Byłem z wizytą u Diabła
Mam do tej księgi stosunek bardzo osobisty. Niemal pół wieku temu ożeniwszy się zawiozłem swą świeżo poślubioną wybrankę do jednego z najpiękniejszych i najlepiej zachowanych zamków w Polsce. Spędziliśmy kilka dni w Łańcucie. Mamy stamtąd piękne wspomnienia i sentymentalne zdjęcia na tle zamku i z piękną kolubryną (fotka bardzo aluzyjna) w objęciach Basi.
Ostatnio Wydawnictwo Arkady wydało książkę Łukasza Mikołaja Sadowskiego zatytułowaną „Rezydencje – muzea w Polsce”. Nie jest to zwykły album, który po przejrzeniu odkłada się na półkę, by nigdy już po to dzieło nie sięgnąć. Młody historyk sztuki przeprowadził badania archiwalne – i jak sądzę – odwiedził osobiście, każdą z opisanych budowli. Mamy więc bardzo pięknie i bogato zilustrowaną historię nie tylko Łańcuta, ale niemal wszystkich lepiej lub gorzej zachowanych zamków w Polsce. Jest więc tu Pszczyna, Rogalin, Książ, ale także i mniejsze budowle, jak Oblęgorek, Orońsk czy bliska Warszawy Podkowa Leśna.
Są także rezydencje królewskie, czyli Wawel, warszawski zamek, Pałac w Wilanowie i Łazienki Królewskie. Jest to lekcja historii Polski tak atrakcyjnie podana, że jak sądzę, chętnie sięgną po nią i starsi, jak ja – wiedzeni sentymentem, i młodsi – zwabieni ciekawością. Odwiedzić np. Diabła Stadnickiego – jednego z byłych właścicieli Łańcuta koniecznie trzeba. I warto. A w dodatku bezpiecznie, bo sam Diabeł od dawna bawi zapewne w piekle więc nie zamknie nas w lochu, ani nie będzie przypalał żelazem, co robił stale ze swoimi gośćmi.
Nie pisał bym na naszym blogu o tej książce gdyby nie fakt, że w pobliżu niemal wszystkich prezentowanych w niej obiektów są znane mi miejsca, w których można zjeść pyszne dania gdzie indziej na ogół nieznane. Podpowiem więc teraz parę adresów. I w ten sposób chętni będą mogli połączyć przyjemne z pożytecznym. I nie ja będę decydował, czy zamki, czy karczmy zaliczycie do którejś z tych kategorii.
W pobliżu Łańcuta jest sporo zajazdów, karczm i restauracji. Ja bym polecał dość odległą knajpkę, bo leżącą nad granicą województwa podkarpackiego i lubelskiego, w Obszy. Zagroda Roztocze to karczma drewniana sąsiadująca ze skansenem. Sąsiedztwo zobowiązuje więc w karcie są stare i zapomniane potrawy: gołąbki oraz pierogi z grzybami i kaszą gryczaną oraz danie królewskie czyli piróg biłgorajski. Nie należy sugerować się nazwą. To nie pieróg lecz placek z jajek, wędzonki i kaszy gryczanej. Porcje są gigantyczne i odwrotnie proporcjonalne do cen. Po takim pirogu i Diabeł Stadnicki nie straszny.
Gdy jadąc do Austrii lub Włoch znajdziemy się w pobliżu zamku książąt śląskich w Pszczynie i już zaspokoimy swą namiętność do historii warto przejechać jeszcze kawałek drogi w stronę Cieszyna (gdzie będziemy przekraczać granicę) i zatrzymać się przy stole w Strasznym Dworze. Nie ma on nic wspólnego z Moniuszką, a za to bardzo wiele z potrawami Śląska Cieszyńskiego. Podają tu np. szynkę wędzoną potem gotowaną w wywarze z suszonych śliwek. Do tego drożdżową buchtę. I nic więcej nie trzeba. Oprócz piwa (oczywiście wszyscy oprócz kierowcy).
I na koniec skoczmy ruchem konika szachowego na północ, do Oporowa by zwiedzić zamek zbudowany w pobliżu Kutna, przez słynny ród Oporowskich, wojów, urzędników królewskich, dyplomatów wreszcie.
Tu spośród licznych restauracji leżących wokół Oporowa radzę pojechać do Kutna by zjeść w Dworku. Podają tu jak za czasów Jagiellonów: gulasz z dzika, sarny lub jelenia oraz mój ulubiony rarytas faszerowane przepiórki.
