W Londynie jak w Pułtusku
Lubię odwiedzać (niemal tak jak bazary i sklepy rybne o czym już pisywałem) nowe sklepy mięsne. Poukładane w przeszklonych ladach chłodniczych, doskonale podzielone, polędwice, łopatki i szynki lub przygotowane dla kucharzy gotowe porcje cielęcych giczy, jagnięce udźce lub kotleciki z kostką, wyglądają jak najwspanialsze obrazy wiszące na ścianach renomowanych muzeów. Tyle tylko, że mogę je kupić (kosztują znacznie mniej niż dzieła artystów), zabrać do domu i podjąć przyjaciół tym, co wyniknie z zakupu.
Takie sklepy są nie tylko dostępne dla mieszkańców metropolii. Także i w małych miastach handel mięsem ucywilizował się niebywale. W sąsiadującym z moją wsią Pułtusku takich dobrych sklepów jest co najmniej kilka. Można w nich kupić to, co masarze wystawili na sprzedaż ale można też zamówić przysmaki, których nie ma w ciągłej sprzedaży. Tak np. zamawiam systematycznie cielęce ozory, grasice i móżdżki.
Okazało się, że nie tylko mnie zachwyca umiejętność handlowania mięsem i bogactwo zaopatrzenia rzeźniczych sklepów. Oto – chyba dość zabawny – cytat z autobiografii Agaty Christie, o której parę razy już pisałem:
„I jeszcze inne wspomnienie. To było wtedy, gdy mojego brata odesłano ze wschodniej Afryki na rekonwalescencję do kraju. Monty przywiózł ze sobą służącego, tubylca, który nazywał się Shebani. Paląc się do zademonstrowania temu prostemu Afrykaninowi wspaniałości Londynu, wynajął samochód i wraz ze służącym jeździł po całym mieście. Pokazał Shebaniemu Opactwo Westminsterskie, Pałac Buckingham, Parlament, Ratusz w londyńskim City, Hyde Park i tak dalej. Na koniec, gdy wrócili do domu, zapytał: -Jak ci się podoba Londyn? – Shebani uniósł oczy wysoko i odparł: -Jest cudowny, bwana, to cudowne miejsce. Nigdy nie przypuszczałem, że zobaczę coś takiego. – Brat pokiwał głową z zadowoleniem. – A co zrobiło na tobie największe wrażenie? – spytał. Służący odparł bez chwili namysłu: – Och, bwana, sklepy pełne mięsa. Takie wspaniałe sklepy. Wiszą tam wielkie połcie mięsa i nikt ich nie kradnie, nikt nie pędzi tam, nie przepycha się i go nie porywa. Nie, ludzie spokojnie obok niego przechodzą. Jakiż bogaty, jakiż wielki musi być kraj, jeśli całe to mięsiwo może sobie wisieć w sklepach otwartych na ulice. Tak, doprawdy Anglia jest cudowna. Londyn to cudowne miasto.”
Tak, Londyn to równie cudowne miasto, tak jak i Pułtusk!
Komentarze
Tu się w pełni zgadzam z Gospodarzem – martwa natura w sklepach mięsnych naprawdę robi wrażenie, chociaż ułatwienia dla klientów i kucharzy poszły ciut, ciut za daleko. Pretesje miewam za starannie odkostnioną wołowinę; potrzebuję pręgę na rosół i pręga jest – albo pocięta w plastry jak na osso buco, albo samo mięso z pręgi. Mnie zaś potrzebna jest taka cała, ze ścięgnami od pięty z całym, tylko raz przeciętym gnatem, żeby był dostęp wrzątku do szpiku. Takiej „prymitywnej” giczy wołowej nie kupię, albo muszę ją wcześniej zamówić. Ta sama zabawa z antrykotem – z „kwiatkiem” nie kupię – każde włókienko tłuszczu ścięte do gołego mięsa, kości wytrybowane. To samo z wieprzowiną – pocięta na zgrabne porcje bez tłuszczu, bez skóry – a mnie np potrzeby kawał szynki z osłoną. Podroby też muszę zamawiać a np z cielęciną jest w ogóle kłopot – albo nie ma jej wcale, albo w młych, 0,5 kg porcjach „bez kości” nie wiadomo z czego, bo w tych ścinkach się nie rozpozna. Wiem, że to drogie mięso i sklepy zamawiają ostrożnie. Dla mnie też jest drogie, więc kiedy już kupuję chcę, żeby był to kawałek mięsny, dobrej jakości, a pół kg to w ogóle szkoda kupować.
Cichalu,
wielkie dzięki (04:51), cudo 😆
Mam nadzieję, że nie weźmiesz mi za złe, że zaniosłam tę perełkę na blog Bobika, który nie dość, że sam pies poeta, to jeszcze, na germańską ziemię z Krakowa rzucony 😉
Pyro,
sprobuj zamowic. To jest ta wygoda dzisiaj, to jest ten Londyn, ze mozesz zamowic, bez przepychanki.
W zwiazku z tym opowiem o doznanym kiedys szoku w bylym NRD. Odwiedzilismy na poczatku lat 80 przyjaciolke w Dreznie, a zblizaly sie jej urodziny. Snulismy wizje na temat, co by tak zrobic na kolacje dla nas i paru przyjaciol, a ja westchnalem o pieczeni wolowej. Westchnalem zdajac sobie sprawe z tego, ze jestem na demoludach. Tu ona na to, ze nie widzi problemu, bo zamowi sobie. Jak to zapytalem, tak spod lady? Nie wiedziala o co chodzi, mlodziutka byla jeszcze. Poszlismy nastepnego dnia do najblizej polozonego malenkiego sklepiku miesnego i ona opowiada pani za lada czego by chciala. Tamta ja wysluchuje, radza sie i wyszlo na to ze zamowila caly filet wolowy, na piec dni pozniej. Pani jeszcze ostrzegala, ze nie wie ile tego wyjdzie i mowi, ze trzeba bedzie zabrac caly, bo nie bedzie niczego odkrawala. Bez zaliczki to wszystko i umowionego dnia byl do odebrania ogromny filet. Gdybym wierzyl w teorie spiskowe to bym do dzis twierdzil, ze Stasi to wszystko dla mnie zorganizowala.
A to Pyro, czego ty szukasz mamy tu gotowe spakowane. Tu kupie w kazdym miesnym, gruby na dwa lub trzy palce krazek z dolnej czesci nogi wolowej. Masz tam i kosc i sciegna, tak ze i zwierzak domowy ma przy tym swoj wypas.
Pochmurno, kolo zera i milego dnia zycze
pepegor
Taaaaak, teraz to wyraj. W sklepach półki pełne różnorakiego towaru.
Pamiętam jak w okresie gdy ocet był najbardziej dostępnym artykułem, zaszokował mnie sklep mięsny w Budapeszcie. Nie tylko pod względem asortymentu. Przede wszystkim czystości i brakiem, tak często spotykanym w jatkach, specyficznego smrodku.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Dla mnie największa frajda przy kupowaniu mięsa jest we Francji. Pół godziny można tam wydziwiać przy zakupie na przykład ośmiu kotletów schabowych. I sprzedawca się nie dziwi ani nie cierpliwi. Przeciwnie, cieszy go, że uważnie wysłuchawszy życzeń klienta jest w stanie idealnie się do nich dopasować.
W NRD wieloma rzeczami byłem zaskoczony. Najbardziej prywatną kopalnią czegoś tam (potas albo magnezyt, nie pamiętam dokładnie) w Turyngii. Ale delikatesy spożywcze i sklepy z butami firmy Gabor oraz Salamander zadziwiały. W dreźnie wypatrzyłem damskie pantofle marzenie. Niestety, nie było numeru. Ale był numer na wystawie. Pertraktacje nie dały rezultatu. Dopiero pomoc kolegi z uniwersytetu rostockiego sprawił, że następnego dnia mogłem te buty kupić. Okazało się jednak, że jeden but był o pół numeru mniejszy. Ku zdziwieniu sprzedawczyni mnie to nie zniechęciło. Akurat wręcz przeciwnie. Pierwszy i, jak na razie, ostatni raz udało się kupić buty idealnie dopasowane.
Ale przyczyna dobrego zaopatrzenia jest znana. Z zachodu szła znaczna pomoc nieoficjalna długo przed obaleniem muru.
Londyn, Londyn – nie ma takiego miasta.
Jak ktoś będzie w sobotę, to polecam Borrough Market tuż przy stacji London Bridge w Southwark. Ojej, co za miejsce, tuż obok sklep z serami i chlebem na Park Street, tam, gdzie kręcono „lock stock and two smoking barrels”. Kawałek dalej sklep litewski. A wszystko to za płotem dosłownie – ech… 🙂
Do sklepów mięsnych w Budapeszcie nie miałem potrzeby chodzić. Ale byłem na kilkunastu bazarach w różnej wielkości miejscowościach. I to też był szok. Żadnego bałaganu, odpadków. Fantastyczne smażalnie pstrąga obowiązkowe. Nigdy smrodu starego tłuszczu nie spotkałem. Stąd te wizyty na bazarach. W podróży, gdy chciało się szybko posilić, pstrąg na bazarze załatwiał sprawę w parę minut.
Stanisławie-a na dodatek francuski boucher jeszcze z przyjemnością Ci podpowie,jeśli tylko go o to zapytasz, jak najlepiej przyrządzić kupowany przez Ciebie kawałek mięsa.Do rozmowy włączy się inny klient i będziecie z ogromnym upodobaniem wymieniali swoje kuchenne doświadczenia, przełykając tylko ślinkę na myśl o tych wszystkich smakach i zapachach 🙂
Jak czytam te wspomnienia to przypomina mi się moje „przesłuchanie” przy zdawaniu paszportu po pierwszej podróży do Szwajcarii w lutym 1976. Dwóch panów, jeden trzydziestolatek, drugi – znacznie starszy, było bardzo ciekawych jak też na tym Zachodzie wygląda. No to opowiadam o górach, śniegu, jakiniach, miastach…
„… a w Zurychu na Bahnhofstra-sse to chodniki są takie czyste, że można usiąść w białych spodniach i się nie pobrudzą 😎 ” – mówię z dumą.
– Hołdujecie 👿 – rzucił na to ten znacznie starszy…
Hołdujecie, obywatele! Tak jakby w Polsce „wonczas” kultury rzeźniczej nie było 🙄 Aaa… smrodek – mówicie! Ale swojski 😎 Że nagie haki? A co wisiało w NRD, Rosji, na Węgrzech, hę?! Nasze! Dla propagandy!
Heh, patrioci 🙄
Kultura rąbanki to też kultura 😎
Sklep z serami. Paryż, rue de Muffetard. Może trochę droższe niż byle gdzie, ale jakość… Oczywiście w dolnej części ulicy, gdzie turyści rzadziej się zapędzają. Ewentualnie na zewnątrz, na targu. Można zobaczyć na Błękitnym Kieślowskiego, o czym można przeczytać w angielskiej Wikipedii pod hasłem „Rue Muffetard, Paris”.
W polskiej wersji jest hasło, ale ubogie. We francuskiej wspominają o Salavinie Duhamela. Bohater Życia Salavina mieszkał w pobliżu w okresie opisanym w pierwszej części „Zwierzenia o północy”.
Danuśko,
ostatnie takie rozmowy priwadziliśmy z rzeźnikami w małych miasteczkach w Abruzzach. Kupowanie trwało za każdym razem co najmniej pół godziny, ale nie było innych klientów. Przy okazji dostaliśmy do popróbowania różnych lokalnych specjałów z własnej produkcji, a nawet własnej hodowli pierwszego rzeźnika. W drugim przypadku – starszy mocno rzeźnik sprawdził najpierw czy aby na pewno wiemy jak przyrządzić mięso, które właśnie dla nas mielił, udzielił kilku cennych rad i polecił jeszcze sąsiedni sklepik (też bardzo starszej pani) z serami, gdzie spróbowaliśmy i nabyli fantastyczny ser owczy.
