Do Lublina droga prowadzi przez włoską kuchnię
Przed laty Giancarlo Russo miał restaurację z enoteką na Służewcu przy ul. Rzymowskiego. Mimo, że to było z dala od szlaków, po których wędruje warszawskie towarzystwo a turyści tez się nie zapędzają lokal był wiecznie zapełniony. Szybko bowiem rozeszła się fama, że ten Włoch naprawdę potrafi gotować. Na dodatek właściciel i szef kuchni zarazem stale wychodził do gości, co w Italii jest regułą ale nad Wisłą było nowością potraktowaną z sympatią, by pogadać, wypytać o ulubione dania i wina, namawiać do najlepszych potraw i poflirtować z dziewczynami.
Po jakimś czasie trattoria zniknęła z Rzymowskiego, by się odrodzić w znacznie piękniejszym stylu w Starej Miłosnej, tuż przy lubelskim trakcie.
Oprócz kilku sal wewnątrz sympatycznego budyneczku jest też parę stolików na zewnątrz, co przy dobrej pogodzie jest bardzo sympatyczne. Obyczaje szefa nie uległy zmianie a jego mistrzostwo wzrasta nieustannie choć to wydaje się niemożliwe. A jednak..
Giancarlo często eksperymentuje i wypróbowuje nowe dania na przyjaciołach. Nie słyszałem, by ktoś z tego grona pożegnał się ze światem. A o nowych potrawach szumi gastronomiczny światek stolicy.
Zacznę więc od nowego deseru, który – co oczywiste – jadłem na koniec posiłku. Była to panna cotta con crema di aceto balsamico czyli gotowana śmietanka z kremem z balsamicznego octu. Niewiarygodnie pyszne! I to w moim ulubionym stylu czyli połączenie kontrastów: słodkie i kwaśne.
Zaczęliśmy jednak od focacii ze świeżą oliwą. Ciasto przypominało bardziej pizzę niż placek, bo było cieniutkie i w dużej części rumiane oraz chrupkie. Brzegi natomiast były wystarczająco miękkie, by je maczać w oliwie.
Z okazji sezonu wiosennego na stół wpłynęły domowe kluski o szerokości trzech wstążek tagliatelli, w sosie śmietanowym z zielonymi szparagami ugotowanymi al dente i krewetkami. Lepiej milczeć niż rozsnuwać w tym przypadku komplementy, które nie są w stanie oddać radości konsumenta.
Najwyższą radość kubeczków smakowych, podniebienia i języka wzbudziły też kalmary z grilla. Były to niewątpliwie dzieci państwa kalmarów, bo ich tuszki nie przekraczały 5 cm długości. Dzięki temu zaś były delikatne jak wszystkie maluchy.
Trudno się zdecydować wybierając między okoniem morskim, doradą, solą i żabnicą, bo wszystko kusiło. Rzut oka na sąsiedni stolik (a siedzieli przy nim Włosi) spowodował, że na nasz też wniesiono turbota z pieca. Cudo!
Potem był deser – w tym wspomniana panna cotta – oraz zabaglione zapieczone z kawą espresso.
Na koniec rzecz jasna espresso w płynie.
Ominęliśmy liczne pizze, wielki wybór spaghetti, a o mięsach nawet nie myśleliśmy. Nie będzie to jednak nasza ostatnia wizyta w Starej Miłosnej więc nadrobimy wszystkie zaległości. I przyjedziemy taksówką, bo włoskie jedzenie bez sporej ilości wina traci. A my strat nie znosimy.
Komentarze
Zabagnione i zapieczone…
Kwintesencja komentarzy na tym blogu 😉
Wloska kuchnia rulez. Dla nas ze Stara dzis najlepsza w Europie – najnowoczesniejsza i najbardziej inwencyjna. Panna cotta z balsamikiem? O tym tu wlasnie mowimy!
Dzisiaj o kuchni włoskiej?
Zatem w dniu imienin Zofii dla nas wszystkich najsławniejsza Zofia rodem z Italii :
http://www.youtube.com/watch?v=s3Nr-FoA9Ps
Wszystkie świętujące dzisiaj Solenizantki ściskam serdecznie 🙂 ?
