Kuchnia mistrza
I pewnie Was zaskoczę. Wcale nie o mnie chodzi. Moje zarozumialstwo ma jednak pewne granice. A dostałem właśnie książkę Marka Łebkowskiego, którego uważam za mistrza w dziedzinie kulinariów. Był autorem i wydawcą świetnych książek kulinarnych zanim jeszcze inni wpadli na pomysł by półki księgarń zapełniać dziełami spod znaku łyżki i widelca. Ma niebywałą liczbę (własnych) fotografii wszelkich dań. Gotuje rewelacyjnie. I potrafi tę wiedzę pięknie sprzedać.
Ostatnia czyli najnowsza książka Marka Łebkowskiego to „Pogotowie kulinarne”. Jak zwykle książka pięknie zredagowana, doskonale zilustrowana i zawierająca potężną dawkę wiedzy kulinarnej. Tytuł zaś jest w pełni uzasadniony. Pisze autor we wstępie: „Inspiracją do napisania tej książki były porady, jakich przez lata udzielałem swoim najbliższym, krewnym i przyjaciołom. Ich pytania dotyczyły zwykle sztuki kulinarnej lub zwykłego gotowania i na doradztwie kulinarnym mógłbym poprzestać, gdyby nie to, że problemy kuchni często łączą się z naszym życiem rodzinnym, uczuciowym, zawodowym i sposobem spędzania wolnego czasu. Powiedzenie: przez żołądek do serca jest nie tylko receptą na miłosny podbój, ale opisuje sposób na pogłębienie przyjaźni czy ocieplenie stosunków w pracy. Rozwiązywania problemów życiowych za pomocą gotowania nauczyły mnie pytania moich przyjaciół.”
Jako prawdziwy altruista a przy okazji smakosz i mistrz kuchni autor postanowił swą wiedzą podzielić się z szerszym gronem niż tylko najbliższa rodzina czy przyjaciele. Teraz dzięki tej książce wszyscy, którzy po nią sięgną będą mogli zrozumieć co daje w związku miłosnym podawanie śniadania do łóżka; czy jest sens w odchudzaniu się; jak oswoić samca; jak zorganizować babski wieczór; czy niespodziewani goście muszą być katastrofą; czemu służy kolacja we dwoje!
To nie cała wiedza jaką możemy zyskać po przestudiowaniu książki Marka Łebkowskiego. Przy wielu przepisach poleca on swoje ulubione i odpowiednie do dania wina. Problemom tym poświęca też cały rozdział zatytułowany „Jakie wino do jakiej potrawy”.
Nie muszę dodawać, że książka oprócz naprawdę cennych porad zawiera także około 200 przepisów.
Teraz proponuje lekturę zupełnie innej książki. Ale nie mniej wspaniałej. Dostałem ją od Justyny ze Stargardu Gdańskiego, której dziełko to zawdzięcza poprawność językową.
Marie miała dobry smak
Książki kucharskie są wspaniałą lekturą. I to nawet wówczas gdy przynoszą mało (a czasem i wcale) konkretnego pożytku. Niekoniecznie musimy z nich korzystać gotując. Ważna jest sama lektura pozwalająca nam poznać nieznany, czasem bardzo dawny, obyczaj. Wiedza o tym co ludzie jedli przed laty jest równie ważna jak ta co czytali, jak się kochali, z kim walczyli czy wreszcie skąd brali swoje bogactwo.
Taką książką (która w kuchni przyda mi się tylko czasem) jest odnaleziona, opracowana na nowo i zredagowana przez Andrzeja Grzyba „Gdańska książka kucharska” mająca także długaśny jak makaron i równie jak kluchy smakowity podtytuł: „Wskazanie jak gotować, piec, marynować na smaczny sposób zgodnie ze sprawdzonymi przepisami dzięki pięćdziesięcioletniemu doświadczeniu opracowała Marie Rosnack z suplementem zawierającym potrawy i napoje dla chorych i zdrowiejących”
Książka opatrzona jest też wstępem pióra prof. Andrzeja Januszajtisa omawiającego tradycje gdańskiej kuchni i udowadniającego wątpiącym, że takowa kuchnia regionalna istnieje nadal.
Wielkim walorem książki są też pieczołowicie dobrane ilustracje. Pochodzą one ze zbiorów Biblioteki Gdańskiej PAN a wybrane z kilku książek z XVIII wieku.
410 przepisów gdańskich dopełnia dzieła. Aby dać jego przedsmak zacytuję przepis numer 171: „Gotowane kiełbie. Kiełbie umyj, włóż do głębokiej miski, zalej francuskim winem. Do garnka z wodą dodaj cebulę, sól, ziarenka pieprzu i gotuj, aż cebula będzie miękka. Gdy kiełbie będą ścięte, dodaj je razem z winem i masłem do wywaru. Do gotowania używaj niewielkiej ilości wody, ryby powinny gotować się szybko, a niezbyt długo.”
Ot i kiełbie we łbie!
Komentarze
Na okładce widzę wódkę żołądkową gorzką. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego ona jest gorzka, jak jest słodka.
Zawsze mówię, że książki służa nade wszystko do czytania. MoŻe z racji wieku, a może przewrotnej, osobniczej cechy nie przepadam za nowymi nośnikami wiedzy kulinarnej. Pogadanka, owszem, czemu nie, ale już filmiki to nie mój rodzaj percepcji. Książkę p.Lebkowskiego może i dostanę ale skąd tu wziąć kuchnię gdańską? Bardzo byłabym zovowiązana za informację należy ona bowiem do ukubiionego przez Pyrę gatunku pogaduszek o dawnej kuchni regionalnej albo narodowej. Mam już kuchnię litewską, wielkopolską, warszawską, przydałaby się i gdańska.
Do Sławka – najpierw ekspiacja. Winna jestem przeprosimy za wczorajszy mój atak wesołości nieposkromionej. Ale pomyśl sam, czy nie można dostać ataku śmiechu na samą myśl o posłańcu poczty kurierskiej wiozącego słoik musztardy na trasie Paryż – Pyrlandia? Jeszcze teraz gęba mi się śmieje na tę myśl. Poczta kurierska skojarzyła mi się literacko z pocztą dyplomatyczną, przewożeniem trucizn albo precjozów, spraw tajnych albo kosztownych, a tu doskonała zresztą francuska musztarda.!!!
Oczywiście, że Cię, Sławku, posłucham i „leberkę” zjem tak, jak radzisz. I czekoladki doskonałe – szczególnie lubię cieniutkie talarki z gorzkiej czekolady typu „do kawy” i smażoną skórkę pomarańczową glazurowaną czekoladą. Dzięki i wybacz, proszę, moje zboczone poczucie humoru. Acha, jeszcze pytanie : jak można słoik z musztardą otworzyć? Ten korek górny nie daje się ani odkręcić ani wyciągnąć. Co się z tym robi?
Wzielo mnie na ksiazkowo.
Jest jasna rzecza, ze Barbara i Piotr nie sa jedynymi którzy mieszaja w kulinarnym garnku pisarskim. Jak tylko pamietam, ksiazki kucharskie i o kuchni byly znakomitymi prezentami i ozdoba bibliotek. Mój skromny ksiegozbiór to kilka metrów ksiazek w róznych jezykach i formatach. A gotowac, to sobie gotuje jak mi aktualnie podpowie fantazja.
W biezacym roku mamy w Austrii dwa wazna wydarzenia. Pierwsze, to setna rocznica urodzin Karajana i druga to pilkarskie Mistrzostwa Europy. Razem ze Szwajcaria. Przypomniec warto, ze rok 2012 juz za pasem. Beda sprzedawana rózne róznosci w Polsce i na Ukrainie zwiazane z Mistrzostwami. A gdyby tak ksiazka o polskiej kuchni napisana jako rozwiniecie tematu Rodaka. Ksiazka jako prezent z Polski zabrana przy okazji kibicowania ale równiez w bagazu wedrujacych za praca lub juz gdzies zakotwiczonych. Bedzie w Polsce wielu ludzi mówiacych róznymi jezykami zatem i wielu potencjalnych czytelników. Gdyby tak Barbara i Piotr napisali skrypt takiej ksiazki, sponsorów znalazloby sie w Polsce wielu. Banki, sieci handlowe, linie lotnicze, kolej wreszcie odpowiednie instytucje panstwowe itp. Ksiazka winna ukazac sie w tym samym czasie w róznych jezykach. Nalezaloby moim zdanie byc gotowym z nia najpózniej w roku 2011 i oferowac ja przy kazdej okazji nie tylko sportowej. Czuje, ze móglby to byc pomysl do dyskusji nie tylko na forum blogu. Tyle, ze w blogu moglaby sie zaczac gadanina i zbieranie opinii naszych przyjació i slusznej krytyki nam niechetnych.
Piatek, dzien rabatów, to i pora ruszac na zakupy
Pan Lulek
Kolego,
Ta słodka gorycz to taki oxymoron:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Oksymoron
Tu pełno takich znajdziesz…
P.S.
Też kiedys się kolegowałem z Heniem.
Czytam rózne ogloszenia i artykuly dotyczace polskiego rynku miedzy innymi ksiazkowego. Czesto chcialbym cos kupic i staje przed problemem jak. Ile to kosztuje i czy moge otrzymac poczta. Nie potrafie przeliczyc Euro na Zlotówki. Ban tez ma klopoty. Do tego oplaty pocztowe. „Polityka” jakos to rozwiazala bo prenumerata wraz z wysylka kosztuje iles tam Euro lub dolarów, zaleznie od kontynentu i mozna sie zorientowac jak to funkcjonuje. Kiedy Slowenia weszla do strefy Euro wszyscy odetchneli. Jedzie sie do Lubliany i czlowiek nie musi kombinowac jak przeliczac, skad wziasc pieniadze kiedy banki sa akurat zamkniete. Kiedy Polska wejdzie do tej strefy. Szengen juz jest. Czas na reszte.
Oby jak najpredzej
Pan Lulek
Panie Lulku, za granica zdobywa sie pieniadze napadajac na bankomaty 😉 Niezbędnym orężem jest karta EC (Maestro, Cash). Nie nalezy uzywac karty kredytowej, haracz jest niewspołmierny do łupu 🙁
A tu mozesz przeliczac wszelkie waluty swiatowe:
http://www.xe.com/ucc/
Heniowy kumplu
„Wielkim powodzeniem i uznaniem cieszyła się gdańska wódka nazywana żołądkową. W jej skład wchodził imbir, kamelina, goździki, galega, kardamon, pieprz, anżelika, anyżek, tatarak, kminek ogrodowy, koper, korzenie dziewięćsiłu, wawrzyn, koper włoski, rozmaryn, mistrzowiec, skórki z pomarańczy i cytryny. Żółtą barwę dawała domieszka szafranu. Takie były początki najbardziej popularnej dziś w Polsce wódki gatunkowej ? Żołądkowej Gorzkiej. Jako marka Żołądkowa Gorzka narodziła się dopiero w latach 50. wraz z pierwszymi zdobyczami ery socjalizmu ? syrenką, radiem Szarotka, pralką Frania i motorem Osa. Ciekawostką jest fakt, że to jedyna polska wódka gatunkowa, która leżakuje przed rozlaniem. Wbrew nazwie jest wódką półsłodką, o ciemnobrązowej barwie, lekko korzennym zapachu i gorzkawo-słodkim smaku. Składniki użyte do jej wytwarzania ? a jest wśród nich m.in piołun, tysiącznik, korzeń goryczki, kora chinowa, pieprz kubeba, kłącze galangi, goździki, cynamon, gałka muszkatołowa ? od kilkuset lat znajdowały zastosowanie na polskich stołach, stając się także ważnymi składnikami polskich wódek.”
Mnie zaś intryguje, jak wydawca obszedł zakaz reklamy, bo przecież okładka identyfikuje jednoznacznie konkretny produkt.
Ciekawi mnie, czy w Polsce gdzies jeszcze wystepuja kielbie – ryby zyjace w bardzo czystej wodzie. Izyku, czy w Twoim jeziorze widziales taka rybke?
http://www.vdsf.de/fishoftheyear/2006.html
Kielb byl ryba roku 2006 w Niemczech i Austrii, ze wzgledu na zagrozenie jego egzystencji 🙁
Juz wiem, gdzie wystepuje i jest na Czerwonej Liscie 🙁
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kie%C5%82b_Kesslera
A ja nigdy kiełbi nie jadłam. Dziwne, bo nawet mityczne minogi miałam okazję próbować, kiełbi natomiast nie. Jakie te rybki są?
A może ktoś wie, skąd pochodzi powiedzenie;…kiełbie we łbie… ? 🙂
Kielbie we lbie – bo to male rybki, zmieszcza sie w kazdym lbie, a poza tym dobrze sie rymuja, lepiej niz „miec pstro w glowie” 🙂 W glowie moze sie tez poKIELBasic 😯
Kiełbie licznie za moich czasów występowały w strumieniach, rzeczkach i stawach. Tego sie nie łowiło, bo to mała rybka i szkoda zachodu, przynajmniej w moich okolicach był taki pogląd. I owszem, na przynętę na szczupaka, czemu nie…
Pyro, chyba nikt z nas kielbi nie jadal, chociaz pamietam z dziecinstwa, ze moj ojciec mowil o kielbikach i karaskach na przynete na szczupaka i suma.
Zagapiłem się na blog Torlina,a le jusz z odpowiedziom lece!
1. Są!
2. I nie jedz!
Czy pamiętacie, jak Mis2 wspominał ojca, co brzany łowił, a nasz Izyk kochany się dziwił? To nic, że nie pamiętacie. Otóż brzana to taki kiełb mamuci z Czernobylskiego restaurantu. Świetne trofeum, bo swietnie walczy ale w smaku kalmary przy niej są z marcepana. Kiełb (kluchą zwany) służy tylko marnowania oleju i płynu przy myciu patelni. Moim zdaniem.
Panie Lulku,
Sprawdzi email.
Kiełbie we łbie – tak mówił przecież Placek do Jacka
Pardą Kapitę, ja nie ichtiolog, ale na Twoim http://www.vdsf.de/fishoftheyear/2006.html
widzę któregoś z głowaczy. To nie jest kiełb.
nemo !
Ty mnie nie idz mnie uczyc jak zrobic bank. Oczywista oczywistosc, ze wyciaganie pieniedzy przy pomocy karty kredytowej to zbrodnia w stosunku do wlasnej kieszeni. Mnie tylko chodzi o to jak nabyc ksiazke z Polski droga kupna. Popatrz sama, nawet „Polityka” skad inad biorac Spóldzielnia Pracy, czyli kolchoz dziennikarzy, tyle, ze zamiast dniówki obrachunkowej wprowadzli sobie wierszówke, otóz taz cytowana, posiada wpis dotyczacy prenumeraty i cen z data 31 stycznie 2007. Jesli ktos chce dzisiaj zaprenumerowac to wplaci wedlug starej, opublikowanej cenie a zatem waznej z punktu widzenie prawa handlowego. Pewnie prenumerata zajmuje sie jakas bardzo wazna osoba, która nie musi prowadzic polityki handlowej tylko odcina tluste kupony od caloksztaltu.
Chyba, ze czytelnicy tylko przeszkadzaja w owocnej pracy.
