Zanim przyszli Turcy
Tym razem ze znanej już Wam książki ukraińskiego autora Mykoły Mańko przytoczę fragment rozdziału o mało w Polsce znanej kuchni klasztorów rumuńskich. Będzie też niezły przepis:
„Początki monasteru Neamt sięgają XIV wieku, natomiast jego gruntowna przebudowa, połączona z ufortyfikowaniem, przypada na kolejne stulecie. Wówczas powstały nowe zabudowania klasztorne, trapeza, biblioteka i skryptorium. W 1497 roku poświęcono tu zbudowaną z cegły i kamienia cerkiew Wniebowstąpienia Pańskiego. Ufundował ją mołdawski hospodar Stefan Wielki. Był to władca o wielkiej odwadze, mądrości i pobożności. Jego panowanie przypadło na ciężkie dla kraju czasy: z południa napierała potężna armia turecka, a otoczenie władcy knuło podstępy i zdradę. Stefan ufundował wiele obronnych cerkwi i monasterów i zbudował potężne twierdze, a gdy zmarł, Mołdawia uległa Turkom. Największy rozkwit monasteru przypada na XVIII wiek i związany z osobą Paisjusza Wieliczkowskiego. Święty Paisjusz urodził się w Połtawie na Ukrainie. Od wielu pokoleń w jego rodzinie mężczyźni pełnili posługę kapłańską w miejscowej katedrze. Taką karierę szykowano i dla Paisjusza. W tym celu wysłano go na s dia do Akademii Mohylańskiej w Kijowie. (…) Po kilku latach Paisjusz porzucił naukę i wstąpił do Ławry Kijowsko-Pieczerskiej. Nie odnalazł się jednak w tak bogatym monasterze. Postanowił więc odejść i zostać wędrownym mnichem. (…) Długo wędrował po południowej Ukrainie i Mołdawii. Spotykał się ze starymi mnichami, rozmawiał z nimi. Swoją podróż zakończył na Górze Athos, gdzie zamieszkał w pustelni. Po kilku latach pełnych wyrzeczeń i samotności do Paisjusza dołączyli uczniowie. Późniejszy święty napisał dla nich nową regułę życia mniszego, opartą na dawnych tradycjach prawosławnych. Przywrócił w monasterze instytucję starców i wprowadził zapomnianą już modlitwę Jezusową.
Po kilkunastu latach Paisjusz znów wyruszył w drogę, ale tym razem ze swoją wspólnotą. Na prośbę metropolity mołdawskiego powrócił na rumuńską ziemię i zamieszkał w monasterze Dragomirna. Wkrótce przeprowadził się raz jeszcze i został najwyższym przełożonym w monasterze w Neamt. Do monasteru zaczęli przybywać mnisi z Rumunii, Ukrainy, Rosji, Bułgarii i Serbii. Liturgię odprawiano w dwóch językach: słowiańskim i rumuńskim. Neamt stał się największym klasztorem prawosławnym.
(…)
Pod koniec XIX wieku hospodar mołdawski Aleksander Kuza pozbawił monaster wszystkich dóbr i podporządkował władzy świeckiej. Mnisi z Neamt na znak protestu opuścili monaster i przenieśli się do należącej do Rosji Besarabii. Klasztor popadł w ruinę.
Po kilkudziesięciu latach, na fali odrodzenia narodowego, monaster odżył. Dziś mieszka tu około stu mnichów, przy klasztorze powstało seminarium, działa drukarnia i biblioteka. Dzięki ofiarności pobożnych Rumunów Neamt ciągle się rozwija. Klasztory rumuńskie słyną z dobrej kuchni. Oprócz pradawnych potraw pasterskich, takich jak mamałyga czy balmos, Rumuni chętnie spożywają, przejęte z kuchni tureckiej, faszerowane papryki czy musakę. Na deser serwują znakomite placki twarogowe ze śmietaną i konfiturą. Warto dodać jeszcze, że kuchnia rumuńska może się pochwalić największą ilością potraw z ziemniaków.
Balmos
1 l domowej śmietany, 200 g mąki kukurydzianej, 200 g świeżej owczej bryndzy, sól
Śmietanę doprowadzić do wrzenia, posolić, wsypać do niej, mieszając, przesianą mąkę kukurydzianą. Gotować na małym ogniu 5 – 10 minut. Następnie masę dobrze wymieszać, by nie pozostawić grudek i gotować tak długo, aż na powierzchni masy pojawią się krople tłuszczu ze śmietany. Gotowy balmos powinien być średnio gęsty, żółty i lekko kwaskowy w smaku. Balmos podajemy na gorąco, posypany rozdrobnioną bryndzą, ze zsiadłym mlekiem do picia.”
Bryndzę mam, śmietanę też, o soli nawet nie wspomnę. A mąki kukurydzianej kilka gatunków mogę kupić dwa piętra niżej czyli w sklepie Viva Natura. Ruszam do roboty.
Komentarze
U mnie dzisiaj też bryndza.
Wczoraj wpadłem na chwilę do nowootwartych delikatesów petersburskich tuż przy dworcu. Na razie interes rozkręca się ale już jest obiecująco. Pielmieni i warernników kilka rodzajów w zamrażarce. Krakowska „najprawdziwsza” leży na półce tudzież kilka innych rodzajów wędlin suchych i niekoniecznie. Między nimi świński ozór marki „Kaban” oraz najprawdziwsze ukraińskie „Sało”.
