Ucztowanie po angielsku
Bardzo często narzekam w tym blogu na kuchnię angielską. Natychmiast wówczas odzywa się londyńska Helena i mnie silnie strofuje. Chcę więc jej się przypodobać i przytoczę dziś dwie anegdoty o Anglikach, którzy ucztowali. Acz niechętnie, zwłaszcza gdy musieli wydawać na to swoje pieniądze. Chętniej gdy jedli za cudze.
Oto oni:
Przyjęcie u Newtona
Pierwsze przyjęcie Izaak Newton wydał w 1667 roku, gdy otrzymał stopień bakałarza i stałą dobrze płatną posadę na uniwersytecie w Cambridge. Wykosztował się wówczas za całe dwa funty. Oprócz przyjęcia w tawernie pieniądze te poszły na togę i nowoczesną tokarkę oraz – jaki to wstyd dla tak purytańskiego uczonego – na przegraną w karty. Drugie przyjęcie musiał urządzić już w rok później. Wówczas to otrzymał bowiem stopień magistra sztuki.
Kolejny bankiet miał miejsce w… 30 lat później. w 1696 roku jeden z europejskich gigantów nauki otrzymał propozycję objęcia posady kuratora królewskiej mennicy w Londynie. Newton nie zastanawiał się długo. Rzucił Cambridge, naukę i społeczność uczonych, by objąć intratną posadę. I choć sam potępiał konsumpcyjną rozrzutność rodaków kupujących bardzo wówczas modną starą chińską porcelanę, sam też rozsmakował się w bogactwie. Wkrótce już miał w domu komplet sreber, piękne świeczniki i dwa też srebrne nocniki. Zaczął też bywać w kawiarniach.
Szczytem jego kulinarnych upodobań była zaś klasyczna angielska zupa – oxtail soup.
Wzorowy urzędnik
Angielscy biurokraci uchodzą od dawna za wzór godny naśladownictwa. Zanim jednak stali się oni rzetelnymi, kwalifikowanymi, uprzejmymi i usłużnymi wobec obywateli byli przekupni, stronniczy, tchórzliwi, nie stroniący od kielicha. Najbardziej znanym spośród nich jest oczywiście pan Samuel Pepys, którego dziennik dostarcza dowodów oskarżenia. Obżartuch Pepys był też łasy na damskie wdzięki. Wiele łapówek brał więc w naturze. Sam jednak nie mógł się zdecydować, co woli: rozkosze łoża czy stołu.
Bardzo weseliliśmy się przed obiadem, przy stole i po jedzeniu, a tym bardziej, że wielki dałem obiad i przednio podany przez samą tylko naszą służbę. Mieliśmy potrawkę z kurcząt i królików, gotowane udo baranie, trzy karpie w jednym daniu, wielkie danie z polędwicy baraniej, pieczone gołębie, raki morskie, pasztet z minogów (wielki rarytas), sardele, trzy torty, dobre wino różnych gatunków, wszystko bardzo wykwintne ku mej wielkiej radości. – zanotował pan Samuel.
Po obiedzie zaś wszyscy udali się do Hyde Parku. Przed wyjściem jednak gospodarz wyściskał potajemnie co najmniej połowę pań, które uprzednio ugościł, co miał we zwyczaju. Spróbujmy – choć w części – naśladować siedemnastowiecznego biurokratę znad Tamizy.
Komentarze
Panie Piotrze,
Ja od dawna naśladuję tego obżartucha Pepysa. Mało tego, staram się wyściskac wszystkie zaproszone na obiad panie. Zupełnie jawnie.
Taki tu zwyczaj, że ludzie się ściskają…
Kulinariusze Wszystkich Krajów – ściskajcie się!
