Skąd ta miłość do kuskusu?
To jest kasza, która przebojem zdobyła Europę. Można ją jeść w dziesiątka postaci. I na zimno, i na gorąco. A jej historia wyglądała tak:
„Upodobania do kuskusu Francuzi nabrali niewątpliwie w ciągu 132 lat, kiedy to Algieria znajdowała się pod panowaniem francuskim i traktowana była jako część Francji – czytam w księdze „Kulinaria francuskie” . Pod koniec XIX w. zapanowała moda na wszystko, co orientalne, a ci, którzy mogli sobie na to pozwolić, urządzali sobie przynajmniej jeden pokój we wschodnim stylu. Wtedy również zaczęto się interesować kuchnią Maghrebu, jak nazywano kraje północnej Afryki – Tunezję, Algierię i Maroko. Triumfalny pochód kuskusu rozpoczął się jednak w 1962 r., gdy Francuzi musieli opuścić Algierię. Do południowej Francji przybywały przez Marsylię nie tylko rzesze pieds noirs, czyli francuskich osadników, przezwanych tak niegdyś od ich czarnych butów, ale i wielu Algierczyków, którzy dla nich pracowali. We wszystkich większych miastach otwierali oni restauracje, oferujące dania wielobarwnej kuchni północnoafrykańskiej z wszelkimi odmianami kuskusu na czele. Jest to kuskus rodem z Tuluzy, bo właśnie tam znajdują się liczne i znakomite restauracje specjalizujące się w kuchni Maghrebu. Wiele osób włączyło jednak łatwe do przyrządzenia danie do swego codziennego jadłospisu, o czym świadczą liczne rodzaje kuskusu w sklepach spożywczych i supermarketach.
Kuskus to podgotowana kasza z pszenicy twardej. Ziarna po prostu zalewa się wodą, by spęczniały, a potem gotuje na parze. Służy do tego dwuczęściowy garnek zwany couscoussier. Do większego naczynia wlewa się wodę i rosół, natomiast we wkładce o perforowanym dnie umieszcza się kaszę. Ale nic się złego nie stanie, jeśli włożymy do garnka zwykłe sitko i przykryjemy pokrywką. Kuskus jest prostym i smacznym pożywieniem. Można go przyrządzać w najrozmaitszy sposób, byle dodać doń wystarczającą ilość płynu – rosołu bądź sosu. W ojczyźnie kuskusu je się go palcami, formując z kaszy małe kuleczki.
Kuskus bardzo często podaje się z baranim ragout, nigdy też nie może zabraknąć w nim warzyw. W muzułmańskiej Algierii podczas ramadanu spożywa się kuskus z grubą fasolą i rodzynkami. Sosy nierzadko są doprawiane ostrą harissą, korzenną pastą zabarwioną czerwonym pieprzem, w której smaku dominuje kminek, lecz wiele kucharek i kucharzy sporządza własne mieszanki przyprawowe. Popularnymi dodatkami do kuskusu są także pulpety z siekanego mięsa i kebaby, słynne szaszłyki oraz mergez, cienkie i ostre, przyprawiane papryką kiełbaski z baraniny i wołowiny.”
Komentarze
Witam Szampanstwo z szampanskiego miasta! bez czcionki, bo maszyna nie moja, tylko hotelowa. Mieszkamy sobie z kumpelka na Montmarcie i od wczorazdobywamy Paryz.
Kulinarnie – Francuzi nie wiedza, jak przyrzadzic steka (na to nam przyszla ochota, a wielkiego wyboru w ogrodkurestauracyjnym nie bylo, my zas juz glodne. Za to kelner byl najlepszym kelnerem, jakiego udalo mi sie spotkac. Uwijal sie jak fryga, byl przemily, i to dla wszystkich gosci. Az mi wstyd bylo ledwo uszcznac tego ociekajacego krwia steka – no ale nie przeszedl mi przez gardlo. On tez sie zmartwil. W polnocno-amerykanskich knajpach zawsze pytaja, jak ma byc zrobiony.
