Dwie wystawy w Ostrołęce czyli kawa z wiśniówką
Ostrołęka bardzo wyładniała od mojej poprzedniej tu bytności. Domy, place, ulice czyste, jasne i zachęcające do spacerów. Tak jak w całej Polsce pełno sklepów i banków. Ale w tym mieście są też i inne placówki – dla ludzi interesujących się kulturą.
Przy Pl. Józefa Bema z jednej strony Muzeum Kurpiowskie a niemal tuż obok Galeria Ostrołęka. Byliśmy i tu, i tu.
W Muzeum Kurpiowskim, w którym przez miniony rok pracował Marek Kulikowski a zakończyła się ta praca (nie z jego winy) przykrym zgrzytem, obejrzeliśmy dwie ekspozycje. W sali wystawowej tuż przy wejściu kilkadziesiąt prac Marka (znanego też jako Miś-2). Tematem jego fotografii jest Boże Ciało w Myszyńcu.
Artysta i jego prace (obok przypadkowy gość)
Zdjęcia pięknie oprawione ale to nie dziwi ponieważ Marek od lat prowadzi zakład oprawy obrazów i klienci pchają się do niego, bo jest naprawdę mistrzem w tej dziedzinie. Marek jest doskonałym pejzażystą (wiemy to oglądając jego prace na blogu) i portrecistą. Celuje zwłaszcza w portretach młodych kobiet fotografowanych w różnych miastach Europy i prezentacji architektury.
Tu autor wystąpił w dwu rolach: reportera i etnografa. Zdjęcia pokazują bowiem kolorowy i fascynujący świat kościelnego święta w wydaniu kurpiowskim. Są więc wspaniałe zdjęcia procesji, w której uczestniczą kobiety w barwnych ludowych strojach (mężczyźni stronią od ubiorów ludowych i wolą garnitury bądź białe koszule), są też modlący się parafianie w pięknie prezentujących się wnętrzach kościelnych i oczywiście portrety.
Wystawa ma więc wartość podwójną: zaciekawi miłośników reporterskiej fotografii a także jest dokumentem i to bardzo cennym dla etnografów i wszelkich badaczy wymierającego już autentycznego folkloru polskiego.
Obrazy i sztandary kościelne
Uzupełnieniem wystawy Marka są prezentowane w sąsiedniej sali kościelne sztandary, figury świętych i obrazy związane z kurpiowskim kościołem.
Z jednej strony żal, że Marek już nie fotografuje na potrzeby muzeum lecz cieszy fakt, iż robi to dla własnej ale także i naszej satysfakcji. Szkoda, że nie zdążycie na Kurpie przed zamknięciem wystawy!
Druga wystawa (jeszcze w trakcie urządzania podczas naszej bytności) jest zupełnie odmienna. W Galerii Ostrołęka swoje prace tkackie (ale także i z wikliny) prezentuje Marek Kossowski. Artysta urodzony wprawdzie w Warszawie lecz od czasów szkolnych mieszkający na Podhalu. Ukończył Szkołę im. Antoniego Kenara i Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. Na stałe mieszka w Nowym Targu. Uprawia kilka dziedzin sztuk plastycznych: malarstwo, tkactwo, wikliniarstwo.
Prace Marka Kossowskiego
Przywiezione do Ostrołęki prace prezentują cały kunszt artysty. Nas zafascynowały zwłaszcza tkaniny z motywami górskich pejzaży.
Do przyjazdu na Kurpie namówił Kossowskiego „galernik” Piotr Nowotny, prywatnie – kuzyn artysty.
Ponieważ nasz blog jest monotematyczny to muszę tę relację zakończyć właściwym akcentem. Odwiedziliśmy dom i pracownię Marka, w której oprócz oprawianych obrazów stoją i leżą setki jego zdjęć. Ponieważ wyraziłem zachwyt jednym z nich natychmiast zostałem nim obdarowany. Dwie stare i podeschłe wierzby na tle świerkowego lasu zdobią teraz moją werandę.
W saloniku obok kuchni Miś poczęstował nas kawą i wiśniówką własnej produkcji. (Popróbowałem też nadzwyczajnego smaku malinówkę.) Smak, zapach i moc kawy dała świadectwo oraz potwierdziły, że Marek jeździ do Włoch nie tylko po ramy, obrazy i fotografie. On już przesiąkł włoską kuchnią.
Marek w pracowni wśród swoich portretów (m.in. Marka Edelmana) i obrazów
Na szczęście dla Was wybiera się on na Zjazd. Będziecie mogli popróbować tego co ja już próbowałem ze smakiem.
Komentarze
Dzień Dobry!
Dzień dobry Torlinie 😉
Oooooo Marek, już sobie ostrzę smak na wiadomo, co 😉
Tylko Wojtka z Przytoka nie będzie 🙁
Dzisiaj wpis dla slabowidzacych 😉
W ramach odkrywania lokalnych produktow, czytaj lokalnie produkowanych a nie typowych dla regionu, dokonalam zakupu ugandyjskiej fety. Grek probujac ten cud przetworstwa zawalu by dostal, ale ja nie poludniowiec i importowanego nie bede kupowac, bo drogie jak cholera a jakosci tez nie cudowna.
Wynik mojego zakupu jest niezly. Ser przynajmniej nie smakuje jak tektura i nie smierdzi, co juz jest osiagnieciem.
Wczorajsze dalesze eksperymenty wykazaly, ze macerowanie w mieszance oliwy, octu, oregano i czosnku maja dobry wplyw na smak.
