Prezent większy od spodka
A prezent ten dostałem od … natury. Po przyjeździe na wieś i rozpakowaniu wszystkich bambetli, napaleniu w piecu i włączeniu laptopów, postanowiliśmy obejść cały nasz teren. To spacer na dobre kilkanaście minut, nawet do pół godziny, gdy człowiek rozgląda się i wypatruje co z trawy wyrosło.
Pogoda była słoneczna ale nie upalna. Pełno liści z brzóz, igieł z modrzewi i sosen, buczyna też zaczęła zmieniać kolor z zielonego na złocisty. Za płotem, u sąsiada z radością powitaliśmy dorodne iglaki, które przez całe lato wyglądały dość kiepsko, a miały być początkiem ogrodniczej (właściwie szkółkarskiej) kariery byłego informatyka i mieszczucha. Teraz zazieleniły się mocno, podrosły i zdają się zapowiadać, że nowy zawód będzie popłatny.
Na sośnie obok werandy siedziały dwie wiewiórki i nie reagując wcale na nasze oburzone okrzyki (właściwie to nie były okrzyki tylko delikatnym tonem wypowiadane uwagi) rzucały puste szyszki prosto na trawnik. Być może chciały w ten sposób zwrócić nam uwagę, że obok kępy barwinka wystają z trawy dwa niewielkie prawdziwki. Do tego twarde i zdrowe. Wykręciliśmy je ostrożnie z grzybni i zaczęliśmy jeszcze uważniej rozglądać się wokół. No i wtedy (kto pierwszy go zobaczył nigdy nie uzgodnimy) naszym oczom ukazał się brązowy kapelusz prawdziwka-olbrzyma. Musiał rosnąć chyba cały tydzień, by osiągnąć średnicę ponad 22 cm. I też był zdrowy. Możecie obejrzeć go na zdjęciu w towarzystwie dwóch maluchów i filiżanki do herbaty, by można było ocenić jego wielkość.
Wszystkie trzy borowiki, po oczyszczeniu i pokrojeniu trafiły do suszarki. A teraz są zapakowane i czekają na transport. My zaś cieszymy się z takiego pożegnania sezonu. Myślę bowiem, że więcej podobnych niespodzianek już nie będzie. W nocy z soboty na niedzielę bowiem temperatura spadła do minus 4 stopni. Za tydzień zamkniemy wodociąg i nasze wyjazdy na wieś będą jednodniowe. Ich powodem zaś – jak zawsze – będą świeże jajka od zaprzyjaźnionych kur.
A prawdziwki będziemy oglądać tylko na fotografiach.
Komentarze
dzień dobry ..
jaki piękny grzyb … 🙂 .. na początku września też takie duże znaleźliśmy i to sporo chociaż połowa robaczywki .. to pewnie dlatego były te grzyby gdzieniegdzie, że nikt do lasu nie chodził bo jakoś nie grzybowo było na targu ..
ciociu Nisiu córcia dziękuje za urodzinową dedykację i była w skowronkach .. ja też dziękuję … 😀
Marek wykańcza roboty ale sam wydaje się nie wykończony tylko dumny z siebie .. 🙂 …
Dzień dobry Blogu!
