Wyższa szkoła kulinarnej jazdy
Kluski już są. I to – mam nadzieję – zrobione wczoraj na wzór włoski. Dziś więc warto zająć się sosami. A to już wyższa szkoła kulinarnej jazdy. Kto robi dobre sosy ten może twierdzić, że umie gotować.
Zanim jednak podpowiem parę przepisów to sięgam po mój największy autorytet w tej mierze. Ci z Was, którzy znają mnie dłużej to łatwo się domyślą po czyją książkę wyciągnąłem umączona makaronem łapę. Możecie zresztą sprawdzić w swoich kuchennych biblioteczkach.
Francuzi powiadają, że prawdziwa sztuka kulinarna wyraża się w sosach, a znają ich wiele. Kuchnia staropolska obfitowała w zawiesiste sosy, przyprawiane dużą ilością cebuli, szafranem, pieprzem. Karp w szarym sosie podziwiany bywał przez cudzoziemskich podróżników i polecany jako przysmak.
W1901 r. autorka kącika porad „Dobrej Gospodyni” pisała:
Sosy, ów kamień probierczy umiejętności kucharek i szkopuł, o który się ta umiejętność rozbija, nie są bynajmniej trudną do przyrządzenia rzeczą. Potrzeba tylko do nich pewnej wprawy, delikatnego podniebienia i… sporo różnych ingrediencyi, zawczasu bowiem przygotować się na to trzeba, że sos, do którego nie damy nic prócz mąki, masła i wody będzie polewką lub podlewką, lecz nigdy sosem,
Dawne poradniki kucharskie uczyły sposobów doprawiania sosów do ryb i mięs, nadawania im smaków i kolorów. Popularną sztukę mięsa starano się urozmaicić różnymi sosami : chrzanowym, koperkowym, cebulowym, szczypiorkowym, musztardowym. Do cielęciny i baraniny zalecano tradycyjny sos beszamelowy lub beszamel z estragonem, polędwica, jeśli miała być z sosem, to koniecznie z maderowym lub holenderskim.
Wiele sosów doprawiano obficie śmietaną i żółtkami. Podawane były zawsze w sosjerkach, tak zimne jak i gorące.
Dziś gospodynie unikają ciężkich, zawiesistych sosów. Sos naturalny powstały przy pieczeniu mięs można doprawić tradycyjnymi dodatkami, takimi jak: grzyby, pieczarki, suszone śliwki, cebula, przecier pomidorowy, tarte jarzyny. Pojawiły się na rynku sos sojowy, zaprawa cytrynowa, niskosłodzone soki owocowe, które nadają się wyśmienicie do doprawiania sosów.
Sos holenderski staroświecki
3 żółtka, 2 łyżki masła, 1/2 szklanki białego wina wytrawnego, 1/2 szklanki wywaru rosołowego, sok z 1/2 cytryny, sól, pieprz.
1. Żółtka z solą ubić na parze dodając stopniowo masło.
2. Wywar zmieszać z winem i ciepły łączyć z ubitymi żółtkami mieszając aż zgęstnieje.
3. Przyprawić sokiem z cytryny i pieprzem, natychmiast podawać.
Był to ulubiony sos naszych babek, podawany do polędwicy, kalafiorów, szparagów i ryb (wówczas przygotowywany na wywarze z ryb).
Sos maderowy inaczej, według przepisu francuskiego
2 łyżki masła lub masła roślinnego, 1 łyżka mąki, 1 cebula, 1/2 szklanki białego wytra wnego wina, 1 kieliszek madery, sól, pieprz, kilka pieczarek.
1. Pokrojone w plasterki pieczarki zagotować w niedużej ilości wody, po czym odcedzić zachowując szklankę wywaru.
2. W rondlu obsmażyć na jasnozłoty kolor drobno pokrojoną cebulę, oprószyć mąką i mieszać.
3. Następnie dodać wino, wywar z pieczarek, sól, pieprz i gotować. na małym ogniu 15 min.
4. Pod koniec gotowania dodać pieczarki, kieliszek madery i zdjąć z ognia. Sos podaje się do wołowych pieczeni.
Sos winegret, czyli klasyka
3 łyżki soku z cytryny lub octu winnego, 6 łyżek oleju, 1/2 łyżeczki dobrej ostrej musztardy, 1/2 łyżeczki cukru, 1/4 łyżeczki soli, ew. ząbek czosnku i umytej, najdrobniej posiekanej natki pietruszki.
1. Rozetrzeć czosnek z solą lub przecisnąć go przez praskę. Również przez praskę można przecisnąć zieloną pietruszkę.
2. Dodać pieprz, cukier, musztardę, dokładnie wymieszać.
3. Wlać ocet winny i olej, dokładnie wymieszać. Jest to sos stosowany do wielu sałatek, surówek, a także do smażonej morskiej ryby. Dowolnie można dodawać do niego zamiast czosnku, drobno usiekaną cebulę, szczypior, zioła, można zrezygnować z dodatku natki pietruszki. Istotne jest zachowanie proporcji oleju do octu (lub soku cytrynowego) ? 2 :1.
Sos pieczeniowy
1/2 szklanki sosu sojowego, 1 łyżeczka przyprawy do zup. 1 łyżka zaprawy cytrynowej, dżem agrestowy lub inny kwaśny, 1 łyżka mąki
1. Przygotowuje się go na bazie sosu, który powstał przy pieczeniu mięsa.
2. Sos sojowy zmieszać z mąką, przyprawą do zup i zaprawą cytrynową, po czym wlać do rondla z pieczenią i gotować 5 min na małym gazie.
3. Na końcu dodać łyżkę dżemu i dobrze rozprowadzić w sosie, następnie zgasić gaz, aby pieczeń z sosem nie przypaliła się.
Sos taki można przyrządzić wówczas, gdy mięso było pieczone na oleju z dodatkiem cebuli i przypraw.
Sos czosnkowy
1/2 szklanki majonezu, 1/2 szklanki śmietany, 2 ząbki czosnku, 2 kopiaste łyżki siekanego koperku.
Połączyć wszystkie składniki, jeśli majonez był za mało ostry, można dodać nieco mniej śmietany, a specjalnie dla amatorów – 1 ząbek czosnku więcej. Sos ten smakuje znakomicie w połączeniu na przykład z kalmarami smażonymi według naszego przepisu. Odpowiedni jest także do chudej pieczeni cielęcej, ryby faszerowanej czy ryby w galarecie.
Komentarze
Hej, pobudka! Gdzie są wszyscy?
Jestem przejedzona od gotowania 🙁
Już dwa razy próbowałam napisać i zostałam wyrzucona. Poczekam, może znowu szwankuje moja łączność
No, ja juz jestem od godziny na nogach, dzieki Syneczkowi, ktory urzadzil mi dzis nad ranem wielkie oburzone wycie, wkladajac twarz do ucha. Bo wczoraj zabraklo mi nocnej kurki. A nocna kurka musi byc na wypadek straszliwego glodu nocnego. Wiec musialam pedzic do sklepu naprzeciw i kupowac awaryjna kurke spozniono-poranna. W nagrode dostalam wielkie mruczenie na kolanach.
Straszne jest zycie starej matki, zesklerozialej kocicy, ktora nie dopilnuje, zeby wszystko bylo wedle ustalowej od dawna rutyny.
W wyrzuconych moich wpisach było sprawozdanie z rozpusty, jaka była wczoraj udziałem Młodszej i naszego wychowańca. Seniorka też skorzystała, bo do domu trafiło kilka kawałków kiełbas, kubeczek wiejskiego smalcu ze słoniny i karkówki z przyprawami i spora porcja pieczonego, faszerowanego warchlaka. Świniak dobrze zrobiony i mięso delikatne, kruche, rozpływające się w ustach, ale farsz – poemat. Chciałabym na niego przepis. Wykonany z mięsa, z całymi, małymi pieczarkami, aromatyczny, smaczny, nie rozłażący się na krupy, dający się kroić w plastry, świetny po prostu. Radek też użył zabawy do wyczerpania zupełnego, bo prócz łakotek były jeszcze dwa jamniki, w tym jeden rówieśnik 4 miesięczny. Psiaki ganiały, turlały się, zwiedzały chaszcze i miały kilkadziesiąt osób do dyspozycji głaszczących, tulących, podsuwających to i owo i gotowych na pierwszy pisk wyprowadzać w las. Wrócił do domu w stanie omdlałym, ale wstał w swoim czasie, tylko, że Pani wstać się nie chciało. Sprzątanie po ulubieńcu było konieczne. Teraz śpi na moim nie pościelonym jeszcze tapczanie.
Sos to jest esencja potrawy, potrafi zrobić z nieciekawej podstawy wykwintne danie.
Ale nie poruszył Pan dotąd jeszcze jednej kwestii „sosowej”, z czym związana była wieloletnia dyskusja w domu pomiędzy moją skromną osobą i moją teściową, która również doskonale gotowała. Otóż ona wszystkie potrawy robiła „w krótkim sosie”, ja zaś „w długim”, tak, żeby jeszcze dla psa starczyło. Argumenty wiecznie były te same, teściowa twierdziła, że moje potrawy są smaczne, ale nie można powiedzieć, żeby były duszone lub pieczone, one są raczej gotowane. Ja tymczasem twierdziłem, że po pierwszym posiłku pozostawała spalenizna na dnie garnka i podgrzewając musi dolewając wody.
Z tego wynikała dalsza dyskusja, że ja nie jem drugiego dania, tylko zupę przez przypadek nazwaną II daniem, ja zaś, że nie znoszę suchych kartofli, ja sos muszę czuć.
Torlinie,
mój Osobisty zawsze twierdzi, że jest za mało sosu, choćby ten pokrywał mięso kompletnie 🙁
Torlin, Twoja Tesciowa byla (jest) bardzo madra kobieta.
Nemo!
Zgadzam się z Twoim Osobistym, widać, że jest smakoszem.
Heleno!
Oczywiście, że była, ale nie w sprawie sosów.
Z przejęcia nie zauważyłem, że nastał nowy dzień,
więc wpisałem się pod wczorajszym.
żeby się nie powtarzać, podaję sznureczek (Sławek, rzuć okiem!):
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=519#comment-66292
Tylko mi tu nic nie zalewać ani polewać, nawet sosem.
to tak dla przypomnienia. A zresztą nie wiadomo czy mój komentarz nie będzie ponownie czekał na akceptację.
Nie po to się ludź meczy i poci przy rozgrzanej patelni i garnku by cały wizualny efekt chlapnąć sosem i toto zmącił. To nie zupa w garkuchni.
Sos to dodatek który łączyć ma smaki potraw ułożonych na talerzu.
Ma być obok a nie czynić bagno przed oczyma.
A jak komuś za sucho niech nie pije tyle, i już.
Arkadiusie! Ty fundamentalisto! 😀
Ty,… Ty, Ahmedzie jeden
Krul, mam Go, caly dumny jestem, wiedzialem, ze kiedys wytrzezwieje i na ludzi wyjdzie, no popatrz juz nawet profesor, wypinam piers:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Foczka/photo#5213883630507438850
Powrócę na chwile do wczorajszych wątków.
Z pewnością używanie gwary jest mocno uzasadnione stanowiskiem gwarzaczy. I ma to różne przyczyny.
Wiwm i mam na to osobiste zdanie. Ale nadchodzi weekend i nie mam ochoty byście na mnie wsiedli, kiedy ja wsiądę w cara i udam się nad morze. Dlatego naklepie całkiem grzecznie.
Ot taki lokalny patriotyzm z chęcią zwrócenia na siebie uwagi. Tylko niech nie są gwarzacze zdumieni, ze nie są poza swoja gmina rozumiani.
Jest toto tylko dla nich zrozumiale i w jakiś tam własny sposób uzasadnione. Ich broszka. Przestałem już dawno zwracać na nich uwagę.
O czym z nimi klepać jak oni w kolko Macieja / nie Alicyjnego / po swojemu.
Sława i chwała tym którzy ratują Bałtyk, gwary, szlachetne tradycje kulinarne i po prostu – przyjazne otoczenie człowieka strudzonego zalewem chamstwa, niszczenia, bylejakości,wykorzenienia. Szlachta polska była warstwa liczą, stanowiła 10% populacji. Co 10-ty PolK BYł W xviii STULECIU „HERBOWY”. cO DZIESIąTY ALE NIE KAżDY. pOGADAJCIE Z LUDźMI. Nie spotkacie potomków chłopów, mieszczan, biedoty, komorników itp – sami panowie, psiakrew(!) A maniery i nawyki takie, że wołają o pomstę do nieba. Nie wiadomo, gdzie się podziało pozostałe 90% społeczeństwa – pewnie myszy zjadły. Wokół same wnuki posesjonatów. Pan Gosiewski odwołuje się do praszczura hetmana (!)panowie Kaczyńscy (gdyby nie wojna i komuniści) spędzaliby wakacje w posiadłości dziadka p.Cymański napomyka o odebranych kamienicach. Kiedy pracowałam w wojsku, wiadomo było, że większość kadry wywodzi się z galicyjskiej biedy, z Bałostoczczyzny, Podkarpacia, rodzin repatriantów. Byli ogromnie dumni z tego, co osiągnęli. Z ogromnego awansu. Ale mentalność przedmurza chrześcijaństwa w nich pozostała. Tuż po zmianach w Polsce rzucili się do slubów kościelnych, noszenia baldachimów i pielgrzymek. Nigdy chyba nie mieliśmy tak konserwatywno – chadeckiego wojska, jak w latach 90-tych XX w. Piłsudski drący koty z kapelanem WP w grobie się pewnie przewracał. Nie tak dawno spotkałam kilku tych panów na jakimś spędzie – żaden, no żaden dosłownie nie pochodził z nędzy chłopskiej. Skąd! Najmarniej dziadek był młynarzem albo dzierżawcą folwarku. Nie przyznawali się ze strachu (sic!) Naczelny ideolog WL, płk dr A.G. (zresztą kumpel Rakowskiego) doszedł do wniosku, że mieli majątek na KieleccZyźnie, a tremo z ich dworu chłop znajomy w chałupie do dzisiaj trzyma, co to je w 1944-tym zrabował. Więc niech glotia będzie dla tych, którzy ratują resztki po nieistniejącym społeczeństwie.
Chała im za to co nam wciskają!
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/MisPodLupka/photo#s5207711709899902738
Takisobie Slawku
jest to powszechnie dostępne.
Pozwoliłem sobie wykorzystać.
Kultywowanie gwary? Mam watpliwosci, choc nie mam pewnosci. Zapewne jest to mile i budujace dla tych, ktorzy gwara NA CODZIEN sie posluguja. Zapewne zanikanie gwar jest w jakims sensie zubozeniem bogactwa jezyka polskiego. Zapewne tez gwary pomagajanam czasami zrozumiec zachodzace w jezyku procesy. A takze otrzebne sa do stylizacji filmow, sztuk, czy jak to czyni Owczarek Podhalanski swoich ladnych i czesto bardzo madrych felietonow na blogu (bo przeciez Owczarek, bless his heart, nie posluguje sie gwara goralska, tylko stylizuje jezyk na gware, o czym sam zreszta mowil).
Ale KULTYWOWANIE przypomina mi troche proby licencjonowania w amerykanskich szkolach jezyka, gwary czarnego getta, jezyka, ktory bywal czesto dla mlodego czlowieka obojga plci bariera w osiaganiu sukcesow zawodowych w pozniejszym zyciu. Bo wlasnie sciagal go do getta. Nauczycielom starej daty nie wolno bylo poprawiac dziecka, ktore mowilo: you does, I ain’t, i temu podobne wykroczenia przeciwko normie jezykowej. Nie wiem czy jest to wciaz praktykowane, ale w moich ksiazkach bylo to patronising, bo od bialych dzieci wymagano jednak by mowily poprawnie po angielsku – Standard American English.
Gwary, dialekty, a nawet cale jezyki umieraja. I tego nie powstrzymamy sztyczna ochrona gwary. Dzis oczekuje sie by czarny inzynier czy lekarz czy urzednik na poczcie mowil tak, by wszyscy go rozumieli i by nie traktowali go z poblazliwoscia nalezna dziecku getta.
paOlOre na manowce mnie sprowadził i za nim pod pępkiem się wpisałem. Żadne linki, tylko powtarzam, bo dla nas, gdynian, to święto:
paOlOre, wiwat Helski Katon. Powtarza pewne rzeczy do umęczenia, ale ma rację. I cele są lepsze niż zburzenie Kartaginy.
A co do gwar, to niedługo będą je dobrze znali tylko entuzjaści. Co nie znaczy, że lud zacznie mówić poprawną polszczyzną.
Temat świetny i ja tu też mam swoją Kartaginę w postaci ratowania mowy góralskiej. Pisałem już o tym, ale nikt mnie nie poparł. Ani Owczarek Podhalański nawet. Zwracałem uwagę, że kaszubskiego można się uczyć w szkole, a góralskiego nie. A na Podhalu coraz mniej słychać góralską mowę i Trebunie Tutki od lat piosenkę o tym śpiewają.
Tak o antenatach można w nieskończoność. Każdy jakichś ma. Może w genach zostać hetmańska wielkość, zamoyski upór w walce o Tatry i finansowe w tej sprawie poświęcenie (Mam Karolinę z dpmu Zamoyską w sąsiednim pokoju, wcale się nie chwali przodkami), a może być, zdrada, pijaństwo i w ogóle Szczęsny Potocki. Czy nie chodzi o geny, a o majątki? Nic z tego nie rozumiem. Miałem paru przodków po matce, na których miło się powołać, mam znajomego z rodu królewskiego, który zmienił nazwisko usuwając z niego człon „Korybut”. Ludzie! Czy można się chwalić cudzymi zasługami samemu sobą nic nie reprezentując? A może to tak dlatego, że za komuny byli Kimś, a teraz trzeba szukać jakiegoś surogatu? Chyba w wojsku nie znaczą mniej niż przedtem?
Pyro, ale co zlego jest w takim niewinnym snobizmie? Czy gdybym sama wywodzila sie z tej pzyslowiowej galicyjskiej nedzy, chcialabym o tym opowiadac? Z cala pewnoscia nie, pamietajac jak zle byl zawsze traktowany polski lud przez ludzi stojacych wyzej w hierarchii spolecznej.
Nasza 92-letnia przyjaciolka Jasiunia, sama wywodzaca sie z ziemanskiej i oficerskiej rodziny lwowskiej, pzeszla caly szlak z armia Andersa jako ochotniczka-pielegniarka. Nie lubi o tym wspominac, ale kiedys zaczela mi opowiadac jak zle byli traktowani zwyczajni zolnierze przez swych przelozonych, jak byli upokarzani i nawet bici po twarzy.
Ja sama pamietam jak odnosily sie nauczycielki w mojej szkole sredniej do dziewczat, pochdzacych ze wsi, a takich bylo u nas w liceum wiele. Kiedys nawet zadrzylo sie, ze ja, wowczas 15-letnia wybieglam z z klasy trzaskajac drzwiami i polecialam do gabinetu dyrektorki z placzem i strasznym krzykiem, bo nie wyrtrzymalam tego jak lzy i upokarza nauczycielka jedna z dziewczat, mowiac do niej: ty wsiochu zakuty, wracaj do gnoju, skad przyszlas! (Mialam potem obnizony stopien ze sorawowania, ale warto bylo, bo takich slow wiecej nie slyszalam).
Czy znasz pochodzenie slowa snob? Pochodzi to od skrotu „s.nob” – sine nobilita – taka adnotacja opatrywano podania nie szlachetnie urodzonych kandydatow do Oxfordu. Uniwersytet mial od 400 lat nakaz przyjmowania na nauke nie tylko synow arystokratow, ale takze gminny lud. Oczywiscie kiedy dzieci tych wszystkich sine nobilita opuszczaly mury uczelni, staraly sie nie przyznawac, ze pochodza z nizszych warstw spolecznych. Zaczeto ich nazywac snobami, bo znacznie bardziej uwazali na to jak mowia, zachowuja sie, ubieraja i do jakich naleza klubow niz dzieci arystokratow.
Osobiscuie nie widze w tymnic zdroznego. Moze czasami nawet irinizuje, ale w gruncie rzeczy jakos tak po ludzku rozumiem.
Chłopskie pochodzenie ma taki minus, że trudniej dokopać sie do korzeni (pan mąż dotarł ledwie do początków XIXw.) i nie ma pamiątek rodzinnych (książek, dokumentów, bibelotów itd.). Ale wstydzić się i ukrywać nie ma czego, to przecież śmieszne.
Z sentymentów rodzinnych jestem szczególnie przywiązana do gwary śląskiej i wielkopolskiej. Jedną i drugą można jeszcze usłyszeć daleko od wielkich miast, na wsiach i w małych miasteczkach, najczęściej w ustach starszych ludzi. W miastach i na przedmieściach słyszy się brzydki slang – mieszankę gwary, języka środowiskowego i – telewizyjno-reklamowego. Coś paskudnego zupełnie.. W gwarze śląskiej szczególnie podoba mi się intonacja – wznosząca się kadencja zdania. Wcale nie każde zdanie tego typu, jest pytajnikiem. W Wielkopolsce natomiast przetrwało najwięcej archaizmów. Myślę, że gwary siłą rzeczy są skazane na zniknięcie. Edukacja wymaga języka poprawnego, ludziue są teraz znacznie bardziej mobilni, nie spędzają życia w zamkniętych środowiskach. Wyjeżdżając nasiąkają inną tradycją językową. Moje córki wyrosłe w Poznaniu, na wiejsko – robotniczym przedmieściu nie rozumieją już wielu wyrażeń gwarowych. Muszę często tłumaczyć.
Arkady bist Du schon weg?
No, wiadomo nie od dziś, że „snobizm dźwignią postępu”. 🙂 Ale dla mnie jest jednak coś podejrzanego w tym, że nie można się szczycić dziadkiem rolnikiem, zegarmistrzem albo starszym wajchowym, tylko trzeba go przerobić choćby na opoja, utracjusza i hazardzistę, byle herbowego. Dla mnie wzorem dobrego wychowania i kultury osobistej jest do dziś pewna nieżyjąca już Gospodyni z pewnej małopolskiej wioseczki. Osoba ledwo piśmienna i świata szerokiego nieznająca, ale jej manier, nie wyuczonych, tylko tak jakoś ze środka płynących, nie powstydziłaby się żadna dama dworu, ani nawet sama królowa.
Jednakowoż do pewnego stopnia byłybym za przywróceniem stosunków feudalnych. Jak przyjemnie byłoby móc kazać wybatożyć takie nauczycielki, jakie opisała Helena! Bez żadnych administracyjno-prawnych komplikacji! 😀
Stanisławie!
