Boskie ziele to herbata
Mam w oczach zieloność herbacianych plantacji. A drodzy Czytelnicy pewnie już mają dość sprawozdań z Cejlonu. Mimo to dziś sięgnę po kolejny cytat z „Powszechnej historii gospodarczej średniowiecza i czasów nowożytnych”, najwyżej narażając się na przycinki Nemo, która pewnie te wszystkie historyjki zna od dawna. Ale co mi tam!
„Pierwsze wiadomości o herbacie dotarły do Europy gdzieś w połowie XVII wieku. Opowiadano wówczas, że Japończycy z zioła zwanego chia lub chaa sporządzają napój zdrowy i zapewniający długi żywot. Do Europy wprowadzili herbatę kupcy holenderski, którzy zapoznali się z nią w czasie swych podróży do Chin, Japonii lub Syjamu. Nieco później niderlandzka Kompania Wschodnioindyjska zaczęła sprowadzać do Europy herbatę z Macau. Mówiono o niej, że ułatwia trawienie, a miłośnikom mocnych trunków użycza nowych sił do dalszych pijatyk. Te dytyramby na cześć nowego napoju pisano często na zamówienie i koszt Kompanii Wschodnioindyjskiej, która w ten sposób pragnęła zwiększyć swój zbyt. Herbatę nazywa się tu „boskim zielem”, porównuje z ambrozją i radzi wypijać 40 – 50 filiżanek dziennie. Pewien lekarz holenderski, osiadłszy w Hamburgu, chcąc odciągnąć swoich pacjentów od napojów wyskokowych, zapisywał im wielkie ilości herbaty. Posądzono go o to, że został przekupiony przez kupców sprzedających ten artykuł. W Polowie XVII wieku w Holandii, w Londynie, Lyonie, Paryżu i miastach włoskich piło się już herbatę, choć była bardzo droga i tylko wyższe klasy mogły sobie na ten luksus pozwolić. W r. 1766 eksportowano z Chin 17,5 mln funtów herbaty, z tego 6 mln do Anglii i 4 mln do Holandii.
Dziś na szczęście na herbatę stać niemal każdego. A jej wybór jest tak duży, iż także każdy znajdzie na rynku taki gatunek, który go usatysfakcjonuje. Na szczęście też nikt nie twierdzi (żaden lekarz, ani żaden autor), że dzienna dawka tego napoju winna liczyć 50 filiżanek. Choć rano i wieczorem warto sięgnąć po dobry złocisty napar lecz wystarczy wypić dziesięciokrotnie mniej niż zalecano przed paroma wiekami.
A herbata najlepsza jest na podwieczorek. Ten rodzaj domowego posiłku i jednocześnie towarzyskiego spotkania zaniknął. Warto więc pomyśleć o przywróceniu instytucji podwieczorków.
Komentarze
Nie kokietowac : „Czytelnicy maja dosc….”
Czytelnicy czytaja z duza przyjemnoscia, zwlaszcza kiedy sami w najblizszych dziesiecioleciach nie wybieraja sie na Sri Lanke. No niech bedzie Cejlon. Ale tylko w kontekscie herbacianym .
Nie mam dosyc i oczekuje na ksiazke pod tytulem:
HERBACIANY A ::::
Czy w piatek wieczorem, beda wpuszczac na pokoje ?
Pan Lulek
Gospodarzu,
przycinki, docinki, drobne złośliwości – to tylko dowody, że ktoś uważnie czyta i nie jest mu obojętne, co czyta 😎 Mam nadzieję, że z moich uwag obok oczywistego, wrodzonego i trudnego do opanowania besserwisserstwa przeziera życzliwość i sympatia 😉
Instytucja podwieczorku w Helwecji ma się dobrze, ale to taki uregulowany kraj ze swoim rytmem i obiadem o 12. Podwieczorek nazywa się tutaj Zvieri (o czwartej) i, żeby było śmieszniej, podawany najczęściej o trzeciej 😉
Dzień dobry Państwu,
„Śniło mi się, że od dłuższego czasu ktoś wali mnie po gębie. Bardzo systematycznie. Trzask – prask, lewa – prawa, trzask ? prask. Leżałem na miękkim, dość wygodnie, a z oddali jakby dochodził krzyk. Powoli zaczynałem rozróżniać słowa.
– maj, dior. oł, bis, nes
– majdjor, ołn, biznes
– mind Your own business!”
W ciągu ostatnich paru miesięcy kilkakrotnie pojawiło się tu pytanie gdzie ja się podziewam. Najwyższy czas wyjaśnić:
Atmosfera przy tym stole przestała mi odpowiadać. Jedzenie ciagle jeszcze niezłe ale regulamin jakby się zaostrzył. Gdzie te czasy kiedy można było z przyjemnością oddać się dyskusji nad wyższością ciasta drożdżowego nad biszkoptem czy śledzia w śmietanie nad dorszem po grecku. Pochwalić się tym co się upichciło albo zjadło i czym popijało.
Można było mieć poglądy i nawet droczyś się na ich temat. Czasem udało się czegoś interesującego dowiedzieć – niekonieczcnie na tematy kulinarne.
Obecnie jedynym bezpiecznym tematem są koty a i to jedynie jako towarzysze życia. Pani Helena wzięła się ostro do roboty i poucza na prawo i lewo co jest „cacy” a co „be”.Kto ma prawo tu przysiąść a komu tego nie wolno. Zachęca Arkadiusa żeby nie był rasistą, wybacza Pawłowi że niezbyt entuzjastycznie odnosi się do niektórych aspektów jego życia rodzinnego i tłumaczy nam w nieskończoność dlaczego to robi.
Oskarża Antka o manipulację choć sama chętnie się nią posługuje. Ostatnio zmanipulowała nawet Dorotę z Sąsiedztwa przy pomocy turbanu w żartobliwym kontekście. Nie szczędzi prostych żołnierskich słów – wszystko to dla naszego wspólnego dobra.
Z drugiej strony niezbyt kwapi się do odpowiedzi na niektóre pytania. O to – od Iżyka – jak na przykład pogodzić miłość do kotków i piesków z żądzą wybicia tych sk..synów lisów co to ze śmietników wyjadają czy też – od Szczypiora – dlaczego mycie podłóg uwłacza ludzkiej godności.
Aż żal, że wyszukiwarka blogowa działa tak podle. Przytoczył bym wiele smakowitych przykładów miłości bliźniego którą pani Helena tak obficie zieje. Przepraszam – sieje.
Dlatego przestałem od jakiegoś czasu pisać na tym blogu.
Peter Birro napisał scenariusz do nakręconego w 2002 roku filmu – emitowanego również jako krótki serial telewizyjny – pod tytułem „Den förste zigenaren i rymden” czyli po naszemu „Pierwszy cygan w kosmosie”. (Ja wiem, że powinno uzywać sie słowa „Rom” zamiast „cygan” ale tłumaczę tytuł).
Jest to „road movie” (nie przetłumaczę na polski) o podróży dwójki młodych Romów z Göteborga do Bośni w poszukiwaniu korzeni. Film pokazuje świat i ludzi ze strony którą nie często nam się uda zobaczyć. Jest tam fantastyczna scena nakręcona pod płotem okalającym obóz oświęcimski. Polecam zwłaszcza to co mówi tam ta młoda ziewczyna.
Więcej już tu pisał nie będę. Przyznam na koniec, że je też lubię czasem posłuzyć się manipulacją ale ani tego nie ukrywam ani temu nie zaprzeczam. Z panią Heleną łączy mnie również miłość do cytatów. Pozwolę sobie użyć tego z „Przeminęło z Wiatrem” zaczynającego sie od słów:
„Frankly, my dear”
P.S.
Żeby już nie było niedomówień. Szczypior to ja.
I po herbacie…
Andrzeju bardzo dziękuję za to co napisałeś. Jesteś bardzo przyzwoitym i mądrym człowiekiem. Bardzo dziękuję za to , że kiedyś napisałeś kilka ważnych zdań w mojej obronie gdy niewiele osób zrozumiało moje intencje gdy cytowałem fragment z Seksmisji.
Tak sobie myślę , że warto wywalić kogoś tak jak zrobiła to redakcja Midrasza. Mają przynajmniej święty spokój …
Dwa dni byłam odcięta praktycznie od sieci, bo u mnie internet wysiadł definitywnie i korzystam z komputera Młodszej, a w sobotę i niedzielę nie bardzo mogłam. I bardzo dobrze się stało, bo jestem cholerykiem z temperamentu.
A mówiłam, prosiłam, pisałam jak do rozumnych istot : zostawcie ten blog , jako salon, azyl, stół biesiadny, kącik wyciszenia. To nie, cholera jasna! To na mnie, że ja pod dywan zamiatam.
Kiedy idę do Cioci na imieniny, to jest zasada w każdym normalnym domu, że są tematy, jakich się przy stole nie porusza (m.in.polityczne sympatie i animozje, zagadnienia religijne, rozwód przyjaciół, ja wiem ? Brzydki zapach z buzi p.M.?)
Ludzie , Ludzie! Bez takich salonów będzie nam jeszcze trudniej! Problemy nie znikną, za to odpocząć od zgiełku nie będzie gdzie i z kim.
Idę do kuchni.
Oswiadczam, iz wczoraj z samego rana przeprosilam Pana Piotra, za wszczecie przez moje fatalne wypowiedzi taka awanture. Nie zasluzyl na to.
Nie zbieralam przykladow pstepowania ludziego aby udowodnic, iz ludziom naleza sie pogromy.
Jestem zdruzgotana tym jak rozwinela sie. Jednoczesnie te tyrady i obelgi swiadcza o tym w jakim mentalnym i duchowym stanie trwaja ludzie w szesdziesiat lat po najwiekszej katastrofie ludzkosci jakim byl faszyzm. I to zarowno pogromycy jak i ofiary nie nauczyly sie niczego. Wychodzi na to ze Adorno to tez pikus z rynsztoka. Jestem daleka od stwiedzenia „ze Zydostw o wyrzucilo mnie z blogu”. Wyrzucilam sie sama bo sprawy z mojej strony i ze strony innych doszly za daleko. Jestem zaszkoczona taka primitywna klischee tandetnym schematem, ta pani kompromituje sie jako dziennikarka. Rowniez stwierdzenia Pani Heleny, iz „zeby jej ojciec czegos nie wynalazl, to …. inni by zdechli” prawdopodobnie stajacy nizej od niej. Poza tym dopytywanie sie o moja corke Zaby i sugerowanie biedne dziecko z taka matka, ergo moze trzeba je jej zabrac, co czyniono z pewnych powodow ideologicznych kiedys. Dopytywanie sie Zaby czy „jej konie nie smiedza papierosami” czyli czy nie smierdzi po mnie, bo pisalam na blogu, ze pale. CZYM TO SIE ROZNI OD NOMENKLATURY HITLEROWSKIJ. Ergo sum w naturze czlowieka lezy chec do pogromu. Zegnam, dobrego apetytu.
Wróciłem z Afryki i taki wpis Szczypiora. Autor sprawia wrażenie trochę obrażonego. Szkoda. Często nie zgadzam się z tym, co pisze Helena, ale nie przeszkadza mi to czasem do tych komentarzy tęsknić. Taki ma charakter, że lubi pouczać i ja bym się o to nie obrażał. Mnie pouczała kilka razy i nic mi się nie stało. Może raz albo dwa musiałem nawet w duchu przyznać rację. Pisują tu na ogół ludzie inteligentni, więc można się od nich czegoś nauczyć, albo chociż czegoś nowego dowiedzieć. Czasami także o sobie. Jestem w wieku, w którym nauka przychodzi z trudem. Właśnie osiągnąłem pełny wiek emerytalny. Tym bardziej świadomość, że jednak można coś nowego zyskać, cieszy. Niestety po urlopie brak casu nawet na przejrzenie blogu z ostatnich trzech tygodni. Jeden dzień przeleciłem i zdumiał mnie tak wysoki ton – komentarze dotyczyły sensu zmiany wyznania i wyższości ateizmu nad wiarą lub odwrotnie. Sam czasami w takie tematy się włączałem, więc na ten wątek chcę odpowiedzieć.
Ateizm też jest wiarą. Wiarą w brak czynnika nadprzyrodzonego we wrzechświecie. Nikt mnie nie przekona, że ateizm jest tzw. światopoglądem naukowym, jak to starali się nam wpoić marksisto-leniniści. Czy ateizm jako wyznanie wpływa na stosunek do życia i bliźnich? Myślę, że w niewielkim stopniu. Stosunek do bliźnich, jak to chyba napisała Alicja (a może Nemo, nie pamiętam w tej chwili), jest decydujący. Miłość bliźniego jest nakazem religii w kilku wyznaniach, ale tylko część wiernych kieruje się tym nakazem. Dla innych ważniejszy jest pieniądz lub używanie życia albo władza, dla których poświęcają dobro bliźniego, często bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Czasami są przy tym dobrzy dla zwierząt. Himmler bardzo kochał psa ponoć. To co piszę, to absolutne banały, ale z przeczytanych komentarzy wynika, że trochę zapomniane. Na blogu piszą osoby intyligentne, często wyżywające się w sztuce lub łamańcach intelektualnych. Dla takich osób pieniądz żadko jest wartością bardzo istotną. Władza chyba też. Dlatego nie zauważają one, że wyznawanie miłości bliźniego powinno z zasady dać lepsze skutki niż jawne przyjęcie pieniądza lub władzy za wartość nadrzędną. Chociaż, jak zaznaczyłem, sam fakt przynależności do jakiegoś wyznania nie oznacza faktycznej identyfikacji z głoszonymi przez nie wartościami. A ateiści mogą się kierować miłością bliźniego dlatego, że uznali ją za wartość ważną po przemyśleniach, w wyniku wychowania, a może zauważenia, że dawanie czasem przynosi większą satysfakcję niż branie. Zawsze chyba jest to jednak skutek kolejno dokonywanych wyborów, bo nie wierzę w miłość bliźniego wynikającą z genów. W moim pojęciu czasami cienka linia dzieli ateizm od wiary w czynnik nadprzyrodzony. Wątpię w to, że człowiek inteligentny, może wierzyć w istnienie lub brak tego czynnika w sposób całkowity i pozbawiony jakichkolwiek wątpliwości. Wpewnym momencie mówimy sobie „wierzę” lub „nie wierzę”, ale co jakiś czas pojawiają się wątpliwości choćby w postaci „czy na pewno?”. Nawet, jeśli natychmiast je odrzucmy, po jakimś czasie pojawiają się znowu. Myślę, że zwiększają one wartoiść takiej czy innej wiary (w tym ateizmu) niż umniejszają, bo cóz warta wiara absolutnie bezrefleksyjna. Jeżeli jednak już w coś wierzymy, staramy się swoją religię poznać. Jak może człowiek z wyższym wykształceniem utrzymać się w wierze, jeżeli naukę swojej religii zakończył na etapie czwartej klasy szkoły podtawowej? A jeżeli zasady wyznawanej religii znamy dobrze, możemy doznać olśnienia, że zasady innej religii, z pozoru bardzo podobnej, wydają się bardziej przekonywujące? To chyba źródło zmiany religii. Nie mówię o przypadkach przechodzenia na islam panienek wychodzących za mąż za przystojnych wyznawców tej religii, bo to z tym tematem nie ma nic wspólnego. Cóż dziwnego, że Żyd, który uwierzył w boskość Chrystusa, stał się chrześcijaninem. Innym wątkiem tamtego dnia był buddyzm i ośmieszanie chrześcijan, którzy tam szukają natchnienia. Tak bym się z tego nie śmiał. Sam sporo na ten temat czytałem jeszcze w liceum i osoby, które byłyby tym tematem trochę zainteresowane odsyłam do „Świadomości nadprzyrodzonej” Simone Weil, która będąc Żydówką prtzyjęła chrzest katolicki tuż przed śmiercią w czasie II wojny światowej. Jej myśli miały spory udział w klształtowaniu mojej religijności, ale to nie należy do tematu. Natomiast wyszukiwanie analogii w chrześcijaństwie i w buddyźmie wudaje mi się bardzo ciekawe i obecnie pozbawione elementu „herezji”, skoro Vaticanum II uznał, że każde wyznanie może zawierać elementy prawdy, w tym prawdy obiawionej. Zanudziłem trochę, ale niezainteresowani i tak dawno przestali czytać. Pozdrawiam wszystkich wierzących, w tym ateistów.