Przy kupowaniu wszystkiego, co się je lub pije, można liczyć we Francji na konwersację ze sprzedawcą (przy winie obligatoryjnie) i współkupującymi. Ale nie tylko przy kupowaniu. Wybraliśmy się kiedyś na przygodę caravaningową do Francji bez korkociąga. Błąd niewybaczalny w czasach, gdy nabycie takiego przyrządu na Zachodzie kłóciło się ze zdrowym rozumem. Poszedłem więc do sąsiadów najbliższych obecnych, czyli około 100 m od nas. Niosłem butelczynę trunku Hermitage. Cztery osoby mijane, czyli wszystkie, zatrzymały się, żeby pogadać o tym winie i ewentualnie o winach z apelacji niezbyt odległych, jak np. St Joseph po drugiej stronie Rodanu.
nemo,Stanisławie- no właśnie !
Osobisty czasem narzeka,że takich właśnie rozmów i klimatów w Polsce mu brakuje 🙁
To, za czym wzdychacie, to kultura handlu. U nas jej bardzo brakuje. W małych sklepikach osiedlowych można sobie co prawda uciąć pogawędkę i klientów traktuje się familiarnie, natomiast towaroznawstwo jest totalnie nieznaną dziedziną wiedzy. Źle opłacani i często zmieniający się sprzedawcy w wielkich sklepach, nie mają ielonego pojęcia czym handlują, na stoisku mięsnym muszę zaprotestować kiedy próbują mi ukroić kawałek szynki wzduż włókien mięsnych, sery zdaniem pani sprzedającej różnią się ceną, na stoisku alkoholowym młodzi ludzie nie zadali sobie trudu, żeby preczytać bodajże etykiety, więc wina są totalnie wymieszanei trzeba dokładnie wskazywać o którą butelkę chodzi. Tyle, że to działa w obydwie strony – sprzedawca chce żeby klient kupił dużo i nie marudził, kupujący ma dziwnie lekceważący stosunek dla człowiek za ladą. Kiedyś się to pewnie zmieni. J nie doczekam. Nie mam tyle czasu.
Stanislaw o literaturze wiec sie tu podwiesze.
Nie zapomne powiesci „Brzuch Paryza” Zoli, jak na pierwszych stronach opisana jest wystawa sklepu rzeznickiego bohatera, niejakiego Quenu (bodajze). Byla tak zugestywna, ze od tego czasu zawsze do tego wracam, jak tylko staje przed stoiskiem z miesiwami, zawsze ona jest miara i tak juz chyba pozostanie.
O samych sklepach wspomne, ze w Trzcielu, na trasie do Poznania byl jeszcze w polowie lat 90 sklep rzeznicki z oszalamiajacymi kaflami fajansowymi. Wykafelkowany byl az po sufit, a kolory, a wzory. Poemat w temacie, ze tylko by sie chcialo zanurzyc oboma rekami w towar i buszowac. Chcialbym wierzyc, ze w odpowiednim czasie i miejscu kogos to zainteresowalo i sklep ten zostal objety ochrona konserwatora. Chcialbym wierzyc, powtarzam. Drugi taki sklep jest w Dreznie, nie miesny a nabialowy. Ten jest nie tylko na liscie, ale chyba i w folderach.
A ja sie tez jeszcze wybieram ochraniac. Zaangazowana grupa probuje uratowac dom wiejski z konca 16 w. i asekuruje im.
Do wieczora wiec!
Pyro,
Jeśli chodzi o sklepy spożywcze to z całego mojego życia w Polsce nie pamiętam, żebym natrafiła na sprzedawcę naprawdę znającego się na towarze, który sprzedaje 🙄 Pod tym względem nadal się niewiele zmieniło i może nawet na gorsze, bo w sklepach samoobsługowych nie ma już sprzedawców tylko jest personel napełniający półki i skanujący towary przy kasie 🙁
Przy okazji przypomniał mi się mały trick targowy.
Młoda niedoświadczona gospodyni domowa przy straganie z drobiem przymierza się do zakupienia kur na rosół. Przekupka ma do sprzedania 5 sztuk. Młoda pani nieśmiało prosi o wybranie trzech najchudszych, co sprzedająca czyni z wielkim znawstwem i pobłażliwym uśmiechem. Na koniec klientka mówi:
– Bardzo dziękuję! Wezmę te dwie pozostałe 😎
Nemo- tu muszę stanąć w obronie sprzedawców jabłek,którzy znają się
na jabłkach 🙂 oraz sprzedawców wina,którzy w sklepach z winach (kiedyś takich nie było) znają się na winach.
z winami oczywiście
A mnie się wydaje, że takie sklepy dostępne są wyłącznie dla mieszkańców mniejszych miast. Gdzie w Warszawie jest taki sklep? Na Ochocie, gdzie mieszkam, nic takiego nie ma 🙁
Typowa pogawędka sklepowa z czasów nieboszczki komuny, ale i teraz też się to niestety, rzadko, ale zdarza:
– jaki smak ma ten xxxx ?
– nie jadłam!
w tym momencie, ja dostawałam małpiego rozumu, a mój biedny mąż, jeżeli był przy tym, starał się mnie ze sklepu natychmiast wyprowadzić, żeby nie zrazić do siebie kolej Pani Ekspedientki.
Jeżeli mi się udało dojść do głosu, rzucałam zimno:
– nie pytam czy pani jadła, tylko jaki to ma smak!
– a skąd mam wiedzieć!???
odpowiadała na poły obrażona, na poły zgorszona Pani Ekspedientka, patrząc na mnie z obrzydzeniem i lekkim współczuciem na mojego męża.
Biedny mąż, jeżeli wiedział, że do tego sklepu wróci, wił się jak Piekarski na mękach.
Danuśka,
oczywiście, są wyjątki – wyspecjalizowane sklepy z winem (ceny pomijam), niektóre owocowo-warzywne, cukiernie…
Ale pamiętam, jak ktoś się tu skarżył (Zgaga?) że na straganie w Katowicach nie mogła się dowiedzieć, które śliwki nadają się na knedle (bodajże), a straganiarce nie przyszło do głowy dać klientce do spróbowania lub samej przełamać kilka owoców 🙄
Do poprzednich zdjęć z mojej małej miejscowości dodaję te z dzisiejszego tematu. Pan Michel, którego widzicie, chętnie doradza.
https://picasaweb.google.com/112895715833573367159/ClamecySklepMiesny?authkey=Gv1sRgCJul6r_H25LI3AE&feat=directlink
To sprawa kultury handlu, ale i rozmiłowania w jedzeniu.
Znam wiele sklepów winiarskich, gdzie sprzedawcy mają bardzo słabe pojęcie o tym, co sprzedają. Są i inne, owszem. Znam też sieć sprzedaży bezpośredniej, gdzie sprzedawcy wiedzą o winach tyle, ile im powiedziano na szkoleniu wdrażającym do zachwalania swoich produktów. Ale tam szukają jeleni a nie nabywców, którzy potrafia docenić dobre wino.
Mogę jednak wskazać dwa sklepy, w których sprzedawcy wiedzą wszystko o swoim towarze. „LUC” w Gdańsku, Politechniczna, DH Jantar. Sklep ze sprzętem nagłośniającym, niegdyś różnych firm, teraz tylko Tonsilu. Właściciel nie tylko wie wszystko o tym, co sprzedaje, ale także wskazuje ewentualną swoją konkurencję, która według jego opinii może spełnić oczekiwania klienta.
Drugi „Radiomarket” w Gdańsku przy Szczecińskiej. Już byliśmy prawie zdecydowani na określony sprzęt, gdy zaproponowali prawie o połowę tańszy twierdząc, że do naszych celów będzie lepszy i przy muzyce, której słuchamy, będzie lepiej brzmiał. Wszystko się sprawdziło.
Alino,
bardzo sympatyczny sklep i jego właściciel 🙂
I jakie apetyczne antrykoty…
Alino,
🙂
Nemo, Jotko 🙂
Zdjęcia zrobiłam dzisiaj choć aparat wskazuje 17 …
A już myślałam, że potrafisz antycypować tematy, Alino 😉
Nemo 🙂
Dzień dobry, blogowisku!
Dziś Nasza Miska serwuje wspomniane wcześniej szaszłyki indycze w sosie teriyaki – serwuje wirtualnie, dziś będziemy grasować po mieście, śladami recenzji Szanownego Gospodarza 🙂
tak sobie mysle, ze pierwszy raz w zyciu widzialam piekny, duzy (nie sklep) rynek/targowisko z kolorowymi straganami, wypelnionymi owocami i jarzynami, wyrosnietymi, dojrzalymi, nigdzie indziej jak we Lwowie w roku 1975, obfitosc ta byla kontrastem do wieznego zagadywania nas przez tubylcow czy mamy grempline czy czegos takiego
Zabieram psika na mokry świat – idiemy po przecier pomidorowy, bo pomidory z puszki za mało pomidorowe. Na obiad pomidorówka z makaronem i cienkie parówki.
Listonosz przyniół wreszcie tę zaginioną przesyłkę z paterkami „we fiołki”, które Młodsza nabyła. Rozpakowałam, postawiłam na stole i myślę co to moja Córcia będzie na nich serwowała. Są rzeczywiście maleńkie – może 2 razy takie, jak konfiturówki. Na deser za małe – chyba n pifurkę,na przystawki? jajko się mieści. Nie mam pojęcia – może porcje chrzanu alo innego gęstego sosu?
A ja kocham mojego chinczyka! Kraby w wannie do wyboru, krewetki, malze w lodzie, mieska takie piektnete i owamte. Co dusza zapragnie. Jest jeden problem, nie da sie kupic nic drogo i nic starego. Zapraszam Pana Piotra.
Leno,
gdzież takie cuda i mecyje można drogą kupna nabyć?
Rozmiłowana w burgundzkiej kuchni
nasza Alina
nie poszła dzisiaj wcale do kina.
Pognała z rana wprost do rzeźnika
i co włożyła nam do koszyka ?
Nie antrykoty, ani kotlety.
Zdjęć pięknych kilka !
To, tak dla? diety 😀
A ja na zdjęciach Aliny wypatrzyłam wiszące suche kiełbaski.Wyglądają na salami pleśniowe, ale mogę się mylić. Przepadam za dobrym salami, często jem właśnie francuskie. Koleżanka, która mi je kupuje/ bo w pobliżu nie mogę ich kupić/ , a sama ” nie je takich rzeczy”, mówi o nich złośliwie ” te twoje spleśniałe kiełbasy”, ale wybaczam jej, bo nie wie co traci .
najbardziej podobal mi sie targ w helsinkach
(no, juz pare lat temu):
6(slownie: szesc – pamietam, bo zapisalem w pamietniku)
gatunkow poziomek.
Moja Ryba była zachwycona targowiskiem w Soczi, a przede wszystkim kurczakami z rożna pieczonymi z czosnkiem i orzechami i wielką ilością owoców. Inna rzecz, że po trzytygodniowej górskiej włóczędze po bezdrożach Kaukazu i po trawersie całego, zachodniego masywu (a to wszystko na ryżu, makaronie i zupkach „Amino” zabranych z kraju) każda obfitość jedzenia powitaa zostałaby z aplauzem.
https://picasaweb.google.com/100200631489841242724/UnbenanntesAlbum05#557504846369906
Witam Szampaństwo.