Panie Piotrze – dobrze zrobiona zupa ogonowa to naprawdę dobra rzecz. Natoimiast menu obiady Pepysa – wolałabym raczej tego nie jeść, podobnie zresztą, jak większości potraw opisanych przez x.Kitowicza. Chyba się nam gusty kulinarne zmieniły troszkę, Nie pamiętam już w której powieści angielskiej opisany jest koszyk piknikowy zamożnego ziemianina, a w tym koszyku był pasztet z królika z rodzynkami, wędzona baranina i ser , a do tego 5 butelek wina. Nie wiem zresztą, jak to z tortami w kuchni angielskiej wtedy wyglądało, ale w kuchni polskiej, zanim wzorem wiedeńczyków nie zaczęliśmy stosować kremów maślanych albo śmietanowych, torty (mam kilkanaście b.starych książek) tworzone były wszystkie na bazie blatów orzechowych albo migdałowych ew.bezowych przekładanych i smarowanych konfiturami. Na samą myśl słodyczy tak skoncentrowanej cierpną mi resztki uzębienia. Co do obściskiwania pań – nie mam zdania. Jeżeli paniom to nie przeszkadzało, a imć Samuel czerpał z tego przyjemność, to ja nie mam nic przeciwko.
Pyro
Osesek jest niejadkiem. Karmimy go na zmiany, bo to męczące zajęcie. Butla ze smokiem się nie sprawdziła – nawet go zirytowała, więc wróciliśmy do strzykawki. Ale są symptomy poprawy: czasem popije trochę mleka z miseczki a nawet żuł wczoraj z wieczora trawki, które mu przyniosłem. Po prostu musimy mu rozruszać skurczony z głodu żołądek a to powoli idzie. Na razie siedzi na kocyku i patrzy ze żdziwieniem na nowy świat w którym się znalazł. Czasem wstanie, pokiwa się na boki jak wielbłąd, trochę pośpi poźniej i znów się rozgląda.
Pozdrawiam
Wojtku z P. Jeżeli chcesz, to zadzwonię do zoo do działu kopytnych i popytam o karmienie sarniaka. Nie chcę tego zrobić bez Twojej decyzji. Wyniki przekazałabym na blogu.
Pewnie się skompromituję tym pytaniem, ale co to takiego minogi? Co do potajemnego obściskiwania pań, to ani mi się śni.
Wojtku, kibicuję Wam i oseskowi.
Minogi to gatunek pasożytów wodnych przypominajacych rybki, z przyssawką zamiast normalnej rybiej gęby. Jadalne i bardzo smaczne. Ja lubie minogi marynowane. Są i morskie, i rzeczne.
Dziękuję za wyjaśnienie. Pasożyt wodny brzmi mi jakoś tak…No, ale skoro to wielki rarytas, to może kiedyś, jak będzie okazja.
Pyro
Myślę, że mleko i jakieś listki na razie wystarczą tym bardziej iż układ trawienny mu zaczął działać. Niestety, musiałem wczoraj po nim posprzątać. Zabawne – Wojtkowa wczoraj usiłowała coś w internecie znaleźć o odżywianiu sarny i po wstukaniu hasła do wyszukiwarka podawała najczęściej „przepis na pieczeń z sarny”.
Pozdrawiam
Pyro
Myślę, że mleko i jakieś listki na razie wystarczą tym bardziej iż układ trawienny mu zaczął działać. Niestety, musiałem wczoraj po nim posprzątać. Zabawne – Wojtkowa wczoraj usiłowała coś w internecie znaleźć o odżywianiu sarny i po wstukaniu hasła do wyszukiwarka podawała najczęściej „przepis na pieczeń z sarny”.