Mnie się wydaje, ze nie rozumiesz problemu. Ponieważ kiedyś napisałem notkę u siebie na temat drzewa genealogicznego zauważyłem taką prawidłowość – jak ktoś nie ma przodków herbowych natychmiast ma pretensje do tych drugich, że się chwalą czyimiś zasługami. A to nie jest tak.
Ludzie poszukujący korzeni w dawnych latach i odkrywający, że ich bezpośredni przodek z linii męskiej miał dwór na Rusi już w XV wieku nie stara się wywyższyć, ani chwalić. On czuje po prostu radość, że jego przodkowie kimś byli. Inaczej mówiąc, jest to radość pozytywna, a nie negatywna.
A jeżeli ktoś się chwali – to masz rację. Dzisiaj to naprawdę nie ma najmniejszego znaczenia. Ale miło wiedzieć.
Smutne, co napisała Helena. Myślę, że wiersz Miłosza zacytowany na pomniku w Gdańsku poniekąd odnosi się i do nauczycielki w opisany sposób odzywającej się do uczennicy. Znałem wielu ludzi pochodzenia arystokratycznego i z jednym może wyjątkiem wszyscy bardzo szanowali każdego człowieka. Bo nie szanować innego, to również nie szanować siebie. Tego uczyli mnie rodzice i przecież nie byli w tym odosobnieni. Może w wojsku było inaczej w pewnych kręgach, ale to nie mogła być treguła. Znam zdolnego informatyka, właściciela liczącej się firmy w Hajfie, którego ojciec był przed i w czasie wojny kapitanem w Wojsku Polskim. Mógł zdezerterować z Armii Andersa, ale mógł też trafić do Palestyny już po zakończeniu włoskiej epopei. Nie wypadało mi pytać. Osobiście wątpię w dezercję oficera. Syn nie znał polskiego w ogóle, ale zdjęcie ojca w polskim mundurze przechowuje. Gdy był u mnie z wizyta, wyjeżdżając kupił synowi replikę szabli ułańskiej. Zastanawiam się, jak jego ojciec będąc praktykującym chasydem doszedł w naszym wojku do rangi kapitana. Nie był powołanym oficerem rezerwy, lecz oficerem zawodowym. Jak był w tym wojsku traktowany. Nota bene na cmentarzu pod klasztorem na Monte Cassino na nagrobkach jest sporo gwiazd Dawida. A wiekszość pozostałych tam leżących pochodziła ze wsi, w tym bardzo niewielu z pałaców i dworów. Kto ma prawo odmówić im szacunku. A ci, którzy nie zginęli nie zasługują na szacunek, bo przeżyli? Stosunek nauczycieli (i wszystkich innych podobnych) opisany przez Helenę można porównać tylko do zachowania pewnych głośnych dziś „historyków”.
Torlinie – masz całkowitą rację. Nie o szukanie korzeni mi szło. CFhodzi mi wyłącznie o jakąś taką modę w tej chwili powszechną. Jest dla mnie drażniąca. Co więcej, jest w rodzinie mojego Męża kobieta (własnych osiągnięć jej i jej Ojca starczyłoby za 10 podlejszych antenatów), która o swoich przodkach opowiada duby smalone. Nie interesuje mnie, co opowiada obcym. Chcą, niech wierzą. Ona opowiada to w rodzinie, gdzie musi zdawać sobie sprawę , że wszyscy wszystko wiedzą. U czorta – ona ma połowę wspólnych przodków z moim mężem i nagle okazuje się, że chyba była podrzutkiem, bo ci zmarli krewni są inni dla mojego Jarka, i inni dla dr Barbary A szkoda – babcia Anna (wspólna dla nich obojga) była – jak Bobik pisze – osobą tak pełną godności i dobrych obyczajów, że ja bym się taką Babką chwaliła, a nie zamieniała ją na „malowaną hrabinię”
Dzień dobry wszystkim!
Czekam na lato, u mnie przyjdzie około godz 19-tej czy jakoś tak, czyli jeszcze dzisiaj, a u Was to już będzie jutro. Zbytnio letnio nie jest, 14C w tej chwili, ale ma się polepszyć. Lepiej niech!
Haneczka dobrze napisała – trudno dokopać się korzeni. Ja też mam zdjęcie jedno zaledwie dziadka z bodaj 1908 roku (trudno odczytać), a potem kilka z lat 20-tych. Mój Ojciec trochę się interesował i wypytywał, kto jest kto i notował koligacje rodzinne, ale niewiele tego jest – nie było takiego zwyczaju. Szkoda.
Sosy. Z pewnością do chlapnięcia, nie do zatopienia potrawy, ale Jerzoru nigdy nie za wiele. Niektóre chłopy tak mają? 😯
Bobik, do batożenia znalazłoby się więcej.
Różne obserwacje czynię będąc „tylko kasjerką”. Czasem bywa tak nieprzyjemnie, że aż śmiesznie.
A z nauczycielkami coś musi być nie tak. Przykro mi to pisać, ale najbardziej nieznośnie jaśniepańskie są wycieczki nauczycieli. Co dziwniejsze, jako opiekunowie grup młodzieży są, w większości, w porządku. W masie po prostu nieznośni.
Ja tez, Bobiku, znalam takich ludzi z „ludu”, jak opisana Gospodyni. Nie tylko znalam, ale znam. Niektorzy sa moimi sasiadami, ale wielu tez takich spotkalam wsrod Romow i Polakow. A wczoraj ogladalam w telewizji wywiad z pewna kobieta. miala moze 30 + lat, pochodzila w bardzo biednej rodziny proletariackiej z Manchesteru. Opowiadala o swoim zyciu, o aspiracjach, o nieslubnym dziecku, a wszystko jakos tak pieknie (w sensie narracji), z taka godnoscia i poczuciem wlasnej wartosci, z nienatretna szczeroscia i dystansem do wlasnych licznych klopotow, ze mialam wrazenie, ze chetniej bym ja poznala blizej. Byla „dziewczyna pracujaca” i mowila o sobie „jestem zwyczajna kurwa”( I am a simple whore).
To byl program o prostytutkach z robotniczego Manchesteru.
Pyro, ta moda ma chyba dość szeroki zasięg. Pomagałem komuś niedawno wypełniać formularz do Kasy Chorych i co widzę? Rubryka „przydomek”, a w nawiasie wyjaśnienie „np. baron”. Przetarłem oczy kilka razy – nie znikło! Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem, bo przecież prawnie w Niemczech zniesiono tytuły już bardzo dawno temu, ale najwyraźniej zaczęły włazić jakąś tylną furtką. W poczekalni u lekarzy leży zwykle stosik szmatławców, zawierających głównie informacje czym jeździ Gloria von Thurn und Taxis (dla mnie oczywiste, że taksówką, ale ponieważ do lekarza biorę własną lekturę, to mogę być niedokształcony w błękitnokrwistych) i że król Karol kupił królowej Karolinie korale koloru koralowego. No, jasne, że przeciętny pacjent bez takich informacji nie ma prawa wrócić do zdrowia. O salonych fryzjerskich już nawet pisać nie będę. Można oczywiście tę fascynację szlachetnie urodzonymi socjologicznie wyjaśniać, ale mnie się, prawdę mówiąc nie bardzo chce. Własna lektura i popukanie w czółko w zupełności mi wystarczają. 🙂
Heleno, skojarzyło mi się z niedawno czytaną autobiografią prostytutuki kenijskiej, która w końcu wyszła za mąż za jednego ze swoich klientów, polskiego przesiedleńca i wylądowała w Niemczech. Bardzo podobne obserwacje – inteligencja, godność osobista, szalony upór, żeby zrobić coś sensownego ze swoim parszywie rozpoczętym życiem, no i zupełny brak krygowania się i udawania kogoś, kim się nie jest. Bardzo mi zaimponowała!
Cos Ty, Bobiku. Ja tez biore madre ksiazki do poczekalni lekarskich, ale wszystkie pisma „dla kucharek” sine nobilita czytam (a raczej ogladam obrazki) z wypiekami na twarzy. U dentysty znam juz je na pamiec – pochdza z okresu kiedy Catherine Zeta-Jak- jej- tam wychodzila zamaz za Michaela Douglasa. A juz najbardziej lubie ogladac jak oni wszyscy mieszkaja i jak ja bym te wnetrza przerobila. Nie ma nic lepszego na poczekalnie do lekarza: eskapistyczne, apolityczne (na obnizenie cisnienia) i pozwala sie poczuc lepiej, ze nie musze wpuszczac dziennikarzy do swej sypialni. Musialabym nieustannie robiv porzadki zamiast siedziec na blogu Pana Piotra.
Nie będę się włączał wdyskusję genealogiczną ale nie mogę sobie odmówić jednej uwagi. Pyra wspomniała o pośle Gosiewskim, który powołuje się na pokrewieństwo z hetmanem o tym samym nazwisku. Nie wie biedak tylko tego, że hetman Gosiewski został powołany do życia przez Henryka Sienkiewicza. To bohater papierowy, który w rzeczywistości nigdy nie istniał. To oczywiscie podpiera tezę Pyry o powolywaniu się na szlacheckich przodków.
Ważniejsza sprawa to sosy. Tu jestem podobnego zdania jak Arcadius. Soz to subtelny dodatek podkreślajacy walory dania, zaostrzajacy i aromatyzujący je. Winien być podawany w równie subtelny sposób i takich dawkach. Micha pełna sosu to zupa lub gulasz. Tyz piknie – jak mawiają górale.
Ale Torlin może jadać sosy w obfitości dowolnej. My go nie będziemy terroryzować. Chyba, że usiądzie przy naszym stole. Ale wówczas uzna swój dotychczasowy błąd.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wincenty_Korwin_Gosiewski
Nie potrafię zrozumieć ludzi, którym wydaje się, że istnieją geny patriotyzmu i że polskość czy inną ość czy izm można wyssać z mlekiem matki. Gdy patrzę na moją rodzinkę to wśród praprababć mam po jednej stronie frojlinę na carskim dworze a podrugiej niepiśmienną z folwarku. Losy ich dzieci były różne – potomkini niepiśmiennej zostaje dyrektorką szkoły, a potomek hrabiny elektrykiem w zakładach przemysłu lekkiego, zaznaczę, że bardzo dobrym i sumiennym.
Zgadzam sie, dobry sos to jest to! Ja w tej materii nie jestem mistrzynia, juz chyba te nalesniki dla Pana Lulka dopracuje do perfekcji.
No ale na nauke nigdy za pozno.
Tuska
Hej, mam pełny koszyczek, a wszystko… lipa! 🙂
Myszowata, z pełnym poświęceniem i samozaparciem zbierałam dziś lipne kwiatki, a wokół mnie krążył rój pracowitych pszczółek. Może to były „moje”? Musiałam uważać, by nie złapać gałązki z siedzącym owadem. One nie lubią być ściskane 🙁 Dobrze, że nie mam alergii 😎
Do Wiednia Turcy weszli od kuchni. Kiedy Jan III Sobieski dal im popalic to zostala na pamiatke tylko kawa. Zreszta wprowadzona przez polskiego pulkownika i jego tureckiego jenca wojennego.
Od bardzo dawna az do dzisiaj bylo tradycja, ze od wschodu bronili Wiednia Kroaci. Budowali zamki i wartownie. Stad nazwa Burgenlandia jako kraju zamków i straznic. Zostalo tak az do dzisiaj. Przeciez minister Obrony Narodowej Darabosz jest narodowosci kroackiej.
Dzisiaj mamy domowe derby w pilce noznej. Graja dwie rózne dzielnice Wiednia a do pomocy sprowadzili sobie dwie narodowe reprezentacje z róznych krajów. Kroacka i turecka. Jak dotychczas nie bylo wielkiej zadymy. Troche rozrabiali Niemcy. Szczególnie ci ze wschodu. Wieden jest caly w nerwach a autentyczni wiedenczycy czyli pochodzenia blizej nieokreslonego mówia, ze im jest wszystko Wurst, skoro nasi juz wypadli z gry.
Bedzie zatem grac pólksiezyc i gwiazda przeciwko szachownicy.
Za kilka tygodni bedzie do picia nalewka orzechowo, makowo, rodzynkowa na miejscowym rumie. Jesli sie uda, to i tak nie podam recepty bo ja calkiem zapomnialem.
Podarowano mi w prezencie za pomoc w przeprowadzce butelke winogronowego likieru z czerwonych winogron. Produkcja wlasna jakiegos winiarza
Ludzka fantazje jest jednak nieslychanie wielka. Wyglada na to, ze wieksza anizeli Milosierdzie Boze.
Pan Lulek
Ależ nie – Drogi Panie Piotrze!
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wincenty_Gosiewski
On naprawdę istniał i naprawdę zwyciężył w Bitwie pod Prostkami (nie daję drugiej linki do Wiki, bo mnie Łotrpress wyśle do poczekalni).
A co do sosów zauważyłem, że to szczególnie płeć męska to ma (nie ujmując niczego Gospodarzowi i Arkadiusowi).
Pyro i Bobiku!
Bo to wszystko polega na kompleksach. Jak ktoś czuje się niedowartościowany w normalnym życiu, to sobie wymyśla ersatze. Ja to traktuję jako wspaniałą ciekawostkę, teraz szukam po mamie mojej mamy, już jestem na początku XIX wieku i ciągle Warszawa. Ale ze mnie mieszczanin warszawski po kądzieli po kądzieli 😀
Naleśników mam dosyć na długo. Robiłam wczoraj ulubione wołowe krokiety córaska. Do tego czysty barszcz czerwony, ale to detal w porównaniu z górą naleśników.
Zgodnie z linkiem podanym przez Misia, hetman Gosiewski był autentyczny, zaś pan dwojga imion Przemysław Edgar żadną miarą nie może być jego potomkiem. Linia ta bowiem wymarła na synu hetmana, biskupie smoleńskim. Chyba, że Gosio pochodzi 1/ z nieprawego łoża, 2/ został uznany i przyjęty do rodu i herbu. Ergo – Gosio ma rozdęte ego. Najśmieszniej jest w Polsce z tzw „wielkimi nazwiskami” Liczni Potoccy, Czartoryscy, Sapiehowie nie mają nic wspólnego z tymi rodami prócz tego, że ich przodkowie byli pańszyźnianymi u nobilatów. Władze rosyjskie uwalniając chłopów często nie wymyślały dla nich nazwisk, ani nie przyjmowali przydomków jako nazwiska (tak robili Prusacy). Carscy urzędnicy wpisywali nazwisko właściciela dóbr jako nazwisko chłopa (była to jedna z retorsji za powstanie). Ciekawe, jak tam z Gosiewskimi
Misiu, chyba zbyt wcześnie domagałem sie byś zlazł z tego chojaka. Właź na powrót. Popsułes mi taki ładny przytyk pod adresem posła. Hetman istniał czy nie (a jeśli tak to był wstrętnym zaprzańcem) i jeśli był przodkiem dzisiejszego magnata z Wybrzeża to napewno nie znał sie na sosach. A to się liczy w życiu. a nie buława, peron czy udział we władzy.
Pyro 😆
Mamy nowe powiedzenie – właz na chójkę! (Spadaj na drzewo?)
I drugie – złaz z chójki 🙂
A czy zauważyliście, ze wszyscy , którzy twierdzą , iż drogą hipnozy cofnęli się do poprzednich wcieleń ,byli wybitnymi jednostkami? Większość to jakieś księżniczki egipskie 😆
I przyszło mi odszczekać opinię wygłoszoną niedawno na temat pizzy serwowanej w moim mieście. Otóż zwracam honor gastronomii przasnyskiej.Dziś córka naciągnęła mnie na pizzę w lokalu nie odwiedzonym dotąd przeze mnie i była pyszna. Tylko oliwki mogły być bez pestek.Nie lubię takich min na zęby. 👿
Małgosiu – nie mam znajomych w tych sferach.
Piotrze – 5 pkt na Oscara. Uśmiałam się serdecznie
Podobnie, przez lata bawiło mnie, kiedy moja Siostra twierdziła, że absolutną podstawą jej szczęścia małżeńskiego, jest godna górka ziemniaków na talerzu, zasmażana kapusta i co najmniej 0,5 l. jakiegokolwiek sosu. Mięso pożądane, acz niekonieczne. Bo Rysio na sucho nie może, jemu szkodzi. Lata mijały, Siostra zmarła, a Szwagier zestarzał się nieco i zaczął odwiedzać lekarzy (prócz schorzeń cierpi także na męską hipochondrię). Lekarz doszedł do wniosku, że Rysio winien jadać tylko ryż, gotowane mięso , unikać sosów i zamienić kapustę na lżejsze warzywa. I co powiecie? Ryśko od sosów odwraca się z niesmakiem. Szkodzą mu ponoć.
Pyro,
ja też nie mam. Mało tego , nie wierzę w reinkarnację i nie znam nikogo osobiście o takich poglądach, ale kolorowe pisemka, czy tokszoły pełne są takich historii! Nie wierzę, ze nigdy się z tym nie zetknęłaś 😉
Polecam coś takiego:
bierzemy różne ryby i owoce morza (np. tuńczyk lub łosoś z puszki, paluszki tzw. krabowe, mięso krabowe, mule, krewetki, koreczki lub sardele jako takie) plus dodatki typu kapary i oliwki, jakieś przysmażone lub marynowane grzybki, posiekane jajko na twardo, wszystko krótko podgrzewamy na patelni, dolewamy śmietankę np. z pastą paprykową i takim sosem polewamy czarny makaron (z sokiem ? z kałamarnic). Można naturalnie posypać tartym serem, ale i bez jest to dobre danie.
No jak to – Kleopatra to ja!
Tymczasem opowiem Wam taka ciekawostkę przyrodniczą, którą cała Kanada jest zbulwersowana. Pewna 12-latka właziła na stronę randkową i zostawiła tam swoje dane. Tata zabronił, smarkata zignorowała. Tata za karę zabronił jechać na wycieczkę szkolną. Smarkata podała tatę do sądu. Sąd zarządził, że smarkata ma prawo jechać na wycieczkę i tata nie ma tu nic do gadania.
To kto ma wychowywać dzieci – sąd?! 😯
http://www.theglobeandmail.com/servlet/story/RTGAM.20080619.wcurfew19/BNStory/lifeFamily/
Małgosiu, Pyra jest w tym wieku, że może pozwolić sobie na dziwactwa: nie ogląda kolorowych pisemek, a nawet nie ma skąd ich wziąć; nie ogląda tokszołów (żadnych) i telenowel – wystarczy, żeby coś się nazywało „serial”, a ja już tego z pewnością nie zobaczę. Dlatego nazwiska gwiazd i gwiazdeczek nic mi nie mówią. Programy takie jak np p.Drzyzgi albo p.J. z TVP wywołują u mnie alergię. A mówiąc cichutko i do ucha, jedynym liczącym się dla mnie serialem było ” Czterech pancernych” no i z racji kiedyś dzieci chowania „Pies Cywil” itp oraz Dobranocki.
A kpt.Kloss?! Były też zagramaniczne – Złamana Strzała, Znak Zorro, Lassie wróć… Koń który mówi 😉
Hieno,”genetyczny patriotyzm” i -izmy wysysane z mlekiem matki sa oczywista przenosnia. Chodzi o to czym skorupka za mlodu… I jest to oczywoscie prawda. Nie sposob tego podwazac, choc zdarza sie oczywiscie i to dosc czesto, ze dziecko bardzo daleko odchodzi od pogladow wyniesionych z domu – zarowno w wypadku patriotyzmu, jak i jakiego innego -izmu 🙂
No właśnie, Alicjo! Poza Złamaną Strzałą listę wyczytałaś mi chyba z myśli. Dla mnie najlepsza jest Stawka no i Na kłopoty Bednarski oczywiście.
Z nazwiskami o nobliwym brzmieniu bywa czesto zabawnie. Ojciec mój nie lubil mówic o przeszlosci. Mial opory albo bal sie. Pewnie bal sie czystek. Chociaz robil Rewolucje Pazdziernikowa. Osobiscie w Charkowie w sektorze propagandy. Uratowal sie przypadkowo jako jedyny z calej rodziny, razem z babcia. Uciekli do Charkowa i on tam sprzedawal na ulicy gazety. Na pytanie jakie, nie umial odpowiedziec, bo nie potrafil czytac po rosyjsku. Jego bohaterem byl Lew Trocki, dlatego, ze wspaniale przemawial na wiecach az ludzie plakali a do tego nosil czarne garnitury a na spodniach mial zielone lampasy.
Kiedys w przyplywie niezawinionej szczerosci, ojciec opowiedzial mi, ze którys z naszych przodków postanowil zostac demokrata. Zebral cala okoliczna ludnosc i oglosil, ze od dzisiaj wszyscy urodzeni i zyjacy na jego terytorium maja obowiazek nosic jego nazwisko pod rygorem chlosty. Naród prawoslawny nie bardzo rozumial o co chodzi az ktos zapytal, czy batiuszka czyli pop, tez. Glowe rodu zamurowalo ale znalazl sie przy glosie i powiedzial, ze skoro pop nie jest urodzony na tej ziemi, to moze nosic wlasne nazwisko. To samo dotyczylo wyznawców innych religii. Tylko prawoslawni podlegali takim rygorom. Po wielu dziesiatkach lat jeden z jego potomków bawil w miescie Minsku na Bialorusi, jeszcze podczas trwania stanu wojennego a miejscowy bonza przy prezentacji zapytal. Z których to…. Odpowiedz, ze z tych, spiorunowala dostojnika i wszystkie drzwi stanely otworem a interesy dla Japonczyków robil oczywiscie
Pan Lulek
Alarm! Prosze mi odpowiedziec czy ktos widzial w zyciu robaczywe grzyby kurki. Wlasnie chcialam robic sobie sosik z kurkami, ktore kupilam na ekologicznym stoisku. Grzyby maialy byc rodem zu Rumunii, mysle to bedzie ciekawe droge daleka przebyly, Czarnobyl niedaleko ale trudno zachcialo mi sie kurek. Zbieralam grzyby przez nasci lat i nigdy nie spotakal robaczywej kurki. Moze one byly na specjalne ekologiczne zamowienie hodowane.
Tak, Alu, byly cudne: „Dylizans”, „Dr Kildare”, „Wojna domowa” wg Miry Michalowskiej, „Swiety” z tym jak mu tam.
Woec tak – albo byly to cudne seriale, albo bylismy bardzo nie zepsuci obfitoscia.- zamoich czasow byl; tylko jeden kanal tv polskiej.
doroto l.
i owszem, ja tu często spotykam robaczywe kurki i, wyobraż sobie – RYDZE wcale nie zdrowe, jak rydze z przysłowia! :shock
OOOO…. dr.Kildare! No i Święty oczywiście!
