Portugalia cała w dźwiękach fado
Percebes dla nas stał się symbolem Portugalii. A cóż to takiego kryje się pod tą nazwą? Percebes to kaczenica, mięczak w podłużnej skorupce przyrośnięty do przybrzeżnych skał. Dostarczony przez rybaków, a właściwie nurków, bo trzeba zanurzać się od wodę, by narośla percebes odrywać od skalnego podłoża, podawany jest w restauracjach na surowo. Ta przekąska, pachnąca morzem i zawierająca sporo kropli słonej wody w każdej rurce-skorupce, nigdy nam się nie znudziła. Ma jeszcze taką zaletę oprócz wyśmienitego smaku, że zaostrza apetyt.
Drugim znakiem firmowym kuchni portugalskiej jest niewątpliwie dorsz czyli bacalao. Podobno każda gospodyni zna i potrafi wykonać 365 dań z dorsza. A spowodowane to jest lekiem o trwałość małżeństwa. Portugalscy rybacy od wieków łowili dorsze. Nie sprzedane ryby dostarczali żonom. I to była podstawa wyżywienia. Kobiety zaś lękając się, iż ich mężowie znudzeni monotonią dorszowej diety mogą je porzucić wymyśliły dziesiątki przepisów urozmaicających domowe menu. Staraliśmy się zweryfikować prawdziwość tej anegdotki. Nie udało nam się jednak zjeść aż tylu dań z bacalao, byliśmy bowiem w Portugalii zbyt krótko. Widzieliśmy jednak w kartach dań dziesiątki rodzajów przysmaków z dorsza. A te, które zjedliśmy były wprost fantastyczne.
Z równym smakiem jak np. bolinhos de bacalhau – złociste pulpety ze sztokfisza – zajadaliśmy kupowane w ulicznych stoiskach świeże sardynki z grilla. Były chrupkie i pachniały morzem. Aby poprawić ich smak należało tylko trochę otrząsnąć je z nadmiaru soli. Portugalczycy bowiem używają – ze względów klimatycznych – znacznie więcej soli niż robi się to w naszej części Europy.
Zachwyciły nas też dwie zupy: caldo verde – zupa zielona przyrządzana z galicyjskiej zielonej kapusty, kartofli, przypraw, oliwy i pikantnej kiełbasy chorizo oraz sopa de pedra – zupa kamienna w której skład wchodziły m.in. świńskie ucho, tłusty boczek, czarna krwawa kiszka, czerwona fasola oraz liczne przyprawy i warzywa.
Spośród wielu świetnych kiełbas i szynek najbardziej przypadła nam do gustu morcela – wędzona i posuszona kiełbasa z dodatkiem chleba, wieprzowej krwi i wielu przypraw z silną przewagą cynamonu.
Do wszystkich dań wybieraliśmy wyłącznie portugalskie wina, a jest ich bardzo wiele. W gorące dni do ryb i owoców morza lub po prostu dla ochłody świetne jest vinho verde (wino zielone). Na zakończenie zaś posiłku najbardziej nam smakowało mocne i słodkie porto lub madera. Ten ostatni gatunek wina odbywa długie rejsy po morzach tropikalnych by dzięki temu dojrzeć. Choć prawdę mówiąc ten przed wieloma laty stosowany sposób dziś zastępują metalowe kadzie, w których leżakujące wino jest po prostu podgrzewane do 45 stopni Celsjusza. Oba gatunki – i porto, i madera – to wina wzmacniane. Do beczek dolewa się brandy lub spirytus doprowadzając ich moc do 20 lub nawet 22 proc.
Przywieźliśmy z wyprawy do Portugalii nie tylko wspaniałe wspomnienia, zwiedziliśmy bowiem kilka muzeów, klasztorów (w tym św. Hieronima), byliśmy na najdalszym zachodnim krańcu Europy – Cabo de (coś tam sprawdzić), jedliśmy kolację w trakcie koncertu muzyki fado, ale mamy także i trwałą pamiątkę. To cataplana. Pod tą nazwą kryją się zarówno dania jak i samo naczynie, w którym są przyrządzane. Cataplana to wielka miedziana kula wewnątrz pobielana, przecięta w połowie i szczelnie zamykana dwoma klamrami. Jej rodowód sięga siedemnastego wieku. To właśnie wówczas Portugalczycy wymyślili to naczynie, które jest pierwowzorem dzisiejszego szybkowara. Kupiliśmy największą cataplane jak była w lizbońskim supermarkecie. Już wszyscy nasi przyjaciele próbowali gotowanych w niej ryb, owoców morza a także mięs i drobiu. Ten siedemnastowieczny szybkowar jest bowiem uniwersalny. Można doń włożyć wszystko. Byle wlać dobrej oliwy i dobrego białego wina i nie zapomnieć o przyprawach oraz ziołach. Rezultat gwarantowany!
Komentarze
Dzień dobry! Podobają mi się miedziane garnki i ni jednego nie mam. W środku lat siedemdziesiątych spotkałam w polskim sklepie komplet i gdybym miałam gdzie ich przechować (wynajmowałam pokój) bo bym je kupiła (chciało mi się bardzo) choć drogie były strasznie. Potem nie zdarzyła się okazja. Ciekawi mnie jak o nie trzeba dbać, by nie śniedziały i czy miedź może być bezpiecznie dla zdrowia używana w kuchni.
A dorsz? Nie dziwi mnie, że żony rybaków wymyśliły tyle potraw z niego, a najlepsze z oliwą, czy masłem, skoro tłustych ryb rybacy do domu nie dostarczali.
Teresko, w sprawie miedzanego garnka. Mam jeden sporawy, bardzo elegancki, kupiony z myslao slubnym prezencie, ale poniewaz zwiazek sie rozpadl, garnek zatrzymany zostal do lepszych czasow. Przelezal w szafie, lsniacy i piekny pare lat, az postanowilam go wyciagnac
i sama uzywac.
Nie jest on oczywiscie meidziany od srodka, lecz pokryty piekna gruba warstwa nierdzewnej stali.
Szorowac go i nablyszczac nalezy nieistety po kazdym uzyciu – jest to najbardziej pracochlonny garnek jaki mozna sobie wyobrazic. Mam do niego specjalne czysciki, ale i one czasami nie zdaja egzaminu i trzeba zastosowac taka nasaczona czyms smierdzacym wate , sprzedawana w zakrecanych sloiczkach.
Nie wiem jak dawne dziewki kuchenne to robily, ale w wypadku mojego garnka jest to labour of love, a nie zwyczajne mycie.
Never again!
Zanim sie oddale do robot – najlepsze w kuchni portugalskiej sa oczywiscie takie tarciki na bardzo kruchym cieniutkim spodzie wypelnione kremem jajecznym i przyopalone od gory. Sa boskie. Takze tarty migdalowe.