Pozdrawiam
http://www.rehkitzhilfe.de/Aufzucht.htm
Wojtku, zwaz twojego oseska. Jezeli wazy wiecej niz 2 kg, to ma wiecej niz tydzien. Wowczas powinien sam pic z miseczki. Zrob mu herbatki z nasion kopru wloskiego (jak dla ludzkich niemowlat), anyzku i kminku i dawaj do picia. Obok zieleniny postaw miseczke z drobno pokruszona ziemia. Mleko krowie nie jest najlepsze, ale w zadnym wypadku nie powinien dostac mieszanek dla niemowlat. Najlepsze byloby mleko kozie lub owcze. Nie stresuj go odwiedzinami ciekawskich. Najwyzej dwie osoby powinny miec do niego dostep. Jezeli jest apatyczny, to cierpi na odwodnienie. Powodzenia w ratowaniu. Pozdrawiam serdecznie. Przepisy na sarnine zachowaj na pozniej 😉
Wojtku,
po cichu to nawet Ci zazdroszcze,ze masz malego Bambi!
Wiem,wiem,ze nie wolno dzikich zwierzakow do domu zabierac,ale tez nie moglabym patrzec jak marnieje 🙁
Ale o zgrozo musze przyznac,ze kiedys,raz jedyny w zyciu,jadlam swietna pieczen z sarniny…………
Pozdrawiam.
Polityka wraca do starych nawykow II RP. Zaczyna straszyc i pozwala opisywac strasznosci. Na przyklad o pszczolach. Przeczytalem, wpadlem w panike pobieglem do sasiada. Podpytuje. Pszczoly zyja. Maje sie dobrze w biezacym roku. Odrobine zbyt malo pada. Czy to co powiedzial Albert Einstein a zacytowala Polityka dotyczy ostatniej zyjacej na swiecie pszczoly, czy ostatniego pnia, czy czegos innego po ktorych zniknieciu w cztery lata zniknie ludzkosc. Na wszelki wypadek kupilem dwa pollitrowe sloiki miodu. Wystarczy na jakis czas. Potem moze byc jak w barze na angielskim okrecie: ” pijmy jeszcze tego kielicha za chwile okret moze pojsc na dno „. Kilka razy udalo mi sie byc na wyspie Man w kanale La Manche . albo Angielskim. Zalezy kto o tym mowi. Wyspa miala specjalne przywileje celne, teraz chyba bez znaczenia. Moim zadaniem podczas weekendu bylo zalozenie spodni gospodarz ktore Pani Domu spinala u gory na ramionach agrafkami a ja wystawialem rece przez dziury w kieszeniach. Tak ubrany otrzymywalem wiederko z farba i pedzlem z zadanie malowania czegos. Na ogol byl to plot. Jako, ze sobota to byl u nich paintig day. inni goscie tez zajmowali sie dzialalnoscia spolecznie uzyteczna. Poznym popoludniem wracalismy do pokoi, kapali, przebiereli i zasiadali do stolu. Jedzenie bylo zawsze wysmienite. Jednak z tym jadlem codziennym w Anglii, chip and fish, jedno niedosmazone, drugie przypalone to cos musi byc i to prawdopodobnie bylo przyczyna tak wielkiej emigracji i ekspansywnej polityky w wiekach ubieglych bo ludzie poszukiwali na calym swiecie czegos jadalnego.
Pszczoly maja sie znakomicie, jutro bedzie dostarczany miod w dwu rodzajach, plynny i krem miodowy o ktorym pisalem.
Pomimo Polityki zastraszania, uspokojony
Pan Lulek
Jedna rzecz zrozumialem calkowicie. Te o minogach. Za moich studenckich czasow byla popularna piosenka, cytuje we fragmentach.
” daj minoge, daj minoge, daj minoge. Ja ci nogi, ja ci nogi dac nie moge. Bo mi mama, bo mi mama powiedziala, zebym nogi, zebym nogi nie dawala. ” Koniec cytaty. Nawet nie wiedzialem, ze te nogi od minogi sa takim delikatesem. Czy byly w wolnej sprzedazy , czy na kartki. A teraz gdzie to mozna nabyc. U nas to sie nazywalo pijawki ale chyba nieslusznie.
Jutro napewno o Manieczkach jak nic innego nie wejdzie w droge.
