Prezent większy od spodka

A prezent ten dostałem od … natury. Po przyjeździe na wieś i rozpakowaniu wszystkich bambetli, napaleniu w piecu i włączeniu laptopów, postanowiliśmy obejść cały nasz teren. To spacer na dobre kilkanaście minut, nawet do pół godziny, gdy człowiek rozgląda się i wypatruje co z trawy wyrosło.

Pogoda była słoneczna ale nie upalna. Pełno liści z brzóz, igieł z modrzewi i sosen, buczyna też zaczęła zmieniać kolor z zielonego na złocisty. Za płotem, u sąsiada z radością powitaliśmy dorodne iglaki, które przez całe lato wyglądały dość kiepsko, a miały być początkiem ogrodniczej (właściwie szkółkarskiej)  kariery byłego informatyka i mieszczucha. Teraz zazieleniły się mocno, podrosły i zdają się zapowiadać, że nowy zawód będzie popłatny.

Na sośnie obok werandy siedziały dwie wiewiórki i nie reagując wcale na nasze oburzone okrzyki (właściwie to nie były okrzyki tylko delikatnym tonem wypowiadane uwagi) rzucały puste szyszki prosto na trawnik. Być może chciały w ten sposób zwrócić nam uwagę, że obok kępy barwinka wystają z trawy dwa niewielkie prawdziwki. Do tego twarde i zdrowe. Wykręciliśmy je ostrożnie z grzybni i zaczęliśmy jeszcze uważniej rozglądać się wokół. No i wtedy (kto pierwszy go zobaczył nigdy nie uzgodnimy)  naszym oczom ukazał się brązowy kapelusz prawdziwka-olbrzyma. Musiał rosnąć chyba cały tydzień, by osiągnąć średnicę ponad 22 cm. I też był zdrowy. Możecie obejrzeć go na zdjęciu w towarzystwie dwóch maluchów i filiżanki do herbaty, by można było ocenić jego wielkość.

Wszystkie trzy borowiki, po oczyszczeniu i pokrojeniu trafiły do suszarki. A teraz są zapakowane i czekają na transport. My zaś cieszymy się z takiego pożegnania sezonu. Myślę bowiem, że więcej podobnych niespodzianek już nie będzie. W nocy z soboty na niedzielę bowiem temperatura spadła do minus 4 stopni. Za tydzień zamkniemy wodociąg i nasze wyjazdy na wieś będą jednodniowe. Ich powodem zaś – jak zawsze – będą świeże jajka od zaprzyjaźnionych kur.

A prawdziwki będziemy oglądać tylko na fotografiach.