Ja juz zaprenumerowalem po starej cenie do konca biezacego roku i mam z glowy. Reklamacje dotyczace nowej ceny nie beda uwzgledniane.
Taki drobiazg a cieszy
Pan Lulek
http://www.fishing.pl/news_gb/artykuly/o_konkretnej_rybie/kielbie
Kiełbie są malutkie, gdzie im tam do brzany. Zwłaszcza mamuciej 🙂
Nie rozumiem o jakie haracze chodzi. Podróżując po Europie, korzystaliśmy z kart kredytowych (restauracje, zakupy, benzyna) , a jak potrzebna była kaszola, to za pomoca karty debitowej wyciagalismy pieniądze z bankomatu. O żadnych haraczach mi nie wiadomo.
Alicjo, sprawdz wyciągi z konta. Nie wiem jak inne banki, ale moj pobiera prowizje 5 Fr za kazdorazowe pobranie pieniedzy z bankomatu karta debitowa. Natomiast pobieranie gotowki przy pomocy karty kredytowej pociaga za soba haracz zalezny od pobranej sumy 🙁
Panie Lulku, ja nie ide Ciebie uczyc jak robic bank 🙂 Ale gdy narzekasz, skad wziac pieniadze za granica, gdy banki zamkniete, to prowokujesz do dobrych rad 😉
Izyku, masz racje. Opis dotyczy kielbia, ale na obrazku jest glowacz zwany inaczej: baba, babka, babczuk, pałogłowiec, pałos, głoc, guc i zgar.
Alicjo,
Typowa sytuacja haraczowa (hipotetyczna) :
Płacę kartą w Hiszpanii. Panienka mnie pyta czy chciałbym, żeby policzyła mi w szwedzkich koronach.
Ja na to – jak jaki głupi – odpowiadam, ze owszem, chciałbym bom durny i sam sobie nie umiem przeliczyć pieniędzy na Euro.
No to ona mi z ochotą wystawia rachunek w koronach przy okazji pobierając prowizję za sprzedaż waluty.
Wszystko to odbywa się dla mnie niewidocznie, bo ta prowizja wliczona jest w kurs waluty po jakiej mi przelicz te Euro.
Tu na wiosnę banki ostrzegały przed taką lekkomyślnością jednocześnie edukując klientów.
W warunkach dołączonych do kart płatniczych zawarta jest równieź klauzula o płaceniu w obcych walutach – warto czytać.
Ponadto karta którą ja się posługuję od lat chyba siedemnastu nie jest najlepsza do pobierania gotówki z bankomatu – bez względu na to czy tu czy za granicą, bo „wydawca” pobiera sobie prowizję od pobranej sumy – minimum ca 4 Euro.
Są różne karty i różne warunki ich działania.
Mnie to wszystlko po prostu denerwuje. Wszyskiemu winni sa Fenicjanie, którzy po prostu wynalezli zbyt malo pieniedzy i tyle.
Ciekaw jestem co na Rodaka powie Tuska jak dostanie przesylke w postaci listu i to z osobista dedykacja odautorska. Powinna byc u niej w przyszlym tygodniu. Jesli Królewska Poczta Canada nie nawali. Cesarsko Królewska chyba zadzialala, bo przesylka nie wrócila z powrotem.
Teraz, po swietach, wszystko uleglo przyspieszeniu, tak daleko, ze w ogródku dwie kotki dra kota. Nie przypuszczalem, ze potrafia tak sie klócic.
Wiosna Panie i Panowie
Pan Lulek
Karta kredytowa – nigdy nie pobieram gotowki, tylko płacę kartą, a pod koniec miesiąca spłacam i już.
Moja karta bankowa – wybrałam najtańszą opcję, bo rzadko sie nia posługuję, płacę miesięcznie 3.75$ i w tym mam darmo 10 transakcji, co jak dla mnie i tak jest za dużo. Totez pobieranie pieniędzy z bankomatu tak długo mam za friko, jak długo nie przekroczę limitu 10 transakcji. A potem jest bodaj 30 centów za każdą dodatkową transakcję. Mozna płacić większą opłatę miesięczną i mieć nielimitowaną ilość transakcji, ale w moim wypadku to byłoby bez sensu.
Teraz widzisz nemo, dlaczego banki szwajcarskie mają opinię niebywale bogatych – to ten haracz!
Lubie uzywać karty kredytowej, gdzie tylko jest to mozliwe – nie jestem typem shopoholika, więc nie mam się co bać. Teraz jest o tyle lepiej, ze nawet będąc na końcu świata mogę za pomoca komputera zrobic przelew z konta, żeby pod koniec miesiąca grzecznie spłacić, co „wiszę” na plastyku.
Alicjo, jak by nie liczyl – bank wygrywa 🙁 Ty placisz rocznie 45 dolarow i masz darmowe transakcje, ja nie place za karte nic, za to za pobranie z bankomatu za granica 5 frankow. W Helwecji placenie EC w sklepach nie pociaga za soba haraczu, placenie karta kredytowa (wszedzie) – 0,5% od wartosci transakcji. BANK NIGDY NIE TRACI, chyba ze zainwestuje w rynek nieruchomosci w USA 🙁
„Pałos, głoc, guc…” Ech ten Kapitan Globus Nemo 🙂
A o jakiego demona drugiego rodzaju, coby zbójcę Gębona pokonać w wyprawie szóstej Trurla z Klapaucjuszem, to Kapitan też wie? A jak wyglądają „pchły smoczkotyłkie”, a?
Zgodnie z ostrzezeniem Gospodarza, aby nie wychodzic na spacer z pustym brzuchem, zjadlam obiad (wolowina duszona w czerwonym winie, tagliatelle i wloska kapusta, na deser salatka z banana, jablka, kiwi i pomaranczy tarocco) ide nad rzeke po endorfiny. Pogoda cesarska, ale ma sie zepsuc. Zanim nadciagna wichry i ulewy – wybywam zyczac wszystkim milego popoludnia 🙂
Izyku, ja wiem tylko o poczwornej niemozliwosci demona drugiego rodzaju 😉 A juz zupelnie nie wiem, jak wygladaja te pchly, ale mam nadzieje sie dowiedziec po powrocie ze spaceru 😆
vitam
Andaluzyjczycy odżywiają się zgodnie z strefami klimatycznymi i krainowymi w których żyją. W górach tzn. na wsi eintopf i mięso, szczególnie skrzydlate. Na dole główna spiżarka mieści się w morzu. Tego typu mieszanka robi znakomicie mojemu żołądkowi.
Specjalnością jest natomiast szynka. Z ciemnej iberyjskiej świnki. Zawieszone za racice u sufitu każdego baru i restauracji stanowią doskonały element dekoracyjny. W większości lokali obowiązuje zakaz palenia. Tym sposobem mogą spokojnie dojrzewać żywota > jamon serrano zwie się toto. I jest to, diaaabelsko drooogi przyyyysmak. Ale warto popróbować wszystkich gatunków. Podniebienie wyrówna ci to całą paletę wrażeń smakowych. I powoli zaczynasz rozumieć, że za smaki płaci się różne ceny.
W Andaluzji jada się późnym wieczorem. Bez względu na porę roku. Lokale zapełniają się dopiero po 22. I nic złego w tym nie ma, jeśli po całodziennym dreptaniu dosadzisz swoje cztery litery do już częściowo zajętego stolika. Na sam koniec oczywiście rachunek /card czy kasa, biorą wszystko/. Tłumaczenie kelnerowi by rozdzielił na zamawiających to zadanie zbyt trudne, nawet dla tubylca. Ale po tym ja zamawiałem jeszcze parę plasterków delikatesu jamon serrano. I nic, absolutnie nic więcej. Nawet zębów szkoda było brudzić pastą. Do rana i tak pozostawało niewiele godzin. Było po prostu szkoda.
smacznego weekendu
Demon drugiego rodzaju wydobywa informacje o Wszechświecie z ruchów i zderzeń cząsteczek cokolwiek zjełczałego powietrza zgromadzonego w beczce, na przykład o tym, ?jak się wije arlebardzkie wiją”, ?ile powłok elektronowych liczyłby sobie termionolium, gdyby taki pierwiastek był możliwy” oraz o ?kwiatku Łubuduku, który myśliwych staromalfandzkich wali siarczyście na odlew, świtem wzruszony”
Można pieniądze trzymać w pończosze… tylko co wtedy, kiedy ktos nam chce zapłacić czekiem, przelewem i tak dalej? Nie za kartę jako taka płacę, tylko ogólnie, za to, ze mam w tym banku konto, każdy bank pobiera opłaty za możliwość obracania TWOIMI, obywatelu, pieniędzmi 😯
Banki nas maja w kieszeni, a raczej, siedza w naszej kieszeni. Rzecz w tym, zeby płacić im możliwie jak najmniej, co się staram robić.
Dzisiaj piątek, miałabym ochotę na wątróbki kurze, bo dwa wpisy temu narobiono mi smaku. Może najpierw jednak śniadanie?
Bardzo uprzejmie, cichutko, szeptem proszę : przestańcie gadać o pieniądzach. Musicie, czy co? A tak o paru literach Marysi nie łaska? Albo o jelenich narogach albo i o wadach i zaletach płci przeciwnej? Ja Was proszę.
Witam w ten dosc szaro-bury piatek.
Wczoraj na obiad byla zupa cebulowa i do tego salata z mozzarella.
Musze przyznac, ze posiadanie „na stanie” (bialego) wina zdecydowanie ulatwia gotowanie.
Jak pierwszy raz w miom zyciu ktos wspomnial te zupe, to sie zastanawialam czy komus odbilo, zeby z cebul cale danie robic.
Od tego czasu duzo wody uplynelo i teraz jest to jedno z moich ulubionych dan.
(Szeptem odpowiadam, alez oczywiscie Pyro)
To ja również „cichutko, na palcach”:
Cebula to Z D E C Y D O W A N I E mój najulubieńszy owoc!
🙂 Albo ile kociąt powiłaby jakaś kotka, gdyby wogóle miała kotna być. Az chyba dzisiaj se sięgnę.
Madame. patrzaj, ze z „Nemem” o najczystszych, pięknych, krągłych i rumianych czterech się tu gada. Madame Lema na półce nemo?
Arkadius. Dobrze, żes juz wrócił. W telewizorze mówili, że w nazwie „Andaluzja” etymologicznie „Wandal” siedzi. Żeby tak za plasterkiem pod górę latać?
Piątek 🙂
Do tych szynek (serrano, belotta jak kto woli) wracajac, to w wiekszosci tych barow, gdize zajadalam sie ta szynka mozna bylo palic.
Mozna by wrecz rzez, ze owa szynka nie tylko dojrzewala, ale i byla dowedzana 😉
Jakos negatywnie na jej smak to nie wplywalo. Moze dlatego, ze nie pale i nigdy nie palilam ow wplyw zadymienia na mnie jakos wrazenia nie robil.
Andrzeju prawie sie z toba zgadzam… prawie, bo sama nie wiem czy wole cebule czy czosnek….
I owszem piatek 😀
Panie Lulku, muszę zaprotestować. W Dziale Prenumeraty w Polityce
pracuje bardzo mila Pani, która bardzo życzliwie zalatwia wszelkie problemy delikwenta. 🙂
A moge poprosic o PROSTY przepis na zupe cebulowa? Taki, zebym cebuli po drodze nie zgubila…? Wino biale powinno byc, o ile Tomasz nie wypil 🙂 .
Z dziecinstwa pamietam taki prosty przysmak cebulowy – duszona i podsmazana na masle cebula, z dodatkiem papryki (ostrej i slodkiej duzo, troche soli), zjadalo sie to z ciemnym chlebem. Robil to Tata i zjadalismy razem prosto z patelni, ale tylko wtedy, kiedy Mamy nie bylo w domu, bo po dzis dzien nie lubi zapachu cebuli. Inaczej wyganiala nas z kuchni…
Właśnie zaśmierdziałam sobie mieszkanie i to z własnej winy. Otóż kupiłam tydzień temu kawałek słoniny, potrzebny mi był, potem plany się zmieniły, a słonina siedziała w lodówce w woreczku foliowym. Efekt – zapaszek. Zamiast idiotka od ręki wyrzucić, to ja pokroiłam, żeby wytopić. Idę otworzyć okna na przestrzał. Co prawda moi dawni uczniowie uparcie twierdzili, że od smrodu jeszcze nikt nie umarł, a od przeciągów, ho, ho. Wole jednak przeciągi.
Nirrod,
Dla ułatwienia ja sobie zawsze tłumaczę, że czosnek to też cebula….
Panie Lulek, boj sie Pan Boga. Zamawianie ksiazek przez internet jest najlatwoejsza rzecza na swiecie. Mozna wszystko zamowic. Merlin jest bardzo odpowiedzialnym przedsiebiorstwem i wysylaja tego samego dnia co dostana zamowienie.
Gdybym zreszta maiala pod reka tak cudowna ksiegarnie jak Xiegarnia Polska w Wiedniu prpdzaona przez Zofie Reinbacher, to bym tam tez sprawdzala. Zosia tez moze sprowadzic kazda ksiazke, jaka sie sobie zazyczy, nawet taka wydana dosc dawno. Wystarczy do niej zadzwonic. To siostra Ewy Milewicz z Gazety Wyborczej.
Wiem, ze nie suknia zdobi czlowieka, ale ta okladka Lebkowskiego, jest nie tylko staromodna. , ale po prostu nie zacheca do kupienia. No bo kto zainteresuje sie ksiazka, ktora na okladce ma butelke wodki, ser, zapakowane kabanosy i winogrona w celofanie? Cp za pomysl! Jak ktos ma wodke i kabanosy w koszyku, to nie musi juz niczego gotowac. Zagryche przeciez ma.
Pyro ja rozumiem, ze ty tak jak moja mama uznajesz, ze niczego nie nalezy wyrzucac a juz z cala pewnoscia nie jedzenia, ale zeby az tak?
Andrzeju masz racje czosnek to tez cebula… lub tez cebula to tez czosnek…
Meg ja kroje w plasterki 3 sredniej wielkosci cebule, sztkuje zabek czosnku.
Cebule wrzucam na rozgrzana oliwe i po paru minutach dodaje czosnek. podsmazam tylko chwile, zeby sie ow czosnek nie przypalil. wlewam ok kieliszka wina i czekam, az odparuje. nastepnie zalewam ok litrem bulionu, dorzucam tymianek, lisc laurowy sol i pieprz i gotuje na malym ogniu przez +/- 1h.
Przed podaniem dodaje odrobine wina do miseczek, ale to juz jest kwestia smaku. zazwyczaj podaje sie to z grzankami z serem.
Ja wrzycam grzanki do zupy (juz w niseczkach) posypuje serem i jeszcze na 5 nim do piekarnika, zeby sie zapieklo, ale to juz jest kwestia gustu.
Bardzo proszę ale zamiast wina proponuje koniak. Chyba we Widniu nie ma kłopotów.
Zupa cebulowa japrostsza
1,25 l rosołu, 25 dag cebuli, 5 dag mąki, 6 dag masła, sól, kieliszek koniaku, grzanki z bułki
Obraną i pokrojoną na plastry cebulę zrumienić na maśle na złoto. Posypać mąką i zmniejszając ogień smażyć mieszając do momentu gdy mąka się zrumieni. Zalać wszystko rosołem (może być bulion z kostki), posolić i zagotować. Przetrzeć zupę przez sitko, podgrzać ponownie, wlać koniak i dodać maleńkie grzanki z bułki.
