Gospodarskim okiem
Znowu byliśmy na wsi. Tuż przed odlotem na południe musieliśmy kilka spraw załatwić, by święta które koniecznie chcemy spędzić na wsi, były udane.
Do domu podjechać jeszcze nie można. Szosy są wprawdzie czarne i suche ale boczna droga wiodąca do naszej bramy pokryta półmetrową warstwą zmarzniętego śniegu. Auto zaczęło grzęznąć i z trudem wycofałem się. Cały bagaż ( w tym wielki nowy materac do pokoju gościnnego) dowiozłem na taczkach.
W domu zrobiliśmy porządki po zimowej wizycie stolarza.
Przez ten czas kaloryfery dogrzały werandę gdzie zjedliśmy wiejskie śniadanie czyli kiełbasę na gorąco z musztardą, razowcem i domowym masłem.
Potem obgadaliśmy z sąsiadami wiosenne porządki, zapakowaliśmy świeże jaja, wielką bańkę tłustego mleka na ser i po trzech godzinach mogliśmy ruszyć w drogę powrotną. Zanim jednak to nastąpiło – na polecenie wnuczki – musieliśmy zobaczyć i udokumentować zdjęciowo nowe zwierzęta, które urodziły się w sąsiadującym z nami gospodarstwie. Nie było tego dużo, bo wysyp narodzin dopiero będzie ale ta dwójka wydała się bardzo sympatyczna. Zresztą sami zobaczcie.
Tygodniowy źrebak z matką
Tu w całej krasie
Nasz sąsiad Kordian i jego nowy piesek – syn prezentowanego już tu Lolka
Fot. Piotr Adamczewski
Komentarze
Misiu czyżbyś ogłaszał, ze wiosny nie będzie … a tu już przygotowania świąteczne .. 🙂
Dzień dybry! (Jak ja lubię Allo! Allo!). Jak miło dzień od źrebaczka zacząć!
Żabo- ja też bardzo lubię Alllo ! Allo ” 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=S3tfd5xN1IE
Oglądałam obie wersję i polską i francuską.
Chichotałam przy jednej i przy drugiej równo.
To mamy wysyp źrebaczków !
W najbliższą sobotę w kawiarni Muzeum Etnograficznego
w Warszawie odbędzię się Slow Foodowe spotkanie :
OŚĆ CZY COŚ ? JAKIE RYBY JEŚĆ ?
No proszę,a wczoraj rozmawialiśmy na blogu o rybach bez ości !
Wybieram się i zachęcam innych.Stosowny mail do Koleżanek wysłany.
Witałam się pod wczorajszym wpisem, a teraz pochwalę się, a w zasadzie pochwalę Młodszą – przyszła do domu z gorącą bagietką, na to masełko i Żabine konfitury – niebo w gębie. Kupiła też obok przychodni, na straganowej wyprzedaży dla każdej z nas po uroczej (naprawdę) koszuli spalnej a’ 10 PLN wszystkiego, oraz bawełniane „gaciuszki w kwiatuszki” – no, ja tam nie wiem, czy Pyrowe wdzięki wlezą. Jak wlezą to też będzie tania przyjemność, jako, że cacuszka owe po 3,- złote polskie dawali.
Panie Gospodarzu pozwolilam sobie do Pana skrobnac maila na wczorajszy adres mailowy
Pyro- zapach tej bagietki z konfiturami czujemy,aż w stolycy.
Dobrze,że jestem już po śniadaniu.
Danuśka – jeżeli na tym spotkaniu będzie Gieno, vel Brzucho, vel Brzuchomoowca, to daj mu w łeb od Pyry. Co on sobie myśli, łachudra leniwa jedna? Na blogu nie był już z pół roku
Brzucho- jeśli powyższe przeczytałeś, to wiesz,co Cię czeka…
To adres redakcji internetowej. Zaraz poproszę kolegów o przesłanie na mój i odpowiem.
Wszystkiej adresy „Polityki” to pierwsza litera imienia z kropką i nazwiskiem, a potem @polityka.com.pl
Zapach tej bagietki dociera az tu, w pol drogi miedzy Warszawa a Paryzem i skreca mi zoladek.
Znajduje sie w trzecim dniu na kapusciance i surowiznach, bo trzeba zlogi swiateczno ? karnawalowe odrzucic.
Milego dnie wszystkim,
pepegor
Brzucho, ja Cie nie lubie nadal, jestem stala w uczuciach 🙂
dzien dobry wszystkim, zima na calego, musialam dzis ciemna noca auto odsniezac
sniadania nie dowiezli, moze do obiadu zdaza 🙂
Pepe, Ty sie wybierasz, to bedzie takie sobie, takie same jak zawsze i podobne jak u Ciebie w firmie, spodziewamy sie kilkudziesieciu osob i wsio. Wiec sie zastanow.
A ja zaczęłam hurtowy wypiek babek drożdżowych pt. „Babka pośpieszna do kawy”. Jak już pisałam jest to wariacja na temat przepisu Disslowej, w wersji automatycznej. Zwiększyłam nieco ilość mąki (do 33 dkg) i wyrasta do maksymalnej możliwej objętości. Dotąd miałam kłopot z ciastem drożdżowym, co prawda bardziej finezyjnym, bo w mojej kuchni w zimie nie jest aż tak ciepło jakby było potrzeba, zeby ciasto na baby właściwie rosło, więc dałam sobie z nim spokój. Poza tym jak wyjdę z domu to nigdy nie wrócę kiedy trzeba, do tego jeszcze przebieranie się z roboczych ciuchów w domowe i vice versa.
