Zgadnij co gotujemy? (27 seria B)
Zapowiadam znowu nagrodę wyjątkową. To przepiękna księga a właściwie album, pióra młodego zdolnego, wręcz wybitnego kucharza – Wojciecha Modesta Amaro. Dzieło zatytułowane jest „Kuchnia polska XXI wieku” a wydane przez oficynę Wilga .
Autor jest szefem kuchni restauracji Amber Room i jednocześnie prezesem Klubu Polskiej Rady Biznesu. Klub mieszczący się w Pałacyku Sobańskich przy Al. Ujazdowskich w Warszawie słynie z doskonałej kuchni. A nie każdy może tam jadać. A szkoda, bo warto. Dzięki tej książce można mieć przedsmak tego, co tam podają. I próbować iść tym tropem.
Oto dzisiejsza porcja pytań:
1 – Czy są ryby bez ości; wymień jedną lub dwie?
2 – Do czego służy agar i co to takiego?
3 – Co takiego jest obermus?
Proszę szybko łapać mysz w rękę i wysyłać dobre odpowiedzi na adres: internet@polityka.pl Kto pierwszy ten lepszy i książka Amaro będzie jego.
Komentarze
Co to jest obermus? Główny mus albo przełożony pozostałych musów, co na jedno wychodzi.
Jest jeszcze górka Obermoos w Szwajcarii, ale 977 m jak na Alpy Berneńskie to nie warto wspominać.
O, znowu się spóźniłam. Nie, żebym koniecznie chciała tę książkę zdobyć. Nie mam parcia na modne żywienie. Już kiedyś powiedziałam – Pyra jest talerzowo konserwatywna i prowincjonalna. I niech tak będzie; ktoś musi zostać na straży tradycji. Według nowych trendów niech gotują młodsi, a ja chętnie czasem skosztuję (pod warunkiem, że nie będą pstrzyli talerzy, jakby stado muszek tam spacerowało)
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
11aa kod dobry na poczatek. Ryby bez ości to filety pewnie. Jeszcze dodam rybę faszerowana – też bez ości.
Stanisławie,
Czy mam już składać gratulacje?
Wyjątkowo nie mogę się zgodzic z Pyrą. Na pewno Pyra stoi na straży wysokiej jakości kulinarnej. Tymczasem pewne nowe trendy przenikają nasze zwyczaje i jednak gotujemy inaczej niż 40 lat temu. Z pewnością używamy bardziej urozmaiconych przypraw i jemy ostrzej. I z pewnością Pyra też teraz przyrzadza te same potrawy ostrzej niż kiedyś. Dzieje się to niezauważalnie. Nie potrafię powiedzieć, kiedy zaczęło się mocniej przyprawiać, ale jakoś kojarzy mi się to z epoką Gierka. Wtedy otworzyliśmy się na świat, który już wczesniej tę drogę przebył.
Najpóźniej chyba na nowe trendy otworzyli się Niemcy z NRD, gdzie jadano czasem niby ostro, ale cała ostrość bazowała na przyprawie maggi dla mnie zupełnie niestrawnej.
Pstrzenie talerzy stało się modą dość powszechnie obowiązującą, ale znam restauracje wolne od tej maniery. O ile duży talerz głównego dania jest upstrzony pyłem pietruszkowym, jestem spokojny i znoszę to. Jednak talerz z deserem wypaćkany w linie z czekolady i karmelu budzą żal z powodu marnotrawienia dobrych rzeczy. Abstrahuję tu całkowicie od spraw estetyki.
Zapomniałem, że u nas też jadano ostro. Ostrość polegała na laniu do potrawy octu spirytusowego. Do dzisiaj niektóre bary podają barszcz czerwony ze sporym dodatkiem octu zamiast kwasu burakowego.
Ewo, chyba nie. Nie znam ryb bez ości poza filetami i rybą faszerowaną, a nie o taką odpowiedź chyba chodziło. Znam parę takich, z których ości bardzo łatwo usunąć. Są jeszcze ryby w konserwach, które też ości nie mają. Węgorz może być uznany za rybę bez ości, ale ichtiolodzy natychmiast zaprotestują.
Oczywiście, Stanisławie, gotujemy inaczej niż lata temu, ale mnie chodzi o coś innego – o wypracowany w danej kuchni narodowej tradycyjny smak, czy zestaw podstawowych produktów, które możemy wzbogacać, ale próby zastąpienia ich czymś, co powstało w zupełnie innych warunkach klimatycznych czy kulturowych uważam za absurdalne. Kiedy ktoś próbuje np w Tokio zażądać schaboszczaka z kapustą, to może go i dostanie, ale kudy mu tam do smaku np z Mławy. Podobnie w Warszawie nawet w knajpce meksykańskiej nie da się uzyskać takich samych efektów enchilady, jak w byle jakiej garkuchni tam, na miejscu.
A wędkarze mówią,że nie ma ryby bez ości i człowieka bez złości !
To wygląda na to,że nie mają racji ?
Życzę dnia bez złości i smacznych ryb bez ości 🙂
Danuśka, o ile pamiętam, ryby dzielą się na kostno-szkieletowe (te ości) i chrzęstno-szkieletowe (starsze genetycznie) i te mają inne właściwości, a bywają naprawdę duże (np rekiny).