Wczoraj oblecialysmy Montmartre, mieszkamy w samym centrumie przeciez. Dzisiaj nastepne atrakcje, moze wieczorem doniose, jak znajde czas. No, jest tu co robic!
Nisia zadzwonila do nas z Daru, znaczy – zyje i ma sie dobrze.
Pozdrowienia dla wszystkich!
Pierwsza 🙂
Alicjo-wiedzą,wiedzą 🙂
Z tymi befsztykami to jest tak:Francuzi uważają,że szlachetna,dobrej jakości wołowina powinna być podawana jednie w postaci krwistego befsztyka,bo tylko tak można docienić jej smak.Ale wiadomo turyści(choć nie tylko) mają do befsztyków różne podejście.Zatem najczęściej kelner jednak pyta jak mięso wysmażyć.Jeśli Was nie zapytał to znaczy uznał,
iż znacie się na prawdziwych befsztykach i tego pytania wręcz nie wypada mu zadać 😉
Miłej włóczęgi po Paryżu 😀
No wiecie! Przewrotność babska nie ma granic, zaiste! Lecieć zza kałuży do mekki kulinarnej , na jankeski stek? Tego by i pisarz s.f. nie wymyślił. Nic to; czekamy na sprawozdania.
Prócz Zgagi i Marek z Kurpiów pozbawiony został na 2 miesiące internetu. Mówi, że uczy się żyć poza siecią. Pomaleńku robi się pustawo na blogu – jedni na internetowym odwyku, inni na wyjazdach. Będziemy bronić się przed wakacyjną depresją na najróżniejsze sposoby. Np Pyra robi dzisiaj zwariowany obiad – sałatka owocowa, zalana kisielem, zastudzona i polana sosem śmietanowym. Na wszelki wypadek w lodówce leżą kiełbaski – jak zgłodniejemy, to upieczemy sobie coś takiego.
Tez uwazam, ze Francuzi wiedza jak sie smazy steki. U mnie w domu corka jada krwisty, Zabojad bardziej podsmazony a ja zarozowiony. Na poczatku mialam ten sam problem. Podawano mi krwisty a ja nie moglam tego przelknac.
Lubie kasze kuskus i zima czesto ja robie. Raz z miesem a czesciej z samymi jarzynami.
W sobote spotykam sie z Alicja w St – Malo.
Pyro, nie dziw się. Yankeski befsztyk ma to do siebie, że jest z dobrego mięsa, za to całkiem przesmażony, a tym samym zmarnowany. Są wyjątki w drogich restauracjach. We Francji zrobią to, jak należy za normalne pieniądze. Jak zrobią bardzo krwisty, nieprzyzwyczajonemu trudno przełknąć, to prawda. Ale warto się parę razy przemóc, a potem wysmażony nie przejdzie przez gardło.
Pepegorze, są niedobre niemieckie piwa. Szyk zdania właściwy. Nigdy bym nie napisał, że niemieckie piwa są niedobre. Kiedyś wyznawałem Twoją zasadę, że wszystkie niemieckie piwa są dobre i się srogo zawiodłem. Po drodze na urlop pod koniec lat 70-tych z groszami w kieszeni zatrzymaliśmy się w Niemczech, aby zrobić zapasy jedzenia. Oczywiście pod sklepem Aldi, gdzie zaopatrywaliśmy się w czekoladę Chateau, soki pomarańczowe i parę innych niezbędności. I kupiłem bardzo dużo puszek piwa na kartonowej tacy, 24 albo 32, nie pamiętam. Nazwy też nie pomnę, ale niemieckie było bez wątpienia. Nie zdołaliśmy przez miesiąc tego wypić. Dało się pić tylko przy maksymalnym pragnieniu.
Nie wiem, jakie jest piwo korsykańskie, ale na tej wyspie pewnie ograniczyłbym się do wina. Niekoniecznie różowe. U nas wina korsykańskie są z reguły drogie, na miejscu pewnie można znaleźć coś miłego w piciu w przystępnej cenie.
