Nędza ale bez bidy
Jak co roku wpadliśmy na przekąskę do Tusinka. To nasz ulubiony zajazd i uważamy, że nie ma równego sobie. Przynajmniej w tej części Polski. Po drodze mieliśmy nadzieję, ze trafimy na przydrożnych grzybiarzy, bo nasze domowe źródełko na razie wyschło. Po pierwszych prawdziwkach na przełomie czerwca i lipca, zapewne z powodu upałów i suszy, nic nie wyłazi spod ziemi ani na trawniku, ani pod modrzewiami, ani w brzezinie. A świeże grzyby są nam potrzebne do różnych potraw.
Przejechaliśmy więc stałą trasą przez Maków Mazowiecki, Przasnysz, Myszyniec do Rozogów – a tu nic. Ani jednego grzybiarza.
Dopiero w drodze powrotnej udało się nam spotkać jednego ale tylko z kurkami. Dobre i to. Będą więc pierogi z kurkami dla mojego chrześniaka, który przyjechał na tydzień z Toronto z dwójką swoich starszych dzieci: Miką i Sachą. (Te imiona stąd, że mama dzieci jest kanadyjską Japonką.) Mam nadzieję, że kurpiowskie pierogi będą im smakować. Ale na wszelki wypadek szykujemy je w wielu wersjach: z mięsem drobiowym, szpinakiem, ziemniakami, serem i – te najlepsze z kurkami.
Podpłomyki „Nędza” pięknie wygladają na talerzu…
Ale wracajmy do Tusinka. W zajeździe jak zwykle pełno gości. I to tak tłoczno, że na parkingu trudno znaleźć miejsce. Na szczęście miejsc przy stołach jest sporo, bo chyba przybyło parę na świeżym powietrzu.
Zamówiliśmy więc podpłomyki. Dziewczyny bez żadnych dodatków czyli podpłomyk „Nędza”, a ja z kozim serem i pomidorami. Oba rodzaje przepyszne.
… ale ten z kozim serem też jest apetyczny wielce
Kupiliśmy też do domu dwa podpłomyki (choć to strach do domu wozić nędzę!), dwa różne gatunki chleba, dwa słoiki miodu – gryczany i kremowany z mleczkiem pszczelim, szynkę i kiełbasę a także wspaniałego sękacza. Na szczęście udało mi się wywabić rodzinę z zajazdu zanim zrujnowala się finansowo.
Droga powrotna była bardzo aromatyczna przez co bardzo apetyczna. Z bagażnika wydobywały się takie zapachy, że Rudolf (przypominam iż to pies wnucząt) gdy podjechaliśmy pod dom, chciał wyłamać furtkę i wskoczyć do auta. My też!
Komentarze
Racja, Piotrze: pierogi z kurkami są przepyszne; to prawie rozpusta na talerzu. Innych grzybów rzeczywiście nie ma – Ryba była w Bornym Sulinowie, Młodsza włóczy się po Beskidach, a na pytanie o grzyby mówiła, że raz spotkała 2 osoby, które po jednym prawdziwku niosły. Przy drogach tylko kurki. Ja nigdy w życiu nie jadłam takiego prawdziwego podpłomyka. Owszem – Mama pozwalała dzieciakom z resztek ciasta piec na blasze takie placuszki, ale kudy im do tego, co pokazał Gospodarz – to doświadczenie jeszcze stale przede mną.
Mam złą wiadomość dla Zjazdowiczów i dla tych z kraju, którzy nie przyjeżdżają do Błot, też: od 24 sierpnia spore ochłodzenie i tak do końca miesiąca, a nawet we wrześniu na początku. Jednym słowem należy zabrać ciepłe niewymowne i inne ocieplacze. O rozgrzewki wewnętrzne zadbamy pewnie sami.
Pierogi z kurkami? A to dopiero? Pierwszy raz słyszę. Jak to się robi? Farsz jak na wigilijne uszka? Kurek zatrzęsienie, może warto spróbować?
Na trasie Poznań – Połczyn Zdrój z pewnością dasz rade kupić nawet więcej niż dwa pudełka kurek, Pyro.