Na dworze mgła, ale chyba się jeszcze podniesie. Dopiero od środy ma padać deszcz i śnieg 🙁 Poprzedni, a było go miejscami 70 cm, spłynął wraz z ulewnym deszczem i zaskoczył niektóre doliny bardzo nieprzyjemnie. Okazało się, że i w październiku może nam się tu nieźle powodzić 🙄
Wróciliśmy z krótkich wojaży do źródeł. Tym razem były to źródła Padu w Piemoncie u podnóża przepięknej góry Monviso
Jak już do tego Piemontu dotarliśmy to i Liguria była niedaleko, choć za kolejnymi górami 😉 Morze było jeszcze wystarczająco ciepłe, aby zażyć kąpieli – Włosi w ciepłej odzieży patrzeli wprawdzie ze zgrozą, ale przybyszów z Północy to nie zniechęciło 😀
O, i pomieszkaliśmy jeszcze w namiocie wśród winnic Barolo, i popróbowaliśmy wina, i zakupiliśmy go trochę…
Degustację win o 10 rano odradzam jednak stanowczo 🙄
nemo pomachanko … 🙂 .. to czekamy na nową porcję zdjęć … zawiozłam wino Barolo na Zjazd ale nie wiem czy ktoś zauważył bo win było dostatek a ja białe piłam i dalej nie wiem jak smakuje .. mam jeszcze w zapasie to może i okazja się znajdzie .. a Wam smakowało? ..
a tu coś dla Piotra …
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,10481423,Bronia_bazaru__Brzydki__brudny__ale_wszyscy_tam_kupuja.html
mnie zadziwia ta sprawa .. Ci sprzedawcy są jacyś zacofani … bazar ma pewnie podstawy społeczne by trwać dalej ale sprzedawcy właściwie sami się podkładają brakiem zorganizowania i dbania o miejsce pracy .. np. organizacja Kaziuków to był straszny niewypał ..
Niesprawiedliwość losu jest zaiste wielka u nas grzybów wcale, a u Piotra przy domu rosną BOROWIKI, WIELKOŚCI GŁOWY KAPUSTY. Ja się nie zgadzam na taką dystrybucję naturalną!
W Poznaniu dwie nowości:
1. tuż przy kampusie PP i AWF (kilkanaście domów studenckich o 2 przystanki od Pyry) jakiś idiota deweloper postawił „apartamentowiec” i teraz mieszkańcy tego domu toczą przy pomocy policji walkę ze studentami o zachowanie ciszy nocnej. By skanalizować rozrywki młodzieży Politechnika wokół dwóch akademików postawiła ileś ławek i zbudowała grille i uzgodniono, że czynne to będzie do 23.00. W sobotę większość studentów rzeczywiście rozeszła się do 23.00, a potem na powrót zebrała się grupa imprezująca. Blok wezwał policję – efekt: 26 żaków stanie przed sądem, ławki i grille zdemontowano (staną w innym miejscu kampusu) a na ich miejscu mieszkańcy akademików od wczoraj składają zapalone znicze i kwiaty.
2. Od wczoraj działa nad Maltą ośrodek Termy Maltańskie – największy w kraju zespół basenów, saun i rekreacji wodnej wykorzystującej wody cieplicowe. Ma część sportową – basen do skoków z napowietrzaną wodą, i normalny basen pływacki o wymiarach olimpijskich, 13 różnych basenów rekreacyjnych z morską falą, zjeżdżalniami różnego typu, jeden połączony z basenem odkrytym, kilkanaście różnych saun – od parowych, przez kamienne, fińskie do suchych. Cały dział rehabilitacji zdrowotnej i spa. Za pół roku będzie otwarty hotel i ośrodek wczasowy przy kompleksie. Teraz miasto chce to wszystko sprzedać, bo pieniądze potrzebne w innym miejscu, a chętnych chyba znajdą, bo przedsięwzięcie będzie dochodowe.