Ta cebulowa jest oczywiście najprostsza!
hortensja !
Ja wiem kim jest ta Pani z prenumeraty. To dzieki niej otrzymuje regularnie „Polityke” te zwyczajna czyli ordynaryjna i czasami cos w prezencie, ze wspomne o specjalnym nunerze 1917. Wszystko jest w porzadku, tylko ja mam apetyt na wiecej. Wokól „Polityki” powstaja ciagle nowe drukowane rzeczy. Na przyklad ksiazka Redaktora Zakowskiego, tez dostalem z dedykacja a chcialbym normalnie kupic dwa egzamplarze,
Teraz jest wydanie na temat ludzi roku 2007. Potem beda inne. Ja jestem prenumeratorem i dlaczego nikt mnie nigdy nie zapyta przy okazji kolejnego przyslanego numeru czy nie chcialbym otrzymac takiego albo innego wydawnictwa. Przepraszam. Raz otrzymale propozycje kupna ksiazek dla dzieci. Chyba dla moich prawnuków. Poczekam. Mozliwe, ze kupie. Sadze, ze Dzial Prenumeraty z bardzo sympatyczna Pania Monika móglby sam zaczac na siebie pracowac w bardziej dynamiczny sposób.
Czasami mam takie wrazenie, ze w wielu polskich firmach prawie wszystko doprowadzane jest do stadium gotowego produktu, tylko dalej, zeby wejsc z tym na rynek, niema checi albo sily. Albo fachowców. Wiedomo powszechnie, ze wyprodukowanie czegokolwiek w czasach obecnych nie nastrecza zadnych powaznych klopotów. Problemem jest, zeby to sprzedac. Jesli nie wierzysz w to co mówie, to sama zobacz kiedy byla ostatnie aktualizacja „prenumeraty”. Dzisiaj rano sprawdzalem, bylo niestety 27 stycznia 2007 a na wpisy czytelników nikt sie nie pofatygowal przez caly rok zajac jakiegokolwiek stanowiska.
Rzecz nie na tym, zeby usuwac problemy delikwenta, tylko nie dopuszczac do ich powstawania.
Pan Lulek
Hej, wrocilam! Nad rzeka dwaj panowie (pracownicy naszej gminy) w pomaranczowych kubraczkach przycinaja platany, a trzeci (terminator tj. uczen) rozdrabnia sciete galezie na wiory, ktore zostana wysypane na sciezkach do joggingu i do jazdy konnej (osobne), a to co zostanie – powedruje do kotlowni naszej szkoly opalanej nowoczesnym piecem na wiory. Panowie narzekali, ze maszyna do rozdrabniania galezi ma juz 18 lat, dziala swietnie, ale nie ma juz czesci zapasowych. Gmina bedzie niebawem musiala zakupic nowa.
Tu ilustracja:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/MojaRzeka
Jak bede miala czas, to dodam wiecej obrazkow rzeki Aare. Teraz tylko dzisiejsze, calkiem swieze 🙂
Piotrze !
Do Twojej zupy proponuje dawac gotowe dodatki.
Backerbssen czyli pieczony groszek, malenkie kulki z ciasta o neutralnym smaku albo Profiterolle, po polsku to chyba sniezynki. Najlepsze sniezynki jakie jadlem w moim zyciu byly pieczone w malej, prywatnej piekarni w Gdansku Wrzeszczu. Jakims cudem uratowala sie tam stara rodzina i dzielnie hodowala dawne tradycje znakomituch gdanskich piekarzy.
Przepis wspanialy, tylko poprobowac
Pan Lulek
Panie Lulku, święta racja. Mój problem w tym, że mam ochotę na plytę, którą Redakcja zalącza do następnej Polityki. A ponieważ obecnie mieszkam na wsi, więc przypuszczam, że tam dystrybutor nie pośle tego numeru, bo jak pisalam na blogu Pani Doroty z Sąsiedztwa, podejrzewam, że nikt tutaj nie doceni tej plyty. 🙂
Właśnie dostałam w e-poczcie barwny album od kumpla – w 4 załącznikach, bo pewnie inaczej nie właził. Jak Ania wróci poproszę, żeby i do Was wysłała. Część to obrazy, część fotografie, część fotografie upozowane na impresjonistyczne obrazy. Chyba nawet większość. Portrety ( w tym i koty), przyroda, anegdota obyczajowa. Nie znam się na tyle na fotografii żeby się „Mądrze” wypowiedzieć – po części razi mnie nasycony kolor. Podpisy francuskie. W grę wchiodzą ogromne powiększenia, bo obraz stanowi np zdjęcie dwóch pręcików kwiatowych i jest to-to piękne. Album liczy kilkadziesiąt kart i jak zawsze w takim tłoku są lepsze i gorsze. Bardzo zmysłowe, jedno przypomina tematyką Sławkową dziewczynę z kotem (tu są dwa koty) Sławkowe ciekawsze.
Helena !
Dziekuje za typ w Wiedniu. Niestety nie wiem jak sie z ta ksiagarnia skontaktowac. Jestem z konca swiata, sama rozumiesz chyba. Chetnie zatelefonowalbym i troche poplotkowal a przy okazji zlozyl wizyte. Jesli nie za wielkie klopoty, to podrzuc mi prosze dane tej ksiegarni. Sadze, ze nie bedziesz miala nic przeciwko temu jesli w rozmowie powolam sie na nasza znajomosc internetowa. Bedzie przeszkadzal przy pracy Jerzy Bogdanowicz. Mój mail jest nastepujacy:
gmerenyi@aon.at
Piekne uklony a u nemo juz wiosna na calego. Prawie jak w Europie tyle, ze w Szwajcarii.
Pan Lulek
Zapomniałam napisać o mojej zupie cebulowej. Bardzo lubię ale od jakiegoś czasu przestałam gotowć. A to dlatego, że u mnie )przepis stary jak świat) to ta celula w rondlu dusiła się pół dnia, aż rozpadała się na maż, a częściowo karmelizowała – potem przez sito przetrzeć do bulionu z przyprawami, potem śmietanką – kremówką lekko podprawić i na końcu obowiązkowo grzanki w ogromnej ilości, dosypywane sukcesywnie do talerza. Czasem grzanki zwykłe zamieniane na diablotki i wtedy też musiał być tego spory półmisek. Leniwa się zrobiłam.
Panie Lulku – namiary zna też PaOLOre, nawet pracuje dla właścicielki tej księgarni. IOpiekuje się jej informatyką.
Panie Lulku, przecież księgarnię w Wiedniu, o której pisze Helena obsługuje informatycznie paOLOre. I mówił o tym wielokrotnie. To dla Pani Zosi sprowadzał książki z Warszawy. I my się tam wybieramy podczas wizyty w Wiedniu właśnie z nim. Trzeba słuchać co mówią przyjaciele a nie tylko tokować rozkładając piękny ogon. Głuszec podczas tokowania nic nie słyszy. I zdarza się, że zamiast samiczki otrzymuje kulkę. Uważaj Pan Panie Lulku!
Cholera ciezka !
Znowu wszystko poplatalem. Na kogo tu zwalic. Juz wiem, na sily nieczyste. Skoro paOlOre ma namiary, to sprawa zalatwiona. Teraz rusze w bój. W stosownym czasie. Kulki prosze chwilowo nie posylac, bo moze mnie trafic prosto w to na co sobie zasluzylem.
Skruszony
Pan Lulek
Do boju Panie Lulku! Do boju!
A ja na wszelki wypadek juz dzis sprawdze poczte, moze paczka leci w tempie expresowym???
Wracam do pracy.
Buzia dla wszystkich.
Tuska
Panowie mnie ubawili… 🙂
Pozwólmy sobie tę myśl lekko pociągnąć.
Głuszec otrzymuje kulki. Takie malutkie, drobniutkie kuleczki. Niektórzy mówią na nie śrut.
Spiew głuszca to klapanie, trelowanie, korkowanie i szlifowanie, a głuchnie dopiero przy tym ostatnim. Wszystkie części śpiewu można w PanaLulkowych wpisach odnaleźć, przy czym trelowanie zmieniłbym na „trajlowanie”, a korkowanie na „odkorkowywanie” kolejnego wina. Niezła musi być też z Niego szlifiera (chrapie?!), jeśli sam Pan Lulek aż przy sobie głuchnie 🙂
Przepraszam, ale trofeum 🙂 (nie wiem jak pokazać pękanie ze śmiechu) stanowiłby cały, starannie wypchany Pan Lulek lub np. ów „piękny ogon”. Czasem myśliwi biorą jeszcze „gastrolity”, czyli kamyczki, które Pan Lulek, upsss…, głuszec nosi w brzuszku.
Pozdrawiam 🙂
Pan Lulek nie chrapie 👿
Nemo, potwierdzam!
Pare ladnych miesiecy mnie tu nie bylo, bo zaganiana bylam okrutnie, teraz poczytuje archiwum bloga jak powiesc w odcinkach. Fascynujaca lektura, wiadomo!
Pani Heleno, Merlin.pl jest swietna firma, ale nie az tak, zeby w dniu zlozenia zamowienia wysylac towar! Zazwyczaj przy kazdym produkcie znajduje sie opis, kiedy towar bedzie dostepny. Sporo chodliwych pozycji maja na stanie, ale na wiele trzeba czekac tez od 3 do 5 dni, a nawet caly Bozy tydzien. Zdarza sie i tak (wszystko to z nimi przerabialam), ze pisza po 2 tygodniach, iz ksiazke co prawda oferuja na stronie, ale okazuje sie, ze jej juz dane wydawnictwo nie posiada. I wtedy pojawia sie opcja, czy realizowac zamowienie bez tej jednej pozycji, czy tez anulowac calosc.
Natomiast zgadzam sie, ze jest to bez watpienia najlepsza firma wysylkowa, a teraz w dodatku bardzo poszerzyli swoja oferte. Kupuje u nich od 4 lat i raz tylko mialam problem, w dodatku ladnie i sprawnie na moje protesty zareagowali i w trybie przyspieszonym zaradzili.
Polecam kupowac hurtem, jak sie juz troche zachcianek nazbiera, gdyz od jakiejs sumy (chyba od 150 zlotych) przesylka, nawet kurierem, jest darmowa, niestety tylko na terenie najjasniejszej Rzplitej.
Mam tez bardzo dobre doswiadczenia z zakupami bezposrednio z wydawnictw: sklep internetowy PWN, Wiedzy Powszechnej i ksiegarnia wydawnictwa CH Beck to moi pewniacy.
Tak wiec, Panie Lulku, jesli jest Pan uzbrojony w karte kredytowa, to zakupy ksiegarskie przez internet to pestka.
Jesli kogos interesuje moja ulubiona rzeka, nad ktora tworza sie endorfiny, to zapraszam na spacer:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/MojaRzeka
Dziekuje za komplementy !
Jak sa w domu ladne dziewczyny, to czy one dadza chrapac ?
curiosa !
Ja donosze, ze nie mieszkam na terenie Rzplitej, tylko na koncu swiata czyli w Poludniowej Burgenlandii. Ode mnie mozna wyslac sobie poczte na przyklad do Afryki przy pomocy bociana. W drodze powrotnej zabiera dzieciaki. Ostatnio para bociania przaniosla dwoje w tym samym miesiacu. Pan Bocian przyniósl dziewczynke a Pani Bocianowa chlopaka. Obydwoje wyladowaly u sasiadów. Cale szczescie, ze do mnie nie przyszlo wezwanie do zaplacenia poczty. Na wszelki wypadek ucieklem w tym czasie z domu na urlop a kiedy wrócilem bylo juz po chrzcinach i sprawy rozeszly sie po kosciach. Mój klopot polega na tym, ze zyje co prawda w strefie Schengen ale w systemie Euro a nie funtów szterlingów, koron szwedzkich, czy dolarów lub zlotówek. Kiedy ceny towarów sa podawane w innych walutach, to mój bank glupieje. Kursy ciagle zmieniaja sie i nikt nie jest pewien, czy dzis wyslana kwota pieniedzy nie bedzie jutro zbyt duza albo co gorsze zbyt mala. Oczywiscie, zdaje sobie sprawe, ze jest to sytuacja przejsciowa i wyklaruje sie po moim zejsciu z tego swiata. Trzeba tylko poczekac.
Chyba, ze przylacze swoja wioche na zasadach enklawy do najjasniejszej Rzplitej.
A tymczasem zbieram ciegi i glupio mi, ze przysylaja mi przesylki i wpadam w coraz wieksze dlugi moralne. Bede chyba odplacal sie wlasna gruszkówka albo uhudlerem.
Pan Lulek
Nemo ja jestem urzeczony Twoją rzeką.
Całe te Twoje okolice są nieprzyzwoicie wprost piękne, czyste, kolorowe, uporządkowane. To jest nemo jakaś bujda. Foto szop.
U nas s
Miasteczko wygląda jak makieta kolejki Piko.
A ten drewniany , zadaszony most to prawie jak z filmu „Co się wydarzyło w Madison County” !
Ale kaczki i łabądki to u nas takie same!!
Reszta……chyba już nie….. 🙁
A czy paOlOre nie mieszka czasem na Litewskiej w Warszawie?
Panie Lulku,
Gruszkowke prosze zostawic w spokoju. Samochodzik na niej jezdzi, a moze kiedys i ja na niej pojade!
Buzka
Tuska bez nerwów prosze !
Napewno na niej pojedziesz. Na gruszkówce ma sie rozumiec. Postaram sie zeby starczylo na was dwoje. Niedlugo rozpoczne praktyczna nauke zawodu z wiadomej umiejetnosci. Pierwsze zajecia zarezerwowala dla siebie grupa seniorów. Co mi tam, raz przynajmniej uczniowie beda starsi od nauczyciela. Cos jak uniwersytet trzeciego wieku.
Troche jestem w nerwach, czy bede w stanie wrócic do domu o wlasnych silach. Samochód i ja, kazdy na podwójnym gazie, moga byc problemy. Chyba zamówie taksówke, na koszt kursu ma sie rozumiec.
Doswiadczony naciagacz
Pan Lulek
Panie Lulku ukochany
Ja rowniez nie mieszkam na terenie Najjasniejszej, a na wyspie deszczowcow, wiec obiektywnie rzecz biorac – dalej od Rzplitej niz Wacpan. Ale karte kredytowa Wacpan posiadasz?
Otoz melduje, ze taki Merlin na ten przyklad organizuje przesylki i w Europie, i poza Europa. Sobie Pan poczytac mozesz:
http://merlin.pl/frontend/info/help/delivery.html
Placi sie karta na koncu transakcji, a przeliczanie ze zlotowek na euro naprawde jest na poziomie szkoly podstawowej: dzieli sie kwote w zlotowkach przez 3.5 i otrzymuje sie sume w przyblizeniu, ktora zazwyczaj pokrywa sie z tym, co pojawia sie na wyciagu bankowym. Dziecinada, szanowny Panie. Nie trzeba bac sie nowoczesnych wynalazkow, bo ulatwiaja zycie, i nie warto robic z siebie internetowego kaleki, bo i tak nikt Panu nie uwierzy. Wszyscy wiemy, jaki Pan jest obrotny, wiec prosze nam tu tego… kitu… nie wciskac. 😉 Prawda, blogowicze?
