Obiecanki cacanki
Naraziłem się Panu Lulkowi tak, że mi to już parę razy wypomniał. Wypsnęło mi się bowiem nieopatrznie gdym marudził o winach, że o różowych to napiszę osobno. I zająłem się oczywiście czymś innym. Tymczasem solidny Pan Lulek udał się do specjalistów na wykłady enologiczne. I czekał aż zabiorę głos i on albo będzie mógł przed klasa pochwalić się znajomością tematu, albo – co by było jeszcze fajniejsze – zagnie wykładowcę na jakimś prostym problemie.
A tu cisza. Wiedza zdobyta ujścia nie znajduje. I cały pogrzeb na nic – jak mawiał pewien domorosły filozof.
Na szczęście dla nas wszystkich Pan Lulek długo nie wytrzymał tego paskudnego milczenia i podzielił się z nami swoją wiedzą. Za co mu pięknie dziękuję.
Gwoli uzupełnienia, bądź pewnego sprostowania, muszę dodać, że wina różowe nie powstają z mieszania win czerwonych z białymi. Różowe robi się z czerwonych winogron, wyciskając z nich sok i pozostawiając go w moszczu bardzo krótko, zaledwie parę godzin. Wówczas to sok nabiera różowej barwy. Później oddziela się sok od skórek i poddaje procesowi fermentacji. Im dłużej sok leży w towarzystwie skórek tym intensywniejsza czerwona barwa wina.
Subtelna barwa bywa też złudna. Ludzie na ogół myślą, że wina różowe są bardzo lekkie i mają nikły procent alkoholu. A wcale tak być nie musi. Mocne są np. słodkie francuskie rose d’anjou oraz rose de provence. Włoskie rosato bywają niezwykle mocne, a hiszpańskie rosado ma często więcej alkoholu niż tamtejsze czerwone.
Lekkie a czasem nawet perliste wina różowe pochodzą z Austrii i Niemiec. To samo dotyczy niektórych rose ze Szwajcarii (tam miejscowi nazywają je oeil de perdrix czyli oko kuropatwy ze względu na niezwykły połysk płynu).
Naszym zdaniem (to przemawiają moje kubeczki smakowe) wina różowe to napój sezonowy. Dokładnie rzecz ujmując – płyn na lato. W letnie upalne dni oraz wieczory nie ma nic lepszego niż bardzo zimny kielich (nie kieliszek a solidny kielich) rose, którym popija się przekąszane od niechcenia podsmażone i chrupiące krewetki, albo małże upieczone w skorupkach, albo nic nie jedząc tylko czytając subtelną poezje miłosną wznoszącą nasze dusze i ciała na wyżyny rozkoszy. I tyle.
W inne pory roku wina różowe winny być zakazane. Koniec i kropka.
A teraz krótki wykaz moich ulubionych win różowych.
Cabernet d’Anjou i Rose d’Anjou to wspaniałe wina spełniające wszystkie wcześniej wymieniane oczekiwania: chłodzą, wprawiają w stan euforii i pozwalają zapomnieć o dniu pełnym trosk i nerwów. Do tego pięknie pachną cytrusami. Francuzi wiedzą co pija i jedzą (to wynik kontaktu z d’Anjou)!
Santa Digna Cabernet Sauvignon Rose to hiszpański produkt ze słynnych winnic Miguela Torresa. Kosztuje trochę ponad 30 zł a dostarcza przyjemności za trzy razy większą sumę.
Rosa di Corte Rose di Toscana pochodzi z winnic Frescobaldiego czyli jednego z najbardziej znanych włoskich winiarzy. Kosztuje odrobinę ponad 40 zł. Pachnie pięknie białymi owocami.
El Delirio Rose z chilijskich winnic Botalcury nie powinno odstraszać nazwą. To delikatny trunek oszałamiający bardzo lekko i tylko gdy pity w nadmiarze. A cena wręcz nie deliryczna – 35 zł.
Na koniec moje ulubione, które w postaci szeregu butelek od paru dni stoi karnie w wiejskiej piwniczce i czeka na właściwy moment by po odkorkowaniu zaczerpnąć powietrza i sprawić mi przyjemność. To hiszpańskie Albali Rosado czyli smak i zapach czerwonych porzeczek uzyskany ze szczepu Tempranillo. Subtelność w najwyższym stopniu nabyta za 34 zł w wysmukłej flaszy.
Na razie tyle. Ale to dopiero przecież początek lata!
Komentarze
Ja trochę do poprzedniego wpisu. Dla mnie przede wszystkim „Zupa na gwoździu” jest to utwór Aleksandra Fredry. O tym samym tytule jest również zbiór esejów (szkiców) Melchiora Wańkowicza.
Dzień dobry
Ja też na temat wiążący się z zupą na gwoździu. W ostatnim dodatku do Polityki – Niezbędniku historycznym – ciekawy materiał na temat żywienia zbiorowego społeczności skoszarowanych lub zamkniętych w mniej i bardziej ekstremalnych warunkach. Jednym słowem wyżywienie łagierników, więźniów obozów koncentracyjnych, robotników przymusowych, żołnierzy oddziałów wojskowych i leśnych oddziałów powstańczych. Przykłady posiłków, substytutów żywieniowych, norm kalorycznych i sposobów radzenia sobie z głodem. Bardzo ciekawy tekst odnoszący się do odżywiania w sensie podstawowym i egzystencjalnym o którym czasem zapominamy( na szczęście!)
Polecam
Ps. Również przeczytacie w Niezbędniku frapujący artykuł o burdelach w wiktoriańskim Londynie. Niesamowite – nigdy bym nie pomyślał, że to było tak rozrywkowo – rozpustne miasto.
Witam – o winach niech znawcy piszą ku nauce nas wszystkich. Wojtku, też zwracałam już uwagę na te teksty. A o „rozrywkach” np średniowiecza polecam prace prof. B.Geremka. Wiesz Wojtusiu, że gdy mój Poznań miał 10 tys mieszkańców, to miał 16 wesołych panieniek mieszkających z katem miejskim w murach grodu? Czemu z katem – bo był miejską „bajzel-mamą” Płacił od tego podatki, a proceder był częścią jego wynagrodzenia za usługi fachowe świadczone miastu. Miał też prawo „obcować z każdą niewiastą skazaną na obcięcie sromu alibo członków” Fajnie co? Najpierw przyjemność miał kat, potem dopiero kaźnia. A w purytańskiej Europie podobnie jak w wiekach wcześniejszych, zupełnie niezależnie od ilości kościołow, bractw pobożnych itp itd ilość przybytków uciechy rozmaitej rangi bywała ogromna, a gdy gdzieś ich ilość spadała, rajcowie szukali środków zaradczych (vide Kraków XIV w. I żadne przyjemności nie były niedostępne – dziewczyny, chłopcy, dzieci, co kto lubi. I tak było do I wojny i wymyślenia praw człowieka, praw dziecka, praw kobiet.. I choć dzisiaj co gorliwsi moraliści ubolewają nad upadkiem obyczaju, a gdyby wierzyć gazetom to pedofilia jest szatańskim wymysłem współczesności – a figa. Amatorami dzieci płci obojga było kilku renesansowych papieży i kardynałów, kilkudziesięciu monarchów (od cesarzy antyku poczynając) aż po niemal współczesnych nam opatów z Jasnej Góry (przełom XIX i XX) Przecież jeszcze w salonach międzywojennych szeptano o tym i owym panu „to amator zielonych jabłek” Może tylko lud rozumiał rozpustę detalicznie i zdaniem Boya, Jasiek pytał „Kaśka, jagze będzie względem tego, co i owsem?”
Pan Lulek frywolny- od zupy do… napisow ukrainskich 🙂
Pozwole sobie trzymajac sie dzisiejszego tematu wtracic moje 3 centymy. Gospodarz szybko zauwazyl, ze rose z Prowansji nie jest dla profanow i skorygowal, zanim sie kto spostrzegl 🙂 Tak sie akurat sklada, ze tematem win rozowych jako win pijanych latem zajal sie w ostatni wtorek program konsumencki szwajcarskiej TV. Grupa znawcow (enolog, winiarz, krytyk kulinarny itp) przeprowadzila degustacje 16 tanich win z supermarketow w cenie 2,95-9,95 Fr. Najpodlejsze bylo hiszpanskie Rubi Rosa w tetrapaku (najtansze). Bardzo dobrego nie bylo. Dobre: Tribal z RPA (Carrefour), prowansalskie Val d’Azur i Les Terres de St. Louis i szwajcarskie Provins-Rose de Gamay za 6.90 Fr. Najtansze dobre kosztowalo 4.90. Dobre dla znawcy, to na ogol bardzo dobre dla amatora, wiec chyba zaraz pojde do najblizszego sklepu, kupie i sprawdze. Francuscy fachowcy twierdza, ze o wyborze wina rose w 50% decyduje jego kolor siegajacy od moreli i mandarynki poprzez arbuza do maliny. Uzyskuje sie go (jak Gospodarz juz wspomnial) trzema metodami poprzez wyciskanie czerwonych winogron o bialym soku jak np. Pinot noir lub Gamay. Najbledsze jest odciskane natychmiast po zgnieceniu owocow, ciemniejsze- po 48 godzinach, najciemniejsze- po 3 dniach. O jakosci wina decyduje rowniez zawartosc siarki, nieunikniona ze wzledu na zagrozenie oksydacja. Zawartosc graniczna to 210 mg/l. Dobre wina zawieraja ok. 100mg. Ilosc stosowanej siarki zalezy od temperatury produkcji, dobrzy winiarze stosuja chlodzenie, wowczas oksydacja wina zostaje zahamowana.
Rose uchodza za wina gorszego gatunku, gdyz wielu winiarzy nie dokladalo specjalnej starannosci do produkcji towaru sezonowego, stanowiacego 3-4 % sprzedazy. W Szwajcarii rose ma opinie tzw. Kopfwehwein tzn. wina powodujacego bol glowy z powodu siarki.
Was, bezwstydników, to nic, tylko oćwiczyć!
I żeby tak z rana?! Hałasujecie, że spać nie można. A mówilam Pyro – zaraz sie zrobi Pyra-Hotline, i dodzwonić się do Ciebie nie będzie można, co się zreszta okazało prawdą, przynajmniej dla mnie, bo chciałam zainaugurować, a tam zajęte i zajęte!
Coraz bardziej upewniam sie, ze ceny win w Polsce sa brane z ksiezyca. Zachwalane przez Gospodarza Cabernet d’Anjou AC w drogiej Szwajcarii kosztuje w sklepie ca 5 Fr, w restauracji Mövenpick – 14 frankow za butelke! Rosa di Corte – w sklepie 8,95, a wiec sa to wina z klasy testowanych w TV.
Spotkałem się z opinią, że różowe wina najlepiej pić musujące – najchętniej Champagne – ale są również włoskie i hiszpańskie a nawet australijskie.
Co państwo na to?
Andrzeju, polecam na aperitif Dal Bello Rosa della Regina Prosecco rosé – aromat poziomek i dzikich roz, drobnoperliste, super!
Nie wiem, Alicjo, jak w Kanadzie, ale mam wielkie podejrzenie, że jeden mój telefon do Cieibie (a nie jestem gadułą słuchawkową) mógłby zeżreć moją miesięczną emeryturę. Chociaż może i nie – za telefon 3 min do Vitre (Bretania) albo do Wlk Brytanii płaciłam ok 15 zł. Sąsiadka, która jest o wiele zasobniejsza ode mnie, a miała syna przez rok w USA, zafundowała mu tam komputer, żeby korzystać z gadu – gadu, bo telefonów nie wytrzymywała.
Panie Lulku – jak tylko trafię tę kumulację w lotto, natychmiast skorzystam z pańskiego łaskawwego przewodnictwa po mniejszościach narodowych ( w tym czasie miły Marek będzie pilnował naszego wspólnego, in spe interesu)
Jestem ciekawa jak tam Helenie ta symultana wychodzi. Od razu przypominam sobie, jak to Mira Michałowska na zlecenie Bieruta chyba , tłumaczyła żywcem poczwórną symultanę, aż towarzystwo rozgoniła burza lipcowa. Twierdziła potem, że tłumacz mieszkający w jej głowie nabawił się oczopląsu. Najgorsze zaś było to, że stoły uginały się pod wytwornym jadłem bankietowym, a biedna tłumaczka omal z głodu nie zemdlała, tłumacząc wszystko wszystkim przy stole Najdostojniejszych.
