Dziennik wygnańca z własnych włości
Na wyjazd dano nam zaledwie parę chwil. Spakowaliśmy więc parę drobiazgów, (cudzego, bo wnukowego) psa oraz ocalałą butelkę wina Donnafugata i w drogę. W lesie widzieliśmy ciągnącą kolumnę aut pełnych śpiewających ludzi, którzy wyraźnie zmierzali w kierunku jeszcze niedawno naszego kurpiowskiego domu. To Chór Pieśni Dawnej pędził do lasu, by poćwiczyć w towarzystwie ptaków i przygotować się do kolejnego występu. Dla nas tam miejsca nie było.
Przyjechaliśmy więc do Warszawy w ponurym nastroju. I nagle, zupełnie niespodziewanie i na naszej ulicy zaświeciło słońce. (Czyje to powiedzonko?) Zadzwoniła Echidna, że jest już w Warszawie i ma wolny czas. Zaprosiliśmy więc ją i – co oczywiste – Wombata na lekkie spotkanie przy stole.
Basia wpadła w popłoch ponieważ w domu pustki. Od paru tygodni mieszkamy przecież na wsi. Ja nie denerwowałem się, bo w winiarce miałem piekną butelczynę sauterne’a i przywiozłem przecież ze wsi równie dobry trunek sycylijski. Wystarczyło więc kupić kilka serów i ciast u Bliklego. A i tak wszystko przecież zależy od gości. Australijczycy zaś nie dość, że przesympatyczni, to do tego rozmowni i mający dużo ciekawych opowieści w zanadrzu. Spotkanie było więc bardzo udane. Zostawiam Echidnie możliwość zamieszczenia relacji fotograficznej, bo obydwoje natrzaskali sporo zdjęć.
Wieczorem zaś, gdy nadeszła obiadowa pora, poszliśmy do nowej restauracji (działa od paru tygodni) ulokowanej w pobliżu nas. Wybór był trafny. Prawdę mówiąc wiedziałem, że nie jest to ryzykowna wyprawa, bo znam dwie inne restauracje tego samego właściciela (Zielnik i Papu), które zaliczam do stołecznej czołówki gastronomicznej. Tyle tylko, że wyprawy do nich łączą się zawsze ze sporymi ubytkami w portfelu. W Starym Domu zaś było zupełnie inaczej.
Może wreszcie została przełamana zła passa tego miejsca. Przy Puławskiej 104, tuż przed skrzyżowaniem z Malczewskiego były różne knajpy. Ostatnio Gościniec Opolski. Cieszyły się one złą sławą i w końcu padały. Ta opinia nie odstraszyła dzisiejszych właścicieli tego miejsca. Po dość długo trwającym remoncie, w końcu maja lub na początku czerwca otwarto restaurację Stary Dom. Dwie duże sale plus antresola mogą naraz pomieścić niemałą liczbę gości. I zdaje się, że lokal szturmem podbił publiczność, bo restauracja jest pełna nawet w sobotnie popołudnie, co w Warszawie i to latem jest ewenementem.
Lokal nawiązuje wystrojem do sielskości, bo jest wyłożony drewnem. Stoły spore (mogą pomieścić wiele półmisków naraz) a krzesła bardzo wygodne. Można więc planować tu długotrwałe biesiady.
Karta nie przeładowana, co daje gwarancję, że wszystkie potrawy są przyrządzane po złożeniu zamówienia a nie trafiają na stół odgrzewane (i to w mikrofalówce) gotowce. Wśród zimnych przekąsek wyróżniają się śledzie w oleju lnianym z drobno posiekaną cebulką i befsztyk z surowego mięsa z grzybkami marynowanymi, surowym jajkiem, cebulką, marynowanym ogórkiem i sardelami czyli tatar. Dla głodomorów – deska szefa kuchni (dwuosobowa ale nasyci i cztery), na której znaleźć można plastry pieczonego boczku, pasztet z dzika, kiełbasę jałowcową, pasztet z bażanta, kiszkę pasztetową, kiełbasę polską, schaby, karczki, marynaty i oczywiście świeżo starty chrzan.
Na gorąco największym powodzeniem cieszą się cynaderki smażone w młodym czosnku i świeżej pietruszce podawane z bułeczką obsmażaną na maśle.
Cztery zupy a wśród nich ta najlepsza czyli rybna z karasków i lina.
Dania drugie to polska klasyka: sztuka mięsa w sosie chrzanowym , żeberka z pieca, golonka glazurowana miodem i dorsz – ku zaskoczeniu publiczności – w pięknie zarumienionym cieście.
Desery własnej roboty kuszą już od progu, bo torty – orzechowy i migdałowy – stoją na paterach w sieni.
Wielką zaletą Starego Domu są też niewygórowane ceny. Obiad – przepyszny i obfity – dla dwóch osób mieści się w jednym stuzłotowym banknocie.
Pokrzepieni i w dobrych humorach pomyśleliśmy o tym, że już rano będziemy mogli wrócić na nasze nadnarwiańskie łąki. Jest pięknie!
Komentarze
Nagły i niespodziewany wyjazd do Warszawy.
Przyjemności co nie miara.
Piękny koncert Tomasza Stańki na Skwerze Hoovera. Przed koncertem kilka godzin spędzonych na intensywnym fotografowaniu, ale o tym potem…
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/TomaszStanko#slideshow/5352630135152955762
Marku, doceniam zdjęcia. Umiesz je robić. Piszę to, bo niegdyś sam umiałem, choć oczywiście daleko mi było do tego poziomu.
Dziś chyba Piotra i pawła. Czy ktoś mnie oświeci, co do związku pomiędzy dzisiejszym dniem a imienianami najważniejszych osób na tym blogu? Alicja pewnie śpi.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-06-29.html
Piotrom i Pawłom nad Balatonem i w Wiedniu pięknego lata dzisiaj i w ogóle! 🙂
Stanisławie,
proponujesz mi poszukanie i porównanie statystyk głodu sprzed 60 lat i teraz?! W Europie i Afryce też? Otyłości w USA? Są już statystyki spożycia GMO w Kambodży, Laosie, Korei Północnej, Chinach i Wietnamie?
A wiesz, co Alicja sądzi o statystykach? 😉
Ja się nigdzie nie upierałam, że GMO nie zmniejszyły głodu gdziekolwiek. Pisałam tylko, że nie rozwiązały tego problemu, bo nadmiar żywności i tak nie trafia do potrzebujących, za to stwarzają inne, o znanych i nieznanych konsekwencjach.
Marku,
mniej trąbek, więcej lasek! 😉
A Stańko jak Pan Lulek 😉
Jeszcze jedna:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-06-28.html
Cóż, sam zwróciłem uwagę na konieczność oceny wiarygodności statystyk. Jeżeli Alicja źle myśli o statystykach, powinienem wycofać temat. Ale czy Alicja tego się domaga?
