Słoneczne święta

    Nie spodziewaliśmy się wiele po rozpadanym i chłodnym tygodniu przedświątecznym. A tu taka niespodzianka! Słońce od rana do wieczora, łagodne powietrze, wyraźnie mające ochotę pojawić się na drzewach listki. Tak przynajmniej było przez trzy świąteczne dni na naszej wsi, pod Pułtuskiem.

W dodatku przyleciały już bociany i spacerują po łąkach w poszukiwaniu czegoś smacznego. W tym roku miałam małą niespodziankę, bo pierwsze bociany spotkałam na drodze, jak dziobały końskie wizytówki, co mocno nadszarpnęło moją o nich dobrą opinię jako o ptakach wytwornych. No, ale moje wątpliwości są nieważne: grunt, że nasi podróżnicy już są i pewnie wiedzą co robią.

Tak więc jesteśmy już po świątecznym tradycyjnym odpoczynku. A ,co przyjemne, na kolejne wolne dni nie będziemy musieli czekać długo, bo przed nami tak zwana majówka za trzy tygodnie. I tu mamy już także do czynienia z tradycją, jednak dość świeżą, spędzania czasu na wyjazdach, wycieczkach i spacerach – słowem relaksowo. Może i na majówkę pogoda będzie dla nas łaskawa?

Jeśli spodziewaliśmy się, że te święta będą szczególnie skromne, to jednak w większości przypadków przeliczyliśmy się, o czym świadczyły, już przed świętami, wytaczane ze sklepów kopiaste wózki z zakupami. Nasze starania skierowane były na zastawienie stołów i raczenie się przygotowanym jadłem.

A w tym poświątecznym czasie kończymy pozostałości świątecznych dań, niekiedy nawet chętnie, bo w końcu były one świątecznie smakowite. I marzymy o kilku obiadach bezmięsnych. Chrupiemy słodkie mazurki, jednak z coraz mniejszym apetytem.

Ci szczęśliwcy, którzy jak ja nie przygotowali zbyt dużo światecznego jadła, mogą sobie kupić świeże, albo przygotować coś lekkiego, szybkiego i nie zawierającego świątecznych mięs. Moje typy to risotto bianco, do przygotowania którego są potrzebne tylko: ryż, bulion wołowy i czosnek oraz chili, a także garść startego parmezanu sypanego na każdą porcję. Inne danie, które doskonale sprawdza mi się na poświątecznym talerzu to spaghetti alla puttanesca (przez grzeczność nie tłumaczymy nazwy), gdzie kilka filecików anchois dodaje pikanterii poczciwemu pomidorowemu sosowi.

Czy to przypadek, że szukam natchnienia poświątecznego wśród przepisów kuchni włoskiej? Oczywiście, że nie. To przecież „włoszczyzna” może stanowić przeciwwagę dla tradycyjnych, solidnych, potraw. Lekkie, składające się z niewielu składników potrawy przeznaczone według włoskiego zamysłu na pierwsze danie, po wielkanocnym obżarstwie wystarczą nam za cały posiłek. Smakują o każdej porze roku, ale szczególnie dobrze sprawdzą się w nadchodzących dniach ciepłej wiosny. Zagłębiam się więc przed każdym obiadem w lekturze włoskich przepisów i wybieram te najprostsze. Zapewniam, że już samo ich czytanie jest smakowite. A potem wystarczy 15 minut i zasiadam do smakowania pachnącej, leciutkiej potrawy. Życzę wszystkim smacznego!