Komentarze
Gotuj sie, pakuj sie !
Wlasnie to robie. Powolutku, bez nerwow. nemowie przyjezdzaja do mnie w koncu wrzesnia 30 teg. Wszystko jak na razie zagralo. O ile sie dobrze zorientowalem, pan nemo jest speleologiem. W zwiazku z tym przewiduje sie mozliwosc zwiedzenia domowej piwnicy. Spanie bedzie jednak na parterze. Nagrody za wygrana zagadki czekaja przygotowane.
Dzis pogoda cesarska i zbiory slonecznikow oraz koszenie trawy w ogrodku. Wybory do Rady Gminnej w niedziele 7 pazdziernik. Kampania wyborcza wkracza w ostra faze.
Pieknego tygodnia zycze wszystkim
Pan Lulek
Słonecznie, ciepło, miło i jeszcze ta wiadomość, że p. Piotr przeżył wizytę u Diavła, a nawet zachęca nas do naśladowania. Mądrzy ludzie zawsze mówili, że w Piekle jest lepszy klimat i ciekawsze towarzystwo, niż na wysokościach.
Siedzę sobie jedną nogą w historii dyplomacji i wyławiam śmiesznosttki, którymi ta dziedzina obrosła i które utrzymywały się długie wieki na zaszadzie poszanowania tradycji. Czy wiecie np, że poseł w obecności władcy (za pozwoleniem oczywiście) mógł siedzieć, nakryc głowę kapeluszem ( drugi stopień łaski) ale pod groźbą zerwania misji nie mógł ani chwili mieć na ręce rękawiczek? Albo np taka zasada eksterytorialności, na którą wpadli Rzymienie dla swojej wygody : żeby wypowiedzieć wojnę w czasach Republiki, trzeba było uchwały Senatu, potem poselstwa do wroga z żądaniami i pretensjami, potem czekania 30 dni na odpowiedź i ewentualnie dopiero wtedy można było wojnę rozpocząć, czego widomym dowodem było wrzucenie dzidy na wrogie terytorium. Trwało to długo i było b.niewygodne. Wreszcie konsul pewien wpadł na pomysł – wykorzystując renegata xakupiono malutki obszar ziemi w centrum Rzymu, uznano go za obce terytorium i w razie potrzeby wbijano tam wojenną dzidę – w eksterytorium. Fajne, prawda?
Teraz jednak zostawię i rezydencje i dyplomację i blog i zajmę się przez kilka godzin sprawami praktycznymi.
Dzień dobry!
Lecę na Kołobrzeg – rezydujemy u Tereski od grzybów, jutro na południe, w sobotę do Kórnika. Pogodę przywiozłam, przynajmniej na Pomorze.
Pozdrawiam wszystkich!
Alicjo, spisałaś się na medal.
Witaj Alicjo-Globtroterko. Jak tam „przemyciliscie” rower poprzez wodna granice?
Trzymaj pogode – przyda sie Wam bardzo. Milego pobytu zycze.
U nas koncowka weekend’u splatala niemilego figla. Wialo przeokrutnie, dach mej mini-szklarni odlecial w sina dal. Na szczescie zatrzymal sie na plocie. Do tego padalo z przerwami – na przemian drobny, siekacy i paskudny „kapusniaczek”, to znow kilkuminutowa ulewa. Od razu zrobilo sie zimno. Brrr. Ranek powital nas podobna pogoda lecz w ciagu dnia chmury rozwialy sie, wiatrzysko ustalo i slonce ukazalo swe oblicze. Od razu poczulam sie lepiej.
A na obiad zadne tam diabelskie potrawy rodem z komnat zamkowych niejakiego Diabła Stadnickiego – ot swojskie jadlo: zupa jarzynowa,
klopsy w sosie wlasnym z kasza gryczana, a na deser lody pistacjowo-kawowe (kupilam calkiem spory pojemnik i co jakis czas repeta w tym wzgledzie).