Znałem wielu Wietnamczyków. Trudno było z nich coś wyciągnąć, ale czasami się udawało. Przed wojną domową tam akurat problemu głodu na większa skalę nie było. Także w Wietnamie Północnym. W Północnym problem się zaczął po wybuchu wojny. Formalnie kraj ten nie był militarnie zaangażowany. Ale przed wojną każdy mieszkaniec mógł liczyć na 3 garstki ryżu na dobę, potem już tylko na jedną.
Obecnie w Wietnamie problemu głodu nie ma. Targowiska są pełne żywności, która jest cenowo dostępna praktycznie dla wszystkich. Wiem, że to nie problem wykorzystania GMO tylko Delty Mekongu, która jest w stanie większość kraju wyżywić. Głównie o te żyzne ziemie toczyła się wojna, jak sądzę.
Ale część Delty nalezy do Kambodży, a w czasach Czerwonych Khmerów również z głodu umierali tam ludzie. To tylko na marginesie, bo nadal uważam, że ograniczenie problemu głodu jest znaczącym osiągnięciem, a złodziejstwo, korupcja i nieczyłość polityków na tragedie, którym fizycznie dałoby się zapobiec, to fakty, z którymi nawet nie usiłuję polemizować. Sam nad nimi boleję.
No właśnie, Stanisławie, ja też wiem, dlaczego był głód w Azji. Nie wiem jednak, jak GMO przyczyniły się do jego likwidacji. Czy hodowla pangi na nasze stoły ma tu jakiś związek z GMO? Albo warzywa uprawiane w delcie Mekongu?
Jeżeli „Karta nie przeładowana, co daje gwarancję, że wszystkie potrawy są przyrządzane po złożeniu zamówienia”, to ile się czeka na golonkę glazurowaną i żeberka z pieca? 😯 Albo sztukamięs?
Sorry, za dociekliwość, ale jestem na nogach od 5 rano i chyba się zaczynam irytować bez powodu 🙁
A na dworze upał…
nemo, ja też mniej więcej od 5 na nogach, z tą różnicą, że upału nie ma tudzież szału nie robi
no, ale nic dziwnego, że nie masz ochoty na golonkę tudzież żeberka 😉
swoją drogą kwestia ciekawa, też poczekam na wyjaśnienie
Fajnie ma ten Zespół Pieśni Dawnej – prywatny Dom Pracy Twórczej. 😉
Ceny rzeczywiście niewysokie w tej restauracji, aż dziw.
No to czekamy na foto relację Echidny. 🙂
Smacznego dnia życzę! 🙂
W latach 60-tych FAO realizowała programy zwiększenia rolnej produkcji roślinnej w celu likwidacji głodu. Programy te realizowano przede wszystkim w Indii i Pakistanie, ale także w Ameryce południowej i Afryce. Najlepsze rezultaty osiągnięto w Indii, Pakistanie i Ameryce Południowej. W Afryce było najgorzej ze względów politycznych. Największym wówczas osiągnięciem był rozwój upraw ryżu IR-8 wyhodowanego w IRRI na Filipinach. Instytut finansowany przez Fundację Rockefellera, jeśli się nie mylę. Dzięki zwiększonej wydajności i skróceniu niezbędnego okresu wegetacji plony podwojono, a dodatkowe efekty osiągnieto przez zastosowanie nawozów i nowych środków stymulujących wzrost. IR-8 wyhodowano stosując inżynierię genetyczną.
Jak już pisałem modyfikacje nie muszą poklegać na kawałkowaniu chromosomów i wstawianiu tu i ówdzie potrzebnych kawałków. Stosuje też się środki pobudzających aktywność genów, które roślina i tak posiada, ale które pozostają nieaktywne bądź mało aktywne. Np. geny sterujące szparkami w liściach zamykającymi się podczas suszy i otwierającymi, gdy wilgoci jest pod dostatkiem. Czy uaktywnienie tych genów może komuś wyrządzić szkodę? Pytanie retoryczne niby, ale odpowiedź może brzmieć „tak”. Każde zkłócenie istniejącej równowagi rodzi jakieś skutki. Trzeba je zbadać. To przekleństwo genetyki, że wiarygodne wyniki badań można uzyskać po dziesięcioleciach. Po dwóch latach badań wygląda, że skutków ubocznych nie ma, w kolejnych pokoleniach może wyjść coś nieprzewidywanego.
Stanisławie,
IR-8 powstał drogą klasycznych krzyżówek ryżu tajwańskiego i indonezyjskiego.
Pszenżyto też jest taką krzyżówką. Jego ziarno jest sterylne, ale po potraktowaniu kolchicyną kiełkuje i daje plony.
Golden Rice jest adekwatnym przykładem GMO.
Złoty ryż ma obce geny z narcyza i bakterii. I to jest właśnie inżynieria genetyczna.
IR-8 to pozytywny przykład miczurynizmu.
Ja mam wątpliwości odnośnie klasycznych krzyzówek. Od dziesięcioleci pracują w IRRI genetyczni inżynierowie i coś tam majstrują. Aktualnie pracują nad Super Ryżem, bazującym na IR-8, ale znów o dwukrotnie większej wydajności. Osiągnięto w roślinie 60% ziarna i 40% słomy. Tylko wydajność przerosła zdolności gleby do zasilenia i trzeba było zmniejszyć liczbę kłosów na jednostkę powierzchni, żeby tę barierę uwzględnić. Roślinie aplikowano geny zapewniające zwiększoną odporność na choroby i szkodniki.
Nie moge dłużej czekać na informację, który Piotr i który Paweł dziś obchodzi. Idę na sesję Sejmiku. Wszystkim więc Piotrom i Pawłom życzenia zdrowia i szczęścia, a do tego humoru. Gospodarzowi też, choć wiem, że dzisiaj nie obchodzi.
Skąd te geny?
Dla mnie inżynieria genetyczna to zmuszanie do połączenia genomów, które nigdy by się „dobrowolnie” tj. przez zapylenie czy inne zapłodnienie nawet stymulowane hormonalnie nie połączyły dając potomstwo. Wycinanie sekwencji DNA z jednego genomu i wstawianie w to miejsce obcych „kawałków” to jest tworzenie GMO.
Nemo, a wirusy które dodają swój kawałek do DNA komórki i tym samym się rozmnażaja to przecież sama natura
Alicja juz nie śpi. A Pawła mamy w domu (jeszcze śpi) i wydaje mi się, że jak to w podróży, nie za bardzo pamięta, jaki dzień tygodnia, wie tylko, że prawdziwa konferencja jest jutro (dzisiaj wieczorem uroczyste otwarcie-powitanie, Maciek trzyma palec na tych sprawach).