KOcham takze pieczonego kurczaka piri-pir popularnego w Portugalii.
Dzien dobry. Ta zielona zupe wprowadzilam juz dawno do mojego jadlospisu. Jest prosta w przyrzadzeniu z tym, ze ja ja znam jeszcze z duza iloscia czosnku.
Ja tylko na chwilę, bo Pyra się pcha.
Alicjo, figi to detal. Żebym tak mogła przerzucić do Ciebie aronię! Bardzo ładnie obrodziła. Jeżeli chcesz, to podrzucę Ci przez Pyrę słoik aroniowego dżemu z ubiegłorocznych zbiorów. A w tym roku utonę w jeżynach. Mam klęskę urodzaju 🙂 .
Dzień dobry – melduje się Pyra. Obżarta „przez pomyłkę”, jak bąk. Dlaczego przez pomyłkę? A, bo kiedy już dojrzałyśmy do śniadania i Haneczka ustawiła na stole zawartość 2 półek w lodówce, Pyra złakomiła się na kromkę ciemnego chleba, był smaczny, ale kromka wielkoobszarowa. Zjadłam z dwoma serami i pomidorem i właściwie miałam prawie dosyć. Skusiłam się jeszcze na kromkę bułki z pasztetem. Kiedy chciałam podnieść posmarowaną kromkę z talerza okazało się, że pod nią tkwi jeszcze jedna – przez pomyłkę wzięłam dwie razem. Sztuka dotknięta idzie -tym sposobem zjadłam jeszcze jeden, nadprogramowy kawałek bułki. Nie pamiętam już kiedy ostatni raz zdarzyło mi się zjeść trzy kromki pieczywa do śniadania. Stąd teraz jestem ociężała, dowcip mi przytępił się znacznie i zaraz pójdę zwiedzać te hektary Haneczki , a wszystko dla zdrowia
Helenko, więc może nie powinnam żałować tamtych miedzianych garnków. Może kiedyś przemysł dopracuje się miedzi tak zagęszczonej jak ta stal o której piszesz i wówczas utrzymanie naczyń w kondycji strawnej dla oka będzie łatwa.
„…byliśmy na najdalszym zachodnim krańcu Europy – Cabo de (coś tam sprawdzić)…”
Też tam byłem ale sprawdziłem: http://pl.wikipedia.org/wiki/Przyl%C4%85dek_%C5%9Awi%C4%99tego_Wincentego
Przylądek Świętego Wincentego (port. Cabo de S?o Vicente) ? przylądek, najbardziej na południowy zachód wysunięta część Europy. Leży w prowincji Algarve w Portugalii, 6 km od wsi Sagres. Stoi na nim latarnia morska, w pobliżu znajdują się twierdze Beliche i Sagres. W średniowieczu miejsce to uznawano za koniec znanego Europejczykom świata. Nazwa przylądka wywodzi się od św. Wincentego z Saragossy.
Pozdrawiam
Adam
Znalazłam przepis na porugalski deser – http://www.kuchnia.tv/html/kuchnioteka/przepisy.php?0,0,705 .
Pyra na dyżurze – denerwuję się wojną kaukaską, występami naszych olimpijczyków, przypadłościami trawiennymi rodzinnego szczeniaka ! ECH, TY ŻYCIE, TY ŻYCIE SOBACZE…!
A tu coś na gorąco lub zimno, na obiad lub kolację – http://www.quchnia.24polska.pl/kuchnia_swiata/portugalska/kurcze_po_portugalsku_561.html , najlepiej bez ryżu, tym bardziej pieczywa. W to miejsce jakaś warzywna sałatka czy surówka może być. Zauważyłam, że im mniej się zjada węglowodanów, tym mniej zjada się mięsa, czy serów i o to też chodzi. W warzywach węglowodanów jest mało w odróżnieniu od produktów zbożowych.
Koniec świata jest na Cabo da Roca W 9° 30′
Cabo de Sao Vicente W 8° 59′ 40”
Cabo da Finisterre W 9° 16′ 20” (uchodził długo za koniec – stąd nazwa)
Byłam na wszystkich końcach świata i sprawdziłam osobiście 😉
Dzień dobry Państwu,
U nas w pracy dziś też koniec świata!
Było w nocy włamanie. Dostali się przez rozbite okno do biura i próbowali otworzyć kasę ale im się nie udało. Porozbijali więc szafki i zabrali dwa komputery. Kierownika i księgowej. Na szczęście do magazynu nie udało im się dostać to mój komputer ocalał.
Była policja, spisali wszystkich – mnie też. Nie wiadomo po co.
Wczoraj byłem z bratową w lesie i nazbieraliśmy dwa wiadra kurek. Bratowa zna takie miejsca, że dużo się nawet człowiek nie nachodzi a grzybów nazbiera.
Przyszło mi do głowy pytanie. Bo ja gotować nie umiem ale chciałbym się nauczyć. To znaczy jajęcznicę to ja usmażę. Ze szczypiorem na przykład jak lato a zimą nawet na kiełbasie.
Czy to jest trudno nauczyś się gotować? W moim mieszkaniu jest kuchnia ale ja tam tylko śniadanie sobie robię, herbaty zagotuję albo ta jajęcznicę.
Tyle tu wszyscy opowiadają o gotowaniu to może ja bym też zaczął. Jakbym się tego poduczył to może bym bratową na kolację zaprosił. Bo brat ciagle w rozjazdach.
Albo kolegów?
Nemo,
nie dobijaj ludzi namiarami. Toż mówię, że końca świata nie ma, bo Ziemia jest okrągła?! No właśnie.
Końce świata…
U mnie kolejna burza, ale właśnie skończyły się widowiska świetlne, to ja też spadam do sypialni.
Helena niech zajrzy do poczty.
Szczypior,
zawsze trzymaj komputer w magazynie 🙂
Alicjo,
Ja cały dzień siedzę w magazynie albo rozwożę towar z kierowcą. Komputer stoi stale w magazynie, bo u nas jest bardzo nowoczesny magazyn. Wszystko skomputerowane. Bez komputera nic nie znajdziesz.
Ja mam kawalerkę w blokach po wojsku i ta kuchnia to właściwie taka wnęka. Ale są dwie elektryczne fajerki i piecyk. Piecyka nigdy nie używałem muszę sprawdzić czy działa. Mam patelnię, dwa rondelki i jeden duży garnek. Jakby było trzeba to pójdę i dokupię czego tam brakuje.
Zajrzalam. Swietnie! Tego potrzebowalam…
Alicja, pytałam Cię uprzejmie, czy chcesz aronię dżemową przez Pyrę, bo bez sensu jej obciążać nie będę?