Doroto l.
nie ma robaczywych kurek. To jakaś podróbka 😯
Moje pszczółki zabrane, ale jakaś setka spóźnialskich bzyczy po malinach, strach podejść 😯
rzeczywiscie szok, chodze w kwadracie ze zlosci.
U mnie, ani w Polsce robaki kurek się nie imają, ale rydzów – bardzo chętnie 🙁
Dziś tu za kołem polarnym
http://sv.wikipedia.org/wiki/Midsommar
czyli największe święto w roku. Ile to śledzia zostanie dziś spożytego! Wraz z młodymi ziemniakami i sznapsem. Potem tort truskawkowy. A co to się po nocy będzie działo!
Jak już mówimy o sosach to trzebaby koniecznie wspomnieć o godzinami gotującym się powoli, w całym majestacie pachnącym, wlasnoręcznie przygotowanym bulionie. Bo tylko takiego (oczywiście) używamy do sosów – nieprawdaż?
A z dawnych dobrych czasów przypomniał mi się wierszyk wiele mówiący o społecznych przemianach zachodzących w kraju miodem i mlekiem płynącym:
Ojciec niczym,
matka niczym
a syn – łódzkim motorniczym!
czego i wam wszystkim serdecznie życzę wznosząc jednocześnie toast kieliszkiem zmrożonej Źubrówki pod dzwonko śledzia ze słoiczka z naklejką na której pyszni się napis „ABBA”.
Ja chce do Polski, ja chce polskie kurki!
…bo mi skorobka polskimi kurkami nasiakla
Nemo,
oczywiście, że są robaczywe kurki. Może tylko tak Tobie się udało, że nie trafiłaś.
Bo kurki jak wiadomo dziela sie na chanterelles i giroles. Tych pierwszych robak sie nie ima, a tych drugich – najwyrazniej.
Nigdy nie widziałam robaczywej kurki, a robaczywe rydze owszem i często. Te rumuńskie robale jakieś dziwne – nie wiedzą, że kurki są bez robala, czy co?
Alicjo,
nie powiem, od ilu lat zbieram grzyby, bo może nie uwierzysz, że od półwiecza, i nigdy nie widziałam robaczywej kurki 😎
„Pieprznik jadalny (kurka) (Cantharellus cibarius) ? gatunek grzybów z rodziny pieprznikowatych. Występuje na terenie całej Polski, jest dość pospolity.
Miąższ
Włóknisty o mocnym, korzennym zapachu. Nigdy nie jest atakowany przez robaki. Smak ma łagodny, u starszych okazów nieco pieprzny”.
O właśnie, Pyra ma też długoletnie doświadczenie. Robaczywe są chyba jakieś kurze mutanty 😯
U nas żadne girole, tylko chanterelles . Moze to jest sprawa gleby, nie wiem, bo tutaj piasków nie ma w tym moim lasku kur..skim, tylko gliniaste takie coś, a ten lasek w środku moczarów i innych wetlands. Przez ostatnie dwa lata nie było kurek w ogóle, tak było sucho – zawiązki i owszem, ale zanim co, usychały. Natomiast w poprzednich latach jak przyłapalismy młode, to i owszem, ale starsze bywały przeżarte. Czasami połowę musiałam wyrzucić 🙁
Bardzo ciekawa jestem, jak w tym roku, powinny pojawić się za tydzień – dwa, a deszczu jest sporo. Znalezliśmy jedno jedyne miejsce, gdzie kurki występują, kiedyś mieszkaliśmy obok takiego lasku. Jedyna niedogodność – komary mogą zeżreć żywcem. Ale nie trzeba szukać, jest taka jedna niewielka górka i tam one są, na jakichś 200 metrach kwadratowych 🙂
Z tego zdumienia zapomniałam, że sos ze świeżych kurek to poezja do grubego makaronu albo gotowanej cielęciny.
SOS ZE ŚWIEŻYCH KUREK
20-25 dkg kurek
1 spora cebula
2 łyżki masła
1 łyżka mąki pszennej
pojemniczek śmietany (200 ml)
sól, pieprz (sporo) majeranek
Na 1 łyżce masła zeszklić cebulę pokrojoną w kosteczkę, lekko zezłocić, wrzucić posiekane kurki i dusić, póki sos się nie wysmaży. Osolić, wsypać pieprzu, zalać śmietaną. Z mąki i drugiej łyżki masła zrobić kulki, wrzucić do sosu, chwileczkę razem pogotować, sprawdzić ilość soli i pieprzu, dodać majeranek. Pozwolić aby sos 5 minut „pomrugał”. Mogę jeść 3 razy dziennie.
Do Doroty I. i Dagny,
uczyłam kiedyś w polskiej szkole przy ambasadzie w Bernie ? od jakiegoś czasu obowiązuje zasada, że dzieciom chyba do trzeciej klasy szkoły podstawowej daje się świadectwa tzw. opisowe, bez stopni.
Dagny to piękne imię, moja bratanica w Szwecji też tak ma.
Lubię zupę jarzynową z kurkami. Wszystkie warzywka młode i garść grzybków. Rewelacja.
Nemo,
to samo. Od lat , od dziecka zbieram grzyby. Tylko kilka odmian, reszty nie ruszam. Nigdy w Polsce nie zbierałam rydzów, bo sie na tym nie znałam, kurki – wiadomo, i nikt mi nie przetłumaczy*(cp.ASzysz), że na kurkach się nie znam! I dopiero tutaj spotkałam się z robaczywymi, aż się zadziwiłam. Mam nadzieję, że pokażą się, to zrobie zdjęcia, kurka, żeby tylko kurki były 😯
Ze to jest cibarus to nie ulega wątpliwości.
Niestety, mam tylko marynowane w słoiku na zdjęciu, sprzed 3 lat chyba 🙁
Cos ten rok przypomina mi ’92 pogodowo, a był to rok niezwykle grzybowy.
http://alicja.homelinux.com/news/Food/Munchies/Munchies_big.jpg
To musi jakies kanadyjskie robactwo uodpornilo sie na kurki.
To prawda. W pierwszych klasach nie ma ocen na świadectwie. Wyjątek stanowi religia/ etyka.
O, kurczę!
Nie było mnie przez cały dzień, a teraz nie sposób ogarnąć całej tematyki poruszanej w dzisiejszych zapisach.
– temat gospodarski, czyli sosy, został potraktowany dosyć zimno. Sosy ponoć dzielą się na rzadkie albo gęste; zjadane w nadmiarze lub w sam raz,
– potem było o historii, socjologii, genealogii,
– potem Miś, nie schodząc z chójki, udowodnił, że Pan Gosiewski istniał naprawdę i hetmanem był!
– a na koniec padła myśl, którą można uznać za motto dzisiejszych rozważań:
Polskich kurek robaki się nie imają! 🙂
I to jest to! 🙂
Oh, Alicjo, dobrze, że jestem po kolacji 😎
To kanadyjskie robactwo musi być jakieś zdesperowane, żeby kurki żreć 🙁 Rumuńskie pewnie też.
Dziś w nocy zacznie się lato i pogoda się też dostosowała. Wreszcie jest porządnie ciepło i tak ma być przez cały tydzień, około 30 stopni 🙂
Jutro będę na usługach pewnego koncernu testować 3 dealerów automobili znanej szwedzkiej marki. Muszę odwiedzić przedstawicielstwa z zamiarem kupna samochodu, a potem wypełnić ankietę na temat, jak zostałam obsłużona 😎 Muszę trochę poczytać o tej marce i wybrać jakiś model.
A,Szyszu – jako czcicielka słońca zarządzam blogowy toast skandynawski – niech się święci Midsomar – w Twoje ręce Andrzeju
Andrzeju.jerzy,
o tych sosach już tyle pisaliśmy, że ten hollandaise to nie tak, i co? 😯 Każdy wie, jak robić sos, to co będziem pisać?
Niech się święci, bo od jutra znowu z górki i noce coraz dłuższe 🙁
Test, test, Skandynawowie niech sie trzymaja z daleka!
Jaka skandynawska sztuka rozgrywa sie cala noc w Midsomer?
Heleno,
kurki w Polsce w takich miejscach nie występowały, tylko w lasach podpiaszczonych najlepiej. A te moje w srodku mokradeł, nie dziw, że robactwo.
Masa kurek podobno jest na tzw. naszych Kaszubach, na pn. zachód od nas , no ale tam akuratna gleba i lasy. Nigdy tam na grzybach nie bylismy, dziecko odwoziliśmy na obóz harcerski i czasami w ramach obwożenia gości z Polski byliśmy tam, w lasy się nie zapuszczając.
Te Kaszebe nasze wiążą się trochę z wcześniejszym tematem dzisiejszym – gwarami. Otóż na terenach wokół Barries Bay i Wilno (!) wiek temu osiedlili się przede wszystkim Kaszubi, a potem dołączyli inni. I tak powstały Kaszuby, taki nasz polski skansen trochę. Jest nawet kościół pod chmurką, o ile się nie mylę, to podczas jakiejś podróży do Kanady JP II tam byl i cos poświęcił.
Kiedyś dostałam email od 17-latka z tamtych stron, czy nie znalazłabym mu jakichś kontaktów z organizacjami młodzieżowymi z polskich Kaszub, bo młodzi z tutejszych Kaszub chcieliby nawiązać kontakt i nauczyć się kaszubskiego języka. Dlaczego do mnie napisał? Bo od kogoś tam wiedział, że jestem Polką, a on po polsku ani w ząb, więc nawet nie wiedział, kogo szukać. To było z 10-12 lat temu, juz nie pamietam, ale skontaktowałam go z jakąś organizacją, znalezioną na sieci. Co z tego wynikło, nie wiem.
Nie, nie jest to Sen nocy letniej. Mowie – skandynawska!
To już lato! 🙂
Ja na Kaszubach wiele grzybow zbieralam w ostanich latach, bo kuma Renata ma dom w Borach Tucholskich, niestey jest w trakcie sprzedazy.
Nauczyla mnie wyszukiwac kurki, ktore sa moimi najukochanszymi grzybami wszechczasow (bo np. trufli nie jadlam nigdy, tylko olejek truflowy kupuje we Wloszech).
Panna Julia?
A ja nie mogę zbierać kurek 🙁
Z dawnego zielonogórskiego jestem, prawie spod samej granicy. Od dziecka chodziłam na grzyby i miałam na mur wbite, że cień niepewności i nie wolno zbierać. No i w Wielkopolsce ta zasada wyszła mi bokiem, bo tu ziemia i lasy inne i kurki też się różnią. I nie jestem w stanie zbierać. Stoję jak głupia, widzę, że kurka jak byk i nie ruszę. Żeby już było całkiem śmiesznie, kupuję na targu. Robaczywej nie widziałam nigdy.
Nemooooo! Piatka z plusem!
Panna Julia, of course!
Heleno – podzielam Twoje zdanie – kurki, rydze, kanie, purchawica – to moja gradacja szczęścia grzybowego. Niech się trufle schowają.
Na polskich Kaszubach nigdy nie byłam, ale na tych naszych – i owszem. Harcerze polscy w Kanadzie maja tam stałą bazę, sa tez jakieś ośrodki wypoczynkowe itd.
http://www.kaszuby.net/page16.html
Heleno, mój kolega Zyga mawia, że kurka to żaden grzyb. Ile zjesz, tyle wydalisz, zadnej wartości. Głupi jakiś…
Kurki nie da się pomylić z innym grzybem, chyba, ze się człek bardzo uprze.
A poza tym kurki na masełku z cebulką… mmmmmmmmm! I na różne inne sposoby! Wspaniałe są pierogi z kurkami (u Tereski z Pomorza w ub. roku!), kurki marynowane…
Idę ja wyciagnąć dechy z wody. Łososia przyprawić. Sałatę zrobić, wino otworzyć (chardonnay 2006, Famatina Valley, Argentina)
Haneczko,
potrzebujesz terapii 😯 Przy kurkach nie ma cienia wątpliwości 😎 Czy wiesz, kto zbiera te grzyby, które kupujesz? Ludzie bez cienia wątpliwości! Kurki nie pomylisz z niczym trującym 😎
Heleno,
dziękuję 🙂 Nie dosyć, że to się dzieje w Midsomar, to jeszcze w kuchni 😎
Pyro,
a na którym miejscu stawiasz borowiki?
Alicjo – a na Twoich łąkach nie rosną przypadkiem twardzioszki – przydróżki? Te, co to w czarcich kołach? Nie wszyscy je lubią „solo” ale dorzycone do duszącego się mięsiwa nadają sosom niespotykanie szlachetny smak i aromat. I w jajecznicach świetme.
nemo, na temat grzybów w dzieciństwie przeszłam pranie mózgu. Rozum swoje, reszta swoje i ta reszta decyduje. Masz pojęcie jakie to irytujące? Terapii nie chcę, poczekam na bardziej szkodliwe dziwactwo 😀
Haneczko,
terapia polegałaby na zbieraniu kurek z osobą, od której bez cienia wątpliwości byś te grzyby kupiła 🙂
Dlaczego ufasz sprzedawcom? Ufasz sprzedawcom wszystkiego, czy tylko grzybów?
Na razie wyciągnęłam dechy i próbuję, czy wino się nada do ryby, obiad przesunął się o pół godziny, J. pedałuje.
Pyro,
jak mi osoba znajaca się nie pokaże grzyba w przyrodzie, to ja nie zbieram. Znam się na prawdziwkach, podgrzybkach, kozakach, kurkach, rydzach, kaniach, maślakach, pieczarkach, purchawicach olbrzymich (trudno pomylić!), morelach – czyli smardzach, oraz opieńkach. Niczego innego nie tykam. Podobno jakieś gąski, zielonki (Jerzor za młodu zbierał, powiada) są tutaj, ale ja się po prostu nie znam i nie zbieram.
Dlatego nie pytaj mnie o twardzioszki 🙂
Nemo – borowiki liczą się dopiero po ususzeniu (najlepsze). Nie świeżo trochę za miękkie. Marynowane, malutkie b.dobre. U mnie do marynat 1. kurki, 2. rydze, 3.borowiki, 4. zielonki i maślaczki. Do solenia – 1. rydze, 2. kurki, 3.borowiki
Podobno Bergman wystawil przed laty Panne Julie i nawet kuchni nie bylo, tylko pusta scena i telefon na scianie.
Kiedys glebokla noca wlaczylam telewizor i zdazylam zobaczyc jeszcze ostanie pol godiny filmu, genialnie granego, ze znakomita scenografia i kostiumami, chyba tez Bergmana, ale nie jestem pewna, choc wszystko wskazywalo na reke mistrza.
nemo, zboczenie dotyczy wyłącznie kurek. Więcej grzechów nie pamiętam.
Heleno,
jeśli to był ten, to reżyserem był Sjoeberg.
http://www.imdb.com/title/tt0043567/
Haneczko,
zboczyłaś się nie w tym miejscu, gdzie powinnaś. Toż to nie do zboczenia, kurkopodobnej nie ma!
Kiedy w latach osiemdziesiątych obowiązywały kartki na mięso, rolnicy byli ich pozbawieni, ponieważ powszechnie uważano, że chłop sobie mięso na własne potrzeby uchowa. Pozornie logiczne rozumowanie, ale jak to w Polsce, wszystko potrafi się wypaczyć. Rolnicy nie dostali kartek, żeby więcej mięsa było do podziału w miastach, być może z jakiegoś punktu widzenia wyglądało to na decyzję słuszną i sprawiedliwą, chociaż bardzo trudno jest, żeby coś było, i słuszne, i sprawiedliwe jednocześnie. W efekcie sprawiedliwego systemu kartkowego spożycie mięsa w miastach było zgodne z przydziałem kartkowym, z pewnością podwyższonym o wszelkie możliwe oboczności, natomiast w większości gospodarstw wiejskich podniosło się do niespotykanych wcześniej wyżyn.
Generalnie wiejskie sklepy nie prowadziły sprzedaży mięsa, jedynie wędlin i konserw, potrawy ze świeżego mięsa pojawiały się na wiejskich stołach w okresie świniobicia, w innym czasie królował drób.
Śmiem twierdzić, że wprowadzenie kartek spowodowało na wsi wręcz rewolucję. Może trochę szerzej: kartki + zamrażarki = zwiększenie spożycia mięsa na wsi. Ponieważ nie można było kupić wędlin, ani konserw, trzeba było sobie radzić samemu. Świniobicie nie było już związane ze Świętami, czy uroczystością rodzinną i stało się codziennością a, że wyrób wędlin jest pracochłonny, mięso w większości trafiało do zamrażarek. Gospodynie wiejskie zaczęły na wyprzódki mrozić nie tylko mięso, ale co się tylko dało ? owoce, grzyby, jarzyny. Co jak co, ale zamrażarki były w tym czasie towarem nowym, pożądanym i chodliwym, prawie w każdym domu były po dwie mniejsze albo jedna duża i w zasadzie kupowało się je ?po znajomości?.
Z początku okresu kartkowego przerobiłam całe spore cielę na porcje obiadowe w słoikach, ale zawartość, po poddaniu dwukrotnej pasteryzacji, ujednoliciła się i niezależnie czy pierwotnie była to pieczeń, czy bitki, po otwarciu miała konsystencję potrawki. Cóż, młode cielę. Sto słoików potrawki.
Mój szwagier wypatrzył gdzieś w Białołęce zupełnie bezprzydziałową zamrażarkę, taką sklepową, prawie 400 litrów pojemności. Natychmiast zakupił i zamelinował w garażu. Wybrał się po nią do Warszawy mój mąż. Wtedy jeszcze latały samoloty do Koszalina, więc nadał tę zamrażarkę na bagaż (tak, tak! Za nieboszczki komuny najłatwiej duży i niewymiarowy bagaż samolotem się przewoziło i jeszcze to było w miarę tanio!) a sam ustawił się do odprawy. O mały włos zamrażarka przyleciała by sama, bo WOPiście, czy kto to wtedy tam pilnował, wydało się mocno podejrzane, że facet bez bagażu ( sprzęt AGD go nie przekonywał) i bez wbitego w dowód miejsca zatrudnienia (rolnicy byli bezrobotni) chce lecieć w kierunku Szwecji ? ani chybi porwie samolot. Na szczęście koledzy się za nim ujęli (mój mąż w cywilu, czyli poza rolą, był pilotem) i jakoś na koszalińskim lotnisku odebrałam i męża, i zamrażarkę.
Urządzenie okazało się nadzwyczajnie przydatne i pojemne, mieściło mięso z rocznego byka i jeszcze trochę jarzyn. Mięso przeważnie nadawało się na pieczeń i przez kolejne kilka lat jedliśmy pieczeń z młodej wołowiny, lub dla odmiany ze starszej cielęciny, na ciepło i na zimno. Opracowałam sposób pieczenia od razu, zamrożonego mięsa, w garnku z grubym dniem, na płytce kuchennej. Opiekałam go najpierw na rozgrzanej patelni, żeby się ścięło i trochę zmiękło na zewnątrz. Potem wkładałam do garnka, z reguły było kanciaste i trochę pokrywka się nie ?domykała?, więc przyciskałam ją czajnikiem (pokrywki do tego typu garków są płaskie). Czasami musiałam obciąć zbyt wystający kawałek. Widząc to kiedyś moja siostra, bardzo się ucieszyła i opowiedziała mi taką historię, którą usłyszała będąc w Londynie. Akurat Londyn nie ma tu nic do rzeczy, ale tam ją usłyszała. Otóż żona pana, który opowiadał tę historię, za każdym razem jak wkładała mięso na pieczeń do brytwanny, odkrawywala kawałek i kładła obok. Na pytanie męża, dlaczego tak robi, odpowiedziała, że właściwie nie wie, ale tak robiła jej matka. Facet był ciekawy i spytał teściową, ale ona tez potrafiła tylko powiedzieć, że tak robiła jej matka. Żyjąca jeszcze babcia wytłumaczyła sprawę prosto: zazwyczaj robiła pieczeń w zimie i używała zamrożonego mięsa a, że nie miała czasu czekać aż całkiem się rozmrozi i zmięknie, odkrawywała wystający kawałek, żeby przykrywka pasowała!
Moja pieczeń starczała oczywiście więcej niż na dwa obiady. Dzieci miały różne gusta, które starałam się możliwie pogodzić – córka bardzo lubiła zwykły sos pieczeniowy i nazywała go ?sosik z oczkami?, syn natomiast zdecydowanie wolał zawiesisty sos śmietanowy (miałam wtedy krowę jerseykę i byłam zalana śmietaną, ona dawała mleko 8,5% tłuszczu, czyli po prostu śmietankę do kawy), nazwany przez nią ?sos Mareczkowy?. Po sprawiedliwości pieczeń była na przemian – raz z jednym sosem, raz z drugim. Dzieci wyrosły i wyfrunęły, krów nie mam, ale na przyjazd syna musi być ?sos Mareczkowy?, w zasadzie obojętnie do czego. Ma być i już.
Sos Mareczkowy:
– Dwie kopiate łyżeczki mąki
– łyżka masła
– kilka ząbków czosnku, pokrojonego w plasterki
– szklanka zimnej wody
– pół litra dobrej kwaśnej śmietany
– sól, pieprz,
– po pół łyżeczki majeranku, naci selera (ususzone i roztarte liście zwykłego selera) i koperku
– szczypta suszonej natki pietruszki
W garnku z grubym dnem uprażyć mąkę na złoto, dodać masło i czosnek, mieszać aż masło się zacznie rumienić, odstawić, wlać wodę i rozmieszać na rzadkie ciasto. Dodać śmietanę i przyprawy, podgrzać na małym ogniu, ale starać się nie zagotować. Można podawać zaraz, ale lepszy jest jak trochę odczeka. Jak zgęstnieje zanadto ? rozcieńczyć wedle upodobania: rosołem, mlekiem, wodą, śmietanką
Dobranoc Państwu,
życzę smacznego
Stara (i połamana) Żaba
Cobyśta nie gadali ze kobzietom Miś źle zycy Ja wam kobziety zyce abyśta niały od dziś jek na Kurpsiach maziajo, dziań w dziań : „Sex nocy letniej”
A wam chłopy mózie do roboty !
Haneczko,
to nie jest zboczenie, to fobia 🙁
Żabo, fajne historie opowiadasz 🙂 Nabrałam ochoty na ten sos. Jutro wypróbuję go na Osobistym, on kocha sosy 😉
Już czas na sen.Dobranoc.
Coraz bardziej się boję, ze Marek zleciał z tej chójki i zrobił sobie kuku…..
Spać mi tymi kurkami nie dacie! W ubiegłym roku widziałam robaczywą kurkę, myślałam, że mi się pomyliło
To wszystko, panie, bez te atomy!