Właśnie się zastanawiam, jak tu uczcić solenizanta. Tylko nie mówcie mi, że tortem, bo nie piekę, poza tym nie o tej porze! Najedli się jakichś słodkich obrzydliwości (oba-trzy chłopy) wczoraj, jak ganialiśmy ich po naszym mieście.
Rzućcie jakimś pomysłem, ja mam dopiero jedno oko otwarte, ale otwarte na wszelkie sugestie.
Wirusy wykorzystują aparat kopiujący komórek innych organizmów do namanażania się, ale z tej krzyżówki nie powstaje potomstwo tylko chory organizm. Człowiek z katarem to nie człorus (człowiekowirus) i może mieć normalne dzieci 😉 Nawet nosicielka HIV zaraża swoje dziecko dopiero w trakcie porodu.
Chyba trudno mówić o dobrowolności połączenia wirusów i ich nosicieli 🙄 Moje ziemniaki w ubiegłym roku padły z rozpaczy, jak je zaraza zaatakowała 🙁
Alicjo,
mam ten sam problem. Mój Osobisty też ma dziś imieniny. Nauczyłam go obchodzić i teraz co?
Ja bym proponował abyście im co zaśpiewały.
Wskazana niewielka inscenizacja, kostiumy i okolicznościowy makijaż. Chłop nigdy się tak nie ucieszy jak wtedy, gdy ktoś bliski mu zaśpiewa albo nawet i zatańczy.
Może być również laurka….
p.s.A kto by się przejmował tym, o czym/kim Alicja zle myśli? 😉
Ale serio, moja siostra Baśka (o, nemo zaraz sie zakrztusi!) pracowała przez ileś tam lat dla wojewódzkiego urzędu statystycznego we Wrocławiu. Nie sądzę, zeby cokolwiek zmieniło sie od tamtych czasów w tzw. robieniu statystyk. Bo to się *robi* na użytek aktualnego zapotrzebowania, i nieważne, czy to jest Polska dzisiejsza, czy średni Gierek, czy Kanada. Wszystko jest mniej więcej od duzego palca, jak to się mówi. No i bardzo dobrze, zawsze podkreślam, ze lepiej przejmować sie mniej, niz więcej. Więcej należy sie przejmować wtedy, kiedy jest się chirurgiem bynajmniej nie plastycznym, tylko tym od zwojów mózgowych.
Nie wypytywaliśmy gości na okoliczność (lekarze w domu, jaka gratka!), i chyba dlatego sami z siebie trochę poopowiadali na ten temat wczoraj (a raczej to już było dzisiaj).
ASzyszu…
niby dobry pomysł, ale nie za bardzo w moim wypadku, bo to gość, nie będę z rana robiła za rusałkę, a o makijażu pomyslę za tydzień, jak dobrze pójdzie. To pomysł bardziej dla nemo (nauczyła, ze imieniny, to niech ma za swoje!).
Podrzućcie jakieś pomysły, jak tu uczcić… chłopaki ciagle jeszcze śpią, i jak znam życie (i chłopaków) będą spali przez najbliższą godzine, a nawet dwie 😉
Alicjo,
co ma manipulowanie statystyk przez niedbałych urzędników do podaży ekologicznego mleka czy pomidorów w moim lub Aszyszowym sklepie? Czy WHO też zmyśla dane na temat liczby umierających z głodu? I obniża je na życzenie Monsanto?
Aszyszu,
dobry pomysł 🙂 Narazie dostanie dobry obiadek: gulasz wołowy (duużo sosu), makaron i groszek cukrowy mangetout.
Jeszcze będzie słońce na naszej ulicy – Stalin?
…nemo…
nie bądz czepialska, nie zadawaj mi takich pytań o siódmej rano, nie jestem naukowcem, tylko zwykłą kobietą, dopiero jedno oko otworzyłam, Piotra i Pawła dzisiaj, manipulowanie statystykami jest wszędzie, oczywiście na pewno nie w szwajcarskim zegarku.
Nemo czy jest dziedzina wiedzy w której jesteś słaba? Balet i opera (lubimy nad wyraz)albo gramatyka starocerkiewno-słowiańska (studiowaliśmy polonistykę) lub immunologia i parazytologia Agata robiła magisterium i stale robiła nam w domu wykłady)?
Umówmy się, że jesteś, tak jak i nasza córka, ogólnie genialna! Dobrze, że dzisiejsze pytanie nie było konkursowe!
Gospodarzu, 😀 😉
Alicjo,
nie będę się czepiać, jak przestaniesz rzucać takimi ogólnymi twierdzeniami i podawać w wątpliwość uczciwość nieznanych Ci ludzi.
Witam,
myślę,że sam pobyt w domu Alicji i Jerzora jest dla solenizanta wielkim wydarzeniem.Każdy chciałby być tak oczekiwany,ugoszczony i obwieziony po okolicy.Gdyby Alicja mieszkała bliżej,to wszyscy blogowicze tak planowaliby swoje podróże,żeby zahaczyć o Jej dom.
A może tak przy śniadaniu powiedzieć,że to jest specjalne śniadanie imieninowe,potam kawa -tak samo i kolejne posiłki także.I nie będzie to wcale kłamstwem.Solenizantowi pewnie będzie miła sama pamięć o jego święcie,a jakieś ekstra wydarzenia mogłyby go krępować.Morąg pisała,że ci goście to skromni ludzie.
Co do Nemo,to pod opinią p.Piotra mogę się tylko podpisać.
Gospodarzu, ten Stary Dom został założony przez naszego Chopina czy też Papieża, który Został Człowiekiem czy odwrotnie – jednym słowem Piotra Adamczyka:
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/73954.html
Wszystkiego najlepszego wszystkim obchodzącym! 😀
Upał na mokro. Mam wolny dzień. Roboty od groma. Wytapiam się 🙁
Alicjo, Krystyna b.dobrze radzi, popieram 🙂
Co to jest restaurator?
„Namęczyłem się, aby znaleźć kompetentnych współpracowników, od szefa kuchni po menedżera”.
Może to taki facet coś odnawia? Tu opowiada, że chciałby odnowić tradycję karczmy po warszawsku. Czy to coś takiego jak dorsz po grecku?
Eeee tam – czepiam się, bo gorąc straszny. W sobotę wspominałem, że może by zostać pszczelarzem miałbym ochotę na stare lata. Chwilę potem przypomniał mi się docent Marian K. z Politechniki Gdańskiej (spotałem się z nim zresztę później na U.G.) Na pierwszym roku prowadził wykłady z matematyki, ponadto miał z moją grupą ćwiczenia.
Docent Marian K. zwykł był zadawać z katedry następujące pytanie:
– Proszę Państwa, czy wy wszyscy musicie koniecznie być inżynierami-elektronikami? Pszczelarstwo to taki piękny zawód…
I proszę – nie minęło lat czterdzieści i wychodzi na to , że docent Marian K. miał rację!
Znowu zmyślam!