Dzień dobry, rekiny o minach niewinniątek 😉
Nie dosyć, że zaspałam, to jeszcze obudził mnie telefon i musiałam gadać pół godziny, a teraz to już po obermusie 🙁
Skleroza, sam hodowałem ryby bez ości w akwarium, np. skalary.
Na pewno szybki rozwój restauracji egzotycznych jest pozbawiony sensu, choć jest faktem. Nie byłem w Chinach ani Indiach, ale osoby, które były, twierdzą, że nijak się kuchnie tamtych krajów przeszczepione na nasz grunt nie mają do oryginałów. Wierzę, bo to samo moge powiedzieć o kuchni arabskiej. Francuskiej w trochę mniejszym stopniu, bo parę restauracji w Polsce potrafi. Włoskie potrafią być bardzo dobre, ale też to czy owo z konieczności robia inaczej. Z tym wszystkim się zgadzam. Ale w kuchni domowej np. praktycznie zrezygnowaliśmy z tradycyjnej kaczki z jabłkami na rzecz kaczych biustów w pomarańczach. Również francuskie ciasto czekoladowe stało się stałym gościem na naszym stole. Ale to wynik kilkuletniego przebywania córeczki we Francji i częstych tam wizyt Ukochanej.
Ogólnie się z Pyrą zgadzam po dokonanym przez Nią uzupełnieniu.
Wiedziałem, że coś takiego, jak ryby czrzęstno-szkieletowe bez ości, istniało, ale nie pamiętałem, że to rekiny i płaszczki. Kojarzyło mi się błędnie, że to ryby wymarłe. A one mają się dobrze.
Flądry, żabnica, halibut…
Mmm…
Jadłam pyszną flądrę w Piaskach… Ości nie pamiętam ale szkielet i owszem.
Był listonosz. Przyniósł niewielki, płaski karton, a w nim czarne eleganckie pudełko ze złotym napisem „PostFinance Collection de Truffes” 😯
W środku 300 g trufli czekoladowych firmy Confisserie Spruengli Tradition seit 1836 😎 i karteczka, że to prezent od banku pocztowego, bo taki mieli wspaniały rok m.in. dzięki nam i pewnie wielu tysiącom klientów ratujących swoje pieniądze ze szponów United Bandits of Switzerland 👿
Kiedyś pt Blogowisko tłumaczyło dla psiapsiółki młodych Pyr tytuł jej pracy licencjackiej na j. niemiecki i j. angielski. Minęły dwa lata i delikwentka napisała magisterkę. Prosi o to samo – czyli podanie tego tytułu w j. angielskim i niemieckim
„Czynniki emocjonalne w działalności politycznej. Zanalizowanie sytuacji w kampanii wyborczej 2005r”
Dziędobry na rubieży.
Szkielet czyli kościec moralny trzeba mieć, prawda. Nie wiem, czy dotyczy to ryby. Czy ryby, które za życia zachowywały się przyzwoicie są smaczniejsze?
Któż mi odpowie, ach, któż?
🙄
Czy może zimne dranie nadają się na galaretkę?
🙄
Tylko kawa może nas uratować.
🙄
na temat lub nie …
http://wyborcza.pl/1,99149,7621946,Zycie_bez_miesa_to_nie_zycie.html
Pyro, po angielsku:
?Emotional factors in Political Affairs. An analysis of the election campaign of 2005?
Serdecznosci dla Blogu
Nie użyję określenia „arogancki dupek”, bo ostatnio staram się być łagodną staruszką (55+5). Jednakowoż protekcjonalność, z jaką ten zadowolony z siebie młodzian mówi o starszych ludziach, jest obrzydliwa. Nawet jeśli ma rację, bo mu tak wyszło z badań, na które zapewne poszło sporo forsy.
👿
Mam na myśli faceta z przytoczonego przez Jolinka wywiadu
Mario – dziękuję w imieniu Oli W. Teraz poczekam, aż ktoś z germanistów pojawi się na blogu.
Nisiu – od kilku lat mam kontakt z rozlicznymi badaniami socjo i pokrewnymi i to na różnych poziomach tworzenia ankiet i opracowywania wyników. Moje skromne zdanie profanki : fda się przeprowadzić dowód każdej założonej tezy; jak w cytowanym często powiedzeniu, że jest kłamstwo, wielkie kłamstwo i statystyka.
Pyra słusznie pisała o schabowym, jakiego jada się u nas. W samej rzeczy smaży się go z obu stron. I co w tym złego? Można modyfikoweać różnie, ale czasem chce się zjeść właśnie naszego tradycyjnego schaboszczaka. Czynnik emocjonalny każe mi się oburzyć na wrogów schabowego.
Pyro,
Emotionalfaktoren in politischer Arbeit. Situationsanalyse der Wahlkampagne 2005
Nie jestem ale pewien, czy ona pod: zanalizowanie – nie podlozyla jakies glebsze tresci i czy zwykla analiza by jej nie wystarczyla.
Milego dnia wszystkim
pepegor
Faktycznie sam się zastanawiałem, jaka przyczyna kazała analizę zastąpić zanalizowaniem. Zastanawiałem się też, czy zamiast Affairs nie dać Activities, ale nie wiem, czy bardziej tam chodzi o działalność polityczną zbiorową czy też indywidualną. Ale to rozszczepianie włosa na 8.
Pepegor – to już mogę panią odesłać do dalszych zajęć. Dzięki
Panowie – nasza studentka twierdzi, że taki tytuł napisał jej Profesor, a mówiąc prawdę – pokreślił i podopisywał na jej propozycji i wyszło, jak wyżej.
