Na wygnaniu, na dalekiej północy
Ale nie martwcie się o nas. Udało się nam wrócić. I tylko dzięki temu mogę napisać sprawozdanie z podróży. A wszystko zaczęło się tak…
Nasza córka Agata ( z wykształcenia biolog, z zawodu wydawca, tłumaczka i autorka książek dla dzieci) ma wielką pasję (po Basi) – to śpiew. Na szczęście ma też piękny sopran dramatyczny, doskonały słuch i – jak twierdzą znawcy – talent . Śpiewa więc od kilku lat w chórze pieśni renesansowych. Zespół liczy 16 osób ( w tym zawodowi dyrygenci) reprezentujących różne zawody i wspólną miłość do muzyki. Śpiewają na różnych festiwalach, koncertują w różnych salach kościelnych, w ośrodkach kulturalnych itp., itd. No i stale ćwiczą. Raz do roku, właśnie na wiosnę, Agata zaprasza ich wszystkich na piątek, sobotę i niedzielę do nas na wieś. A żeby pomieścić tyle osób ( w tym niektóre z małolatami) trzeba dużo miejsca. Agaty dom wprawdzie jest obszerny ale i tak za mały. A że nasze oba domy stoją w odległości 40 kroków i w tym samym ogrodzonym lesie, to… i dalej już rozumiecie. Zostaliśmy wykwaterowani.
Długo myśleliśmy gdzie tu się przytulić w ten majowy weekend i nagle wpadliśmy na genialny pomysł. Od pewnego czasu wśród naszych znajomych zapanował moda na upiększające i relaksujące wyjazdy do hoteli SPA (sanitas per aqua). Postanowiliśmy więc zobaczyć co się za tym kryje. Liczyliśmy też i na to, że może wrócimy młodsi o parę lat, a niewątpliwie zrelaksowani i wypiękniali.
Spośród setek hoteli SPA w Polsce wybraliśmy jeden z najsłynniejszych: Dr Ireny Eris Wzgórza Dylewskie. Strona internetowa kusiła pięknym krajobrazem, a informacje zapowiadały niezwykłe zabiegi, które winny nas zamienić w miss i mistera uniwersum.
Droga nie była męcząca, bo Wzgórza Dylewskie leżą około 200 km od Warszawy. Wprawdzie trafiliśmy na straszną ulewę i walące się drzewa ale jakoś udało się dotrzeć w piątek na miejsce. I hotel i cała okolica była jeszcze piękniejsza niż w prospekcie internetowym. Wzgórza porośnięte mieszanym lasem, jeziorka niewielkie ale urocze. Wszystko zapowiadało fajny pobyt. I sprawdziło się. A na dodatek okazało się, że szef tutejszej kuchni jest wyjątkowym mistrzem. Karmi wspaniale nie powodując otyłości gości.
Ale najpierw (bo oczywiście najważniejsza będzie opowieść o stole) kilka zdań o okolicy. Wzgórza Dylewskie i pobliska ziemia chełmińsko-dobrzyńska to wyjątkowa okolica. Pełno tu parków krajobrazowych, mnóstwo zwierzyny, wsie i miasteczka o niesłychanej urodzie. Wystarczy wspomnieć Lubawę i jej wielki, stary kościół gotycki z posągiem Matki Boskiej Lipskiej. Oczywiście, że byliśmy tam. Nie zachwycamy się tylko kościołami południowych Włoch zapominając o Polsce. (Nawiasem mówiąc ta ciekawość do ojczystej architektury została nagrodzona. W małym sklepiku obok kościoła wypatrzyliśmy olbrzymi biały półmisek fajansowy brakujący nam do kompletu. A kosztował tylko 55 złotych. Już stoi w pensjonarce z porcelaną.)
Jeśli zaś idzie o urodę to przyznać muszę, że Barbara wygląda świetnie. Zrelaksowana, z piękną cerą, wydelikaconymi dłońmi, wymasowanymi nogami, nasycona kremami od wszelkich dolegliwości skóry – jednym słowem Wenus. O sobie skromnie przemilczę, choć dodam, że oprócz owych masaży i maseczek zaaplikowano mi jeszcze hydromasaż i bicze wodne. (Te ostatnie w ramach tortur, bo jeden strumień pod wielkim ciśnieniem był gorący a drugi dla odmiany lodowaty. A dziewczyna biczująca mnie nie znała litości.) Wspólnie jeszcze korzystaliśmy z jacuzzi i wspaniałego basenu.