Oczywiście, że czterdzieści lat minęło.
a propos żywności modyfikowanej to nas będą karać, że my przeciw 😉
http://wiadomosci.onet.pl/1998939,11,item.html
wszystkim dobrze życzę … 🙂
Alicjo, wielkie dzieki ale nie szalej, juz samo przyjecie Wasze i opwrowadzenie ich oraz Twoja werwa to sama wielka przyjemnosc. Przeciez oni od Ciebie jeszcze nie wyjada i Lodz straci dwoch naukowcow.
Wiem, wiem Dorotko. Adamczyk jest jednym z trzech właścicieli. A Mariusz Diakowski czyli właściciel Papu i Zielnika jest jednym z nich i to tym, który zna się na restauracyjnej robocie. Był kelnerem, szefem sali, menedżerem znakomitych (ale cudzych) restauracji i od paru lat prowadzi własne lokale i to z powodzeniem. A znani aktorzy daja głównie nazwiska i wizerunek. To przyciąga publiczność. Jeśli jednak sami chcą prowadzić taki biznes to zwykle kończy się to smętnie. Mam w zanadrzu sporo dramatycznych przykładow.
Tu mam nadzieję, że Mariusz jest gwarantem sukcesu. Po paru tygodniach wyglada to bowiem dobrze. No i smakuje takoż.
Morągu,
to dla Ciebie – właśnie pomachali i wyjechali, troszkę się zachmurzyło, ale ma się rozjaśnić.
http://alicja.homelinux.com/news/img_9776.jpg
Reszta foto potem. Paweł zapomniał (albo wspaniale udawał), że dzisiaj Piotra i Pawła – na tym kontynencie nie obchodzi sie imienin, tylko urodziny, ale ja przez kontakty z Polska jakoś tak zawsze pamiętam, że…
Toast wypilismy herbatą, bo czym tu z rana, a w dodatku w drogę musieli. Bardzo zacni ludzie.
Pszczelarstwo to na pewno pożyteczne zajęcie.Wczoraj przy okazji wyjazdowego obiadu na Kaszubach ,kupiłam duży słoik miodu.Kiedy oglądam etykiety miodu w marketach,czytam,że są to mieszanki miodów z krajów UE i spoza unii,czyli zapewne z Chin,a do produktów chińskich zbytniego zaufania nie mam,mówiąc oględnie.Zaufanie miałam kiedyś całkowite do chińskich ręczników i dobrej bawełnianej bielizny,przeważnie męskiej.To były wyroby z produktów naturalnych.
Tak więc Andrzeju,o tym pszczelarstwie pomyśl całkiem poważnie,nawet traktując sprawę hobbystycznie.
A w Bullerbyn domy były w kolorze ciemnego brązu/ widziałam na szwedzkim filmie sprzed kilku lat w telewizji/,ale te u Ciebie też bardzo mi się podobają.
Wcinam makaron zapiekany i czytam i ogladam zdjecia. Na dworze znow wilgotno jak w Amazonii. Tylko ciepla i slonca brak…
Smacznego,Storungsguelle ! Ponieważ mój mąż dziś do wieczora jest poza domem,nie gotuję obiadu,ale ugotowałam sobie bób i zjem go po prostu bez niczego,tylko z samym smakiem.Upał nad Zatoką Gdańską,to znaczy jakieś 27 st.C /gdzie tam do prawdziwych upałów/,ale słońce przyjemnie świeci.U nas wszyscy pragną trochę ciepła,nie tylko turyści ale i tubylcy.
… „gdyby wszyscy byli mądrzy, to na świecie byłoby tyle mądrości, że co drugi zgłupiałby z tego”
Z Pawłem przypomnieliśmy to sobie prawie równocześnie, rozprawiając o sprawach tego świata wczoraj przy żubrówce, i prawie ten świat zbawiając, a świat oporny, nie chce się dać zbawić.
Robiliśmy, co mogliśmy 🙄
Bób (zimny) to świetne jedzenie na upały. My jedliśmy wczoraj
w postaci sałatki z dodatkiem pomidorów i cukinii.
Pozdrawiam słonecznie dzisiejszych Soleniznatów !
Zapomniałam podpisać, czyje powiedzenie… – Szwejk;)
Danuska a jak konkretnie wyglada ta salatka? Czy obierasz bob z lupin dajac do salatki?
Danuśka…
nie wspominaj mi o takich, to jest, jak się w Polsce mówi – „kultowe” dla nas jedzenie, jak się spotykamy, Alsa, Krycha, Magda… .
Nic nie trzeba, tylko bób i piwo, po piwo i bób lata zawsze Jerzor „za róg” u Alsy, chętny do przebieżki i jakiegokolwiek ruchu. Spokojnie korzystamy… niech się chłopak rusza 😉
Żadnych sałatek, tylko właśnie taki bób z wody, ze skórką.
No właśnie Danuśka ze skórką czy bez?
Ja jadam bez, a kiedyś jak był pies w domu to on właśnie z wielkim apetytem pożerał te skórki. Jak czuł bób to dostawał amoku i nie mógł się doczekać.
A bób się właśnie gotuje na kuchence! 🙂
morągu,
bób ze skórką ma swoje uzasadnienie, jedno niweluje drugie po jakimś czasie, ja tam się nie znam, nie czytam naukowych teorii i nie mam lęków, że coś mi się „stanie” jak czegoś dotknę, albo zjem.
Pogadałam sobie z Pawłem o tym, bądz co bądz, zna się na tym, ja wcale, ale rozum podpowiada – siła sugestii przez media jest przeogromna.
No to macie, skumbrie w tomacie, i jeszcze powiadają (niektórzy i coraz więcej, bo to konik, na którego się chętnie wsiada i zarabia) nie za bardzo ekologiczne.
A jakie wyjście, kiedy nas jest coraz więcej, i jakoś ludzi trzeba wyżywic.
I żyjemy coraz dłużej i … lepiej. Dajemy sobie radę, przystosowujemy się do, a nawet narzucamy środowisku naturalnemu rytm, jakim ma to wszystko płynąć.
Tak było od wieków i tak będzie. O ułamki milimetrów czy takie tam nie warto się spierać, szkoda czasu.
Żivot je cudo – jak to pięknie zilustrował Kusturica w filmie.
I jest jedno.
Tez jadam bob masam ale tylko z wody i wyrzucam skorki, nigdy sie jednak nie odwazylam dodac go do jakiejs salatki. Tutejsi ludzie jadaja bob ze sloika ze skorka jako dodatek do miesa, ale poniewaz oni by zjedli wszystko to mnie to nie przekonuje ani do bobu ze sloika ani do bobu ze skorka.
Niektórzy nie jedzą skórki z agrestu albo winogron,obierają jabłka i wyrzucają wszystkie inne skórki.To zależy,co kto lubi.Ja z jabłka nie zjadam tylko ogonka,więc tm bardziej nie przeszkadzają mi łupinki z bobu,to znaczy trochę jem z łupink,ą trochę bez. Nie ma żadnych przeciwkazań do jedzenia bobu w całości,chyba że bardzo delikatny żołądek.Ale nie warto się zmuszać.
