Śmiertelne niebezpieczeństwa wynikające z polskich postów
Były w XVIII wieku trzy słynne domy, które ludzie o słabym zdrowiu omijali nawet w dni postne: pałac Janusza księcia Sanguszko ordynata ostrogskiego, siedziba Adama Małachowskiego krajczego koronnego w Borowej Górze oraz dwór kasztelana zawichwostskiego – Borejki. Tam bowiem post nie post każdy przybysz bywał fetowany aż do upadłego. A zdarzały się i przypadki zgonu biesiadnika.
Czytając pamiętniki i relacje świadków trudno się dziwić, że prosty szlachcic-szaraczek doprowadzony do pańskiego stołu nie umiał się pohamować i jadł, jadł, jadł. Łakomił się choć na kawałeczek jesiotra podanego jak polędwica czy (to już spożywał ze strachem) homara z sosem tatarskim albo paszteciki z mlecza śledzi. Równie mocno kusiła sola przyrządzona jak kurczak, a nawet proste polskie danie czyli kotlety bite z sandacza w sosie rakowym. Dodać trzeba, że rybom w poście towarzyszyły trufle marynowane a następnie gotowane w winie.
Na koniec rarytas okrutny – zupa żółwiowa. Mogła być robiona na sposób angielski czyli na rumiano lub prościej czyli gotowana z masłem, pieprzem kwiatem muszkatołowym, śmietaną i grzankami z bułki. Z tego przysmaku nikt nie rezygnował.
Post wprowadził w Polsce w X wieku święty Wojciech. Nie było to jednak zadanie łatwe. Ludzie niechętnie przyjmowali nową wiarę, jej nakazy i zakazy respektowano pod przymusem. Częste i rygorystyczne posty były wyrazem wierności nowej wierze. Dbali więc o to władcy. Za czasów Bolesława Chrobrego osobom łamiącym post wybijano przednie zęby. Post oznaczał zaniechanie jedzenia nie tylko mięsa, tłuszczów zwierzęcych, lecz nawet jaj i mleka. Zaprzestawano także zabaw oraz wszelkiej wesołości i – w czasie wielu postów – także małżeńskiego pożycia.
Poszczono we wszystkie piątki na pamiątkę męki Chrystusa i w środy, kiedy wydano wyrok na Zbawiciela, a także w przeddzień różnych świąt i – co oczywiste – przez 40 dni Wielkiego Postu.
W XIX wieku było w Polsce ponad 100 postnych dni. Nic więc dziwnego, że przez wieki w naszej kuchni wymyślono tak wiele dań bezmięsnych. Wiele z nich wyróżniało polską kuchnię spośród innych europejskich: np. dania z kasz, grzybów, warzyw , jaj, ryb to istne dzieła kulinarne. Zwłaszcza ryby, z których przyrządzania od wieków słynęła polska kuchnia, kusiły i swojaków, i przybyszów. Przyznać muszę, że też gustuję w postnym polskim przepisie na szczupaka lub – co jeszcze lepsze – sandacza po polsku. Doskonałe ryby słodkowodne trafiały na stoły zamożniejsze. Dla biedaków, którzy gorliwie przestrzegali postów, pożywieniem towarzyszącym przez 40 dni oczekiwania na Wielkanoc były śledzie. Nic więc dziwnego, że w ostatnim dniu postu czekał rybę marny koniec: wieszano śledzia na suchym drzewie, jak pisze ksiądz Jędrzej Kitowicz „karząc go niby za to, że przez sześć niedziel panował nad mięsem, morząc żołądki ludzkie słabym posiłkiem swoim”. Ponad 200 lat temu Jan Szyttler, autor kilkudziesięciu książek kulinarnych wydawanych w ogromnych nakładach pisał: „To się zgadza z ogólnem zdaniem lekarskiem, że pokarmy rybne lub jarzynne, byle dobrze urządzone, nie tylko nie są dla człowieka szkodliwe, ale nadto, zdrowiu pomocne”. W ten sposób poszczący od razu otrzymywał nagrodę za swoje poświęcenie uzyskując korzyści zdrowotne.
Pożytki płynące z postnego menu stosowanego choćby raz w tygodniu są wielkie: po pierwsze dają okazje do urozmaicenia jadłospisu, do wykazania się pomysłowością kucharską, do wykorzystania tego, co oferuje nam naprawdę bogaty rynek.
Śledzie solone smażone w cieście
2 paczki filetów w oleju albo 50 dag filetów (matjasów).
Na ciasto: 2 jaja,2 łyżki oleju słonecznikowego lub z pestek winogron, 5 łyżek śmietany 18% trzy czwarte szklanki mąki. Do smażenia: pół szklanki oleju.
Śledzie z paczki opłukać z oliwy w ciepłej wodzie, zalać szklanką zimnej wody na pól godziny. Śledzie z zalewy solnej wymoczyć kilka godzin, w zależności od ich smaku : w czasie moczenia trzeba próbować.
Wymoczone śledzie osuszyć, zwinąć każdy filet w rulonik, spiąć wykałaczką.
Przygotować ciasto: wymieszać połowę mąki z olejem, śmietaną i żółtkami, dodać ubitą z białek pianę i powoli dosypywać pozostałą mąkę, aż ciasto osiągnie konsystencję nieco bardziej gęstą niż ciasto na naleśniki.
Rozgrzać w głębszej patelni olej, kiedy jest gorący nabijać na widelec ruloniki śledziowe, maczać je w cieście i smażyć ze wszystkich stron na złocisto.
Ślimaczki w sosie pokrzywowym
50 niedużych winniczków z puszki, duży kieliszek białego wytrawnego wina, tyleż zalewy z puszki po ślimakach, 1 ząbek czosnku, 30 dag pokrzyw, 5 dag masła, sól, pieprz, gałka muszkatołowa
Odcedzić ślimaki. Zalewę (150 ml ) zmieszać z taką samą ilością białego wina i zagotować. Po zagotowaniu zostawić płyn na bardzo małym ogniu by zmniejszył objętość o połowę. Ślimaki podgrzać w pozostałej czystej zalewie. Umyć pokrzywy i pozbawić twardych włókien. Następnie obgotować je we wrzącej wodzie, odcedzić i przetrzeć przez sito. Puree z pokrzyw połączyć z sosem z zalewy i wina. Dodać masło, świeżo zmielony pieprz i gałkę muszkatołową. Ślimaki nakładać na głębokie talerze i polać sosem.
Komentarze
Co to są przednie zęby u człowieka? Chyba, że człowiek ów idzie na czworakach – wtedy wszystko jasne.
Kiedyś tam czytałam wywiad z bp Pieronkiem, który wspominał obiad w Wielki Piątek wydany przez kard.X.Sapiehę. W obiedzie uczestniczyli m.in. zachodni dyplomaci i członkowie Episkopatów RFN i Italii. Na stole , na eleganckiej zastawie była orgia dań rybnych, racuchów, racuszków, pasztecików itp, a JE ks.Kardynał na swój talerz położył 2 (słownie dwa) gołe ziemniaki i pobożnie, wolniutko delektował się malutkimi kęsami. Nikt, absolutnie nikt nieodważył się sięgnąć do dobroci sandacza po polsku czyśledzi na trzy sposoby podanych. Z cierpiętniczą miną i w absolutnym milczeniu dostojni goście wzorem Gospodarza skubali suche pyry.
Kolego Henia – zapytaj Gołasa (Starszych Panów raczej już nie zapytasz).
„Twarz mi blednie,
włos mi rzednie,
psują mi się zęby przednie”.
Skubali pyry, ale nie oskubali Pyry.
Moi przyjaciela, wlasciciele przedstawicielstwa firmy FORD postuja co roku. Zaczynaja we Srode Popielcowa i koncza w Wielki Piatek. Przedmiotem restrykcji jest alkohol pod kazda postacia oraz kawa. Poza tym oni naprawde malo jedza i pod koniec postu mozna kazde z nich powiesc w szafie w charakterze kosciotrupa. Co najmniej szkieletu. Piekna pani fordówka jest i tak malutka, odziedziczyla po mamie, ale lubi jezdzic duzymi samochodami. Najlepiej na tym poscie ja wychodze, bo mama piecze w tym czasie ciasteczka i ja dostaje regularnie do probowania.
Na polowe maja zapowiedzieli sie goscie. Moja wnuczka, juz 23 letnia pannica, która swego czasu kradla na Akropolu w Atenach kamienie a mysmy pili Uzo. Prosto z beczki. Nie cierpialem wtedy na abstynencje i miomi ulubionymi trunkami byla Retsina. Grecka kuchnia jest wspaniala. Moim zdaniem, tu narazam sie, lepsza anizeli wloska, bo bardziej naturalna. Ponadto przyjezdza jej chlopak i psica Jolly. Jakas szwajcarska rasa. Bardzo duza, kudlata, czarna w brazowe i biale plamy. Panicznie boi sie kotów. Przed Muli usiluje zawsze schowac sie pod tapczanem. Nie miesci sie, to tylko chowa leb a caloksztalt pozostaje na zewnatrz.
Jade po zakupy. Miedzy innymi kupie make na racuchy. Tylko pytanie. Czy racuchy sa potrawa postna, czy to juz jest wielkanocna rozpusta.
Ciekaw jestem jak tam powodzi sie tym zawianym Kanadyjczykom i czy oni potrafia poscic.
Caly w rozterkach
Pan Lulek
Panie Lulku – ja jeszcze o racuchach. Racuchy są zawsze drożdżowe Żeby sobie ułatwić robotę, kiedy już ciasto wyrosło, na najgrubszym ostrzu tary, na jarzyniaku trę jabłka do ciasta. Tych jabłek objętościowo dość dużo – tyle samo co ciasta. I broń Cię Boże, nie za dużo cukru – łyżkę, maks. dwie. Kto słodki niech sobie sypie cukier na usmażone racuszki.
no i dzień dobry
teraz wiem, że ja akurat poszcząc w dawnych czasach
u Sanguszki, Małachowskiego czy Borejki
umarłbm tam i nie miałbym właściwie nic przeciwko
:::
teraz lecę pogadać o nowej robocie
(kciuki proszę, kciuki)
a jak wrócę
dam przepisy na ciekawe śledzie
No i wyszło, że o racuchy będziemy mieli wojnę jak o knedle , pyzy, kluski na parze, kluski śląskie i tak dalej. U mnie racuchy były jak napisałam wcześniej. Zadne drozdże.
Ale bo to z Poznaniakami dojdzie się istoty rzeczy?! Najważniejsze, że golonkę robią ciągle najlepszą 🙂
Brzucho,
kciuki trzymamy, a jak załapiesz to, za co trzymamy, to zmień nick na Brzucho. Aż się prosi!