Pan Lulek
Panie Lulek,
tę piosenkę to mój Tata podśpiewywał. A w dodatku z Minogą był obznajomiony, bo niejako w sąsiedztwie przemieszkiwał. W domu była także książka Zaruby „Cafe pod Minogą” i o ile pamiętam, był nawet film na podstawie książki i grał w nim Dymsza.
W Minodze bywałam przejazdem, jadąc na wakacje do Babci. Do obejrzenia – pałacyk i zabytkowy kościół. Daaaaaaawno tam nie byłam, ale okolica, jak to w Jurze Krakowsko – Częstochowskiej, malownicza.
http://alicja.homelinux.com/news/Minoga.jpg
Pasożyty? A co nie jest pasożytem, jedni się pasą drugimi!
Miłego dnia wszystkim, ja idę wyprowadzić pomidory na słoneczko, bo ładny dzień – niech się przyzwyczajają, zanim wsadzę do donic.
nemo,
najpierw sie na Ciebie zdenerwowalem, ze przysylasz poradniki w jezyku niemieckim ale zaczalem czytac i doszlem do wniosku, ze zbyt dlugi bylby to tekst aby go tlumaczyc. Ja kto chce miec w domu jelenia albo sarenke, to niech sie uczy niemieckiego i tyle. A ´propos. moja kotka Carmen rozumie wszystko po niemiecku z wiedenskim akcentem oczywiscie ale nie rozumie albo udaje, ze nie rozumie po polsku. Ucze kacze towarzystwo mowy polskiej. Idzie opornie ale moze dam rade.
Wypadaloby moze zrobic jakies logo tego bloga, nie smiem powiedziec naszego. Moze by to zobil Mis 2 tylko ja sie zupelnie pogubilem, czy on jest malarzem, ramiarzem, czy uprawia obydwa zawody. Jako logo proponuje podrosnieta, uratowana sarenke z duzymi oczami.
Pewnie sie dziwicie, ze ja dzisiaj nic innego nie robie tylko pisze. Podlewam ogrodek. Napuszczam wode do zbiornika i dlatego mam czas na pisanie.
Pan Lulek.
Nemo
Dzięki, za rady. Strona b. ciekawa, niestety nasz ozdrowieniec jest rachityczny jak sarniaki na pierwszych zdjęciach – te do kroplówek podłączone. Zważyłem – ma kilo i osiemdziesiąt deko ale waga wynika z wycieńczenia bo żyje na pewno już ponad tydzień. Dziś na lunch wypił samodzielnie pół talerza mleka, zakąsił ziemią z miseczki i nawet chwilę pochodził. Obłożyłem go trawą i sianem, niech wypoczywa. Dobra uwaga o stresie – uświadomiliśmy sobie, że musi mieć nieborak wiele spokoju. Liczymy rekonwalescencję na minimum 2 tygodnie. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za porady a Gospodarza przepraszam, że ostatnio trochę nie na temat piszę.
Pozdrawiam
Jak to nie na temat. Dieta małej sarenki jest tak samo ważna jak nakarmienie każdego z nas. A w dodatku dzięki wymianie opinii lepiej się poznajemy. I to z najlepszej strony. To nas rozluźnia, uspokaja i dlatego nikt tu na nikogo nie powarkuje. Nawet psy myśliwskie na sarniaka.
Droga Alicjo – „Cafe pod Minogą” napisał Wiech, a sama Cafe była na Piwnej.
Panie Piotrze!
Jak minoga weszła w tytuł restauracji szemranej, to znaczy znana była ludowi warszawskiemu. Wynika z tego, że pasożyt był popularny i łatwo destępny.
Leca tematy.
Ostatnie, to:
Kaczka z kaczorami,
Sarenka,
Minogi,
Logo dla blogo.
Moze by tak Gospodarz zalozyl rejestr obgadywanych tematow. To dla historii blogostwa.