Jolinku, 🙂
to, co próbowałam, smakowało mi bardzo. Co jest w zakupionych butelkach, to się jeszcze okaże. I czy Osobisty będzie zadowolony 🙄 Bo to właściwie on preferuje czerwone (ja piję każde, byle dobre i pasujące do jedzenia 😉 ) ale wzbraniał się przed degustacją, bo kierował samochodem. Ograniczył się tylko do wąchania zawartości mojego kieliszka, a ja… próbowałam 😉 Niby oglądałam pod światło, smakowałam (bez siorbania) i wypluwałam do specjalnego kubełka, ale jednakowoż trochę łyknęłam i wprawiwszy się w świetny nastrój – zamawiałam…
W drodze powrotnej z Ligurii natrafiliśmy na „kantynę” (cantina agricola) produkującą dolcetto z Dogliani – wino pite na co dzień w Piemoncie i pasujące niemal do wszystkiego. Wbrew nazwie – zupełnie wytrawne. Tam to się dopiero rozbisurmaniłam 🙄 Starszy pan podsuwał mi co raz to nowe specjały, jeden lepszy od drugiego, a wszystkie dobre 😉 Zakupiliśmy 3 kartony po 6 butelek i razem z kartonem barolo i barbaresco oraz 5 butelkami „luzem” mieliśmy oczywiście o wiele więcej niż dopuszczają helweckie przepisy celne… 🙄 Czujny celnik na granicy w tunelu pod przełęczą św. Bernarda zatrzymywał prawie wszystkie auta, wierzył na słowo w deklarowane ilości i posyłał do kasy… Zapłaciliśmy 13 franków 🙂
czyli 13 nie było pechowe … 😀
Dla Jotki zaległe życzenia dalszej,niespożytej energii w pracy,w podróżach oraz w?. kuchni 🙂
O! Pyro!-to najpierw do Ciebie na golonkę,a potem zrzucamy kalorie w maltańskich termach 😉
Pepegorze-dzięki za piątkowy toast za zdrowie Alaina,ale on świętuje 9 września.
Jolinku- już od dawna nie robię zakupów na bazarze przy Banacha(kiedyś niedaleko pracowałam),ale to prawda,mimo dużego wyboru i dosyć niskich cen bazar nie prezentuje się zachęcająco.
Nas też pierwsze nocne przymrozki zmuszają powoli do zakończenia sezonu nadbużańskiego.Wczoraj wprawdzie po chłodnej nocy mieliśmy w południe 15oC,co pozwoliło wypićkawę na tarasie;-D Ostatni weekend nie przyniósł wprawdzie niespodzianek prawdziwkowych,jak u Gospodarza,ale we wspomnieniach Osobistego Wędkarza pozostanie spotkanie z dzikiem
podczas nocnego powrotu z wyprawy wędkarskiej.To dzik oczywiście był bardziej wystraszony tym tete-a-tete.
Ryby nie brały,na haczyk w pewnym momencie zaczepił się bóbr,aby po chwili umknąć w rzeczne głębiny.
Danuśka – jeżeli mówisz serio o Termach, to wejdź na ich stronę i zamów sobie bilety. Tam się zapowiada obłęd w kratki.
ps
ja nie jestem wredna, tylko uziemiona (Młoda nie ma czasu na nic) a od Jotki to będzie ze30 km, więc najwygodniej jest zamówić on-line.
Jeszcze jedna ciekawostka ekonomiczna. W tym roku, po raz pierwszy od r 1946 nie było nagród pieniężnych na Dzień Nauczyciela. Zawsze tam jakieś nagrody, choćby kilka w zespole były i choć nie były to duże pieniądze (np ja, w 1967r za nagrodę kupiłam 1 tomową encyklopedię PWN i „Kuchnię polską”) zawsze ludziom było jakoś przyjemnie. Tego roku nic. Oszczędzamy.
Opuscilem zaluzje, bo slonce jadowicie obrabialo oczy. Tyle komentarza na temat dzisiejszej, wczorajszej i w ogole pogody ostatnich dni.
Wiec dzien dobry taki jak tu dla wszystkich!
Grzyby i westchnienia – szkoda gadac. Niejednokrotnie juz tu wybrzydzalem i zalilem sie na takie nierownosci, wiec nie bede sie powtarzal. Ale jutro zrobie jeszcze jedno podejscie, bo wnuczka chce koniecznie, a ma ferie. Wezme ja wiec z soba do pracy, objedziemy i obejdziemy pare miejsc, obgadamy co nalezy i znajdzie sie czas na krotkie spacerki po lesie.
