (1/2 teaspoon), garlic powder (1/2 teaspoon), cayenne pepper (1/8 teaspoon), and salt/pepper until well coated.
Spread evenly on baking sheet and roast for 25 minutes, or until zucchini is browned.
Serve sprinkled with lime juice, cotija cheese, and chopped fresh cilantro.
…cotija…
https://www.youtube.com/watch?v=WfSnMXlqWzA
https://photos.app.goo.gl/3nKz1CaERTgTzVDp6
🙂
Dzisiaj mija smutna rocznica. To bardzo smutne, że ktoś tam (rząd) w Londynie wykorzystał zapał młodzieży. Zginęło ćwierć miliona ludzi i zginęło miasto.
Podobnie rząd dał dyla z Polski przez Rumunię we wrześniu’39
Hańba narodowa. Ale chwała bohaterom. Robili, co mogli.
https://photos.app.goo.gl/m8f5vf7rqN9YJg8F9
Jak można zawłaszczać sobie taką rocznicę? Nie pojmuję…
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1917460,1,nie-macie-prawa-nas-stad-usuwac-czyli-1-sierpnia-z-obywatelami-rp.read?src=mt
Jeszcze o powstaniu, ale w wydaniu trochę radośniejszym:
https://ciekawostkihistoryczne.pl/2019/08/04/wszystko-sie-nam-sypalo-na-glowe-jak-wygladaly-powstancze-wesela/
Podczas jednego ze spacerów z przewodnikiem po Warszawie miałam okazję obejrzeć kaplicę na ul. Wilczej, w której odbył się ślub Jana Nowaka-Jeziorańskiego z „Gretą” (łączniczki często przyjmowały niemieckie imiona, by wprowadzić w błąd gestapo).
Krystyno,
Dla Witka była to podróż w pewnym sensie sentymentalna, bo wspominał podobną wycieczkę po kłodzkich podziemiach sprzed dwudziestu lat, jeszcze z Mamą.
Na koniec miejsce, które skradło nasze serca: https://www.eryniawtrasie.eu/37763
Zupełnie zmieniając temat – jak byłam całkiem malutką dziewczynką, chciałam być w przyszłości Kaliną Jędrusik 🙂
https://plejada.pl/newsy/kalina-jedrusik-i-stanislaw-dygat-nie-umieli-bez-siebie-zyc-zdradzali-gdy-naszla-ich/qnll2vm
Sporo takich pałaców jak w Gorzanowie uratowały pieniądze ludzi, którzy poza pieniędzmi mieli też jakąś wizję.
Ja kibicuję Gminie Kamieniec Ząbkowicki (podobno ma dostać status miasta!), który opiekuje się, remontuje w miarę pozyskiwanych walorów finansowym pałacem Marianny Orańskiej. To jest olbrzymia robota i końca praktycznie nie widać… nie wiadomo też, czy nagle nie zjawią się żyjący jeszcze potomkowie i nie zażądają zwrotu włości. Co byłoby olbrzymią niesprawiedliwością dla mieszkańców Gminy i tych wszystkich, którzy żyją odbudową tego pałacu… poza tym pozostaje jeszcze przepiękny, wielohektarowy park, który też wymaga odrestaurowania z wieloma altankami, gazonami, fontannami…
https://photos.app.goo.gl/Y8RTxdARmMMUY3eU6
O ja cię przepraszam… ale powstrzymać się nie mogę 😉
Kiedyś pani marszałek Witek opowiadała, że o Katyniu czytała w przedwojennych książkach (?!), a teraz ten pan, ukrywany starannie przed wyborami, a zazwyczaj wyciągany po wypowiada się w ten oto sposób:
https://www.youtube.com/watch?v=2qPuxC1aTLA
Chciałoby się powiedzieć – właśnie leci kabarecik, ale sprawa jest zbyt poważna.
Tworki?
https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,26136848,polka-w-kanadzie-zeby-wyjechac-z-prowincji-ontario-w-ktorej.html
Mam wielki problem z tym artykułem i stereotypami, które autorka kreuje. Co GosiaB na to?
https://www.komputerswiat.pl/artykuly/redakcyjne/trolle-i-fake-newsy-dlaczego-dajemy-sie-manipulowac-jak-sie-nie-dac-zlapac/qp9qls2?utm_source=www.komputerswiat.pl_viasg_komputerswiat&utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&srcc=ucs&utm_v=2
Alicjo, to co ci ludzie wygadują świadczy o ich kompletnej niewiedzy, niekompetencji i oni niestety nami rządzą. Jest mi wstyd za ten kraj.
yurek,
moje motto – jeżeli coś się wydaje nieprawdopodobne, to najpewniej jest.
Sprawdzać, sprawdzać w wielu źródłach. Inna rzecz, że trolle też mają coraz bardziej wyrafinowane metody.
Małgosiu,
mnie się nie chce wierzyć, i chyba yurek nie sugeruje, że wypowiedź Antoniego to wytwór trolla?
Słuchałam tej wypowiedzi sama będąc w domu, tylko z kotkiem, i chciałam wejść pod stół ze wstydu. Przecież ten człowiek (według wiki i nie tylko) jest z wykształcenia historykiem!!! Gdzie Piłsudski i Dmowski, a gdzie Powstanie Warszawskie ’44?
Gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie Polska – chciałoby się powtórzyć za Klasykiem 🙄
Zwykłe przejęzyczenie. Co tutaj takiego strasznego? Dramat byłby jakby żonę nazwał imieniem kochanki.
yurek,
chyba sobie żartujesz.
Alicjo,
artykuł o Polce w Kanadzie już nam proponowałaś, a Gosia odniosła się do jego treści. / 25 lipca/.
Takie jest życie internatowe, real tylko to nam da prawdziwe.
Jakie życie internetowe, o czym Ty mówisz yurek?
Przecież facet wypowiedział się w mediach, a nie na jakiejś indywidualnej stronce w internecie! REAL jak najbardziej – kiedyś media to była telewizja, a jeszcze wcześniej prasa. Internet to nie jest jakaś wydziwka, tylko zupełnie realne media! Tu znajdziesz prasę, telewizję i tak dalej – czy mam to wszystko podważać, bo przesłałeś te wcześniejsze uwagi na temat, jak się nie dać zrobić w konia w internecie?? No właśnie – sprawdzać. SPRAWDZAĆ!
Krystyna –
zostało powtórzone na weekend, a ja też się powtarzam 😉
Co robić – taki wiek 🙄
MałgosiaW,
czy mogłabyś mi podać tytuł i ewentualnie autora (autorów) tego albumu o Powstaniu, co to Ci go zeszłorocznie dowiozłam?
Żyjemy w różnych światach, Ty na kompie, ja na ulicy.
Yurek 🙂 też jesteś bezdomny 🙄
Witaj w clubie 🙂
Tak jest. Na kompie żyję, od prawie stu lat. Jakoś dziwnie spotkałam w prawdziwym życiu wielu udzielających się na tym blogu. Twój wybór, jak żyjesz na ulicy… a swoją drogą, skąd masz kompa i podłączenie doń? 🙂
Bezdomny,
jak tam pogoda na Bornholmie? Wiatry są? Do nas za chwilę zjeżdża też taki wariat,
podobno wiatry wieją gdzieś tam na zachód od nas. A poza tym dawnośmy się nie widzieli!
ps.yurek,
na kompie też bywasz, nie tylko na ulicy. Więc nie chrzań, uliczniku….
Alicjo 🙂
Znacznie lepiej znoszę zimę na kanarach niż lato na Bornholm 🙂
Po czterech tygodniach siedzę od godziny ponownie w najlepszym miejscu, jeśli nie jestem w mobilku.
Parę dni tak pozostanie. Od czasu do czasu jest trochę do wyrównania 🙂
Nie obawiaj się świrusa, przylatuj i dawajcie znać co i kiedy, póki jestem jeszcze osiągalny w tej części Europy.
Bezdomny,
nie ma czym przylatać, niestety i nie ma na to widoków w najbliższych miesiącach. Przypływać też nie ma czym 🙁
Właśnie myślimy, że Kanary to jednak znacznie przyjaźniejsze wody i wiatry niż Bornholm.
Pomyślnych i ciepłych wiatrów mimo wszystko 🙂
ps.loty owszem, bywają, ale kwarantanna i takietam. Ja poczekam.
Alicjo, „Dni Powstania. Kronika fotograficzna walczącej Warszawy” Jan Grużewski i Stanisław Kopy
Dzięki, Małgosiu.
No i stało się! Premier Victorii ogłosił stan katastrofy. Wprowadzona kolejna restrykcja (4 stopień) przypomniała mi tytuł filmu Rosseliniego „Roma Città aperta” (Rzym, miasto otwarte). Z tytułu, nie głównego wątku. Parafrazując go wyszło mi na: „Melbourne, miasto zamknięte”.
Wczoraj wprowadzono godzinę policyjną. Od 20:00 do 5:00.
Ograniczono ilość osób robiących konieczne zakupy dla domu – jedna osoba i tylko raz dziennie. Odległość do sklepu – maksimum 5 km. W szczególnych przypadkach, np brak koniecznego artykułu, dopuszczalna dalsza odległość.
Spacery też jedynie w promieniu nie większym niż 5 km od miejsca zamieszkania. I też jedynie raz dziennie.
Maseczki obowiązkowe. Wszędzie.
Od środy wszelka nauka przechodzi na zdalny system (On-line).
To tak w telegraficznym skrócie.
Zapowiedziano taki stan na następne sześć tygodni.
Ludzie oczywiście wpadli w popłoch i panikę. Półki z mięsem puste, wiele artykułów objęto reglamentacją, zabrakło jajek. Nie problem, bo w innym sklepie były, ale też cieszyły się dużą popularnością wśród kupujących.
Jak wcześniej wspomniałam, durni nie brakuje. Egoistów ogarniętych manią teorii spiskowej czy fałszywie, w obecnej sytuacji, pojętej wolności – też nie. A skutki tragiczne.
Aż strach myśleć jak to wygląda w częściach świata gdzie obecnie panuje lato. Tłumy na plażach, tłumy na deptakach, tłumy przy jadłodajniach. Nie chcę być fałszywym prorokiem lecz skutki lekkomyślności i beztroski długo na siebie czekać nie dadzą.
W lesie ostatni zbieracze jagód. Przy tej ilości komarów, jaka nęka nas obecnie doprawdy chapeau bas. Kupiliśmy wczoraj na pobliskim targu litr tych owoców, bo przecież trudno nie wykorzystać jagodowej obfitości. Pijemy fioletowe koktaile 🙂
dwa mi skutki wyskoczyły
choć efekty pod ręką były
Echidno-u nas wieści koronowirusowe nie nastrajają optymistycznie.
Echidno, u nas też o Was piszą.
Widziałam dziś zdjęcie jednej z polskich plaż , człowiek na człowieku, nikogo w maseczce bo na zewnątrz nie trzeba.
https://www.o2.pl/informacje/szokujace-zdjecie-z-plazy-we-wladyslawowie-tak-polacy-ignoruja-zalecenia-6539029706525568a
Jak to się skończy, wiadomo …
Komarzyce są wredne i już. Repelenty właściwie nie pomagają, tylko odpowiednie ubranie, ale trudno chodzić a pancernych rękawicach.
Zimno 😯
Tylko 20c!!!
Komary przeżyłam w 1980 roku we Wrocławiu – to dopiero była obława!
Osesek był chroniony siatkami najlżejszymi, jakie tylko były, a ja jako młoda matka poczywałam się do spacerów i dostarczania świeżego powietrza oseskowi (urodził się w lutym, potem było lato!)
Teraz mieszkam nad Wielkimi Jeziorami i komary mnie nie ruszają. Se są…. w domu nie ma, bo tu już sto lat temu puknęli się w głowę i wymyślili siatki okienne przeciwkomarne.
Małgosiu, jedyny odstraszacz na komary znalazłam tutaj i nie jest to jakiś przeciwkomarzacz, a płyn, a właściwie olejek do kąpieli – nazywa się to „Skin so soft” . Dostałam go swego czasu od Ś.P. Bonnie , nie był w sprzedaży sklepowej, tylko jakiejś obnośnej. Pachnie przyjemnie, komary omijają mnie na metr przynajmniej! O, to jest to!
https://www.avon.ca/shop/en/avon-ca/skin-so-soft-original-bath-oil?gclid=Cj0KCQjw6575BRCQARIsAMp-ksPfmvmA0UzB5chA-8xOSZi13bDSqoYdMgOf8jpCUiEMmxiaDT0QCk4aAgMMEALw_wcB#.Xyg0pc97mt0
Echidna, u mnie sa tlumy turystow.Francuzi nie wyjechali do innych krajow to bardzo duze ich przyjechalo do Bretanii. Malo cudzoziemcow, dzisiaj pierwszy raz widzialam samochod z angielka tablica. Niektore plaze sa zamykane jak jest przyplyw. Ludzie chodza jednak w maskach Do sklepu czy na targ nie wejdziesz bez maski. Dyskoteki zamkniete. Sa dwa ogniska oddalone od moich okolic i tam maski obowiazuja wszedzie. Klopot z mlodzieza, bo oni chca sie bawic i urzadzaja dzikie dyskoteki w barach. Wlasciciele sa bezbronni. Niektore bary policja zamyka.
Dzisiaj rano bylam w pobliskim miasteczku na targu. Tlum turystow ale wszyscy w maskach.
*poczuwałam się
Mieszkaliśmy tuż przy Borowskiej, wsmaniałe spacerki do Parku Południowego, albo po prostu na cmentarz Żołnierzy Radzieckich – nie mogłam sobie wyobrazić, że tam leżało 10 000 młodych ludzi, często bezimiennych – drugi taki, też wielki cmentarz jest przy wjeździe do Wrocławia od Kłodzka, od południowej strony, zdobią go dwa wielkie czołgi. Nieco dalej, przy Ślężnej, jest też wielki, zabytkowy cmentarz Żydowski. Kiedy byliśmy tam w latach 90-tych, młodzież niemiecka go porządkowała w ramach jakiejś współpracy-wymiany studenckiej z młodzieżą polską.
Tylko + 17 st. C i siąpi cały dzień. Współczuję turystom. Komarów niby jest niewiele, ale w środku nocy zawsze ujawnia się jedna brzęcząca komarzyca, mimo wieczornej inspekcji sypialni .
Dziś na obiad przygotowałam mężowi na jego prośbę makaron rurki z twarogiem i śmietaną. Danie wyglądało całkiem apetycznie i przywołało wspomnienia z wojska. Ale, jak twierdzi mąż, wtedy nawet jak coś mogło być smaczne, to wojskowa kuchnia z założenia to wykluczała. Ciekawa jestem, jak obecnie karmią w naszej armii, ale nie mam dostępu do tych tajnych informacji. W rodzinie brak wojskowych.
Sobie przygotowałam prostą zupę jarzynową.
Asia nie odzywa się od jakiegoś czasu. Mam nadzieję, że korzysta z zasłużonego urlopu i gdzieś wyjechała.
echidna,
Pomimo ogromnej sympatii którą darzę ciebie, stwierdzam również, że jesteś ogromną panikarą.
Nowy też tutaj panikował, podając niezliczoną ilość liczb. Z dnia na dzień większe i straszniejsze.