Przy okazji. Gdzie w Polsce znajduje sie Akademia albo inna Wyzsza Uczelnia gdzie moznaby studiowac kulinarie. Bo chyba tak nazywac powinna sie ta dziedzina. Ja wiem gdzie jest najlepsza w Austrii.
Dobrej nocy, ogrod podlany
Pan Lulek
Jest w Warszawie Akademia Gotowania Kurta Schellera przy ul. Pięknej. Przyjmuje na krótkie i długie kursy. Jest o nich informacja w internecie.
pan Lolek postanowil uczyc kacze towarzystwo polskiej mowy, wiec mam czas spasc na 10 dni na ryby, doswiadczenie uczy, ze niektorym kaczorom duzo mozolniej to szlo, wiec byle dekada niczego nie zmieni, trzymam kciuki za jelonka, mimo szarpanej opinii,
mam cicha nadzieje na zlapanie Sw. Piotra, ktory jest prawie rownie wyborny, jak nasz gospodarz, nie zebym zaraz kanibal, ale chcialem mrugnac okiem do blogowoczow,
cieplo pozdrawiam
Panie Lulek,
przecież jest archiwum, a tam wszystkie wpisy i tematy, można zajrzeć. A logo? Wystarczy spojrzeć na górę – Gospodarz jest, wymachuje patelnią, co tu jeszcze wydziwiać. O ile się nie mylę, to „Polityka” zamuje się stroną techniczno – graficzną blogu (kto mówi „bloga”, niech mówi, nawet prof.Bralczyk nie rozstrzygnął, jak powinno być).
Teraz ja idę podlewać. Zapowiadali deszcze, ale się rozeszło, za to mają być upały.
P.S. Torlinie, Wiech – racja, dzieki, ale Zaruba też maczał paluszki w Cafe. Ilustracje? Dzwoni w kościele, pamięć zawodzi, a tego starego wydania książki już nie mam, żeby sprawdzić 🙁
Miłej dekady i taaa…….aaakiej ryby Sławkowi!
Witam,
A ja z innej beczki:
Jedna z montrealskich instytucji kulinarnych: Saint-Vaiteur Bagel, obchodzi w tych dniach swoje 50-lecie. Ta niepozorna piekarnia słynie z bagli, ponoć najlepszych bagli na świecie (nie wiem, jak po polsku nazywa się bagel; słownik na onet.pl podaje, ze bajgiel)
Według oficjalnej historii bagle mają związek z Polską. Aby uczcić zwycięstwo króla Jana III-go Sobieskiego pod Wiedniem, lokalny piekarz pochodzenia żydowskiego wypiekł małe chlebki w formie końskich strzemion (niem: bügel) i wręczal je zwycięzkiej jeździe polskiej jako podziękowanie za ocalenie od inwazji tureckiej.
Na grunt montrealski bagle zostały one przeszczepione po wojnie przez Meyra Lewkowicza, imigranta z Polski, który cudem przeżył Holocaust. Lewkowicz przywiózł ze sobą receptę (do dziś stanowi ona tajemnicę firmy) i sam zaczął pracować w piekarni na ulicy St-Vaiteur, którą to piekarnię przejął na własność w parę lat później. Tak powstała firma Saint-Vaiteur Bagel, gdzie Lewkowicz pracował aż do 1992, kiedy to biznes przejęła rodzina jednego z włoskich pracownikow Lewkowicza.
Mimo zmiany właściciela tradycja trwa nadal. Piekarnia Lewkowicza otwarta jest 24 godziny na dobę i o każdej porze dnia i nocy można tam kupić nie tylko gorące bagle, a także świeży ser biały i takiegoż łososia wędzonego, bo bagle najlepiej smakują właśnie w tym zestawie, z dodatkiem kaproów i paru wiórków z cebuli.
Kupuję bagle co jakiś czas. Tuzin. Połowa z makiem, a połowa z sezamem. Do domu dowiozę zawsze o dwa mniej. Zapach świeżych bagli to prawdziwa tortura, ktorej nie sposób sie oprzeć.
