Śnieg pada, a bazie zapowiadają wiosnę
Znowu biegaliśmy po lesie w Sękocinie. Tym razem mieliśmy w rękach kijki narciarskie, nie te nowomodne, do norweskich spacerów. A na nogach oczywiście biegówki. Niby to zima, bo las pokryty warstewką mokrego śniegu ale nowa zieleń przebija przez białą pokrywę. Na niektórych drzewach zaś pojawiły się zielono-złociste bazie. Las daje nam sygnał, że do wiosny nie tak daleko. Zatrzymaliśmy się przy baziach i dokładnie im przyglądaliśmy się, bo ciekawiło nas, co to za drzewo tak wcześnie ożywiło się. Wokół pełno było śladów saren, które najwyraźniej zjadały zwisające bazie.
Po powrocie do domu sięgnąłem więc do książki „Na początku było drzewo” (rozmawialiśmy już na ten temat parę razy) wydanej przez Baobab. Najpierw trafiłem na ilustracje żywcem przypominające bazie z Sękocina. Obok zaś tekst o osice: „Robert Graves podaje, że złote diademy w kształcie liści osiki znajdowano w grobach z terenu Mezopotamii datowanych na 3000 lat p.n.e. Czy w tych zamierzchłych czasach osika już drżała? Najprawdopodobniej tak, gdyż wedle większości opowieści tłumaczących to zjawisko, osika drży ze zgrozy na wspomnienie czynów, jakich dopuściła się w zamierzchłej przeszłości. Po pierwsze, podsunęła swoją gałąź Kainowi poszukującemu pałki do zabicia młodszego brata Abla (co ciekawe, niektórzy utrzymują, że owa pałka, zgubiona przez skazanego na tułaczkę Kaina, znajduje się dzisiaj w Żywcu). Po drugie, gdy Święta Rodzina uciekała do Egiptu, osika (inaczej niż leszczyna) odmówiła jej schronienia pod swoimi konarami, tłumacząc się obawą przed zemstą Heroda. Po trzecie, istnieje przypuszczenie, że krzyż Chrystusa wykonany był z osiny. I wreszcie po czwarte, że to na osice, a nie na czarnym bzie, powiesił się potem zdrajca Judasz. Któż by nie drżał, mając tyle na sumieniu? Dlatego też w starożytności była osika symbolem bólu i skargi.
Jednak we wcześniejszych opisach znaleźć można wzmianki o tym, że delikatnie kołyszące się i szepczące gałęzie osiki przedstawiają w rzeczywistości westchnienia zmarłych dusz. Pojawiają się również wierzenia, w których osika związana jest z komunikowaniem się z mieszkańcami zaświatów. Włożony pod język liść osiki obdarzał ponoć darem elokwencji, zaś gdy ktoś stanął pod osiką, mógł zasłuchać się w magiczna pieśń do tego stopnia, że znikał w zaświatach.”
Oczywiście nie zabrakło opisów osinowych kołków, którymi walczono z wampirami przebijając serca ludzi podejrzewanych o te niecne skłonności.
Na koniec znalazłem kilka zdań o użyteczności osinowych gałązek, bazi i liści, którymi karmiono kozy. Ten pokarm jest ulubionym daniem bobrów a także – co naocznie stwierdziliśmy – saren.
Kilka stron dalej zobaczyłem ilustracje, które wprawiły mnie w rozterkę. Niemal identyczne bazie ma także topola. A że przy drzewie w Sękocinie nie było odpowiedniej wizytówki (choć przy niektórych drzewach są tabliczki z opisem i to nawet w alfabecie brajla) to przytoczę i fragment topolowego tekstu. Zwłaszcza, że tym razem jest mowa o likierze, co usprawiedliwia pojawienie się tej opowiastki na kulinarnym blogu.
„Ojczyzną tej topoli są lasy Ameryki Północnej i Syberji; u nas oswojona w wielu znajduje się ogrodach i parkach. W korzenie szeroko się rozrasta i liczne z nich puszcza wyrostki. Wielkie jej pączki liściowe pociągnione są, szczególnie na wiosnę, żółtawą lepką żywicą, smaku gorzkiego i mocno balsamicznego, dość przyjemnego zapachu, któren w niejakiej odległości czuć się daje. W Irkucku pączki zebrane na wiosnę nalewają gorzałką; z tego robi się likier dość przyjemny w zażyciu, mający własność poruszania uryny oraz w cierpieniach szkorbutycznych bardzo skuteczny. U nas robi się podobnym sposobem balsam na świeże rany wielce pomocny.”
Jak widać spacer lub bieg po lesie dobrze wpływa na człowieka. Zachęca do lektur, daje odprężenie i zapomnienie o niemiłych sytuacjach, których w życiu trudno jest uniknąć. Zalecam więc wszystkim więcej świeżego powietrza. Wtedy – mam nadzieję – znikną z blogu niemiłe utarczki i uszczypliwości. To miejsce było bowiem w zamierzeniu terenem spotkań miłośników kuchni, wymiany opinii, myśli i pomysłów jak spędzić czas za stołem biesiadnym. Pomału jednak zamienia się w arenę złośliwych wycieczek i dokuczliwych wypowiedzi. Szkoda na to czasu i nerwów. Nie chcę dłużej ględzić (bo i tak rzadko przynosi to właściwe rezultaty) więc dodam, że nie uczestniczę i nie będę uczestniczyć w owych potyczkach. Ale skrajnie brutalne i wyraźnie jątrzące wypowiedzi będę blokował.