Kiedyś jadłam pierogi z niezwykle smacznym farszem.Nie mogłam stwierdzić,co to jest. Okazało się,że to był bób z borowikami.
Krystyno (15:10),
Rzeczywiście typowe Bullerbyn jest koloru:
http://en.wikipedia.org/wiki/Falu_red
Na własnych włościach stodoła wielgachna pomalowana jest na taki właśnie kolor i zapewnie powierzchnia rdzawo-brązowo-czerwona jest wielokrotnie większa niż ta zielona. Pozostałe dwa budynki też są takie tradycyjne.
nemo pisze:
2009-06-29 o godz. 11:11
„Skąd te geny?
Dla mnie inżynieria genetyczna to zmuszanie do połączenia genomów, które nigdy by się ?dobrowolnie? tj. przez zapylenie czy inne zapłodnienie nawet stymulowane hormonalnie nie połączyły dając potomstwo. Wycinanie sekwencji DNA z jednego genomu i wstawianie w to miejsce obcych ?kawałków? to jest tworzenie GMO.”
Nemo, jesteś logiczna do bólu. Ja jednak mam tak, że zawsze szukam dziury w całym i czasem nawet wbrew sobie – taki advocatus diaboli – się sprzeciwiam.
Jeżeli GMO powstaje niedobrowolnie, to jaka gwarancja, pewność, przypuszczenie, że po spożyciu niedobrowolnie powstałego produktu on nam dobrowolnie zaszkodzi?
ciciuch.republika:
>>… Austriackie Federalne Ministerstwo Zdrowia, Rodziny i Młodzieży zarządziło, Austriacka Agencja ds. Zdrowia zleciła, a Uniwersytet Weterynaryjny w Wiedniu, potwierdził że zmodyfikowana genetycznie kukurydza linii 810 poważnie wpływa na zdrowie reprodukcyjne myszy. Zwierzęta karmione kukurydzą Monsanto miały zmniejszoną płodność i znacząco mniejszą masę ciała. Myszy karmione tradycyjnym zbożem z uprawy kontrolnej prowadzonej dla pewności na tym samym polu co kukurydza modyfikowana rozmnażały się bardziej efektywnie od myszek częstowanych GMO. Przeciwnicy GMO, którzy ostrzegali o niepłodności i innych zagrożeniach dla zdrowia, domagają się wprowadzania natychmiastowego zakazu dla GMO w celu ochrony zdrowia ludzi i płodności kobiet na całym świecie….>>
Ja się pytam co to jest za doświadczenie, gdzie jedna grupa je kukurydzę modyfikowaną a grupa kontrolna zamiast kukurydzy niemodyfikowanej wcina zupełnie inna paszę, czyli tradycyjne zboże. Traf chce, że kukurydza ma niepełnowartościowe białko i żywienie na samej kukurydzy, jaka by ona nie była, musi się odbić na zdrowiu.
Gdyby amerykańskie świnki oraz krowy karmione soją i kukurydzą GMO źle się rozmnażały to już dawno farmerzy by podnieśli wrzask.
Natomiast z tym pszenżytem to jakaś gigantyczna ściema. Światli rolnicy okoliczni wymieniają materiał siewny co cztery lata a w pozostałe do siewu używają zboża z własnych zbiorów w tym pszenżyta i nie narzekają. Z kolchicyny się uśmiali.
Zwierząt gospodarskich nigdy nie było tyle, zeby obornika od nich starczyło na wynawożenie wszystkich pól – powinna przypadać jedna duża sztuka, czyli sztuka obornikowa, na jeden hektar. Obornika potrzeba około 35 ton co cztery lata i to w późniejszych latach dosypując nawozów sztucznych, chyba, że z plonami cofniemy się o 50 lat. Jakbyśmy się i z ludźmi cofnęli o 50 lat, to może by i starczyło.
Biorąc pod uwagę, ze różni zieloni i zielonkawi straszą nas dziurą ozonową z powodu zbyt dużej ilości bydła, to ilość obornika jeszcze się zmniejszy.
Duża część rolnictwa ekologicznego w Polsce to uprawy krzewów, truskawek i orzechów (orzechy to osobna bajka) i żaden z tych plantatorów nie posiada zwierząt. Obornika nie kupują, bo ich nie stać i zbyt pracochłonne – akurat na ten temat wiem sporo – cholera wie czym te krzaczki nawożą. Pewnie niczym. Na kompost tez trzeba coś mieć.
Proszę Państwa, statystyka jest to nauka oparta na matematyce, dzięki której można naukowo udowodnić każdą tezę.
Przykład z wczesnych lat pięćdziesiątych: Stany Zjednoczone zwiększyły pogłowie bydła o 10%, natomiast w kołchozie „Krasnyj Oktiabr” ocieliła się jedyna krowa i tym samym pogłowie bydła wzrosło o 100%.
Chciałam dodać, ze najbardziej Ziemi szkodzą ludzie. W związku z tym prawdziwy Zielony Ekolog w ogóle się nie powinien rozmnażać, co w znacznym stopniu rozwiązałoby problem
Robienie czegokolwiek pod presją albo sugestią, że „wypada”, albo ktos „mądry” ma opinie na temat bardzo często objawia się jak nie sraczką, przepraszam, że przepraszam, excuse moi i pardony) to zatwardzeniem.
Mnie pasuje (bardzo!) bób z łupinką, jabłka ze skórką i takie różne – ale jestem do tego od dziecka przyzwyczajona i mój organizm to przerabia lekuchno i bez problemów, to wszystko jest bardzo subiektywne i zależy od genów, do czego kto od dziecka sie przywzyczaił itd, stare madrosci ludowe, wiadomo, z Pawłem i Maćkiem wczoraj na ten temat rozprawialiśmy, a Jerzor nie rozprawiał, nie słuchał, tylko zajadał, bo dobre było 😉
Nemo – potrzebny mi Twój przepis na Pijane polędwiczki w śmietanie.
Żabo,
mam wrażenie, że chcesz mnie tu wcisnąć w sandały jakiegoś apostoła anty-GMO obsesyjnie zwalczającego inżynierię genetyczną, podczas gdy mnie jest obojętne czy ktoś to je i z jakim apetytem. Słowem nie wspomniałam o dowodach na szkodliwość lub nieszkodliwość GMO, tym bardziej nie powoływałam się na jakieś badania i za nie nie odpowiadam. Ja tylko oczekuję, że ludzie będą poinformowani, co im się dla ich dobra wciska na talerz i żeby mieli świadomy wybór. Dobrze by też było wiedzieć co nieco o politycznych, ekologicznych i społecznych konsekwencjach masowej produkcji żywności z GMO. I tyle.
