Dobre, bo nieurodziwe
Sezon ogrodniczy nieodwołalnie się kończy. Ale nabyte w czasie jego trwania doświadczenia dają mi do myślenia. Na przykład patrzę na cudnie jednakowe pomidory w sklepie i przypominam sobie nasze, wiejskie, z krzaków, które w sporej części zmarnowała zaraza. Trzeba było się ścigać z jej objawami. Ale po wyścigu, kiedy zdążyło się zdjąć z krzaka nietknięty nią pomidor, nie tak piękny jak te sklepowe, nagrodą był znakomity, zupełnie inny smak. Te kształtne i nieskazitelne pomidory ze sklepu zawdzięczają pewnie swoją urodę starannemu dozowaniu różnych chemicznych substancji, na każdą dolegliwość inną, aby plon był duży i piękny. Nasze, rosnące na uczciwym nawozie z pobliskiej obory, dobrze sezonowanym w mazowieckim piaseczku, nie miały tej szansy. Musiały walczyć same. Ale te, które nie dały się zarazie były za to zdrowe, bez chemii. I tak było ich tyle, że czasem opadały ręce przy robieniu przetworów.
Kilka lat temu mówiło się żartem, że w przyszłości piękne owoce będą tańsze a te niezgrabne, mniejsze – droższe, bo zdrowe. Oczywiście obecnie w uprawie bio, zwłaszcza przy dużych powierzchniach, używa się także środków ochrony roślin, jednak są one zupełnie czymś innym niż chemiczne, niezawodnie działające specyfiki. Roślinne napary, odpowiednie sąsiedztwo roślin odstraszających owady i wiele innych tricków, także takich ze starych książek, które zawierają staruteńkie porady. Środki te nie działają zazwyczaj błyskawicznie, ani tak spektakularnie jak chemiczne.
Koślawe marchewki, nieduże choć wspaniale purpurowe buraczki, ogórki nieco mniej foremne niż te ze sklepowych skrzynek, to była cena za „czystość” naszego ogródka i zdrowotne walory warzyw, które radziły sobie same.
Na pewno zwyciężyły nas szkodniki drzew owocowych. Wszystkie te młodziutkie sadzonki oglądaliśmy co kilka dni usuwając szkodniki, ale nie mieliśmy szans z przebiegłym wrogiem. Pytanie, czy damy się nowoczesności, gdy drzewa podrosną i zaczną owocować na potęgę, czy będziemy metodą rękodzielniczą usuwać szkodniki. Stawiam dolary przeciw orzechom, że trochę chemii, w najbardziej racjonalny sposób użyjemy.
Ten rok obrodził niezwykle. Ciepłe całe tygodnie, nawet przy braku deszczu, bezchmurne niebo – i oto mamy kolejny kłopot. Najbardziej mnie zdumiewa projekt produkcji biopaliwa z nadmiaru jabłek. Ludzie, co za bzdura. Ile smaku pójdzie do rur wydechowych (oczywiście nie bezpośrednio!). Zachowujemy się jak ci nowobogaccy przypalający cygaro studolarówką.
A wracając do bioupraw, to jakże żal, że te nasze plony, skończą się już niedługo, trzeba będzie wszystko kupować w sklepie. Piękne, aż nudne.
Komentarze
Przeczytałem to co napisał bezdomny o potwornym smrodzie jaki opanował jego lodówkę i cały jego samochód na ponad pół roku.
Oświadczenie:
Chciałem serdecznie przeprosić kolegę blogowego Arkadiusza Kuppera za wyrządzone szkody moralne i materialne spowodowane zapachem kiełbasy myśliwskiej , kabanosów i małej szyneczki.
Powodowany chęcią podzielenia się tym co najlepsze nie przewidziałem, że zapach wędzonych wędlin pochodzących z małej rodzinnej masarni może wywołać taką reakcje i długotrwałe konsekwencje ponoszone przez właściciela auta w którym miałem zaszczyt odbyć wczesną wiosną podróż do Hiszpanii.