Komentarze
U nas dziwna zima. Nie pobiegałby Gospodarz na biegówkach po naszych lasach. Śnieg padał dotąd ze 4 razy – z tego trzy razy pomieszany z deszczem, raz opad przetrwał przez noc. Wczoraj wieczorem wyprowadzałam psa w deszczu, dzisiaj pokrywa chmur nie jest taka gruba i gdzieniegdzie przebija błękit i słońce. Rośliny w moim mini-parku wyglądają, jak w późne przedwiośnie – tylko patrzeć, jak nad drzewami i krzakami pokaże się żółto – seledynowa mgiełka; a tu zapowiadają mrozy na końcówkę tygodnia. Oj, niedobrze, bo brak pierzynki śniegowej i już ruszyła wegetacja roślin cebulowych. Widzę na balkonie sąsiadki , że w koszu z tulipanami całkiem spore kły zielone wystają. Przyjdzie mróz, to zmarzną.
Z pełnym poparciem odnoszę się do wpisu Piotra – stół biesiadny to azyl, miejsce niespiesznych pogwarek, wyciszenia przy dobrym jadle i szklance wina. Uszanujmy miejsce, w którym możemy porozmawiać, pośmiać się i czasem posmucić pospołu. Osobiście nie zamierzam wstępować w szeregi jakobinów, ani bolszewików, ani mienszewików, wyrosłam z rewolucji, innych takich rozrywek. Siedzę przy stole Piotra, z uśmiechem witam znajomych myślę o dzisiejszej lekturze (Broniewski c.d.) o dzisiejszym obiedzie (kotlety mielone z surówką brokułową) i że znowu czeka przepierka (rosną te brudy w koszu, czy jak?).
Dzień dobry Blogu!
Osika = Topola drżąca
Zgadza się: jest topola osika, topola biała, topola czarna i topola balsamiczna. W lesie trafiłem na tę pierwszą a potem na ostatnią. Trudno je odróżnić gdy są bezlistne a bazie maja bardzo podobne. I w dodatku nie są drżące!
Dziędobry z wiosennej rubieży.
Na pochwałę osiki dołożę niejaką Osinę lub Osinkę czyli Joasię Osińską, prezenterkę telewizyjną (można ją zobaczyć jak czyta wiadomości w Trójce) i moją Wunderwaffe przy trudnych transmisjach. Osince można było wywalić nad głową z armaty, a ona się nie straciła i dalej robiła swoje. Uratowała niejedną trudną sytuację, a w razie niespodziewanej dziury potrafiła bredzić cokolwiek dowolną ilość czasu, żeby realizacja zdążyła się pozbierać. Kochałam pracować z Osinką, bo kobitka pracowitka, bezkonfliktowa, wesoła, zero gwiazdorstwa, za to sto procent profesjonalizmu.
http://www.prestizkoszalin.pl/magazyn/7/felietony/czemus-biedny-bos-glupi
Tu jest fotka Osinki razem z jej felietonem zakończonym kulinarnie zresztą. Czyż nie miła z niej osoba?
Osina rzondzi!
Przyroda jest skonsternowana, kiedy zimy brak. Na krzakach już pączki widać, które pewnie zaraz zmarzną, bo zapowiadają fale mrozów.
Mało będzie owoców, a przez suszę uprawy ozime też się nie udadzą.
Bieda 🙁
Zaryzykuję jeszcze jeden jątrzący, niepozbawiony uszczypliwości wpis. Dla usprawiedliwienia dodam, że będzie on – w odróżnieniu od setek innych – na poruszony przez autora tego blogu, Piotra Adamczewskiego temat. Nie będzie w nim też – w odróżnieniu od setek innych – ani krzty tematów prywatnych. Zgodnie z punktami 2 i 12 zasad publikowania komentarzy.
Kiedyś był to blog poświęcony szeroko rozumianej tematyce kulinarnej. Pewną kontynuacją artykułów Piotra Adamczewskiego i kolegów z papierowej „Polityki”, dającą czytelnikom możliwość wzięcia udziału w dyskusji na poruszane przez autora, ciekawe tematy.
Autor dalej pisze swoje i chwała mu za to. Znudzeni chyba czytelnicy jednak nie zwracają już uwagi na tematy poruszane we wpisach autora. Witają się serdecznie ze sobą od samego rana, składają sobie nawzajem życzenia z różnych okazji. Niektórzy informują, co będzie u nich na obiad lub kolację, jak mają się dzieci i wnuki. Gdy kto zamilknie na kilka dni natychmiast zaniepokojeni dopytują się gdzie ten zacz i dlaczego nie tu. Umawiają się na spotkania, opisują osobiste nieraz zdarzenia ze swojego, lub niekoniecznie swojego życia.
Dużym powodzeniem cieszy się również wymiana zdań na temat panującej właśnie w różnych miejscach świata pogody, poczynionych właśnie zakupów a także całe mnóstwo odsyłaczy do publikowanej w internecie muzyki.
Można to wszystko oczywiście nazwać stołem biesiadnym, zakrzyknąć głośno „Kochajmy się!”, usunąć raz na jakiś czas parę wpisów lub paru czytelników. W końcu to Pan jest autorem tego bloga i Pan decyduje o jego formie i treści.