Nie, to nie byla ta ekranizacja. Ta, ktora widzialam, byla znacznie bardziej stylowa.
jam tam twardzioszek bezdrozek, z zadna kurka pomylic sie nie dam, pewnie dlatego nikt nie zbiera, jedna probowala i wbita, natchniety tematem sos wykonalem, mietowo zaczepny, delikatnie smietanny, do jagniatka, mysle sobie- spisala sie podporka do odkurzacza, gdzie tam d. podobno Malolat moze nie lubiec, lece cierpiec
To ja sobie jutro też zaserwuję sos na obiad. Musztardowy. Do jajeczka gotowanego i młodych ziemniaczków, a do tego wielka micha sałaty.Ekspresowo i smacznie.Dzisiejsza tematyka tak mnie nastroiła, a dawno nie jadłam takiego zestawu.
Obejrzalam wiecej zdjec i to chyba jednak bylo to. A Bergman napisal do tego scenariusz, wiec jednak mial z tym cos wspolnego. Bo film byl bardzo bergmanowski w nastroju, kompozycji kadru, stylizcaji. Bardzo piekny.
Nie wiem dlaczego, ale Midsomer zawsze mi sie kojarzy bardziej z Panna Julia niz ze Snem nocy letniej. To swietna i bardzo na swoj czas nowatorska sztuka. A pisal ja Strindberg tuz przed Freudem – jakby wyczul nosem.
Mialam na studiach cudownego profesora od m.in.skandynawskiego dramatu. Byl takze znakomitym rezyserem i duzo pisal o Strindbergu – Harry Carlson. Uwielbialam go jako wykladowce akademickiego.
Uczyl nas takze commedii dell’arte . Chcialam robic u niego dyplom, ale on wyjechal do Szwecji rezyserowac.
Heleno,
może to:
http://www.persbrandt.de/frokenjulie.htm
?
Ha! Odnalazlam przez niego opracowane wydanie pieciu sztuk Strindberga i taka notke na stronie:
About The Author
Harry G. Carlson teaches Drama and Theatre at Queens College and the Graduate Center, City University of New York. He has written widely on Swedish drama and theatre and has been honored in Sweden for his books, Strindberg and the Poetry of Myth (California, 1982) and Out of Inferno: Strindberg’s Reawakening as an Artist (1996), play translations and critical essays.
co, Wam tam bede streszczal, spadam na swierczka, Mlody niech se radzi, Rudy niech sie delegaci, a „rzad” i tak sie wyzywi, tendencja sie robi wodno warzywna, nie bede sie spieral z maturzysta, a juz z byla maturzystka odpuszcze z racji racji, swiezsza ma wiedze, i wychodzi, ze juz sie nie znam, a taki dobry sosik wykonalem i byl obok, jak A. przykazal,
cierpie w cichosci, ale, Ktora to pojmie?
Nie, tamto bylo filmem, a to teatralna inscenizacja. Widac, ze swietna, zreszta.
A ja nigdy nie widzialam tej sztuki na scenie, choc widzialam inne Strindberga.
Heleno,
tak myślałam, że ten, bo gra tam mój ulubiony Max von Sydow 😎 Skandynawskich wersji filmowych nie było wiele…
Siedziałam na języku, ale wreszcie powiem.
Misiek,
złaz z tej chójki, przeproś nas, kobiety, za durny cytat zupełnie nie na miejscu i nie wydziwiaj. I będzie po sprawie.
Sławku, łączę się w bólu.
Z drugiej strony- więcej dla ciebie 😉
Alicjo, przepraszaja za glupi wybryk mezczyzni. Chlopcy siedza na drzewie i mysla, ze sie rozejdzie po kosciach, jak beda znowu grzeczni.
Hough!
Ja widziałam Pannę Julię z Sydowem, Sjoeberga.
Stara Żabo,
to tak, jakbym słuchała opowieści mojej siostry i Ojca o latach ’80-tych. Trzeba sie było zabezpieczyć, a jak już świnię się zaszlachtowało, to trzeba było ją zjeść, bo ile w tej zamrażarce wytrzyma. Baśka akurat miała małą farmę warchlaków – po 3 miesiącach sprzedawane dalej, a na boku zawsze jakiś świniak pod nóż. Zamieszkali w podkrakowskiej wsi dopiero co, więc nie mieli znajomych, żeby się umówić – my bijemy świnię, dzielimy się z wami i sąsiadami tymi a tymi, za pól roku wy bijecie… i tak dalej.
Stąd się brało wielkie spożycie mięsa na wsi. Baśka nadal ma tę farmę, ale na wieprzowinę patrzeć nie może. Jeśli – to malutko. Nie ma to jak śledzie! 🙂
Midsomar!
A u nas jeszcze nie, bo my się zawsze spózniamy 🙁
Alicjo, czy ty zaczynasz właśnie świętować?
Jeśli tak to
Sto lat, sto lat
niech żyje, żyje nam,
niech żyje nam!
Niegasnącej Gwiazdki Pomyślności dla wszystkich Alicji.
pozwolę sobie być innego zdania – drogie Panie,
Marek posłużyl się dowcipem, cytatem z „Seksmisji”. Nie wszyscy się na tym dowcipie od razu połapali, ja między innymi.
Z tym wymaganiem przeprosin to jakaś obsesja ostatnio. Nic tylko każą się wszyscy (głównie politycy) przepraszać bo w przeciwnym wypadku to ho! ho!
I nie przypierajcie faceta do ściany, bo gdy już nie ma się dokąd cofać, to facet nie strzyma.
Tu pozwolę sobie zacytować Bette Middler z flmu „The Rose”
http://www.youtube.com/watch?v=JYWAYLZWZBg
„It was a Joke! F..k them if they can´t take a joke!!”
P.S.
Z góry serdecznie przepraszam, gdyby ktokolwiek poczuł się osobiście dotknięty.
P.S.
Do sosu dobrze jest dodać czerwonego wina. Może być zredukowane do minimum, przechowywane w małej buteleczce w lodówce – wystarczy odrobinka…
O, o ! Alicjo, zdrowia, pomyślności i smakowitości !
c.d.
ileż tu razy na tych łamach padały bardzo kategoryczne opinie o mężczyznach z ust Alicji, Pyry czy Heleny.
i co? i nic!
A tu raptem wielkie mecyje. Człowiek nawet gwarą zaczął z tego wszystkiego bredzić.
(Co mnie dzisiaj napadło? Ta noc świętojańska czy co?)
T’was not a fucking joke. T’was a stupid, vicious and offensive fuckong joke that upset many women here. So mind your own business, Mister.
Może się przyda? Sos szybki do warzyw i białych mięs:
– 3 żółtka
– 200 ml śmietany
– 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
– 1 kostka rosołowa
– 50 ml soku z cytryny
– 1 łyżeczka cukru
– szczypta soli
– pieprz do smaku
Wszystkie składniki wymieszać, gotować 5 min, temp. 70’C.
Tereso,
dziękuję ! Alsa także zarówno jest Alicją, jak większość na tym blogu wie 🙂
Lecę sobie dolać chardonnay 🙂
zeby zostac w temacie, opowiem Wam dzisiejsza przygode:
zachodzi gosc i ma cos, co wyglada na skrzypce, chce fote tego czegos, ale, zeby ladna byla, do legitymacji? pytam, nie jeszcze ladniejsza, odpowiada, nawiazala sie nic, za slowem slowo i powolutku dociera do mnie, ze rzecz jest niebanalna,
kiedys tam- na rybke 1550-1750 istniala kapela: „24 Violons de Rois”
niedawno zupelnie narodzil sie pomysl, zeby ja odtworzyc w ramach Centrum muzyki baroku w Wersalu, zapalency postanowili odgrzac sos, sprawa w miare gesta, ale,…
liczne konkursy, przepychanki i przede wszystkim kompetencje, wylonily dwoch do odtworzenia instrumentow, znanych tylko ze skapych opisow i paru rysunkow, ten, ktory przyszedl jest jednym z nich, dzieki znajomosci techniki „lakierowania” ponad dwustuletniej, zalapal sie na zamowienie wykonania 12 z 24 mitycznych instrumentow, dziela dokonal i to jak!
okazalo sie, prawie sasiad, z polgodzinnego seansu zrobila sie trzygodzinna przyjemnosc, zeszlo na kuchnie, zone ma z Italii, zaniepokojona przyszla po meza, wiec wypytalem na okolicznosc spagetti o przekroju soczewkowym, pewnie za mloda, nie wiedziala, ale i tak bylo fajnie,
lacze zdjecie do sosu:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/DoSosu/photo#5214091824150573058
Also, zdrówka i szczęścia życzę, także w lotto.
PS. Kody świąteczne, obecny – 4151
Alicjom, Alom i Alojzym, wszystkiego najlepszego!
Stara Żaba
P.S. Nigdy nie trafiam w imieniny, bo sama mam w Wigilię, czyli nie mam, a urodziny mam na ogoł w Wielkim Tygodniu, czyli też jakby ich nie było, tak to żabom się przytrafia
Alicji gory dobrego, ogorkow bez mszyc, kurkow bezrobacznych i Jezow potulnych, buzki
ASzysz
Kategoryczne opinie pod adresem mężczyzn z mojej strony padały zazwyczaj pod adresem mojego Jerzora, którego znam jak łysą kobyłę i mam prawo krytykować – i moze to jest wg. niektórych kategoryczne, a J. nie zaprzecza, ze prawda 🙂
Poza tym mam wielu wspaniałych kolegów przyjaciół, i to przyblizyło mi świat mężczyzn bardziej, niz ten tu, chrupiacy orzeszki (ale my tez mamy swój świat, ten chrupiący i ja).
Przypieramy? Ja odpuszczam. Już mi nie zależy, niech dalej sobie siedzi na chójce . I udaje głupa.
Do ciagu dalszego kol. AS moj ciag dalszy w kierunku krytyczno-literackim dot, cytatu wybranego przez kolege MK.
Otoz kolega MK w prostych zolnierskich slowach powiedzial do swych blogowych kolezanek cos takiego: „Dobrze wam zrobi na rozum, kolezanki blogowe, jesli ktos was wyj…ie, (powtorzone) . i jestem gotow uczynic to osobiscie „.
Jak sie to ma do „kategorycznych sadow o mezczyznach”, ktore rzekomo (gdzie i kiedy?) wypowiadaly Alicja, Pyra oraz ja?
Explain.
Droga Alicjo!
Mam siostrę o tym imieniu, więc to imię jest w wielkim u mnie poważaniu. Wszystkiego najlepszego, sto lat, abyś zimy miała lżejsze.
Nie chcę być okrutna, ale będę – moze niektórym facetom baby potrzeba.
ASz , trafniej sie nie da, niestety zacietrzewienie pod pretekstem pryncypiow przypomina szesnastolatki, solniczka sie przekopyrtla, no i co? okazuje sie, ze dramat, Mister 🙂
Panowie,
zaznaczam, że niektórzy, ale niestety większość – Wam zawsze można było, nam nie.
Zacietrzewienie?! Dlaczego nagle otwieracie oczy, bo my, kobiety, chcemy o czymś porozmawiać? Mamy prosić, żeby nam było wolno ?
Przestań Sławek z tymi szesnastolatkami, mówi do Ciebie 54+, chociaż zaraz kopnie mnie w d. Pyra za ujawnianie wieku 😉
Hej !
Według Waszego czasu , Alicji i Alicji – Alsy 🙂
Zdrowie!
I dziękuję za życzenia 🙂
Alicjo, u mnie jeszcze nie wybila dwunasta, ale skoro jest czas zyczen, to zycze NAM, abysmy sie spotkaly we wrzesniu! POnadto – wszeklkiej pomyslnosci zyciowej, osobistej, finansowej, artystycznej i jakiej tam jeszcze. Wspanialych przyjec i pieknej pogody, obfitych zbiorow z ogrodu i wielu wizyt wszelkiego dzikiego stworzenia. I przecudownych, bajecznych dzianin!
🙂
http://youtube.com/watch?v=nvwrSdMY7dQ&feature=related
Taki sos do zielonej sałaty (tej zwykłej) :
2 jaja ugotowane na twardo
łyżeczka cukru
sok z połowy cytryny, albo 2 łyżeczki octu
1/4 litra śmietanki
sól
żółtka rozetrzeć z cukrem, dodać sok z cytryny, sól i śmietankę. Białka posiekać w kostkę, dodać i zamieszać. Jak postoi, to zgęstnieje.
Mój brat się bardzo wzruszył, gdy w czasie pobytu w Disneylandzie poszedł coś zjeść do pawilonu francuskiego i do sałaty dostał właśnie taki sos. Biedak, wcześniej myślał, że taki sos to wyłączność domu rodzinnego.
Można dodać musztardy i posiekanego szczypiorku, wyjdzie coś jak sos tatarski do zimnych mięs.
A propos opowieści Starej Żaby,
w stanie wojennym miałam małe dziecko, a pani z cielęciną przywozila mięso mniej więcej raz na dwa miesiące do red. „Twórczości”. I wtedy przerabialam mniej więcej 5 kg na gotowe dania, które zamrażałam.
Wszystkim Alicjom – moim imienniczkom – życzę dużo zdrowia i przyjaznej życzliwości na codzień.
Jako osoba mało sprawna z trudem przemieszczam się z miejsca na miejsce, ale los zmusił mnie do podróży do Polski. Co samo w sobie jest dużym utrudnieniem, bo w Bernie trudno jest „wsiąść do pociągu byle jakiego”, a potem trzeba się jeszcze przesiąść na autobus na lotnisko w Bazylei, a potem trzeba jakoś dawać sobie radę z mieszkaniem w W-wie, które jest na 3 piętrze bez windy. Ale nie o to chodzi. Jak się już tam wybieram to proszę o radę, gdzie można kupić dobre polskie wędliny, niekoniecznie za niebotyczne ceny.
Cyje konie tego brycka
Moja zona chimerycka
To la, la la, tola, la la, tola lala tola la!
Jak ni wzina chimerować,
Musiałem jo pocałować
To la, la la, tola, la la, tola lala tola la!
Wczoraj punktualnie o godzinie 20.00 wypilem zdrowie wszystkich Alicji, zyczac im pieknego pobytu w krainie czarów. Dzisiaj powtórze o tej samej godzinie, zeby wyrównac róznice czasów.
Dotrwalem do polowy meczu Kroacja – Turcja a potem zmógl mnie sen tak gleboki, ze po raz üierwszy od lat przespalem cala noc w jednym kawalku.
Bez znajomosci wyniku, wyspany jak susel raz jeszcze zycze wszystkim pania tego imienia wszystkiego najlepszego i ide jeszcze odrobinke poleniuchowac
Pan Lulek
Alicjom i Alsom najlepszego!
I teksanskie kwiatki imieninowe
Jak nie polaczy to prosze juz nie poprawiac, kiedys sie naucze 🙂 🙂
czyli link do zdjecia calkiem wcielo? wrrr
dobranoc
Alicjo, Also,
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego !!!!
Zdziwiłabym się , gdyby któryś z panów poczuł się osobiście dotknięty (z wiadomych przyczyn), ale pytam -gdzie była choć w przybliżeniu podobna ,wulgarna krytyka w stosunku do mężczyzn?Marek się najeżył, że nigdy nie napisał nic rasistowskiego ani szowinistycznego. A ten cytat to co? Polek nie szanuje, ale inne nacje owszem. Czy na pewno kobiety innych nacji śmiałyby się z takiego „żartu”?
Helena przetłumaczyła wypowiedź Marka tak , że lepiej nie można.Marek zachował się -oględnie mówiąc-poniżej wszelkich poziomów by się precyzyjniej nie wyrazić. Pewnie ,że odpuszczamy. Wymuszone przeprosiny to nie przeprosiny.To co teraz robi to jeszcze większa rzenada.
Nie wiem ,jak to się stało, ale przez lata miałam o tobie Marku, lepsze zdanie.
Oczywiście-żenada 😳
Alicji, Ali-Puchali i Alsie – pięknych Imienin, zdrowych i wesołych! 🙂
Panie Lulku,
Ty śpisz, a w Wiedniu zwyciężają Turcy! 😯
Andrzeju,
rozumiem Twój humanitarny odruch i męską solidarność, ale od kiedy cytat jest mniej obraźliwy od własnych słów autora? Niewybredny dowcip, zabawny chyba tylko dla panów, bardzo polsko-seksistowski, użyty w kontekscie tamtej dyskusji był kompletnie nie na miejscu 🙁
Miś nie musi przepraszać, bo pewnie nawet jeszcze nie zrozumiał, dlaczego miałby to zrobić 🙁
Jadę kupować 3 volvo 😉
Dzień dobry!
Troszeczkę stanę w obronie Marka. Otóż napisał on do mnie 10.06. mail, w innej zresztą sprawie (że nie dotrze na mój zlot), ale poruszył w nim sprawę swojego wybryku i napisał właściwie z grubsza to, czego Panie oczekują na blogu, łącznie ze słowami „pozdrawiam serdecznie i przepraszam za wszystko”. Nie wiem, czemu było mu tak trudno przynajmniej to tutaj powtórzyć. Ale – jak świadczy o tym również wypowiedź ASzysza – faceci widać mają wbudowane coś takiego (a może to zgubne skutki testosteronu 😆 ), że trudno im używać takich słów, a nawet jak zdobędą się na użycie, to już nie sposób ich powtórzyć. Ja tego nie rozumiem, ale tak jest. Trochę już ich reformujemy, ale pomału to idzie. A klucz jest prosty i wyuczalny, i nazywa się inteligencja emocjonalna, i może sobie ją wyrobić każdy, bez względu na szerokość geograficzną, pochodzenie społeczne, a nawet płeć. Tak przynajmniej ja uważam 😀
No i oczywiście Alicji, Alsie i Puchali – wszystkiego najlepszego!
Przepraszam Puchalę, że ominęłam w życzeniach. Również – wszystkiego najlepszego, samych pogodnych dni, spełninia marzeń i głównej wygranej na loterii.
Niech nam żyją wszystkie Alicje!
Pani Doroto – (drogie Panie)
Mam nadzieję, że to o tym testosteronie to tylko się tak Pani nieopatrznie wymknęło bo już miałem się chwycić tego jak tonący brzytwy. Ja przepadam za dobrą, rzeczową polemiką.
Skorzystam jednak z rady Heleny 00:12
http://youtube.com/watch?v=BCdeEYpY49g
nemo,
mam nadzieję, że mój cytat z Bette Middler nie został potraktowany jako zapowiedź niestosownych zachowań z mojej strony.
Kobiety występujące grupowo są okrutne! 🙁
Kiedy Miś, w odruchu desperacji, wlazł na chójkę, Helena napisała, ze nie jest to pozycja do wybaczania… Potem dowiedział się, ze jest seksistą, nie-mężczyzną, itd,itd…
Sądzę, że gdyby nie to zbiorowe wyciskanie przeprosin, Miś dawno już powiedziałby, co trzeba. A teraz obawiam się, że mu to przez gardło nie przejdzie; mnie by nie przeszło.
Dla Pań najbardziej satysfakcjonującą pozycją Misia, byłaby pozycja na kolanach. Przyszło mi jednak na myśl, że z chójki łatwo zejść, ale wstać z kolan trudniej.
I to by było na tyle…
Czy to oznacza, że Andrzej Sz. stawia znak równości między wzmianką o hormonie determinującym mężczyzn (fakt naukowy) a tym nieszczęsnym cytatem? 😯
Alu – Puchalu, stu najprzyjemniejszych lat, zdrowych i smacznych oczywiście.
Also i Puchalo, Drogie Panie – w ten deszczowy londynski poranek zycze Wam, aby Wam zawsze sweicilo slonko, dzionki byly dlugie i radosne, zas wszyscy mezczyzni w Waszym zyciu starali sie byc dzentelmenami i nie skakali na drzewo ze strachu i nadmiaru testosteronu, a jedynie po to by zbierac czeresnie.
PS A moj biedny stary Kot M. spedzil cala noc na podworku, bo nie mogl dlaczegos wejsc przez klapke w drzwiach, jest mokry jak nieboskie stworzenie. Lece wydac sniadanie nieborakowi. .
Wczoraj w miejskim autobusie widziałam jak dziewczyna, licealistka/studentka ubrana na galowo, siedząca „w ławce” żegnała się, gdy autobus przejeżdżał koło kościoła, ale osobie o kuli lat może siedemdziesiąt stojącej w jej bezpośrednim sąsiedztwie i trzymającej się oparcia fotela przed nią, miejsca nie ustąpiła. Czy to nie jest rozdwojenie jaźni? Mnie się ono udzieliło, a jakże, jeszcze rozważam: zwracać w takich razach uwagę, czy nie zawracać sobie głowy? Na dyskretną interwencję/prośbę miałam za daleko.
Alicji
Alsie
Puchali
naszym wspaniałym współbiesiadniczkom życzenia najlepsze z najlepszych
Wy sobie same powiedzcie, czego chcecie, a ja to wszystko zatwierdzam.
Ania krzyczy , że od niej też. Więc podwójnie z Poznania lecą życzenia na wszystkie strony świata. Toasty trzeba będzie zacząć wcześniej albo później skończyć, bo aż potrójne dzisiaj.
Puchalo – poczekaj, aż się odezwą Warszawianie – Antek i Myszowata. Oni ci dadzą namiary na zakupy. Rozumiem Twoje ograniczenia, aż za dobrze. Wiem, jak się chodzi, kiedy się nie chodzi.
JKa się jutro zabieram okazją do Brata w jego leśnej osadzie na kilka godzin. Psiaka zabieram, a Anka odgruzuje w tym czasie mieszkanie, doprowadzi podłogi do porządku itp.
Trzeba uzupełnić. Obok dziewczyny „od okna” siedziała druga, która się ani nie przeżegnała, ani inwalidce… nie ulżyła. Miały cechę wspólną?
Andrzej jerzy, nie napisalam niczego takiego („Kiedy Miś, w odruchu desperacji, wlazł na chójkę, Helena napisała, ze nie jest to pozycja do wybaczania”).
Napisalam natomiast, ze Panowie na blogu nie sa w dobrej pozycji do wybaczania Misiowie, gdyz to nie oni, ale my, obecne tu kobiety zostalysmy zniewazone. Jak jeszcze prosciej mozna to ujac, aby bylo zrozumiale?
I za chwile uslyszalam w odpowiedzi, ze to my jestesmy zacietrezwione i zachpwujemy sie jak szesnastolatki. Tez elegancko.