Wirusy to my wszyscy już mieliśmy różne. Nigdy takie same, bo wirus nie umiera tylko się zmienia. Rocznie powstaje ich zdaje się coś około 100 nowych odmian.
Do zeszłego roku nikt o corona wirusie nie słyszał. W końcu ktoś to nagłośnił, pościł w eter. Maszyna ruszyła.
Wierz mi, nie bezinteresownie.
To że testy wykazują infekcje to jeszcze nic nie oznacza. W końcu są testy tak zaprogramowane by coś wykazać. A jeżeli jest ludź zainfekowany to nie oznacza że jest chory. A już w ogóle nie oznacza że ludź nie przeżyje tego świrusa.
To, co ty dzisiaj przeżywasz z wszystkimi restrykcjami, z komfortem psychicznym nic wspólnego nie ma. Wiem dokładnie jak toto może, ale nie musi, działać na ludzia.
Pod koniec marca byłem jeszcze na kanarach, później bujałem się mobilkiem przez Hiszpanię i Francję, do połowy kwietnia. Był to podobno najstraszlifszy okres w tych krajach. Całe szczęści, że miałem wówczas cały czas z mądrymi ludźmi.
Nie wirus lecz świrus jest bardziej szkodliwy dla ludziny, a na świrusa podobnie jak na wirusa nie ma rady, ani nie ma szczepionki. Nikt zdrowy na rozumie czegoś takiego nie stworzy, bo coś takiego przerasta możliwość percepcyjną ludzia i komputera, osobno i razem.
Przed covid 19 żyliśmy w nieświadomości, zupełnie nieźle, dziś kiedy mamy świadomość o jego istnieniu zaczyna się totalne świrowanie.
Trzymaj się i nie daj się uświrowić 🙄
:).
Krystyno-nie wiem, jak w dzisiejszych czasach karmią szeregowych wojskowych. Wśród naszych nadbużańskich sąsiadów mamy wojskowego, dosyć wysokiej rangi, który jeździ czasem na inspekcje do różnych jednostek. Jest wtedy podejmowany bardzo smacznymi i treściwymi obiadami. Natomiast na co dzień nasz sąsiad jest wielkim fanem wszelakich zup jarzynowych, które bardzo często gotuje osobiście, urozmaicając zestaw warzyw w zależności od sezonu. Zawsze nam powtarza, że dla niego dzień bez porządnej, jarzynowej zupy to dzień stracony i nie szkodzi, jeśli tę samą zupę je przez trzy kolejne dni, bo trudno przecież ugotować jedną, małą porcję.
… opinio-tfu-rcy:
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,26181116,mazurek-o-aktorze-januszu-gajosie-insynuacje-prostaka-prl.html#s=BoxOpImg9
Ja też lubię zupy 🙂
A makaron z białym serem i skwarkami …
bezdomny
3 sierpnia 2020
19:19
Ależ jaka panikara z naszego australijskiego zwierzątka? Po prostu przytoczyła fakty z jej okoliczności przyrody 🙄
Z powietrza się to nie bierze przecież. Że Ciebie nie dotyczy, nie dotyczy mnie i innych osób, to nie znaczy, że nie dotyczy innych. Ludzie chorują, a niektórzy nawet umierają – takie są fakty.
Przyjemnych wiatrów na Bornholmie 🙂
Alicjo 🙂
…Nie chcę być fałszywym prorokiem lecz skutki lekkomyślności i beztroski długo na siebie czekać nie dadzą.
– – > toto nie są fakty. Coś takiego, to sianie paniki i spiskowych teorii.
Ciekawym komu potrzebne są paniczne przypuszczenia?
Fakty to są fakty – nic na to nie poradzisz 😉
A teorie spiskowe i jakieś tam to swoją drogą. Skutki lekkomyślności widać codziennie na zdjęciach prasowych – czy to jest z Marsa, wyprodukowane ku radości ludzkości??? To co widzę, to lekkomyślność…
Na szczęście ja i tak nie lubię takowych spędów. To tylko drobny przykład:
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,173952,26179135,fotograf-pokazl-jak-wygladal-weekenda-na-plazy-we.html#do_w=46&do_v=58&do_a=288&s=BoxNewsImg2
bezdomny – niewątpliwie panikuję gdy pająk wisi nad moją głową lub przecina drogi mego żywota w domu. Nie lubię stworzonka wyjątkowo. Tak już mam od „dziecieństwa”.
W przypadku mojej wcześniejszej informacji (zważ – informacji), o panice raczej mowy nie ma, jak słusznie zauważyła Alicja.
Sformułowanie „strach pomyśleć” wyraża obawę, a nie sianie paniki.
Na marginesie: tak naprawdę nikt nie wie w 100 procentach gdzie i kiedy rozpoczęła się ekspansja Covid-19. Prawdopodobnie w Chinach. Wuhan nie zamknięto dla zwykłego widzi mi się.
Przebieg choroby jest różny, ciężkie przypadki wielokrotnie kończą się tragicznie. A lekarze, pielęgniarki i obsługa medyczna też należą do pacjentów. Stąd moje obawy. Wyobrażasz sobie chorych bez dostępu do pomocy lekarskiej?
Chyba lepiej zapobiegać niż ponosić konsekwencje. Czy to jest według Ciebie panika?
Andziu, nie rusz tego kwiatka
Róża kłuje – rzekła matka
Andzia mamy nie słuchała
Ukłuła się i płakała
/Jachowicz/
gdy Ci coś w pokoju bzyczy
znak, że komar się nie byczy
ale ciężko – w trudzie, znoju
ofiary szuka w Twym pokoju
gdy ochłody szukasz w lesie
wiatr znajomy bzyk Ci niesie
komarzyca Cię wyczuła
i wnet w łydkę Cię ukłuła
przed jej żądłem się nie skryjesz
już z rozpaczy wielkiej wyjesz
że łachudra taka cwana
rzecz wprost nie do wytrzymania
a może
to ppomoże
albo to:
https://www.youtube.com/watch?v=e2vC6rwYZgA
Hollywood contra ponad stuletni most w Plichowicach. Pod patronatem wiceministera Kultury i Dziedzictwa Narodowego Pawła Lewandowskiego. Wysadzić most znajdujący się na liście zabytków dla potrzeb filmu? Zgroza!
Echidno,
I jeszcze ministerstwo dołoży do tego 5 milionów złotych z publicznych pieniędzy, by zarobiła jakaś firma producencka związana z PIS-em.
Ewo – z tego co doczytałam, już zostały wypłacone. Prawdaż to?
Robią to, co potrafią najlepiej, a najlepiej potrafią niszczyć.
Echidno,
Tego nie wiem, ale nie byłabym zdziwiona…
Przechlapany dzień, jak nie dysc, to sikawica. Jakieś tornada w okolicach itp.
Kot przespał, ja przeczytałam, Jerzor coś oglądał lub wysłuchiwał.
Przeczytałam Grechutę, opowieść żony.
https://www.youtube.com/watch?v=FXbpAmydnNQ
https://www.youtube.com/watch?v=FYjH5ESGgN0
https://www.youtube.com/watch?v=orLqlFxVtUU&frags=pl%2Cwn
Wystarczyły niecałe dwa dni deszczu, by znowu pojawiły się kurki. Właśnie skończyłam ich czyszczenie, na sos do makaronu wystarczy w sam raz :=)
Wczoraj wysłuchałam opowieści o jednym z nieżyjących już mieszkańców naszej wsi. Jego dom był położony na uboczu, na skraju lasu. W czasie wojny pomagał partyzantom i dyskretnie likwidował Niemców, którzy przejeżdżali na skuterach przez dobrze znane mu okolice. Po wojnie został odznaczony medalem za wojenne dokonania, a potem popadł w pijaństwo i sąsiedzi często znajdowali śpiącego, gdzieś przy leśnych duktach. Mimo mało higienicznego trybu życia i ciężkich warunków mieszkaniowych(jeszcze przez wiele lat po wojnie nie miał w swojej chałupie elektryczności ani podłogi) dożył 91 lat.
My natomiast szykujemy się do obchodów 90 urodzin naszego sąsiada pszczelarza. Impreza przewidziana jest w ostatnią sobotę sierpnia, menu będziemy ustalać wspólnie z nadbużańskim towarzystwem.
Panu Pszczelarzowi w zdrowiu i pogodzie ducha życzę 150 lat!
Wracając do dzielnego mieszkańca, ponoć lekkie niedojadanie dobrze wpływa na długość życia.
A ja zaliczyłam kolejny spacer z kijkami.
Zbieżność kulinarna Danuśko – nie makaron lecz kasza, nie kurki lecz porcini* i prawdziwki, nie zbierałam lecz kupiłam, nie świeże lecz suszone, ale nadal obiad grzybny. Podobnie jak u Was. Z tym, że u nas jeszcze mięsny. Wampiry tak mają. W towarzystwie sosu grzybowego, bitki wołowe weń duszone.
Chyba częsty przypadek. Szczególnie w małych osadach, miasteczkach. Mówię o wojennym bohaterze i jego losach. Medal nie zastąpi braku bliskiej osoby i zrozumienia. Bo rozumiem, że mieszkał sam.
A o przypadkach braku prądu w chałupach słyszałam nie raz. Niedbalstwo lub „szczególne” przywiązanie do lamp naftowych lub łojowych. Nie chcieli zakładać „elepstrycności i juz”.
* italiańskie prawdziwki chłe, chłe
DZISIAJ OBCHODZIMY: Międzynarodowy Dzień Piwa I Piwowara
Pyra już 10 minut temu wznosiłaby odpowiedni toast – ja zakupiłam wielkopolskiego Lecha i wznoszę 🙂
Bez kijek (kijków?) zaliczyłam 5.7km, co w dzisiejszym, dosyć rześkim dniu po wczorajszych opadach było prawdziwą przyjemnością.
Po odczytaniu relacji z weekendowych ASP pod batutą Jurka Owsiaka powiem krótko – kocham Pana, Panie Janek, chociaż Grigorij nadal, a nawet tym bardziej jest moją pierwszą miłością i w ogóle wszyscy Pancerni! Gustlik ma 92 lata i z jego dzisiejszej wypowiedzi widać, że umysł ma jak brzytwa!
Czego życzę Panu Pszczelarzowi na długie, długie lata. Gustlikowi również!
O tym niedojadaniu dobrze wpływającym na zdrowie też słyszałam, a i chyba bywało wspomniane na blogu.
Grzyby suszone mam, pół czterolitrowego słoja, bo używam oszczędnie. Z polskich lasów ci one są. W tym roku niestety, nie dojedziemy z oczywistych względów, a miało być tak pięknie, od czerwca do września…
Dla śmiechu – pan mówi po angielsku, ale wszyscy zrozumieją. Na początku wspomina (ale już nie pokazuje w filmikach) miejscowość Potworów – to jest niedaleko Barda, z 10 lat temu miałam tam Zjazd klasy z ogólniaka. Ponieważ przemieszczamy się dorocznie na terenach Zdolnego Śląska, prawie zawsze tam przejeżdżamy. Tytuł filmiku – 10 najdziwniejszych nazw miejscowości w Polsce 🙂
https://youtu.be/7ZWoGya8EsI
Koleżanki Warszawianki miały dziś w końcu spotkanie w bardzo sympatycznym ogródku restauracji Bąbelki na Pl. Piłsudskiego. Były tytułowe bąbelki i małe przegryzki
https://photos.app.goo.gl/CqQUxfAB5AL9Xmzw6
No i oczywiście rozmowy, rozmowy na tematy wszelakie. Jak zwykle było super miło, co wiedzą Wszyscy uczestniczący w zjazdach małych i dużych.
Bardzo sympatyczny wieczór, w miłym gronie i w miłym otoczeniu. Restauracja na tyłach Teatru Wielkiego, więc i spacer przy pięknej pogodzie romantyczny. Zabrakło fotek deserów, za szybko zniknęły, przepyszne. W ogóle miejsce warte polecenia, z ogródkiem i dobrą kuchnią. Będziemy wspominać…
…na zdjęciu Małgosi widać krążek ciemnoczerwony, to jarski tatar z pomidorów, dziwnie brzmi, ale w smaku wyborny. Dominuje smak suszonych pomidorów, ogórków kiszonych, cebulki, wszystko drobno posiekane, doprawione, stanowiło pyszną przekąskę.
Zazdraszczam…
Zdecydowanie bardziej spotkania KW, niż tego, co na stole. Blogowi ludzie są najsmaczniejsi 🙂
Haneczko, masz rację, jest coś magicznego, ożywczego w tych spotkaniach, niewidzialna nitka którą jesteśmy zawiązani na kokardkę. To działa 🙂
Danuśka ma kłopot z wysłaniem komentarza, odezwie się jutro.
A my spotkania warszawskie z KW miewamy co roku na wyjeździe i w międzyczasie 🙁
W tym roku klapa 🙁
Tym bardziej nam żal…
https://photos.app.goo.gl/MuFWZoNTbXd23pQy9
Odzywam się już po powrocie w wiejskie okoliczności przyrody.
Oj, jakże było przyjemnie spotkać się nareszcie”na żywo” po kilku długich miesiącach kontaktów jedynie wirtualnych. Niestety Jolinek nie mogła do nas dołączyć, ale mamy nadzieję, że na kolejnym spotkaniu będzie obecna.
Nazwa lokalu wręcz zobowiązała nas do zamówienia napoju z bąbelkami i była to hiszpańska cava. Znakomicie dopełniła nasze ogródkowe rendez-vous w pełni lata. W drodze do metra mijałyśmy inne restauracyjne ogródki, których właściciele absolutnie nie mogą narzekać na pustki przy stolikach. Muszę przyznać, że te wczorajsze kilka godzin spędzone w Warszawie sprawiło mi dużą radość. Życie w wiejsko-sielskich okolicznościach przyrody ma oczywiście bardzo wiele zalet, ale moje rodzinne miasto ma też swoje liczne uroki 🙂
Echidno-kasza z sosem grzybowym to świetne danie, czy też doskonały dodatek do mięsa.
Tak, masz rację-ten człowiek, o którym opowiadałam żył samotnie.
Dzien dobry, wyobrazam sobie, jak bylo milo na warszawskim spotkaniu. Adres do odnotowania wiec na kiedys. Ze wzruszeniem wspominam wszystkie kolezenskie « zjazdy » , w ktorych moglam uczestniczyc, bo sila tej grupy jest wzajemna zyczliwosc, tak nam wszystkim potrzebna.
U nas upalow ciag dalszy i maja jeszcze trwac, az strach o tym myslec.
Musiało być miło i smacznie. Takie towarzystwo!!! Takie jadełko!
Obejrzałam menu restauracji. Imponujące. A wybór alkoholi? Ho, ho, ho.
Bubbles nie takie znowu małe i pewnie cieszy się popularnością. Zatem nie grozi restauracji przepowiadany przez Gordona Ramsay kociokwik*. Jest bowiem zwolennikiem niewielkiego menu. Ale co on tam wie o polskich (i turystów) apetytach.
*czytaj – za dużo dań w karcie może powodować większe straty
Alina. – może drobna podmiana? Mnie nieco już „siądzka” przymarzła. Choć w domeczku grzejemy.
W restauracji ruch był spory, nie narzekają chyba na brak chętnych. A smakowity zapach grillowanych z czosnkiem krewetek jest niezłym wabikiem dla okolicznych spacerowiczów.