Papierowa „Polityka” była moją ulubioną lekturą. Ten blog też. Kiedyś – teraz już raczej jakby nie. Ze starego przyzwyczajenia wciąż zaglądam, ale treści tu coraz mniej a szumu coraz więcej.
Pójdę coś zjeść, grube osoby muszą częściej.
Gruba Kryśko – co Ci przeszkadza, że ludzie się lubią?
Przy takim stole jak ten najpierw prowadzi się rozmowy oficjalne i na temat. Potem towarzystwo poznaje się lepiej, pojawiają się pierwsze nici sympatii, rozmowy – nie omijając głównego tematu – wekslują na najróżniejsze tory. Potem ludzie poznają się osobiście, bo jest jakiś zjazd – jeden, drugi. Zawsze są to zjazdy bardzo merytoryczne… czyli pełne znakomitego jedzenia i napitków. Przy okazji pogłębiają się przyjaźnie. Te życzenia, które tak Cię denerwują, to tylko wyrazy sympatii wzajemnej, nic innego. Informacje o tym, co jemy na obiad lub kolację – przecież to związane z tematem. Za tym często idą informacje, przepisy. Umawianie się na spotkania – co w tym złego, zwłaszcza że to też są „minizjazdy” kulinarne. Ostatnio był taki minizjazd gruziński – bardzo żałuję, że nie uczestniczyłam, bo o kuchni gruzińskiej nie wiem nic, a lubię Gruzinów.
Ostatnio modny jest termin „wartość dodana”. Otóż takie blogowe przyjaźnie, sympatie, dowody życzliwości – to bardzo cenna wartość dodana w naszych czasach, pełnych atakującej zewsząd agresji i jadu.
Mnie nie przeszkadza, że ludzie się lubią.
Mnie przeszkadza zaśmiecanie przestrzeni publicznej. Miasta upstrzone bylejakimi reklamami, natrętni sprzedawcy dzwoniący do mnie wieczorem, niczym nieskrępowani użytkownicy telefonów komórkowych zmuszający mnie do słuchania ich rozmów. Gdy biorę do ręki gazetę, w której spodziewam się przeczytać interesujący artykuł na interesujacy mnie temat, widzę tam informację o brudach w koszu i przepierce.
Wolę przeczytać o przepiórce.
Prywatność jest bardzo cenna. Ja nie wpycham się ze swoją tam, gdzie nie trzeba. W internecie są miejsca przeznaczone do bardziej intymnej wymiany informacji i uczuć, w bardziej ograniczonym gronie. Witryna szanownego tygodnika z wieloletnią tradycją i z rzeszą czytelników jest miejscem publicznym.
Gruba Kryśka, ja też kiedy jako nowy czytelnik bloga p. Piotra wyraziłam zdziwienie, że komentarze często oderwane są od tematów poruszanych przez Autora. Pełna dowolność i brak ograniczeń sprawiły, że stało się to bardziej prywatnym forum/chatem grupy osób.
Ale blog trzyma poziom i dlatego chętnie tu zaglądam. Wpisy p. Piotra są bardzo ciekawe, więc hermetyczna atmosfera w komentarzach mniej przeszkadza.
Gruba Kryśko – przestrzeń publiczna jest taka, jaka się sama zrobi. Tu zrobiła się właśnie taka. Moim zdaniem nawiązywanie przyjaźni w przestrzeni jakiejkolwiek jest zjawiskiem pozytywnym. Przecież nikt do Ciebie nie dzwoni i nie zmusza Cię do czytania tego akurat blogu. Jest mnóstwo blogów ściśle kulinarnych, trzymających się założonej tematyki i nie bujających w obłokach. Na pewno któryś z nich Cię zadowoli.
A jeśli ten blog Cię brzydzi, a koniecznie chcesz przy nim zostać (czego nie do końca rozumiem, bo jak mi coś nie odpowiada, to szukam innego czegoś) to zmieniaj go. Pisz. Bądź merytoryczna. Blog powstaje, bo ludzie piszą – o czym chcą. Ty dotąd nie pisałaś, odezwałaś się tylko po to, żeby nas obrugać, a Gospodarza przywołać do porządku. Napisz coś o kulinariach. Może Twój przykład zadziała. Verba docent – exempla trahunt. Słowa uczą, przykłady pociągają. Daj przykład.
Kurczę pieczone w maladze – co ja tu robię za rannego ptaszka? O tej porze ja śpię, a inni nie śpią, żeby spać mógł ktoś! Gdzie są Wszyscy???
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Ja w ramach dawania przykładu gotuję rosół . Makaron włoski Tagiatelle też mam . Zgodny z wzorcem przechowywanym w Bolonii. 8 milimetrów szerokości i 1 mm grubości , 20 cm długości. Nikt źle na mnie nie powie, że odbiegam.
Wzorca będę się trzymał jak niepodległości , w końcu mam makaron co to z ziemi włoskiej do Polski. Baczność!
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Chciałem państwa oszukać. Mój makaron normy nie trzyma . Sporo schudł …
http://nadzwyczajny.blogspot.com/2012/01/gotuje-roso.html
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
O, jaki apetyczny garnulek!
Ale z tym makaronem, to Wy, Kreska, coś kręcicie!
Goździka wrzucił?
No, tak można rozmawiać.
