Na wysokim krzaczku rosną słodkie kulki
Dwa a może trzy lata temu posadziliśmy dwa krzaczki tej borówki na naszym trawniku pod sosnami. Krzaczki rosły pięknie ale nie owocowały. I nagle w tym roku pojawiło się mnóstwo małych zielonych kulek. Czekamy z utęsknieniem aż staną się granatowe, prawie czarne i będzie można je zjeść. To jeden z najpyszniejszych owoców czyli borówka amerykańska. Wszyscy ją lubimy więc pewnie w tym roku naszą „plantację” powiększymy.
W „Wysokich obcasach” pisze o tej jagodzie zza Atlantyku Agnieszka Kręglicka. I podaje też fajne przepisy. Oto mały fragment jej felietonu:
„Trafiła do nas ledwo 40 lat temu i przyjęła się doskonale. Tak jej przypasowały warunki, że radzi sobie nawet w masowej produkcji, w uprawach integrowanych, czyli tych, w których udział chemii jest zminimalizowany. Odporna na szkodniki i choroby w warunkach przydomowych nie wymaga oprysków wcale.
To stosunkowo młody owoc. Zaledwie sto lat temu odmiany dzikie zostały udomowione w Stanach i Kanadzie. Wre praca nad selekcją tych, które owocują najszybciej, które najdłużej dają się przetrzymać na krzakach jesienią, mają więcej antyoksydantów i są najsłodsze. Nazwa „borówka amerykańska” nie jest szczęśliwa (w kraju pochodzenia nazywa się borówką wysoką), bo stale przypomina o obcym pochodzeniu. W przypadku ziemniaka czy pomidora dawno oswoiliśmy zaoceaniczny rodowód i traktujemy je jak skarb narodowy. Podobnie mogłoby być z niebieską borówką na wysokim krzaczku, bo już jesteśmy w pierwszej piątce jej światowych producentów.”
I przepis na dżem:
50 dag borówek amerykańskich,5 – 6 łyżek cukru, skórka i sok z cytryny (lub pomarańczy), cynamon, kardamon
Opłukane owoce wsyp do garnka, dodaj cukier, przyprawy i smaż, mieszając na średnim ogniu ok. 20 minut.
Przechowuj w lodówce.
Komentarze
Dzień dobry.
Lubię borówkę, chociaż w handlu wciąż jeszcze jest dość droga. Piotrze, dwa krzewy to może być dosyć kiedy wejdą w pełne owocowanie. Ryby teściowie mają 2 krzewy i cała rodzina zajada się do wypęku, a jeszcze sporo mrożą na zimę. Inny owoc – jeżyna szlachetna, daje 4 m pędy po roku i też 2 krzewy zupełnie wystarczają, tylko trzeba sporo miejsca żeby je porozpinać. U Ciebie mogą sobie włazić na sosny, tylko na zimę trzeba pędy zabezpieczyć na ziemi.
Nie pochwaliłam się wczoraj przytłoczona wspaniałą nagrodą wygraną przez Marka, a jest czym. Za 3 złote i 40 groszy kupiłam przy okazji kupowania pieczywa broszurkę Biblioteczki Poradnika Domowego „Pizze, grzanki, zapiekanki. Łatwe i smaczne” – 70 przepisów. Niektóre przepisy bardzo interesujące. Pewnie, że mamy wiele innych ale to maleństwo podaje je niejako „w kupie” i nie zajmuje wiele miejsca, a i tak przecież każdy modyfikuje potem przepisy wg tego co ma w szafce i lodówce i wg gustu rodziny.
Załatwiłam powyżej komentarz do wpisu Gospodarza, a teraz część przyjemna, towarzyska i serdeczna =
świętuje dzisiaj Paweł wiedeński, nasza ciężko zapracowana pomoc techniczno – internetowa, subtelny miłośnik poezji i muzyki, jeden z najlepszych ludzi, jakich znam. PaOLOre – pamiętaj – o 20.00 chóralny i zbiorczy toast na Twoją cześć; chyba w Wiedniu będzie słychać.
Świętuje też nasz sąsiad serdeczny, Owczarek Podhalański. Życzenia wypada zamieścić chyba na Jego blogu, ale toast łasuchy wzniosą po swojemu.
Jeszcze jeden blogowicz, chociaż z tych rzadkich – Pietrek z Kanady – też dzisiaj solenizantem. I też mu życzę wszystkiego dobrego. A także wszystkim Pawłom i Piotrom rodzinnym, podczytującym czy tylko przechodzącym obok naszego stołu, też życzymy długiego, smacznego życia.
Tfu, jak to niedobrze pospieszne sądy wydawać. Dzisiaj, niestety, muszę skorygować ocenę wystawioną wczoraj powieści p. Rolickiego. Być może gdyby rozbudował powieść do cyklu 2-3 tomowego, ustrzegłby się uproszczeń i schematyzmu. W jednym, nawet obszernym, tomie, pewne skróty, kalki kulturowe jednak rażą. Obniżam po szkolnemu ocenę z dobrej czwórki, na trójkę z plusem.
Jak idiota znowu się rozpisałem, a łotr połknął bez próby wysyłania.
Nie będę swoich złotych myśli powtarzał, bo chyba były głupie.
Rolickiemu nie ufam i nie potrafię się do niego przekonać. Chyba dlatego, że kiedyś ufałem mu bardzo, gdy był szefem kultury w TVP. Teraz coraz częściej pokazuje się w TV i mówi do rzeczy. Jeżeli pisze pięknie, mnie to nie dziwi. Jest człowiekiem inteligentnym i bardzo kulturalnym, do tego erudytą. Nie mogę zapomniec mu jego skrajnie propartyjnych wypowiedzi z roku 1981. Teraz zajrzałem do internetu i ze zdziwieniem przeczytałem, że po wprowadzeniu stanu wojennego złożył legitymację partyjną.
Wczoraj było sporo o belgijskim piwie. Trochę go wypiłem na miejscu. Jeszcze jako student, choć już po złożeniu pracy magisterskiej, byłem 2 tygodnie na praktyce wymiennej na uniwersytecie w Antwerpii. Jadaliśmy w stołówce studenckiej i było to jedzenie, jakiego nie powstydziłyby się nasze restauracje na wysokim, choć nie na tym absolutnie najwyższym, poziomie. Co dzień inne potrawy na obiad, z zasady dość skomplikowane. Najzwyklejszą formą ziemniaków był zapiekany makaron ziemniaczany z pure przeciśniętego przez dziurki. Obiady wydawała prywatna firma, której miasto płaciło nieznaną mi kwotę. Student płacił 25 FB czyli około 0,5 $. Do obiadu student dostawał butelkę belgijskiego piwa.
Stella Artois według opinii antwerpskich studentów była najlepszym piwem popularnym. Picie Heinekena było uważane za zdradę narodową. Blgijscy studenci zapoznali nas też z bardzo miłą instytucją „Happy Hours”.