… a postow jak by nie było, to byśmy je wymyślili, bo jest zdrowo przegłodzić się czasami. I proszę mi tu nie postponować śledzi. My Kanadyjczycy polscy kochamy śledzie!
Panie Lulku, nadal jesteśmy co-nieco zawiani. Przetrzymamy, bo co innego nam pozostaje 🙂
Idę dospać.
*Nirrod staje murem za Pyra*
Racuchy sa drozdzowe!
Melduje, ze slonce wyszlo zza chmur.
Do roboty wiele dzis nie mam, wiec moge sobie spokojnie siedziec trzymajac kciuki za Brzucho.
Nirrod – gdzie byłaś Dziewczyno? Od dwóch dni jesteś pilnie poszukiwana! Iżytk szuka przepisu na ziemniaki duszone z brukwią albo rzepą. Ponoć potrawa z Twojego Viertla. Jeszcze do tego był boczuś czy cós. Poszukaj i zapodaj, bo ja gdzieś ten przepis zgubiłam (niby miałam w którejś książce i nie mogę zaleźć , a Pan na Iżykówce ma nostalgiczny stpsunek do tej potrawy pod piwo).
Witam w słoneczny nareszcie dzień. 🙂 Trzymam kciuki za Brzucho i czekam na jego śledziowe przepisy. Co do racuchów, to u mnie też były drożdżowe.
Jakieś placki z jabłkami nazywały się ołatki, ale nie pamiętam dokładnie. Smakowitego postnego dnia życzę.
Alsa – oładki to takie mięciutkie niby – naleśniki na zsiadłym mleku albo i śmietanie. Trzeba smażyć małe, bo rwą się przy przewracaniu. Bardzo lubię.
Chorowalam sobie troszeczke. Tutaj szaleje upiorna grypa i mnie tez dorwalo. Pyrki z brukwia? hmmm… Niech no ja sobie najpierw sprawdze jak oni tutaj brukiew zwa….
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/TrzymamKciuka/photo#5167150016682031954
Sławek, miłości moja (i ze stu innych osób) jesteś unikalny, jedyny, nie do pobicia. Tak trzymaj.
nie wiem Pyro, jak to otworzylas? u mnie nie dziala, wiec nachalnie powtarzam
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/TrzymamKciuka/photo#5167150016682031954
Jednye co odpowiada opisowi to Stamppot koolraap uit Drente.
Skladniki:
1kg pyr
1 brukiew ok 750g
sol
pieprz
100g boczku pokrojonego w kostke
2 cebule
250g pieczarek
2 lyzki masla
3 lyzki szczypiorku
1 pojemniczek kwasnej smietany
odrobina mleka
75g startego sera
Przygotowanie:
Obierz brukiew i pokroj w male kawalki. Obierz pyrki i pokroj w male kawalki. Wrzuc brukiew i pyry do garnka z nie za duza iloscia wody i szczypta soli. Podgrzewaj az woda zacznie sie gotowac, przykryj pokrywka i gotuj na malym ogniu przez okolo 20 min. Cebule oczysc i pokroj w talarki. Oczysc pieczarki i pokroj w cwiartki. Podgrzej maslo na patelni i uzmaz boczek (jak tlusty, to po prostu zrob skwarki bez masla). Dodaj cebule i zeszklij. Dodaj pieczarki i smaz na malym ogniu 5 nim. (Te pieczarki, to raczej mozna pominac.) Wymieszaj kwasna smietane z odrobina mleka. Odsacz pyrki i brukiew i „ugniec je” jak na puree. Dodoaj er, szczypiorek i kwasna smietane. wymieszaj i dopraw sola i pieprzem. Polej mieszanka cebuki i boczku (i pieczarek).
a dla jesnosci obrazu, przez brukiew rozumiem to:
http://www.humeseeds.com/turnip.jpg
Nirrod – na moje oko to fdaczej rzrepa. Brukiew jest żółta, znacznie większa (jak mniejszy burak cukrowy) Gorzkawa w smaku i Iżyk się upierał, że to były kostki nir puree
kostki? ugh… ok bede szukac dalej. Dodam tylko, ze tutejsze puree rzadko kiedy jest jednolite i posiada duzo grodek wel malych kostek.
Kochani moi,
Chcialam wszystkich powiadomic, ze wczoraj dostalam „miotlowa przesylke” od Pana Lulka. Zawierala ona 12 wspanialych czerwonych roz!!!!!! Sa piekne.
Panie Lulku, DZIEKUJE Z CALEGO SERCA.
Tuska
Ostatnio „Polityka” rozmawia ze mna szyfrem.
Ja zapodaje dlaczego i lamie wszystkie dostepne kody. Donosze, ze dzisiaj jest u nas dzien 16 luty 2008 dzien tygodnia piatek. Od pólnocy. Raniusienko Pani Pocztówka doniosla najnowszy numer. Numer „Polityki” ma sie rozumiec. Datowany 16 lutego. Czyli dzisiejszy.
Pomyslalem sobie, ze gdzies tam w Polsce niejeden wielki czlowiek siedzi przy porannej kawie. Kawa zupelnie mu nie smakuje i z odrazy wertuje wspomniane czasopismo. Znowu o mnie nie napisali, mysli, i tu go skreca. A ja w tym moim koncu swiata, przy wspanialej porannej kawce ze swiezym rogalikiem z zainteresowaniem zaczyna dzien od przeczytania mojego ulubionego felietonu. Nie zdradze jakiego, niech wszyscy sie staraja. Ogladam okladke i widze szyfrowany zapis: Czemu sluza sluzby. Wiem od razu. Zeby donosic dla mnie najnowsze, prosto z drukarni numery „Polityki”. Dziekuje ale mozecie mi to mówic otwartym tekstem, nie trzeba od razu szyfrowac.
Maka kupiona i w dalszym ciagu siedze w zawirowaniu jak glupi. Dalej nie wiem jak to jest z racuchami. Z drozdzami, czy z proszkami.
Chyba wezme sabie jednak proszek na uspokojenie. Gdybym nie byl juz abstynentem, to kropnalbym sobie na wzmocnienie kielicha
Pan Lulek
Panie Lulku nie tylko pan zupelnie skolowany.
w polskiej wikipedii brukiew tez nie jest zolta tylko z fioletowym zabarwieniem. Z tej okazji nie wiem jakiego warzywa mam szukac….
Panie Lulku,
Ja bede poscic, gdy przyjdzie mi na to ochota. Gdy mielismy karnawal, ja bylam na etapie poszczenia, a teraz mam ochote na miecho, duuuzo miecha, ide zawsze za glosem mojego ciala, ktore czesto jest w przeciwfazie z kalendarzem.
Jezeli chodzi o zawieje, to moge sama do tego dopuscic, no a mamusia naturka zapowiada pol metra tego bialego z nieba.
Lece juz, bo pozno.
Tuska
Lena, teraz to juz masz pozamiatane, zostal jeszcze w kolejnosci brylant, porche i pierzyna, ale Lulek da rade
Nirrod, za Pyra na focie tez rzepe widze, a brukiew, to taka rutabaga, czy inne choux-navet, wielkosci ze dwoch piesci, albo lepiej, po ugotowaniu z delikatnym posmakiem orzechow laskowych
Nirrod,
Ta brukiew to chyba to:
http://sv.wikipedia.org/wiki/K%C3%A5lrot
Moja babcia mówiła na to „bruczka” tak jak w wersji białoruskiej. Babcia była spod Nowogródka.
O, t6o, to, Andrzeju. To jest to. Niech teraz Nirrod dopasowuje.
a nie mowilam?
Mówiłaś Sławku, mówiłaś….
Wy sobie gadajcie co chcecie, ale im dluzej na to patrze, tym bardziej to samo widze.
A. Rutabaga, Brukiew, Koolraap wszystkie razem maja lacinska nazwe
Brassica napus var. napobrassica
B. to na zdjeciu nie jest zolte tylko brudnobiale z fioletowym czubkiem
C. w Holandii nie daja temu wyrosnac, wiec ogonka nie ma.
I poki mi ktos nie odowodnii, ze rzepa to co innego, to ja sie bede przy tym upierac.
Co nie zmienia faktu, ze poszukam przepisu na kawalki…
Nirrod, szukaj przepisow na KOOLRAAP 🙂
No tez ten przepis, ktory z takim poswieceniem tlumaczylam, to wlasnie jest na koolraap
kciuki słabo, słabo …ale nie do końca
choć obrazek trzymający ..szapoba
:::
póki co roboty nie ma, ale też może i wyjaśnię
to nie o tę knajpę chodziło, o której wcześniej wspominałem
dziś rozmawiałem z gościem od kartofli
chodzi o to, że chcemy uruchomić projekt
przywracania dobrego imienia ziemniakom
robótka fajna i ciekawa (może nawet dobrze płatna)
..ale dopiero w listopadzie
:::
pan przywiózł mi woreczek 5kg ziemniaków
Vinety, pierwsza klasa
i ja te ziemniaki jakby co do domu taksówką wiozłem
jak jakieś VIPy
:::
a póki co nie dzwonią z Karczmy u Jana
więc nie wiem, będę tam pracował czy a skąd
:::
a teraz śledzie, dwie odsłony
obie premierę miały ubiegłego roku na Nocy Śledziożerców
:::
Trocik śledziowy z ptasiem mleczkiem jabłkowo-chrzanowym
6 filetów odmoczonych
6 anchois
kwaśne jabłko
utarty chrzan
małe opakowanie słodkiej śmietanki 30-36%
trochę żelatyny
kilka listków pietruszki
Odmoczone śledzie uformować elegancko nożem,
tak aby od strony ogona miały czubek.
W salaterce średniej wielkości
ułożyć z śledzi i anchois rozetę (wkomponować tam pietruszkę)
Należy pamiętać, że po wszystkim będzie to miało formę piaskowej babeczki,
czyli co na dole, będzie na wierzchu.
Śmietanę ubić z odrobiną cukru i kilkoma kroplami cytryny,
jabłko zetrzeć i dodać, dodać też dwie łyżki tartego chrzanu,
dodać okrawki śledzi pozostałe po formowaniu
Wciurkać cienkim strumieniem rozpuszczoną żelatynę, mieszając
doprawić pieprzem i wymieszać.
Całą tę masę włożyć do salaterki na śledzie.
Pozostawić do zastygnięcia.
Ogrzać miseczkę, odwrócić, wyjąć torcik i włala!