A ja w połowie września udaję się na Mazury i wiem już, gdzie zjemy obiad w drodze do Starych Juch 🙂
Jeden miód gryczany, a drugi kremowany?
To jak jedno piwo żywiec, a drugie w puszce 😉
Bardzo pożyteczne informacje 🙂
Dzień dobry Blogu!
Przez całą noc padało, teraz się przejaśnia i idą te straszne upały.
Pepegorze,
ja też wczoraj wieczorem podlewałam, co najmniej 15 10-litrowych konewek 🙄 Traktuję to czasem jak zabieg szamański – jak nie podleję, to nie będzie padało 🙄
Dzien dobry,
Pyro, nie strasz, jakie ochlodzenie ?! My sie wybieramy 26.08 do domu, zimnu precz!
Wróciłam z wyprawy handlowej. Prócz wielu innych produktów dokupiłam wreszcie pieczywo, kolejne kurki – już z myślą o Dziecku, które ma wrócić w sobotę – niedzielę, warzywa na leczo, świeżuteńki kawałek pasztetówki (tak na 2 bułki) i odebrałam wreszcie zjazdowe ozory. Są czyściutkie, wielkie, próżniowo zapakowane i nie muszę ich mrozić i drogie, jak afera AG. Czasy, kiedy podroby były tanie, chyba nieodwołalnie minęły – inaczej – wątroba i cynadry pozostały tanie, ozory i flaki poszły nieprzyzwoicie w górę. Z pewnością są dużo tańsze, niż w Szwajcarii, niemniej cena 66 złotych za 2 ozory wydaje mi się dość wygórowana.
Dzień dobry 🙂
Deszcz wisi w powietrzu, ale nie pada. Pewnie czeka na moją jedyną wolną niedzielę w miesiącu 😕
Tutaj też nie ma grzybów, żadnych, tylko kurki na targu. Za to w owocach klęska urodzaju. Drzewa nie wytrzymują ciężaru, wszędzie widzę obłamane gałęzie. Nasze konferencja i szampionka profilaktycznie podparte, bo nawet po przerzedzeniu owoców jest im ciężko.
Pyro,
ozór cielęcy i wołowy dostaję od „mojego” chłopa za darmo.
W sklepie surowy ozór cielęcy kosztuje ca 14-15 Fr, gotowany – około 20 franków za kilogram.
Nemo – pewnie, że u was drożej, ale nasze 2 wołowe mają prawie 5 kg.
66 zł za 5 kg to chyba niezbyt wygórowana cena zważywszy, że dla zdobycia jednego ozora potrzeba całego wołu 😉 Z polędwicą jest to samo…
Dziś na obiad (już po) steki z jagnięcego udźca (oliwa, czosnek, tymianek, rozmaryn, sól, pieprz, podlane resztką świetnego Barolo) i duszona na maśle kapusta włoska. Musiałam wczoraj w trybie nagłym zagospodarować pękające główki. Trochę zamroziłam, reszta dziś na obiad.
Gwałtownie dojrzewają pomidory, ogórki jakoś przegapiliśmy i porosły ogromne, nici z kiszenia 🙁 Moi goście wzbraniali się jeść mizerię na kolację, a w porze obiadowej rzadko byliśmy w domu. Teraz mam zapas przerośniętych ogórków i usychające już krzaki 🙄
Mam nadzieję, że kolejni goście lubią mizerię i nie mają zbyt delikatnych żołądków…
Dziś na Hali Targowej w Gdyni widziałam bardzo dużo prawdziwków . Były także rydze. Tak wiec gdzieś te grzyby muszą rosnąć, tylko chciałabym wiedzieć gdzie …
Dostałam połówkę dyni z działki, odmiana z zieloną skórką. Ja akurat z dyni najbardziej lubię pestki , ale muszę ją jakoś wykorzystać. Szkoda byłoby wyrzucać. Poszukam w zeszłorocznych przepisach blogowych, bo są wśród nas miłośnicy potraw z dyni.
Krystyno,
gotowałam zupę podobną do tej (bez pasty curry, ale mam zamiar wypróbować z tą pastą, bo ją lubię), ostatnio tydzień temu, podałam gościom z Polski i też im smakowała.