A wygoda nieslychana. Poklika sie troche, a za pare dni paczka w drzwiach. Na przyklad z dzielami wszystkimi Adamczewskich. No i co, nie pokusilo Pana, zeby skorzystac?
Chcialam jeszcze zaznaczyc, ze w Merlinie nie pracuje. Pisze jako zadowolony klient i konsument. A zaczela pani Helena 😉
Dobry wieczór!
Pyro,
mam jeszcze jeden egzemplarz Gdańskiej książki kucharskiej i z przyjemnością oddam go w dobre ręce. Myślę, że madame Pyrze się należy i już :))
Co to ja jeszcze chciałam napisać, aha. Bardzo podobał mi się wczorajszy przepis Iżyka, pewnikiem nie będę owego „świństwa” przyrządzać, ale świetnie mi się ten tekst czytało. Lubię czytać Państwa wpisy, opowiadacie kapitalne historie (zwłaszcza Helena, Pyra, Pan Lulek), jak to teraz mówią: szacun.
pozdrawiam serdecznie
Dobry wieczór!
Pyro,
mam jeszcze jeden egzemplarz Gdańskiej książki kucharskiej i z przyjemnością oddam go w dobre ręce. Myślę, że madame Pyrze się należy i już 🙂 )
Co to ja jeszcze chciałam napisać, aha. Bardzo podobał mi się wczorajszy przepis Iżyka, pewnikiem nie będę owego ?świństwa? przyrządzać, ale świetnie mi się ten tekst czytało. Lubię czytać Państwa wpisy, opowiadacie kapitalne historie (zwłaszcza Helena, Pyra, Pan Lulek), jak to teraz mówią: szacun.
pozdrawiam serdecznie
Czytając Twoje nemo opowieści o wyprawach po nadrzeczne endorfiny, wyobrażałem sobie tę rzekę jako niespiesznie wijący między pagórkami nurt, obrośnięty po obu brzegach krzewem i drzewem rozmaitym, połaczonych rzuconym tu i ówdzie pniem świerkowym. Tak sielsko i anielsko. A w tle, gdzieś tam hen , monumentalne szczyty.
Słońce zachodzi, jeleń ryczy…. 😉
A cóż widzę? Okiełznaną przez człowieka betonem miejską rzekę, obramowaną zaplanowaną i pielęgnowaną zielenią, której brzegi łączą różnej konstrukcji mosty. Ale zachwyt i zrozumienie dla łatwości z jaką łapiesz tam endorfiny pozostaje. 🙂
Mostów macie pewnie więcej niż moja stolica. Naliczyłem osiem- w tym jeden kolejowy i jeden kolejowo -drogowy. Nad kolejnymi, bardzo potraebnymi, moja stolica mysli intensywnie. Planuje, kombinuje, kłóci się z ludżmi, ogłasza przetargi, unieważnia. Byle tylko zachować nieskalaną, choćby jakimś minimalnym podejrzeniem o korupcję czy przekręt, reputację.
A my, jej mieszkancy przepychamy się przez te istniejące mosty, rozkolebane drogi, patrzymy na ten bałagan urbanistyczno-architektoniczny i jedno czego możemy nad naszą rzeką się nałykać to spaliny i kortyzol. 🙁
Justyno!!
A ja właśnie na jutro planuję zakup, godnego Iżykowego przepisu, kawałka świństwa i odtworzenie w swojej kuchni całej akcji.
Będzie to komedia? dramat? w kilku aktach.
W głównych rolach : patelnia, smażący i sufler.
O efektach blogowisko, jeśli ciekawe, poinformuję. 😉
Nie usmaż suflera przy okazji, antku, a i jak sufler porobi za fotografa, to nie zawadzi 🙂
Justyna,
tutaj masz namiary na Pyrę. W lepsze ręce by trafić nie mogło:
Kontakt z Pyrą:poczta – J.Kodyniak@wp.pl
Resztę poda Ci sama 🙂
Antku, ja tu mam trzy rzeki, a wlasciwie rzeke (Aare) i dwa nieobliczalne gorskie potoki (Lütschine) i Lombach, ktore niejeden juz raz niosly chaos i zniszczenie, ale tez dzieki ich aluwiom powstala miedzy polodowcowymi jeziorami plaska rownina, gdzie mogli sie osiedlic ludzie i zyc w miare bezpiecznie nie zagrozeni lawinami i nadmiarem sniegu. Musisz pamietac, ze tu wokol doliny sa gory do wysokosci ponad 4000 metrow, a wszystka woda z nich splywajaca musi przeplynac przez nasza okolice. Rzeki, zagrazajace w czasie roztopow i ulewnych deszczow powodzia, probowano okielznac i ujarzmic budujac sluzy, umocnienia, waly. Udalo sie to dosyc dobrze, kosztem utraty dzikosci i naturalnosci, co znowu probuje sie przywracac w rozsadnej skali. Rzeka Aare zostala ucywilizowana, jak Dunaj w Budapeszcie, ale jak jeziora sa przepelnione, to i ona wystepuje z brzegow. Odcinek rzeki miedzy jeziorami ma zaledwie 7 kilometrow, a brzegi lacza 3 mosty kolejowe, 6 drogowych na glownym korycie i kilka na odnogach oraz kilka kladek i drewnianych mostow (jak w Madison County, tylko perfekcyjniejsze 😉 ) dla pieszych i rowerzystow. Mamy tez wlasna elektrownie wodna, a poziom wody w rzece i jeziorach jest regulowany kilkoma sluzami. Przykro mi rozczarowac Twoje romantyczne wyobrazenia, ale zapewniam, ze zdjecia nie sa manipulowane i woda jest naprawde taka czysta i turkusowoniebieska 🙂
Na tym planie okolicy mozesz sobie dokladnie obejrzec stosunki wodne. W duzej czesci doliny wody gruntowe zaczynaja sie juz na glebokosci jednego metra. Jeziora siegaja glebokosci 260m (Brienzersee) i 217m (Thunersee). Roznica wysokosci npm wynosi 6m/7km, wiec rzeka plynie wartko i niesie 590m.szesc. wody/s. Wody nam wiec nie brakuje 🙂
http://map.search.ch/interlaken
Dziękuję, Alicjo. Zaraz wyślę maila do Pyry.
Antku, będę jutro czekała na Twoją relację; dramat, mówisz? Ciekawam 🙂
Czy mógłby ktos z obecnych sprobować, czy adres działa?
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/
Z góry wdzięcznam…
działa, Alicjo!
Dzięki,
widzę, że sie sprawdza 🙂
Alicjo !
Dziala nawet w nocy i po ciemku. Nie wiadomo na czym sie skoncentrowac. Prawdziwa Kanada. Tyle tego, ze starczy na cala noc i przedpoludnie.
U ciebie wieczór a u nas pelna noc. Wam to dobrze bedziecie dluzej zyli.
Od poniedzialko, kiedy zacznie sie nowy rok weglug julianskiego kalendarze spróbuje z Merlinem. Moze wyjdzie.
Jak zwykle spózniony w czasie, Nocny Marek
Pan Lulek
Widzę, że pod nieobecność wywoływany byłem do tablicy.
Heleno,
nie mieszkam na Litewskiej, ale pewnie masz na mysli Mariusza, kooperatora Zosi, który kooperuje głównie w Warszawie, a czasem nawet zastępuje Zosię w Wiedniu, coby sobie bidulka mogła parę dni w roku odpocząć. Ja mieszkam najczęściej w drugiej dzielnicy Wiednia niedaleko Prateru, czasem w dwudziestej drugiej obok UNO-City.
Panie Lulku,
namiary na Xięgarnię znajdziesz tu: http://www.ksiegarnia-polska.com
Kiedy znowu zaszczycisz Wiedeń swoją Pana Lulkową osobą, możemy razem wybrać się do Zosi. Radziłbym przyjechać z zapasem gruszkówki, śliwkówki albo innej panalulkówki, jako Mobilitaetgarantie 😉
Dodaję, ze w miare refleksu zbieram Wasze przepisy w http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/ Czasami coś mi umknie przez nieuwagę. Bardzo zachęcam do upominania się o wstawianie tego czy owego, bo ja tu zawsze jestem z doskoku i nie wszystko mi utkwi w głowie. Pewnie nasze Kochane Zwierzatko z Antypodów za jakis czas włozy to w odpowiednie szufladki Książki Kucharskiej, tworzonej przez nas.
Panie Lulku,
to tylko takie złudzenie, że żyjemy 6 godzin dłużej od Austrii 🙂
Ale człowiek złudzeniami żyje (no, moze nie całkiem, ale jednak). Inaczej by sobie z łuku w łeb strzelił, zdesperowany!
A tak, mialam na mysli Mariusza, ktorego nie znam. Ale wiem dokladnie gdzie mieszka – obok, w sasiedniej bramie, mojej przyjaciolki Helenki. Stad pamietam jakas opowiesc Zosi. A Zosia najbardziej kocha cos co sie nazywa lemon curd – nigdy nie probowalam. Nie widzialam jej od paru lat. Prosze serdecznie pozdrowic. Mieszkalam u niej kilka dni z Irenka L.
No tak, wszyscy poszli spać 🙁
Kto poszedl spac, to poszedl.
Juz dzikich zbójców cichy objal sen. To chyba z Szecherezady Rimskiego Korsakowa, tluka sie melodie po lbie i tyle. paOlOre moze sobie spac. On spi jak bezgrzeszny czlowiek w cieniu UNO City. Skoro u nas jest juz rano, to w Kanadzie jest gleboka noc, to i czemu Alicja sleczy przed komputerem. Sam nie wiem. Do mnie odezwal sie Merlin. Chyba jednak popróbuje troche wczesniej zabawic sie w zakupy internetowe.
A moze troche pospie. A nuz a widelec sie uda
Pan Lulek
A tak, Panie Lulku, tak. Przypominam refren stareńkiej piosenki :
„Śpią już w lesie krasnoludki,
las uśpiony śpi
i Kapturek śpi malutki,
Babcia śpi i Wilk”.
O przepraszam Babcia nie śpi, Dziecko wyprawiła do roboty, śniadanie zaliczyła, pije drugą kawę.
UmyśliłaM SOBIE NA DZISIAJ JABłKA W CIEśCIE ZROBIć. Już wiem dlaczego włączam majuskułę – otóż zahaczam palcem o klawisz caps lock przy uderzaniu litery „a” , a nie z powodu nadmiernie rozdętego „ego”, a na jutro i poniedziałek przygotuję sznycelki z kurczaka. Dlaczego aż na dwa dni? Ano, dlatego, że robi się tego dużo, za dużo na 1 raz dla dwóch bab, więc połowę smaży się jednego dnia, a połowę drugiego. Dla 4 osób może być na obfity posiłek jednorazowy. W ogóle, to przepis ściągnęłam kiedyś z prezentacji Makłowicza, a pochodzi z kuchni Beneluksu. Sprawdza się aż miło i jest to absolutnie genialny sposób na nakarmienie „kompanii wojska” stosunkowo niedużym kosztem. Zaraz ten przepis podam zaznaczając jedynie, że z podanej proporcji można śmiało ugościć 6-7 osób, więc ja dla nas robię z połowy, a i tak jest tego na dwa dni.
Sznycelki z kurczaka
4 filety z piersi kurczaka (50-60 dkg)
4 duże cebule
3 łyżki dobrej oliwy.
3 łyżki mąki ziemniaczanej,
2 przeciśnięte ząbki czosnku,
25 dkg pieczarek,
sól, biały pieprz, kilka kropel tabasco
1 łyżka przyprawy w płynie Maggi, 1 łyżka sosu sojowego.
4 jajka
tłuszcz do smażenia
Cebulę pokroić w kosteczkę i dobrze posolić; odstawić na 20 minut
pieczarki udusić na tłuszczu, mięso pokroić w nieduże kostki, dorzucić do cebuli, wcisnąć czosnek, wbić jajka, wlać sos i przyprawę, 3 łyżki dobrej oliwy, wsypać mąkę ziemniaczaną, wkręcić biały pieprz, wszystko dobrze wymieszać i odstawić mazidło na 2 godziny do lodówki Rozgrzać oliwę (albo inny tłuszcz) na patelni, nabierać łyżką masę i kłaść na rozgrzanym tłuszczu. Każda łyżka to jeden sznycelek. Smażyć do zrumienienia, przewrócić, usmażyć z drugiej strony.
I to wszystko. Smaczne, szybciutkie w wykonaniu (najdłużej trwa krojenie) można też zjeść na zimno. Naprawdę jeden z przydatniejszych przepisów.
Dzien dobry w zimowy poranek! Prognozy sie sprawdzily. Od rana padal deszcz, teraz juz ze sniegiem i gory pobielaly (tak sadze, bo nic poza sniegiem i mgla nie widac 🙁 ) Moj osobisty ruszyl na kolejna ekspedycje jaskiniowa z „naszym” Geologiem, jednym siwowlosym doktorem filozofii z corka-studentka („To jest twoje hobby, nie moje!”) i jeszcze innymi grotolazami, ktorzy maja czekac przed wejsciem. Wieczorem pojawia sie na kolacji. Zrobie chyba znowu klasyczne danie – soczewice, zwlaszcza ze mam kawal boczku i gotowana szynke, a towarzystwo znowu inne 🙂
Pyro, te sznycelki sobie zanotowalam, wygladaja apetycznie 🙂 Ktorejs nocy, niedawno, widzialam Maklowicza gotujacego w Toskanii zupe „frantoiana” ze swieza oliwa. Znalazlam ten przepis we wloskim internecie i postanowilam tez ugotowac, bo zapowiada sie nadzwyczaj apetycznie i jest calkowicie wegetarianska. Podstawa jest fasola borlotti, ktora nabylam wczoraj. Moze zrobie ja zamiast soczewicy, a szynke i boczek podam osobno?
Jaka to fasola, Nemo?Za sznycelki gwarantuję, bo od kilku lat robię je c-ca 4 razy w roku. Teraz chcę opowiedzieć o winie, które piłyśmy wczoraj, a dokończymy dzisiaj. Wino jest chilijskie, czerwone Oveja Negra (czarna owca?) typu cabernet syrah, a pochodzi z 2005 r. Wrażenia? Wino niezłe, trochę bardziej cierpkie niż znane mi cabernety, na nutkę słodyczy trzeba czekać dosyć długo, i lubi dość długie napowietrzanie (drugi kieliszek był lepszy od pierwszego). Stwierdziłyśmy z Anią, że warto taką butelkę mieć w zapasie domowym. Niedrogie (ok 26 złotych)
Pyro, fasola Borlotti wyglada tak:
http://www.bbc.co.uk/food/glossary/b.shtml?borlotti_beans
Jest to odmiana fasoli tyczkowej. Nasiona sa rozowawe w ciemniejsze ciapki. Bardzo popularna w kuchni wloskiej. Ma smak slodkawy i kremowa konsystencje.
Jesli nie ma borlotti, to mozna zastapic biala drobna fasolka. Borlotti sprzedaja w Polsce w sklepach ze „zdrowa” zywnoscia.