Zapowiada się piękny dzień i niech tak zostanie !
bravo
wspanialy wpis, sporo humoru, brakuje mnie jednak ziarnka chocby jednego –> zynizmu, bez ktorego trudno przezyc kolejny dzien
przezuwam jeszcze wpis, slinka przeslizguje sie miedzy moimi zacisnietymi szczekami, jakby chwycil mnie skurcz
jednego jednak nie kumam. dlaczego owe podkreslenie ze esspreso w plynie?
Dzien dobry z nadmorza, piekna u nas pogoda.
Mam prosbe do Gospodarza- czy ta wloska restauracja sie jakos nazywa? i czy moglby Pan podac dokladny adres? Dziekuje.
Trattoria Giancarlo jest w Wesołej czyli przy drodze z Warszawy w stronę Lublina. Można skorzystać także ze strony internetowej http://www.giancarlo.pl
Stara Pyra z obcej maszyny.
Wygląda na to, że będę zaledwie rzadkim gościem na Blogu… Piszę o tym z bólem serca. Historia dramatu jest prosta : ajpierw wysiadł komputer Ani. Po 2 tygodniach wrócił z serwisu, sprawny zupełnie i wtedy okazało się, że mój komputer nie jest zsynchronizowany z routerem. Przyszedł wczoraj Pan, czyścił aparat 2 godziny, powiedział, że on się trzymał wyłącznie na brudzie wewnętrznym – wziął kolejnw 120 zł (wcześniej od Ani 330), poszedł i wtedy okazało się, że komputer w ogóle przestał działać. Wychodzi na to, że facet wykończył go za 120 złociszy. Niestety nowego na razie nie kupię.
Z wieści przyjemnych – odwiedził mnie wczoraj Sławek paryski, zjedliśmy lunch, wypiliśmy butelkę wina, dostałam snop kwiecia i pogadaliśmy od serca. Mówiąc nawiasem było to w przeddzień blogowej wyprawy męskiej mocnej grupy na atlantyckie ryby i homary. Powodzenia Chłopaki i taaakiej ryby życzę!
Hej, @lajares! Rozluźnij szczęki, daj swobonie popłynąć myśli 😆
Esspreso zostało skonsumowane podwójnie. Raz zapieczone z zabaglione, ergo w formie stałej 😉 drugi raz wypite z, maciupeńkiej jak mniemam, filiżanki 😎 Głęboki wddech i świat od razu robi się bardziej przyazny 🙄 Pozdrawiam 🙂
Cichalu od na też uściski dla Ewy 🙂 Mnie czeka ten zabieg w sierpniu.
Wcześniej muszę przygotować dom na rekonwalescenję Mamy, po operacji kręgosłupa, 89 letniej, praktycznie niewidomej. Ale póki co, słońce świeci, ptaki śpiewają. A my jedziemy jutro śpiewać na Śląsk. Cały weekend rozspiewany. Da się żyć 🙂
Nareszcie renomowana restauracja w mojej okolicy, chociaż lokalizacja też trudna. Widocznie właściciel tak lubi.
Cichalu – pozdrów serdecznie Ewę. Życzę szybkiego powrotu doskonałego widzenia. Mnie zrobili w ciągu pięciu tygodni „oba oka” i już mam sokoli wzrok. Ewie też tego życzę.
Nowy – wiem co Cię martwi. U mnie ptaki jeszcze śpiewają, ale żab już od paru lat nie słychać. To jest niepokojące.
Trzy rodzaje sosów: ostry pomidorowy z mięsem, warzywny na bazie beszamelu i grzybowy. Do tego Parmesan starty na drobnej tarce. Al dente fettucini – najlepiej w trzech kolorach – podane na b. dużym talerzu. Wspaniały lunch (serwowałam w ostatnią sobotę dla zaprzyjaźnionych sąsiadów zza płota) lub doskonały obiad. A przepis zapożyczyłam z restauracji w Bolonii. Była to całkiem wesoła kulinarna przygoda.
Mieszkaliśmy w hotelu oddalonym od centum miasta. Przeznaczyliśmy jeden dzień na odpoczynek po trudach całodziennego i nocnego buszowania po Wenecji. Śniadanie w restauracji hotelowej – jak co dzień – było wspaniałe: różne rodzaje wędlin, serów, dżemów, pieczywa, soków itp. Niestety menu obiadowe w stylu „kochajmy owoce morza” czyli nie dla nas. Wyruszyliśmy zatem na poszukiwanie restauracji w miejscowym centrum. Było nawet kilka lecz wszystkie zamknięte. Niedziela! Jak poinformował nas inwestygowany w tej materii pan z recepcji, szanse na ciepłe papu mieliśmy w okolicach centrum miasta lub w niedalekiej knajpce pod szumną nazwą „Saloon” co kojarzyło się z burgerami, frytkami itp. Ano zjeść trzeba. Potuptaliśmy.