Drogi Szczypiorku.
Zasmucil mnie Twoj post, poniewaz pelny jest przeklaman i tak! manipulacji.
Nigdy nie zarzucilam Arkowi rasizmu, natomiast tak! prosilam go aby „staral sie unikac rasistowskiego jezyka” o brudnycvh i leniwych „muslimach”. Jesli Ciebie taki jezyk nie razi to otrzymalismy rozne wychowanie. Mnie razi i razi wielu innych.
Nie widze powodu odpowiadac na pytanie dlaczego praca fizyczna uwlacza ludzkiej godnosci, poniewaz nigdy w zyciu takich stwierdzen (lub nawet aluzji) nie robilam. To co napisalam, to ze nie zameirzam odpowiadac na zaczepki jednego z blogowiczow poniewaz autor tych zaczepek (bardzo zlosliwych i w moim przekonaniu nie odpowiadajacych prawdzie) „moglby szorowac podlogi u dorotyl” – innymi slowy nie dorasta jej do piet jesli chodzi o ilosc wydzielanego jadu.
Nie odpowiadam takze na pyrtanie o (moja!) zadze wybicia lisow.Bo jest niemadre podobnie jak poprzednie. Mowilam, ze lisy sie w miescie rozmnozyly i sprawiaja klopoty. Nie pamietam, ale moglam takze mowic i o tym, ze populacja lisow gwaltownie wzrosla kiedy Parlament wprowadzykl zakaz polowania na nie.
Oskarzam Antka o manipulacje (Ciebie tez) poniewaz wyrwane nawet nie zdanie ale cztery slowa ze srodka kontekstu (ponure spojrzee spod turbanu) zechcial zinterpretowac jako rasistowskie. Co jest oblakane. Jest objawem bardzo zlej woli.
Nie przypominam sobie tez abym kiedykolwiek mowila komu wolno sie przysiasc przy (Panapiotrowym) stole, a komu nie. Napisalam natimiast z kim JA nie bede siedziec. Nie bede siedziec z ludzmi ktorzy obrazaja mnie lub wspolbiesiadnikow.
Kolejny zarzut – ze „zmanipulowalam” Pania Dotote z sasiedztwa jest bardziej obrazliwy dla Pani Doroty niz dla mnie.
Jesli uwazasz, ze nie odpowiedzialam na wszystkie Twoje zarzuty lub je „zmanipulowalam”, to postaraj sie jednak znalezc te cytaty i utrzec mi nosa.
Cos jednak jest na rzeczy. Jesli moja osoba wzbudza taka agresje i niepohamowana zadze kopania wsrod niektorych Panow na tym blogu, to oczywiscie nie musze tu przychodzic. Nie jestem masochistka. Byloby mi przykro i smutno, ale moge sie wycofac i zostawic pole dla antka, andrzeja jerzego czy Szczypiora.
Decyzje zostawie tymczasem demokratycznym procedurom na blogu.Niech sie wypowiedza inni.
Moge oczywiscie sama taka deczyje podjac bez pomocy innych, ale po pierwsze nie chcialabym wprowadzac konsternacji wsrod innych wspolbiesiadnikow, trzaskajac drzwiami, nie chcialabym tez obrazac Gospodarza. Spotkalam tu wielu fajnych ludzi ( i psa). Spotkalam tez chlopcow, ktorzy zachowuja sie tak, jak klasowi chuligani, ktorzy lubia dokopac innemu, jak pani nauczycielki nie ma w poblizu.
Heleno, nie drzaźnij mnie, bo po ondulacji. A cóż to za obyczaj znowu obrażać się na wszystkich, za wszystko? Mnie byłoby miło przy stole z Tobą po lewej, Szczypiorem po prawej i wszystkimi innymi dookoła. Jeżeli wszyscy będziemy myśleć to samo i tak samo, to lepiej wypic do lustra, prawda?
O, Boze. Przeczytalam wpis doroty l.
I pierwszy raz poczulam do niej wspolczucie. Nie ironiczne, nie przewrotne. Autentyczne i takie normalne, babskie.
Atmosfera gęstnieje. Czy można cieszyć się smakiem potraw, gdy biesiadnicy boczą się na siebie? Proszę, podajcie sobie ręce i zapomnijcie o cudzych oraz własnych komentarzach zawierających jakiekolwiek żale. Dosalajcie sobie, ale żartobliwie. Mam dzisiaj urodziny i wznoszę toast za zgodę.
Stanislawie! Najlepszego zatem!
Stanisławie – życzenia masz już teraz, toast jak zwykle, o 20.00
Dień dobry. Choć może nie dobry.
Co do manipulacji. Istnieje coś takiego jak google i wszystko można szybciutko sprawdzić.
I prawdą jest, że cytat brzmiał w formie podanej przez antka: „Puste spojrzenia kompletnego debila spod turbanu”.
Ale właśnie w takim kontekście, jaki podała Helena! Ten ktoś, kto spojrzał spojrzeniem debila (nie było napisane, że był debilem) był w supermarkecie! O sklepach hinduskich było bezpośrednio później, stąd prawdopodobnie co poniektórzy jedno z drugim skleili. I manipulacja gotowa.
Może nieświadoma. Może z użyciem złej woli. Nie będę roztrząsać. Przeczytajcie sobie sami.
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=545#comment-70850
Przypominam również ten drobny szczegół z przedwczoraj:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=569#comment-79144
Kto tu pierwszy zareagował na niefortunne sformułowanie Pana Lulka? Post Heleny był dużo później:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=569#comment-79183
W związku z tym, że Szczypior okazał się kreacją literacją Andrzeja Szyszkiewicza, wycofuję swój post z wczoraj:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=569#comment-79318
A zwłaszcza post z 11:38.
Bo nie ma nadziei.
To prawda, Helena jest apodyktyczna i czasem trudno to znieść – nikt nie lubi, jak go pouczają. To prawda – ozdobniki w rodzaju wczorajszych meneli czy zarzyganych krzeseł mogła sobie darować – jeśli ktoś wobec nas traci klasę, naszym obowiązkiem jest TYM BARDZIEJ ją zachować. A o sprzątaniu na cudzym blogu NIKOMU mówić nie wlno.
Ale to, co urządziliście wczoraj i dziś – dorota l., mietek, antek, andrzej.jerzy, no i gwiazdor autokreacji Andrzej Szyszkiewicz – to jest właśnie regularny pogrom.
Misiu – porównanie z Midraszem jest z gruntu fałszywe. Wiem, bo jestem w środku tego wszystkiego.
Żegnam.
Napisałam długi post i, jak idiotka, wrzuciłam trzy linki. Teraz czekam na akceptację. Ale że temat nie może czekać, podzielę tekst teraz na trzy.
Część I
Dzień dobry. Choć może nie dobry.
Co do manipulacji. Istnieje coś takiego jak google i wszystko można szybciutko sprawdzić.
I prawdą jest, że cytat brzmiał w formie podanej przez antka: ?Puste spojrzenia kompletnego debila spod turbanu?.
Ale właśnie w takim kontekście, jaki podała Helena! Ten ktoś, kto spojrzał spojrzeniem debila (nie było napisane, że był debilem) był w supermarkecie! O sklepach hinduskich było bezpośrednio później, stąd prawdopodobnie co poniektórzy jedno z drugim skleili. I manipulacja gotowa.
Może nieświadoma. Może z użyciem złej woli. Nie będę roztrząsać. Przeczytajcie sobie sami.
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=545#comment-70850
Część II
Przypominam również ten drobny szczegół z przedwczoraj:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=569#comment-79144
Część III
Kto tu pierwszy zareagował na niefortunne sformułowanie Pana Lulka? Post Heleny był dużo później:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=569#comment-79183
W związku z tym, że Szczypior okazał się kreacją literacją Andrzeja Szyszkiewicza, wycofuję swój post z wczoraj:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=569#comment-79318
A zwłaszcza post z 11:38.
Bo nie ma nadziei.
To prawda, Helena jest apodyktyczna i czasem trudno to znieść – nikt nie lubi, jak go pouczają. To prawda – ozdobniki w rodzaju wczorajszych meneli czy zarzyganych krzeseł mogła sobie darować – jeśli ktoś wobec nas traci klasę, naszym obowiązkiem jest TYM BARDZIEJ ją zachować. A o sprzątaniu na cudzym blogu NIKOMU mówić nie wolno.
Ale to, co urządziliście wczoraj i dziś – dorota l., mietek, antek, andrzej.jerzy, no i gwiazdor autokreacji Andrzej Szyszkiewicz – to jest właśnie regularny pogrom.
Misiu – porównanie z Midraszem jest z gruntu fałszywe. Wiem, bo jestem w środku tego wszystkiego.
Żegnam.
vitajcie 1,09,08 . Kłotnia o wiarę i wyzszosć jednej racji nad drugą doprowadizła do zdarzeń 1,09. Dzisiaj piszecie jak rozważni ludzie.Wszyscy zostańcie . Gdyby cała ludzkość mówiłai jednym językiem świat byłby nudny i przestał by istnieć. bo po co. Szczypiorku Andzreju uff to wyjatkowo rozsądny komntarz pozdrwiam .
Mialam na mysli „posprzatanie” po sobie, a nie po wystepach innych. Skrot myslowy, jakby powiedzial Kurski czy kto tam.
Hej, Wy tam!
Pogadalismy sobie? No to odpuscmy co nieco.
Podpisuje sie pod wpisem Pyry. a poza tym bardzo lubie ASzysza i andrzeja jerzgo. A teraz wyganiaja mnie pod prysznic, wec lece 🙁
Weszlam na bloga dopiero dzis, nie mialam swiadomosci tego, co sie tutaj dzialo/dzieje.
I tak sobie pomyslalam, ze tej dyskusji lepiej zrobiloby, gdyby byla toczona w korespondencji prywatnej, miedzy osobami zainteresowanymi, bo forum publiczne jej nie sluzy.
Ale daleka jestem od checi pouczania kogokolwiek, wnosze to jedynie ze swojego doswiadczenia bycia w internecie.
Milego dnia wszystkim!
No dobrze. Mam zatem powazne pytanie do Szczypiora, andrzeja jerzego, antka i Misia.
Czy ktorys z Was wybiera sie na Zjazd? Chce wiedziec bo chcialabym Was uniknac. Nie ma powodu abysmy sie spotykali, prawda?
Ja się już co prawda pożegnałam, ale mam pytanie do doroty l.
Czuje się Pani zdruzgotana tym, w jakim kierunku wszystko poszło. A nie czuje się Pani zdruzgotana tym, że insynuowała opływanie w przywileje osobie, która spędziła 10 lat w Gułagu?
A nie manipuluje Pani teraz przypadkiem zmyślając, że Helena napisała słowo „zdechli”? Przecież można spojrzeć wstecz i przeczytać, jak błyo napisane naprawdę:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=569#comment-79458
Liczyła Pani na to, że nikt nie spojrzy?
To może dla pełnej wiedzy coś o ojcu Heleny:
http://en.wikipedia.org/wiki/Wolf_Szmuness
Jeszcze złożę serdeczne urodzinowe życzenia Stanisławowi – i spadam. Miałam przyjechać na zjazd, rezerwowałam czas, ale w tej sytuacji… nie wiem, co zastałabym przy stole.
Znów mnie poniosło z dwoma linkami w jednym poście. Dzielę na dwa.
Ja się już co prawda pożegnałam, ale mam pytanie do doroty l.
Czuje się Pani zdruzgotana tym, w jakim kierunku wszystko poszło. A nie czuje się Pani zdruzgotana tym, że insynuowała opływanie w przywileje osobie, która spędziła 10 lat w Gułagu?
A nie manipuluje Pani teraz przypadkiem zmyślając, że Helena napisała słowo ?zdechli?? Przecież można spojrzeć wstecz i przeczytać, jak było napisane naprawdę:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=569#comment-79458
Liczyła Pani na to, że nikt nie spojrzy?
To może dla pełnej wiedzy coś o ojcu Heleny:
http://en.wikipedia.org/wiki/Wolf_Szmuness
Jeszcze złożę serdeczne urodzinowe życzenia Stanisławowi – i spadam. Miałam przyjechać na zjazd, rezerwowałam czas, ale w tej sytuacji? nie wiem, co zastałabym przy stole.
PS. Sorry za mnożenie komentarzy. Wszystko przez nerwy.
Heleno,
nie martw sie. Z ludzmi trzeba umiec rozmawiac, a szczegolnie dziennikarze, obiektywni i tak dalej. Ty narzucasz i nie stac Cie na obiektywizm, i potem sie dziwisz, ze ludzie maja pretensje. Ide na plaze, bo po poludniu jedziemy jednak do Tereski z Pomorza.
Arkadus, wypilismy piwo wino, i w ogole nanieslismy tu piachu, ale Jerz mowi, ze posprzata. No to lece ten spacer na lewo tym razem.
Pani Dorotko,
ja bym się tak łatwo nie poddawała. Nadzieja jest zawsze 😎 Nie wiem, czyją jest matką, ale podobno umiera ostatnia.
Nieswojo mi się zrobiło na tym blogu, zwłaszcza że lista terminów budzących gwałtowne reakcje alergiczne wydłuża się coraz bardziej 🙁 Nie chcę przyczyniać się do wzrostu spożycia używek uspokajających, szczególnie bierne palenie papierosów przez koty martwi mnie niepomiernie. W związku z tym dobrze by było, by (trawestując radę Starej Żaby) każdy z nas wziął się sam za kantar, zaprowadził do najbliższego lustra, spojrzał sobie w oczy i poszukał tej belki, która nie przeszkadza mu zobaczyć źdźbła w oku bliźniego, ale zasłania inne aspekty ludzkiego współżycia. Jak ją znajdzie, to może przez odpowiednio mocne potrząśnięcie uda mu się jej pozbyć.
Heleno,
nie stosuj szantażu emocjonalnego zadając pytanie, czy niemiłe Ci osoby wezmą udział w Zjeździe. Chyba nie chcesz doprowadzić do plebiscytu wśród pozostałych uczestników, którą ze skonfliktowanych stron preferują 😯
ASzyszu, Ty Szczypiorze 😯 😆
Stanisławie,
wszystkiego najlepszego w dniu urodzin 😀 Nie przejmuj się otoczką, przynajmniej nie zapomnisz tego dnia tak łatwo 😉 Opowiedz trochę o Maroku, jeśli masz czas i nastrój, proszę…
Pani Dorotko,
Helena nie spędziła ani jednego dnia w gułagu.