Dlaczego np. Meksyk z wielkiego producenta kukurydzy stał się niewystarczalny nawet na własne potrzeby i importuje połowę ziarna z USA?
Nie wiem jak to jest, ale najwyraźniej moje dotychczasowe komentarze na temat GMO działają na niektórych jak czerwona płachta albo jakiś alergen 😉
Co do produkcji nawozów naturalnych, to np. Holandia ma problem z nadmiarem i to znacznym, bo sprowadzając pasze z zagranicy może wyżywić znacznie więcej bydła, niż wynikałoby to z możliwości areału. Dzieje się tak wszędzie, gdzie jest wielka koncentracja zwierząt, z odpowiednimi problemami dla wód gruntowych. A gdzie indziej jałowieje ziemia.
Alicji życzę niezakłóconej niczym pracy jelit 😉
Pyro,
czy masz na myśli te z koniakiem i zielonym pieprzem?
nie będę tłumaczyć się z góry, ze nie na temat 😆
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/PoczatekLataKITING#slideshow/5352786238654127954
powinno startować automatycznie. w razie czego proszę popychać poszczególne clipy
/nie ponoszę odpowiedzialności za jakość obrazu/
Nad miastem przeszła potężna burza, a teraz pewnie pies będzie chcoał wyjść. Młodsza pojechała na parapetówkę, a ja czasowo uzyskałam maszynę.. Piotr nie obchodzi, Paweł nieobecny, a co tam – nie dam się okraść z wielkiego święta. Pyra będzie toaścić i już. W ostateczności za Patronów mojego miasta.
Właśnie te, Nemo. Muszę jutro błysnąć. Polędwice przecudnej urody mam, koniak mam, pieprz też i mnóstwo dobrej woli.
Alicjo, czy żeberka do Ciebie doszły (zdjęcia znaczy)?
u mnie burze przechodzą a parę kilometrów dalej chmura się ponoć oberwała. Wyłączam kompa.
paOLOre, życzę Ci powrotu do nas. I wszelkiej innej pomyślności. Często z Basią myślimy o Tobie i czekamy. Całusy!
Ja też coś bąknę nieśmiało statystycznie… Nie wiem, jak tam z rolnictwem, ale co nie co wiem o badaniach z pedagogiki i socjologii. Nie, żebym z natury rzeczy była jakoś nieuczciwa czy leniwa, ale kiedy biedny student (ka) albo magistrant (ka) mówi, że ma zrobić 200 ankiet, a potem przeanalizować, to patrzę na delikwenta ze szczerym współczuciem, a potem sadzam na fotelu i radzę spojrzeć do góry : sufit ma m/w 3,5 x 5,5 m. Zawartość 200 ankiet opowinna się zmieścić. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby badamia zrobione tą metodą zostały zakwestionowane. Co z danymi zrobi potem czcigodny tuz uczelniany, nie mam pojęcia.
Arkadiusz, niewiele brakowalo, zebys w te czerwone budkie sie wdupil, dla mnie bylo bardzo na temat- sie ma gen, sie korzysta,
Piotrze Krul jest wisnia, a do tego po uszy w bitach
kto go w te bety wpakował? Tego Krula znaczy.
to nie ja 😉
Wiśnia jaka wiśnia?
Wiśnie to mam w tym roku , że ho ho!!!
Jak sobie pomyślę, że mam je wszystkie wydrylować …
Ludzie pomocy!!!
Jak znam Krula to zaraz około 20 się odezwie.
Krulu (Złoty) wszystkiego najlepszego!!!
dla Krula Królowa
http://www.youtube.com/watch?v=B6veCqQiUuI&feature=PlayList&p=6A20C54DDAC237F5&index=20
Stara Żabo,
żeberka doszły, rzuciłam okiem co na sieci, na ostatnich nogach, idę jakąś drzemkę popołudniowa odbyć, nie cierpię takich, ale padam z nóg. Poza tym coś mi tu ktoś (nie wskażę palcem) namieszał w komputerze, jak wróci z pracy, to niech pomiesza w drugą stronę. I wtedy rzucę żeberka 😉
Arcadius
W końcu się dowiedziałem jak nazywa się jedna z moich ulubionych artystek.
Mam dwie płyty nagrane z radia Concertzender. Szkoda ,że przestali nadawać przez satelitę. Jako jedyni puszczali całe płyty.
Komu to przeszkadzało?
nie mi Misiu 😆
bylem przed laty na Jej jedynym w owym czasie koncercie. było to wspaniale wydarzenie muzyczne w cudownej auli uniwersyteckiej w Pyrlandii. ale o tym już kiedyś, dawno temu tu klepałem
lobię posłuchać i oczywiście popatrzeć na Abbey. uszy doznają odpoczynku a oczy maja co podziwiać, bo jest i co
o rany ale u nas leje …
Na wideo nie patrzę, ale słów Jonasza warto posłuchać. Pamiętam starą wersję z lat siedemdziesiątych, znacznie lepsza.
Nie przestaję się dziwić 😉
http://www.youtube.com/watch?v=iJvz0OEN2d4
Krystyno, dziekuje!
Bobu jeszcze nigdy nie jadlam…
Az mi sie glupio zrobilo.. Chetnie sprobuje. Tylko powiedzcie z czym to sie je…
A ostatnio Mamie marudzilam, ze chcialabym sprobowac osmiornicy. Ktos ma jakies doswiadczenia w przygotowywaniu osmiornicy?
Zrodelko, ja mam, opowiedz jaka duza i czy byla mrozona, czy to jeszcze w swerze projektu, czu juz w lodowce, chesz ja na zimno, polecam, czy raczej na cieplo?
poko co lece walczyc z wczorajszymi kalamarami
Ja jadłam kiedyś ośmiornicę w Grecji. Kucharz na naszych oczach odciął macki i wrzucił je na ok 1 min. na wrzątek. Potem pokroił na kawałki ok. 5-8 cm, każdy kawałek naciął wzdłuż, wyłożył na talerze, pokropił sokiem ze swieżej cytryny i coś tam zielonego dodał dla dekoracji (ósemki cytryny też). Było niezłe, zwłaszcza z winem Retsina z beczki (ta retsina kupowana u nas, w butelkach, ma zupełnie inny smak). Była noc, cykady grały zagłuszając czasem rozmowę przy stole, morze szumiało i pachniało.
Następnego dnia rano, w porcie zobaczyłam kilka takich samych ośmiornic rzucających się łakomie na śmieci wyrzucone z jakiegoś stateczku – przysysały się do resztek papieru toaletowego, nurkowały za jakimiś organicznymi cząstkami. Ale mięsko ośmiornic to białko w czystej postaci, polecam – bardzo zdrowe.
Salute amici 🙂
siedze i pluje……..pestkami oczywiscie.A pestki sa czeresniowe.Mam juz ich cala miche!!