Onufry,
takie cuda można kupić w dzielnicy chińskiej w Toronto (odpowiadam za Lenę, pewnie rzuciła się w wir pracy), albo gdziekolwiek, gdzie Chińczyków jest sporo.
Wypowiadam się trochę jako *znawca*, ponieważ w najbliższej rodzinie mam Chińczyków i jestem przez nich trochę wyedukowana w różnych chińskich sprawach, nie tylko kulinarnych. Kupowanie „u Chińczyka” to cała przyjemność.
Można wybierać, targować się, pogadać (jak nie ma innych klientów), i tak dalej. A jak już ma się znajomego Chińczyka, to ho-ho! On od razu wie, po co przychodzisz.
Oddalam się do zajęć – rzeczywistość się domaga.
Odwilż tutaj i słoneczko 😯
Pamietam kiedys w Ostrowie Wlkp. Szedlem szczesliwy w odwiedziny do przyjaciol. W siatce szesc piw z lokalnego browaru. Po drodze ludzie mnie zaczepiali. Chcieli pogadac o piwie. Niektorzy nawet o piwie z okolic. Z Odolanowa za miedza. Doradzali jak schlodzic. Podziwiwiali kolor i pytali o apelacje (obok byl gmach sadu) i z jakich plantacji chmiel? Pytali gdzie kupilem. Mowilem, ze na Rutkowskiego, na gorze tam gdzie wczasowicze juz nie dochodza. Obok sklepu firmowego serowarni ze Szczypiorna.
Nareszcie doszedlem do znajomych i odetchnalem, ze sie juz ta sciezka zdrowia skonczyla. Nie calkiem. Kupujac dwie ostatnie bulki w sklepiku na rogu przy ich bramie (takie pupki, pamietacie). Pani doradzala jak je najlepiej posmarowac i jakiego masla uzyc. Okazalo sie, ze w Gaci Kaliskiej jest niebianska mleczarnia i jak maslo to tylko od nich. Mowila zebym jajek dzisiaj nie kupowal bo salmonella sie uaktywnila ostatnio a koguty tez nie pieja wiec cos w trawie piszczy i to nie obywatel Piszczyk. Mieso na tatara wspolnie wybieralismy bo mieli rozne kawalki i nie moglem sie zdecydowac. Klienci przylaczyli sie do rozmowy i konca nie bylo przepisom na najlepszego tatara (miejscowy Buriat mial swoje zdanie). Tylko zoltka zabraknie tym razem. W koncu milicja nas rozgonila bo nie mielismy zgody na zgrupowanie. Okazalo sie, ze jest nielegalne. To juz byly czasy agenta Imperium. Tego w ciemnych. Tak u nas zawsze slonecznie swiecilo, ze agent w okularach wystepowal. A moze go pracodawcy po pysku lali i oczy podsiniaczone? Moze sie kryl? Niewiadomo. Pozniej juz tylko groszek i ocet. No i wina z apelacji skierniewickiej (Appellation d’origine contrôlée Skierniewice) ze slynnych sadow. Ceny nieco wysokie ale za to jaki trunek!…ho ho na niejednym kampingu mozna bylo niezle zarobic. Zwlaszcza roczniki 70, 76, i 80 w cenie byly. Ze starych to 56 i 68 szczegolnie dobrze schodzily. Najwyzsza polka. Teraz zostala IKEA.
Alinko pyszne zdjecia i tylko mi sie glodno zrobilo na sniadanie.. 🙂
YYC – widzisz? Pokazałam Ci język, acha!
Alicjo,
bardzo dziękuję, niestety, w chwili obecnej do Toronto mam kawałek, natomiast odnalezienie warszawskiego „chińczyka” na „stadionie” nie jest problemem – tylko jakość zupełnie nie ta. Ryż, różne grzyby, kilka sosów, a poza tym to zupki w torebce i temu podobny sort. Inna rzecz, że popyt i otwartość lokalna na zjawiska zagraniczne w kwestii kulinarnej minimalną jest. Trochę ludzi, owszem, jada różne „dziwactwa”, ale znam naprawdę wiele osób, które sushi nie tkną, bo to jakieś paskudne jest. Z ciekawostek – w Warszawie jest ponad 350 (!) barów i restauracji serwujących sushi, co po Londynie jest ponoć drugim wynikiem w Europie.
YYC … 😉
Pracując, słucham muzyki. Zobaczcie, co znalazłam 😯
Żywa kopia, głos jak dzwon, gesty też. Szkoda, że nagranie podłej jakości 🙁
Tam są dwie piosenki, warto dosłuchać do końca.
http://www.youtube.com/watch?v=mOIy6OUMyaQ
właśnie dzisiaj w tej rodzinie przybyło ósme dziecko – panna Ruby ma nowego brata
Dzień dobry Wszystkim,
Wiosennie po tej stronie Wody zaczyna się robić, ale podobno tylko chwilowo.
Alinko,
piękne fotki 🙂
Jeśli ktoś nie obejrzał jeszcze wczorajszego załącznika Cichala z 4:51, powinien to zrobić. Jak już Jotka wspomniała – cudo.
Wracam do pracy.
Weekendowych przyjemności życzę. 🙂
Nowy po tej stronie tej strony Arktyka Dzika i -22*C. Niedziewiedz polarne narzekaja ze za cieplo.
Z dzisiejszej pogodynki
http://www.theweathernetwork.com/your_weather/details/620/3993477/1/caab0049/plpcities/?ref=ugc_city_thumbs
U mnie na podwieczorek były crepes Suzette. Zamiast Grand Marniera – Panalulkowa pomarańczówka, paliła się pięknie.
Geolog donosi, że się przyzwyczaja. Na razie do tostów i bananów na śniadanie 😉
Dzien dobry,
Piszecie o rynkach. Kiedys pokazywalam zdjecia z rynku o nazwie Pike Place Market w Seattle. Duzo ryb, krabow, ostryg i wszystkiego, co zyje w tutejszych wodach, piasku lub jest przylepione do slupow i kamieni.
Mieszkam tu bardzo dlugo i jadam tylko to, co jest tu do zlapania. Nie nazwalabym siebie ekspertem, ale na pewno konsumentem, ktory chodzac po tutejszych plazach za kazdym razem dowiaduje sie, czego nie wie.
Co roku w Shelton, WA odbywa sie festyn ostryg. Podczas festynu mozna sie objesc ostrygami przyrzadzonymi na kilkanascie sposob. Najlepsze jednak, podobnie jak wiekszosc ryb i zyjatek morskich, sa surowe ostrygi.
Podczas festynu odbywa sie konkurs otwierania ostryg. W jednym konkursie zawodnicy otwieraja 24 ostrygi, wyjmuja z muszli i ukladaja na talerzu. Srednio zabiera to troche ponad 2 minuty.
http://www.youtube.com/watch?v=aH4iW8MKnis
W innym konkursie zawodnicy rowniez otwieraja 24 ostrygi. Tu jednak po wyjeciu ostrygi z muszli musza ulozyc ostryge na polowie muszli na talerzu. Ten konkurs zabiera okolo 4 minut. (link oddzielnie)
Po kazdym konkursie widzowie zjadaja ostrygi.
Tu jest konkurs otwierania 24 ostryg i ukladania w polowie muszli.
http://www.youtube.com/watch?v=eo3QswOqD7w&feature=related
Nie pajacuj Jaropelko, nie pajacuj… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=F6J_JROaIxs
Orca, 🙂
Witaj po długiej nieobecności!
Orc – jak miło, że się odezwałaś; już miałam obwę, że Cię jakiś ludojad dopadł.
nemo, Pyra,
Zyje, nic mnie nie pozarlo. To ja nadal pozeram lososie. Niedawno zaczelam zbierac i pozerac rozne zielsko, ktore rosnie w oceanie. Te wszystkie „salatki” sprzedaja w sklepach. Postanowilam sama sie obsluzyc. Na razie opanowalam „kelp”.
Orca,
kelp yourself? 😉
nemo,
No kidding. This is good stuff!
You mean that stuff that wraps around your legs when you body surf, and makes the sunny beaches smell like dead fish?
😀 😉
Orko,
ja tylko tak z zazdrości, że masz to świeże i gratis 🙄
nemo,
You got it. That’s it!
Nie ma czego zazdroscic. Nooot!
Czasami jednak jezdze do sklepu niemieckiego na sledzie. U mnie sledzie sa tylko jako przyneta. U Rosjan kupuje razowy chleb.
Dzisiaj spędzam dzień jak łasica. Morduję „braci mniejszych” i nie spożywam. Kaziu Grześkowiak tak kiedys mówił: Asica to takie zwirze, że łudusi i ostawi, łudusi i ostawi. Zeby zjadło, ale nie, ostawi…
Czyszczę dno i śrubę łódki ze skorupiaków, które przystosowały się już do farb antyporostowych i porastają, że ha!
Nowy! Panią Lolę znałem osobiście. Mówiłem do Niej…Ewuniu :))
Moja prośba do Aliny lub do kogoś kto wie jak odnaleźć pewien link podany przez Alinę ( w styczniu br.?) Czy muszę przeszukać wszystkie wpisy? Kupiłam kogutka i chcę go zrobić według przepisu ,który oglądałam w linku Aliny czyli coq au vine .Oglądałam ale już zapomniałam szczegóły .Są wprawdzie różne przepisy w książkach i w internecie ale ten oglądany wydaje się być „źródłowy”. I jeszcze pytanie dla znających temat :czy zamiast smardzów lub pieczarek jak jest w niektórych przepisach mogą być np.mrożone ,bez blanszowania prawdziwki lub podgrzybki ,bo takie akurat mam. Będę wdzięczna i kogutek też.
Oj,
przecież świtem bladym przejrzałam prasę…dlatego przypomniał mi się, chociaż i tak często go słucham, właśnie wtedy, kiedy trzeba się naenergetyzować (podobnie działa na mnie ABBA, najlepsza do mycia okien i takichtam!).
Orca, ostrygi to ja w ilosciach prowadzących do bankructwa, a jeszcze rok temu (luty dopiero) zapierałam się ręcamy-nogamy, że nigdy! Cichala wina, a ja też nie taka, żeby nie spróbować. Najwyżej drugi raz nie sięgnę. Niestety, sięgam 🙄
A tu przypomniała mi się, bo kombinując to i owo, muzyka mi się przypomina…
http://www.youtube.com/watch?v=6ETiQvL6alI
No i widaomo…idę po chusteczki….
http://www.youtube.com/watch?v=KnJWtUfHH-o&feature=related
Gostuś,
masz na myśli ten?
Jaki ladny dzien. Slonce. Ostrygi 🙂
Zrodlo
http://www.thatsfit.com/2007/10/16/you-are-what-you-eat-kelp-yourself-to-some-sea-veggies/
Ja sobie muszę zrobić listę takich chusteczkowych, no ale kto wtedy będzie za mnie pracował? 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=5RuMG-fePTo
Gostuś,
smardze mają zupełnie inny smak i aromat niż prawdziwki lub podgrzybki, zatem jeśli dokonasz zamiany, musisz się liczyć ze zmianami w smaku potrawy. Czy na gorsze? Trudno powiedzieć bez wypróbowania 😉
Coq au vin na pożegnalnej kolacji u Geologa był tak robiony, z tym flambirowaniem etc. i wyglądał dokładnie jak na tym wideo od Aliny, z pieczarkami. Aż sama nabrałam ochoty na przyrządzenie 😉
Cichalu,
dzięki za Panią Lolę. Dawno tak się nie uśmiałam. Czy tylko Krakusy potrafią jeszcze tak rozśmieszyć ?
Orco, tesknie za ostrygmi. Tutejszych sklepowych nie tykam od czasu, kiedy mialam niemila zdrowotna z nimi przygode. Ale takie swieze z Pike Market to calkiem inna historia.