A teraz zapraszam do stołu. Wzgórza mają kilka restauracji. My korzystaliśmy z głównej czyli Oranżerii. Szwedzki stół umożliwiał układanie menu według własnego gustu. Na śniadania po wypiciu świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego zjadaliśmy po dwie małe bułeczki z ziarenkami słonecznika i czegoś tam jeszcze, frankfurterkę, białe sery – w tym zwłaszcza przepyszne kozie, rzepę, pomidora, rzodkiew i dwie spore garście kiełków. Do tego kawa.
Na lunch do wyboru zielsk, sałat z np. pięknymi ośmiorniczkami, oliwek, marynat – w tym cudne małe patisony i na gorąco kilka propozycji: ryby (np. sola czy dorsz), mięsa (vitello tonato czyli cielęcina w sosie z tuńczyka i kaparów) lub pasty (czyli spaghetti lub farfalle z czosnkiem i sosem pomidorowym) lub – to mistrzowska specjalność szefa kuchni – gołąbki z kapusty z dorszem.
A na kolację można było korzystać ponownie ze szwedzkiego stołu lub zamówić coś z karty. Wypatrzyliśmy sandacza pieczonego z borowikami oraz pstrąga w ziołach. I to był strzał w dziesiątkę. Takiego sandacza nie jedliśmy nigdzie i nigdy. A pstrąg pozbawiony wszelkich ości i zwinięty w rulonik wypełniony rozmarynem, bazylia i tymiankiem wejdzie do naszego stałego repertuaru – taki był pyszny.
A i deser był wcale, wcale: cytrynowy sorbet otoczony suszonymi śliwkami w winie to wspaniały pomysł.
Warto więc było dać się wysiedlić i ponieść niemałe koszty. Zyskaliśmy na urodzie, sile psychicznej, poznaliśmy nieznany nam dotąd kawałek pięknej Polski i wzbogaciliśmy repertuar kulinarny o kilka mistrzowskich dań.
Komentarze
Gołąbki z dorsza – pierwsze słyszę!
Co oczywiscie nie znaczy ,że nie wierzę.
Panie Piotrze jak Pan wygląda po tym pobycie zobaczymy , mam nadzieję, na kolejnych filmikach (to znaczy chyba od piatego bo cztery już są zrealizowane – dobrze pamietam?)
Cieszę się,że podobała sie Państwu ziemia chełmińska.
Są to jedyne terytoria Polski, które otrzymali Krzyżacy zgodnie z prawem.
Pan Piotr na urodziny bedzie jak nowy . Koleżanki z pracy mogą nie poznać 🙂 . Owczarek napisał że w piątek szykuje się uroczystość i powołanie nowego święta . Mam nadzieję , że weżmie pan udział i zostanie honorowym członkiem Klubu Włóczykijów . W piątek jest wigilia rocznicy Pana osiemnastych urodzin 🙂
W piątek wielka feta naszego Gospodarza i to uroczystość podwójna, w sobotę zaś licho co mniejsza naszej Heleny (o bliskich imieninach tejże nawet nie wspomnę, bo nie wiadomo czy obchodzi). Mam zamiar urządzić z tej okazji święto również w mojej rodzinie, po prostu żeby nie poczuć się osobą wykluczoną z dobrego towarzystwa. Rozpusta polegać będzie na tym, że zrobię pierwszy w tym sezonie tort owocowy, którego zresztą b. prosty przepis dedyduję wszystkim, którzy nie lubią zbytnio przesłodzonych ciast i deserów. Tu uwaga – najsmaczniejszy jest z malinami, ale malin teraz nie ma, więc muszą wystarczyć truskawki
Tort owocowy :
– gotowy 3-warstwowy biszkopt ciemny (czekoladowy)
– 0,5 l. śmietanki kremowej + fix do śmietany,
-0,5 l śmietanki 18 % + 2 śnieżki”