Pepegor, zaraz nastepne święta, trzeba było poczekać i potem już hurtem te złogi poświąteczne likwidować 😀
Żabo, przepis już skopiowałam wczoraj, w niedzielę wypróbuję. Moja maszyna ma i słodki chleb i słodkie ciasto. Co wybrać?
Stara Żabo – Pepegor rpbi sobie właśnie miejsce na następne złogi
Jak miło popatrzeć na młodziutkie źrebię z mamą i pieskowe maleństwo przytulone do swego Opiekuna!
Pyro, ja tm nie widzę Danuśki „dającej w łeb Brzuchomówcy” toć to serce na dłoni ta nasza Danuśka 🙂
Jolinku, dziękuję, 🙂
Z tymi teraz swietami niemam zwykle tych problemow. Po pierwsze, nie trwaja tak dlugo, po drugie, zwykle w tygodniu poprzedzajacym staram sie zachowac jako tako scisly post tak, ze potem moge sobie troche pofolgowac. Gorzej z tym kompleksen grudniowym, ktory u mnie przeciaga sie zwykle do marca. Stanalem w poniedzialek na wadze i powiedzialem sobie: koniec, ten trend musisz przelamac. Zobaczymy, jak dlugo wytrzymam.
Dziędobry na rubieży – ZASZADZIONEJ.
Jak miło od rana zobaczyć źróbka i szczeniaczka! 😆
W nocy i rano padał śnieg, potem wyszło na chwilę słoneczko i zlizało śnieg z asfaltu, ale dachy nadał białe i jakoś tak zimowo na dworze 🙄 Koty mają nieopanowany apetyt, co Osobisty uznaje za sygnał dalszych chłodów 😯
Małgosiu, mąki nieco więcej – 33-34 dkg, reszta bez zmian. ja mam taki program: „SUSSES BROT = (chleb słodki) ciasto słodkie, drożdżowe”. Ja bym chyba wybrała słodkie ciasto, na chleb bierze sie więcej mąki i ciasto jest gęściejsze. Zaryzykuj. Masło topię, wlewam do formy, potem mleko, jajka, cukier, sól, mąka, drożdże. Jak zadzwoni po wstepnym ugniataniu to można wrzucić rodzynki. Mąkę ostatnio biorę zwykłą 650, zaczynałam od tortowej 450, ale ta chyba jest lepsza. U mnie w domu właściwie używano tylko wrocławskiej, do wszystkiego i wszystko się udawało.
Żabo, wielkie dzięki, jak wypróbuję dam znać co wyszło. Moja maszyna piszczy w momencie jak chce żeby wrzucić jej dodatki. A robienie ciasta drożdżowego ręcznie zawsze przyprawiało mnie o palpitacje serca 🙁
Małgosiu,
dawno temu, patrząc jak moja Mama miesi ciasto drożdżowe i co chwilę żąda a to więcej mleka, a to mąki, potem każe wlewać roztopione masło (wszystko bez miary i wagi 😯 ) i ciasto za każdym razem jest udane, przysięgłam, że nigdy tego nie będę robić, bo to czarna magia i wyższa szkoła jazdy w jednym 😯
I co? Teraz nawet pączki mi wychodzą 😎 Trzeba tylko przełamać lęk i próbować, aż się będzie miało to wyczucie, bo ciasto drożdżowe ściśle według przepisów wychodzi tylko przez przypadek 🙄 Nawet moje dziecko ma odwagę (i wielką wprawę) robić niedzielną chałkę, podobno lepszą już od mojej 😉
Żabo, ja też dzięki, też upiokę (niektóre ciocie u mnie tak mówiły). Norrrrmalnie nie umiem drożdżowego!
Wrocławska u mnie też zawsze była w użyciu a od jakiegoś czasu bardzo ładnie sprawdza się Pokusa.
Jak tam mała Szancia? Duża Szancia (zw dwadzieścia razy mniejsza od Twojej małej) leży grzecznie koło pańci i obgryza paznokcie.
Drożdżowe zawsze mi się udaje; no, chyba żeby się nie udało i wtedy wychodzi mega-zakalec. Wtedy święto mają ptaki osiedlowe. Zdarza się tak m/w raz na trzy lata i do dzisiaj nie wiem dlaczego. Prawdą, a Bogiem zawsze piekę „na ślip” więc ścisłych proporcji nie przestrzegam i wiele tego drożdżowego nie piekę : baba wielkanocna, 2-3 razy placek ze śliwkami, 1 x placek cytrynowy i 1x makowiec. Wychodzi, ze jest to 6 ciast w roku. Jeszcze pyzy drożdżowe na parze, ale oraz rzadziej robię je sama, częściej kupuję, bo dla dwóch osób nie chce mi się bałaganu robić.
No właśnie, drożdżowe robi się na wyczucie 😉
Na dworze prószy znowu. Pod wieczór idziemy pojeździć jakimś autkiem na próbę. Warunki idealne do próbowania, bo w ładną pogodę to każde auto dobre…
Dopóki moja Mama miała sprawną głowę to ja też służyłam za podaj, wlej wsyp, trzymaj miskę. Ale od dwóch lat niestety muszę sama kombinować, na dodatek syn się wyprowadził i nie ma kto mi lać i trzymać, bo Osobisty w kuchni robi kawę i herbatę.
Drożdżowe na wyczucie.