Porozmawiałem z właścicielką Rosjanką. Kilka rodzajów serów tylko co przywiezionych – obiecała na dzisiaj próbki smakowe. Masa słoików z kapuchą, ogórkami i czym tam jeszcze. Najprawdziwsze „konfiety” (między innymi takie z Czerwonym Kapturkiem) wywołujące wspomnienia z dzieciństwa.
Nie zważając na tę bryndzę wpadnę tam dziś na zakupy – zanim przyjdą Turcy.
U mnie też bryndza, ale ta przysłowiowa 🙁 Nie ma ruskiego sklepu, ani nawet tureckiego 🙁 Jest za to Międzynarodowy Rok Kartofla. Pisze Gospodarz, że Rumuni mają największą ilość potraw z ziemniaka. Może i tak, ale żeby się chwalili? Restauracje jakoś nie dają tego po sobie poznać, a prywatnie, to też wszędzie mamałyga 🙄
Podobno średnie roczne spożycie ziemniaków w Europie to ca 100 kg na obywatela, mistrzem jest Białoruś z 340 kg 😯
ASzyszu – o bryndzy w tym miesiącu rozmawiać nie będziemy, jak nie mówi się o sznurku w domu powieszonego. Ponoć dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, oni je po prostu mają. To Pyra już wie, czemu ich nie ma – od biedy mogłaby być damą, dżentelmenem w żaden sposób. Za trzy godziny moje Radyjko dostanie kolejny zastrzyk. Obie z Młodszą mamy już nerwicę na tym tle. Wiadomo – leczony być musi ale on krzyczy! Krzyczy w czasie zastrzyku i długo po nim. Człowiek może konieczność przykrego zabiegu zrozumieć, ale zwierzę, które dotąd z rąk ludzkich krzywdy nie doznało? A zapłacić za ową krzywdę też trzeba
Wszystkim Stasiom listopadowym życzę najlepszego.
Ach, damą być!
http://www.youtube.com/watch?v=oY6DBI4ASZs
Przepraszam, że się wtrącam, ale może psom też można, jak ludziom, przed zastrzykiem zaaplikować lek przeciwbólowy w sprayu ? Proponuję poradzić się lekarza weterynarza. Serdecznie Państwa pozdrawiam.
Dzien dobry, dzisiaj pogada jest dobra, rzesko i moze nawet troche jasniej, prosze nie miec wiec chandry.
A ja znam takie cos: gotuje sie duzego kartofla w mundurku a na patelni smazy sie baklazana, potem trzeba te dwa produkty utrzec ma miazge i wymieszac dodajac sol i pieprz i duuuuzo czosnku i mamy swietna zakaske z bialym chlebkiem, moze byc podpieczony
Wpadłem troche poczytać, ale zostałem sprowokowany do napisania. Pisze Pyra, że od biedy mogłaby dama być. Przesadna skromność do niczego dobrego nie prowadzi. Czytam wpisy pyrowe od wielu miesięcy i nie mam watpliwości, że jest damą wcale nie od biedy.
Pyra jest nie tylko dama (ale nie oziebla) ale ma jeszcze taaaaaaaaaaaaakie dlugie ramiona, ktorymi jest w stanie wszystkich ogarnac i chyba przytulic.
Dzień dobry
środkiem mojej nocy jak zwykle. Na dzisiaj zapowiadają deszcz, czyli bryndza. Damy odpór, z podniesionym czołem, nie takie rzeczy my ze szwagrem…
Pyro,
co się dzieje z tymi zwierzętami – Twoje Radyjko ranne i się lekuje, Alsy Franciszka (kotka perska) zwichnęła sobie nóżkę i też się lekuje zastrzykami, ponoć omal nie rozdrapała pazurami pogotowia weterynaryjnego.
A nasz Stanisław jest listopadowy? Jeśli tak, to toast byłby nie tylko za Pyrowego Stasia 🙂
zgadzam sie z poprzednikiem w całej pełni
Pisząc o poprzedniku miałem na mysli ten o ramionach Pyry. A imieniny obchodzę w maju. Dzisiejszym Stasiom wszystkiego najlepszego. Dzisiaj jeszcze bez toastu.
Wlasnie zadzwonil telefon, jutro mam podpisac umowe o ta prace na rzecz polskiej community. No i wlasnie odnosnie Turkow, moja wspolpracowniczka jest od tureckiej community i pare osbo w biurze tez Turcy. Wiecie co oni sa tak silini i zgrani, oni nie maja problemu: nie mowie z dzieckiem w jezyku ojczystym, nie musze sie asymilowac … boje siei pojde w tolerancje, ktora nie bedzie sie podobala Polakom i bede miala z nimi awantury tzn. z ziomkami.
Ide urzadzac kulture dnia powszedniego czyli robic to co trzeba.
Hej, Przyjaciele. Przemili jesteście, ale to nie Pyra dzisiaj świętuje. tylko Staśki płci obojga.
A do polenty, mamałygi, musu fasolowego i innych papek, trzeba się jednak przyzwyczaić.