Z instytucji tej korzystaliśmy najwięcej w Avinionie i to zaledwie kilka lat temu spędzając z córeńką urlop na południu Francji. Córeńka wprowadzała nas w mało nam znany świat coctaili. W Avignon, choć nie na moście, coctaile próbowane pod starymi drzewami smakowały znakomicie.
Jeszcze do wczoraj. Danuśko, na „Greckim weselu” nie byłem, Ukochana jakoś nie była do tego filmu przekonana pomimo entuzjastycznych opinii jej przyjaciółek. Postaram się obejrzeć w TV.
Pawłom i Piotrom – Wszystkiego Najlepszego!!! 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=z4PKzz81m5c
Małgosiu – dziękuję za informację 🙂
Wszystkim Piotrom i Pawłom samych radości do następnych imienin co najmniej. Gospodarzowi jurorowania we wspaniałych konkursach i satysfakcji przy Tym Stole. Ciekawych pytań w powakacyjnych konkursach, a przede wszystkim radości rodzinnej.
Córeńka w skowronkach, przyjaciółka Chinka dostała wizę i przylatuje do Krakowa 15-go, do nas 18-go rano pociągiem, na który właśnie kupiłem bilet.
Dzięki Stanisławie za życzenia ale ja jestem Piotr majowy a nie czerwcowy. Dzisiejsze życzenia należą się innym blogowym Piotrom z Niemiec i z Kanady oraz Pawłowi z Wiednia.
pOLOre życzę Ci wielu sukcesów a także (i to przedewszytkim) powrotu na blogowe łamy. Boleśnie odczuwam Twoja nieobecność.
Ucałowania od Basi.
Piotrom i Pawłom, także Paulinom i Pietruszkom, wszystkiego najlepszego od Żabich Błot! Sto lat! w dobrym zdrowiu, oczywiście.
Zdaje się, ze od niedzieli w Zabich zaczyna się sezon wakacyjny dla młodzieży. Pierwsze przyjeżdżają dwie panienki z okolic Poznania, od połowy lipca, po Olimpiadzie (małoletnich) będzie Mała Ala http://www.youtube.com/watch?v=niwbyxuPXlM&feature=context-chv
potem Dagny i pepegor z wnuczką. Psie wakacje, czyli Bingo, dopiero w sierpniu.
A potem ZJAZD!!!!!!!!
ujeżdżenie poszło Ali lepiej, choć strasznie muchy cieły i Majk cały czas trzepał głową (i ogonem)
http://www.youtube.com/watch?v=UgG6xzh_g2A&feature=plcp
Jezusicku! Zgubiłam serdecznego kumpla, Pepegora! On co prawda urodzinowy i te urodziny na blogu były obchodzone, ale dlaczego mam mu poskąpić dobrych życzeń i łyku z kieliszka? Wybacz, Pepe, sklerotyczce. Już uzupełniłsm listę toastową.
Miło, gdy Żaba znajdzie chwilę czasu, żeby coś wpisać.
Panie Piotrze, miałem wątpliwości, ale zajrzałem do jednej z wersji kalendarza blogowego i tam Gospodarz widniał pod dniem 29 czerwca. Ale życzeń nigdy w nadmiarze, o czasie czy nie.
PalOre też mi brakuje od dłuższego czasu, więc też życzę Mu wszystkiego najlepszego i obym mógł Go poczytać..
To prawda, że dobrych życzeń nigdy za wiele. Dziękuję więc serdecznie ale inni Piotrowie powinni być dziś obdarowywani uczuciem.
Piotrom – wszystkiego najlepszego !
http://astrologia.interia.pl/imiennik/imie?s=PIOTR
Mam jarzębiak z własnych jarzębin i dereniówkę z dereniu pepegora (mój krzak dereniu kwitł tej wiosny niezwykle obiecująco, a potem zmarzł i nici z własnych owoców. Mirabelki też obmarzły). Orzechówkę z orzechów od rodziców Sylwii, wiśniówkę z wiśni z zakupu, od Eski i dzikich własnych. Wszystko trzymam do degustacji zjazdowej 🙂
A, cichal bedzie wcześniej jako młodzież 😀
Sasiad posadził kilka krzaczków borówek w ubiegłym roku , a już w tym roku miał na nich owoce, wprawdzie jeszcze niewiele, ale radości było sporo. Kombinuję, gdzie by tu na mojej małej działce zmieścić taki krzaczek.
Bardzo zaciekawił mnie ten wspomniany przez Stanisława zapieczony makaron ziemniaczany. Wprawdzie lubię ziemniaki w cząstkach, ale ten makaron może bardzo ładnie się prezentować na talerzu zamiast tradycyjnych ziemniaków utłuczonych.
Pawłom i Piotrom kluczy do sukcesów i zbędnych mieczy 😉 najlepszego Chłopcy 🙂
PaOlOre, skrobnij coś czasem, choćby jednym palcem 🙂
Nasz malutki, dwuletni krzaczek wydał poprzednio jeden owoc, w tym roku ma ich zdumiewająco dużo. Wiśnia nam słabo obrodziła i jeżyny nieszczególnie, pigwa średnio. Kapryśne towarzystwo te owocowe 👿
Bardzo dziękuję za pamięć i za życzenia!
Ze swej strony życzę samych radości wszystkim Piotrom i Pawłom jakich znam z tąd i o których tu się dowiedziałem, np temu spod szwajcarskiego Berna.
Nemo, przekaż proszę.
kabanosy, oscypek, piwo wiejskie, bagietka:
dzisiaj z akwarelami w ogrodzie; po zerwaniu czeresni
wmalowalem ostatnie truskawki i pierwsza kalendule do sztambucha;
przeleciala parka bialych golebii, co raczej rzadkie w tej okolicy;
czyzby zanosilo sie na pokoj?
O, właśnie – Peter pod Eigerem, Alina też ma coś takiego w domu – tylko nie wiem czy Męża, czy Syna. A w ogóle co to za porządek, że rano nie ma Was na blogu i wszystko ma być w mojej dziurawej pamięci?
Witam Blogowiczów 🙂
W temacie piwa, nasza rodzima nowość
http://www.kurierlubelski.pl/artykul/606869,perla-summer-nowe-piwo-z-browarow-lubelskich,id,t.html
Pyro- u Aliny w domu dwa Michały jeden duży,drugi mały 🙂
Michel Senior i Michel Junior-imieniny wrześniowe.
Piotrom i Pawłom samych smakowitości i tak pięknego życia,jak piękny
jest dzisiejszy dzień !
Pepegora ściskam bardzo serdecznie i szczególnie,bo tegoż Solenizanta znam osobiście i darzę wielką sympatią 🙂
Piwo i mięta? Ciekawe połączenie, chociaż nie mogę wyyobrazić sobie tego smaku 🙂 Marzeno piłaś juz to piwo?