Pozdrawiam Blogowiczow – i tych co zostaja i tych co na Zjazd podazaja
Echidna
Nigdy nie bylam w Lancucie, choc raz w poblizu. Tymczasem losy mojej rodziny po mieczu byly dosc blisko zwiazane z rodzina Stadnickich. Moja babka Adela z d. Debska i jej siostra Katarzyna byly wychowankami Pani Stadnickiej (sieroty). Moj dziadek, wywodzacy sie spod Lancuta wziety rymarz wedrowal po dworach szlacheckich i produkowal uprzeze i siodla. Przy okazji poznal Adele, ozenil sie i mial z nia 8 dzieci. Osiedlili sie w poblizu Ostroga, gdzie lezal majatek sierot przygarnietych przez Stadnickich. Moj ojciec urodzil sie w Stadnikach nad Horyniem i opowiadal o kapielach w tej ponoc pieknej rzece. Teraz jest tam w poblizu elektrownia atomowa Chmielnicki 🙁
Nemo – pyszna historia. Może kiedyś poważymy się na skrótowy rzut genealogiczny? Losy polskich rodzin są tak splątane, że kiedy pewien b.zadufany w sobie panek oświadczył „Mój przodek walczył pod Grunwaldem”, ja cichutko spytałam : „A po której stronie?” no i facet obrazsił się. Moje pytanie było może ciut złośliwe ale przecież zasadne, prawda?
nemo – moja mama urodziła się w Bereznem nad Słuczem, dopływem Horynia, i opowiadała o kąpielach w tej ponoć pięknej rzeczce 😀
Ja do Łańcuta jeździłam prawie każdego maja od dziesięciu lat – na festiwal. Jednak nijakiego diabła tam nie spotkałam, jeno artystów lepszych czy gorszych, ale ogólnie dobrych. Jako osoba niesamochodowa niestety nie byłam w stanie zwiedzać okolnych knajp i zajazdów, jadaliśmy głównie na miejscu, w restauracji zamkowej, i prowadziliśmy życie towarzyskie 😉 W tym roku nie pojechałam, zaprzyjaźniona dyrekcja Filharmonii Rzeszowskiej się zmieniła i to już trochę nie to co kiedyś. Zobaczymy, czy festiwal przetrwa…
Wszystkim polecam odwiedziny łańcuckiego Zamku, ja ukochałam sobie zwłaszcza bibliotekę, miałam też tam swoje przygody i odkrycia, w tym muzyczne 🙂
Alicjo,
Widze, ze dobilas do brzegu! No teraz prowadz sie jak przystalo na kobiete zza kaluzy. Trzymam kciuki, wypij jedna gruszkowke z Panem Lulkiem za tych co9 za woda. Buziuchna, Lena.
Skoro o formach dyplomatycznych i wspolczesnych anegdotach dokladam dwie. Ostatnio wszyscy usiluja doprowadzic do pokoju w Palestynie. Nie wszyscy oczywiscie wiedza, ze tajemnica tego pokju znajduje sie w moim posiadaniu, przekazana przez praprzodka Georgetty wraz o odpowiednimi insygniami. Ow pra-pradziad budowal Orient Ekspress zatrudniony w niemieckiej firmie z Monachium. Ale to osobna historia. Przedmioty ktore bezposrednio decyduja o tej wojnie czy pokoju sa u mnie w domu i tyle.
Jeden z moich znajomych, poczatkujacy dyplomata wyglosil kiedys w naszym gronie poglad, ze wartoby zwolac w Eisenstadt miedzynarodowy kongres pokojowy, taki jaki w poczatkach XIX stulecia zwolano w Wiedniu.
Slowem Kongres Eisenstadski. Moj sasiad starsz o dobre kilkanasci lat ode mnie zamyslil sie i powiedzial, ze podczas Kongresu Wiedenskiego powstaly grupy zainteresowan i osoby im przewodniczace.
Cesarz rosyjski,
Dalszy ciag, bo mi komputer zastrajkowal.
Cesarz rosyjski, pil za wszystkich
Cesarz niemiecki, jadl za wszystkich
Krol bawarski, gadal za wszystkich
Cesarz austriacki, placil za wszystkich.
Orkiestra Wiedenskich Filharmonikow ma podobna poczatki z tego samego czasu, ale tak najdokladniej to wie Pani Dorota z sasiedztwa.
A teraz moja zagadka.
1. Kto byl i jest najwiekszym pop starem w Austrii
2. Kto byl i jest najwiekszym pop starem w Polsce
Specjalnie ufundowana nagroda do odebrania za zaliczeniem pocztowym.
Pan Lulek
Alicje witamy na Starym Kontynencie w Starym Kraju. Jak zawsze radzi nasza ponad 90-letnia przyjaciolka – pilnuj torebki i nie spuszczaj jej z oczu (tak mi radzila nawet kiedy szlam teraz do szpitala i miala racje: ktos mi podwedzil 30 funtow na powrotna taksowke).