Polecam łączenie dyni z imbirem, czosnkiem, trawą cytrynową (wrzucam łodyżkę. Po ugotowaniu, a przed miksowaniem – usuwam), kolendrą, mlekiem kokosowym, limonką…
No właśnie Nemo – wystarczy na wieczór podlać i w nocy pada!
Krystyno – a skąd te grzyby?
Na ostatnim zjeździe ktoś mowił, że zapytał grzybiarza po drodze, skąd je ma.
A ten mu na to, że przywozi mu zawsze kierowca TIR-u z Ukrainy.
Podobno w okolicach Czarnobyla rosną bardzo dorodne 😉
Dalej nie mam Internetu i chodzę do różnych takich. Nie mogę jechać do Żaby bez kontaktu ze światem. Może uda się jutro. Mam swoją notatkę z dzisiejszej nocy:
No i dopadło mnie. Różnica czasu. Po przylocie w poniedziałek, przyjąłem nieco środka nasennego pt. Żołądkowa Gorzka (z nutą mięty) i spałem do wtorkowego południa. Wieczorem, na skutek stanowczego protestu Ewy, wypiłem nieco mleka i… nie spałem do rana. Oglądałem TV (co za idiotyzmy emitują w nocy) czytałem, grałem w szachy, brydża i stawiałem pasjanse. We środę położyłem się późnym wieczorem i po dwuch godzinach wiercenia wstałem i… (czynności jak wyżej) Rano udało się zasnąć na 2 i pół godz.
Teraz jest czwartek godz. 4:18 oczywiście rano. Spałem 3 godziny i 14 minut. Jestem jak skowronek. Po przerobieniu wyż. wym. czynności piszę niniejsze zeznanie. Postanowiłem jednak, że wieczorem powrócę do poprzedniego lekarstwa!
Cichal,
Wspolczuje. Gdybys po powrocie za ocean tez mial podobne trudnosci z zasypianiem to przyjedz do mnie, mam spora apteczke z kroplami nasennymi. Wylecze.
Nowy! Wiem, że na Ciebie zawsze mogę liczyć! Przwdziwych przyjaciół w biedzie się poznaje!
Leczo znowu wyszło w ilościach nieprzyzwoitych – chce ktoś? To niech wpadnie Na obiad był cieniutki kotlet karkówkowy i sałatka z malinowego, surowego pomidora krojonego w cząstki, pół małej, czerwonej cebuli w piórka i kostek podduszonej na oliwie papryki + dyżurne + winegret. Leczo będzie na jutro i na sobotę, a kurki wylądują w lodówce czekając na Dziecko. Teraz się zdrzemnę.
A tak w ogóle, to wylazła z Pyry gapa – to, co wzięłam za wagę ozorów i + – zliczyłam z dwóch etykiet, to wcale nie wartość wagowa, tylko numer serii. Nie podali ani wagi, ani ceny za 1 kg. Nie chce mi się wyciągać wagi z szafki.
nemo z tych ogórków możesz zrobić przecier na zupę ogórkową …. i podobno dobre są duszone lub na ciepło po francusku …
Też wyrzuciłabym dywanik, a raczej dywany, ale nie moje. Mama ma trzy koty i jeszcze więcej dywanów. Efekt? 🙄 Murowany 👿
Niestety nie jestem w stanie wytłumaczyć, że albo koty albo dywany. Kocha jedne i drugie po równo 😉
Jest jakaś rada na pozbycie się zapachów? 🙁
Witam, kota nie mam ale używam> http://www.amazon.com/Arm-Hammer-Carpet-Fresh-Eliminator/dp/B003X51918
Dla chętnych,dla Wielkopolan i dla reszty świata 🙂
W podpisach zrobiłam sporo literówek,proszę zatem o wybaczenie 😳
https://picasaweb.google.com/zosiarusak/20120815Wielkopolska082012?authkey=Gv1sRgCMaqnpTbj7WorAE&feat=email#
Wrzucam zdjęcia z podróży…trafiłam na takie (będzie więcej) – Szczecin bardzo promuje przyszłoroczne zakończenie Tall Ship Races w Szczecinie i moim zdaniem robi to bardzo dobrze! A poza tym mam wrażenie, że Szczecinianie potrafią organizować imprezy – patrz zeszłoroczne przejecie prezydencji EU i zjazd Tall Ship-ów 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3339.JPG
O rany…kiedy ja zdążę z tymi zdjeciami 🙄
Co się zabiorę, to co mi przeszkadza…
lebera,
ja nie mam kota (wbrew przysłowiu), ale miałam bardzo dużo do czynienia z wełną (teraz tylko w porywach). Mam podłogi drewniane, sosna (no, trochę za „miętkie” na szpilki-buty). Nawet jak już poprzestałam z tymi wełnami, to doszłam do wniosku – żadnych chodniczków, żadnych dywaników, taka podłoga jest piękna i ma tyle ciepła w sobie!