– 2 tabliczki czekolady gorzkiej lub naturalnej (byle nie mlecznej) + 1/2 tabl. do posypania
– łyżka cukru – pudru,
– 70 g mocnego alkoholu (spirytus, rum, arak)
– owoce (truskawki pokrojone w grubsze plastry, maliny , jeżyny itp naturalne, w całości)
Warstwy biszkoptu skropić alkoholem, odłożyć. Kremówkę ubić dodając pod koniec fix i łyżkę pudru. W podgrzanej śmietanie 18 % rozpuścić połamaną czekoladę, schłodzić dobrze w loidówce, ubić ze śnieżkami dodając stopniowo resztę przygotowanego alkoholu. (można zmniejszyć ilość śmietanki o te 50 g – będzie krem b.gęsty)
Na spodnią warstwę ciasta wyłożyć grubo bitą śmietanę, na niej rozłożyć większość owoców. Dwie następne warstwy przekładać kremem czekoladowym. Wierzch ubrać bitą śmietaną i owocami, boki posmarować śmietaną, a jako posypki użyć posiekanej grubo czekolady gorzkiej, resztę czekolady wysypać na wierzch, między śmietanowe dekorację. I to już wszystko. W lodówce potrafi przetrwać 5 – 6 dni. Jest lekki, niezbyt słodki i b.smaczny. Kremu wychodzi z tej proporcji trochę za dużo, ale kto by się tym martwił?
Pyro
Helena świętuje swoje okrągłe urodziny w piątek 18 maja . Świętować będzie hucznie ,nawet przyjeżdżają do niej koleżanki zza wielkiej wody. Miałem swoje święto obchodzić w Londynie niedaleko Heleny, parę ulic dalej ale wyjazd musiałem odłożyć 🙁 Może wkrótce . Bida nie tylko u mnie.
Szanowny Panie Blogospodarzu. Od rodziny uciekac to zrozumiale ale nie podac adresu lub sposobu dojazdu to troche dla blogowiczow zbyt wiele.
O ile sie orientuje na ziemi Chelminsko Dobrzynskie albo w poblizu jest zamek w Golubiu Dobrzyniu w ktorym podobno straszy Biala Dama.
Ode mnie moge sobie z grubsza wyobrazic nastepujacy dojaz na miejsce Panskiego weekendu. Pierwszy przystanek w Tychach. Dobry hotel Tychy a w nim piwo Ottakringer. Przypadkowo, przed kilku laty w karcie dan obok piwa Tyskiego znalazlem Ottakringer. Wiedenski z nazwy. Zamowilem i okazalo sie, ze jest to piwo warzone w Tychach na licencji wiedenskiego Ottakringa. Tyle, ze o wiele lepsze. Ottakring jest znana marka, kilka gatunkow, ale ten polski byl o cala klase lepszy. Moi znajomi z Tych ktorzy znaja sie na piwie powiedzieli mi, ze jakosc piwa zalezy w 95 % od wody, 3 % od uzywanych innych surowcow i 2 % od kunsztu piwowara. Pozostale procenty to podobno Duch piwa Gambrinus ktory ostatecznie decyduje o jakosci szarzy. Mowil o tym pan ktory jest na emeryturze a przedtem bel browarnianym w miejscowym browarze. W ten sposob powstaje piwo ponad 100 procentowe.
Wracajac do podrozy. Z Tych moza juz pojechac bezposrednio na miejsce pod warunkiem,ze wie sie dokad. Najlepiej byloby, gdyby zechcial Pan podac www. zastrzegajac sie, ze nie robi Pan reklamy tylko udostepnia dane na wyrazne zyczenie blogowiczow.
Pieknych dni majowych zyczy
Pan Lulek wraz ze swoim samochodzikiem Ford KA model Nazaretti
Ach, moje urodziny okragle! Wlasnie wyszla od nas Ania-Kosmetyczka, kktora dokonala depilacji, barwienia rzes, manikiuru i pedikiuru! Czuje sie rzygotoana.