Musiałem dzisiaj wpaść do pracy. Teraz czekam cierpliwie na możliwość zrobienia czegoś tam. Jutro przyjeżdżają dzieci z Paryża i Helsinek. Niezaleznie od okoliczności jest to wielkie święto. I trzeba będzie coś przygotować, bo dzieci są wielkimi smakoszami.
W wyliczance zabrakło balmos czyli dzisiejszego przboju. Mamałygę dobrze przyrządzoną jem chętnie. Polentę jadłem raz i to absolutnie wystarczyło. Bardzo mi nie smakowała. Ale jadłem ją we Włoszech w schronisku wysokogórskim. U nas też nie zawsze dobrze karmią w takich obiektach, chociaż szrlotki bywają na medal, na przykład na Ornaku. Ciekawa, czy polenta w dobrej restauracji jest smaczniejsza. A wracając do schronisk – na Słowacji potrafią dać bardzo dobry gulasz z knedliczkami albo pierogi z bryndzą. Nawet w schronisku pod Rysami jadłem dwa lata temu bardzo dobry gulasz. Oczywiście ten sam jedzony w Pradze mógłby smakować znacznie gorzej, ale porównuję tylko schroniska wysokogórskie.
Dobrze że jesteś, Stanisławie. Oprzyj się o nas.
… a mnie się chce śledzika!
Na razie rumiankowa, dopiero szósta. Te mamałygi i polenty do mnie nie przemawiają, ale gulasz z knedlikami po Słowackiej stronie – czemu nie! Byle tylko knedliki nie były „kupne”.
morag
gratulacje z okazji etatu 🙂
A mnie polenta bardzo smakuje. Kupuję ją we Włoszech, bo w Polsce nie znalazłem, taką do szybkiego przyrządzania (normalnie gotuje się ja godzinami) i po gotowaniu przez 2 – 3 minuty w tzw. krótkiej wodzie, studzę na półmisku zwilżonym zimną wodą. Gdy cienki (ok. pół cm) placek polenty zastygnie, kroję go na paski i może leżeć w lodówce kilka dni, czekając na swoja kolej. Potem porcję polenty smażę na oliwie tak, by się lekko zrumieniła. I podaję do drugich dań zamiast kartofli.
Kilkutygodniowe szczeniaki u nas karmione są polentą. Z domieszką surowego mielonego wołowego.
Mmmmmm…..
http://www.trapico.se/apricot/nya_valpar2008.html
Te jeszcze muszą parę tygodni poczekać.
oj, też lubię polentę
po ugotowaniu (zazwyczaj jakieś 20min)
wylewam do tortownicy
a potem tortowe świartki smażę na oliwie, sypię suszonymi ziołami
i podobnie jak Gospodarz dodaję do drugich dań
ale też małe kosteczki (podobnie usmażone) daję do sałat
:::
za to nie przypadły mi do gustu różne inne breje
typu kulasza roztoczańska (ziemniaki zaparzane z mąką)
warmińska muza (jeszcze gorsze – woda z mąką)
albo żywieckie prażoki
wyprażona razowa mąka z wrzątkiem
bez względu, czy ze skwarkami, kwaśnym mlekiem czy innymi dodatkami
Komus tam zimno, ktos tam jest smutny – to wspominki z wczorajszych wpisow.
Moi Drodzy –
witajac sie z Wami goraco polecam na wszelkie spleen’ki, grozne minki i inne przypadlosci losu:
http://www.youtube.com/watch?v=S0ZbykXlg6Q
Zas jesli o bryndze chodzi, to w tym kraju wielu owiec smakolyku owego nie uswiadczysz.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
I oczywiscie serdecznosci imieninowe dla Stanislawow
Chwilowo daleki jestem od angazowania się w takie specjaly, jakim jest polenta. Dla wielu jest to z pewnoscia marzenie a nawet i urlopowe wspomnienie.
Ja probowalem toto parokrotnie i bylem w 😯 _u.
Za pierwszym razem podano polente w gotowanej formie. Zapach unoszacy się z talerza przypominal pokarm dla swin. Odstawilem i 😡
Po jakims czasie dalem się skusic jeszcze raz. Polecono mi do tego utarty ser. Wymieszalem i posmakowalem to blotko na talerzu. tym razem zajezdzalo stechlizna. Bylem 👿
Byc moze do trzech razy sztuka 🙄
Bedzie okazja podejme wyzwanie po raz kolejny. W koncu nie takie rzeczy na planecie jadalo sie.
Ale poki co, to na polente o 😛
Leje, wieje i jest zimno…z tego wszystkiego zrobiłam sobie herbatę z cytryną i, o zgrozo, z cukrem!
A niech listopaduje sobie.
Brzucho,
to ja może jednak kiedyś się przełamię i zrobię polentę Twoim sposobem, bo brzmi dobrze. Tylko trzeba się będzie wybrać na drugi koniec miasta do Quatrocciego po towar.
Johnny,
fajnie zilustrowałeś swoją przygodę z polentą 😉
polenty nie jadłam … ja wolę kartofelki … całe … 🙂
Walsnie gotuje cale kartofelki, dzisiaj bigos z duza iloscia pieczarek dla jednych, dla drugich ratatuja z ryzem a jeszcze dla innych byl schab pokrojony w paseczki na surowo, bo mnie dano do zrozumiena mialkotami, ze puszki sa obrzydliwe.