Jeszcze raz błagam o wybaczenie i przyrzekam nigdy więcej nie zabierać w podróż czegokolwiek co mogłoby narazić kogokolwiek na jakąkolwiek przykrość i znoszenie moich lekkomyślnych działań i pomysłów. Za wyrządzone szkody materialne wyrażam zgodę na poniesienie konsekwencji finansowych.
Miś Kurpiowski
( adres , telefon i numer karty kredytowej znany redakcji)
Misiu, ja bardzo chetnie Cie podwioze moim samochodem razem z kabanosami, mysliwska i szyneczka. Mozesz dorzucic tez ser. Z zapachem sobie porade.
Misiu, jeśli będziemy mogli, chętnie Cię podwieziemy.
Elu
Twój pomysł może być ryzykowny. Od marca boję się wsiadać do czyjegokolwiek samochodu. A jeszcze bardziej boję się zanieczyścić czyjś samochód. Jestem człowiek wrażliwy i po raz kolejny nie zniósłbym głośnych reprymend i oskarżen o cheć zniszczenia czyjejś luksusowej własności. Szczególnie takiej, która musi starczyć do końca życia. Czy ty zdajesz sobie sprawę z powagi takiej sytuacji? Do dziś drżą mi kolana gdy wspomnę o kawałeczku obieranej mandarynki upadłej na podłogę . Zupełnie podobnie jak kolana tow. Jaruzelskiemu w chwili gdy pojechał na audiencję do Papieża.
Misiu,
Spokojnie. Kobiety z reguły traktują samochód jak narzędzie służące do przemieszczenia się z punktu A do punktu B, a nie jak… dopisz sobie sam. Też chętnie przewiozę te szyneczki i kabanosy a nawet mandarynki. Drakulowi to nie zaszkodzi.
Poza wszystkim czasem czuję sie jak przysłowiowy Jonasz na statku. Tyle lat jeździłem pekaesem do stolicy. I co? Wzioł i upadł. Ten PKS. Przeze mnie. Taki Jonasz, nie ma to tamto…
Marek daj sobie spokój … szkoda zdrowia na takie rzeczy …
dynie trzymacie w domu czy na dworze ..
Kiedys jak mieszkalam w Jordanii to zakupilam pewna partie sera wracajac z urlopu z Francji. Pierwszy samolot byl opozniony, ale zdazylam na drugi. Moje bagaze przylecialy po trzech dniach. Celnik jak szybko otworzyl torbe z serami to jeszcze szybciej ja zamkna i machna reka abym sobie poszla. Sery musialam wyrzucic a torba sie wietrzyla chyba przez tydzien na dworze. Torby nie bylo mi zal tylko tych serow…….
Elapo,
Szczęśliwie teraz pakują sery próżniowo i nie ma takiego problemu 😉
dzień dobry … ☕
haneczko z okazji urodzin wszystkiego najlepszego i dużo zdrowia .. uściski … 🙂
Haneczka to pracowita jest mróweczka.
O polskiej historii wie wszystko,
jej ogród to piękne uroczysko.
Kocha książki, kino i spacery,
ma linię osy i nie rzuca się na desery.
Politycznym bardzo jest zwierzęciem,
więc kulinarne lektury nie cieszą się u Niej(ostatnio)
zbyt dużym wzięciem 🙁
My jednak o Tobie Haneczko pamiętamy
i życzenia zdrowia Ci przesyłamy!
Dzień dobry 🙂
kawa
Serdeczności urodzinowe dla Haneczki 🙂
W odległych, studenckich czasach, kiedy po raz pierwszy odwiedziłam Francję znajomi zaprosili mnie na obiad do creperie(naleśnikarni). Takie dziwne miejsca nie istniały w tamtym okresie w naszym siermiężnym kraju. Pamiętam, jak czytałam kartę z rosnącym zdumieniem i nie mogłam się nadziwić, że naleśniki można podać na tyle różnych sposobów, zarówno słonych, jak i słodkich. Zamówiłam naleśnik z szynką i sadzonym jajkiem, który okazał się niezwykle smaczny i pozostał w mej pamięci przez wiele długich lat. Dzisiaj zjadłam na śniadanie taki właśnie naleśnik i bardzo Wam polecam ów pomysł 🙂
Irek jesteś niesamowity .. 🙂
Danuśka ja naleśniki zawsze .. pomysł skopiuje na obiad ..
pogoda się dobrze zapowiada do niedzieli .. a niedziela niehandlowa ..