Wracam do zajęć zdjęciowych…albo dzisiaj skończę, albo mnie trafi 👿
Na obiad – kaszanka z „Baltic Deli”, ziemniaczek i kapusta kiszona od Krakusa. Jakoś nie mam czasu w tym roku zrobić swojej 🙄
Danuśka – gdybyś w Biskupinie była ok 8 września, to byś mogła wziąć udział w festiwalu archeologicznym. Szczególnie lubi to młodzież, bo uczą wytaczać garnki, prząść len i konopie, tkać, sporządzać broń, gotować – wszystko wg technologii sprzed 2500 lat. A Biskupin, Wenecja, to już właściwie Pałuki, czyli wstęp do Kujaw.. Pałuki zostały przez Chrobrego nadane braciom św. Wojciecha – Bodzancie i Radzymowi, bo oni całym rodem zostali z Czech wyrzuceni. Radzym potem też mnichem został i śmierć poniósł, a Bodzanta i jego potomkowie spolonizowali się zupełnie.
Lebera – nie mam kotów, mam psa. Pies też kochał dywany. Gdzie się wygodnie można ułożyć z gnatem między łapami? Na dywanie. Gdzie młody piesek latał w nocy z pilną potrzebą jeżeli pani nie chciała wstać i wyjść z psem? Na dywan. W dużym pokoju przed telewizorem było najwygodniej. Traktował dywany analogicznie do trawników. Tylko nie sikał – z tym wytrzymywał. Zwinęłyśmy dywany, wyniosłyśmy do piwnicy, a za psi dywan do posiedzenia służy mała wycieraczka.
Moja Mama ma 93 lata. Ma dobre zdrowie. I wie swoje. Mieszka w dużym, zbyt dużym, domu z kotami. Nie życzy sobie żadnych innych „lokatorów”. Koty to oczywiście jej najbliższa rodzina. Ja z siostrą, to już trochę dalsza rodzina – koty „nie pyskują”. Opiekunka „ma prawo” zrobić swoje i wyjść. Nam „wolno” płacić opiekunce.
Ostatnio opiekunka „zadarła” z Mamą z powodu kocich zapachów. Sytuacja jest i groteskowa i poważna. Mam nadzieję, ze to nie sa sprawki tego niemieckiego doktora na A. Patrzę jak wyść z tej sytuacji. I zastanawiam się czy ja też będę dostarczała podobnych rozrywek naszym synom.
Zawsze można mieć nadzieję na geny po ojcu 😉
Koty na dzień wyrzucać z domu, latem również na noc, albo zmienić opiekunkę na bardziej tolerancyjną, ewentualnie więcej płacić aktualnej.
Nemo – to odwrotnie, niż u Haneczki – u niej koty mają prawo do mieszkania w dzień (potrafią zapukać w szybę albo w drzwi) natomiast na noc są wyrzucane i chodzą za swoimi, kocimi sprawami.
Pyro,
moje koty mają latem zawsze otwarte drzwi i przebywają, gdzie chcą. Aktualnie preferują balkon lub cieniste krzaki, wieczorem leżą na kanapie, a właściwie na Osobistym, który leży na kanapie ;), na noc wychodzą dobrowolnie około północy, ale wiedzą, że dostaną garść suchego żarcia 😉 Wyrzucone bez niczego też pukają w okno lub skaczą na szklane drzwi 🙄
W zimie to już różnie bywa, im starsze, tym chętniej śpią w domu, ale potrafią przegalopować o 5 rano przeze mnie, by Osobistemu miauknąć w ucho, że chcą wyjść. Z toalety w domu korzystają nad wyraz rzadko i raczej tylko wtedy, gdy jest dużo śniegu.