I jak mawiał Freud kiedy wymyślił jakie szczególne danie
„podawać z fasonem, jeśli potraficie”
:::
śledź drugi
Słońce Gudhaim
(to danie rodem z Bornholmu)
Wędzonego śledzia obrać
mięso posiekać i wyrobić na masę
uformować kulki, spłaszczyć robiąc dołeczek
mają mieć kształt naszego tatara
włożyć we wgłębienie żółtko
(w oryginale jest jajo kurze, ale ja daję przepiórcze
wtedy jest wersja koktajlowa)
tak zrobionego śledzia oprószyć świeżo tartym pieprzem
a obok podać tartą rzodkiewkę i odrobinę drobniutko poszatkowanej cebulki
a teraz bajer i przerost formy!
podpatrzyłem tą sztuczke u Giancarlo Russo
w duży koniakowy kieliszek wprowadzić dym z nadpalonej szyszki lub słomy
i trzymając do góry dnem postawić na śledziu skrywając go wewnątrz
(dodatki rzecz jasna poza kieliszkiem)
tak podać przed nos biesiadnikom
i na ich oczach (i nosach)
odkryć kieliszek i zrobić takie abrakadabra ręką aby ten aromat się rozszedł
:::
bonus :o)
siedzą dwie pszczółki na kwiatku
strudzone zapylaniem
i jedna mówi do drugiej
– wiesz co, śledzia bym kurna zjadła
:::
idę na zakupy, bo mi się śledzia zachciało
Sandaczyk jest jedną z piękniejszych rybek, jakie posiadamy. Jest przy tym ewenementem i nie każdy domowy ichtiolog ten truizm na codzień łapie, że zmiennopłciowy, zaleznie jak się na niego spojrzy. Ma ten sandacz taką otóż swoistą wewnętrzną sprzeczność, że jako ryba (ona), jak tylko niektóre, jest nie dość, że bardzo piękna, to jeszcze i basrdzo dobra. Jesli zaś na ten maskuliński aspekt sandacza spojrzymi (on), to nie tylko, że z urodzenia taki gładzysz, ale i samo przez się, że zacności i dobroci…
Post, czyli
In pluribus unum, czyli
Sandzacz z kurkami i estragonem,
z czego łatwo i jak po maśle miarkujemy, co potrzeba. No tak… Masło też ale dopiero tak za półtora pacierza.
O świerzości ryby, o tych oczach, co mgłą nie zaszły, rześkich jeszcze skrzelach i nieprzyzwoicie aż jędrnej sprężystości klekotać nie będziemy, bo to każdy ichtiolog wie. Piowedzmy raczej, że jak mamy do wyboru, to weźmy dwie mniejsze zamiast jednej dużej. Ryba rośnie przez całe życie i choć na wędce lepsza im większa, to w kuchni wcale nie za bardzo.
No więc kupiliśmy świerze rybki, to je teraz zrobimy. Zdarza się, że, czy to z taniej okazji, czy z zapobiegliwości, rybek mamy więcej… Podam ja tu stary sposób rybaków, a jeśli znów łbem drzwi z futryną i połową ściany wysadzam, to nic, bo od czoła jestem twardzielem, a miekkość mam po mojej drugiej stronie! Ryba, jak wszystko co w zamrażarce leźy, wysycha i nie trzeba wcale blumentala, że to sublimacja. Rybę, ładnie sprawioną i starannie osuszoną, układamy na foli w zamrażarce i niech ją mróz ściśnie. Ładnie znaczy, żeby się powłoki brzuszne stykały, że taka niby zamknięta. Jak juz ściśnie, to eksperesem z foli zruwamy, do zimnej wody i na folię. Za jakie dwa momenty (moment to staroangielska miara czasu równa ok. 4 i pól minuty) powtarzamy i najdalej po ptzrecim razie mamy pięknie zglazurowaną lodem rybkę. Taka rybka to i pół roku przeleży bez straty, a i podarować nie wstyd, jak już długo u nas leży, a post nie nadciąga
No więc mamy te rybk, elegancko je sprawiamy, tzn. wszystkie te białawe błony z brzucha won!, a najbardziej tę czerń skrzepłą przy kręgosłupie!!! Bez krotochwil – jeśli przejazdem jecie świerzą jeszcze gorącą rybkę i czujecie tę goryczkę, co to niby, że olej… to zerknijcie do środeczka, czy pstrążek przy gręgosłupiczku dobrze był wyczyszczony. dopiero wtedy idźcie z awanturką. Tak nawiasem – kto wie, czemu na prawie wszystkich fotkach ze złowioną trocią zawsze widać płynącą ze skrzeli krew? czy wiecie, że holowana długo rybka, potrafi tyle kwasu masłowego wydzielić, że pomimo kecz’en’ryliz, to nie przeżyje? Pangojady i filetofagi nie maja tego problemu, a taki Sławek to nożem wszystko sandaczowi amputuje, ale my – 1. nie umiemy, 2. nie komponuje się nam to wcale, co zarazbędzie okazane. Zreszta to nie ritz, a kuchnia plebejsko-rusticalna. tu nikt fileciuków układał w pałacyki wymyślne nie będzie i finezją pstrą jedzenia paskudził! Epikurejczykim jest się w dzień powszedni, a hedonistą, jak nas na to stać. Swoją drogą, co za bzdura, by biednego epikura o hedonizm posądzać?! Facet całe zycie cierpiał na coś z żołądkiem, nie pojadł, nie popił…, i to, co Wam przez myśl teraz przeleciało, to też pewnie nie… Nic dziwnego, że mu szczęście polegało na unikaniu cierpienia, a tu zaraz – hedonista?!
Rybkę ładnie kroimy. nie wiem, jak… Tak gdzieś na dwa palce, moje dwa palce. Łby i płetwy, ziele i laur, pieprz i sól, wodę i wino w rondelek i na ogień. Rybka z drobną cebulą (ja daję pół na pół z porem), cytryną… tu się musze przyznać – trochę, ale naprawdę tylkotroszkę sos sojowego (ten ciemny, na grzybach) i sherry (arcymazurskie wino)… No niestety, ale takie wychodzi najlepsze, no! 🙁
To wszystko jeszcze opruszamy estragonemi i tak delikatnie, nie łapskiem sprośnym, tylko rączką lubieżną, aż się wszystko wszystkim umaze i wytytła. Z estragonem to ostrożnie, bo cocainca ciągnie do przedawkowania. Lubi się, skubany, panoszyć, więc jeśli suchy, to naprawdę lepiej nie dodać i potem dosztukować, niz zapach całości w tej „aptecznej” womi zatracić.
Teraz micha do lodówki i czekamy, a przy okazji wywar się zredukował, to i smieci odcedziliśmy i kureczki dawno oczyszczone.
Do sandacza potrzebujemy tej dużej pojemnej patelni z prostopadłymi ściankami i pokrywki. Mamy taką? To świetnie, bo… na zupełnie innej patelni szklimy na maśle cebulę z porem 🙂 To ta cebula z z naszych rybek, cośmy ją jedno zdanie temu zapomnieli z rybek oskubać. Tak więc rybki osuszone czekają, a my szklimy cebulę. Gdy sie nam lekko zeszkliła, to wrzucamy kureczki, one puszczają wodę, robi sie mętne, woda wyparowyje, kureczki ciemnieją, wlewamy nasz przecedzony wywar i przykrywamy. Teraz na mal;utkim gazie niech się „pyrpoli”, a my rozgrzewamy olej na tej dużej i przygotowujemy nasze ryby, czyli obtoczone w mące smażymy. Maki, uwaga!, nie żałujemy, a nawet, jesli ryba była dobrze osyszona, jeszcze raz – uwaga!, możemy pod koniec smażenia lekko patenie popruszyć. Te dzwony ode łba, to one od gorąca będą brzuszki jak kieliczy kwiatów rozchylać, co nam w patelni miejsce tylko zajmuje, kosztem przyszłej kompozycji. No ty my je, ciach!, wykałaczkami przyszpilamy, a gorąc tak już je zetnie.
Smażymy, ale nie wysmażamy – to jest sandacz, Prosze Państwa, a nie filet z morszczuka! Nie wysmażamy, bo to nie koniec jeszcze. Ładnie, tak na ciemnawo zezłocone rybki odkładamy na talerz i nic nie odtłuszczamy. Odtłuszczamy to my patelnię, na której dzięki naszej znajomości fachu zostało trochę wcale nie przypalonej, a tyko zciemniałej od gorąca mąki.
Łyżką zlewamy więc olej, a na tę mąkę po rybek smażeniu wlewamy nasze kureczki. I tak oto, baez kamienia filozoficznego, posiedliśmy tajemnice produkcji złota. Może to „atawizm denaturacji amiokwasów”, ale my przecież lubimy przypalone i i tu, o tak, o 😉 mrugam porozumiewawczo do Madame i Jej wczorajszego bunselka.
Rzecz nam gęstnieje i juz ładnie pachnie, choć wcale jeszcze nie wygląda. Wyglądu nabierze po dodaniu dobrej kwaśnej śmietany i tu jest ten finał, co ja sie sam zawsze boję – zero precyzji, tylko mętne i niejasne wyczucie. Bo to sosu powinno być tyle, że po włożeniu wszystkich rybek prawie je przykrywa, a tam przecież jeszcze cebula z porem zawartość uzupełniają. bo to ani za gęsty, ani za rzadki, tak jak w sam raz. Bo to samo ze sobą chwilę ma pochodzić- nie za długo i nie za krótko, ot tak, zeby ryba co nieco z tłustej panierki sosowi oddała, ale żeby ten ryby nie przeniknął. Zwiększam wtedy gaz, bombli gwałtownie przyrasta, a ja skórki od cytryny drapaczką na to – ciut-ciut i wina – chlust!. Ogień – pstryk i zgasł. I pokrywą pokrywam i oszukańczo zupełnie podaję jeszcze z zapachem wina niewywietrzałym.
Czemu niby ten pluribus w tytule? Jak wszystko zrobimy w czas, w rytm i z takim drygiem do kuchennego tańca, to mamy i cytrynę z winem w nosie i naprawdę swietne kureczki w śmietanie i jeszcze swietnijszego smażonego sandacza, co sam od od kręgosłupa odchodzi. No i ten estragon jak kokaina.
Jak tego drygu do tańca brakuje, to też wychodzi bardzo dobre. Ale bez pliribusu. No, powiedzmy, że jak się nie uda, to na obiad będzie to, co ci, którym się udało, jeść będą dopiero na drugi dzień. Zakładając oczywiście, że coś zostało. Wątpię…
Jedząc myslimy o:
tych szuwarach z sitowiem, kędy ma rybka nasza pielesze…
tych borach przepasnych, gdzie kureczki krasnieją we mchu i paproci…
tych wierzbach szopenowskich w łakowej alejce, co Sławek wie, jak wygląda…
P.S.