Z moich doświadczeń wynika, że owszem. Zaskoczyła mnie jednak uwaga, którą w swojej książce zamieszcza Jan Hedh, dla mnie największy autorytet na tym polu.
Twierdzi on mianowicie, że „na wyczucie” to można sobie gotować. Piekarnictwo zaś oparte jest na twardych zasadach. Ma wyjść dobrze to proszę ściśle trzymać się recepty. Dotyczy to zarówno wagi (sic!) składników, temperatury jak i czasu pieczenia czy rośnięcia ciasta.
Nie mam – niestety – tej książki przy sobie więc cytuję z pamięci.
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę….
P.S.
Radio Swiss Classic nadaje właśnie arię „Oh! quante volte” aus der Oper „I capuleti e i Montecchi” Belliniego. Zapiera dech. Mnie znaczy – nie śpiewaczce Angeli Gheorghiu.
dla tych, co Aszyszowi zazdroszczą tego, co mu dech zaparło przed chwilą 😉
Drożdżowe ciasto jest naprawdę łatwe . Mój syn jakiś czas temu mnie zaskoczył ,bo sam upiekł takie ciasto ,nawet beż żadnych konsultacji ze mną .Uważa też ,że do ciasta lepsze są drożdże świeże , a do pizzy suszone . No cóż,jajko mądrzejsze od kury .;)
Dziś patrzyłam na dom bardzo gospodarskim okiem ,bo jutro spodziewam się gości . Sprzatanie było dość staranne ,a i przy kuchni spędziłam sporo czasu .A to jeszcze wcale nie koniec .Goście potrafia jednak zmobilizować do porządków . Gości będzie tylko czworo ,ale to zupełnie wystarczy .Jutro zapowiada się bardzo miły wieczór .
Witam o świcie.
Na kotwicy w Key West
Po śniadaniu. Owsianka gruboziarnista, czarna herbata, grapefruit. Zajęcia świetlicowe. Alicja czyta otrzymaną od Tarasiewicza Jego książkę. Jerzor kontaktuje się ze światem, a ja sprawozdaję. Za chwilę zaszczycimy miasteczko swoją wizytą. Udamy sie tam niewielkim pontonem o ksywie „dinghy”. Wczoraj wieczorem oglądaliśmy Teleekspres i Orłoś powiedział, że jest Dzień Mężczyzny. Jerzor został wycałowany przez Alicję
która po chwili stwqierdziła, że ja się jeszcze do tego gatunku zaliczam i złożyła kwiat swych ust na mojej siwej brodzie! Od dzisiaj nie przycinam brody…
http://picasaweb.google.pl/cichal05/RejsZAJ3?authkey=Gv1sRgCLSm-KiqyYzhTA#
Według legendy, na wyspie Key West ciąży indiańska klątwa, zgodnie z którą, kto raz znajdzie się na wyspie, do końca życia będzie chciał na nią powrócić …. 🙂 .. Czy Alicja z Jerzorem wiedzą o tym? ….
Chyba się zgadza, bo Młodzi są trzeci raz, a ja nie policzę
EKLERY dla Any z Krainy Wiatraków i wszystkich chętnych :
Ciasto :1,5 szkl. mąki, 0,5 szkl. topiponego masła, 4-6 jaj, 1 szklanka mleka;
krem : 0,5 l. kremówki, 10 dkg cukru – pudru, wanili lub cukier waniliowy
polewa: 10 dkg czekolady, 0,5 szkl. mleka, 5 dkg twardego tłuszczu
Wykonanie :
Zagotować mleko z masłem i w gotujące sypać mąkę, cały czas starannie mieszając, aż utworzy się jednolita masa. Zdjąć rondel z ognia, przestudzić i w letnią masę wbijać po 1 jajku, wyrabiając przy okazji ciasto do momentu, aż będzie trzymać się łyżki. Gotową masę wyciskać na blachę (na papier) za pomocą tutki albołyżką formować podłużne paski (4 x 10 cm ok) Piec 20 – 30 min. Uwaga – silnie rosną. Po w
ystudzeniu zrobić otwór z jednej strony wąskiej każdego ciastka i przy pomocy zestawu do napełniania kremu, wcisnąć w każde ciasto bitą śmietanę – ile się da. Po wierzchu polać pomadą z czekolady i cukru
Niektórzy wolą eklery z kremem budyniowym, wtedy trzeba je przecinać ostrym nożem wzdłuż. Nie można ich przechowywać na powietrzu, bo chłoną wilgoć. Jeżeli upieczemy więcej korpusów i trochę pustych zostanie, schować w jakiej puszce metalowej, słoju itp, a przed użyciem wstawić na kilka minut do gorącego piekarnika.
Zasady zasadami, a wystarczy, że mąka bardziej sucha niż zwykle i już jest problem 🙄
Dokładny przepis plus doświadczenie czyni dobrego piekarza 😉
W sklepie Migros, gdzie robię zakupy, jest piekarnia, w której przy produkcji świeżego chleba uwija się kilku piekarzy. Klienci mogą się przyglądać formowaniu bochenków i zaplataniu chałek, kilka nowoczesnych pieców połyskuje światełkami, mruga displayami i popiskuje anonsując gotowe pieczywo. Niby wszystko dokładnie według przepisów, a chlebki bywają raz bardziej, raz mniej przypieczone 🙄 Zależy chyba od refleksu piekarza…
No dobrze,
to ja w takim razie odwołuję wszystko , co napisałem przed chwilą i twierdzę, że jest wręcz przeciwnie.