Heleno bez obaw. Ja na zjazd się nie wybieram . Możesz spać spokojnie. Nie będziesz miała możliwości poznania osobiście największego chuligana na Kurpiach.
Bawcie się dobrze. Pozdrawiam sedecznie.
ps
Okoń to wszystko przewidział. Jasnowidz czy co ?
Dzieki Pani Dorotecce! W tej notce jest para neprawdziwych danych , jak to w Wikipedii.
Nigdy nie studiowal w Tomsku (to moja Mama studiowala!). Ojciec mial przed wojna zaliczone trzy lata medycynuy w Pizie, zanim go Mussiloni w 1938 r. wywalil, jak wywalal wszystkich Zydow-cudzoziemcow. W latach 80_tych tez sam uniwersytet pizanski przyznal mu doktorat honoris causa i przeprosil.
Ojciec zdobyl dyplom medycyny (pozdawal wszystkie egzaminy BEZ studiow na uczelni, bo go nie przyjmowali) dopiero w 1956 roku, kiedy wolno mu bylo opuscic Syberie. Pamietam to dobrze, bo pierwszy raz w zyciu zostalam na kilka dni sama w domu, kiedy rodzice wyjechali do Charkowa, gdzie byl uniwersytet.. Bylan w drugiej klasie.
Nie prowadzil zadnej korespondencji z Wojtyla, tylko spedzil z nim miesiac w sanatorium, chodzili razem na spacery i grywali w brydza. Przypomnialam to kardynalowi Wojtyle, kiedy byl w Ameryce na kongresie eucharystycznym, przed wyborem na papieza i on sie bardzo ucieszyl..
No i oczywiscie nie bylo zadnej ucieczki do Wloch. Byla zwyczajna emigracja 1968.
Ojciec pierwszy wyprobowal szczepionke na wirusowe zapalenie watroby typu B. Przebyty raz hepatotis B bardzo czesto w pozniejszym zyciu prowadzi do raka watroby. W samej Afryce na raka watroby umiera 3 miliony ludzi rocznie, glownie z powodu wczsesniejszego hepatotis B.. Pierwsza szczepionka – mojego Ojca byla bardzo droga, ale teraz jest juz tania jak barszcz.
Zdechli? Nawet o psie bym tak nie powiedziala.
@nemo 11:17
Ale ojciec Heleny tak.
ASzyszu !
Oficjalne toastowanie o godzinie 20.00 a tymczasem w rece Wacpana, zakanszajac szczypiorkiem. Ide do sasiadów zebrac troche zielska i doprawic moja zupke z przedwczorajszego dnia.
Cos Gospodarz nie odpisal na moje pytanie czy przyjmuje gosci od póznego popoludnia w piatek. Moze odwolal sadzac, ze wezbrane emocje zsadza mu dach z chalupy. Tak czy inaczej jade. W najgorszym przypadku wrzuce slady pobytu prze plot. Nic wybuchowego. Najwyzej kilka butelek trucizny w tym mini flaszka dla Alicji. Niech jej pójdzie na zdrowie.
W razie czegos rezerwowy program pod tytulem „Peregrynacje Pana Lulka do ziemi przodków”.
Na marginesie tylko. Moim wzorcem jest w dalszxm ciagu Metternich. Jak on wspaniale manipulowal Kongresem Wiedenskim.
W oczekiwani za zajecie stanowiska przez Gospodarzy
Pan Lulek
Przyznam się, że nie bardzo rozumiem logikę niektórych użytych tutaj argumentów. „A bo Helena jest apodyktyczna i ma paskudny charakter…” I co? Z tego wynika, że pojechanie pod jej adresem stekiem obraźliwych kłamstw, opartym na postoenerowskim stereotypie Żyda, jest usprawiedliwione? Albo używanie klasycznej antysemickiej stylistyki? To znaczy, że gdyby na tym blogu nie było Heleny, można by sobie nareszcie radośnie pisać o „Srulach i jemu podobnych”, „żydzizmie”, itp. i nikt by nie mieszał, nie zakłócał, nie reagował?
Zwrócenie Helenie uwagi na rzeczy, które u niej drażnią, byłoby może właściwe w innym kontekście, ale nie wtedy, kiedy to ona została zaatakowana w sposób absolutnie poniżej pasa. I jak ludzie przyzwoici mogą nie zauważać, że w tej dyskusji nie chodzi już o Helenę, tylko o pewne granice, których nie można przekraczać nawet w zacietrzewieniu? A jak się już przekroczy, to należy natychmiast przeprosić. Dla mnie to po prostu kwestia smaku, co przy stoliku smakoszy powinno chyba odgrywać rolę.
Marku, o ile dobrze pamiętam, pretensje do Ciebie miała nie tylko Helena, ale również kilka innych pań. Czy uważasz, że wszystkie należy wyrzucić z blogu? A czy ktoś może postawił Ci wyssane z palca zarzuty, że, powiedzmy, już Twoi przodkowie byli kobietożercami i utuczyłeś się na krwi niewinnych dziewic i prawdziwych feministek, które pasjami posyłałeś do więzienia? Albo puszczał aluzje, że zna on już tych Kurpiów (fotografów, mężczyzn, etc.), bo jeden taki… ? Jakoś sobie nie przypominam. Dyskusja, która się wtedy rozwinęła, dotyczyła Twojego sformułowania i niechęci do przeproszenia za nie, ale nie na temat Twojego charakteru albo pochodzenia. Nawet jeśli poczułeś się bardzo dotknięty i niezrozumiany, czy nie uważasz, że jest różnica?
Nie ma tu chyba nikogo, kto by się z Heleną (albo z kimkolwiek innym) zawsze zgadzał. Włącznie ze mną. 🙂 Ale to naprawdę nie o to tutaj chodzi. Ja w każdym razie cały czas na całkiem inny temat rozmawiam.
A dla Stanisława oczywiście wszystkiego najlepszego! 😀
Nemo, nie stosuje zadnego szantazu. Pytalam czy mam pozostac NA BLOGU. Ale Zjazd to jeszcze cos innego. Jaki jest sens mijego przyjezdzania i siedzenia pzry jednym stole z tym czy nym nieznajomym mi facetem, ktory zywi do mnie pogarde i nie ma oporow przed wyrazeniem jej publicznie?
Drugie: Ja sie w Gulagu URODZILAM. OK? Nie w t.zw. zonie, ale na terenie Gulagu. Ojcu wolno bylo wynajac mieszkanie i zamieszkac pod jednym dachem z Mama kiedy mialam 10 miesiecy .Cztery lata pozniej wolno mu bylo zmienic miejsce zamieszkania. Co natychmiast uczynil wywozac rodzine na Ukraine.
Alicjo, kiedy sie rzuca tak ciezkim oskarzeniem w moja strone, to warto byloby poprzec je jakimis faktami.
I jeszczej edno – ogolnie. Wyjasnianie historii mnojej rodziny, tlumaczenie, ze nie bylo tak jak napisala dorotel, jest dla mnie niewypowiedzianie upokarzajace. Staram sie zachowac spokojna narracje, ale wszystko we mnie lka i krzyczy, ze ten rok 1968 dopadl mnie cztredziesci lat pozniej, aby mnie znow upodloc, podeptac i zbrukac pamiec mojego bl. p. Ojca. Czuje, ze winnam zostawic slad na papierze, zeby to gowno nie przylgnelo do Niego, do Matki, do mnie.
Jutro bedzie dokladnie 40 lat kiedy znalazlam sie na Dworcu Gdanskim, kiedy zaczynala sie trzecia odslona mojego zycia.
I nagle to! To ja nigdy nie wyjechalam? To rok 68 trwa nadal?
Panie Lulku jestem w chałupie już od czwartku. Sprzątam i ścielę oraz gotuję. W piątek od rana czekam na gości. Jestem tez gotów wezwany przez telefon dopilotować kogo trzeba z Pułtuska lub Serocka. A mój telefon wszyscy zjazdowicze znają. Do zobaczenia więc.
Staszku, zycze Ci wszystkiego najlepszego w Twoim Dzniu i nieustajacej pogody ducha, ktora u Ciebie jest nagminna. Jak Ty to robisz?
http://www.starostwopultusk.org.pl/img_show.php?id_zd=48
Heleno,
jakie oskarzenie? Stwerdzam, ze jestes apodyktyczna i wszystkim wszystko wytykasz. Nieprawda? Nie mam za zle, taka
jestes , ja sie do Ciebie przyzwyczailam i zaznaczylam, ze tez jestem wredota 🙁
Spotkamy sie, to pogadamy 😉
Poza tym… czy wazna jest historia rodziny czy czlowiek, jaki jest? Kazdy z nas ma historie rodzinne i rzadko kto sie nim podpiera.
Teraz tak:
zaraz sprzatamy, odkupilismy Arkadiusowi troche piwa, wina nie 🙁
I jedziemy do Tereski, bo juz po plazy nie da sie chodzic – stonka!
Jezusie maryjo,
Jerzor odkurza!!!
Alicjo, niech Ci wytkne zatem: ja sie historia mojej rodziny nie podpieram, jak to elegancko nazwalas. Ja sie mam czym podpierac bez tego.
Ja prostuje kllamstwa. ktore zostaly wypowioedziae.
Kamien spadl mi z serca. Prosto na wielki palec u nogi. Nawet nie poczulem.
Mój wielki i dozgonny przyjaciel i trener z czasów mojego pobytu w ówczesmym Leningradzie czyli Pitrze a teraz St. Petersburg, Lew Davidowicz Gerfellstein zwykl mawiac, ze nawet z niezbyt lubianym ludzmi warto od czasu siasc doslownie przy stole. Okazuje sie wtedy, ze z tego,…(miejsce na dowolne wpisywanie przymiotników)… okazuje sie przy blizszym poznaniu calkiem do rzeczy czlowiek. Nie potrafil sie tylko odpowiednio wywnetrzyc i zaplatal w zeznaniach.
Dla wiadomosci Gospodarza drobne przyponmienie z mojej strony. Ja bardzo zle sypiam i czesto mam tak zwane biale noce. Najlepiej lubie wtedy siadziec z kims, kto pieknie opowiada prawdziwe i zmyslone historie. Slucham wtedy jednym uchem, potakuje a myslami uciekam daleko, daleko. Czasami stad biora sie moje dziwaczne pomysly i brak zrozumienia dla innych ludzi.
Najgorsze, ze nie pomagaja zadne leki ani tak zwane cudowne srodki.
Piatek jest zatem naszym dniem o ile oczywiscie dojade bez wiekszych przygód o czym doniosa srodki masowego przekazu.
Piekne pozdrowienia w pierwszy dzien jesieni która jak wiadomo.
Mimozami sie zaczyna
Pan Lulek
Nie moją sprawą jest rozstrzygać o czyjejś obecności lub nie- na tym blogu. Każdy sam decyduje, czy chce tu bywać, czy nie, czy czuje się dobrze, czy źle. Odnoszę to do siebie i bywam na własne życzenie, a jeśli moje komentarze znajdują pozytywne echo, to dobrze, jeśli przechodzą bez echa, to też nie rozpaczam.
Heleno, jako osoba inteligentna i niezależna (masz na to atest od M.) sama wiesz, po co Ci ten blog i dlaczego ciągle tu wracasz. Każdy z nas chce być kochany, podziwiany, potrzebny i głaskany za sam fakt istnienia, ale tak mają tylko małe dzieci 🙁 Później trzeba się nieźle nagimnastykować i nieraz przygryźć język, zanim się zacznie podkręcać spiralę i drążyć, jak głębokie i szczere są te uczucia sympatii i zrozumienia i jak łatwo popsuć kruchą konstrukcję porozumienia i przyjaznych kontaktów. Fundament tego blogu, to życzliwość i chęć dzielenia się różnymi przemyśleniami i przeżyciami bez ciągłego łapania za słówka i doszukiwania się treści, których autor nie zawarł świadomie. Nie ma potrzeby grzebania w podświadomości adwersarzy i bycia ciągłym sumieniem świata, bo to męczące, frustrujące i szkodliwe dla zwierząt domowych. To mówię ja, nemo, osoba prosta i racjonalna, która nie potrzebuje radaru wczesnego ostrzegania, ani w Czechach, ani na tym blogu 😉
Stanisławie,
wszystkiego najlepszego!
Oby Cię zdrowie, rozsądek i pogoda (ducha) nie opuszczały!
Hoch sollst Du leben (x2),
dre_eimal hoch!
Wszystkich ewentualnie zainteresowanych uprzedzam lojalnie, iż moja wyprawa na Kurpie w łykiend jest wysoce prawdopodobna. Prawdę mówiąc: zaklepana.
Żeby nie było potem, że nie uprzedzałem. Że podstępem. Że „z mańki”. Że komuś na nerwy podziałałem i nadnarwiańską sielankę popsułem.
Smajlis się coś na mnie wypięły.
Spróbujmy jeszcze raz. Na zapas.
😉 😉 😉
widzicie? jeden się nabzdyczył i znowu mnie zignorował 🙁
Nemo, o ile zgadzam się z Tobą w generaliach na temat stosunków międzyludzkich, o tyle nie mogę nie zauważyć, że pytanie Heleny nastąpiło po: a) wyraźnym zarzucie, że to ona rozwala blog, b) uwadze, że warto by wyrzucić „kogoś” z tego blogu, przy czym raczej nie ulegało wątpliwości, o „kogo” chodzi. Ponadto Helena wyjaśniła, że nie chce wyjść obrażona, trzasnąwszy drzwiami, właśnie dlatego, że nie chce obrazić blogowiczów i Gospodarza. Innymi słowy, nie pytała o to, czy ma ochotę zostać, tylko czy inni (większość?) uważają, że powinna wyjść. Nie wiem, czy ja na jej miejscu, po tym, co tu zaszło, miałbym odwagę testować, czy jestem tu pożądany. Pewnie nie. Ale nie mam wątpliwości, że takie pytanie bym sobie zadawał. I być może zadanie go wprost było po prostu najuczciwszym rozwiązaniem.
Bobiku,
zadawanie takich pytań mija się z celem, bo to znowu jest plebiscyt i stawianie blogowiczów pod ścianą, A jak wyjdzie fifty fifty? 😯
Nie mam czasu, ale muszę. Dziękuję za życzenia. O Maroku napiszę, bo jest o czym, ale na pewno nie dzisiaj. Jeszcze raz proszę o zapomnienie niemiłych komentarzy. Nie wierzę, że ktokolwiek tutaj myslał w sposób antysemicki. Może kontekst wyszedł tak nieszczęśliwie, a potem była eskalacja przykrych odczuć i odpowiedzi na nie. Heleno, nie mogę prosić, żebyś przeszła nad wszystkim do porządku, ale mam nadzieję, że to jednak zrobisz sama z siebie. Popatrz na to w wymiarze kosmicznym, a może zrobi się to komiczne. Nic tak nie boli, jak krzywdzące słowa, ale najbardziej bolą one ich autora. Wiem coś o tym, bo parę razy w życiu zdarzyło mi się kogoś słowami skrzywdzić. Ci skrzywdzeni chyba już tego nie pamiętają, a ja owszem. A pogodę ducha można mieć pomimo różnych trudności i przecież Ty ją masz na ogół, chociaż wiem, że nie masz łatwego życia. Na zjeździe nie musisz siedzieć obok osób, z którymi masz chwilowe nieporozumienia. Piszę nieporozumienia, bo takie jest najprawdopodobniej podłoże tej nieszczęśliwej wymiany zdań. Przypomnij sobie słuchowisko radiowe o Przyjaciółkach z ulicy Żelaznej, które tyle mówi o miłości. Życie jest piękne, jeśli się wybacza.