Panie Szyszkiewicz. Pan wiedz, że ja wczoraj, na Pański sposób, nabyłem jedną rzepkę, co ją w sobotę, też na Pański sposób, na sobie przećwiczę…
Panie Szyszkiewicz. Pan wiedz, że ja wiem, jak z treleborg trafić do Uppsala…
Uprzejmie prosze o niewstawianie w blog niesprawdzonych ale zawsze prawdziwych informacji. Kohlrabi bowiem to nic innego jak kalarepka. Moze byc mala albo wielgasna nawet we fioletowym kolorze. Jako zasada, rosnie zielonym do góry. Brukiew natomiast, to takie jak burol. Nie czerwony czyli cwiklowy i nie cukrowy czyli slodki. Nawet nie pastewny, chociaz zaróno ro- jak i nierogacizna chetnie zakanszaja. Z brukwi mozna robic dobre jedzenie a nawet przepedzac tak jak ziemniaki. Rezultat jest bardzo podobny. Po spozyciu przepedzonego nalezy unikac prowadzenia pojazdów mechanicznych. Najwyzej w charakterze doradcy.
Ot i wszystko.
Kohlrabi —> kalarepka. Zjadac od góry
Rüben —-> burakowate. Zjadac od spodu
Chyba, ze u nas jest calkiem inaczej.
Czego zreszta wykluczyc nie mozna
Pan Lulek
Panie Lulek,
Czy panu chodzi o tę informację?
http://de.wikipedia.org/wiki/Steckr%C3%BCbe
Do identyfikowania rzeczonych pomocna jest ich nazwa łacińska, w tym przypadku Brassica napobrassica lub Brassica napus.
Jakt nikt inny chyba zdaję sobie sprawę z różnic i podobieństw nazewnictwa w różnych językach. Dlatego usiłujemy wspólnym wysiłkiem i z niemałą troską dojść do tego o co nam wspólnie chodzi.
Nierzadko nam się to udaje.
Wikipedia nie jest bez błędów ale jest to dobre miejsce do rozpoczęcia podróży w poszukiwaniu zdatnej do zaakceptowania prawdy.
Czego zresztą wykluczyć nie można
Wychodzi mi, ze:
Rzepa – knolraap (meiraap)
Brukiew – koolraap
Oba u nas wygladaja z grubsza tak samo, bo ja juz rzeklam brukiew ogonka nie produkuje. Nic na to nie poradze.
Wracam do szukania brukwi w kawalkach z kurkuma….
wróciłem, napisałem przepisy
ale też zmieniłem nicka
i masz …babo placek (racuch?!)
czekam na akceptację admina czy kogo tam
czyżbym miał tak czekać do powrotu Gospodarza?
:::
w Olsztynie pada śnieg
Panie Lulku,
brukiew po niemiecku to jest Bodenkohlrabi, przynajmniej w mojej strefie jezykowej. Kalarepa to Kohlrabi (Brassica oleracea) a po holendersku Koolrabi.
Robie eksperyment slow-foodowy! Wlasnie wstawilam do pieca o temp. 175°C tortownice z ciastem. Ma z tego wyjsc biszkopt z oliwa i miodem pitnym. Z braku miodu Koronnego (?) uzylam mojego zabytkowego miodu Millenium z 1987r. Reszta skladnikow sie zgadza. Tylko nie wiem, dlaczego ma byc 5 zoltek i 7 bialek 😯 Mialam tylko 5 calych jaj, wiec jesli nie wyjdzie, to z niedoboru bialek 🙁
Brzucho, to znaczy, ze trzymanie kciukow pomoglo? Gratulacje! 🙂
pięć osiem ce e
pięć osiem ce e
pięć osiem ce e
pięć osiem ce e
pięć osiem ce e
..nie zapomnieć wpisać koda!
..nie zapomnieć
:::
krucabomba!
wszystko było w poście (wpisie takim netowym)
a tu nagle znikło
powisiało sobie
poczekało na akceptację
i chyba dostało nieakceptację
bo znikło
:o(
:::
szlag by te kody
:::
nie teraz konieńki, nie teraz!
robota będzie, ale w listopadzie
a do tego czasu…
:::
ano się zobaczy
Brzucho znickly, Ty opowiedz, co z tymi kciukami, o sniegu w Olsztynie, to my sie z dziennika dowiedziec mozemy
jeden pięć pięć ef nadaje do bazy
:::
dziś nie rozmawiałem o pracę w tej knajpie co ją już wspominałem
lecz z gościem, z którym chcemy uruchomić projekt
przywracania dobrego imienia ziemniakowi
praca fajna, ciekawa, może nawet dobrze płatna
…ale dopiero od listopada
:::
powtarzam się za znikniętym wpisem
co stanowi dla mnie pisacza swoisty dyskomfort
ale wiem, że czekacie na wieści
(pochlebiam sobie)
więc piszę co i jak
a Karczma u Jana nie dzwoni małpa jedna
więc nie wiem czy tam popracuję
:::
serdeczne dzięki za kciukotrzymanie
:::
nicka zmieniałem, bo przecież nie mam wcale zamiaru wciąż Was męczyć
Izyku, ladnie potanczyles, ochoty mnie robiac, niestety u nas tylko kokaina w tym sezonie dostepna i do tego suszona, sandacz w ochronce, kurki sie skurczyly, nic tylko brukiew kalarepa zagryzac
Nirrod,
Ty tam z Pyrlandii i za Pyra powtarzasz o tych drożdżach – a co do wpisu Alsy, to stawiam oczy w słup, bo nie przypominam sobie racuchów z kuchni Babci Marysi 😯
„Ołatki”, o których piszecie, u mnie w domu nazywały się „bliny”, nie wiedzieć dlaczego, bo tak naprawdę moja domowa kuchnia to była skądś pozbierana, a nie jakaś tradycyjna wielce. Nasze bliny robilo się na kwaśnym mleku, chyba bez jaja (nie jestem pewna), a mąki tyle, żeby zgęstniało na mniej więcej – no i koniecznie soda. Smak tych placuszków robiło kwaśne mleko, pyszne to było, a ja nie pamietam, kiedy to robiłam ostatni raz 🙁
A tak w ogóle, juz nieraz dochodzilismy do wniosku, że wielkie pomięszanie w nazwach potraw – co region, to inaczej.
Nie przeczytałam jeszcze wszystkich wpisów, zaraz nadrobię, Pan Lulek jak zwykle – facet z klasą, chociaż bez porsche, ale za to z pierzyną 🙂
A dla śmiechu wrzucę Wam maila, którego dostałam od koleżanki, niedawno przymusiłam ją do komputra – jak stoi w domu, to niech się nie marnuje. Oto treść, omal nie spadłam z krzesła (ze śmiechu, ale jej pewnie nie jest smieszno):
Alka, własnie wpaniale zaczął mi sie dzien. Najpierw horror sen. Spotkanie klasowe, na którym wszyscy są młodzi, tylko ja w dzisiejszym wieku. Nastepnie dostalam pozdrowienia (na naszej-klasie) od niejakiego Leszka T. Zupelnie nieznajomy, myślałam że pomyłka. Nie, przysłał nastepną wiadomość. Okazuje się, że studiował geologię na ślaskim. Był ze mną na pryktykach! A ja go dalej nie kojarze. O Boże mam Aldsheimera!!! Super dzień, na dodatek pobolewa mnie zab (pod koronka).
I dodaję nieśmiały P.S. Chce ktos śniegu??? Znowu spadło….
W „Kuchni polskiej regionalnej” z 1993r. sa przepisy na olatki z jablkami, miodem, rabarbarem, ziemniaczane z makiem. Olatki zawieraja 1-2 jaja na 20-25 dkg maki, poza tym mleko slodkie lub kwasne, malo cukru, zadnej sody ani proszku.
No to co są te moje *bliny*, co to są, ja sie pytam?!
Bliny klasyczne rosyjskie sa zawsze drozdzowe, z maki pszennej i gryczanej, z mlekiem i jajami (bialka ubite na piane).
Bliny podlaskie sa na zsiadlym mleku i z proszkiem do pieczenia, z jajami i cukrem.
Bliny wilenskie robi sie z ziemniakow, maki gryczanej, mleka, drozdzy, jaj i piwa (!)
Sa jeszcze bliny selerowe, mazurskie z dyni etc.
Zdaje sie, ze nazwa „bliny” nie jest jeszcze zastrzezona 🙂
Najlepszy sposób to poczekac do wczesnego lata. Kiedy jedzie sie samochodem bocznymi drogami a wkolo sa same pola uprawne, to spokojnie mozna, dla poznawczych celów oczywiscie, zabrac to na co sie ma ochote a w domu hulaj dusza piekla nie ma. Na ogól u nas niema roslin trujacych a jesli ktos zejdzie z tego padolu, to z reguly na skutek utraty checi do zycia. Nasz emerytowany ksiadz proboszcz, który ma juz prawo dowolnie grzeszyc podjal decyzje, ze zostanie pochowany na cmentarzu w miejscu swojego urodzenia. Przyczyna, wyrabali stare drzewa z jednej strony cmentarnego muru, zeby zrobic miejsce dla obwodnicy samochodowej. Jak na starosc brak sil do grzeszenia to sie chlop nawrócil na ekologizm.
Takie to sa dzisiejsze plotki.
Pan Lulek
Oczywiscie, ze ja sie po Pyrlandzku upieram przy tych drozdzach.
Jednak nie tylko, bo i nad mozem i w gorach w stolowce podawali racuchy na drozdzach.
Temat racuchowy proponuje przeniesc pod obrady Zjazdu. Zwolennicy kazdej ze szkól powinni zademonstowac swoje umiejetnosci i tyle.
Tylko czy na tym Zjezdzie starczy czasu na skosztowanie wszystkich róznosci.
Pan Lulek
Biszkopt na oliwie i miodzie pitnym wyszedl bez zakalca, ale stygnac opadl dosc mocno 🙁 Moze te proporcje jednak niezbyt dokladne: maka na szklanki, cukier, oliwa, miod na lyzki… Ale smak ma interesujacy, podobno pasuje do tego przecier malinowy. U mnie w sklepie (wczoraj sprawdzalam szczegolnie dokladnie) nie ma swiezych czeresni, ale sa maliny po 36 Fr/kg. Nie kupilam.
A się upierajcie. Sięgnęłam do tak zwanych zródeł. Te z kwaśnego to jest to, o czym pisałam wyżej. A tu powiadają, że to jakieś racuszki. Mama mówiła, że bliny, a oni tu tak. Normalnie ogłupiają człowieka i tyle. Ja zostaję przy swoim – bliny. A o drożdżowych racuchach nie słyszałam, słowo daję.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Racuchy.jpg
Alicjo, w Twojej ksiazce masz racuszki drozdzowe. Czym sie roznia racuchy od racuszkow? Moze tym, czym poduchy od poduszek? A tu masz wersje ze Szwecji:
http://www.acatinthekitchen.com/?p=273
Toteż chrzanię książki i trzymam się swojego – a o szwedzkie zapytam Szweda 🙂
Drożdżowych nigdy nie robiłam, nawet moje oko się na tym przepisie nie zawiesiło. Swoją drogą, tak soda, jak proszek do pieczenia czy drożdże to tylko *spulchniacz*. Te z kwaśnego mleka były pyszne, muszę nastawić mleko na kefir i zrobić. Chyba ze sto lat tego nie robiłam. Cieniutkie i delikatne to było, fakt. I posypane cukrem pudrem lekuchno.