Pozdrowienia,
Jacobsky
Panie Lulek, Najwyższa Szkoła Kulinarna w tym kraju, moim skromnym zdaniem, to właśnie ten blog.
Jest bosko. Guacomole. krewetki z jarzynami, wino Santa Helena.
Jutro – ceremoinia angoielskiej herbaty w hotelu Atheneum i rysunki Moneta w Royal Acadeny of Art. Takze Fortnum and Mason, zalozony 250 klat temi sklep kolonialny na Piccaddilly. To oni wymyslili zupy w proszku (na prosbe pielegniarki Florence Nithingale, ktora opiekowala sie zolnierzami w czasie wojny krymskiej. A kiedy policja aresztoiwala panie sufrazystki za wybicie okien w sklepie F&M, to posylali im do wiezienia rozkoszne koszy z zywnoscia i … przeprosinami!). KOchamy Fortnuma i Masona. Tam sprzedaja najlepsza herbate w Londynie.
Jacobsky,
ja rowniez lubie bagle,ale tylko te z sezamem albo makiem.I koniecznie musza byc swieze,bo po jednym dniu staja sie jakies gumiaste 🙁
Chociaz malutkie rogaliki z makiem (z czasow mego dziecinstwa)
niczym baglom nie ustepowaly!!
Wielka szkoda,ze piekarnia P.Ruminskiej, u ktorej kupowalismy pieczywo juz nie istnieje,zreszta jak wiele innych tradycyjnych piekarn…….
Pozdrawiam.
Bagle kiedys sie gotowalo chwile we wrzatku, dzis uzywa sie do tego goracej pary. Dzieki temu maja po upieczeniu taka sliska blyszczaca skorke.
Zapoznalam sie z baglami dopiero 20 lat temu.
Musze przyznac, ze choc nie przepadam za slodyczami, bagle jeszcze gorace z maslem i miodem lub wisniowym dzemem a tego capuccino stanowia przednie sobotnie sniadanie.
Trzeba bagle jadac parami chociaz maja milion kalorii.
W mojej lokalnej bagielni piecze sie je w piecu drzewnym, mozna ogladac jak sie rumienia, od razu ladowac do torby i szyko leciec do domu…
Do soboty jeszcze cztery dni… Ach…
Pozdrawiam,
a
Szanowny Gospodarzu !
Skoro jest Akademia Kurta Schellera ( Pytanie, czy jest to imie patrona czy wlasciciela ) to ma niewatpliwie prawa akademickie a zatem chyba mozna sie w niej doktoryzowac. Ciekaw jestem, kto jest Rektorem i chyba nie bedzie ujmy zwracajac sie do niego Magnificencjo. Chetnie znalazlbym kontakt. Czy podejmujac starania o otwarcie przewodu doktorskiego moglbym liczyc na Ciebie jako promotora czy przyjalbys tylko funkcje recenzenta. Interesuje mnie rowniez czy i gdzie odbywaja sie seminaria doktoranckie i jakie towarzyszace egzaminy przed otwarciem przewodu trzeba zlozyc a jakie przed obrona sa niezbedne. Moglbym zaczac od jezykow obcych na przyklad Nowo Mowa. Musze tylko poczekac na rozstrzygniecie nowego konkursu Polityki na Antyslowo. Niestety znowu zostalem odwleczony od tematu Manieczki. Dobra jest idea zwrocenia sie da archiwow. Chyba poprosze o pomoc uczonych z IPN.
Poza tym dzisiaj przychodzi gosposia i musze przedstawic Ja do akceptacji calej kaczej rodzinie. Zaczne od mamusi.
Wszystkim blogowiczom pod Twoim patronem zycze pieknego dnia.
Pan Lulek
Ucztowanie – owszem – po angielsku ale
Bagel
http://en.wikipedia.org/wiki/Bagel
to nic innego jak obwarzanek. W dzieciństwie mówiło się na to „obarzanek”, bo tak było chyba łatwiej i nikt z nas nie miał zapewne pojęcia, że przed pieczeniem obgotowuje się je (obwarza) we wrzącej wodzie.