Ostatnie dni nie naleza do najlepszych.
Najpierw Pan Gospodarz niezbyt dobrze zrozumial moj opis produkcji win rozowych. Powtarzam jeszcze raz. U nas wino rozowe robi sie, jako zasada, z czerwonych winogron a o kolorze decyduje czas przetrzymawania w kadzi gron wraz z lodyzkami po wyprasowaniu. Im dluzej, tym ciemniejsze. Zgadzam sie w zupelnosci, ze wina rose to napoj letni. Nawet uhudler. Trudno bowiem wyobrazic sobie jedzenie gesi na Swietego Marcina i popijania winem rozowym. Do gesi grillowanych, czerwone typu bariqe. Okres przechowywania winrose jest tez krotszy.
Drugie Pytanie do Gospodarza dotyczy egzemplarza Polityki w ktory mial byc opisany bankiet z okazji 50 lecia. Przesylke otrzymalem. Dziekuje. Darowanemu koniowi nie zagladaj w zeby. Liste glow koronowanych i innych prominentow mozna sobie podarowac. Mnie chodzilo o spis potraw i napojow jakie byly serwowane wlaczajac kolejnosc dan, opis zastawy i calego ambiente. Byc moze Panie, nasze wspolblogowiczki bylyby bardziej zainteresowane toaletami dam.
Dla wlasciwego przygotowania jubileusz blogu Pana Redaktora Adamczewskiego sadze, ze wartoby powolac dwa gremia. Komitet organizacyjny dbajacy o wlasciwe przygotowanie bankietowiska i kasy. Dotacje Wspolnoty Europejskiej mile widziane. Drugie gremium, ktore winno rozpoczac niezwloczna dzialalnosc, to komitet przepisowy. Chodzi o zgromadzenie odpowiedniego zestawu przepisow kulinarnych, przeprowadzenie szerokiej dyskusji publicznej. Datki dobrowolne dla uczestnikow tego gremium, kazdy z wlasnej kasy, dozwolone. Sklad winni stanowic wszyscy uczestnicy blogu wybrani w tym przypadku przez aklamacje.
Dwie informacje zasmucily mnie. Po pierwsze twierdzenie Heleny jakobym do konca nie wiedzial kto to jest Ostap Bender. Uwagi Twoje w czesci nie pozbawione slusznoci budza jednak niejakie asocjacje polityczne. Jesli bowiem ojciec Wielkiego Kombinatora byl tureckim poddanym, to natychmiast stoi na porzedku sprawa czlonkowstwa Turcji we Wspolnocie Europejskiej. Jesli zas Ostap Bender byl obywatelem radzieckim, co jest faktem powszechnie znanym, natychmiast odzywa problem rozszerzenia Wspolnoty wraz z konsekwencja jaka byloby przeniesienie Brukseli jako stolicy Unii na Plac Czerwony w Moskwie.
Odpowiedzialem Pyrze na Jej uwagi o gwozdziu. Mam nadzieje iz odpowiedzialem wyczerpujaco jesli chodzi o sprawe gwozdzia do gotowania zupy skad znalazl sie w moim posiadaniu. Nawet nie wiedzialem, ze chrabia Fredro tez maczal w tym palce. Tylko wizja lokalna moze uratowac moj nadwatlony honor. Gwozdz, swiezo umyty czeka na dalsze rozkazy.
O zupie ogorkowej napisze potem gdyz musze przprowadzic proces koncentracji umyslowej.
Pan Lulek
Fredro byl hrabia przez samo ” h „. Galicjanin.
Przepraszam.
Pan Lulek
Zapowiada sie wizyta Pani, ktora urodzila sie w Wilnie. Jesli przyjedzie przed odjazdem Pana Gospodarza, to pewnie da blog. Tez lubi Polityke i robi wspaniale nalesniki i niektore litewskie potrawy-
To prawda, że wina w Polsce są drogie. Ale prawie 9 franków szwajcarskich to jest ponad 20 złotych. Do tego doliczaja swój procent importerzy oraz detaliści i już mamy taką cene, która zdumiewa. Dlatego tak często polecam zaprzyjaźniony sklep Marka Kondrata. On omija pośredników i sam kupuje (choć nie wszystkie wina, które ma w sklepie) od producentów. Dzieki temu w Winarium jest dużo taniej. Ale i tak nigdy nie będzie tak tanio jak w krajach winnych. A szkoda!
Pyro, można rozmawiać za free przez przez Skype. Program jest darmowy. Słuchawki z mikrofonikiem kosztują ze 20 zł., można jeszcze kamerkę za 40 zł i rozmawiać patrząc w oczy rozmówcy.
Problemem tylko jest, żeby druga strona miała komputer i chciała z niego korzystać.
Pozdrawiam.
Lecę! 🙂
Droga Pyro
Ja do dzwonienia używam zwykłego telefonu stojącego na biurku i podłączonego do bramki voip. Korzystam z poznańskiej firmy actio i bardzo dużo oszczędzam na telefonach . Do Alicji i nnych Amerykanów minuta rozmowykosztuje 5 groszy , czyli 3 złote za godzinę . Do wszystkich stacjonarnych w Unii kosztuje 9 groszy. Gorąco polecam http://www.actio.pl/
Poznaniacy wiedzą co dobre 🙂
Słuchajcie, słuchajcie! Mam wielką zagwozdkę, a tę ze zawdzieczam pt Romanowi Giertychowi. Właśnie MEN ogłosił program „przygotowania do życia w rodzinie” Pan v-ce Kaczyński zastrzega, że ani słowa o Darwinie, antykoncepcja „naturalna” (czyli rosyjska ruletka”, a omawiany będzie wyłącznie seks małżeński. Stąd mój stupor – czy wiecie może jak pan v-ce chce odróżniać seks małżeński od niemałżeńskiego.?
? Myśle i myślę i nijak zrozumieć nie potrafię. A biedna nasza młodzież? Radźcie przyjaciele. Może ktoś wpadnie na genialny pomysł i jakiś tester podsunie albo co? Najstarszam na blogu i może dlatego zapomniałam , że obydwa rodzaje różnią się zasadniczo? No, ni cholery różnic nie pamiętam. Ot, skleroza.
Pyro
Różnica jest zasadnicza . wielu z nas ma przewrotną naturę i jak coś zakazane smakuje o wiele lepiej. Jabłka zerwane u ksiedza w sadzie , mimo że zielone zawsze są najlepsze 🙂 Tylko wyspowiadać się trudno…
Ps. Nie jestem wielbicielem zielonych jabłek 🙂
Jadę zaraz na pyszne zakupy. Pyro, obiecuję, po drodze będę sobie wyobrażać rzeczony podręcznik.
A poza tym wszystkiego smacznego dziś Wam wszystkim życzę!
Pouczający wykład o konsumpcji Pyro.
Teraz już wiem gdzie powstało powiedzenie:
Żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka raz chłopaczek.
Marialko – zaczyna się Malta, więc jeżeli będziesz w okolicy, to przekręć i przyleć do babci na kawę albo coś.
Pyro-a propos tej ksiazeczki,to chyba zart(?),chociaz pryma-aprylis juz dawno minol!!
A jesli chodzi o wina rozowe,to ostatnio kupilam calkiem sympatyczne o nazwie „Tempranillo Garnacha” i z Poludn.Afryki „Mooi Kaap”.Zreszta polecane przez znawcow win i w przystepnych cenach 😀
Ana
Za najlepsze francuskie rosé uchodzi Tavel produkowany w poblizu slynnych winnic Chateaunef du Pape. Jest to jedyna „apelacja” produkujaca wylacznie wina rozowe, zawsze wytrawne, glownie ze szczepow Grenache i Cinsault z dodatkiem Syrah, Mourvedre i in. Tavel nadaje sie do picia przy jedzeniu, inne glownie na aperitif. Jako jedyne daje sie przechowac bez szkody przez 2-5 lat. Inne wina rosé nalezy wypic w ciagu roku od produkcji.
Pan Lulek mial troche racji piszac o mieszaniu. Mianowicie rozowe szampany produkuje sie dodajac do bialego wina sok z czerwonych winogron. Tavel jest troche drozszy niz dotad opisywane, w Szwajcarii kosztuje ok. 15 Fr. (ca 35 zl)
Patrz pan jak się świetnie składa!
To ja sobie dziś kupię flaszkę tego Rose d’Anjou i flaszkę tego Tavela:
http://systembolaget.se/SokDrycker/Produkt?VaruNr=98664&Butik=83#
jest go jeszcze 18 butelek w sklepie który mam po drodze idąc do pociągu.
Jedno będzie do obiadu, drugie zaś obok.
Wina biale, czerwone czy tez rozowe oceniam jednako – albo mi smakuja albo nie. Kiper ze mnie zaden, zatem polegajac na degustacji kupujemy wybrane i wyprobowane wina. Z rozowych ostatnio pijalo sie Mateus Rose, bodajze portugalskie. Nie najgorsze alisci jak na moj gust ciut za slodkie. Zas z cenami to bywa czasami smiesznie: drogie wcale nie oznacza wspaniale i na odwrot.
Pyro mila – sie obiecalo, sie slowa dotrzymuje („e” bez ogonka w tym przypadku). Oto:
PYROWE PRZYSMAKI – odcinek 2
1 – Szparagowy krem z trybula
25 dkg szparagow
2 lyzki masla
2 lyzki maki
pol litra mleka
Szparagi oczyscic z wlokien, pokroic na okolo 3 cm kawalki (kwiatostan odlozyc) i gotowac 30 minut w 1/2 litra lekko osolonej i ocukrzonej wodzie. Osobno ugotowac kwiatostan – okolo 10 minut.
Z masla i maki zrobic zasmazke, dolac mleko. Wymieszac i dodac wywar szparagowy wraz z ugotowanymi szparagami. Gotowac okolo 5 minut. Przyprawic galka muszkatalowa, pieprzem, sola, sokiem z cytryny (1 -2 lyzeczki od herbaty). Przetrzec przez sito (lub przecierak jak posiadasz), rozlac do malych miseczek, na wierzchu polozyc kwiatostan.
2 – Losos ze szparagami – zimna przekaska (porcja dla 4 osob)
8 plasterkow wedzonego lososia
2 peczki szparagow (okolo 30 dkg)
3-4 pomarancze
1 cytryna
1 peczek swiezego taragonu
1 lyzeczka musztardy
sol
pieprz
koperek do przybrania
Lososia delikatnie rozbic pomiedzy dwoma arkuszami folii plastikowej – spodni posmarowac oliwka, wlorzyc do lodowki
Do osolonego wrzatku wrzucic szparagi i gotowac na malym ogniu okolo 5-10 minut. Odcedzic i pozostawic do ostudzenia.
Wycisnac sok z cytryny i pomaranczy, zagotowac w malym garnuszku i podgrzewac na malym ogniu okolo 8 minut. Wystudzic.
Olej. posiekany taragon, musztarde wymieszac wraz ze schlodzonym sokiem z cytrusow. Przyprawic sola i pieprzem.
Ulozyc na talerzach platki lososia, szparagi (ja ukladam na lososiu „studnie” jaka budowalo sie z zapalek – ale mozesz ulozyc wg wlasnego pomyslu), polac przygotowanym wczesniej sosem. Na wierzchu ulozyc galazke koperku.
3 – Grzanki z serem i szparagami
biale pieczywo
maslo
ser tylzycki
2 plasterki szynki
jajko ugotowane na twardo
szczypiorek
Kromki pieczywa posmarowac maslem, ulozyc na nich po: 2-3 plasterki sera, 6-7 szparagow (uprzednio ugotowanych i przelanych zimna woda), paski szynki – wstawic na 2 – 3 minuty do piekarnika (jeszcze lepiej do grila); posypac posiekanym jajkiem, szczypiorkiem. Mozna podawac jako kanapki bez zapiekania.