Alino, upał dopadł i nas, po ulewnym i szarym wtorku, z każdym dniem coraz goręcej i tak ma być nadal…
Tak, te krewetki z czosnkiem smażone w kuchni stojącej na zewnątrz pachniały nieziemsko! Przy okazji przypomniały nam się różne bałkańskie czy też portugalskie grille, które stoją czasem wręcz na chodniku i zachęcają do spróbowania ryb, owoców morza czy też jagnięcych kotletów, które są na nich przyrządzane.
DZISIAJ OBCHODZIMY: Dzień Musztardy
Miło się czyta o wczorajszym spotkaniu i można tylko westchnąć do takich spotkań.
Jadłam pierwszy raz w tym roku świeże grzyby- kanie usmażone z jajkiem i bułką tartą. Kanie jak kanie, można zjeść raz lub dwa razy i wystarczy. Są trochę przereklamowane, a może mi spowszedniały. Wolę smażone grzyby mieszane. O borowikach i rydzach nie wspominam,bo to rzadkie u nas rarytasy.
Krewetki z czosnkiem i w sosie winnym jem od czasu do czasu, ale sama nie przyrządzam.
…no to poczytajmy o musztardzie 🙂
https://amatorpiwa.blogspot.com/2019/01/musztarda-nie-jedno-ma-imie.html?m=1
Miałam o tym napisać wcześniej, ale zapomniałam. Ewa w swych wędrówkach po Dolnym Śląsku miała okazję jeść prawdziwy strudel i tego bardzo jej zazdroszczę, oprócz ciekawego zwiedzania oczywiście. Nigdy nie trafiłam na strudel, myślę, że to smakołyk dostępny raczej na południu kraju, może uwzględnia się tam smaki turystów niemieckich. Trudno mi powiedzieć, ale zjadłabym kawałek z wielką ochotą. Jedliście to gdzieś ?
A propos musztardy, ja zawsze kupuję Dijon Originale. Żadna inna mi jej nie zastąpi!
Jak wiadomo – jest to musztarda nad musztardy i – co dla mnie ważne – ostra!
Z dawnych czasów pamiętam musztardę sarepską, o której przypomniał mi artykuł Salsy. Nie znoszę musztardy o słodkawym smaku – po co komu musztarda na słodko?!
I jeszcze wspomnienie z dawnych lat – kromucha chleba posmarowana smalcem ze skwarkami i to pociągnięte z lekuchna musztardą sarepską 😉 Ach, co za smak!
Krystyno,
strudel bardzo łatwo zrobić samemu (ogrom przepisów w internecie), ja robiłam oszukiwany, ale równie dobry.
Otóż kupowałam:
https://www.google.com/search?client=firefox-b-d&q=phyllo+pastry+sheets
Kilka takich arkuszy ciasta smarowałam masłem i układałam jeden na drugim, 6-8 arkuszy, o ile pamiętam, na to kładłam starte na grubej tarce jabłka, posypywałam cukrem i zawijałam w roladę jakby, zapiekałam mniej więcej 20 minut (170c).
Podawałam na gorąco z gałką lodów waniliowych. Pycha!
Nie przypominam sobie, żeby u mnie w domu piekło się strudla.
Specjalistką od strudla była moja gdyńska ciotka Ania, wspominana już przeze mnie kilka razy na blogu. Piszę była, bo z racji leciwego wieku już od lat nie zajmuje się pieczeniem. Ciotka pochodzi z Podkarpacia i apfelstrudel był ciastem pieczonym w jej rodzinnym domu, jak to w galicyjskiej kuchni bywało 🙂 Kiedy w młodości przeniosła się do Gdyni przepis na strudel przywędrował razem z nią. Pamiętam, jak będąc dzieckiem z podziwem przyglądałam się wyciąganiu delikatnego ciasta, bo wymagało to jednak pewnej wprawy i umiejętności. W dzisiejszych czasach, tak jak pisze powyżej Alicja, można ułatwić sobie życie używając ciasta filo. Nawet mistrz Makłowicz właśnie w ten sposób przygotowuje ten deser. W poniższym filmie nadzieniem strudlowym jest twaróg:
https://www.youtube.com/watch?v=K44_dWYg0c4
Lubię strudel jabłkowy, myślę, że twarogowy też by mi smakował 🙂 Nie miałam okazji próbować go w polskich kawiarniach czy cukierniach, ale pamiętam to ciasto w wersji z jabłkami z podróży do Czech czy Słowacji.
U nas w domu musztarda z Dijon też jedyna i obowiązkowa!
Sos musztardowy znakomicie pasuje, na przykład, do sałatki z buraków i koziego sera. To w ostatnich latach niezwykle popularna przystawka w wielu polskich restauracjach.
https://fleurymichon.ca/media/1878/beet-carpaccio-mobile-test.jpg
Łyżeczkę musztardy często dodaję do vinegretu, którym doprawiam rozmaite zielone sałaty.
Ha! Twarogowy strudel też jadałam dawno temu w Czechach i chyba w Austrii, ale to były wybitnie wytrawne, obiadowe dania.
Co do filo – używałam też do robienia pierogów! Potem „u Chińczyka” odkryłam ciasto na wontony, pokrojone w kwadraty, a jak Chińczyk się zorientował, że może to być też znakomite ciasto na polskie pierogi, to miał okrągłe jak trzeba, w ogóle odechciało mi się ciasta na pierogi robić.
Poza obowiązkową Wigilią – uszka i pierogi, ciasto według tradycji!
Musztardę miodową dodaję do sosu do rukoli z żurawiną, a przepis dostałam od Basi Adamczewskiej.
Na strudel najlepiej by bylo udac sie do Wiednia, no Budapeszt tez by mogl byc 🙂
Dawno temu mieszkalismy w Toronto, w naszej okolicy byla cukiernia do ktorej chadzalismy czasem wlasnie na cieply strudel plus kawe. Strudle byly pieczone tylko w sobote i znikaly w jeden dzien, wszyscy przychodzili wlasnie na te strudle; zwykle byly dwa rodzaje: z jablkami i serem, latem zas dochodzil strudel z wisniami, pycha! Wlascicielem cukierni-piekarni byl Polak, starszy pan – po jego odejsciu cukiernia sie zamknela.
A co do musztardy – pyszny jest losos (dzwonka lub filety) pieczony w sosie musztardowo- miodowym.
Pamiętam tę sałatkę Basi Adamczewskiej! Prosta, smaczna i efektowna, są tam jeszcze płatki parmezanu, prawda Małgosiu?
Danusiu, parmezanu nie dodaję, ale to ciekawy dodatek, czemu nie.
Strudli nie piekłam. Mam opanowaną struclę makową,
Alicjo, jak tam dłoń? Już nie boli?
Dla Alicji
https://gwiazdy.wp.pl/wlodzimierz-press-gral-w-czterech-pancernych-i-nie-zaluje-komentuje-zarzuty-pis-u-6540220131228640a
MałgosiaW,
oczywiście śledzę tę sprawę! Cholera, kocham tych prostaków, marionetki takie, co to sobie wyobrażąją niewiadomoco 🙄
Każdy z nich potrafił wyjść z tej szufladki, a raczej z tego czołgu – i każdy został świetnym, znakomitym aktorem. Nie widziałam Grigorija na deskach teatru na żywo, ale ponoć jest świetny.
Wilhelmi odszedł za wcześnie, ale i tak zapisał się nie tylko jako Anioł w „Alternatywy4”, ale w teatrze . Mam na wideo „Kolacja na cztery ręce” – teatr telewizji, reżyseria nieodżąłowanego Kazimierza Kutza (dla którego nie ma miejsca w Muzeum Śląskim!) – grał Wilhelmi, Gajos i Trela. Trzeba więcej, żeby powstał znakomity spektakl?
Znakomity też Wilhelmi jako kelner w „Zaklętych rewirach”.
Mnie się podobała rola Gustlika (he he, tak go nazywam!) jako „Jańcio Wodnik”, a i film doskonały i bardzo malarski. Zapamiętałam go też w „Austerii”.
Oj, takich już nie sieją…to prawdziwe dobro narodowe!
Haneczko,
pobolewa, bo wszystko jakby się „ściąga” do środka, a ja muszę temu zapobiegać i masować mocno. Ale na pewno z czasem się „rozchodzi”, mam już doświadczenie z prawicą 😉
O, zapomniałam o Nikodemie Dyźmie! Świetna rola!
Ciekawy artykuł:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1966132,1,kanada-rewolucja-pomnikowa.read?src=mt
„Można więc powiedzieć, że kanadyjska tożsamość, a raczej kanadyjskie tożsamości są jak łatki w patchworku. Każda z nich jest wykrojona z innej beli materiału, a jednak wszystkie razem pasują do siebie. Łączy je nie licha fastryga, ale mocny, ciasny ścieg. Tym, co trzyma dziś Kanadyjczyków razem, jest silne przekonanie, że nieustająco należy szukać wspólnego mianownika, a wszelkie powody do różnic i niezgody trzeba umieszczać poza nawiasem publicznej dyskusji. I jeśli inne państwa funkcjonują na zasadzie umowy społecznej, to Kanada bezustannie tę umowę społeczną renegocjuje i poprawia.”
Pod tym bym się podpisała – mam takie samo odczucie, po bez mała 38 latach mieszkania tutaj.
Niestety, nie mam dostepu do artykulu, zobaczylam tylko ze drugi akapit zaczyna sie wzmianka o moim miescie. O co chodzilo w tym fragmencie o Oakville, Alicjo?
To jest długi artykuł. Z grubsza chodzi o to, że w Oakville jest wielu Polaków i równie dużo Ukraińców i generalnie rzecz biorąc, współżyją ze sobą nieźle. Z tym, że, cytuję:
„Kanadyjczycy ukraińskiego pochodzenia opiekują się cmentarzem Świętego Wołodymyra. W latach 80. postawiono tam pomnik. To czarny cenotaf, pusty grobowiec upamiętniający tych, którzy – jak głosi wyryty w kamieniu napis – „zginęli za wolność Ukrainy”. Chodzi o poległych podczas bitwy z Armią Czerwoną pod Brodami w 1944 r., przede wszystkim należących do 1. Dywizji Ukraińskiej Armii Narodowej (UNA). Ale część tego oddziału funkcjonowała wcześniej jako 14. Dywizja Waffen SS Galizien. Dla jednych to dziś bohaterowie narodowowyzwoleńczej walki o wolną Ukrainę, dla innych – kolaboranci współpracujący z Hitlerem.”
No i wiadomo…
Jak chcesz, to wyślij do mnie e-mail, skopiuję Ci ten artykuł. Bardzo ciekawy, dlatego o nim wspominam.
(alicja.adwent@gmail.com)
Alicjo, wyslalam 🙂
To jest swieza sprawa, wyszla chyba dwa tygodnie temu, po tym jak ktos napisal na tym pomniku ” Nazi War Monument”. Policja wszczela sprawe jako „hate-motivated crime”, co wzburzylo wielu ludzi. Cmentarz jest wlasnoscia prywatna, administracja miejska czy prowincyjna nie ma jurysdykcji nad nim. Do dzis krazy petycja obywatelska domagajaca sie zaprzestania dochodzenia sklasyfikowanego w taki sposob. Malo bylo w mediach na ten temat.
Dla wielbicieli porcelany oraz dla Ewy i Witka, którzy, jeśli będą mieli ochotę, mogą zrobić niewielki skok w bok 🙂
https://rynekisztuka.pl/wydarzenie/zyc-ze-sztuka-porcelana-rosenthal-dar-wolfganga-domogalli-dla-muzeum-w-gliwicach/
Zatem dla kogo kawa?
https://b.allegroimg.com/original/016cf4/d800a35842a9b86a9f6d318072ab/ROSENTHAL-Maria-Sommerstrauss-serwis-4os-st-id
I dla kogo herbata?
https://retro-bibelot.pl/environment/cache/images/0_0_productGfx_215397.jpg
Piękne serwisy. Moja Mama zawsze podawała gościom herbatę w filiżankach. Miała odpowiedni serwis, kremowa porcelana ze złotym brzegiem. Nie mam komu serwować tak herbaty, ze znajomymi spotykam się na mieście.
A w ogóle piję znacznie mniej czarnej herbaty, pojawiło się tyle różnych „wynalazków” , ziołowych, owocowych, które ją zastępują. Zwykle raz dziennie parzymy tradycyjnie w dzbanuszku esencję, by cieszyć się po chwili zwykła herbatą.
Echidno, chetnie wymienilabym sie z Toba na troche chlodu 🙂
A tu jablkowy strudel etap po etapie
https://youtu.be/iRVSgJiutSU
Alino, a czy to tego strudla z filmiku użyto ciasta francuskiego?
Malgosiu, mysle, ze tak. Niestety, nie jest to sprecyzowane, ani czas pieczenia i temperatura…
Sezon ogórkowy, a także pomidorowy w pełni. Nabyłam zatem 5 kg całkiem przyzwoitych pomidorów w atrakcyjnej cenie 3,50 zł/kg. Pomidory już pokrojone na ćwiartki duszą się w moim największym garnku. Dodam do nich czosnek, oliwę, trochę bazylii i dyżurne, na końcu przetrę wszystko przez sito i naleję do wyparzonych słoików. Zrobiłam taki sam sos w ubiegłym roku, przechował się znakomicie.
Robię podobne sosy pomidorowe, tyle, że zamiast przecierania przez sito, traktuję je blenderem. Do szybkiego użycia raczej, bo nie mam miejsca na zapasy. Dzisiaj kupiłam wreszcie jagody leśne, od dawna marzyły mi się pierogi. Jednak obezwładniający upał przyhamował moje zapędy i teraz rozmyślam co by tu zrobić i się nie narobić…
Alino, obejrzalam film ze strudel. To jest ciasto francuskie ( takie jak na rogaliki ) U mnie jest w sklepie. . Piec 25 minut w temperaturze 180°C.
Przejechalismy 40 km aby zjesc mule. Corka twierdzi, ze tylko tam sa dobre.
Pozniej przeszlismy 7 km w upale i jestem ledwo zywa. Mialam dzisiaj robic galaretke z jezyn, ale nic z tego. Moze jutro.
Sezon ogórkowy! Właśnie zaczynają się piąć na daszek…
https://photos.app.goo.gl/k9dBbdGePJkZwxSd8
Elap, dzieki za uzupelnienia tego przepisu 🙂
Danuśka, te tam różne dodajesz na oko?
Ja przeszłam 6km w upale i również jestem ledwo żywa, bo zapomniałam wziąć ze sobą zwyczajową butelkę wody. Miałam co prawda zimnego Lecha w torbie sztuk 4, ale to niebezpieczne pić po drodze (u nas nie wolno publicznie!) napój alkoholizowany. Dopiero teraz, jak ochłonęłam nieco, to się rozkoszuję.
Jak wychodziłam, było 21c w cieniu, teraz jest 26c. Ale słońce daje swoje, no i bryzy od jeziora nie było. Za to chodnik mam coraz piękniejszy i do końca brakuje jakieś 400m. Oraz wykończenie – trawka, podjazdy na podwórka etc.
Salsa,
zamroź jagody na zaś! Ja kupuję mrożone i z nimi robię pierogi, nie rozmrażąjąc!