Alicjo –
– ostatnio slyszalam o jakiejs grupie? formacji? co to wpadla na swiatly pomysl. ze ziemia wcale nie jest okragla lecz duzym plackiem (stad ten zaokraglony horyzont), a reszta to wielkie klamstwo jakim karmi sie biednych ludzi. I z tym poslaniem ruszyli w swiat – ku zaskoczeniu wielu zyskujac nowych czlonkow.Uwierzysz?!!! I to jest KONIEC SWIATA!
Szczypior –
– pilnuj komputera! A gotowac to juz umiesz skoro jajecznice usmazysz.
Sprawdz dzialanosc piecyka i probuj. Tutaj kazdy Ci chetnie rada pomoze.
Powodzenia
Pozdrawiam
Echidna
No przecież nie zaproszę bratowej na jajęcznicę!
Pyro, Haneczko –
– nie daloby rady jakos wirtualnie tych jezyn podrzucic? Chetnie bym pojadla. Moge tez sobie poogladc, czemu nie.
A wzgledem miedzianych naczyn – zgroza. Powiedziano mi kedys iz to najlepsze co moze byc. No i kupilam miedziana patelnie. Gruba, cala z miedzi, za wyjatkiem uchwytu. Piekna! Nalesniki na niej zrobione byly tez sliczne. Jeden w drugi ZIELONE. Prosto do kubla. Patelnia nadal ladnie wyglada, ale ze miejsca nie mam, powedrowala do pudla w garazu. „Ament”. NO MORE!!!
Echidna
Echidno, 🙂 , i po cóż to ja tęsknie wspominam komplet garnków, który widziałam w sklepie więcej niż trzydzieści lat temu…
Czuję się wyzwolona dzięki Tobie. Pozdrówka, Teresa
A co chcialbys Jej podac? Swoja droga co zlego w dobrze przygotowanej jajecznicy? Do tego ze szczypiorkiem. Ciemne pieczywo, maslo i jakies dodatki. Takie pseudowiosenne sniadanie na przyklad. Albo jak czujesz sie na silach – omlet z groszkiem i szynka – tez jajka.
Chcesz gotowac – najpierw musisz wiedziec co.
Widziales po prawej stronie strony internetowej liste linkow? Otwierales „Moje linki – Adamczewscy-nasza strona”? Sprobuj.
E.
Echidno, to skandal, że nie można! Rakietami śmigać potrafią, a wobec zwykłych jeżyn są bezradni. A sama powiedz, kto kiedy miał jakiś pożytek z rakiet 😯
ASzyszu
prawdaż prawdaż że ładnie to brzmi.
Skiłłądź.
Piknie, doprawdy piknie, przenigdy bym tego nie skumał że to właśnie toto.
W przerwie podczas wzorowego obijania się zrobiłem łososia w marynacie koprowo pietruszkowo solowo cukrowo i czosnkowo pieprzowej. Będzie po czym lizać paluszki. I wiem z kim, ale nie powiem. Już ślinka leci mi na taki delikatesik.
Pozdrawiam blogo pisaczoczytaczy. Jeszcze jakiś czas odpoczniecie tu ode mnie. Ale widać już światełko w tunelu.
Patelnia miedziana tez musi byc wewnatrz wylozona gruba warstwa stali lub zelaza. Inaczej powstaja jakies reakcje.
Natoniast ciezkie miednice miedziane, a raczej mosiezne sluza do smazenia konfitur i marmolad i takie sa w stalym uzyciu na angielskiej i szkockiej wsi, przekazywane z pokolenia na pokolenie (tutejsi smaza marmolady takze w zimie – w krotkim sezonie gorzkich sewilskich pomaranczy) .
Ja swego garnka miedzianego nie zaluje, ze mam, bo moge wniesc na stol i swietnie wyglada w swietle swiec. Wszystko w okolicach tego garnka szlachetnieje i nabiera nowego wymiaru. Ale roboty z tym co niemiara. Czuje sie pelna cnot domowych jak go wyszoruje i wypoleruje 🙂 🙂 🙂 .
Kuchenny High Noon
Gary Cooper
http://www.all-clad.com/collections/copper-core/
Serdecznie pozdrawiam
zlewkrwi
Mozna i tak, Zlewiku. Podobna mam patelnie – ma ponad 50 lat, prezent od starej przujaciolki gdy zakladalam tu dom. Bardzo latwa w utrzymaniu. Dobre patelnie zawsze maja miedziana warstwe schowana w dnie, widac tylko maly pasek. Wrzucam ja do zmywarki jak mam miejsce. Nikt by nie zgadnal ze Jasiunia kupila ja (u Harrodsa) na poczatku lat piecdziesiatych.
Szkoda, ze ie mam corki do przekazania jej dalej. Albo syna.
Witam,
Z tego co pamiętam to kiedyś miedziane patelnie i rondle były pobielane cyną. Jeszcze to zweryfikuję.
W mojej okolicy również obrodziły jeżyny. Rosną one na ugorach i nieużytkach rolnych, których jest tu co nieco. Kłujące jak diabli, ale owoce słodkie, po prostu poezja.
Do domu przywędrowały już 4 wiadra, z których powstało ok. 40 buteleczek soku, kilkanaście słoików dżemu. Część stoi w dużym gąsiorze zasypana cukrem, dzisiaj po południu planuję wyskoczyć w teren i zerwać jeszcze trochę i uzupełnić – zrobię z tego wino.
Jeżeli nie zniechęcę się pokłutymi paluchami to nazbieram jeszcze trochę na nalewkę wg przepisu Pana Lulka. Pamiętam jak przez mgłę, że kiedyś próbowałem nalewki z jeżyn i była jakoś mało wyrazista i nie powaliła mnie na kolana. Ale wg tego przepisu na pewno będzie dobra.
Tu Pyra – pożałowałam obfitości malin i jeżyn, które spadają dojrzałe z krzewów i zebrała pół głębokiej sporej miseczki. Siedzę teraz na drewnianym tarasiki, czytam sobie i podjadam to, co zebrałam, a malusieńka gabarytowo Pani Domu tokuje nade mną , jak zatrwożona kwoczka „A może Ty głodna, a może byś coś zjadła” itd. No jakże – po śniadaniu opycham jakiś kilogram owocu i mam być głodna?
A mnie, nie wiem jakimi skojarzeniami, przy okazji poprzedniego wpisu przypomnial sie jeden z ulubionych „wierszykow” Milosza. Moze dlatego, ze mysli moje sa dzis z tymi, ktorzy przezywaja kolejna wojne.
Moze nawet i Alicji sie spodoba (wiem, ze ie przepada za CM)
PIOSENKA O PORCELANIE
Różowe moje spodeczki,
Kwieciste filiżanki,
Leżące na brzegu rzeczki
Tam kędy przeszły tanki.
