Zgadnij co gotujemy (6)
Oto kolejna porcja pytań. Pierwsza prawidłowa odpowiedź będzie nagrodzona jedną z moich książek z dedykacją i autografem dla zwycięzcy. Tym razem będzie to „Rok na stole” wydany przez Nowy Świat parę miesięcy temu.
Żabnica to:
a) wódka koreańska z zieloną żabką w środku,
b) łyżka z przykryweczką (w kształcie żaby) do wyciągania małży z rondla,
c) ryba, zwana także diabłem morskim, charakteryzująca się wielkim łbem i bardzo smacznym mięsem.
Arak to:
a) wódka z soku palmy kokosowej lub daktylowej,
b) zupa z szyjek rakowych,
c) kosz-pułapka do łowienia raków.
Kulawka to:
a) roślina strączkowa przypominająca groch,
b) ptak żyjący na łąkach, odciągający zwierzęta zagrażające gniazdu, kulejąc podczas ucieczki,
c) kielich bez podstawki zmuszający ucztującego do wypijania trunku aż do dna.
Odpowiedzi prosimy przesyłać na adres internet@polityka.com.pl
Komentarze
Nie wiedzieć czemu z służbowego komputera nie mogę wysłać odpowiedzi na podany adres (nie przechodzi), ale wpis na bloga – mogę, więc odpowiadam tutaj, tylko dla własnej przyjemności.
Żabnica: c (jeśli to prawidłowa odpowiedź, to jadłem tę rybę niedawno)
Arak: a (lubię)
Kulawka: c (niezły wynalazek, bo zmusza też gospodarza do dbania, by gość miał zawsze kielich pełny)
No to ominęła Pana książka. Oczywiście, że odpowiedź prawidłowa. Żabnica to naprawdę pyszna ryba. Zwłaszcza jedzona w towarzystwie paru innych ryb i skorupiaków w marsylskiej bouillabaise. Smaku araku nie pamiętam, bo próbowałem go bardzo dawno. Był dość bimbrowaty co uważam za zaletę. A kulawkę mam. Dostałem w prezencie z pieknego kryształu.
Nagroda czyli „Rok na stole” wydany w Nowym Świecie z dedykacją i autografem otrzymuje Łukasz Pryjma, który jako pierwszy nadesłał odpowiedź. Teraz „wszystko w rękach konia” jka powiedział pewien sprawozdawca sportowy z zawodów hippicznych. Oddaliśmy przesyłkę urzędnikom Poczty Polskiej. Gratulacje i pozdrowienia. Za tydzień kolejna porcja pytań.
Panie Piotrze
Po sesji letniej na początku lat 80-tych piłem z kolegą Arabem wódkę, którą nazywał”daktylówka”-rodzina mu ją przysyłała z Iraku.Mieszał ją w kieliszkach z wodą i stawała się wówczas mleczna.Mimo czerwcowego upału i zmęczenia po egzaminach alkohol ten wyraźnie mnie ożywiał, podkręcał i wprowadzał w dobry nastrój. Świetna wódka na upalne noce.Wspomnienie też miłe,bo były to czasy”Vistuli”(brrr!)Może to był arak?
Pewnie tak. W basenie Morza Śródziemnego są pokrewne trunki, które bieleją i mętnieją po dodaniu wody i dają człowiekowi złudzenie ochłody. Równoczęśnie zaś miły szmerek pod czaszką. Grecy mają uzo, Francuzi – pastis, nieco dalsi Bułgarzy – mastikę. Jak miło wspominać te radosne momenty!
Może to jest przykre, co napiszę, ale nie znoszę mastiki i pastis. Anyżówki. Perfumowane wódki. Nie muszą mi Panowie odpowiadać na wpis. Znam swoje miejsce w szeregu: de gustibus non disputandum est.
Skoro mowa o nalewkach i alkoholach,chce pare slow napisac o moim ojcu.Otoz byl on prawdziwym fachowcem w przyrzadzaniu owocowych win.Kiedys mieszkalismy w poniemieckiej willi z duzym ogrodem,wiec bylo je z czego robic.Mialy piekny i niepowtarzalny kolor.Od czerwonego po cimny bordo.Ojciec byl z nich zawsze bardzo dumny.Pamientam,ze czesto pod koniec jesieni przyjezdzal do niego dawny kolega,z Warszawy.Mowil ,ze na partyjke brydza!!Brydz trwal zawsze do poooznej nocy,a i antalek wina znikal rowniez.
Potem ow przyjaciej wyznal,ze uwielbial ten cud-wina i nie mogl sobie tej przyjemnosci odmowic.Oczywiscie ojciec dumny byl,niczym paw.
Mniej moja mama,bo nijak nie mogla zrozumiec,dlaczego te wina zalegaly w czasie fermentacji pokoje??A juz malo nie umierala,kiedy tata je przelewal na bialym obrusie!!
Takie to byly kiedys czasy,ktore ida pomalu w zapomnienie.
Mam nadzieje,ze Pan Piotr nie wezmie mojego wpisu za natrectwo?
Ps. Panie Torlinie mozemy sobie rece podac,bo ja nie lubie niczego o smaku anyzu.Tutaj w greckich restauracjach podaja uzo.Tak na przywitanie.Z grzecznosci wypijam,ale szczesliwa nie jestem.
Pozdrawiam wszystkich.Ana
Ja z kolei mam mieszane uczucia co do absyntu.W Polsce niedostępny-chyba zakazany-na poludniu Europy podawany jest w drinkach.Piłem je pod nazwami B-52 lub Kałasznikow.Nazwy trochę ekscytujące,podobnie jak czarna legenda tego alkoholu.Wrażenia miałem normalne,jak to po drinkach.Może Państwo się orientują jak to jest z absyntem?
Pozdrawiam
Był czas Panie Wojtku, że absynt był we Francji bardzo modny w sferach artystycznych. Zwłaszcza wśród malarzy. Powodował on jednak choroby psychiczne (choć pewnei i bez absyntu część artystów to wariaci, zwłaszcza ci genialni) więc absynt został zakazany. I produkcja i picie. Teraz już wolno go robić, sprzedawać no i pić. Ale i na mnie nie zrobił większego wrażenia. A smak – nic takiego. Znam lepsze trunki.
Pani Ano, niech Pani się nie zmusza. To nie ma sensu. Jeśli się czegoś nie lubi to nie pić (i nie jeść). I tak napewno zdradza Panią wyraz twarzy podczas przełykania. Anyżówki z wodą są tylko dla ochłody i dla tych, którzy lubią ten zapach. Ale to nie jest zmartwienie. Tyle jest innych pyszności.
PS.
Kochani bądźcie „natrętni” jak Ana!
Panie Piotrze,
będę natrętna, ale z nieco innej beczki. Czy nie dałby Pan rady ogłaszać konkursów o nieco wcześniejszej porze? Tak się akurat składa że kiedy wchodzę na stronkę rano (ok. 8:00) jeszcze nie ma wpisu a o 19:00 (po pracy) to… ech, musztarda po obiedzie. Zaznaczam, iż w pracy nie mam możliwości na wchodzenie na inne strony internetowe poza oficjalnie zezwolonymi. Pański blog niestety się do nich nie zalicza ;-(
Pozdrawiam serdecznie i z góry przepraszam za uprawianie prywaty,
Ewa
Poproszę o to kolegów z działu wydania internetowego „Polityki”. Myślę, że da się to zrobić. Pozdrawiam i życzę sukcesów.