Alicjo, dzięki za jagodową podpowiedź. Część zamiast w pierogach, zjadłam z makaronem 🙂 garstka na jutro i po jagodach 🙂
Salso,
jagód z lasu Ci zazdraszczam, bo u mnie przede wszystkim te amerykańskie, a nawet jak kupuję „wild blueberries”, czyli dzikie i z lasu, to one w środku są w kolorze małojagodowym 🙄
Zielonkawe, po prostu. Kiedyś nawet sama zbierałam w lesie gdzieś koło Quebec City, bo zauważyłam jadąc, że to chyba jagody – owszem, ale „tutejsze dzikie”.
A pamiętam, jak to się szło na jadody „na Lesiniec” (krakowskie) i łapy oraz twarz się miało czarne od jagód, nie mówiąc o tym, że ciotka nas wyprawiała w najgorszych łachach, żeby nie pobrudzić dziennej odzieży…
Może rzeczywiście było dziś za gorąco na lepienie pierogów, ale ostatnio tak mi szybko z nimi poszło, że byłam mocno zdziwiona. Zawsze można zrobić je później, kupując , jak Alicja, mrożone jagody w sklepie.
Kilka dni temu jeździłam rowerem po okolicy i zajrzałam do lasu, gdzie wiosną wypatrzyłam dużo krzaczków jagodowych. Jagody jeszcze były i trochę ich zjadłam, ale były mało słodkie. Poza tym zbieranie jest żmudne. W zasadzie nie powinno się jeść owoców leśnych nieumytych, ale dzień wcześniej padał deszcz, więc założyłam, że są bezpieczne.
Krystyno,
nigdy nie myłam jagód zebranych daleko w lesie „na Lesieniec”, ale to były lata 60-te, samochodów tyle co nico i powietrze nie to, co pół wieku póżniej, czyli teraz.
Ale też bym się nie przejmowała zjadaniem jagód, jeżyn czy malin prosto zkrzaczka, z daleka od uczęszczanej szosy.
Ja swoją drogą zakładam, że mnie już nic nie zaszkodzi 🙂
Bywało, że się szło do ogródka, wyrywało rzodkiewkę czy marchewkę prosto z grządki, ocierało się o trawę – i zjadało. Przesadna sterylność szkodzi, na mikroby i różne takie uodparniamy się w dziecięctwie.
Ale-ale, przy okazji wyciągnęłam Google Earth i chciałam Jerzoru pokazać ten Lesieniec i las, co to itd. Z lasu zostały skrawki…no więc pokazuję kursorem chłopu, gdzie to, a on mi paluchem na ekran, żeby się upewnić, że to tam. Przy okazji potrącił mój kieliszek wina, zalał klawiaturę i wszystko inne 🙄
Uratowałam, ale cholera mnie bierze, bo nie pierwszy raz to się zdarza – jak pokazuję kursorem, to po jaką cholerę pakujesz ten paluch na ekran?!
A teraz w tym zamieszaniu i czyszczeniu klawiatury coś gdzieś poznikało, jakiś durny nick czeka na akceptację, a moje imię w ogóle zniknęło.
No dobra, podpisuję się jako Alicja i zobaczymy.
To ten głupek, co się sam wpisał….a mój komentarz wskoczył bez czekania L)
QWE4R5TY67UP-\]=
7 sierpnia 2020
22:36
Twój komentarz czeka na moderację.
No proszę, wróciła sama Alicja bez Ireny.
Alicjo,
to chodzi o pasożyty odzwierzęce, które wywołują np. bąblowicę.
Nawiążę do wywiadu z Włodzimierzem Pressem. Dziennikarz stwierdza, że w związku z wypowiedzią Janusza Gajosa serial ” Czterej pancerni i pies” ma swoje 5 minut. Co za głupstwa! Ten serial jest bardzo często wyświetlany w telewizji, kiedyś tylko w publicznej, a teraz także w komercyjnych, bo mają one już od dawna dostęp do archiwów telewizyjnych. Tak więc nie jest to żadne 5 minut. Kiedy kończą się Pancerni, zaczyna się ” Stawka większa niż życie”. I tak na przemian. Nikt na podstawie tych seriali nie uczył się historii, są to po prostu ciekawe filmy przygodowe albo sensacyjne.
Alicja-Irena25 lipca 20201:27
Nie sądzę.
bezdomny2 sierpnia 202022:02
Miło mi.
Alicja-Irena2 sierpnia 202022:2
Tylko jak leje
krystyna7 sierpnia 202023:24
Jak się nie ma TELEWIZORA to się ogląda, co się chce.
krystyna
7 sierpnia 2020
23:24
Oh jej! Życie się toczy dalej , to znaczy moja klawiatura działa.
Jak się ma telewizor, to się ogląda albo nie – to co się ewentualnie chce.
Czterech Pancernych nadal uwielbiam, bo jak wyszli z Rudego 102, to pokazali, że zagrać mogą absolutnie wszystko, każdy z nich – i krzesło i drzwi, jak śpiewali onegdaj Skaldowie (nie o nich jeszcze, ale,,,)
Janusz Gajos jest rzeczywiście ostatnio bohaterem, może nie pierwszych, ale drugich stron gazet 🙂 Oprócz wielu doskonałych ról filmowych i teatralnych ma też spory dorobek kabaretowy, przypomnę jeden z jego znanych monologów:
https://www.youtube.com/watch?v=0_jT8qpn_HE&list=PL-ZvgA0PhpcOhWuWf7IPGRiG4v6TI0r-O&index=3
Jest jeszcze jedna dziedzina, w której odnosi sukcesy-fotografia:
https://www.swiatobrazu.pl/gwiazdy-fotografuja-janusz-gajos-23812.html
Haneczko-tak, wszystkie przyprawy daję na oko.
Z pięciu kilogramów pomidorów wyszło mi 3,5 litra sosu. Do wyników Żaby i Misia Kurpiowskiego daaaleko! Planuję powtórkę z rozrywki-kupię następną pięciokilową partię, bardzo lubię zapach pyrkającego na kuchni sosu pomidorowego.
W naszym lesie zbieracze jagód zakończyli działalność. Jagody na targu w Wyszkowie po 12 złotych za litr.
Natomiast moja sąsiadka, zgodnie z życzeniem pięcioosobowej rodziny, która przyjechała na weekend zaplanowała produkcję ruskich. Uznała, że trzeba będzie ulepić około 100 sztuk, praca rozplanowana na cztery ręce.
Elapa, Alicja-wyrazy podziwu za te kilometrowe spacery w upalnym słońcu.
Na naszym termometrze w tej chwili 29 stopni w cieniu zatem dla ochłody:
https://daylicooking.pl/wp-content/uploads/2014/07/5.jpg
Danapola,
takie coś to się wlewa do butelki, a jeszcze lepiej z potrzaskanym lodem – i zasuwa się te 6-8 km pięknym, nadbużańskim lasem, a nuż jakiś grzyb wsykoczy 🙂
A propos grzybów, u nas na ogródku psiarnia aż miło, żeby się to tylko do czegokolwiek nadawało 🙄
Często pada, ciepło jest to i wysypało…szkoda, że nie prawdziwkami, albo kurkami choćby!
„Genderowy bełkot”, „lewicowy koń trojański”, „tykająca bomba ideologiczna”, „neomarksistowski manifest”, „Konwencja jest dla dziczy. Polkę uchroni polski mężczyzna” –
O, na pewno! Tak jak do tej pory chronił przed samym sobą!
Akurat czytam książkę „Trzepot skrzydeł” Katarzyny Grocholi, ostatnie zdanie z dzisiejszej prasówki powyżej bardzo mi pasuje, polski mężczyzna w tej książce jest wrednie manipulowany przez babę i po prostu zmuszony ją tłuc. Zabić jej nie chce „ze szczętem”, bo nie wiadomo, czy by drugą taką uległą i powolutku sprowadzaną do roli zastraszonego zwierzątka sobie wychował, to wymaga czasu jednak…
Polski mężczyzna, a zwłaszcza niejaki pan Zbyszek (powtarzam za moim ulubionym Janem Woleńskim), on sam i osobiście uratuje każdą kobiete. Po cholerę nam jakaś konwencja stambulska!
Alicjo, daj spokoj z polityką tutaj, za dużo jej jest wszędzie indziej, daj odetchnąć.
Czy ktoś wie, czy wodę spod gotowania bobu można wykorzystać do zupy warzywnej, czy raczej trzeba wylać?
Ja bym wykorzystała do zupy warzywnej jak najbardziej!
A z tą polityką poniosło mnie, tym bardziej, że dotyczy tak ważnej sprawy – i kto się każe wypisać? Faceci! A przy okazji, czytałam właśnie tę książkę…
Grochola nie jest wcale tylko od „Nigdy w życiu”. Mną wstrząsnęła ostatnia chyba „Zranić Marionetkę”.
No ale daję spokój – wszak sobota.
Wszystkie wywary, czy to mięsne czy warzywne (nawet „jednoosobowe” jak bób) zawsze nadają się na dodanie czegoś i tak dalej. Moim zdaniem – żeby nie było, kogo potem winić!
„Trzepot skrzydeł” – to jest właśnie książka Katarzyny Grocholi, którą powinien przeczytać każdy polityk i polityczka, którzy uważają, że naszej polskiej ziemi to absolutnie nie dotyczy. Przepraszam Magdalena, ale piszę o właśnie przeczytanej książce. Kto czytał, ten wie, o co chodzi. Mróz, po prostu mróz od stóp do głów.
Grochola oprócz wielu zajęć w swoim życiu odpisywała też na listy czytelniczek w jakimś czasopiśmie, nie pamiętam, jakim. W jej książkach oprócz nawiązywania do swojego życia wiele czerpała właśnie z tych listów. Nie są to powieści „dla kucharek”. A propos tego „Polkę uchroni polski mężczyzna” – ta książka mówi o tym, dokładnie o tym, jak ją chroni polski mężczyzna. Nie żadna „patologia”, żaden pijak, wykształciuch taki, ona też, ale „kochanie, a po co masz pracować, ja nas utrzymam…” I tak dalej.
Kiedyś Nisia powiedziała, że ktoś tak nazwał jej powieści „dla kucharek”. A kucharka to kto, półczłowiek? Może mniej?
Nisia pisała wesoło, ze swadą, zawsze zakładając, że powieść nie może skończyć się źle.
Ale zawsze, w każdej jej powieści było jakieś przesłanie typu, że warto być przyzwoitym człowiekiem. Piszę o tym z pewnością absolutną, bo wszystkie te powieści przeczytałam 🙂
Wracając jeszcze raz do konwencji – mnie nikt nie bił, ale pamiętam z dawnych lat, jak sąsiad dobijał się siekierą do drzwi, pijany w dym. a żona z dwojgiem dzieci nie otwierała. Ja wyszłam wtedy z mojego mieszkania, wyrwałam mu tę siekierę i chyba miałam coś takiego w oczach (ZABIJĘ!), że facet nigdy już nie wrócił.
To nie jest polityka – to jest samo życie i dlatego o tym wspominam, a politycy sobie w to grają. Dlatego mi się ulało!
Dobrze wiedzieć 🙂
https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/larwy-os-mozna-jesc-zywcem-jak-slonecznik-dorosle-lepiej-ugotowac-i-zjesc-z-ryzem/9wx5j0x,79cfc278
Polityka coraz trudniejsza do przełknięcia, zupełnie jak larwy os…
Magdaleno, ciekawa jestem czy ugotowalaś tę jarzynową na wodzie po bobie. Wydaje mi się, że choć taka woda może zawierać wiele dobra, to jednak jej zabarwienie zniechęca. Ale może się mylę, nie próbowałam.
A poza tym upał, jak to w sierpniu 🙂
U mnie na obiad bedzie sznycel cielecy po rzymsku. Na bardzo cienki plaster cieleciny klade plaster szynki z Parmy i listek szalwii, spinam wykalaczka, sol, pieprz
posypuje maka i na patelnie. Jak mieso bedzie z jednej strony zarumienione podlewam bialym winem i dodaje troche solonego masla. Po 10 minutach danie jest gotowe. Wazne aby miec bardzo cienki plaster cieleciny, szynka jest prawie przezroczysta. Jako dodatek beda male kluski o nazwie fragula sarda. Ulubione kluski corki.
Elapa, notuje Twoj przepis na sznycel cielecy, bedzie na najblizszy rodzinny obiad . Podam ze spatzles, ktore kupuje gotowe a ktore przypominaja mi alzacka kuchnie 🙂
Upal trudny do wytrzymania, nawet ranek byl juz goracy.
Arbuz jest idealny przy takiej pogodzie.
Arbuz w dwóch odsłonach 🙂
drapieżnej:
https://archzine.fr/wp-content/uploads/2017/01/sculpture-pasteque-un-requin-fait-de-melon-deau.jpg
i romantycznej: https://designmag.fr/wp-content/uploads/2018/05/pasteque-decoupe-originale-presentation.jpg
Smażyłam dzisiaj przed południem placki z jagodami dla zaprzyjaźnionych dzieci.
Placki zdobyły uznanie i zostały pochłonięte w niemałych ilościach Wersja z cukrem pudrem smakowała najbardziej. To było takie późne, niedzielne śniadanie.
Alino, jeszcze kilka detali. Sznycle smazymy na oleju z oliwek 5 minut z kazdej strony, zaczynajac od tej z szynka. Po tym czasie dodac kieliszek bialego wina i 50 g solonego masla. Pozniej 10 minut na malym ogniu.
Tez jedlismy arbuza na deser.
Elapa, dzieki za detale. Te sa zawsze wazne 🙂
Arbuz drapieżny wydaje się dość pracochłonny w wykonaniu, do romantycznego wystarczy odpowiednia foremka. W domu jemy go pokrojonego w grubą kostkę już od początku lata.
Woda po gotowaniu bobu rzeczywiście ma kolor brązowy, ale nadaje się na zupę. Marta Dymek – autorka ” Jadłonomii po polsku” / i innych książek kulinarnych/ zachęca do wykorzystywania wody po ugotowaniu strączków, także tych, które trzeba gotować długo. Wczorajszą wodę po bobie musiałam jednak wylać, bo na razie nie miałabym jak jej wykorzystać, ale staram się nie wylewać wody po gotowaniu brokułów, kalafiora, czy fasolki szparagowej.
Sznycel cielęcy z szynką wydaje się prostym ale oryginalnym daniem.
Kupiłam wczoraj ciasto filo z przeznaczeniem na strudel. Wprawdzie na razie nie będę go piekła, ale gdy będę widziała w lodówce, to nie uda mi się wymigać od upieczenia.
Witam po-podróżnie,
Kilka dni detoksu internetowego na Węgrzech. Polecam każdemu. Wydawałoby się że znam ten kraj dość dobrze, a tu znowu kilka zaskoczeń, w tym cudowny chłodnik malinowy z knedlem twarogowym, w sam raz na upały i nad-upały (copyright by Witek). Niestety nie znam nazwy oryginalnej, bo mieliśmy menu w języku angielskim. Co do strudla, jak najbardziej bywa w restauracjach południowej Polski, w Austrii (wiadomo), w Czechach, na Węgrzech i na Słowacji – dzisiaj jedliśmy tu: https://usvkristofa.sk strudle makowo- i orzechowo-wiśniowe. Pychota!
Danuśko,
Dzięki za te Rosenthale, może przy okazji rzucimy okiem.
Ponieważ jest cieplutko, dociepliłam.
Zrobiłam dżem z mirabelek i sos pomidorowy. Upiekłam łatwe drożdżowe ze śliwkami.