Za ostatniej wizyty w kraju jadlam takie ciasto,co sie zawalo „puchatka owocowa”.Pyszne.Rozgryzlam juz przepis na to cudo i w piatek przystepuje do realizacji 😉
Tymczasem ciao.Pora na kolejny kufelek zimnego piwa,bo przecie w budzie swieto 🙂
Pyro,
ja Cię bardzo przepraszam, ale musiałam nagle wyjść, a po powrocie zrobić kolację (kurki i borowiki w śmietanie, reszta pieczonych ziemniaków z wczoraj, sałata z rzodkiewką i czerwoną cebulą).
Polędwica z zielonym pieprzem
Mięso pokroić w plastry grubości ca 3cm, lekko spłaszczyć dłonią formując medaliony, oprószyć lekko mąką, smażyć na dobrze rozgrzanej oliwie z dodatkiem masła aż będą rumiane, wyjąć na podgrzany talerz, na patelnię wrzucić ze 2 łyżki zielonego pieprzu z zalewy, zamieszać. Jak zasyczy i zapachnie pieprzem, chlusnąć koniaku, tak z kieliszek (nie odmierzam), jak zabulgocze odczekać kilka sekund i podlać śmietanką (ca pół szklanki), zagotować krótko, posolić, do gorącego włożyć mięso i już nie gotować. Mięso powinno być zanurzone mniej więcej do połowy w sosie, odwrócić medaliony na drugą stronę, podawać polane sosem z ziarenkami pieprzu.
Najlepiej by było wypróbować na sobie (proporcje składników), potem dopiero na gościach, ale ja też najchętniej eksperymentuję wtedy, kiedy jest najbardziej ryzykowne 😉 Ten dreszczyk nowości 😎
Nie chcę już wracać do drażliwego, jak się okazuje, tematu GMO, który prowokuje nieoczekiwany dryf w kierunku nawozów sztucznych, kataru i fałszowania statystyk. Jedno mnie tylko zastanawia, dlaczego wypłynął temat manipulowania statystyką i ankietami, kiedy ja tylko podałam procent gospodarstw z certyfikatem produkcji ekologicznej (organicznej, biologicznej, jak zwał tak zwał, ale z oficjalnym certyfikatem) w Szwajcarii i Ontario, a Aszysz w Szwecji 😯
Nic to. Zdrowie dzisiejszych solenizantów!
nic to … zdrowie 🙂 … miłych snów … 🙂
Nemo dziękuję. Do jutra
I po kiełbasie 🙁
http://wiadomosci.onet.pl/2682,1999415,40_jednostek_strazy_gasi_pozar_na_mazowszu,wydarzenie_lokalne.html
Myśląłem ,że płonie cos w pobliżu bo słychać było wyjeżdżające na akcję wozy . JBB to największy zakład mięsny w Polsce Pracuje tam mnóstwo ludzi.
Mrrrał!
Przeprrraszam, że tak po kuchni się plączę, ale czy to aby dzisiaj nie należałoby zdrrrowia Solenizanta wypić?
To ja tak tylko prrrewncyjnie, znaczy dla pewności o alembik się łasząc…
Zdrrrowie Pana Piotrrrra 🙂
Z poważaniem
Blejk Kot
http://www.tvn24.pl/-1,1607396,0,1,zaklad-w-lysych-splonal-to-potezna-katastrofa,wiadomosc.html
HOME Artykuły
2004-12-02
Sytuacja rolnictwa ekologicznego w Polsce
Produkcją ekologiczną w Polsce zajmuje się niewielki odsetek gospodarstw. Biorąc pod uwagę łączną liczbę 2286 gospodarstw ekologicznych i gospodarstw przestawiających się na tę produkcję, okaże się, że stanowią one tylko 0,11% ogólnej liczby polskich gospodarstw rolnych.
Powierzchnia użytków rolnych w tych gospodarstw wynosi łącznie 50 tyś. ha, co stanowi zaledwie 0,3% ogólnej powierzchni użytków rolnych w naszym kraju.
Warto podkreślić, że w niektórych krajach UE odsetek gospodarstw ekologicznych jest znacznie wyższy niż w Polsce. Przykładowo, spośród krajów ?Piętnastki? najwyższe odsetki gospodarstw ekologicznych odnotowano w roku 2003 w Austrii (9,2% ogólnej liczby gospodarstw), Finlandii (6,8%) i w Danii (5,9). Najwyższy procentowy udział powierzchni, na których prowadzona jest produkcja ekologiczna w stosunku do ogólnej powierzchni użytków rolnych w danym kraju wystąpił w Austrii (11,6%), Włoszech (8%) i Finlandii (7%).
Pod względem ilościowym produkcja rolna o charakterze ekologicznym ma więc w Polsce marginalne znaczenie.
Liczba producentów w rolnictwie ekologicznym w Polsce
środa, 20 lutego 2008
Ze sprawozdań przekazanych Głównemu Inspektorowi Jakości Handlowej Artykułów Rolno ? Spożywczych przez upoważnione jednostki certyfikujące, zgodnie z art. 9 pkt 3 ustawy z dnia 20 kwietnia 2004 r. o rolnictwie ekologicznym (Dz. U. Nr 93, poz. 898 ze zm.), wynika, że wg. stanu na dzień 31 grudnia 2007 r., liczba producentów rolnych prowadzących w Polsce produkcję metodami ekologicznymi wynosiła ogółem 11887. W tym:
* 4502 producentów rolnych posiadało certyfikat zgodności,
* 5159 producentów rolnych znajdowało się w okresie przestawiania produkcji na metody ekologiczne,
* 2226 producentów rolnych posiadało certyfikat zgodności i jednocześnie prowadziło część produkcji w okresie przestawiania na metody ekologiczne.
W porównaniu do roku 2006 (9188 producentów), liczba producentów rolnych w 2007 roku wzrosła o 2699 (29%). Wzrost liczby producentów rolnych w roku 2006 w stosunku do roku 2005 wynosił 28%.
Liczba przetwórni produktów rolnictwa ekologicznego znajdujących się pod kontrolą upoważnionych jednostek certyfikujących, wg. stanu na dzień 31 grudnia 2007 r., wynosiła 207. W porównaniu do roku 2006 (163 przetwórnie), liczba przetwórni w 2007 roku wzrosła o 44 (27%). Wzrost liczby przetwórni w roku 2006 w stosunku do roku 2005 wynosił 81%.
Eurostat: Uprawy ekologiczne w Polsce zajmują 0,6% całkowitej powierzchni
środa, 13 czerwca 2007
Uprawy ekologiczne obejmują 0,6% całkowitej powierzchni użytków rolnych w Polsce, co oznacza, że nasz kraj plasuje się na przedostatnim miejscu w Unii Europejskiej, podał we wtorek unijny urząd statystyczny Eurostat. Według danych za 2005 rok, w całej UE uprawy ekologiczne stanowiły 3,9% wykorzystanych użytków rolnych.