Bobik się wpisał, gdy ja się mozoliłem z tekstem. Przestańcie rozstrząsać winy. Nie mam 100% pewności, kogo autor propozycji wyrzucenia kogoś miał na myśli. Może prowokacyjnie myślał o sobie. Jeszcze raz proponuję porzucić analizowanie wszystkich komentarzy. To prowadzi w ślepy zaułek. Mnie się kilka bardzo nie podobało, ale chcę o nich zapomnieć. Mam nadzieję, że niefortunni autorzy nawet bez formalnego przpraszania (choć byłoby miłe) zrozumieją swoje błędy i się poprawią. I niech zostaną na blogu, bo pierwsze wyrzucenie formalne będzie końcem miłej atmosfery, jaka zwykle tutaj panuje.
Spodziewalam sie dzisiaj powrotu do spokojnej rozmowy na tematy rozne, zaczynajac od kulinarnych, ale widze, ze tymczasem, gdy polkula zachodnia pograzona byla we snie, odbywa sie tu ciag dalszy wczorajszej rozmowy. Calkowicie sie zgadzam z Bobikiem. W innym kontekscie, nie po wpisach uzywajacych etnicznych stereotypow wobec Heleny (Nemo zareagowala przynajmniej na Doroty l. wrzucanie wszystkich Niemcow do jednego wora…), mozna dyskutowac nawzajem, co ktos powiedzial. Ale po wpisach Doroty l. (rozumiem, ze przeprosila Gospodarza, ale czy – Helene?), czytanie sadu nad ogolnymi i szczegolnymi cechami Heleny jest wyjatkowo nie na miejscu. Jakos do analizy charakteru Heleny nie przylaczana jest analiza innych blogowiczow (wczoraj prosilam o to Antka, gdy zaczal wynajdowac gorszace go sformulowania w postach Heleny, by zanalizowal takze z takim samym oddaniem slusznej sprawie teksty skierowane do Heleny). Osoba, ktora, wedlug wszystkich standardow przy kazdym kawiarnianym stoliku (nie mowiac o salonach) ma sie teraz tlumaczyc z wlasnej „nadwrazliwosci”, podczas gdy stale podpory tego blogu do takich zadan nie wzywaja autorow obrazliwych postow (moze dlatego, ze sadzac z rozwijajacej sie tu narracji, u tych osob korzystaly z noclegu). Rozumiem, ze gdy nadwrazliwosc Heleny nie bedzie juz stala na przeszkodzie, te nieskrytykowane (a szokujace przyzwoitych ludzi) wypowiedzi, dalej nie beda podlegaly krytyce. Zreszta moze ich i wtedy nie bedzie, bo nie bedzie obiektu ataku przedstawicieli szkoly „pogrubiania skory nadwrazliwcom”, za jakiego zostala uznana Helena. Sama jest sobie winna, powinna miec poczucie humoru i smiac sie z atakow ad personam Doroty l. i analizy jej psychiki przez tytana glebi psychologicznej, niejakiego Mietka…Powinna wybuchac perlistym smiechem i radoscia zycia, gdy sie obraza jej rodzicow. A jednoczesnie nie powinna o swojej rodzinie sie odzywac, bo to jest prawo zarezrwowane tylko dla niektorych uzytkownikow tego blogu. Jednym slowem, Helena jest sama sobie wszystkiego winna, i nalezy, w ramach wystudiowanej neutralnosci, wezwac ja do poprawy, bo wlasciwie to ona sama sie obrazila, a teraz dreczy swoich narzekaniem (razem ze mna, Bobikiem, Dorota z Sasiedtzwa, i paroma innymi osobami, ktore zauwazyly przekroczenie nieprzekraczalnej granicy) osoby pragnace oddac sie blogim przyjemnosciom jedzenia i picia.
Przykro, a mialam napisac o przepieknej malenkiej stuletniej podbostonskiej firmie, ktora sprowadza wprost ze Sri Lanki najlepsze cejlonskie herbaty…
nemo !
Tak trzymac na powierzchni ziemi i w najglebszych jaskiniach. W Wiedni byla mala prywatna firma której wlasciciel organizowal wyprawy speleologiczne i jeszcze jakies inne. Kupowal nawez z jakiejs fabryki w Bielsku-Bialej male lampki które podobno powinni zabierac ze soba do uczestnicy wypraw do jaskin. Ja sie na tym sporcie zupelnie nie znam i mozna mi wszystko wmówic. Jesli bylibyscie zaintersowani, moge spróbowac odszukac czy oni istnieja a podczas Waszej wizyty w poczatkach pazdziernika. Sami wiecie i Wasza decyzja. Kiedy bylem u nich przed kilku laty, na podwórku stal pokiereszowany samochód który podobno wrócil z jakiejs wyprawy.
Przed chwila zakonczyl u mnie niespodziewana wizyte mój przyjaciel. Zakonnik, franciszkanin, Ojciec Marceli. On ma prawo wpadac do mnie o kazdej porze dnia i nocy. Zakonczyl urlop. Byl w Polsce, miedzy innymi w Wejherowie. Tam byl pogrzeb jego wspólbrata. Starszego o dobrych kilka lat. Odprawial msze, skladal wieniec. Potem byl w Rabce w jakiejs ochronce dla dzieci. Zapytalem go czy dostatecznie grzeszyl. Odpowiedzial, ze stosownie do urlopowej pory. Wyglada wspaniale. Dzisiaj jedzie na poswiecenie domku pustelniczki. Okazuje sie, ze u nas sa osoby, które buduja sobie pustelnicze domki i tam zyja calkowicie odseparowane od swiata. W Srodkowej Burgenlandii, calkowicie na odludziu powstaje kolonia pustelniczych domków. Na pytanie co o tym sadze, powiedzialem mu, ze dobrze byloby gdyby znalazla sie jakas atrakcyjna pustelnica z dwuosobowym domkiem, to mógliby oddac sie dwuosobowym modlom.
Propozycja zostala wysluchana i przyjeta z zainteresowaniem. Ojciec Marceli ma lat 74. Z pochodzenia jest slazakiem z Siemianowic Slaskich i wszystko wskazuje na to, ze chyba kandydatem na europejskiego swietego. Zeby sie tylko nie spieszyl. Nasza przyjazn jest autentyczna i szczera bez owijania w bawelne.
Piekna wizyta w piekny pierwszy dzien jesieni.
Pan Lulek
Szanowni Państwo,
Przebrnąłem przez całość Waszych wpisów z ostatnich paru dni co mocno zaabsorbowało moją uwagę i czas, zwłaszcza, że jestem w pracy 😉
Podjąłem mocne postanowienie, że nie nawiążę do żadnego z Waszych wpisów i swojego posta napiszę w takim duchu, jaki zastałem tu parę miesięcy temu i dzięki któremu tutaj zaglądam. Ot co.
Uwaga: Początek wpisu.
Wczoraj spędziłem wspaniały dzień na działce obok ulubionej Panagospodarzowej Puszczy Białej. W niepozornym młodniku sosnowym w ciągu 2 godzin zebraliśmy 4 wiadra maślaków. Już w połowie grzybobrania usiadłem do ich obierania a żona (od wczoraj pseudo Kombajn) z córką donosiły kolejne porcje. Oprócz maślaków było jeszcze parę garści kurek, prawdziwków, kozaków i podgrzybków. W drodze powrotnej wpadliśmy do paru osób obdarowując je grzybami i tym sposobem pozbyliśmy się prawie połowy naszego urobku. To co pozostało i tak zajęło nam czas prawie do północy. Część będzie dzisiaj na obiad, reszta trafiła do zamrażarki.
Poza tym dzisiaj jest u mnie w domu wielki dzień, ponieważ najmłodsza poszła pierwszy raz do przedszkola. Nie obyło się bez płaczu (już w trakcie pobytu) ale dziecko na koniec zadeklarowało, że jutro tam wróci. Uff.
Serdecznie pozdrawiam,
Panie Lulku, przecież mamy jeszcze ze trzy tygodnie lata przed sobą! Nie śpieszmy się tak!
Nemo, ja nie zawsze wiem, jakie wyjście jest najlepsze, dlatego się po prostu głośno zastanawiam. 🙂
Ale wydaje mi się, że w obecnej sytuacji (patrz pan tylko, jaką mamy sytuację…) byłaby to dla Heleny, której w końcu dość ostro dokopano, cenna wskazówka, jeżeli usłyszałaby od wielu blogowiczów (procentów nie ustalam) wyrazy wsparcia. Choćby w takim duchu jak od Alicji: Heleno, nieraz mnie wnerwiasz, ale w sumie Cię lubię i chcę Cię tu dalej widzieć. Bo inaczej, jeżeli sugestie czy propozycje wręcz wyrzucenia nie spotkają się ze słowem sprzeciwu, to Helena może zostać z poczuciem, że wszyscy życzą sobie jej odejścia. A to chyba jednak nie byłaby prawda?
Staszku, zrobiles mi duza przyjemnosc przypomnieniem Przyjaciolek z ulicy Zelaznej. Czyzbys gdzies to odnalazl? Slyszales to? Byla za to jakas nagroda, bodaj radia Niepokalanow, hehe..
Nemo, ten kto „chce byc podziwiany, glaskany i kochany” przez wszystkich musi sila rzeczy wejsc w pewien konflikt z…. jakby to skromnie nazwac?…pewna niezaleznoscia ducha. Otoz ja takiego konfliktu naprawde nie mam, nigdy nie mialam i zapewne miec nie beda.
Mnie zupelnie wystarczy jesli bede podziwiana, glaskana i kochana (niepotrzebne skreslic) przez male ekskluzywne grono. I w tym gronie zapewne powinnam pozostac. Nieslychanie przyzwoite towarzystwo, to grono.
Dziwie sie, ze przechodzi Ci to przez pioro, gdyz uwazalam, ze Ty masz sporo ze mnie. A ja z Ciebie. Te wlasnie niezwislosc ducha. Z tym jest ciut trudniej, ale da sie zyc. Jedyne przed czym pasuje, to przed naga ageresja. I nie stanelabym nigdy po stronie naganiaczy.
M. – witam w ekskluzywnym klubie. Rozgopsc sie prosze. 🙂 🙂 🙂
Czy Wyście wszyscy (no, prawie) powariowali? Ze zapytam jak mołolat małolata: pogięło Was? to jak? ma być głosowanie jawne, tajne, czy może tabelka i każdy ma wypełnić, albo postawić krzyżyk w odpowiednim miejscu – tego popieram, ten ma się bić w piersi, tego wykopać, albo niech sam się zwija z blogu… Macie wątpliwości (żeby nie powiedzieć – pretensje), ze ja proponuję szczeniakowi wychowawczo przyrżnąć jak dobre słowo nie pomaga? Ale ja proponuję przyrżnąć raz a porzadnie w odpowiednim momencie a nie dogadywać i poszturchiwać bez końca, bo to do niczego nie prowadzi. Kara, jak i nagroda, musi być natychmiastowa i zrozumiała, a nie rozciągnięta w nieskończoność, bo inaczej gubi sens i zaczyna się gonienie w piętkę, co już jest widoczne. Kochani! Wystarczy!
idę trochę zażyć kąpieli błotnych, czyli wskakuję do kałuży
Dziekuje, Heleno, czuje sie zaszczycona. Myslalam o Tobie, czytajac Twoje wpisy na komorce podczas naszego pikniku, ktory po spacerze nad Walden Pond, skonczyl sie w North Bridge Park, gdzie zaczela sie Rewolucja Amerykanska. Bylas wiec wirtualnie czescia naszego pikniku w miejscu, gdzie niezaleznosc i odwage szczegolnie sie ceni. A co do popularnosci osoby i pogladow, to juz Sokrates w glosowaniu nad jego „wina” zdolal przekonac do siebie tylko 220 Atenczykow, podczas gdy 280 bylo za podaniem mu cykuty, wiec to nic nowego pod sloncem. Sokrates tez nie chcial przepraszac za podwazanie ogolnie przyjetych stereotypow.Pewna pociecha jest, ze niedlugo po jego smierci zaczeto go niezwykle doceniac i nawet budowac pomniki, ale to juz jednak po dluzszej chwili zastanowienia…A zamiast polecanej tu Ci cykuty, lepiej wypij lulbiona przez Ciebie margherite.
Pozdrowienia,
M.
Skad wzielo sie okreslenie Stara Zaba, nie dojde. Moze Ty i sama nie wiesz. Co zas dotyczy poczatków pór roku, to oczywiscie mamy do czynienia z poczatkami kalendarzowymi i meteorologicznymi. Jedne poczatki zaczynaja sie z poczatkiem miesiaca a drugie w trzy tygodnie pózniej. Ja na wszelki wypadek obchodze obydwa poczatki. Tak samo jak ze swietami Bozego Narodzenia. Raz obchodze 24 grudnia wedlug gregorianskiego kalendarza a drugi raz o dwa tygodnie pózniej wedlug julianskiego. U mnie jest dzisiaj pierwszy dzien jesieni. Radio trabi. Moze tez i dlatego, ze pogodowo u nas jest wszystko o miesiac wczesniej. Tyle, ze zima czasami zapomni przyjsc o zwyklej porze.
Czytalem jeszcze raz ostatnie wpisy i doszedlem do wniosku, ze to jest syndrom pierwszej mojej tesciowej. Ona byla z zawodu nauczycielka. W bylym pruskim zaborze. Stad dryll. Podobnie apodyktyczna osoba jast moje przyjaciólka, z zawodu dziennikarka. Obydwie maja zawsze racje i nie znosza odmiennego zdania. Uzywaja przy tam okreslen typowych dla ich srodowiska. Pardon. Moje tesciowa uzywala. Panie swiec nad Jej Dusza. Po kilku latach malzenstwa z moje byla malzonka wyksztalcil sie u mnie odruch warunkowy. Jak u psów Pawlowa. Na wszelie pytanie pod tytulem, dlaczegos to lub owo zrobil, odpowiadalem automatycznie. Oczywiscie jak zwykle masz racje. Niestety ten sposób odpowiedzi na pytania przeniósl sie na moje malzenstwo zakonczone za obopólna zgody bylych malzonków. Po wielu latach moja dorosla juz wnuczka powiedziala. Wiesz dziadek, po wizycie mojej babci rozumiem dlaczego wyscie sie rozeszli.
Oczywiscie wszyscy jak zwykle macie racje
Pan Lulek
Dobrze robi zjeść coś słodkiego, jak nie ma pod ręką to zagnieść jakieś szybkie ciasto, to naprawdę pomaga…
Mi się źrebi stara klacz i mam problem jak ja obserwować, żeby ona mnie nie widziała. Klacze mają zdolność (do pewnych granic) odwlekania porodu do spokojnych i bezpiecznych czasów, tak, żeby w spokoju błyskawicznie urodzić i po chwili już mozna bezpiecznie ze żrebakiem uciekać. Źrebie ma nogi prawie takie same długie jak matka i ledwie wstanie to już może gnać przed siebie. Gdy klacz się oźrebi na pastwisku, w grupie, czasami jest problem ze złapaniem malucha – małe takie, ledwo się urodziło, a gna na oślep przed siebie, klacz za nim cała w nerwach a reszta stada stara się zasłonić z wszystkich stron. I jak takiego złapać?