Wczoraj piliśmy valpolicella clas-sico superiore 2007. Kupiłem kiedyś karton czy dwa, zostały jeszcze 2 butelki. Jedna z najlepszych, jakie kiedykolwiek piłem. Wydaje mi się, że jest to ripas-so tylko bez takiego oznaczenia na butelce. W każdym razie bukiet, gęstość struktury i długość końcówki rewelacyjne.
To wcale nie jankeski stek, nawet go nie przypomina. Krystyna miala lepiej wysmazony, ale tez nie wpadla w zachwyt. Nie mamy za bardzo czasu na latanie po knajpach, a i milionerkami nie jestesmy – wlasnie wrocilysmy z zakupow, mamy bagietke, maslo, szynke hiszpanska i wloska, 3 rodzaje serow, pomidory, to wystarczy na wieczor z winem na tarasie. Bo „bukiet win” tez zakupilysmy, takie okolo dychy za butelke.
O, i piwo belgijskie.
Jestesmy zaopatrzone na 3 dni, teraz tylko codziennie bagietki zakupywac.
Boulanger jest za Za Rogiem, przy Moulin Rouge (mieszkamy ze 150 m od przybytku 😎
Krystyna naklada urode na twarz, a ja sprawozdawam. Zaraz lecimy w kiernku Luku Triumfalnego, a dalej mamy juz mniej wiecej wytyczona trase. Do wieczora nam zejdzie, jak sie uda, to poplywamy Sekwana w okolicach Notre Dame.
Jedno co mnie uderza, to paskudnie brudne chodniki. Oj, zamiatacze ulic mieliby tutaj zajecie!
Ludzie mili, ciagle nas biora za Rosjanki 🙄
Zdaje sie, ze nauczymy sie francuskiego – ja po angielsku, wiele osob zna, ale czasem bardzo malo – ja jestem z francuskim osluchana, wiec jako tako rozumiem. No dobra…komu w droge… 🙂
U Was – w „ieuropie” – upały, u nas dla odmiany tyłeczek trzęsie się z zimna. Przy takiej aurze żeberka duszone w kapuście daniem jak znalazł. A jeśli jeszcze upichcone przez nadwornego kucharza Wombatem zwanego, przyjemność podwójna.
Kus-kus zgotował mi pikus. No, raczej sama sobie narobiłam kłopotu kierując się niedokładnymi pouczeniami pewnej chinki. Według niej powinno być pyszne. To co miałam na talerzu nie tylko nie było zjadliwe lecz i wielce nieestetyczne. Ano będę próbować raz jeszcze. Czyż muszę dodawać, że podana przez usłużną osobę receptura, zdecydowanie odbiegała od wskazówek Gospodarza?
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Stanislawie,
w sprawie amerykanskich stekow sie mylisz – mieso jest doskonale, a podsmaza tak, jak sonie zyczysz. Mnie przechodzi zaroznwiony, ale jak sie krew leje, to nie da rady. Poza tym inaczej sie u nas kroi mieso na stek, jest on gruby, z koscia proponuje sprobowac t-bone steak z Angus beef!).
Wszystko inne zalezy od tego, kto smazy steka, kazdy ma swoje metody. Zdarzaja sie mistrzowie, ja do nich nie naleze, bo rzadko jadamy – jesli juz, to wlasnie u znajomych mistrzow.
No, lece, Krystyna sie wypindrzyla, czas na miasto.
Algierski temat wrzucony dzisiaj przez Gospodarza jest bardzo miły memu sercu 🙂
Już kiedyś wspominałam,że ponad 25 lat temu dane było spędzić dwa lata w Algierii.Znaleźliśmy nawet ze Stanisławem wspólnych „algierskich” znajomych rodem z Trójmiasta.Miałam wtedy okazję jadać znakomite tamtejsze kuskusy.W Algierii to w zasadzie danie odświętne,najchętniej przygotowywane,tak jak pisze Gospodarz,z kawałkami baraniny i w towarzystwie obowiązkowej ciecierzycy oraz innych jarzyn.Wydaje mi się,że biała fasola jest dodatkiem dosyć rzadkim.