Witajcie,
Nam zmroziło pigwę, pigwowca i orzech włoski. Będzie nalewkowa posucha 🙁
Wszystkim blogowym Piotrom i Pawłom – serdeczności 🙂
Nasz orzech zmarzł w zeszłym roku i w ogóle nie owocował. W tym roku orzechy są, ale jest ich mniej niż zazwyczaj.
Piotrom, Pawłom – najlepszego, wznoszę przed czasem austriackim Gosserem, tak pod naszego PaOlOre 🙂
Przed czasem, bo dopiero wczesne popołudnie, ale czuję się usprawiedliwiona – właśnie wróciliśmy z podróży, 250km z Kincardine. Zapakowaliśmy się wczoraj, zostawiłam kotom odpowiednią ilość wody i jedzenia, i pojechaliśmy odwiedzić starych przyjaciół. Nocne Polaków rozmowy i tak dalej.
Pyro,
uwzględnij niedzielny toast – Canada Day (ja wpiszę do kalendarza, ale dopiero po powrocie, bo na maluchu nie mam narzędzi).
Będzie się działo, a my mamy znakomite miejsce do obserwacji fajerwerków. Żal mi psów i kotów, bo one tego nie znoszą (bardzo wrażliwy słuch, zwłaszcza psy), no ale ludzie o tym nie myślą. Fajerwerki na Canada Day to mus i już.
Blogowym Piotrom i Pawłom Wszystkiego Najlepszego!
Pyro, dziękuję za dobre intencje a Tobie, Danusiu, za sprostowanie 🙂
Byku, poezja, malowanie, jesteś więc artystą 🙂
Co do poezji, lubię wiersze Alexa, gdyby tak zechciał częściej tu zaglądać.
Nemo, wszystkiego dobrego dla Twojego męża ( Pan Nemo? 🙂 )
Poczytałam wczorajsze wpisy i dołączam taki wierszyk, którym gnębię wszystkich obcokrajowców (każę im powtarzać wers za wersem):
Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie
że przepiórki trzy
podpatrzyły jak raz w Pszczynie
cietrzew wieprze wietrzył.
Wietrzył cietrzew wieprzy szereg
oraz otomanę,
która miała trzy z nóg czterech
powyłamywane 🙂
Oraz:
Trzynastego w Szczebrzeszynie chrząszcz się zaczął tarzać w trzcinie.
Wszczęli wrzask Szczebrzeszynianie – Cóż ma znaczyć to tarzanie?
Wezwać trzeba by lekarza, zamiast brzmieć, ten chrząszcz się tarza!
Wszak Szczebrzeszyn z tego słynie, że w nim zawsze chrząszcz brzmi w trzcinie!
A chrząszcz odrzekł nie zmieszany: Przyszedł wreszcie czas na zmiany!
Dawniej chrząszcze w trzcinie brzmiały, teraz będą się tarzały.
W grząskich trzcinach i szuwarach kroczy jamnik w szarawarach,
szarpie kłącza oczeretu i przytracza do beretu,
ważkom pęki skrzypu wręcza, traszkom suchych trzcin naręcza,
a gdy zmierzchać się zaczyna z jaszczurkami sprzeczkę wszczyna,
po czym znika w oczerecie w szarawarach i w berecie.
W grząskich trzcinach i szuwarach kroczy jamnik w szarawarach,
szarpie kłącza oczeretu i przytracza do beretu.
Tylko sobie języków nie połamcie 🙂
@alina:
ty na pewno tez;
bo kuchnia to nie tylko zawod, obowiazek, czy hobby, ale i sztuka;
na codzien o tym czesto zapominamy…
Upał, a wczoraj mi stopy ziębły. Przygotowałam long – drinki z limncello, lodu i wody cytrynowej. Dobre. Młodszą boli głowa – pewnie ze stresu, bo ten ostatni dzień z młodzieżą najmilszy nie jest. Jutro jakaś sałatka na obiad (np sałata, jajka, pomidory, oliwki, ser pleśniowy, albo makaron, tuńczyk, ogórek małosolny, albo jeszcze coś).
http://youtu.be/ebAnXCcuynk
Upał i duszno było, ale ok. 16.00 zaciągnęły ciemne chmury i lunęło porządnie, z błyskawicą i grzmotem, a teraz jest całkiem rześko.
Mało nas, coś te dzisiejsze krzaczki nie wyrosły dość wysoko i nie wysypały jak należy.
Popijam sobie dobrze schłodzonym Pinot Grigio z Terentino i dobrze mi tak.
Z życzeniami we wszystkie strony.
Pepegorze, bąbelkuję 😀
A mnie starczyło na wszystkich solenizantów po dwa łyczki. Drugiej szklanki już nie nalewam, starczy.
Piotrom i Pawłom składam najserdeczniejsze życzenia imieninowe. Zdrowia i pomyślności!
Pyra wkleiła link z Reną Rolską śpiewającą „Ej Piotr”, a mnie przypomniał się inny Piotr 🙂 Tylko krótki fragment:
„Piotr Płaksin
Na stacji Chandra Unyńska
Gdzieś w mordobijskim powiecie,
Telegrafista Piotr Płaksin
Nie umiał grać na klarnecie.
Zdarzenie błahe na pozór,
Niewarte aż poematu,
Lecz w konsekwencjach się stało
Główną przyczyną dramatu.
Smutne jest życie… Zdradliwe…
Czasem z najbłahszej przyczyny
Splata się w cichą tragedię,
W ciężkie cierpienie – bez winy.
Splata się tak niespodzianie,
Jak szare szyny kolei,
W rozpacz bezsilną, w tęsknotę,
W bezbrzeżny ból beznadziei.
Jak odchodzące pociągi,
Jest jednostajne, codzienne,
Jak dzwonki trzy, wybijane
W słotne zmierzchania jesienne…
Przez okno spojrzy się czasem
W szlak dróg żelaznych daleki,
Dłońmi się czoło podeprze
I łzami zajdą powieki
…”
Dobry wieczór Blogu!
Ciepło, chrabąszcze latają 👿 mamy garść kurek!
Pepegorku,
przekazałam. Ale się zdziwił 😉 Potem zadzwoniła moja siostra z Polski i już wiedział, że ma święto. Teraz nie chce zmywać 🙄
Alino,
dziękuję w imieniu Osobistego 🙂
Pepegorze, Pawle, Pietrku,
ciepłego lata i ciepłych spojrzeń od najbliższych, niech się Wam dobrze żyje 🙂
Byliśmy znowu na naszej górskiej hali. Po zewłoku kozicy ani śladu, nawet kłaczki sierści zniknęły z trawy 😯
Dużo nowych kwiatów, trawa jak jedwab, cisza zakłócana jedynie bzyczeniem owadów i przedsennym świergotem ptaków.