I ciesze sie, ze sie odezwalas!
Orca, nareszcie jesteś!
Cichal,
Wciąż odczuwam niedosyt nocnej Polaków rozmowy, zaledwie rozpoczętej w pewnym gościnnym Domu i posłuchania dalszych krakowskich opowieści. Może będę miał kiedyś przyjemność usłyszeć inne wątki z życia Pani Loli i nie tylko. 🙂
yyc,
wolę prawdziwą zimę niż to co zapowiadają tutaj na kilka następnych dni – mokre, deszczowo-sniegowe zimno. Tylko dzisiaj jest marcowo.
😉
http://www.youtube.com/watch?v=bUWwmmsythE
Onufry,
Alicja odpowiedziala pieknie. Dziekuje. Moj sklep jest „na rogu”, ludzi co nie miara, wszystko pachnace i swieze, no taki maly ryneczek. Zapraszam do „mojej wsi” na zakupy.
Wczoraj widzialam mojego wnunia i zaczelam nauke babusinego jezyka.
Zobaczymy co z tego wyjdzie. Jak to bylo z tu tu sroczka kaszke..?
Buziaki,
Witam serdecznie. 😆
Leno, oto wierszyk :
sroczka kaszke wazyła
i ogonek spazyła
temu dała na miseczke
temu dała na lyzeczke
temu dala do garneczka
temu dała do kubeczka
a temu nic nie dala tylko łebek ukreciła ukrecila i frrrr poleciała
Tu Sroczka kaszkę warzyła
I ogonek sparzyła:
Temu dała – bo malutki,
Temu dała – bo znał nutki,
Temu – by nie umarł z głodu,
Temu – całkiem bez powodu,
A temu nic nie dała, frrr – odleciała
I tu się schowała (np. dziecku pod pachę)
Owocnej nauki życzę. 😀
Warzyła sroczka kaszkę, warzyła…
temu dała na łyżeczce,
temu dała po troszeczce…
a temu uszko nakręciła 😯
oj byku byku
bylo dziewiec. slownie dziewiec
i nie przekrecaj, a jesli juz czytasz z notatnika to ” obroc go do gory nogami ” i zobaczysz, ze w miejscu 6 stoi jak byk 9
dobyr wieczor pasibrzuchom
Łajza mineli ze Zgagą – ja pamiętam jakieś inne wersje sroczki 😉
Lena,
mogę ostatnie zdjęcie Tata-Synuś wrzucić na sieć?
Cichalu i ja dziękuję za „sznureczek” do pani Loli, dobrze jest zacząć dzień ze śmiechem. 😀 😆
Nemo, aż zazdroszczę Ci tak doskonałej pamięci, faktycznie to ja narzekałam. 🙂
Mam głupie pytanie; jaki cel ma odwracanie słoików do góry dnem ?
Alicjo, mnie Mama mówiła inną wersję (chyba tego samego) wierszyka :
„Warzyła myszka kaszkę …… ” i pamiętam, że jakoś nigdy mnie nie zaniepokoiło przedostatnie zdanie; „a temu łepek urwała …. ” 🙁
Nemo, dzięki za odpowiedź dla Gostusia 🙂
zaden wyczyn lyknac 24 sztuk. ten w porywach wchlanial setke jakosciowo najlepszych, z racji wysokiego urzedu. mawial na dodatek jezeli wszakze chcemy przetrwac, mamy tylko jedno wyjscie – wytepic ich co nie odnosilo sie wcale do skorupiakow
Alicjo,
Puszczaj te dwie moje maloty.
buziaki,
Zgago,
po cichu, po wielkiemu cichu Ci się przyznam, że taką wersję też znam, ale żeby nie było na mnie (będzie na Ciebie! 🙂 ), to się nie przyznałam 😉
I też jakoś mnie to niespecjalnie…
Przypomnijmy sobie nasze bajki z dzieciństwa, przecież tam co rusz morderstwo, wilk pożera Babcię, Babcia Czerwonego Kapturka, albo na odwyrtkę, no, miłosierdzia nie ma 😯
Zahartowane my byli od oseska 😉
Dobra, idę dosmaczać żur.
Słoiki się odwraca, bo nasze babcie tak robiły i im wychodziło, o! Zamykały się. Teorii naukowej nie znam (wiem, niepytanam), bo po co, jak działa praktyka 😉
oj 😆 jak milo ujrzec dorotola pomimo towarzystwa z chorym pecherzem
http://alicja.homelinux.com/news/Leny_Skarby.jpg
Leno, Twój wnusio nadal ma w oczkach te same iskierki, co na pierwszym Jego zdjęciu. 😆
Alicjo, masz rację, jak mi rodzice opowiadali bajkę o wilku i 7 koźlątkach, to raczej się zastanawiałam, jak to się stało że wilk się nie obudził, gdy leśniczy mu brzuch rozcinał. 😳
cd pieskiego temata
z londonow to znam jednego. jacka. goraczka zlota. poczatek ubieglego wieku na polnocy alaski
o yycu jeszcze nikt nie slyszal. ba nie byl nawet w najbardziej perspektywicznych planach. orka w najblizszej piecdzesieciolatce tez nie byla oczekiwana
czworonoga z kieratu wyzwolil dwunog. pozostali nierozerwalna para, az do smierci. czyz to nie pikne?
Nemo,dziękuję.Tak to ten.Jeszcze nie wiem czy kupię pieczarki czy użyję z zapasów.A możesz zdradzić jak udało Ci się tak szybko znaleźć ten link?
Ja tam dzieciaki hodowałam raczej na Porazińskiej, Ożogowskiej i innych Zientarowych. Andersena malutko, a braci Grimm wcale. Troszkę starsze miały w wieczornych czytankach „Orle gniazdo” czyli zbiór legend i baśni polskich. Były wieczorne śpiewanki – mruczanki (Chodzi, chodzi Baj po ścianie, chodzi po suficie. Ma sześcioro drobnych dziatek, kocha je nad życie”) Swego czasu miałam repertuar na półtorej godziny czyli pełny recital.
Pyro, moje dzieci też nie lubiły bajek Andersena i braci Grimm. Ja im czytałam L.J. Kerna „Mądrą poduszkę”, „Ferdynanda Wspaniałego” i wszelkie wiersze Brzechwy i Tuwima a jak się dorobiłam adapteru, to już tylko kupowałam im płyty z bajkami. Jak się spotkają w domu, to jak amen w pacierzu, mamy konkurs piosenek z Piotrusia Pana. 😀
Moje dzieci są starsze i nie miały płyt z bajkami – tylko książki, radio, tv i mamę (matka jest dobra na wszystko)
Wyciągnęłam do rozmrożenia godny kawał schabu, cęść przerobię na roladki ze śliwkami, zawijane w boczek wędony, z części zrobię coś innego. W każdym bądź razie w sobotę i niedzielę jest schab. Może upiekę babkę łaciatą – już dawno nie robiłam, albo galaretkę wiśniami, kremem i gorzką czekolada? Pomyślę nad deserem.
Nowy, mozesz sobie obejzec taka fajna ekspozycje
http://www.moma.org/visit/calendar/films/1117
Obejrzałam sobie Wallandera (Kenneth Branagh) – deprymujące 🙁
Gostusiu,
do gugla wpisałam „coq au vin+Alina+gotuj się” i juszsz… 😉
Zgago,
z tymi słoikami to tak sobie tłumaczę. W miarę stygnięcia zawartość słoika zmniejsza swoją objętość i powstaje podciśnienie, co łatwo można sprawdzić otwierając taki słoik z dżemem lub kompotem. Dawniej w słojach wecka były specjalne uszczelki gumowe i sprężynki, po zagotowaniu sprawdzało się zdejmując sprężynę, czy słoik „trzyma”. Gotując konfitury napełnia się słoiki gorącym przetworem i zakręca pokrywką, co do której nie ma 100-procentowej pewności czy jest szczelna. Na ogół są to słoiczki wielokrotnego użytku. Jeśli pokrywka nie jest absolutnie szczelna, to podciśnienie nie powstanie, do słoika przedostanie się powietrze z zewnątrz, a wraz z nim zarodniki grzybów pleśniowych. Jeśli konfitura zawiera bardzo dużo cukru, to nie ma problemu, nie zapleśnieje, ale te niskocukrowe… 🙄
Jeśli słoik stoi denkiem do góry, to jego zawartość poniekąd uszczelnia pokrywkę zapobiegając zas-saniu powietrza z zewnątrz.
Porazińska (bardzo lubiłam jej baśnie), Ożogowska i tak dalej – mnie nikt specjalnie na żadnych bajkach nie hodował, po prostu czytałam, co było w domu na półkach, a było sporo. Moja starsza siostra czasem wspomina, jak do snu opowiadałam bajki. Takie tam…*klechdy sezamowe*, tkane w wyobraźni, a wyobraźnię coś tam musi zapylić.
http://www.youtube.com/watch?v=pHEb4h8eLok&feature=related
Leno,
jaki fajny Twój wnuczuś 😀
Naucz go „Siała baba mak” 😉 Albo nie, bo to seksistowskie 🙄
A propos tej psiej kolejki… czy ja Wam pokazywałam filmik o genezie powstania tańca irlandzkiego?
http://www.youtube.com/watch?v=m0rrLdWLu_0
Nemo, jak się pokazały słoiczki zamykane na „twisty”, to ja na drugi dzień tylko sprawdzam, czy wszystkie zakrętki są wklęsłe. Przed zabraniem za robienie konfitur sprawdzam zakrętki i jak tylko któraś jest już starszawa, to kupuję nowe i nimi zakręcam stare słoiki.
Faktem jest, że ja lubię słodkie konfitury i dżemy (jak i inne słodkości 😉 ), dlatego używam minimum 0,75 kg cukru na 1 kg owoców. Zastanawiałam się, jaki to kłopot z wylizaniem dżemu z zakrętki. 😉 🙄
Idę już do wyrka. Życzę Blogowisku spokojnej, dobrej nocy i fascynujących snów. 😀
http://www.youtube.com/watch?v=EXy5KURe52c
Nisiu, pokazywałaś a ja z kolei, przekazałam sznureczek dalej, bo niby dlaczego tylko ja mam rechotać i zalewać sobie klawiaturę ? 😆 😆
Ło matko…chłop zakupił nowy komputer 😯
Pudło takie wielgie, jakbyśmy nie mieli dwóch takich, o laptokach nie wspominając 🙄
Ciekawam, gdzie to pudło umieści 😉
Zapomniał, że monitora nie mamy dyżurnego, więc pojechał do pracy, bo tam ma trzy.
Jak taki wypasiony komputr, to może by go było stać na porządny, płaski (plasma?) monitor, czy co? Póki co, wznoszę oczy do nieba, było praktyczną kobietę (mnie) zapytać o opinię i ewentualne sugestie 🙄
Zgago,
no właśnie, jeśli wklęsłe – OK. A jak po jakimś czasie popuszczą? 🙄 Od czasu jak stawiam je denkiem do góry i tak przechowuję, nigdy się nie zepsuły. Problem wylizywania pokrywek załatwia Osobisty, bo to on głównie przynosi kolejne słoiczki z piwnicy i je otwiera 😉 Ja, jak już opowiadałam, daję tylko 350 g cukru na kilogram owoców.
Kochani,
Dziekuje za tak cieple slowa, a wydaje sie, ze nie tak dawno Alicja zapodawala zdjecia ze slubu dzieciakow. Jak ten czas leci…. W niedziele bede cwiczyla „tu tu sroczka..”
Zgago, no widzisz, jaka skleroza.
Ale boskie są chłopaki i wolałam się wygłupić niż zaniedbać!