Potem juz tylko dodac pomidory, ogorki, oliwki, salate i makaron – presto! mamy obiad na upalny wieczor….
Pękła nam wczoraj wielka butla z winem 🙁 Sama z siebie 🙁 Zalało garaż na czerwono 🙁 To, co dało się uratować siedzi teraz w małej 🙁 butli, ale nie chce bulkać 🙁
Haneczko,
przyjmij wyrazy 🙁
Nie chce bulkać, bo się gazy ulotniły, na mój rozum… Walnąć drożdży winnych trochę? No wiecie co, taka strata 🙁
Kochani poł godziny temu wróciłam do domu a Marek właśnie jedzie do siebie … to była bardzo intensywna i emocjonalna wyprawa … niestety nie mogę przeczytać Waszych komentarzy i raczej już dziś tu nie zajrzę bo muszę się wyspać (bo snu na tej wyprawie prawie nie było) i potem przygotowac się na drugi wyjazd zagraniczny jutro raniutko …. bardzo dziękuję Markowi bo to wspaniały towarzysz podrózy … Pawłowi i jedo Ani dziękuję za przemiłą gościnę i wielką pomoc w całym naszym pobycie w Austrii …
Pan Lulek Kochany to najmilszy człowiek na świecie … całuski Panie Lulku i niech Pan wszystko robi jak Panu Marek powiedział …
sprawozdam Wam wszystko po kolei jak wrócę a teraz tylko napiszę, że nie oddałabym ani jednej minuty z tego wyjazdu …
Dzien dobry,
Alicjo, czy w czasie wakacji bedziesz zagladac do blogu? Lubie Cie czytac i sluchac muzyki wiec mam nadzieje, ze tak.
Wyrazy wspolczucia dla Hani…
Jolinek i wszyscy Lulkowi wyprawcy, jesteście wielcy jak Alpy 🙂
Alino,
wakacjując, zawsze targam ze sobą mojego „malucha”, albo korzystam z gościnnych komputerów i nadaję 😉
U mnie środek nocy, ale wczoraj poszłam spać z kurami – o siódmej rozpętała się burza, gdzieś pieron strzelił i wysiadła elektryka oraz wiadomo, internet. Ani czytać, ani pisać, ani co. No to spać. Obudziłam się przed drugą w nocy, dla mnie ponad 6 godzin spania to ho-ho, jak dużo, więc teraz markuje nocnie.
Jolinku,
szczęśliwej nastepnej podróży, nie mogę sie doczekać sprawozdania. Gdzie pędzisz tym razem i na jak długo?
No a skoro u was już dzień, i lato, truskawki już „zeszły”, wisnie też…. no to posłuchajcie na dobry początek – mnie to się kojarzy z zeszłoroczną podróżą do Polski, radio nadawało to bez przerwy.
http://www.youtube.com/watch?v=EOs2TSXTOkQ
Komunikat:
PL juz po sniadaniu,
J51 w domu,
M2 w autobusie,
JA w robocie.
Serwusinek!
Haneczko,
to pewnie dlatego (9:27) nie moge wcisnac sie w ubiegloroczne spodnie ? 😀
…no i serdeczne wyrazy wspolczucia z powodu zejscia baniaka z winem 🙁
Dzisiaj kurkujwmy chyba po raz ostatni w tym sezonie, bo kurki ostro w górę idą cenowo. Część gotowych już zamroże na święta gwiazdkowe. Taki od kilku lat zwyczaj wprowadziłam – tu choinka pachnie, buro za oknem, a tu kurki złote na talerzu… Lubię to. A Lulkówka przyśni mi się w nocy pewnikiem. Trzymaj się Pan, Panie Lulek.
W moim komentarzu chciałbym nawiązać do wszystkich tu poruszanych problemów, przytaczanych zdarzeń a także tytułu dzisiejszego wpisu.
Będzie więc o wodzie do picia przy jedzeniu. Przynajmniej cztery-pięć razy w tygodniu jest to jedyny napój używany u nas do posiłków. Prosto z kranu, po chwili oczekiwania aż będzie leciała zimna do dzbanka. Dzbanek na stół. Szklanka albo dwie na twarz.
Nie wyobrażam sobie życia w krajach basenu śródziemnomorskiego. Byłem w zaledwie dwóch ale wszędzie ta woda kupowana w plastikowych butelkach! Ta z kranu nadaje się jedynie do ?
U Pana Lulka szejkowie połapali się i wykupili wodę źródlaną i on teraz musi pić co innego. Alicja niemal brzydzi się kranówą – co raz i do tego sklepu za rogiem myk. Stanisław zmuszony był przerzucić się na włoskie wina, haneczka nastawiła domowego a pluszak kupił sobie maszynkę do gotowania wody.
Czy jeszcze ktoś tu pija wodę z kranu?
pluszak nic jeszcze nie kupił, tylko rozmyśla nad kawiarką
korekta do mojego porzedniego komentarza:
pluszak rozmyśla
Kochani,
Tak,ja piłam wodę z kranu przez całe wakacje spędzone we Francji.
Francuzi piją regularnie kranówę,bo po prostu jest smaczna
i nadaje się do picia.
Oczywiście piją nie tylko wodę !
Jak się domyślacie trudno przetrwać tylko na wodzie 🙂
Kosztowaliśmy wina sabaudzkie,bo urlopowaliśmy w Sabaudii
właśnie. Do wina sery ichniejsze – tome de Bauges et reblechon.