Wietrzyk nad wami polata,
Puchy z pierzyny roni,
Na czarny ślad opada
Złamanej cień jabłoni.
Ziemia, gdzie spojrzysz, zasłana
Bryzgami kruchej piany.
Niczego mi proszę pana
Tak nie żal jak porcelany.
Zaledwie wstanie jutrzenka
Ponad widnokrąg płaski
Słychać gdzie ziemia stęka
Maleńkich spodeczków trzaski.
Sny majstrów drogocenne,
Pióra zamarzłych łabędzi
Idą w ruczaje podziemne
I żadnej o nich pamięci.
Więc ledwo zerwę się z rana
Mijam to zadumany.
Niczego mi proszę pana
Tak nie żal jak porcelany.
Równina do brzegu słońca
Miazgą skorupek pokryta.
Ich warstwa rześko chrupiąca
Pod mymi butami zgrzyta.
O świecidełka wy płone
Co radowałyście barwą
Teraz ach zaplamione
Brzydką zakrzepłą farbą.
Leżą na świeżych kurhanach
Uszka i denka i dzbany.
Niczego mi proszę pana
Tak nie żal jak porcelany.
Washington D.C., 1947
Myslalam ze mowimy o grankach miedzianych, stad me wspomnienie zielonych nalesnikow. Granki i patelnie z wtapiana (chyba tak jest technologia) miedzia na spodzie, to dla mnie inna historia. Mam taki komplet i okrutniem z niego zadowolona. „Piore” w zmywarce bez problemu, jedynie po gotowaniu ziemniakow nie. Zawsze pozostawl pasek po lini wody (z sola). Ale to nie sa typowo miedziane gary.
Z tym „bieleniem” pateln tez cos slyszalam. Ponoc specami byli Cyganie (romowie?).
Haneczko – tenisisci!
Heleno, ruszyłaś uspione pokłady. Ten wiersz nie dawał mi kiedyś spać, teraz znow będzie za mna chodził. I dobrze, powinien.
Pawle, mam jeżyny bezkolcowe, ogromne. Poproszę instrukcję na wino, pzrecież one mnie zasypią!
Echidno, lubię jak się mnie złapie 😆
Pyra obiecala mi osobiscie, ze da mi w prezencie autentyczna musztardówke. Moze nawet dwie. Kto tam wie. Jesli ktos w swoich zbiorach szlachetnach szkiel znajdzie autentyczna musztardówke albo i kilka, prosze o przywiezienie na Zjazd. podróbki wykluczone.
Dawno nie robilem w Polsce zakupów w zwiazku z tym mam pytanie. Czy mozna jeszcze nabyc droga kupna autentyczna Likier Baczewskiego zwany potocznie denaturatem. Jezeli tak, to w jakich opakowaniach. Kiedys byly autentyczne butelki litrowe kapslowane. Wyobrazam sobie jak wspaniale wygladalaby kolekcja skladajaca sie z litrowej butelki z autentyczna etykieta w otoczeniu kilku zacnych wszesniej uzywanych szkiel.
Przypomina mi sie przygoda sprzed wielu laty. Zbieralem wtedy na Helu jezyny i jagody. Bylo juz po sezonie i stonka opuscila plaze a samochodem mozna bylo dojechac az do szlabanów przed siedzibami prominenckimi. Teraz to pewniw mozna dojechac az na Hel a prominenta nie uswiadczysz. Co najwyzej jakiegos BOR – owika. Mam na mysli miasto na samym koncu pólwyspu. Nazbieralelismy sloik jezyn i pól sloika przejrzalych juz jagód. W domu na cale szczescie bylo czym zalac. Stala ta nalewka kilka miesiecy i nabierala mocy. Mocna byla ale dawala sie pic w niewielkich ilosciach. W okolicach swiat Bozego Narodzenia spodziewalismy sie gosci. Stól nakryty na najwyzszy dostepny blysk. Ze szklem i porcelana nie bylo klopotów a mnie udalo sie nabyc droga kupna w sasiednim, zaprzyjaznionym kraju komplet, do dzisiaj w posiadaniu mego syna, zastawy Misnienskiej. Wloklem sie z tymi pakietami a celnicy o dziwo, z zadnej strony nie zakwestionowali ladunku.
Na srodku bialego obrusa stala butelka Likieru Baczewskiego wlasnej roboty, tyle, ze bardziej ciemna anizeli w sklepach. Czulo sie, ze pewnie kupiona za dolce w Baltonie. Przyjaciel mój, który zawsze byl dusza towarzystwa, chwycil ciach, raczka za szyjke i zbaranial. Wyjatkowo nie musial nalewac, bo kazdy z gosci mial w swoim kieliszku autentyczny plyn jak w pelnej zreszta butelce.
Powialo groza nad stolem. W pewnej chwili jedny pani, pozostajaca aktualnie w fatalnych stosunkach z wlasnym, obecnym zreszta malzonkim, wykonala tradycyjny zreszta gest pod nazwa, no to ciach racza za nózke, podniosla kieliszek i zwracajac sie do slubnego wypila za pomyslnosc jego kolejnego romansu. Pochwalila trunek, twierdzac, ze jeszcze w zyciu nie pila czegos podobnego. Pan malzonek, blady jak truchlo, podniósl swój kieliszek i odpil w kierunku, jeszcze wówczas, malzonki. Potem toast szly porzadnym ciagiem. Ludzi bylo kilkanascie osób i powoli butelka opustoszala. Jedzenie jak jedzenia, bylo dobre ale nie ono stalo sie hitem wieczoru. Oczywiscie przebojem nie byla równiez woda mineralna.
Na zakonczenie przy pozegnaniach jeden z gosci podziekowal za kolacje majac nadziej, ze nie byla to Ostatnia Wieczerza.
Jezynówka nastawiona. Jeszcze malo jezyn ale jutro ide do sasiadów na tak zwana pachte. Kolor zaczyna byc obiecujacy. Dolewac bede chyba rosyjska Stoliczna. Wtedy nie bedzie potrzeby rozprowadzania woda wyrobu. Bedzie okolo 55% mocy. Akurat dobre na zimowe wieczory.
Sadze, ze teraz wszyscy zrozumieja dlaczego pragnalbym skompletowac zestaw musztardówek oraz moje pytanie o wspomniany likier. Zawartosc butelki pójdze do baku mojego samochodziku. On jest w stanie wszystko przepalic a potem ja wezme sie za dzielo.
Pan Lulek
Wyrobem miedzianych i cynowych patelni zajmowali sie w Polsce tradycyjnie Romowie z grupy kalderaszow (kalder po wegiersku garnek albo kociolek, po angielsku wciaz : cauldron) . Kiedys koledzy blogowi pisali i wciaz dzialajacej gdzies na Wybrzezu spoldzielni romskiej robiacej patelnie, garnki i miednice. Patelnie romskie mialy czesto bardzo dluga raczke, zeby mozna bylo smazyc nad ogniskiem.