😆
WandaTX,
Ja rowniez sie rozchorowalam po pierwszej konsumcji ostryg. Te ostrygi byly sprzedawane w sloiku i bardzo daleko stad. Dopiero tu „nauczylam sie” jesc ostrygi. Na plazy.
Ostryg z Pike Place Market tez nigdy nie jadlam. Nie znaczy to, ze na rynku ostrygi nie sa swierze. Tu mowi sie, ze ostrygi sa zywe (live), a nie swierze. Jesli muszla jest zamknieta, ostrygi sa zywe. Tak jak juz Tobie mowilam Pike Placa Market jest ku radosci turystow. My idziemy na plaze.
Od Ciebie jest dosyc blisko do Zatoki Maksykanskiej. Podobno zycie wraca tam do normy.
Nowy,
Jak sie miewaja Maine lobsters? Ladnie po wlosku nazywane „aragosta”.
Tak Orco, podobno wraca do normy. Ostatnio tam bylismy z dwa lata temu, jeszcze przed BP ale za to po huraganie Ike. Jeszcze byly slady mimo widocznego wysilku doprowadzenia Galveston do ladu.
Pada śnieg – bardzo drobny, suchy, niezbyt gęsto pada. Jeszcze nie wychodziłam, za oknem mało zachęcający widok. Z piesem pójdzie Młodsza przed wjściem na kurs. Po kursie Młoda jedzie do szkoły, gdzie dzisiaj duża impreza rockowa – Garaż 2011. Młoda nie należy do głównych organizatorów, ale zobowiązała się pomóc koleżankom. W domu będzie dopiero wieczorem (kilknaście zepołów, soliści, przegląd) Jednym słowem razem z Radkiem zostajemy dzisiaj na gospodarstwie sami.
Swieze
dzień dobry w śnieżny poranek 🙂
Moje psy widząc nowy śnieg oszalały ze szczęścia. Później, przy doprowadzaniu śniegowych bałwanków do psiego ładu, trochę im miny zrzedły.
Te wszystkie owoce morza, o których tu ostatnio sporo, przywodzą mi na myśl wspaniały czas wakacji i podróży. W domu to tylko rybka i czasem krewetki 🙂
Barbaro – psy kochają świeży śnieg. Radek przyszedł mokrusieńki, nawet w uszach miał pełno śniegu, bo niuchanie polegało na rogarnianiu śniegu mordką. Przy okazji skakał w małe zaspy tylko mu ogonek wiewał.
Pyro, oj tak, wpadanie z impetem w zaspy, gonitwy i tarzanie się w śniegu, to jest to co pieski lubią najbardziej, no i to tropienie śladów, które śnieg przykrył 😀
Dzień dobry,
Pyro, wspomniałaś wczoraj, że bedziesz przygotowywać roladki schabowe ze sliwkami. Zabrzmiało mi to kusząco 🙂 Czy możesz napisać, jak je przygotowujesz? Być może już kiedyś wyjaśniałaś, ale nie pamietam.
Alino – to mój sposób na twardy schab, który się trudno rozbija (te nowe odmiany świń mają mięso o innej konsystencji i znacznie mniej tłuszczu).
Pokrojony na kotley schab pobijam tłuczkiem z lewej i s prawej, lekko solę, posypuję pieprzem. Na każdm kotlecie kładę dwie śliwki bez pestek i zwijam roladkę, którą dodatkowo zawijam w pasek wdzonego boczku – spinam wykałaczką i już – obsmażam i duszę w rondlu pod przykryciem ok godziny (racej mniej) Są smaczne, kruche, w sos możez dać trochę calvadosu ale niekoniecznie. Mało roboty i coś innego na talerzu. Obiadowo daję dwie roladki na twarz, kolacyjie – jedną.
Alino – c.d.
okazało się, że i śliwek i boczku wystarczyło na 7 roladek. Pięć pozostałych kotletów przeznaczę na schabowe (dziś wieczorem męski mężczyzna je kolację, więc wiadomo – napaść trzeba solidnie) i my z Anią też dzisiaj pokotlecimy. Roladki będą jutro.
Witajcie,
Niestety chrzanowski targ również nie zachwyca. Za to mamy swój ulubiony sklepik mięsny, czynny tylko 2 dni w tygodniu (piątek-sobota), gdzie zaopatrujemy się w świeżą wieprzowinę i wołowinę, szyneczki i balerony wędzone. Przyznaję, że dzięki nim polubiłam tatara.
Mamy też ulubiony sklepik z serami, gdzie z właścicielem można pogadać nie tylko o cenach.
Nemo,
A oglądałaś szwedzkiego Wallandera? Też deprymuje (Mankell to nie Chmielewska) ale jakoś bardziej mi przypadł do gustu.
Pyro, dziękuję za przepis, jest prosty, tym lepiej 🙂
Alino – przypomniał mi się jezcze patent Haneczki – zawija w mięso pasek żółtego sera i pasek czerwonej papryki – jadłam, bardzo dobre.
Moja Ryba natomiast zawija rodzaj taponady – zmiksowane oliwki czarne i zielone, oliwa, czosnek – te mnie smakują mniej.
Ewo – witaj! Jak tam Aryka? Sprawodawaj.
Pyra, nie dodajesz zadnego plynu do sosu. Tylko wytopiony tluszcz i calva ?
podrzucę jeszcze mój domowy sposób na roladki schabowe. Do wewnątrz daję kawałeczek masła i wiązkę natki pietruszki. Oczywiście sól, pieprz do smaku. Obsmażam i duszę (dodając czosnek, czy razem z drobno posiekaną cebulką, zeszkloną na patelni po obsmażaniu mięsa) podlewając nieco wodą. Tym sposobem też czasem robię roladki z piersi kurzej.
Już niedługo zobaczę nagłówki w porannej gazecie – rzeźnik Aliny okazał się mózgiem gangu złodziei obrazów z boczku i słoniny, po wizycie Zgagi u Bliklego zabrakło pączków, wybory w Ugandzie wygrała Nemo.
Zamiast porannej lektury
Elap – podlewam trochę wodą – kilka razy po toszeczku. Trochę też potem ten sos doprawiam.
Dzieki. Beda zapisane jako rolada Pyry.
To nie jest obraz z boczku i słoniny 🙂 a zwierzęta sa głodne
http://www.insecula.com/oeuvre/photo_ME0000059009.html
Alino – Zamów ulubione wędliny u swojego rzeźnika 🙂
Ależ jesteście nieznośne dzieciaki. Do kąta proszę.
U mnie robione sa roladki roladki typu standart: ser + ogorek kiszony + grzybki marynowane i dyzurna szyneczka. Rodzinka uwielbia. Przepis Pyry wyglada kuszaco. Pyro, robisz jakis dodatkowy sos???
W nocy wialo jak ch….a, myslalam, ze porwie dom. Spac sie nie dalo, a dzisiaj pada snieg.
Buziaki,
Chodzi za mną, chodzi już od dwóch tygodni albo i trzech. Innym też się podoba jak widać na załączonym „obrazku”
http://www.youtube.com/watch?v=LX1fiE0U1qA&feature=related
E.
echidno nic z tego. pokazuje jedynie cos takiego: ??? ????? ???????? ??????? ?? UMG. ??? ?? ? ????? ??????
czyzbys ukryla tam jakies panienki?
Prawie jak ” Niech żyje walc ” Maryli Rodowicz…
Jaki walc? Bal oczywiście …
http://www.youtube.com/watch?v=MaM8_Lbg2vk
Orca, 1:39,
U mnie podwodny światek tkwi w bezruchu zimowej drzemki, a wspomnianych przez Ciebie stworzeń i tak nigdy nie niepokoiłem – gdyby ode mnie zależało żyłyby sobie spokojnie gdzieś tam w ME, NH, MA.
Nie mam sumienia ich gotować, ale moja hipokryzja pozwala mi w sezonie chodzić z wędką i nadziewać ryby na zdradliwe haczyki nie dbając o ich samopoczucie po wyciągnięciu z wody. Na to jednak trzeba poczekać do maja, gdy wędrujące gatunki podpłyną bliżej Północy.
Wszystkim beztroskiej soboty życzę 🙂
U mnie słońce, ale chłodno.
Nic nie ukrywam. Co panienki mają do tego? To tak na marginesie.
Spróbuj skopiować. Mnie tam się otwiera bez problemu.
E.
Witam w śnieżny poranek.
Leno,
faktycznie wiatrzysko chciało chałupę porwać w siną dal, ale stawiła opór.
Mam super-duper nowy komputer (właśnie się składa, chłop ma zabawkę), ale żarówki zapasowej nie ma 🙁
A właśnie się mi była spaliła w lampce przykomputerowej. Idę do zajęć, bo zdaje się ta maszyna też będzie zaraz w robocie, przeprowadzka do nowej.
Przyjemnej soboty!
Mnie się otwiera sznureczek echidny bez problemu.
Milusinscy!
Popelnilam „standard” przez „T”, to jak ktos nie dospi w nocy. Przepraszam wszelakie uczucia.
Buziaki,
Mnie się też otwiera Szostakowicz bezproblemowo.
Lna – wychodzi normalny mięsny sos z podwędzanym smaczkiem; dosyć jasny; solę pieprzę wrzucam kawałeczek chili, wlewam kilka łyżek calvadosu (jak mam) na koniec wrzucam kulki z masła i mąki dla zagęszczenia.
Ile z tej aury mozna zauwazyc jeszcze dzisiaj
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9126352,_Niech_mnie_pan_pusci__co_panu_szkodzi__ze_bede_zyl__.html?fb_ref=su&fb_source=home_oneline
mi to moze sie jedynie scyzoryk otworzyc na taka miedzykontynentalna wspolprace. no i co z tego ze gdzies sie otwiera, a u mnie dupa kwas
echidno, co to bylo? ciekawosc mnie zzera
To był „Andre Rieu – „Shostakovich’ Second Waltz”
Wróciłam. Wprawdzie nie z Ugandy, ale też miałam do wyboru: biegówki na oblodzonej trasie lub 4-godzinny marsz po oblodzonych pagórach 🙄 Wybrałam to drugie i… przeżyłam 😉
I nic w tym złego – standart po polsku jest przez „t”.
Zjechawszy w dolinę wstąpiliśmy do znajomego chłopa (tego, co u niego destylator wędrowny stacjonował) i nabyliśmy worek ziemniaków Desiree oraz 10 jaj prosto od kury. Czekając w ciepłej i pachnącej sianem oborze (po egipsku Muu-barak) przyglądaliśmy się ok. 40 krowom, stadku kóz i małych cielątek, a one oglądały nas z równym zainteresowaniem 😉 Po kwadransie przybył chłop z workiem ziemniaków na grzbiecie i pudełkiem jaj w dłoni i zaniósł nam wszystko do auta. Kiedy mu powiedziałam, że w jego oborze ładnie pachnie, zapytał: Kozłem? 🙂
– Nie, sianem, czystymi krowami, mlekiem…
Po powrocie do domu stwierdziłam, że mój sweter zdążył nasiąknąć zapachem tej obory i pachnie… kozłem 😯
Resztko resztki – jednak przez t.
D na końcu wyrazu w wymowie się ubezdźwięcznia.
Co, oczywiście, jest drobiazgiem, który absolutnie nie powinien Lenie zakłócać snu. Ja tak tylko dla porządku.
No przecież mówię, że przez „t”!
Wogóle to strasznie mnie coś w „t” strzyka i łupie….
Resztko,
daj się przekonać 😎 Przez „t”! Na 100 procent!