Podejrzewam, że Pan Lulek nam narzuci temat Zjazdu – dla Pana Lulka wszelkie naleśniki i takie tam placki, racuchy i racuszki to w to graj! Mam nadzieje, ze Gospodarz będzie miał wystarczającą ilość patelni 🙂
Juz widzę Pana Lulka w charakterze jurora, zasiadajacego w fotelu, próbującego i rzucajacego uwagi, jak wyszło, a jakie powinno być 🙂
A jeszcze dodam moje podejrzenie, że żydowskie słowo łatkies wywodzi się właśnie od słowa oładki.
… a nie gdzieś z kresów? Bo mnie się tak kojarzy, że znam to słowo, mieszkałam obok wsi, gdzie wszyscy byli kresowiacy, a my „centralskie gołębiarze” – nie mam do dzisiaj pojęcia, skąd ta etykietka. Doroszewski podaje, że „ołatka” (nie ołatek!) to racuszek (Słownik poprawnej polszczyzny).
Tak czy owak, to wszystko placki 🙂
Wrzucam sznurek dla nemo, jako ilustrację do wpisu w sąsiednim blogu. Było o szaletach. Publicznych!!!
http://www.swisschalet.com/
No tak, Alicjo. Pan Lulek zabezpiecza się naleśnikowo zawczasu. Moją D. też już o naleśniki podpytywał- zgodziła się dla niego smażyć. Dobra taktyka!
Uraczyłam się talerzem krupniku. Teraz zabiegi na ciało i wielkie wyjście, wybieram się na kolację z kolegami z pracy. Może i dobrze, bo w zasadzie nie znamy się prywatnie i nieco ocieplenia relacji nie zaszkodzi.
Tyle, że podobno jakieś drogie miejsce ( nigdy o nim nie słyszałam ) a to mnie nie cieszy. Opowiem po. I czy podniebienie usatysfakcjonowane.
Dorotko – odwrotnie podają źródła. To nasze oładki są spolszczoną wersją żydowskich latkies.
Nooo! Może, musiałabym jakichś autorytetów zapytać. A jakie źródła to podają, ciekawam?
Na Lubelszczyznie racuchy zawsze byly drozdzowe. Podawane m.in. na Wigilie.
Odpowiadam tez Panu Lulkowi na pytanie o post za Wielka Woda (wprawdzie nie z Kanady i nie z zasniezonej , ale zasniezy nas w czasie weekendu).
Zaznaczam, ze moje informacje nie sa statystyczne, lecz z obserwacji zaprzyjaznionych Amerykanow – nie-polskiego pochodzenia.
Otoz ci ktorzy sa zwiazani z jakas religia chrzescijanska, przestrzegaja jej zalecen i kultywuja rodzinne tradycje. Bywa to dosyc indywidualne, ale jest. W Popielec ida sie do kosciola i potem przez caly dzien prezentuja szary krzyzyk na czole. Na okres Wielkiego Postu rezygnuja z alkoholu, uzywek, jedzenia miesa w piatki itp. Dzieci zazwyczaj wyrzekaja sie slodyczy i jakiegos ulubionego junk food. Mowi sie o tym, jest to jawne, np. ludzie wybieraja sie razem z pracy na lunch, no i jedni ida a inni mowia, z post, to nie chodza. W szkolnych sklepikach przestaja znikac czekoladowe batoniki.
Niektorzy natomiast , podobnie jak przed Thanksgiving, organizuja w tym okresie rozne akcje i pomoce charytatywne.
Czyli bywa spirytualnie.
W moim domu jest szesc patelni ( slownie 6 ). Kozda z innej beczki. Róznokrajowe, wisza na tarasie na drewnianym drazku. Caly czas na dworze to i nie maja zadnych niestosownych zapachów. Najlepsza jednak jest ta najstarsza patelnia. Z bieda jeszcze do uzytku. Stanowisko jurora zaproponowane mi, przyjmuje z wlasciwym sobie wdziekiem.
D. winna trenowac. Marialka moze byc obiektem kulinarnych zabiegów. Podobno Pyra nie potrafi robic nalesników. Bratnia dusza. Calkiem jak ja. Moze tez zalapie sie na te nauke.
Mam zabrac na Zjazd te moje patelnie, czy mozna liczyc na gospodarzy. Jak wróca z tej restauracji przy Unter den Linden w Berlinie, wspaniala zupa zólwiowa, do picia Radeberger, lepszy o dziwo butelkowy, niechaj dadza znac. Z bieda ale miejsce w samochodziku jeszcze sie na patelnie znajdzie.
Jesli chodzi o racuchy, to jutro w drodze wyjatku przychodzi gosposia. Moze ona cos poradzi.
W dalszym ciagu w rozterce
Pan Lulek
Zapakować patelnie, Panie Lulku.
Ja osobiście te bliny-racuchy-czy cholera wie jak to zwać zrobię. Gospodarstwo musi zabezpieczyć z litr mleka kwaśnego 🙂
Antek, pomnożyłam:
http://paradowska.blog.polityka.pl/?p=148#comment-45240 .
Wczoraj sprowokowaną przy moim wspołudziale, wojnę plackowo – racuchową pora zakończyć!! Racucha wojennego zakopać.Placka pokoju na patelni spalić! Jak zwał, tak zwał.
Udaje nam się różnić!! Nie poróżnić!
Uznajmy że racuch jest to taki smażony placek co każdy zna inaczej. A lubi tak samo!
Antkowa zainspirowana dyskusją wysmażyła dzisiaj porcję słuszną racuchów z jabłkiem !!! Na drożdżach oczywiście! 🙂
Ona je zjadła z cukrem pudrem, ja z miodem. mniam…
Alicjo! mamy takie same książki! popatrz przepis niżej, tam są racuszki z drożdżami!! A więc i tak można 😉
Przed Iżykiem, gdybym nosił, uchyliłbym kapelusza!
A że noszę takie na głowie, co to można jedynie jedną ręką wdzięcznie ściągnąć, ale równie zgrabnie nie da się założyć, pozostaje jedynie pokłonić się z pokorą.
Wie za co Ci płaci… Pisz oczywiście. 😉 Pisz nadal.
Ps. Kapelutek i prochowiec są moim strojem służbowym, a ja jestem tu prywatnie.
Ps.2 Brzucho wskoczył ze śledziami o 13,44. 🙂
Chcę wam opisać jak wygląda rzepa dostępna na znanych mi targach
i bazarach. Nie wygląda tak jak rzepa pokazana przez Nirrod. Nie!
Choć ta pokazana przez Nirrod jest rzepą!
Rzepą nazywana jest czarna rzodkiew, dla precyzji nazywana czarną rzepą. 😉 Kształtem jest prawie jak czerwony burak, ale jest z zewnątrz czarna, w środku nie jest czerwona ale biała. Nać ma zieloną!
Wyszło jak w tym dowcipie. Może znacie, stary dosyć.
Synek pyta :
Tatusiu co to jest?
To są synku czarne jagody.
A dlaczego są czerwone?
Bo są jeszcze zielone, ale jak dojrzeją będą niebieskie.
cztery-be-dziewięć-dwa nadaje
:o)
:::
ależ się ucieszyłem, że się pojawiłem
o ktorej tym razem wypadła godzina 13ta minut 4ści4ry
..nie wiem, ale pewnie ciężko po Dzienniku (czyli Faktach)
:::
teraz ryzyk-fizyk, czy się pojawię w czasie rzeczywistym
czy może znowu z jakimś doplerowskim przesunięciem
Antku, jeszcze Ty troche pomieszaj, to juz bedzie zupelne tohuwabohu 😉 Czarna rzodkiew, to jest czarna rzodkiew, ale tu u mnie jest tylko biala rzodkiew (z wierzchu i w srodku), gladka, gruba i dluga i nie taka ostra jak czarna, co podobno na porost wlosow jest dobra, ale jej tu nie ma, wiec jej kupic nie moge, chociaz bardzo lubie, kupuje wiec te biala, ale to nie calkiem to 🙁
Brzucho, wyglada, ze wbiles sie w dobra czasoprzestrzen, dym szyszkowy pod kloszem? ja b. chetnie, tylko jak sie goscom lza zakreci?
Szaleństwo racuchowo – brukwiowe się rozszalało! Byłam dzisiaj u wnuczki i córki – obie chore. I co zrobiłam? Ano nasmażyłam placuszków z jabłkami!
Brzucho, a dokumentacja foto tych śledzi jest? Chętnie bym obejrzała.
Nemop! Jest dowód !! 🙂
http://parda.w.interia.pl/189.html
A więc widzisz że to co Ty kupujesz jako długie, białe tu i tu, występuje również jako bulwiaste, czarne tu, ale białe tam, tylko jak to wmontować we włosy? Pewnie to długie łatwiej, ale to czarne dzięki zielonej naci można wpleść w warkocze. Pod obciążeniem pewnie rosną szybciej. 😉
Ha!! to jest pomysł!! tylko skąd wezmę u siebie warkocze?
Jeden choć warkocz. Dredzik króciótki. 🙁
ale jaja, poszedlem w akceptacje, jak Brzucho, wiec moze kolo poludnia sie dowiecie o innych rzepach czarnych,
swoja droga, podobnie, jak Alsa, tez chetnie obejzalbym sledzia pod dymem
torcik robiłem sobie na Wielkanoc
więc choć nieostre, to zdjęcie jest
i wstawię je na swojego bloga
oczywiście w poście Noc Śledziożerców
śledziowych tatarów w siwym dymie nikt nie fotografował
Nemo!!
Nemo!!
Nie Nemop!!
Nie Nemop!!
Nemo prawda!
Nemo pomocy!
Nemo popatrz!
Nemo poczytaj!
🙂
a propos owlosienia i rzepy, mam przyjaciela, ktory prawie sie zrujnowal na ten typ kuracji, zona w kaciku kwilila, dzieci nie dojadaly, a on wydawal, wierzac,… nie mam autoryzacji, wiec foty nie przytocze, powiem tylko, ze pare lat temu przeprowadzil sie do Lourdes i dalej chcial wierzyc, ze mu odrosnie, wyraznie chcial katalizowac rzepe, a wyszlo jak zwykle, malzonce kwilenie sie znudzilo, jedna z corek trafila przystojnego Portugalczyka, druga prawie w ciazy, no i chlop teraz przynajmniej wie, czemu wylysial, wniosek: rzepa dobra na wszystko, oprocz cudow
Sławku, jestem już babcią, ale za cholerę nie rozumiem, co to znaczy być prawie w ciąży?! 🙂
Antku, fajna stronka 🙂 Nie wiedzialam, ze Raphacholin, ktory z narazeniem zycia 😉 szmuglowalam w 1970 roku do Sojuza, byl preparatem z rzodkwi 😯
Moja rzodkiew wyglada tak:
http://de.wikipedia.org/wiki/Rettich
W tekscie jest tez mowa o czarnej (Schwarzer Winter-Rettich) i rzodkiewce. Wszystko bardzo zdrowe 🙂
Also, szybciutki kurs mycia czeresni:) : prawie w ciazy, to tak samo, jak prawie po rozwodzie, nigny nie wiadomo kiedy nastapi, ale wszyscy maja pewnosc, ze, juz niedlugo
… a to Rudy Cię wykopuje za płot niedługo, Sławku?!