Widzialam piekne wyroby kalderaskie w Muzeum Etnograficznym w Tarnowie i w wielu romskich domach. Kotly i patelnie.
Bo jest to bardzo przejmujacy wiersz, Haneczko. Ja nawet kiedy przestawiam porcelane w kredensie, to zaczynaja mi brzmiec w glowie pierwsze cztery linijki. Wtedy zamiast o porcelanie, mysle o kruchosci zycia. I tym wersie o „rzesko chrupiacych” pod butami skorupkach naszych przywiazan, naszych malych radosci .
Z tego co pamietam miedzine naczynie sluzylo kiedys do wysmarzania powidel i innych konfitur.
Szczypior, gotowanie jest proste, trzeba sie tylko odwazyc, ja szukalam poprostu samku dan, ktore mi bylo dane poznac w zyciu i mnie sie udalo.
Panie Lulku – drogą kupna można ów likier w Polsce kupić w sklepach chemicznych. Ja widziałam butelki półlitrowe. Sama kiedyś taką nabyłam już nie pamiętam do czego. Wiec pewnie i teraz można kupić. Litrówek nie widziałam.
Heleno – na przekór ludzkiemu obłędowi jest na szczęście poezja. Dobrze, że ten tekst przypomniałaś.
A w ogóle zapomniałam się przedstawić. Tu Pyra
Byłam w Cabo da Roca dwa lata temu, nabyłam nawet stosowny certyfikat (choć właściwie nie wiadomo po co).
Mam również cataplanę, ale jeszcze jej nie zaingurowałam. Jak się w końcu odważę, to opiszę.
Kamien zlecial mi z serca. Zycie powolutku wraca do normy. Zeby jeszcze byly litrówki.
Niemniej jednak trzymam Pyre. Za co ? Za slowo o tych musztardówkach
Pan Lulek
w środku nocy i przy burzy zapomniałam o dżemie z aronii. Jasne, że dawać, haneczko, zeżrę na miejscu! A że malin i jeżyn nie da sie skompresować i wsadzić na CD to prawdziwa granda! Trzeba informatyków pogonić do roboty.
Idę się ogarnąć, jeszcze wpisów nie miałam czasyu poczytać.
Haneczko,
Po Twoim pytaniu lekko zbaraniałem i zacząłem się zastanawiać, jak też ja mam zamiar robić to wino 😉 Jak pisałem, póki co zasypałem owoce cukrem, żeby poczekały na uzupełnienie kolejną partią a potem się miało zobaczyć. No i zacząłem szukać.
Efektem jest znalezienie strony http://alkohole-domowe.com/wino/wino_z_jezyn.html na której jest opisana technologia produkcji. Co prawda mowa jest tam o winach mieszanych z przeważającą ilością jeżyn, ale ja zrobię z samych jeżyn, bo innych owoców nie mam. Zrobię to wg przepisu na 16%.
W domu mam jakieś drożdże winiarskie, chyba odmiana Burgund, więc może się będą nadawały. Dzisiaj podjadę do sklepu z akcesoriami winiarskimi to się jeszcze dopytam.
Sprawdzę jeszcze przepis w starej książce „Domowy wyrób win”, która stoi u mojej teściowej na półce. Jak będą jakieś inne dane niż na w/w stronie to się odezwę.
Myślę, że strona spodoba się też Panu Lulkowi, gdyż jest tam dział o wdzięcznej nazwie „bimber” 😉 Jakości zamieszczonej tam wiedzy nie jestem jeszcze w stanie ocenić ale poczytam sobie w wolnej chwili.
Pawel,
Ty mnie nie idz wyzywac mnie od „bimbrowników”. Po pierwsze primo, to ja pedze gorzale w róznam gatunku a po drugie primo, wszystko jest legalne lacznie z licencja i oplata podatku akcyzyjnego. Podatek ten wynosi 2 Euro od litra + za czas pedzenia. Jesli chodzi o czas, to ja jestem wyznawca teorii wzglednosci ( patrz Alber Einstein ) co zas do litrazu, to tez w róznych krajach obowiazuja rózne jednostki miar objetosci. Poza tym w tym wzgledzie ja jestem wyjatkowo slaby w arytmetyce.
W calej procedurze pracuje za klase robotnicza a cale podatki i koszta ponosza za kazdym razem wlasciciele sil wytwórczych czyli zdolnosci produkcyjnych.
Chwilowo otrzymalem zaproszenia do udzielenia technicznego wsparcia kilku sasiadom. Bedzie zajecia do konca roku.
Potem przyjdzie czas robic miejsce dla nowych zbiorów.
I tak to dookola Macieju.
Pan Lulek
Doping dla Szczypiora:
http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,90439,5559552,Plesn_nie_zabija___czyli_praca_w_barze_fast_food.html
Być może pierwsze próby nie będą tak smaczne jak z junk foodów,
ale przynajmniej wiesz, co jesz. Zacznij od łatwych i prawie nie wymagających pracy np. stek.
Pozdrawiam
zlewkrwi
Dziękuję za linkę, Pawle. Jakoś nigdy nie robiliśmy z panem mężem napitków, stąd kompletna ignorancja. Do ludzkich praktyków mam większe zaufanie niż do poradników książkowych 🙂
Podali dziś w radio, że w Poznaniu jeden starszy pan z lekka zdewastował swe mieszkanie 🙂 . Eksplodowała konstrukcja do pędzenia bimbru…..
http://picasaweb.google.de/dorotadaga/ZabieBlota
Radek i Bobik maja pozdrowienia od Krotkiego i pewnej psiej damy o imieniu Aga
Szczypior albo te kurki, ktore nazbierales podsmaz w maselku na patelni, dodaj smietany, oczywiscie soli i pieprzu do tego tluczone kartofle albo makaron.
Heleno!
Tylko mi tu nie imputować niechęci do CM! Różnica jest taka, że mam innych ulubionych, a CM i owszem, tylko zależy, jaki wiersz. Niektóre są ciężkie i koturnowe, powiedziałabym, i to mi nie leży. Ale ten? Oczywiście!
Panie Lulku,
czy mam przywiezć musztardówę z Kanady? Nie taką znowu nadzwyczajną, ale moją ulubioną, a ponieważ mam dwie, chętnie się z Panem Lulkiem podzielę. Jest to musztardówa z uchem, taki mini-kufelek do piwa. Reflektuje Pan, Panie Lulku? Oczywiście liczę na piersiówkę gruszkówki albo czegoś równie szlachetnego, wiadomo, czyjej produkcji 😉
Haneczko, toż ja robie co roku zajzajery z rabarbaru oraz z porzeczek – żadna filozofia, tylko trzeba mieć pakiecik winnych drożdży, no i cukier – i znać proporcje, mocium panie, czy sie chce zrobic *ulepek*, czyli słodkie wino, czy wytrawne. Dosłodzic zawsze mozna, ale odsłodzić… to juz gorzej!