Niestety, Krysia nie przyjedzie z Kalifornii, bo ma mierajaca tesciowa i zalamanego meza. Ale Renatka laduje w piatek o swicie.
Glowne uroczystosci urodzinowe odbeda sie w niedziele, w ukochanym Pubie, do ktprego nasz Gospodarz nie trafil. Ale procz tego deda jeszcze :
angielska herbata (to potezny posilek o trzeciej po poludniu) w srode w hotelu Atheneum na Piccaddilly, przedstrawienie teatralne In Extremis (Heloiza i abelard) w Shakespear’s Globe, Hoggarth w National Gallery no i pare wyskokow do Richmond nad Tamiza. Zrezygnowalysmy ze Szkocji z powodu chorby Kota M. ktry musi dostawac tabletki dwa razy dziennie.
Jestesmy takze zaproszone do moich Romow, ktorych tez biore do restauracji w niedziele.
Teraz niech sie odniose do uwag Pyry o mojej politycznej poprawnosci. Moj szacunek do Romow bierze sie z solidnej znajomosci ich historii, kultury, obyczaju (tzw. romanipenu) oraz ustnej tradycji. Ale przezde wszystkim z przyjazni do ludzi. ktorzy okazuja mi ogromna serdecznosc, gotowosc niesienia pomocy w kazdej chwili i troske o moje zdrowie i zycie. Ktorzy na kazdym kroku darza mnie przyjaznia, na ktora nie zasluzylam.
Poprawnosc polityczna bierze sie zazwyczaj z checi unikniecia nietaktow, obrazenia kogos czy sprawienia bolu. Moj stosunek do Romow idzie zancznie dalej niz polityczna poprawnosc. Jest wiernoscia i przyjaznia na cale zycie.
Chyba każde kochane dziecko chciało chociaż raz wysłać swoją prywatną mamusię do niebiańskiego SPA. Z okazji Dnia Matki, na przykład. Gdy już będę duża i będę miała wystarczająco duży worek pieniędzy, na pewno to zrobię, a na razie… Cóż, może kolacja w milutkiej restauracji? Myślałam o Passe Partout – czy to może być SPA dla podniebienia? Proszę o radę bywalców:) Pozdrawiam!
P.S. Powinnam była zacząć od przedstawienia się… Dzień dobry, nazywam się Pola Pollini.
No, popatrz Misiu 2, jak to się starszej pani pokićkało. O Twoich planach urodzinowych tez pamiętałam, a o mizerii portfelowej raczej ze mną nie mów. Stanowczo odmawiam rozmowy nt środków płatniczych, poczytalności prominentnych polityków prawicy (mój Tato do śmierci się upierał, że socjaliści stanowią w niebie najsilniejszą partię i pilnują, żeby prawica za mądra nie urosła), nie rozmawiam także o dietach odchudzjących. Ten ostatni temat pozostawiam w godnych rękach naszej piątkowej współjubilatki , dziewczyny o księżycowym imieniu. Biorąc pod uwagę okoliczności, wcale mnie nie dziwi, że pp Adamczewscy chcieli się „odnowić” przed spodziewanymi bankietami, a urody i tak pani Basi nikt rozsądny odmawiac nie będzie. Urok p. Piotra zaś zupełnie czym innym jest warunkowany.
Heleno, dopiero w tej chwili zauważyłam Twój wpis. Musiałam być potwornie nietaktowna, jeżeli zareagowałaś w ten sposób. Najlepsze jest to, że ja swoją uwagę absolutnie nie kierowałam przeciwko Romom, tylko poprawności jako takiej. Też czytuję Papuszę, Ficowskiego i słucham cygańskiej muzyki. O co innego mi chodzi – określenie „Cygan” ma w Polsce wielowiekową tradycję, podobnie, jak słowo „kaleka” czy „Murzyn” i nie sa to określenia wartościujące. Tymczasem w imie poprawności politycznej mówimy od jakiegoś czasu wyłącznie „Rom”, „niepełnosprawny”, „ciemnoskóry” czy zgoła „Afryjkańczyk” i to obojętnie z jakiego kontynentu ten człowiek pochodzi. Równie irytujące jest dla mnie określenie „India” mimo, że przez stulenia utarły się „Indie”. Przecież na tej samej zasadzie poprawności (bo tubylcy tak mówią) musielibyśmy zrezygnować z Włoch i Niemiec (bo Italia i Germania) Nie znajduję logicznego uzasadnienia dla tej nowomowy i za czorta nie rozumiem dlaczego słowo „kaleki, ułomny” jest gorsze od „niepełnosprawny”, a już określenie „niepełnosprawny umysłowo” wydaje mi sie wręcz pejoratywne. Proszę Cię, Heleno, nie traktuj mnie tak literalnie. Ja jestem taka sobie przewrotna babcia.