Chłe chłe chłe… jak się kotu (kotom) pozwoli łazić po głowie, to łażą.
A koty bardzo szybko uczą sie manier, jeśli ktoś chce je nauczyć – tu nie wolno, tam się nie powinno itd.
Arystokraty (british shorthair) z Toronto nauczyły się szybko przy mnie, że na stół się nie włazi 👿
I nie łazi się po kontuarze w kuchni, ani żadnych takich! Ale to tylko przy mnie, bo już mnie znają i wiedzą, że to pachnie szprycą wody z butelki. Po mnie mogą tam sobie deptać, nawet jak śpię, ale jeśli chodzi o miejsce, gdzie się przyrządza jedzenie i spożywa – trzymać się z daleka!
Niestety, tych się nie da wyrzucić z domu, arystokracja na 45-tym piętrze, a nie dachowce, nie wiedzą, co to podwórko 😯
Wracam do zajęć…
Nemo – Haneczka też karmi i wychodzą wieczorem dobrowolnie, a rano pukają ale dopiero kiedy zaczyna się ruch w domu. Teraz już jest tylko jeden, jedna – piękna, czarna Aurora. Szary niestety nie przeżył nowotworu. To jest wieś i Haneczka podejrzewa, że nocą odchodzą amory i polowania na myszy w cudzych stodołach.
Jest pewien sposób bardzo prosty na kocie zapaszki, trzeba miejsce posypać sodą i zostawić na 2 godziny, potem zeprac mokrągąbką i wysuszyć.
Z 45 piętra też można wyrzucić, ale obawiam się, że tylko raz 🙁
Moi goście się spóźniają, a właściwie to nie sprecyzowali, kiedy dokładnie się pojawią („w czwartek po południu”). Zamiesiłam ciasto na chleb, ugotowałam konfitury jeżynowo-nektarynkowe, teraz chyba poprasuję wczorajsze pranie 🙄
To przykre z haneczkowym kotem 🙁
Mój, co się wybierał niedawno na tamten świat, wydobrzał sam z siebie 😯 Łapy już mu się nie rozjeżdżają, je za dwóch, wskakuje na kanapę, tylko głuchy jest nadal jak pień. Przypuszczamy, że miał jakiś mały wylew, bo był zdezorientowany i nie działał mu „wsteczny bieg”, jak wszedł w jakieś wąskie miejsce, to tak stał i kontemplował przeszkodę, aż go ktoś wyciągnął i odwrócił 🙄 Jadł po troszeczkę, robił powolutku rundę po domu i wracał do miski, i tak co parę minut 🙄
A teraz wrócił do siebie i plany pogrzebowe przesunęliśmy na później 😉
Moja arystokotka – wedlug weterynarza rasowa – ma otwarte okno w kuchni przez caly rok, wiec robi co chce. Znalezlismy ja w drugi dzien swiat Bozego Narodzenia w naszym kuble na smieci. Komus sie prezent nie spodobal…
Z Aurorą Haneczki zawarłyśmy znajomość-wspólnie dzieliłyśmy kanapę w salonie podczas pogaduszek przed kolacją :-)Chciałabym napisać miłą znajomość,
ale niestety w moim przypadku każde pogłaskanie kota i wspólne z nim przebywanie kończy się niezłym alergicznym katarem.Bardzo lubię koty i nie mogę się powstrzymać przed nawiązaniem z nimi bliskiego tete
a tete 😀 ale potem to odchorowuję.Te dolegliwości przechodzą,dzięki Bogu, dosyć szybko.Kota jednak w domu nie mogę trzymać.Mam zatem psa,który biorąc pod uwagę różne jego dziwne zwyczaje,był chyba kotem w poprzednim wcieleniu 😉
Pyro-nie mogę być w Biskupinie ok. 8 września,będę
w tym czasie w okolicach mniej płaskich i otoczonych nie jeziorem,ale Morzem Śródziemnym 🙂
Latorośl planuje natomiast Biskupin być może we wrześniu przyszłego roku i w zaprzyjaźnionym towarzystwie.Nadmienię,że wróciła z naszej podróży w świetnym humorze,albowiem :
-zwiedzanie było bardzo ciekawe
-teraz rozumie,dlaczego tak lubię nasz blog 🙂
Koty lubią chyba mieć swój kibelek – ta arystokracja torontońska ma w łazience swój własny, z jakimiś tam piaskami itd. no i ze specjalnymi dodatkami, żeby to nie waniało – zrobione cokolwiek (sikanko zamienia się samo w taką grudkę) zbiera się łopatką i wyrzuca do śmieci.