Chyba wystarczy na dzisiaj szparagowego szalenstwa. Mam nadzeje iz Was i Ciebie Pyro nie przynudzilam (zbytnio). Teraz ide wyczesac swe igielki i buch do norki – czas snu. Zatem dobranoc
Pozdrawiam
Echidna
Echidna – świetne przepisy, dziękuję. Co to jest taragon?
http://www.schubiweine.ch/wein-k9—shop.html
Andrzeju, zobacz sobie wybor i ceny win rosé w Helwecji.
Zyc nie umierac, nieprawdaz? 🙂
Fajny ten twoj sklepik, od razu wskazowki do czego dany trunek pasuje, opis proweniencji itd. Zycze ci cieplego lata do tego wina, przeciez mieszkasz tam, gdzie rosna poziomki 🙂 A u mnie caly dzien leje i zimno, a wczoraj bylo +30°C 🙁
taragon to po ang. estragon.
Pyro droga taragon to po naszemu (a więc i w Pyrlandii zrozumiale) poprostu estragon. I tyle. Smaczne przepisy podrzuca nam Echidna.
Jakis czas temu PYRA, Gwiazda Polarna Blogu, napisala mi „pisz do nas, co ci szkodzi”.
Nie szkodzi. Zupa ogorkowa tez. Pod Waszym wplywem wyzebralem u zony zupe ogorkowa i jest przeswietna ! Zupa. Ile jeden osobnik moze zyc na jednej zupie ? Jeszcze dzis ja koncze. Ogorki kiszone, malosolne tyz, przychodza tu z Israel z marka „Pod riumochku”. W waskich, wysokich i zielonych puszkach. Male, kruche jak krzysztal, a aromat i smak – po co mi te kopry i beczki w studni ? Pan Wankowicz rzeczywiscie mieszkal tuz obok kina Moskwa, wiem bo mialem przywilej prosic Go o pomoc, ale przyslal wnuczke i podarowal opowiesc o tym, jak warszawskie MSW przetrzymywalo go przez wiele godzin u siebie. Pod ochrona ubowskiej mlodziezy. Blisko bylo, nie musieli wiezc tramwajem. Lataly te chlopaki jak glupie po smaczne kanapki dla Pana Melchiora, a on ich raczyl opowiesciami z dalekiego swiata. Na moj rozum, przeagitowal te mlodziez na strone opozycji lepiej niz Michnik z Kuroniem razem wzieci. O zupie nie bylo, ale o Ameryce sporo, jak u tego pana co powiedzial Pyrze, ze rozmowa jest w cenie hamburgera. Lze jak pies. Minuta przez OneSuit. com kosztuje ok. $O.04 x 40 minut = $1.60. Pol hamburgera. Lze jak pies, to pewne, ale mniemam ze nie jest wredny jak chipmunk. Ryja gdzie tylko mozna, pod kwiatami, pod bulwami, na trawie, na sidewalks. Poprosilem zone, zeby kupila cos na te zaraze, kupila kulki na mole. U nas nazywaja sie „moles”. Rozwazala jak ja trafie w mola kulka. Kupilem swieczki. Wbija sie w dziure w ziemi (ich chodnik), podpala, za chwile dym strzela o kilka yardow dalej i cala kolonia z glowy. Wredne. Za to konik pana Andrzeja rozczula. Zdjecie buzi z rezolutnymi okami wymaga, zeby go nazwac „Rezolut”. Piekne zdjecie. Ciekawe czy Helena tez wygladala tak rezolutnie po wielu godzinach symultanki ? Jesli mozna – jaki jezyk ? Pyra wszystko wie to moze mi napisze. O ile nie zgani, ze naduzylem glejt co mi dala i nawypisywalem bzdur, ale jak sie zacznie, to plynie jak rzeka, taka n.p. Rio Grande, co raz ma malenka delte na piachu, a innym razem piachu nawieje i nie wiadomo, gdzie sie konczy.
Serdecznie wszystkich pozdrawiam.
nemo,
jesli dobrze zrozumialem, to wczoraj bylo + 30 stopni a dzisiaj zimno i leje. Mozliwe, ze taki spadek temperatury. Tylko czy wczoraj nie bylo przypadkiem + 30 stopni ale w skali Fahrenheita uzywanej w Wielkiej Brytanii i Ameryce Polnocnej . U niego punkt zamarzania wody wynosil
+ 32 stopnie i wtedy wszystko by sie zgadzalo. Jesli tak, to u Ciebie jest lekki przymrozek i pada deszcz zamarzajacy. Niezle jak na poczatek lata, chyba, ze aktualnie znajdujesz sie na poludnie od rownika.
Skoro jednak jestem przy klawiaturze, chcialbym sie dowiedziec jak odbywalo sie kapanie dam w szampanie. Podobno w kazdym regimencie bylo inaczej. Moze wartoby wymienic doswiadczenia.
U mnie jest + 31 stopni ale w skali Celsjusza i zaczyna wiac mocny wiatr od strony Alp. Chyba dobry czas zeby rozpoczac kapanie dam w szampanie.
Najlepszego
Pan Lulek
A tak na marginesie. Symultanowalem. W zyciu bywalo, ze na raz w czterech jezykach. Zalamywalo moich partnerow kiedy tlumaczylem i palaszowalem. Nejlepszym sposobem na wygranie czasu bylo zawsze:
” Prosze powtorzyc ostatnie zdanie „. Pomagalo. Na ogol wybijalo partnera z pantalyku. A wtedy do dziela. Nigdy nie wiedzialem o co chodzi a po zakonczeniu spotkania nie potrafilbym powiedziec czym sie spotkanie skonczylo. Nawet nie chcialem przesluchiwac nagran. Ja bylem tylko robol pracy umyslowej, ot taki wyksztalciuch.
P. L.
Panie Lulek!
Proszę mi tu nie wmawiać Farenheitów, a ja także zarówno w Ameryce Północnej, która dzieli się na Wielka Kanadę i mniejsze Stany Zjednoczone.
No i mimo, że Kanada ciągle tę brytyjską jaśnie panią ma po jakiegoś grzyba jako głowę państwa, od dawna już nie używamy imperialnych miar, tylko system metryczny. Oraz celsjusze, rzecz jasna.
Ciekawa jestem, dlaczego Amerykanie tak uparcie trzymają się imperiałów.
Od jak dawna nie uzywamy imperiałów? Od mniej więcej tak dawna, jak ja tu jestem, czyli od ćwierćwiecza 🙂
Arkadius !
Ostroznie z takimi komentarzami. Podobno Prof Giertych przewiduje odbieranie swiadectw dojrzalosi za szerzenie okreslonych mysli i ideologii. Chyba nie posunie sie do zabierania swiadectw szkol podstawowych aby nie zwiekszac poglowia uprawnionych do istnienia analfabetow.
Mysl raczej konstruktywnie zeby wychodzic na swoje. My juz wiemy na jakie.
Pan Lulek
Alicji odpowiadam wprost, Najjasniejsza Pani jest najtansza w uzyciu. Poza tym wszystko wedlug zasady: jak najdalej od wladzy, jak najblizej kuchni.
P.L.
Panie Lulek, wszystko jest wzgledne i w tej chwili „zimno” oznacza, ze jest +14°C, ale przestalo przynajmniej padac. W tej temperaturze nie bede pic rosé, ktore ma +8°C. Na nizinie Panonskiej jest klimat kontynentalny, moze mniej kaprysny niz moj alpejski mikroklimat i ta hustawka pogodowa. Ale wbrew protestom Alicji lubie uzywac Fahrenheita (pochodzil z Gdanska) w zimie. Jak przelacze w samochodzie display pokazujacy temperature na Fahrenheita, to od razu mi cieplej 🙂
Pan Lulek,
Jak brak tego co odbierają to wsadzają?
To, co tutaj piszę oparte jest na faktach.
Czas: 7 dni przed końcem roku, połowa lat 90-siątych ubiegłego stulecia
Miejsce: Berlin
Główny bohater: Barbara B. ? zwana dalej jako B.B.
B.B. nie musiała, ale chciała dorobić sobie parę groszy do nie najgorszego miesięcznego uposażenia. Traktowała to jako pewną odskocznię od monotonnych kreseczek malowanych na ekranie monitora w jednym z bardziej renomowanych berlińskich biur. Czyniła tak od dawna, a w zasadzie od momentu kiedy to jej maż zmienił model na młodszy rocznik. Ona, dbająca o siebie, wchodząca w strefę ryczących czterdziestek, pozostawiona na pastwę losu, garnęła się do ludzi, szukała nowych kontaktów. Ale tylko to, ze ktoś posiadał miliony, nie było dla B.B. wystarczającym powodem by wejść do ich domu. Chamstwa unikała jak diabeł świeconej wody. Rekomendacje miała znakomite, szukała osób o inny spojrzeniu, z wyobraźnią i polotem. Kto szuka ten znajduje. Tak też stało się i w jej przypadku.
Chadzała tam w piątki po pracy. To miało wystarczyć. Często nie mogła się nachwalić nowego – dodatkowego pracodawcy. Opowiadała o milej atmosferze, o cudownym nastroju jaki panował w tym domu. B.B. wielokroć zapraszano do stołu, częstowano własnymi wypiekami.
Ale B.B. nie była sympatyczką uczęszczania do śmierdzących fitnes centrów, gdzie bezszyjowcy próbowali nadrobić w inny sposób brak najważniejszego z mięśni. Dbała o linię, była zwolennikiem FdH. Co innego z napojami, na to mogła sobie pozwolić, ale bez przesady. Do doskonalej sieci komunikacji miejskiej tez należało dojść o własnych nogach.
Pamiętnego dnia, pojechała na sprzątanie przed południem, była na zaległym urlopie i poprzedniego dnia uzgodniła ten termin telefonicznie z właścicielami willi. A, ze była umówiona z córką na przedświąteczny obiad postanowiła śniadanie skreślić z programu dnia. Prace przebiegały sprawnie i były na ukończeniu, a burczący brzuch nieustannie dopominał się o swoje. Sięgnęła po keksa leżącego w holu na stole, wyglądały na domowy wypiek. Nie był to wymarzony smak, a ze wyjątkowo mało słodki, pomyślała, ze i drugi nie będzie miał kalorycznego znaczenia. Na drogę wzięła jeszcze dwa.
Zimno było. Pomimo złych warunków meteo X-115 podjechał o określonym czasie. Zajęła miejsce przy oknie, przyjemnie popatrzeć na mieniące się świecidełkami miasto. Pomimo świątecznej atmosfery poczuła się dziwnie. Podeszła do kierowcy i poprosiła o wezwanie lekarza.
I to były jej ostatnie słowa. Film się urwał.
Przybyły na sygnale medyk po rutynowym spojrzeniu nie miał żadnych wątpliwości, na jaki oddział skierować delikwenta.
B.B. obudziła siostra podająca świąteczne śniadanie. Ból głowy przypominał kaca z tym, ze w innym wymiarze. Nie potrafiła zrozumieć sensu pytań lekarzy na porannym obchodzie. Przybyła w odwiedziny córunia zaproponowała znakomity deal:
– powiedz gdzie to chowasz, a spędzimy razem święta.
Siedmiodniowy pobyt plus wikt i opierunek opłaciła kasa chorych.
Panie Lulek,
nie ma Pan racji. Utrzymywanie przedstawiciela Jaśnie Brytyjskiej Pani kosztuje kanadyjskiego podatnika circa 40 melonow rocznie, w porywach jeszcze wiecej, to zależy, jak „governeur general” jest rozrzutny. A zazwyczaj jest, bo co mu zależy. I na co mi taka „głowa państwa”, powiedz Pan? Przecież ona nie rządzi, od tego mamy premiera i parlament. Splendoru dodaje? Komu? Starym Brytyjczykom zamieszkujacym w Kanadzie? Jak im tak brak królowej, to niech jadą na Wyspy, dlaczego ja im mam to fundować z mojej kieszeni?
Ten snobizm i fanaberia razi mnie, i owszem, tym bardziej, że stoi solą w oku Frankofonom z Quebecu, i gdyby wreszcie przegnać Brytyjską Panią , konflikt Quebec – reszta Kanady by się rozszedł po kościach.
Co niech się stanie, oby jak najszybciej!