Dołączam do naleśnikolubnych, to genialny wynalazek, sposoby urozmaicenia zależą od fantazji kucharza, a zawsze pyszne danie 🙂
Haneczce najlepszego życzę 🙂
Kolejny piekny dzień, czekam na ocieplenie, bo na razie, to chlodek.
Jolinku, pytałaś o przechowywanie dyni, ja trzymam na chłodnym parapecie wewnętrznym traktując je też jak miłą oku ozdobę, jesienny akcencik. Ale zbyt długo nie powinny tak trwać, bo choć zewnętrznie nie tracą na urodzie, to wewnątrz mogą się zacząć psuć, a tego nie chcemy…
Bardzo chętnie zjadłabym jeszcze raz taki naleśnik
https://photos.google.com/album/AF1QipPMUZZngltMQfR87eS3g_AO-hQzmfWSkKlqhuMW/photo/AF1QipPbXbBdgrRpLpkA5i4lAyq_tWNjiSkUVl2qvI0R
Małgosiu-wystąpił błąd, zdjęcie się nie otwiera 🙁
Dynie przechowuję w chłodzie, na tarasie.
Może teraz?
https://photos.app.goo.gl/ySWmDr6hVTjJ1TC69
Małgosiu teraz tak .. a gdzie jadłaś te pyszności? ..
to dynia będzie na oknie w kuchni by się nią cieszyć i nie zapomnieć by zjeść ..
Jolinku, w Tuluzie.
Kilka dni temu Cichal pokazał nam na dobranoc obrazki Starego Miasta. A mnie przypomniała się niewielka książeczka Artura Oppmana „Moja Warszawa”. Choć wydana po raz pierwszy w 1929 roku, nadal wzrusza nostalgią rymów i opisów.
Może i Was zaciekawi, zainteresuje. Poniżej cytuję jeden rozdział z osobistych zapisków autora, w formie szkiców literackich wzbogaconych wierszami.
Cytowany, pracowicie przepisany z posiadanego egzemplarza, fragment książeczki dedykuję, wraz z sedecznościami Urodzinowymi Haneczce
Warszawa od strony Wisły
Gdy wieczorna spływa chwila złota
I różowi dawnych domów ściany
Ludzkie serca ogarnia tęsknota
I żal jakiś niewypowiedziany
Myśl haftuje ledwo znacznym ściegiem
Dni istnienia chmurne i jaskrawe –
Wtedy, siadłszy nad wiślanym brzegiem,
Lubię patrzeć na Starą Warszawę
Pod parkiem Praskim, na wzgórku piaszczystym, usypanym od wieków przez nadrzeczne wiatry, wprost amfiteatralnie wznoszącego się Starego Miasta, usiądź przyjacielu, miłośniku rzeczy pięknych, choć codziennych, i poświęć kwadransik przyglądaniu się rodzinnemu miastu – a nie zmarnujesz tego czasu na pewno.
Przeciwnie, da ci on gamę wrażeń, których nie spodziewałeś się najzupełniej, oczaruje twe oczy widokiem, na który spoglądałeś obojętnie może setki razy, ale nie zauważyłeś go nigdy – dopóki nie powiedziała ci o tym twoja własna dusza albo życzący ci lepiej, niż ty sam sobie, poeta.
Więc oto zachodzi słońce i cisza staje się uroczysta. Nawet na moście Kierbedzia jakby ucichł nieustanny turkot dorożek i wozów, jakby zamilkły tramwajowe sygnały i jakby zmniejszył się, zmalał gorączkowy ruch przechodniów. Jest cicho i trochę sennie. Pluszcze leniwo fala wiślana, bezszmernie przemykają się po niej lekkie spacerowe łodzie, a w oddali, na tratwie, stojącej nieruchomo na Wiśle, rozpalają się wieczerzowe ogniska.