Oczywiscie w tym wszystkim Mis zachowuje sie tak jak na doroslego mezczyzne przystalo: siedzi sobie na drzewie. przywdzial maske jaskiegos innego Misia, posyla nam stamtad jakies czastuszki i , jak to celnie zauwazyla Alicja, udaje glupa. A pod drzewem stoi grupka jego kolegow i powtarza: Misiu, to wredne, zacietrezwione baby, ktore sa „w grupie okrutne”, a ty tylko zazartowales.
Wiec wydaje mi sie, ze Pani Doroteckowa diagnoza nie jest do konca trafna. Z tym testosteronem. Sklonnna jestem sadzic, ze go raczej za malo,niz za duzo w przypadku niektorych wygladajacych na doroslych chlopcow.
I rozpiera mnie akademiocka ciekawosc, czy gdyby podobne propozycje, jakie znalazly sie w slynnym cytacie Misia, padly z jego strony wobec Szanownych Mamus Andrzeja Szyszkiewicza, Slawka i Anderzeja Jerzego, to potraktowaliby ten zart z rownym poczuciem humoru jakim teraz tryskaja.
„Z mężczyznami wielka bieda,
lecz bez mężczyzn żyć się nie da”
Lubię skurczybyków, nieźle ich rozumiem i próby reformowania gatunku uważam za źle rokujące. Tacy są i takich kochamy. „Głupi, bo głupi, ale mój własny”, jak mawiała o swoim ślubnym jedna z moich ciotek.
Teresko, ja w takich sytuacjach nachylam sie do ucha osoby siedzacej i szeoce: Tej pani/temu panu nalezy ustapic miejsca. I dziala wspaniale. Podrywaja sie przepraszajac za nieuwage.
Mialam dwa dni temu smieszna przygode w kolejce do kasy w supermarkecie. Kasjerka obslugujaca kogos przede mna, powiedziala mi, ze sasiednia kasa wlasnie jest otwierana. Kiedy skierowalam sie ze swoim koszyczkiem do kasy, mlody chlopak, stojacy z tylu za mna, rzucil sie do niej truchtem, o malo mnie nie przewracajac na podloge i sie ustawil przede mna. Poklepalam go w ramie i powiedzialam: Gratulacje! Wygrales wyscig do kasy z seniorka.
A on spojrzal na mnie i powiedzial: Nie jestes zadna seniorka!
Wiec juz nie wiem, czy dostalam komplement czy tez zostalam wymanipulowana, bo zaczelam sie smiac i DZIEKOWAC MU, ze uwazxa mnie jeszcze za kobiete w kwiecie wieku.
Pyro, Mis nie jest moim wlasnym. Wlasny moglby dostac po ryju za nadmiar poczucia humoru. A zreszta zalezaloby to od kontekstu.
My napastliwe?
W takim razie JA przepraszam Misia, ze śmiałam od niego oczekiwać wiedzy opanowanej przez moją ośmioletnią córkę, która mówi (moja córka): uczucia to takie coś ,z czym trzeba się liczyć. Jeśli się zrani czyjeś uczucia, należy powiedzieć przepraszam. Koniec cytatu (wypowiedź dziecka sprzed tygodnia).
Wybacz Misiu! Nie miałam zamiaru rzucać cię na kolana. W swej głupocie sadziłam ,ze zasady dobrego wychowania obowiązują wszystkich.
Alicjom wszystkiego najlepszego!
Pite bedzie o 20:00 CEST (=GMT+1), a moze nawet juz wczesniej 🙂
Pan Lulek! Znasz juz wynik? Bo jeszcze nie… ale kosciolek na Kahlenbergu jeszcze stoi (widze z okna) 😉
Pyro! NIech ja Cie dorwe, to Cie chyba do wszystkich mych ran przyloze…
jakies fluidy kojace, czy co… i juz do Lichenia na kolanach nie musze… 😀
Nie wiem, w co mozna grac samotrzec.
Poprosze wiec o urlop od zrywaniu czeresni,
zeby pograc w brydza z ASzyszem, Slawkiem i Andrzejem.Jerzym…
Heleno,
Gdyby ze strony Marka padła była podobna propozycja wobec mojej mamusi to musiałbym go posądzić o nekrofilię a do tego to juź mój umysł niezdolny.
Teraz już naprawdę pójdę zająć się swoimi sprawami.
Zastanawiam się, dlaczego pod moim testem z życzeniami dla Alicji solenizantka napisała swój i o co jej chodziło? O tę zimę?
Bry. A nawet wręcz!
Burza mnie obudziła, nie blogowa, a ta na zewnątrz.
Co do blogowej, to Pyro, nie zgadzam sie z tym wróżeniem reformowania gatunku. Kobiety tez ludzie. Nie zamierzam wiecznie matkować „chłopakom” i wybaczać. Matkuje się do pewnego czasu.
Moich zreformowałam jako tako, a Młodego zreformowała jeszcze bardziej Chinka. Nie te czasy.
Kurka siwa, LATO!
I teraz faktycznie zacznie nam odliczać do tyłu , dni krótsze 🙁
I to jest rzecz nie do zreformowania. Wszystko inne w stosunkach międzyludzkich – jak najbardziej.
PaOlO, ja Wam zaglądam w karty 😉
Torlin,
to nie było do Ciebie, tylko do ogólnej dyskusji 🙂
Alicjo, s dobrym utrom! Powinnas jeszcze spac. Przyslij nam kiedy zdjecie swego Syna i Synowej. Tylesmy o nich slyszeli, ze czas najwyzszy zobaczyc jak wygladaja Mlodzi. Ale brzmia fajnie.
Pamiętacie profesora Aleksandra Bardiniego? Tenże zapotrzebowanie pań na seksistowskie ich traktowaniu nazywał… pindyzmem. Wiele wody w Wiśle upłynęło, a niektórzy panowie jak i niektóre panie wciąż… nie zgadzają się na zmiany, tak im odpowiada ta „kultura”.
Ciekawe, że profesor odsądzał od czci same (zainteresowane) panie, panom uczestniczącym w grze, albo i gierce, epitetu oszczędzając. Może przez tzw solidarność?
Ej, Solenizantki! Czekamy na sprawozdania stołowo – bufetowe. Co pichcicie? Na ile gąb? U Pyr dzisiaj kurzęce wątróbki z surówką z białej rzodkwi (nie ma jabłek) Młoda wieczorkiem imprezuje, więc ja będę musiała toasty do komputera wznosić sama. Ostrożnie Pyro z toastami, ostrożnie, bo o 5.00 rano wyjazd.
Może przez tzw solidarność w poczuciu wyższości wobec kobiet?
No coś Ty, Heleno! Przecież co rusz cos podrzucam! Tu masz sprzed roku, w naszej nagle extended family 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Tor-28.07.07/
Pyro, biala chinska rzodkiew (muli) znakomicie sie obchodzi bez jablek. Troche dobrego oleju, sol i lyzka smietany (lub produktu smietanopodobnego) i cudo! A jaka jest zdrowa! Nie wiem dokladnie co zawiera (Nemo ma pewnie w jednym palcu), ale jest bardzo zdrowa.
U nas imienin sie nie obchodzi, a nawet jakby, to ani mi się śni pichcić. Też coś! 😉
Jerzor mnie zaprasza do knajpy.
Poza tym zagram w lotto, bo jest 28 melonów do wzięcia!!!
Tylko nie trzymajcie kciuków, bo nie wyjdzie. Jak już, to trzymajcie naprzeciw.
Proszę mężów blogowych o zamknięcie oczu. Ten wpis wyłącznie do mojej płci kieruję. Dziewczyny, nie ma o co kruszyć kopii. W życiu nie pozwoliłam się potraktować przez żadnego samca z góry, a jak który próbował, to zawsze odpłatę godną dostał. Wcześniej, później ale się doczekał zawsze. Rzecz w pewnym rozdwojeniu jaźni – z jednej strony czekamy na tzw dobre słowo, z drugiej mamy im za złe seksizm. Jeżeli nosimy naszą płeć jawnie na obliczu i „kręcąc kuprem”, to traktują nas jak obiekt seksualny. Może trochę powściągliwości w obnoszeniu swojej kobiecości by się przydało?
Ale fajna para. I rodzina wyglada nad wyraz sympatycznie.
Wiem, ze w bardzo tradycyjnych chinskich rodzinach czesto nie akceptuje sie malzenstw mieszanych rasowo. Mialam na studiach przyjaciolke z Jamajki – Antoinette, ktora byla z matki czarnej i ojca-Chinczyka. I nie tylko rodzina jej ojca, ale cala chinska community w miasteczku odwrocila sie od niego i Antoinette wcale nie znala swych dziadkow ze strony ojca. Bylo to jakims wielkim dramatem jej rodzicow i jej samej. Byla tancerka baletowa, o jasnej murzynskiej karnacji i ogromych pieknych, nieco skosnych oczach. Czesto mowila o tym odrzuceniu i udalo mi sie namowic ja na terapie. You have to deal with it! – to bylo czeste moje zawolanie w naszych rozmowach.
Rozumiem ze wsrod Twojej nabytej rodziny nie bylo sprawy? Po ich minach nie widac, zeby negatywnie przezywali 🙂
Pyro,
zgoda, ale nie całkiem. Panowie też kręcą kuprem, nie mów, że nie. Daleko mi do Dody, swoje lata mam i też pewnych rzeczy sie napatrzyłam. Co mnie uderza w typowo polskim podejściu do sprawy to jest właśnie to – chłopczyki, im sie wybacza. Otóż nie.
Oczywiście, że sie różnimy, jako płcie 🙂
Ale jest jedno ale – to my, kobiety, zwykle idziemy na „a niech mu…”. Ja nie.
Napisałaś kiedyś, przy okazji moich renowacyjnych życzeniowych tam, że „ale to Jerzor trzyma kasę” , czy cos w tym rodzaju. Oj nie. Ja tu też się napracowałam i Jerzu by do głowy nie przyszło, żebym ja nie dysponowała naszą kasą, jak uważam za stosowne.
A rozgoryczona byłam wtedy, bo nie osiągnęliśmy zgody co do.
Boj sie Boga, Pyro!
JA krece kuprem?!!!!!!!!!!
W zyciu nie krecilam, nawet kiedy kuper byl o wiele skromniejszych rozmiarow niz obecnie. Jestem starsza pania, emerytka, ktora oczekuje, ze bedzie traktowana z szacunkiem przez (prawie) nieznajomych. A keidy bylam mlodsza tez nie pzowlalam soba pomiatac.
Czy chcesz moze raczej powiedziec, z same diopraszalysmy sie obelzywych, seksistowskich slow? Na jakim Ty swiecie zyjesz, Pyro?
„Choć burza huczy wkoło nas…”
O Alicji:
„Osoba zaradcza i twórcza – może być nauczycielem, muzykiem lub literatem. Jest bardzo oddana rodzinie, oszczędna w gospodarowaniu, umie dobrze gotować wyszukane potrawy, które sama degustuje z wielkim apetytem. Umie znaleźć się w towarzystwie różnego rodzaju, potrafi szybko dostosować się do sytuacji. Ma duże poczucie humoru. Jest osobą lubianą.” (-) Z imionnika
Wypisz, wymaluj – Nasza Alicja! 🙂
Alicji, Alsie, Puchali z serca płynące Imieninowe Serdeczności! 🙂
Toasty o 20tej!
i jeszcze dla porządku:
pytasz Heleno 00:33 „gdzie i kiedy”?
na przykad w dzisiejszej dyskusji:
Alicja 00:38
Dorota z sąsiedztwa 07:57
Helena 09:34 (wątpliwości co do proporcji testosteronu)
Pyra 09:42
Now You have to deal with it….
ASzyszu- przepraszam, że przepraszam, a pamiętasz może, jaki był kontrowersyjny wpis Marka? No właśnie. Odwróciłam – i tyle.
Andrzej Szyszkiewicz: zauwaz, moj Drogi, ze ja sie nie wypowiadalam o mezczyznach, tylko o niektorych osobnikach napotkanych na tym blogu, ktoych zachowanie swiadczy, ze mezczyznami jeszcze nie sa.
Gdzie i w jakim wpisie sugerowalam natomiast, ze jestem niewyzyta seksualnie, dajac tym tym przyzwolenie czy powod do nieprzyzwoitych propozycji pod adresem moim czy innych kobiert na tym blogu? I ze to seksualne niewyzycie jest glowna przyczyna moich pogladow na jakikolwiek temat, z ktorymi nie zgadza sie kolega Mis jak to zasugerowal w swoim starannie dobranym cytacie z calej skarbnicy dostepnych w literaturze i sztuce cytatow? I czy srednio rozgarniety mezczyzna ucieka na drzewo, z przyspiewkami na ustach, chowajac sie przed odpowiedzialnoscia za wlasne slowa?
I delt with it. Your ball, mate.
Wiem, Alicjo, wiem. Też się głupio wyraziłam. Chodziło mi o to, że wydatek na dom jest wielki, a Jerzor (jak się zaprze) ma decydujący głos. Tak Ci przecież szklarenka przeszła koło nosa. Chłop się zaparł.
Osobiście bardzo źle znoszę chamstwo. Z zaakceptowaniem głupoty idzie mi lepiej. Tu chyba jednak było to pierwsze….
Kręcenie kuprem?! W moim domu i otoczeniu panowie postępują według innych standartów.
Nie ma. Nie ma decydującego głosu, tylko to są moje wątpliwości, bo gdybym się uparła, tobym przeforsowała. Tylko wiem, ze musiałabym w to włożyć wiele fizycznej pracy (potrafie to i owo), albo zamawiać firmę i płacić, na co nie byłoby nas stać.
W tym wpisie o Alicjach to andrzej.jerzy sie chyba dobrze wypowiedział:)
Nie mam kontaktu, wszystko zostaje zjedzone, jak sie tylko napisze troche dluzszy teka niz dwa zadnia, zjada. Pozdrowienia i spoznione zyczenia dla Alicjo-Als
bede pisala w punktach
1. Mis sam z siebie robi seksiste a nie my z niego. Swiadczy to o jakis klopotach. Nasze zapotrzebowania sa bardziej uduchownione choc to Mis robil za artyste a przyziemnie o kuchni…
Cóż Heleno,
trudno dociekać którzy to ci niektórzy. Ja też się za niektórego uważam.
W żadnym z Twoich wpisów – o ile pamiętam a szukać to tu się nie da – niczego podobnego nie sugerujesz.
Tę piłkę wygrałaś..
2.Dagny to Jutrzenka, po polsku Dagna, wziete po pani de domo Jouel potem Przybyszewskiej, ktora Przybyszewskiego poznala w Berlinie, i ktorej to ten diabolista i awanturnik zgotowal straszny los.
A teraz odnosnie gwar, w szkole wymawiaja te imie Dagni, bo y to tutaj i,
nie maja pojecia co to moze znaczyc choc tak latwo jest znajacym i uzywajacycm gwary pojac ze „dag” to „tag” czyli dzien a „ny” implikuje „neu” czyli nowy, wiec o ile u Owczarka jest to intelektualnie przemyslane to w innych przypadkach……
A toś się zaparła , Małgosiu. Dajcie już spokój „temu Misiu” siedzi na chójce i boi się zleźć. Też bym się bała włazić między rozżarte bestie. Niech siedzi, jak mu tam wygodnie, a my już zmieńmy temat.
No to są trzy ujawnione Alicje (Puchala!), a sa jakies ukryte?
Ostatnia szansa 😉
Nie ma o co kruszyc kopii o stosunkach damsko-męskich, ale zawsze warto porozmawiać. Ja się przyglądam młodym i bardzo mnie cieszy, ze wreszcie są to normalne stosunki typu – ja potrafie to, ty potrafisz tamto, no to przystepujemy do dzieła! Seks?! Jak najbardziej!
Heleno,
zajrzyj do poczty, opisałam Ci więcej z tego spotkania.
Dziekuje Wszystkim za życzenia. Jadę na doroczny duży targ staroci, który odbywa się tuż pod Bernem – jest dojazd autobusem! Ale wróce, żeby o 20 wypić toast. Gotować dziś nie będę, mąż zaprasza do restauracji. Przedwczoraj zrobiłam mu na urodziny tortillę.
Alicji, Alsie, Puchale – potrójne, przeserdeczne życzenia. Niech Wam życie smakuje w każdej postaci.
Z takiej okazji złamię jedenaste przykazanie. Trzy trunki (słodki, gorzki i ognisty) czekają toastowej pory.
Alicjo, przeczytalam, odpowiedzialam.
Puchala: o Boze, jak ja uwielbiam pchle targi. Nie ma lepszej zabawy. Uwazaj na torebke, jak mowi nasza Jasiunia.
Moja piosenka 🙂
http://youtube.com/watch?v=476QyWZHqPA
Full blast! 🙂
Alicjo wreszcie mi się udało znaleźć zasięg internetowy więc Cię ściskamy oboje z Basią imieninowo. Baw się dobrze, zabierz Jerzora i przyjeżdżaj nad Narew. Całusy!
Obiad dawno zjedzony, Młodsza odpoczywa przed wieczorną rozpustą, psiak się do niej przytulił, a mnie z łaski szczeniaka czeka jeszcze dzisiaj zmiana mojej pościeli. Niedługo, jak w pensjonacie będę zmieniała pościele co 3 dni. Rzecz w tym, że Ania przewracając się żartobliwie z Radkiem po moim tapczanie, zobaczyła na jednym jego uszku kleszcza. Poleciała po pęsetę, z trudem przytrzymała psinę, wyrwała sublokatora – i zgubiła go natychmiast. Jestem co prawda wdową ale nie na tyle zdesperowaną, żeby sypiać z kleszczem. Trudno – pościel do natychmiastowego prania.
Jedno jest pewne: paniom na tym blogu pindyzm nie grozi 😉 Nie było mnie pół dnia, ale widzę, że dziewczyny dzielnie podtrzymują stanowisko, które i ja podzielam. Nikt nie ma zamiaru rzucać Misia na kolana, czy go w jakikolwiek sposób upokorzyć. Ciągle jeszcze ma szansę godnego powrotu na ten blog, gdzie był mile widziany i podziwiany nie tylko za zdjęcia… Niech zbierze więc na odwagę i przyzna, że jest Bolkiem, wróć 😯 że poniósł go męski szowinizm i zabrakło innych argumentów, by zamknąć buzie grupie kobiet, wobec których poczuł się bezsilny.
Minęły już bowiem czasy, gdy wszelkiego zła dopatrywano się w kobiecej histerii, której atak spowodować może chwilowe załamanie prawidłowego postrzegania rzeczywistości
„wskutek braku aktywności seksualnej kobieca macica wysusza się i przemieszcza w górę, uciskając serce, płuca i przeponę”
I jeszcze dodam, że zademonstrowana tu męska solidarność w niedostrzeganiu niestosowności tamtego misiowego cytatu mogłaby dowodzić, że ich myśli krążą stale wokół własnego joysticka 😎 Najlepiej widać to na południu Europy, gdzie panowie co chwila manualnie sprawdzają, czy ich klejnoty są aby jeszcze na miejscu 😉 Czy to jakiś atawistyczny lęk?
nemo, u samców gatunku homo sapiens występuje coś, co się nazywa „zespół mosznowo-osierdziowy”, ale nie wiem na ile jest to związane z brakiem aktywności seksualnej a na ile po prostu z charakterem. Z obserwacji wynika, ze występuje dodatnia korelacja z niskim wzrostem (z powodu mniejszej odległości, jak mniemam).
Żabo, 😆
Od dziś jestem ekspertem od samochodów osobowych marki volvo w przedziale cenowym 68 000 – 84 000 Fr. czyli ca 140-180 tys. zł. Dwie próbne jazdy, prospekty, poczęstunek i dużo sugestywnego bla bla i niewiele brakowało, by mój osobisty nie zamienił starego jeepa na najnowsze volvo, a to był tylko test 🙁 Pokusy czyhają wszędzie…
🙂
http://youtube.com/watch?v=J-nT6Y5cA8E
nemo!
Fe! 😯
Najnowsze volvo wyglądają jak nievolvo. Nasza toyota sie rozpada zewnętrznie po 17 latach (sól na drogach) i cuś trzeba kupić 🙁
Też jesteśmy na etapie – no, trzeba zobaczyć, co na rynku. Volvo jest cenowo… no. Samochód ma mieć cztery koła i tak dalej.
Piotrowi i Basi – dziękuję za życzenia, oczywiście, że zatargam J. ( bez oporów) nad Narew 🙂
Wracam do opalania się.
777d czyli prawie pelnia szczescia – dedykuje wszystkim Alicjom blogowym!
Poczytalam sobie wpisy z ostatnich dni, w koncu mam chwilke czasu. Generalnie powiem, moje drogie Panie, imponujecie mi i tak trzymac 🙂
A makaron z sosem (jakimkolwiek, byle nie z owocow morza) uwielbiam, jadam czesto, jak sie da! Dzis byl np z tunczykiem i bialym winem.
Nemo, mialam kiedys volvo, bardzo lubie i napewno jeszcze kiedys bede miec.
Dziewczynki 🙂 🙂 🙂
A ten zespol moszniwo- osierdziowy to postaram sie zapamietac. Widac z nazwy ze powstaje kiedy moszna sie rozsierdzi. Powinien sie nazywac mosznowo-rozsierdziowy.
Ah, volvo!
a mnie, o dziwo podoba sie,na miasto, nowy Fiat 500, jest tak podrobiony i troche wiekszy, juz nie trzeba trzymac kolan na uszach, ze zaczyna tutaj wypychac Morrisa
Miła rzecz takie Volvo :). Na drogi, którymi jeżdżę, nie ma dobrego samochodu, to znaczy, żeby się nie rozleciał a kieszeń wytrzymała. Ostatnio jeżdżę czymś na oko kompletnie nieodpowiednim, bo Fordem Escortem, ale jest na gaz i wykazuje niezwykłą dzielność wyboisto-błotną. Nowy i porządny samochód to sobie kupię (takie mam marzenie), jak już będę jeździć tylko dla przyjemności i nie będzie mnie w dołku ściskać przy każdej błotnistej kałuży, która nie wiadomo jakie ma dno
Dziecko na baletach, wychowaniec z sąsiadami poszedł nad Maltę i tym sposobem Pyra ma kilkugodzinne wakacje.
Żabo, serdecznie współczuję Ci gipsu na nodze w taką pogodę. Nic, tylko walić tym gipsem w kogo się da. Pomóc nie pomoże, ale trochę ulży. Jeszcze towarzystwo blogowe nie do końca przyjdzie do siebie po Alicjankach, kiedy w poniedziałek będzie się wznosiło toasty za Wandy nasze – teksaską i australijską. Ja jestem w jeszacze poważniejszej sytuacji, bo jutro urodziny z imieninami ma moja Paulina (wnuczka), a Synowa też Wanda – więc w poniedziałek. Potem Jana i Janki – mamy takich? Pod koniec tygodnia zaś dwaj apostołowie : Piotr i Paweł, więc święto Krula i naszego Miłościwego Panującego. I ja mam schudnąć?