Arkadius,
a cóż to był za wypiek, moze jakieś składniki podasz? 🙂
Pan G. Okon pisze:
jak u tego pana co powiedzial Pyrze, ze rozmowa jest w cenie hamburgera. Lze jak pies. Minuta przez OneSuit. com kosztuje ok. $O.04 x 40 minut = $1.60. Pol hamburgera. Lze jak pies, to pewne, ale mniemam ze nie jest wredny jak chipmunk.
Drogi panie mam nadzieję ,że to nie o mnie 🙂
Ja napisałem prawdę i korzystam codziennie dzwoniąc do znajomych i klientów. Minuta rozmowy do USA i Kanady z mojego telefonu kosztuje 1.37 centa USA netto z podatkiem wychodzi 1.65 centa. Jest to najtańsza oferta na Polskim rynku. Jakość połączeń rewelacyjna i ma się normalny numer telefonu . Można to sprawdzić dzwoniąc do mnie na numer +48 22 382 5002 w pracy jestem od 10 do 18
Ps. Hamburger w Mc Donaldzie kosztuje 2 złote czyli 66 centów
Pyro! Pyro! Taka duza dziewczynka,a podstawowych rzeczy nie wie.
Seks „malzenski” to taki bez fajerwerkow na koncu. A i w srodku tez nie ma o czym mowic.
Kwadrans temu wrocilam z tej symultanki. 8 bitych godzin referatow o gen. Andersie. Jakby mi sie teraz podwinal pod reke, to bym mu chyba oczy wydrapala. Moj podopieczny mial referat na piec stron maszynopisu.
No, renkom, nogom. Nie mysle, ze bede w tym robila kariere. Wole glazy polerowac, wole drwa rabac.
Dlaczego, niech mi kto wytlumaczy, POlacy nie sa w stanie trzymac sie wyznaczonego im czasu? Kazdy mial mowiccpo 20 minut (za dlugo!), ale nie bylo ani jednego co by gadal krocej niz 35 min.
Dlaczego zadna sesja „naukowa” na emigracji nie moze sie obejsc bez akcentow antysemickich, to juz nawet nie pytam.
Podaję link do cennika mojego operatora :
http://www.actio.pl/index.php?section=1
Nemo,
Ten „mój sklepik” to sieć szwedzkiego monopolu winno-spirytusowego. Pisałem o tym już kiedyś:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=147#comments
Porównałem sobie na szybko parę cen wina w Szwajcarii i Szwecji i co się okazuje? Są podobne: Péppoli Chianti Classico od Marchesi Antinori kosztuje niemal identycznie w obu tych krajach. Również Chablis z Domaine Laroche. Ciekawostka taka.
Dziś wracając do domu przez las rozglądałem się za poziomkami – jeszcze trochę i zaczną się czerwienić – a Ingmar Bergman żyje i ma się dobrze, choć już nie tworzy chyba. Zarzekał się, że „Sarabanda” z 2003 roku to jego dzieło ostatnie.
Oglądałem siedząc jak przyklejony do telewizora. Czwórka aktorów a jaki teatr….
Jeszcze Wam muszę opowiedzieć historię, jaka mi się przydarzyła, otóż raz na jakiś czas muszę się udać do sklepu w celu zakupienia tego i owego. Jutro idę na ślub przyjaciół (on 55, ona 63, doskonale trzymajaca się kobieta, i to bez specjalnych zabiegów, taka uroda po prostu), więc pomyślałam, że czas na zakupienie perfum, a i jakieś letnie sandałki by się przydały. No to po te perfumy najpierw.
Miałam z góry już upatrzone, więc sie nie wdawałam w te uciażliwości typu próby i tak dalej, powiedziałam panu J, że sie spotkamy przy samochodzie za 20 minut. Pani sklepowa popatrzyła na perfumy i stwierdziła, że powinnam kupić większe opakowanie, bo dwa razy tyle perfum, a różnica w cenie niewielka. Trochę sie wahałam, ale co tam, zgoda. Pani na to, czy aby nie jestem Polish. No to ja – a jakże. Na to ona, że co prawda tylko ze strony matki, ale ona też w połowie Polka. No i zaczęło się. Ze w takim razie ona mi specjalną cenę na te perfumy. A jak jeszcze mężowi coś po goleniu bym kupiła, to da mi taki rabat, że ho-ho. I wyrobi mi jakąś tam kartę, będę miała 10% rabatu ilekroć będę u nich kupować. Z tą kartą nam sie przeciągnęło, ale co się nagadałyśmy, to się nagadałyśmy, a ponieważ przy uruchamianiu tej durnej karty były korowody i jakieś pomyłki, ciagnęło się. W nagrodę za cierpliwość dostałam całą torbę różnych próbek perfum oraz t-shirt Armaniego dla pana J. który tam przy samochodzie nogami przebierał, bo jak ja mówię, że 20 minut, to jestem jak w zegarku (o zegarku za moment). A tu pół godziny, a mnie nie ma, i jeszcze musiałam skoczyć po sandałki.
Pani z perfumerii okazała się taką, co to śnieg Eskimosom potrafiłaby sprzedać, przyszłam po jedne małe perfumy, a wyszłam z dużymi oraz z jakimś potrójnym zestawem po goleniu dla pana J., prezencików nie liczę ani koszulki, ale też muszę powiedzieć, że z oryginalnej ceny zaoszczędziłam sporo.
Poszliśmy potem do warzywniaka i zgubiłam zegarek 🙁
I to taka zaraza, na której zawsze łamałam sobie paznokcie, żeby odpiąć. Wziął się i odpiął sam.
@Helenko,
Ciekawi mnie na jak długo tego ?sortu? jeszcze pozostało?
A może to już drugie albo trzecie pokolenie?
Moją edukacje na ten temat zakończyłem po przeczytaniu Jana Karskiego. Nie sądzę by powstała kiedykolwiek bardziej wiarygodna relacja z tamtego okresu.
Ten typ tak ma, już wieszcze o tym ?pisały?, iż to naród wybrany.
Opowiem wam dowcip uslyszany w Rumunii. Swego czasu Stworca postanowil, ze bedzie mial Narod Wybrany. Najpierw zaproponowal Rumunom: chcecie byc moim narodem wybranym? Hmm… zastanowili sie Rumuni. A sa jakies warunki?- zapytali. No, musicie przestrzegac przykazania. Jakiego? Nie kradnij! O nie, to dziekujemy – odpowiedzieli Rumuni. Zwrocil sie wiec do Francuzow – chcecie wy byc moim narodem wybranym? No, czemu nie. Jakies warunki? – Jedno przykazanie – nie cudzoloz! Oh non, merci – zrezygnowali Francuzi. Bog zwrocil sie wiec do Zydow. Na pytanie o warunki odpowiedzial – przykazanie. A ile kosztuje? – zapytali Zydzi. Nic – odpowiedzial Pan. No to bierzemy dziesiec!
Misiu2, twoja oferta ma jeden feler, nie przewiduje dzwonienia do Helwecji 🙂
Alicjo, wlasnie czytam w pewnym czasopismie odpowiedz na pytanie z serii „Wypada, nie wypada” . Pytanie brzmi: Czy maz moze powiedziec zonie wyciagajacej go na zakupy, ze w zasadzie juz wszystko maja?
Odpowiedz: Oczywiscie, ze nie! Bo skad on tez ma to wiedziec? Tylko dlatego, ze ona ma w szafie ubrania na najblizszych 5 lat? To nic nie znaczy.Kobiety mierza swoja garderobe nie iloscia sztuk w szafie, a iloscia sztuk jeszcze nie noszonych. A poniewaz tych bywa niewiele lub zadne, stad slynny okrzyk: Ja nie mam co na siebie wlozyc! Podczas gdy panowie swoja garderobe moga znosic (i powinni!), nie jest to rozwiazanie dla swiatowej kobiety. I dziwnym trafem, choc wie, ze mezczyzna na niczym sie nie zna i jest na zakupach kula u nogi, chce go miec mimo wszystko przy sobie. Madry mezczyzna odpowiada skromnie: Idz lepiej sama, bedziesz miala wiecej czasu i spokoju. Alicjo, masz madrego chlopa 🙂
Nemo
Do Helwecji dzwoni się jak do wszystkich krajów Unii czyli 7 groszy netto + Vat
Ale na liscie krajow jej nie ma, a pelny cennik mi sie nie otwiera ;(
A ja tam używam Skajpa od lat, a jak ktoś nie ma komputra, to dzwonię skajpem na telefon stacjonarny i gadam bez patrzenia na licznik. Drobne centy w kieszeni. Chyba porównywalne z tym co Miś podaje, jeśli nie lepsze. A większość moich znajomych i rodzina mają komputery, więc można kłapać darmo.
Nemo, jeśli chodzi o zakupy, ja jestem ostatnia i idę kupić rzecz wtedy, kiedy naprawdę potrzebuję. Pan J. mnie zna z tej strony i wie, że nie musi mnie trzymać na wodzy, czasami ja durna mam wątpliwości, a on powiada – a kup, czemu nie! Jestem tak zwana „low maintenance” żona. Nie wymagajaca, po prostu. I głupio byłoby się na starość zmienić, to by dopiero Jerz na mnie spojrzał i podejrzewał, że co to z babą się wyrabia… 🙂
Perfumy ostatnio kupowałam lecąc z Polski, w strefie bezcłowej, a to było 4 lata temu. Chyba jednak jestem nienormalna? Flacha wystarcza mi na lata i używam zdziebko, i nie na codzień. Przypomniała mi sie taka polska reklama „podaruj sobie odrobinę luksusu”. No to sobie podarowałam dzisiaj „Chance by Chanel”.
Pan J. się napawa swoim Armanim i powiada, że dobry wybór. To mnie sie ma podobać! A nie jakieś szaleńcze „duchi”. To jest orzezwiające, z nutką cytrusową.
O diabli, a o jedzeniu nic!
Już nadaję: zrobiłam dwie sałaty z poprzedniego wideo Gospodarza, rukolę po raz pierwszy, bo pan J. do rukoli podchodzi jak kot do jeża (Jerza?!). Chyba rodzynki dają to, co jemu brakowało, kupiłam kalifornijskie złote rodzynki. Do tego chleb z oliwkami i ciabatta. Cały dzień spędziliśmy na sałatach i owocach i brzuchy nam pękają. Pan J. zaraz leci po rose wino, bo przecież trzeba to wszystko czymś popić. Może kalifornijski zinfandel?
Mis 2
PYRA pisala o koszcie z US do Polski i ja tak skomentowalem z tym, ze pomylilem sie, koszt jest $0.095 za minute. Ceny hamburgerow zaleza od wagi wolowiny i miejsca gdzie je sprzedaja. N.p. „Old style double bacon” cwierc funta w Wendeys jest bodajze $2.62, ale moga byc drozsze. Pyra pisze, ze rozmowa byla 40 minut. Wyglada na to, ze rozmowca Pyry mial racje, a ja wyszedlem na chipmunka czyli mola. Pisalem przecie, ze sa wredne. Pieknie dziekuje za numer telefonu. Jak mnie przycisna kulinarne watpliwosci skorzystam. Pozdrowienia.
Okoniu,
ja Cię bardzo przepraszam, ale chipmunki to nie mole (krety), i nie są wredne, ja je bardzo lubię i dzielę się z nimi, czym chata bogata.
Mieszkam na pół w lesie, nie mogę narzekać. Trzeba się dzielić z żywiołą. Pominęłam Twój poprzedni wpis o tym, jak to sie rozprawiałeś ze zwierzem. Ja bym tak nie potrafiła. Ja żyję, zwierzatko żyje – i tak powinno być.
Kochani Blogowicze,
przede wszystkim Pyra: Pyrlandia jest urocza, przejechalam ja wzdluz i wszerz w ciagu ostatnich dwoch tygodni…
Rozowe wina tylko jesli nie ma nic lepszego na podoredziu, Panie Gospodarzu…
Desery dekadencko wiedenskie znalazlam w Bremie na rynku…
Pozdrawiam.
a.