Tu jeszcze o fasoli:
http://www.wprost.pl/ar/39248/Bikont-do-Maklowicza-Maklowicz-do-Bikonta-Fasolowy-zawrot-glowy/?I=1055
Tu sa rozne fajne fasole:
http://www.naturo.pl/index.php?cPath=56
Dzięki Nemo. Obejrzałam fasolki – niektóre dobrze znam i nie miałam pijęcia, że to ekskluzywna, naturalna żywność (tu miordka uśmiechnięta)
Izyku,
zgadza się. Tyle tylko, ze po Wandalach nie pozostał tam już żaden smrodek. Natomiast to, co tam widać i czuć pod językiem i nikt się tego nie wypiera jest zapewne spadkiem po arabach. A tubylcy uważają to za powód do dumy. Arabowie zawładnęli nie tylko Andaluzją, ale również wprowadzili tam nowe zwyczaje. Kultura ta na całe szczęście dla naszego podniebienia pozostała do dnia dzisiejszego. Choćby to, ze przed głównym żarciem podaje się tam małe przystawki.
A dzięki ich ówczesnym wyrafinowanym technikom nawadniania zmienili ten rejon w kwitnący ogród. Powsadzali tam w glebę produkty, bez których w dzisiejszej kuchni hiszpańskiej nie można się obejść: ryz i migdały, oberżyny cukinie i karczochy, owoce cytrusowe oraz szafran i cynamon.
Pozostałe dziedziny życia poczynając od języka, w którym do dnia dzisiejszego pozostało ok. tysiąca słów w użyciu, do elementów architektury wykorzystywanych w nowoczesnym budownictwie co widoczne jest na każdym kroku.
Co natomiast tyczy się palenia, w barach knajpach czy restauracjach, nastąpiła zmiana przed paroma miesiącami. Wzorem innych nowoczesnych europejskich krajów wprowadzono zakaz palenia w wielu z tych lokali. Na stosujących ten przepis lokalach poprzyklejane są klepsydry papierosa. Wchodzisz tam spokojnie i bez stresu. Czujesz zapach szynek i wina. Słyszysz salud, amor y dinero > za zdrowie, miłość i pieniądze. To życzą sobie Hiszpanie przy toastach. Nastrój wzrasta z kolejnym kieliszkiem. Po czasie zmienia się tapasbar na następny.
Ale to, to już zupełnie inna historia …..
dobrego dnia i salud, amor y dinero
Arkadiusu, juz Cie widze, jak w cieniu cejlonskiego cynamonowca 😉 raczysz sie iberyjska szynka, ktora faktycznie jest wspaniala, choc swinie-dawczynie mieszkajace w pietrowych barakach-kacetach zatruwaja cale okolice (wody gruntowe). Hiszpania produkuje prawie 40 milionow takich szynek rocznie, a bezludne tereny Katalonii pelne sa calkowicie zautomatyzowanych ferm mieszczacych tysiace zwierzat ogladajacych slonce najwyzej w drodze do rzezni 🙁 Jedynie „Pata Negra” ze swin karmionych zoledziami (10% produkcji) i suszona do trzech lat nie pochodzi z produkcji masowej. Tu jest troche informacji i porownanie z innymi suszonymi szynkami.
http://www.consorcioserrano.com/de/pratical-informations/technical-guide.php
nemo! znowu kusisz. Tym razem po swinsku. Pardon mialo byc swinskimi szynkami. Tylko nie bardzo rozumiem do konca, czy te szynki to zahodowali arabowie czy ich nastepcy. Wszystko jedno kto. Pysznosci. Kuchnia hiszpanskas wszysto jedno skad to jest zawsze przezycie a do tego ichne wina. Tyle, ze w Hiszpanii odleglosci sa wszedzie duze. Nie to co u Was albo u nas.
Wiosna zadomowila sie na calego. Dzisiaj robilem porzadek z ziolami. zakladalem nowe woreczki, które wisza w calym mieszkaniu. Najmocniej pachnie o tej porze wysuszona lawenda. Mam jej kilka gatunków ale na mój nos wszystkie pachna tak samo. Kwitna tylko w róznych kolorach. Inne ziola, to tylko maly akompaniament. Teraz niedlugo zacznie sie sezon swiezych ziól z ogródka mojego i sasiadów i dlatego stare poszly do worków na pachnienie. Snieg znika bo i + 11 stopni Celsjusza.
Chyba czas powoli zaczac przygotowania do nastepnego Zjazdu.
W najblizszy piatek bede prowadzil pierwsze zajecia praktyczne i uczyl mlodziez rzeczy w zyciu niezbednych.
Wiejski nauczyciel in spe
Pan Lulek
Arabowie, dobre, ha ha 😆 Panie Lulku, bodajbys cudze dzieci uczyl 😉 Czy juz trenujesz zajecia praktyczne? Uwazaj, aby nie zabraklo Ci materialu do demonstracji 🙂 U mnie zimno i bialawo, ale ma znowu przyjsc halny 🙁
Piękny dzień dzisiaj w Warszawie. A jeszcze o 9 rano nic nie zapowiadało takiego rozwoju wypadków. Szaro, chmurno, z domu wyjść się nie chciało. Żona ma eM. pojechała sobie na warszawskie Koło gdzie sobotnio-niedzielnie odbywa się targ staroci a mnie biednego pozostawiła na pastwę losu. Ale nie dałem się! Pojechałem na sobotni bazarek do Ursusa, tego od traktorów, celem zakupienia rzeczy różnych, w tym i tych niezbędnych do zrobienia Iżykowego świństwa. Zaraz na wejście rozczarowanie ! Zamknięty pawilonik mięsno- wędlinowy!!! A tam było zawsze dużo i ładnie. Zmuszony byłem więc kupić świninę w Leclerku 🙁
Pierwsza pewna niezgodność recepturowa!!! Pozostałe zakupy warzywno -owocowe bez problemów.
Dla ciekawych dzisiejszych bazarkowych notowań wynotowałem:
Ziemniaki od 0,3 do 1 zł, marchewka i buraki 1-1,50, pietruszka 3-5, seler 2-3, por 1 sztuka 0,8-1,50, cebula zwykła 0,8-2, czerwona 2-2,50, cukrowa 3,50, kapusta w głowkach -biała 0,6zł/kg, czerwona i włoska 1,2-2 zl/kg, pomidor 8-9, ogórek świeży 7-8, cykoria 5-9, sałata zwykla 2, lodowa 4,5 , pekińska 3-3,50, papryka czerwona 9-12, zielona połowe tego, rzodkiewka 2-2,50, pieczarki 6, brukselaka i rzepa po 4.
Jabłka w dużym wyborze 2-4 zł. Po 4 była szara reneta!! Ale te stare odmiany zawsze najdroższe. Gruszki ; konferencja 4,50-5, lukasówka 3,50, coś co udawało klapsy! 6 zł.
Orzechy laskowe 9-10-12, włoskie 7-10-15. Kapusta kwaszona 3-3,50, ogórki kwaszone 8.
Mandarynki i pomarańcze w przedziale 5,50- 7,50. O! jeszcze ryby ; żywy sum 20, amur 13 ( śnięty 10 ) karp 12, szczupak wypatroszony 20.
Nie znudziłem?? Polskę może trochę tak, ale zagranica może sobie porównać te ceny ze swoimi.
Nemo przypomniała o soczewicy. Kupiłem piękne pół kilograma wędzonego boczku!! Będzie jak znalazł na powrót z jaskini! Tylko gdzie ja tu znajdę jakąś malowniczą dziurę? Chyba pozostanie odwiedzić podziemny garaż, albo pójdę do z latarką do piwnicy! 😉
Świństewko, jak wspomniałem kupiłem w markecie. Nie lubię tam, wszystko popakowane w plastik, ani tego obejrzeć, ani powąchać….Ale siła wyższa!
Leżakuje już sobie w lodówce z warzywami, kuleczkami, igiełkami, winko popija.
I tu zawiadamim blogowisko, dalszy ciąg nastąpi jutro!!! Wszak nakazane zostało dać śwince dobę wolnego!!!
Jako skórzana tapicerka wystąpiła u mnie własnego wyrobu borówkówka. Chlapnąłem do gara. Jałowcówki nie posiadałem. Chiba że zrobię na szybko – kielonek czystej+ziarnko jałowca 😉
A za oknem piękne słońce!!!! Na nasłonecznionym termometrze było 18 stopni!!! Teraz jest tylko 9.
Dzisiaj wychodzimy na urodziny pewnej młodej kobiety. Ma 4 latka, nazywa się Agatka. Jej tata to Kuba. A Kuba to nasz syn. 😀
Ooooo! Zona wróciła!! Idę patrzyć co kupiła.
……………………..i………………….d………………….ę………………….
E, nic nie kupiła.
Życzę miłego, w zależności od miejsca na ziemi dnia, popołudnia lub wieczoru!!
Antku, dziekuje za podanie cen. Strasznie drogie te pomarancze! Przedwczoraj w Bernie, w sklepie wloskim (wina, makarony, owoce, warzywa) kupilam piekne pomarancze tarocco z Sycylii po 2Fr/kg (ca 4,40 zl). Ale jablka u nas po 3-5 Fr 🙁 A na dworze nadal ponuro. Jestemy akurat na granicy opadow sniegu (600 mnpm), wiec jest tylko mokro 🙁
PS. Najlepsze zyczenia dla Agatki 🙂
Pyro najdrozsza i najbardziej kompetentna osobo w zakresie pocztownictwa.
Odpowiedz prosze na pytanie jak jest obecnie z wysylaniem w Polsce paczek. Swego czasu istnial przepis, ze paczka musi byc obowiazkowo przewiazana sznurkiem. Swego czasu musialem wyslac paczka w Urzedzie Pocztowym w Gdansku Oliwie. Paczka miala pojechac do Warszawy. Byla w kartonie owinieta w brazowy papier pakunkowy i zaklejona tasma samoprzylepna. Waga okolo 2 kilogramy. Panienka na Poczcie oswiadczyla mi, ze nie moze przyjac przesylki bo jaka list jest zbyt ciezka a jako paczka powinna byc owiazana sznurkiem. Sznurka poczta nie miala. Nie ten asortyment. Spieszylo mi sie a najblizszy sklep ze sznurkiem djabli wiedza gdzie. Nagle olsnienie. Przesiez mialem buty typu kamasze ze sznurowadlami. Urzad byl pusty. Usiadlem na podlodze i zaczalem rozsznurowywac buty. Dwie zwiazane sznurówki starczyla na zawiazanie paczki. Zawiazalem i pomaszerowalem do okienka. Panienka popatrzyla z wysokosci urzedu i oswiadczyla, ze to nie jest sznurek tylko sznurówki. Gdybym mial w reku bombe, to bylby pierwszy samobójczy zamach bombowy. Wywalilbym ten cholerny urzad razem z panienka a sam zameldowalbym sie u Swietego Piotra z prosba o odpuszczenie grzechów i dzialanie w stanie wyzszej koniecznosci. W tym momencie zza zaplecza wyszedl jakis wyzszej rangi funkcjonariusz instytucji. Z glupia frant zapytalem go czy moja paczka jest prawidlowo zapakowana. Prawidlowo powiedzial, troche zbxt kosztowny sznurek, ale moze byc. Nie skomentowalem sprawy a panienka przyjela przesylka jako ekspres. Za dwa dni byla w Warszawie a moi znajomi nie mogli sie nadziwic dlaczego przewiazalem ja takim nietypowym sznurkiem czyli sznurowadlami. Kupilem nowesznurowadla w tym samym dniu a te stare odebralem przy okazji. W ten sposób posiadalem dwie nogi lewa i prawa, dwa buty analogicznie i cztery dlugie sznurowadla z mozliwoscia wyslania w razie potrzeby kolejnej paczki.
Podczas pobytu w Polsce z okazji Zjazdu albo wczesniej zamiaruje wyslac paczke do znajomych z terenu Polsaki. Stad moje pytanie, ze Pyra jak ekspert pocztowy pomoze znalezc odpowiedz, czy nadal obowiazuje sznurkow przepis.
Caly w rozterkach ale z przygotowanym na wszelki wypadek sznurkiem.
Pan Lulek
Za wszystkie bledy ortograficzne i gramatyczne przepraszam ale przez pomylke nacisnalem zbyt wczesnie pole „Dodaj komentarz” i poszly konie po betonie.
P.L.
Antku – pannioe Agacie wszystkiego najlepszego.
W Poznaniu też był śliczny dzień i ciepły. Teraz już zmierzcha się i za chwilę będzie wieczór całą gębą U nas ceny wyższe z tym, że ja kupuję w sklepach, bo nie jestem w stanie dotrzeć na targowiska. Ceny ryb z Reala podawałam w zeszłym tygodniu, warzywa też o złotówkę droższe, tylko pieczraki odrobinę tańsze. Wszelakie zielsko w pęczkach po 1,50 Pomarańcze rzeczywiście drogie – dzisiaj kupowałam 2 szt i miały prawie kilogram. Anka lubi te wielkie, słodkie „pępkowe”. Mięsiwa jeżeli kupuję w markecie, to wyłącznie tam, gdzie w dziale mięsnym jest stoisko tradycyjne prócz regałów z paczkowanym. U nas takie stoiska są w Realu, Piotrze i Pawle i w „Oszołpomie”. Kupuje się ram raczej dobrze, bo mają duży wybór, a z uwagi na spory obrót towarowy nie ma czegoś, co zalega od tygodnisa w lodówkach.
Nie, Panie Lulku, nie musisz już wozic ze sobą zapasowych sznurowadeł. Od czasu gdy poczta wproszadziła m.in własne kartony opakowań paczek, są one oklejane taśmą – podobnie jak na Dzikiem Zachodzie. Gorzej, jeżeli się paczkę pakuje w domu w kartonik z odzysku; wtedy trzeba zawinąć w papier i dopiero okleić.
Zapomniałam, to ta skleroza. Aekadius – piękny reportaż z Andaluzji. Aż mnie zamurowało. Z tego sprawdzianu masz u mnie 5 +
Panie Lulku, u nas sznurki sa zabronione, zwlaszcza z kokardkami, bo zaplatuja sie i unieruchamiaja automatyczne sortownie. Paczki okleja sie tasma klejaca lub opasuje waska plastykowa, chyba ze specjalnego urzadzenia sklejajacego koncowki, zeby nic nie zwisalo i powiewalo 😉
Nemo,
Jak na osiemnastoletnie, to te maszyny całkiem nieźle rżną. Ale gmina mogłaby zakupić nowe. Te jako dojrzale /a są już wg prawa pełnoletnie / mają prawo oficjalnie się pieprz .. Nikt im nic złego powiedzieć nie może, zabronić również.
Chyba do tych sznurowadel przyjdzie mi kupic nowe buty. Tyle, ze w trakcie tylu przeprowadzek, to ja pewnie je zgubilem, te sznurowadla. Chyba kupie mokasyny i bedzie spokój. Tylko po co mi te mokasyny.
Ciagle jakies klopoty. Swiat zmienie sie zbyt predko.
Czas rozpoczac przygotowania do pierwszych zajec praktycznych. Ania moglaby podpowiedziec, czy powinienem przygotowac sciage, czy leciec po prostu z glowy, ewentualnie wziasc srodek na rozszerzenie szarych komórek.
Caly w rozterkach
Pan Lulek
Witam wszystkich i na początek melduję, że Pyrze placki z jabłkami wyszły znakomicie – głaszczę sie po brzuszku.Co do wspomnianego przez mamę dania z kurzych piersi – potwierdzam. Pychota! Uwielbiam, gdy w domu serwuje mi to to na talerz.