Schodziliśmy po zboczu i przez las, gdy z oddali dobiegły nas dźwięki jak z klasztornej dzwonnicy. Dwa dzwonki o czystej i doniosłej barwie zdawały się zbliżać drogą wśród wysokich świerków, las zamilkł zasłuchany, więc przystanęliśmy i czekamy… Po chwili zza zakrętu wyłoniły się dwie nieduże krowy z mosiężnymi dzwonkami na szyi, prowadzone pod górę przez dwóch brodatych i niedużych górali z kosturami. Po krótkim przywitaniu dowiedzieliśmy się, że prowadzą je na wypas na wysokiej i odległej hali, ponad 1800 mnpm. Po drodze będą nocować w szałasie na przełęczy. Po chwili ruszyli w dalszą drogę, a my staliśmy zasłuchani w dźwięk oddalających się dzwonków, jakiś taki podniosły nastrój nas ogarnął i chęć towarzyszenia im w tej drodze…
Niestety, burza znowu się nie pojawiła i musieliśmy wracać do naszego spragnionego ogrodu 🙄
W okolicy kolejny Trucker and Country Festival czyli zjazd ciężarówek i koncerty pasującej muzyki. Jutro m.in. Bellamy Brothers, Tanya Tucker i jacyś bezrobotni 😉
Do oglądania 1400 różnych ciężarówek, również prawdziwe amerykańskie. Poza tym miasteczko westernowe i obóz 43. Batalionu Kawalerii z Wirginii.
Będzie się działo.
Asiu – Mistrz Ildefons jest dobry na każdą chandrę.
Nemo – święto ma i korzysta z niego? I dobrze; coś z tego mieć musi.
Dobry wieczor,
Pepegorowi, Paolore, Nemowemu, Pietrkowi, Piotrom i Pawlom najlepszego!
Toast spelniam (z lekko spoznionym refleksem) doskonala Perla Lubelska niepasteryzowana.
Zwłasca „Strasna zaba” 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=uJF6bv9gi34
Nemo 😉 : http://www.youtube.com/watch?v=57XSxSstUdM&feature=results_video&playnext=1&list=PLAD660B10C78637D2
krotka, ale niesamowicie silna nawalnica, trzysta metrow od mnie uderzyl piorun w drzewo; czarna blizna na bialym miesie drewna, trudny do okreslenia zapach w rzezkim po burzy powietrzu; wreszcie mozna oddychac…
Piotrom i Pawłom szczęścia i tyle lat ile ma kościół pod Ich wezwaniem przy ul. Grodzkiej w Krakowie!
Ratunku! Dobrzy Ludzie! W torbie z suszonymi grzybami, przemyconymi z Kraju są maleńkie stworzonka, bardzo ruchliwe. Co robić?
Podgrzać do temperatury powyżej 60 st. C.
U nas pogoda zdecydowanie piwna – poszliśmy za tutejszy Róg (na szczęście blisko) po piwo. Z budynku wychodzi się jak do rozpalonego pieca, 35C w cieniu.
A propos borówki amerykańskiej, kupuję często. Ale nasze polskie jagody stoją u mnie o kilka półek wyżej, chociaż są brudzące. Niebo w gębie, a jeszcze prosto z krzaczka w lesie!
Amerykańskie bynajmniej słodkie nie są, wręcz przeciwnie, po kwaskowatej stronie, dlatego chętnie je kupuję. A brudzących tu nie ma 🙁
Asiu 😀
Dzięki!
Pójdę śladem Byka i przełożę (z grubsza)
Jak dobrze, że jesteś przy mnie
Eliksirze mojego życia
Byłbym zagubiony
Co by ze mną było?
Byłbym ptakiem bez skrzydeł
Rybą, co nie pływa
Statkiem bez żagla
Gdyby moje słońce przestało płonąć
Dzielisz ze mną dni
Jesteś tu po prostu
Jesteś moją żoną
a ja twoim mężem
Z tobą się tak pięknie można kłócić
Bo tak pięknie umiesz przebaczać
I znowu nastaje dobry czas
Kiedy mogą cię wziąć w ramiona
Byłbym ptakiem bez skrzydeł…
Cichal,
rozgrzać odrobinę oliwy, wysypać stworzonka na patelnię i już – obiad gotowy 🙂
wlasnie czytam, ze straz pozarna oglosila w berlinie stan wyjatkowy;
sa nie tylko szkody przez burze, ale i pozary…
no, troche deszczu i panika;
nagly szacunek do natury, po klapsie?
„- …spocznij! dlaczego wy tyle pijecie?
– bo moj dziadek byl strazakiem, obywatelu kapitanie…
– trzy dni koszarniaka! za kapitana i klamstwo…
– ale to szczera prawda obywatelu sierzancie, nawt w w-wie tablica wisi, zginal w 44…
– ach…hm…a co wy tam pijecie?
Nemo 22:21
piekny kawalek prozy…!
To mile, ze podobaja sie Wam nasze ciezarowki i nasze klimaty. Dzieki.
byku,
chyba zaczniemy Cie czytac….?
Nemo! Dziękuję za poradę i za przekład, ale nie idź śladem byka. Nie przystoji…
tylko bez pogrozek, @miodzio…
przystoi
Cichalu,
mlody zapiekly – to stan przejsciowy, ale stary i zapiekly to juz…. do Ciebie /sorry/ nie pasuje w zadnym razie.
Na Long Island pieklo w czystej postaci… 100 F i humid. Przemykamy sie z aut do domow i ew.sklepow czy miejsc pracy. Ale tak tutaj lato wyglada. I prawdopodnbnie bedzie tak przez najblizsze 7 tygodni. Ktos tutaj wieszczyl o „7 braciach spiacych”…?
c.b.d.u. 🙂
Byliśmy u znajomych. Znaczy dziecko znajomych mialo dzisiaj urodziny i do tego objawiono wyniki matur, zdana. Po południu przyjechal mój syn (starsze dziecko z pierwszego małżeństwa 😀 ) na jakimś wielkim japonskim motocyklu, który wziął na próbę. Przeraża mnie to, ale nie mam wiele do gadania.
U znajomych było miło, siedzieliśmy na dworze, ogień w palenisku w altanie obrośniętej dzikim winem, na horyzoncie burze i błyskawice, ale nie padało. Przywiozłam młodzież do domu, poszli na strych stajenny, a ja siedzę w duchocie, mimo otwartego okna, na moim strychu i czekam na deszcz.
http://www.nytimes.com/2012/06/29/science/flavor-is-the-price-of-tomatoes-scarlet-hue-geneticists-say.html?_r=3&hpw
W skrócie:
Pomidory z lodówki tracą smak i aromat (o czym ja chyba już wielokrotnie wspominałam, bo KOCHAM pomidory, chłodne miejsce owszem, ale NIGDY lodówka!). Ale cały artykuł dotyczy genetycznego „ulepszania” pomidorów – żeby były śliczne, okrągłe, równo czerwoniutkie i równej wielkości. Tymczasem wszelka taka ingerencja kończy się tym, że one są śliczne i tak dalej, ale smaku żadnego.