Zacząłem od tego wciąż mnie fascynującego zwyczaju nakłaniania adwersarzy do przeprosin a potem – poszły konie po betonie!
Teraz siedzę i zastanawiam się a mój intelekt wcale mi nie chce pomóc. Zapewne poziom testosteronu w moim organiźmie nań wpływa:
Jaki ten mój seksizm w końcu jest – polski czy południowoeuropejski? Byłem w ubiegłym roku w Katalonii przez parę dni – może się zaraziłem? Tu dodać wypada, że wiem w którym miejscu mam joysticka.
Czym lepsza jest solidarność kobieca (Magdalena 17:44) od tej tak tu się przez cały dzień panoszącej męskiej?
Czy „zespół mosznowo-osierdziowy” to nie przypadkiem niezbyt dowcipne określenie seksistowskie?
To ciągłe poklepywanie po ramieniu (patronizing – jak to po naszemu? Helena zapewne wie) vide Pyra 09:42 – z tego też mamy się cieszyć?
Jedynie Alicja 00:31, 10:48. 11:41 podjęła dyskusję. Helena o 00:12 posłała mnie w diabły, co z tego że w obcym języku.
To jak to jest? Tak bardzo różnimy się od siebie?
P.S.
W jednej z lepszych knajp w Göteborgu sos hollandaise robią na maśle w którym poprzednio długo i powoli gotował się wędzony boczek. Warto spróbować…
P.S.
Na toasty to ja już chyba nie mam siły.
ASzyszu,
tak jak ja się różnię od mojego J., to rzadko sie zdarza. Ale jesteśmy razem od 35 lat. Dlaczego? Bo dogadujemy się (chociaż czasem sięgam po maczugę!)
Tu też nie chodzi o wysyłanie naprawdę kogoś na chójkę, tylko o zwyczajne dogadanie się.
Miś tak nakręcił, że wszyscy – Misio, wróć! A on dalej – a proście mnie, proście.
To jest zwykła manipulacja i tyle, nie uważasz, ASzyszu?
I teraz, żeby zmanipulować doszczętnie – co to znaczy, że na toasty nie masz siły?! Juz tutaj wznosić! Może nie być za moje zdrowie, ale jest Alsa i Puchala, nie licząc ukrytych Alicji 🙂
Ja tam wznoszę…
ASzyszu – wcale nie chciałam Cię poklepywać po ramieniu, głaskać po główce itp.Oliwę chciałam na wzburzoną wodę wylać i tyle. Czy się od siebie różnimy? Pewnie, że tak. I niech żyje różnica!
Pyro, gips mi już zdjęli i dopiero się zaczęły schody. Nie dość, że boli i krzywa (w kolanie na zewnatrz), to jeszcze jakas dłuższa się zrobiła, nie wiedzieć czemu. Do końca czerwca mam jej nie obciążać – mam być sucha, będę sucha! Ogólnie jestem nieco przerażona. Po prostu, jak kretynka, myślałam, że to się zrośnie jak mlodej panience, a tu stara baba!
P.S. Zespół m-o wymyślił (w każdym razie usłyszałam to od jego syna a opisywał tym zachowanie mojego własnego męża) dr. H. Potocki, psychiatra.
i było to 29 lat temu, kiedy jeszcze o seksiźmie nikt nie słyszał
AS, juz Ci odpowiadam na pytanie:
Solidarnosc kobieca na tym blogu polega na wspolnym stawianiu tamy niedopuszczalnym propozycjom i ordynarnemu chamstwu.
Solidarnosc meska polega na tym blogu na dosc zalosnych probach obrony tego chamstwa przed , jak to zostalo okreslone, „zacietrzewieniem szesnastolatek”.
Co jest lepsze – na to juz musisz sobie odpowiedziec sam.
Jak dotad jedynym Prawdziwym Mezczyzna ( przepraszam jesli nie zauwazylam innych) okazal sie byc Gospodarz tego blogu, ktory w sposob jednoznaczny okreslil swoje stanowisko.
… i Pan Lulek, któremu „przepraszam” , i to z duzej litery, przeszło przez klawiaturę.
Nadal uważam, że kruszyć kopii nie ma o co, tylko rozmawiać. Tyle – i tylko tyle.
Matko! ktos przyjeżdża po thin section meteorytów, to spadam!
I powiem cos wiecej. Wyscie, Panowie, swa solidarnoscia z Markiem skutecznie uniemozliwiacie mu wyjscie z powstalej sytuacji z twarza i honorem, to znaczy powiedzenie wszem i wobec: palnalem cos glupiego, przepraszam. ze obrazilem kolezanki zlym slowem, obiecuje poprawe.
Bo przeciez skoro padlo tu tyle slow w obronie „zartu”, to nie ma powodu, a nawet nie wypada przepraszac.
Ja mam jednak nadzieje, ze siedzac na drzewie zamaskowany i rozspiewany Mis snuje rozliczne refleksje i dojrzewa do jedynej honorowej decyzji. Choc mnie, podobnie jak Alicji i Malgosi, przestalo troche zalezec.
Gwaltowne oburzenie mi przeszlo, ale ja trace serce do Marka.
Bo najbardziej cenie spontaniczne przeprosiny na widok kogos, komu sie sprawilo przykrosc swoim zachowaniem i kto sie poczul ponizony slowem.
Hej, to jest to!
http://youtube.com/watch?v=1yKgAEkCKxY&feature=related
Oczywiscie, ze dwa razy starszy od Marka Pan Lulek, ktory natychmiast przeorosil – tak skutecznie, ze ja juz nawet o tym incydencie zapomnialam i dlatego nie wymienilam go wsrod dzentelmenow.
Tak,jest dzentelmenem, a mensch, mowimy w jidisz.
Zabo, a czy chodzisz bez kustykania?
Alicjo – toast na stojąco za Ciebie, Alsę i Puchalę. Powtórzę oczywiście Za ukochaną moją piosenkę – dziękuję
Żabo, trzymam kciuki za twoją nogę. Początki są nieprzyjemne, ale mam nadzieję ,ze będzie wszystko dobrze. Moja babcia (mająca wtedy 80 lat) miała bardzo paskudne złamanie w stawie biodrowym. Składali kości po dwóch tygodniach od zdarzenia bo jest cukrzykiem i najpierw próbowali znormalizować poziom cukru. Potem się okazało, że operowali i tak bez narkozy. Kości długo nie zamierzały się zrastać, lekarze zawyrokowali ,iż trzeba przyjąć do wiadomości, że babcia na zawsze zostanie leżącą.A babcia wycięła numer wszystkim, na siłę próbowała wstawać, kość się nagle zrosła ,a po pół roku od wstania powtórnego na nogach- skubana poszła skopać ogródek. Skopała swój kawałeczek i na części sąsiadki straciła równowagę i upadła.Ludzie przechodzący obok odprowadzili ją do domu, babcia odpoczęła i dalej uskuteczniać spacery itp.
Tak więc nie martw się Zabo na zapas. MUSI być dobrze, prawda?
Zdrowie Alicji, Alsy i Puchali oraz pozostałych Alicji- nieujawnionych!!!!
Alicje, ja w takich sytuacjach jestem nie do zdarcia:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Zdrowko02/photo#s5205365704443974706
ale zaraz tu powrócę. Jednej sprawy nie mogę tak zostawić.
Zdrowie Alicji, Alsy i Puchali ( a takze tajnych Alicji)! Nalewam kieliszek!
Przy czytaniu proszę o wstawienie w sobie dowolnie wybranym miejscu żółtej gęby z uśmiechem od ucha do ucha.
Moje drogie blogowiczki. To ze postanowiłem się wyluzować nad sadzawka i odpocząć od klepadła nie oznacza by szargać tutaj bez potrzeby mną, po blogu, podczas mojej nieobecności. Używacie obraźliwe określenie co może nie najlepiej świadczyć o wypowiadających to słowo. Tym samym zadzieracie z największym rodem na Kaszubach. Z familią, która ma udokumentowany rodowód z góra od ćwierć tysiąclecia. Rożne losy na początku XX wieku sprawiły ze cześć klanu pisze się przez jedno lub dwa p. To nie ma najmniejszego znaczenia, klan ten sam. W jednym przypadku nastąpiło to podczas wcielania do pruskiej armii w 1914 r, w innym odstąpienie od drugiego p nastąpiło po szczęśliwym wyzwoleniu z obozu zagłady. Po okresie zniewagi przez niemieckie obozowe władze miało to być jednoznaczne z określeniem się do społeczności kaszubskiej. To ze nikt z was mógł tego nie wiedzieć nie pomniejsza waszej winy. Wchodząc tutaj na blog, przedstawiłem się dosyć jasno i szczegółowo. Nie ukrywam się pod nikiem bez pokrycia. Tam podpisuje się również z malej litery. Używajcie sobie na swoim ciele na ile siły wam starczy.
kupper lub kuper to nazwisko rodowe. Na przyszłość proszę nie mieszać z ciałem. A jeżeli już to po moim trupie.
Jest takie powiedzenie
Kto z Mieciem wojuje od miecia ginie
Nie będę zwrotu tego dalej parafrazował
No ta po raz drugi:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Zdrowko02/photo#s5205365704443974706
Arek – świetny portret i taki malarski. Brawo
Alicji na Imieniny z najlepszymi zyczeniami
http://www.youtube.com/watch?v=fphH34Mweys&feature=related
Love,
One Mad, Mad Cat to Another Mad Cat
Stara Żaba pisze:
2008-06-16 o godz. 22:27
różne rzeczy mogę zrozumiec, ale jakim cudem ta złamana noga zrobiła sie dłuższa od tej nie złamanej? Gdybym na wyciągu lezała to jeszcze bym pojęła, ale tak, na luzie? Kolano mi się rozciągnęło? Przecież było wszystko na stałe zagipsowane z góry na dół? Jak ja się teraz innym żabom pokażę? Wstyd i sromota, jak skakać z jedną nogą bardziej? Ot, co mnie na starość spotkało
Heleno, jasne, że kuśtykam, ale może mi się poprawi?
Zabo, to moze byc zludzenie i to sie rozchodzi. Przeciez nogi sie nie robia krotsze czy dluzsze. Nie chec tu brzmiec hurra-optymistycznie, ale daj sobie czas, piano-piano. Zaraz poszukam na internecie czy takie zjawiska sa znane.
Pewnie, Żabko, że Ci się poprawi. Rehabilitacja, kąpiele itp
Heleno – kotek niezwykły, a jaki demoniczny…!
Helena napisała :
Otoz kolega MK w prostych zolnierskich slowach powiedzial do swych blogowych kolezanek cos takiego: ?Dobrze wam zrobi na rozum, kolezanki blogowe, jesli ktos was wyj?ie, (powtorzone) . i jestem gotow uczynic to osobiscie ?.
Szanowni Paśtwo, Szanowni Blogowicze, Panie Piotrze
Serdecznie chciałbym wszystkich przeprosić za wywołanie największego w histori Polityki skandalu związanego z moimi niezwykle obraźliwymi słowami pod adresem wszystkich Pań piszących na blogu Piotra Adamczewskiego. Brakuje mi słów by wyrazić swój ból i skruchę z powodu odczytanych intencji zawartych w cytacie pochodzącym z filmu Seksmisja . Dla mnie film Juliusza Machulskiego nigdy nie był filmem o tzw, seksie. zacytuję tylko kilka słow które opatrznie zrozumiałem
„O niezwykłym sukcesie „Seksmisji” stanowiły także wyraźne aluzje do rzeczywistości. 13 mln widzów zobaczyło w kinach podziemne, zakłamane państwo policyjne, stanowiące czytelną parafrazę tego, co działo się na ulicach, na partyjnych zebraniach i w telewizji. Walczący o wolność, godność i normalność Maks i Albercik byli bohaterami bardzo na czasie”
Przepraszam , że żle zinterpretowałem cały sens filmu i uwierzyłem w to co piszą inni. Jako absolwent słabej prowincjonalnej szkoły zawodowej myliłem się tyle lat.
Chciałbym serdecznie podziękować Pani Helenie , Pani Dorocie , Pani Małgosi Pani piszącej pod nickiem Nemo za powtórne niezykle dobitnie wyłożenia prawdziwego sensu filmiku o niezykle seksistowskim charakterze pełnego obrzydliwych aluzji i szowinistycznych podtekstów ponizającego godność i człowieczeństwo kobiet w Polsce i na całym świecie
Przepraszam jeszcze raz i jeśli to Panie zadowoli jestem gotów to zrobić publicznie i na klęczkach.
Proszę o wybaczenie Marek Kulikowski Ostrołęka
http://www.hughston.com/hha/a.fracture.htm
Zabo, to sie nazywa compartment syndrim i pomoc Ci moze ortopeda.
Marku, wypchaj sie tricinami
Kuper kuprowi nierówny 🙂
Jak to, nie mieszać z ciałem… cierp ciało, jakżeś chciało!
O tym Mieciu było chyba inaczej – kto nie z Mieciem, tego zmieciem.
Żabo,
po prostu wypij na drugą nogę 🙂
A mnie tu każą na jakieś spacery do sklepu za róg…po zapasy winne. A knajpa Akira, tam będę japońskie spożywać. Japonka poleciła, wiec chyba warto zajrzeć.
Heleno jeszcze raz przepraszam tym razem na klęczkach.
Jako osoba młoda bywałam choleryczna. Z wiekiem się uspokoiłam, a nawet rzec mogę, jestem człek Zgodny i pogodny (na ogół). A mimo rego zapowiadam Misiowi i Koleżankom, że jak wreszcie nie zostawicie tego tematu, to urządzę taki sabat, że się Lucyfer ze strachu schowa. Jeszcze nie wiem co Wam zrobię, ale nie jest wykluczone, że coś okropnego.
Pyro ja skończyłem. Raz na zawsze.
Powodzenia !
Misu będziesz żałować , Wiem to na pewno. Zostań.
Z okazji mecz dla Wszystkich
picasaweb.google.com/dagny177/TrocheHolandii
komputerowa kretynka jestem moze ktos poprawi, dzieki
To Mis wrocil czy nie, bo ja sie juz gubie.
Tak czy inaczej na kleczkach czy bez kleczek Misiu, milo, ze wrociles.
Doroto I.
http://picasaweb.google.com/dagny177/TrocheHolandii
Nie mów tak o sobie, to po prostu trzeba wiedzieć i po kłopocie. Ja też bez przerwy coś konsultuję ze swoim synem – informatykiem.
Jak kopiujesz adres z góry, musisz to robić razem z „hhht://”
Panie Marku kochany,
Z cytatami tak bywa, że żyją swym własnym zyciem niezaleznie od dzieł ,z których zostały zaczerpnięte.Mogłabym tu długą listę, ale boję się Pyry 😉
Twój problem polega na tym, ze większą wagę przywiazujesz do jakiejś nadbudowy teoretycznej niż do czegoś tak oczywistego jak uczucia innych ludzi.
Bardzo mi przykro.
Pyro wybacz! Gęba na kluczyk, a kluczyk przez okno!
Ja tu kuperek wystawiłam, wszystko w najlepszym porządku, czeresnie i wino, a drugie dedykuje mojej najserdeczniejszej przyjaciółce z jednej ławki (zaraza, młodsza ode mnie o 8 dni!) Alsie, też Alicji 🙂
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/Imieniny
W pigulce, Nirrod, Mis wrocil, aby zaprezentiowac nam pelne ironii oraz self-pity „przeprosiny” i powiedziec, ze nie powiedzial tego co powiedzial, tylko nawiazywal do policyjnego panstwa w PRLu oraz walki o godnosc, wolnosc i demokracje. Powiedzial takze, ze jestesmy glupie, zas madry glupiemu ustepuje i dlatego gotow jest nawet na kleczkach dac nam to, co chcemy z glebi jego jestestwa wyrwac.
No i tyle.
Czyli wrocil ale sie skonczyl.
Dziwne to wszystko, wziawszy pod uwage, ze korzystal z grzecznosci tulu ludzi z blogu zarowno tych czytajacych jak i tych, ktorzy brali udzial w tzw. konflikcie
Marku,
przykro mi, że pod pretekstem „przeprosin” zdołałeś zainsynuować coś, czego nigdy nie zrobiłam tj. „powtórne niezwykle dobitnie wyłożenia prawdziwego sensu filmiku”, przy czym chodzi o jakiś film, który może raz widziałam i którego nie uznaję za „kultowy” tj. nie znam go na pamięć 🙁
Przecież dobrze wiesz, że chodziło o jedno zdanie i jego kontekst. Może wypróbuj to na kobietach w rodzinie, gdy dojdzie do jakiejś poważniejszej dyskusji.
Dzuiekuje Torlinie, no niestety niby nie wolno tak o sobie mowic.
Jak teraz pisze w kawalkach to mi wysyla ten lotr a jak napsialam dluzsza mysl do Zaby to mi wcielo, nadrobie jak bede mogla korzystac dluzej z mojego komputera tzn. jak dziecko pojdzie spac
Drodzy Panstwo, to juz sie robi nudne, czytac Was nie mozna!
Alicjo – piekne adirondack chairs. Jesli bede miala ogrod kiedykolwiek to takie chce, amerykanska klasyka!
Sorry – Ty tez jest jestes na nich piekna, of course.
Ide dolac sobie wina .
Hej.
Misiek zlazł z chójki i przemówił ludzkim głosem. Nie gniewajmy sie – to są małe sprawy, nic, naprzeciw wieczności (jak mawiał Sokrates, Alsa wie, kto). Dogadaliśmy się?
Nie Alu, Misiek ludzkim glosem nie przemowil. Przemowil glosem pelnym nieskrywanej ironii i zlosliwosci pod naszym adresem. I wybielania wlasnych slow.
Ja juz wprawdzie nie chce wiecej zajmowac Misiem i egzegeza jego tekstow.
… to ja czekam na ten głos. I chyba nie tylko ja.
Marku,
Jakbyś jednak chciał skorzystać z tej dobrej rady o wypchaniu się tricinami to polecam do nich sos.
Może być nawet berneński z paczki. Aby go tylko doprawić kawałkiem świeżego masła i wkroić drobno posiekanego pomidora.
Najlepiej wypychać się na stojąco, bo na klęczkach skutek może być żałosny. Pójdą nie tam gdzie trzeba i będziesz się musiał tłumaczyć.
Teraz ja też skorzystam z otrzymanej rady i pójdę zająć się swoimi sprawami…
Zdrowie naszych Al – nieustające! ( To wdzięcZniejszy temat)
Panowie,
dlaczego tak ciężko przychodzi Wam po prostu rozmawiać z nami, kobietami, po ludzku po prostu. Wyjdzie nam wszystkim na zdrowie!
A teraz proszę wypić za moje i Alsy zdrowie!
Ojej,
musimy czekać, bo Akira otwiera podwoje o 17-tej 🙂
Santa Alicia czeka w lodówce na po-restauracji.
Kurka siwa… jeszcze mam jakies czerwone!
Zdrowie nas!
Zdrowie Wszystkich!
Zdrowie Alicji!!!! Wszystkich!
Dla wszystkich blogowych Alicji najserdeczniejsze życzenia imieninowe, uśmiechu na co dzień, słonecznych wakacji, uniesień kulinarnych i nie tylko, wszystkiego dobrego …
I o to biega!
Teraz idę sie upiększyć, bo zaraz lecimy do tej Akiry. Cholera, za oknem burza!
Przy okazji – ano, siedziałam i sobie czytałam na tych adirondacks, a teraz gęba mnie pali i wszystkie wystawione członki. I dobrze mi tak!
Zdrowie!
Jak wrócę z knajpy, i Santa Alicia zostanie otworzona, to moze jeszcze cos mądrego napiszę, ale nie ręczę 😉
Grunt, to trochę dystansu. To wszystko nic, naprzeciw wieczności.
Tego nie da się wypchnąć trocinami. To delikatna sprawa i wymaga delikatnosci wyczucia i 3D. Przedstawiałem tutaj jakiś czas temu faceta który rżnął i to sporo. Zainteresowań jak dotąd nie zmienił. Tylko narzędzia. Tym razem okleja kikut woskiem. Postać w proporcjach 1 do 1 zostanie odlana na podstawie poniższego modelu w mosiądzu. Gotowa rzeźba model spakowana zostanie w trumnę wypełnioną piaskiem. Do głowy modela zamiast olivy wlewać będą płynny mosiądz.
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/EigeneBilder/photo#s5214435673950290562
więcej o tym i innych extrawagancjach przy innych okazjach.
mnie dwa razy nie trzeba namawiać:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Zdrowko02/photo#s5205365704443974706
triciny? chyba tez polubilem, dzwonilem do Mamy, ladnie sie obsmiala, pewnie jakas glupia? polecilem kota na normalnosc, jutro poszuka ( Jezu jak, kto po czechoslowacku pojmie, dopiero sie narobi bolszewizm seksualnie rozproszony ), pozniej napisze, ale najpierw musi sie nauczyc,
tez WAM zycze, ( 00.58 )
Wiecie co? Chyba najbardziej by mi pomogło wypic na drugą nogę, a może nawet na trzecią i czwartą (po wypiciu odpowiedniej ilości można zacząć chodzić na czterech).
Heleno, idę do ortopedy, ale to nie takie proste! Skorumpowana pielęgniarka zapisała mnie do poradni na wtorek (zięć próbował, ale mu panie w rejestracji powiedziały, że dopiero w sierpniu (sic!) są wolne terminy do ortopedy!
Od razu wyjaśniam: przedstawicielkę służby zdrowia w osobie siostry zabiegowej, skorumpowałam osobiście, załatwiając jej nieodpłatne nabycie szczenięcia płci męskiej rasy owczarek niemiecki nierodowodowy.
