Jak gotować, jak jadać

Jako osoba zajmująca się historią kuchni wiem doskonale, że gust i mody a więc i obyczaje żywieniowe zmieniają się wraz z upływem czasu. Nawet jeśli nie następują rewolucyjne wydarzenia, kuchnia po prostu się zmienia, na co ma wpływ mnóstwo mniej lub bardziej wyrazistych czynników. Jednym z nich jest rozwój nauki, z którym do niedawna nie wiązano wprost zmian w kulinariach.
Kulinaria mają to szczęście i pecha zarazem, że muszą się na nim, choćby w minimalnym stopniu, znać wszyscy. I niemal wszyscy korzystają z tego, aby się wypowiadać. Ma to, owszem, niewątpliwy pozytywny skutek: kultura stołu ogólnie wzrasta, coraz więcej wiemy i kierujemy się tą wiedzą w codziennym życiu. Jednak także nonszalancki (czytaj niedbały) stosunek do jedzenia ma się doskonale. Często nie zauważamy brudu, marnego zapachu, tandetnego składu i przekroczenia terminu artykułów spożywczych. Dlatego najczęściej gotuję w domu lub jadam i kupuję to, do czego mam pełne zaufanie. Podobnie rzecz ma się ze słowem pisanym na drogi mi temat gotowania. Najbardziej lubię zgromadzone przeze mnie w przepaścistych pudłach przepisy, bo albo sama je wypróbowałam, albo jadłam u kogoś i bardzo mi smakowało.
Wychodzące ostatnio książki, bardzo często mogą być ozdobą stolika w salonie: piękne zdjęcia, wiele mniej lub bardziej pikantnych opowieści i nieśmiało przytulone przepisy. Co do blogów, to obok tych świetnych, choć niekoniecznie bardzo znanych, mamy i takie, w których znajdziemy przepisy nijak nie trzymające się rzeczywistości, których autorzy i autorki wychodzą z założenia, że im pokrętniejszy przepis, im bardziej wyszukany tym lepiej.
A ja kocham proste przepisy. Upraszczam nawet przepisy przystosowane do wykonania w pewnym znanym urządzeniu (nie mogę go reklamować), które prawie samo gotuje. W ogóle w mojej pamięci, książkach i zbiorach są tylko proste przepisy. Bo jedzenie od wydziwiania nie staje się smaczniejsze, a lubię czuć dobre smaki składników.
Chcecie przepisu na zdrową i bardzo szybką surówkę? Ma około 80 lat; podobno w prywatnej szkole, do której chodziła przed wojną Mama Piotra podawano taką. A my jadamy ją ze smakiem do dziś.
Surówka „szkolna”
Włoszczyzna, może być z kapustą, 2 kiszone ogórki, duże słodkie jabłko, szczypta pieprzu i cukru,1,5 łyżki majonezu.
Oczyszczone, obrane warzywa zetrzeć na tarce jarzynowej w kuchennym robocie, razem z jabłkiem ze skórką i ogórkami. Wymieszać z solą, pieprzem i majonezem. Gotowe. No i co, czy to wiele pracy?