Teraz mi trochę głupio, bo jednak wyszłam na tę wściekłą staruszkę. Ale cóż, kiedy adrenalinę mi podnosi takie gadanie, że „życie bez mięsa to nie życie” – znam, kurczę, starszych ludzi-wegetarian. Ględzenie o peerelowskiej kulturze żywienia to też jakiś dziwoląg. Wbrew przekonaniu młodych gniewnych, PRL nie był obozem koncentracyjnym i ludzie nie byli sprowadzeni do roli bezwolnych kukiełek. Większość żyła normalnie, w ramach warunków, jakie były. To przeciwstawianie starszych „nowoczesnemu społeczeństwu” też zamula prawdziwy obraz. Mnóstwo tzw. starych pierników (mówię to z miłością – do pierników i do starszych ludzi!) ma głowę na normalnym miejscu i zauważa zmiany, a także dostosowuje się do nich.
„Starsi zupełnie nie rozumieją, jak można kupować dania na tacce”. A może jednak rozumieją, tylko pamiętając smaki dzieciństwa, nie przepadają za urokiem plastykowego żarcia podgrzanego w mikrowelce.
„Dyskont, bazarek i sklep osiedlowy – tam Polak 55+ czuje się jak ryba w wodzie”. Jasne. Do delikatesów nie chodzą, bo się nie można potargować.
Reklama do nich nie trafia. Choć nie zawsze: „świetnie odebrane zostały kampanie Actimela czy Activii – udowodniły starszym, że w ukochanym nabiale może być jeszcze więcej zdrowia”. No to co właściwie jest ukochane – schabowy, smalec, czy nabiał? A twierdzenie, że reklama może cokolwiek udowodnić, jest pocieszne. Reklama może najwyżej zachęcić do kupienia. Gadanina typu „jedyne w świecie bakterie acti-regularis” jest bełkotem. Owszem, sporo ludzi nabiera się na bełkot. Może i te jogurty są zdrowe – ale przecież reklama tego nie udowadnia.
„Mniej niż młodszych interesują ich słodycze, muesli, cola i kawa rozpuszczalna. Nie szaleją za słonymi przekąskami. Orzeszki? Łeee, kanapka lepsza”.
Łeee.
No właśnie. Łeeee.
Najlepszy komentarz:
„Czego się nie zrobi, żeby obrzydzić warzywka, bazarek i nieprzetworzone żarcie, kojarząc to uparcie i na siłę ze „starością” (55+ to już pora kupować trumnę, tak?) i PRL-owskimi nawykami żywieniowymi.”
Nieznośny protekcjonalny ton 30-letnich (?) arogantów 🙄
… autorów wywiadu, rzecz jasna.
Nisiu,
Nijak nie wyszłaś na wściekłą staruszkę. Nikt nie lubi być traktowany protekcjonalnie i po prostu wyraziłaś swoją dezaprobatę.
Ja myślę, że ta arogancja tu niewiele ma wspólnego z wiekiem, a więcej z należeniem do kasty marnotrawców i półproduktowców 😉
Blogu, ja Cię ajlowju, jak powiadają moi małoletni kolesie!
A teraz sobie gdzieś pojadę. U mnie za oknem piękne słonko, a przyjaciele znad morza meldują, że tam paskudnie, mgła i zimno. Jadę to zobaczyć, jakąś rybkę może w smażalni u rybaków wciągnę, powietrzem pooddycham, kataru większego dostanę, lalala, życie jest piękne jak nie wiem co.
😆
Pare lat temu w NIE byl artykul o takich jak ja. Z punktu widzenia branzy reklamowej nie mozna z takimi typami niczego zaczac. Zapomnialem niestety pod jakim epitetem sie wtedy znalazlem, smutas, czy cos podobnego.
Faktycznie, z tych 90 min, kiedy mam wlaczona polska stacje TV oblewany jestem chyba przez 30 min spotami reklamowymi i co? I nic! Nie pamietam ani jednego produktu. Pamietam czasem jakas melodyjke, jakas zabawna scene moze, cala mase rzeczy od ktorych mnie wprost odrzuca, ale zadnego produktu nie pamietam. Wychodzi na to, ze dla takich jak ja cala ta reklama, to po prostu pieniadze rzucone w bloto.
Pepegor,
do wyżej wzmiankowanego wieku brakuje mi jakieś 20 lat, a pomimo tego na widok reklam przełączam kanał albo wyłączam odbiornik.
I wcale nie czuję się smutasem.
Witam,
No coz, jeszcze jeden dufny bucwal, tylko szkoda, ze na to forsa leci. A swoja droga, niech to on kocha swoje „plastykowe” jedzonka, wiecej dobrego dla nas zostanie 🙂
Pepegor,
ale takie jajeczka byś kupił? 😉
No dobrze, kupilbym!
Pozdrowienia,
ups, przez pomylke wpislam sie pod nickiem Kocica (jedna z moich postaci w wow) i mnie zawiesilo w poczekalni 🙂
Dzisiaj juz drugi dzien wyglada sloneczko, od razu zycie jest radosniejsze, jedzonko lepiej smakuje i zyczliwosc do swiata tez wieksza, wiec mozna spokojnie zignorowac takiego ” aroganckego dupka „. Musze leciec, bo praca piszczy.