Najlepszy pomidor jest z własnego krzaka (mam AŻ 4!), ale „sklepowe” też trzymam w koszyczku w kuchni, a nie w lodówce.
Pieczarka znaleziona gdzieś tam w trawie to też cymes w porównaniu z tą ze sklepu…
Upał. Z pieskiem wyszłam wcześnie, bo on nie lubi upału, na trawniki wchodzi tylko tam, gdzie cień, a najchętniej kładzie się pod pierwszą napotkaną ławką. Rano dało się funkcjonować normalnie. Teraz popadało i może będzie czym oddychać. Zlałam „wisielca pomarańczowego” i mam tego 3 półlitrówki. Tym samym uwolnił się duży słój i mogłam przelać tam nastawioną w tym tygodniu smorodinówkę i uzupełnić w niej ilość alkoholu. W poprzednim słoiku nie było miejsca. Teraz postoi sobie do połowy sierpnia. Potem w butelkach minimum 4 miesiące, czyli do grudnia. Dobra jest smorodinówka. Wiadomo, że m/w połowa z tego, co produkuję idzie między ludzi. Dla mnie jest to dostępny środek na obdarowanie przyjaciół i krewnych.
Rozpaczliwie poszukuję małych butelek, bo nie mogę darowywać litra nalewki – wtedy moje zdolności darczyńcy maleją aż o połowę. Czyli mówiąc wprost – jeden wydudli, a drugi może się tylko oblizać.
U mnie też upał, powtórka z rozrywki, 35C ma być, na razie ranek gorący. Odkurzyłam – rano słońce na podłodze i widać, ile koty sierści zrzuciły, a przecież wczoraj odkurzałam.
Na śniadanie kromucha z salami węgierskim i resztka borówki amerykańskiej. Koty mają swoje suche jedzenie. Zastanawiam się, co za nudne życie one mają – zawsze to samo jedzenie i miska wody, te same 90m kwadratowych, jedyna rozrywka to zerkanie na miasto zza szklanych ścian. To zresztą robią z upodobaniem wieczorem, bo migają kolorowe światełka i jest wesoło. Arystokrację wyprowadza się (w odpowiednich klatkach) tylko do weterynarza. Podobno to są koty wyłącznie domowe. Ja tam się nie znam, ale mi ich żal. Takie dachowce u Eli z Kincardine to mają życie urozmaicone – zjedzą, popiją i znikają w okolicę, zjawiają się pod wieczór na posiłek.
Jerzor pojechał w kierunku Niagary, ale ma przykazane na południe wrócić, bo umówiliśmy się ze znajomymi na łażenie po Toronto. To znaczy – znajomi wsadzą gości z Polski w windę do nieba, czyli CN Tower, i przyjdą do nas. Nie sądzę, żeby w taki upał łażenie po Toronto kogokolwiek pociągało.
Jadłyśmy na obiad leczo – podobny bałagan (boczek, cebula, pomidory, 3 papryki, cukinia, kiełbasa) wszystko kolejno podsmażane, potem w rondlu wymieszane z przyprawami i 15 minut duszone we własnym soku, bez kropli dodanej wody. Wyszło pychotkowe, ostre, że licja mogłaby wpaść na obiad i jest tego tyle, że jutro nie trzeba gotować
Wprawdzie aż takiego upału u nas nie ma, ale jest bardzo parno, a skutkiem tego były gwałtowne ulewy i oczywiscie zalania i podtopienia. Nas to też nie ominęło. A zalanie to nie jest czysta woda, która sobie spłynie czy wsiąknie, ale spieniona breja i błoto. Wprawdzie woda szybko opadła, ale reszta pozostała. Trzeba było choć częściowo spłukać to wodą z węża, żeby chodnik nadawał się do przejścia. Potem dokończymy sprzatanie. Ale pozostała dziura w ziemi i trzeba się będzie zastanowić, jak ją zasypać, tak żeby po ponownej ulewie znów nie powstała.
I takie są uroki goracego lata.
Z tego wszystkiego obiad został tylko skubnięty, bo oberwanie chmury nastapiło właśnie wtedy, kiedy własnie miałam go podawać. Przeszła nam ochota na jedzenie, kiedy widzieliśmy wodę wlewającą się na podwórko. I nic wtedy nie można zrobić, tylko czekać.
Dla natury mam duży szacunek, ale też boję się jej.
Ale już po wszystkim. Popołudniową herbatę mozna było już wypić spokojnie. A do herbaty ciasto biszkoptowe z truskawkami i galaretką.
Pyro,
chętnie bym wpadła na leczo, bo to jedna z moich ulubionych potraw, ale…muszę pilnować kotów! Albo raczej to one pilnuja mnie.
O dziwo u nas jeszcze nie jest parno, ale za dzień-dwa się pewnie zmieni. Jerzor pojechał prawie pod Niagarę i sobie chwalił wiaterek i bryzę od jeziora. W chałupie klimatyzacja i zaciągnięte rolety na szklanych scianach, słońce już w zenicie, to można je zwinąć.
Na obiad nie wiem, co – założyliśmy, że nie gotujemy, jest całe mnóstwo warzyw i mieszana zielona sałata, wędliny, sery, jajka, owoce. To wystarczy. Jak się stęsknimy za czymś, to restauracji naokoło mamy do wyboru i koloru.
Komu się chce jeść w taki upał 🙄
Jerzor udał się po piwo za tutejszy Róg. A mówiłam – kupić większą ilość, a nie latać co chwila…
Bardzo lubię leczo, ale robię je zwykle w sierpniu, wrześniu jak pojawia się już papryka z pola.
W Warszawie też bardzo gorąco, w tej chwili 29 stopni, niebo bezchmurne i mam nadzieję, że ominą nas burze.
Obiad miałam dziś bardzo letni: młode ziemniaki z koperkiem i masłem, mizeria i kefir. Na deser zmiksowane truskawki z bananem i jogurtem.
Ja także przyzwyczajona jestem do leczo sierpniowego, kiedy i papryka, i pomidory są ” krajowe”. Może też dlatego, że w lipcu trochę za ciepło na takie gorące potrawy.
A na dworze spokój i cisza. Księżyc zbliża się do pełni.
Bardzo letni obiad bardzo pasuje – dla mnie leczo jesienią, zimą i zimną wiosną naszą, rozgrzewa. Podobnie jak bigos, kapuśniak i w ogóle wszystko ostre i gorące.