ASzysz – niczego nie odwołuj. To tak, jak z medycyną – niby doświadczalna nauka, ścisła wiedza, procedury, a bez szczypty magii maszkonowała, nie lekarza.
Aszyszu,
powiedz lepiej, jak pogoda u Ciebie? Czy wilki podchodzą już pod sadyby? 😯
Jestem za . Popieram to co napisał ASzysz.
Trzeba się trzymać i to ściśle. I robić powoli. Jak się piekarz śpieszy to ma zakalec. Przed chwilą jadłem ciasto drożdżowe z masłem. Dwie blaszki bardzo dobre , Duża blacha z tego samego ciasta dla wróbli. Leży na śniegu i nawet nie dziobnięta. Może kawka się skusi jak zauważy. Na razie nie zauważyła.
U mnie to nawet wilka zagryźli. Szkoda gadać.
Pogoda carska. Zabór rosyjski, wieje ze wschodu
Sprawozdanie gorzelniane :
Wlałam pełniutki słoik soku z czarnej porzeczki do stalowego gara, wrzuciłam 250 ml kubek drobnego krystału i 3 goździki, podłączyłam palnik i wolniutko podgrzewałam do wrzenia – trzeba było odszumować i to 3 razy. Potem wyłączyłam gaz i dolałam litr płynu ( 500 ml spirytusu, 500 ml przegotowanej wody) cały czas mieszałam i potem też z 7 minut. Przykryłam gar i wszystko stygnie. Zaglądałam pred chwilą – płyn jest klarowny, nic nie galaretowało. To wszystko jeszcze bardzo świeże, ale juz widać, że nie będie to „damska wódka) deserowa, mino tego cukru i pomino niewielkiej mocy (ok 25-27%). Soku było dużo i był bardzo intensywny, stąd typowa nalewka do potraw z ciemnego mięsa albo pieczonych warzyw, swój kop ma.
Wilki – owszem – podchodziły.
Aż któregoś dnia zdenerwowałem się i poszczułem psem. Już nie podchodzą…
Czy wszyscy szykują się z Gospodarzem w Podróż? Tutaj nikogo? Eda, gdzie my som?
Pyro- w żadną podróż się nie szykujemy ! Jesteśmy,czuwamy !
Ja dochodzę do wniosku,że chłopaki to tak właśnie mają-
dokładnie,po aptekarsku według przepisu.Osobisty też tak uważa.
Jak ma cokolwiek upiec lub ugotować to odmierza wszystkie składniki,
co do miligrama. I powtarza ” szczególnie przy pieczeniu ciast
proporcje i ilości są niezwykle ważne ” Jakbym słyszała Aszysza !
No dobra,niech tak będzie, każdy piecze i gotuje po swojemu.
Albo :
– jak mu w duszy gra !
– jak przepis każe !
Najważniejsze by smakowało !
Niemieckie porzadki… wchodze przed wczoraj do supermarkietu cos waniajet, no trudno, waniajet, wchodze wczoraj do tego samego sklepu i waniajet od wejscia, wchodze dzisiaj waniajet od wejscia, ide w kierunku nieby chlodziarek z miesami i waniajet juz wyraznie, w chlodziarkach duzo propozycji przecenionych…
Czytam od paru dni powieść,którą podesłała mi Alina.
Rzecz dzieje się współcześnie na jednej ze szwedzkich wysp.
Książka jest świetna,acz cokolwiek przygnębiająca.
Ale to nieważne,czyta się znakomicie. Alino,dzięki !
Tytuł oryginału „Italienska skor” H.Mankell
Aszyszu- a jak remont Twojego domu ?
Całe wieki nie czytaliśmy żadnego sprawozdania.Opowiedz trochę !
jak ja cos takiego przytaczam to moj sasiad z Brackiej mowi: nie trzeba bylo rzucac kamieniami w ZOMO”, ja co prawda nie rzucalam, bo mnie juz nie bylo ale co bedzie jak po zatruciu zywnoscia trzeba bedzie przyznac sasiadowi z Brackiej racje…
Pyro- Jestes niezawodna.Wielkie dzieki za przepis 😀
Hej.
Szanowne Panie,
Polecam ponowne przeczytanie mojego komentarza z 15:03, tym razem ze zrozumieniem. Misiek też może przeczytać.
Proszę mi nie wmawiać dziecka w brzuch. Moje doświadczenie w pieczeniu chleba i słodkiego pieczywa (w większości drożdżowego) to około dwudziestu pięciu lat, trzy lub cztery razy w tygodniu, przynajmniej dwie blachy za każdym razem. Ilością drożdży które skruszyłem tymi ręcami można by zaopatrzyć sporą piekarnię na jakiś czas.
Jedyne proporcje jakie stosowałem to pół litra mleka na pięć deko drożdży przy słodkim cieście a do tego łyżeczka soli. Ciasto drożdżowe ugniotę nawet we śnie, bez żadnej maszyny do mieszania ani automatu do pieczenia. Zanim bułki wylądują w piecu w kuchni nawet nie będzie śladu po robocie – pozmywane i uprzątnięte. Zaręczem również, że wszystko zostanie zjedzone ze smakiem do ostatniego okruszka. Dla ptaków nie zostanie nic.
Jak napisałem, zdziwiła mnie ta uwaga o receptach z ust bardzo doświadczonego mistrza. Rozumiem nawet skąd ten pogląd. Z tego samego powodu mistrzowie kuchni używają termometru do pieczenia i gotowania miąs. Z tego samego powodu Heston Blumenthal robi to co robi w taki a nie inny sposób.
