Śnieg pada, a bazie zapowiadają wiosnę

 

Znowu biegaliśmy po lesie w Sękocinie. Tym razem mieliśmy w rękach kijki narciarskie, nie te nowomodne, do norweskich spacerów. A na nogach oczywiście biegówki. Niby to zima, bo las pokryty warstewką mokrego śniegu ale nowa zieleń przebija przez białą pokrywę. Na niektórych drzewach zaś pojawiły się zielono-złociste bazie. Las daje nam sygnał, że do wiosny nie tak daleko. Zatrzymaliśmy się przy baziach i dokładnie im przyglądaliśmy się, bo ciekawiło nas, co to za drzewo tak wcześnie ożywiło się. Wokół pełno było śladów saren, które najwyraźniej zjadały zwisające bazie.

Po powrocie do domu sięgnąłem więc do książki „Na początku było drzewo” (rozmawialiśmy już na ten temat parę razy) wydanej przez Baobab. Najpierw trafiłem na ilustracje żywcem przypominające bazie z Sękocina. Obok zaś tekst o osice: „Robert Graves podaje, że złote diademy w kształcie liści osiki znajdowano w grobach z terenu Mezopotamii datowanych na 3000 lat p.n.e. Czy w tych zamierzchłych czasach osika już drżała? Najprawdo­podobniej tak, gdyż wedle większości opowieści tłumaczących to zjawi­sko, osika drży ze zgrozy na wspomnienie czynów, jakich dopuściła się w zamierzchłej przeszłości. Po pierwsze, podsunęła swoją gałąź Kainowi poszukującemu pałki do zabicia młodszego brata Abla (co ciekawe, nie­którzy utrzymują, że owa pałka, zgubiona przez skazanego na tułacz­kę Kaina, znajduje się dzisiaj w Żywcu). Po drugie, gdy Święta Rodzina uciekała do Egiptu, osika (inaczej niż leszczyna) odmówiła jej schronie­nia pod swoimi konarami, tłumacząc się obawą przed zemstą Heroda. Po trzecie, istnieje przypuszczenie, że krzyż Chrystusa wykonany był z osiny. I wreszcie po czwarte, że to na osice, a nie na czarnym bzie, powiesił się po­tem zdrajca Judasz. Któż by nie drżał, mając tyle na sumieniu? Dlatego też w starożytności była osika symbolem bólu i skargi.

Jednak we wcześniejszych opisach znaleźć można wzmianki o tym, że delikatnie kołyszące się i szepczące gałęzie osiki przedstawiają w rzeczy­wistości westchnienia zmarłych dusz. Pojawiają się również wierzenia, w których osika związana jest z komuniko­waniem się z mieszkańcami zaświatów. Włożony pod język liść osiki obdarzał ponoć darem elokwencji, zaś gdy ktoś stanął pod osiką, mógł zasłuchać się w magiczna pieśń do tego stopnia, że znikał w zaświatach.”

Oczywiście nie zabrakło opisów osinowych kołków, którymi walczono z wampirami przebijając serca ludzi podejrzewanych o te niecne skłonności.

Na koniec znalazłem kilka zdań o użyteczności osinowych gałązek, bazi i liści, którymi karmiono kozy. Ten pokarm jest ulubionym daniem bobrów a także – co naocznie stwierdziliśmy – saren.

Kilka stron dalej zobaczyłem ilustracje, które wprawiły mnie w rozterkę. Niemal identyczne bazie ma także topola. A że przy drzewie w Sękocinie nie było odpowiedniej wizytówki (choć przy niektórych drzewach są tabliczki z opisem i to nawet w alfabecie brajla) to przytoczę i fragment topolowego tekstu. Zwłaszcza, że tym razem jest mowa o likierze, co usprawiedliwia pojawienie się tej opowiastki na kulinarnym blogu.

„Ojczyzną tej topoli są lasy Ameryki Północnej i Syberji; u nas oswojona w wielu znajduje się ogrodach i parkach. W korzenie szeroko się rozrasta i liczne z nich puszcza wyrostki. Wielkie jej pączki liściowe pociągnione są, szczególnie na wiosnę, żółtawą lepką żywicą, smaku gorzkiego i mocno balsamicznego, dość przyjemnego zapachu, któren w niejakiej odległo­ści czuć się daje. W Irkucku pączki zebrane na wiosnę nalewają gorzałką; z tego robi się likier dość przyjemny w zażyciu, mający własność poruszania uryny oraz w cierpieniach szkorbutycznych bardzo skuteczny. U nas robi się podobnym sposobem balsam na świeże rany wielce pomocny.”

Jak widać spacer lub bieg po lesie dobrze wpływa na człowieka. Zachęca do lektur, daje odprężenie i zapomnienie o niemiłych sytuacjach, których w życiu trudno jest uniknąć. Zalecam więc wszystkim więcej świeżego powietrza. Wtedy – mam nadzieję – znikną z blogu niemiłe utarczki i uszczypliwości. To miejsce było bowiem w zamierzeniu terenem spotkań miłośników kuchni, wymiany opinii, myśli i pomysłów jak spędzić czas za stołem biesiadnym. Pomału jednak zamienia się w arenę złośliwych wycieczek i dokuczliwych wypowiedzi. Szkoda na to czasu i nerwów. Nie chcę dłużej ględzić (bo i tak rzadko przynosi to właściwe rezultaty) więc dodam, że nie uczestniczę i nie będę uczestniczyć w owych potyczkach. Ale skrajnie brutalne i wyraźnie jątrzące wypowiedzi będę blokował.