Temperatura i tak mi rośnie od zupełnie czegoś innego.
Tak sobie czytam o tej temperaturze, która u haneczki rośnie nie tylko od gotowania, i nie tylko z powodu obecnej pogody i oto, proszę dostaję internetowo taką złotą myśl:
„Zastanawiające, jak wielu ludzi wstydzi się swojego ciała, a jak niewielu swojego umysłu”.
No cóż, może to jest właśnie jedna z odpowiedzi na pytanie, gdzie leży przyczyna tych haneczkowych wysokich temperatur. A poza tym nie tylko nasza Koleżanka cierpi z powodu stanów podgorączkowych….
Zatem komu dla ochłody sorbet cytrynowy?
https://tmbidigitalassetsazure.blob.core.windows.net/rms3-prod/attachments/37/1200×1200/EXPS_35621_TH1195008D7_RMS.jpg
Alicjo-spacer po lesie w obecnych warunkach pogodowych nie bardzo ma sens:
z powodu suszy grzybów nie ma, a komary, o dziwo(!)nadal tną bez pardonu.
Najprzyjemniejszym zajęciem jest błogi odpoczynek z cieniu z książką i zimnymi napojami pod ręką 🙂
Wczoraj była rocznica urodzin Marii Czubaszek. Szkoda, że już jej nie ma wśród nas. Jej wypowiedzi to była skarbnica cennych i często bardzo celnych obserwacji:
Przed ślubem trzeba mieć oczy szeroko otwarte, a po ślubie trzeba je przymykać. I ja zaczęłam przymykać. Nie na zalety, zalety widzę, ale na wady przymykam.
Nie lubię mówić o swoich problemach. Zazwyczaj i tak nikt ich za mnie nie załatwi. To po co? Żeby usłyszeć: „Nie martw się, jakoś to będzie”? To sama to sobie mogę powiedzieć.
Już jako dziecko wkurzało mnie stwierdzenie, że wszystkie kobiety są piękne. Gorszego kłamstwa nie słyszałam! Bo jeśli rzeczywiście wszystkie kobiety są piękne, to po niektórych po prostu tego zupełnie nie widać.
Mężczyzna jest jaki jest i nie ma co przy nim majstrować. Im szybciej kobieta to zrozumie, tym lepiej dla niej. I dla niego.
I jeszcze donos kulinarny-kuzynka Magda wymyśliła pierogi z cukinią, rewelacja!
To kolejny dowód na to, że pierogi można nadziać praktycznie wszystkim, wystarczy jedynie wpaść na różne, niecodzienne pomysły.
Maria Czubaszek – miło poczytać, przynajmniej się człowiek pośmieje. Mam kilka jej książek, m.innymi „Każdy szczyt ma swój czubaszek”, „Dzień dobry, jestem z kobry”, „Blog niecodzienny” i parę innych. Wszystkie godne polecenia.
Z kulinarnej strony – pani Maria nienawidziła gotowania i odżywiała się głównie parówkami, o czym we wszystkich swoich książkach często wspomina i podkreśla.
Poza tym paliła nieprzytomne ilości papierosów i utrzymywała, że parówki i papierosy trzymają ją przy życiu. Uważała się skromnie za „nienachalną z urody”(też tytuł jednej z książek), a była całkiem niezłą „laską”, a później kobietą, przy tym figurę miała świetną przez całe życie. Wyraźnie parówki i papierosy jej służyły 😉
U nas nie dość, że gorąco, to jeszcze co chwila pada. Gdyby na moim ogródku raczyły rosnąć prawdziwki, kozaki, kurki, zamiast tej potwornej ilości (jak nigdy!) tak zwanych „psiaków”, byłabym najszczęśliwsza na świecie.
Niestety…
O cukinii wczorak czytałam, że bardzo warto ją zakisić takim sposobem, jak się kisi ogórki, te same przyprawy. Wystarczy wymyć, pokroić w mniejsze kawały, dodać przyprawy i solankę – i gotowe, ponoć też rewelacja.
A moje ogórki się pną na daszek…
Danuśka,
czy to są pierogi gotowane, czy pieczone ? I co Magda dodała do cukinii- zwykłe przyprawy czy coś jeszcze? Dostałam sporą cukinię z ogródka koleżanki, więc pomysł na pierogi zainteresował mnie.
Zapraszam do Mád:
https://www.eryniawtrasie.eu/37859
Krystyno-pierogi były gotowane, a cukinia uprzednio lekko podduszona na patelni z dodatkiem czosnku, cebuli i dyżurnych. Można oczywiście dodać inne przyprawy wedle upodobań. Magda przestudiowała różne przepisy, w niektórych sugerowano na przykład połączenie cukinii z fetą.
Ewo-tylko zazdrościć tak udanego, węgierskiego wieczoru, a kwatera rzeczywiście super!
Alicjo-ciekawy pomysł z tym kiszeniem cukinii. Wygląda na to, że można zakisić prawie wszystkie warzywa. Największe doświadczenie w tej materii ma chyba Irek.
Ewa,
ta koliba w Banskiej piękna, a ludowa hudba cudna. Zgłodniałam natychmiast, oglądając zdjęcia!
…a węgierskie klimaty też bardzo zachęcające!
Danuśka,
właśnie w artykule o kiszonej cukinii stało, że wszystkie warzywa można kisić – ja sama kiedyś też robiłam jakąś mieszankę kapuściano- marchwiano-coś tam, a także kisiłam zielone pomidory. Akurat wyjeżdżąliśmy do Polski i zebrałam, żeby się nie zmarnowały, po przyjeździe były jak znalazł. To nie był duży słój, taki 3 litrowy chyba. Zasada ta sama przy wszystkich kiszonkach – solanka i wszystkie przyprawy, jakie nam się podobają.
Alicjo,
Polecam Kolibę, bo nie tylko wygląda ale i karmią zacnie!
Danuśko,
A ja sobie wyrzucam, że do tej pory tylko przejeżdżaliśmy przez Mád.
Danuśka,
dziękuję za informacje. Skoro takie dobre są te pierogi, to wypróbuję przepis.
Ha!
W dzisiejszych czasach wszędzie daleko, a co dopiero do Banskiej Bystrzycy!
Nie zdecydowałabym się na żadną samolotową podróż w tym czasie, w dodatku tak długą, nawet nie wiem, jak się przedstawia sprawa lotów, bo to wykluczam.
Pożyjemy, zobaczymy…
Dzień dobry,
Alicja – kiedyś, kiedyś pisząc coś o Wiesławie Myśliwskim dodałaś – Myśliwskiego kupuję w ciemno. Nie powiem, żeby to zostało zupełnie bez znaczenia dla mnie, bo teraz, będąc w Polsce robię to samo.
Może Ciebie zainteresować rozmowa Wiesława Myśliwskiego z Wojciechem Bonowiczem, dla którego przez pewien dość długi czas kupowałem Tygodnik Powszechny. Rozmowa dość długa, ale bardzo warta posłuchania.
Link do tego
https://www.youtube.com/watch?v=pVg-DKmMu0Q
Alicjo,
Nie mówię o tu i teraz, ale może w przyszłych latach… Coś być musi, do cholery, za zakrętem!
Nowy,
tak jest, kupuję w ciemno Myśliwskiego i mam nadzieję, że jeszcze czegoś się doczekamy spod jego pióra. Dzięki za link, posłucham z wielką ochotą.
Ewa,
masz rację, ale chciałoby się już 😉
Gaszę światło z tej strony, następna noc to Noc Spadających Gwiazd – Perseidy!
Oby tylko chmurzyska pozwoliły obejrzeć…
Dobranoc
(…i dzień dobry!)
Zrobiliśmy remanenty nalewkowe. Bardzo było przyjemnie posiedzieć w tychże celach w chłodnej piwniczce, w zasadzie podczas upałów to tam właśnie powinniśmy spędzać nasz wolny czas. Z remanentów wynika, że należy nastawić nalewkę morelową według Irka oraz aroniową, bo obydwie cieszą się dużym powodzeniem. Aronie w tym roku bardzo obrodziły i sąsiedzi proszą, by zbierać.
Po raz kolejny zresztą powinnam zaśpiewać piosenkę „Jak dobrze mieć sąsiada”, jako że zostałam dzisiaj obdarowana słuszną porcją pierogów z jagodami. Trudno o lepszy obiad w sierpniowy, upalny dzień.
Krystyno-daj koniecznie znać, jak udały się pierogi z cukinią.
Jaś przychodzi do ojca z pracą domową z przyrody.
-Tatusiu, skąd się bierze burza?
Ojciec wzdycha i odpowiada:
-Czasem z jednej skarpetki na podłodze.
Danuśka,
u mnie sprawy tak szybko nie idą jak np. u Haneczki, która kupuje książkę kulinarną i zaraz korzysta z przepisów. U mnie i książki, i przepisy muszą trochę odleżeć. Cukinia jest jeszcze świeża, więc chwilę poczeka, ale na pewno zrobię z niej farsz pierogowy.
A propos cukinii – przypomniały mi się placki z cukinii, niegdyś tu dość szeroko omawiane, bo niektórym/ m.in. mnie/ rozpadały się na patelni. Rady były różne, ale myślę, że cukinię do placków lepiej trzeć na grubej tarce.
W sklepach nie widzę już świeżych moreli, ale pewnie są jeszcze w ogródkach.
Nalewek w tym roku nie planuję, bo moje zapasy zmniejszają się bardzo powoli. Najstarsza nalewka/ z pigwy/ jest z 2013 r. Z tego samego roku zostało mi jeszcze trochę malinówki od Pyry. To miła pamiątka. A na 2015 r. datowana jest nalewka z kiwi/ od Inki/. Obydwie oszczędzam, bo to rarytasy.
Jak bardzo zależy smak nalewki od jakości i dojrzałości owoców świadczą moje nalewki z aronii. Starsza jest doskonała, a ta z ubiegłego roku niespecjalnie mi smakuje, bo owoce nie były należycie dojrzałe. A to przez kosy, które lubią aronię, nawet niedojrzałą. Zjadłyby wszystko, gdybym nie zerwała reszty owoców. Z tegorocznej aronii, jeśli coś zostanie, zrobię dżem.
U Danuśki, czyli u sąsiadów, jak czytam, aronia już dojrzała. U mnie jeszcze nie.
Dobrze mieć sąsiadów z nadmiarem owoców. W ogóle dobrze mieć dobrych sąsiadów, nawet bez owoców. 🙂
Winnie: https://www.eryniawtrasie.eu/37939
Krystyno, Na placki tarlam cukinie na grubej tarce. Byly bardzo dobre i sie nie rozlatywaly. Czekam na relacje z pierogow nadzianych cukinia.
Rozmowa z Wiesławem Myśliwskim (sznureczek podał wyżej Nowy) kończy się kulinarnym akcentem 😉
Kto z Was słyszał o cieście zwanym „topielec”? Jeszcze nie zajrzałam do internetu, więc nie wiem – chodziło o to, że jest to ciasto drożdżowe, ale smakuje jak kruche.
Pisarz nie lubi ciasta drożdżowego („taka bułka trochę bardziej słodka”), więc żona dostała przepis na drożdżowe-ale-niedrożdżowe ciasto.
Bardzo ciekawa rozmowa, teraz idę poszperać w internecie, co to za ciasto. Ale ciekawa jestem, czy ktoś wie, o co chodzi?
Ha! Znalazłam! Ponieważ określone jest jako łatwe, na pewno kiedyś spróbuję:)
http://truffle-in-a-rum-chocolate.blogspot.com/2019/03/topielec-atwe-ciasto-drozdzowe.html
A propos kiszonek, przypomina mi się, że ktoś (Irek?) wspominał o kiszonych rzodkiewkach. Zamierzam zrobić.
Alicjo, wspomniane przez Ciebie ciasto było kiedyś modne i robiłam je z przepisu, który krążył wśród znajomych. Nie zachowałam go, ale pamiętam, że było to łatwe i smaczne ciasto. Topienie surowego ciasta było śmiesznym doświadczeniem. Zachęcilaś mnie, może zrobię.
Ewo,
co to za zielona gęstwina , ta niższa? Bo ta wyższa to pewnie winorośl.
Z topielca, od zawsze, robię rogaliki z powidłami.
Krystyno,
Szczerze mówiąc pojęcia nie mam. Nie zidentyfikowaliśmy jej.
A gdzie sie zgubil Jolinek ?
Krystyno-pamiętam dobrze malinówkę Pyry. Bywała na zjazdach oraz w pyrowym domu do obowiązkowej degustacji 🙂
My dzisiaj od rana mieliśmy cztery ręce w aroniach. Część zbiorów przeznaczyliśmy na nalewkę, a drugą partię na konfiturę. Do pyrkających owoców dorzuciłam już ostatnie papierówki, odrobinę miodu oraz jednego banana dla złamania cierpkiego smaku. Konfiturę zmiksowałam i jeszcze gorącą wlałam do słoików. Próbowałam ją na każdym etapie produkcji i wydaje mi się, że efekt końcowy jest bardzo udany. Po południu udamy się na konfiturową degustację do sąsiadów-właścicieli dwóch aroniowych krzewów, z których zbieraliśmy owoce.
Topielca również pamiętam z młodzieńczych czasów, przepis był rzeczywiście bardzo popularny, moja Mama miała go w swoich zapiskach.
Salso, Alicjo-też sobie myślę, że może warto wrócić do tych przyjemnych, lekko słodkich wspomnień.
Elapa-rozmawiałam z Jolinkiem na kilka dni przed naszym ostatnim mini zjazdem warszawskim. Nasza Koleżanka wybierała się na kolejny, wiejski urlop w podwarszawskich okolicznościach przyrody. Myślę, że nadal odpoczywa od komputera i kiedy zregeneruje siły to na pewno do nas powróci.
Jolinku-pamiętaj, że tęsknimy i lubimy, kiedy z nami jesteś!
Zrobiłam dziś pierogi z farszem z cukinii. No cóż, zachwytu nie ma. Moje ulubione pierogi to z kapustą i grzybami suszonymi, mają mocny i wyrazisty smak. Te z cukinią są mało wyraziste, w każdym razie te w moim wykonaniu. Chyba dałam za mało czosnku. Kilka zamroziłam, więc będzie kolejna degustacja. Spróbuje z odsmażonymi. W każdym razie jest to odmiana i sposób na wykorzystanie nadmiaru cukinii.
Danuśka,
podoba mi się ta Twoja konfitura z aronii z dodatkiem miodu i banana.
Ewo,
ta zieleń zwróciła moją uwagę nie tylko dlatego, że jest ładna, ale dlatego, że o tej porze roku wszystkie uprawy są już w kolorze żółtym. Może to jakieś poplony na paszę. W każdym razie cieszy oczy.
Ewo-bardzo ciekawa ta opowieść o węgierskich octach. O occie balsamicznym z Modeny wiedzą wszyscy, a o octach węgierskich chyba bardzo niewiele osób.
Krystyno-masz rację 🙂 pierogi z kapustą i grzybami mają z całą pewnością dużo bardziej wyrazisty smak. Do farszu z cukinii czosnku i cebuli nie należy żałować.
Zajrzałam przy okazji na stronę restauracji „Zapiecek”, jako że to sieć znana przede wszystkim z różnorodności serwowanych pierogów. Oto ich pierogowe propozycje: https://linkd.pl/7ear
Taka lista może być też inspiracją do domowych działań.