A mowiac o zbrodniach. Oczywoscie, Pyro, ze rekawiczki nalezalo zdejmowac, gdyz w rekawiczce wlasnie ( a czesciej w rekawicy) mogl byc ukryty noz – dlatego do dzis zdejmujemy rekawiczki przy powitaniu i odslaniamy (mezczyzni) glowe – znaczy, ze nie boimy sie, ze ktos nas rabnie w leb).
Wtacajac zatem do Alicji – pilnuj torebki.
no i roweru, oczywiscie tez,
Od razu czuje sie, ze Helena wyzdrowiala.
Znowu udziela wszystkim dobrych rad. Nie zapomnialem moja mila jak stawialas pod znakiem zapytania moja znajomosc faktu, ze ojciec Ostapa Bendera byl tureckim poddanym. Teraz z kolei Alicja ma pilnowac torebki, wedlug Slawka zas rowniez roweru. Tego to juz nie rozumiem. Czyzby miala ochote wracac do domu na tym rowerze. Chyba, ze poprzez ciesnine Beringa ale na to trzeba poczekac na kolejne ochlodzenie klimatu albo zbudowac most rowerowy.
Cieszac sie z faktu, ze Helena jest znowu zdrowa, informuje, ze jestem przeciwny powiekszania liczby czlonkow Wspolnoty Europejskiej, jesli zas tak, to po moim zejsciu z tego swiata.
Zejsciowy kandydat
Pan Lulek
Bylam raz w Lancucie.Zatrzymalismy sie w drodze do Soliny.Byl rok 70-ty.
Z grupa licealistow wybralismy sie na oboz wedrowny.A,ze oboz istotnie ‚Wedrownym” byl,o tym nizej.
Najpierw Lancut.Piekny zamek,ale mnie utkwily szczegolnie zaprzegi konskie,jedyna tak bogata kolekcja w Polsce!?
Kiedy dotarlismy do Soliny,rozlozylismy oboz nad rzeka,ponizej tamy.
Wtedy byly tam jedynie dwa domy wczasowe,sklep i gospoda.W gospodzie jadalismy obiady.Sniadania i kolacje przyrzadzalismy sami.I ktoregos dnia kolega dyzurny przyniosl kilebase,ze sklepu.Zrobilismy kanapki.Z samego rana rozpoczely sie pierwsze”wedrowki” w okoliczne krzaki!!!Kielbaska byla wyjatkowo zjadliwa,bo przykula nas na cale dwa tygodnie tego jedynego obozowiska.Pobilismy chyba rekord w zuzyciu papieru toaletowego.Na pewno byly tego cale kilometry!!A,ze panowaly upaly-zmordowani wspinalismy sie po okolicznych drozkach,zeby choc ochlodzic sie w „plywajacym”basenie na Solinie.Chyba czuwalo nad nami cale stado aniolow,bo ze przy takich upalach nikt sie ciezko nie pochorowal,to prawdziwy CUD!!! 😀
Pozdrawiam.
Pilnuję torebki!
Byłam w Kołobrzegu – tak ciepło, że ludziska się opalają! 20C i ciepły wiatr – rybacy protestują przy molo przeciwko Unii, bo chcą dalej łowić dorsza, a limity juz wytrzaskali, Unia nie daje wicej.
Po drodze odwiedziłam Starą Zabę – niestety, gdzieś się szlajała, ale poznałam córkę, zięcia oraz Jadzię, wnuczkę, że o koniach nie wspomnę. Bylismy tylko chwilę i umówiliśmy się na drugi tydzień pazdziernika, bo pryedlotem tu wracamy.
Idę, bo wołają na jedzenie – ja nie wiem, czy wystąpię w sukience w Kórniku, bo Tereska nas karmi – moja synowa zauważyła, że polski styl spędzania czasu to jedzenie. Ale grubasów (typ hamerykański) jakoś nie widać. Jedzenie pyszne, w pobliżu strzelają, bo ćwiczenia na poligonie, wczoraj byliśmy na piwie w kantynie wojskowej – szok, wszyscy palą 🙂
Tyle na razie, jutro na Wrocław – pilnuję torebki, a Jerzor roweru 🙂
Młodzi pilnują sami siebie.
Ana , z ta Solina, to chyba jakis tytulowy diablik tam sie zainstalowal w latach siedemdziesiatych, bowiem prawie analogiczna przygode mialem niefart przezyc w tym miejscu i z podobnych przyczyn, fatum jakies?