sądzę, że powinno być … sanitas per aquam czyli dzięki wodzie, a nie dzięki woda. Ale to taki drobny szczegół odmiany łaciny:)
A moi znajomi geje mówią: „Ale byliśmy na świetnej pedalskiej imprezie!”. Jak widać (słychać) poprawność polityczna im też zaczyna doskwierać, bo to sztuczny język. Nie ma co wymyślać nowomowy – trzeba nadawać obiegowym określeniom pozytywny wydźwięk. Pyro a propos”niepełnosprawnych umysłowo”. Przed kilku laty wymyślili „osoby z deficytem intelektualnym”. Mowa-trawa! Zamiast kombinować nowe określenia lepiej by się pozbyli protekcjonalnego tonu wobec tych ludzi.
Brawo Wojtku. I o to mi właśnie chodzi.
Jak to ciekawie sie sklada: ja tez jestem z (ostaniego) wyksztalcenia i z zawodu biologiem, i spiewam w chorze.
http://www.voixdelamontagne.org
Wlasnie w ostatnia sobote, 12-go maja, dawalismy koncert. Spiewalismy hymny koronacyjne Händela oraz Dettingen Te Deum tego samego kompozytora.
Chor daje koncerty dwa razy do roku, spotykamy sie na probach raz na tydzien, i mamy ze spiewania niesamowita frajde.
A po koncercie jemy w restauracji – jak na artystow przystalo.
Pozdrawiam,
Jacobsky
tak, Wojtek ma rację, chodzi i nastawienie a nie słownictwo.
Przy okazji, panie Wojtku, z ta książką – można będzie na nią liczyć, czy mam zapomnieć?
Jacobsky ale ci zazdroszczę . Spiewałem w szkolnym chórze ale skończyło się z dojrzewaniem. Teraz zostało słuchanie na okrągło,chodzenie na koncerty, nagrywanie z satelitarnego radia i kupowanie płyt. mam ich ponad dwa tysiące
Ostatnio zainstalowałem sobie itune i słucham na okrągło stacji z całego świata. Korzystam też z wyszukiwarki radiowej Radio Locator. Ale Muzyki wykonywanej osobiście nic nie zastąpi…
Mis 2,
jak bede mial nagranie z ostatniego koncertu, to Ci wysle. Sam jestem ciekaw, jak wypadl koncert, w kiedy stoisz w chorze, wszystko brzmi zupelnie inaczej. Spiewalismy w towarzystwie 17 muzywkow (piecioro skrzypiec, dwie altowki, dwie wiolonczele, kontrabas, fagot, dwa oboje, dwie trabki, organy oraz kotly).
To fajna rzecz, takie zbiorowe spiewanie. A dodatkowo, poza walorami estetycznymi, spiewanie stanowi niezle cwieczenie na oddychanie, co pomaga rozladowac stres i z relaksowac sie.
Nie ma Pan dla nas litości, Panie Piotrze. A ja na okrągło młoda kapusta z młodymi kartoflami + kartoflanka. Nie mam czasu nic innego sobie zrobić. A tak zatęskniłem za czymś luksusowym.
Witajcie,
Torlinie co tam luksusy,ja przymierzam sie do pierogow z truskawkami.
Chodza za mna juz caly tydzien.Proste a jakze smakowite 😀
Ps. Wojtku z Przytoka,jakie sa losy Twojej ksiazki?
Pozdrawiam.
Hej Ana !