Objecalem jej tez wczoraj przy objedzie, ze moze sobie wybrac dowolny cel na wspolna wycieczke, byle byla to taka odleglosc, ze mozna w jeden dzien dojechac samochodem. Stanelo na Monachium i dobrze tak, bo bardzo dawno tam nie bylem. Zobaczymy jak nam zejdzie czas, a jak dobrze pojdzie, to przeskoczymy przez Brenner i zajedziemy do Wenecji albo Werony. Wspominki nemo wyostrzyly mi apetyt. Urlop tak zalatwie, ze w razie czego zadzwonie, ze jeszcze nie wracam. Mam jeszcze nieruszony urlop za 2011 i czas go wybrac.
W przeciwienstwie do ubieglych lat nie chomikuje juz urlopu, bo z koncem kwietnia i tak koncze prace ostatecznie i przechodze na emeryture, a trzeba bedzie jeszcze nastepce lub nastepczynie wdrozyc w temat i bede musial tu byc do ostatniego dnia.
To tyle.
Uwielbiam słowo „bambetle” 🙂 Kojarzy mi się z dzieciństwem.
Pyro-nie wygląda na to,by do Term Maltańskich można było kupić bilety przez internet.Osobiście nie potrzebuję do szczęścia,aż 11 basenów i tej całej reszty.Mam jeden zupełnie przyzwoity basen prawie pod domem.Namiary na termy przekażę mojej Latorośli,może w ten sposób Poznań będzie dla niej jeszcze bardziej atrakcyjnym kierunkiem na jakiś np.dwudniowy wypad.Co do mojej ewentualnej wizyty w stolicy Pyrlandii w okolicach 11 listopada dam Ci jeszcze znać.
Natomiast w najbliższą sobotę szykuje nam się drobny bankiecik na circa about 50 osób.Nasi przyjaciele postanowili uczcić 25 rocznicę wspólnego żywota oraz 20-lecie firmy,którą prowadzą wespół w zespół.Wśród znajomych Jubilatów są osoby prowadzące bardzo dobrą firmę cateringową,zatem zapowiada się niezła wyżerka 😉
Mgła się lekko przejaśnia, ale z wielkim ociąganiem 🙁
Dziś nie robię obiadu, więc wrzuciłam trochę Piemontu i skrawek Ligurii do flickra. Kto chce, niech się napawa jesienną Italią, a ja ruszam rowerem na zakupy, a potem do ogrodu. Najchętniej poszłabym jednak na grzyby 🙄
Nemo… pięknie 🙂
Nemo-wspaniała włóczęga !
Nam natomiast nareszcie udało się zapisać na wycieczkę po Parku i Pałacu
Natolińskim.Dziewczyny,zatem spotykany się w niedzielę 23 października
o 15.00.Warszawianki,poczytajcie pocztę !
Danuśka jesteś Wielka … 🙂
nemo sama na tle gór nastraja refleksyjnie … chciałoby się tam pobyć .. tylko tak trudno mi się zdobyć na nowe wojaże .. czasami mnie to zasmuca, że osiadam na laurach .. ech .. już nie marudzę …
Blogu, ja z prośbą.
Czy mogłabym zadać pytanie? Jego sens wyjaśnię potem.
Kim jest dla Was Gelsomina (ta z La Strady, oczywiście)?
Będę wdzięczna za każdą odpowiedź, nawet typu”głupią babą”. Chodzi mi o takie pierwsze skojarzenie. Bang, bang.
To się chyba nazywa „badanie fokusowe”,hehe.
Wdzięczność moja przekroczy ludzkie pojęcie. Howgh.
Nemo – patrzę i patrzę. Dobrze, e za Twoim pośrednictwem te zobaczę kawałek świata (ostatni tydzień – Krym, Rumunia, Uniwersytet Yale, Cichalówka – sporo tego)
UWAGA ZJAZDOWICZKI :
Która zostawiła duzą, porządną czarną blachę z profilowanym dnem u Żaby?