Naprzeciwko, wprost twojego wzroku,
Cud się wznosi co stworzyły lata,
Dołem ginie w gęstwiejącym mroku,
Górę skrawa gra na nim poświata.
Purpurowe, jak krwi czerwień, play
Kolorują mury starożytne –
A to wszystko zachód ujął w ramy,
Od zórz – złota, od niebios – błękitne.
Zamek Królewski góruje monarszo nad tarasowym pełnym drzew ogrodem i stoi w zadumie, jak gdyby marzył o umarłych czasach; dziwaczne domki Kanonii, o drewnianych gankach i balustradach, napraszają się pod ołówek i pędzel artysty; trójcą wież świetlistych i koronkowych wybłyska kościół katedralny; kłębią się splątane kamieniczki staromiejskie, jaskrawie płonąc łamanymi dachy; dostojnie panuje nad brzegiem odwieczna baszta Panny Marii. Ale to nie dosyć, że podziwiasz piękno tego obrazu, które uderzyło cię po raz pierwszy. Zajrzyj duchem prze te okienka, gdzie tak uroczo odbija się zorza wieczorna, a zobaczysz może ludzi i sprawy, jakich już dziś niewiele kołacze się po świecie. Zobaczysz krzyżyk, wiszący nad drzwiami, aby błogosławił pokoikom skromnym i ich prostodusznym mieszkańcom; zobaczysz na ścianach wyblakłe fotografie i stare dagerotypy, a pomiędzy nimi krepą od dawna osłonięte i uczczone świeżą kwiecia wiązanką wizerunki tych, którzy śpią w zapomnianych mogiłach, po borach i lasach, albo w lodowatej pustyni Sybiru.
A może tam, w kącie, w głębokim, uszatym, wolterowskim fotelu siedzi jeszcze staruszka ciotka, stara panna, wyschła i żółta jak gromnica, z zaczesanymi w nioby srebrnymi włosami – i patrzy w stronę fotografii – w krepie i w kwiatach.
Stara panna, dziwaczka, śmieszna dla otoczenia, patrzy, różaniec trzyma w drżących dłoniach i, korzystają z samotności i wieczornej ciszy, szepce: wieczne odpocznienie…
Już nie płacze: już zapomniałą płakać. Śmieszna stara panna – wierna aż do śmierci…
Jak pamięta – jak dobrze pamięta!
Jak jest przy niej i zawsze, i wszędzie,
Gdy jej szeptał: “Moja…moja święta…
Pomyśl o mnie gdy już mnie nie będzie…”
A dziewczątko zacisnęło dłonie,
Jak dziś dusi stara panna łkanie –
A, bo wierzy, że po tamtej stronie
Bóg jej zwróci najdroższe kochanie…
A tymczasem nad Wisłą, nad Starym Miastem, nad Warszawą zgasło słońce. Gwiazdy wyfrunęły na niebo, jak srebrzystych ptaków miliony, i mrugają do ziemi, i uśmiechają się do ludzi. Wiedzą o wszystkim, znają cierpienia i rozpacze serc – i dają im otuchę – i moc – wytrwanie.
Popatrz się jeszcze od strony rzeki na swoje miasto rodzinne. Ma ono winy i grzechy, o, ma ich bez liku! ale uwierz w to gorąco, że ma serce szlachetne, które, chociaż w letarg zapadło – w gromowej chwili się obudzi!
Noc wylewa zapomnienia czarę
Na Starego Miasta obraz śliczny –
I usypia cicho Miasto Stare
W księżycowej poświacie magicznej.
Patrzę w okno, w zapaloną świecę,
Gdzie ktoś może łzy wstrzymuje krwawe…
Chryste z Fart! miej w swojej opiece
I tę starą – i nową Warszwę…
Or-Ot
Moja Warszawa
Obrazki z niedawnych lat
Czytelnik, Warszawa 1975
Errata do wierszy – automat poprawił, ja nie zauważyłam – przepraszam
1 – Purpurowe, jak krwi czerwień, plamy
2 – Ach, bo wierzy, że po tamtej stronie
3 – Chryste z Fary! miej w swojej opiece
Ooo… i jeszcze:
I tę starą – i nową Warszawę…
MałgosiuW – one nie wyglądają na typowe naleśniki. Czy były chrupkie? Czy to jedynie złudzenie?