A soda na wszelkie zapaszki służy, jak słusznie zauważyła gosia.
W lodówce zawsze mam otwarte pudełko sody, w zamrażalniku też, i wymieniam, jak mi się przypomni (albo jakis zapach mi przypomni!).
Mniej więcej raz na 2 miesiące powinno się wymieniać, ale jak mi nie pachnie…to zapominam 😉
To jest właśnie rozpaczliwie smutne (choć naturalne) w naszych odniesieniach z futrzakami. Odchowa się od małego, uczy się z nim porozumiewać na pewnym poziomie,tworzy się coś w rodzaju stadnej więzi – i mija kilkanaście lat, zwierzak dożywa kresu, a my pozostajemy…
Pyro,
lepiej chyba tak, niż gdyby zwierzę miało pozostać samo 🙁
Szymborska też tak myślała…
Chłe chłe….już się chwaliłam chyba i opisywałam historię – ten kufel jest mój! Mój ci on jest!
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Portugalia2012#5777330156901431378
Wracam do porządkowania tej Lizbony…jeszcze trochę i podpisy mniej wiecej tam, gdzie trzeba 🙄
Wszystko byłoby „pięknie” gdyby koty i dom były moje. Niestety, a zarazem i dobrze, Mama czuje się niekwestionowaną panią domu. Nikt nie ma prawa podważać jej decyzji. I bardzo mi się ta jej psychiczna niezależność podoba. Niestety możliwości już nie te. Konflikty z opiekunką coraz częstsze. Próbuję, zgodnie z sugestią nemo, odwoływać się do argumentów finansowych. Chwilami zastanawiam się czy koty nie wycfaniły się i nie biorą, złośliwce, udziału w tej wojnie z opiekunką. Być może Mama ma też z tego powodu radochę. Ale rachunki i tak płacę ja z siostrą.
Ja tam się nie znam, ale picasda mi mięsza w zdjęciach, gdzie prosię, a gdzie moje zwiedzanie Panteonu…i statki nie tam, gdzie trzeba.
Może potem poorganizuję albo co, na razie wrzucam.
Kiedyś szło po kolei – i komu to przeszkadzało?! No, ulepszaczom chyba…
Lebero – coś o tym wiem; przez wiele lat to był mój przydział rodzinny: opieka nad starcami i chorymi. Myślałam, że na starość odpocznę; a skądże znowu – coraz częściej słyszę nutki zniecierpliwienia w słowach kierowanych do MNIE przez moje DZIECI. A wydaje mi się, że jak dotąd mam pełnię władz umysłowych.
*picasa
Lebera, chyba nie ma innego wyjścia, niż przeczekać, jakkolwiek to brzmi okrutnie czy jakoś tak. Nie wiemy, jacy my będziemy w tym wieku. Ja nie wiem, jaką zastanę moją Mamę w tym roku (a bywam co roku we wrześniu) i czy mnie rozpozna. Kiedy dzwoniłam, że przyjeżdżamy (jakiś miesiąc z groszem temu), Mama odebrała telefon, pogadała, a potem zreferowała siostrze, że „jacyś ludzie do nas przyjeżdżają…”.
Ło rany!
Sie rozpętała dyskusja na temat polskiej gastronomii 😯
Wydaje mi się, że mniej więcej wszędzie jest podobnie.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,12316887,_Szukajmy_miejsc__gdzie_sa_ludzie__unikajmy_stekow.html
Lebera, może reklamowany proszek na dywany coś pomoże?
http://www.vanish.pl/products/vanish-do-dywanow-i-tapicerki-proszek-powerpowder
…ja bym się trzymała wcale nie reklamowanej i taniej sody. Wyciaga zapachy i świetnie czyści różne takie.