Dobrze, że podane są opisy poszczególnych rodzajów pierogów.
Staram się zawsze mieć trochę zamrożonych pierogów, bo wnuki je chętnie jedzą.
Z cukinii można zrobić mnóstwo potraw, także pasztet: https://agnieszkamaciag.pl/cukinia-sezon-rozpoczety/
Zapiecek rulez! – jak powiedziałaby młodzież sprzed dekady (nie wiem, czy dzisiaj takie słowa zachwytu są w obiegu…).
Oni rzeczywiście mają bardzo dobre pierogi, dlatego zamiast biegać po warszawskich restauracjach, co zakładaliśmy za każdym razem, będąc w Warszawie, zazwyczaj skręcaliśmy do Zapiecka. Bardzo wygodnie zresztą w centrum zlokalizowane i zawsze po drodze – aż trzy są w centrum.
Oprócz z kapustą i grzybami najbardziej mi smakują ruskie, z dużym dodatkiem podsmażąnej cebuli w farszu oraz nie zaszkodzi kapkę majeranku, a polane oczywiście boczkiem albo innymi wysmażonymi skwarkami. Ewentualnie kwaśna śmietana może być.
Przy okazji – zauważyłam, że od dawna już słowo „świetny” zmieniło się na „super”, do czego nigdy się nie przyzwyczaję chyba, a „prywatka” zmieniła się w „domówkę”, co też mi wcale nie pasuje 🙄
Tu na dowód przytaczam… dowód 😉
https://www.youtube.com/watch?v=jPTmOicHxqI
Danuśko,
Co roku Węgry zaskakują nas kulinarnie. Właśnie rozmawialiśmy sobie za Adamem z Patriciusa, o ostatnio modnych „domowych” octach i tak luźno rzuciliśmy, że chcielibyśmy kiedyś spróbować octów na bazie tokajów, a on nam na to rzucił adresem w Bodrogkeresztúr. Uwielbiam ten kraj!
Specjalnie dla Ewy trampki z węgierskim haftem 🙂
https://linkd.pl/7efp
Dla wszystkich chętnych quiz z młodzieżowego slangu:
https://www.wprost.pl/kraj/10304093/te-slowa-z-mlodziezowego-slangu-moga-sprawic-problemy-znasz-ich-znaczenie.html
Mój wynik 9/15. Domówka to pestka 🙂 oswojona już od wielu lat dzięki mojej Latorośli.
Danuśko,
Takie wzory to w skansenie ludu Matyó w Mezőkövesd.
https://photos.google.com/share/AF1QipMbsxaMUxQI1DqQgm_RlfKgTyXoFc3eNGySN8ZGBau9Zn38ZPTZ3KbS1SV80nS6fA/photo/AF1QipOeJ3BWHMd7fanAdd87C1HoO0HKevIYIHouPLOC?key=QktMWlFTRWxveUlaV2ZVRV9CWWc4c2xtUkJwQS1n
Ciąg dalszy węgierskich peregrynacji:
https://www.eryniawtrasie.eu/37948
Mój wynik to 12/15. W ogóle nie znam tych określeń, szukałam jakiegoś logicznego związku. Mam wątpliwości co do skali używania tego slangu, moim zdaniem, niewielkiej.
Sprobowalam i ja quiz podany przez Danuske, 11/15. To byla raczej zgadywanka bo o mojej znajomosci mlodziezowego slangu nie moze byc mowy. Sa tam prawdziwe dziwolagi.
Nowy, ja tez dziekuje za wywiad z W.Mysliwskim. Sama przyjemnosc.
Pamiętacie, że nocą możemy obejrzeć spadające gwiazdy? Przypomniała mi o tym koleżanka, która już podziwiała to zjawisko wczoraj od ok. 22.30 do północy. Jak się ma ogródek, to warto wynieść leżaki na trawnik, ciepło się ubrać, bo noce są chłodne i wilgotne. Ubrania były do suszenia. Ale koleżanka była zachwycona. Spadających gwiazd było bardzo dużo w przeciwieństwie do poprzedniej nocy. Balkon czy okno też wystarczą.
11/15 – jak na „starego zgreda” nie tak źle. Metodą Krystyny – głównie na logikę.
Kulinarnie – latamy czyli gołąbki. Pod różną postacią. Prosto z gara, odsmażane, w sosie pomidorowym. I jeszcze „ptaszków” zostało. W przerwie zupa borowikowa. Niestety z torebki. Za to „podrasowiona”.
krystyna, u nas nic nie spada. Po 20:00 bez specjalej przepustki nic spadać nie może, czy raczej nie powinno. Pod groźbą sankcji… tu następuje chichot cichy acz gwałtowny.
Mnie nie chodziło o gwarę młodzieżową (tu nawet quizu nie tykam), tylko o to, jak pewne słowa niepostrzeżenie wyszły z użycia i zostały zastąpione innymi, jak w przypadku „świetny – super” czy „prywatka – domówka”. Jeszcze 30-40 lat temu były w użyciu, nie licząc dawniej, a teraz powszechnie. Jurek Owsiak nazwał ostatnią swoją imprezę „Największą Domówką Świata”, a przecież on moja generacja jak najbardziej, a nawet bardziej 😉
U nas spada, jak nie pada – dzisiejsza noc była całkiem-całkiem, z bardzo wychudzonym księżycem, ale musiałabym wyjść na taki plac z 200m dalej, żeby widzieć lepiej, niż z własnego podwórka. Dawnymi czasy wychodziłam z Maćkiem i wylegiwaliśmy się po nocy na tym placyku, ale sama nie śmiem się włóczyć po nocy, chociaż tu bardzo spokojna okolica. Tak więc widziałam tylko trochę. Ale zawsze to…
Wczoraj udałam się do dwóch sklepów – spożywczego i gospodarstwa domowego wielkiej sieci, co to i opony sprzedaje, i szklanki na przykład (Canadian Tire).
W spożywczym zakupiłam kolorową cukinię (zielona, żółta i szarawa) oraz różne inne warzywa i owoce. Cukinie będą na zakiskę, a jakże!
W gospodarstwie zakupiłam najprostszy robot kuchenny, jaki miałam zawsze i mi wystarczał, dopóki diabeł ogonem nie nakrył mi takiej nakładki, co to można było zetrzeć „na grubych otworach” marchewkę i inne, oraz na przykład poszatkować kapustę. Diabeł ogonem nakrył i mimo, że przeczesałam cały dom, nie znalazła się, Jerzor mówi, że jak zakupiłam nową maszynę, to się znajdzie… całkiem możliwe!
Ale nowa maszyna jest troszkę nowszej generacji i ma parę przydatnych funkcji więcej. Wracając do tej nakładki w kształcie stalowego koła o średnicy 18cm z odpowiednio wyciętymi nań otworami – otóż pomyślałam sobie, dlaczego producenci takich maszyn nie produkują części zamiennych do takich maszyn maszyn, dlaczego trzeba kupić całą maszynę, bo tego durnego koła nie ma, albo na przykład noże się stępiły i warto by było kupić nowe, przecież to są osobne części??? Dlaczego – w końcu – w dobie totalnego zaśmiecania Matki Ziemi ja muszę wyrzucić całą maszynę z powodu niefunkcjonalności jednej z części???
I ja te pytania skieruję pod adresem firmy Black and Decker, słowo daję! Może oni tam nie myślą, albo raczej myślą tylko o profitach???
Słusznie, Alicjo. A może okaże się, że produkują takie nakładki. Chociaż wątpię. Ciekawa jestem, jak sytuacja wygląda w Polsce. Moje nakładki trzymam razem z maszynką do mielenia, więc nie powinny się zagubić. Ale widzę, że warto ich mocno pilnować.
Krystyno,
nie ma do tego urządzenia tego typu części zamiennych. Jerzor mnie wyśmiał, że nawet jakby były, to każą zapłacić jak za połowę maszyny, bo w dzisiejszym świecie wszelkie części zamienne do wszystkiego kosztują bardzo dużo. Ale moim zdaniem i tak warto poruszyć tę sprawę. A nuż… z widelcem 😉
Udaję się do kuchni celem robienia porządku z cukinią. Jak nie będzie smakowita, to przynajmniej kolorystycznie zacieszy oko 🙂
Alicjo-nie wiem, jakiej marki jest Twój robot, ale części zamienne do tego rodzaju maszyn można kupić bez problemu, przynajmniej w Polsce i ich ceny nie są jakoś specjalnie wygórowane:
https://north.pl/czesci-agd/czesci-do-robotow-kuchennych/czesci-kenwood/tarcze-do-robotow-kuchennych-kenwood,g1337111.html
U nas w żadnym sklepie z takim sprzętem nie ma części zamiennych, a przynajmniej ja się nie spotkałam. To wszystko jest na półkach – i zauważyłabym, gdyby coś takiego było. Chyba, że via internet…zaraz sprawdzę.
Z tej nowszej wersji mojej maszyny, to jest tak skonstruowana, że części ze starej by nie pasowały 🙄
A, sprawdziłam! Owszem, są, ale wymienne do tej nowszej wersji, którą akurat kupiłam! Do starej nie ma 🙁
O właśnie. Stara służyła mi jakieś 14+ lat. I gdyby mi diabeł nie nakrył ogonem owego koła, to pewnie służyłaby jeszcze długo, bo to najmniej skomplikowana maszyna z możliwych robotów kuchennych. Co najwyżej noże i inne ostrzałki mogą się stępić albo plastikowa obudowa ulec mechanicznemu zniszczeniu (raz mi się udało odłamać kawałek, niechcący!), ale poza tym chodzi jak traktor…
No i właśnie – części zamienne są do obecnych egzemplarzy, a nie takich staruszków, jak moja była 🙂
Teraz tylko czekać, aż nagle gdzieś się objawi, chociaż wszystko przeszukałam, albo mi się tak wydaje 🙄
https://www.youtube.com/watch?v=yjmqnc6Wjbg
Smutne
Życie w ogóle jest… jak życie. Człowiek się rodzi, żyje i umiera. Jest jakaś średnia wieku, coraz dłuższa, nawiasem mówiąc. Smutno to jest dopiero wtedy, kiedy dzieci, młodzi ludzie i trochę starsi odchodzą przed czasem, bo choroba, ktoś kogoś zabija z rozmysłem, bo wypadki drogowe, samolotowe, bo wreszcie katastrofy typu powodzie, wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi.
Pięknie mówił Wiesław Myśliwski w wywiadzie – każda generacja uważała, że świat się na niej kończy, że dżuma, że cholera, że grypa hiszpanka ich zabije, a jednak się kręci, żeby powtórzyć za Galeliuszem…
My też umrzemy, dobrze, gdybyśmy nie znali daty, zatem… sursum corda 🙂
Dzień dobry,
https://www.eryniawtrasie.eu/37971
Alicjo – spróbuj:
https://www.ebay.com/b/BLACK-DECKER-Food-Processor-Discs/20673/bn_7452865
szukając wpisz model starego ustrojstwa. Ludzie sprzedają różne dziwne rzeczy. Można trafić na potrzebny artykuł.
Firmy z reguły nie oferują części zamiennych do starych typów. Choć możesz skontaktować się z przedstawicielstwem firmy u Was. A nóż – widelec…
Jedno jest pewne: za części zamienne płacisz jak za zboże na głodnym przednówku.
Dla porównania i udokumentowania cen (australijskich):
• klasyczny robot Kenwood’a kosztuje $329, najdroższy $1699; oba w zestawie posiadają jedynie trzy mieszadełka oraz miskę z obowiązkową pokrywką – resztę trzeba dokupić oddzielnie
• np: maszynka do mielenia mięsa bagatelka – $199
• zaś części zapasowe też do najtańszych nie należą, np mieszadło do ciasta „jedyne” $46.50
Z czystej ciekawości sprawdziłam czy maszynka do robienia klusek jest dostępna.
A i owszem, jest. Tylko: oddzielna część do rozwałkowania ciasta, oddzielna do cienkich klusek, oddzielna do grubych klusek itd. Każda z części circa-about $199, najtańsza $169.
To już pozostanę przy swojej włoskiej. I wcale mi nie przeszkadza, że trzeba kręcić korbką.
Musztarda po obiedzie, echidno 😉
Moja maszyna najprostsza, robiła wszystko, czego od niej oczekiwałam. Także jako maszyna do mielenia/posiekania mięsa.
Kiedyś miałam w zamiarze najszczerszym zakupić takie coś do rozwałkowywania ciasta, robienia makaronu i tak dalej… puknęłam się w głowe – ile razy do roku robię pierogi czy uszka? Dokładnie raz w roku. Ile tych lat mam przed sobą, nie wie nikt, a poza sobą cała kopa ze sporym naddatkiem 😉
( kopa to dziś już bardzo rzadko używana miara liczbowa czegoś, oznaczająca sześćdziesiąt sztuk (zwłaszcza produktów rolnych, np. jajek)
Makaron kupuję. Rodzina jest dwuosobowa, a jak czasem goście – to co za problem zrobić?
ps. https://obcyjezykpolski.pl/a-nuz-widelec/
https://www.canadiantire.ca/en/pdp/black-decker-food-processor-black-8-cup-0431375p.html#srp
Taki zakupiłam. Najprostszy z prostych i najtańszy – a robi, co mu każę 😉
Kiedyś-kiedyś mieliśmy tu wielką dyskusję o gadżetach kuchennych.
Ja właściwie poza tą fanaberią (rzeczony robot) oraz mikserem wielofunkcyjnym, którego używam do robienia tego najłatwiejszego ciasta na świecie, o którym wspominałam, mam …no, garnki, żaroodpo-rne jakieś naczynia, sporą maszynę do robienia kawy (prezent od kawiarza, a my herbaciarni 😉 )… o, jeszcze mam mikser taki do miksowania soków, użyłam raz w życiu, zbiera kurze…
Z większych fanaberii zakupiłam byłam parę lat temu marmurową stolnicę i wałek, bo prostsze do umycia niż drewniane.
Konkluzja po tamtejszej dyskusji była taka, że większości z tych gadżetów nie potrzebujemy, o ile nie jesteśmy kuchnią profesjonalną.
Gadżeciarką była Nisia – kuchnia malutka, ale co ona tam nie miała! Nawet maszynkę do scinania czubków jajek ugotowanych na dowolną twardość, ale to już chyba dostała w prezencie od przyjaciół, znających Nisiną przypadłość 🙂
Ile razy przejeżdżamy obok sklepu włoskiego (jeszcze tam nie byłam!), tyle razy myślę o tej miarce do mierzenia ile makaronu na osobę, jak gotujemy itd, co to ją kiedyś Gospodarz wspomniał na blogu.
To jeszcze ciągle mam na liście zakupowej, chociaż Jerzor twierdzi, że powinnam już po tylu latach mieć rozeznanie…
Rozeznanie rozeznaniem, a miarka miarką! Następną razą jak będę jechała koło tego sklepu, to… może wstąpię 😉
He he he… 😉
https://allegro.pl/oferta/obcinacz-gilotyna-do-jajek-stalowa-wmf-gourmet-9389644083
„Wicepremier Emilewicz: wzrost gospodarczy w trzecim kwartale będzie dodatni .”
Czy wzrost może być UJEMNY???