Na miejscu niespodzianka – miła niespodzianka. Menu typowo włoskie, miejscowi mieszkańcy z niejakim obrzydzeniem spoglądali na intruzów, na szczęście szybko im przeszło. Sam szef nadszedł by przyjąć zamówienie lecz ze względów językowych przysłał jedyną osobę posługującą się j. angielskim – młodą kubankę. W ramach „frontem do klienta” szef polecił nam owe trzy sosy (spécialité de la maison zakładu, obok rzecz jasna dań z owoców morza).
Powielam przepis eksperymentując z różnami gatunkami sosów. Za każdym razem z powodzeniem.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Droga prowadzi przez…
Wiele dróg prowadzi przez… mękę?…
Niektóre przez mąkę…
Prawie wszystkie ważniejsze – przez namysł, przeformułowywanie… wieloletnie szarad, rebusów, konceptów rozwiązywanie… sowizdrzalstwo, przekorę, mieszanie tropów… przewrotność kilkustopniową… pastisz, palimpsest, parodię, parafrazę* …raki, inwersje, augumentacje…
I znów namysł… Zawsze możesz później… nieco później… bardzo później… dojść wreszcie do finalnej konkluzji.
Albo do prowizorycznej. Znów tylko prowizorycznej.
Szybka kawa na ławę i inne szybkie numerki to w… przydrożnym zajeździe. A nawet tam nie zawsze w tej sekundzie, nie mówiąc, żeby w ułamku.
Tu tekst wyjściowy zapisany wszak został… Nie ma obaw, że nie znajdzie się bodaj jeden taki ktoś, kto nie zrozumie… Lub co najmniej się trochę nie namyśli… zamyśli…
…pozwoli wytrącić się z automatyzmów lekturowych, w jakie wszyscy popadamy.
*** * ***
Jeśli zaś o namysł-wyciszenie oraz jednoczesne canto-cantare w drodze (i u celu) się rozchodzi — w sobotę byłam – przez pewne miejsce, gdzie można urokliwie spożyć pstrąga 😉 – na spotkaniu pewnej federacji chóralnej w pewnym urokliwym sanktuarium w Beskidzie Wyspowym. Dojść tam z… za… da się po kilku nitkach, prostych i oczywistych… albo mniej.
Najcierpliwsi… najdociekliwsi natkną się nawet na 1. część naszego ‚oddzielnego’ wykonu… 😳
______
*”i paranoję!” — dodawał nieuchronnie w takich razach mój braciszek, gdym go uczyła, 11 lat młodszego a bardzo zainteresowanego, ja wówczas studentka pierwszego roku polonistyki na prestiżowym uniwersytecie, wszystkich tych i wielu jeszcze innych, bardziej wyrafinowanych środków wyrazu… najczęściej na przykładach duetu Marek i Wacek (‚znów’ ogromnie popularnego w 2. poł. lat 80., po śmierci WK)
…Gdyby jednak lajf GGG – b. zmęczonymi głosami, w warunkach (akustycznych i nagraniowych) takich sobie i w b. bardzo okrojonym tudzież eksperymentalnym składzie – okazać się miał niestrawny — do popicia coś francusko-hiszpańskiego…
(Są tacy w Towarzystwie, którzy nie tylko rozchodzili, ale nawet zdarli kilka par butów na Camino – europejskich Jakubowych szlakach…
…Przez Lublin też pewnie takowe przechodzą… :)) 😎
Aż strach się wpisywać…
Rozumiem lakoniczność wpisu nemo.
Nie pierwszy już raz zauważam, że wystarczy znać osobiście kilka osób na blogu, żeby korzystać z taryfy ulgowej i pozwalać sobie na wulgaryzmy, które byłyby natychmiast skarcone, gdyby pochodziły od innych osób, mniej popularnych. Przykro mi to pisać bo przywiązałam się do blogu, wiele mu zawdzięczam ale nie uważam cynizmu za niezbędny element do życia.
Pyro, współczuję kłopotów z komputerem. Mam nadzieję, że znajdzie sie jednak rozwiązanie.