No, proszę ja Was,
wyrzucić kota z 45. piętra to z pewnością okrucieństwo, nawet z 10-tego!.
Tak jest przynajmniej wg. sądu we Wschowej (Wschowie?) Nie jednak z pierwszego, zwłaszcza wtedy, gdy pod oknem jest świerzo wzruszona ziemia. Tak przynajmniej w wypadku psa. Czytaliście może?
W wypadku kota nie wiadomo ile, bo ten to zawsze pada na te cztery swoje łapy, więc pięter mogło by być ewentualnie więcej.
Sodę popieram, chociaż nie mam dywanów.
U nas nie ma mowy o otwartych drzwiach i oknach, bo muchy by nas zjadły 🙁
Danuśka, nie wiedziałam, że masz alergię na koty! Wystawiłabym kocicę na świat, to kot domowo-dworski 😉
To był kot Kornela Filipowicza. Znakomite opowiadania, dawno nic mnie tak literacko nie zaskoczyło.
Pepegorze, czytałam 👿
Jolly, nasz Szary był leśną znajdką.
Od urodzin Placka Blogowisko nie miało okazji do wieczornego toastu. Jutro mamy dwie solenizantki _ Asię i afrykańską Nirrod. Jak kto ma jeszcze jakieś Jasie, Joasie, Aśki. to pamiętajcie jutro.
Haneczko-przecież specjalnie się nie przyznałam,by mieć szansę pogłaskać Twoją kocicę.Robię tak u wszystkich znajomych mających koty.Nic nikomu nie mówię i chociaż przez chwilę mam trochę przyjemności 😀
A wiecie, jak robi pewna renomowana firma tą bezzapachową podsypkę?
Sam widziałem, bo na słuch nie chciało mi się wierzyć:
Otóż, stanowisko wybrane z uwzględnieniem wszelkich logistyczno-strategicznych aspektów, mianowicie stara kopalnia soli – co bardzo istotne w tej sprawie. Potem buduje się fabrykę gazobetonu i produkuje się tenże tam, tradycyjnie, w formie ogromnych ciast. Zamiast je jednak pociąć w podręczne elementy budowlanne i wysłać tam gdzie się coś buduje, te zostają na miejscu połamane i zmielone, a potem, w nie tak znowu krótkim procesie technologicznym, zostają mniej lub więcej spryskane solanką odpadową (której tam mają, rzecz jasna, bez liku) i – spakowane.
Kto zna świat i gospodarkę ten zgadnie, że tych nadruków na workach, tych kategorii jakościowych jest niemało i tak w ogóle.
A solanki odpadowej jest co niemiara, bo zwożą ją tam z daleka, a nie wpuszczają do najbliższej rzeczki, jak drzewiej, tylko wpuszczają to co zostało pod ziemię, aby zapełnić tym stare zroby.
To się nazywa now how!
Pepe – tym sposobem Europa chroni środowisko i znacząco podraża produkcję. Nie jesteśmy w stanie konkurować z Azją czy Ameryką Płdn.
Danuśka, czuj się usprawiedliwiona 😆
Pyro, przykro mi, ale nie do tego zmierzałem.
Chodziło mi o to, że pomysł taki przaśny.Tu ma się prawie gotowy materiał budowlanny, poddaje się go całkowitej destrukcji, by go potem nasycać. OK, dobrze że odpadem, ale o technologiach miałem zawsze inne wyobrażenia. Oni podobno na początku kupowali gotowe bloki budowlanne, by ja potem zmielić.
No, ale parę miejsc pracy stworzyli.
Pepe – rozumiem al wynik jest taki właśnie.
Moje koty mają podsypkę z makulatury
Goście pojawili się ok. 20:30, z Wrocławia wyjechali o 8 rano.
Przywieźli kabanosy i wiśniową Nalewkę Babuni. Ładna butelka.