😉
ale ogolnie i szczegolnie to przez „d”
No, standardowo, to tak 🙄
… w wersji pisanej 🙄
a jeszcze bywa ze to jest fonetycznie sztandart
albo sztandar
Pyro najdroższa, wódką siebe podlewaj, nie potrawy. Im bardziej podlewasz, tym bardziewj „mądrości Twoje” na nas spływają. I oświecają nas „Torą”, a może nawet samym „Kapitałem”.
Avanti popolo
Sorry, to z wysokogórskiego niedotlenienia 🙄
A to głupi chochlik.
Przez D, oczywiście.
Sorry za zamieszanie.
A „Sztandart” to jest to:
http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://dic.academic.ru/pictures/wiki/files/83/Shtandart.JPG&imgrefurl=http://dic.academic.ru/dic.nsf/ruwiki/1346577&h=2304&w=3072&sz=3444&tbnid=zB-z0brT8sE23M:&tbnh=113&tbnw=150&prev=/images%3Fq%3Dshtandart&zoom=1&q=shtandart&usg=__jO3ycXiA___zJsjst9Q7wHUgxOU=&sa=X&ei=yPpfTZmzA8mEOt-h4c0N&ved=0CDUQ9QEwBA
Dałam za długi sznurek i zaparło.
A „Sztandart” to jest to:
http://dic.academic.ru/dic.nsf/ruwiki/1346577
Hasta siempre
Ewo,
Wallandera znam w różnych wersjach. Był taki
jako, ze te trzykolorowe i jednokolorowe sie zdewaluowaly to prosze:
http://us.123rf.com/400wm/400/400/Suljo/Suljo0805/Suljo080500009/3001085-zuwinkend-piraten-flagge-isoliert-auf-wei-em-hintergrund.jpg
… i taki
I Kenneth Branagh. Ze Szwedów lepiej podobał mi się ten drugi.
http://www.youtube.com/watch?v=fMXXy9tnlSc
Drugi Szwed
Nemo, wole Anglika .
szwedzki najemnik
http://www.mackiewicz.olsztyn.pl/blog/2010/01/rycerz-z-gosciszewa/
Elap,
z tych trzech to ja też, ale nie zawsze, bo Branagh jest czasem zbyt emocjonalny, a Wallander to przecież Szwed 🙄 No, ale wczoraj umarł mu ojciec, a Polka mordowała paskudnych facetów… Trzech. Czwartego uratował Wallander 🙄
Kwasnica albo raczej kapusniak. Azalia dla zony i sniadanko dla nas. Dzisiaj kielbacha biala jak snieg (za oknem nadmiar a i mroz trzyma, rano -27C). Kielbaski od niemieckiego kielbasnika, podsmazone, podsypane serem z cebulka i salsa na boku. Bagietka od francuskiego bagietnika. Dwa rodzaje chrzanu oba z kraju co chrzanem plynie czyli z Kraju. Z azalia kocha sie bazylia opita bejlisiem. I to by bylo na tyle.
https://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Sniadanie2?authkey=Gv1sRgCKHFvLHk2ZztEw#slideshow/5575469699555341458
Co to jest, to „nemo”? Wasz blogowy „jędrek-mędrek”, czy cóś?
YYC, kiedy widzę takie rzeczy jak to u Ciebie na stole, to bardzo żałuję, że nie mamy opanowanej techniki teleportacji. Albo ja – na całość, albo przynajmniej ten kapuśniak w moją stronę… 😎
Nisiu – Poznań bliżej niż Calgary, chociaż tam ładniej, a i kucharz przystojniejszy od Pyry
Blogowy „cadyk” – pancia Radzia, blogowy „mędrek” (osobista, osobistego) , blogowa „młodzieżówa” (bardzo, bardzo nastoletnia „osobista” Kiciora), ale cyrk!
No to chodzmy na calosc Nisiu. Czekamy… 🙂
Kapusniakiem sie pochwale bo naprawde dobry wyszedl Basi. Dawno juz nie jadlem to tym bardziej smakowalo. Na gesich grzbietach i skrzydelkach, wedzonych zeberkach i pysznej kielbasie z Toronto (najlepsza jaka tu jadlem).
YYC, dzięki serdeczne, ale są kłopoty z głupią teleportacją!
Pyruniu, też dzięki, ale i do Poznania mi na razie daleko. Robota mi na głowie siedzi i przeszkadza.
Nawet rosół mi nie wyszedł, bo nie dopilnowałam i gotował się jak głupi, aż kompletnie stracił kolor. Smakować smakuje, ale nie wygląda!
A Basiowo-Sławkowy kapuśniak wygląda, oj, wygląda…
👿
karolku,
dobrze, że jesteś, bo nam tu klauna brakowało. Nie wiem tylko czy poradzisz, bo publika bardzo wymagająca, a narazie, delikatnie mówiąc, kiepsko Ci idzie.
Kiedyś, „osobisty”, „ukochany” zwany był po prostu konkubinem. No, może nie w Szwajcarii, gdzie wszystko bliżej nieba. Nomo, w teleturniejach grać, „zdrapki” zdrapywać, rozwiązania rebusów wysyłać, byt zapewniony.
Witam, smutno mi dzisiaj bo pożegnaliśmy naszego wyjątkowego Arcybiskupa.
Dzień był zimny…
Nowy, jak tam ocean? Chlupie?
Jejusiu, jak mi się robić nie chce!
http://www.youtube.com/watch?v=1kQwREgf3Z4&feature=related
Dedykacja dla Nisi :
:Ni mom chęci do roboty,
ani z rana, ni wiecorem.
Hej, wejdę na wiersycek
będem dyrektorem.
Do powiatu będem pisał
bardzo pikne sprawozdania.
Hej! Kupie se kapelus bo bydę się kłaniał.”
Marzeno – niestety gorzej rokują ci, którzy zostają.
Dedykacja dla Pyry:
http://www.youtube.com/watch?v=1kQwREgf3Z4&feature=related
Nemo,
No to ja oglądałam drugiego Szweda i Branagha. Wolę Szweda.
na razie 😳
Nisiu,
Pewnie, że chlupie, dzisiaj nawet bardzo głośno, bo wiatr silny. Słychać go z daleka. Ale do nocnych wypraw na ryby jeszcze co najmniej 2 miesiące. 🙁
Karolku,
recenzentów bywało tu już sporo, niektórzy po kilka razy, próbuj i Ty 😉
A może jesteś jednym z tych żądnych uwagi, a nikt Cię do piersi nie przytuli i nie powie, żeś ukochany, osobisty, umiłowany 🙁 No to przynajmniej zamieszaj na jakimś blogu, dlaczego inni mają się czuć lepiej od Ciebie?
Mam nadzieję, że nie chodzisz wieczorami po parku i nie rozchylasz poł jesionki znienacka, bo klimat za surowy i jeszcze się zaziębisz 🙄
U mnie na kolację były ziemniaki w cienkich plasterkach zapiekane z czosnkiem, śmietanką i rozmarynem. Do tego łosoś duszony w białym winie, roladki z flądry z zielonym pieprzem i koniakiem i sałata rzymska z winegretem.
Do picia białe szwajcarskie wino. Mam dobry humor, czego wszystkim z Karolkiem włącznie życzę. Na cały weekend 😉
Wznoszę zdrowie pt Blogowiska naszego (wiśnióweczką, malutki kieliszek)
Ni mom checi do roboty,
i Radek jej ni ma,
i synuś, i Ryba , wszyćko to już kima.
PRL-u b kochany,
a gdzie ty, a gdzie ty,
gdzie te bigosiki, mielone kotlety
Kiedyś to ja była żona oficara,
tera tylko internet
brak zdrowia doskwiera…
Marzeno, Arcbiskup był rzeczywiście „wyjątkowy”.
Nic nie stoi na przeszkodzie, byście z Pyrą napisały stosowny panegiryk, mając na względzie poetyckie pomysły, którymi należy obdzielić w niedalekiej przyszłości (Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy) towarzyszy biskupów: Pieronka i Gocłowskiego.
Wiśnióweczką??? Malutki??? No, nie!!!
Tak się w ludowym wojsku pijało?
Pomyślał by kto, że to prawda.
A, fe!!!
Nemo, ani mi się chce, ani muszę.
A teraz („mądrego , to i posłuchać warto”) lecę do parku. Pod jesionką nic mam. Ala będzie ubaw!
Karolek, fajnie, ze jestes, wyraznie zwialo namiot i sie miotasz, usiadz, ogrzej sie odetchnij, tutaj niektorzy nawet juz widelcem operuja i nie tylko samogon z gwinta, moze sie czegos nauczysz?
Ty jeszcze bez filtra?
mam tez zle wiesci: zamkli „U Zygmusia”
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum1902112105?pli=1#
Pani Namo, wszystkiego dobrego z okazji wczorajszego Dnia Kota. Kota w głowie i poza nią.
karolku, nic absolutnie n i c pod jesionka sie nie majta?
A ja bardzo pracowicie spędzam wolną sobotę i dlatego nie zawracam towarzystwu gitary 😉
Spojrzałam uważniej na ogródek – na śniegu mnóstwo połamanych gałęzi. I ma się znowu minusowo, pewnie YYC podesłał te minusy, a teraz wsuwa kapuśniak 👿
Nisiu,
teleporting dopiero w marzeniach, co to jak ptaki szybują po niebie 🙁
Jutro zrobię polędwicę wieprzową ze śliwkami, dzisiaj kończymy żur, Jerzor dodatkowo odsmażane ziemniaki (właśnie odsmaża na bekonie, który jest bardzo niezdrowy pono).
Komputer oczywiście przeprowadzony, komentarze w stylu – kobito, co ty tam trzymasz w tym pudle, ładuje się i ładuje…
Osochozi, przecież ten nowy jest 5 razy pojemniejszy od starego 🙄
Wracam do zajęć w podgrupach jednoosobowych.
Dorotolku, nie jest tak źle, ale gdy będę w Waszy wieku, kto wie.
A teraz naprawdę nie mam już czasu.
Jest tyle przyjemniejszych ( i mądrzejszych rzeczy) , niż klepanie w klawiaturkę.
Smutne, że to jedyna przyjemność dla 50% uczestników tego blogu.
A było siedzieć w kraju.
no to wiadomo kto „klepie” w charakterze karolka, a wieczorem wlos mi rzednie…
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80276,9135149,Zloty_Niedzwiedz_dla_Iranu__Polacy_ze_statuetkami_.html
Tyle było zamieszania o to „t”, że też odpadło. Było siedzieć cicho….
Dobra pamięć może się przydać. Pewien cytat, z tym samym błędem, wydał mi się znajomy… I proszę! Chyba już wiem, jak ma na imię mój grudniowy „wielbiciel” gogol Karolek 😉
Trzeba przyznać, że maniery jednak mu się poprawiły, choć sympatie ma niezmienne 🙂
Smutne, że to jedyna przyjemność dla 50% uczestników tego blogu.
A było siedzieć w kraju.
No to spadaj, karolku.
http://fizy.com/#s/1msvnk
Po zakupach przed impreza. Czyli dobrze.