Drogi Okoniu
Tak czy siak dzięki rozwojowi techniki świat staje się coraz mniejszy i komunikacja między ludźmi coraz łatwiejsza. Kto by kiedyś pomyślał ,że siedząc na drugim końcu świata można rozmawiać i wymieniać opinie nic za to nie płacąc. W mojej opcji dzwoni się za darmo do wszystkich posiadających telefony w protokole VOIp. Ja mieszkając w Ostrołęce mam dwa numery w tym warszawski dla znajomych i klientów by było dla nich taniej gdy dzwonią do mnie. Można też mieć polski numer z dowolnego miasta mieszkając w dowolnym miejscu na świecie. To się porobiło.
Jedyne zwierzątka które zwalczam a raczej jestem zmuszony to myszy które na jesieni włażą do mojego domu i nie chcę dzielić się z nimi zapasami na zimę 🙂
Pozdrawiam i życzę dobrego dnia .
Moi drodzy !
Arkadiuszowi donosze, ze nie wiem czy jak nie bedzie czego odebrac to beda wsadzac. Z drugiej jednak strony moze zrobia oficera. Nie matura. Fahrenheit wymyslil swoja skale dla Gdanska, gdzie mieszal w dzielnicy Wrzeszcz, dawniej Laut, zeby bylo troche cieplej. Od starych Gdanszczan slyszalem, ze przed wojna, tylko nie wiem ktora, podpadnietych urzednikow panstwowych niejako zsylano do Gdanska na lat 5 na wychowanie. Na otarcie lez dawano im do dyspozycji te skale Fahrenheita zeby im bylo cieplej. Przemieszkalem w Gdansku rowne 25 lat i nic nie bylo w stanie mnie wychowac chociaz czasami bylo za zimno a potem goraco.
Jesli zas chodzi o klimat alpejski to jest on po prostu stabilnie niestabilny i nigdy nie wiadomo co sie przytrafi w ciagu nastepnej pol godziny. Dlatego u nas jest klimatyczna dziura i wszystko zalezy skad wiatr zawieje.
Za chwile jade na zakupy. Dokad, na Wegry oczywiscie. Mam zadanie kupienia autentycznego salami. Dylemat tylko ktorej firmy. Najbardzie znane sa dwie marki Herz i Pick. Jedna firma z Budapesztu, drug z Szeged, na poludniu. Konkurencja od niepamietnych czasow. Tak sterannie chronia przed soba sekrety produkcji, ze dla mnie obydwa gatunki maja identyczny smak. Salami ma wielka zalete, mozna dlugo przechowywac bez lodiwki a im starsze, tym lepsze.
Ze smakami zawsze mialem klopoty. Nie nauczylem sie rozrozniac smaku Coca-Coli i Pepsi-Coli. Dlatego na wszelki wypadek pijam wode mineralna. To samo jest z kefirem Kaukaskim, ktory w zyciu Kaukazu nie widzial a kazdy gatunek jest dla mnie identyczny w smaku. Roznia sie tylko opakowaniem.
Jezeli zas chodzi o moja kocia przyjaciolke Muli to ostatnio pija mleko tylko prosto od krowy przynoszone w autentycznej, zabytkowej, emalowanej bance.
Drogi Mis 2. Zamiast zwalczac myszy radze zafundowac sobie wiekszy klopot w postaci lownej kotki. Zapewniam, ze od czasu otrzymasz od niej prezent w postaci swiezo zlowionego zwiezecia. Ja dostaje regularnie.
Pieknego weekendu zycze.
Pan Lulek
Lulku
Jak wiesz albo się jest miłośnikiem ptaków albo kotów. Próbowałem kiedyś pogodzić obie pasje ale zostały mi pióra po kanarku rozwłóczone po całym domu i dziwnie zadowolonego kota. Wolę mieć ptaki śpiewające w ogrodzie i myszy w domu jesienią .
Chipmunki maja pchly, a te moga miec dzume (pest). W USA bylo juz kilka przypadkow zarazenia ludzi (Utah, Arizona), wiec nie glaskac! Oczywiscie kanadyjskie sa wyjatkiem 🙂
Mam doswiadczenie z namolnym zwierzatkiem, towarzyszacym mi krok w krok w dlugiej wedrowce przez Bryce Canyon. Odczepilo sie dopiero po uzyskaniu pol obwarzanka z cukrem. Nie moglo go udzwignac, wiec zostalo z tylu 🙂
Ja tez uzywam skypa (od 2 lat) do telefonowania do Polski (komputery i tel. stacjonarne) i moje rachunki za normalny telefon dostaje co 3 miesiace. Sa tak niskie, ze czesciej nie oplaca sie ich wysylac. Skype ma te wade, ze jak za darmo, to ludzie nie przestaja gadac, a przeciez czas to tez pieniadz.
„czas to tez pieniadz”
Naprawdę?
Misiu, potrzeba roztropności.
Masz pretensję, że lis porwał kurę, jak go zamknąłeś w kurniku?
Chyba nie do lisa powinieneś mieć pretensję i niechęć.
Tak te zwierzęta zostały stworzone i Twoje eksperymenta tego nie zmienią. 😀
Naprawde 🙂 Nie tylko pieniadz jest money.
Nie o to mi chodziło! 😀
Mt 7
Kot był sprytniejszy 🙂
Zdziczałe koty są naprawdę grożne dla ptaków i ich piskląt. Sieją spustoszenia w gniazdach i jesteśmy za to odpowiedzialni. Najpierw jest taki ładny kotek i przytulanka , a potem tabuny kotów w piwnicach bloków i na działkach. Piszę o tym bo uważam ,że kwestią odpowiedzialności jest hodowanie zwierząt przez człowieka . Jesteśmy odpowiedzialni za to co oswoiliśmy.
Dzikich zwierząt się nie dokarmia > i odpowiedzialni niech będą ci, którzy tak czynią. Żadnej grupowej odpowiedzialności.
Grupowa jest tylko histeria, panika i strach w USA. Bija wszystkich o głowę, a może i dwie.
Już nawet na opakowaniach do wody mineralnej pojawił się napis „fat and cholesterol free”.
Brak cholesterolu doprowadzić może do udaru mózgu.
U mnie pada, a ze internet prawdę ci powie, jestem w dobrym nastroju. Od 13 surfuje po wodzie.
@Pan Lulek,
Proszę nie prowokuj z tym donoszeniem do mnie, twórca hymnu narodowego pisał o tym zjawisku bardzo wyraziście. Mogę to przytoczyć na pańska odpowiedzialność. Mam tu na myśli Hoffmanna von Fallerslebena.
@Alicjo,
Gdybym go miał bym się już dawno podzielił. Jak mam to zawsze daję bakszysz. Być może blogowicze nam pomogą, a może Pan Gospodarz odszuka cos na ten temat? Jest nas już dwoje do pieczenia ciasteczek.
Mis 2 !
Z myszami latwiej sobie poradzic. Gorzej ze slimakami. Pisalem juz, ze moja sasiadka podrzucila mi do ogrodka mame kaczke i dwa kaczory a sama wyjechala na Hawaje. Chyba nie po kolejnego meza. Rodzina kacza doprowadzila ogrodek pod wzgledem slimaczym tak do porzadku, ze zaczalem je dokarmiac krowim jedzeniem, ktore otrzymuje darmo przy okazji zakupu swiezego mleka. Dobrze, ze sasiadka ma corke w wieku przedszkolym ktora wypija te reszte mleka jakiej nie da rady kotka. W ten sposob nic sie nie marnuje. Najgorzej na tym wychodza slimaki bo codziennie z rana po ptasim koncercie, kacze towarzystwo przeprowadza lustracje terytorium i zalatwia cala slimacza opozycje ktora nieswiadoma niebezpieczenstwa wdarla sie w nocy po ciemku od sasiadow. Zakaska jest trawa nie koszona od miesiaca. Oszczednosc na paliwie do kosiarki.
Wrocilem z Wegier, bo to jak kamieniem rzucil. Chyba podjalem sluszna decyzje kupujac na wszelki wypadek obydwa gatunki salami. Cena prawie identyczna. Ostra konkurencja, rynek.
Powoli, ale systematycznie, rozszerza sie asortyment polskich towarow. Nie ustepuja innym pod zadnym wzgledem. To cieszy.
Przyjemnego dalszego weekendowego ciagu. Jutro w niedziele, jesli bede przy wenie napisze Wam jak to moj dziadek kapywal damy w szampanie.
Podobno czasami odnosil nawet sukcesy.
Ciao
Pan Lulek
Ze ślimaków to u mnie tylko piękne winniczki ,na szczęście dla nich nikt ich nie zbiera i nie konsumuje. Zdarzają się giganty, piętnaście takich i kolacja dla dwojga 🙂 Dziś na trawniku zobserwowałem małe kopczyki z ziemi . Czyżby turkuć podjadek ?
@Arkadius. Trafiłeś, ja mam takie samo wrażenie. Tylko idiota by podejrzewał, że w czystej wodzie może być tłuszcz. No ale tutaj tak mają. Ciekawam, jak to jest z tą diet coke, napisano tam, że „0 calories”, a mnie się nie chce wierzyć, bo dla mnie to nadal lepka od słodyczy ciecz. Czary-mary? A sztuczny słodzik, ten aspertime czy jak-mu-tam, nie ma jednej kalorii?
Co do dokarmiania, przez rozum – racja, a przez serce… no jak tu nie dać czegoś, kiedy tak ładnie prosi?! Przy okazji, Nemo, kontakt „cielesny” jest prawie żaden, tyle, co czasami w palcach się trzyma orzeszka i wtedy następuje „przeciaganie liny”, bo chippie ciagnie z jednej strony, a my ciągniemy w drugą, dla zabawy. One nie są tak oswojone, żeby dały się głaskać, dla jedzenia zrobią wszystko, ale natychmiast odskakują na bezpieczna odległość, jak uzyskają swoje. Te gryzonie, podobnie jak wiewióry, a i skunksy, nasze świstaki i tak dalej, roznoszą wściekliznę. Dlatego ja się w kontakty cielesne nie wdaję i też utrzymuję bezpieczną odległość. Z tym, że wściekliznę u zwierząt nawet dzikich wyłapuje się tu bardzo szybko. Parę dobrych lat temu była w okolicy, od razu w mediach szum, żeby uważać itd. I zdaje się że jakąś szczepionkę rozrzucano po okolicznych lasach.
Miłej soboty życzę wszystkim!
Spacery po plaży maja cos w sobie, po surfingu będą u mnie pływać.
To te od 1_ i na back do 3_
http://s200.photobucket.com/albums/aa179/arkadius_album/?action=view¤t=1_to_nic_szczegolnego.jpg
a teraz już na dechę, żadna rewelacja z tam wiatrem, ale zawsze coś.
ladnie Arkadiusz sobie dogadzasz, ze swinkopodobnych w sandacze, sprytni ci Twoi klusownicy, niech Ci wieje do woli
Pięknie witam w sobotnie popołudnie. Pisałam już rano, ale za czorta nie dało się niczego wysłać. Mam do P.T. Obywatelstwa sprawę ekstraordynaryjną : czy termin spotkania 22-23 września wszystkim odpowiada? To ostatni dzień lata i pierwszy jesieni. Pogoda zazwyczaj dobra, a w domkach są kominki. A teraz szczegóły :
1. Czy pp B. i P. Adamczewscy zaszczycą nasze spotkanie swoją obecnością?
2. Dotąd nie zdeklarowała się nasza Helena – przyjedzie, czy wybiera światowe życie? Ana też dotąd milczy.
Wiadomo, że Alicja, Wojtek i kto tam jeszcze liczy się x 2; a reszta?
3. Czy rezerwować tylko jeden nocleg (sobota) czy dwa (piątek, sobota). Moim zdaniem z piątkiem byłoby lepiej, wygodniej. Wtedy w sobotę można zwiedzić zamki w Kórniku i Rogalinie (przy okazji kupić sobie reprinty Biblioteki Kórnickiej) arboretum kórnickie, dęby rogalińskie, wieczorem urządzić sobie przyjątko i nocne rodakóaw rozmowy, a w niedzielę zakończyć imprezę obiadem pożegnalnym w nieodległym zajeździe (b.dobra kuchnia twierdzi moja córcia). i rozjechać się, ewentualnie możemy jeszcze po obiedzie chętnym pokazać po łebkach Poznań. Centrum i Stare Misato są malutkie i dużo czasu to nie zajmie – chyba, że koncerty niedzielne w katedrze i farze kogoś zwabią, albo przedstawienia plenerowe. Nie wiem jak to czasowo urządzić, bo pewnie p. Ewa Wojtkowa chciałaby odwiedzić palmiarnię (największa i najstarsza w Polsce) i ogród botaniczny AR Czemu kobieta nie ma mieć przyjemności? Niech ją mąż zabierze.