Z okna mojego mieszkania wychodzącego na wewnętrzne podwórko często obserwowałam moje algierskie sąsiadki przygotowujące kuskusową kaszę do gotowania.Najpierw ją przebierały,a potem warzyły w owym dwupiętrowym naczyniu.Przy tym wspólnym gotowaniu bywało zgodnie i miło,ale zdarzały się też niemożliwe kłótnie.
Myślę,że nie tyle dotyczyły one gotowania,co jakichś rodzinnych historii.
Algieria obchodzi właśnie 50 rocznicę uzyskania niepodległości :
http://www.pap.pl/palio/html.run?_Instance=cms_www.pap.pl&_PageID=1&s=infopakiet&dz=swiat&idNewsComp=&filename=&idnews=63269&data=infopakiet&_CheckSum=1191226226
Dwa dni temu obejrzałam we francuskiej telewizji film fabularny (nie wiem pod jakim tytułem,bo nie oglądałam od początku) którego akcja rozgrywała się w latach 1940-1943 w Oranie.Bardzo ciekawe spojrzenie na wojnę z jednej strony toczącą się gdzieś w Europie,ale jednak dotykającą zamieszkałych w tym kraju Żydów.Opowieśc dotyczyła
nie zawsze łatwej przyjaźni trzech chłopaków o różnym pochodzeniu-żydowskim,francuskim i algierskim.
zrywanie porzeczek u znajomej, galezie sie uginaja od rubinowych kulek
– bierz, bierz – sagt sie – tyle tego w tym roku, ze nie wiem co z tym robic…
(klamie jak z nut)
to lubie!
zerwalem ze dwa funty
w drodze do pracy smieje sie cos do mnie w okolicy sosen, zaraz przy jeziorze
– dwie sowy!
hamulce brzdek. oj, zeby tylko nie bylo zawrotu glowy od sukcesow…
W centrum Gdyni mieści się mały sklep z produktami benedyktyńskimi. Ostatnio benedyktyni podpadli, bo wydało się, że produkują taśmowo, a nie chuchają na każdy słoiczek, jak mogłoby sie wydawać. Ale nie o tym tym razem. Przed sklepem od jakiegoś czasu stoi reklama ” Wino bezalkoholowe, 0%”. Ciekawy produkt, ale nie miałam ochoty blizej się z nim zapoznawać. Owszem, winkiem nazywam na użytek domowy zdrowotny napój z czosnku, wody i cytryny, ale wiadomo, że to tylko napój i że procesu fermentacji nie przechodził. Ale wino bez procentów to dziwne zjawisko. A może tylko ja jestem taka niedoinformowana.
Żywej sowy w naturze niestety jeszcze nie spotkałam. Może w ogóle nie ma ich w mojej okolicy. Widuję myszołowy, kruki, ale sów nie.
A dziś kiedy jechałam przez las, widziałam zbieraczy jagód.
Krystyno – Byk znalazł grzyby zwane a to sowami, a to kaniami. Poznańskie zbiera sowy, Mazowsze – kanie.
Też myślałam o sowach-ptakach,jak Krystyna.
Krystyno-skoro jest piwo bezalkoholowe to i wymyślono wino bez alkoholu.To bez % jest nawet często droższe od „normalnego”.
Ratują się nim czasami kierowcy albo…kawiarnie nie mające koncesji
na sprzedaż alkoholu.
Witam,
alkohole bezalkoholowe zawsze budziły moją nieufność. Dobrym rozwiązaniem – niestety w Polsce niespotykanym – są jednak alkohole niskoalkoholowe. Prym wiedzie tu Szwecja – w każdym markecie bez trudu dostaniemy na przykład piwo o zawartości 2.5 % w niedużych butelkach. Smak jak normalnego piwa, a po jednej buteleczce można śmiało jechać samochodem. Inna sprawa, że Szwedzi mają spory problem z kupnem piwa powyżej 3 % – dostępne jest tylko w monopolowych
Wina o obniżonej zawartości alkoholu co prawda nie spotkałem, ale założę się, że już je wymyślono i pewnie gdzieś można je kupić.
Na Pomorzu wreszcie nastała jakaś sensowna pogoda, choć do tych strasznych afrykańskich upałów to nam jeszcze dość daleko.