Oczywiście, że leczo pod koniec lata, ale ja miałam 2 laski kiełbasy i trzeba było coś z nich zrobić. Jarek jadał hurtowo grzaną kiełbasę, a reszta rodziny raczej nie – z rzadka, częściej smażoną czy pieczoną niż z wody, żadnego żurku czy grochówki nie zrobię przy 30 stopniach – no i padło na leczo. Dobrze wyszło i nikt nie narzekał. Na jutro tym sposobem też obiad jest. Nie ma deseru; owoce zjedzone (bo miałyśmy jeszcze kupić), piec w tej temperaturze nie będę, jest kula casatów w zamrażalniku, w razie czego lody z ciasteczkami amaretto albo jakoś inaczej podanymi. Część popołudnia z deszczem przespałam w zaciemnionym pokoju , z wiatraczkiem na chodzie. Ciekawe kto teraz będzie spał w nocy.
Pyro,
leczo podobnie jak bigos, odgrzewany jest lepsiejszy 😉
Czekam na znajomych, którzy mieli być o 14-tej, przesunęli na 16-tą, czyli za chwilę.
Stadion otwarty, było sporo ludzi (nawet nie wiem, co tam się działo, chyba baseball), zastanawiam sie, jak mogli w tym ukropie wytrzymać. Teraz opuszczają stadion, czyli impreza się skończyła.
jajecznica dla zakochanych po wegiersku:
50 gr boczku albo szynki posiekac, rzucic na patelnie,
na jednej lyzce oleju slonecznikowego(etc.) podsmazyc,
1 cebule pokroic i dodac
2 pomidory i 2 papryki pokroic i dodac,
krotko podsmazyc i
6 jaj do tego wbic,
szczypta czarnego pieprzu, szczypta ostrej paryki, tudziez soli
na wolnym ogniu, mieszajac, smazyc, az osiagnie sie ulubiona konsystencje,
serwowac najlepiej z bialym pieczywem
smacznego!
Widzę, że Blogowisko popadło w letarg. Też mi się nic nie chce. Muszę jeszcze skończyć moją tytoniową produkcję, a potem jeszcze tu zajrzę
@pyra:
juz sam widok baro- i hydrometru wprawia mnie w letarg.
A zauważ, Byku, jakie z nas dziwaczne istoty – to nam za zimno, to za mokro, to nas przewiewa, to spada ciśnienie, to za gorąco. Prawie jak u chłopów – albo im wymoknie, albo wysuszy. Zawsze źle.
przypominam:
odpowiadam li tylko wylacznie za siebie samego
krowy nie ma? no, to…enter
….i tym amerykanie roznia sie od polakow. W Polsce jadac do pracy juz w windzie wszyscy narzekali; albo za cieplo, albo za zimno. Tutaj kazdy jest zadowolony, kazdy usmiechniety pozdrawiajac sie nawzajem. Tylko Miodzio dalej stale brawedzi…..
Młódź pospała dzisiaj dłużej, ja zaś robiłam za kierowcę Wujka Leszka. Upał dziki, w Połczynie zlewa, a myśmy z nią się jakoś rozmineli.
Do domu wróciłam kolo pierwszej, młódź wstała, ale siedzieli przy stole bez śniadania 🙁
Przy okazji odebralam wykaszarkę z naprawy i syn mi nieco pokosił przy bramie i przed domem. Jutro wczesnie wyjeżdża więc go juz nie namówię na więcej.
Leśniczyna po sniadaniu wzieła się za marynowanie kurzych nóżek, które potem z dużym znawstwem upiekła na ognisku.
Ja upiekłam ciasto z malinami, potem wsadziłam do pieca pieczeń z dzika.
Przyjechało drugie, młodsze dziecko, czyli córka z garniturem wnucząt, mąż Leśniczyny z psem i zrobiło się bardzo gwarno. Mały Krzyś miotał sie pomiędzy trakiem, motocyklem i samochodem Leśniczyny, Jadzia huśtała sie na jablonce, Franio przypiął się do matki, psy się ganiały, a Józio zniknął.
Obiad podawałam około dwudziestej drugiej. Deser został na jutro.
BRA!
Wygląda, że Żaba wystarczy za cały orszak służby – jak i kiedy ona to robi, nie wiem, chociaż nie raz na to patrzyłam. Po prostu Wiedźma. Dobranoc.
Od czego by tu zacząć.
Zacząłbym od tego, że pożałować można Was tam w Polsce, że nie macie już tam tego radia jakie jeszcze znam z gomułkowskich czasów. Siedząc późnym wieczorem można było robiąc cokolwiek, słuchać radia. Słuchać przy tym treści ciekawych, a nie jakiegoś jazgotu, jakiego słuchać muszę jadąc przez Polskę. Czego wtedy to radio w pierwszym, czy też drugim programie wszystkiego nie mogło nadać.
Czasem, jadąc po kraju łapię ten I, albo II i można i uważam, że te jeszcze można wytrzymać, jednak istota ruchu nie jest kompatybilna z możliwościami nadawania tych stacji, a ciągłości motywów nie da się utrzymać. Stwierdzam mimo wszystko, że oba wymienione kanały są, w przeciwieństwie do całej reszty, dla mnie akurat jeszcze do wytrzymania.
Wiem czego mogę się ew. spodziewać opiewając tą radiofonię, ale mam nadzieję że niczego nie będzie, bo chodzi mi o co innego, ale jednak w temacie.
Dziś miałem pracowity wieczór, bo musiałem przerzucać metrowe stosy dokumentacji aby znależć coś, czego potrzeba mi ma jutro w południe. Włączyłem sobie zaufany kanał i słuchałem przez półtorej godziny wywiad ze znanym autorem ,potem wspomnienie o festiwalu, gdzie akurat polscy komponiści byli najczęściej wspominani, a przed godziną skończył się wywiad (chyba archiwalny) z altówkarzem ze słynnego ?Alban Berg-Quartettu?, bo opowiadał historie dość odległe, a w tej chwili nadal grają Berga. Nie zakapowałem za wiele i konkretów nie dołączę, bo nie mam czasu, bo już druga ale dopowiem, że godzinę temu znalazłem czego szukałem. Chciałem to opisać i podzielić się tym szczęściem, że w mojej tu krainie radia mogę to znaleźć, o co tam u was trudno.
A na koniec to powiem, że jak przy kuchennym stole odrabiałem matmę i kręciłem na gałce Pioniera, aby wyostrzyć odbiór radioluxemburg – wychwytałem każdy szczegół tego, jak baby za moimi plecami obrabiały …
Nie wiem, czego życzyć,
idę spać.
Fajna dziewczyna z tej Żaby, pewnie Amerykanka 🙂
Chłopaki na „P” też są fajni. Z życzeniami się spóźniłem, ale i tak codziennie wszystkim dobrze życzę. Życzyć komuś dobrze gdy chce ich się udusić to dopiero sztuka, ale płynąca z tego satysfakcja ma smak lodów pistacjowych (latem) i gorącego pocałunku (zimą, latem, wiosną, jesienią, rano, w południe, po południu, wieczorową porą, w nocy…)
Rychłego powrotu pOLOre sobie nie życzę. Domagam się Jego powrotu. Sławka także. La-ssie także powinna wrócić, ale feudalizm nie (chyba że to ja Lubomirskim będę).