Poród u klaczy jest niezwykle dynamiczny i jak wszystko jest w porządku to trwa rzeczywiscie moment, ale jak coś jest nie tak to mozna nie zdążyc z pomoca. To nie krowa, w której godzinami mozna wywracac cielaka i w koncu wyciągnac zywego.
Zabo, pewnie masz racje i dzis mial byc nowy dzien, jak cytowalam za Scarletta.
Ale nie byl.
…………
Wstrzasnal mna post doroty l, i wlasciwie jej wszystko wybaczylam, bo ujrzalam nagle kogos zupelnie innego niz z tych awantur. Kogos bardzo okaleczonego, zmagajacego sie z demonami, ktore jej podszeptuja, ze inni chca jej odebrac dziecko, ze pisza o „zdechnieciu” ludzi chorych na raka watroby, podpowuiadajacych, ze niewinny zart o koniach smierdzacych papierosami jest zasadzka w ktora ona ma byc zlapana, porownanie mnie do hitlerowskiej nomenklatury.
Ten post wyjasnia dla mnie tajemnice jej nieoczekiwanej tyrady o Zydach. Pamietasz borsuka? To z tego samego. To smutne i wlasciwie tragiczne. Mam nadzieje, ze nie jest sama.
Jesli jestes z nia w prywatnym kontakcie, sprobuj ja wyciszyc i uspokoic. Ale oczywoscie przydaloby sie wiecej niz przyjazna troska…
Strasznie tego duzo na swiecie. Na kazdym niemal kroku.
Mnie też przyda się jakaś borowina i kompres na głowę 😯 Rozczaruję dziś wszystkich i na całej linii 🙁
Heleno, nie wiem, co mam z Ciebie, najwięcej mam z mojej babci Michaliny 😉 Co do ekskluzywnego grona, to powtórzę za Groucho Marxem: Nie wstępuję do klubów, które przyjmują takich jak ja 😉
M.
trafiłaś w samo sedno. To jest blog do cna skorumpowany, bo albo ktoś już u kogoś nocował, albo ma zamiar 😎
Bobiku,
w życiu nie przyłoże ręki do eksmitowania kogokolwiek z tego blogu. Nie mam do tego ani prawa, ani kwalifikacji, ani też ochoty. Powiem więcej, że obok Heleny chciałabym czytać też wypowiedzi Doroty l. Przez kneblowanie innych nie zyskujemy nic oprócz niemych wrogów. Pozbawiamy się szansy na dialog, poznawanie innych ludzi, całego ludzkiego panoptikum wraz z jego blaskami i cieniami i odkrywania w sobie stron jasnych i ciemnych. Nobody is perfect 😎 Ewidentnie obraźliwe wypowiedzi powinny zostać napiętnowane, ale nie wolno piętnować osób. Ludzie na tym blogu są dostatecznie inteligentni, by po krótkim czasie spostrzec, czym się kompromitują i mieć szansę przeproszenia bez wpędzania w zaułek bez wyjścia, skąd już tylko można kąsać 🙁
Albo wspiąć na chójkę 🙁
Panie Lulku, akurat wiem skąd Żaba, a że Stara to z wieku i z urzędu. moje i zaprzyjaźnione z nimi inne dzieci w pewne deszczowe wakacje przechrzciły Zajęcze Wzgórza na Żabie Błota. Są one żabie z dwóch powodów a) jest tu zatrzęsienie żab w kilku gatunkach (trawna, kumak nizinny i rzekotka, teraz się pokazała łakowa, ale ja jej od trawnej nie odróżniam) b) okoliczne błota i pola należą do Żaby, czyli są żabie. Na wizytówce mam też Froggy Mudlands. Nie znaleźliśmy (konkurs był rozpisany word wide) angielskiego pojęcia odpowiadającego czemuś na kształt Błot (Pińskich np.)
pozdrawiam
Żabo,
masz rację 😉 Właśnie wyciągnęłam z pieca ciasto ze śliwkami i zaparzyłam aromatyczną herbatę. Teraz muszę sprawdzić, gdzie bawi się moje dziecko 😉
Mój wuj zakładał każdemu nowo narodzonemu źrebakowi czerwoną tasiemkę na szyję, a dorosłe konie miały zawsze czerwone kutasiki przy uprzęży 🙂
Nemo,
lubię Cię (Cię znaczy Panią ) coraz bardziej. I lubię wtręty, przycinki i okrzyki, że to nie tak. Znalazłem takie cytaty z Kuliszera, że może są nawet w Szwajcarii nie znane. Zobaczymy. Ale cieszę się, że za parę dni – po spotkaniu w naszej wsi – wyjeżdżam z Basią do ukochanych Włoch. Bedziemy w nieznanych (nam) miejscach i poszukamy domu na całe przyszłe lato. A przez ten czas nie wejdę do bloga. Nie będe też pisał na zapas. Myślę, że trzeba byście Wy wszyscy odpoczęli ode mnie, a ja od tego medium. Ostatnie dni zbyt dużo mnie kosztowały. Mimo wieku nie pomyslałem, że to może tak samo wyglądać jak niektóre sąsiednie blogi. Mam nadzieję, że po powrocie będę w lepszej formie.
Nemo, zaznaczyłem już wczoraj, że po ochłonięciu z pierwszych emocji odczułem duży żal i przykrość, że Dorota l. napisała to, co napisała. Właśnie dlatego, że nie skreślam jej jako osoby, tylko po prostu nie mogłem się pogodzić z wymową jej komentarzy. I naprawdę bym się ucieszył, gdyby powiedziała: sorry, zapędziłam się, wycofuję, bo ja nie należę do psów, które się dobrze czują, kiedy warczą. Zdecydowanie wolę polizać po nosku. 😀 Ale na razie Dorota tego nie powiedziała, tylko jeszcze dodatkowo fuknęła. 🙁 Więc mam wrażenie, że to ona nie daje mi szansy rozmowy z sobą. No, chyba że można kogoś na blogu ciężko obrazić, nie przeprosić, a potem nadal ze wszystkimi rozmawiać jak gdyby nigdy nic? Może i można, ale w moim kodeksie postępowania to się jakoś nie mieści.
Reasumując – też jestem za tym, żeby potępiać poglądy, nie osoby, też jestem za tym, żeby wybaczać i umieć się wycofać z rzeczy powiedzianych w gniewie czy napięciu, ale równocześnie jestem za tym, żeby przy tym trzymać się pewnych, dla mnie oczywistych, reguł. Tylko tyle i aż tyle. 🙂
Panie Piotrze,
To ile tych filiżanek polecano pić? 😯
Te zero to tak przez pomyłkę, prawda?
A tak w ogóle, to ja też już mam poczucie, że nie mogę. Zobowiązuję się przed samym sobą i wszystkimi obecnymi, że przynajmniej przez kilka godzin nie napiszę ani słowa „na temat”. 😀 Stara Zabo, proszę, opowiedz jeszcze coś o źrebakach. 🙂
Gospodarzu,
ja też Cię lubię (Cię znaczy Pana) i to od dawna 😉
Życzę dobrych „nerw” nad Narwią, a potem miłego odpoczynku w Italii oraz powodzenia w poszukiwaniu odpowiedniego refugio 🙂
Stanisławie,
Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin!!!!!Zdrowia, wspaniałych podróży, miłego towarzystwa i spełnienia marzeń.
Dobrze, że wróciłeś! Też czekam na opowieści marokańskie.
Dla mnie też dziś dzień szczególny- właśnie siostra urodziła pierwsze swe dziecko- syna Igora. Mądrala nie chciał wychodzić na ten świat 🙂 Termin był dwa tygodnie temu…..
Doczytałam. Helenko, podziwiam Cię jeszcze więcej niż dotąd. Pani Dorocie z sąsiedztwa pragnę się nisko pokłonić za serdeczne zaangażowanie w rozjaśnianie mroku, mam wrażenie że niezbędne dla dobra zgromadzonych tu osób. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że słońca przy stole brakować nie będzie, a świecić ono będzie jaśniej niż dotąd. Ku chwale blogów, niniejszego – w szczególności.
Małgosiu – Igorowi wszystkiego najcudowniejszego na tym świecie! To czasem potrafi być okropne miejsce, ale nie ukrywajmy, że ma też swoje dobre strony. 😀
Stanisławie, stu zdrowych i szczęśliwych lat!
Kilkanaście lat temu sąsiadka moich rodziców zapytała męża i córkę, kogo wybierają- ją czy psa. Chórem zawołali- PSA!!! 😆
Fakt- nigdy nie widziałam , by chodziła na spacery z Sabą, ale sama też sie nie wyprowadziła, co oczywiste i mimo pogróżek znosi przez te lata czworonoga pod wspólnym dachem.
Igorowi, spokojnych i zasobnych czasów!
Mam cichą, a niebezinteresowną nadzieję, że wybieranie w sytuacjach spornych psa ulegnie upowszechnieniu! 😆
Bobiku, przekażę i dzięki!
Tereso, mam wrażenie, że Dorota z Sąsiedztwa dziś zamiast „rozjaśniać mrok”, waliła w bęben i podgrzewała atmosferę.
A mogło być dziś tak miło 🙁 Gospodarz blogu się zdenerwował i wcale nie dziwię się. Osobiście jest mi bardzo przykro.
Pawle, gratulacje dla pociechy. Pierwsze dni najgorsze. Szybko miną. 🙂
A z Andrzeja Sz. niezły kawalarz 😎 🙂
Bobik, listonosz przyszedl
Teresko, dziekuje z serca, ale jestes w mniejszosci 🙂 🙂 🙂
Wiem, ze wiesz.
Nie będę nad Narwią, nie będę we Włoszech, będę złamane serce leczyć sobie w cichym kątku. Gospodarz naprawdę na nasze dzikie harce nie zasłużył. Myślę, jak Nemo i mam cicha nadzieję, że Panowie po kilku dniach przetrawią blogowe szaleństwo
Papryka faszerowana mięsem dzisiaj była na obiad, jutro piersi kurczacze w warzywach, placek ze śliwkami zaczyna za mną snuć woń upojną. Chyba upiekę.
Nemo, całą moją zmęczoną osobą akceptuję 16:07.
Informuję, że Pyra nadal nie ma internetu.
Stanisławie, bez najmniejszej przesady – stęskniłam się za Tobą. O 20:00 wzniosę bardzo uroczysty i solidny pojemnościowo toast.
Pyra, miałaś nie mieć!
Pyro, polecam przepis z „W kuchni babci i wnuczki” p. Barbary Adamczewskiej, strona212 jeśli go jeszcze nie próbowałaś oczywiście. 🙂
Rewelacyjny, tani, szybki, niebo w gębie po prostu. Juz „sprzedałam” ten przepis paru gospodyniom ! Wszystkie zadowolone.
Second delivery, Bob.
Matko z córką! Ależ macie (Państwo) cierpliwość do roztrząsania, nieodpuszczania i tak dalej. A taki przyjemny KULINARNY blog był. Myślę, że na poważne tematy miejsce jest gdzie indziej. Tu wchodziło się kuchennymi drzwiami, podejrzeć co na stole, co w spiżarni i co z tego wyczarować.
Gospodarza czytam regularnie od lat na papierze. I ten blog taki trochę dla wtajemniczonych, ale jednocześnie otwarty pozwalał na częste chwile przyjemnego relaksu. A i wiedzy dostarczał z kręgów zbliżonych do kuchni.
A jak się tu teraz wprawić w dobry nastrój czytając Wasze (Państwa) wpisy ?
Sądząc po PanaGospdarza wypowiedzi zupełnie nie oto chodziło.
I nad tym się trzeba zastanowić …
Pozostaję z wiarą, że kuchnia zwycięży !
Ps.
Wczoraj na obiad były placki ziemniaczane tarte tylko na grubej tarce, mocno podsmażone ze świeżymi grzybami w śmietanie (maslaki, kurki, prawdziwki, podgrzybki)
Pycha …
Mysle sobie tak – chociaz nieprzyjemne, takie dyskusjo-klotnie czasem sa potrzebne. Przegladamy sie w nich, porownujemy i mam nadzieje wyciagamy wnioski. Podpisuje sie jak umiem pod wpisem nemo. Napisalas za mnie pieknie to co mi sie tam tluklo po glowie przez caly dzien, kiedy sledzilam rozwoj wypadkow na blogu.
Chcialam jeszcze tylko dodac na temat przewrazliwienia – kadencje temu startowal w wyborach prezydenckich John Forbes Kerry. Pozegnal sie z nadziejami na prezydenture kiedy „niewinnie” zazartowal sobie bodaj z zolnierzy amerykanskich. Juz szczegoly zatarly mi sie w pamieci. Oh na slowa trzeba uwazac!
A teraz ciekawe jak poprawnie bedziemy nazywac naszych wspolobywateli o ciemnym kolorze skory – nadal African-American a moze po prostu Pan, Pani?
Bardzo jestem ciekawa – mamy bowiem szanse na Obame jako prezydenta USA! Juz sie nie moge doczekac glosowania ale i cala prezydencka kampania mysle bedzie fascynujaca.
Pozdrawiam Wszystkich serdecznie z nadal goracego Teksasu.
Kochani!
Dziękuję Wam bardzo serdecznie za imieninowe życzenia sprzed tygodnia.
Nawiązałam właśnie internetowy kontakt ze światem. Wróciłam do domu. Jem prosto- jajecznica, pomidory.
Dochodzę do siebie 🙂
Skoro wspomniałam , to wklepię:
KRAKOWSKI PLACEK ZE ŚLIWKAMI
1 1/2 szkl. mąki
jajo
1/2 szkl. cukru
ok. 1/3 szkl. śmietany
2 łyżki masła
mały proszek do p.
1 kg węgierek
4 łyżki cukru, o ile to możliwe grubej rafinady
Zmiksować masło z jajem i cukrem, potem dodać mąkę, proszek i śmietanę. Zmiksować na jednolitą masę.
Rozłożyć na blaszce jednolitą warstwę ciasta, ułożyć na niej śliwki bez pestek( skórka do góry!)
Gdy ciasto zaczyna sie miedzy śliwkami złocić, posypać cukrem i dalej piec , aż się zrumieni.