Pyro a nie mozna dawac Radkowi tabletek powdujacych sennosc i brak nadwrazliwosci, mialam kota, ktory nie lubil jezdzic samochodem i dostawal na te 800 km. takie tabetki od tutejszego weterynarza.
Dzisiejszy zastrzyk obył się bez krzyków i lamentów. Owszem, piesek poczekał, aż doktor zastrzyk wykona, a dopiero potem zapłakał po psiemu. Dostał nowe szelki od Pani (stare poprzegryzał) i w nagrodę ostał zabrany do lasu, w którym są wiewiórki (a jest ich coraz więcej, bo ludzie dokarmiają) Pewne jest natomiast, że zastrzyk ten ma nieprzyjemne działanie uboczne. Pies wymiotuje. Nieobficie ot, jakby dziecko ulało i nie je z reguły całą dobe
No widzisz, Pyro, piesek coraz rozumniejszy i wyczuwa instynktownie, że to dla jego dobra, a nie za karę, te zastrzyki.
Polentę lubię bardzo i to w postaci świeżo ugotowanej (na wodzie i mleku) gorącej bryi z dodatkiem królika duszonego w dużej ilości sosu, albo gulaszu, ważne, żeby był sos. Odsmażana z serem też dobra.
Prawdziwi znawcy gardzą polentą 2-minutową. Najlepsza jest kasza kukurydziana grubo mielona tzw. bramata. Gotuje się dość długo, ale nie godzinami. No i trzeba mieszać, a to bulgocze i pluje jak wulkan błotny, więc najlepiej mieszać długą kopyścią w dużym garnku 😎
A ja nie gardzę. Wręcz przeciwnie lubię. Gotowałem polentę w Kalabrii z noną Julią i trwało to cały dzień. Potem długie studzenie, krojenie i smażenie. I wtedy nonna Julia widząc moje znużenie dała mi paczkę polenty ekspresowej. Okazało się, że i ona z tego czasem korzysta. Widać nie jest prawdziwą smakoszką. No ale ta polenta była 3-minutowa. To chyba lepiej.
c.d. – poprzednio miałam kłopoty z wysyłaniem. Więc tak – pies chętnie korzysta ze spaceru, ale w domu leży osowiały. Nie śpi, tylko drzemie i nie je.TaK BęDZIE DO JUTRZEJSZEGO poopołudnia. Przy okazji niejako zapoznał się z biedactwem, które u lekarza zostawało na noc, bo jutro od rana będzie miał operowane serce. Chirurg – wet. przyjechał z W-wy, przywiózł masę sprzętu i będzie pieska ratował.
Młodsza zjadła obiad i poleciała na kurs. Na obiad były dzisiaj wstążki makaronowe z sosem z karkówki z pieczarkami i wieloskładnikowa sałatka warzywna. Ania kupiła karkówkę przetłuszczoną, więc trzeba ją było pokroić, żeby nadmiar tłuszczu wyrzucić.
Gospodarzu,
ja też nie gardzę 😉
Tak też sądziłem. Ale dzisiaj nie jadłem polenty tylko spaghetti calabrese, bo zmęczyło nas mięso, nie tęskiniliśmy do ryb więc padło na kluchy. I było to tak:
Spaghetti calabrese
Pół kg spaghetti lub fettuccine, 0,3 szklanki oliwy, 5 dag filetów sardelli, 1 łyżeczka posiekanej świeżej papryczki peperoncino, 3 ząbki czosnku, 3 łyżki posiekanej natki pietruszki, do ozdoby gałązka natki, rozmarynu, listek bazylii
Makaron ugotować al dente w osolonej wodzie. Rozgrzać oliwę w głębokiej patelni i podsmażyć rozgnieciony czosnek uważając by nie zbrązowiał, posiekane peperoncino i pokrojone sardelle. Dodać natke pietruszki, doprawić solą i odrobiną zmielonego świeżo czarnego pieprzu. Zalać odcedzony makaron przybrać gałązkami świeżych ziół (rozmaryn, bazylia, pietruszka), kawałkiem czerwonej peperoncino i plasterkiem sardelli.
Do tego (mimo, że nie było w klasycznym przepisie) mielony parmezan i do popicia nowe odkrycie Il Velutto Vendemia 2004 Valpolicella Classico. Udaje Amarone (też korzysta z suszonych 3 miesiące winogron) a jest trzykrotnie tańsze. To z winnicy Meroni.
Stanislawie,
za kazdym razem gdy slysze o szarlotce na Ornaku chce tam byc – natychmiast- i nawet niekoniecznie musialabym owa szarlotke zjesc. Ale to byl symbol….
Ale Pyra pisala w ubieglym roku ze na Ornaku pozmienialo sie wiele, niestety na gorsze.
Kuchareczko, czy nie leprza jest szarlotka w plynie???
Moze dzis popelnie za zdrowie wszystkich Stanislawow.
Tuska
morag 11:11
doroto, co to znaczy?