Sławku 😀
P.S. Niech szlag te kody!
Nie da się zwalczyć, trzeba polubic (te kody!)
Slawku, a dlaczego piszesz jak bys byl ONA?
Ja sie zasadzam na pol metra sniegu, a mojej gory (2m) nikt nie chce kupic, widze ze Alicji tez sie nie udalo.
Dzisiaj na kolacje bede sie radowala sola z ryzem + salatki. Niech Wam slinka cieknie. Mam 3 dni wolnego, wiec jade na polnoc bo tam jest wiecej sniegu, a ja jestem rozmilowana…
(juz nie powiem).
Trzymajcie sie kochani!
Tuska
Brzuchowe sledzie skomplikowane jak Krolewskie Frytki Heleny…
Bedzie mi brakowalo tego Zjazdu.
Ja bym wam usmazyla placki kartoflane, malutkie i cieniutkie, jesli by Pan Lulek uzyczyl jednej ze swoich szesciu patelni.
Alicjo, czy nie mieszkamy w Krolestwie Brukwi/Rzepy/Dyni?
Kiedys wyprobowalam prawie wszystkie te turnips, squashes (butternut, pepper and spaghetti), rutabagas itp. Do stalego repertuaru przedostal sie butternut squash i turnip.
Dekoruje tez nasz stol jadalny na Swieto Dziekczynienia slomkowym Rogiem Obfitosci a w nim te roznokolorowe i roznoksztaltne mini squashs.
Tuska !
Podobno odrobine bardziej na pólnoc od Ciebie, biegaja na kompletnej wolnosci biale niedzwiedzie. Jesli spotkasz jakiegos bezdomnego malucha, zabierz ze soba i podhoduj a potem przywiez na Zjazd. Zabiore ze soba. Maja w Wiedniu pande, to my bedziemy mieli malego, bialego. Latem bedzie z kim jezdzic nad Adriatyk albo i dalej na poludnie. Niech sie wprawia w ramach ocieplania klimatu. Zima od czasu do czasu mozesz podeslac fure swiezego sniegu.
Nie wiedzialem, ze jednym ze skutków likwidacji granic jest blyskawiczne rozprzestrzenianie sie wiedenskich okreslen typu.
Eine Frau ist ein biserl schwanger. Co oznacza, ze jakas pani jest odrobine w ciazy. Okreslenie znane juz w czasach K.u.K. ale nadal w uzyciu
Spokojnej nocy i szerokiej drogi.
Pan Lulek
Sposob z czrna rzepa cudownie dzialajacy na porost wlosow potajemnie probuje kazdy lysy od lat…
Pamietam jak moj sasiad wcieral sok z czarnej rzepy w lysine.
Ja sprobowalam tez (na wzmocnienie cebulek wlosowych), tak parzylo w skore jak pokrzywa…
T u nas jest czarna rzepa na targu cala zime, widac dobrze sie przechowuje. Wyglada jak taka wielka czarna rzodkiewka. W srodku b. biala. Zetrzec na grubej tarce na surowke…
pa
a.
dobranoc kogo już nie ma
Jak to, kogo nie ma?!
Wszyscy są! Tyle, że niektórzy pochrapują. Ktos tu wołał o śledzie… gdzieś są, ale komu się chce szukać w spiżarni o tej porze?!
Brzucho wyszło świetnie 🙂
Aniu Z. – tę czarną plus marchewkę, kapkę pieprzu, soli, kwaśnej śmietany – mniam mniam! Niekoniecznie mają nam (im?) włosy porosnąć, dobre to je!
Panie Lulku,
niech Pan nie wydziwia, toż Tuśka musiałaby z 1500 km na tę północ, jak nie więcej (Hudson Bay), żeby te białe niedzwiedzie. Bynajmniej nie jest to „odrobina” na północ!
Nie mogłam sobie odmówić, polatałam po wspominkach 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Polska_2007/Kornik_2007
http://alicja.homelinux.com/news/Polska_2007/Kornik_2007/Kornik_03/02.Slawek
_z_Paryza.Widac.JPG
To miało być.
http://alicja.homelinux.com/news/Polska_2007/Kornik_2007/Kornik_03/02.Slawek_z_Paryza.Widac.JPG
Zem zle wrzuciła…
Alicja !
Zacznij wreszcie myslec kategoriami kosmicznymi. Pamietaj o amerykanskim satelicie US – 193.
Jakies drobna kilka tysiecy kilometrów to jest odleglosc o jakiej nie warto wspominac.
Bialy niedzwiadek ma przygotowany przyszly zyciorys i pelen program integracyjny. Dla pokrycie niezbednych kosztów zostanie zatrudniony w górach w charakterze operatora armatek sniegowych oraz ubijacza narciarskich tras zjazdowych. Specjalnosc ekstra, slalom gigant. Zatrudnienie jest wynikiem programu oszczednosciowego polegajacego na braku kosztów odziezy ochronnej oraz sprzetu do ubijania tras. Bedzie sie to odbywalo przy pomocy odwrotnej strony medalu.
Uslugi specjalne, to opieka nad Brytyjska Glowa Kanady. Bedzie to czynione gratis jako, ze on jest bylo nie bylo poddanym. Odkuje sobie na szwedzkiej rodzinie królewskiej albo szejkach z Abu Dabi.
Prosze zatem nie demobilizowac Tuski, tylko usilnie zachecac ja do aktywnego wlaczenia sie do przedsiewziecia. Finansowanie odbedzie sie z pieniedzy które bank BAWAG utopil w piasku na Wyspach Bahama. Powinno starczyc. Jak nie, to oglosi sie przymusowa dobrowolna zbiórke.
Znowu manager
Pan Lulek
Lenko, widzialas wrzutke Alicji? pisze jak ONA, bo ofiara jest rodzaju zenskiego, udanego odpoczynku,
moj wtret o rzepie poszedl w kosmos, a bylo tam o dlugiej i czarnej, wiec takiej mutacji Nemowo-Antkowej, jedynej zreszta dostepnej na rutejszym rynku,
Trzy grosze nt. placuszków z jabłkami:
robię ciasto jak na naleśniki, tylko gestsze. Obrane jabłka kroję w ósemki, następnie wkarawam w cienkich plasterkach do ciasta. Kładę placuszki na tłuszcz na patelni 3 – 4 w zależności od wielkości patelni i smażę kilka minut po każdej stronie. Do rumianości i chrupkości. Gotowe posypuję cukrem pudrem zmieszanym z odrobiną cynamonu. Moje dzieci się na tym wychowały i nadal bardzo lubią.
Panie Lulku,
mowy nie ma , żebym jakieś tam myślenie kosmiczne. Satelita mi lata. Białe niedzwiadki ładnie wyglądają na filmie, albo na zdjęciu w National Geographic.
Metr śniegu już jest i można szusować (gór brak, dawać, co kto ma na zbyciu). A Tuśka to się już tyle tą szuflą namachała tej zimy, że nie śmiałabym ją wysyłać „odrobinę na północ”. Niech sobie odetchnie kobita, podobno nadchodzi następny zimowy sztorm w ten weekend. A Pan sobie tam siedzi w tej Burgenlandii jak u Bozi za piecem, podziwia krokusy i te inne , podczas gdy my tu stawiamy czoła elementom i okolicznościom. I jeszcze po białe niedzwiedzie mamy latać „odrobinę na północ”, tez mi coś!
P.S. Sławek, co za ofiara, co za ofiara?! No!
Alicjo, a jak nazwac to w berecie z sucha bulka pod pacha?
Sławek,
jaka byłka, jaka bułka?! Toż to bagietka!!! Nic dodać, nic ująć, toż to kwintesencja Paryżanina! No, mogłeś wjechać na rowerze, byłoby jeszcze bardziej 🙂
*Bułka miało być….
Uwaga, Uwaga, Uwaga
Tu Pyra samodzielna, Samorządna, Niezależna
Pyra ma komputer , internet i jest osobą szczęśliwą.
Drugą osobą szczęśliwą jest Ania bo jej Matka przestanie włazić do pokoju i blokować poważbną robotę
HIP HIP HURRRRRAAAAA!!!!!!
Gratulujemy Pyro!!! Teraz czekamy na Twoje wpisy wciąż i na okrągło.
Niech zyje Pyra Samodzielna, Samorzadna i Niezalezna (i jej komputer)
Pyro !
Skoro jestes skomputeryzowana, to do koncz ksiazke o której wspominalas kiedy bylismy u Ciebie z Markiem.
Nie bedzie niedzwiadka, no to trudno. Beda za to inni goscie.
Wracajac z Bolonii, z Targów maja wpasc do mnie póznym wieczorem Marek i meg_mag. W domu niema ani kropli alkoholu. Jak chca pic, to moga z soba przywiezc. Gdyby wczesniej zatelefonowali, to moznaby cos wymyslic. W aktualnej sytuacji bedzie kawa albo herbata, cena nie gra roli oraz woda mineralna z babelkami. Jak dlugo zostana nie mam pojecia. Potem doniose. Maja byc u mnie okolo godziny 22.00 czyli póznym wieczorem. Jak dlugo bedziemy plotkowali czas pokaze.
Dla Alicji donosze, ze trudno wierzyc w te plotki z Kanady bo u mnie chociaz chlodno, zaledwie – 1 stpien Celsjusza, ale pogoda cesarska.
Oficjalnie wiosma zacznie sie 1 marca. My jestesmy stachanowcy czyli przedterminowi.
W oczekiwaniu na gosci pozostaje
Pan Lulek
Przepraszam, ale gdzie te śledzie Brzucha? Przeczytałam za cały dzień i nie widzsę. Tajne one czy jak?
Jakie plotki, jakie plotki!
Niech Pan Lulek spojrzy na fotkę. Biały niedzwiedz to nie jest, ale zajączek, zajadał gałązki z tego drzewa. Jerz poszedł tam z jakimiś marchewkami. Wiewióry latają, ale nasze nie zasypiają – dopiero jak pierwszy chipmunk sie pojawi, to będzie znaczyło, ze wiosna za rogiem. U nas dzisiaj słońce, ale bite -10C i przekaziory rozprawiają o jakimś zimowym sztormie. Przetrzymamy! Pozdrowienia dla gości i miłego wieczoru! Panie Lulku, gruszkował Pan całą jesień – i ani kropli w domu?!
http://alicja.homelinux.com/news/img_3748.jpg
Przeciez wyraznie pisalem, ze znowu popadlem w abstynencje.