Napisane w ksiażce, że dobre też z wiśniami, morelami, agrestem, w co nie wątpię! 🙂
W Zachodnim Concord (co znaczy „zgoda”, stad moi znajomi pytaja sie czesto, „jak tam w Zgodzie”, po drugiej stronie trasy 2, przecinajacej miasto i prowadzacej wprost do Bostonu, lezy bardzo male, prawie wiejskie centrum handlowe. Jest pare sklepow wzdluz ozdobionej kwiatami ulicy Commonwealth, na tylach jest filia poczty glownej (polozonej w centrum miasta). Wszyscy sie tutaj znaja, wszyscy dopytuja sie o zdrowie rodziny przy okazji zakupow gwozdzi w sklepie „ze wszystkim”, wszyscy ciesza sie z osiagniec szkolnych dzieci z okolicznych rodzin w sklepie ze zdrowa zywnoscia. Ale w glebi centrum handlowego, zlozonego ze zwyklych amerykanskich domow, polozony gleboko jeszcze za filia poczty, ukrywa sie sklep z herbata. Doslownie – ukrywa sie, gdyz z daleka nie widac zadnego znaku, ze w szarym niepozornym domu ukrywaja sie skarby. Dopiero po dotarciu prawie pod same drzwi, mozna zauwazyc napis „Mark T. Wendell Tea Company”. Firma istnieje od 1904, i zostala nazwana na czesc pierwszego wlasciciela, konesera herbaty z Bostonu, gdzie poczatkowo miala swoja siedzibe. Mark Wendell importowal herbate do najelegantszych restauracji w Bostonie i na Wschodnim Wybrzezu, i choc firma zmienila wlasciciela we wczesnych latach 60-tych, ta tradycja pozostala do dzis. Gdy otworzy sie niepozorne szare drzwi, natychmiast uderza jedyny, niepowtarzalny zapach herbaty, z silna przewaga herbaty Lapsang Souchong, polaczona w bukiet z zapachem prawdziwego Earl Grey’a (tzn. z prawdziwym, a nie syntetycznym olejkiem bergamotowym) i delikatnym dodatkiem tonow herbaty Oolong. Przy wejsciu stoja stare skrzynie, w ktorych sto lat temu firma importowala herbate, obok nich stoja delikatne czajniczki. Za nimi zas ukrywaja sie kantory obecnych wlascicieli, Elliota Johnsona, czyli seniora, i jego syna, „mlodego” (okolo czterdziestki) Hartley’a Johnsona. Zwykle jeden ze staroswieckich kantorow jest pusty, bo albo mlody, albo starszy pan Johnson jest poza krajem, w poszukiwaniu najlepszej herbaty. Firma upiera sie przy bardzo trudnym, lecz ambitnym zadaniu, importowania herbaty nieprodukowanej masowo, wprost z plantacji, ktore bardzo czesto odwiedza, sprawdzajac jakosc produkcji. Przy okazji kupowania herbaty mozna sie wiec przeniesc w wiek XIX-ty. Zawsze rozmawia sie z jednym z pp. Johnson o jego najnowszej podrozy do Chin, na Sri Lanke, do Indii, albo do Afryki po czerwona herbate Rooibos. Jeden z panow Johnson zawsze uprzejmie zauwaza, o ile urosly moje corki. Oddana sekretarka pp. Johnson zaprasza do sali, gdzie herbate sie paczkuje. Kazda herbate mozna obejrzec w lisciach, powachac, wziac probke do zaparzenia w domu. Nastepuje wybor, polaczony z dyskusja zalet tej lub tamtej odmiany, co jest wazne, bo w zaleznosci od gatunku i jakosci, ceny sa czesto wysokie, choc uczciwe w porownaniu z podobnej jakosci produktami na rynku amerykanskim. Wychodzi sie z puszkamipelnymi herbaty, glowa napelniona faktami herbacianymi (starszy pan Johnson nie na darmo jest czlonkiem zarzadu amerykanskiej Tea Council), ubraniem przepojonym zapachem „boskiego ziela”. Wychodzi sie na zewnatrz, z XIX-go wieku prosto w wiek XXI-y, zastanawiajac sie nad wartoscia rzeczy ukrytych dla oczu i z wdziecznoscia, ze takie miejsca w zabieganym swiecie jeszcze istnieja.
Stanislawie, w Twoje urodziny, z wdziecznoscia za Twoje posty, za Ciebie i za innych uczestnikow tego blogu wznosze toast filizanka herbaty Earl Grey od pp. Johnson (na inne trunki w kraju, gdzie jezdzi sie prawie wszedzie samochodem jest jeszcze za wczesnie).
O!!! Zauwazyłam ,że przybyło zero koło piątki. Czyli 40-50 filiżanek? Ale chyba takich wielkości naparstka lub niewiele wiekszych?
Małgosiu,
Jakiej wielkości ma być blaszka do tego ciasta?
@ 9:34 2008 09 01
@ Helenko
W tym czasie, kiedy udawałem się w chaszcze parokrotnie wywołany zostałem tutaj na ekran. I powinienem dać spoko. Tyle tylko ze to już po raz drugi przez Helenkę jestem pomawiany o używanie rasistowskiego języka. Naturalnie, że razi mnie tego typu sformowanie > rasistowski język i cieszę się, że i Andrzej Szyszkiewicz zwrócił również na to uwagę.
Gdzie używam rasistowskiego języka?
Oto wklejony przed paroma dniami mój wpis:
Wyniki śledztwa w sprawie zabijania słoni na Cejlonie.
Nie zrobili tego buddyści. Bo jak pisze Gospodarz, buddyzmu *zaleca łagodność i wpaja niechęć do zabijania wszelkich stworzeń*. Z wyjątkiem wojen domowych. Ale w czasie ich trwania zabijano inne stworzenia, nie słonie. Buddystów na wyspie jest około 70% i gdyby tak postępowali dawno by tych słoni nie mieli. Druga liczna grupa religijna to hindusi 15%. Ale ci podobnie jak buddyści maja nabożeństwo do słoni podobne jak ASzysz do koni. Muslimy ok. 7%, ale jak to w Pl powiadają, są strasznie leniwe i nic im się nie chce. Zatem odpadają w przedbiegach. Pozostaje jeszcze do podziału ostatnie 7%. Anglikanie i chrześcijanie konkurują o pierwszeństwo w tej grupie. Ci pierwsi pochodzą w znacznej mierze od Henryka VIII i praktycznie można ich nie brać pod uwagę. Znana angielska flegma połączona z tamtejszym tropikalnym klimatem usuwa ich w cień najmniejszych podejrzeń. Naturalnie można by jeszcze na mojżeszowych zepchnąć, ale podobno ich tam ni ma.
Gdzie pisze o brudnych i leniwych muslimach? W bezpośrednim opisie. Czy we własnym imieniu?
Myślisz ze mógłbym cokolwiek takiego napisać?
Ja jeżdżący wielokrotnie do krajów arabskich?
Byłem tam ponad 20 razy i dalej to będę tam jeździł.
Nie irytują mnie i również, nie śmieszą dziecki próbujące cokolwiek wcisnąć na marktach pseudo turystom, którzy niczego nie rozumieją z odmiennej kultury.
Moim zdaniem lepiej niech dziecki handlują od małego niż mieliby okradać bliźniego swego i cudzego.
Nie irytuje mnie, jak już kiedyś pisałem brak papieru toaletowego w noclegowniach dla tambylcow, w których bywałem.
Tam gdzie jadę staram się zrozumieć istniejąca sytuacje, nie robić żadnych porównań odnośników i przełożeń na niby cywilizowana resztę planety. Mnie cieszy ze jest jeszcze na planecie inaczej, co wcale nie oznacza ze tam w krajach arabskich jest gorzej.
Gorzej z tymi, co tego nie kumają.
Pisałem również ze chętnie rozmawiam z ludziną. Również w Pl gdzie jestem dość częstym gościem mimo ze jeżdżą do swojego domu czy mieszkania. Tego typu sformowania, które przytoczyłem, powtarzane są w Polsce bardzo często i zostały przeze mnie jasno i wyraźnie przedstawione, jako nie moje stwierdzenia.
Dziennikarz z tak długim doświadczeniem pracujący w tak wielkiej instytucji, jak sama to wielokrotnie podkreślasz o sobie, mógłby uważniej czytać i zauważyć słowo JAK! Zanim po raz drugi zaczyna się to samo klepać należałoby sprawdzić. Tym bardziej ze dostałaś sygnał od ASzycza ze cos jest nie tak.
Rzetelność i obiektywizm dziennikarski do tego zobowiązuje. Przynajmniej tu gdzie mieszkam.
O JAK i jego używaniu w Pl tez klepałem. To nie tylko menele, ale przede wszystkim wykształciuchy i mięśniaki, bo ich stać jest na wyjazd do ciepłych arabskich krajów i szpanować po 14dniowym pobycie opalenizną nabyta w pięciogwiazdkowej zagrodzie hotelu. To spora cześć z nich tak mówi JAK przedstawiłem we wpisie do którego po raz drugi się przyklejasz.
Pojechanie pod moim adresem stekiem obraźliwych kłamstw i oszczerstw nie jest niczym uzasadniane. To jest wstrętne i ohydne tym bardziej ze powtarzane jest to samo po raz drugi.
Aż mi wstyd powiedzieć o tym Marylce > przyjacielowi.
Przed rokiem z okładem chciałaś dać mi w mordę > twoje słowa. Nie zareagowałem na to nawet klepiąc twoim dość często używanym żargonem > odp… dol się. Bo po co?
Nie wiedziałem w ówczesnym czasie, co również przyznałem, ze jesteś chora.
Teraz już wiem.
Małgosiu,
W książce jest napisane i blaszce wielkości piekarnika kuchenki gazowej. Ja robiłam w prostokątnej 23×35.
Wykopałam go ze stanowiska! Wyrwałam, choć się nie dawał! Trochę uszkodzonego wyszorowałam szczotką i wyekspediowałam w świat w towarzystwie ogórków, kopru, liści porzeczkowych i winogronowych, dołożyłam nawet soli kamiennej do kompletu. Niech mu się nie zdaje, że jak założył spółkę z Rabarbarem, to go nikt nie ruszy 😎 Ostry jest, niech udowodni, że przydatny 😉
Posłałam moje dziecko-kuriera do Berna z ogórkami i przepisem kiszenia, niech rodzice chrzestni – wielbiciele ogórków kiszonych zaznają satysfakcji wyprodukowania własnych kukumbrów 😉 Jak tak dalej pójdzie, to zacznę podrzucać ogórki nocą na progi obcych domów 😯
Małgosiu,
najlepsze życzenia dla Igorka 🙂 Niech wzrasta w przyjaznym świecie, będzie pieszczony, hołubiony i kochany 🙂
Małgoś, wielkie dzięki 🙂
Arkadiusie,
O tych dzieciach to ja napisałam ….Nic nie poradzę, ze czułam się tam nieswojo, dla mnie nachalność handlowa to duży szok kulturowy i nic nie poradzę. Daleka jednak byłam od oceniania i tego nie zrobiłam przecież! Jakoś po prostu w tym miejscu jestem ułomna…. 🙁
Wielkie dzięki w imieniu maleństwa i jego rodziców. Przekażę im życzenia !
Homo homini lupus est 😥
A może jednak trochę łagodności by tu zagościło! Proszę!
Nemo, gdybyś tak zahaczyła z tymi ogórkami o domostwa w Nordrhein-Westfalen… 😆
Pani Doroto z Sasiedztwa,
jest mi bardzo przykro ze Helena wyciera sobie mna gebe.
Siedzimy sobie w uroczym miejscu w Pradze, pijemy to co w Pradze sie pije, jest dostep do internetu, wiec czytam i krew sie gotuje…
Poszukalem, znalazlem, potwierdzam : Helena jest zdolna do rasistowskich uwag.
Prosze sprawdzic.
Wklejam co znalazlem.
Helena pisze:
2008-07-27 o godz. 19:23
Mowilam, ze tak bedzie, jak socjalisci dojda do wladzy.
Za pani Thatcher nie zdarzylo sie, zeby w czasie fali najwiekszych upalow w roku zabraklo w sprzedzay kostek lodu. W calej dzelnicy.
Niedlugo bedziemy chodzic po Londynie przystrojeni w rolki papieru toaletowego.
Ide do supermarketu naprzeciw. Sa kostki lodu? – Wyszly!
Ide do nastepnego supermarketu. Sa kostki?
– Nie ma!.
– A dlaczego nie ma?
-Bo sa upaly – odpowiada Eisnstein przy kasie.
– Ale jak sa upaly, to wlasnie jest czas zarabiac na zamrozonej wodzie z kranu To sie nazywa kapitalizm – tlumacze.
Puste spojrzenie kompletnego debila spod turbanu.
Sperawsdzam jeszcze dwa sklepy hunduskie. Kostek nie ma.
Dochodze do rosujskiego.
-Sa kostki?
– Skolko ugodno! – odpowiada syn afganskiego weterana, wlasciciela sklpu.
Trzebaz zatem bylo krwawej rewolucji, zamordowania carskiej rodziny, 70 lat jarzma politycznego i gospodarczegi, paru wojen i wreszcie wyzwolenia, aby zrozumiec co to jest kapitalizm i ze w czasie upalu mozna sprzedawac wode z kranu za 3 funty od 2-kilogramowego worka!
Pozdrawiamy z Pragi.
Antku dobrego pobytu i wstąp do muzeum Kafki. Tam stoją ci, co robią to, co my po piwie. Oni H2O puszczają a inni się obrażają 😆
Antku,
Ale przecież Dorota z Sąsiedztwa dziś napisała cyt. „spojrzenie debila (nie było napisane, że był debilem)”. Godzina 10.05
Zapamiętałam bo bardzo mi się spodobało. 😆
No i zazdroszczę ci tej Pragi !
Stanisławowi,
Sto lat w dobrym zdrowiu i humorze!!!
Właśnie!!! Godzina toastów!
Jeszcze raz wszystkiego dobrego, Stanisławie!
Ktos napisal w blogu, ze muzyka lagodzi obyczaje, dodajac, ze pochodzi to od Arystotelesa. Ja tak dlugo nie zyje, zeby to pamietac. Okreslenie „muzyka lagodzi obyczaje” pochodzilo wedlug mnie od Readaktora tygodnika „Polityka” Pana Jerzego Waldorffa. On zawsze tak mówila. Cale szczescie, ze nagle przyszlo olsnienie.
Arystoteles. Oczywiscie
Arystoteles Sokrates Onassis. Przejal to wyrazenie od Pana Redaktora. Dusze byly pokrewne. Dokonuje porównania.
Redaktor „Poltyki”. Jerzy Waldorff. Kawalerzysta. Znawca zycia i muzyki. Jego artykuly to byly perelki dziennikarstwa. Od nich kiedys zaczynalem lekture czasopisma.
Arystoteles Sokrates Onassis. Armator. Multimiliarder. Znawca plci damskiej i muzyki. Autor córki Tiny oraz syna. Piekny wianuszek innych pan w zyciu, sposród których co najmnie dwie wymienie. Maria Meneghini Callas i Jaquelin Bouvier. Z Bostonu. Innych wymieniac nie bede.
Nigdy nie przypuszczalem, ze ten Arystoteles tak starannie sledzil dziennikarstwo „Polityki”. Bo na muzyce to on sie znal.
No cóz, „Polityka” ukazuje sie kazdego tygodnia. Tyle, ze ja rozpoczynam teraz lekture od innych artykulów.
W dalszym ciagu, po wypiciu tradycyjnego toastu o godzinie 20.00, pieknego wieczoru zyczy.
Pan Lulek
ASzyszu, na zdjęciu za Tobą jest ogrodzenie dla zwierzątek. Jakich to? Mam zawodowe skrzywienie na widok ogrodzenia.
pozdrawiam
Stara Żaba
Arku Drogi, przyjmuje do wiadomosci, ze nie chciales uzyc rasistowskiego jezyka.. Dla mnie okreslenie „muslim” na muzulmanina jest pogardliwe i nawet jak sie wstawi „jak powiadaja w PL”, a wplatasz to w swoja wlasna narracje na „dowod ” czy tez wytlumnaczebie dlaczego nie zabijaja sloni ( bo sa za leniwi) to to jest poslugowanie sie stereotypem rasistowskim.