Zastanawiałam się nad merytoryzmem i nad tym, kto miałby wystawiać certyfikaty stosownej powagi w życiu publicznym. Wyszło mi, że Gospodarz, który jakoś toleruje nasze rozwichrzenie i różnorodność, a tamę postawił ringowi.
Witam przedświtowo. Wczoraj było -16C, dzisiaj +3. W kraju, w którym mieszkam, temat pogody jest tematem obowiązkowym. Raz się wyklina, że jest za zimno, innym razem, że tropiki. Wpadłam w rutynę, bądź co bądź 30 lat tu mieszkam 🙄
Ktoś wspomniał o mielonych…o właśnie, dobry pomysł na poniedziałek!
Kryśka krytykuje, co tutaj wypisujemy, ale ja nie zamierzam się zastanawiać na każdym napisanym słowem i każdym poruszonym tematem. W gazecie nie czytuję wszystkich artykułów, tutaj też można pomijać wpisy. Ja się nie zmieniam.
Alejka do Bartnik wysadzana jest topolami, stąd też nazwa wsi opodal. Pięknie to wygladało kiedyś, drzewo przy drzewie po oby stronach alejki, teraz zostało juz może z połowa tego, co kiedyś było. Ale to nie są drzewa długowieczne.
http://www.yunphoto.net/pl/photobase/yp970.html
Mnie się zdaje, że Gruba Kryśka jest lub bywa na tym Blogu od samego początku i ubolewa nad tym, nad czym już tu niejeden ubolewał.
Co jakiś czas na Blogu pojawiają się apele, upomnienia, sugestie etc. czym ma być ten Blog i czemu ma służyć.
Co jakiś czas wyrażamy tu oczekiwania lub brak zachwytu nad kierunkiem, w którym sunie ta karawana.
I co?
I nic.
Jeśli głównym celem istnienia tego Blogu (dla „Polityki”) jest klikalność, to im więcej prywatności, intymnych zwierzeń, konfliktów i połajanek, tym pewnie lepiej, bo nic tak nie pociąga gawiedzi jak podglądanie i gmeranie w cudzym życiu, na dodatek bezpieczne, bo anonimowe. Nie trzeba przykładać szklanki do ściany, ani wychylać głowy przez płot 🙄
Ma być merytorycznie, miło i uprzejmie?
Powiadają: Pańskie oko konia tuczy. Albo: Jaki pan taki kram.
Czasem wystarczy skorygować najbardziej rażące błędy, czasem trzeba jeszcze interesująco podać ciekawe tematy, zaakceptować inne poglądy, śledzić choć trochę dyskusję… Nie reagować alergicznie na krytyczne uwagi, odnieść się do pytań i sugestii…
Wiem, to kosztuje czas i wysiłek i nie można za dużo oczekiwać. Ale i vice versa. Bywały na blogu różne ciekawe osoby, nie zawsze pasujące do konwencji i niesforne, czasem krytyczne, ale ich spostrzeżenia bywały na ogół trafne i interesujące, dające co nieco do myślenia… I cóż, jedne zostały zlekceważone lub zignorowane, inne zniechęciły się po jakimś czasie, poniektórzy bywają z przyzwyczajenia, ale odzywają się coraz mniej…
Jest jak jest.
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Goździka do rosołu? Matka z grobu by się podnieśli.
Z makaronem więcej kręcił nie będę, sam zrobię własnoręcznie. Pozanormatywnego makaronu w rosole jeść nie chcę.
Z części rosołu zrobię pomidorową pod kołderką z parmezanu. Jak zrobię to pokażę.
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Goździk do rosołu? Służy do przypięcia listka bobkowego do cebuli. Rosołowi to służy 😉
Ten blog był od początku taki: ruskie anegdoty Okonia albo kompilacje Pana Lulka, źrebaki rodziły się u Starej Żaby i u ASzysza, uczyliśmy się jeden od drugiego piec chleb, robić kiełbasę i piec placki. Alicja pokazywała swoje cudeńka, a Sławek piękną fotografię dziewczyny z kotem. Zwiedzaliśmy wirtualnie targowiska w różnych częściach świata i towarzyszyliśmy naszym dzieciakom na etapach ich życia. Cały czas były rozmowy mniej lub bardziej prywatne. Przepisy, to ja znajdę tu i tam, ale pogadać, to tutaj. Kiedyś dwa czy trzy dni ustalaliśmy jak się nazywa firlejka czy koziołek czy inne mieszadło do sosów, kupowaliśmy gadżety itd. Ludzie byli trochę inni, to prawda ale odchodzili w różnym czasie i z różnych powodów. Nie zawsze dlatego, że im się blog nie podobał, częściej, bo im się ten czy ów nie podoba. To jest zwyczajne życie; nie można porównywać bywałej i przebojowej Heleny z koleżanką typu „przepraszam, że żyję”. Każdy człowiek to inna historia.
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Szacun dla Nisi .
Za wczorajsze.
A wiewiórka była nieletnia.
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Internet z rana mi się zawiesił, a był mi wielce potrzebny.
Doczytałam wczorajsze. przy okazji męża i małżonki, czyli jak kto i z jakim szacunkiem kto do kogo, dołożę opowiastkę rodzinną (być może była już u Bralczyka, ach, zamierzchła to przeszłość).
Poza tym pan Śrubka był butlerem doskonałym, w czasie przyjęć miał tak ustawione kieliszki na tacy i tak nią manewrował, że Tato mógł na ślepo sięgać i zawsze dostał mu się kieliszek „bezalkoholowy”.