Jedną zostawiła Inka, więc Haneczka zabrała tę piękną z Żabich i przywiozła do mnie. Dzisiaj przyszła Inka i ja jej dawałam na siłę – a ona w zaparte „Nie moja blacha. Wcale takiej ślicznej nie mam”. Stanęło na tym, że blacha poczeka u mnie, a kiedy Inka pojedzie do Żaby, to zabierze. Blacha wygląda na taką , z wyposażenia piecyka – jest głęboka i zupełnie jak nowiuteńka.
Najsmutniejsza (i najsamotniejsza) komediantka świata.
smutne dziecko ..
A ten skunks ponury, którego uwielbiam zresztą, zagrał równie dobrze, co Gulietta. Wspaniały film. Trzeba będzie sobie odświeżyć.
Odpowiedź dla Nisi – samą smutną samotnością.
Jolinku-jaka wielka ?
Zaledwie 1,58 m.Dobrze,że bez kapelusza i bez obcasów 😉
Dla Nisi Gelsomina – skryte pod uśmiechem samotność i smutek.
Gelsomina?
Naiwna, wrażliwa, delikatna jak jej jaśminowe imię.
I te podłe brutale… Wiktymologia coś o tym wie 🙄
Na dworze słonecznie, ale dość chłodno, ledwie jakieś +10. Pomyśleć, że 4 dni temu w Turynie było +29, a w Barolo podobno aż +32 😯
Witam.
Odpowiadam Nisi – biednym, skrzywdzonym dzieckiem, marzącym o stabilizacji.
Nisiu-czy dla tych,którzy nie brali udziału w Twoim badaniu fokusowym i pozwolili wypowiedzieć się pozostałym są przewidziane jakieś nagrody 😉
Jeśli znajdę się wśród nagrodzonych,to moja wdzięczność też przekroczy
ludzkie pojęcie 😀
jednemu pan bog daje, inny musi tyrac,
albo jak mowia u mnie:
so ist die welt, einer hat den beutel,
der andere – das geld.
ja za grzybami,niestety, kilometry musze wydeptac…
raz pojechalem po rydze do alzacji,he,he…
a kiedys mialem rydze prawie za rogiem,
zagajnik taki swierczano-sosnowy, piasek, troche trawy
i juz mialem pol koszyka…
dzisiaj rycza tam kamiony i dziesiatki tysiecy dorotoli,pepegorow, nemos,
plackow etc. wali z szybkoscia 200 kmh wte i z powrotem…
wte i w nafte
Byku,
jak Ty mnie znasz 😯 Wczoraj rzeczywiście poruszałam się z prędkością 200 kmh, ale nie rycząc, pociągiem SBB z Visp do Spiez przez nowy tunel kolejowy Loetschberg o długości prawie 35 km 😉
Bo trzeba Wam wiedzieć, że ledwo w sobotę w nocy wróciłam z Piemontu, to już w niedzielę o świcie wyruszyłam z wizytą do hodowli jesiotrów (w ciepłej wodzie z tego tunelu) i cieplarni we Frutigen, by następne pół dnia spędzić na wędrówce tzw. rampą południową kolei BLS wysoko na zboczu doliny Rodanu. Widokowo bardzo pięknie, pogodowo – gorąco, towarzysko – wesoło, bo wraz z Młodymi i chrzestnymi naszej córki. Zrealizowaliśmy w ten sposób zaległy prezent urodzinowy od nich dla Osobistego. Na koniec 3,5 h wędrówki wylądowaliśmy w restauracji „Bahnhof” w Ausserberg, gdzie odpoczęliśmy przy dobrym lokalnym winie syrah i amigne oraz dobrym jedzonku 😉
Zdjęcia nastąpią kiedyś tam 🙂
zdjecia robie rzadko, no i starym cannonem
(w ogole jestem okropnie konserwatywny,
raz o malo noza ceramicznego nie rozbilem,
bo mnie tak wkurzala ta nowosc…
ale po pewnym czasie przekonalem sie o jego zaletach,
i zajmuje nalezne mu miejsce w mojej zbrojowni,
Z dużym opóźnieniem wróciłam z Warszawy. Około 9:30 ktoś rzucił się pod pociąg na Dworcu Centralnym. Duży smutek i zamieszanie.