Witam Blogowisko 😀 Chodziłam sobie przez ostatnie słoneczne dni, po okolicach bliższych i dalszych. Zauważyłam, że wróciły wróbelki (choć malutko) i inne ptaszki, których nie rozpoznam, bo poza gołębiami, srokami, gawronami a nawet wronami, nie mówiąc już o wróblach, żadne nie chciały mi się (niestety) przedstawić „po nazwisku”. 😉
Chciałam też zrobić porządki wiosenne na półkach z książkami i ….. oczywiście wtopiłam w nie. Postanowiłam sobie przypomnieć książki Melchiora Wańkowicza i już na nic innego nie starczyło czasu. A tu się tyyyle działo. 🙄
Nemo, ja bym i tę kurkę i te jajka zjadła. 🙁
Zgago,
takie kurki, dwie, pamiętam z dzieciństwa. To była wówczas rzadko spotykana rasa sussex, jaja dostaliśmy od kogoś, ale wykluły się tylko dwa kurczątka i kwoka zdegustowana nikłą liczbą potomstwa porzuciła je tuż po ich przyjściu na świat 🙁 Zostały jednak przygarnięte przez czarnego kosmatego psa (podobnego do Bobika), przytuliły się po prostu do jego ciepłego brzucha, a on się do tego przyzwyczaił 🙂 Kiedy podrosły to chodziły na wpół łyse, z takim oddaniem je wylizywał 😯 Wyrosły z nich piękne kury przyzwyczajone do głaskania i pieszczot 😉
Ja także czytałam wczorajszy artykuł w „Wyborczej ” na temat nawyków żywieniowych i mam podobne odczucia do Waszych . Ciekawe ,że młodzi ludzie w naszej rodzinie bardzo lubią pierogi ,gołąbki ,kaczkę pieczoną z jabłkami i inne pracochłonne potrawy. Sami ich nie przygotowują z braku czasu i doświadczenia ,ale jedzą ,chwalą i jeszcze do domu sobie zabierają .
Zgago ,a skąd te wróble miały wrócić .One przebywają w swoich stałych rejonach .Muszą mieć gęste krzewy ,a najlepiej żywopłoty,gdzie mogą się chować . Nie lubią otwartych przestrzeni .
Żabo, Szanta jest piękna, szepnij, proszę, źrebiątku na ucho, że życzę jej zdrowia. 😀
Drzwi są rewelacyjne, gratuluję. 😀
Dziś sobie zrobiłam na obiad kluski na parze, polane słodkim sosem z jagodami. Nie pomyślałam wcześniej, że mam dziś zebranie wspólnoty i teraz co 10 min. ganiam do łazienki, myć zęby. 😯
Tak przy okazji, wiadomo komu mamy gratulować dzisiejszej nagrody?
Z „taką pewną nieśmiałością” zapytuję…
Dzien dobry Szampanstwu!
Odbijamy z Maratonu. Cesarska, wiatry jak trza, grot ustawiony, bujamy sie w strone Key West.
Na sniadanie tradycyjna owsianka, nawet ja sie przyzwyczajam. Pozdrowienia od Zalogi!
Krystyno, one właśnie w żywopłocie mają zwykle swój „sejmik”, tylko jak były silne mrozy, to chyba poleciały gdzieś się schować. Ten żywopłot odgradza „przyblokowy” mini ogródek i nie jest żadnym innym blokiem osłonięty od wiatru a tam gwiżdże, jak …. w Alejach Jerozolimskich w Stolicy.
Moje dzieci też jak przyjeżdżają, to zawsze wołają; mamo a będzie kaczka z jabłkami, polskie kluchy i kapusta kiszona ?
Nemo, ja kurki wolno biegające i ich jajka też pamiętam z dzieciństwa i wczesnej młodości, pewnie dlatego mi żal ich smaku.
Opowieść o pisklątkach i piesku, jest rozbrajająca.
Alicjo, to życzę Wam pomyślnych wiatrów i wesołej zabawy. Zdjęcia są fantastyczne i „naukowe”, zawsze myślałam, że krewetki gotuje się tak samo jak raki. 😯 To ja jednak wolę te już zamrożone. 😉
Ewo, może Gospodarz jeszcze nie dotarł do komputera, szykuje się przecież do wyprawy podwodnej i naturalnego ciepła (a nie z kaloryferów, pieców, kominków).
No właśnie a kiedy Gospodarzostwo wylatują ? Kiedy będziemy „toaścić” za udany urlop ? 😆
Aaaa…. to zmienia postać rzeczy….
Alicja tutaj.
Mniej wiecej 4 w skali Beauforta, gnamy mniej wiecej z szybkoscia siedmiu wezlow, pracuje „gupi” Jozek, czyli autopilot.
Fala prawdziwie oceaniczna, waly takie, ze hej, kladzie nas czasami niezle, ale jak sie ma 6 ton balastu, to nam zwisa.
Raz chmury, raz slonce – robie zdjecia, ale nie wrzucam ich na komputer, bo jest ich za duzo, jakas selekcja by sie przydala, cykam tego przynajmniej 10 razy tyle, co cichal.
Zgago,
dziekujemy za zyczenia. Krewetki moga byc mrozone, ale swieze to taka roznica, jak miedzy swiezo zlowiona ryba, a mrozona. technika polega na ukreceniu lba (doslownie!), a potem trzeba zastosowac ten wihajster, ktorego nazwy nie znamy i usunac skorupke. Glowna niedogodnosc – ta skorupka ma dosc ostre brzegi.