Piwa bezalkoholowe w Polsce mają pomiędzy 0,5 a 1,5 %. Wina bezalkoholowe, pardon – niskoalkoholowe – łatwo znaleźć w Niemczech. 6-7 % i to Q.m.P
Sowy w naszym otoczeniu są liczniejsze niż może się to wydawać. Bardzo nie lubią się pokazywać, a w dzień rzadko się przemieszczają.
Mam sowę w domu przywiezioną z Aten przez Córeńkę, zaraz po jej maturze. Sowa z brązu rzecz jasna. Sowy, jak wiadomo, sa bardzo mądre. Tę mądrość zawdzięczają Atenie, która wyobrażano często z głową sowy.
W sobotę warto oglądać finał Wimbledonu z udziałem AR. Przy winie czy przy piwie? Na pewno nie bezalkoholowym. Już mam. Czerwone wytrawne Lambrusco, jeśli wygra.
Kefir ma podobno od 1 do 1.5 proc. alkoholu. Ciekawe, że nikt nie nazywa go bezalkoholowym ani alkoholowym 😉
Wimbledon chyba jednak przy winie. Z pewnością wytrawne. Może musująca cava?
Witam. Piękny mecz zakończony zwycięstwem Polki. Warto oglądnąć jeszcze mecz z przeciwniczką AR. Williams czy Azarenko? Czy ktoś z wasz spotkał się z wódką bezalkoholową?
No i „Krakowianka jedna” jest w półfinale Wimbledonu! Isia jest wnuczką mojego kolegi ze studiów, Władka Radwańskiego, niegdyś świetnego hokeisty Cracovii!
Cichalu, radość Ci zamąciła w głowie. Ona jest w finale!
W finale spotka się finezja z siłą oj będzie się działo.
Przyznam, że też nie wiedziałam, że sowy to grzyby 🙂
Co do określenia Francuzów pochodzących z Algierii „pieds noirs”, niektóre źródła podają, że w związku z tym, że wielu z nich posiadało winne plantacje czy też tam pracowało, ugniatając winogrona farbowali sobie niechcący stopy 🙂
W innym miejscu wspomina się pojawienie się w Algierii w 1830 francuskich żołnierzy, których stopy chroniły czarne getry. Jest jeszcze kilka innych wersji ale nie będę Was zanudzać 🙂
Piotrze rzekłeś! Radość ogłupia…
Cichal włącz siatkówkę dopiero emocje!
Nie oglądaj, wygraliśmy puchar do wzięcia, Kubę pokonać jutro i z górki.
Obejrzałem. Znowu radocha!
Pyro droga – niektórzy jeszcze pracują. Wakacje dopiero za 6 tygodni. Jak dotrwam…
Rany, jakie jestesmy zmeczone! Urzedowalysmy od 10-tej rano do 19:30
Oczywiscie troche metrem, ale nogami…wlazlysmy na Luk Triumfalny, waska spiralka schodow na sam szczyt, drobiazg, 284 schody w jedna strone. A potem trzeba schodzic 😯
Prawie ostatnim punktem programu byla Notre Dame. Nie moglam uwierzyc, jak dluga kolejka – na Wiezy bylo podobnie, tlumy straszliwe. Bylam kiedys tu i tu, to nie plakalam. Przy Notre Dame tak sie rozpadalo (i dalej pada), ale ludzie uparcie stali w kolejce, bo okoliczne sklepiki z pamiatkami natychmiast wystawily parasolki i peleryny. Ale to nie na nasze zdrowie.
Slawek zabiera nas jutro do St.Malo w poludnie, zdaje sie, ze dopiero na pokladzie odpoczna nasze nogi. Oczywiscie trzeba bedzie rzucic okiem na miasto.
Dar przyplynal juz dzisiaj przed poludniem.
Elap,
zmiana planow, nie zawijaja do Brestu. Szkoda 🙁
Ale spotkamy sie w sobote 🙂
No i tyle, nie wiem, kiedy bede miala okazje posprawozdawac, wychodzi na to, ze 14 dni ciszy w eterze.
To na razie!