Służba zdrowia rzeczywiście działa niezwykle skomplikowanie i dla takiego od dawna z niej niekorzystającego śmiertelnika jak ja jest instytucją wysoce tajemniczą. Zaznaczę jednak, że jako dziecko i dorastająca panienka byłam niezwykle chorowita, Mama mnie prowadzała po wszelkich specjalistach od kardiologa, alergologa po nefrologa, o ortopedach i ortodontach nie wspominając. Krew mi brali po każdej anginie a do butelki siusiałam co tydzień nieomal. Niech mi ktoś teraz powie, że za nieboszczki komuny opieka zdrowotna była pod zdechłym Azorkiem! W kazdym razie jak raz już byłam zapisana do jakiejbądź poradni to terminy kolejnych wizyt były ustalone i nie trzeba było się za każdym razem meldować od początku. A teraz na wypisie ze szpitala była adnotacja, że za 5 tygodni mam się zgłosić w Izbie Przyjęć szpitala w celu zdjęcia gipsu itp.. No, to przychodzę, a tu pełna konsternacja, bo gips się zdejmuje przecież nie na izbie przyjęć. Kurcze, czy ja byłam pierwsza osobą do zdjęcia gipsu? I nie jestem zarejestrowana w poradnii ortopedycznej a powinnam. A niby jak ja z tą nogą w gipsie miałam przyjść? W końcu przyjęli mnie na oddział, zdjęli gips, zrobili zdjęcie i kazali pokazać się za 6 tygodni (niby te 6 tygodni przez które mam nie obciążać tej nogi), ale zwolnienie z pracy kończyło mi się za dwa tygodnie, czyli i tak musiałam się po nie zgłosić. Ale nie mogłam tak, ot sobie, zgłosić się do doktora, nawet po uprzednim zarejestrowaniu w okienku – w końcu kartę w poradni już miałam. Nie ma tak, że pacjent sobie sam chce do lekarza, nawet jak to jest lekarz prowadzący. Nie, trzeba pójść do rodzinnego i ten na podstawie wypisu ze szpitala da mi skierowanie do ortopedy. Rodzinny był bardzo uprzejmy i dał mi bezterminowe skierowanie ważne do końca roku. Z tym skierowaniem do rejestracji, rejestracja kartę do doktora, doktor zwolnienie…Teraz muszę pójśc do doktora, żeby popatrzył na tę nogę, a potem, jak wszysko byłoby dobrze, to jeszcze raz za miesiąc jak mi się już zwolnienia skończą (doktor teraz był czujny i dał mi od razu na dwa miesiące), bo muszę dostać papierek, że mogę pracować. Zwolnienia mi się kończą w lipcu a terminy do zapisywania się są na sierpień i nic pań rejestratorek nie przekona. Chyba, że ma się w zanadrzu, przewidywalnie wcześniej, skorumpowaną pielęgniarkę.
Jeszcze taka uwaga: skorumpowanie za pomocą szczeniaka jest skorumpowaniem stałym, w odróznieniu od skorumpowania jednorazowego np. za pomocą gotówki czy też napojów wyskokowych. Skorumpowany, co spojrzy na rosnącego pieska, czuje się w obowiązku wyrażać swą wdzięczność. Niestety tylko do czasu – pies może pogryźć sąsiada,albo cenny dywan, albo kopać w ogródku, albo gonić drób ze skutkiem śmiertelnym…
Dobranoc
Stara Żaba
Dobranoc. Odezwę się jutro wieczorem.
W dziesiejszym Timesie online rozstrzygniecie konkursu na najlepszy dowcip ery komunistycznej w Europie wschodniej. E. przyslala mi maila, wiec skopiowalam . Wiekszosc znamy, ale moze pare mniej znanych lub zapomnianych.
Sorry, ze to tylko dla czytajacych po angielsku.
……………………………………………………………………………………
Congratulations Comment Central readers. The results of our Communist joke competition are in and you did us proud.
A copy of Hammer and Tickle will shortly be winging its way to Tom Freeman for the following offering:
1) Three workers find themselves locked up, and they ask each other what they?re in for. The first man says: ?I was always ten minutes late to work, so I was accused of sabotage.? The second man says: ?I was always ten minutes early to work, so I was accused of espionage.? The third man says: ?I always got to work on time, so I was accused of having a Western watch.?
And here are the nine runners-up:
2) An old man is dying in his hovel on the steppes.
There is a menacing banging on the door.
?Whose there?? the old man asks.
?Death ?comes the reply.
?Thank God for that,? he says, ?I thought it was the KGB.?
A KGB officer is walking in the park and he sees and old Jewish man reading a book.
The KGB says „What are you reading old man?” The old man says „I am trying to teach myself Hebrew.”
KGB says „Why are you trying to learn Hebrew? It takes years to get a visa for Israel. You would die before the paperwork got done.”
„I am learning Hebrew so that when I die and go to Heaven I will be able to speak to Abraham and Moses. Hebrew is the language they speak in Heaven.” the old man replies.
„But what if when you die you go to Hell?” asks KGB.
And the old man replies, „Russian, I already know.” Larry Rasczak
Dan Sweeney
3)Pravda announced that it welcomed letters to the editor. All correspondents were required to include their full name, address and next of kin.
Neil
4) Q. „Why do the KGB operate in groups of three?” A. „One can read, one can write and one to keep an eye on the two intellectuals.”
Lee Jakeman
5) Leonid Brezhnev pays a state visit to France and he’s given a VIP guided tour of Paris. He’s conducted round the splendours of the Élysée Palace, but remains as stony-faced as ever. He’s shown the masterpieces of the Louvre, but the curators fail to get any reaction out of him. He’s taken to the Arc de Triomphe, but displays not the slightest interest. Eventually, the official motorcade drives him to the foot of the Eiffel Tower, where Brezhnev finally stares up in amazement and astonishment. He turns to his French hosts and asks in bewilderment: „But, Paris is a city of 9 million people… surely you need more than one watchtower?”
(first heard by me in the Brezhnev era)
Geraint Jennings
6) Stalin decides to go out one day and see what it’s really like for the workers, so he puts on a disguise and sneaks out of the Kremlin.
After a while he wanders into a cinema. When the film has finished, the Soviet Anthem plays and a huge picture of Stalin appears on the screen. Everyone stands up and begins singing, except Stalin, who smugly remains seated.
A minute later a man behind him leans forwards and whispers in his ear: „Listen Comrade, we all feel exactly the same way you do, but trust me, it’s a lot safer if you just stand up.”
Robert B
7) A man saves up his rubles and is finally able to buy a car in Soviet Russia. After he pays his money the he is told he will have his car in three years.
„Three years!” he asks „What month?”
„August”
„August? What day in August?” He asks
„The Second of August” is the reply
„Morning or Afternoon?”
„Afternoon. Why do you need to know?”
„The plumber is coming in the morning.”
Mark
8) Why do ex-Stasi officers make the best Berlin taxi drivers?
Because you only need to tell them your name and they’ll already know where you live!
Will
9) Moscow in the 1970s. Deepest winter. A rumour spreads through the city that meat will be available for sale the next day at Butcher’s Shop no. 1.
Tens of thousands turn up on the eve of the event: wrapped up against the cold, carrying stools, vodka, and chessboards, they form an orderly queue.
At 3 am the butcher comes out and says, „Comrades, I’ve just had a call from the Party Central Committee: it turns out there won’t be enough meat for everyone, so the Jews in the queue should go home.”
The Jews obediently leave the queue. The rest continue to wait.
At 7 am, the butcher comes out again: „Comrades, I’ve just had another call from Central Committee. It turns out there will be no meat at all, so you should all go home.”
The crowd disperses, grumbling all the while: „Those bloody Jews get all the luck!”
Andrew Vornic/Julian Cox
Biedna Zaba. Korumpuj, korumpuj, skoro inaczej nie sposob.
Za pieseczka powinna Ci byc dozgonnie wdzieczna.
Mili moi – serdeczne dzięki za życzenia! Wznoszę toast za Waszą pomyślność.
Żabo Miła, może moje doświadczenia się przydadzą?
Ja dwa lata temu wpadłam w pewnej zaprzjaźnionej kuchni nieopatrznie do wybetonowanej piwnicy, wynosząc stamtąd cudem życie oraz siedemnaście obrażeń. Marnie to wszystko wyglądało, w szpitalu nie dowierzano bym mogła długo pamiętać jak się nazywam. Do gipsu trafiła lewa ręka. Połamany miałam kciuk (on był „wbity” pod dłoń, widać go było z półtora centymetra), poza tym rany szarpane i stłuczenia do formatu max. A6.
Ze szpitala wynisłam się na własne życzenie nocą po włożeniu gipsu, bo wolałam być w domu. Lekarza w przychodni urazowej widziałam raz na tzw kontroli i drugi gdy mi zdejmowano gips. Została mi jedna spora blizna na prawej ręce, ręka jest sprawna, nawet na zmianę pogody nie dokucza. Kciuk trochę odstaje (zniszczyły się tzw poduszki stawowe), ale działa poprawnie.
Kurowałam się sama. Jadłam kosekwentnie nie mniej niż 4 żółtka dziennie, wątróbkę, boczek, galaretę wieprzową, salceson, smalec i masło, śmietanę, żółty ser, oczywiście nie wszystko na raz i po niewiele, do tego warzywa.
Miałam trochę kłopotu z rehabilitacją ręki po zdjęciu gipsu, ale w ciepłej wodzie powoli udało mi się ją rozruszać. Jest lepiej niż się spodziewałam.
Dobrze, że nie czekałam na rehabilitację z kolejki.
Pozdrawiam serdecznie, Teresa
Heleno,
tego ostatniego nie znałam. Dobry 😆
Wróciłam właśnie z naszego ryneczku, na którym jest wielki telebim i tłum tubylców i turystów przy piwie i kiełbaskach oraz specjałach miejscowych barów i restauracji śledził losy meczu Rosja – Holandia. Na dworze cieplutko, rozgwieżdzone niebo i tłum wiwatujący przy każdym golu – obojętnie kto strzelił 🙂 Wyjechałam z domu przy stanie 1:0 dla Ruskich, ale meczu słuchałam tylko i nie wiedziałam, jak te drużyny są ubrane. Gdy dojeźdżałam, usłyszałam ryk tłumu i było 1:1. Potem dogrywka i przez 10 minut zasatanawiałam się, czy zapytać stojących obok fanów, czy ci biali to Ruscy, bo ci inni wyglądali na czerwonych, ale powstrzymałam się i po jakimś czasie domyśliłam, że ci inni to Pomarańczowi 😎 Niestety, przegrali 🙁 Potem jakiś holenderski staruszek – cały na pomarańczowo – wyżalił swoją frustrację tyradą po holendersku, więc mu złożyłam wyrazy współczucia i wróciłam do domu.
Tp u Was po przegranym meczu pijani kibice nie rozwalaja samochodow? I tak sobie spokojnie kobieta moze isc ulica i nikt jej nie dolozy butelka po piwie? A moze Wy tam piwa nie macie?
Coz za dziwaczny kraj! Jak o mowia? „Co kraj to obyczaj”. Egzotyka.
Dziękuję wszystkim za podtrzymywanie na duchu!
Kiedyś byłam dość paskudnie połamana i szybko z tego wyszłam, tyle, że to było 36 lat temu, a ja ciągle myślę, że teraz też tak szybko wszystko powinno wrócić do normy, a tu niestety lata lecą…
Heleno, jak Ciebie tak interesowała literatura skandynawska, to może znałaś mojego Ojca? Tłumaczył Ibsena – m. in. Heddę Gabler – , Karen Blixen – Pożegnanie z Afryką -? Wtedy tłumaczy z języków skandynawskich można było policzyć na palcach jednej ręki.
Heleno,
tam było pite piwo. Przed mistrzostwami obawiano się wielu problemów, ale bilans, jak dotąd, jest zaskakujący. W Bernie przygotowano dwie izby wytrzeźwień, każda na 200 miejsc. Skorzystało 18 osób w ciągu trzech dni meczowych. Holendrzy piją dużo, ale mają mocne głowy, ponadto nie zostawiają pijanych kolegów na pastwę losu. Podobno policja interweniowała tyle razy (w tych dniach), co w ciągu jednego jarmarku cebulowego w listopadzie. W mieście było ponad 600 tys. kibiców, ale tylko jedno pęknięcie czaszki i kilka drobniejszych urazów. Ale u nas nie grali Turcy przeciw Chorwacji 😎 Obawiano się, że goście holenderscy pójdą w ślady tubylców i będą kąpać się w stołecznej rzece, która jest piękna, czysta i trochę niebezpieczna dla nieobeznanych, ale tak ich nastraszono ostrzeżeniami, że trzymali się od rzeki z daleka. Korzystali z kąpielisk miejskich, teraz zrobiło się gorąco i kto wie, czy nie zbiorą na odwagę. W każdym razie na brzegu poustawiano ratowników na wszelki wypadek. Miejscowi pływają (w normalnych czasach) bez opieki. Na kąpieliskach oczywiście są ratownicy.
nemo, po trzech dniach rój staje się własnością znalazcy, czy Twoje pszczoły już poleciały?
Stara Zabo,
odpowiadam na pytanie, JP II napewno mowil Hochdeutsch, gdyz jak sie ktos obecego jezyka uczy to trudno, zeby uczyl sie dialektu ale od zamachu byl to czlowiek schorowany i jego temperament werbalny byl tez raczej marudnawy, wiec nie dziwie sie Twojemu tesciowi, ze sie irytowal, JP mial tez silny akcent.
Co do przedwojennych szkol to tam musial panowac taki dryl, ze wychowankowie nie opuscili ich nie bedac perfekt przecwiczeni. Nie wiem ile procent elementu niemieckiego bylo w Lodzi, w kazdym razie niemiecki byl solidnie w uzyciu. Z Lodzi tez pochodzil Karl Dedecius, pochodzacy z niemieckiej rodziny a wychowanek szkoly polskiej przed wojna co spowodowalo ze byl natchnietym prawie przez sily wyzsze tlumaczem literatury polskiej na jezyk niemiecki.
Moja Matka chodzila przed wojna na tzw. pensje dla dziewczat, ktorej przelozona byla ostatnia zona „Miriama” Przesmyckiego i efekt tych nauk byl taki, ze ja przez caly ogolniak nie musialam otwierac encyklopedii, gdyz wystarczalo sie zapytac pani starszej. Zarowno ona jak i jej kolezanki szkolne wladaly swietnie francuskim i niemieckim, Cytowaly literature i mowily wirsze w originale. I choc wspominaly swoja szkole i przelozona dobrze i sentymentem to nie wiem jakie traumy musialy te kiedys dzieci przejsc w tej szkole. Objawialo sie podczas nauk obcych jezykow dokonywanych na mnie. Nie mozna bylo sie pomylic bo zaraz sie slyszalo i trzeba bylo gonic by powstrzymyc omdelnie jednej z tych dam: jak ona to wymawia, ona sie do nieczego nie nadaje, to dziecko jest niezdolne itd. Zoastal mnie tylko w efekcie tych nauk raczej niemiecki, gdyz pomoc domowa Niemka nie miala czasu na omdlenia i krytyke i od niej moglam sie czegos nauczyc.
Podoba mi sie tez wyjasnienie Pyry co do ilosci niezmiernej szlachetnych nazwisk. A mianowicie jedna z tych moich przyszywanych ciotek, kolezanek mojej Matki, pani de domo Wielo…. (nie chce sie narazac senatorowi i osobom wspolpracujacym z pismem) dostawala histerii jak musiala jechac na wolne dni do posiadlosci swoich rodzicow, gdyz juz od bramy biegla za powozem chmara jej niechcianego i obdartego „kuzynostwa”. Dziadek i ojciec tej pani przykladali wiele wagi tzw. prawu pierwszej nocy, ze wszyscy we wsi wg. tej pani mieli te nosy „te nosy W…” twierdzila omdlewajac jeszcze po latach.
Żabo,
moje pszczoły zebrał wczoraj rano właściciel, ale zostało stadko maruderów 🙁 Czują na płocie zapach królowej i tam siadają:( Podobno nie zostaną wpuszczone do ula i ryzykują zakłucie na amen 😯 Czeka je niechybna śmierć, tak czy siak 🙁 Jeśli jutro nadal będą bzyczeć w malinach, to je spryskam wodą na uspokojenie, nic innego nie mogę zrobić. Sąsiad powiedział, że chyba za krótko postawił tam skrzynkę z królową i nie wszystkie się załapały. Teraz już za późno. Ten sąsiad jest zapalonym pszczelarzem, ale doświadczenie ma dopiero kilkuletnie i co rusz mu te roje uciekają 😉 Poza tym on się ich trochę boi, bo jest uczulony. Dziś po południu znowu zbieraliśmy kwiaty lipy w konkurencji z tymi pszczołami, ale bez konfliktu 😉 Nad rzeką jest aleja lipowa i jak przygrzało słońce i ustał wiatr, to tak pachnie tam miodem, że chce się spacerować, choć przez drogę lubią przełazić zaskrońce, a mój Osobisty ma jakąś fobię na tle węży 😯
O , ale mi wyszło! Nie wiem, jak wymazywać z pikasy niechciane, ale się kiedys nauczę, póki co, zdrowie ! Popijamy Santa Alicią 🙂
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/UntitledAlbum03
Nemo,
nasz Gospodarz też kiedys w pszczelarstwo uciekał, pamietasz opowieści? 😉
Alicjo a coz to za tak pieknie udrapowane ryzowe przysmaki foto chyba nr. 9, przedostatnie
To tempura, krewetki. Mniam mniam! I Jerzor kazał przeprosić, ze ma taką sroga minę. Ogólnie srogi nie jest 🙂
O tak, może coś skomentuje 😉 Bardzo apetyczne to japońskie żarełko 🙂 W picasie masz funkcję porządkowania. Możesz nakliknąć obrazek i zarządzić usunięcie.
A teraz dobranoc wszystkim, bo jutro czeka mnie chodzenie po górach powyżej 2000 mnpm, być może po śniegu 😯
Nemo,
ta picasa dla linuxa dopiero co i pewnych funkcji nie ma. Ale z czasem, skoro juz tam weszli, to pewnie będzie. Naklikałam – i nic, nie da się wyrzucić. No to niech jest jak jest 🙄
Nemo, no to se idz w te góry. I po sniegu. Maso?! 😉
Nie zapomnij aparata. I sprawozdaj.
Wszystkim Alicjom – najlepszego!
Zopakujme si. Takze ak sa najde jedna jedina zena na svete, co ovplyvni poznanie ludstva tak ako napriklad Hamlet, definitivne tym vo vasich dvoch ociach ziskaju respekt UPLNE vsetky zeny, aj asistentky, aj sliepky, aj triciny co sa im nechce rodit? Jedna za vsetky?
Uz je len podruzna technicka otazka, kto ten prinos posudi? Muzska komisia alebo moze byt miesna? A kto bude mat na clenstvo v komisii kvalifikaciu, hm? A co sa da kvalifikovat ako prinos pre ludstvo? A kto je to ludstvo? Jaj, zase len kecam.
A propos meczy w Bernie:
słyszałam z kół dobrze poinformowanych, że niektórzy Szwajcarzy, co sobie chcieli porzucać butelkami i ogólnie porozrabiać, przebierali się na pomarańczowo za holenderskich kibiców. Ale policja szwajcarska sobie z nimi poradziła. W przygotowaniach do meczy i przyjazdów Holendrów brała też czynny udział holenderska ambasada. Szkoda, że odpadli. W końcu będzie finał Rosjan z Turkami.
Stara Żabo,
jestem w wieku między Alicją a Pyrą, więc też już mi się trochę lat uzbierało. 6 lat temu złamałam nogę w kostce. Prześwietlenie wykazało, że kawałki kości są przesunięte i że druga kość była już wcześniej złamana. A ponieważ ja często padam, to rzeczywiście coś takiego było, że po jakimś upadku miałam spuchniętą stopę i kostkę, które wyleczyłam głównie maścią voltaren. U lekarza akurat wtedy nie byłam, bo takie były okoliczności. Przy tym drugim złamaniu lekarze początkowo chcieli mi operacyjnie wstawiać jakieś blaszki, ale zrezygnowali i też się zrosło. A kiedy dwa lata temu złamałam bardzo grubą kość przedramienia, to wprawdzie musiałam nosić gips 5 miesięcy, ale też się zrosło! I mimo wszystko odzyskałam prawie 100 % używania tej ręki. A zaraz po złamaniu lewą ręką (tylko dosłownie) przetłumaczyłam ostatnie 50 stron biografii matki Churchilla. Napisanie dużej polskiej litery (Ż, Ś, Ł, itp.) wymaga jednoczesnego naciśnięcia trzech klawiszy. Wydawnictwu więcej czasu zabrało wydanie tych 700 stron niż mnie przetłumaczenie i do dziś są mi winni 2 ooo zł.
Grażyno,
czy mogę do Ciebie napisać prywatnie, bo nie znam nikogo z tą cholerną cukrzycą, a chętnie bym wymieniła poglądy?
Jeszcze a propos tych złamań. Pytałam lekarzy (co chwila musiałam jeździć do szpitala, gdzie za każdym razem był inny lekarz; kasa chorych nie zwraca za taksówki, o karetce lepiej nie mówić) o jakieś diety czy inne supplementy, ale twierdzili, że nic takiego nie ma. Na wszelki wypadek wsuwałam jednak galaretki z cielęciny. A moja fizjoterapeutka (młoda dziewczyna, która właśnie kończyła szkołę) twierdziła, że wg jej babci na opuchniętą przez wiele miesięcy dłoń od tej złamanej kości (a właściwie chyba od gipsu) należy robić okłady z cottage cheese. Mnie pomagały.
Poranne dzień dobry z życzeniami imieninowymi dla wszystkich Alicji . Wczorajszy wpis do Misia – to był impuls silniejszy od panowania na klawiaturą . Potem bałam się zajrzeć tutaj i złożyć życzenia Alicjom.
Po prostu zawstydziłam się ,że znowu się zostałam przyłapana
na wścibskim podglądaniu was zza firanki. Zajrzałam dopiero
dzisiaj i czuję się wywołana przez Puchalę (05:48)
Puchalo 05:48) oczywiście – proszę bardzo – możesz do mnie pisać gra.zyna@wp.pl.
Możesz też telefonować 0 602 509 636 . Proszę również o kontakt Małgosię.
Nemo kilka dni temu napisałaś tutaj do mnie cieple słowo. Ponieważ odkryłam to zbyt późno, dlatego nie miałam okazji podziękować. Czynię to
teraz.
U nas dziś uroczystość rodzinna. Obchodzimy 35 rocznicę ślubu.
Naszych gości (12 osób) zapraszamy na obiad do knajpki ze starym fortepianem przy ulicy Woźnej w Poznaniu. Cenę za rezerwację całej sali (od 17-tej – do rana chociażby …) jest bardzo przystępna .Pozdrawiam wszystkich ,życząc słonecznej niedzieli.
we wpisie poniżej (7:52)- z emocji – wkradło się kilka usterek. Erraty nie będę pisać – może tylko dodam „niepotrzebne skreślić”(np „się” w czwartej linijce po slowie „znowu” ..itd…) 🙂
Alicjom spoznione wszystkiego Naj.
Znikam do poniedzialku.
Ledwo oczy przetarlam, a tu juz taka dzialalnosc wpisowa.
Razniej mi se zrobilo na wiadomosc, ze i w Szwajcarii zdarza sie motloch futbolowy co rzuca butelkami, bo juz dostawalam kompleksow.