Nisiu, teleportacja ma sie zmienic. Za rok,dwa, kiedys PLL LOT ma miec wymarzone zeppeliny. W tych zeppelinach miejsca na nogi tyle, ze juz nie bedzie trzeba zostawiac stop u sasiada z przodu. Stewardesy maja byc jak tancerki z jeziora labedziego a piloci wszyscy z dywizjonu 303. Wisniowka ma sie lac struminiami i zatrzymywac dopiero przed kabina pilotow. Jednym slowek teleportacja jak marzenie bo w wymarzonym „Dreamlinerze”. Za rok i pol a dokladnie w polowie czerwca do polowy lipca planujemy ze znajomymi wyjazd na Alaske i Yukon szukac misia Yogi. Zapraszamy. W programie „painkilerow” moc dla porownania. Lososi ze strumykow tez moc i..tutaj uwazaj… halibuty z zatoki Cooka w miejscowosci Homer, ktora sie mieni stolica polowow halibuta. Sa absolutnie fantastyczne. O krolewskich krabach w Homer nawet nie wspomne. Taka sobie luzna propozycja. Poki co lecimy na party imieninowo urodzinowe i sie zegnam bo zona goni. Zalacze zdjecia z wspomnianych miejsc jutro bo teraz juz czas goni 🙂
YYC, boskie wizje. Zwłaszcza co do misia Yogi, którego zawsze byłam wielbicielką. Podobnie jak halibutów. Zaproszenie mnie wzruszyło. Któż jednak wie, co będzie za półtora roku? Może przejedzie mnie Dreamliner, a może kręgosłupik trzaśnie mi na dobre. A może przyleci wróżka z różdżką (albo odwrotnie), machnie i znowu będę miała trzydziechę…
Dzięki za to ciepło na sercu, które aktualnie samopoczuwam!
😆
PS – z tymi nogami w samolocie to święta racja. A do niejakiego Embraera 145 będę chyba musiała się w końcu odchudzić… 👿
@nemo:
tylko u-boot, albo speleologia.
nie wiem czy sie powtarzam, ale wlasnie
pasjonuje mnie ponizszy temat bo pojechalem do rybakow i
nabylem rybe i mam nadzieje, ze sie nie obraza,
ze sie nie zrobie go po meklenbursku tylko:
Szczupak a´la byk
Ladnego szczupaka sprawic, osolic, popieprzyc i wypelnic szczypiorkiem, koperkiem , nacia pietruszki i ulozyc na posmarowanej maslem blasze;
Oblozyc plasterkami boczku i piec przy 160-180 C .
Podawac z ziemniakami z wody i mizeria
p.s.
smacznego!
przepraszam za bledy!
Dzień dobry. Piękne propozycje – Calgarczyka wyprawa nad Yukon i Byka szczupak pieczony. Byku – szczupakowi do brzucha trzeba by dać kilka kawałków masła na to zielone. To chuda ryba i prócz osłony zewnętrznej, trzeba jej jeszcze trochę tłuszczu w środku.
YYC – Młodsza oszalała alaskańsko. Pytania dwa:
1. Ile by trzeba mieć kasy oprócz biletów Poznań – Calgary i powrotny?
2. Cy to musi być od połowy czerwca, bo jej nie dadzą urlopu przed 25 czerwca.
Wreszcie pada 😎 W dolinie wprawdzie tylko deszcz, ale po 4 tygodniach suszy dobre i to. Trochę wyżej – śnieg!
Yurek,
nie grzeszysz uprzejmością wobec Karolka 🙄 Człowiek odrywa się od ogromu ciekawszych zajęć i wpada na inspekcję, a Ty – „spadaj, karolku”? No, nie uchodzi 🙄
Karolek wprawdzie w kraju pozostał, ale składnię ma germańską i pod jesionką „nic ma” 😯 A jak nic ma, to i nikogo przestraszy 😉
@pyra:
dziekuje;
robie poprawke kursu.
Roldki schabowe zostały należycie uczczone. Były pyszne i w bardzo eencjonalnym sosie (do duszących się roladek dałam małą cebulę w połówkach – sos się lepiej rumienił) do tego wypiekany ryż i spora porcja opieniek w maśle. Chyba ie będę już zamrażała opieniek, bo Młodsza ich nie lubi – za mało grzyba w grzybie – tak mówi, rzeczywicie ten mączny posmaczek po rozmożeniu jest wyraźniejszy. Ja swoje grzyby zjadłam.
Żabo Kochana-nie wiem,czy te słowa przeczytasz,bo na blogu ostatnio głównie Cię nie ma 🙁 ale podziękuję Ci tak,czy inaczej :
za Panią Grażynę od wołowiny.Przesyłka dotarła,znakomicie zapakowana i zawierała cały przegląd wołowych kawałków.Na pierwszy ogień poszła pręga i została przerobiona na gulasz z suszonymi prawdziwkami.Wyszedł na szóstkę (dla niezorientowanych wyjaśnię,że w dzisiejszych czasach,to najlepsza ocena w szkole).Myślę,że to zasługa i mięsa i gospodyni 😉
Do gulaszu podamy puree ziemniaczane wzmocnione smakiem przesmażonej cebuli oraz zielonej pietruszki.Z cebulą tym razem można było zaszaleć,bo Osobisty cebuli nielubiący właśnie opuścił na kilka dni rodzinne pielesze.Puree zostanie lekko posypane bułką tartą i zapieczone,w celu nabrania rumieńców,w piekarniku.
Do tego wymyślimy jakąś sałatkę na bazie kapusty pekińskiej.
Wczoraj odwiedziliśmy dobra nadbużańskie.Rzeka rozlana szeroko,jeszcze bardziej niż na zdjęciach,które prezentowałam jakiś czas temu,częściowo pokryta lodem.Wszystko to wygląda pięknie,ale dosyć groźnie.
Krystyno- te kiełbasy na zdjęciach Aliny to z całą pewnością nie salami.Są to zapewne suszone kiełbasy wieprzowe.Takie jak te :
http://saucisse.fr/F_frame.html?http://saucisse.fr/
Często ich smak urozmaica się różnymi dodatkami-ziołami,serami,figami itp… Jest ważne by kroić je na bardzo cienkie plasterki.Podawać oczywiście z bagietką i czerwonym winem 🙂
Dzień dobry,
Pyro, roladki Twoim sposobem przewidziane są u mnie na jutro.
Lubisz francuską piosenkę, posłuchaj tej
http://www.youtube.com/watch?v=V4yksok0LGo
witam serdecznie 🙂 słonecznie acz zimno i coraz zimniej! U mnie zalewajka pachnąca czosnkiem i majerankiem. Na drugie – resztka duszonego kurczaka z kokardkami (taki makaron, jakby ktoś się dziwił), ogórek kiszony. A poza tym, to spacery, spacery…
Dla Pyry Młodszej -dogodny termin Alaski:
http://logostour.pl/index.php?id=167
Jak się nie ma przyjaciół „tam” to pozostaje jak wyżej .
Mój komentarz nie wiedzieć czemu czeka na akceptację.
To skopiowałam i może teraz uda się zamieścić :
Żabo kochana-nie wiem,czy te słowa przeczytasz,bo na blogu ostatnio głównie Cię nie ma ale podziękuję Ci tak,czy inaczej :
za Panią Grażynę od wołowiny.Przesyłka dotarła,znakomicie zapakowana i zawierała cały przegląd wołowych kawałków.Na pierwszy ogień poszła pręga i została przerobiona na gulasz z suszonymi prawdziwkami.Wyszedł na szóstkę (dla niezorientowanych wyjaśnię,że w dzisiejszych czasach,to najlepsza ocena w szkole).Myślę,że to zasługa i mięsa i gospodyni
Do gulaszu podamy puree ziemniaczane wzmocnione smakiem przesmażonej cebuli oraz zielonej pietruszki.Z cebulą tym razem można było zaszaleć,bo Osobisty cebuli nielubiący właśnie opuścił na kilka dni rodzinne pielesze.Puree zostanie lekko posypane bułką tartą i zapieczone,w celu nabrania rumieńców,w piekarniku.
Do tego wymyślimy jakąś sałatkę na bazie kapusty pekińskiej.
Wczoraj odwiedziliśmy dobra nadbużańskie.Rzeka rozlana szeroko,jeszcze bardziej niż na zdjęciach,które prezentowałam jakiś czas temu,częściowo pokryta lodem.Wszystko to wygląda pięknie,ale dosyć groźnie.
Krystyno- te kiełbasy na zdjęciach Aliny to z całą pewnością nie salami.Są to zapewne suszone kiełbasy wieprzowe -mięso i słonina,
której białe oka widać bardzo wyraźnie.
Często ich smak urozmaica się różnymi dodatkami-ziołami,serami,figami itp? Jest ważne by kroić je na bardzo cienkie plasterki.Podawać oczywiście z bagietką i czerwonym winem 🙂
Łotr nie lubi chyba francuskiego słowa saucis se – kiełbasa.
Chciałam zamieścić link do producenta takich suszonych kiełbas,
ale wygląda na to,że to się nie uda.
O tej gospodyni to oczywiście dodałam nieskromnie 😉
Gostuś – już wiadomo, że ta Alaska pozostanie w sferze mare Młodszej. Nie ma siły, żeby była w stanie zebrać taką kwotę, chyba, że ten Totek albo co?
errata – sfera marzeń (muszę kupić klawiaturę)
Latorośl zabrała się za robienie babeczek czekoladowych.
Po raz piąty w ciągu ostatnich 3 tygodni,ciągle według tego samego przepisu (Alino pozdrowienia).
Domyślacie się,kto uwielbia te babeczki najbardziej- Ukochany rzecz jasna! Zawsze jednak zostanę przy okazji poczęstowana 😉
Pyro! Żyj wiecznie! Książka przyleciała! Już chciałem zacząć czytać, ale zostawiam na rejs, który zaczynam za parę dni. Jeśli nad Hondurasem przeleci ryk śmiechu, tzn, że czytam!
Pyro, wydałaś fortunę na znaczki. Jak ja się wypłacę łaskawej Pani?
Pozdrawiam
PS Jednak podczytałem troszkę (jak Jaracz na pieńku siadywał…)
Cichalu – jest tam anegdotą, której humor swoją finezyjnością urzekł mnie dokumentnie – o tym, jak wielkiemu aktorowi młodziutka artystka wypłakiwała się w kamizelkę, że ukochany człowiek ją lekceważy. Ona przychodzi, a on nieogolony i niepachnący… Wielki aktor głaszcze ją pocieszająco i mówi „A może, Kochanie, spróbuj być troszkę punktualna?”
Cichal – nadal piję herbatę z Twoim rumem (prosię nie jestem – wiśniówka nabiera mocy).
Dzień dobry 🙂
Żyję, tylko mało aktywnie, bo zaraza nie odpuszcza. Czytam, oglądam i słucham jedynym czynnym uchem. Blogowe wnuki budzą we mnie coraz silniejsze babciowe instynkty…
Jak zwykle, nie ma tego złego, co by na dobre itd. Straciłam węch, smak, przyprawiam wszystko na czerwone oko, a pan mąż właśnie teraz wyjątkowo chwali moje gotowanie 😯
Alino, co to jest to stożkowate?
Witam Szampańsko,
chociaż jakby mnie coś połamało w kościach, na odwilż idzie, czy co?
„Blog jedzeniowy” (jak mówi Jerzor), więc stosownie do miejsca ciągle rozprawiamy o jedzeniu i zapomnieliśmy, że trolla się nie karmi. Jego pożywieniem są nasze reakcje na zaczepki. Ignorować – i zniknie, bo co to za zabawa, jak nie ma reakcji.
Na parapecie rozkwita mi reszta tulipanów, te zdradzają jakiś kolor, dwa pierwsze są białe. A za oknem zima trzyma (-14C), jest piękne, bezchmurne niebo i słońce.
Wracam do zajęć, życzę wszystkim pięknego dnia 🙂
Witam Kochani,
U mnie w domaszku spokojnie, lece do sklepow bo jutro jest „family day”, oklepalam ‚tu tu sroczka…”. Jezeli chodzi o piosenki to jestem ta najgorsza na swiecie. Jakies murmurandum moge zapodac szczegolnie jak jest starsze przygluchawe towarzystwo. Wnusia mi zal toz odpuszcam sobie.
U mnie pieknie, -6 i piekne sloneczko. Zyc sie chce.