Ja mam ostatnio radochę, jaką na co dzień ma Danuśka – Młodsza codziennie robi jedno, popisowe danie, które następnego rana zabiera do roboty. Ja pracuję na stanowisku konsultanta – nadzorcy. Dziesięcioosobowa wysoka komisja rekrutacyjna po pracowitych zajęciach urządza sobie o 13.00 składkowy posiłek (każdy coś przynosi) i tylko vice, jako jedyny chłop już od 10.00 chodzi i mamrocze „co to za komisja, która dyrektora nie karmi?” Słodkie dyrektorskie życie zakończy się we wtorek, a wtedy będzie przez ileś godzin dziennie tłumaczył wzburzonym rodzicom, dlaczego ich latorośli miejski komputer nie doliczył punktów za coś tam.
Dobry wieczór,
a ma ten kuskus jeszcze inne, może bardziej swojskie nazwy, bo jak już zdobył Europę, to może by mi się o uszy obiło? Jestem przekonany o tym, że już jadłem no ale, jadłem jednak chyba tam, gdzie on w ogóle jest w domu. A tam takich kaszek podają bez liku tak, że mam bardzo nieostre wyobrażenie o tym, co jest istotą tej strawy poza tym że to kasza, a novum dla mnie jest, że z twardej pszenicy. Słowo kuskus znam ze słyszenia od gdzieś 30 lat dlatego pytam, czy może zdobył Europę wcześniej, bo o Francji nie mówię i dorobił się jakiejś nazwy mieszczącej się poza egzotyką masowej turystyki. A szaszłyki jak długo są znane? Sam robię od dobrych 30 lat, a dziś w każdym dicounterze można kupić już gotowe i każde dziecko wie. W ten sposób szaszłyk też zdobyły Europę i to znaczniej, a dzieci w mojej okolicy kuskusu nie znają – chyba że mają jednoznaczne pochodzenie i jedzą to na codzień.
Pomarudziłem, ale gospodarza niema.
Marudę Stanisława muszę pożałować natomiast z powodu piwa z aldi. Znam to piwo, bo też było wtedy podawane czasem na prywatkach studenckich, nazywało się tu „Paderborner”, i nie miało z miastem Paderborn nic do czynienia. Skądinąd dziwię się, że to zacne miasto wtedy niczego nie podjęło przeciw, bo to faktycznie graniczyło ze zniesławieniem. Aldi był w tych latach jedynym takim sklepem, nim weszły na rynek inne takie sieci i nie był porównywalny z dzisiejszym standardem. To piwo tam wtedy było klasycznym obciachem.
Skądinąd, mówiono wtedy, że aldi sprowadza to z zagranicy – gdzieś z Belgii.
Pyro-aż tak słodkiego życia to nie mam,by codziennie przychodzić do domu na już ugotowany obiad.Latorośl kucharzy w miarę wolnego czasu oraz….natchnienia 🙂 Tym niemniej cieszę się,że kucharzenie
sprawia jej przyjemność.Ostatnio upiekła bardzo dobre kruche ciasto
rabarbarowo-agrestowe 😀
Alicjo, chętnie poczłapałbym z Wami po Paryżu.
St. Malo mam we wdzięcznej pamięci. Od lat wybieram się z wnuczką (i innymi dziećmi przedtem, jak np moją chrześnicą w roku 2000) do Bretonii i zawsze te zawirowania pogodowe, i te zdechłe miesiące letnie. Tam trzeba słonecznego lata, a wtedy tam da się naprawdę wytrzymać. A u mnie co, znowu deszcz za oknem.
Danuśka – Młodsza raczej takich tendencji nie wykazuje – nigdy nie ma czasu albo jak raz ma apetyt na pizzę. Rozumiesz więc, że rzadkie „stany kuchenne” są dla mnie prawdziwą sensacją
A u mnie były dzisiaj kartofle z mikrofali i jajka faszerowane, i sałata, i deser robiony przez gosci.
Wczoraj spaghetti z sosem pomidorowo-mięsnym i fasolką szparagową. Na deser zasmażane morele w budyniu waniliowym z bitą śmietanką.
Na jutro nie mam pomysłu.