….pojde w tolerancje, ktora nie bedzie sie podobala……
powiedz prosze
Sama sopbie wpis skasowałam, idiotka.
Kucharko – szarlotka jest. Babcia już nie gotuje ale przepis dała następczyni.
Józek Krzeptowski po latach wziął Chochołowską (większe schonisko i lepszy dojazd) a Ornak załatwił dla zięcia. No i ten zięć to „Kapitalista” Ponoć chce się pozbyć PTTK-owców stąd ceny i szykany, bo na pasantach się znacznie lepiej zarabia.
„pojde w tolerancje” – moze to znowu zle wyrazenie, nie wiem tez jak oni ci lepiej zorganizowani toleruja innych bo ja jestem tam jedna jedyna z niezorganizowany community, ktora sie chowa pod przeroznymi pozorami, jedni czuja sie zle widziani tutaj, inni niedocenieni, inni bardzo pro polscy i pro kaczynscy, inni bardzo polscy i dumni, rzekomo originalni i niedocenieni jak np. teatr na salzufer i bardzo elitarni w ich pojeciu. I ciagle sie slyszy a bo oni maja lepiej tzn. Turcy, a bo „Romowie” dostaja rocznie 3 mil. na swoje potrzeby a my nic, a my nie. A tu teraz senat sadza dwoje rowno za te same pieniadze i prosze robic i organizowac, chcemy was widziec i slyszec i macie sie rozwijac ale w sensie ludzi tutejszych czyli przez struktury tego miasta i jego rzeczywistosc wchlonieci. Nikt tam nie nosi chust, ale o bylym przywodcy Tureckiego narodu to mi od razu powiedzieli, ze to ich ojciec? !….Czyz milalam wyskoczyc z naszym dziadkiem, zrobilabym to jako dowcip, bo z tym „ojcem” wydawalo mi sie tez smieszne, na szczecie nie wisi on w moim biurze. Ale jak bym zaczela w rewanzu opowiadac o dziadku to wyszlo by na szowinistke itd…..
A poza tym i to wszystko strach „co ludzie powiedza”, gdyz choc dzisiaj nawolywalam do lekcewazenia chandry sama wpadlam po tym telefonie w takowa. Przypomnialo mi sie jak przed laty organizujac politycze organizacje i imprezy na rzecz Polski, korzystalam z pomocy chetnych doswiadczonych w operacjach oragnizacyjnych, zalatwianiu zezwolen itp.i interesujacych sie wtedy nagminnie Polska (tez dla kariery czesto) zielonych, czy ludzi o lewicowej orientacji, ktorych orientacja mi wisiala ale wysluchac ich trzeba czesto bylo. No i w srodowisku polskim czyli community bylym automatycznie komunistka i zdrajca, choc wszyscy brali udzial w moich imprezach itd., gdyz sami nie mogli nic postawic na nogi albo chowali sie w kregu „bog, honor i ojczyzna”.No i pisali na mnie do wolnej europy, nawet pan, ktorego bardzo cenie korespondent kultury paryskiej, donosil, ze taka a taka zorganizowala forum dyskusyjne na rocznice powstania solidarnosci , na ktorym zasiadali sami komunisci, choc to nieprawda. Niby nie gryzie sie tylko zdechlego psa ale bylo to stresujace. No to tyle…. A tak na marginesie to turecka herbata mi tak samkowala, ze postanowilam sobie kupic ich ustrojstwo do parzenia herbaty. No i widzisz rys juz sie zaczyna, przejde na ich strone przy pomocy herbaty.
Uprzejmie prosze o zwrócenie uwagi Panu Admiknistratorowi Systemu Informatycznego obslugujaceg tygodnik „Polityka” o nie zamieszczanie, zapewne prywatnach, reklam róznych zaprzyjaztnionych firm w sposób uniemozliwiajace dokonywanie wpisów. Ostatnim wyczynem byla reklama firmy LENOVO która oferuje swój nikomu niepotrzebny zlom kopmputerowy.
Wcietego wpisu nie mam zamiaru rekonstruowac, zyczac wszystkim udanego wieczoru.
Z nadzieja, ze moze jednak przyjda Turcy i zaprowadza porzadek.
Pozostaje
Pan Lulek
Za wsztystkie bledy ortograficzne i literówki przepraszam ale mnie po prostu wzielo i pisze w stressie o nazwie: wetnie albo przereklamuje.
Prawidlowa tytulatura zasluzonego dla moich klopotów winna brzmiec.
Pan Administrartor Systemu Informatycznego
Pan Lulek
Morąg – życzę Ci najlepiej,jak umiem ale wielkich nadzieji nie mam. Teraz nie, bo wypadłam z obiegu ale kiedyś spotkałam się z tym problemem i to na kilku „azymutach”. Bo to nieprawda, że w czasach „komunizmu” nie było organizacji polonijnych w ZSRR czy we Wsch. Niemczech. Były. Politycznie licencjonowane, ale były Nie bogo-ojczyźniane, niezbyt liczne i niezbyt mocne ale i tak przysparzały administracji na swoim terenie silnego bólu głowy I wcale nie dlatego, Że chcieli odbijać Lwów, Smoleńsk i Budziszyn. Oni się zjadali wewnętrznie. Frakcje i kanapy mnożyły się jak króliki, a każda czuła się „jedynymi, prawdziwymi itp
O czym mówi Pan Lulek?