Ojej, tym razem zniknął środek 🙁 ???
Pomiędzy akapity należy wstawić:
Mój Tato po ostatnim przedwojennym pośle RP, odziedziczył butlera, pana Śrubkę. Zarówno poseł jak i jego butler, być może z powodu starokawalerstwa, uważali panie jako zło konieczne.
Kiedy moja Mama pytała p. Śrubkę, czy aby nie wie, gdzie jest jej mąż, otrzymywała odpowiedź godnie modulownym głosem „pan minister jest na audiencji”, natomiast kiedy Tato pytał, gdzie jest żona, dowiadywał „łuna poszla kupić marchiewkię”
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Po przeczytaniu zaprzyjaźnionego bloga już wiem jak można zrujnować sobie życie.
Niestety zawiść jest najgorszą trucizną. Jest gorsza od nienawiści.
W Onecie też o tym piszą.
http://biznes.onet.pl/zrujnowac-sobie-kariere-w-jeden-dzien,18493,5002718,4956972,348,1,news-detal
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Butler – cóż za piękne, godne i dawno niesłyszane słowo!
Gruba Kresko – dzięki, to miłe. A goździka spróbuj kiedy, może polubisz. Ja to wyczytałam w kuchni francuskiej, żabojady dają też do rosołu rzepę, wrzuciłam obie sztuki i o ile rzepa nie dodała specjalnych zalet rosołowi, to goździk zrobił świetnie. Doszłam do czterech lub nawet pięciu goździków na garnek solidnego rosołu (dużo mięska, dużo warzyw). Na ten Twój garnuszek też bym tyle wbiła w cebulę.
Aktualnie jestem w posiadaniu zakupionego przez pomyłkę zaparzacza zupowego i goździki, ziele angielskie, pieprz i bobek wrzucam do gara w dziurkowanej kulce. Potem potrzebuję chłopa, żeby ją otworzył, ale to temat na inne opowiadanie.
Kupowanie przez pomyłkę dostarcza niecodziennych wrażeń. Pyrze też. Przez wiele lat w naszym domu były kieliszki do wina białego, czerwonego i szampanki, a także trzy pojedyncze kieliszki do wódki typu stopka, pięć koniakówek i jeden jedyny ale prześliczny kieliszek likierowy z tych różowych, francuskich szkieł na wytwornej, długiej nóżce. Była też w domu durnostojka po mojej świekrze – na niklowanej długiej tacce 6 metalowych , płaskich kieliszeczków na wysokich nóżkach. Czarki tych kieliszków niezbyt dobrze były przylutowane do nóżek i dawno to chciałam wyrzucić, ale Jarek nie dał:pamiątka. Nigdy nie były używane. Potem dokupiłyśmy z Młodszą sporo różnego szkła, a kiedy zaczęłam się bawić w nalewki i likiery, postanowiłyśmy dokupić likierówki i kieliszki do nalewek. Pyra na Allegro przeczytała ofertę 6 kieliszków likierowych na posrebrzanej tacce, późna secesja. Zamówiła, kupiła, przysłali. Teraz mam dwie durnostojki, bo te kupione, to drugi egzemplarz Stasinkowych, metalowych – lepsze co prawda jakościowo i się nie ruszają na nóżkach są stabilne. Ania dostała ataku śmiechu, a Mama wyszła na durnia. Kieliszki z butelką i dzbankiem dokupiłyśmy. Jak będzie jakaś aukcja dobroczynna to my chętnie zasilimy stoisko.
Dla Alicji:
http://kultura.wp.pl/gid,14165381,galeria.html?T%5Bpage%5D=8
Bardzo przepraszam Alicjo, to nie to miało być tylko dalej 😳
U nas (Toronto) leje od rana; zapowiadaja 8 oC.
Na biegowki jezdzimy 250 km na polnoc, do Algonquin Provincial Park.
Nie ma to jak spacer po lesie w zimie – najbardziej relaksujace zajecie jakie znam. Nota bene to sa tereny (straszna kanadyjska, polnocna glusza) ktore opisuje, zupelnie tu nieznany J. O. Curwood, nieslychanie udatnie przetlumaczony przez Jerzego Marlicza, czyli Helene Borowikowa.
Osika – siegnalem do Biblii roslin polskich, czyli W. Szafera ea. (1953).
Otoz Topola osika to Populus Tremula L. Czyz to nie fajna nazwa? Od razu kojarzy sie z tremolo w muzyce 🙂
Oprocz tejze osiki Szafer wymienia jeszcze piec innych topol.
Nazwy łacińskie roślin często odnoszą się do ich własności lub wyglądu, tyle że jak się nie zna łaciny, to ze zdumieniem czyta się ich tłumaczenie 😉
Delirium tremens ma podobny źródłosłów jak osika 🙄
Jak się podróżuje przez rozległą dolinę Padu we Włoszech, to można zaobserwować plantacje i całe lasy topolowe w regularnych rzędach. Z tych drzew robi się papier, zapałki, wełnę drzewną, meble do sauny, korpusy bębnów, części do gitar, a także opakowania do camemberta, a nawet sprężynujące warstwy do desek narciarskich (snowboardów).
Bardzo przydatne drzewa.
Na topolowej desce namalowana jest Mona Lisa.
