Świat pachnie

Z moją młodą sąsiadką łączą nas smakoszowskie więzi i pogaduchy. Ostatnio nasza znajomość wkroczyła na wyższy poziom. Dostałam pachnący „gościniec” z jej służbowej podróży. Tak pomiędzy łasuchami bywa, że lubimy dzielić się smakami. W próżniowej torebce zamknięty był najwyraźniejszy zapach bliskiego wschodu, czyli przyprawa zathar.
Jak wszyscy wiedzą, polska kuchnia zawsze była wonna, w niektórych okresach do zupełnej przesady. Od Renesansu zaczęło się łagodzenie smaków, ale jeszcze w XVII wieku, przybywająca na własny ślub z polskim królem księżniczka francuska, nie dała rady niemal żadnej potrawie, która znalazła się na wykwintnym powitalnym stole, bo we Francji już w tym czasie przyprawiano znacznie, znacznie mniej.
Jeszcze całe lata musiały minąć, aby na polskich ziemiach zaczęto rozsądniej doprawiać, bo używanie przypraw było czytelnym znakiem bogactwa rodziny. Właściwie dopiero XVIII wiek, wpływy francuskiej kuchni i kucharzy sprawił, że zupełnie zaniechano używania nadmiaru wonnych przypraw. Kuchnia kolejnego wieku była wykwintna, ale pachnąca nie tyle przyprawami, lecz wyszukanymi produktami i ich wyszukanymi zestawieniami.
W poprzednim, czyli XX wieku znów odkryliśmy zapomniane aromaty. Zwłaszcza odkąd rozpoczęliśmy peregrynacje po bliższych i dalszych krajach. Bliski Wschód i ościenne kraje oferują szczególne zapachy.
Zathar to wspaniała przyprawa, pochodzi z kręgu kuchni arabskiej, izraelskiej i tureckiej. Jej głównymi składnikami są ziarna białego sezamu wymieszane z rozdrobnionymi dzikiem tymiankiem, owocami sumaku oraz soli. Bywają też liczne odmiany zatharu, z dodatkiem innych ziół i aromatów. Ponieważ zathar stosuje się „do wszystkiego” postanowiłam doprawić nim marchew, którą bardzo lubię. Po upieczeniu w piekarniku polanej oliwą (uprzednio obranej i pokrojonej w grubsze paski) marchwi, posypałam ja zatharem. Powstało naprawdę pyszne danie, smakujące w dodatku nostalgicznie, daleką podróżą. Sąsiedzkie więzi to jest to!