Gdzie są reklamy utrudniające wpis?
Dłuższe wpisy dobrze jest kopiować prawym klawiszem myszy przed zatwierdzeniem, chociaż częst zdarza mi się o tym zapominać, a warto wyrobić w sobie ten nawyk.
Pozdrawiam! 🙂
Smakosze, blogowicze!
Kasia, moja synowa, prosi tak po znajomości mądre blogowe głowy o pomoc. 🙂
Pisze tak :
”Natknęłam się na kulinarną przeszkodę w tłumaczeniu książki – poszukuję polskiego słowa, odpowiednika „wienerbr?d”. Wiem, że to jest ciastko, takie o: http://en.wikipedia.org/wiki/Danish_pastry ,ale nie wiem, jak się po polsku nazywa.
Dodam, że w mojej książce nowojorczycy jadają to na śniadanie – kupują z kawą na ulicy.”
Kto był? kto wie? kto pomoże?
Jak je nazwać po polsku?? Jakieś propozycje…
Z góry, w imieniu Kasi dziękuję!!
Ooo!
wienerbr?d – powinno być zamiast ? , o przekreślone ukośnikiem /
Sprawozdawam, że toast za Stasia zdrowie (i wszystkich Stasiów dzisiejszych) z przyjemnością, bo u nas pogoda barowo-łóżkowa, czyli barek przy łóżku (doskonały pomysł, właśnie wymyśliłam, teraz tylko wcielić w życie!).
Ciemno, chociaż dopiero po 14-tej, leje i wieje, tragedyja, ale dzielnie daję odpór.
W kwestii obiadu – dzień niejedzony, czyli Jerz zrobi zakupy w polskim sklepie i opachamy sie jak zwykle. Ja śledziami, mam nadzieję, że „dowiozą”, a J. tradycyjnie, co sie tam do niecgo uśmiechnie, czyli dużo.
p.s.Reklam żadnych tu nie zauważyłam 😯
Znalazłam ‚chleb wiedeński’
http://www.spangshus.dk/dunczycy/dunczycy7.htm
to na pierwszy rzut okiem tak mozna przetlumaczyc ale to nie jest chleb ani chlebek, gdyz jest to ze specjanego ciasta, ktore nazywa sie Plunderteig, tlumaczenie jeszcze nie znalazlam, tzw. plunder jest populkarny w bewrlinie i na kazdym kroku sie widzi to w piekarniach, jest to slimakowate ciastko z slodkim nadzieniem
zaraz poszukam dalej
Plunderteig jest to specjalne delikatne ciasto drozdzowe
Antek,
Wienerbröd – (ciekawe czy WordPress zaakceptuje o z kropkami) w wersji szwedzkiej. Duńskie przekreślone o wymawia się podobnie.
Doslownie znaczy „wiedeński chleb” a Amerykanie mówią na to „duńskie ciastko”. Mój ulubiony wypiek w cukierni do kawy. Leciutkie, chrupkie (kruche) ciasto francuskie. W środku odrobina sosu waniliowego i polukrowane nieco. Niektórzy nazywają to nadzienie „flegmą teściowej” ale mi to nie przeszkadza – ja lubiłem swoją teściową.
Jak to przetłumaczyć na nasze? – szczerze mówiąc nie wiem. Spróbuję jutro skonsultować ze znajomym cukiernikiem w Polsce. Ja (paradoksalnie) nazwał bym to drożdżówką.
To się nazywa ‚danish pastry’ i jest ciastkiem z marcepanem z serii ciastek wiedeńskich. Tak to rozumiem
Tu jest inna stronka
http://en.wikipedia.org/wiki/Danish_pastry
Myślę, że to nie ma polskiej nazwy, ale nie znam się.
Może nemo będzie wiedziało. 🙂
Lubo Pan Pieter.
Wienerbroed pochodzi z Wiednia, ale w Austrii nazywany jest, żeby było śmieszniej, Kopenhagener Gebäck czyli ciastko kopenhaskie albo Dänischer Plunder (tak się nazywa również w Helwecji). W Ameryce jest to Danish pastry, ja bym to po polsku nazwała duńskim ciastkiem z nazwą oryginalną w nawiasie. Kojarzenie z chlebem uważam za niewłaściwe, bo to pieczywo słodkie na drożdżowym cieście francuskim, jak rogale marcińskie.
Notabene, bardzo je lubię, do herbaty 😉
Leno.
alez to nie o szarlotke chodzi…. Ja tak naprawde prawie nie jadam ciast, nawet w czasach gdy produkowalam owych wiele (a byl taki czas). Szarlotka na Ornaku to cos jak proustowska magdalenka – od razu przywoluje fale wspomnien.
Żeby było jeszcze śmieszniej, to Plunder znaczy po polsku: rupiecie, graty, gałgany, szmaty 😯
Szarlotkę na Ornaku jadłam ostatnio w czerwcu i potwierdzam w całej rozciągłości. Była ciepła, pachnąca i wspaniała. Ale na Snieżniku poczęstowano nas (po znajomości) jeszcze lepszą, z dodatkiem bitej śmietany i konfitury jagodowej produkowanej przez babcię piekącą szarlotkę 😎
Chleb świętojański to chleb czy ciastko?