Nemo – okolica przepiękna. Dodam tylko, że w polskiej szkole wspomina się o rzece Aare na lekcjach geografii w 2 klasie liceum – podaje się, że jest to przykład rzeki o reżimie lodowcowym, która osiąga stany wyżowe latem. Możesz to potwierdzić? Zdjęcia są wspaniałe. Gdybym mieszkała w okolicy to całymi dniami chodziłabym na spacery. Mostki… romantyczne. No po prostu z całego serca zazdroszvczę (w sensie pozytywnym. Zero zawiści). A kolor rzeki z czego wynika? Normalnie kolor turkusowy kojarzy mi się z połączeniem wody ze skałami wapiennymi. Czy tutaj ma to związek z lodowcem?
Panie Lulku trzymam kciuki za zakupy internetowe i życzę powodzenia na zajęciach praktycznych 🙂 Gdy mi na czymś baaardzo zależy to mam taki skrócony konspekt (same hasła). Wiąże sie to chyba z wadą wrodzoną polegającą na zbyt dużym gadulstwie i skłonności do dygresji. Uwielbiam opowiadać na lekcji anegdotki i różne ciekawostki. Konspekt przydaje się w powrocie do tematu i czasowym zakończeniu zajęć (nie cierpiałam na studiach pewnego profesora, który miał tyle dygresji, że z tematu zostawało mi w glowie jedno zdanie dlatego na końcu jeszcze podsumowuję najważniejsze punkty)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i lecę poprawiac próbne matury
A co do butów to zakupiłam na wyprzedaży dzisiaj śliczne kozaczki (raczej botki) – będą jak znalazł na następny rok (chyba, że pogoda znowu będzie zimowa). Panie Lulku – oprócZ zameczka mają też sznurowadła 😀 Może je kiedys wykorzystam ale chyba nie do pakowania paczki… do wieszania też nie. W końcy życie jest wspaniałe 🙂 Do czego by tu je wykorzystać? Ma ktoś jakiś sposób? Tak szczerze mówiąc to pamiętam bardzo dobrze lata 70-te, kiedy to śnieg zaczynał padać na początku listopada i leżał aż do końca lutego. Razem z Rybą odśnieżałyśmy ścieżkę od domu do ulicy i pamietam tunel, który wykopałyśmy kiedyś w zaspach. Śnieg sięgał nam po uszy! A teraz? Jak leży tydzień to mamy święto lasu. Klimat tak się zmienił, że prawie całą zimę chodze w jesiennych rzeczach. Muszę jeździć w góry żeby zakosztować prawdziwej zimy. Aż głupio sie przyznać ale Alicji, Nemo i Lulkowi wprost zazdroszczę zimowych krajobrazów 😉
Jeszcze jedna rada dla Lulka – z głowy mówic najlepiej! Ale hasłowy konspekt i tak sie przyda. Poza tym uczniowie najlepiej zapamietują przykłady z tak zwanego „życia”
No tyeraz to juz chyba wszystko… matury czekają
A my dziś byliśmy na wycieczce w Żyrardowie. Obejrzeliśmy opisane i obfotografowane w „Gazecie Wyborczej” Lofty de Girarda. Wcale nie mamy zamiaru emigrować z Warszawy ale sam pomysł i projekt bardzo nam się podobał. Zwłaszcza, że znamy głównego pomysłodawcę i wiemy, że facet nie zraża się przeskodami i wszystko co wymysli wprowadza w czyn.
Stare budynki dawnej fabryki lnu są oszałamiająco piekne. A gdy zostaną jeszcze zrenowowane to będzie cud. Naszym zdaniem Żyrardów złapie drugi oddech i stanie się najpiękniejszym miastem Mazowsza. (Może nawet piekniejszym niż „nasz” Pułtusk.) Bliskość Puszczy Bolimowskiej to też wielka zaleta. Gorzej tylko z dojazdem do i z Warszawy. W jedną stronę – przez Pruszków i Milanowek – jechaliśmy godzinę i kwadrans choć nie było tłoku bo to sobota. Wracaliśmy przez Radziejowice i szosą katowicką. Cośmy tam zyskali na czasie to straciliśmy na odcinku od Janek do Okęcia. I znowu godzina z kwadransem mimo, ze to tylko 45 km.
Może i warto tam będzie osiąść ale wpadać do stolicy na zakupy, do teatrów lub – co nie daj Boże – codziennie do pracy to może być katorga.
A teraz wybieramy się na kolację do przyjaciół, u których zawsze jest najlepsza gęś w Warszawie. No i niezłe wina. Towarzystwo dziennikarsko- profesorskie gwarantuje ciekawe rozmowy. Będzie pewnie fajny wieczór.
A jutro nasza Agatka (serdeczności dla Agatki Antka i zwracam uwagę, że i my mamy Kubusia) będzie koncertować ze swoim chórem pieśni renesansowych w Podkowie Leśnej. Weekend dla ducha i ciała!
O tej porze roku ges?
Gesi sa chyba juz pod ochrona. Oczywiscie nie doniose gdzie nalezy tylko tak sobie. Na wszelki wypadek warto by podac przepis na ges wiosenna. Bylyby dowody na pismie i tyle. Moze jakias fotografia na dokladke. Poczta spadla mi z glowy. Zastosuje wariant kartonu z odzysku. Tak na zasadzie odciazania srodowiska naturalnego.
Ani pieknie dziekuje za doskonale rady, tylko zeby sobie nie wyobrazala, ze ja bede sprawdzal jakies wypracowania. Do piatku kawal czasu. Mam takie wrazenie, ze chyba dam rade.
Opisze wszystko akuratnie slowo harcerza
Pan Lulek
Pyro Mlodsza, co do rzeki Aare – potwierdzam wszystko 🙂 W zimie nasze jeziora i rzeka sa bardziej niebieskie, bo klarowne. Latem, gdy topnieja sniegi i lodowce, zawiesina zwiazkow krzemu (drobiny kwarcu, skaleni, lyszczykow) czyli tzw. mleko lodowcowe powoduje zmetnienie i kolor zielonkawy do turkusowego. Aare na odcinku 291 km pokonuje 2000 m roznicy wysokosci. Po drodze napelnia jeziora zaporowe i ciezko pracuje produkujac prad, a potem odpoczywa sobie wpadajac do Renu 🙂 Jest to chyba najczystsza rzeka tej wielkosci w Europie. W okolicach Berna bardzo popularne sa kapiele w rzece, zwlaszcza w upalne lata, choc woda rzadko osiaga temperature +20°C i powyzej. Wzdluz rzeki sa promenady, wiec idzie sie w gore rzeki, a potem splywa do centrum miasta. Stojac na moscie mozna naliczyc do 8 000 glow na godzine. Wspaniale sa tez splywy pontonem z Thun do Berna, trzeba tylko wiedziec, gdzie w pore ladowac…
Tak to wyglada:
http://www.bern.ch/leben_in_bern/wohnen/planen/aktuell/freiraum/freiaare/bernartikelblock.2005-07-27.2952022536/bild1
Nemo – spływy rzeką bez wysiłku fizycznego bardzo mi się spodobały 🙂 I do tego spacerek na bosaka po rozgrzanej promenadzie żeby znów sobie spłynąć 😀
Kochani,
Nie napracowalam sie zbyt duzo (zmeczenie materialu), ale wracajac do domu wpadlam do malej wloskiej knajpki…zapodali mi flaczki po wlosku z ziemniaczkami, bylo pychotka, moge juz zyc do wieczora!
Buziaki dla wszystkich,
Tuska
Panie Piotrze!
Tylko że Żyrardów nie bawił się w czekanie na Unię. Prezydent Miasta zlecił wykonanie 5 dużych projektów rewitalizujących miasto i czekał na wejście. Jak tylko było można, to Żyrardów był pierwszy po pieniądze i oczywiście projekty tak były dobrze zrobione pod względem fachowym, że Żyrardów te pieniądze dostał. A sam Prezydent się śmieje, że następne projekty trzyma w szufladzie. Potęga dobrego samorządu.
Dla ułatwienia dodam, że moja ukochana Warszawa w I etapie wystąpiła o dofinansowanie trasy tramwajowej o długości ok. 2 km z Bemowa na Wawrzyszew (a żeby było śmieszniej, pod spodem jest płyta dawnego lotniska). To jest żenujące. Przekleństwo samorządu warszawskiego bez względu na opcję.
Były podstrzyżyny i kol. blondyn, niestrzyżon od początków sierpnia, został ścięty.
Potem był spacer do sklepu za rogiem, bo +7C i słońce (które akurat jak wróciliśmy, się na nas wypięło).
W sklepie za rogiem nabyliśmy chilijskie Cono Sur magnum za 13$ (w Polsce kupowałam małe butelki za ok16 zł, cena zależała od sklepu – i faktycznie, Pyro, cabernety typu shiraz/syrah lubią pooddychać, dobrze nalać do kielicha i niech sobie odstoi z pół godziny, przynajmniej ja tak lubię). W ostatniej chwili złapałam przy kasie po promocyjnej cenie „jakieś tanie wino białe” do gotowania, myślałam, ze ontaryjscy producenci wina wreszcie wystawili jakieś wino poniżej 7$ (mała butelka). Po przyjściu do domu okazało się, że to australijski Bear Crossing chardonay 2005, wysłałam po więcej, bo nawet jak do picia sie będzie średnio nadawał, to do gotowania musi. Australijskie wina u nas rzadko schodzą poniżej 12$ za butelkę.
Poza tym :
Rainbow trout (pstrąg „tęczowy”) – 16$/kg , filety
Losoś atlantycki – 22$/kg, filety
Krewetki gotowane mrożone, duże – 7$/.07kg opakowanie
Peruwiańskie czereśnie (pyszne!) – 4.34$/kg
Rzodkiewki bez liści – 1.94/kg
Sok ananasowy naturalny, bez dodatków, nie z koncentratu – 2.99$/2 l.
Curry pasta zielona (prod.China) – 4.30$/230 gram
Ser feta miejscowy (bardzo lubię) – 15$/kg
Stawiam na naszą fetę z mieszanego mleka, bo jest świeża, w tej serwatce i nie taka słona, jak wysuszona i bez serwatki feta grecka.
Nie wiem, jak kanadyjski dolar stoi do polskiego, ale
mozna przeliczyć, jak komu zależy.
Dziendobry,
moj syn kupil sobie malutkie mieszkanko (50 m) w takiej starej fabryce przerobionej na fantastyczne stylowe mieszkania… Teraz jest wynajete, bo Bartlomiej wyjechal na studia…
Pogode mamy nareszcie spacerowa… Choc krajobrazy nie tak piekne jak u nemo, ale posniegu to sie zupelnie z moimi psami nie dawalao chodzic, bo obydwa ciagna wsciekle i mozna sie niezle wywalic i poturbowac…
Ale nie dzisiaj, lagodnie i wiosennie. Sniegu ani na lekarstwo…
W mojej kuchni warzy sie zupa ucha. Bedzie tez salata cesarska (wlasnie przygotowalam do niej moj wlasny sos i grzanki).
ciao,
a.
Ps. Ceny u Antka w zlotowkach podobne do naszych w dolarach, prawda Alicjo?
Latem podczas wypraw na ryby , które łowił mój szef, uwielbiałem spływy po Dunajcu . Zakładałem tenisówki by nie pokaleczyć nóg i płynąłem na plecach od ujścia Białki do zamku Czorsztyńskiego niesiony szybkim nurtem. Miejscami było ekstremalnie, szczególnie kręciło pod Matką Boską.
Wiele lat potem widziałem w Discovery takich samych szaleńców na amerykańskich górskich rzekach. Teraz w miejscu gdzie pływałem jest Jezioro Czorsztyńskie ale wspomnienia pozostały.
Nagrodą za cudowne przeżycie w nurtach górskiej rzeki był pieczony w ognisku, zawinięty w folię lipień lub pstrąg.
Ania Z.
żebys wiedziała, zwracaliśmy na to uwagę w Polsce. Tu 13- tam 13, złotówki tam, a dolary tu. Przynajmniej w art. spozywczych tak się sprawdza.
Niedzielny ranek. Niestety, nie będzie dzisiaj na obiad sznycelków z kurczaka . Powód prozaiczny i aż wstyd się przyznać : nie mogłam ich w zamrażarce znaleźć (tych filetów z kurczaka). Niby każda paczka opisana, a co wyciągałam, to było coś innego. Zgniewało mnie, bo nie chciałam wyciągać wszystkiego i wyciągnęłam paczkę największą – dwa podudzia indycze – wielkie bardzo , bo i gnat w tym siedzi potężny.. Upiekę w piekarniku, obiorę z kości i „igieł) i dzisiaj dam z brunatnym ryżem, jutro zaś z kopytkami. Do tego surówka z cykorii z zieloną cebulą i pomarańczą. Jak i kiedy wpadną mi w rękę przebrzydłe filety z kurczaka – nie wiem.
Dzień dobry!
Zimno, prawda? Siedzę przed komputerem, czytam. Kanarek nakarmiony. Kuchnię oddaję dzisiaj D., niech robi co tylko przyjdzie jej do głowy- poza przestawianiem mebli, proszę, wczoraj już to robiła! Wystarczy.
W ramach dodatkowego wychładzania piję wodę mineralną ( bo jest bardzo smaczna ).
Zjadłabym coś dobrego…
Smacznego dnia!
Dzień dobry!!
Tak, Panie Piotrze, Żyrardów będzie pięknym miastem. Ten stary, fabryczny, ceglany. Reszta jest tam równie okropna jak w innych polskich miastach, blokowiska, zdeptana zieleń, dziury w ulicach.
Ja bardzo lubię taką starą, ceglasto-czerwoną, industrialną architekturę. To jest tylko zwykła cegła, ale ileż tam finezji, dbałości o detal architektoniczny, szczegóły doskonałe tak że aż dziwią w takich fabrycznych budowlach. Komuś kiedyś się chciało, ktoś kiedyś wymagał, nie tylko funkcjonalności ale i pilnował zwykłej urody miejsca które miało służyć jedynie mnożeniu włożonych pieniędzy.
Mógł to być Polak, Niemiec czy Żyd. Ale dbał chociaż o estetykę i kulturę techniczną wznoszonych budowli. Mam dla nich za to wielki szacunek, mnie to zachwyca.
A że pracujących tam miano często za nic, to już inna historia….
Podobną wycieczkę do Żyrardowa odbyliśmy latem. Identyczne spostrzeżenia i wrażenia. Dużo się dzieje dobrego, widać rękę gospodarza, Torlin autorytatywnie potwierdza.
Budynki starej przędzalni są imponujące. Widywaliśmy je lata temu, gdy fabryka jescze pracowała. Kilka lat temu, już po upadku zakładów, teren stał się dostępny i wjechałem tam pewnego wieczora przez główną bramę. Ciemne, wąskie fabryczne uliczki, wysokie ściany budynków, tajemnicze nieoświetlone miejsca, niezbyt zachęcające do zatrzymania. Ale już wtedy, przełom lat 99-00, zaczynali mieszkać tam pierwsi odważni, wynajmować pomieszczenia na siedziby swoich firm. Ale piewszy raz w świetle dnia zobaczyliśmy te miejsca, tak od ” zaplecza”, właśnie latem. Będzie to, dla mnie, miejsce niebywałej wprost urody.