Dzisiaj z kuchni włoskiej makaron, sos pomidorowy i parmezan, ktorego nie może zabraknąć.
A tu adres tej włoskiej restauracji, do ktorej chyba warto trafić.
http://noclegi.onet.pl/trattoria-giancarlo-wesola,wesola.html
Dzien dobry,
Ciekawa rozmowa, mimo ze z panem Redbadem nie zawsze mi po drodze:
http://www.przekroj.pl/artykul/938607,1007992-Republika-Redbada.html?p=1
To mi bardzo zapadlo w pamiec:
Wolność słowa jest czymś podstawowym. W Polsce nie można zgodnie z prawem obrażać prezydenta, w Holandii można obrażać królową. To, że królowa holenderska ustawowo nie reaguje na obelgi, określa właśnie jej nietykalność. Był czas, kiedy przeprowadzano masowe ataki na nią, i wtedy pewien znany holenderski dziennikarz powiedział, że wolność słowa polega na tym, że można mówić wszystko, co się chce, ale nie powinno się chcieć mówić wszystkiego, co się może. On odwoływał się do wewnętrznego poczucia gustu, poziomu i umiejętności rozpoznawania pewnych granic, które każdy sobie wyznacza w ramach wolności wypowiedzi.
Słodkie z kwaśnym nie bardzo dla mnie, ale wszystko kwestią gustu. Ja wybieram ostro-kwaśne. Ogórki kiszone – jak sobie sama nie ukiszę, będę miała słodko-kwaśne 🙄
U mnie nadal zimno 🙁
Przerabiam prasówkę. Wywody posła Piechy (mój rocznik) zdumiały mnie, on WIE, że Angelina wycięłaby sobie „cycki” i wstawiła sztuczne.
No i te „iwenty” 🙄
Nie ma to, jak facet wypowiada się w sprawach kobiet, i to lekarz ginekolog, który powinien lepiej wiedzieć…ale jak ktoś nie praktykuje w zawodzie, od lat wysiaduje w poselskich ławkach, to może tak ma.
Przepraszam, ale wzburzyło mnie to bardzo.
pewnego pieknego, słonecznego poranka staneła luci na progu swojej chaty,
spojrzala na baraszkujace w sadzawce kaczki i poczuła ogromna ochote na kacza zupe;
poniewaz zadna z kaczek,mimo wielkiego szacunku jakim darzyły wielka mistrzynie, nie dała sie namowic na to, aby skonczyc zycie w wiszacym nad paleniskiem kociołku,
postanowiła luci zrobic kacza zupe bez kaczki:
do gotujacej sie wody wrzuciła pokrojone warzywa i zioła, nastepnie skrzydelka,
udka i nozki nieistniejacej kaczki, a na koniec sporo nieistniejacego smalcu
z nieistniejacej kaczki, ciagle i dokładnie mieszajac;
po niedługim czasie zupa była gotowa;
luci sprobowała ostroznie i powiedziała:
ho, ho, tak dobrej zupy juz dawno nie jadłam –
i nalała ja takze swoim kaczkom do korytka;
na ptactwo nie trzeba było długo czekac i wkrotce wszyscy zajadali sie ze smakiem,
podczas gdy slonce wzosiło sie powoli na niebo.
Mnie tez ta wypowiedz senatora-kretyna bardzo wzburzyla, wiec napisalem do niego list mowiac co o nim mysle. Jednym zdaniem, nie rozpisujac sie zanadto. 👿
Jolly, wolnosc slowa nigdy nie jest nieograniczona.
Czy istnieje cos takiego jak specjalnosc kuchni niemieckiej lub berlinskiej ? Moze jakis dobry deser ? W moim przewodniku nic nie ma o kuchni niemieckiej. Ziemniaki, sznycel + piwo mnie nie interesuje. Jutro juz tam bede.
jestem ciekaw, kto mi tym razem dokopie,he,he…
Kocie,
wiem :). Ale cytat z holenderskiego dziennikarza bardzo mi sie podoba. Ja to nazywam elementarnym poczuciem przyzwoitosci (oczywiscie nie mysle o sytuacjach ekstremalnych)
tzw tradycyjna kuchnia berlinska jest zlepkiem kilku kultur: niemieckiej, slowianskiej i francuskiej (hugenoci); ulubionymi deserami w tym okresie czasu jest kompot z rabarbaru,podawany czesto z lodami waniliowymi, albo rote grütze, gotowane owoce, nie tylko, ale glownie, czerwonego koloru (od truskawek,przez porzeczki, do malin i wisni) podawane na zimno z sosem waniliowym.