Ta droźdźówka to nawet poprawnie, bo ciasto to robi się na drożdżach. tajemnica udanych wiedeńskich duńskich drożdżówek polega na tym, że w odróżnieniu od „tradycyjnych” wyrastać powinny w chłodnym a nie w ciepełku.
tyle….
W tutejszych językach istnieje również pojęcie „kaffebröd” co oznacza pieczywo podawane do kawy/herbaty. Mogą to być pszenne drożdżówki, kruche ciasteczka, sucharki czy ciasto z bitą śmietaną.
Bardziej „pieczywo” niż „chleb”
Lingwista się znalazł……
Andrzeju,
drożdżówka ma w Polsce ugruntowaną pozycję i trudno będzie skojarzyć ją z leciutkim ciastem półfrancuskim, (bo tak właściwie nazywa się drożdżowe ciasto francuskie) nadzianym kremem waniliowym z czerwonym kleksem galaretki malinowej… mmm….
proponuje: pulchniak z kleksem
lece strugac
Sławku, 😆
Jadłam miesiąc temu szarlotkę w Chochołowskiej. Fporzo 😉 ale w Piątce lepsza…
P.S. PaniGenerał, a kto/co to są ci pasanci?… 😮
Z góry wyrażam zmięszanie niewiedzą 😳 😉
Pasanci, to tacy co lepiej pasują właścicielowi schroniska, czyli dzienna stonka. U wlotu Kościeliskiej wieczorem nie uświadczysz nic do jedzenia, bo pasanci już poszli i wszystko zamknięte 🙁
Ładnie kombinujecie!
Ale słuchajcie, ta książka to jest jak mówi Kasia, bardzo poczytna powieść dla młodzieży- a ja myślałem że jakiś harlekin! Dla młodzieży!
Więc może drożdżówka ASzysza będzie czytelna i zrozumiała, gogle pokazują ukryte pod tą nazwą bardzo podobnie do niej wyglądające ciastka.
Taki ten wienerbrod na wygląd, trochę drożdżówka, trochę francuskie.
Proponuję : duńska drożdżówka – wystarczająco nie-zrozumiale..
A żeś Kasiu poznanianka przetłumacz może tak :
„”””…tak wędrowali od Broadwayu mocno do siebie przytuleni, ranek był chłodny, weszli więc do kafejki na rogu Fashion Avenue i 38 ulicy. Johnny zamówił dwie szneki z glancem i kawę po turecku. Co?? spytała zdziwiona kelnerka. Dwie sz-ne-ki i ka-wa po tu-re-cku! powtórzył, co ja będe jakieś duńskie ciastka kupował. Eva uśmiechnęła się szeroko, trzepotnęła rzęsami, i wyszeptała…ochhhh Johnny, ty sobie wszędzie dasz radę! „”””
Pasanci, a capello, tak według mnie to są kierujący vw pasatami.
Albo czytujący Passenta
Albo przepasani pasem, a za pasem…
Ludzkość męska dzieli się na pasantów i szelkowców
A Capella – generalicja wie to od przychówku, który to przychówek łazi od lat po Tatrach Zach, a nawet w latach wczesno-licealnych powołał do życia KWG Dziabadło, działający okresowo na Ornaku jako filia Akademickiego Klubu Wysokogórskiego – wieści więc mam jeżeli nie z pierwszej, to najdalej drugiej ręki. Passanci zaś , to pogardliwa nazwa turystów okazjonalnych, co to na Błyszcz w szpilkach albo adidasach, a do schronu tylko na pstrąga i piwo. Gradacja towarzyska zaś jest niewzruszona – najwyżej górale zakopiańscy i okoliczni (Babcia Ornakowa już góralką nie była, bo z Koniakowa), potem górale niskorośli (beskidzcy), potem dosyć długo nic i łazęgi górskie, alpiniści, grotołazi, klubowicze górscy, przewodnicy spoza rodów tatrzańskich, ew. szczególnie zasłużeni dla regionu ludzie, potem znowu długo nic i turyści zorganizowani, szkolne wycieczki itp, potem zaś passanci i inne ceprowe tałatajstwo.
Jeżeli dobrze zrozumiałam przemowę Maurycego (lekarz krakowski, przewodnik tatrzański) który gościł u nas w ub.tygodniu, to tak właśnie wygląda.
O mamma mia!!!* 🙂 Ależ się Szanowne Państwo inwencją semantyczną (treściowo-zakresową) 😐 wykazało!!!… 😮 😀
Dziękuję, PaniGenerał! 😀
Btw, a ja tam siebie i tak uważam za górską turystyczną arystokrację… 🙄 choć zdarza mi się nie iść w Tatry i pięć lat i nie dać zarobić nikomu poza busiarzami i tymi od wstrętnych, nieatrakcyjnych graficznie biletów do TPNu… 😉
__
*żeby polentowo przy okazji było; nb, uwielbiam ją jako… szybkie śniadanie kontynentalne na ciapło: z sokiem malinowym/ kokosem/rodzynkami, konfiturą, etc.