A tu jest słynna La Tremola Droga na południe z przełęczy św. Gotarda. Nie dosyć, że długa i kręta, to jeszcze brukowana kostką granitową 🙄 Kto raz nią zjechał, najlepiej rowerem albo dyliżansem, ten wie, co „tremola” oznacza 😉
Tutaj nawet kulinarnie 😉
Nie wszyscy wiedzą, że Mona Lisa to słynny polski fotograf – Gruba Deska. Ja także nie wiem, ale tak podejrzewam 🙂
To prawda, że każda osika to topola, a wszystko to co podejrzanie szeleści należy do tej samej wielkiej, kochającej się rodziny Wierzbowatych. Legendy związane z osiką są bardzo ciekawe, ale co na to mówią naukowcy? Bzdury, tak mówią, a jeden z ich, słynny angielski botanik John Gerard twierdził, że kobiece języki są jak liście osiki – bardzo rzadko odpoczywają. Szowinista jeden – już tego nie twierdzi, nie żyje.
Nie żyje także Sir Walter Scott którego porównanie kobiety z osiką jest tak piękne, że aż mi przetłumaczyć nie sposób.
Nareszcie wiem skąd Gospodarz czerpie swą energię – bazie i kotki jelonkami skubie. Chcę dalej ględzić bo ciekaw jestem czy kijki były z osiki czy nie. Uprzejmie proszę o zdjęcia z następnej osikowej uczty.
Topole dość szybko rosną i dają duże przyrosty roczne więc sadzenie ich z przeznaczeniem na papier, zapałki i galanterię drzewną ma sens. Z drugiej strony z żadnego innego drzewa tak się nie sypią kanory w czasie burzy, jak z topoli. Kiedyś w Polsce obsadzano tereny wokół budynków publicznych topolami, jak ogrodzeniem. Tak było i w starołęckim przedszkolu. Odbierałam Bliźniaczki w silnym wietrze – musiałam przejść między drzewami, przeciąć jezdnię z torowiskiem tramwajowym i trafiałam prosto w uliczkę prowadzącą do naszego domu, dobrze jak raz osłoniętą od tego wiatru. Nagle coś zaszumiało, dziecko, które trzymałam prawą dłonią krzyknęło, obok nas leżał wielki, odłamany konar. Całe szczęście maluch dostał tylko czubkami gałęzi bocznych. Miała na sobie watowany płaszczy, pod płaszczykiem ciepłe, jesienne ubranie. W domu okazało się, że bark, plecy i częściowo tors są pokryte sinymi pręgami, jak po chłoście. Jeszcze 10-20 cm w prawo i mogłoby być po dziecku – a to nie był żaden huragan i drzewo zdrowe, 40-letnie.
errata – sypią się konary
Pisałam tu kiedyś o topolach kanadyjskich nad naszym jeziorem. Posadzono je na początku lat czterdziestych wraz z różnymi innymi drzewami wzdłuż nowo utworzonej promenady i czegoś w rodzaju chronionego rezerwatu z ostoją dla saren i innego zwierza. Topole rosły szybko i wyrosły ogromne, pnie o średnicy ponad metra, wysokie na 30 metrów, a konary rozłożyste i grube. W latach 80. po kolejnym halnym, który łamał te konary jak zapałki i zrzucał na zaparkowane samochody, postanowiono usunąć te drzewa jako nieodpowiednie do tutejszych warunków. Okazało się, że 40-50-letnie olbrzymy mają w środku dziuple, w których zmieściłby się niejeden Rokita (diabeł) i rzeczywiście pora się z nimi pożegnać 🙁
Rozmawiałam potem kiedyś z dendrologiem na ten temat. Mówił, że topole zwane w Polsce włoskimi są cennym, szybko rosnącym gatunkiem ale nie należy kazać im rosnąć po 30-35 latach od posadzenia właśnie z uwagi na kruchość. To i tak jak dla papierówki szybko – sosna potrzebuje 60 lat a topolom wystarcza 25-30. Młode znakomicie chronią osiedla przed wiatrami i zamieciami, dorosłe same stają się niebezpieczne.
Takim konarem dostało auto kuzynki Osobistego, kiedy była z nami na spacerze nad tym jeziorem. Został uszkodzony bagażnik i tylna szyba, a kuzynka w takiej depresji („bo ona zawsze ma takiego pecha!”), że wolelibyśmy, aby ten konar spłaszczył całkiem nasze renault 4 niż zadrapał jej wymuskanego pas-sata.
Ubezpieczenie dało się przekonać, że wiatr osiągnął ponad 70 kmh, czy ile tam było wymagane dla uznania szkody za elementarną. Bo jak gałąź spadnie tak sama z siebie, to ciężka sprawa 🙁 Trzeba chyba pozywać właściciela.
Nemo – a kto jest właścicielem drzew przy promenadzie? Kogo ona musiałaby (ew. ) skarżyć?
No, chyba gmina? Zawsze jest jakiś właściciel, a ten parking i promenada są publiczne i przebywanie tam ludzi i samochodów – legalne.
Wracam do tekstu Gospodarza – lecznicze nalewki z pąków… Jeden z moich sąsiadów ma działkę leśną w Borach Tucholskich i też bawi się domowymi nalewkami. Nastawił w ub roku dwie nalewki: jedną na mlodych odrostach sosnowych (luty ub.roku) drugą na pączkach topolowych. Dał po łyżeczce spróbować -(robi malutko, w większym słoiku po dżemie) – lekarstwo to może i jest jak krople na wodę kapane ale pić się tego się raczej nie da; niezłe paskudztwo w smaku.