Chętnie bym tam jakieś małe 50 metrów……A do Warszawy można podmiejskim pociągiem, pod Pałac Kultury jakieś 50 minut 😉
Po tym co się stało z fabryką włókienniczą Izraela Poznańskiego w Łodzi, jak przywrócono jej dawną urodę, jestem pewien że w Zyrardowie też się uda.
W Łodzi jest w tym miejscu centrum handlowe Manufaktura. Miejsce to, za straszne pieniądze przywracają do życia francuzi.
Jest oczywiście handel, jest kino, kręgielnia, w budynku fabrycznej elektrowni dyskoteka. W kilkupiętrowych budynkach przędzalni będzie jeszcze hotel, centrum kongresowe, biura.
Byliśmy tam dwa razy, dwukrotnie zachwyceni miejscem. Po sklepach nie chodziliśmy, one takie same wszędzie. Można tam zjeść, napić się dobrej kawy, spacerować, patrzeć, oglądać, zachwycać, zaczarować…..Cegła jest piękna!!!
Jest małe, ciekawe muzeum przentujące historię fabryki. Jest piekarnia z pysznym pieczywem!!! Rewelacja! W wawie takiej nie spotkałem!!
Kto ciekawy niech pogógla.
Ja podsyłam o Zyrardowie :
http://www.zyrardow.pl/turystyka,zabytki
O renowacji w Łodzi- jak to wyglądało :
http://www.muratorplus.pl/technika/izolacje-wodochronne/izolacje/rewitalizacja-zabytkowych-obiektow-fabryki-poznanskiego-w-lodzi,17078_28359.htm
Kto będzie mógł polecam te miejsca odwiedzić, ale słonecznym i ciepłym latem.
U mnie ciepło i słonecznie. Szkoda dnia w domu!!
W imieniu Agatki serdecznie dziekuję za życzenia! Poznań potrafi już umiejscowić – tak mieszka Babunia!!! Ale Szwajcaria to jeszcze dla niej terra incognita, czy jakoś tam! 🙂
Agatki i Kubusie to fajne dzieciaki!!! Agatki mam więc dwie. 😉
Dla leniwych sznureczki do popatrzenia :
Reklamówka Manufaktury
http://wideo.gazeta.pl/wideo/44,82909,4525494.html
Lofty w Łodzi
http://uscheiblera.pl/pl/OI-unikalny.asp
Piszesz Aniu Z. – 50 metrów, małe mieszkanko. Dla młodych w Polsce to finansowe wyzwanie. Takie mają właśnie rodzice małej Agatki.
Kredyt na 25 lat ! 😯
Nie tylko dla młodych w Polsce, Antek, i nie tylko dla młodych. A kredyt na 25 lat to normalka. Jeszcze mi zostało11…
Ladna ta cegła, ale dla mnie musi być czysta, inaczej wrażenie jest ponure. Pamiętam przejazdy przez Górny Sląsk i rzędy ponurych familioków, czarnych od pyłu węglowego.
Pyro, zdaje się, że sznycelki zrobię ja – chyba, że głos głównego żarłoka przeważy za risotto z krewetkami.
Mam akurat ze 4 piersi kurze. Wkleję ten przepis w /Przepisach, żeby był pod ręką. Jak nie dzisiaj, to jutro zrobię i zdam sprawę, bo czyż możemy polegać na zdaniu dwóch Pyr ? 🙂
Pytanie czy oplaci sie w ogóle brac kredyty na kupno mieszkania.
Mielismy mieszkanie wlasne i ciagle byly klopoty z wywozeniem smieci, ogrzewaniem, sprzataniem itp. Od kilku lat mieszkam w mieszkaniu spóldzielczym. Okolo 150 kilometrów od Wiednia. Zbilansowalem wydatki i dochody i mam mieszkanie 120 metrów kwadratowych i ogródek 400 metrów. Starcza roboty. Do tego pelno innych pomocniczych powierzchni. za kilka lat bede w stanie kupic te calosc na wlasnosc i co mi po tym. Jak na razie mój syn bedzie szczesliwy jak nie odziedziczy zbyt wielu dlugów. Chyba jednak prywatna wlasnosc powoli odchodzi do historii.
Kiepska pogoda to i pewnie dlatego dziwaczny nastrój i dekadenckie poglady na zycie.
Pan Lulek
Pofabryczne domy sa wspanialymi miekscami do zycia – oczywoscie jesli ktos jest na tyle porzadny aby umiec zyc w przestrzeni otwartej dla wszystkich odwiedzajacych (no, nie ja, z pewnoscia….:( )
Pamietam jak szal loftow zaczal sie w Nowym Jorku w polowie lat siedemdziesiatych. Wszyscy polowali na lofty, a pisma wnetrzosciowe zaczely pokazywac jak mozna taka przestrzen zagodpodarowac i oswoic.
Moja owczesna choreografka z teatru, Sally Bowden, miala taki na dolnym Mahattanie, stad wiele spektakli organizowala we wlasnyym domu (jeden happening opisywalam w tym miejscu – ten ktory spedzilam w wannie wypelnionej no, nie, nie szampanem, byl to zdaje sie Liebfaumilch, albo inna Niebieska Zakonnica).
Bylam oczarowana, ze jedna sciane miala nieotynkowana, tylko gola stara cudownie piekna cegla, na ktorej sw.p. Basquiat zrobil grafitto. Sally, wowczas malo znana choreografka (dzis jest dosc slynna bo zwiazana z La Mamma) byla raczej uboga, miala polskiego boyfrienda, i wszystko w jej domu bylo zbierane ze smietnikow – nowojorskie smietniki sa znakomite pod tym wzgledem.
Byla to wspaniala przestrzen, bardzo radosny dom, w ktoryn zawsze i dla kazdego znalazl sie tani sikacz i skret z marijuany.
Ach powspominac. …
Dzisiaj jestem burzujka… Wiek robi straszne spustoszenia w duszy.
Albo na odwrót.
Czlowiek z wiekiem wpada w najdziwniejsze stany. Sam robi gorzale i zostaje abstynentem.
Pan Lulek
Panie Lulku !
Z tą gorzałą to u Pana tak trochę jak w przysłowiu : szewc bez butów chodzi.
Buty spadły, sznurowadła przecież zabrała poczta! 😉
Ale mokasynki!!! Nigdy!!
Wśród nowej maści biznesmenów początków lat 90tych modne były mokasynki z kutasikami i białe skarpetki!! 😯
Więc proszę Panie Lulku wybić sobie ten typ kutaśnego obuwia z głowy!!!
Nie uchodzi! 🙂
Witajcie,skoro Alicja oglasza,ze wkleja przepisy,to pora zaistniec 🙂
Drozyzna ostatnio sie szarogesi,wiec przepis z mielonego pasuje jak ulal.Zwlaszcza,ze mielone czesto tak troszke po macoszemu traktowane,a cuda mozna z niego wyczarowac.
Dzisiaj chce podac przepis na Quiche,czyli tort z mielonego.
To danie zawsze mile zaskakuje moich gosci,a co wazne rozswietla ich lica.Przepis sprawdzony,nie czasochlonny.A w dodatku mozna wczesniej przygotowac,potem podpiec w piekarniku lub mikrokuchence.Nadaje sie rowniez do zamrozenia! Danie doskonale na kolacje dla 5-6 osob,albo na danie glowne lub lunch.
Quiche Dubbeldam,albo Tort z mielonego
Potrzebna torownica 24cm,albo quicheforma,
400g mielonego, 1-pora, 1zabek czosnku, 2torebki sosu sate firmy Knorr lub innej,troszke sambala lub ostrej papryki,pol lyzki sosu sojowego,troszke maggi,utarta duza marchew,3jajka,2dl wody,1 paczka gotowego ciasta francuskiego( puff pastry).
Pore pociac cienutko i na tluszczu w glebokiej patelni lekko obsmazyc,dodac mielone,posiekany zabek czosnku,sambal,sojowy sos,rozkruszyc sos sate i wrzucic do masy bez rozpuszczania w wodzie.Wszystko wymieszac.Rozbeltac jaja z woda,dodac tez do masy.Wszystko stale na srednim ogniu mieszac.Potrzymac jeszcze pare minut i wlac do uprzednio potluszczonej i wylozinej plastrami torownicy.
Wstawic do nagrzanego piekarnika i piec ok 45 minut w temp.200 st.
Na wierzchu powinno sie ladnie mieso podpiec.Nie zapomniec wylozyc ciastem brzegow tortownicy!!
Podawac cieple z dodatkami np salata,bagietka,a takze z frytkami,co kto woli.Goraco polecam i zycze smacznego!! 🙂
Tak Alicjo, z kredytami trzeba zyc. Na dom i na samochod.
Samochod wiadomo sie zuzyje, ale dom to dobra inwestycja, nabierze wartosci z latami i ten kredyt juz potem nie taki straszny. Szegolnie ze zwykle i zarobki u mlodych beda rosly.
Loft to niekoniecznie otwarta przestrzen. U syna nie jest otwarta za wyjatkiem kuchnio/ salonu… Te fabryczne mieszkania sa atrakcyjne i przynosza pozytek miastu, bo przyciagaja ludzi mlodych, artystow i roznych profesjonalow do starych zuzytych centrow. Mlodzi lubia wydawac pieniadze, wiec zaraz tez zaczynaja powstawac kafejki, butiki i restauracje…
To szansa na drugie zycie dla kiedys przemyslowych miast. Dobrze tez wpuscic tam szkolnictwo wyzsze…
Wracajac do kuchni: w ten niedzielny dzien planuje na obiad sztukamies…
Chwalic niebu wiem gdzie jest… Pyra musi miec przepastna zamrazarke
Ide sie tez pokrecic kolo sniadania…
a
antek !
Dziekuje za dobre rady. Mokasynków nie kupuje. Bialych skarpetek nie nosze. Jak sie tylko troche ociepli, to wskocze zgodnie z zaleceniem mojego lekarze w drewniaki, w ogóle bez skarpet. Podobno najzdrowiej.
Przy okazji informuje, ze jestem w poszukiwaniu wytwornego szkla. Swego czasu musztarda typu sarepska byla pakowana w pojemniki szklane które od tego czasu nosily miano, musztardówki. Kwiat rycerstwa pijal z tego najbardzie dostepne szlachetne trunki. Szukalem w mojej okolicy czegos podobnego. Niestety nie znalazlem. Jesli ktos przypadkiem w rodzinnych zbiorach albo u znajomach znajdzie uratowane egzemplarze, moga byc bez musztardy, reflektuje. Jezeli zas pelne, to nieprzeterminowane prosze. Zjazd odbedzie sie jesienia 2008, zatem data waznosci do spozycia najpózniej Gwiazdka roku biezacego.
Zabralbym do domu komplet okolo 12 sztuk pozostawiajac reszte do dyspozycji Barbara i Piotra na pózniejsze czasy. Ot takie uzupelnienie wyposarzenia rewitalizowanych obiektów rozwinietego kapitalizmu z okresu pisania „Kapitalu”.
Nostalgiczny czytelnik róznych cegiel
Pan Lulek
Panie Lulku !! Musztardówka to teraz dostępnością i ceną niemal jak szkło secesyjne!!! 😉
Popyt duży, podaż mała. Chętnych do nostalgicznych wspominek przy pełnej musztardówce nie brakuje, więc i ona sie ceni.
Służę przykładem :
http://www.allegro.pl/search.php?string=musztard%C3%B3wka
Jeśli Pana szalone pragnienie jest tak wielkie, proszę nadać sygnał!!
Kupię i wyślę. 🙂
Jak mówią krótkofalowcy: 55 !!!
Ta z porcelany jest ładna, cena także, ale chyba warte tych pieniędzy.No ale żeby za niebieską płacić 25zł. ?! To ja już bym wzięła tę niebieską za 15zł. z wieczkiem. Ja mam kilka starszych musztardówek z kamionki, to znaczy… jedną widzę na stoliku (w niej ołówki i długopisy), a powinnam mieć jeszcze ze dwie większe. Poszukam. I jedną całkiem wielką mam, 4 litrową kamionkę po musztardzie.
Od lat kupuję dijon, takie sobie słoiczki, ale swego czasu kupiłam jakąś tam musztardę dla opakowania – kufelek, kupiłam tego kilka sztuk. Do piwa nie służy, bo za małe, ale świetnie się w tym robi dressing do sałaty i nawet przechowuje z parę dni, bo jest szczelne przykrycie.
Przegłosowane zostało risotto z krewetkami, sznycelki na obiad dla większej liczby osób. Niech będzie.
Ana,
co to jest sate? Czyżby ten ostry sos orzeszkowo-ziemny, indonezyjski? W proszku nie widziałam, u nas sprzedają (jak sie znajdzie, bo w niewielu sklepach, przynajmniej u mnie na wsi) w słoikach, nie w proszku. Sambal oelek kupowałam w Polsce w Carefourze.
antek !
Skoro sa ceny to znaczy jest oferta. Wysylanie, troche ryzykowna rzecz a poza tym nie chce Cie narazac na klopoty i koszty. Sadze, ze mozna bedzie to kupic w sklepach jak przyjade na zjazd. Najbardziej podobala mi sie ta najtansza ze szklana przykrywka. Czy to jest sprzedawane tylko jako szklo, czy równiez z zawartoscia. U nas bywa czasami tak, ze na przyklad kompoty czy konfitury kosztuje taniej anizeli puste sloiki. Inna grupa podatkowa. Moze jest podobnie i w Polsce. W kazdym razie serce mi rosnie, ze mam szanse podczas pobytu zalapac sie na jakies cudownosci. Chyba przyjade kilka dni wczesniej albo zostane na kilka dni i pobiegam po Warszawie i okolicach szukajac róznych nostalgicznych skorup
W kazdym razie za starania dziekuje i serce mi rosnie, ze dobre obyczaje nie zanikaja.
Tylko dlaczego sa tylko dostepne dla nowych elit. Z czego pija lud roboczy.
A moze ludzie powoli wpadaja w abstynencja albo po prostu pija z gwinta.
Jak bede, to sam zobacze
Pan Lulek
Giralda!
tez tam byłem i oglądałem. Nieźle to zaprojektowano. Żeby objąć to kompleksowo wdrapałem się na samą gore. Trochę dziwna ta klatka schodowa jak na współczesne czasy. Popatrzałem w dół i zakręciło mi się w łepetynie.
Lubię znać przyczynę tego stanu rzeczy. W tym celu udałem się do pobliskiego baru. Tym razem były to tylko cztery stopnie. Kto zna to miejsce, wie ze mam na myśli tę narożną kamienice. Główna fasada przylega do placu, druga strona na ulicy prostopadłej do niego. Poprosiłem o złoto Andaluzji. Numer 103.
Rozjaśniło mi się we łbie do tego stopnia ze zrozumiałem, dlaczego zamiast schodów są tam rampy. Bo któż ma tyle siły by pięć razy dziennie wchodzić na wysokość 98 metrów i stamtąd wołać jeszcze do innych. Muezin siadał na oklep i koniowi dawał się wwozić na gore.
To natomiast, co stoi obok to istny koczkodan, szerszy niż wyższy. Pomieszanie stylu, epok i wiary.