Najlepsze życzenia dla wszystkich Zofii. Pamiętam, że tak ma na imię starsza córeczka Nirrod.
Przed wojną śpiewano takie tango 🙂 :
„Oczy mojej Zosi cudowny mają blask.
Kiedy cicho prosi: pocałuj jeszcze raz
I takie dobre są, jak ciche sny
Gdy łzy w nich srebrne drżą – najdroższe łzy.
Oczy mojej Zosi, mój skarb i życia sens
Dwie złociste gwiazdy ukryte w cieniu rzęs
Mnie nic nie trzeba, bo mam Ciebie za trudy mych dni
Bo wieczorem zamykam drzwi i Zosię swoją mam.”
Tego tanga nie znalazłam, jest tylko foxtrot „Panno Zosiu, ja funduję” 😀
http://www.youtube.com/watch?v=ByGkHOEHYBw
Alino,
mój komentarz był lakoniczny, bo mi się w ogóle nie chciało nic pisać, ale pewien lapsus (już poprawiony) w tekście Gospodarza mnie podkusił 😉
Nie chciało mi się pisać, bo mi smutno, a jak tu się dzielić smutkiem, kiedy jedni oczekują pięknego dnia, inni – blogu dla inteligentów, ale z kawą na ławie…
Smutno mi, bo wczoraj mój 18-letni, trapiony przez demencję kot dokonał żywota i kolejny domownik, a z nim rozdział rodzinnego życia przeszedł do historii.
Żeby tak całkiem smutno nie było, to dzień wczorajszy obfitował w sceny nadające się na scenariusz do czarnej komedii 🙄
Zastawszy na balkonie sztywny zewłok naszego ulubieńca przykryłam go tymczasowo kawałkiem tkaniny i zaczęłam się rozglądać za pasującym opakowaniem. Gdy wróciłam z eleganckim kartonem, okazało się, że kotem zainteresowała się już armia malutkich mrówek i trzeba było użyć odkurzacza 🙄
Młodzi zapowiedzieli swój przyjazd na wieczorny pogrzeb, więc po południu udaliśmy się z Osobistym do wiadomego lasu przygotować stosowny dołek. Co wybraliśmy miejsce, to albo było pełne kamieni, albo drzewo obok oznaczone do wycinki. W końcu jednak dół był gotowy i wysłany młodą jedliną pod pięknym, strzelistym bukiem. Gdy spojrzeliśmy jeszcze raz na pień tego drzewa, dostrzegliśmy i na nim oznaczenie kawałkiem specjalnego przylepca 🙄 Godzina kopania i kucia na nic 🙄
Bez wahania usunęliśmy tę taśmę 😎
Wieczorem przyjechali Młodzi i przy wtórze grzmotów i błyskawic pierwszej majowej burzy dokonaliśmy pochówku.
Przy kolacji (szparagi, ziemniaki pieczone, łosoś wędzony, sałata, winegret z jajami na twardo, szynka z Bayonne) powspominaliśmy czasy z trzema, a potem dwoma kotami, a wszystkiemu przysłuchiwał się kot trzeci i od teraz jedyny…
A cappella przemówiła mi z serca i duszy.
Mnie nie przeszkadzają ani szarady, ani enigmatyczne komentarze, szczypta cynizmu też mnie nie razi, lubię jak ludzie piszą o interesujących czy bulwersujących ich sprawach, byle nie nudno.
Danuśko, Zofia na drugie może być? To bym się jeszcze załapała…
Nemo 🙁
Dlaczego kawa na ławę jest niesłuszna?
Zosiom – NAJLEPSZEGO!
Z calego serca Wam wszystkim wspolczuje, Nemo.
Z pewnoscia Zmarly mial dobre zycie. A Kocia demencja starcza jest bardzo przykrym doswiadczeniem, w pierwszym rzedzie dla zdementowanego, ale i dla jego Rodziny. Ze o sasiadach nie wspomne. Przezywalismy to w tym domu i wiemy jak jest. Czesc Jego Pamieci. Z pewnoscia jest juz znow mlody i zdrowy i poluje na ptaszeta na niebianskich wzgorkach. 😈
Mnie tez nie przeszkadzaja ani szarady, ani szczypta cynizmu. Co natomiast fatalnie znosze to kloaczne poczucie humoru i seksualne innuendos w mieszanym towarzystwie. Co jest byc moze zabawne w chlopiecym szkolnym kiblu, nie zawsze tak samo bawi na forum publicznym. Raczej czesto wywoluje niesmak wsrod tych co dawno juz nie sa szescioklasistami.