I dlaczego wakacje już się skończyły ??? !!!
ASzyszu,
ja pijam,
my pijamy,
nawet gosci kranowa czestujemy
i jeszcze nikt sie na nas za to nie pogniewal.
Dzieciom w szkolach kaza pic kranowe zamiast tych wszystkich sprajtow, coli i podobnego badziewia. No i gut. Bo wode pitna mamy z gor doprowadzana akweduktami. Ale nie wszystkich los tak laskawie obdarowal. Prawobrzezny Wieden np. musi zadowolic sie mixem zrodlanej z uzdatniona, ale tez pija z kranu.
Takie katastrofy od rana. Haneczko, Twoje muzeum też podobno grozi katastrofą. Wyrazy współczucia.
Czy ktos wie, co z Wojtkiem z Przytoka. Albo z Kartką z Posróży. Byłem w Santiago i zastanawiałem się, czy może nie dotarłem tam w tym samym czasie, ale nikogo o podobnym wyglądzie wśród pielgrzymów nie dostrzegłem.
Zdjęcia Marka zawsze podziwiałem. A wina ostatnio pijam portugalskie, choć i włoskie ostatnio piłem – Rosso di Montalcino. W umiarkowanej cenie, za to jakościowo po prostu doskonałe. Cena jeszcze bardziej się umiarkowała z racji rabatu. Taki system był – kupując karton (6 butelek) dostaje się upust 10%. Działało to tak sobie. Teraz udoskonalono. Mozna kupić 6 różnych butelek z tym samym rabatem. Jak sie kupi 5 butelek po 200 złotych, kosztuje 1000. Jak się kupi 5 butelek po 200 złotych i szóstą za 50, kosztuje 945.
Bardzo przepraszam za irytująco fatalną literówkę. Oczywiście miało być „Kartką z Podróży”.
Haneczko, ooo… 🙁 Przynajmniej nikt nie jest winien.
Ja mam na sumieniu gąsior już gotowego wina porzeczkowego, który w rodzinnym domu stał na podłodze w sypialni, a ja go, niechcący, szwedzkim chodakiem, u samej podstawy… 😯
„Przypadkowy gość” na Markowej wystawie wygląda na konesera 😉
Poczytałam do tyłu i powiem Wam, że zaskoczyła mnie rada, aby w trakcie diety odchudzającej unikać wysiłku i to ze względów zdrowotnych 😯
Nadwaga (głównie tkanka tłuszczowa) to zapas energii. Organizm gromadzi go na ciężkie czasy. Jak nakłonić własne ciało do sięgnięcia po te zapasy? Prosta sprawa, zmienić bilans energetyczny tj. zużywać więcej energii niż potrzeba do utrzymania status quo. W stanie spoczynku nasz organizm zużywa ca 1000 kcal na utrzymanie procesów życiowych. Czyli głodząc się (bo dieta 1000 kcal to prawie głodówka) i nie ruszając nie tracimy ani grama tłuszczu. Na dodatek organizm sięga po zapasy energii z nieużywanych mięśni (w tym sercowego) i osłabia je. Nasza kondycja słabnie, a wagi nie ubywa. Mięśnie funkcjonują tylko, jeśli są permanentnie używane, wie to każdy, kto raz miał kończynę w gipsie. To samo dotyczy mięśnia sercowego. Stały trening bez nagłych ekscesów zapewni mu dobrą kondycję. Jeśli mięśnie są w stałym użytku, organizm musi sięgnęć po inne zapasy czyli tłuszcz. Zmniejszenie dopływu energii i zwiększenie jej wydatkowania, to najlepszy sposób na pozbycie się nadmiernych kilogramów 🙂
Aszyszu,
u mnie w kranie jest woda źródlana.
Bardzo ciakawy reportaż!
I raz jeszcze – wielkie dzięki Państwu za wszystkie życzenia i toasty z okazji moich urodzin!!!
Wzajemnie – najlepszego!
😀 😀 😀
Ja też piję kranówkę i każę ją również pić dzieciom – ku rozpaczy teściowej, która wszystko musi mieć przegotowane. Woda jest z własnej studni, dość płytkiej bo ok. 11m, ale była kilkakrotnie badana i wszystkie parametry ma w porządku.
Teraz nie pijam, ale we wrzesniu znowu bede pijala. Kranowka w Holandii jest fantastyczna, wiec minaralna kupujemy tylko gazowana. W Poznaniu zreszta tez kranowe pijalam.
Moja tesciowa jak idzie do restauracji to prycha z oburzeniem jak jej mineralna na stole postawia i zyczy sobie przyniesc karafke wody z kranu.
Dla Stanisława
http://kartkazpodrozy.blog.onet.pl/1,AR3_2009-08_2009-08-01_2009-08-31,index.html
Od lat nie piję i nie używam do gotowania kranówki. W Warszawie jest po prostu obrzydliwa. Co drugi dzień przynosimy 10l wody oligoceńskiej, bo 400 od nas jest studnia. Do szklanek lejemy kupną wodę mineralną.
W czasie naszej wizyty w Krakowie moja siostrzenica ostrzegła nas przed tamtejszą kranówą, ona nawet waha się, czy myć zęby tą wodą 😯 Córka przyjaciółki tamże, po przeprowadzce do innej dzielnicy nabawiła się problemów ze skórą 😯
W Malborku woda była obrzydliwa, ale w Łebie bardzo dobra, przynajmniej na herbatę, bo poza tym piliśmy piwo 😉 W podróży mamy zawsze ze sobą 10-litrowy kanister z wodą, najpierw z domu, później z dobrych studni. We Włoszech znam kilka miejsc ze wspaniałą wodą źródlaną, gdzie zaopatrują się tubylcy z bliższej i dalszej okolicy.