Zapasy sa zachomikowane u przyjaciela, który na dokladke wyjechal z rodzina na krótki urlop.
Stara zasada powiada. Niezapowiedziany gosc gorszy od Tatarzyna.
Przed chwila telefonowal paOlOre. On spodziewa sie Marka jutro w Wiedniu. Plotkowalismy na temat Zjazdu. Czas biegnie szybciej anizeli czlowiek mysli. Jak ci goscie przyjada, to maja zatelefonowac do Wiednia i ulozyc dalsze plany. Na pewno maja gdzie przenocowac i zostana nakarmieni.
Zapowiadaja na jutro slonce i ziab a nawet wiatry.
Pan Lulek
dostalem cynk, ze niejaki Sowula jezdzi po Adamczewskich w rzepie:
http://www.rp.pl/artykul/9152,93594.html
Sławek. Przeczytałam notkę krytyczną z Rzepy.
Miażdżąca to ona nie jest. Jest lekceważąca, a na to robota Adamczewskich nie zasługuje. Jedno tylko się zgadza (a i nasi Blogowicze zwracali na to uwagę) – dobór składników i brak zamienników. Myśle, że właśnie nasi ludzie po świecie rozsiani mogą pomóc przy wydaniu drugim (piszą zwykle „poprawione) – znają możliwości rynku, sami eksperymentowali w kuchni, może coś podpowiedzą.
Pyra
Brzucho się wyprodukował o godz 13:44
:::
raduję się z Tobą w radości elektronicznej
:o)
:::
pozdrawiam brać forumową
Zaraz zaraz, a jakie było założenie książki?! O ile się nie mylę, to właśnie zbiór tradycyjnych przepisów! Z tymi zamiennikami i składnikami to nie jest takie proste, bo czyje lokalne warunki mają uwzględnić Autorzy – moje kanadyjskie, Panalulkowe czy Sławkowe? A co z Islandią, gdzie podobno mieszka ponad 10 000 rodaków, co jak na Islandię jest całkiem spora społecznością?
Poza tym nikt nie jest całkowitym analfabetą kulinarnym i potrafi wykombinować, że jak nie ma karpia, to niech będzie sandacz 🙂
Sfrustrowany Ten Sowula jakiś, to i dał wyraz.
A propos, patrzyłam niedawno na te głosy i póki co, „Rodak” prowadzi.
ech Sowula, Sowula
tyle wie, co zje
a jakby tak zjadł naleśniki Gundela?!
to by Gundelowi zmienił narodowość, czy naleśnikom
a gdyby zjadł rosolnik to byłby zdziwiony, że nie przypomina bulionu?
:::
ma rację Pyra ..lekceważący tekst
i na to samo zasługuje
Pyro, suuper !!
Komputer dla Ciebie to jakaś forma podziękowania Warszawy za poznańską walentynkę? Teraz wsiąkniesz w sieć na amen! 😉
Ale dali koda. „a11a”. Zobaczy sie czy wetnie czy przeleci. Akcje z misiem polarnym odwolam w poniedzialek. Rozpatrywany byl wariant genetycznego urozmaicenia populacji naszych kilkudziesieciu brunatnach niedzwiedzi. Byly zakladane dwie mozliwosci. Potomstwo kolorowe czyli nieregularnie laciate albo spandowane. To znaczy calksztalt bialy a nasze brazowe plamy w róznach okolicach. Przede wszystkim oczu. Licze na to, ze jednak Tuska przyjedzie na Zjazd z nie calkiem wyrosnietym bialym, polarnym misiem. Jak nie, to chyba samemu przyjdzie mi wybrac sie na Kamczatke i zobaczyc, czy jeszcze zyje ktos z moich przyjaciól i nie ma jakiegos wolnego misia na skladzie. Chyba, ze Piotrostwo przywieze brazowego misia z Berlina.
Na gosci czeka sie nadal.
Zmobilizowano dodatkowe lózko sluzace jako Odwody Naczelnego Dowództwa.
Pan Lulek
P.S. Zeby nie było, że po starej znajomości i tak dalej, to przyznam, że mnie też rozśmieszyła trochę ta zupa cytrynowa. Z zup można było tutaj wrzucić zupę owocową, bo w wielu domach jest to jedna z tradycyjnych zup wigilijnych, oprócz barszczu czerwonego z uszkami.
A poza tym jak porównam tę książkę ze znaną Wam chyba wszystkim kobyłą pod tytułem „Kuchnia polska” i drętwym językiem tejże, słynna „obróbka cieplna warzyw” i tak dalej… Chyba Pyra kiedyś powiedziała, że książki kucharskie są do czytania – „Rodaka…” można poczytać, łatwo mieści się w walizce czy nawet bagażu podręcznym i jest niezle wydany graficznie. Nie wiem, czego tu się czepiać. Książek kucharskich jest mnóstwo – i niejedna jeszcze będzie napisana, nic w tym złego. Widocznie jest zapotrzebowanie, chociaż przepisy niby się powielają. Gdziekolwiek jestem i zajrzę do kuchni (jak mnie wpuszczą!) zawsze gdzieś na półce stoi przynajmniej kilka książek kucharskich. Oferta książek kucharskich jest olbrzymia (u nas), ale jakoś to „schodzi”, ludzie lubią je kupować, podobnie jak książki z dziedziny uprawy kwiatów czy czego tam.
Przyznam się, że dzwonił Misio do mnie w poszukiwaniu Lulkowego telefonu, ale nie miałam wtedy ani numeru telefonu ani nawet internetu, bo wszydtko było w proszku.. Przeczytałam przepisy Brzucha i jestem za, jak najbardziej za. Przyswoić sobie pozwolę. Tylko bez dymku.
Iżyku, ech, Iżyku… a skąd to biedna Pyra ma wziąć sandacze i kurki? Za kuszenie niewinnych nie wyleziesz z piekła.
Wiem że są większe problemy.
Ale jak chcecie, popatrzcie 😉
http://picasaweb.google.pl/antekglina/AtakZimy
Cieszę się bardzo z komputera ale i martwię suchotami pieniężnymi. Zrobiony, bo zrobiony ale i tak ponad 600 zł kosztował. Na razie korzystam ze starego ekranu 15-tki. Jak się da to potem kupimy większy.
Jerzor kiedyś poskładał całkiem mocarny komputer dla mojej siostry w Polsce, tylko monitor musiała mieć własny. Wysłałam, i zadowolona, że teraz to sobie będziemy skajpować do woli, zamiast ja do niej dzwonić co rusz. Wcięło babę w sieć i tyle się naskajpowałam 🙁
No tak, atak zimy. Niedobrze, bo już sie tak ciepło zrobiło (podobno) a tu macie. U nas to troszkę inaczej wygląda, natura się nie rusza i nie wyskakuje przed szereg, dopóki nie jest pewna, ze już można. Pamietam, pare lat temu było pod koniec marca chyba z + 25C i w ogóle jakoś tak przez dłuższy czas ciepło, ale nic a nic się nie zazieleniło, czekało do maja, nawet trawa niemrawa.
A u nas ma być jutro najpierw śnieg (zapowiadali tylko snieg), potem marznący deszcz, a potem ulewa. Zastanawiam się, gdzie to wszystko zdąży spłynąć, byle tylko nie do piwnicy 😯
Pyro,
gratuluję. Taką zmianę warto uczcić nalewką, jeśli nie szampanem. Ja się zdecydowałam na dwuletnie suszone śliwki, polecam.
Marek i cale towarzystwo znalazlo sie. Jada w moim kierunku. Niedlugo powinni byc.
Napisze potem
Pan Lulek
To ja Mis2
Dojechalismy do Pana Lulka za piec dwunasta . Sucha stopa zaliczajac Lublijane, Potem byla podroz przez lasy i gory Austrii. Czulem sie jak uczestnik rajdu Monte Carlo. Szczegoly wkrotce. Teraz biegne spozywac wina ze Slowenii wyjatkowo dobre…
za piec dwunasta? chcialoby sie powiedziec: najwyzszy czas
fajnie jest, u Lulka, to juz jak w domu, tym bardziej z winkiem, czekamy na opowiesc
Matko moja,
kto prowadził?! Rajd w Monte Karolo jeszcze chyba przed nami, nie?
A słoweńskich win zazdroszczę, u nas kiedyś bywały, nie dość, że tanie, to i pyszne, ale teraz nie widzę na półkach. Węgierskich też kiedyś było więcej, a teraz tylko widzę ze dwa – trzy (mój sklep za rogiem pomijam, bo tam cienki wybór w ogóle, po kilka z każdego kraju). Nawet mój sąsiad Słoweńczyk już nie ma tych win 🙁
To co, mamy sie spodziewać w przyszłym tygodniu fotoreportażu? 🙂
Bawcie się dobrze.
To ja Mis2
Kawa wypita, Lulek i Tomasz obudzeni. Pogoda w Burgenlandii iscie cesarska. Jak zwykle w St. Michael, jednym slowem : wiosna idzie.
Za chwile dokumentacja , Pan Lulek z … Magda z … Tomasz z … Potem jazda do Wiednia i zdjecie Pawla z …
Koncze zzzz zzzz zzzz
Whiskas dla wszystkich z okazji Dnia Kota 🙂
Pyro, masz komputer! No to świetnie ! Cały net należy do Ciebie, serfuj, szalona kobieto!
Jak zwykle z życzeniemi smacznego dnia dla wszystkich wciąż Wasza Marialka
Witam wszystkich serdecznie. Gdzie jest Pyra? Serfuje?
Ciekawam, jak długo u Misia2 trwa chwila i kiedy będzie ta dokumentacja.
Zaraz wychodzę, więc pewnie się nie doczekam. Smakowitego dnia życzę. 🙂
zeen,
nareszcie jakieś święto dla wszystkich!
Nie walentynki, nie dzień odlewnika czy innego milicjanta.
Kota przecież, każdy jakiegoś ma……!!! 😉
also,
Czasokres trwania chwili już tu kiedyś przeleciał przez blog. U Iżyka?
Był jakiś inny od mojego.
Ja pamiętam z Tytusa, Romka i A’tomka że 1 chwila = 3,14 minuty.
Jak liczył tak liczył, ale wychodzi że Miś2 już poważnie jest spóźniony!!
Smaczne popołudnie się zapowiada. 🙂
Marialka, nie musisz sie do mnie zwracac w liczbie mnogiej. Na wzór Doroty z sasiedztwa mozesz mi mówic Wujek Pan Lulek i koniec.
