Mięczaki dla twardzieli

Ten tytuł jest absolutnie niepoprawny politycznie. Ale za to dobrze brzmi. I niech tak zostanie. A przecież i tak wiecie, że mięczaki są po prostu dla smakoszy. Dla tych wszystkich, którzy lubią owoce morza i to w każdej postaci.
 
Większość z nas jednak często myli ostrygi z dużymi małżami takimi np. jak omułki, zwane przez Włochów cozze lub przegrzebki, czyli małże św. Jakuba. A są przecież między nimi zasadnicze różnice. I w wyglądzie, i w smaku, i w… cenie.

Przedstawię więc dzisiaj wszystkim, czyli tym, którzy wszystko na ten temat wiedzą, i tym, którzy wiedzą niedużo, i wreszcie tym, którzy dopiero zapoznają się z tematem dzięki blogowi „Gotuj się!”.
 
No to do roboty.
 
Na pierwszy ogień pójdą ostrygi. A to dlatego, że ich sezon właśnie się skończył, a następny rozpocznie się pod koniec lata. Francuskim zwyczajem bowiem świat przyjął, że ostrygi jada się tylko w miesiącach, które w swej nazwie mają literkę „r”. Czyli we wrześniu (septembre), listopadzie (novembre), grudniu (décembre), styczniu (janvier), lutym (février), marcu (mars) i kwietniu (avril). A od maja do września przerwa.
 
Długo myślałem, że to z powodu upałów, które panują w ostrygowych rajach przez całe lato. Tymczasem okazało się, że z całkiem innego powodu. Otóż w tym zakazanym dla smakoszy czasie ostrygi rozmnażają się. I po prostu znacznie gorzej smakują.
  
W dzisiejszych czasach jednak, gdy człowiek opanował wiele różnych dawniej niedostępnych mu umiejętności, m.in. nauczył się zastępować matkę naturę, ostrygi spotkać można w jadłospisach restauracji francuskich, włoskich, hiszpańskich i innych przez cały rok. Większość z nich pochodzi właśnie z hodowli. Rosną sobie one w płytkich zatoczkach, lagunach, ale i na pełnym morzu, przytwierdzone do lin cementem. A liny te zwisają ze specjalnych drewnianych platform zakotwiczonych do dna morza. Nurkowie sprawdzają stan dojrzałości ostryg, by we właściwej porze mogły nastąpić ich żniwa.
 
I tylko zatwardziali smakosze-konserwatyści nie jadają tego smakołyku w wyżej wymienionych miesiącach. Robią pewnie (ale w tajemnicy) wyjątki w dniach, w których wybierają się na randki. Ostrygi bowiem są wspaniałymi afrodyzjakami. Taki Casanova np. zjadał ich parę tuzinów dziennie. Ale on na figle umawiał się zwykle zespołowo. To znaczy on bywał sam, tylko pań bywało zwykle dwie do trzech. No i dzięki ostrygom…
 
Na pocieszenie tych, którzy ostryg nie lubią powiem, że i inne mięczaki zaliczane są do tej samej kategorii dań. Zwykłe mule, sercówki, małże Wenus czy okładniczki też pobudzają energię do miłosnych harców.
 
Rodzajów ostryg jest setki. I rosną one niemal we wszystkich morzach z wyjątkiem naszego Bałtyku. Na szczęście komunikacja lotnicza pozwala i nam nad Wisłą delektować się ich smakiem.
 
Tu muszę dodać, że ostrygi były dowożone na arystokratyczne stoły i w przedlotniczych czasach. Wieźli je szybcy kurierzy w skrzyniach wymoszczonych morskim zielskiem i skrapiali woda morską. A ostryga to zwierzątko mające dość twarde życie i wytrzymuje około tygodnia poza swoim naturalnym środowiskiem.

Dziś w Warszawie jedna sztuka w sklepie rybnym kosztuje około 4 zł. Licząc więc pół tuzina na osobę na skromną przekąskę możemy sobie na taką rozpustę czasem pozwolić. I niekoniecznie do tego jest potrzebny szampan. Wystarczy dobre proste białe wino, np. sancerre lub soave.
 
Teraz jednak możecie na ostrygę tylko popatrzeć. Oto ona:

ostrygotw300.JPG

Na drugim miejscu w moim prywatnym rankingu stawiam przegrzebki, zwane małżami św. Jakuba. A imię patrona portugalskich rybaków małża ta otrzymała dzięki pielgrzymom wędrującym do Santiago di Compostella do grobu apostoła Jakuba, który zginął męczeńską śmiercią. Odżywiali się głównie tanimi i łatwo dostępnymi małżami i pięknym kształcie oraz wybornym smaku. Charakterystyczna muszla stała się symbolem tych pielgrzymek.

Popatrzcie więc na ten smakowity kąsek:

przegrzebekclosed300.JPG

A teraz z włoska zwane cozze, czyli mule. Te małże są najczęściej jadane w różnych zupach np. moul marinier, które to danie jest sztandarowym smakołykiem Belgów (i nie tylko – i ja przyrządzam tę potrawę naprawdę nieźle). Popatrzcie więc na portret muli:

cozze300.JPG

Na koniec dwa portrety mięczaków bez skorupek. Czyli przedstawiam Wam mątwę:

montfa300.JPG
 

i kalmara:

kalamarnica300.JPG

Oba zwierzaki można przyrządzać na wiele sposobów i zawsze sprawiają przyjemność podniebieniu.
 
 
Jako premia dla wytrwałych – przepis:

Kalmary faszerowane

Kalmary (całe tuszki, nie tylko krojone w pierścienie macki), 50 dag pomidorów, 2 cebule, 1 marchew, 1 por, 6 łyżek oliwy, 1/2 szklani białego wytrawnego wina

Farsz: 10 dag gotowanego ryżu, 5 dag fistaszków, 1 cebula, 3 łyżki oliwy, 2 łyżki posiekanej natki pietruszki, ząbek czosnku, sól, pieprz
 
Marchew, pora i cebulę oczyścić, umyć i posiekać. Obrane ze skórki sparzone pomidory przetrzeć przez sito, usunąć pestki. Kalmary oczyścić, umyć. Posiekać macki odcięte od korpusu, odwłok zachować w całości. Dwie posiekane cebule podsmażyć na oliwie. Dodać pora i marchew. Dusić 10 min. Wlać wino, dodać przetarte pomidory i gotować kwadrans.
 
Do farszu podsmażyć na oliwie 1 posiekaną cebulę. Dodać ugotowany ryż, fistaszki, natkę pietruszki, posiekany czosnek, sól, pieprz. Wymieszać z pokrojonymi mackami. Nadzieniem napełnić odwłoki i ułożyć je w żaroodpornym naczyniu. Zalać sosem i sokiem z pomidorów. Piec półtorej godziny w temperaturze 180 st.C.
 

fot. Wiki