Na tym poziomie przygotowanie jedzenia wymaga powtarzalności w perfekcji a tej nie da się osiągnąć metodą „pi razy drzwi”. Nie sądzę aby piekarz tej klasy zastanawiał się czy mu ciasto uda się czy nie. Czy suflet opadnie, czy też wytrwa w glorii, czy majonez się zwarzy albo może jakoś się uda.
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę….
Najmniejszej watpliwosci nie ulega, ze w dniu dzisiejszym wznosimy toast za pomyslne loty, tam i z powrotem i wspanialy urlop a potem cudowne sprawozdawanie Panstwa Gospodarzostwa.
Toast !
Pan Lulek
Na starość nie czytam historii przygnębiających; nie, żeby zaraz każda historia miała happy end – płakać nie zamierzam, ale naiwnością raczej nie grzeszę. Żadnych horrorów, obozów czy gułagów, wyrzynania Indian, beznadziejnej walki z głodem i nędzą – to już etap zostawiony za sobą. Wiem i juz więcej nie muszę. Opisałam wczoraj zabawne opowieści Urbana; zbiorek kończy się scenką : do polskiego małżeństwa w berlińskiej kamienicy (IV ptr) przybywa były gach pani domu i namawia ją na dalsze, wspólne życie – teraz już może. Politykę zostawił, stanowiska się pozbył, może zająć się nią i synkiem. Mąż słucha, wstał, podciągnął portki, zaliczył piwko, poprosił gościa o słówko, poza mieszkaniem. Zeszli z IV ptr, na dole mąż milcząc zawrócił i szedł z gościem w górę głośno licząc stopnie. Było ich 66. Na górze powiedział : „Wiesz dlaczego szliśmy licząc stopnie? Jak przyjdziesz jeszcze raz, żebyś w szpitalu prawdę powiedział, bo inaczej mogło by ci się pomylić z ilu spadłeś”. O, to jest to, po czym Pyra zasypia z uśmiechem. Nikt mi nie każe wierzyć, że to arcydzieło, nie mam obiekcji przeciwko spuszczeniu gacha ze schodów, bohaterowie są w typie, który sma z tych schodów… kiedy sił nie staje.
ASzyszu – z pokorą Pyra głosi – Tak jest, proszę Pana!
Remont w trakcie.
Od dwóch dni trwa przebudowa komina i instalacja w nim rur do palenisk a także rur wentylacyjnych. Dziś w dużym pokoju na parterze stanął nowy piec. Żeliwny okładany płytami z takiego szarego kamienia co nie wiem jak się po polsku nazywa. Ściany są niemal gotowe do tapetowania, tapety zakupione. Trzeba jeszcze zagruntować i pomalować sufit. Trochę roboty będzie z elektrycznością.
Przy okazji odkryłem na piętrze (na razie zostanie ono tak jak jest) trzy warstwy przepięknej stylowej tapety, którą postaram się zachować we fragmentach na pamiątkę.
Za niecałe trzy tygodnie wprowadza się tam lokator. Jak będzie gotowe to nie omieszkam pochwalić się i umieścić jakieś zdjęcia.
Idę napić się herbaty….
…a piec jak wyglada, posze unaocznic
ASzyszu – dla mnie jesteś zadziwiający !
Z jednej z strony poukładany,akuratny i comme il faut,
a z drugiej zawadiacki,zwariowany i nigdy nie wiadomo,
czym nas znowu zaskoczysz !
Zapewne na poziomie haute cuisine i iluś tam gwiazdek,
potrawy wymagają powtarzalności i perfekcji.Natomiast na co
dzień, w naszej rodzinnej kuchni niekoniecznie.
I to jest właśnie jej urok 🙂
A Zgaga to gdzie się podziała,żeby uzupełnić toasty ???
Pewno odrabia lekcje dla Jotki.
Aszyszowy piec na pewno ze steatytu (Täljsten) zwanego w mojej okolicy Speckstein. Najlepszy na okładziny pieców 😎
Wypróbowaliśmy nowego jeepa. Fajnie jeździ, ale w środku ma się wrażenie jazdy hummerem, a z zewnątrz wygląda jak karawan – czarny z ciemnymi szybami 😯
Pyro- przyznaję,że epokę książek o gułagach,obozach i innych
okropnościach też,jak sądzę, mam za sobą, ale wynurzenia pełne
melancholii i pytań o być albo nie być, ciągle czytam z zainteresowaniem.
Recepty, recepty, nie pomogą i tak jak noga przy kuchni.
Parę tygodni temu wspomniałem, że zrobię sobie quiche lorraine. Zrobiłem, ale wyszła katastrofa. Nadawałem tu już, że w sprawie wypieków jestem absolutną trąbą. O ile jestem dość wyćwiczony w przygotowaniu mięsiw, zup lub dań z warzyw, o tyle w przygotowywaniu jakichkolwiek ciast, włącznie z tymi do kopytek itd. mam ostatnio wcale pokaźne pasmo porażek. Właściwie powinienem sobie dać z tym spokój. To ciasto na tę quiche w każdym razie, po zamieszaniu składnikow stało się takim klajstrem, że mowy nie było, ażeby z tego ugnieść jakąkolwiek kulę, którą możnaby zawinąc w folię i wstawić jak w przepisie do lodówki, jak to pokazane było na obrazku. Ten klajster kleił sie do rąk i żadne dosypywanie mąki nie poprawiało wyniku. Ani chwycić torebki z mąką, ani poprawić zsuwających się z nosa okularów. Okulary na koniec i tak się zsunęły i wpadły w ten klajster i dałem sobie spokój. Szkoda mi ale było tej przygotowanej masy na wierzch, a miałem dwie różne wersje, więc postanowiłem iść do końca. Wystawiłem tę miskę z tym całym klajstrem do śniegu, na taras i zostawiłem nie pół godziny, a całą. Potem to ciasto było jakby podatniejsze na ugniatanie i już się taknie kleiło, ale dodawanie bez końca mąki przy rozwałkowaniu wydawaylo mi się też nierozsądne. Wyłożyłem w końcu obie blachy tym ciastem, obłożyłem mieszanką i upiekłem. Góra była doskonała, ale spód był godny działu patologicznego w muzeum piekarnictwa.