Gelsomina… „Arrivato Zampano” i rzewna melodia, trąbka.
Zakochana (?) w prymitywnym brutalu i napewno od niego uzależniona.
Wiktymologia, jak napisała Nemo.
Dzięki, dzięki. Danuśko, prawdę mówiąc, nie myślałam o nagrodach. A powinnam???
Według konduktora było to samobójstwo. Pociągi miały nawet ponad 100 min opóźnienia,mój 80 minut, które na trasie się zwiększało. Dziennikrstwo
http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/warszawa/warszawa-pociag-smiertelnie-potracil-czlowieka,1,4882680,region-wiadomosc.html
Zbawcielka.
Zbaw cielaka.
A we wogle bardzo dziękuję za odpowiedzi w sprawie. Ktoś mnie poprosił o napisanie kawałka pod hasłem roboczym „Gelsomina to ja” i byłam ciekawa jak ją odbieracie.
raz dostalem komplement: wpadla do mnie mloda krowa
(2 cielaki) ot, co, niedawno widzialem ja jako brykajaca jalowka,
ucieszylem sie, zaprosilem ja do stolu,
ryba byla, nietety nie pamietam jaka…
ona(po jedzeniu):
– ta ryba to w ogle nie smakowala jak ryba.
– a jak, pytam sie.
– cielecina.
czasami robie suma a´la prosiak
-recepty nie zdradze.
A prosiaka a la sum umiesz???
tofu pörkölt, tez robilem,
(ze wzgledu na brata, bo zostal,wraz z cala nowa rodzina, wegetarianinem,
pare ladnych lat)
i to tak dobrze,
ze podejrzewano mnie o tluszcze zwierzece(a tu wigilia,he,he)
o,@nisia,
to zadanie pozostawiam nowemu pokoleniu
w sumie, takie ze mnie prosie, nabralem ochoty na dugonga, taki ze mnie jarosz
Nisiu-absolutnie i wcale nie powinnaś myśleć o nagrodach.
Dzisiaj poniedziałek,nagrody są w środy.
I niech tak zostanie na wieki wieków amen!
Zabieram się za krojenie tych cholernie twardych owoców na pigwówkę.
W tamtym roku kroił Alain.Jakoś tym razem nie udało mi się zrzucić tego
niewdzięcznego zadania na jego barki.
o byki brykają a kozy porywają …
http://wyborcza.pl/1,75248,10484160,Szwajcarskiej_skrajnej_prawicy_porwano_kozla.html
nemo co tam się dzieje u was? …
Pewnie potrzebny jakiś kozioł ofiarny 🙄
Piekę chleb.
Dzisiaj Danuśka, jutro Pyra będzie walczyła z pigwowcem. Już dzisiaj zaczynam masować palce dłoni.
Dziewczyny, żałuję, że nie macie mnie pod ręką. Krojenie pigwowców mam bezboleśnie opanowane. Wrzućcie do nastawu parę kawałków jabłka 🙂
Nemo, czy coś Cię kiedyś zdarło 😯 ?
ja wprawdzie nie robię pigwy ale tu jest przepis też z tarciem pigwy .. nie wiem lżej czy gorzej niż kroić ..
http://www.skarbywsloikach.pl/index.php/2011/09/08/pigwowka-po-trzykroc/
Trzeć gorzej 🙁
Martwi mnie nieobecność Stanisława – przecież nie było wyborów samorządowych, więc zmiany nie mają prawa dotknąć naszego Kolegi?