Przemyślcie proszę sobie to wszystko i w następną niedzielę proszę o wiążące decyzje. Ja z kolei przygotuję całkowitą kalkulację cenową. Może tak być?
Pyro, moze ale czy nie lepiej alternatywnie przynajmniej dla niektorych na trzy dni. Zeby wykacowac. Mnie, jako choremu na przewlekla abstynencje nie grozi skutek biesiadowania, ale ode mnie jest kawal drogi a po drodze co najmniej w jedna strone moga byc przeszkody.
Gdybym zabral kogos kto nie bloguje, to czy ja bede spal na slomiance, czy znajdzie sie jakis kacik. Chociaz brzmi to prostacko ale pozwole sobie wspomniec, ze istnieje potrawa zwana nalesniki.
potwierdzam termin od 22 wrzesnia A.D. 2007.
Pan Lulek
P.Lulek – no toż właśnie chodzi o ilość noclegów. To są dwupokojowe domeczki. Nie możemy sobie kupić -powiedzmy – jednego miejsca. Kupujemy domek i wtedy albo dobieramy się w 4 osoby, albo ktoś może zafundowAĆ SOBIE CAŁOŚĆ I TARZAĆ SIĘ NA KILKU TAPCZANACH..Przepraszam, znowu bok palca. W poniedziałek będę wiedziała więcej, bo porozmawiam z kierownictwem. Kuchnie w domkach są wyposażone w lodówki, gary itp, w samym Kórniku jest kilka knajp (dość różnych) natomiast parę ciekawych w okolicach. Do Poznania równe 20 km do Rogalina 7, w Rogalinie też jedna b.dobra restauracja. Rzecz w tym, że lepiej to zrobić wszystko tanim kosztem, bo inaczej może nam towarzystwo przeczepać.
Alicjo,
Tak, chipmunk to co innego niz mole, gopher, vole i reszta „podgryzaczy”. Znajomy mysliwy powyjasnial mi z grubsza roznice, kiedy musialem je tepic. Przy Twoim przyjaznym traktowaniu tej zgrai wychodze na okrutnika extermiste, ale co robic kiedy zadbane trawniki i flower beds zamieniaja sie w pobojowisko ? Wiewiory trzeba dodac. Mlody i naiwny, przed laty zaplantowalem ok. 600 bulbs (bulwy ?), krokusy, tulipany, przebisniegi, zonkile i co tam jeszcze sie puszcza kolorem przy ociepleniu i potem patrzylem jak rosly kopczyki po molach a wiewiory wydlubywaly bulb after bulb i odnosily „do spizarni”. Z mojej ciezkiej kilkudniowej pracy jesienia, zostalo moze 30% co wyroslo. Pulapki, repellanty, pneumatyczny karabinek przyprawialy te bande o smiech i dalej ryly. Potem co roku pol dnia swieczki w ich tunele, a pol z pneumatic gun. Po kilku latach pozbylem sie „gosci” na zawsze. Nawet karmiki dla ptaszkow byly puste, bo wabily wiewiory. Serce mi sie krajalo kiedy trzeba bylo „zdjac” wiewiorke, ale co mialem robic ? Za to teraz jest spokoj. Tak, ze wybaczcie okrucienstwo, czasem zwierzatka wlaza czlowiekowi na glowe. Kaczki Pana Lulka tez niby pomagaja, ale co robia z trawa ? Znam ten bol. Gesi i kaczki malo, ze co rano budza swoim wrzaskiem, a jeszcze okladaja trawe przy wodzie „zasranstwem”, ze przejsc nie mozna. Strzelac ich nie moge i cierpie. Jelenie i sarny wygladaja przepieknie,ale dra kore z japonskich wisni, red butt i innych drzew. Raccoons’ hobby to podkladanie sie pod samochod wszedzie i zawsze, a bylo ze zalozyly sobie gospodarstwo na strychu i technik z pest controll wygarnal mamuske i piec malych. Z zastawionej klatki-pulapki kolo smietnika wyciagnal rano dwa male i kota z sasiedztwa. Skunk (tchorz ?) byl tylko raz i wysiedlil nas do hotelu na dwa dni, zeby technik ododorowal taras i przyleglosci. Pajaki zywcem by czlowieka zezarly, gdyby nie co miesieczne spryskiwanie w srodku i na zewnatrz (lodka co drugi dzien), a termity wystawily rachunek na $1600 za „stations” wokol domu przez poltora roku. Kominka na drewno mi sie zachcialo. Z zainteresowaniem i podziwem patrzylem na ogrod Pana Wojtka z Przytoka i myslalem ile ciezkiej pracy(i zlotowek) musi go kosztowac ciagla obrona przed inwazja tych milutkich zwierzatek i parazytow. Nareszcie sie wyzalilem, tutaj nikt nie chce o tym sluchac – kup sobie condo, mowia. Do tego przyjdzie. Dziekuje za cierpliwosc, jesli doczytaliscie do konca. Wiecej nie bede. Serdecznie pozdrawiam.
Droga Pyro,
jeden nocleg napewno, co do drugiego, to musze przekonsultowac. Konsultobiorczyni jest w innym kraju i nie moge jej chwilowo dorwac. Zeby z Ciebie nie zrobic baby przy garach proponuje wszystko zamowic z dostawa na miejsce. Zreszta Ty napewno wiesz najlepiej. Zdaje sie na Twoje propozycje.
Pan Lakomczuch Lulek.
Boziu, Boziu – miało być oczywiście „przetrzepać” To jest tak, kiedey się sylabizuje w myśli – pisze się wtedy fonetycznie.Ej Heleno – jak nie będziesz grzeczną dziewczynką, to Cię postraszę tak, jak kiedyś Ania Lenę straszyła : „Bo będę na Ciebie mówiła Helcia”. No i co powiesz? Też bym tłukła w gębę, gdyby kto na mnie Helcia mówił.
Drogi Okoniu, a gdziez ty mieszkasz, ze tam taka glusza i krety, szopy i wiewiorki wchodza ci na glowe? Czy tam nie ma tradycji jadania wiewiorek? Elvis je jadal i jak potem pieknie spiewal! 🙂 A te pajaki to czarne wdowy? A co z wezami? Czy jestes juz w wieku, zeby sobie kupic condo na Florydzie i trailer, aby tam dojechac na zime i czekac na kolejny cyklon znad Atlantyku?
Alicjo, strzez sie wscieklych chipmunkow! 🙂 Szwajcaria juz od lat jest wolna od wscieklizny i zlikwidowano nawet obowiazek szczepienia psow. W latach 80-tych przeprowadzono skuteczna akcje szczepienia lisow przez rozrzucenie przynet (kurze lby) ze szczepionka, w sasiednich krajach rowniez, i wscieklizna przestala byc tematem. Natomiast moim znajomym w Niemczech, niedaleko Kolonii, wsciekly lis z sasiedniego lasu wszedl przez taras do salonu, usiadl na kanapie i zaczal warczec na domownikow. Dopiero policja i weterynarz zabrali go ze soba. Ze zwierzakami nie ma zartow. Nawet spokojne krowy potrafia sie wnerwic i zatratowac na smierc niegrzecznych turystow. Dobrze, ze Pan Lulek dostal tylko kaczki na przechowanie, a nie jakiegos wscieklego indora – moj postrach w dziecinstwie.
Pyro, moje jesienne wakacje zaczynaja sie 30 wrzesnia, a 6 pazdziernika musze byc w Rumunii na weselu. Szkoda, bo spotkanie zapowiada sie obiecujaco.
Okoniu – przykro mi ogromnie, aleś Waćpan kilka niezgorszych głupot nawypisywał. Jakże można porównywać ogród w płn Europie (54 st.szer.pln) z buchającą zielenią strefy subtropikalnej. Wojtek może swoje trawniki kosić co 10 dni, a nasze wiewiórki cebul kwiatowych nie wyjadają. Termity to też nie nasz kłopot. Jedynym dokuczliwym stworzeniem w ogrodzie (ale pożytecznym) są krety W Polsce od lat rozrzuca się z samolotów szczepionkę p/wściekliźnie ale są uboczne, niepożądane efekty – lisy się rozmnożyły i niemal zupełnie wytrzebiły zające, kuropatwy itp drobiazg. Na dodatek z Białorusi i Ukrainy przełażą zwierzaki nieszczepione, wściekłe jenoty (nowość w Europie, przyszły z Syberii) i ogniska wścieklizny co i raz się odnawiają., Osobiście nie znoszę wszelakich much, gzów, komarów, ale można już dzisiaj przed nimi dom ochronić – nawet bez chemii. Na wsi jednak koty są koniecznością w gospodarstwie. Zresztą lepsze koty, niż trucizny i pułapki. Oczywiście w takim półleśnym ogrodzie jaki ma Alicja czy Miś 2 z uwagi na ptasi drobiazg, trzeba polubić myszy. Tertium non datur.
Pyro,
doskonały pomysł z piątkiem/sobotą, a kto chce dłużej, może Ci dać cynk. Czy wyprawa wrześniowa dojrze do skutku – pewności nie mam, ale tak samo pewności nie mam, czy dożyję jutra. A więc wpisuj mnie z Jerzorem, termin mi bardzo dopowiada z tych luznych planów, jak ta nasza wyprawa do Polski ma wyglądać.
Coś Wam powiem, wrzesień nigdy mnie nie zawiódł pod względem pogody i dlatego tradycyjnie wrzesień, kiedy jedziemy do Polski, chyba że z powodu tzw. wydarzeń losowych trzeba lecieć jak stał, z dnia na dzień. A Gospodarz to mus, żeby z Panią Barbarą się zjawił!!!
Okoniu,
wbrew pozorom, ja Cię dobrze rozumiem. Kupiliśmy chałupkę, zaszalałam, och, to ja tu sobie tulipanów nasadzę, żonkile i takie inne, jak pięknie będzie wiosną! Zakupiłam, i pamiętam ile, 300 cebulek tulipanów i z 200 żonkili. Nasadziłam. Zostały z tego ilości szczątkowe, a część wyrosła w lesie za domem albo na mojej górce, gdzie bynajmniej nie chciałam „cywilizowanych” kwiatów wsadzać. Dałam sobie spokójpo roku. A niech rośnie, co chce i gdzie chce, jednak mimo wszystko jest fajnie mieszkać na granicy z lasem, i nie ma co ze zwierzem walczyć, trzeba sie pogodzić. Wyklinam na te szpaki, co zeżarły mi zielone porzeczki, ale na przyszły rok się zabezpieczę. A maliny (kwitną) już zabezpieczyłam dyskietkami i ciekawa jestem, czy to będzie dostatecznym strachem na szpaki. Trzeba sie dzielić terenem ze zwierzem i iść na jakiś kompromis 🙂
Ale to nie wyklucza, że jeszcze nieraz pewnie zaklnę pod adresem….
to ja tez Wam o ” Chipmunku”, a do tego z polskim akcentem, tak nazwal w 1945r. samolot szkoleniowy swojego konceptu niejaki Wsiewolod Jakimiuk, Polak ur. w Wilnie prawdopodobnie z kanadyjskiej inspiracji, gdzie los wojenny go rzucil, po wojnie wrocil do Francji, gdzie pozniej juz uczestniczyl w konstrukcji m.in. Concorde’u, fote samolociku przesylam Alicji, jak widac gzie sie czlek nie ruszy, to jak nie Polak, to chipmunk,
udanej niedzieli
Pyro, konsultuj nadal.
Z Polski do Rumunii jest tylko kawalek. Albo skok samolotem, albo samochodem przez Slowacje, Wegry, dalej Siedmiogrod i gdzie oczy poniosa. Drogi w Rumunii poprawily sie ostatnio. Na Wegrzech sa juz znakomite.
