Dobre, bo nieurodziwe

Sezon ogrodniczy nieodwołalnie się kończy. Ale nabyte w czasie jego trwania doświadczenia dają mi do myślenia. Na przykład patrzę na cudnie jednakowe pomidory w sklepie i przypominam sobie nasze, wiejskie, z krzaków, które w sporej części zmarnowała zaraza. Trzeba było się ścigać z jej objawami. Ale po wyścigu, kiedy zdążyło się zdjąć z krzaka nietknięty nią pomidor, nie tak piękny jak te sklepowe, nagrodą był znakomity, zupełnie inny smak. Te kształtne i nieskazitelne pomidory ze sklepu zawdzięczają pewnie swoją urodę starannemu dozowaniu różnych chemicznych substancji, na każdą dolegliwość inną, aby plon był duży i piękny. Nasze, rosnące na uczciwym nawozie z pobliskiej obory, dobrze sezonowanym w mazowieckim piaseczku, nie miały tej szansy. Musiały walczyć same. Ale te, które nie dały się zarazie były za to zdrowe, bez chemii. I tak było ich tyle, że czasem opadały ręce przy robieniu przetworów.
Kilka lat temu mówiło się żartem, że w przyszłości piękne owoce będą tańsze a te niezgrabne, mniejsze – droższe, bo zdrowe. Oczywiście obecnie w uprawie bio, zwłaszcza przy dużych powierzchniach, używa się także środków ochrony roślin, jednak są one zupełnie czymś innym niż chemiczne, niezawodnie działające specyfiki. Roślinne napary, odpowiednie sąsiedztwo roślin odstraszających owady i wiele innych tricków, także takich ze starych książek, które zawierają staruteńkie porady. Środki te nie działają zazwyczaj błyskawicznie, ani tak spektakularnie jak chemiczne.
Koślawe marchewki, nieduże choć wspaniale purpurowe buraczki, ogórki nieco mniej foremne niż te ze sklepowych skrzynek, to była cena za „czystość” naszego ogródka i zdrowotne walory warzyw, które radziły sobie same.
Na pewno zwyciężyły nas szkodniki drzew owocowych. Wszystkie te młodziutkie sadzonki oglądaliśmy co kilka dni usuwając szkodniki, ale nie mieliśmy szans z przebiegłym wrogiem. Pytanie, czy damy się nowoczesności, gdy drzewa podrosną i zaczną owocować na potęgę, czy będziemy metodą rękodzielniczą usuwać szkodniki. Stawiam dolary przeciw orzechom, że trochę chemii, w najbardziej racjonalny sposób użyjemy.
Ten rok obrodził niezwykle. Ciepłe całe tygodnie, nawet przy braku deszczu, bezchmurne niebo – i oto mamy kolejny kłopot. Najbardziej mnie zdumiewa projekt produkcji biopaliwa z nadmiaru jabłek. Ludzie, co za bzdura. Ile smaku pójdzie do rur wydechowych (oczywiście nie bezpośrednio!). Zachowujemy się jak ci nowobogaccy przypalający cygaro studolarówką.
A wracając do bioupraw, to jakże żal, że te nasze plony, skończą się już niedługo, trzeba będzie wszystko kupować w sklepie. Piękne, aż nudne.