Na 20 litrów nastawu rabarbarowego daję mniej wiecej 6 kg cukru i wychodzi wytrawne, ale wiadomo, ze rabarbar jako kwach okropny wymaga wiecej cukru. Inne owoce – mniej wiecej 4-5 kg cukru, blizej 5. I to są wytrawne, zależy zreszta, z czego sie robi i jak słodkie czy kwaśne są owoce. Ja to robię mniej wiecej na oko. Robiłam juz wino z kwiatów mleczu (wspaniałe, nie cukier a miód jest tu kluczem, no i cytryny!), z truskawek, wiśni… no i te moje zajzajery z rabarbaru rok w rok, a teraz doszły czerwone porzeczki. Bardzo się nasładzam na wino z czarnej porzeczki, ale to najwcześniej za dwa lata, dopiero w tym roku posadziłam. Mój Tata robił, ale zawsze bardzo słodkie. Aromat wspaniały, ale przełknąć to tylko mały kieliszek, bo bardziej był to likier niz wino.
U mnie znowu burza. LUDZIE !!! Ileż można?!
Alicjo, z czarnej porzeczki lepiej robic nalewki, robiac wino mieszam czarne porzeczki z bialymi i czerwonymi, dodaje aronie i nie daje tyle cukru, jak to sie robi w Polsce o polowe mniej i mam semi seco
Doroto, gratuluję wyprawy, a pewnie i zaproszenia, jak i fotografii. Przyjemnie popatrzeć.
Jezeli przyjemnie to sie ciesze, jak i z mojego pobytu w Zabich Blotach. Cieszymy podpowiada Dagny.
Pozdrów, proszę, Dagny ode mnie.
Alicja!
Klasyczna musztardówka nie posiada uszka. To jest jakis nowomodny wymysl. Miedzy nami mówiac sympatyczny. Musztardówka, to jest po prostu musztardówka i tyle. To co posiadasz jest zapewne jakims austriackim wymyslem. Takie mam w domu ale z tego nie da sie przyzwoicie pic Likieru Baczewskiego. Mowa o kolorze. Jesli reflektujesz na piesíówke to prosze przyjechac z pusta z nadzieja, ze jednak bedzie czyms napelniona.
Wywiadl doniósl, ze Marek i Slawek aktualnie baluja w Paryzu. Niech no tylko nie nadesla stosownego sprawozdania.
Wysle ekspedycje karna.
Pan Lulek
Potugalia moja milosc. Fado moja namietnosc.
Niestety do do Potugalii nigdy nie dotarlem.
Zazdroscilem ostatnio Pani Dorocie podrozy do Lisbony.
Moze trzeda bedzie zacisnac pasa i odlozyc troche na wycieczke mazen.
Moze poczuje bryze znad Atlantyku. Morze w piatek…
Panie Lulku,
To taki kanadyjski wymysł raczej, to uszko, ja używam tej musztardówy do mieszania winegretów sałatkowych, bo wygodne i ma oczywiście zgrabne wieczko. Kolor niestety – żaden, przezroczyste szkło 🙁
Doroto,
pogoda dopisała u Starej Żaby? Dawaj zdjęcia! No i szersze sprawozdanie!
Alicjo – http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=557#comment-73863 .
Chcesz miec córke albo syna wyslij zone do Polczyna. Piekne uzdrowisko i wspaniale tereny spacerowe. Kiedys, w zasadniczo nieslusznych politycznie czasach, bawilem tam na wczasach. Reperowalem sie pomiedzy dwoma mniej czy bardziej zwariowanymi zadaniami. Jako szeregowy prominent z wlasnym Trabantem. Lekarz zalecil mi dlugie spacery i kapiele w okolicznych jeziorach. Zgadalo sie z jedna kuracjuszka, ze ona otrzymala analogiczna kuracje. Poszlismy we dwoje na dlugi spacer. Bedac nad dalekim, bezludnym jeziorem, stwierdzilismy obydwoje, ze na szczescie zapomnielismy kostiumów kapielowych. Znalezlismy na szczescie dobre rozwiazanie i wracalismy do domu w suchych strojach i pieknie opaleni.
Po jakichkolwiek dolegliwosciach reumatycznych czy lamaniu w kosciach nie pozostalo sladów.
Pan Lulek
Alicjo, pogoda byl dobra na konie i przygody ze zwierzakami, na spacery w lesie i palaszowanie porzeczek z krzaka. Ale o ile Ciebie przesladuja w tym roku burze to mnie przesladuje ziab, mnie jest za zimno, nawet jak swieci slonce, to lato jest do kitu. A tu jeszcze ci szczesliwi donosza o malinach, jerzynach itd.
Stara, dobra musztardówka, z epoki wczesnego PRLu wyglądała tak:
http://marek4.fotosik.pl/albumy/435186.html#e
Ale gdzie jej teraz szukać? 🙂
Dziekuje Pani Tereso, Dagny
Polska musztardowka jest inna od amerykanskiej i pewnie kanadyjskiej. Polska byla z grubego, lekko zielonkawego i metnego szkla, waska od spodu, troche rozszerzajaca sie w gore i miala po brzegach taka warge, o ktopra zaczepialo sie przykrywke . Amerykanska spod musztardy robionej z Kosciuszki (Kosciusko Mustrad) jest kufelkiem z uchem, prostym, czasami troche graniastym.
Panie Lulek, nie chce byc brutalna, ale bede. Wspominki o nagich kapielach w morzu czy jeziorze sa zawsze udzialem BARDZO starych ludzi. Mlodzi duchem takich wspomnien nie snuja, bo kazdy sie kiedys kapal nago tu czy tam. .
To jest ostrzezenie 🙂 🙂 🙂 .
O! O!!. Wlasnie takie jak andrzej jerzy pokazal, Tak je pamietalam.
A… dzieki, Tereso, łajza minęli!
Doroto, ale piekne konie, prawda? No i przeurocza Gospodyni przede wszystkim, Józio z Krótkim i tak dalej. Myśmy akurat mieli paskudna pogodę wtedy, kiedy odwiedzalismy Żabie Błota, ale to były 2 dni w całym naszym wakacyjnym miesiacu, więc nie narzekam.
Andrzeju.jerzy, w starych kredensach naszych mam może by się odnalazła taka musztardówa. Poszukam, moja mama ma taki stary kredens w piwnicy, słoiki i różna zawartość, ale według mojego zegara podróżniczego najpierw jadę na Zjazd, a potem do mamy na Dolny Sląsk.