I tak naprawdę nie jest to ważne czy odkrywca ameryki jest tam pochowany czy nie. Liczy się legenda, a pogłaskanie dłonią gołej stopy statuy przynosi szczęście. A ta od tych pieszczot świeci się do przesady.
Miałem już się tam udać, ale do baru wchodziło towarzystwo mieszane wiekiem i płcią. Przyjemności popatrzenia na nich nie byłem sobie w stanie odmówić, podobnie jak kolejnego zamówienia u kelnera.
Już od progu lustrują lokal czy nie ma tam kogoś znajomego. Kłaniają się nawzajem a jednocześnie scenują zadbane odzienie. Podziwiają i jednocześnie wyrażają swój zachwyt. Wygląda na to, ze estetyka w tamtej części planety gra zupełnie inna role w życiu jak w basenie morza bałtyckiego.
Prezentują się stojąc. Nogi elegancko skrzyżowane, nonszalancko oparty łokciem o ścianę, musztardówka w ręce i rozglądając się po sali prowadzi rozmowę z partnerką.
Dokładnie to wiedza, ze skoro sami cały czas obserwują to dla innych są takim samym obiektem.
Po tym, jak kelner poda szkło z winem bądź równie często z piwem tzw. cana, pada standardowe pytanie Que tiene de tapas? Zaczyna się wyliczanie, konsultacja z partnerem i w końcu pada werdykt. Po chwili małe porcje znajdują już swoich wielbicieli.
Ale tapasy to zupełnie inna para kaloszy
Ach zapomniałem dodać ze to było w Sevilli.
A ta musztarda w kufelkach, to sie nazywa Kosciuszko (wymowa : koskijasca). Albo jak to nazywal moj kolega redakcyjny Wojtek P. – musztarda z Kosciuszki
arkadius !
Czy napewno jedzac tapas trzeba krzyzowac nogi. Jadalem nawet na siedzaco.
Ale to byla juz zupelnie inna historia
Pan Lulek
Nie spotkałem się z takimi co waliły z nóg. Nowość?
Mam w Sevilli otwarty rachunek, latem będę tam ponownie na parę dni to się rozejrzę.
arkadius !
Nie zrozumielismy sie chyba. Tapas o ile pamietam to malutkie kanapki. Jezeli zwala z nóg to chyba to co sie pija. Pijac i zakaszac wolno chyba i na siedzaco.
Nawet w Sevilli. Albo tlucze mnie juz alzheimer
Pan Lulek
Rozumiemy się doskonale, tyle tylko ze ja pewnie mam troche inne poczucie humoru. Tu żółta twarz z widocznymi wyraźnie trzonowcami.
Cale szczescie, ze obydwaj mamy. Jakie, to nie ma najmniejszego znaczenia.
Rozciagnieta buzka od ucha do ucha i przymruzone oko
Pan Lulek
Wróciłem ze spotkania na najwyższym szczycie .
Potem był spacer z nowym aparatem po mieście. Pogoda w Warszawie jak pod koniec marca. Tłumy na starówce jak rzadko kiedy. Trudno było przejść Krakowskim Przedmieściem . Warszawiacy i nie tylko oblegają restauracje i kawiarnie. Miło popatrzeć jak zmieniła się świecka tradycja.
Mam nadzieję ,że portrety Szanownego Gospodarza wyjdą . Jutro wywołam negatywy.
Kalendarz Polityki z zegarem zrobiony bardzo dobrze. Już odmierza czas…
Jestem pełna. Jedzenia i satysfakcji podniebiennej.
D. przygotowała pyszny obiad ( Lulku drogi, uwaga, nie były to naleśniki!). Serwowała pyszne, gorące i kleiste jak trzeba risotto na temat leśnych grzybów i papryki, z dobrą oliwą. W ramach ingrediencji coś dla Alicji ( sambal oelek ). Do tego rodzicielskie wino przechowywane w piwnicy, której adresu za nic nie podam. Na koniec sernik i mocna kawa.
Jak mi dobrze!
Niech żyje D.!
Z życzeniami satysfakcji podobnej…
Pa!
A poza tym, Piotrze, co z Tobą i Basią? Wspaniała kolacja i… ani słowa? Zdrowi jesteście?
Dyskurs zszedł na musztardę.
Podsyłam więc obrazek z wizerunkiem fajansowej, przedwojennej musztardówki z warszawskiej wytwórni przy Grzybowskiej 69. Na dnie trójkątna sygnatura : KOŁO 1842 FREUDENREICH. Koło -wiadomo, 1842 to rok założenia fabryki, Freudenreich – nazwisko właściciela. Kupiłem ją jakieś 10 lat temu w kieleckiej Desie. Wysokość ok.11cm.
Niczym nie wypełniałem. 😉
http://picasaweb.google.pl/antekglina/Musztardowka/photo#5155018585786797442
antku,
a jak tam w clubie KW
A teraz zeznam krótko jak to było z Iżykowym świństwem.
Wczoraj namoczone, dzisiaj ściśle z trzymanym w lewym ręku wydrukowanym przepisem, smażone. Wyszło, w zbiorowej opini spożywających rewelacyjnie!!!
Trzy osoby to rodzina, czwarta niezależny konsultant. 😉
Do mięska były wytarzane w oliwie, obsypane rozmarynem i upieczone w piekarniku ziemniaki, smażony na maśle seler z zalewy oraz duszona czerwona kapusta.
Do picia resztka użytego do zalewy taniego, bułgarskiego wina.
Ale w tym zestawie zyskało wiele!!!
Tak więc krótko : róbcie, jedzcie, radujcie się!!!
Vivat Iżyk!!!
Alicjo- tak sos sate,to sos z orzeszkow ziemnych.Moze byc w postaci pasty!
U nas sa prawie wszedzie dostepne,podobnie jak sambale.Dobry sambal
to rowniez badjak.Moja siostra smaruje nim wedline na chlebie i jest wniebowzieta 😉
Panie Lulek,
Drewniaki na bosą nogę? Ależ tak! Bardzo zdrowe. Nosiłem się tak przez kilka lat w latach siedemdziesiątych w Finlandii.
Aż któregoś dnia w środku lata wywinęłą mi się noga przy przechodzeniu ulicy w miejscowości Wasa na zachodnim fińskim wybrzeżu. Były tam kocie lby i ich kombinacja z krawężnikiem spowodowała nieszczęście.
Do doktora dokusztykałem skacząc na jednej nodze. A wieczorem przyszło mi ubrać na prawą (bo to była prawa) nogę zimowy, na zamek zapinany but i walić w pedał do bębna w bardzo dziwny sposób, piętą zaciskając jednocześnie zęby. Przez następne kilka wieczorów rownież. Od tego czsu – niestety – nie używam.
Ech, młodość durna i chmurna….
P.S.
A ile pieniędzy ja na skarpetkach zaoszczędziłem!
Arkadiusie!!
Klub Komitetu Wojewódzkiego ma się dobrze, dochodzą nowi członkowie. Zastanawiamy się nad kolorem legitymacji i wysokością składek.
Płacić gotówką, czy przelewem…..
Miesięcznie, kwartalnie czy rocznie??
Większość optuje za cotygodniowym przelewem. 😉
Tyle problemów!!
Ankietę wyślę Ci na priva. 😉
dzieki antku,
osobiscie optuje w takt 3/4
A jak nie dodam śmietany do risotta wg.Piotra, to czy popełnię grzech? Bo zgapiliśmy się i w lodówce ani śladu śmietany 🙁
Andrzeju
to bardzo dziwny sposób, pedał do bębna i piętą zaciskając jednocześnie zęby.
Kamasutra się chowa.
Ta młodość nie taka durna i chmurna
Rozgrzeszenie uzyskasz przy najbliższej okazji.
Tak dalej Alicjo
Alicjo, rzuc parmezanu zamiast smietany do risotta i extra lyzke surowego masla. Zapomnisz o smietanie (sorry panie Piotrze ale to swieta prawda)…
Ja uzywam nasze poczciwe naturalne maslo orzechowe do thajskiegp gotowania… Staram sie nie trzymac w lodowce za duzo tych sosow i roznego rodzaju buteleczek i sloikow, bo to lezy dlugo jesli sie czegos tak czesto nie przyrzadza…
HELP!!!
Co z tym risottem i śmietaną?! Młodość sobie wspominają, psiakość, a tu człowiek w potrzebie.
A, łajza minęli… zrobię, jak radzi Ania Z.
Swoją drogą, też dziwne mi się wydały te łamańce Andrzeja Szyszkiewicza, może zilustruje jakimiś zdjęciami? 😯
Z satay sosem i różnymi takimi buteleczkami święta prawda – zużyjesz kapkę, zapominasz, potem trzeba wyrzucic. Tobasco czy pasta curry – na szczęście dostępna w małych opakowaniach, soya sos często używam, ale staram sie nie gromadzić zapasów. To tak jak z odzieżą – nie nosiłaś czegoś 2-3 lata ani razu – oddaj do punktu zbierającego odzież używaną.
Alicjo,
Cznij śmietanę!
Łyźka masła – albo dwie. I tego parmezanu tyle, żeby utrzymać pożądaną konsystencję.
Masło nieco rozluźnia a parmezan ścina. A dodają smaku obydwoje!
Arek!!
Może być problem z tym rytmem. Unia 3/4 zniosła. Jest 0/7.
Arkadius, Alicjo,
Karkołomność łamańców (że o Sutrze ani o Kamie nie wspomnę) polegała na tym, że na bębnie przy pomocy pedału gra się najczęściej palcyma wykorzystując często w tym wieku występującą giętkśoć nogi w kostce.
Po unieruchomieniu skręconej w kostce nogi bandażem elastycznym i zimowym wysokim butem z zamkiem błyskawicznym giętkość w kostce ulotniła się jak sen jaki złoty.
A grać trza było i zastępstwa nikt nie dał. To się grało. Bez finezji i polotu ale skutecznie tupiąc w ten biedny pedał z całej siły obcasem.
Ot i tyle a fotografa przy tym nie było.
P.S.
Zęby zaciskane były początkowo z bólu a po tem dla utrzymania fasonu.
A!
To o te bębny chodziło! Zapomniałam, że to Anrzeja pasja i drugi zawód!
Klub Komitetu Wojewódzkiego ma również sprawnie działającą siatkę na placówce wysuniętej. Czekamy na sugestie w spawie koloru okładek legitymacji członkowskich. Prosimy pocztą lotniczą, jak już ustalicie i zatwierdzicie. My jesteśmy zwarci i gotowi!
A sklarowane masło do tego risotto?
Lulek – ostała mi się w domu jedna szklana musztardówka od musztardy luksusowej (tak się zwała). Przywiozę Ci na Zjazd.
Zwykłe masło prosto z papiera….
Andrzeju
Stukaliśmy już tutaj o tolerancji, przedstawiłeś sytuacje panującą w Szwecji. I były to argumenty nie do odparcia. Vorbild na pozostałą część europy.
I dlatego nie bardzo kumam jak można kopać biednego pedała z całej siły obcasem. Mało tego, na dodatek miało to być jeszcze skutecznie. I co, myslisz ze z zaciśniętymi zębami trzymasz fason?
Tu nie ma przedawnienia i wymówki, ze scena odbywała się na terenie innego państwa.
Cos tu nie gra. Pewnie przez EU, która zmieniła takt z ? na 0.7
Marku Zuzia dziękuje Ci i jest obrazem zachwycona. Zawisł nad jej łóżkiem. A gwoli wyjasnienia Towarzystwu. Był dziś u nas Miś 2 z wizytą przywióżł dze własnej produkcji, wiśnie z nalewki i piękny, przez siebie oprawiony, obraz dla naszej wnuczki. Basia dla Potwora Ciasteczkowego upiekła rogaliki z konfiturą. Wydaje się, że mu smakowały. Pokazał nam swój nowy nabytek czyli super aparat fotograficzny i zdjęcia z ostatnich lat. Też super.
A wieczorem byliśmy na koncercie muzyki dawnej w wykonaniu czterech chórów. W tym – zespołu naszej córki. Było pięknie.
Jeśli dodać do tego wczorajszą kolację i pyszną, i ciekawą – to weekend bardzo udany.
Alicjo – na przyszłość – śmietanę możesz zastąpić jogurtem. A jeśli i tego brak to tak jak radzili koledzy – masło i parmezan.
Nie wiem co za dze mi się wkradły. Miś 2 przywiózł dżem, dżem, dżem!
Pyra !
Wiedzialem zawsze, ze na Ciebie moge liczyc. Najpierw pierzyna a teraz to szlachetne szklo i do tego luksusowe.
Ludzie szlachetni, chcialo by sie zaapelowac, Narodzie, niezaleznie od dalszych okreslen. Nie cytuje w calosci, zeby niechcacy kogos nie pominac. Przegladaj wlasne i cudze piwnice i spizarnie w poszukiwaniu, tego co niechcacy moze zaginac w pomrokach historii.
Nawet najwieksza kolekcja zaczyna sie od pierwszego egzemplarza.
Czesciowo juz usatysfakcjonowany
Pan Lulek
Arkadius,
Zmusiłeś mnie do głębszych przemyśleń i dokonania rozrachunku nad moim brakiem poprawności politycznej.
Okazuje się, że w języku polskich perkusistów to nie „pedał: ale „stopa”.
Nie „bęben” a „centralka”.
Niektórzy puryści językowi mówią nawet na bęben „kocioł” – ładne nawiązanie do kulinarnej tematyki blogu nieprawdaż?
Trzymanie twarzy z zaciśniętymi z bólu zębami możnaby również poczytać za przesadną skłonność do delektowania się własnym cierpieniem.
Nie zmienia to jednak faktu, że czuję się winnym. Idę zagotować wodę na herbatę i niechcący wyleję ją sobie na gołą stopę. Dobrze mi tak!!
Poszli spać? No to ja po cichutku dokumentację z gotowania risotta podrzucam, teraz podżeramy deser.
Powiem Wam, że wersję z parmezanem wolę, ale wolnoć Tomku, de gustibus i tak dalej.
Heleno,
moja musztarda w małym kufelki (250ml) była importowana z kraju Any, zwała się „Marne Moutarde”.
Marne – nie marne, nie była zła. A wiem chyba, o jakie kufelki Ci chodzi, bo nagle pojawiło sie na rynku kilka firm oferujących musztardę w kufelkach. Kościuszki u nas nie widziałam, prawdopodobnie w Toronto na Ronceswólce jest takowa. Ja tam lubię hot dijon, oryginalną francuską.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Risotto/
…ekskjuzże mła
Andrzeju Szyszkiewiczu, ale dla mnie „centralka” kojarzy się z lokalną centralką telefoniczną, jaka jeszcze u mojej Mamy na wsi była (przełom 80/90), zanim założyli światłowody.
Jaka centralka?! A perkusja? No chyba, że na jednym bębnie zaiwaniasz 🙂
Piekne risotto Alicjo. Ja zwykle robie bardziej zupiaste. No i nigdy tak pieknie nie umiem udekorowac.
Moj przepis na risotto to trzy dodania cieplego rosolu, nie wiecej jak 18 minut…Ryz arborio…
Musze ci powiedziec, ze i moj sztukamies a jarzynami udal sie znakomicie…
Wyjrzyj przez okno, znowu nadchodzi zima, oh brother…
a
:):):):)