Przepraszam za opóźnienie w podaniu zwycięzcy. Usprawiedliwieniem jest podróż na wieś. Ale już jesteśmy w domu. A tu odpowiedzi multum. Pierwsza i to prawidłowa przyszła zza oceanu. Nowy jest więc właścicielem pięknej książki Amaro. Gratulacje.
Odpowiedzi są zaś następujące:
1 – Węgorz, żabnica, miętus;
2 – Ekstrakt z alg z Oceanu Indyjskiego o właściwościach żelatyny;
3 – Ciasto z tarych migdałów z winem, cukrem, cynamonem w kształcie obwarzanków, bardzo popularne w XVIII i XIX w.
Kolejna zagadka za tydzień. A odpowiedzi za dwa tygodnie.
nikt nie lubi być taki jaki jest statystyczny człowiek … a tym bardziej tu, kiedy wszyscy są unikatowi …:D
Nowy gratulacje … 🙂
Nowy zarwał noc, ale się opłaciło 😀 Gratulacje!
A jeśli idzie o szczegóły to wylatujemy w najbliższy piątek raniutko a wracamy w następny piątek wieczorem. Nie porzucam blogu jednak całkowicie. Już ustawiłem na każdy dzień teksty, które będą wyskakiwać z puszki. I tylko rozwiązanie quizu opóźni się.
Nowy – gratulacje podwójne (zakupy zrobiłeś rewelacyjne i za rewelacyjną sumę) a i książka śliczna
Nowy, gratulacje a ja stawiałam na minogi – daj mi nogi, daj mi nogi…
Żabo – minóg ponoć nie jest rybą, tylko jakimś krągłoustym. Ki diabeł?
Nowoczesność i tradycja
Mc Drive 😉
No, tak. Pyro, ale sprzedawali je w Centrali Rybnej, a poza tym niezbadane są meandry jakimi podąża myśl Gospodarza. Czasem drąży a czasem gna na skróty. Bo czy ości to są tylko ości a kręgosłup kostny się do ości nie zalicza? Tak sobie pomyślałam, że jak to są jakieś super dania w super kuchni, to może pod wódeczkę dają minogi? A czy minóg jest rybą w pełnym słowa tego znaczeniu, czy formą wcześniejszą, to zależy od punktu widzenia. Śledź też nie ryba, tylko zakąska, a w occie ości też nie ma, bo się rozpuściły. I co?
Nemo, mam w „Country” takie zdjęcie jak zaprzęg czterech belgijskich koni w lejc podjeżdża w USA pod Mc Drive. Jak drive, to drive.
Dzisiaj wyjęłam ze skrzynki pocztowej szarą kopertę, a w niej silikonowa forma do magdalenek! Alino, dzięki wielkie! Wielką mi przyjemność sprawiłaś!!!!
Żabo – czy ten minóg to bardziej ryba, czy robak? Nie wygłupiam się -nie wiem? Czy on już strunowiec i czy więcej jest takich stworzeń?
Żabo-czy z TEJ skrzynki zjazdowej ?
Pyro- ani chybi na wielkanocne śniadanie Żaba upiecze magdalenki 🙂
A zajadając je wzniesiecie toast za Alinę ! I to będzie Wielkanoc
polsko -francuska !
Nemo- Twój Mc Drive rewelacyjny !
Za moich lat mlodzienczych, czas przeszly dokonany, spiewalo sie tak:
….”daj mi noge, daj mi noge, daj mi noge,
ja ci nogi ja ci nogi dac nie moge,
bo mi mama, bo mi mama powiedziala,
zebym nogi, zebym nogi nie dawala”…
Po ilus tam latach kiedy chodzilo sie w akademiku na potancówki czyli tarlo,
tekst ulegl zmianie.
….”ja ci nogi, ja ci nogi dac nie moge,
bo nia tupie, bo nia tupie o podloge”
Jaki jest dzisiaj aktualny tekst? Chyba tak:
….”do jedzenia daj minoge, daj minoge”….
Zmienily sie czasy i obyczaje oraz pisownia
Pan Lulek
Dzień dobry Wszystkim,
dawno się tak nie cieszyłem!
Dziękuję za gratulacje, a Gospodarzowi za nagrodę.
Tutaj wiosna, ciepło, 15 – 18 stopni i słońce. Wszystko natychmiast się ożywia, ja też. I do tego wiadomość o wygranej. Od razu świat wygląda bardziej kolorowy.
Do później, muszę wracać do swoich obowiązków.
Nowy- to ciesz się blogowo i wiosennie, my cieszymy się
razem z Tobą. A z tymi obowiązkami,to nie przesadzaj !
Pyro, tu jest dużo i dokładnie o minogach. To są ryby.
http://www.wcwi.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=271&Itemid=50
Pyro, i jeszcze tutaj
http://pl.wikipedia.org/wiki/Minogi
Jak by nie było ości nie mają 🙂
Nisiu,
odpuść panu „arogantowi”, okaż mu raczej współczucie. Nie, nie kpię sobie. Codzienna praca na uczelni pokazuje, jakimi ofiarami ilościowego wzrostu „poziomu edukacji” są ci młodzi ludzie. Nie ma się co na nich złościć, im cierpliwie trzeba tłumaczyć.
No, nie! Żeby kod tak do mnie mówił: 1dd1, to już jest impertynencja :devil:
: devil :
Rybk,i to sobie zaplanowalam na jutro.Dzisiaj byly sznycelki w panierze z utartym, zoltym serem.