Pytalem ostatnio mojego przyjaciela ktory jest zakonnikiem, czy jego tez oficjalnie obowiazuje celibat. Nie umial dac wyczerpujacej, jasnej odpowiedzi. Krecil. Na pewno jednak niema ograniczen w rozkoszach stolu. Cholera, moze by tak wstapic do takiego koedukacyjnego, jezeli takowe istnieja. Moze ktos wie.
O kapaniu dam w szampanie nie wczesniej jak jutro. Na poczatek podam tylko ze z tych przyjemnosci znany byl, do dzis istniejacy, Hotel Astoria w
St. Petersburgu kolo Isakijewskiego Soboru i niedaleko gmachu Admiralicji.
Jednak co kocie w domu, to kocie. Mowie o mojej kotce Muli.
Pan Lulek
http://alicja.homelinux.com/news/Chipmunk.jpg
Prawie jak Wilga 🙂
no nawet bardzo prawie, ale lata(l) tez
No dobra, uroda na twarz rzucona, lecim na wesele! Nie wilgą, ani chipmunkiem, a starą toyotą. Byle zawiozła na miejsce – i z powrotem 🙂
Pyro droga,
to mile,ze pamietalas o mnie! Niestety nie bede mogla z Wami sie spotkac.
Jesli nic nie stanie na przeszkodzie,w Polsce bedziemy w sierpniu.A na dodatek jedziemy dalej na polnoc.
W Poznaniu bywalam czesto,dzieckiem bedac.Moja mama i babcia pochodza z poznanskiego i cala wojne spedzily w „pyrolandzie”
Bede oczami wyobrazni sledzic wasze poczynania,oczywiscie kulinarne i kulturalne i juz teraz zycze wszystkiego naj…………. 😀
Pozdrawiam.
A nie uwierzysz, Pyro, ze moje „domowe” imie jest Lena. Tak zawsze mowili do mnie rodzice i pare osob najblizszych.
Jesli chodzi o wrzesien – bardzo kuszace, ale nie jestem w stanie jeszcze powiedziec, gdyz pare rzeczy musi sie u mnie „rozwiazac”. Bede nieco lepiej wiedziala juz za pare dni. POzdrawiam zanim mi znowu komputer wysiadzie.
Miły G. Okoń,
Jak żeś wszedł w te wrony, to kracz jak i one.
A jak wpadniesz w moje sieci
To surfista cię tu wlepi.
http://s200.photobucket.com/albums/aa179/arkadius_album/?action=view¤t=Bild7.jpg
jutro tez jest dzień, dla innych noc, do jutra i dobrej nocy-
arkadius
Pyro droga,
ja nie mieszkam w subtropiku. Strefa subtropical zaczyna sie na poludnie od Key West na Florydzie. Dlatego n.p. palmy nigdy tu naturalnie nie rosly, a wszystkie sa sprowadzone. Zielen tez tam nie „bucha” jesli nie ma dobrego nawodnienia. Trawniki trzeba rznac raz w tygodniu a krzewy ozdobne raz w miesiacu (widzialem pieknie „podgolone” u p.Wojtka). Zastanawialem sie przy dyskusji o malej sarence (sarniaku) i innych, ze mozecie/nie boicie sie je glaskac i brac do domu. Tu jest zakazane. Nikt nie dotknie. Widzialem polujacych na wiewiorki, potem jedza, ale nie probowalem. Sasiad za to poluje na sarny i jelenie u siebie, potem je oddaje do sprawienia, a mieso trzyma na steki przez cala zime – venisson. Much nima, bo klimatyzacja, a komarami bardzo efektywnie zajmuja sie nietoperze. Tyle by bylo o tem inwentarzu.
Alicjo – dziekuje za zrozumienie. Przy lesie, nawet w lesie, jest bardzo fajnie, ale las Ci wlazi wszedzie i bez przerwy. Na chwile odpuscisz i zarosnie wszystko. Condo na starosc. Twoja idea z dyskietkami jest warta patentu, natychmiast wykorzystam ! Wiosna mam utrapienie z ptakami „cardinal”. Bezczelne, przepedzaja inne ptaki od karmikow. Wczesna wiosna, kiedy slonce rano odbija sie w szybach, atakuja wlasne odbicie. Taki wariat moze tluc w szybe non stop przez godzine, dopoki slonce sie nie przesunie. Tlucze, tlucze az pada prawie martwy na ziemie. Sowy, wrony, hawki i inne drapiezne z plastiku nie ostraszaja. Na pewno sprobuje dyskietek. Brzmi sensownie.
Nemo,
w tym rzecz, zeby bylo pol godziny do miasta po highway, a wokol glusza. To nie Arizona, albo New Mexico z wezami, skorpionami i innym paskudztwem. Czarna wdowa moze sie trafic, ale glownie w opowiadaniach sasiadow. Na trailer i Floryde kazdy wiek jest dobry jak sie
ma „kielbie/okonie we lbie”. Nie kupuje tego stylu. Sprzatania, reperacji, planowania, zaopatrzenia, jazdy trudnej dziesiec razy wiecej niz samej frajdy. A jak sie zlapie flat tire ? A jak sie wjedzie zle i trzeba cofac ? Sa maniacy i mieszkaja po campingach przez caly czas. Jeszcze sobie woza na doczepke maly samochodzik do lokalnych wypadow, albo motocykl. Pija piwo po campingach i spiewaja „God bless America”. Stracency woza ze soba „panienki”, a porzadni chodza, prowadzani przez wymalowana malzonke, na smyczy. Teraz jest trend na Arizona, nie na Florida, ktora mi nie grozi. Znowu sie rozpisalem. Serdecznie wszystkich pozdrawiam.
Arcadius,
Dziekuje. Nakrakalem juz dosc o trzebieniu biednych zwierzatek. Sport sobie wybrales szczegolny. Mlody bylem, i wysportowany bylem, na country cross jezdzilem, na nartach od dziecka, ale kiedy surfingu sprobowalem, po calym dniu udreki wynioslem tylko czarne obolale golenie, galon wody w brzuchu, posmiewisko calej plazy i mocne postanowienie – nigdy wiecej. Ja sie tego nigdy w zyciu nie naucze. Podziwiam. Dziekuje za uwage i pozdrawiam.
Powalony przez chorobę dopiero teraz tu zajrzałem…taka długa dyskusja, i w dodatku o winie, więc niech i ja swoje trzy grosze…
Ponieważ prawie wszystko już właściwie zostało powiedziane na temat win różowych, to nic nie będę się mądrzył, tylko podzielę tym, com jeszcze wygrzebał w sieci.
A poszukałem np. informacji o tym, czy rzeczywiście wina różowe powstają jedynie w procesie wczesnego oddzielenia moszczu od skórek winogron. Coś tliło mi się, że czytałem gdzieś kiedyś, że jest jeszcze jedna metoda. I właśnie, znalazłem – zwie się ona „saignee” i tym różni się od opisanej znakomicie przez Pana Piotra metody klasycznej, że produkcja różowego zachodzi niejako przy okazji produkcji klasycznego czerwonego.
Po prostu część moszczu jest odciągana od masy zgniecionych winogron i fermentowana osobno. W ten sposób intensyfikuje się smaki czerwonego i produkuje dobre różowe.
Co tyczy się złej sławy win rose – myślę, że swoją cegiełkę dołożyli też amerykanie; którzy od końca Prohibicji gdzieś tak do lat 80-tych rozpropagowali słodki produkt wino-podobny o nazwie White Zinfandel. Przez dobre trzydzieści-czterdzieści lat tanie, słodkie i bezkształtne „jug wine” to była podstawa amerykańskiego rynku winiarskiego.
Na szczęście od lat 70-tych jego konsumpcja spada, zaś rośnie win porządniejszych, w tym „prawdziwych” rose, często wytrawnych, ale delikatnych, owocowych, cudownie orzeźwiających…
Droga Pyro !
Tydzien sie konczy a zatem zgodnie z rozkazem melduje swoja obecnosc. Prosze o zarezerwowanie dla mnie siedliska na 2 osoby. Chce przyjechac w piatek 21 wrzesnia a wyjechac w poniedzialek 24 wrzesnia. W biezacym roku, z lenistwa, nie mialem ochoty nigdzie jechac na urlop. Bedzie to zatem cos w tym rodzaju. Jezeli nie zamelduje sie dostateczna liczba osob to tez chcialbym przyjechac. Moja konsultantke gdzies wcielo, zeby bylo weselej to w Polsce. Mam nadzieje, ze sie odnajdze. Tak czy tak chce przyjechac, nawet sam. Jesli bedzie ktos z Adamczestwa, najlepiej oboje, to niech wezma ze soba kilka swoich ksiazek i cos do pisania dedykacji. Ciebie zas, jesli wolno o cos prosic, to prosze o kupienie ksiazki wegierskiego pisarza Molnar pod tytulem ” Chlopcy z placu broni „. Ostatnio pisano o nim w Polityce. Wyobraz sobie, ze moja zona ktora byla wegierka wcale nie znala tego autora no i oczywiscie tej ksiazki. Takie byly czasy. Ta ksiazka byla kiedys moja ulubiona lektura.
Jesli trzeba bedzie dokonac przedplaty to podaj mi z banku numer IBAN i SWIFT, oni beda wiedzieli o co chodzi. Wtedy przelew trwa kilka minut i nic nie kosztuje. Przy wysylaniu tych danych sprawdz dwa razy bo to jest nieprawdopodobna kombinacja liczb i liter. Nazwe wlasciciela konta oczywiscie tez. Przepraszam, ze nudze ale djabel siedzi w szczegolach.
W oczekiwaniu na dalsze rozkazy kresle sie
Pan Lulek ( nazwisko i adres znane redakcji )
Z porannego spaceru zwykłem nie powracać z pustymi rękoma,
http://s200.photobucket.com/albums/aa179/arkadius_album/?action=view¤t=O1_o_swicie_plywaja_klusownicy.jpg
to te na O1 do O4 na back
wszystkim życzę wspaniałej niedzieli.
Pani Lulkowa nie zna Nemeczka? To jest absolutnie niedopuszczalne. Koniecznie musi nadrobić ten poważny brak. Mam nadzieję, że Pyra nabędzie książkę.
Pozdrawiam wszystkich świątecznie. 🙂
@mt7
pierścienie Newtona to dodatkowa atrakcja /17 z 42 Pola /
G.Okonie!
Mam do Ciebie prywatną prośbę. Gdybyś był łaskaw nie używać amerykańskich wyrazów w swoich wpisach, byłbym bardzo wdzięczny. Nie jestem angielskojęzyczny i części nie rozumiem, a przecież – tak przypuszczam – wszystkie te wyrazy mają swoje odpowiedniki w polszczyźnie.
Panie Lulku!
Tak znowu prywatnie. Ta książka jest taka smutna, czy warto wprowadzać taki nastrój? Może lepiej kupić płytę „Chłopców z Placu Broni”?
Tu Pyra młodsza do Pana Lulka
Drogi Panie po co tak kombinowac z kupnem książki. Może Pan bezpośrednio ją kupić w księgarni internetowej. Sprawdziłam od razu – w merlinie są dwie wersje – książkowa i na płytach CD. Pierwsza wersja kosztuje 17,5 PLN a druga 54PLN. Proszę sprawdzić na stronie
http://www.merlin.com.pl/frontend/browse/product/1,517543.html
Oczywiście koszty wysyłki będą ciut większe niż sama książka bo to na drugi koniec świata. Ale może Pan ją kupic bezpośrednio i jeszcze wybrać sobie wersję ;). Często kupuję sobie różne rzeczy przez Internet i jak dotąd nikt mnie nie oszukał.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich blogowiczów
mt 7,
Pani Lulkowa nie zyje, juz od roku. Kiedy zyla, to tez nie znala. Chlopcow z placu broni. Ona urodzila sie i wychowala w Budapeszcie. Tak to bylo w jej dziecinstwie i mlodych latach. W Polsce ta ksiazka byla chyba zawsze dostepna dlatego ja czytalem.
Mlodsza Pyro.