Skąd w moim dzieciństwie obwarzanki? Ano stąd, że na targowisku (mówiło się „na rynku”) była budka w której we wtorki i w piątki pan Relski sprzedawał znakomite wileńskie (większość mieszkanców miasta miało korzenie kresowe) obwarzanki.
Różne wersje były – różne rozmiary. Firma istnieje ponoć do dziś i obwarzanki równie dobre jak kiedyś.
Drogi Panie Lulku,
Scheller to Szwajcar mocno spolonizowany. Nie wiem w jakich wy Austriacy jesteście stosunkach z sąsiadami. Dajmy więc spokój studiom na Akademii. Rozumiem, że chodzi nie umiejętności lecz o tyt?l dr przed zwrotem Pan Lulek. To da się załatwić tu, na blogu. Tylko najpierw wyłonimy spośród siebie Radę Naukową. A wszelkie decyzje, po zasięgnięciu opinii, czasem nie biorąc ich pod uwagę (jak to w zyciu), bedę podejmował sam. To chyba najlepsze rozwiązanie. A w Manieczkach to ja też byłem jako początkujący reporetr „Sztandaru Młodych”.
Bubliczki
Zapadla noc glucha,
W latarnie wiatr dmucha.
Kto piesni mej slucha?
Czart chyba sam!
Ide gdzie los gna mnie,
Choc miasta pól zna mnie,
Nie patrzy nikt na mnie
Ni na mój kram.
Ach, kupcie bubliczki,
Gorace bubliczki,
Gdy dacie rubliczki,
Nakarmie was!
Te prosbe mam jedna:
Nim gwiazdy w krag zbledna
Wspomnijcie mnie biedna,
Choc jeden raz.
Kto papa mój, mama,
Ja nie wiem dzis sama,
Dziewczyna, nie dama,
Mam od was mniej!
Lecz zal mój jest krótki,
Dwa piwa, trzy wódki
l pójda precz smutki
Przy piesni tej:
Ach, kupcie bubliczki …
A jak w tej zlej dobie
Zarobie cos sobie,
To wielki bal zrobie,
A ze mna wy!
Noc cala, bez zmiany,
Od sciany do sciany,
Harmonia i tany
Wciaz beda szly!
Ach, kupcie bubliczki…
Andrzeju, nawet profesor Kopalinski uzywal okreslenia „obarzanek”. Bubliczek to tez taki bajgielek, obarzaneczek.
Po dwóch dniach tropikalnych upałów niebo szczelnie zaciągnęło się chmurami i jest tak jakoś przedburzowo. A już miałam w planie obiadowym na dzisiaj chłodnik truskawkowy z zacierkami domowej roboty, albo makaron z truskawkami i śmietaną. Wczorajszy dzień był taki, jakby człowiek biedny musiał go spędzać w szklarni i to w mnożarce – bez jednego podmuchu wiatru, parnota i splin. W efekcie zostały nam nie zjedzone devolaje, pół miski surówki i sos cytrynowy. No to zjemy dzisiaj, a truskawkowe szaleństwo zostawimy sobie na jutro albo na piątek. Ten makaron z truskawkami ma po prostu zastąpić pierogo, których nie chce mi się wałkować i lepić. Jeżeli na makaron grubszy, ugotowany al dente nakruszyć nieco mascarpone, wrzucić truskawki pokrojone na połówki polać pojemnikiem dobrze spienionej kwaśnej śmietany z oszczędną łyżeczką cukru – pudru, to jest to zupełnie wystarczający posiłek dla dwóch kobiet. W razie gdyby po 2 godzinach trapił nas głód, to zawsze na kolację mogą być parówki zapienane w boczku albo w serze, albo sałatka ze szparaggów.
jak jest po angielsku on teraz gotuje obiad