Oto niezbędny gadżet – i za darmo 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=qHqTTSjWBvg
Gadżet kuchenny dla wielbicieli kotów 🙂
https://fabrykaform.pl/koziol-klips-miaou-2-szt-czarny-i-bialy
My dzisiaj bez gadżetów z rękami w wiśniach. Morele się niestety skończyły(co już wcześniej zauważyła Krystyna) zatem zakupiliśmy dwie kobiałki wiśni. Są bardzo dojrzałe i mało kwaśne, bo sprzyjało im słońce. Drobna część poszła na na konfiturę i porządna ilość na nalewkę 🙂
Danuśka,
morele jednak jeszcze można spotkać. Dziś kupiłam w pobliskim sklepie, są niewielkie, ale dość słodkie. Robiłam kilka lat temu dżem z tych owoców i prawie wszystko się zepsuło, bo nie pasteryzowałam go. Z innymi nie było tego problemu.
Miarka do odmierzania makaronu też by się mi przydała, bo jakoś przez tyle lat nie nabrałam doświadczenia. Zawsze gotuję go za dużo.
Moje ostatnie nabytki kuchenne są dość przydatne, zwłaszcza elektryczny otwieracz do wina. Wina chilijskie okazały się tak trudne do otwierania, że zwykły korkociąg nie dawał rady.
Nabyty został jeszcze elektryczny spieniacz do mleka. Pianka do kawy jest bardzo puszysta.
Kuzynka męża świętuje okrągłe urodziny i na prezent dla niej wymyśliliśmy bon podarunkowy z eleganckiego sklepu z naczyniami i gadżetami do kuchni. Jestem pewna, że będzie zadowolona.
Oj. Nasza Mrusia jest bardzo niedzisiejsza jakby. Martwię się, bo leży nieruchomo prawie i nie daje się namówić na kocie cukierki, które przecież uwielbia. Leży tak od wczorajszego wieczoru, a przecież w nocy lubiła przychodzić do naszej sypialni i skakać nam po głowach, przytulać się zazwyczaj do Jerzora i spać sobie do rana…
Podstawiłam pod nos miskę z wodą – też nie. Coś jej jest, ale nie mówi co.
Zastanawiam się, czy mogła coś gdzieś zjeść, ale przecież jedzenie ma od zawsze kupne, suche, a „mokre” też, z tym że zwracamy uwagę na świeżość, bo kiedyś się zatruła nieświeżym, przeterminowanym czymś takim.
Poza tym ona nie jest zainteresowana żadnym innym jedzeniem, oprócz tego, który jest w jej misce. Oraz skubaniem (okazjonalnie) trawy na naszym ogródku, a trawa od ponad ćwierćwiecza nie była niczym posypywana, żadnej chemii.
Martwię się, cholera jasna…
https://www.youtube.com/watch?v=lu0Qb_CJ0B8
Nie zgadzam się z podtytułem – cała nadzieja w literaturze. „Kto czyta Tacyta?”
Cy ta, cy tamta…
Ale warto posłuchać tej audycji.
https://www.youtube.com/watch?v=qAYzSHOzRHQ
Jak sie mieszka zagranica to bardziej rzucaja sie w oczy zmiany slownictwa. Moj ojciec z kolegami wital sie „serwus”, ja mowilem „czesc”, a teraz mamy „siema”. Co do kopy jajek to nie pamietam czy matka tyle kupowala, ale na pewno kupowalismy na rynku od wiejskich kobiet mendel jaj. Nie wiem czy wiele osob dzisiaj wie ile to sztuk ten mendel, choc oczywiscie informacja bedzie w internecie.
kemor – 15
Alicji, czy kotek zyje? bo to wyglada bardzo zle, nie mozna dopuscic do odwodnienia u kota, bo skutki sa nieodwracalne, trzeba poic nawet strzykawka prosto do pyszczka 🙁
Kiedyś trzeba wyjechać z Tokaju:
https://www.eryniawtrasie.eu/38049
Alicjo,
Daj znać jak ma się kota, a w razie czego zabierzecie ją do weterynarza.
Mam nadzieje, ze Alicja da nam dobre wiesci o kotku.
yurek, dzieki za Trini Lopeza, co za nagranie !
Asiu, czy zagladasz tutaj? Moze spodoba Ci sie nowy utwor Callogero « La Rumeur « (Plotka).
https://youtu.be/VnMMmFinROU
Jakiś przełom jest – wzięła na ząbek parę chrupek i popiła wodą. Niewiele, ale jednak już się ruszyła, to ważne.
Jako córka weterynarzy i od dziecka mająca kontakt ze zwierzętami, mam wyczulenie na takie sprawy. Spanikowałam nieco. Kotek to rodzina.
„Panna, Madonna, legenda tych lat…”
🙁
https://www.youtube.com/watch?v=m1cX2DoJ-e4
Mrusi życzę szybkiego powrotu do zdrowia i wierzę, że to tylko drobne i przejściowe dolegliwości.
My pozdrawiamy z okolic Leska, gdzie udaliśmy się w celach wędkarsko-turystyczno-towarzyskich. Już dzisiaj wieczorem przewidziane połowy pstrągów w malowniczych wodach Sanu. Jutro powitamy zaprzyjaźnioną kompanię francuskich wędkarzy. Oj, będzie się działo!
Pokoj Jej duszy. To byla wielka artystka.
To jej ostatni wywiad – może kogoś zainteresuje.
Alina – nic dodać, nic ująć. Miałam jej pierwszą płytę. Ona nie była szczodra, jeśli chodzi o piosenki, ale każda jedna z nich to prawdziwa perła. Ja akurat nocą czytałam gazetę, kiedy wyskoczyła wiadomość. Demarczyk, Grechuta i Niemen – takich już nie sieją…
https://www.youtube.com/watch?v=O3Ph0bTr5wQ
Niestety Demarczyk, Wujec … 🙁
Wróciłam z Gdańska. Wielkie tłumy. Na plaży na szczęście można było zachować odstęp. Początkowo prześladowały nas sinice, wczoraj woda była czysta i po raz pierwszy zobaczyliśmy białą flagę. Na szczęście w hotelu był nieoblegany basen i nasza wnuczka nauczyła się pływać! A jak to się skończy zobaczymy.
Alicjo, trzymam kciuki za Mrusię
Małgosiu,
wnuczka na pewno jest bardzo zadowolona z wakacji w towarzystwie dziadków.
Turystów na Wybrzeżu jest mnóstwo, więc omijam w czasie wakacji najbardziej uczęszczane miejsca.
Ewo,
droga do jaskini rzeczywiście ekstremalna, a schodzenie mogło być jeszcze trudniejsze. Piwniczki prezentują się bardzo malowniczo. Oby nie popadły w ruinę.
Myślę, że kielichy na nagrobkach mogą oznaczać związek zmarłej osoby z produkcją wina.
Jak ja bym chętnie zjadła rybkę świeżo złowioną w jakimś stawie, jeziorze czy rzece!
Wędkarzom taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaakiej ryby!
I pomyśleć – jezioro mam pod nosem… Tylko nie radzą z niej jeść ryb częściej, niż raz na miesiąc. Wielkie Jeziora są zatrute przez ruch statków, to ważna droga wodna.
Być może przepisy się poluzowały, bo na owe statki nałożono różne restrykcje, co im wolno a co nie, jednakowoż w domu nie mam wędkarza!
Dzisiaj wybrałam się „po piwo”, bo muszę mieć jakiś cel, żeby ruszyć tyłek, a Jerz jak zwykle wskoczył na rowerek i złapał kapcia jakieś 5-6km od domu.
Zawsze mam ze sobą aparat foto, bo kto wie, co się może zdarzyć. Otóż zdarzyło się, przed jednym z domów na rabacie są takie piękne kwiaty, że dech zaparło mi. Szłam trochę boczną trasą, więc pierwszy raz je zauważyłam. A fotoaparata nie miałam!
Jak na złość, psiakostka. Murphy’s law. Nie chce mi się tam iść, bo to ze 2km, a ja już swoje prawie 6km mam w nogach. 30c też nie zachęca…
Umiejętność pływania jest bezcenna. Im młodsze dziecko, tym szybciej się nauczy. Na większych wodach ciężko jest się nauczyć, więc mały staw (he he…Bartniki!) albo właśnie basen to dobry akwen do nauki.
Brawa dla wnuczki 🙂
*z niego (jeziora!)
Alicjo, dzieki za wywiad i yurek za piosenki.
Malgosiu, wakacje z wnuczka, sama radosc a dla niej poczatki plywania, nigdy tego nie zapomni 🙂
Wprawdzie wczoraj wędkarzom udało się złowić kilka pstrągów, ale były za małe, by móc je zatrzymać zatem trafiły z powrotem do wody. Na kolację nasz przyjaciel podał zatem pasztet z dziczyzny własnej roboty. Do masy zostały dodane zielone oliwki pokrojone w krążki, znakomity pomysł. Nasz gospodarz jest, tak jak Żaba, zaprzyjaźniony z leśniczym więc w jego zamrażarce wszelakiej dziczyzny nie brak.
Będąc młodym dziewczęciem byłam na koncercie Ewy Demarczyk. Był to pierwszy koncert na żywo, który zdarzył się w moim życiu. Niesamowite wrażenia i długi aplauz na stojąco pamiętam do dzisiaj.
Małgosiu-gratulacje dla wnuczki 🙂
Interpretacja, dykcja, głos oraz niepowtarzalna*, unikalna forma wykonania – „Czarny Anioł” polskiej piosenki musnął skrzydłem swej niedoścignionej i perfekcyjnej artystycznej osobowości każdego słuchacza.
https://www.youtube.com/watch?v=Q88iFRcv8I8
Ciekawostka: melodyka „Grande Valse Brillante” Juliana Tuwima w wykonaniu autora
https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/2367189,Julian-Tuwim-ksiaze-wsrod-poetow
(audio, lewa kolumna 1’51)
Uppps!…opuściłam odnośnik „niepowtarzalna*”
niepowtarzalna*, bowiem porównanie do Juliette Greco czy do Édith Piaf jest, moim skromnym zdaniem, wyjątkowo połowiczne. Każda stworzyła indywidualną, odrębną kreację artystyczną. Zbieżność czerni sukienek i oprawy scenicznej to… to trochę za mało…
https://www.youtube.com/watch?v=Iob0x8H4-NE
https://www.youtube.com/watch?v=hdtZxbVrp84
https://www.youtube.com/watch?v=rzeLynj1GYM
Krystyno,
Bo Góry Bukowe choć są niskie, to mają strome podejścia. Ale na szczęście są też bardziej rekreacyjne i równie malownicze szlaki: https://www.eryniawtrasie.eu/38161
Najlepsi odchodzą…
A ja dziś byłam z chińską koleżanką w nowym lokalu (nazywa się „Chińska Kuchnia”), który ona koniecznie chciała przetestować, bo zna kucharzy i właścicieli – pochodzą z tego regionu (Sichuan), co ona.
Gdyby ktos potrzebował rekomendacji, to służę. Mnie smakowalo, a ona dodatkowo chwaliła za autentyczność. Jadłyśmy sałatkę z marynowanych flaczków wołowych, pierożki z wieprzowiną i wołowinę na ostro (mega ostro).
Niebawem idziemy testować kolejne pozycje z karty.
Pierwszy raz w tym roku upieklam tarte z wegierkami. Poczekam jeszcze jak sliwki beda bardziej dojrzale.
Eksperymentalnie zakisiłam słoik rzodkiewek z łodygami selera naciowego, przepis z internetu:
https://marcepanowykacik.blogspot.com/2016/07/kiszona-rzodkiewka-z-selerem-naciowym.html
Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Poza tym zakiszona kolorowa cukinia, słoik ogórków, a także tradycyjnie już buraki nastawione na sok.
Na obiad kurczak na ostro w sosie indyjskim, rzucone to na ryż.
Kot okazał dzisiaj umiarkowany entuzjazm na widok michy „mokrego” jadła i spałaszował całość, popiwszy wodą. To już progres.
Nie udalo mi sie wysluchac Tuwima w Polskim Radiu z 1943, link echidny z 9:51. Czy ktos z Was mogl?
Ja tez sladem elapy upieke tarte z wegierkami, ktore bardzo obrodzily w tym roku, w ubieglym bylo bardzo malo.
Kolorowe cukinie:
https://photos.app.goo.gl/LgEYBNRHoqK9nqVz9
Alicjo, to dobre wieści, że kotku lepiej! Najważniejsze, że pije.
Ja w przeciągu ostatnich kilkunastu miesięcy pożegnałam wszystkie koty. Niedawno dostałam pod opiekę młodego kociego dżentelmena z problemami.
Ale żałoba i wspomnienia po tamtych nigdy nie przeminą.
Alicjo, ladnie wygladaja twoje cukinie w sloiku.
Nie wiem co sie stalo z moimi jezynami. Owoc jest w polowie dojrzaly, kwasny i srodek twardawy. Nie wiem czy to brak wody, upaly czy moze cos innego. Zrobilam trzy sloiczki i to bedzie chyba wszystko. Teraz bede czekala az wegierki stanieja to zrobie polskie powidla. Uwielbia je.
Na kolacje faszerowane baklazany wg przepisu z Bliskiego Wschodu.
Magdaleno,
czy lokal o którym piszesz to China Kitchen am Naschmarkt?
Jeszcze nie byłam ale się wybieram. Grüße nach Wien.
eva47 – tak
Liebe Grüße zurück!
Alino,
wysłuchałam głosu Juliana Tuwima. Spróbuj kliknąć w czerwony krzyżyk obok fotografii.
Nie tylko pije, ale i dopraszała się o puszeczkę „mokrego”! Daliśmy…
Z człowiekiem prędzej się dojdzie do ładu z diagnozą, a zwierzę daje różne znaki. Czasami ciężko je odczytać. Dla mnie zwierzę domowe to członek rodziny na prawach dziecka, bo przecież trzeba się nim opiekować i zgadywać niejednokrotnie, o co chodzi, kiedy zwierzątko cierpi.
Współczuję pożegnania z kotami, ja to chcę mieć jak najdłużej od siebie, aczkolwiek trzeba się z tym kiedys-kiedyś liczyć. Najlepiej bardzo kiedyś-kiedyś.
Elapa,
to może być wynik suszy, niestety.
https://photos.app.goo.gl/ri26PeHmJV4KZ3WV7
Rzodkiewki troszkę dodają koloru różowego. Według przepisu, za tydzień do jedzenia – sprawozdam.
Świetny wywiad. Podziwiam takich ludzi.
https://www.onet.pl/sport/onetsport/aleksander-doba-trzy-razy-przeplynal-kajakiem-ocean-atlantycki/v48bdsr,d87b6cc4
Dzień dobry,
Małgosiu 15 sierpnia 20:39,
Dziękuję, że jako jedyna zaznaczyłaś przynajmniej nazwiskiem odejście również wielkiego człowieka, Człowieka przez duże C, Henryka Wujca. Bez takich jak On być może nawet ten blog by nie istniał.
https://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35612,26212535,borusewicz-o-wujcu-to-byl-czlowiek-od-najciezszych-prac-niewykorzystany.html
Ale co tam, czyta kto chce, bo to nie jest o tym „co na obiad”.
Dobranoc 🙂
Nowy,
nie bądź taki politycznie nadaktywny tutaj. Przecież wszyscy czytamy wiadomości i mniej więcej wiemy, co się dzieje. Nie wyobrażaj sobie, że tylko Ty z tego blogu zauważąsz, co się dzieje w Polsce czy na świecie.