Tu Pyra – pomoc dajcie mi Rodacy
Haneczka została uszczęśliwiona wiadrem papierówek, a jutro zapowiedziano c.d.. Ja dawno nie robiłam jabłecznika i proporcje mi uciekły – kto wie jak się robi wino z jabłek ? Ile cukru, ile moszczu , ile drożdży (typu tokay albo muscat, tyle pamiętam)
Jutro będziemy przerabiały
O, Alu, dopiero teraz przeczytalam co napisalas o Miloszu. Mysle, ze to co odbierasz w niektorych jego wierszach jako „koturnowosc” jest proba ocalenia w jezyku powagi , godnosci, dostojenstwa, kiedy usiluje, jak sam powiada w jednym z wierszy „z plugawego zgielku gwalconych wyrazow ocalic slowa spokojne i jasne” (nie pamietam tytulu wiersza, ale zaczyna sie od slow „Piekny jest ludzki rozum i niezwyciezony….”).
Pokroić jabłka, zalać 20 litrami wrzatku z zagotowanym w tymże 6 kg cukru. Jak ostygnie, dodać pakiecik drożdzy. Trzymać w ciepłym miejscu, po pierwszej gwałtownej fermentacji (pare dni) zlać płyn ostroznie do osobnego naczynia i niech sobie bulgota w chłodniejszej piwniczce przez kilka miesięcy. Część cukru mozna zastapić miodem, wtedy jest lepszy smaczek. Odjąć kilogram cukru, bedzie bardziej wytrawne, ale jak ma byc tokajowe, to jednak minimum 6 kg na 20 litrów, w tym troche miodu.
To je prawda, Heleno – ale wiesz, każdy ma swoje, kulinarnie by to ująć, „kubki smakowe”. Dobrze powymieniać opinie, bo wtedy zawsze trafiamy na coś, co nam umknęło, a warte było zerknięcia. Dzięki.
Gdzieś, kiedyś słyszałem „Piosenkę o porcelanie” śpiewaną….
Znalazłem, ale to nie ta która zagrała w mojej głowie.
http://www.pmatczuk.art.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=30&Itemid=5
Ale kto ciekaw, niech posłucha.
Moje dziecko, ledwie wróciło o północy z Locarno, a już wieczorem dało nogę do Berna, gdzie obejrzy film na świeżym powietrzu (akurat psuje się pogoda 🙁 ), a rano uda w dalszą podróż do Zurychu na 2-dniową wycieczkę klasową na rozpoczęcie nowego roku szkolnego. W programie muzea i kąpielisko Alpamare). W międzyczasie tj. rano przyjechał jej Geolog po nocnym dyżurze w domu starców. Pogoda nam się popsuła, więc obejrzeliśmy wspólnie film na DVD, a potem graliśmy w tysiąca 😎 Tak ich ta gra wciągnęła, że o mało przegapiliby pociąg 😉
Czy ktoś z Was widział już „Everything is Illuminated” (2005)? Piękny film o młodym amerykańskim Żydzie, który wyrusza na poszukiwanie kobiety, która uratowała życie jego dziadkowi w czasie nazistowskiej likwidacji ich wsi na Ukrainie. Dramat i komedia i na dodatek prawdziwa historia z muzyką m.in. Gogol Bordello. W filmie mówią po angielsku, rosyjsku i ukraińsku. Młody Jonathan Foer (Elijah Wood) przyjeżdża do Lwowa, skąd odbiera go przewodnik i tłumacz z Heritage Tours Odessa…
Panie Lulku,
Bardzo proszę nie obrażać się, bo to nie było moim zamiarem. Cóż ja poradzę na to, że pomimo zajmowania się szlachetnymi trunkami własnej roboty akurat tak się ten dział nazywa? Znam jeszcze jedną stronkę dla podobnych pasjonatów, ale ona też ma w nazwie to nieładne słowo 😉
Strasznie zazdroszczę Panu funkcjonowania w normalnym kraju, który potrafi dopracować się sensownych rozwiązań w zakresie samodzielnej produkcji. Paru znajomych próbowało podejść do uruchomienia analogicznej działalności u nas, jednak zderzyli się z taką biurokratyczną machiną, że się poddali i działają w podziemiu. Szczegółów nie znam niestety.
Ja też czasami schodzę do podziemia z tą działalnością, zwłaszcza gdy u babci obrodzą winogrona 😉 Produkcja służy potem do nalewek. Jest tego ok. 20 – 30 litrów i naprawdę chętnie zapłaciłbym od tego podatek, pod warunkiem, że byłby on w sensownej wysokości i naliczony na jasnych i prostych zasadach.
Jeszcze temat jeżynowy – po pracy pojechałem ponownie na zbiory. Efekt tego wysiłku to 10 kg owoców w 1,5 godz. oraz jakieś pół litra krwi, które niezbyt honorowo (i nie bez walki) przekazałem komarom. Ok. 20.30 musiałem zakończyć, bo zaczęło się zmierzchać a latarki niestety zapomniałem. Jutro powtórka.
…a ja chyba podłapałam jakieś paskudztwo żołądkowe jednak 🙁 O, boli i jest niedobrze!
Gogol Bordello?! 😯
Pilnujcie nie dokończonej powieści!
Alicjo,
dla Ciebie:
http://www.youtube.com/watch?v=p_81l4DXlwM
What about saussage?
http://www.youtube.com/watch?v=Ahx4q58PBVE
Gogol Bordello na dworcu we Lwowie
http://www.youtube.com/watch?v=id15tjDK3K0&NR=1
O jabłkowym winie wiemy już z Pyrą wszystko. Jutro skoro świt bierzemy się za papierówki.
Pawle posadź ze dwie takie jak moje. Bez drapania będziesz miał jeżyn ile chcieć, albo i więcej.