cdn
A ja wywaliłem olej z kuchni. Na zawsze to nie ale w czasie gdy smażę schabowe i naleśniki. Używam słoniny i smalcu. Smalcu własnoręcznie zrobionego ze słoniny. Słoniny jako takiej używam wyłącznie do smażenia naleśników. Ma to oczywiście związek z moją obolałą nogą . Bo jak noga boli to człowiek do sklepu nie pójdzie, bo boli. W czasie boleści mojej nogi olej Kujawski mi się skończył . Nogi olejem nie smarowałem, ale się skończył i już. No to co głodny miałem chodzić? Nigdy w życiu. Wróciłem w związku z tym do schabowego w panierce smażonego na smalcu . Z dzieciństwa pamiętam schabowe na smalcu. Kto by wtedy oleju używał do schabowych. Na smalcu miały być i tyle. Tłusto , niezdrowo i nieekologicznie. Teraz to w sklepie dwadzieścia rodzajów olejów . Kujawski , Mazowiecki , z pierwszego tłoczenia – jak by ktoś dwa razy tłoczył to samo 🙁 A smalcu nie ma , lub leży wstydliwie w kąciku na najniższej półce. Często po terminie. Ludzie to teraz muszo chude być jak patyki, i do tego wygolone. Sodoma i Gomora. Wszystkie w rozmiarze 32. Podobno materiału szkoda i to co z tego szkodowania wyjdzie lepiej leży na tych patykach. A ja się pytam jakie mają być jak schabowych na szmalcu nie jedzo?
Schabu kupiłem z pół kila na pięć kotletów, na dwa obiady i dokładkę jak mi będzie za mało. Słoniny dwa kilo i troszkę. Słoninę w kostkę, Kostkę ze schabu dla sójek co przylatują codziennie i słoninę sikorkom wyjadają. Surowe z kostki bardzo lubią i wydziobią do samej kości. Ale o ptaszkach pisałem wcześniej, to nie będę dalej rozwijał bo mnie gęś kopnie lub gołąb zostawi pamiątkę . Wracam do schabowego. Pokroiłem , stłukłem w foliowym woreczku z dwóch stron ? bardziej z prawej żeby było sprawiedliwie. Potem solą morską z wiedeńskiego supermarketu, pieprzem od araba paryskiego popieprzyłem, W jajku kurpiowskim, w bułce własnoręcznie utartej z najlepszej suchej bułki. A potem smalec ze glinianego polewanego garnka na patelnię. Przed samym smażeniem jak mistrz Kościuszko przykazał spryskałem kotlet wodą z rozpylacza. Francuskie kartofle włączyłem wcześniej żeby były akurat z kotletem , do tego marchewka gotowana na parze z zielonym groszkiem z dodatkiem masła… Kotlet doszedł , ziemniaki również , no normalnie niebo, a ja w tym niebie – schabowego na szmalcu z kartoflami i marchewką…
Na koniec opisu prostego chłopskiego jedzenia się Państwa zapytam: Czy ja wyglądam jak patyk?
Danuśko – najczętniej dzisiaj sięgam po wspomnienia, dokumenty, tzw literaturę faktu. Z beletrystyką mam tak, jak bohaterowie „Misia” albo „Rejsu” z piosenkami – podoba mi się, bo ja znam. Mam zestaw ulubionych książek, do których wracam i wracam. Wierszy, które znam na pamięć, dramatów, z których mogę cytować dialogi itd. Natomiast utraciłam świeżość odbioru nowości. Lubię co prawda prozę Tokarczuk, ale lubię ją od lat. Nie lubię Pilcha (chociaż nie odmawiam mu talentu) bo nie bawi mnie penetracja duszy pijaka. Unikam także wiwisekcji na duszach dysfunkcyjnych. Ja w życiu realnym spotykałam się, ba , pracowałam ze schizofrenikami, alkoholikami i innymi nieszczęsnymi (albo szczęśliwymi) ludźmi. W literaturze mnie nie bawią; uważam tę tematykę za spore nadużycie intelektualne. Jeszcze stale lubię batalistykę, reportaż, prozę nieco niedosłowną z nutką staroświeckiego wdzięku niedopowiedzeń – a więc stara dobra Anglia. Co tam zresztą mówić. Już niczego nie muszę…
Pepegor, Misiu – pyszne opowieści ( w obydwu znaczeniach) ASzysza podziwiam i z lekka się boję – taka sieriozna osoba (a perkusista, psiakrew)
Dorotolu:
Z czasem unaocznię.