Drewno osikowe znakomicie nadaje się na rozpałkę, bo pali się szybko, wytwarza wysoką temperaturę i mało dymu. Poza tym wypala nadmiar sadzy na szybie kominka, a płomień jest żółty i efektowny.
I łatwo się rąbie, bo mało sęków 😉
Uwaga – na TVP kultura jest konert Okudżawy
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Placku
Gruba Deska był swego czasu specjalistą od MONY . Lisy jednak nie poznał.
Podobnie jak Haneczka…
Ale za to z Matką Boską miał przez wiele lat styczność osobistą dzień w dzień, a nawet w nocy.
Z dzieciątkiem Jezus również. Może dlatego jest taki drażliwy na ludzką niedolę i niesprawiedliwe osądy. A tak w ogóle to wielka lipa.
Im grubsza tym lepsza.
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Dzien dobry,
Pragne ta droga wyjasnic z Alicja czy ponizszy komentarz, ktory ukazal sie przed chwila pod wizytowka „Alicja” na Blogu Adama Szostkiewicza, faktycznie wyszedl od niej:
„@Helena, to jak się już uczłowieczysz to może przestaniesz być najbardziej agresywną i nietolerancyjną dla osób o innych poglądach postacią w blogosferze POLITYKi.
Powtórz sobie osiem razy: ?uczłowieczona przez film Agnieszki Holland postaram się nie uważać wszystkich osób o innych poglądach za nikczemne, antysemickie kanalie.?
P.S. Agnieszka Holland w przestrzeni publicznej to też jest wyjątkowo agresywny i nietolerancyjny polityk.”
Poniewaz nie jest to pierwszy agresywny i insynualcyjny wpis pod moim adresem podpisany „Alicja” wole wyjasnic pierw z kim mam do czynienia, zanim odpowiem tam gdzie go zszokowana znalazlam. Choc poprzedni byl znacznie, znacznie gorszy.
No wiec, czy jestes jego autorka, Alicjo?
Heleno,
myślisz, że jednemu psu Burek? 😯
To nie ta Alicja
Też tak uważam, ale lepiej niech Helena przesłucha 😎
Witam.
Duńczycy wygrali, gramy z Niemcami ale mecz!
To miejsce było bowiem w zamierzeniu terenem spotkań miłośników kuchni, wymiany opinii, myśli i pomysłów jak spędzić czas za stołem biesiadnym. Pomału jednak zamienia się w arenę złośliwych wycieczek i dokuczliwych wypowiedz– napisał w dzisiejszej notce Gospodarz.
Heleno – nie umiesz czytać ? ❗
Potraktujmy to olejem!!!
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Bardzo dawno temu:
http://nadzwyczajny.blogspot.com/2012/01/droga.html
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Przemiła Kresko a tak na temat?
Heleno,
od dawana nie udzielam się na innych blogach, raz na jakiś wielki czas coś napisze, ale nie pamiętam, kiedy i w jakiej sprawie wypowiadałam sie u p.Szostkiewicza. Co najwyżej przejrzę wpis gospodarski, a i to rzadko. W blogach, które czasem podczytuję i ewentualnie coś skomentuję, jestem wpisana tak jak tutaj, na czerwono i ze stroną www.
Nie mam czasu czytać w tej chwili dyskusji u p.Szostkiewicza, przejrzę potem. Trochę przykro, że podejrzenie padło na mnie.
Heleno – znasz Alicję „blogowo” 5 lat i chyba widzisz, że to nie ten styl, język, składnia? Poza wszystkim Alicja nie ubliża (nawet kiedy podszczypuje). Pisuje na blogach dwóch Stanisławów, Ryba (która nie jest moją córką) dwie Leny…Chcesz, to damy wespół odpór tamtej Alicji i niech może zmieni nick.
Konfrontacja to najlepsza metoda 😎
Alicjo, dziekiuje. 🙂
Ja juz wiem kto to jest i nick ten nie zostal wybrany przypadkowon- on z ZALOZENIA MIAL skierowac uwage na Ciebie.
To jest chora osoba, o licznych nickach, takze tu…
Pozdreawiam.
Doktor Helena znowu feruje diagnozy na odległość? Jakim prawem? I dlaczego na tym blogu?
To może walnąć głównym nickiem po oczach? Co się świat będzie męczył z insynuacjami? 🙄
Pamiętacie ten stary dowcip o zwierzątkach grających w pokera?
Sherlock Holmes-oglądnięte i wykorzystywane na blogu.
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Jak ja lubię strzelanie z biodra 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=GkkYHH7oYp4&feature=related
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Z biodra nie zawsze wystarczy 🙁 Czasami potrzebna jest srebrna kula a na koniec, dla pewności, osikowy kołek 😎
Alicjo przyznaj się kto robił Eastwoodowi wdzianko z włóczki ?