Poważnie – Józio zniknął, Żaba poszła spać, a ja przez to oka nie zmrużę.
W mojej rodzinie spór o to co jest jagodą, a co borówką trwa od czasu Władysława Łokietka. Bardzo mi tych rozmów brakuje.
W zależności od towarzystwa zrywałem słodkie kulki jagód i borówek z tych samych krzaczków. Na obecność rusznic w moim życiu nie miałem już siły – mą ucieczką stały się porzeczki.
Zgago – Pozdrawiam Cię serdecznie. Nie znamy się, ale co z tego – nie wolno czy co? 🙂
Polsko moja ukochana, czarowna – tutaj windą sobie do pracy nie pojedziesz. Całuję Cię w w maki i te niebieskie…no te….nie, nie chabry bławatki….te maleńkie………………………………………………….niezapominajki.
Jasne, że zapomniałem powiedzieć, że to dziś nie tak jest,
że nazwisko brachisty …,eeeeeeeeeeeeeee tam
Jakoś szkoda Placku, takiego wpisu o tej porze
Pepegorze – U mnie jeszcze jasno, a ważność i szkodliwość społeczna mego wpisu znikoma 🙂
Placek, to rozumiem, ale Pepegor? O trzeciej w nocy czasu środkowo europejskiego?
U nas była burza od piątej do pół do siódmej – nie gwałtowna, taka mrucząco rozwlekła ale jakoś nie mogła się przebić nad miastem. Popadało, a teraz niebo pojaśniało. Wstawać, śpiochy.
Ja nie śpię – przeniosłam się z sypialni na kanapkę przy szklanej ścianie, przede mną CN Tower, na której odbywa się conocna gra świateł. Koty zachwycone. Spoglądają na widowisko, idą porozrabiać (na przykład podeptać trochę po Jerzoru chrapiącym), a potem wracają pooglądać światełka nocnego miasta.
Dla mnie to chwilowa atrakcja – jestem zdecydowanie wiejską dziewuchą i tak los sprawił, że tam, gdzie mieszkam mam i las, i wodę, to, co za dawnych czasów.
Mistrza Ildefonsa cenię i gorącą miłością wielbiciela darzę lecz tego Płaksina to raczej Tuwim….
Chcecie trochę wody i zimna? Podzielę się z chęcią. Szaro, buro i jak nie kapie to leje. Plus ostre, mroźne powietrze. Brrry…
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Echidno – może i masz rację (na pewno masz) oni jednak obydwaj wielcy byli i nieźle nas na życie obdarowali. Ja coraz częściej mylę nazwiska, dobrze, że epoki mi się nie tentegują i teksty jakoś pamiętam. Upał, ze 7 stopni możesz sobie zabrać; wtedy u nas będzie przyjemnie ciepło, a u Ciebie cieplej.
Zgodnie z prośbą Alicji przypominam, że dzisiaj przypada CANADIAN DAY, czyli święto narodowe tych, co to bobry wybili i Indian do rezerwatów zagonili. Wieczorem spełnimy toast (krzywiąc się nieco „moralnie”)
Nie wybili, nie wybili! Bobrów ci tutaj mnóstwo! Świadczy to też o stanie wód – bobry żyją tylko w czystych wodach. Na bobry łatwo się natknąć w parkach, zwłaszcza pozamiejskich.
Co do rezerwatów indiańskich – teraz są to terytoria, na których Blade Twarze nie mają nic do powiedzenia, i dobrze. Czerwonoskórzy nie uznają granic, wszak kontynent był ich, więc co bardziej zapobiegliwi w rejonach przygranicznyczch nieźle żyją ze szmuglu (papierosy i alkohol jest dużo, dużo tańszy, niż w Kanadzie).Blade Twarze doprowadziły do tego, że Czerwonoskórzy mają teraz postawę
roszczeniową i ja im się wcale nie dziwię. Pod każdym względem Blada Twarz zrobiła im krzywdę i przede wszystkim zdemoralizowała. Kojarzy mi się to z próbami „ucywilizowania” Romów w krajach europejskich, a oni wcale tego nie chcieli, bo mają dusze nomadów.
Czasy i tak się zmieniają, świat wydaje się być coraz bardziej „ucywilizowany”, ale wiadomo, że każdy kij ma dwa końce. Coś zdobywamy, coś tracimy.
Uważam, że to wspaniały kraj. Kanada nigdy nie miała ambicji przywódczych, a jak trzeba pomóc, jesteśmy pierwsi. Owszem, czuję się Kanadyjką, bo identyfikować się z takim krajem to powód do dumy. Tu jestem u siebie, a w Polsce – u Mamy 🙂
Z okazji Canadian Day, dla Blogowych Przyjaciół, kanadyjski bard i filmowa mozaika 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=bzR-tdsoCS0&feature=fvsr
Dzień dobry,
Kanadyjczykom zycze jeszcze wiecej powodów do dumy.
Ja, chociaż pomieszkuje po sąsiedzku już wiele lat, nie identyfikuje się aż tak bardzo z tym krajem. Pomimo upływu czasu wciąż jadąc do Polski czuje się u siebie, a tutaj…. no właśnie, niby tez u siebie, ale jakoś inaczej u siebie. 🙂
Miłej niedzieli lub tego co z niej zostało wszystkim życzę. 🙂
To jeszcze jeden Kanadyjczyk, którego głos budzi w starej Pyrze zapomniane iskierki
http://youtu.be/6wB7k9SopIA
To jeszcze jeden Kanadyjczyk szeroko znany – a w dodatku Kingstończyk 😎
Nie jest moim ulubionym, uważam, ze znakomity głos, nadajacy sie do bluesa, a niejako zmarnowany w tanim pop-ie.
http://www.youtube.com/watch?v=gF5LaVkDhyk
A tego też pewnie każdy słyszał:
http://www.youtube.com/watch?v=gF5LaVkDhyk
Nawiasem mówiąc, bardzo skromny człowiek, który wielką część swoich zarobków (a te sa niemałe) przeznacza na organizacje charytatywne oraz badania medyczne (dzieci z niedorozwojem fizycznym i psychicznym).
Artystów mamy wielu, ale mało kto wie, że to Kanadyjczycy, bo zazwyczaj wciaga ich Hollywood (aktorzy), a piosenkarze tez ciagna na południe. Paul Anka jest Kanadyjczykiem 🙂
Celine Dion sie nie chwalę, bo nie lubię tej egzaltowanej księżniczki, zresztą, znalazła miejsce, ktore jej bardzo pasuje – Las Vegas, kicz kiczów. Ale głos ma piękny, tylko repertuar łzawo-szmirowaty (to tylko moje zdanie!). Zresztą, Celine lubi płakać, jeszcze nie widziałam z nia wywiadu, gdzie nie puściłaby ślozy, wzruszajac się czymś.