M.in. w Cassino (Terme Varroniane), górach Aspromonte, na Sycylii (St. Alfio) itd. Na Sycylii jest wspaniała woda z bazaltowych źródeł wokół Etny.
Kranówa bywa bardzo dobra we Francji i we Włoszech, także w Hiszpanii i Portugalii. W Finlandii też bywa dobra. Ale we Włoszech bardzo często na fontannach jest informacja, czy aqua potabile czy non potabile. Jak potabile, zazwyczaj bardzo dobra.
Jeszcze w Norwegii można brac bardzo dobrą wodę prosto ze strumieni i z wodospadów. W wielu miejscach Szwajcarii też
Witam, zgadzam się z Nemo, że nie ma żadnych powodów, aby w czasie diety ograniczać ruch.Wręcz przeciwnie,zwłaszcza że dieta ,którą stosuje YYC ,zdaje się że kopenhaska wcale nie jest taka drakońska,jeśli chodzi o ilość spożywanych produktów. Osobiście dawno temu przerzekłam sobie po podobnej diecie, że nigdy więcej podobnych nakazów co do rodzaju i kolejności dań. Wolę zwyczajnie mniej jeść na co dzień, a raz w tygodniu nie jem nic, piję tylko soki i wodę , niestety mineralną lub przegotowaną. Jednak wielu osobom to pomaga schudnąć.Dlatego popieram YYC i trzymam za niego kciuki. Warto pomęczyć się 13 dni i zobaczyć efekty na wadze. W każdym razie jazda na rowerze i wiosłowanie są bardzo w tym czasie wskazane.
errata:
* 400 metrów od nas…
Nikt nie odpowiada, co z Wojtkiem z Przytoka. Czy coś nie tak na tym punkcie było? Pytam, bom zupełnie nie świadom.
@ Nemo (W czasie naszej wizyty w Krakowie moja siostrzenica ostrzegła nas przed tamtejszą kranówą, ona nawet waha się, czy myć zęby tą wodą) – To jakaś bzdura a w każdym razie przewrażliwienie. Większość Krakowa ma wodę z ujęcia dobczyckiego na Rabie. Sama (mieszkając w tej właśnie części) do picia zlewam (z przyzwyczajenia) i chłodzę przegotowaną; biorę też oligoceńską bo jest mnóstwo ujęć, kupuję mineralną – wszystko dla jak największej różnorodności. Ale znam wiele rodzin – w tym z małymi dziećmi – które (dla jeszcze większej różnorodności 😉 ) piją (też) wprost z kranu…
Jeśli ktoś żyje pod kloszem czy w innym hothausie 😉 – dostanie takich czy innych wstrząsów już po pięciu minutach na zatłoczonym pięcioma osobami przystanku tramwajowym 😀
PaOlOre, jestem zdegustowana postawą Twoich spodni 😯 Nie dorosły do Ciebie 👿 Rzuć je 😀
Pan mąż się zawziął. Kupuje nowy gąsior, na winogrona.
Oczywiście, że pijemy kranówę, ale nie wyłącznie, oj nie 😉
a cappello,
jakie walory ma przegotowana, ochłodzona woda z kranu? Toż to prawie jak picie deszczówki 😯
Pewnie że wszystko jest kwestią przyzwyczajenia i indywidualnej odporności. Dawniej zdarzało mi się reagować na widok Holendrów pijących wodę z naszego lokalnego potoku nad którym 500 m wyżej leży rolnicza wieś z 800 mieszkańcami, ale Osobisty uświadomił mi, że Holandia czerpie swe zasoby wodne z Renu, a ludzie tam żyją i są nawet długowieczni 😉 Tak samo woda krasowa w jaskini turystycznej pod inną wsią nie zabije Hindusa, a miejscowemu zaszkodzi 🙄
Pomiary poziomu tlenku węgla we krwi osób przejeżdżających tunel św. Gotarda wykazały, że poziom CO najbardziej wzrastał u osób niepalących, podczas gdy notoryczni palacze prawie nie reagowali na tę truciznę 😯
mt7, bardzo dziekuję. Piszę z doskoku i czasem sporo czasu mija od rozpoczęcia do wprowadzenia tekstu. Wtedy różne łajzy mijają. Dlatego przeoczyłem informacje dla mnie. Widzę, że Wojtek ciągle idzie naprzód. Przeszacowałem jego możliwości.
Zrobiłam konfitury. Morelowe z owoców z zaprzyjaźnionego drzewa i figowe z tego samego ogrodu. Część fig usmażyłam z dodatkiem świeżego soku pomarańczowego, część z dodatkiem sherry. Za kurki podarowane starszej sąsiadce dostałam 1,5 kg jeżyn, ale takich, co nie przepadam, bez kolców. Zrobię galaretkę. Kombinuję, co by tu zrobić na podwieczorek.
Jeżeli chodzi o kranówkę to nie jest problemem sama woda czy ujęcie wody ale infrastruktura. Woda na wejściu do sieci jest wzorcowa, parę kilometrów dalej, po przejściu przez sieć mającą 20 lat, już nie jest taka dobra. Problemem też są kawałki sieci na których jest mało odbiorców wody, ruch jest minimalny i różne świństwo ma czas się rozwinąć.