A ja prosze Panstwa, tak jak profesor Tutka w opowiadaniu pogodnym:
„wrocmy do tych osik, szeleszcza przeslicznie” 🙂
PS nemo – nie znam o zwierzatkach grajacych w pokera
ja tylko tak znienacka, zeby nawiazac do niedawnego wpisu Piotra:
http://www.fubiz.net/2012/01/23/braille-burgers/
A ja jeszcze o drzewach. Zastanawia mnie zmiana zachodząca w siedliskach drzew w Polsce ale i na całym Niżu Środkowo – Europejskim. Kiedy chodziłam do liceum uczyłam się, że przez Polskę przebiega wschodnia granica występowania buka. Dzisiaj buk rośnie nad Wisłoką i po nia. Granica występowania przesunęła się o kilkaset kilometrów na wschód. Dlaczego? Kiedyś graby, cisy, modrzewie występowały powszechnie. Cisowe łuki stanowiły swoiste kałasznikowy średniowiecznej Europy. Dzisiaj cisy są gatunkiem wymierającym i np w Polsce występują tylko na jednym obszarze Pomorza Zachodniego; dlaczego? Niemal wyginęły u nas, a teraz odradzają się modrzewie. I doskonale, bo to piękne drzewo i dające b.trwałe drewno (modrzewiowe dworki czy kościoły mogą liczyć i 400 lat) Dlaczego ginęły i dlaczego odradzają się ich enklawy? A graby, integralna część lasów grądowych w dolinach rzek? Kiedyś podstawa mebli giętych, stylisk łopat i toporów, pięknych strzyżonych alei. Gdzie się podziały nasze graby i dlaczego?
Widzieliśmy film, płyną z niego m.in. następujące nauki:
-nie należy przedłużać wizyty ponad niezbędną konieczność
-jeśli już podkusi, to nie proponować kawy i szarlotki
-nie gadać w trakcie wizyty przez komórkę, przez stacjonarny też
-nie trzymać na stole cennych albumów i tulipanów w wazonie
-mieć w lodówce zimną colę
-wspomnę też o 18 letniej whisky, nie ujawniać że się ma!!!
Nieprzestrzeganie powyższych tylko pogarsza sytuację i prowadzi do takiego zamętu, że już nie wiadomo kto jest z kim i po co przyszedł.
W wersji krótkometrażowej, takiej z zasadami, po 5 minutach kończyłaby się już lista płac.
Dobry wieczór!
Piekłem w sobotę bułeczki z siemieniem.
Udały się nadzwyczajnie, uch, och, ach, jak dla mnie ładniejsze niż smaczniejsze, ale pewnie dlatego że nie jestem miłośnikiem pieczywa graham.
Pietrek, wpisz w google frazę : jak palnę w ten rudy łeb.
Na więcej pisania brak już czasu. 🙁
Kazał Antek wpisać to wpisałem:
Antek kupuje na targu konia.
– Ile pan chce za niego?
– Tysiąc złotych.
– Przecież on jest ślepy!
– Co?! Przejedź się pan nim, to zobaczysz, czy jest ślepy!
Antek wsiada na konia i zaczyna galopować. Koń pędzi przed siebie na oślep, prosto na mur z cegieł i po chwili wpada na niego, kończąc w ten sposób życie. Antek wyłazi spod konia i mówi:
– Mówiłem, że jest ślepy!
– Może i ślepy, ale jaki odważny!
Wracając do topoli – u nas te olbrzymy kanadyjskie ja nazywam osikami, one mają takie srebrzystozielone liście, no a dla mnie topola ta *najprawdziwsza* to wysmukła i zwarta w sobie, bartnicka 😉
Kanadyjskich jest tu dużo, zwłaszcza na naszych rozlicznych polach golfowych. Pali się to świetnie w kominku, bo miałam takowe drewno z odzysku, ale od paru dni mój prastary kominek ma nowy napęd:
http://alicja.dyns.cx/news/IMG_8896.JPG
Walety – zero popiołu do wynoszenia, nie martwi się człowiek o podkładanie do, ciepło nie idzie w niebo, tylko w dom.
Zady – romantyzm trochę prysł, już nie trzaska ogień i nie lecą iskry 🙁
Ponoć w Holandii, jak rodziła się córka, sadzono topolę z której po ca 20 latach robiono skrzynie na wyprawę.
Tutaj wiele starych niemieckich domów ma krokwie właśnie topolowe. Są lekkie i elastyczne. Posłuchałam stolarza (cieśla to zawód wymarły) i zamówiłam krokwie topolowe na dach stajni – tej z angielskimi boksami.
Żabo, wymieniasz cały dach? Z krokwiami?
Pyro, nie wymieniam, robiłam nowy, poprzedni się załamał pod śniegiem, to ten nad boksami od strony podwórza
Idę spać. Już czas.Dobranoc.
😉
http://www.youtube.com/watch?v=lKXg8bxSDYU
http://www.youtube.com/watch?v=pyj2qL-bQ4E
Powinienem z wiatrami po ulicach się włóczyć,
W tłoku miast, podchmielony, najradośniej się chwiać,
Od andrusów, dryndziarzy powinienem się uczyć
Gwizdać, kląć, pohukiwać na psiakrew i psiamać!
Od rynsztoka do ściany zygzakami się toczyć,
Ranyjulek! swobodny, bezpański, jak pies!
Sińce łapać na słupach, w zbiegowiskach się tłoczyć,
Na parkany wdrapywać się wiosną po bez!
I kapelusz dziurawy liliowymi kwiatami
Na swą chwałę ustroić i na chwałę swą chlać,
I znów w kwiatach się włóczyć po ulicach z wiatrami,
Podnieś łeb, gwiazdy łykać i na nogach się chwiać!
Tu zapomniałam dodać – rany Julek Tuwim