Czy ktoś poććiwy z Szanpaństwa podałby przepis (ale proszę, jak krowie na rowie) na jakieś ŁATWE i PYSZNE bułeczki drożdżowe? Po raz drugi podkreślam usilnie: proste, bez niedopowiedzeń, dla kogoś, komu drożdżowe nigdy nie wychodziło… 😳
I najlepiej do wymiąchania w malakserze, bo moje nadgarstki należą już do szczęśliwej przeszłości. 😀
Wlasnie, jak krowie na rowie.
Wroce do tematu jak sie obrobie, bo chca tu odemnie w tej chwili ciut za wiele.
Do miąchania najlepszy jest podobno termomikser, ale o tym mogłaby najlepiej zaświadczyć Teresa Stachurska. Pewnie do nas nie zagląda bo jesteśmy niekologiczni i do tego niereformowalni 🙁
Nisia – poszukam, ale nie dzisiaj; jutro. Wiem, że bułeczki piecze B. Adamczewska, mnie się też zdarzało (ręcznie) i z pewnością Helena, jak ma dobry dzień
Recepty cd.
Chodziło mi o to, że w tym recepcie na quiche autor potraktował sprawę ciasta po łebkach i było w tym wiele tzw. skrótów myślowych i niedomówien wynikających z tego, że rutyniarz wychodził z założenia, iż każdy czytający i tak wie o co chodzi. Ponadto mam podejrzenie, że są w tekstcie braki wynikające z nieudolnego tłumaczenia. Chodzi mi o to, że dla takich butów jak ja, trzeba opisac nie tylko każdy gram, ale i każdy krok. Sprawdziłem temat z kolezankami w pracy i musiałem stwierdzić, że bardzo naiwnie interpretowałem przepis, a ponadto zaopatrzono mnie w inne recepty i zapewniano, że to musi się udać. Udać się musi, bo jak będę miał urodziny, to chcę postawić ferajnie dwie quiche.
Czytając tu Wasze harce drożdżowe przechodzą mnie wprost ciarki.
ffbb – ???
Małgosiu jeszcze dorzucę, ze maszyna (moja) pracuje 2 godziny i minut 50, z tego ciasto piecze równe 60 minut.
Ja wiele ciast robię na oko, z lenistwa oraz braku stosownej wagi, lub wymienności składników. Tę którą mam używam tylko do konfitur, waży owoce + – 20 dkg w górę lub w dół, przy moich ilościach nie ma to znaczenia.
Natomiast wsypywanie na oko do automatu z reguły się nie sprawdza, nawet jak potem sie koryguje.
moja Ciocia Mycha robiła tort mocca w ten sposób, że białka na pianę (lepsze ze starszych jajek, bo mniej wody) odmierzała musztardówką na której była nalepiona niebieska „paravionka” (nie wiem tylko i nikt inny też, czy białka miały siegac górnej czy dolnej krawedzi), piana musiała byc bita ręcznie (o rany, ale ja się tej piany naubijałam), cukier na syrop gotował sie w wielkim garze, ale jego jakość i gotowość Ciocia sprawdzała nie jakims tam widelcem, tylko po wielkości bąbelków, albowiem Ciocia wyznawała zasadę, ze zawartość cukru w cukrze jest różna.
Pewnego roku, przed Wielkanoca moja Mama miała operacje i nie mogła zrobić drożdżowego ciasta (w podziale ról między Ciocią Mychą a Mamą, ciasto drożdżowe było domeną Mamy). Ciasto robiła więc Ciocia pod światłym kierownictwem Mamy. Czyli Ciocia gniotła, w tym samym szafliku co mama, a Mama dosypywała i dolewała wedle swojego uznania. Ciasto wyszło po upieczeniu na pozór takie samo, ale w smaku było inne, nie mamine i już!
A tak przy okazji, ponieważ panienka posiada wagę, małą acz dokładną, wyszło mi, ze róznica objętości pomiędzy 0,5 kg mąki pszennej a 0,5 kg mąki zytniej razowej sięga 150 – 200 ml, znaczy żytnia ma mniejszą obiętość, prawie szklanka na pół kilo to sporo
A, zapomniałam dodać, że Cioci tort wychodził ZAWSZE, chociaż w czasie robienia go zarzekała się, ze tym razem na pewno nie wyjdzie!
objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość, objętość
Żabo, co Ciebie dopadło?
A ja niedawno wróciłam od lekarza ze Szczecina. Zdaje się, ze sprawy nieco się ruszyły, mam się stawic za tydzień, rano, w szpitalu z aktualnym skierowaniem do ortopedy. Mają mi kolano poprześwietlać na swoim sprzęcie. Aktualnie na tapecie jest proteza połowy stawu. Podobno wytrzymuje 15 lat. A co potem? Potem się ją wymienia. Pewnie to odrzut z eksportu i koroduje.
To już jest czwarty pomysł na reperację tego kolana. Ciekawe ile jeszcze maja w zanadrzu.
Nisu,
oto link do stronki, może Ci się przyda 😆 Piekłam parę rzeczy z tej stronki i wszystkie wypieki udane 🙂
http://mojewypieki.blox.pl/2009/02/Bardzo-puszyste-buleczki.html
Co za przyjemnosc poczytac Was na nowo!
Zabo, ciesze sie, ze dotarlo. Te foremki sa jak naparstek w kuchni, w ktorej wypiekasz i smazysz wielkie ilosci.
Danusko, i tak oto „poromansuje” ksiazkowo wedlug recepty nisi 😉 podjadajac pyszne mleczko – dziekuje.
A, bo, Pyro, źle mi się napisało.