Pawle, to ważne. Niektórzy twierdzą, że ołowiowe rury używane w rzymskich sieciach były jedna z najważniejszych przyczyn upadku Cesarstwa Rzymskiego.
No właśnie. A woda oligoceńska, trzymana w plastikowej butelce na słońcu, również nabiera szczególnych walorów zdrowotnych 😉
Póki co będę w tym tygodniu jeszcze mocno z doskoku,
bo po urlopie spadło na me biedne barki mnóstwo roboty.
Mam nadzieję,że w przyszłym tygodniu uda mi się pobyć
z Wami trochę dłużej.
Pozdrawiam tych co piją wodę,wino oraz wszelkie pozostałe
płyny w różnych kolorach i natężeniach 🙂
Z Renu? Gdzie z Renu? Z wydm. Przynajmniej czesc nadmorska ma wode z wydm. Pieknie przefiltrowana.
woda z wydm? pewnie wielblady wyciskaja,
polazlem do piwnicy, bo mnie Stanislaw przestraszyl, popatrzec na rure, olowiana jest, jak zloto, pewnie niedlugo upadne, a taki klawy zyciorys wiodlem
ASzyszu ,
ja się kranówą nie brzydzę, tym bardziej, ze mamy znakomitą, choć z jez. Ontario, ale tak uzdatniona, że pije się jak ze studni. Jak się chce bardzo zimną, to trzeba dzbanek do lodówki.
Ja tylko napisałam, że wolę szlachetniejsze trunki – przytoczyłam powiedzenie mojego przyjaciela, że woda jest dla zwierząt, a ludzie mają rozum.
On preferuje złocisty napój, co do mnie – wiadomo, ale przecież cały dzień na tym nie można pociągnąć, no, najwyżej w porywach 😉
Andrzeju, prześlij mi Twoje namiary adresowe i telefoniczne – uzupełniam książkę adresową i jakbyśmy się mieli spotkać, to dobrze byłoby wiedzieć, za którym rogiem – no i skomunikować się, jakby co.
Marku-Misiu2 ,
Ty też pchnij do mnie Twój numer telefonu via e-mail, bo zauważyłam, że nie mam, a czasem trzeba pogadać.
Ciekawe opinie o Polakach:
http://kulturaliberalna.pl/2009/05/18/czy-polka-polak-w-ogole-moga-miec-wady/
„…In the Netherlands 65% of the drinking water is extracted from groundwater. A quarter of the groundwater wells, in particular those on the sandy soils in the east and the south of the country, face rising levels of nitrate, mainly of agricultural origin. In 1998 the Dutch Government launched a policy (MINAS) which aims at a drastic reduction in nitrate leaching by 2010. However, this program will not achieve a sufficient reduction in leaching on the dry sandy soils in the east and south of the country. As a result, drinking water companies are facing purification costs of US$ 35?70 million/year, by the next century…”
Z wydm, czyli przefiltrowana przez piasek woda z Renu 😉 Wody gruntowe na terenach poniżej poziomu rzek pochodzą przeważnie z tych rzek. Zwłaszcza jeśli grunt nie jest skalisty i nieprzepuszczalny.
http://kulturaliberalna.pl/2009/04/19/ludozercy-i-wegetarianie-przyczynek-do-historii-kuchni-europejskiej/
Linki do piosenki nie zamieszczę, bo nie umiem; uśmiechnięte mordki oglądam w cudzych wpisach, ale sobek nie jestem i też mam dla Was prezent. A są to dwa cytaty w „wyniosłej wieży” Barbary Tuchman
„Na rok przxed śmiercią królowa (Wiktoria) wracając swoim jachtem z wizyty w Irlandii cierpiała z powodu wzburzonego morza. Po szczególnie silnym uderzeniu fali o burtę wezwała swego prywatnego lekarza i powiedziała, naśladując nieświadomie swoją odległą poprzedniczkę: – Sir James, proszę natychmiast pójść, przekazać admirałowi moje pozdrowienia i powiedzieć mu, że to nie może się więcej powtórzyć”
Rozdział drugi tej interesującej pozycji zaczyna się od takiego akapitu :
„Wizja społeczeństwa bezpaństwowego, bez rządu, bez prawa, bez własności, w którym człowiek po usunięciu skorumpowanych instytucji miałby możność stać się tak dobry, jak Bóg chciał go widzieć, była tak urzekająca, że w ciągu dwudziestu lat przed rokiem 1914 zamordowano dla niej sześć głów państwa”.
http://kulturaliberalna.pl/2009/07/20/lecker-sledzik-jego-nac/
skoro juz o rybach bez glow
Jeden asceta zachorzal od picia wody zrodlanej i w koncu go przekonali zeby piwo pijal jesli chce swoja asceze kontynuowac. W Alice Springs w Czerwonym Centrum australijskim powiedziano mi ze wody malo i trzeba oszczedzac, pragnienie gasic piwem a woda tylko do mycia. Skuteczne, sprawdzalem.
Teraz od 3 dni pijam tylko wode (poza jednym kubkiem kawy rano) i juz mi bokiem wychodzi a tu jeszcze 10 dni zostalo.