Nie mam Cie za rasiste, nie mam zadnych powodow myslec,ze jestes rasista, ale kiedy mowimy o ludziach innej religii czy kultury, to lepiej jednak nie przywolywac rasistowskiego stereotypu na wspomozenie swego wywodu. Nie bylbys pewnie zadowolony, gdybys przeczytal : Polaczki, slynni, jak powiadaja w Niemczech, z namietnosci do cudzych samochodow… etc. Bylby to jezyk niedopuszczalny.
Mamy ze soba cos wspolnego – i Ty i ja damy sie posiekac na kawalki dla …. jakby to nazwac … stylistycznego efektu. Pani Dorota nazwala to nadekspresja.
I tu czychaja na nas rozliczne zasadzki..
Wczoraj uzylam pogardliwego slowa wobec kobiety , ktora sie okazala byc po prostu chora, o czym nie wiedzialam do dzis, kiedy przecztalam jej wpis i zrozumialam. Jest mi z tego powodu przykro i smutno.
I to mi przypomina historie, kiedy powiedzialam Ci, ze dalabym Ci po pysku, gdybys sie tak zachowal wobec mnie tak , jak wobec dziewczyny, ktora opisales w swojej anegdocie opowiedzianej na blogu. To, ze akurat sama szlam na mastektomie, wzmocnilo oczywiscie moja reakcje, a Ciebie bardzo speszylo (wiem, wiem!) , ale mysle, ze gdybym nawet nie odczuwala wtedy silnej empatii z Twoja bohaterka, to tez bym tak wlasnie zareagowala. Mysle, ze moja reakcja byla wlasciwa, choc „nadekspresyjna” , bo Cie czegos nauczyla i dzis wiesz, ze nie wszystkie silikonowe piersi sa skutkiem kobiecej proznosci.
Pozdrawiam serdecznie.
Skoro jednak na temat Kafki. Opisuje najnowszy prezent który otrzymalem od mojej wnuczki. Opis w jezyku oryginalu.
FRANZ KAFKA
Die Erzaehlungen und andere ausgewaelte Prosa
S. FISCHER Einmaliga Sonnderausgabe
ISBN 978-3-10-038191-0
Printert in Germany
Bedac w Pradze warto wskoczyc i zobaczyc dom w którym zyl pisarz a ponadto cos zjesc U Kalicha albu napic sie piwa u Fleku. Zlata Praha.
Jak powiem, ze Aleksander Dubcek byl blisko spokrewniony z moim tesciem który jest Slowakiem o oryginalnym nazwisku Martiszka, to pewnie mi nie uwierzycia. A moze i tak.
Pan Lulek
Eee, tam Antku. Nie „wycieram sobie geby” Toba, gdyz ta czesc meskiej anatomii nie sluzy za recznik.
Oj tak, piwo u Fleku i chociaż ja piwa w zasadzie nie pijam to może gdybym od niego zaczynała eksperymenty z alkoholem, byłabym jego wielbicielką. A u Kalicha jedzonko bardzo dobre, mniam. Sprawdzałam w maju. Bardzo lubię Pragę, to miasto ma swój niepowtarzalny klimat.
Kiedyś słyszałam, że w Pradze najwięcej atrakcji pod turystów jest we wrzesniu właśnie. Ale czy to prawda?…..
Tak czy inaczej- życząc miłego pobytu naprawdę zazdroszczę.
@20:50 – ???????????????????
Antek to o nas !!!
http://www.youtube.com/watch?v=2mK13tSH2JQ
Tanie dranie
(słowa Jeremi Przybora)
My jesteśmy tanie dranie
Dranie tanie niesłychanie.
Nie potrzeba mnożyć zdań
By wykazać czym dla pań
I dla panów tani drań.
Za świństewko drobne proszę
Pani, pani płaci grosze.
I za świństwo większej skali
Budżet panu nie nawali.
Stosujemy zniżek system
Za abonamencik świństew.
Kto rąk nie chce kalać zań
Je pokala tanio drań.
My jesteśmy tanie dranie
Dranie tanie niesłychanie.
Nie potrzeba mnożyć zdań
By wykazać czym dla pań
I dla panów tani drań.
Zakopanie trupa w porcie,
Zakładanie myszy w torcie,
Uwiedzenie córki w poście,
Uczynienie dziurki w moście,
Zanurzanie wuja w stawie,
Osaczanie pary w trawie,
Usuwanie zbędnych pań,
Oferuje tani drań.
My jesteśmy tanie dranie
Dranie tanie niesłychanie.
Nie potrzeba mnożyć zdań
By wykazać czym dla pań
I dla panów tani drań.
Dokuczanie radiem z góry,
Wymuszanie przez tortury,
Usypianie ekstra proszkiem,
Uduszanie przez pończoszkę,
Obrzydzanie cynaderką,
Usuwanie śladów ścierką,
Całą listę takich dań
Oferuje tanio drań.
My jesteśmy tanie dranie
Dranie tanie niesłychanie.
Nie potrzeba mnożyć zdań
By wykazać czym dla pań
I dla panów tani drań.
O nie, Misiu! Tylko nie obrzydzanie cynaderką!!!! To sama potrafię. Kiedyś za młodu, przy pierwszej próbie przyżądzenia cynaderek nie wycięłam tego i owego. Tak sobie obrzydziłam, że lepiej nawet najtańszy drań by nie mógł!
Witajcie,
to ja Ana z Krainy Wiatrakow: osmielam sie powiadomic,ze dzisiaj w mojej chacie na obiad jedlismy;kopytka z karkowka w sosie wlasnym(uwielbiam sosy),groszek z marchewka na slodko!!
Chyba nie wstrzelilam sie w temat i nie mam nic na usprawiedliwienie 🙁
Cicho wznosze toast za Zdrowie Stanislawa 😀
Gospodarzowi zycze udanego wypoczynku,Gospodyni zreszta tyz!!!!!!!!!
Pozdrawiam,hej.
Cynaderek , wątróbki nie jadam …
Zdrowie Stanisława wznoszę Pilsnerem !!!
Cynaderek jak cynaderek, ale wątróbki?! 😯
Mam tak od dziecka i nic na to nie poradzę.
Francuskich najlepszych kiełbas też nie bardzo …
A to akurat rozumiem. Mój żołądek też nie pokochał francuskich wędlin 🙁
Trochę tu zrobiła się atmosfera jak po wiejskim weselu. Wszyscy się dobrze bawili, az wymiana zdań, ogólna naparzanka, sztachety w ruch, siła porządkowa, gojenie siniaków po kątach.
Bardzo przepraszam za tak mało wyszukane porównanie. Mam nadzieję, ze nie wywoła ono kolejnej lawiny emocji. Wynika ono raczej z nadziei….
Bo gdy wszyscy po weselu dojdą do siebie, zapominają o urazach i dalej zgodnie żyją, czego i temu blogowi bardzo bym życzyła.
Zegnając się na dzisiaj, życzę wszystkim spokojnych snów i jutro lepszego humoru.
Dobranoc
Jeśli oczywiście ktoś czuje się dotkniety bo nie uważa by „machał sztachetą” to dodam, że nie będąc nigdy na takim weselu, zakładam ,że większość ciotek i babć, czy nawet wujków zajmuje się uspokajaniem lub samą obserwacją 😉
Małgosiu,
Dziękuję 😉 Nie było najgorzej, dla wzmocnienia efektu córcia dostała nową maskotkę i parę książeczek. Była bardzo podniecona i opowiadało o przedszkolu wszystkim wokoło. Nie zmienia to faktu, że był to dla niej bardzo intensywny dzień (a w zasadzie 4 godziny) po których bardzo długo spała w domu. Mam nadzieję, że się szybko przyzwyczai, starsza się przyzwyczajała cały rok 😉
Pozdrowienia dla Igorka!!!
I oczywiście wszystkiego najlepszego dla Stanisława !!!!!
Trzymam kciuki Pawle za córkę. Moja przeżywała tylko, gdy inne dzieci strasznie płakały. Dlatego zaprowadzałam ja tuż przed śniadankiem i nie było problemu. Jeśli czasowo tak możesz, to spróbuj. Najbardziej dzieci nadają wcześnie przyprowadzone. Tak było u mojej pociechy.
A ja, według moich znajomych jestem „zimny drań”.
Krótko i skrótowo: dlaczego wykorzystujecie sytuację która powstała na blogu, żeby się „wyżyć” i napisać to, co już zawsze chcieliście napisać, ale nie było odwagi? Łańcuchowa reakcja? Jeden ciągnie drugiego, wspólnie raźniej? Okazja się nadarzyła, nareszcie?
Nadarzyła się okazja, bez zbytniego wychylania się (kupą Panowie, kupą!), żeby nareszcie wyrazić to, co zawsze się chciało powiedzieć, ale się nie miało odwagi!
Nigdy chyba o tam nie pomyślelliście jak to boli, uwierzcie mi, to boli każdego myślącego człowieka!
Miałam już tu nie pisać. Ale antek o 19:39 zwrócił się do mnie powtarzając swoją manipulację.
To ja wkleję jeszcze raz:
„Ide do nastepnego supermarketu. Sa kostki?
– Nie ma!.
– A dlaczego nie ma?
-Bo sa upaly – odpowiada Eisnstein przy kasie.
– Ale jak sa upaly, to wlasnie jest czas zarabiac na zamrozonej wodzie z kranu To sie nazywa kapitalizm – tlumacze.
Puste spojrzenie kompletnego debila spod turbanu.
Sperawsdzam jeszcze dwa sklepy hunduskie. Kostek nie ma”.
„Puste spojrzenie debila” jest – tak, stwierdzeniem „nadekspresyjnym”, niepięknym. Ale nic tu rasistowskiego nie było. Hinduskie sklepy były wymienione w następnym zdaniu. Jak Helena wyjaśniła wczoraj, człowiek był biały, a turban służył mu po to, by pot nie ściekał na produkty. Nie mogła tak napisać o Hindusie, zwłaszcza, że – jak słusznie dodała – Hindusi turbanów nie noszą.
Małgosia o 17:30 napisała:
Dorota z Sąsiedztwa dziś zamiast ?rozjaśniać mrok?, waliła w bęben i podgrzewała atmosferę.
Ja podgrzewałam?
Przeczytajcie wszystko po kolei jeszcze raz.
Może zareagowałam ostro, ale bezsprzecznie mieliśmy tu do czynienia z regularną nagonką. Kilka osób napadło na jedną osobę. Taka jest prawda i czasem, nie ma rady, trzeba ją nazwać po imieniu. Plus dodatkowa jeszcze manipulacja doroty l. ze słowem „zdechli”. I to po tym, jak Helena została pomówiona przez nią o straszne, zmyślone rzeczy. Małgosiu, może tak rzeczywiście dzieje się na wiejskich weselach, ja nigdy na takim nie byłam. I powiem szczerze, nie miałabym na takie imprezy ze sztachetami ochoty.
Dodam tyle:
Ja ze swej strony nigdy nie skreślałam i nie skreślam ludzi. Wczoraj o dorocie l. napisałam: każdy może zrozumieć swój błąd. Nasi skauci piwni, mam nadzieję, też. I zawsze powtarzam: edukacja, edukacja, dowiadywać się o świecie i ludziach! I mieć na nich wzgląd, starać się ich rozumieć, a nie tylko obrażać się, że naruszyli nasze cudowne ego!
Byłam niedawno na wystawie programu „Przywróćmy pamięć”. Ta piękna inicjatywa rozwijana jest w małych miasteczkach, w których przed wojną egzystowały obok polskich społeczności żydowskie. Po kilkudziesięciu latach niewiedzy miejscowe dzieci próbują czegoś dowiedzieć się o przyszłości, o obyczajach dawnych współziomków, odnajdują i otaczają opieką zabytki (czasem bywają to ledwie np. dwie macewy ze startymi napisami). Ale co więcej, nawiązywane są kontakty z potomkami tych, co przeżyli, nawiązywane są kontakty przez ziomkowstwa, organizacje dawnych mieszkańców danych miasteczek działających w Izraelu i w świecie. Spotyka się młodzież. Dogadują się i rozumieją znakomicie.
Te dzieci nigdy nie będą mówiły takich strasznych rzeczy, jakie padły tu na blogu.
Małgosiu, życzę Igorkowi, żeby był właśnie taki.
Mrrrał!
Przeprrraszam barrrdzo.
Ja tu tylko na momencik…
Sposób ostatni (?)
Najlepszym wyjściem jest (?) nie dyskutować z byle kim, a tylko z takim, którego znamy i wiemy, że jest dość rozumny, aby nie prawić absurdów, których sam się potem wstydzi?
W rzeczy samej ćwiczenie myśli jaką jest dyskusja pozwala na obopólną korzyść, przynosząc sprawdzian własnego rozumowania oraz wykuwanie się nowych poglądów. Wszakże niezbędna jest względna równość obu dyskutantów tak pod względem erudycji jak i inteligencji. Gdy jeden pozbawiony jest erudycji, to wszystkiego nie pojmie, przeto nie będzie na poziomie. Gdy zaś zbraknie mu inteligencji rozgoryczy się tylko i sięgnie po nieuczciwość, szalbierstwo i w końcu grubiaństwo.
Artur Schopenhauer
„Sztuka prowadzenia sporów”
Pozdrrrawiam
I zmykam.
Blejk Kot
Taaa… To wszysto przez niego. Przez Niego! – mówié. A prosilem, a tlumaczylem, a sié nablagalem – nie jedz nigdzie, nie teraz, poczekaj. To On swoje, ze on musi, ze okazja i takie tam. To ja mu na to do rozumu, czy widzial Pierwszego, który przez Zjazdem wyjedza z wizytá?! To On na to, ze jak nie, jak tak? Ze do Moskwy, niby, mówi, Pierwsi jedzá. No do Moskwy, ja na to, ze jezdzá, to pewnie ze jezdzá, to i dobrze, bo po to jest Moskwa, zeby kazdy nowy Pierwszy mógl pojechac i jako Pierwszy wrócic. Ale Ty, mówié, nie do Moswy jedziesz, tylko za herbatá. A po ile teraz ta herbata chodzi i co Ty na tym zarobisz? To On, ze ja juz stary i calkiem chyba glupi na starosc. To ja jeszcze raz, ze jak jest zjazd, to trzeba w organizacji podzialac, wszystko dopilnowac na zakladzie, ludzi posluchac, co kto ma mówic, gdzie chwalic osiágniécia, a gdzie o niedociágnieciach i innych sukcesach. A On, ze przesadzam, bo teraz jest nowe i wszyscy mádrzy. Oj, ja mówié, ebys Ty sié nie zdziwil, jak Ty na zjazd jako pierwszy pójdziesz, a nie wiadomo który wrócisz… Eee tam, machná réká i na sloniu pojezdzic pojechal. To teraz mówi, ze jak sie to wszystko skonczy, to do wloch pojedzie. Na wypoczynek, znaczy. Wlochy, wlochy… To za ursusem, czy na Garwolin?
Nie chce mi sié rozwlekac, wiéc:
1. To dobrze, ze sié A.szysz odnalazl. Szkoda, ze po to, zeby sié zgubic.
2. Nemo. Nelson z rodney’em przy Tobie to do wioslowania tylko. U mnie – Ty dowodzisz i juz Ty wiesz o co chodzi.
3. Panie Lulku. Jak tu tak kazdy kazdemu daje, to ja poproszé 2 razy po pysku z otwartej. Tylko lekko, bo to raczej o retoryké idzie, nizli o po pysku branie.