Echidna, to jest galette.
Moja pierwsza galette ( w tamtych czasach mowilam nalesnik ) w Bretanii byla z parowka i musztarda. Nie moglam sobie wyobrazic nalesnika z parowka i musztarda i dlatego zamowilam. W przeciwienstwie do Danuski nigdy nie powtorzylam tego eksperymentu. Odkrylam inne, lepsze taki jak pokazala Malgosia
Ela ma rację, bo to była restauracja bretońska. Galette było pyszne.
Elapa-Wasze naleśniki oraz galettes są jednym z powodów, dla których musimy jeszcze kiedyś dozwiedzać (cytat z Ewy) Bretanię 🙂
Echidno-park praski i bulwary z prawej strony Wisły, to spacery mojego dzieciństwa.
Ech, łza się w oku kręci…
Malgosiu, bardzo pyszne zdjęcie i jaka mila kompozycja 🙂
Echidno, wzruszajace soojrzenie na Warszawę, dziękuję 🙂
Czyli dobrze pomyślałam. Nie znam galette, sprawdziłam (various types of flat round or freeform crusty cakes) i wychodzi na to, że chrupiące.
Dobranoc z mojej połówki.
Hnaeczko – pogody, uśmiechu i samej szczęśliwości!
Danuśko,
Używam „dozwiedzać” zamiennie z „dooglądać”. 🙂 Wstyd wyznawać, ale wielu regionach francuskich mnie jeszcze nie widzieli. Przyznaję się bez bicia, że ceny jednak odstraszają. Cichcem liczę na p.o. zięcia (czyli syna Witka), który porzucił Polskę na rzecz Luksemburga, i razem z dziewczyną mieszkają francuskiej stronie. A że stamtąd rzut beretem do Alzacji…
Haneczko – wybacz literówkę! 😳
Uściski urodzinowe dla Haneczki i życzenia wszystkiego najlepszego!
Haneczko – wszystkiego dobrego z okazji urodzin.
Dzisiejszy piękny jesienny dzień był dobrą okazją do odwiedzenia Sopotu. Nie byłam tam od wiosny, ale po sezonie i w tygodniu panuje już tam spokój.Jednak głównym powodem była chęć obejrzenia wystawy malarstwa polskiego z okresu Młodej polski i dwudziestolecia międzywojennego, która wkrótce zostanie zamknięta. https://www.pgs.pl/wpisy/zywioly-i-maski-wsrod-obrazow-z-kolekcji-grazyny-i-jacka-lozowskich .
Haneczce tez by się podobała.
A potem długi spacer po przepięknym parku przy zatoce. Większość osób tu piszących zna Sopot, więc opisy są zbędne.
Haneczko – wszystkiego najlepszego! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=6rWrzYPdEFs
Dzisiaj na obiad były pożarskie według przepisu z „Kuchni polskiej”. Z masłem i ubitymi białkami. Pyszne i na ciepło i na zimno. Miały być i na jutrzejszy obiad, ale zniknęły już dzisiaj. 😉
Nasza jabłoń w tym roku obrodziła, a jabłka były smaczne. Niektóre z lokatorami. Widziałam kiedyś program o ekologicznej uprawie ziół i warzyw. To było jakieś gospodarstwo pod Warszawą. W jednej ze szklarni wszystkie grządki były okolone nasturcjami, które chroniły uprawy przed mszycami i innymi szkodnikami.
Dobry pomysł z nasturcjami, Asiu. Wyglądają pysznie, a jeśli jeszcze chronią przed szkodnikami inne rośliny, na siebie biorąc grom opowiedzialności… same korzyści z nich płyną. Posiałam w zeszłym roku i jakoś nie padły. Rozrosły się niebywale, zatem przetrzebię nieco i zostawię – miałam pomysł na wyrzucenie – ochronią warzywa i pomidory (mam nadzieję).