Poza nalesnikami, drugim moim przysmakiem sa oczywiscie pierogi. Nie rozumiem tylko skad o tej porze truskawki. chyba ze sloika. U nas sezon truskawkowy za lasami za gorami. Truskawki sa trojakiego rodzaju. Caloroczne, przylatuja z roznych zamorskich krajow albo sa hodowane w szklarniach i sa pozbawione smaku. Wyglad fajny nawet zapach, sztuczny ale smaku jak na razie nie udaje sie podrobic. Druga grupa to nasze truskawki gruntowe zbierane jednak w nieco przemyslowy sposob o wiele lepsze w smaku ale jeszcz im daleko do stolu. Trzeci rodzaj to sa prawdziwe truskawki ktore zbiera sie samemu na polu ubjadajac sie przy tym ile wlezie. Truskawkarze, chyba tak nazywaja sie hodowcy truskawek, maje wlasna organizacje ktora nazywa sie Erdbeerenland. Po polsku chyba mozna powiedziec Truskawkowisko. Pole truskawkowe jest ogrodzone siatka druciana. Przy wejsciu waza koszyk i daja papierek. Przychodza cale rodziny z jednym koszykiem, zbieraja i zjadaja.Mozna oczywiscie wziac kilka koszykow. Liczba nieograniczona. Przy wyjsciu kiedy wszyscy sa juz obzarci, waza koszyk. Cena, wcale nie taka znow niska zalezna jest od wagi. Im wiecej, tym taniej. To sa najlepsze truskawki jakie jadlem. Ciekaw jestem jak robisz te swoje pierogi. Podajesz gorace, polane czyms, na przyklad, kwasna smietana lub roztopionym maslem, czy calkiem na zimno, czy tez zimne odsmazane z obydwu stron. W kazdej postaci sa wspaniale. Slyszalem, ze ludzie robie malutkie pierozki, cos w rodzaju uszek i podaja do zimnej zupy owocowej. Jeszcze nie probowalem. A propos czy truskaki przed zawinieciem nalezy posypac cukrem pudrem, cynamonem czy owijac sote.
Slinka cieknie. Pozdrowienia i smacznego
Pan Lulek
A ja tez mam wyksztalcenie przyrodnicze i gram na flecie prostym altowym i na gemshornie w ensemblu muzyki renesansowej. W porywach jest nas 20 osob, repertuar od renesansu po Bartoka i Strawinskiego. Muzyka lagodzi obyczaje, a kontakt z ludzmi kochajacymi muzyke „ubogaca” nieslychanie. Posle do Alicji probke naszej muzyki z prosba, by ja umiescila w jakiej muzycznej szufladzie, tak do posluchania przez chwile.
nemo:
jak najbardziej, adres znasz: alicja@cogeco.ca
Panie Lulek,
widze,ze Pan jestes milosnikiem slodkiego jak ja! Chyba sie nie myle???
Mistrzem w robieniu pierogow wszelakich jest moj ojciec!!!Jego specjalnoscia oprocz pierogow ruskich,sa pierogi z jagodami.Te kroluja w domu rodzicow w sezonie jagodowym oczywiscie.Dodam,ze moj szwagier nosi mego ojca na rekach.Za te pierogi miedzy innymi.Sa pyszne!!
Ja niestety nie ma takiej wprawy w wyrabianiu ciasta,bo podobno tkwi w tym cala tajemnica,zdaniem taty.Ale probuje i z kazdym rokiem sa lepsze.
Troche mnie zaskoczylo,ze w Polsce nie ma jeszcze truskawek,zapomnialam jednak,ze tam wiosna przychodzi pozniej.
Tutaj w mojej Krainie Wiatrakow juz sa wczesne truskawki,holenderskie.
Oczywiscie o niebo gorsze od naszych polskich,ale na bezrybiu…………
Wczesniej kupowalam te z Hiszpani,ale one raczej przypominaja pergamin ,niz owoc.
Moje pierogi podaje zawsze na goraco i do tego gesta smietana i cukier do smaku.Jak jest sezon na jagody,to nadziewam je mieszanka truskawkowo-jagodziana.Ojjjjjjj dlugi sezon pierogowy sie szykuje 😀
Serdecznie pozdrawiam i zycze smacznego.