4. Niech Was wszyscy diabli porwá! Do mielécina, wologdy, tuly bádz innego zadupia.
Jutro sprawdzé, czy porwaly, a tymczasem – dobranoc Ci, Pomroczna, póki my zyjemy..
PS.
5. Stanislaw. Wszystkiego najlepszego z okazji. I, tak cicho i na boku, daj juz ty spokój z tá religinosciá ateistów… Ty swietnie piszesz, tylko tematy miewasz rózne 😉
Antku, naszukalam sie – http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=571#comment-79664 . Komputer zgubil polskie znaki, dziwne, tak w srodku zdania.
Tereso, łajza minęli…
Nie wiem, czy czytelnicy tego blogu zauważyli to:
Piotr Adamczewski pisze:
2008-09-01 o godz. 16:49
Nemo,
lubię Cię (Cię znaczy Panią ) coraz bardziej. I lubię wtręty, przycinki i okrzyki, że to nie tak. Znalazłem takie cytaty z Kuliszera, że może są nawet w Szwajcarii nie znane. Zobaczymy. Ale cieszę się, że za parę dni – po spotkaniu w naszej wsi – wyjeżdżam z Basią do ukochanych Włoch. Bedziemy w nieznanych (nam) miejscach i poszukamy domu na całe przyszłe lato. A przez ten czas nie wejdę do bloga. Nie będe też pisał na zapas. Myślę, że trzeba byście Wy wszyscy odpoczęli ode mnie, a ja od tego medium. Ostatnie dni zbyt dużo mnie kosztowały. Mimo wieku nie pomyslałem, że to może tak samo wyglądać jak niektóre sąsiednie blogi. Mam nadzieję, że po powrocie będę w lepszej formie.
Bardzo to przykre. Ale kto wie, czy właśnie to nie pomoże na rozgorączkowane głowy. I nie chcielibyśmy chyba, żeby zdrowie Gospodarza na tym ucierpiało.
No to niech nas wszyscy diabli porwa, jak chce Iyzk. Tyle, ze zadupie to sprawa wewnetrzna, nie jakiejs tuly. Tak?
Przeczytalam raz jeszcze ten swoj „rasistowski” wpis o kostkach do lodu i doszlam do wniosku, ze jest calkiem niezly, moim wlasnym skromym zdaniem. 🙂 Poprawic literowki i moglby isc do gazety 🙂 🙂 🙂
Dziś nad ranem wróciłam z wakacji i nie zdążyłam przeczytać wpisów z poprzednich dni . Obejrzałam zgodnie z „wersją weselną” Małgosi (22:05), z boku jak stara ciotka , dzisiejsze wpisy .
Wiem ,że tego typu zabieg , jaki przeszła dziś na blogu Helena , nazywany jest ?gorące krzesło? . Serce mnie rozbolało i szkoda mi Heleny.
Dobrej , spokojnej nocy.Niech nad waszym gniewem nie zachodzi
słońce! .Dobranoc
Kostkach lodu, a nie kostkach do!
Niezbyt szczesliwie mi sie napisalo/pomyslalo. Co nagle to po diable… Moge mowic za siebie. Wiec ja zadupie mam ze soba, gdziekolwiek bym byla i zadna tula mnie od niego nie wyzwoli.
Nie, Grazyno. To sie nazywa jeszcze inaczej – ganging up. Robia to rozni zakomplesieni chlopcy w szkole – zbieraja sie w paczke, zeby np poturbiowac na boisku jakiegos rudego w okularach.
Lepiej ?
Ja myślę,że to jednak musiało być tak jak Małgosia pisała, z tymi wiejskim weselem. Bo ja się taki obolały po tym wszystkim czuję, że jakieś sztachety musiały być w robocie. A jaka Helena jest obolała, to nawet trudno mi sobie wyobrazić. Trzeba się chyba zacząć wylizywać. 🙂
Dziękuję za toasty i za lekkie poluzowanie napięcia. Heleno, głowa do góry.
Bobiczku, nie całkiem, bo Małgosia napisała „wszyscy się dobrze bawili”.
Otóż oświadczam, że ja nie bawiłam się dobrze. Drugą noc z rzędu nie mogę spać, przed południem mam znajomy pogrzeb 🙁 , a potem mam omawianie numeru w redakcji, nie wiem, jak temu wszystkiemu podołam.
Ja tez nie moge spac. A musze, bo inaczej umre z tych papierosow.
Tez za duzo pale, dobrze ze jest czas gdy spie. Na frasunek (z doswiadczenia!) dobry jest boczek. Jajecznica tez pomocna. Serio.
Dziewczyny! Rzucić mi tę truciznę!
Chcecie jeszcze mimo wszystko pożyć, nie?
Pani Kierowniczko, to kto tu w końcu jest apodyktyczny i wszystkich ustawia? 😆
Ale dobrze już, dobrze. Rzucę tę cholerną jajecznicę na boczku. Chcę jeszcze mimo wszystko pożyć. 😀
Szanowny Panie Stanisławie,
chciałbym krótko odnieść się do poniższej części Pana wpisu z 9:43
*****
Ateizm też jest wiarą. Wiarą w brak czynnika nadprzyrodzonego we wrzechświecie. Nikt mnie nie przekona, że ateizm jest tzw. światopoglądem naukowym, jak to starali się nam wpoić marksisto-leniniści
*****
Nie mam zamiaru Pana przekonywać. Z tego typu próbami przypisania mi, ateiście, wiary w niewiarę spotykam się jednak zbyt często. Być może jest to pewna metoda łagodzenia w oczach osób religijnych postawy ateistycznej. W stylu : oni też wierzą. A tak nie jest.
By było prosto i szybko posłużę się przykładem. Sądzę, że ani Pan, ja na pewno nie, nie wierzy w istnienie np. żółtego nietoperza, który gdzieś tam może i jakiś wyznawców ma. W moim przypadku tego żółtego nietoperza może Pan zastąpić dowolnym bóstwem, dowolnym systemem, zwanym tracyjnie religią.
A teraz nie odmówię sobie zamieszczenia dwóch cytatów Stevena Weinberga:
1.I think enormous harm is done by religion ? not just in the name of religion, but actually by religion.
2.Religion is an insult to human dignity. With or without it you would have good people doing good things and evil people doing evil things. But for good people to do evil things, that takes religion.
Bardzo lubię te dwie krótkie wypowiedzi.
Serdecznie pozdrawiam.
zlewkrwi
Errata:
W pierwszym cytacie zamiast znaku zapytania powinien być myślnik.
Nie. Bo z tej czwartej paczki zostalo mi tylko siedem papierosow do rana.
Ale sluze jajecznica. Moze byc bez boczku, of course.
Myslnik to by sie kazdemu przydal. Podreczny.
Teraz zauważyłem, że wezwanie Pani Kierowniczki odnosiło się do dziewczyn. Czyli szczeniaków nie dotyczy. Heleno, zostań szczeniakiem, to nie będziesz musiała niczego rzucać. 😀
Podręczny myślnik czy podręczny średnik? Do szybkiego i bezbolesnego uśredniania się. To jest bezpieczniejsze od myślenia.
Srednikow mamy za duzo. Pewnie, jak Cie znam, Bobiku, nie chcesz abym wskazywala palcem.
Dobrze, nie bede.
Heleno, nie musisz wskazywać. Jak znam życie, to i tak to ktoś weźmie do siebie. 🙂
Najwazniejsze zeby z nimi uprzejmie rozmawiac.
Zachęcony dobrym przykładem, na który natknąłem się w Sąsiedztwie, postanowiłem też zobaczyć, czy nie dałoby się zasnąć. Więc ewentualnie dobranoc. 🙂
Czy Ty, Bobie, tez sie czujesz jakbys wyzlopal butelke whisky? Bo ja nic nie wyzlopalam, a w glowie sie kreci. I chetnie bym gdzies szyby powybijala.
A, nie, tak to się nie czuję, bo po wyżłopaniu całej butelki whisky musiałbym się oddać pod czułą opiekę zakładu pogrzebowego i z wybijania szyb byłyby nici. Ale w głowie też mi się nieco kręci. No, chyba nie od sukcesów? 😯
W tej sytuacji pojde przeliczyc statki (ten ciag zurawi…), ktore wyruszaja do Hellady.
Dobranoc Piesku. Dobranoc , Pani Dorotecko, jesli jeszcze nie spi. Dobranoc zlewiku. Nie igraj z ogniem, bo skonczysz marnie.
Heleno,
czy Ty jutro, a raczej dziś, nie wylatujesz do Polski? Jesteś gotowa i spakowana?
A papierosy należy rzucić jak najszybciej. Ja to zrobiłam ponad dwa lata temu po 37 latach palenia. Polecam. Choć nie twierdzę, że jest łatwo i że mnie nie ciągnie.
Doroto z Sąsiedztwa,
Wszyscy się dobrze bawili- chodziło mi tylko o początek dnia, który jak zwykle, nie zapowiadał rozwoju późniejszej dramaturgii.
Do głowy mi nie przyszłó, że ktokollwiek dobrze się bawi, gdy lecą przykre słowa!!!!!
Jeśli moje porównanie nie było czytelne, to dodam „tłumaczenie” reszty by nie było nieporozumień
Wymiana zdań- wpis P.Lulka, potem- A.Sz.-Szczypiora zapytanie, reakcja Heleny
naparzanka- wzajemne wytykanie- co, kto, komu ,kiedy powiedział plus epitety u niektórych i oskarżenia, czego świadkiem była milcząca i uspokajająca część (te babcie, ciocie i wujkowie)
siła porządkowa- oczywiście Gospodarz, po którego komentarzu w sumie blog uspokoił się- gojenie siniaków
A teraz wstaje nowy dzień. Właśnie się rozjaśnia. Zapomnijmy i nie rozpamiętujmy co kto komu. Pokażmy Panu Piotrowi, że nie jesteśmy tacy bardzo męczący, co!…..Wróćmy do tematów , które nas tu sprowadziły.Wszyscy, jak Nemo napisała, bez sensu się obrażać.
Po co miałbyć znak zapytania oczywiście
A temat wiejskich wesel i zabaw nie jest mi obcy z jednego, bardzo prostego powodu- mieszkam w małym mieście otoczonym wsiami i nigdy tego się nie wsydziłam. W małych miejscowościach wiesci i relacje rozchodzą się bardzo łatwo. Teraz czasy złagodniały, ale jeszcze dwadzieścia lat temu, gdy chodziłam do szkoły , nasłuchałam sie od moich koleżanek nie jednej historii. A po niejednej zabawie to i prasa lokalna pisała 🙁
Drodzy Państwo!
Niestety w dalszym ciągu widzę ,że blog Pana Piotra dryfuje w kierunku skąd nie ma powrotu.
Jśśli , jak badania naukowe dowodzą, ziemia jest płaska jak talerz to zbliżamy sie do krawędzi za którą jest pustka.
Głównodowodzący zapowiedział ,że opuszcza okręt na jakiś czas i zostawia całe nasze towarzystwo na jakiś czas. Niestety dowodzenie to ciężka i odpowiedzialna praca , na którą Piotr nie ma już ani ochoty, ani czasu. Jeśli wsród załogi dochodzi ciągle do mordobicia a po kazdej awanturce z okrętu uciekają co wrażliwsi nie mogąc tego wszystkiego znieść to bardzo źle to wróży na przyszłość.
Jako przedstawiciel Życia Pozablogowego razem z Pyrą wielokrotnie apelowaliśmy o zaniechanie sporów i porzucenie tematów , których nikt nie rozwiąże ani do końca nie wyjaśni. Niestety nasze apele były pomijane i zbywane drwiną i udowadnianiem swoich racji. Do końca, do obłędu w oczach.
Jęśli nie można zbawiać świata to po co żyć napisała Helena… Pomyślałem sobie wtedy że oto w Zachodnim Londynie narodził się Mesjasz.
A jak Mesjasz to koniec dyskusji. Bo czy można z kimś takim prowadzić rozmowę o kartoflach w mundurkach, jajecznicy ze Szczypiorkiem, Okoniach dużych i tłustych…. Się po prostu nie da.
Na koniec zawołam jak Owsiak:” Róbta co chceta”
i dodam jako Miś2 : Tylko pamiętajta że za chwilę nie dędziemy mieli gdzie spotkać się co rano i co wieczór i napić się jak dawniej dobrej kawy w dobrym towarzystwie.
ps
Pani Doroto z Sąsiedztwa jako przedstawiciel Życia Pozablogowego proszę nie wkładać kija w mrowisko i nie podgrzewać niepotrzebnie atmosfery. Niczego Pani nie udowodni…
Misiu drogi, a może raczej Panie Marku. Ja nie wkładam kij w mrowisko. Ja usiłuję porządkować sprawy nazywając je po imieniu i ukazując ich uwarunkowania. I nie udowodnię tylko tym, którzy nie mają dobrej woli.
Panu się doprawdy dziwię. Tylko dlatego, że nie lubi Pan Heleny, ponieważ ostro dawała wyraz temu, że czuje się przez Pana obrażona, przyłączył się Pan teraz do linczu na niej. Pan, który nieraz dawał dowody otwartego myślenia, jak w pamiętnej wojnie z oszołomami na Pańskim portalu – Pan teraz do tych oszołomów dołączył. Naprawdę nie widzi Pan jeszcze tego? Ja mam nadzieję, że Panu i kilku Pańskim blogowym kolegom będzie jeszcze wstyd, że zaczerwienicie się po uszy na myśl, co WY zrobiliście.
To prawda, ja również apelowałam swego czasu o to, by ten blog służył konwersacji na temat i wypadom w miłe, smakowite anegdoty – tak, jak chciał Gospodarz, czemu wielokrotnie dawał tu wyraz i na co obrażała się Helena. Tak, starłam się z nią wtedy, bo ten blog naprawdę miał w założeniu zajmować się czyms innym. Ale co to za konwersacja, gdy ktoś opowiada bezmyślne głupoty i nawet uwagi mu zwrócić nie można, że kogoś uraził? Lulek napisał słusznie: ten blog cierpi na zatwardzenie. Tak się stało i teraz, tyle że choroba narosła do stanu operacyjnego, jak stwierdził właśnie Gospodarz.
Czy Wy naprawdę wolelibyście, żeby ten stół stał się stołem w piwiarni, gdzie się chleje na umór i bez problemu opowiada, co komu ślina na język przyniesie, nawet krzywdząc przy tym kogoś?
Panie Marku, to, ze Pan dołączył się do nagonki, to, że wzięli w niej udział znani mi z sympatycznych wypowiedzi także na moim blogu andrzej.jerzy, Andrzej Szyszkiewicz czy antek (znany mi też z kontaktów mailowych), jest jednym z największych zawodów mojego życia. Z miłych facetów wyszły ciemne siły. I temu, wbrew temu, co się Wam wydaje, nie jest winna Helena. To po prostu siedziało w Was. Przykrość, przykrość, przykrość. Ktoś tu zacytował „Władcę much” Goldinga. Tak, porównanie jest adekwatne.
Można to wszystko wybaczyć, oczywiście. Ale tylko wtedy, gdy ci, co to wykonali, ulegną opamiętaniu i dadzą temu wyraz. Jeśli jednak ma Pan rację, że „niczego nie udowodnię”, to czarno to widzę.