W Calgary kranowka dobra ale po co sie meczyc kiedy piwa i wina pod dostatkiem. Soki lubie ale glownie z alkoholem. Najlepszy to swiezy wycisniety grapefruit z lodem i wodeczka. Trzeba zaznaczyc, ze tutejsze grapefruity sa doskonale i cholernie soczyste. Tutejsze to znaczy z poludnia (Kalifornia, Floryda). Jeden wystarcza na szklanke drinka 🙂 W restauracjach jest zwyczaj, chyba w calej Kanadzie i w USA (przynajmniej tam gdzie bylem) ze na samo wejscie daje szklanke wody z lodem (kranowki) i polewaja przez caly czas. Malo kto wiec zamawia wode oddzielnie chyba, ze sie chce „gazatta” za co trzeba juz placic. Na tyle sie przywyka, ze w Europie dziwi jak nie podaja od razu a trzeba zamawiac. No ale na pewno sa na swiecie miejsca ze wody malo albo niepewna. W Sudanie pijalismy wode prosto ze studni i tylko trzeba bylo odczekac nieco zeby to brazowe opadlo. A w zirach w cieniu caly dzien byla mila i chlodna mimo upalow. W tropikach polecam drinki a w nich tyle lodu ze juz wody oddzielnie pic nie trzeba. I jeszcze przed malaria uchroni 🙂
yyc,
to przyjmij wyrazy… jak na Twoje upodobania płynowe, będziesz cierpiał te kilkanaście dni, oj bedziesz 😉
Właśnie – podawanie szklanki wody z lodem (kranówa, a jak!) w restauracjach. Bardzo mi się to podoba, możesz wypić albo nie, ale woda jest, nie musisz zamawiać perrier czy czego tam. Poza Kanadą i Stanami nie spotkałam się z tym zwyczajem.
Moim zdaniem we Francji powinni w ten sposób serwować wino stołowe, do wyboru – białe lub czerwone, w Niemczech i byłej Czechosłowacji – piwo, w krajach nadbałkańskich rakiję, w Rosji… samogon? 😉
Lecę na pocztę.
a na poczcie znaczki?
Witam!
Tylko herbata.
http://facet.interia.pl/ciekawostki/roznosci/news/napoj-dziewic-robi-furore,1348107,4823
Alicja projekt podawanie we Francji….i gdzie indziej bardzo dobry. Samogon moze byc nieco zgubny ale co tam 🙂
We Francji pamietam w 1976 roku, pierwszy wyjazd z PRL-u, ze przez pierwsze dni kupowalismy coka-cole 2 litrowa po 4 franki az sie kapnelismy ze najtansze wino stolowe bylo w tej samej cenie (albo mniej). Wiec jak tu pic cole. Mieszkalismy na Rue de Regard blisko bulwaru Raspail (czy jak sie to pisze) a niedaleko zdaje sie byl bulwar Montparnasse i taki samotny czarny wiezowie (tour Montparnasse?) A na bulwarze Saint-Germain (tez niedaleko) polska ksiegarnia i zakazane ksiazki. Pierwszy zakup jednak to przewodnik „Polak zwiedza Paryz” bardzo dobry, pamietam cena 17 frankow co wtedy nie bylo malo dla Polaka zwiedzajacego.. Potem sie kupilo „carte orange” (48 frankow) miesieczna zeby swobodnie sie poruszac komunikacja miejska. To byly czasy i te bagietki prawdziwe i te pelne sklepy spozywcze i te targi. W Polsce zaczynal sie pozny Gierek i pomalu w sklepach na polkach zostal ocet i zielony groszek. Wladze dbaly zeby obywatele nie spasli sie. 12-ta potega swiata jak gloszono 🙂 Na granicy przy powrocie dreszczyk czy zabiora ksiazki ale pociag pelny i poszlo gladko 🙂
yyc,
nie pleć bzdur. W 1976 nie było w Polsce pustych półek, a według ówczesnej propagandy Polska była 10. potęgą gospodarczą 😎 Jaroszewicz postanowił podnieść ceny cukru i mięsa. W lipcu wprowadzono kartki na cukier. Latem była susza w całej Europie. Głodowałam wówczas w Belgii na międzynarodowym obozie speleo. Przez 2 tygodnie chleb z waty, margaryna, syrop z melasy, nesquik z zimnym mlekiem na śniadanie, na obiad sandwicz, kolacja gotowana, ale zawsze przymało. Do tego codziennie ostry program jaskiniowy i wycieczki po belgijskich atrakcjach. W autokarze z tęsknotą wspominaliśmy potrawy postne w Polsce. Wieczorami Węgrzy wyciągali salami, a my mielonkę w puszkach. Po kilku dniach tej diety i pilnowania lodówki Belgowie słaniali się na nogach i jechali do domu pojeść, a my ostentacyjnie robiliśmy skakankę z kawałka liny i czekając na transport do kwatery w Ardenach skakaliśmy sobie 😉 W polskim dniu, kiedy my gotowaliśmy, nareszcie wszyscy się najedli zupą jarzynową i schabowym 😉 Ależ byłam wtedy szczupła!
Pyro, jak miło, że Tuchman się sprawdza 😀
Goście, niezapowiedziani, przepadam 🙄 Wino w nowej butli pracuje jak zwariowane 😀
A to kwiatki co sobie wczoraj sprawilem
http://picasaweb.google.ca/Slawek.yyc/Mieczyki#slideshow/5369104375217157826
Lato 1976 pamiętam dokładnie jak żadne. Na egzaminie z ekonomii politycznej dowiedziałam się o przemówieniu Jaroszewicza (kto w czasie sesji miał głowę do słuchania wiadomości 🙄 ), musiałam mieć nieźle głupią minę w odpowiedzi na pytanie, co ludzie mówią o podwyżkach?