Buziaki,
Alicjo, no co Ty! Troll stworzenie boże, nakarmić trzeba. Ta cóż by on bez nas zrobił, biednieńki. Sam konceptu na życie nie ma, jak ta jemiołka (żeby już nie wymieniać szpetniejszych pasożytów) cudzego życia się czepia, cudzym się żywi. Nie żałuj biedocie, bo to niehumanitarne!
Leno – dla Ciebie wierszyk alternatywny, jakby klasyka się dziecku znudziła…
Koło swego domaszku
siedzi babcia na daszku,
wierszyk w główkę se wbija,
bo tak chce familija.
Przeleciały dwie sroki –
aż się wzięły pod boki.
Babcia sroki złapała,
sznureczkami związała,
trzyma obie za ogon:
niech się uczyć pomogą!
Haniś – wiosenne słońce nas uleczy.Też się uśmiecham do dzieciaczków w wózeczkach, a najbardziej do Kolumbów – takich co to drobią chwiejne kroki ruszając na podbój świata. Wiem, że to bezproduktywne, ale lubię takie. I co mi zrobisz? Nic pan nie zrobisz (cytat z Zaby).
Leno, to nie o Tobie, tylko tak mi się przypomniało:
Dziecko płacze jakby obdzierane ze skóry, na co niańka: nie płacz dziecinko, zaśpiewam ci kołysankę.
I śpiewa. Wtem uchylają się drzwi i przez szparkę ktoś mówi: lepiej niech już płacze.
Do albumu z tegoroczną zimą dołożyłam kilka wczorajszych obrazków.
Na dworze nadal deszczowo. W piecu szarlotka z musem jabłkowym, pora zaparzyć herbatę…
nemo,
pięknie u Ciebie!
Nemo – oglądam ten świat u Ciebie i (jak zwykle) wpadam w kompleksy. Pocieszam się jednak – przecież nawet kiedy miałam 16 lat to zimę przez szybę najchętniej, więc skąd niby tak, jak Nemo? Eh, rózni są ludzie; ja mam w sobie coś z kota – tego przy piecu, a Nemo z zimorodka – kolorowo na śniegu.
A to jest myśl, Nisiu 🙂
Może by go tak jeszcze poprzytulać trochę do memłona, pogłaskać…a nóż-widelec* zechciałby zostać naszym Ulubionym Osobistym Trollem? 😉
* „o” z kreską, żeby było kulinarnie
No, nie, Alicjo – my przy stole, a tu troll wyciąga koloraturę, jak ta niańka… Lepiej nie.
Pyro,
zagłuszymy, jakby co 😉
Kapitanie ,
czyżbyś się udawał w jakąś egzotykie? Zapodaj więcej, bo ciekawość mnie zżera (jak to przy stole).
Danusiu, dziękuję Ci za odpowiedź dla Krystyny. Tak, chodzi o kiełbaski wieprzowe a nie o salami. Najczęściej są dość suche a kroi się je bardzo cienko.
Haneczko, stożki, o ktorych wspominasz (ostatnie zdjęcie) to panierowane wieprzowe golonki.
Nemo, bajkowo u Ciebie i słonecznie.
Alino, 🙂
było słonecznie, ale minęło i to podobno na kilka następnych dni. Wreszcie trochę śniegu! Pewnie niedługo zaczną się narzekania, ale teraz wszyscy się cieszą 😉
Dziś na kolację pasujące do pogody raclette, a tu wczorajsza zapiekanka
Zdjęcie trochę kiepskie, ale robiłam w pośpiechu i tylko jedno, bo głodna rodzina marudziła 🙄
Pyro,
zimę można polubić, jeśli nie zaskakuje drogowców, ułatwia poruszanie po górach i nie przesadza z mrozem 😉
Pora zaczac robote w pudliszkach
Jakem
Pan Lulek
Dwór Artusa
Nemo,
Za chwile ruszam do wloskiego sklepiku po zamowione przez dzieci gorace buleczki.Spiewac nie bede bo male by sie same spakowalo i wyszlo w cicha dal. A szkoda. Moje dziecie ma to po mamusi, lubi piosenki i rozne inne dzwieki..dziecie nie ma wyboru i musi to zniesc. Wole juz ta sroczke.
Prasowac nie bede!
Buziaki,
Nemo-nawet tu w Warszawie na Ursynowie poczułam,jak ta Twoja zapiekanka pachnie czosnkiem i rozmarynem 🙂
Pic co nalezy
stosownymi kielonkami
Pan z letka wii abyza
Pan Lulek
Osobiscie
Tu zdjęcie moich śniadań, drugie na tle pierwszego. To nie retusz, to czysta poezja 🙂
Wieczorem gorące jagody z lodami. Nie wiem jak przetłumaczyć słowo „pie” na polski. Po rosyjsku to podobno „pirog”, ale szanse na to bym do wieczora został Rosjaninem są nikłe.
Blueberry pie. Może ktoś to przetłumaczy. Okażę wdzięczność, raczej później niż prędzej. W nazwie musi być Litwa i Alaska.
Sławku – Dziękuję Ci za perspektywę 🙂
Ciasto w sensie…placek (z jagodami też może być) 😉
A propos placków – dziś dopracowaliśmy przepis na indyjski chleb naan. Teraz tylko to spisać i kolejna rzecz dopisana do ulubionych przepisów 🙂
Placku, w nie tak jeszcze starych książkach kucharskich – polskich jak najbardziej – istnieje coś, co się nazywa po prostu paj.
Dzien dobry,
Dzisiaj u mnie temperatura bardzo ponizej normalnej. +3C. Normalnie jest +10C.
Slonce swieci. Sasiad ubral sie w krotkie spodenki, t-shirt, zalozyl kask i odjechal swoim harleyem.
Na lunch – zgadliscie – filety z lososia polane sosem. Sos to cebula usmazona w oliwie z jagodami, kaparami i polana syropem klonowym. Do tego ryz pomieszany z „kelp” pokrojonym w paski.
St. Helens dostal czkawki.
Przyjemnego dnia.
Ja może nie na temat, ale chciałem pokazać gdzie byłem jeszcze w piątek po południu.
https://picasaweb.google.com/pegorek/Brunotte?authkey=Gv1sRgCPCqvI-hktyX3wE#5575842961573568370
Grupa zapaleńców powzięła sobie uratować ten dom w możliwie oryginalnym stanie. Dlatego badane jest wszystko z absolutną wnikliwością. Imponujące: Najstarsze drewna datowane są na rok 1562.
A może cytrynowy deser?
http://www.youtube.com/watch?v=Prmo6D218so
Pepe a za „wiela” onie chca ta chalupe uratowac, przeciez to duze
Dziękuję – Tarte au citron pasuje, nie może, ale idealnie.
Hura 🙂
Palcku tu masz inne „pie”
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,87978,9125714,Shepherds_pie___zapiekanka_ziemniaczano_miesna_,,ga,,5.html
Niniejszym donoszę, ze pogłoski o mojej śmierci są nieprawdzie, a nawet przedwczesne,
lączę ukłony
Stara Żaba
cokolwiek przedwczesne…
cokolwiek potwierdzam 😉
Pepegor,
fajny dom, trochę sfatygowany, ale wszystko chyba jest do zrobienia.
Odłożyłam robotę, chwilowo pastwię się nad świnią i co jakiś czas muszę zaglądać, co z nią. Za chwilę wrzucę śliwki.
Pepegor – duży ten dom i na samą myśl o tych okienkach podzielonych szprosami na szybki wielkości znaczka a pewnie żadna futryna już kątów ie trzyma. Bo ubytki w ścianach, to nie problem i jeżeli konstrukcja belkowa jest zdrowa? Anka kiedyś bywała w takim bretońskim domu ok 400 letnim – mówiła, że całość była już nieźle pokrzywiona, budynek nierówno osiadał, w rezultacie na jednym piętrze pokoje miały podłogi na różnych poziomach. Mieszkania w takich udynkach były znacznie droższe od nowoczesnych – utrzymanie kosztuje, remonty musą być wykonane w technologii orginału (np farby porządzane tak, jak w XVII wieku). Miasto tego pilnuje.
Alino, panierowane golonki nigdy nie były mi osobiście przedstawione. Bardzo foremne. To się gotuje, dusi, piecze, czy wszystko razem? Do czynienia mieć nie będę, z prostej ciekawości pytam 🙂
Nemo, do czego służy to drewniane, puste na przestrzał? Podobnie jak Pyra, jestem za chudy pachołek na Twoje góry. Podziwiam z szacunkiem, ale wolę z bezpiecznej oddali 😉
Po obiedzie – pół zawartości półmiska poszło, bo Jerzor podjadał ukradkiem jakieś kromy przed obiadem.
„Jak jestem w domu, to nie mam co robić i jem” 🙄
A poczekać na stosowną porę nie łaska?! 👿
http://alicja.homelinux.com/news/img_5635.jpg
O, jaka milutka świnka!
klasa
Pan Lulek
osobiscie
Zobaczymy
Osobiscie
Pan Lulek
No i co
Pan Lulek
bez skutku
Jakem
Pan Lulek
Haneczko,
masz na myśli to? To są nowe apartamenty dla krówek na ich letni pobyt na górskich wywczasach. Jeszcze nie całkiem gotowe, dlatego na przestrzał. Budowa zaczęła się późnym latem (fundamenty) i przed zimą powstała główna konstrukcja oraz dach. Wiosną dojdą ściany, okna i drzwi. Turnus „wczasowy” w tej okolicy zacznie się z końcem lipca i zakończy pod koniec września. Wraz z nastaniem lata zaczyna się wędrówka bydła na coraz wyżej położone pastwiska, a te szałasy służą głównie na pobyt dzienny, kiedy jest gorąco, a muchy i gzy – najbardziej uprzykrzone.
Panie Lulku,
widzę, że się obudziłeś w środku nocy jak ja 🙄 Kolejny raz próbowałam o północy obejrzeć „Rodzinę Soprano” i zasnęłam zanim się zaczęło 🙁
Panie Lulku, bo zmienił Pan nick, chyba przez nieuwagę dodał Pan r na końcu, i pewnie Pan musiał wystawać w poczekalni jako nowy gościu 🙄
Nic nie szkodzi, zameldował się Pan 🙂
Oddalam się do łoża, aby tam w pozycji horyzontalnej jeszcze przeczytać parę stron.
Dobranoc, dzień dobry i co się komu należy 🙂
Aha, i jeszcze to 😉
http://www.youtube.com/watch?v=uAsV5-Hv-7U
Montauk Point to najbardziej na wschód wysunięty skrawek lądu w stanie NY, z trzech stron oblany wodami oceanu, z najstarszą w tych stronach latarnią morską. Dzisiaj znowu się tam wybrałem w poszukiwaniu oddechu od codzienności. Znalazłem.
Fotki stamtąd już kiedyś na blogu pokazywałem, dzisiaj wkładam nowe, oczywiście podobne do tamtych, dlatego ogląda kto chce. Starałem się na nich pokazać rozleniwione, powolne, zimowe życie nad oceanem, stojące w bezruchu przystanie dla łodzi i kutrów, atosferę tej pięknej miejscowości bez turystów. Na ile mi się udało – nie wiem.
https://picasaweb.google.com/takrzy/MontaukLuty2011#slideshow/5575982091872794290
Dobranoc 🙂
Na warszawskim bazarze przy Zamienieckiej czasami wystawia stolik pan sprzedający miody. Jak on o tych miodach potrafi opowiadać, jakie mają właściwości, co leczą itd. Sprawia mu to wielką przyjemność, kupującemu też. To jest wyższość bazarów nad dużymi sklepami. Na bazarach jest drożej, ale towar lepszy i sprzedający mają pojęcie o tym, co sprzedają i pamiętają, jakie preferencje mają stali klienci.