Jak ktoś ma malakser, to samo się utrze 🙂
Tarcie pigwy w dobrej maszynce wcale nie jest takie uciążliwe. Najgorsze jest czyszczenie owoców z futerka, bo prawdziwe pigwy na ogół pokryte są filcowatym kutnerem, który trzeba otrzeć ściereczką do połysku. Dziś rano dostałam od sąsiadki sporą porcję tych owoców, pachną oszałamiająco…
Haneczko,
bo ja wiem? 🙄 Jakby mnie zdarło, to chyba na amen i nie byłabym w stanie o tym zameldować 😉
pigwy musza normalnie troche polezec,
zanim sie do nich zabierzesz,
ale wiem, ze te „kupne”(tak jak i jablka) na sloncu,
w suchym miejscu, nie dojrzewaja tylko gnija…
p.s.
polecam noz ceramiczny.
byku-właśnie pokroiłam nożem ceramicznym.
Kuchnia cała w pestkach,ale już ogarnięta.
Haneczko-dodamy 🙂
Rzućcie jakąś pigwą 🙄
U mnie takich rzeczy nie ma w okolicy bliższej i dalszej 🙁
Dzisiaj dorsz smażony (z wczoraj zostało sporo) plus ziemniaki i sałata, a na pierwsze ogórkowa – czas zup nadszedł, dzisiaj pochmurnawo, wietrznie i łaskawe 11C, ale z tym zimnym wiatrem mniej.
Prezent – piękności cud. U mnie na ogródku można czasem przyczaić purchawicę olbrzymią, ostatnio kanie, a raz pojawił mi się smardz -ale tylko jeden, chociaż szukałam jak najęta, może u sąsiada za płotem były jakieś. Rok w rok spozieram – i niestety, to był jedyny raz.
Alicjo! Dzisiaj Wasz kabanos i resztki kaszanki Nowego. Niech żyją Przyjacioły!
Cichal,
czyżbyś dawał do zrozumienia, że czas nam zawitać? 😉
Przygotuj zapas płatków owsianych!
MałgosiuW, one mają to białe. Trzeba bardzo uważać na albedo.
Tak myślałam, Nemo, tak myślałam 😉
Pigwę przemorożoną kroję bez problemów 😯
Nie będę rozmawiać o kulinariach. Zakochałam się. Zakochałam się w trąbce, bo chyba nie w trębaczu 😉
Wszyscy instrumentaliści byli wczoraj wspaniali. Panie wokalistki również. Ale moje serce skradła wczoraj trąbka. (W skrzypcach Urbaniaka byłam zakochana od dawna) Po prostu rewelacja 😆
Moja miłość … „każda miłość jest pierwsza …” ;0
http://www.youtube.com/watch?v=O_0NG_aFTAI&feature=related
Alicjo. Czytasz w myślach i marzeniach! Zakupowuję owsiankę i wiekszą lodówkę!
Jotko
Tom Browne to taki Andre Rieu trąbki. Sweet, sweet & lowely
zgadza się … mniód na moje serce 😉
miłość slepa jest 😉
Swego czasu postanowiłem zakochać się w kopenhaskiej syrence, ale uprzedził mnie tłum japońskich turystów. Na szczęście tuż obok czekała na mnie dugonga, bez trąbki i dzwonka, ale z ogonem.
Po byku ten grzyb 🙂
Przepraszam za ten kolokwialny wybuch, ale lepsze to niż podejrzenie, że filiżanka na zdjęciu jest mniejsza od naparstka.
rzeczony Andre
http://www.youtube.com/watch?v=4HBqelNiJYQ
Placek,
ta dugonoga ma zdrowe przedsię i zasięwzięcie 🙂
Tymczasem moja zupa ogórkowa już jest gotowa i jest pyszna, prawdopodobnie dzięki temu, że uzyłam do niej własnołapnie ukiszonych ogórków – było już tylko sztuk 3 oraz trochę wody, wystarczyło akuratnie na 3 litry zupy.