Nemo,
Przykro mi.
Asiu, Mordechaju, Jolly,
dziękuję 🙂
Na dworze znowu chmurno i zanosi się na deszcz.
Byłam w sklepie po sadzonki porów, selerów i fenkułu. Klienci uwijają się wokół półek z nasionami i sadzonkami kwiatów i warzyw, po Zimnych Świętych pora urządzać balkony i ogródki. Entuzjazm hamowany jest jednak kolejnymi kiepskimi prognozami.
Wstawiłam do pieca eksperymentalną wersję owerniackiego pounti – z boczkiem, szpinakiem, zieloną pietruszką i szczypiorkiem oraz śliwkami suszonymi. Pachnie już zachęcająco.
Mordechaju,
to, czego nie znosisz, to właśnie jest nudne i nieciekawe, czasem żenujące 🙁
Tak, zenujace.
Oj,sporo dzisiaj u nas służbowego zamieszania,ale jest to bardze miłe zamieszanie,podlane nawet lampką szampana 🙂
Nemo-przyjmij kocie kondolencje.Okoliczności pogrzebowe nadają się rzeczywiście na scenariusz filmu grozy.Mam jednak wrażenie,że przed Wami bardzo radosne wydarzenie i to chyba,w ogólnym bilansie,najważniejsze 😉
Pyro-mam nadzieję,że wybrniesz szczęśliwie z kłopotów komputerowych.
Bardzo nam Cię brak na blogu.
Nisiu-jak nic,załapujesz się !!!
Przesyłam Ci moc serdeczności 😀
Danuśka,
za kondolencje dziękuję, ale co do innych Twoich przypuszczeń, to zapewniam, że to tzw. złudzenie apteczne i pozory mylą 🙁
Pounti wyszło całkiem, całkiem, ale z botwiną zamiast szpinaku byłoby chyba lepsze.
Nemo, przykro jest żegnać domowe zwierzątko.
Przepraszam, że niewłaściwie odczytałam Twój poranny wpis. Ale chyba nie ma to większego znaczenia…
czyz ty sie byku z kims na lby nie zamieniles?
inaczej wiedzialbys dokladnie, ze w tierquälerei ist in deutschland strafbar (okrucienstwo wobec zwierzat jest karalne w niemczech). kop sie zatem sam. na mnie nie licz. trzeba miec niesamowite zaburzenia zachowan socjalnych by na taki pomysl wpasc a co dopiero czynic.
wydaje mnie sie ze istnieje zwiazek pomiedzy przemoca wobec zwierzat a zachowaniami miedzyludzkimi. i nie rozumiem postepowania Nemo. wciagnela mechanicznym aligatorem niewinne mrowcze stworzenia.
droga Nemo. troszke wiecej cierpliwosci (wystarczyloby okolo trzech tygodni) i z twojego kota pozostaly by jedynie same kosci. wiesz o tym przeciez, ze mrowki sa bardzo, bardzo pracowite.
po kocie spodziewalem sie ze taki numer moze predzej czy pozniej wywinac. ale zeby aligatorem zwierzaki lykac, czy to nie jest w schweiz karalne?
Witam.
http://www.polskatimes.pl/artykul/892100,najlepsza-restauracja-swiata-czyli-raj-dla-podniebienia-w,id,t.html
…najsilniejszy wplyw na Q berlinska miala Q slaska;
po zwyciestwie nad francja i ustanowieniu II cesarstwa(1870), nastapil w berlinie,
jakbysmy to dzisiaj powiedzieli, boom gospodarczy i liczba mieszkancow miasta nad szprewa i havela powiekszyla sie w ciagu czterdziestu lat prawie dziesieciokrotnie;
najwieksza grupa nowoosiadlych byli polacy z zaboru pruskiego, ktorzy zasilii przede wszystkim berlinski proletariat; byli to czesto mlodzi, swietnie kwalifikowani robotnicy, ktorzy po prostu chcieli zarobic (przecietne zarobki n.p. kowala, byly tu nawet pieciokrotnie wyzsze); osiedlano sie nie tylko calymi rodzinami byl nawet przypadek,
ze przyjechalo pol wioski spod opola, a po niemiecku umial tylko ksiadz 😉
Elap – być może już jesteś w drodze, ale dopiero teraz miałam trochę czasu i znalazłam kilka informacji o tradycyjnych daniach z Berlina:
http://wolnakuchnia.com/kulinarne-podroze-zjesc-berlin-cz-ii-tradycje-brandenburskie.html
Może jeszcze zdążysz poczytać, życzę miłej podróży 🙂
jesli ktos wejdzie do starego, katolickiego kosciola w bylej dzielnicy robotniczej berlina.,
i spojrzy na oltarz poswiecony poleglym w I w.s., to w rejestrze nazwisk spotka tam czasami ze trzech kowalskich i dwoch lewandowskich.