A potem pomyślałam, że jak kiedyś uczniom kazali pisać wielokrotnie to samo słowo, to jakby to wychodziło w erze komputerowej. Napisałam raz, skopiowałam, skopiowałam skopiowane, znowu skopiowałam i tak kilka razy. Chyba sie nieco źle czuję po tym wyjeździe do Szczecina. 😀
A ja to tam wszystko ręcznie. Mikser się rozleciał , zatarł lub coś podobnego. Zanieść do naprawy zapominam , a na nowy mnie nie stać. Może i stać ale sensu większego nie widzę i wszystko ręcznie. Ciasto ręcznie makaron ręcznie , pierogi ręcznie naleśniki … te robię w blenderze Zelmera. Cygan jestem i tyle- Romów nie obrażając. Jak się robi dla jednej osoby to wszystko można ręcznie. Problem tylko w tym , że jak moja Św Pamięci Babcia nijak jednoosobowej kuchni prowadzić nie potrafię. Jak Bigos to 8 litów, jak schabowe to dla pięciu osób, jak zupa to na tydzień. Może inni potrafią w garnuszku lub szklance – ja nie bardzo. Ciasto drożdzowe z półtora kilograma mąki i pięciu jajek, trzy blaszki – dwie dla sąsiadów lub znajomych, a jedna dla mnie. Dobrze ,że bigos można do słoika na później…
Szkoda gadać, geny dziedziczy się po dziadkach.
Jutro owies i wyprawa do tartaku po deski, a z deskami do stolarni.
Nisiu, od Chociwla (Chociwela) do Szczecina miejscami szadź znaczna a miejscami jej brak. Ciasto możesz wyrabiać w maszynie a piec w piecu.
Dobranoc bardzo.
Wino austriackie nie jest złe.
Masz Misiu słuszną rację, nawet bardzo słuszną. Mój pierwszy wpis na blogu dotyczył właśnie tego, ze ja mało nie potrafię, zaczynam od sześciu…
Nemo,
jak kupiliscie to pokaz.
To Ty, Żabuniu, idź się wygrzać pod kordełkę, na podścieradle na czaptanie (orginalne próby moich dzieci swego czasu) Moja Świekra, Stasia, nie potrafiła wymówić słowa „rdza” i uparcie mówiła „drdza:” – nie rozumiem dlaczego, przecież można sobie język połamać tą drdzą.
Misiu, może ja Ciebie zaanektuję? Produkty zapewnię, oprzyrządowanie takoż. Wikt Ty, opierunek ja. Na osób 4, w porywach do 5. Idziesz na to 🙂 ?
Haneczko – cóżeś Ty taka zachłanna – dwóch złotorękich? A reszta populacji?
Na dzisiaj stop, wyłączam ustrojstwo
Pyro, Wańkowicz marzył o trójpolówce damskiej. Ja skromniej – dwupolówka męska. Chyba nie posądzasz mnie o rozpasanie 🙄
Szampanstwo!
To ja, Alicja. Latalismy dzisiaj po Key West od rana. Chyba pociagne Gospodarza za konsekwencje. Otoz bedac osoba wiadomo, jaka, zawzielam sie i sprobowalam ostryg. Wymajatkowalam sie i zadam (z z kropka, a z ogonkiem) wsparcia finansowego, o!
Wszystko uwidocznione na fotografiach, zbydlilismy sie strasznie, ale kulturalnie oczywiscie.
Kobity,
kupilam sobie dwie kiece – ja, ktora rzadko cos kupuje, no ale usmiechnely sie do mnie, zwlaszcza ta druga, ktora juz mam na sobie. Cudo na wilgotne upaly – bawelniana pajeczyna.
Wrocilismy na lajbe i zaraz bedziemy zajadali kolacyjko-obiad. Potem czesc kulturalna i lulu.
Zaloga pozdrawia!
p.s. Dla Krystyny zachowalam skorupe mojej pierwszej w zyciu ostrygi 😉
Dzięki za dobre rady, do bułeczek się przymierzę niedzielnie, wyglądają nad wyraz milusińsko na tym zdjęciu, aż mi zapachniało.
Dziś robiłam naleśniki (to jedyne, co robię ręcznie, hehe) – eksperymentalnie wlałam do środka stopione masło – jest taki patent, żeby lać olej, ale ja nie lubię tego zapachu. Efekt był taki, że się zrobiły kruche i usiłowały rozlatywać. Niemniej były pyszne. Nadzianko: pieczarki bicolor, cebula, na to jajko na twardo. Sól i pieprz + pietruszka zielona.
A propos tego, co pisze Marek K. na temat ilości – moja mama, panienką jeszcze będąc, zaprosiła tatunia przyszłego na obiad – a na wsi to było, gdzie uczyła dzieci małe. Tatunio in spe jak zobaczył dziewięć kotletów schabowych przygotowanych dla dwóch osób, postanowił, że się z panną Helą ożeni, bo przy niej raczej głodu nie zazna. 😀
Potem, niestety, była i wojna, i głód, ale to już temat na zupełnie inne opowiadanie. 🙁
Żabo, znam ci ja te laski na pamięć – czasem utrzymuje się w nich szklanka, której nie ma gdzie indziej. Kiedyś jechałam po takim lodzie aż do Chociwla, nigdzie wcześniej nie można było zawrócić, bo za wąsko, a jakby się stanęło, to by się już nie ruszyło.
Pięknych snów życzę – mogą być maślane bułeczki?
😎