Można? Mozna!

W drodze powrotnej z Mazur wstąpiliśmy do zajazdu Tusinek. To było ulubione miejsce moich dzieci, kiedy były małe. Zwłaszcza córka, która była i jest niejadkiem, akurat w Tusinku znajdowała od zawsze dania dla siebie. Najchętniej podpłomyki.
Kiedyś był tylko zajazd, teraz jest hodowla kóz, wytwórnia serów, sklep i hotel. Na szczęście miejsce nie straciło przy tym swojego wdzięku.
Widok tłumu aut na parkingu nieco nas przestraszył. Po mazurskich doświadczeniach pomyśleliśmy, że pewnie nie uda nam się szybko czegoś zjeść. Okazało się jednak, że choć ludzi dużo, to personelu także. Stoliki sprzątane na bieżąco, jedzenie gotowane i podawane szybko oraz sprawnie. Miła kelnerka udzieliła nam różnych informacji o całym przedsięwzięciu (mówiąc w pierwszej osobie liczby mnogiej), zachęciła do zwiedzenia gospodarstwa. Jedzenie było smaczne. Podpłomyki takie jak przed laty.
Zabraliśmy do domu wspomnienia z tego miejsca w postaci serów kozich, wędzonych ryb i podpłomyka dla córki. I delektujemy się nimi, zagryzając to wszystko pomidorami z własnej grządki. Palce lizać.