Ana.
Nie chcialabym aby o mojej ukochanej E. mowiono „kaleka”, nie chcialabym zwlaszcza aby tak mowiono jej w oczy. Chyba bym sie rozplakala albo rzucila pazurami do oczu osoby, ktora by sie tak o niej wyrazila. . Jest niepelnosprawna – tak jest godnie, tak nie przywoluje obrazu jakichs kalek z Opery Zebraczej Johna Greya.
Romowie czesto o sobie mowia Cyganie, ale wola kiedy mowi sie o ich tak, jak sami o sobie mowia: Roma czyli „ludzie”. Cygan jest w jezyku polskim naladowany roznymi znaczeniami zarowno negatywnymi (ocyganic) jak i sentymentalnymi i tylez nieprawdziwymi co te pierwsze. Komu naprawde przeszkadza, ze bedzuie uzywal slowa, ktore nie rani?
A co do „pedalskiej imprezy”. Tp jest tak. Ja sama moge opowiadac w towarzystwie dowcipy zydowskie, ale kiedy ktos w mojej obecnosci zaczyna popisywac sie szmoncesami (to sa doiwcipy nie zydowskie, lecz dowcipy o Zydach, mowione czesto z charakterystycznym zydlaczeniem) , wychodze z pokoju. Kiedy gej mowi o „pedalskiej imprezie” nie ma w tym checi upokorzenia czy cienia pogardy wobec homoseksualistow. Kiedy ktos inny tak mowi, to moze tez nie chce okazac pogardy czy lekcewazenia, albo upokorzyc, ale pewnosci takiej nigdy nie ma. Dlatego lepiej zostawic gejom aby mowili tak jak chca, natomiast samemu uzywac jezyka nie zabarwionego stereotypami, zaszlosciami, pogarda.
Heleno
nie uważasz, że można powiedzieć „homoseksualista” z taką intonacją, że będzie to obraźliwe? Nie zauważyłaś, jak to słowo wymawiają obecnie nam rządzący?
Wojtek ma rację. Nie w słowach rzecz. OBIE strony powinny o w końcu zrozumieć. Zbytnie przewrażliwienie na swoim własnym punkcie bywa dużym utrudnieniem w życiu.
Slowa sa bardzo wazne.
Na poczatku bylo Slowo.
Jestesmy ludzmi wylacznie dlatego, ze mamy slowa.
Slow nie rzucamy na wiatr.
Slowa potrafia zabijac.
I slowa potrafia przywracac zyciu.
Slowa sa najwazniejsze co mamy.
Heleno
Słowa są ważne ale ważniejsze są intencje, Sama wiesz jak to jest z gadułami urodzonymi pod tą samą gwiazdą 🙂 . Czasami mówimy coś co w naszym mniemaniu ma być żartem, zabawnym powiedzonkiem a ktoś bierze to strasznie poważnie i dotyka go tak bardzo ,że jesteśmy zaskoczeni jego reakcją . Pewnie każdy z nas ma taki czuły punkt , Jądro Ciemności otoczonę traumą tak bolesną ,że czasami uniemożliwiającą normalne życie.
Heleno
z przeciwieństw wyłania się nowa jakość, kiedy yin i yang się łączą 🙂
Szanuję Twoje uczucia i poglądy, choć pozostaję na razie przy
swoich. I proszę – nie bierz wszystkiego do siebie osobiście.
Panie Piotrze, skoro na yin i yang zeszło, może coś o kuchni chińskiej? Albo koreańskiej? 🙂
Muzyka poslana przed dwiema i trzema godzinami, ale chyba poszla gdzies na Berdyczow 🙁
Panie Lulek, truskawki na Truskawisku nigdy nie beda tak dobre, jak z wlasnego ogrodka. Chlopi-truskawiarze nie zaluja opryskow (bo sami nie beda jedli), nawozow i wody, a odmiany maja byc przede wszystkim wysokoplenne i wytrzymale na transport. Oczywiscie truskawki z pola w Europie Srodkowej beda zawsze lepsze od tych z Hiszpanii, a juz wspaniale sa z fiordow norweskich, ale tez ceny sa niebotyczne, rzedu 110 koron za kilogram (ca 14 euro!)