Jakich podwyżkach? 😯
Później praktyka kartograficzna w Karkonoszach, wyjazd do Belgii, stamtąd do Szwajcarii, pierwszy trzytysięcznik (3605m), potem Tatry…
Yyc, super, no i podlewac nie trzeba
Nie trzeba.
A tu pare roznych z roznych okazji. Pare tzn chyba ze 30 🙂
Siedze dzisiaj w domu wiec sie bawie. Za 3 tyg z groszem lece na zjazd szkolny to mi sie stare spotkania przypominaja.
http://picasaweb.google.ca/Slawek.yyc/AleToJuzBylo#slideshow/5369109344680682194
U mnie pogoda cesarska, +30 cesarzy. Od paru dni piasek w oczach (myślałam, że z bezsenności), łzy i jeszcze nieprzyjemny ból głowy. Tak, jak zapchane zatoki, coś w tym stylu.
Chyba coś kwitnie, co się ze mna nie zgadza 🙁
Pozdrowienia dla Pana Lulka.
Witam wszystkich z domowego komputera.
Od poludnia odsypiam zaległości – trzy noce prawie nie przespane . Dwie przejechane a jedna zagryziona przez komary. Lulkowi za gorąco pod Pyrową pierzyną i otwiera drzwi na balkon . Burgenlandzkie komary jak meserszmity. Wdzierają się przez najmniejsze szczeliny.
Dzwoniłem do Lulka przed godziną . Głos już normalny , mówi ,że przespał całą noc i nie potrzebował dodatkowej porcji kropelek. Był u lekarza , ten kazał dużo odpoczywać. Ja mogę dodać ,że powinien dużo jeść, bo z tym były ostatnio poważe problemy. Nie z powodu braku apetytu tylko raczej pustej lodówki…
Miejmy nadzieję ,że weźmie do serca co mu gadałem przez cały czas pobytu. Jest małe światełko…
Piotr dziś opisał pobyt w mojej pracowni i na wystawie fotografii w Muzeum i tkanin w Galerii.
Jedno pragnę sprostować moja wystawa towarzyszyła wystawie „Chleb ludu wędrującego” zorganizowanej i wymyślonej przez Kasię Mróz. Przygotowywała ją przez dwa lata . Ja swoją zrobiłem przez trzy tygodnie.
W czasie mojego pobytu w Austrii zadzwonił ksiądz proboszcz, pochwalił moje zdjęcia , omówiliśmy też szczegóły i termin przewiezienia wystawy z Muzeum do kościoła gdzie będzie prezentowana i poprosił mnie o zrobienie zdjęć z pobytu Prymasa 30 sierpnia w Myszyńcu. Mówił też o kolejnej wystawie…
Oj, wstydze sie.
Wczoraj napisalem „waha” z „ch”. Coz, matura 42 lata temu, a polski teraz tylko z doskoku.
O dietach tylko jeszcze krotko. To co ja mam pod „Kopenhaga” to drakonska rzecz. Przyniosla w 13 dni kiedys najwiecej, ale pod koniec zaczelo mi migotac przed oczami. Oszacowalem to na jakies 800 kalorii dziennie. Ja teraz gotuje tzw.”zupe Kwasniewskiego”, znaczy kapuscianke ze swiezej bialej wraz z wieloma warzywami i pikantnie, z ostra papryka. To sie da jesc, jest cieple, co tez duzo znaczy (przynajmniej przez pierwszy tydzien mi nawet smakuje). Do tego ale wylacznie surowe owoce i warzywa, za to w dowolnych ilosciach. Te 15 funtow tez sa gwarantowane, a nabor wody po przejsciu na normalny tryb uwzgledniony.
Co do wody. Pijam w pracy codziennie litrowa butelke kupnej. W domu juz raczej inne rzeczy. Przy czym zdradze, ze wg. mnie: najlepsze wino to piwo.
Lece na dol, bo na piecu grzybowa na rosole – ulubione danie mojej wnuczki.
Pozdrawiam wszystkich
pepegor
yyc,
jakoś się w Polsce spikniemy, jak nie doskoczysz do Zjazdu Łasuchów, to u Pyry albo Starej Żaby, z nimi się będę kontaktowała, jakby co, zostaw wiadomość.
Ja umówiłam się na nieformalne spotkanie z kumami z klasy, ciekawam, co z tego wyjdzie.
Jerzor zapowiadał już od dawna – tylko mi się z nikim nie umawiaj, bo potem będziesz mnie ganiać po całej Polsce i nie będzie czasu odpocząć!!!
Naiwniak czy co?! A kiedy podróże że mną były odpoczynkowe?! Odpoczywa się w ogródku na fotelu, popijając kranówę czy co tam…
Tu Żaba, tu Żaba!
Rajd pojechał dalej. Miało być trochę spokoju i oddechu a tu tragedia: Ali yorka koń trzepnął, albo rozdeptał, w każdym razie na śmierć. Dziecko miało zapowiedziane, ze z pieskiem nie może chodzić na pastwiska, bo ten pchał się koniom pod nogi kompletnie bezmyślnie. Jak wyjeżdżałam z garażu to na wszelki wypadek ładowałam go do samochodu i wypuszczałam dopiero jak zamknęłam bramę, co by go nie rozjechać. Teraz prowadzę terapeutyczne rozmowy z dzieckiem, zamiast mu prosto z mostu nawrzucać, że tak się kończy jak się nie słucha dorosłych.
