Tydzień to tylko chwila

Ani się obejrzymy a już będziemy znowu w komplecie. Alicja wróci z wyprawy pod żaglami a my  wynurzymy się z otmętów Morza Czerwonego. Choć ślady zapewne i na niej,  i na nas pozostaną. Po ubiegłorocznej marcowej kąpieli słonecznej na  tym samym wybrzeżu (choć w innym miejscu) czuliśmy dobroczynny wpływ promieni przez wiele miesięcy.

Zaraziłem się natomiast pasją nurkowania i podglądania życia na rafie koralowej. To fascynujące przeżycie.
Mało natomiast zyskaliśmy nowych doświadczeń w dziedzinie kulinarnej. We wszystkich hotelach bowiem mimo dań z nazwy arabskich kuchni miejscowej nie pozna się nijak. Kucharze bowiem gotują tak, by zadowolić przybyszy. W ubiegłym roku mieszkaliśmy w hotelu całkowicie opanowanym przez Włochów. Szefem kuchni był więc sprowadzony z Italii fachowiec. Miał on natomiast do pomocy personel miejscowy. No i z tego pomieszania ludzi i smaków wyszło coś, co odrzucało od talerzy i prawdziwych miłośników kuchni włoskiej, ale i tych, którzy gustują w kuchni tego regionu Afryki.

Ciekawe co nas czeka na stole tym razem?

W ubiegłym roku, chyba także dzięki takiemu menu, udało nam się stracić parę kilogramów. Przydało by się powtórzyć ten rezultat i w tym roku.

Prawdę powiedziawszy sześć dni na diecie  nie jest dla nas męką. Znacznie trudniej wytrzymać taki okres na sucho czyli bez wina. Miejscowe bowiem są (nie tylko dla nas jak widzieliśmy) nie do picia. Ale prawdę mówiąc dzięki takim okresom prohibicji potrafimy po powrocie docenić w dwójnasób smak prawdziwych win.

Chyba wystarczy tych słów-jęków na pożegnanie. Bawcie się więc tu spokojnie. Sprowadźcie prawdziwą wiosnę, doglądajcie rzeżuchę lub owies, by zazieleniły się półmiski wielkanocne. Do zobaczenia!
A to zdjęcie ubiegłoroczne, na którym widać moje ulubione miejsce ? morze!

Marzec, temperatura powietrza 36 st. a wody – 25 st C

Fot. Barbara Adamczewska