Przyjechala wyprawa z Italii, wczoraj. Piec minut przed pólnoca. Gdyby jechali na nosa, to byliby wczesniej. Mieli nowoczesny nawigator który poprowadzil ich na kompletnie pokrecone góry. Na dokladke niema granic i nie wiadomo jak jezdzic. Kiedys jechalo sie od przejscia do przejscia granicznego. Teraz niema przejsc to i nic dziwnego, ze zaczynaja sie przejscia ze znalezieniem najwygodniejszej drogi. Przywiezli kilka butelek wina ze Slowenii. Biale, lekko wytrawne. Doskonale w smaku. Dla Marty bylo czerwone wino wloskie z okolic Wenecji. Okolice te slyna z win o bardzo charakterystycznym posmaku. Jedzenie w domu bylo. Mieli szczescie, bo ja teraz korzystajac z postu odchudzam sie. Gdzies kolo Swiat lodówka bedzie juz znowu pusta, to i przestane sie odchudzac.
Jechali tak dlugo równiez dlatego, ze po drodze Tomek zatrzymywal sie na kazdej stacji benzynowej na lyk wloskiej kawy. Przyjechal tak opity, ze odrzucil natychmiast propozycje kawiana. Marek i Magda dali sie namówic. Butelki poszly w ruch. Panowie pili wino biale. Pani poszla w czerwone. Na nas trójke przypadly dwie butelki. Gdzies czytalem, ze na wysokich politycznych szczeblach, ale tylko przy spotkaniu w cztery oczy, norme stanowia dwie flachy wina na glowe. Pytanie oczywiscie jakiej wielkosci. Magda byla bardziej przewidujaca i przywizla dwulitrówke. Moze liczyla na moje towarzystwo. Sama nadpila odrobinke i reszte musiala za kare zabrac dzisiaj ze soby. Nasze dwie á 0,75 litra, czyli pól litra na glowa bylo wielkoscia optymalna. Kierowca, czyli Tomek, pierwszy opuscil towarzystwo. Otrzymal wlasny pokój ze wzgladu na odglosy jaki wydaje bedac w objeciach Morfeusza. Druga padla w boju Marta. Jak Dziewica Orleanska. Dostala do spanie ogród zimowy. Pelen kwiatów. Loze o szerokosci 125 centymetrów.
Na placu boju pozostalismy z Markiem i opowiesciami o jego spacerach w Bolonii. Obiecal, ze doniesie w osobnym sprawozdaniu. Koniec konców i jego o godzinie trzeciej zmógl sen. Wino bylo skonczone. Tematów starczyloby na dlugo. Marek zajal strategiczna pozycje w jadalni. W nocy ulegl jednak wypadkowi. Zalamalo sie pod nim lózko skladane. Rano ujawnily sie szkody. Polega owa szkoda na zlamanej desce o wymiarach, podaje w centymetrach. 80 X 24 X 2. Chyba nic dziwnego, jako, ze on jest slusznej postury a deska byla z trocinowego laminatu ale wytrzymala kilka lat i róznych spiacych. Ja spalem w duzym pokoju. Po raz pierwszy od kilku miesiecy, jak zabity. W jednym kawalku jak to sie mówi. Czy Marek sam dokonal tych zniszczen czy byl jeszcze ktos wspóluczestniczacy nie umiem powiedziec bo przespalem sprawe. Ja nie jestem zbytnio upierdliwy, tyle, ze slyszalem, ze Marek ma w swoim lózku malzenska deske rozdzielcza. Debowa. Moze byc nawet grubsza jak dwa centymetry. Spodziewam sie ze on przyjedzie na zjazd ze stosowna czescia zamienna. Owiercenia dokonam wlasnorecznie. Jezeli nie, to zawsze kiedy przyjedzie bedzie spal na tym lózku ze zlamana deska. Dla jasnosci sprawy, ja mam jeszcze dmuchany materac, gdyby trafili sie jacys inni goscie.
Sníadanie przygotowywalismy wspólnie a Magda pokazala klase w przygotowaniu zapiekanek. Doplotkowalismy troche róznych róznosci, zalatwili internet i telefony i skierowali dziób okretu na pólnoc w kierunku Wiednia. Pogode maja jak z bajki. Chlodno ale slonecznie, sucho i minimalny ruch na drogach.
Reszte niech oni sprawozdaja. Ja zrobilem juz swoje.
Jesli ktos jedzie na poludnie to jednak lepiej, zeby przedtem zatelefonowal do mnie, bo moze znowu liczyc sie z kolejnym napadem mojej abstynencji.
Pieknej niedzieli i nowych wiadomosci od Piotrostwa zyczy
Pan Lulek
To ja Mis2
Witam wszystkich z Wiednia. Za chwile ruszam na ciasteczko kardynalskie do Aidy. Relacja foto dopiero po powrocie do domu czyli w poniedzialek. Wielkie dzieki dla meg_mag i Tomka. Sa wspaniali .
Heh, przyjechali, zjedli wszystko, wypili, lozko zepsuli. Dobrze, ze choc kapka mleka dla kotki zostala… Pogrom w calym domu jednym slowem. Pan Lulek dochodzi do siebie a Muli zapewne dalej obrazona.
Faktycznie, zwiedzilismy w kilkadziesiat godzin kawalek swiata (bo my do Bolonii tylko na kilka godzin zajrzelismy). Gdyby mnie ktos teraz zapytal, jak daleko jest z Wiednia do Bolonii, to odpowiem: nie wiecej niz 10 kaw. I kilka buleczek, zapiekanych z mozarella.
A prowadzil byly kierowca rajdowy z bylym pilotem rajdowym, wiec Pania Nawigacje mozna bylo ostatecznie zignorowac 🙂
Milej reszty niedzieli!
Kochani,
Dorwalam sie do kompurerka moich przyjaciol i zapodaje.
Misi polarnych nie ma w okolicy, moge zas porwac malego murzynka (bo jest w okolicy), przeslac Panu Lulkowi, a On bedzie mial pelne rece roboty. Ja pojde do wiezienia, bede potrzebowala papieroski i jakies drobne… a tak chwila w celi moze mi dobrze zrobi, potraktuje jako pewnego rodzaju niezapomniane wakacje. Pan Lulek zaoszczedzi na brylantach i porshe!
Tuska
sladami Antka, na targ sie udalem i pokazuje, jak to tutaj wyglada:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/CzarnaRzepa/photo#5167999213320829810
przy okazji pani z warzywniaka dala mi pomysl na prosty, acz zaskakujacy przepis, ide testowac, napisze jak smakowalo, skladniki: czarna rzepa ( 2 euro za sztuke )
losos wedzony ( 49 za kg )
cytryna ( 1.5 za 4 szt. )
oliwa ( juz posiadam )
pieprz i koper ( tez )
Tuska !
Moze byc murzynek. Pod warunkiem, ze jest to czarny niedzwiadek. Zapodaje, ze ja jestem zdecydowanie hetero- typ. Jezeli musi to byc czarne, to prosze zeby to byla dziewczynka juz wyrosnieta na piekna pannice nie podlegajaca ochronie prawnej.
Przy okazji dobrze byloby gdyby gospodarz dal jakas skuteczna lekcje dotyczaca afrodyzjaków. Nie chodzi o farmaceutyki których reklamy otrzymuje w duzej liczbie z Kanady.
Tak po prostu dla odmiany w czasie postu. Pytanie przy okazji, czy na te przepisy bedzie udzielana gwarancja. O ile pamietam, to zgodnie z generalna linia Unii Europejskiej, najkrótszy okres gwarancji wynosi dwa lata.
Jak widze, bezblednie piszesz o brylantach a z bledami o samochodach. Pozostaje mi nic innego jak tylko pozostac przy breloczku a Ty badz zadowolona, ze nie musisz biegac na piechote albo z szufla w reku i pozostan przy dotychczasowym modelu samochodu.
Przyjemnego urlopu zyczy ten u którego mozesz zawsze liczyc na papierosy z przemytu ze wschodnioeuropejskich krajów i monety Euro, których i tak zaden bank nie wymienia na zadne dolce.
Pan Lulek
Moi Drodzsy.
Warszawiacy wyjechali, czyli Pyra odzyskała swój pokój, a w nim kompa.
W ramach podziękowań sympatyczna para karmiona była czym chata bogata i pojona piwem w ilościach kąpielowych. Gwoli sprawiedliwości muszę przyznać, że piwo wysuszał tylko męski typ onej pary. Pani zaś lubi jeść, a jest wiotka jak trzcinka. Dzisiaj też moje panny-córki zaprowadziły ich na wystawę biżuterii w Narodowym. Ta ekspozycja w 3/4 składa się z darów FON więc jest sporo znakomitych eksponatów z okresu secesji i w stylu art deco. Trochę też jest błyskotek z XVII i XVIIIw. Mam z moim nowym kompem co nie co kłopotów. On nie ma własnej stacji łączności i działa za pośrednictwem kompa Ani za zasadzie radiowej. W rezultacie już po 10 minutach siedzenia na stronie mogę dostać komunikat, że „nie odnaleziono strony” i muszę włazić w tekst jeszcze raz.
Pewnie „Edż”, Madame. Mam to samo. Do jutro.
Od kilku godzin nie ma na bloku nikogo. Smutne. W takim razie dobranoc nocnym Markom.
tak to wygladalo:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Talerz/photo#5168067254192733074
smakowalo przednio, szczegolnie rzepa, jak chrupiacy losos,
dobry wieczór
wyallegrowałem sobie dziś telewizor
bo mój się zapodział podczas ostatniej przeprowadzki
a ja bez telewizora jak bez …telewizora
i na czym tu oglądać moją kolekcję filmów?
:::
a propos filmów
czy ktoś widział kiedyś film pt Otwarcie?
o małej włoskiej knajpce gdzieś w Ameryce Płn
kurcze miałem to, ale ktoś mi skasował
to jeden z najpyszniejszych filmów jaki oglądałem
Brzucho,
moze ci chodzi o film Big Night, rezyser Campbel Scott, o dwoch wloskich immigrantach w Ameryce: Primo i Secondo przygotowujacych przepiekne dania na ten jeden wazny posilek w restauracji, ktory zadecyduje o ich dalszych losach. Akcja lata 50-te. Film ma z 10 lat.
Rzeczywiscie znakomity film (Tony Shalhoub -Libanczyk i Stanley Tucci w roli braci)… jesli to ten.
a
TAK!! TAK!!
to dokładnie ten film
tłumaczenie tytułu u nas było cokolwiek nieszczęśliwe
bo żadne to otwarcie skoro lokal był już otwarty i właściwie się chylił
bo żadne to otwarcie skoro lokal po tej kolacji został zamknięty
:::
ale panorama włoskiej kuchni zachwycająca
:::
masz może ten film?