U mnie króluje kranówa, aqua pura magistrata – studnia jest 70 m głęboka, gdyby do tej samej wody wiercić ode mnie to byłoby ze 100 m. Oprócz wody magistrackiej mam własną studnię, używaną w momentach awaryjnych. Kiedyś było w niej dosyć wody dla nas i zwierząt, ale po melioracji w 1989 starcza na tydzień i potem trzeba czekać „aż najdzie”.
Też nie wiem co z Wojtkiem
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-08-12.html
Dobry wieczor,
yyc, sympatyczne zdjecia i wyczuwalna radosc ze szkolnych spotkan.
Lubie tez patrzec na kobiece portrety Marka.K.
yyc u Fiedlera w Puszczykowie. W dziecinstwie zaczytywalem sie a teraz juz niestety nie 🙂
http://picasaweb.google.ca/Slawek.yyc/Puszczykowo#slideshow/5369183260268406322
Alino pierwsze spotkania klasowe to wlasciwie ja organizowalem w tym sensie ze dzwonilem do znajomych przed przyjazdem i tak zesmy sie nagrywali. Teraz jedna z kolezanek organizuje. W tym roku ma przyjechac wiecej ludzi bo i zjazd szklony jest. Nawet dziewczyna z Coritiby w Brazylii i jedna z Chicago co jej w Kraju nie bylo z 15 lat. Do tego Francja i Niemcy nie wspominajac Polski no i samego Kalisza. Ta kolezanka organizatorka zrobila albumy, liste adresowa itd wiec mamy juz mala biblioteczke, filmoteke no i najwazniejsze kontakty. Ma byc w tym roku ze 25-28 osob. Z jednej klasy to niezle. Czasem mamy profesorow. Ostatnio sie spotykamy u kolegi w ogrodku. Drzewka, parasole i piaskownica. Ma tez takie zadaszenie z boku i grila w kacie (zdjecia). Taka jakby wneka w ktorej jak narazie sie miescimy. Do tego kolega porzadny bo nas potem po kolei rozwozi swoim vanem do domow (hoteli). Ja naogol z ostatnia partia 🙂
Doczekac sie nie moge.
Spotkania szkolne. Byłam na jednym formalnym z okazji 50-lecia naszego L.O. a potem sporo nieformalnych, bo jak lecę, to skrzykiwam, kogo tylko mogę. Teraz też nam się tak szykuje, liczniejsze niż zwykle, bo Jadzia południowoafrykańska i ja z jednej klasy itd… i zjeżdżamy w tym samym czasie, i już się zmawiamy od dawna, podstawówka i ogólniak… a potem jeszcze inne będą.
Mnie się bardzo podobają te spotkania. Może dlatego, że tu mieszkam, a tam jest *DOM* ten najpierwszy, rodzina, przyjaciele.
Motorem do takich spotkań byłam ja, teraz jakoś samo leci… no, trzeba się spotkać! Raz na rok!
😉
http://alicja.homelinux.com/news/Zjazd%20LO-1995/
Oj, powinnam przerobić (lepsze skany) i podpisać.
No to jak chwila bedzie …
@ Nemo: (a cappello,
jakie walory ma przegotowana, ochłodzona woda z kranu? Toż to prawie jak picie deszczówki )
Zareagowałam na kontekst „w Krakowie jest rzekomo tak niebezpieczna kranówa, że aż ‚nieodwaga’ 😉 myć zęby”.
Kiedyś – ćwierć wieku temu – faktycznie była niesmaczna, chlorowana. I z tamtych czasów niektórzy mają nawyk gotowania i „życzenia sobie” przegotowanej: ‚per se’ 😉 , z cytryną, z tradycyjnie przygotowanymi sokami, etc.
„Walory” to ja pozyskuję najczęściej ze spożywania wielkiej ilości surowych owoców i warzyw od mojej Mamy i z równie pewnych źródeł. W drugiej kolejności – z naturalnie gazowanych wód mineralnych (bo je od zawsze lubię, zwłaszcza popradzkie) 🙂
O wielkiej zdrowotności deszczówki i innych wód miękkich słyszałam bardzo napuszony wykład właśnie w „renomowanym” popradzkim spa dla aktywnych… Polskim spa, nie szwajcarskim, ale nawet polskie może poprawić humory tudzież ogólne samopoczucie. Oraz pomaga zbić te kilkanaście zbędnych kg — a o to przecież chodzi! 😀
Poza tym przegotowana woda przydaje się do żelazka, do samochodu (zapas do umycia rąk a nawet wlania do spryskiwaczy), etc., etc. Do umycia zębów też może ywentualnie być… 😆
Caly jestem w zazdrosci. Syn mój ukochany przeprowadzil konnferecje w cztery oczy z lekarzem i oglosili wyrok. Zaden wyjazd i pelne oszczedzanie sie. Na temat momentów nie bylo mowy. Domyslilem sie, ze skoro niema zakazu. Zeby tak jakas znajoma Pani zaopiekowala sie rekonwalescentem.
Dla wiekszosci innych gosci w najlepszym przypadku oddam jeden pokój zamieniajac, zatrzymójac pozostaly jako dwuosoboy z jednoosobowym, podwójnym lozem bez deski rozdzielczej.
Chrapac nie bede i chyba srodki nasenne odstawie.
Prosze o akceptacje nowej metody leczenia
Pan Lulek