Choć przerobiłam ogródek warzywny na kwiatowy, zdecydowaliśmy posadzić ogórki, marchewkę, buraczki i pomidory. Te ostatnie w donicach – łatwiejsze w utrzymaniu na naszym „poletku”.
Wyhodowane własnoręcznie w ogródku dobra, są doskonałe w smaku i choć nie mamy problemu o jakim Basiu wspominasz, inne wciórności potrafią częściowo zniszczyć spodziewane zbiory. Głównie ptaszkowie i palące słońce. I niestety koty sąsiadów. Na te ostatnie zalazłam (chyba) sposób. Specjalne kolce (z plastiku) do zakładania na płot. Krzywdy zwierzakom nie zrobią, a zabezpieczają od łażenia po tym ostatnim. Głównie stosowane jako ochrona przed posumami, ale polecane również w przypadku jak nasz. Sąsiedzi uprzedzeni, więc krzywdy jakowejś ich pupile nie doznają.
A względem „Dobre, bo nieurodziwe” – opowiadano mi niegdyś o sadownikach jabłek (na dużą skalę), którzy w oddzielnej części sadu mieli kilka jabłonek tylko dla siebie. Ochraniane starymi sposobami przed szkodnikami i mrozem, nijakiej chemii nie zaznały. Owoce duże choć niepiękne, w plamki, niekiedy niekształtne i z lokatorami, w smaku i zapachu wspaniałe.
Echidno – moje nasturcje w tym roku nie zakwitły. Jedne, owszem wyrosły, ale nie zakwitły. Pozostałe nawet nie wykiełkowały. Podobnie jak ukochane kosmosy (onętki). Pierwszy raz od kilku lat. Posiałam w tym samym czasie co zawsze, podlewałam i nic. Pewnie to wina tego palącego słońca w tym roku. Brak deszczu i często wiejący suchy, gorący wiatr. Zresztą większość kwiatów przekwitała w ekspresowym tempie – irysy (2 dni), piwonie (kilka dni), liliowce. Irysom, w tym roku, nawet nie zdążyłam zrobić zdjęć.
Asiu – mam problemy, wpis odrzuca. Będzie w częściach.
Asiu – u nas, z uwagi na klimat, nasturcje rosły cały czas.
Trochę przystopowały w rozwoju podczas zimy lecz nie padły, ku memu zdziwieniu.
Wiosną wybujały. Większość roślin trzyma się „dzielnie”.
Inna sprawa, że wybieramy wieloletnie, od-por-ne na chłód i upały. Przede wszystkim zaś na słońce. Ogród jest nasłoneczniony prawie cały dzień. Dlatego też, jednego lata, przy temperaturze w słońcu przekraczającej, na moim termometrze, skalę, winogrona zamieniły się w rodzynki. Ale to nieczęsto się zdarza. Kosmos od dwóch lat wysiewa się gdzie go nie proszono – jak przewidywała MałgosiaW, o ile dobrze pamiętam, że to były Jej rady względem tego kwiatuszka. Poprzedniego lata wyrósł jak na drożdżach, tworząc prawie dwumetrowy, splątany gąsz. Sąsiedzi podziwiali, ja podcinałam i nadal rósł. Wyglądądał ładnie, ale ile przy tym było roboty!