@asiu:
musze znowu pochwalic, dobry artykul 🙂
Nowa wersja piosenki, którą przed wojną śpiewała dzisiejsza solenizantka Zofia Terne: https://www.youtube.com/watch?v=uDc9SaURGOs
Przepraszam najmocniej Pana Gospodarza za tzw. prywatę, ale chciałabym poprosić Blogowiczów Warszawiaków o pomoc. Dostałam dziś polecenie znalezienia przychodni na ul. Anielewicza w której przyjmuje dr S. Falkowski – onkolog. Od rana przeszukuję internet w poszukiwaniu infromacji i nic :(. Pomocniczą informacją było, że znajduje się naprzeciw budynku Intraco, ale nawet Google map mi nie pomogło. Może ktoś z Was wie o którą przychodnię chodzi bo mi nijak Intraco z Anielewicza się nie schodzą. Będę bardzo wdzięczna za pomoc.
Czasem jest mi wstyd za niktórych „czytaczy” bloga wobec Pana Piotra, bo najzwyczajniej sprawiają mu przykrość i są głusi zarówno na prośby jak i „groźby”. Przyłączam się do zdania o enigmatycznych wpisach. Może zaczni Pan moderować ? Może to coś da? Pozdrawiam serdecznie
najpopularniejsza potrawa berlina dzisiejszego jest…pizza.
…a, mimo ostrej konkurencji, campari soda/ orange, jednym z najpopularniejszych letnich drinkow mlodej generacji mieszkancow tego miasta
Duże M – znalazłam namiary na dr S. Falkowskiego w Centrum Onkologi na Ursynowie. Tel. do rejestracji 22 546 22 22. Może Ci się przyda.
Budynek Intraco jest na ulicy Stawki
Krysiade, tak wiem, że dr Falkowski tam przyjmuje, dziękuję bardzo, 🙂 . Jednak dr kierujący wskazał na Anielewicza jako szybsze rozwiązanie i bez słynnych i znanych już kolejek w CO. Nie jestem w stanie utalić żadnej przychodni w tamtym rejonie. Też mi wyszło, że Intraco jest na ul. Slawki dlatego spytałam 🙂 . Jeszcze raz bardzo dziękuję za Krysiade i mam nadzieję, że Twój stan zdrowia ciągle sie poprawia 🙂
Ewa kaprawym oczkiem jeszcze mrugając, dziękuje za słowa otuchy!
Ja natomiast przepraszam za wczorajsze zacytowanie Placka in extenso. Winienem wulgaryzm wykropkować i nie byłoby niesmaku. Wybaczcie staremu…
Lajares,
Ty wcale nie wiesz, co ja potem z tymi mrówkami zrobiłam (jak już z tego odkurzacza wypełzły). One sobie wędrują, pojawiają się z wiosną i znikają nie wiadomo gdzie.
To nie takie mrówki, co by kota zjadły, a już na pewno nie w 3 tygodnie 🙄
W ogrodzie postęp, zebraliśmy trzy szparagi 😎
Kolejna sałata padła łupem pędraków 🙁
Duże M – próbowałam dr-a zlokalizować w innych przychodniach ale wszędzie odsyłają do CO.
Mój stan zdrowia jest całkiem dobry. Oczka mam jak nowe a i tarczycę rozszalałą opanowałam. Dzięki Duże M.
Cichalu, życzenia szybkiego powrotu do zdrowia przekaż Ewie
Cichalu – Niesmak był mój, a wulgaryzm znajdziesz tutaj.