Pan Lulek znowu doczytal po lebkach, rower jest Pana Jeza w nocniku, jak mu pociagna, bedzie zly, wiec jesli Pani Alicja dopilnuje, wakacje beda udane i powloka dwukolke spowrotem samolotem nad Beringiem, albo jakos tam obok,
mam pare typow na panalulkowa zgadywanke, ale poniewaz nawet stulecia nie podal, postanowilem sie nie wychylac
cieszy mnie, ze Helena w formie i z Nami
Najsampierw (ktoś jeszcze tak mówi?) sprawy służbowe :
Sławek – do piątku 21-go mamy tylko 1 domek, bo tak było dawno temu zamówione. Jeżeli z 6towarzystwem przyjedziecie już w piątek, to jakoś tam , chociaz nie lux sie pomieścimy; ostatecznie domek ma 7 miejsc noclegowych.; W sobot jednak yostaniesy wzkopanz do Twojego domku
przykro mi za zamieszanie, ale najwyrazniej jakis chochlik nam sie trafil z ta rezerwacja, nic to, przeciez i tak damy rade, nas do kupy bedzie sztuk trzy, w malo prawdopodobnej opcji cztery, jak cos, przespie sie w bagazniku, Nema Problema,
wyjezdzajac spod Paryzewa ok. 1-2 godz. w piatek, sadze, ze pojawimy sie na rybke, ok 17-18 w Korniku,
pozdrawiam
Ja tez mam pare typow, ale sie nie powstrzymam, jak Slawek 😉 Panie Lulku:
1. B XVI ??
2. JP II ??
Pani Doroto, ja sie chyba w koncu nad ten Horyn wybiore. Najchetniej prosto z Rumunii, bo to juz niedaleko, tylko moj osobisty sie opiera, bo slyszal o wielogodzinnych kolejkach na granicy, zwlaszcza przy wyjezdzie z Ukrainy 🙁 a my mamy tydzien na powrot do domu. Pewnie ludziom bardziej zalezy na wyjezdzie niz na wjezdzie 😉
Nigdy nie byłam w rodzinnych stronach mojej mamy, na Ukrainie odwiedziłam jak dotąd tylko Lwów. Siostrzyca mnie namawia na podróż sentymentalną, może w końcu się zdecydujemy… I jeszcze Wilno czeka…
Ale na razie to zazdroszczę Kórnika 🙁
Przy okazji pozdrawiam Alicję na ziemi ojczystej i dzielnie zdrowiejącą, I hope, Helenę 😀
nemo !
Sprawdzcie prosze jak wyglada u Was sprawa wiz wjazdowych na Ukraine.
W Wiedniu jest bardzo trudno dostac wize. Daja talko cztery godziny dziennie i dostanje tylko kilka osob. Wiza na trzy dni kosztuje 95 EURO. Wyglada na to, ze ambasadzie ukrainskiej zupelnie nie zalezy na turystach. Co oni zrobia w roku 2012 to jak na razie jest zagadka. Moze cos sie do tego czasu zmieni. Przed dwu laty zrezygnowalismy z wyjazdu chociaz bylismy nad granica rumunsko – ukrainska. Poza tym nasi znajomi mowili, ze hotele w strefie przygranicznej to jedna wielka katastrofa pod kazdym wzgledem. Sprobujcie i dajcie swoja ocene.
Rozwiazanie zagadki slyszalem w nastepujacym brzmieniu.
Pierwszym i dotychczas jedynym pop starem Austrii jest Johann Strauss.
Pierwszym i dotychczas jedynym pop starem Polski jest J.P.II
Nagroda pozostaje w dyspozycji jury konkursu az do odwolania.
Piekne uklony i przyjemnego wieczoru
Pan Lulek
Die Bürger der Schweiz, Liechtenstein, der EU-Mitgliedstaaten (nicht gültig für Bulgarien und Rumänien), USA, Kanada, Japan, Andorra, Island, Monaco, Norwegen, Republik Korea, San Marino und Vatikan können mit den gültigen Reisepässen ?hne Visa in die Ukraine einreisen, sowie zwecks Transitaufenthalte das Territorium der Ukraine durchqueren. Diese Regelung gilt für die Aufenthaltsdauer in der Ukraine nicht länger als 90 Tage.
Panie Lulku, jak widac wiza na Ukraine nie jest potrzebna. Na Bialorus jest tak, jak podajesz, a przynajmniej bylo do niedawna, nie sprawdzalam. Cena podrozy na Bialorus wydala nam sie wygorowana, wiec zrezygnowalismy.