Rany Julek! Jedno słowo nieszkodliwe i ile zachodu. A ja „sirota” intelektualna nawet nie podejrzewałam, że od-por-ne (bez myślników) jest takim wulgaryzmem!!! hi, hi, hi
Nasturcje to moje ulubione kwiatki, aczkolwiek od paru lat nie wysiewam, bo mi własne nasiona „wyszły”, a nowe ciągle zapominałam zakupić. Znakomite do ochrony warzywniaka przed mszycami, znoszą byle jakie warunki, a do tego nieźle sprawują się w sałatkach jako dodatek – i kwiaty, i liście. Trzeba tylko lubić ten pieprzny smak. A owoce – zalane zalewą konserwową z octu, sprawdzają się jako kapary 😉
Były Młode – znowu nie jedzą mięsa, cukru, nie piją alkoholu, kawy, herbaty (chyba, że herbaty owocowe i ziołowe, zawsze mam). Ze smutkiem stwierdziłam, że już coraz mniej ludzi normalnych 🙄
Trudno, nie uprzedzili, to albo sałatę, albo cały obiad, polędwiczki wieprzowe w sosie grzybowym, miałam już wszystko przygotowane. Łaskawie rzucili się na te polędwiczki, a nawet podczepili pod wino, chociaż przywieźli ze sobą podejrzane butelki czegoś, co się nazywa „Smart water”. Odczytałam, co to za wynalazek – destylowana woda z osobnym „wsadem” magnezu, potasu i wapnia. Phi…czego to ludzie nie wymyślą! Ja popijam kranówę bez filtracji, jeśli już, bo mamy znakomitą oczyszczalnię wody.
No w każdym razie zdrowi ludzie nam rosną i każdego ranka biegają te swoje 10km. Ponieważ w swojej 20-letniej karierze mieli już różne pomysły, wcale się tym nie przejęłam. Pierwszy raz zaowocowało to omdleniami i anemią (trzeba wiedzieć, co się powinno jeść w zamian!), teraz wiedzą lepiej. Podobno.
dzień dobry … ☕
Magdaleno z okazji urodzin wszystkiego najlepszego i dużo zdrowia .. 🙂
Z opóźnieniem, Haneczko, życzę wszystkiego najlepszego!
Magdaleno, pozdrawiam urodzinowo.
W tym roku zapomniałam posiać nasturcje a tak lubię te kwiatki. U mamy na działce zawsze były. Byly tez kosmosy, które lubi Asia.
takie uprawianie rośli jak opisuje Asia to permakultura …
https://pl.wikipedia.org/wiki/Permakultura
a tu w praktyce ..
http://permakultura.com.pl/
Owoce pigwowca można kupić w Biedronce. Cena 9,99 zł za kg, kraj pochodzenia – Chile. Pachną bardzo ładnie w przeciwieństwie do dużych owoców pigwy.
Czas najwyższy kupić dynię. Dużą kupię dla ozdoby, a do jedzenia kawałek. Taką pokrojoną na kawałki różnej wielkości albo w kostkę można u nas kupić tylko na hali targowej albo na bazarkach. Potrzebny jest więc wyjazd do Gdyni, ale jutro jadę do młodszego wnuczka, więc odwiedzę także halę.
A dziś ugotowałam rosół.
Ten rok nie był dobry dla ślimaków, ale w ubiegłym mieliśmy plagę ślimaków, zwłaszcza tych bezskorupkowych. A smakują im wszystkie rośliny.
Pozdrawiamy z czeskiego Mikulova: http://www.mistnikultura.cz/sites/default/files/archive/mikulov_2.jpg
Co trzy kroki winiarnia i degustacje tutejszej produkcji. Białe wina, które dane nam było spróbować do tej pory były znakomite. Miasteczko jest bardzo urokliwe i naprawdę warto zrobić tu dłuższy postój. Na obiad były knedliki z wołowym gulaszem, tudzież z wołową pieczenią. Do wołowiny i knedlików oczywiście tutejsze piwo 🙂
jest nowy wpis ..
Danuśka wypijcie za zdrowie nasze … 🙂
Magdaleno – wszystkiego najlepszego!
W Mikulovie byłam kilka razy, nawet tam nocowałam, ale zwykle przejazdem. Rzeczywiście miasteczko jest urokliwe, a knedlików z gulaszem i piwa zazdroszczę, a znam takiego co jeszcze bardziej 🙂
Magdaleno – wszystkiego najlepszego! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=P_a2f9HI2JI
https://www.youtube.com/watch?v=Gsz3mrnIBd0
https://www.youtube.com/watch?v=eHar9ni7z2I
Najpiekniej dziekuje za zyczenia i wzruszajace prezenty muzyczne :*