Z rabarbarem Alicjo powalczę w przyszłym roku. Mój jest jeszcze malutki, ale Twój zajzajer coraz bardziej mnie kusi. Żołądek to paskudztwo, nic tak momentalnie nie wykańcza jak on 🙁
hehehe… nemo, taki Borat prawie 😉
Aż mi przeszło żoładkowe 🙂
To mi przypomina filmy Kusturicy, koty białe i czarne, Czas Cyganów, Podziemie .
nemo – wyszło po polsku „Wszystko jest iluminacją” Foera. Mam, ale jakoś nie dałam rady przebrnąć…
Haneczko, miałem kiedyś taką jeżynę udomowioną bezkolcową (niestety 2 lata temu padła) ale smak jej owoców był moim skromnym zdaniem gorszy, niż tych dzikusów rosnących w polu. Owoce może mniejsze, ale smak bardziej pełny i wyrazisty. Właśnie dla tego smaku warto się nieco poświęcić i pocierpieć 😉 Zimą, gdy otworzę buteleczkę z sokiem, moje cierpienie zostanie wynagrodzone po stokroć tym wspaniałym aromatem i smakiem 😉
Życzę powodzenia i wytrwałości przy produkcji wina z jabłek. Zacznijcie od nastawienia drożdży, bo przed wlaniem do moszczu powinny się przez kilka dni namnażać w butelce z cukrem i pożywką (jestem taki mądrala, bo właśnie nastawiałem swoje). Takie wino wymaga też czasu. Sąsiad szwagier zrobił takie jakieś 5 lat temu. Przez pierwsze 2-3 lata doznania po spożyciu były raczej średnie. Ostatnio wyciągnął jakąś zapomnianą butelkę i wino okazało się być rewelacyjne.
Tez znalezliscie sposób na jablka. Nie zapominajcie, ze na przyklad w Badenii Wirtembergii na brzegach Neckaru rosna po jednej stronie winogrona a po drugiej jablonie i grusze. Winnice sa jesienia przykrywane siatkami zeby ptaki nie podbieraly winogron ( Ordnung muss sein ). Z tych winogron sa Trollingery biale i czerwone o charakterystycznym smaku typowym dla tamtejszej ziemi uranowej.
Z jablek natomiast i gruszek robi sie most. Nie mylic prosze z mostem winnym. Most robi sie w nastepujacy sposób. W miesiacych lipcu i sierpniu sprasza sie przyjaciól do pomocy w przygotowaniu miejsca pod nowe zbiory. Krótko mówiac wypija sie most z ubieglego roku,który nie wytrzymuje wiecej jak jeden rok. Potem jest do wylania. We wrzesniu, kiedy owoce sa dojrzale, zbiera sie je w jutowe worki. Stoja w tych workach szesc tygodni az zrobia sie cale brazowe. Potem jedzie sie do prasowalni gdzie nowoczesna prasa, numerycznie sterowana o potwornym nacisku wyciska sok. Pozostaja placki o grubosci dwa centymetry przeznaczone na pasze dla bydla. Sok, tuz po wycisnieciu juz nadaje sie do picia. Ma odrobine brazowawy kolor. Potem nastepuje samoistna fermentacja i zamienia sie w orzezwiajacy trunek o leciutko zóltym zabarwieniu. Dojrzewa ten most az do nastepnego sezonu zmieniajac ustawicznie smak i stajac sie coraz bardziej klarowny a na koncu zupelnie jak woda. Osiaga do 12% ale wchodzi niezauwazony do glowy. Nie wolno po jego wypiciu jezdzic samochodem. Taki zdradliwy.
Nie nalezy mylic tego mostu z naszym. U nas most zaczyna sie w sierpniu. Robiony jest z winogron. Zawsze ma kolor ciemnobrazowy w odróznieniu od Dolnej Austrii, gdzie szczególnie w okolicach Wiednia wystepuje w dwu odmianach jako most bialy i czerwony.
W kazdym przypadku pomóglby na zoladkowe klopoty Alicji. Wypity, powoduje czystke jelitowa ale i potworny apetyt. W miescie Voesendorf odbywaja sie nawet kuracje odchudzajace przy pomocy regularnie pitego mostu.
To jest jednak calkiem inny historia.
Sadze, ze zastawa z prawdziwych musztardówek nie jest dostepna nawet na stolach JKM królowej Wielkiej Bratanii.
Gdzie jej tam do tego poziomu
Pan Lulek
Mądralo Pawle,
u mnie sprzedaja takie gotowe kopertki z drożdżami winnymi typu champagne albo jakieś tam montrachete, i wystarczy posypać to na zastaw, tylko oczywiście temperatura musi być odpowiednia. Rosną, jak na drożdżach, te drożdże 😉
Nie trzeba nastawiać, natychmiast pracuje. Po pierwszej gwałtownej fermentacji – jak pisałam wyzej, pare dni, do tygodnia zajmie, ściągnąć do baniaka i do piwnicy najlepiej. Baniak powinien być prawie pełny, jak najmniej powietrza.
Wino im dłuzej stoi, tym lepsze, ale trzeba pamiętać o szczelnym zamknięciu i stałej temperaturze i wilgotności w piwniczce. Nawymądrzałam się 😯
Tu Pyra – Haneczka właśnie szoruje grzeszne ciało, a Pyra jeszcze trochę bloguje. Jutro w dom wracają tutejsi mężczyźni, czyli mąż i syn i wszystko nabierze oczywiście nowego kolorytu. Od rana zabierzemy się za papierówki zaraz po śniadaniu. Haneczka na jutro planuje kurczacze wątróbki z jarzynami , chce też zrobić jarzynową sałatkę (widać ulubioną przez panów)
Korzystając z chwilowego, ograniczonego dostępu do niezepsutego komputera (bo ten, do którego mam dostęp nieograniczony, jest chwilowo zepsuty) chcę serdecznie podziękować Psom Zabobłockim za pozdrowienia i odpozdrowić serdecznie.
Pani Aga (takiej dużej psicy chyba nie wypada mi mówić per ty) bardzo urodziwa, ale i Krótki luster nie powinien unikać. 🙂
Koni żabiobłockiemu towarzystwu bardzo zazdroszczę, bo w zamierzchłym szczenięctwie mieszkałem na farmie razem z końmi i do dziś mnie ich zapach bardzo podnieca. Ale ja się ostatnio tak rozhulałem po świecie, że może i do Was kiedyś się wybiorę, to sobie razem poobwąchujemy. 🙂
Alicjo, no to się pomądrzyliśmy 😉 widać że mamy dostęp do różnych technologii. Grunt, żeby efekt końcowy był odpowiedni. A jak coś wyjdzie nie tak, to zawsze mogę to przepuścić przez tatowy nielegalny sprzęt bez licencji 😉
O! Takigo sprzętu, Pawle, to ja nie zaposiadowywam, z licencją czy bez 😉
Przypominam, że za 2 dni Gospodarz wraca. A powieść gdzie?! W lesie! 😯
Idę spać, już po północy.
Bardzo smakowity opis Portugalii
Brawo za degustację percebes! nareszcie sobie przypomniałem, jak to się nazywa po polsku 🙂
Heleno: te jajeczne tartinki o których piszesz to: Pasteis de Bellem
typowy deserek Portugalski pyszota ! 🙂 pozdrawiam 🙂
to jest kolejny blog o kuchni portugalskiej, na ktory trafilam. najpierw dzieki wycieczce z alfa star rozkochalam sie w kraju, a teraz chyba jeszcze zasmakuje w portugalskiej kuchni. niesamowite miejsce.