Opowieść o rżnięciu cytryn także nie była mego autorstwa, a potraktowanie mnie wykropkowanym wulgaryzmem byłoby nadal afrontem, podobnie jak nazywanie kogokolwiek idiotą. Wiekiem się nie zasłaniaj. Wiek zobowiązuje 🙂
Jeśli wiek zobowiązuje, to staraj się być dorosłym…:)
@nemo:
ale przyznasz, ze wizja ciebie wciagajacej odkurzaczem mrowki, ktore w najlepsze pałaszuja twojego kota, to obraz godny „psa andaluzyjskiego”, a salvador dali by przyklasnał 😉
Nowy,
wypraszam sobie !!! To jest publiczny blog i nie zycze sobie abys zamieszczal tutaj jakies chore insynuacje na moj temat. Masz moj adres na private i mozesz tam swoja zolc wylewac.
Jesli cierpisz na manie przesladowcza to zapraszam do lekarza.
A tak a’propos to jestem w Polsce i bardzo zaluje ze to przeczytalam .
Duże M – Być może tam znajdziesz informację o doktorze Falkowskim.
Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej ONKOLOG
Przychodnia
Adres:
ul. Nowolipie 31
01-002 Warszawa
Telefon:
022-6364590
A nikt nie wpadl na pomysl, ze komus, kto wlasnie stracil ukochanego Przyjaciela, moze byc nie do smiechu z dowcipow o Zmarlym?
Odrobvine powsciagliwosci w tej szampanskiej zabawie nie przydaloby sie?
Mnie nie jest do śmiechu. Wcale a wcale. Nemo i Osobisty stracili Domownika. Nasze odeszłe Koty zawsze będą z nami. Jestem pewna, że Koty Nemo też nigdy Jej nie opuszczą.
Kocie, Haneczko, nie przesadzacie aby?
(12.59)” Żeby tak całkiem smutno nie było, to dzień wczorajszy obfitował w sceny nadające się na scenariusz do czarnej komedii 🙄
Zastawszy na balkonie sztywny zewłok naszego ulubieńca przykryłam go tymczasowo kawałkiem tkaniny i zaczęłam się rozglądać za pasującym opakowaniem. Gdy wróciłam z eleganckim kartonem, okazało się, że kotem zainteresowała się już armia malutkich mrówek i trzeba było użyć odkurzacza :roll:”
Ulubieniec został w końcu opakowany w elegancki karton i pochowany. Właścicielka podeszła do sprawy racjonalnie. Tak trzymać.
Kotom:
https://www.youtube.com/watch?v=j9colHAECMA
stan zgonow i chorob na blogu 13/V
oddzial weterynaryjny:
1 kot – exitus
oddzial onkologiczny:
1 podejrzenie bhcr
odzial psychiatryczny – zamkniety (ordynator @doktor honey):
2 diagnozy (paranoja i mania przesladowcza)
oddzial psychiatryczny – otwarty(pielegniarz odpowiedzialny @byk):
8 diagnoz (od chorobliwego przewrazliwienia po burn out)
pewnego dnia, jeden z okolicznych kotow wbiegł do chatki wielkiej mistrzyni
i połozył sie spac akurat na poduszce, na ktorej zwykła siadywac luci.
– czy mam go wyrzucic? – zapytał jeden z uczniow.
– jak wpadłes na ten pomysł? – rzekla luci – czyzbys nie znał moich nauk?
– ale jaki z tego pozytek, ze traktujesz tego kota po krolewsku?- odparł uczen.
a luci na to
– co to byłby za pozytek, gdybym dzieliła sie z innymi tylko tym co bezwartosciowe,
albo bez znaczenia? nie słyszysz jak mruczy? to ta muzyka jest mi zapłata.
(especialy for @nemo)
Dzien dobry,
Gospodarz lustruje Ramones-Pet Sematary; kiedys nosilo sie jak Dee Dee Ramones: kurtke Schotta, Ray Ban etc.
@byku,
czy byles w Lublinie? Ja, jeszcze za czasow Gierka….czyli nie bylem
u mnie jest nadal za sucho jak na pore roku;
w lesie bukowym znalazlem kilka majowek wiosennych(calocybe gambosa) w ubiegla niedziele,ale nikomu nie polecam tego grzyba zbierac, bo latwo go pomylic go ze strzepiakiem ceglastym(nocybe erubescens),a zatrucie tym grzybem moze byc nawet smiertelne.