Zabo droga, ja sie nie tyle interesowalam dramatem skandynawskim , co bardzo chcialam robic dyplom u Carlsona, ktory byl najlepszsym profesorem na wydziale i nieustannie dostawalam u niego A+, to sama rozumiesz :). Oprocz dramatu skandynawskiego, prowadzil takze zajecia praktyczne z commedii dell’arte i z tego chcialam pisac. Ale poniewaz musial akurat wyjechac, robilam w koncu dyplom z Brechta.
Czy Twoj Ojciec to byl Jozef Giebultowicz? Bo znam Hedde w jego przekladzie, owszem.Zawsze zwracalam uwage na nazwisko tlumacza. Mialam tez w rodzinie tlumacza, ale na rosyjski. Moj prapradziadek po Mamie – Cholodkowski tlumaczyl m.in. Fausta Goethego i ten przeklad jest wciaz ponoc kanonem w Rosji – cos jak Hamlet Paszkowskiego w Polsce.
Alicjo, nieustajace zdrowie!
No, przystojny to ten Jerzor jest, nie powiem. Tylko mu nie mow, zeby sie w glowie nie poprzewracalo!
A takiej bialej tempury nigdy przedtem nie widzialam. Ale to pewnie roznie mozna ja robic. Mozna na zloto i mozna na bialo.
Dobra, Panie, rzecz – tempura,
na tajniaka tajniak mruga – czy jak to tam lecialo.
Żabo,
Bardzo mi się podoba twój sposób korumpowania.Tak trzymać ! W końcu trzeba sobie jakoś radzić. Jedno jest pewne- masz głowę na karku! Po cichu dodam ,ze też lubię twoje opowieści.
Teresa dobrze mówi- na stawy żelatyna! Dodam do tego sok z selera.
Marek, Helena niechcący wybiła złą literkę. Drwiąc z kobiety , do tego mam wrażenie- starszej od siebie- wystawiasz sobie jak najgorsze świadectwo.
Dzien dobry a co Panstwo na to:
http://gotowanie.onet.pl/1493187,1,artykul.html
Z resztek, Doroto, w TYM DOMU uznajemy jedynie obgryzanie udzca jagniecego, sprawiedlwie podzielonego na trzy osoby: dwie kocie i jedna ludzka. Ale musi byc po rownu. I musialo to byc bardzo duze jagnie in the first place.
PS i nawet kod , nie kot, kod jest: baa3.
Małgosiu, dokładniej – kolagen, i nie przesadzić. Mój kciuk nieco się różni od swojej wcześniejszej wersji ale jest w stu procentach sprawny i nie dokucza nawet na tzw. zmianę pogody. Naprawdę się cieszę.
Jeszcze coś polecę, coś innego, o ziółku – http://wyborcza.pl/1,81388,5309620,Pollyanna_Sienkiewicz_krzepi.html?as=1&ias=7&startsz=x .
I pozdrówka, jest pięknie.
Bry!
Baaaaaa! Przeczytałam artykuł, ale chyba jeszcze trochę śpię, bo nic odkrywczego w tym nie widzę. To musiał być niezły udziec albo co.
Z japońskich restauracji mamy we wsi trzy – w tej bylismy po raz pierwszy, namówieni przez Japonkę, ze ponoć najlepsza. Oczywiscie właścicielami i kucharzami są …Koreańczycy!
A najbardziej podoba mi się niepozorna Discover Japan, gdzie autentyczny Japończyk gotuje na twoich oczach, przyrządza sushi i tak dalej. Jest to maluteńka knajpka na 4 stoliki i w niej króluje on i jego żona. Od kiedy połapali się, że Jerzor faktycznie zna japoński, przestali sie kłócić przy nas 🙂
To co – poprawiny dzisiaj? 😉
Grażyna!
Wszystkiego dobrego z okazji rocznicy i oby tak dalej! O właśnie – mamy okazję do spełnienia toastu!
P.S. A gdzie Pan Lulek się schował?
Heleno,
tak jest, J. Giebułtowicz. A Stara Żaba to Ewa Karen.
A propos tempury, nie wiem, czemu taka, ale wierzę w tego autentycznego Japończyka, u niego tez taka biała, a on to sam przyrządza – z jakiejś maki i wody, zapytam przy okazji, co to za mąka, jakaś bezosobowa taka, pewnie ryżowa. Mozna też kupic gotową mieszanke zaraz… niech spojrzę, co tam jest, bo mam :
Wheat flour, rice flour (! dobrze myślałam), białka jajek, modified cornstarch.
I proszek do pieczenia (baking powder). Hm… ten Japończyk prosciej to przyrządza. Kupiłam kiedys ten proszek, ale moja tempura nie wychodzi tak dobrze, jak Japończykowi. W tej wczorajszej knajpie dla mnie było za dużo tej mącznej otoczki, Japończyk robi to jednak lepiej. A i ceny ma o połowę… 🙂
Jerzoru oczywiscie nie powiem, niech sobie nie wyobraża. Nie daj Boże, żeby mu się na starość powywracało pod tą siwizną!
serdecznie pozdrawiam Pana Adam.. .Bardzo lubię czytać przepisy potraw szkoda że z realizacja już gorzej. To musi być super uczucie mieć tak oddane grono przyjaciół..
Stara Żabo, rusz dalszych i bliższych znajomych, internet i bibliotekę. Ja tak zrobiłam, co w przypadku córki okazało się niepotrzebne, a w przypadku pana męża bardzo.
Mała paskudnie złamała nadgarstek, na szczęście w Walii. Po zdjęciu piątego z kolei gipsu zadzwoniła zrozpaczona, że ręka zdeformowana i nieruchoma. Miała z automatu skierowanie na prawie miesięczną rehabilitację. Uczciwie przyznaje, że wyła z bólu. Dzisiaj, oprócz blizn po drutach, nie ma śladu złamania i ręka jest w pełni sprawna. Nigdzie za nic nie płaciła. Pełna informacja, wizyty na umówioną godzinę dostosowaną do zajęć na uczelni.
Pan mąż przeszedł tutejszy szlak pacjenta-petenta, zbliżony do Twojego. Informacje ściągałam skąd się dało i dzięki temu wiedział jak ćwiczyć rękę, ale jego przypadek był lżejszy niż Twój.
U Ciebie bez fachowej rehabilitacji raczej się nie da i pewnie trzeba to będzie zrobić za pieniądze.
Galaretki koniecznie. Kolano nagrzewaj, poduszka elektryczna jest do tego bardzo dobra (jakuzzi też świetne, ale trudniej dostępne).
Acha, w szpitalu pan mąż dostał plik ulotek na temat praw pacjenta i ankietę do wypełnienia. Było tam wszystko, czego nie było. Szkoda, że personel nie poczytał.
Alicjo! Jak najbardziej masz rację. Zapraszam wszystkich na wspólny toast. W końcu 35 lat razem , z jednym i tym samym – to nie tylko toast ale i po medalu należało by wręczyć takim długodystansowcom z jednej sypialni.
Ja też sie przyłączam do toastu. Piękna rocznica Grazynko, gratulacje zasłużone!
Sobie mowcie, co chcecie, ale ja nie w pikasie, tylko po swojemu. To są piękne konie Starej Żaby. Biały Faust to arab, a ten Czandor jest nieprawdopodobnie wielki, wysoki koń. Bardzo piękny. Podrzucam opis od Starej Żaby:
1159 Czandor sp. (= polski koń szlachetny półkrwi) – po Dido han. od Czubata po Feiertraum han. (han. = hanower), bardzo utytułowany i zasłużony dla hodowli
http://alicja.homelinux.com/news/Konie/
Pewnie się tu narażę niektórym bo nie jestem jakąś wielką miłośniczką koni. Ten „bzik” mnie ominął, ale konie Zaby są przepiękne!
zapraszam Małgosię (i nie tyko) na http://www.zabieblota.cba, tam jest więcej czworonogów, chociaż mój syn się leni i nie robi na stronie porządku (stare w nadmiarze przetrzepać, nowe wrzucić), przy okazji dla tych, co wcześniej nie czytali, w zakładce „Schronisko” tekst w którym się tłumaczę, dlaczego robię to, co robię.
Kum!
Dzięki Zabo, już korzystam!
Niestety nie wchodzi. Może później…
To w moim wykonaniu. Moze tego września pogoda nam dopisze 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Zabie_Blota/
Mówiłam ,zę przepiękne!
To jest prawidłowy adres:
http://www.zabieblota.cba.pl
Grażyna,
wszystkiego dobrego z okazji rocznicy!
Pomocy: zabie blota wyswietlaja mi sie z „robaczkami” zamiast polskich liter specjalnych – nie mam tego klopotu z innymi polskimi stronami
Czy mam na swoim komputerze cos inaczej ustawic?
Importujcie te zdjecia importujcie i ja bede musiala jeszcze caly miesiac, do poczatku wakacji wysluchiwac piskow, jakie piekne i czy nie mozemy….
Dzień dobry,
Kilka dni poza blogiem i jakie zaległości… Postaram się dorzucic parę groszy, chociaż już chyba zdążyłam połowę wątków zapomnieć.
Przede wszystkim (wybaczcie, że spóźnione) ukłony i najserdeczniejsze życzenia dla wszystkich blogowych Alicji – toast wniosę Borsao przy dzisiejszej kolacji – nad misą sałatki nicejskiej.
Grażynie – gratulacje i życzenia mile spędzonego wieczoru.
Autorkom „Kuchennej Rewolucji” gratuluję wielkopomnego odkrycia, że taniej i zdrowiej jest jeść rzodkiewkę wiosną, truskawki latem, a dynię jesienią 😉 Proszę mi tylko nie wmawiać, że moja sałatka nicejska jest z jakiś RESZTEK, tylko dlatego, że z myślą o niej ugotowałam wczoraj więcej ziemniaków. (Ze skórką, oczywiście 😉 Siedziałam wczoraj nad talerzem z ziemniakami i młodą fasolką, zastanawiając się – po jakie licho skrobałam dotąd te młode ziemniaki? 😯 To chyba tak jak z tym odkrawaniem mięsa przed pieczeniem.)
Resztki – to brzmi tak niesmacznie, że psu bym nawet (a raczej „tym bardziej”) nie dała.
Żabo, moja Matka kilka lat temu złamała paskudnie nogę. Był gips, długa rehabilitacja i „użeranka” z polską służbą zdrowia. W pewnym momencie Rodzicielka odkryła, że bardziej boli ją chodzenie niż…jazda na rowerze. Na rehabilitację jeździła więc rowerem, szczególnie, że wszystko działo się latem. Nie chcesz wiedzieć, jak na nią patrzono w ośrodku rehabilitacyjnym 😉
Gorzej, że pedząc przez czas „zagipsowania” żywot stacjonarny czyli ogrodowo-leżakowy, „zajadała” nudę serwowanymi przez męża (wyznawcę kuchni mączno-śmietanowo-mięsnej) przysmakami. Ubrania się skurczyły, zaczęły się problemy z cholesterolem… 🙁
Heleno, Drogie Panie – w wiadomej sprawie wypowiem się pierwszy i ostatni raz: szkoda pereł…
Puchalo, pytałaś o dobry punkt wędliniarski w Warszawie. Chociaż bardzo bym chciała, nie jestem w stanie służyć radą w tej dziedzinie. Jestem raczej roślinożerna. Z wędlin już dawno zrezygnowałam, częściowo też wedle zasady „skoro nie stać mnie na najwyższą jakość, nie będę jadła byle czego”. Osobisty na własne potrzeby przywozi co jakiś czas wędliny spoza Warszawy. Sama z chęcią dowiem się, czy Antek ma tutaj jakieś warte polecenia źródło.
My korszystamy z wielkim zadowoleniem ze sklepu pod tytułem Befsztyk przy ulicy Puławskiej tuż przed Domaniewską. Są wędliny z Wielkopolski i innych okolic. I calkiem sporo hiszpańskich kiełbas. Do tego naprawde dobre mięsa. Tyle tylko, że nie jest to sklep najtańszy. Za to jakość przednia.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,5335334,Walka_o_unijny_awans_szczecinskich_pasztecikow.html
Brzucho, co Ty na to? 🙂
spoznione serdecznosci dla blogowych Alicji,
gratulacje dla Grazyny i meza.
Jest piekny, sloneczny a nie goracy dzien. Na lunch i obiad idziemy do parku na tzw street food festival, co roku przyrzadzany przec rozne grupy etniczne. Jestem milosnikiem street food. Milo wspominam pieczne ziemniaki w Wiedniu, moja siostra zamowila tam kielbaske z konia! Na ulicy! Ale to bylo kilka lat temu i mam nadzieje, ze konie maja lepsze zycie dzisiaj. Na pewno te, ktore dozywaja starosci pieknie i godnie u Starej Zaby.
Zabo, ten rower to moze byc dobry pomysl. Specjalista od rehabilitacji by sie przydal. Moj nadgarstek po zlamaniu wygladal troche jak wygiety luk, ale to pozniej przeszlo. No ale nogi musza byc rowne. Trzymaj sie i badz cierpliwa a nieugieta zmagajac sie ze sluzba zdrowia.
Wróciłam, syta słońca, wiatru i potwornie przegrzana od „piastowania psiaka” w obydwie strony w samochodzie – w sumie ok 300 km. Bardzo niewygodnie opierał tylne nogi o moje uda, przednie łapki o moje ramię i oglądął świat. Za czorta nie chciał siedzieć w torbie. Syn twierdzi, że najchętniej wziąłby kierownicę.
Grażynie i Jej Mężowi gratulacje za weteranienie w małżeństwie. Bardzo proszę do toastu dołączyć moją wnuczkę. Kończy 24 (albo 25) lat
Stara Żabo – czy skuteczne, nie wiem, ale moja Teściowa twierdzi, że bardzo skomplikowane złamanie nogi w stawie kolanowym wspomagała (dawno temu) preparatami z żywokostu – okłady na opuchliznę i herbata do picia. Coś w tym możwe być, bo to obfitość krzemu, wapnia i jakichś alkaloidów. Nie na darmo nadano roslinie taką nazwę.
Grażyno,
gratulacje i życzenie by stan podwoić !
Grazyno podaj namiary zaraz sie tam zjawie
A. nie strasz nie strasz…
A u mnie prawo serii. Właśnie wróciłam z pogotowia. Córka ma parę szwów we włosach. Bardzo się stresowała, czy jej nie wygolili włosów wokół rany (ma długie do pasa). Oberwała huśtawką i teraz zdjęcie gipsu będzie razem ze zdjęciem szwów.
… no bo chodzą parami! Ale pierwsze koty za płoty, nie martw się 😉
Małgosiu, zanim córce pomożesz ubrać się do ślubu, prawdopodobnie jeszcze nie jednych szwów albo gipsu się dorobi. Moje bliźniaczki w pewnym okresie życia miały golenie i kolana w szramach, jak indiański wojownik, a kiedy Staś miał 10-12 lat i kolejny raz w pogotowiu chirurgicznym lądował, to przechodzący korytarzem chirurg wołał do pielęgniarki „Siostro, dużo płynu do przemywania, Stasiu nas znowu odwiedził” Pamiętał bowiem, że wezwany do szkoły do poszkodowanego Stasia, który tak nieszczęśliwie „pojechał” po szlace, którą był placyk wysypany, że wyciąganie chłopakowi okruchów szlaki trwało 1,5 godziny, zużył jednocześnie kilka litrów płynu odkażającego.
Tu, w Walonii nie można bez sosu. Wszystko jest jest smaczne i zdrowe, oraz że jest jeszcze smaczne i zdrowe bardzo. A że jeszcze przy tym smaczne, to nawet nie wspominam, bo i po co, skoro takie zdrowe. I w ten sposób aż do zupełnego się zakręcenia wokół własnego ogona, które (zakręcenie) Gospodarz wywołał swoimi sosami.
Heh, sos! Co to jest sos?! Beszamel robi sie z torebki. Serowy (taki niby Czedar) – z torebki, Waniliowy z torebki, i chyba już każdy zgadnie z czego robi sie następne sosy, co? No to zgadujcie na zdrowie, bo to już wszystkie ważne sosy. Jest jeszcze miętowy ale z plastikowej bańki i zostawiony na deser (zupełnie niedeserowy) sos…
No, to powinno być środowe zadanie, jak nazywa się sos Bistro i kto poda nazwę Bistro, ten nigdy nie dostanie żadnej adamczewskiej książki, bo znajomość sosu Bistro jest kompromitacją i wyklucza raz na wcale!!!(i dalszych 12 wykrzykników).
Uwaga smakosze! Podaję przepis, jak się robi sos Bistro. Bierze się udziec zwierzęcia marki Lamb. Udziec ów, po rozmrożeniu, kładzie się na odpowiedniej blaszanej blasze, której nazwa akurat wyleciała mnie teraz ze łba. Udziec ów posypuje się białym proszkiem z pojemnika z napisem Salt (proszku mniej – więcej tyle, co przy soleniu) i wstawia do pieca na którego w Walonii wołają Owen. Po odpowiednio długim upłynięciu cennego jak pieniądz czasu blachę się wyciąga i kawałek owieczki (bo ile taki udziec może niby ważyć?) przekłada na inną blachę, a przypieczone drobiny deglasuje.
Taaa… Niby normalnie, co nie? Z tym, że te 3, powiedzmy, kilo „lambki” da nam…, bo ja wiem…, jakieś 4-5 litrów sosu. No to przecież, że trzeba wspomóc naturę i tu Voy (to ja, Dzień Dobry) chyli czoła przed potęgą brytyjskiej petrochemii, oraz jej partnerom z całego świata. Pamiętajcie – Bistro. Wystarczy pożąglować literami i wychodzi 666, a jak się uprzeć to nawet Jego imię – czterdzieści i cztery.
Mówię Wam! W tym Bistro coś siedzi, jest jakaś potęga, jest ten duch, tylko trzeba go dobrze we wrzątku rózgową trzepaczką przetrzepać.
Iżyku 🙂
Byle częściej!
Grazyno!
Caly wieczor popijam dzis dobre wino na okolicznosc pieknej rocznicy. Zycze jeszcze wielu wspolnych lat!
(tym bardziej, ze ja jestem z tych, ktorym sie nie udalo)
Pyro, zdrowie Twojej wnuczki tez!
Grażyno, wielu kolejnych dobrych lat! Wasze zdrowie!
Iżyku, czyżbyś był winnym produkcji tego sosu? Zlituj się. Haneczka właśnie wysłała do Walii swoje dzieci, obydwoje.
Dobry wieczór wszystkim! U mnie gorąco, w dolinie +32 stopnie, w górach było 17.
Zdrowie Pyrowej wnuczki i małżeńskich jubilatów!
Grażyno, to dla Ciebie:
http://youtube.com/watch?v=KyQtitfozI
http://youtube.com/watch?v=KyQtitfozIo
Przepraszam za błąd
Spokojna jestem jak głaz, Pyro. Walia duża, 5 litrów jej nie zaleje, a małe do sosów mają stosunek minimalistyczny. Używaj sobie Iżyku do woli.
Burza przyszła, dawno nie widziana, więc wyłączam aparature, do zobaczenia!
W Walii, czy w Walonii to jagnię w sosie?
W Walii, żabo, w Walii. To zdegustowany Iżyk przechrzcił Walijki na Walonki i teraz jest już konsekwentny.
U nas tylko trochę wieje. Deszczu nie było od dawna 🙁 Burzy nie chcę.
Byłam dzisiaj na Ziemi Lubuskiej. Nie padało od tygodni. U mojego Brata w ogrodzie żywy piach, żółte, ostre trawniki, zielone drzewa. Kwitną parzy drodze wielkie, ponad 200 letnie lipy – w życiu nie widziałam tak wysokich lip.
W nas stare lipy rosną w potężną koronę, zwieszającą się aż do ziemi – jak w Czarnolesie. Lipy w Przybrodziu są najwyższymi drzewami w całej okolicy.
Przepraszam za literówki („przy” nie „parzy” i „u nas” nie „w nas”)
Musze Wam przytoczyć, bo się tarzam ze śmiechu, a to z sąsiedniego blogu:
Ale i tak zdrrrrowie Alicyj wypijam 🙂
A wiecie, jak je wypijali inni?
Nie wiecie?
No to poczytajcie?
anorektycy – nie zagryzali
egzorcyści – pili duszkiem
grabarze – pili na umór
higieniści – pili tylko czystą
ichtiolodzy – pili pod śledzika
kamerzyści – pili, aż im się film urwał
księża – pili na amen
laboranci – pili, aż zobaczyli białe myszki (mniam)
lekarze – pili na zdrrrowie
matematycy – pili na potęgę
ornitolodzy – pili na sępa
pediatrzy – po maluchu
perfekcjoniści – raz a dobrze
piloci – nawalali się jak messerchmity
syndycy – pili do upadłego
tenisiści – pili setami
wampiry – dawały w szyję
wędkarze – zalewli robaka
członkinie Koła Gospodyń Wiejskich – piły, tańczyły i haftowały!
To ja jeszcze przypomnę Szymborską:
Od wina wszędzie łysina
Od whisky iloraz niski
Od martini potencja mini
Od sherry nogi czterry
Od calvadosu wartyś donosu
Od absyntu zanik talyntu
🙂
Wszystkim dziękuję za pamięć i życzenia. Z ogromną przyjemnością
obejrzałam i posłuchałam youtube od Nemo,
Arcadius – dla Ciebie specjalnie namiary na tą knajpkę. To jest
„Nasz Klub” przy ulicy Woźnej w Poznaniu. Taka nazwa Nasz Klub ( to
nie znaczy ,że on jest nasz- on się tylko tak nazywa, że nasz) .
Przesympatyczne kierownictwo nie wpuściło nikogo z zewnątrz-chociaż nie zajęliśmy całego lokalu. Fortepian był też używany – a jakże – były śpiewy i różne takie plumpania – co się komu przypomniało. A każdy z nas ma w zanadrzu , w repertuarze kilka żelaznych utworów ,wyniesionych z czasów gdy się było z „dobrego domu”. 🙂
W uzupełnieniu toastów dla Alicji – taki jeszcze toast wypijmy
-( może go znacie? …nawet jak znacie to posłuchajcie i wypicie ..)
Pragnę życzyć naszej Alicji
by zawsze miały cztery zwierzęta:
norkę na ramionach,
jaguara w garażu ,
lwa w łóżku
i osła, który by za to wszystko płacił!
Dobranoc.
Doskonałe życzenia, Grażyno, ale pozostaną w sferze życzeń 🙂
No, lwa to mam! To i tak niezle!
Alicjo,
jeśli jest lew, to brak reszty można przeżyć 🙂