Jednak „chodza” za mna juz od dluzszego czasu eklerki.Gdzies mi sie przepis zapodzial,a u Gospodarza nie znalazlam 🙁
Moze ktos z Was ma takowy pod reka????
Klaniam sie z Krainy Wiatrakow,badzo ostatnio slonecznej 😉
Ana – jutro Ci przepis nastukam.
Na razie znalazłam prześliczne zdanie w „Opowieściach” Jerzego Urbana. „Od dawna przeglądam się w lustrze z zamkniętymi oczami, bowiem jestem estetą”
Jak myślicie, czy red. J.U. pozwoli mi sobie przywłaszczyć to zdanie?
Po tym, co przed godziną widziałam, odpuszczam wszystkim arogantom, zupełnie jak Salieri miernotom…
Odpuściłam sobie rybkę i nie dojechałam do samego morza, tylko mnie zboczyło na wyspę Karsibór, do przyjaciół, którzy mieszkają nad Kanałem Piastowskim, co łączy Zalew z morzem. Tam już jest las , jedzie się wzdłuż kanału trzy kilometry, obok nas kra zapiernicza do morza – często są statki, ale dziś nie było – a przyjaciołom te statki płyną dosłownie przez podwyrek. Pije się kawkę w salonie, a tu nagle okno wypełnia się statkiem. Naleśniczki zjadłam u nich wyborne, z kapuchą i grzybkami. Zachodzik obejrzałam przez to okno: wszystko w kolorystyce stalowej, tylko czerwona droga na wodzie pokrytej krą i słoneczko czerwone. O szarówce zaczęłam wracać tą drogą nad kanałem (autko miało niezły survival – roztopy jak u Szyszkina na obrazku). Najpierw przeleciało mi pięć metrów nad głową stado dzikich gęsi. Potem przebiegła przez drogę sarna. A potem – wyobraźcie to sobie: kolorystyka szarostalowa, las, woda, kra płynie a nad wodą stoi sarenka jak przymurowana. Na tle tej wody. I tej kry płynącej. Stanęłam ostrożnie, bo chciałam zrobić zdjęcie, ale zwiała.
Jestem teraz staruszką łagodną i afirmatywną.
W dodatku od piesków dostałam buzi.
😎
Cos nie zagralo. Mój komp zachowuje sie na ogól poprawnie ale czasami wyprawia kawaly. Dzisiaj usilowalem wyslac kilka wiadomosci do UK i HU i pokazal mi fige z makiem.
Zeby tylko nad Morzem Czerwonym nie próbowaly rekiny pokosztowac Gospodarzostwa. Moi przyjaciele pokazywali mi kiedys wlasnorecznie nakrecony film z rekinami. Trzeba zabierac za soba pod wode gruby kij i nie wpadac w panike. Najlepszym jest podobno radziecki demokratyzator. Oryginal w moim posiadaniu. Zatem za piekny urlop a dla nas dobre konserwy z internetowych puszek.
Toast !
Pan Lulek
Pyro- wielkie dzieki.Uzbrajam sie w cierpliwosc 🙂
Zdanie J.U -ja juz przywlaszczylam 😉
Idkryć c.d. – „Flirt” gra towarzyska dla młodzierezy i dorosłych – 3 egz.
Ciut szatańsko mi się kodzik kończy : 4166
Za zdrowie Męża Aliny, Gospodarzostwa, jachtowych blogowiczów, wszystkich pozostałych Blogowiczów i małej Szanty.
Pyro, Ano, ja też kilka lat temu nie mogłam patrzeć na swoje odbicie w lustrze, ale mi przeszło, gdy Osobisty mojej Starszej, robił zdjęcia ….. o rety, to ja jednak w lustrze wyglądam ciut lepiej. I pomyśleć, że dziecięciem kilku a także nastoletnim będąc, słyszałam jak to jestem fotogeniczna. 😆
Zupełnie jak w przyśpiewce : „Ach mój miły Augustynie, wszystko minie, wszystko minie”. Tylko tyle pamiętam.
Był jeszcze taki wariant:
O du lieber Augustin,
co mo ślipia jak bursztyn…
😎
Piosenka, którą złośliwie śpiewała rodzina przy stole imieninowym (Meine liebe Augustyn) Dziadek ponoc tracił humor i apetyt.
Zgago- jesteś niezmordowana we wznoszeniu wszystkich
potrzebnych i stosownych toastów.Panalulkowe zaś życzenia to
inna para kaloszy – dla mnie brzmią odlotowo i z ułańską fantazją !
Zgago,Panie Lulku- tak trzymać !
Dzisiaj została uroczyście,toastowo właśnie, zdegustowana
wisząca cytrynówka. Myślę,że bez wstydu będzie można ją
podać do deserów na mini zjeździe 16 marca.
Danuśka, a zostawisz kilka kropelek w „lekarstwowej” buteleczce na skosztowanie w maju ?
Nisiu, 😆
Pyro, a to był „straszny dziadunio” ?
Bardzo dobrze mi zrobiło to kilkudniowe słońce, bo mam po raz pierwszy, od miesięcy, kolację jak należy. A jak kolorowo na moim talerzu; oprócz kromek z wędzoną pasztetową, słodkie pomidorki koktajlowe i oliwki z czosnkiem, mniam, mniam.