JP II ! a wiec polowa nagrody moja! Czy ta nagroda jest podzielna?
Wspominane tu lato 1970 bylo rowniez dla mnie niezapomniane. W sierpniu, ktory wspominam jako bardzo upalny, wybralam sie z moimi siostrami (tylko starsza byla juz pelnoletnia) w rodzinne strony mojej Mamy, gdzie jeszcze mieszkala siostra mojej babki Adeli – Katarzyna, ktora wydala sie za ukrainskiego ogrodnika i w 1945 nie „repatriowala sie” na „Ziemie Odzyskane”. Wszyscy w rodzinie ojca zwali ja Ciotka i jezdzili w odwiedziny wracajac ze zlotymi zegarkami, bo Ciotka byla majetna badylarka, wlascicielka szklarni, w ktorych uprawiala kwiaty na sprzedaz w Leningradzie. Jej maz juz od dawna nie zyl, nie mieli wlasnych dzieci, ale (wzorem Pani Stadnickiej) odchowali sobie ukrainska sierote Marusie, ktora wlasnie miala byc wydana za maz, niestety dopiero po naszym wyjezdzie 🙁 Oprocz rzeczonej Marusi bylo jeszcze starsze malzenstwo w charakterze „sluzby”, bardzo wierne i posluszne. To oni jezdzili nocnym pociagiem z Rownego do Leningradu z koszami pelnymi gozdzikow, ktore „szly” najlepiej. Przez to wesele wszyscy byli bardzo przejeci, a najbardziej narzeczony Marusi, niejaki Iwan, ktory upedzil byl juz (wg niego – dopiero) 100 litrow samogonu i martwil sie, ze moze zabraknac. Nasza wizyta u Ciotki byla ze wszech miar udana, wlacznie z dokladnym zwiedzeniem Kijowa i kapiela w Dnieprze, kiedy sluzacy Kola przyniosl hiobowa wiadomosc o zamknieciu granic. Na Ukrainie wybuchla epidemia cholery! Okazalo sie, ze inostrancy moga jednak opuscic Ukraine pod warunkiem uprzedniego zaszczepienia przeciw cholerze. Nie pozostalo nam nic innego, jak poddac sie procedurze, wzbudzajac spora sensacje w osrodku zdrowia, bo tubylcy nie musieli sie szczepic, wystarczyly klamki w sklepach owiniete szmatami ze srodkiem dezynfekujacym. Po tym szczepieniu (wielka strzykawka pod lopatke!) moje siostry dostaly goraczki i lezaly pokotem, a ja nie! Ciotka stwierdzila, ze na cholere najlepszy bedzie samogon i zaproponowala nam po sporym kielichu. Siostry ze zgroza odmowily, a ja nie! Po latach, ogladajac w niemieckiej TV program o wypadkach z bronia biologiczna, dowiedzialam sie, ze z osrodka doswiadczalnego w Swierdlowsku na Uralu (obecnie znowu Jekaterynburg) latem 1970 roku ulecialo stado dzikich gesi, ktorych probnie uzywano do roznoszenia zarazy i osiadlo w okolicach Astrachania, skad rozwozono arbuzy po calym CCCP. Cholera najprosciej zarazac ludzi przez wode, stad te gesi… Pticy uletieli, a na Ukrainie nikt nie stawial pytan, skad ta zaraza sie wziela 🙁
Widac,lato anno 1970 wyjatkowo, „chorobliwie”,pechowe bylo 😆
Anieli czuwali nad nami i dlatego moglismy wszystko potomnym przekazac!
Zycze Dobrej Nocki.
Ps.A Stara Zaba moczy sie zapewne w jakiej cieplej sadzawce!!! 😉
Alicjo,
wielu powodów do radości podczas gościny w Starym Kraju – życzę serdecznie.
nemo !
Pol gratulacji oczywiscie. Czy pol nagrody, zobaczymy jak przyjedziecie. Z Wami jest zawsze fajna zabawa. Wszystko wiecie i odgadujecie przynajmniej w polowie. Pogoda jak drut. Jade do warsztatu przygotowac samochodzik do drogi. Wprawdzie on jest Nazareti ale na wszelki wypadek dam wszystko sprawdzic. Potem bede robic inwenture czy wszystko spakowane.
Jak ktos cos potrzebuje z Austrii ostatnia szansa zameldowac.
Pieknego dnia zycze
Pan Lulek