Największy udział upraw ekologicznych odnotowały Austria (11,0%), Włochy (8,4%) oraz Czechy i Grecja (po 7,2%), natomiast najmniejszy – Malta (0,1%), Polska (0,6%) i Irlandia (0,8%), podano w komunikacie.
No proszę, to już prawie jak Ontario 🙂
Chłopi się mogą śmiać z kolchicyny, bo to nie oni zapylają pszenicę pyłkami żyta, by otrzymać pszenżyto. Oni otrzymują płodny heksaploid, wyhodowany przy pomocy kolchicyny.
Kolchicyna – alkaloid otrzymywany z bulw, kwiatów i nasion zimowitu jesiennego (Colchicum autumnale).
Kolchicynę stosuje się do zahamowania podziału i rozchodzenia się chromosomów w trakcie mitozy i mejozy, co ułatwia badanie ich morfologii, a także umożliwia eksperymentalne otrzymywanie poliploidów.
Since chromosome segregation is driven by microtubules, colchicine is also used for inducing polyploidy in plant cells during cellular division by inhibiting chromosome segregation during meiosis; half the resulting gametes therefore contain no chromosomes, while the other half contain double the usual number of chromosomes (i.e., diploid instead of haploid as gametes usually are), and lead to embryos with double the usual number of chromosomes (i.e. tetraploid instead of diploid). While this would be fatal in animal cells, in plant cells it is not only usually well tolerated, but in fact frequently results in plants which are larger, hardier, faster growing, and in general more desirable than the normally diploid parents; for this reason, this type of genetic manipulation is frequent in breeding plants commercially. In addition, when such a tetraploid plant is crossed with a diploid plant, the triploid offspring will be sterile (which may be commercially useful in itself by requiring growers to buy seed from the supplier) but can often be induced to create a „seedless” fruit if pollinated (usually the triploid will also not produce pollen, therefore a diploid parent is needed to provide the pollen). This is the method used to create seedless watermelons, for instance. On the other hand, colchicine’s ability to induce polyploidy can be exploited to render infertile hybrids fertile, as is done when breeding triticale from wheat and rye. Wheat is typically tetraploid and rye diploid, with the triploid hybrid infertile. Treatment with colchicine of triploid triticale gives fertile hexaploid triticale.
Ponie Pietrze! Piknie pytom, coby nie dawoł Pon ŁotrPressowi nic jeść, dopóki nie obieco poprawy. Scegóły w meilu 😀
Troszeczkę byłam dzisiaj zabiegana i dopiero teraz zajrzałam do maszyny i do poczty – tutaj są okoliczności, podrzucone przez Starą Żabę (mniam!):
http://alicja.homelinux.com/news/Od%20Starej%20Zaby/
Dzien dobry,
kod 7447 zmusil mnie, zeby sie na chwile pokazac.
Widze, ze temat hodowli roslin i inzynierii genetycznej dominuje pomimo nowego wpisu Gospodarza, imienin itd. Przyznam sie wiec, ze w Stacji Hodowli Roslin Ogrodniczych przepracowalem 10 lat, chociaz nie bezposrednio w hodowli, raczej powielalem hodowcow osiagniecia. Tak czy inaczej o ten temat nieco sie otarlem, ale dawno, bylo to bowiem przed wieloma laty, gdy pojecie inzynierii genetycznej dopiero sie krystalizowalo. I Bogu bym dziekowal, gdyby sie krystalizowalo do dzisiaj. Metody hodowli w Stacji byly oczywiscie klasyczne – to z tamtym krzyzowano, opisywano, mierzono, obliczano statystycznie co to daje (na takich maszynkach na korbke) i albo powstawala nowa odmiana, albo wszystko wyrzucano do kosza i zaczynano od nowa. I tak mogloby pozostac.
Grzebanie w zapisach DNA, ingerencja w najbardziej nieznane tajniki natury to jak zabawa dziecka brzytwa – moze nic sie nie stanie, ale tez bardzo latwo o nieszczescie. Jesli nawet zboze lub warzywo stworzone przez ingerencje w jego geny jakimis najnowszymi, nieznanymi mi juz metodami, beda sie nadawaly do konsumpcji, nie beda szkodliwe itd, to zawsze moze sie zdarzyc jak z tym ryzem opisanym przez Stanislawa – ryz daje rade, ale gleba nie. Wtedy pojawia sie oczywiscie naukowcy od nawozenia i gleboznawstwa, zmienia glebe tak, ze jej rodzony Tata nie pozna, ale ona ten ryz wyzywi. Zaraz po tym okazac sie moze, ze ten ryz bylby dobry, ale pozbawiony wrodzonej odpornosci poprzez zmiane genomu jest bardzo wrazliwy na jakas chorobe i niemilosiernie zre go jakis szkodnik – wkrocza naukowcy z fitopatologii i entomologii, wynajda srodki, beda opryskiwac co 3 dni, zniszcza rownowage biologiczna w calym rejonie, ale statystyki ryzu i zapchanie nim glodnych gab beda powalajace. I tego tez sie boje, chociaz oczywiscie stosujac dawne metody hodowli rowniez takie niebezpieczenstwa istnialy. Wydaje mi sie jednak, ze w mniejszym stopniu. Im wieksza ingerencja, tym wieksze ryzyko.
To tak sobie, na dobranoc.
Na dobranoc chce jeszcze tylko dodac, ze kilka dni temu pisalem o blogowym Geniuszu. W odpowiedzi zostalem nawet nazwany mistrzem. Byc nazwany mistrzem przez Geniusza, niezaleznie czego to okreslenie dotyczylo, to jest dopiero komplement.
PS Gdyby komus sie chcialo, niech mi podpowie jak Wy dolaczacie te zolte buzki – rozesmiane, smutne, zdziwione, zawstydzone itd. Czesto sa bardzo pomocne w komentarzach.
aaab,
to chyba znaczy juz naprawde dobranoc.
Jutro zagram w Toto Lotka.
dobry dzień jeszcze tu
na bób namawiają…
zdjęć Echidny nie ma…
aha, Andrzeju, ten bullerbyński kolor to chyba jakoś byczą krwią nazywają, przynajmniej Szwedzi między sobą… jeszcze taki żółty bywa, siena chyba…
Dziwnie tu cicho, łotrostwo się wdało?
Nemo, jaka zalewa do polędwiczek? Do niej całe, czy już pokrojone?
Marku, na mnie nie licz 😉 Nasza wiśnia bardzo się sprężyła i drylowania będziemy mieli ile chcieć, a nawet więcej.
Czereśnia już całkiem pod ochroną. Kupiłam wczoraj na śmietkach firanisko 5×3,5 za 1 złoty i szpaki nie mogą się już wypchać 😀