O nie, tak łatwo nic nie ginie – przed chwilą zajrzałam do poczty. Muzykę można pobrać tu:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/
Sa tam dwa utwory w formacie mp3 :
The Honeysuckle
Die Post
Miłego słuchania!
(Ja za chwilę, bo audio w użyciu).
Wysłuchałam muzyki, (Anthony Holborne), polecam.
Nie wiem, czy możecie bezpośrednio ode mnie słuchać, czy potrzeba najpierw ściągnąć, ja u siebie muszę wrzucić do grajka, żeby słuchać.
Ale nie są to duże pliki do ściagnięcia.
Halo Ana, Halo nemo !
Po pierwsze, nie wiem kiedy beda truskawki w Polsce. Ja jestem z Poludniowej Burgenlandii, z miejscowosci o klimacie gdzie wszystko jest przecietnie o jeden miesiac wczesniej. Tak wszesniej, ze sasiadce bocian przyniosl syna caly miesiac wczesniej anizeli zaplanowana data. Zgadzam sie w pelni z nemo, ze truskawki z wlasnego ogrodka sa najlepsze na swiecie. Mam odmiane ktora nazywa sie Senga Sengana. Jest to bardzo stara odmiana dajaca takie owoce, ze jedna truskawka wystarczy na jeden pierog. Przy okazji ciekaw jestem, czy istnieje ktos kto potrafi robic dobre nalesniki i dobre pierogi. Chyba nie. To bowiem, co piszesz Ana, wskazuje, ze sa to dwie calkiem odmienne technologie przygotowywania ciast. Do nalesnikow musi byc to, co samo rozlewa sie po patelni, dla pierogow musi to byc autentyczny gniot ktory nie rozleci sie w garnku. Wracam jednak do opinii nemo. U nas sa plantatorzy truskawek liczacy sie z tym, ze zbior bedzie odbywac sie automatycznie. Znaczy, ze ludzie sami zbiora owoce. W takich malych miejscowosciach nie da sie ukryc jesliby ktos opryskiwal truskawkowisko. Logish, biologisch. Sasiedzi zapraszaja rodzine i znajomych na zbiory, ludziska przyjezdzaja z Grazu, Wiednia i Bog wie skad. Opinia publiczna, ze tak powiem stoi na strazy czystosci biologicznej. To o czym piszesz dotyczy hodowli przemyslowych. Rosliny sa przykrywane ciemna folia z otworami co powoduje szybkie nagrzewanie gleby i chroni owoce przed piaskiem. Inna metoda stosowana u nas jest podscielanie sloma albo zmielona drewniana kora. Te metode ja stosuje w ogrodku na jednym poletku. Najlepiej jednak jest hodowac truskawki w trawie dobierajac odmiane trawy niskrosnace. Plony sa mniejsze ale smak. Oho.
Obiecywalem napisac o pluskwach i karaluchach, nie zapomnialem ale zawlekliscie mnie w pierogi z truskawkami,
Piekne uklony i pozdrowienia z Poludniowej Burgenlandii
Pan Lulek
Alicjo, dzieki za przysluge 🙂
Panie Lulek, ja tez znam S. sengane i uwazam, ze konfitury z niej sa najlepsze pod sloncem. W moim ogrodzie podscielam welne drzewna lub slome, glownie po to, by utrudnic dostep slimakom, no i owoce sa czyste, bez piasku. Do wczoraj truskawki dojrzewaly w szybkim tempie, jest tez sporo czerwonych poziomek, ale dzis u mnie jak w Rumunii – leje.
Zimna Zoska przyszla punktualnie, powyzej 1400 mnpm pada snieg! Mieszkam na wys. 580m i klimat w dolinie jest lagodny, ale to nie Burgenland i nawet bocianow nie ma. Dzieci znajduje sie w kapuscie 🙂
Pozdrawiam i czekam na karaluchy, byle nie w nalesnikach