Wystarczy, ze trenowalem prenumerate Polityki z dostawa do Burgenlandii Poludniowej. Gdyby nie Protekcja Pana Gospodarza blogu, to pewnie nic by z tego nie wyszlo. Pierwszy otrzymany egzemplarz oprawilem w ramki i powiesilem na scianie. Za nastepne 50 lat Polityki bedzie on sprzedany za niebotyczna sume na aukcji w Londynie. Poza tym, daleko wieksza wartosc ma dla mnie osobista dedykacja Autorow byc moze poparta uscisnieciem spracowanej dloni anizeli nabycie cennego dziela droga kupna poprzez internet. Co autentyczne, to autentyczne. Prosze wziac na wzglad iz masz do czynienia z zabytkiem w sensie ludzkim oczywiscie.
Poza tym, przeciez ksiazki kucharskie sa do czytania a nie do gotowania na dokladke z waga i lupa albo spektrografem masowym w reku.
Jak na razie nie wiem czy moge przyjechac, czy nie.
Czekajac na decyzje klaniam sie.
Pan Lulek
Tu Pyra Młodsza. Rozumiem Pana Lulka i obiecuję że nabędę książeczkę dla Pana. Serdecznie pozdrawiam
Szanowni Blogowicze !
obiecywalem, ze dzisiaj napisze o mojej wiedzy na temat kapania dam w szampanie. Wybila mnie z nastroju Mloda Pyra. Zazdrosc czy co. Podam tylko, ze Hotel Astoria w Piotrogrodzie byl przewidziany przez Hitlera jako miejsca biesiady po zajeciu miasta. Podobno byly nawet wydrukowane zaproszenia. Dlatego okolica tego hotelu nie byla specjalnie ostrzeliwana. Na szczescie do tego nie doszlo. Opowiedziano mi te historie kiedy mialem zaszczyt, w moich studenckich czasach, byc tam podczes Sylwestrowej nocy.
Co sie odwlecze, to nie uciecze. Napisze jak dojrzeje.
Pan Lulek
Pan Piotr pisze:
Naszym zdaniem (to przemawiają moje kubeczki smakowe) wina różowe to napój sezonowy. Dokładnie rzecz ujmując – płyn na lato. W letnie upalne dni oraz wieczory nie ma nic lepszego niż bardzo zimny kielich (nie kieliszek a solidny kielich) rose, którym popija się przekąszane od niechcenia podsmażone i chrupiące krewetki, albo małże upieczone w skorupkach, albo nic nie jedząc tylko czytając subtelną poezje miłosną wznoszącą nasze dusze i ciała na wyżyny rozkoszy. I tyle.
Można też popijając różowe wino oglądać piękne fotografie Mony Kuhn
http://monakuhn.com/photographs.php
Drodzy Przyjaciele,
a zwłaszcza Droga Pyro,
oczywiście, że przyjedziemy na spotkanie do Kórnika. Prosimy o nocleg z soboty na niedzielę. I wiadomość czy, kiedy i gdzie przysłać zaliczkę lub nr karty. Mam nadzieję, że w realu bedzie jeszcze przyjemniej niż w wirtualu.
Arkadius, pierścienie Newtona są raczej tu:
http://picasaweb.google.co.uk/maria.tajchman/WarszawaWydarzeniaIInneCuda/photo#5077056042819828546 🙂
@Miś 2
Zgadza się, tyle tylko, ze ja zaraz wsiadam w bryczkę i jadę od siebie do siebie. A bez flaszki to tak jakoś nie bardzo sam wiesz. chyba ze spencer tunick
@mt7
A tam to co, plamka na oczku?
mt7 !
Przeciez to Warszawa. Trudno sie oderwac. Do tego poczatek Traktu Krolewskiego. Jak bys sie rozpedzil az do Wilanowa, to w Muzeum znalazbys namiot Kara Mustafy ktory to namiot wyslal z Wiednia dla Marysienki w 1683 roku Jan III Sobieski. Sam potem rozpedzil sie az na Balkany i wtedy tam zapanowal spokoj, na troche. Kolo tego muzeum jest wspaniala restauracja. Zapomnialem tylko nazwy. Ot taki poczatek Altzheimera.
Dziekuje
Pan Lulek
Arkadius,
A tam to co, plamka na oczku?
Nie wiiiym, może się wzruszył i zaparował, albo brudny paluch miałam. 😆
Do Pana Lulka:
Mam dużo zdjęć Warszawy, bo ja tu mieszkam.
Jeżeli ma Pan chęć, to mogę wkleić więcej zdjęć. 🙂
Pozdrawiam serdecznie.
EmTeSiódemecka (jak mówi na mnie Owczarek)
Dzień dobry z mojego wczesnego dość popołudnia.
Dzień wybitnie piwny – gorąco i duchota. Zywiec jak znalazł. Na obiad sałata, bo wczoraj na weselu nakarmili nas dostatecznie. Impreza była na podwórcu jednego z zespołów budynków uniwersyteckich, a z jedzenia miało być „skromne b-b-q”. Z picia czym bar bogaty, a tam było do wyboru, do koloru. U nas królował cabernet jednej z winiarni regionu Niagary, Jackson Triggs. Zdaje się, że nikt nie pił różowego.
Zabawa była do póznej nocy, wesołe wesele bez sztywnych ram i zbytniego formalizmu. Oto jadło:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Weselne_bbq/
Do wesela siostrzeńca trzy tygodnie . Podobno 07.07.2007 jest datą magiczną . Terminy zarezerwowane na rok z góry. Biegałem dziś z aparatem i ćwiczyłem kondycję 🙂
Niestety impreza rozpoczynająca Festiwal Metalu została przełożona na jutro. Orkiestra dęta zaproszona przez Jerzego Kalinę miała wypadek przed Warszawą i nie mogła dojechać na czas. Autobus zderzył się z autem osobowym.
Alicjo, mam nadzieje, ze bylo rownie smaczne, jak ladne,
chetnie tez zapisalbym sie u Pyry na zapodane daty, niestety, dla mnie jeszcze nieco wczesnie na konkretna decyzje, mimo ochoty ogromnej,
Arkadius, czasami nie bardzo lapie Twoje skroty, taki, juz teraz prawie starozytny, kiedys, napisal: wen der Dichters will verstehen, muss mit Dichter Lande gehen ( przepraszam za moj niemiecki zle nauczony i pewnie z bledami), gdybys zechcial byc bardziej opisowy, moze latwiej by mi bylo, wiem, ze wiatr Cie goni, a moze, to ja jestem za bardzo rozkojarzony, nie przejmuj sie jednak specjalnie, to tylko tak na marginesie,
spijcie cieplo
Sławku
Obiecanki , cacanki
Ciągle pamiętam o nagrodzie, ale nie miałem czasu bo remont i przeprowadzka. Już wkrótce …
Pyro, pobyt w Pyrlandii i okolicach zapowiada sie niezwykle ciekawie – bo to i Kornik, i deby Rogalinskie, i okoliczne restauracje, a przede wszystkim przeskok znad klawiatury do stolika z symaptycznym vis-?-vis.
Niestety Twoja Landia i moja Landia zbyt odlegle i mimo checi wielkich nie da rady Echidna wybrac sie w tak daleka podroz.
Nie badz skromna, Rynek w Poznaniu nie taki znowu maly – przed laty spedzilam w Poznaniu kilka miesiecy na tzw „delegac-i” (to nie literowka tak’smy to nazywali) i gdy tylko czasu „stalo” zwiedzalo sie to i owo. Zem mieszkala w hotelu, skazana bylam na restauracje, kanajpki, barki. I tu doznalam olsnienia – poznanskie bary mleczne. Czy nadal serwuja tak duzy, smaczny i tani wybor dan?
Alicjo – nie wiem czy dyskietki wyplosza nieproszonych gosci z Twego ogrodu, ale sprobuj nakrywac krzaki siatka plastikowa. Wyglada smiesznie lecz jest skuteczne. U nas mozna to nabyc „na metry” – w sezonie wiele drzew i krzakow owocowych przystraja sie w ten woal. W prywatnych ogrodkach (oczywiscie nie we wszystkich) kazda roslina posiada swe indywidualne ubranko, na plantacjach rozwiesza sie dach. Doskonala ochrona przed szpakami-niecnotami.
Pozdrawiam – wzywaja mnie do pracy
Echidna
Pyro, pobyt w Pyrlandii i okolicach zapowiada sie niezwykle ciekawie – bo to i Kornik, i deby Rogalinskie, i okoliczne restauracje, a przede wszystkim przeskok znad klawiatury do stolika z symaptycznym vis-?-vis.
Niestety Twoja Landia i moja Landia zbyt odlegle i mimo checi wielkich nie da rady Echidna wybrac sie w tak daleka podroz.
Nie badz skromna, Rynek w Poznaniu nie taki znowu maly – przed laty spedzilam w Poznaniu kilka miesiecy na tzw „delegac-i” (to nie literowka tak’smy to nazywali) i gdy tylko czasu „stalo” zwiedzalo sie to i owo. Zem mieszkala w hotelu, skazana bylam na restauracje, kanajpki, barki. I tu doznalam olsnienia – poznanskie bary mleczne. Czy nadal serwuja tak duzy, smaczny i tani wybor dan?
Alicjo – nie wiem czy dyskietki wyplosza nieproszonych gosci z Twego ogrodu, ale sprobuj nakrywac krzaki siatka plastikowa. Wyglada smiesznie lecz jest skuteczne. U nas mozna to nabyc „na metry” – w sezonie wiele drzew i krzakow owocowych przystraja sie w ten woal. W prywatnych ogrodkach (oczywiscie nie we wszystkich) kazda roslina posiada swe indywidualne ubranko, na plantacjach rozwiesza sie dach. Doskonala ochrona przed szpakami-niecnotami.
Pozdrawiam – wzywaja mnie do pracy
Echidna
Problem w pracy nader szybko rozwiazalam – dobre mialam przeczucie – az dwa razy wyslalam. Przepraszam.
Alicja – te maliny…i ta mieta obok (bo chyba to mieta?). „U nasz” maliny moze i nawet maja malinowy wyglad lecz w smaku przypominaja mi NIC. Podobnie jak jagody, porzeczki, truskawki. Czasem trafi sie rarytas – i wyglad i smak prawdziwy. Ale tylko czasami. Dlatego tez wiosna szykujemy sie zasadzic wlasne. Co z tego wyniknie – Ba… Pomidory co prawda wychodowalam z nasionek i nawet obrodzily, ale generalnie taki ze mnie ogrodnik jak z koziego „tylecka” fisharmonia. Chwasty udaja sie znakomicie bo same nie wiadomo skad wyrastaja i to przy naszej suszy. Reszte musze podlewac – lylye (to niby lilie), jakiegos japonskiego dziwologa co to nazwy nie pomne (dostalam w prezencie), jasminy i inne odporne na slonce rosliny pnace. Pomysliwam nad passionfruit’em – ma przepiekne kwiaty, a i owocek calkiem-calkiem, ale to wszystko wiosna. Teraz jedyne co dobrze sie trzyma to szczaw. Pomidory dogorywaja, a bazylie slimaki ze szczetem zzarly.
No to dzis zupa szczawiowa jak zgadliscie.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
@slawek
Mam sam nieraz problemy by cos skumać. Dziwiłem się kiedyś, ze jest tutaj, gdzie mieszkam, tak dużo osób chodzących po ulicy i mówiących do siebie. Przypuszczałem, ze oni nie chcą czegoś ważnego zapomnieć i dlatego to samo w powtarzają kółko Macieju. Kupiłem diktirgäret i korzystam z niego, by zbyt mocno nie obciążać Festplatty. Ale często jak posłucham tego co tam nagadałem, stawiam sam sobie to pytanie : – arek, o co ci chodziło ?
Ależ oczywiście, jeśli tylko potrafię zlikwiduję marginesy. Daj namiary, jaki wątek.
Misiu 2, nie mysl o tym specjalnie, wszak to tylko dla anegdoty bylo,
Arku, nastepnym razem obiecuje, ze zaprzegne Twoja Festplatte do roboty, dzis watki mi umkly, mialem klopot z zelazem, co mi jakis pijany na parkingu po nocy rozmienil na drobne i zwial, wlasnie wrocilem z komisariatu, gdzie mi powiedzieli, ze mam w plecy, przechodze na niekraszony makaron, bo i tak autko musze naprawic, ubezpieczenie chce winnego, ktorego nie posiadam, wiec chude dni na horyzoncie