To jest blog KULINARNY, na którym nie tylko mówimy o tym, co jest na obiad – dobrze o tym wiesz. Chyba, że nie czytasz regularnie. Nas wszystkich to obchodzi, co się dzieje w sferze polityki, ale od wyrażania opinii na te tematy są inne blogi.
Tak myślę.
A ja mysle, ze mam dosyc czestych pouczen z Kanady, Austrii i innych zakatkow o czym mi pisac wolno, a o czym nie. Od tego sa Gospodynie i Redakcja Polityki.
Niczyja smierc nie jest polityka, a pisze to, co dla mnie wazne, chociaz coraz rzadziej, by w koncu dojsc do sytuacji Cichala.
Koniec kropka, cytujac Ciebie.
A Ty Nowy skąd pouczasz?
Wolno Ci pisać o wszystkim – tylko pozwól, że ktoś ma mieć inne zdanie i je wyrazi.
„Niczyja smierc nie jest polityka, a pisze to, co dla mnie wazne, chociaz coraz rzadziej, by w koncu dojsc do sytuacji Cichala.”
To znaczy?
To znaczy przestac pisac.
Twoja sprawa, Nowy, czy chcesz czy nie.
Nikt nikogo z blogu nie wyrzuca (bo kto?). Na pewno nie Gospodynie, które nawet chyba nie czytają tego, co blogowicze piszą. Cichal się wyłączył – też jego sprawa i jego powody.
Ja spokojnie zostaję, byłam od początku i blog mi się podoba, co nie znaczy, że wszyscy ze wszystkimi musimy się ze sobą zgadzać.
Alina pytała, Krystyna odpowiedziała, ja jedynie uzupełnię.
Link
https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/2367189,Julian-Tuwim-ksiaze-wsrod-poetow
odszukałam po obejrzeniu filmu dokumentalnego w reżyserii Janusza Filipa Chodzewicza (TVP S.A. 1997):
https://www.youtube.com/watch?v=dbVUwGTEGoQ&feature=youtu.be
Film jest dość długi – 49 minut – w bloku: 6’59” do 10’30” Mieczysław Święcicki oraz Zygmunt Konieczny snują opowieść związaną z piosenką „Grande Valse Brillante”, w tym melodyką wiersza Tuwima.
We wspomnienia obu panów (te z podanego bloku czasowego) wmontowano utwór śpiewany przez Ewę Demarczyk oraz fragmenty czytane przez Juliana Tuwima.
Historia mało znana i ciekawa, dlatego też pozwoliłam sobie podzielić się nią z Wami.
Może kogoś zainteresuje.
„Twoja sprawa, Nowy, czy chcesz czy nie.”
Nie do mnie, ale strasznie zgrzyta.
No to teraz się zacznie…
Echidno dziękuję, bardzo lubię poezję Tuwima, podziwiam rytm i melodykę tych wierszy.
Krystyno, niestety, czerwony krzyzyk tez nie pomogl ale obejrzalam film dokumentalny, podany przez echidne a tam jest fragment z Tuwimem, recytujacym Valse. Dziekuje Wam obu 🙂
Echidno,
zainteresowało i to bardzo. 🙂
Alina – ja też początkowo miałam kłopoty z odsłuchaniem nagrania (Nowy Jork, 22 Listopada 1943 r.). Po pierwsze musiałam zaakceptowac (opcja pojawiła się w okienku na stronie), wcisnąć trójkącik po lewej stronie, a potem dłuższą chwilę odczekać.
Jeśli masz czas i ochotę spróbuj raz jeszcze. Jest to nieco obszerniejszy fragment niż ten wmontowany w filmie.
Odwiedziliśmy dzisiaj Przemyśl, to nasza druga w ciągu ostatnich kilku lat wizyta w tym mieście. Ilość wież kościelnych w przeliczeniu na jednego mieszkańca bije chyba wszystkie krajowe rekordy! Samych zabytkowych kościołów jest dwanaście, do tego kilka klasztorów, seminarium duchowne, siedziba archidiecezji oraz ciekawostka pt. Instytut Muzyki Sakralnej. Jeśli ktoś chciałby, aby jego dusza trafiła prosto do nieba to myślę, że najlepiej zamieszkać w Przemyślu 😉 Tym bardziej, że miasto położone jest na wzgórzach zatem do nieba jeszcze bliżej 🙂
Przemyśl nie jest duży, liczy ponad 60 tysięcy mieszkańców.
Nim zajechaliśmy na te położone tuż przed granicą z Ukrainą rubieże zatrzymaliśmy się w Rudawce, by obejrzeć tutejszą, drewnianą cerkiew grekokatolicką. Na tablicy przed cerkwią zainteresowały nas dwa ogłoszenia:
„Skup poroża jelenia
Za zrzuty nad 4 kg, pary nad 8 kg, zrzuty od osiemniastaka wzwyż zapłacimy ekstra cenę. Jesteśmy przejazdem co tydzień. Skupujemy poroże przez cały rok!!!”
„W związku z niejasnościami wynikającymi z przebiegiem kolejki sprzątania kościoła, proponuje się nie omijanie kolejki, lecz osoby, które nie mogą lub nie chcą sprzątać kościoła, a także osoby, których kolejka przypada na okres Wielkiego Postu, czy też Bożego Narodzenia(nie trzeba wtedy kupować kwiatów ani dekoracji) prosi się o złożenie ofiary minimum 50 złotych do Pani Krystyny. Wszelkie ofiary będą spisywane w zeszycie, a rozliczenie będzie powieszone na koniec roku na tablicy ogłoszeń. Zebrane pieniądze będą przeznaczane na bieżące potrzeby kościoła.”
Życie wiernych różnych wyznań bywa najeżone trudnościami….
Pamiętam, jak moja kuzynka z Podhala opowiadała mi o zwyczaju sprzątania kościoła w jej wiosce, też nie było łatwo, jako że nie wszyscy parafianie garnęli się do roboty.
W bazylice przemyskiej zauważyliśmy siostry zakonne, które akurat sprzątały ołtarz i wymieniały zwiędnięte kwiaty. To bardzo często należy do ich zajęć, ale nie wszędzie pracowite siostrzyczki są do dyspozycji.
Turystów można było zliczyć na palcach jednej ręki.
To może jeszcze legenda o niedźwiedziu, czyli herbie Przemyśla:
https://proszewycieczki.wordpress.com/2018/09/04/przemysl-niedzwiedz-w-fontannie/
Oraz opowieść o przemyskiej twierdzy:
https://wyborcza.pl/alehistoria/1,121681,18517654,twierdza-przemysl-i-jej-legendy-car-ich-poslal-do-przemysla.html
Nie wiem, kiedy odrobię linkowe zaległości.
Mało casu, kruca bomba, mało casu.
Danuśka, Gniezno 70 tys., kościołów 15 plus karmelitanki z kaplicą mszalną. Na nas chyba nie ma mocnych.
Demarczyk na żywo raz. Zakopane, 1980. Poza tym, wiecznie żywa. Mam ją wgraną w sobie.
Echidno, dziekuje, udalo sie, przytrzymalam trojkacik troche dluzej i zaskoczylo! Wzruszajaca jest ta recytacja Tuwima.
Danusko, podrozniczko, milego dnia i dalszych spostrzezen.
Dla Irka najserdeczniejsze życzenia urodzinowe , zdrowia, pomyślności, dalszych sukcesów fotograficznych!
Podążając szlakiem Danuśkowych wędrówek – twierdza Przemyśl i jej legendy, Objazdowe Muzeum Historii Polski – dotarłam aż do profesora Jerzego Bralczyka.
Moja refleksja: godzina dziennie spędzona z profesorem, via wywiady, pogadanki, zarejestrowane spotkania, zdecydowanie poczyniłaby postęp w operowaniu językiem ojczystym. Czego serdecznie życzę sobie oraz wielu (niestety) dziennikarzom radiowym i telewizyjnym.
Danuśko – ciekawa wyprawa i wędrówki szlakiem historii. Lata, lata temu wraz z Tatą wybraliśmy się w tamte rejony. Niestety pamięć zawodzi i większość pamiętam jak przez opary gęstej mgły. Zapewnie nastąpiło wiele zmian.
Alina. – cieszę się że tym razem „zaskoczyło”.
Wczoraj upiekłam chałkę. Wyszła wspaniała, połowa jeszcze wieczorem została spożyta. Dziś będzie pieczona kolejna!
gdy ktoś obiektywem pstryka
piękność świata w nim zamyka
kwiaty, krzaki, drzewa, ptaki
mchy, porosty lub maślaki
co to lubią je ślimaki
ważki co nad tonią lecą
i robaczki co w noc świecą
mrówki, żuczki i motylki
co nie spoczną i pół chwilki
czując zapach przytulinki
stawy, rzeki i ruczaje
źródło co to wodę daje
a kawa z niej zaparzona
ze śmietanką, osłodzona
senność każdą wnet pokona
Irek kawę nam serwuje
fotografie pokazuje
wirtualnie się zbieramy
florę, faunę podziwiamy
oraz kawę zachwalamy
dziś przy wirtualnym stoliku
gości zbierze się bez liku
by Irkowy Dzień świętować
blogową tradycję dochować
serdeczności Mu zwiastować
echidna też dołączyła
i życzenia Mu złożyła
powodzenia, szczęścia, zdrowia
oraz dudków w kiesie mrowia
i migawki pogotowia
@echidna
Oczywiście wierszyk powyższy dedykuję Irkowi w Dniu Urodzin
©echidna
Irkowi – najlepsze życzenia urodzinowe! 🙂
Dobrze by było, gdyby znów witał nas poranną kawą.
Przemyśl odwiedziłam dwa razy, ale to były tylko kilkugodzinne pobyty. Ale na poznanie Starego Miasta i okolic wystarczyło. Przed Przemyślem warto zatrzymać się w Krasiczynie i obejrzeć renesansowy zamek./ Danuśka chyba tam też już była/. Z kolei za Przemyślem w stronę granicy z Ukrainą znajduje się arboretum w Bolestraszycach. Tam niestety już nie dotarłam, a chyba warto. Przygraniczne położenie Przemyśla zniechęca trochę turystów, ale to przecież nie są jakieś ogromne odległości.
Porządna 🙂 urodzinowa kawa dla Irka wraz z najlepszymi życzeniami:
https://nfpl.nazwa.pl/www/webblog.infopraca.pl/wp-content/uploads/duzy-kubek.jpg
Echidno-gratuluję chałki, ten wypiek zawsze wydawał mi się trudnym wyzwaniem. Do dzisiaj pamiętam zdjęcia chałki przesyłane na blog przez Nemo.
My pospacerowaliśmy po Lesku oraz odwiedziliśmy najsławniejsze w Polsce szybowisko w Bezmiechowej:
http://www.grupabieszczady.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=70&Itemid=75
Widoki stamtąd wspaniałe, ale szybowce dzisiaj nie wzniosły się w niebo. Obserwowaliśmy natomiast paralotniarzy, którzy szkolą się tutaj na potęgę.
Obiadowo złoty medal zdobyła dzisiaj kiszka ziemniaczana, którą przywieźliśmy do degustacji z naszej nadbużańskiej wsi. Przypieczona na grillu w towarzystwie tutejszych oscypków oraz podana z misą zielonej sałaty podbiła belgijsko-francuskie podniebienia(okazało się, że mamy też Belgów w naszym wędkarskim towarzystwie).
Tak, Krystyno, wszystko doskonale pamiętasz 🙂 Krasiczyn też już zwiedzaliśmy kilka lat temu.
Irkowi wszystkiego najlepszego!
Okolicznosciowy wiersz echidny uroczy .
Mamy odpowiedni zapas 😉
Zdrowie Irka 🙂
https://photos.app.goo.gl/jmTN6NmiA2bbXpjw6
Przez to drzewko raz przejechaliśmy raz…
https://visitmendocino.com/mendocino-county-bucket-list/
Dzisiaj mała robota – zlałam sok z kiszonych buraków (1.5 l) i zalałam ponownie tak zwany drugi nastaw. Ten sok to bomba witaminowa i Jerzora po przejażdżce rowerowej stawia natychmiast na nogi. Drugi nastaw nie jest już tak esencjonalny, ale równie smaczny i wartościowy. Kiedyś próbowałam trzeci, ale to już takie trochę popłuczyny. W ciepłych warunkach wystarczy kilka dni – warto też usuwać ewentualną pianę i próbować kwasowość. Za długo też niedobrze trzymać, bo może spleśnieć, a to już do wyrzucenia raczej.
Rozlewając sok do butelek, nie założyłam fartucha ochronnego, no i co się miało stać, to się stało. Jasna bawełniana sukienka – w razie takiej draki NATYCHMIAST ściągamy rzecz, poplamione miejsce nasączamy obficie płynem do naczyń i po paru minutach spłukujemy ciepłą wodą. To samo działa na tłuszcze i przeróżne sosy etc. Byle szybko zadziałać!
Irku, niech Twój ogród zawsze w Tobie kwitnie 🙂
Irku, ciut spóźnione serdeczności urodzinowe, pomyślności!
Wróciłam z mojego lasu, wygoniła mnie wielka burza z jeszcze większą ulewą. O ile na ulewę bardzo czekaliśmy, to burza mniej mi pasowała. A w Warszawie upał i susza trzeszczy 🙂
Dzień dobry, dziękuję za piękne życzenia. Już się spełniają 🙂
kawa
Fartuch w kuchni rzecz obowiązkowa 🙂
https://www.sklep.mleczko.pl/environment/cache/images/0_0_productGfx_4977.jpg
Danuśko,
Z Leska mam przemiłe wspomnienia 😉 https://www.eryniawtrasie.eu/113
Irku – spóźnione serdeczności!
Irku, z lekkim poslizgiem, wszystkiego najlepszego.
Od sasiadki spadaja gruszki do mojego ogrodu. Pozbieralam je i pieke ciasto. Gruszki bio, robaczywe, to co bylo niedobre wyrzucilam a reszte do brytwnki.
Na kolacje beda kluski z cukinia i krewetkami.
Jolinek utknal na wsi i chyba nie ma zamiaru wrocic do stolicy.
Ewo=z przyjemnością przeczytałam Wasze bieszczadzkie wspomnienia. O tej porze roku, czyli pod koniec wakacji w Lesku sporo turystów. O dziwo, zdecydowanie więcej niż w Przemyślu, może dlatego, że to miasteczko uznaje się za bramę Bieszczad? W Wańkowej Grek Nikos nadal sprzedaje swoje sery, my pierwsze serowe zakupy zrobiliśmy w stodole przerobionej na przetwórnię mleka, położonej w Bezmiechowej.
Wczoraj nasz gospodarz uraczył nas gulaszem z jelenia podanym z kopytkami w dwóch wersjach: zielone z dodatkiem szpinaku oraz tradycyjne biało-kremowe z dodatkiem kminku. W celach witaminowych chrupaliśmy surówkę z czerwonej kapusty z dodatkiem pora i rodzynek. To była uczta godna wszystkich możliwych kulinarnych gwiazdek!
Elapa-za Jolinkiem też mi tęskno. Nie wiem, może nasza Koleżanka zaplanowała urlop od komputera aż do końca wakacji czyli do 31 sierpnia?