To był mój śląski Dziadek – Augustyn. A rodzina była złośliwa, bo o ile wiem, jedna ze zwrotek pytała „August, gdzie są Twoje piękne włosy”, tymczasem Dziadek całe życie co sobotę golił głowę na ). Nawet żona nigdy w życiu jego włosów nie widziała i wszyscy cichutko plotkowali, że August widać rudy i dlatego… Coś z tym rudzielcem chyba było na rzeczy, bo jeden z moich kuzynów był rudy i dopiero w wieku pokwitania pociemniał do kasztana, a i moje, ciemne bardzo włosy na skrętach i w słońcu miały taki złocisty poblask. Dziadek nie był groźny za mojej pamięci, był dostojny.
Nisiu,
taki landszafcik może usposobić przyjaźnie do świata 🙂
Danuśka,
już mam apetyt na tę cytrynówkę 🙂
Pyro, 😆 to znaczy, że rodzince chodziło przede wszystkim o to, żeby dziadek nie miał apetytu i więcej dobroci, zostało dla nich. 😉 😉
A informuję, że anten na naszym bloku nie będzie. A z tego co widzę, to Spółdzielnia też ich nie chce i ptaszki mogą sobie nadal budować gniazda. 😀 I tak trzymać. W końcu niech sobie wybudują maszt koło autostrady, tam jest tylko salon samochodowy, las wytrzebiony, to przynajmniej wszyscy będą się czuć bezpiecznie.
Zgago- jeżeli Koleżeństwo nie wydudli całej cytrynówki
w najbliższy wtorek,to oczywiście będzie do skosztowania
również w maju 🙂
:
:
:
Zgago – oczywiście,że zostawię !
Witam, pichcilismy caly dzien i wypichcilismy i wydrukowalismy juz zaproszenia, chwale sie…
http://picasaweb.google.com/dorotadaga/Einladung#5447097189087619378
Dorotol, GRATULUJĘ !!
Nie znam, jak wiesz, obcych języków ale domyślam się, że to zaproszenie na spotkanie, gdzie będziesz opowiadała historię tej rodziny. Jeśli dobrze się domyślam, to na takie spotkania, mogłabym chodzić codziennie.
Jeszcze raz szczere i serdeczne gratulacje !!!!!!
Bardzo przyzwoita robota, Dorotolu i zdjęcia naszego Nawiedzonego też piękne. Gdzie ta wystawa? Kto robi propagandę czy inną informację? Jak media? Pogoniłaś naszego attache kulturalnego? Same pytania…
Wielu , wielu gości Dorotko, dobrych recenzji, przyzwoitych, życzliwych reakcji. Kiedy toastować > prosimy o dokładne namiary i o sprawozdanie też.
Eleganckie i stylowe zaproszenie, aż się chce skorzystać 🙂
pichcenie bardzo udane … 🙂
Zdjecia to dopiero beda na wystawie, zaczynamy od Poli Negri, ktora tutaj na poczatku mieszkala w izdebce. gdzie marzla i glodowala aby wieczorem polaczyc sie z bohema w Cafe des Westens na Ku´dammie, gdze wszyscy pili i jedli na kredyt dyskutujac do rana, potem bedzie biedne dziecko Gotzkowsky, ktory zalozyl Krolewsko- Pruska Manufakture Porcelany, potem beda Andrzejewscy i Kowalscy, po nich Bund – Zwiazek Polakow w Niemczech, polscy przedsieborcy, Bolko Klimek – polski berlinczyk z przed wojny, zywotny i opowiadajacy interesujaco, i normalni ludzie jak polski listonosz i panie prowadzace najlepsze przedszkole w dzielnicy, literaci, historycy itd.
to dopiero 20-go marca o 19-tej
dorotolu, szczerze podziwiam 😀
No, to i ja już wysłałam Jotce końcówkę wypracowania domowego.
Jotko, cieszysz się 😉
Dorotol, już zanotowałam, „będziem trzymać”. 😀
Zapomniałabym; Nowy gratuluję wygranej. 😀
haneczko to wszystko technika i multimedia plus dobre podkladki,
Nowz dotarlo ale sie jeszcze nie podlaczylam i gratuluje wygranej!
Dorotko-Stokrotko, bardzo pięknie.
Czy znasz może polską dziennikarkę Donatę? Nie wiem, jak się teraz nazywa, ale polskich Donat w Berlinie za dużo nie ma chyba.
Kiedyś była w Berlinie Zdzisława Donat i wszyscy ją kochali, ale to nie ta. Ta jest o połowę młodsza i nie umie śpiewać.