Po kolacji (linguini al pomodoro, mizeria (lubią!), piwo) oprowadziłam po okolicy. Teraz śpią, pobudka o 7:00. Jak chleb się upiecze, to też się udam w pielesze.
Ten wynik na który Pyro wskazujesz to inny problem, ja natomiast miałem z tym produktem właśnie swoje kłopoty. Nabyłem kiedyś dla mamony mieszkanie w bloku wysokości, gdzie wyrzucanie czego- lub kogokolwiek z okna z zasadniczych powodów nie wchodziło w rachubę. Sam tam nie mieszkałem, ale wynajmowałem innym. Otóż, pewnego sobotniego popołudnia dostałem rozpaczliwy telefon, że z toalety wylewa się, wylewa się wszystko co czego można się tam spodziewać. Nadmienię najwyżej, że takie sprawy dzieją się zawsze jakoś w weekend, kiedy nikogo nie można osiącnąć. Wtedy rzecz jasna, do domu wróciłem dopiero w niedzielę rano. O całej do tego należącej reszcie zamilknę.
Okazało się, aby powrócić do tematu, że ktoś z wyższych pięter wsypawał właśnie zawartość kuwety dla kota do ubikacji, a ten zmielony beton zatykał po czasie całkiem konsekwentnie dość ciasne kolanko w piwnicy. A moje mieszkanie było, niestety, na parterze. Od sąsiadów dowiedziałem się potem, że nie pierwszy raz. Na kilkadziesiąt mieszkań nie można było ustalić, z którego to było. W związku z tym mieszkaniem pamiętam, że dwa razy piliśmy szampana. Pierwszy raz zaprosił nas makler, z okazji zawarcia transakcji, na drugi raz pozwoliliśmy sobie sami, jak mieszkanie to sprzedaliśmy, aczkolwiek z niemałą stratą.
Sam używam dla kociej kuwety grudek z ziemi okrzemkowej, które też te siki pięknie zlepią we większe grudy, ale zapachów jeszcze nie wiążą. Można je wyławiać, te większe grudy, taką łopatką z kratką na dnie i wynosić. Poza tym, ma ta ziemia okrzemkowa tą właściwość, że w wodzie rozpada się ponownie na niezwykle drobny, w wodzie dobrze nośny pył.
Nie piszcie mi jednak, jakie ekologiczne szkody ew. wywołuje wydobycie tej substancji z dana morza.
Nemo, jak butelka ładna, to potrzymasz na parę dni dłużej u góry?
Albo też zaraz po wyjeździe gości zaniesiesz do piwnicy.
Dobranoc.
Pepegorze, 😉
może przekażę dalej? Albo Osobisty postanowi spróbować? Wygląd trunku bardzo apetyczny…
Dobranoc.
Nalewka Babuni
No właśnie, Pepegor… (21:56)
wyobrażasz sobie wyrzucić kota (koty) z tak wysokich piątr?!
A propos kurek…”se” przypomnijcie zeszłoroczny Zjazd!
O, macie…kurki i te rzeczy 🙂
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/VZjazdLasuchow2011#5654458064427427970
No…powspominałam sobie patrząc na zdjęcia, (ślozy obtarłam) i w sobotę wiadomą będę! Będziemy!
no, istny cud ta butelka, order podwiązki sie kłania…
p.s.
są rydze w okolicy, ale skąpo tego roku.
dzień dobry …
Danuśka podobno nie wszystkie koty uczulają … mój zięć jest alergikiem i jak Amelka chciała mieć kotka to na próbę został przeniesiony do domu polecany kotek i się okazało, że zięć nawet spać z nim może … 😉 … obejrzałam zdjęcia z wyprawy i rzeczywiście wyprawa w poznańskie bardzo udana .. a tak przy okazji to zdjęcia z naszego spotkania lipcowego nam obiecałaś … 🙂
Kocimiętka pewnie wakacjuje z synkiem …
U mnie pierogi z grzybami się co jakiś czas jada. Nie pamiętam czy były kiedykolwiek z samymi kurkami, ale jak trzeba było robić z grzybami to pewnie się gdzieś tam przewinęły. Aha, zdarzało się robić pierogi z farszem wątróbkowo-grzybowym. Wybitnie dobre.