Kiedyś wyczytałam w jakimś przepisie, że ogórki po utarciu należy odcisnąć, zasmażyć lekko na maśle i podsypać łyżką mąki, potem znowu zasmażyć przez chwile i rozprowadzić sokiem z ogórków. To wszystko dodać do gotującego się wywaru, jak warzywa mniej więcej miękkie – i pogotować z 10 minut. Dośmietanić albo i nie – ja lubie dośmietanić.
Nie wiem, czy jest jakaś różnica z tymi podsmażanymi ogórkamijest po prostu jak zwykle dobra.
Jotka,
Ty nie rzucaj ogólnikami na temat Urbaniaka i spóły, tulko szczegółuj, szczegółuj!
Witam.
Mogę?
http://wyborcza.pl/1,75480,10465817,Manhattan_Man.html
Alicja,
sie zrobi. Teraz inne sprawy mam na głowie. „Dla chleba, panie, dla chleba” 😉
@dan:
oj, to niedobrze, pestki, skorki, ogonki, bron boze nie wyrzucac,
tylko osobno rozgotowac, wywar odcedzic i dolac do calosci,
bardzo intrguje smak…
@jolinek, przepraszam, bo ja juz mam skleroze, czy ja juz na tym blogu nie podalem przepisu na pigwy po transsylwansku?
Yurek,
dzięki znakomity wywiad 🙂
I nigdy się nie pytaj, czy możesz, dawaj wiecej takich!
Ja nie pytałem, tylko wczoraj dałem!
cichal pisze:
2011-10-16 o godz. 22:17
Ktoś pare dni temu lubił Urbaniaka. Mam ciekawy wywiad z GW
http://wyborcza.pl/1,75480,10465817,Manhattan_Man.html
Ja nie wychwyciłam tego, Cichalu, zdarza się, że coś mi się zgubi 🙄
Przy okazji – jak tam poczucie samo przed?
Ewa się denerwuje. Ja sieęwnerwiam, bo drożdżowe nie wyrosło a ostanie szły jak burza!
Właściwie to… małe nie były w porównaniu z Gospodarza – to w ubiegłym roku na Pomorzu, Szwagier znalazł, Jerzor pozuje. Ale ubiegły rok był grzybowy…
http://alicja.homelinux.com/news/Grzyby.jpeg
Cichal,
spokojnie…Ewa sie denerwuje, bo Ty się denerwujesz, toż to tylko kolanko i nie pierwszyzna dla Cię, nie takie przerabiałeś 🙂
Z uwagą obejrzałem niedawne zdjęcia Cichala z biblioteki w Yale. Piękna. Przy okazji można dodać kilka ogólnych słów o bibliotekach w Stanach. Może nie wszyscy wiedzą, że jest ich tutaj mnóstwo. Każde, nawet niewielkie miasteczko ma swoją bibliotekę do której dostęp ma każdy. Można wejść z ulicy i niepytany przez nikogo szperać po półkach do woli, wybrać co się chce i czytać lub oglądać, oczywiście na miejscu. Każda biblioteka wyposażona jest też w komputery i dostęp do internetu – też z nieograniczonym dostępem, każda też ma spory zbiór filmów.
Trzy dni temu wstąpiłem do biblioteki w Southampton i przeglądając filmy znalazłem… Five from Barska street – „Piątka z ulicy Barskiej”. Czy ktoś jeszcze pamięta ten film z 1953 roku? Oczywiście wypożyczyłem, właśnie skończyłem oglądać. Odebrałem lepiej niż przypuszczałem, ale znam ówczesne realia. Jestem bardzo ciekawy jak mogą odbierać to Amerykanie. Pewnie się nie dowiem.
Dobranoc 🙂