Nie nie znam, znam tylko pania Bartczak, byla korespondentke TV a do reszty to nie wiem czy sie przyznawac
Na wszelki wypadek, oczywiście, nie! 😎
Nisiu to nie arogancja i nie na wszelki wypadek, te postacie, ktore tu „przerobilam” to „une” na wszelki wypadek, „co by im czegos nie podebrac”, chyba sama wiesz jak to jest…
Dobre rzeczy robisz, Dorotolu 😀
Ja sobie żarcikuję niewinnie. Ta sarenka, ten zachodzik, robotę odwaliłam potężną, a teraz – hahaha!!! – smażę smalec. Słoninka i boczunio-malyna. Napchałabym tam jeszcze różności, niestety, dziecko nie lubi. Maryjanek i jabcio, oczywiście, aż się proszą, ale cóż… Gdybyście widzieli wielkość oczek moich psic, kiedy kroiłam (nie poszłam na łatwiznę, nie użyłam maszynki, pokroiłam całe cholerstwo w kosteczkę!)…
😆
A mam jeszcze dwa słoiki najlepszych ogórków na świecie – pięć słoików dostałam w zamian za tapczan narożnikowy, bardzo porządny, sprezentowany zaprzyjaźnionemu rodzinnemu domowi dziecka. Mama Agnieszka takie ogórki robi, że palce lizać… a ta kwaśniczka! Nie tylko na kaca, ale dla mnie-astmatyczki, której wiecznie pić cię chce po lekach zjadanych na kila i jeszcze psikanych! 😆
dorotolu, Ty mi tu techniką, multimediami i podkładkami nie ściemniaj, Ciebie podziwiam. Rozróżniam co początek, co koniec 😉
Nowy, gratulacje 😀 . Będziesz miał co prezentować na nowych nabytkach 😀
To znaczy dla mnie, ze 20 marca bede w Berlinie i bede bral udzial!
Nowy,
serdeczne gratulacje!
A poza tym: Ryba bez osci /absolutnie/ to lancetnik – cordata.
dobrej jeszcze nocy,
pepegor
Stanisławie, kilka dni temu namoczyłam dwie torebki rzeżuchy, a wczoraj „wysiałam” ją na grządkę, czyli na styropianową tackę wyłożoną watą. Dzisiaj wygląda, ze wszystkie nasionka kiełkują. Będę sprawozdawać jak rośnie, bo też ostatnio miałam z nią kłopoty, rosła bez przekonania i byle jak, tak że w końcu kupowałam gotową zieleninę w sklepie – wstyd i hańba po prostu!
Żabo 🙂
Jakbyśmy się umówiły ;). Ja właśnie dzisiaj wysiałam rzeżuchę – ale bez wcześniejszego moczenia. Nie wiem, może trochę za rzadko, bo na talerzyk zużyłam tylko pół torebki, ale nie mam doświadczenia w temacie. Zobaczymy co będzie za kilka dni.
O, wszyscy zaraz sie udawaja w Morfeusza, a mysmy przybili juz z poltory (nie poprawiac!) godziny do Key West.
Chlopaki zrzucaja dinghy, bo jutro bedziemy na lad, podbjacte tam.
Jestem podrapana, posiniaczona, a jutro najnowsze siniaki sie pokaza, bo jak sie nie potlucze, to sie nie nauczy, a po raz pierwszy w zyciu zeglowalam przez prawdziwe atlantyckie fale, i nie byly one bynajmniej lagodne.
Rozbujane takie, ze hej. Nie ruszalam sie z kokpitu na burty, bo nie byloby to bezpieczne dla takiego neptyka jak ja. Ale troche opanowalam, trza sie zaprzec i oprzec w momentach, przyulic serdecznie do sciany w roznych miejscach mesy . A lapac sie relingu i w ogole uwazac na sie!
Zdaje mi sie,ze udamy sie na zaciesnianie wiezi miedzyludzkich. Nie myslta sobie, ze zeglowanie to taka prosta sprawa!
Ahoj tam na pływadle!
Dobranoc!
Jeszcze raz wszystkim dziękuję za gratulacje.
Haneczko,
oczywiście coś przyrządzę i zrobię foto. Może kucharzenie to mój następny zawód? 😉 Przynajmniej trudności finansowe skończyłyby się raz na zawsze (w tej okolicy to jeden z najbardziej poszukiwanych i najlepiej opłacanych zawodów). 🙂
Załodze przyjemnych chwil w Key West!
Ahoj Nowy. Ciesze się, że godnie bronisz honoru po tej stronie Wody., Gratuluję
Dzień dobry … za 10 dni kalendarzowa wiosna … za oknem minus 8 i słoneczko … pod oknem piłują gałęzie drzew …
Witam, wiosna prznajmniej w obiektwie
http://fotoforum.gazeta.pl/zdjecie/2187133,2,4,krokus.html
opóźnienie trzeba zanotować … 😉
Słońce, mrozik, piesek śpi i wcale jeszcze nie naprasza się o wyjście – o właśnie wszedł do mojego pokoju. Czeka pewnie na Młodszą, która wybyła zbadać sobie to i owo. A wiecie, jakie napisy są na poznańskich pojemnikach na psie odchody? Otóż na pomarańczowym tle jest sylwetka piesa i napis „kejter też poznaniak” Bardzo mi się to podoba.
Porządkowanie księgozbioru to robota niezwykle absorbująca ( tu mordka z prymrużonym okiem). Kiedy ja kupiłam tego Urbana? Wyszedł w 1990 to i pewno wtedy, a dlaczego czytałam dopiero teraz? Książczyna malutka (a-5) broszurowa, mieści 5 opowiadań raczej nie dla dzieci, chociaż nieporównanie przyzwoitszych od prozy współczesnej, a śmiałam się od pierwszej do ostatniej strony. Na tylnej okładce autor kokieteryjnie wylicza skąd go kolejno wyrzucano. Jak ktoś potrzebuje poczytać „na doła”, to niech przeczyta „Opowieści” J.Urbana
Zima idzie . Włochy zasypane, w Austrii nie lepiej. U mnie na trawniku metrowa górka starego śniegu nie chce się rozpuścić. Idę kupić łopatę bo starą połamałem. W sobotę się przyda.
Oby do maja 🙁