Jeszcze trochę dawnego kina z innym Wielkim Kanadyjczykiem
http://www.youtube.com/watch?v=Qf6e6dY1F0E&feature=fvsr
Za Kanadyjczyków i Kanadę ❗ 😀
Małolata nr 1 miala dziś przyjechać, znaczy rodzice mieli ją przywieźć. Jak dotąd ani widu, ani słychu, a my z Sylwią…
Alarm odwołany, właśnie przybyła. Okazało się, ze jechała (z ojcem) od 4! rano z Poznania. Po nocnej burzy pociąg jeździł tam i z powrotem, w koncu po 11!! godzinach dojechali do Białogardu. A potem krążyli w okolicach Żabich, aż w końcu trafili. Dziecko wygląda na rozgarnięte i nie strachliwe. Tato zaraz pognał z powrotem.
W nocy (Bóg raczy kiedy) mam odebrać Dagny et consortes z Białogardu, przejazdem do Warszawy. Nudno to tu nie jest 😀
Łotra to ja bym bejsbolem przez łeb!
Żabo, nie wiedziałam, że masz bejsbola!
Kanada dziękuje 🙂
Imprezy na stadionie i wybrzeżu w toku już od 10 rano. My natomiast udajemy się na północne rubieże Toronto, do Zygi na b-b-q. Najciekawiej będzie tutaj wieczorem, więc wrócimy, zanim zapadnie ciemność, ok.22-giej. A tu z godziny na godzinę zbierają się ludzie na stadionie, wstęp na imprezy jest wolny, bo to święto narodowe. Tłumy w narodowych kolorach (ja dłużej przemieszkiwałam tylko w krajach biało-czerwonych!), flagi wszędzie i ogólny piknik, a jutro – wolny dzień.
Pogoda nawet kooperuje, bo chociaż jest dosyć gorąco, ale słońce troche zamglone i nie pali tak mocno, poza tym wiaterek. No ale przy jeziorze zawsze jest choćby lekka bryza. Mnóstwo żaglówek i jachtów na jeziorze, czyli wiatr w miarę mocny.
Przeglądałam Gazetę Wyborczą, w niej filmik – zagraniczni dziennikarze akredytowani w Polsce z okazji Euro wypowiadają sie na temat organizacji, atmosfery i mistrzostwach w ogóle. Serce rośnie, jak sie takich opinii słucha. A na końcu wypowiada się Chinka – piękną polszczyzną, parę potknięć, ale wymowe ma naprawdę niezłą! Muszę to mojej synowej pokazać. Ona chętna do nauki polskiego (Jerzor ją nauczył brzydkich slów 🙄 ), ale Maciek niechętny nauczyciel, ciągle nie ma czasu. A to takie proste – po prostu MÓWIĆ po polsku w domu i ona szybko złapie, niepotrzebne są żadne „lekcje”.
@pepe:
w „der spiegel” na livefanbloku ktos wlasnie napisal:
„midestens zweite heimat hat gewonnen”
(przynajmniej druga ojczyzna wygrala);
raz na odwrot:
na berlinskim biennale sztuki oblano zmijewskiego farba…
a co robi ten nasz anarchista? wzywa policje, he,he…
Wbrew szumnym zapowiedziom, spędziłam dzisiaj w kuchni sporo czasu, mimo że obiadu gotować nie trzeba było. Szykowałam za to mini strefę kibica przy pomocy sałatki makaronowo – tuńczykowej i roladek serowo-orzechowych w szynce. Wyszły b. dobrze ale ja powolna jestem, aż strach. Obydwie potrawy łatwe i szybkie zabrały mi więcej, niż półtorej godziny. W nagrodę dostałam piwo Warka na mecz….(?)
w spiegel on line jest artykul o wojtku, niedzwiedziu – maskotce II korpusu,
wiele ciekawych zdjec.
w edynburgu wyprodukowali w tym roku specjalne piwo na czesc wojtka;
ograniczona seria: 10.000 butelek.
I po Euro 2012.
Dziwne trochę na końcu, bo Hiszpanie pogromców Niemców rozpłaszczyli jak jakiś walec drogowy. I jakie tu przyjąć miary. Że tak prosto, tego chyba nikt nie oczekiwał, ale skończyło się i dobrze tak.
A Kanada?
Przynajmniej Montrealczycy się dzisiaj podobno przeprowadzają, więc nie ma im co przypijać.
Ty Alicjo z pewnością się nie przeprowadzasz, więc piję do Ciebie, Placka, Sławka i…?
Zdrowie!
byku,
nieźle mieć taką drugą.
Pepe! No i stało się. Niedźwiedź do podziału. Przewidziałem pierwszy remis i końcowych triumfatorów (obruszałeś się) ale żeby taki wynik!? W życiu…
Cichalu, też
lecz nie zwycięzca, ale wynik mnie zaskoczył. Już dawno nie widziałem tak upokorzonych Włochów. Niektórzy w nich widzieli faworytów na mistrza, ale ta miara, to zwycięstwo nad Niemcami zawierało groźne złudzenie, bo odnieśli je na zupełnie przecenionym przeciwniku. Nie darmo bałem się meczu z Grecją. Po tym 4:2 miałem jednak nadzieję, że się moi ostatecznie rozkręcili, ale nie. Postawienie Loewa na zupełnie przemęczonych graczy Bayernu, którym się tego roku nic nie udało i którzy musieli być mentalnie wypaleni zawierało od początku poważną dozę ryzyka – a Włosi w półfinale zagrali może tylko tak, jak przeciwnik tego dnia pozwalał. Z resztą, w cwierćfinale Włosi też nie strzelili przeciętnym Anglikom gola, choć próbowali tego przez 120 minut.
Wygrali absolutnie najlepsi, a nieobecność dwóch gigantów z południowej Ameryki też nie miała tu znaczenia.
Magda Piskorczyk na You Tube to jest polski Armstrong,swiatowa klasa.
Magda PIS i KOR czy K?
wlos rozwiany,glos aniola,
skad sie wziela ta polska diva?
Pewnie stad ze jestesmy tacy,
na nie,a ona na tak.
Pewnie stad ze juz czas,
zeby sie udalo.
I udalo sie,
spiewa fajnie.
Wilk, koza i kapusta to jest mały pikuś przy moich psach (no, psy składkowe, bo i Sylwii i Mila też przyszła, ledwo wczoraj odebrana) i przyjezdnej zywinie: kocie i króliku. Krótki gotów drzwi przegryźć i wydrapać, Gawra z godnością czeka na królika, Mila nie bardzo wie jak się zachować….