Fuj, powariowaliscie z tymi słodkościami znowu!
Ja czekam na śledzie… powinny już zajechać!!!
a jak my sie zjmowalismy plunder to mnie sie zaczela palic oznaka, ze ktos pludruje, czyli scanuje moj komputer, johnny …. glownie przez wloczony skype
Alicjo,
Czasem trzeba szybko podnieść poziom cukru we krwi, mózg odżywić nieco nie każąc mu za bardzo trawić (bo krew odpływa ku żołądkowi) – i wtedy trochę słodkiego spełnia swą rolę (= rano, przy perspektywie wytężonej pracy intelektualnej tuż-tuż i w trakcie sporego wysiłku fizycznego)… 🙂
morag
dziekuje
dopisze cos kiedys dzisiaj mam nastroj melancholijny
Nemo,
„Ludzkość męska dzieli się na pasantów i szelkowców”, CUDOWNE!!!!!!
Tuska
Ja ani pasant, ani szelkowiec.
Zwykły guzikowiec. 🙁
Antek,
do szelek dojrzewa się powoli 😉
Radek jest wyjątkiem 😎
Wszystko wskazuje na to. ze w polowie grudnia zjada goscie. Bedzie to cos w rodzaju sztafety rozpoczynajacej sie na Kurpiach. Potem zawadzi o Warszawe, uzupelni sie w Wiedniu i wyladuje u mnie. Zapowiedzialem, ze nawet jesli wróci Swiety Marcin i przywiezie snieg to i tak nie bedzie wypadu w góry. Dodalem do tego, na marginesie, a wlasciwie to zaznaczylem, ze latos byl slabiutki rok a naród spragniony. Ponadto trzeba zaczac obchodzic kryzys bo i do Swiat niedaleko a i Adwent za pasem. Jak na razie wpadlem w umiarkowane dlugi i zastanawiam sie gdzie znalezc naiwnego który da sie nabrac na kryzysowego ratownika.
Na razie wyreperowali wymiennik gorecej wody to i nie udusze sie ze smrodu.
Chociaz stare przyslowie mówi.
Od smrodu jeszcze nikt nie umarl, od chlodu i glodu, bywalo.
Pan Lulek
Słyszałam Panie Lulku o męskim zjeździe wiedeńsko – burgerlandzkim. No, chyba, że Magdalenę przygarniecie, to już o seksizm nagabywać Was nie będziemy. Nemo – Radek z godnością męskość obnosi obywając się nawet bez guzików.
a pantoflarze?
Morąg – wydaje mi się, że wymieniony przez ciebie rodzaj męski może występować w każdej z grup. Osobiście się z takimi raczej nie spotkałam. Nawet kiedyś myślałam, że „pantoflarz” to męski kamuflarz.
mezczyzna powinien byc chyba i szelkowcem i guzikowcem i pasecznikiem
i kawalerzysta i don juanem i spotaniczniczniakiem i melancholijnym, jak dzis rys, i pantoflarzem od czasu do czasu – czyli czlowiekiem takiego charakterologicznego”renesansu” ale gdzie tacy bywaja?
Kiedys to byla czasy, bylo cos takiego jak wstyd. Wczoraj, ja stoje kolo samochodu, podjezdza taki przyjemniaszek na motorze staje i pyta „czy nie ma pani karnistra z benzyna w samochodzie, bo moglabym mu dolac toche do baku, gdyz „on ma jeszcze benzyny na sto kilometrow” – kiedys to sie slszalo” haste ´ne mark für mich”, masz ´edna markie dla mnie, no to sie dawalo ale tutaj juz za duzo – nie mam karnistra w samochodzie bo nie jestem na pustyni, poza tym to sto kilometrow to duzo, gdzie on chce jechac? Berlin ma po przekatnej 60 km.jestesmy w centrum miasta czyli do granicy miasta ma trzydziesci, czyli zostaje mu jeszcze na 70 do drugiej granicy miasta, co on chce na wies pojechac i tam o azyl poprosic, lanschaftow mu sie zachcialo a niech siedzi razem z nami w miescie i zadnych wojazy niech nie uskutecznia. Nie czulam zadnej potrzeby wsparcia, powiedzialam mu, ze jest glupi, bo jak mu az tak brakuje benzyny to niech sobie stara kreatywna metoda narodow upokorzonych kupi szlauch i sciaga pokatnie z bakow samochodow bezyne a nie zebrze. Popatrzyl na mnie jak na trzasnieta.
Ej, Morąg pewnie też bym popatrzyła, jak na trzaśniętą. Oczywiście, że osiłkowi nie potrzebne wsparcie ale ja bym jednak mu poradziła, żeby może zarobił parę marek na paliwo albo nawet zaproponowałabym jakąś robotę „męską” do wykonania. Kradzieży bym jednak nie polecała.
Do listopadowej „Kuchni” jest dolączony kalendarz „zrywany” pod patronatem Dilmah i z przepisami naszego Gospodarza. Postaram się tę wiadomość umieścić jeszcze raz w jutrzejszych komentarzach.
Mialem zajac stosunek do tego co pisze morag ale mi wcielo wpis podczas wywnetrzania sie na komputerze.
Mam w nosie i ide dosypiac.
Pan Lulek