Co jest najważniejsze
Proszę się nie martwić, nie będzie to mój pseudofilozoficzny wywód o tym, co ważne w życiu. Oczywiście każdy z nas ma taką prywatną listę, na której są najważniejsze dla niego rzeczy. Nawet jeśli to nie jest spisana na papierze kolejność rzeczy istotnych, to wiemy, że dla jednych będzie to ich własna osoba lub ta, która całe życie jest obok, dzieci, rodzice, wnuki, malarstwo, literatura, podróże, sztuka. Bywa, że jedzenie. I wcale nie świadczy to o łakomstwie.
Tak, tak, u mnie dobre jedzenie jest na tej liście dość wysoko, choć przecież spis tego, co jeszcze ważniejsze pozwala mu znaleźć się na mniej eksponowanym miejscu. Czego jednak chcieć od kogoś, kto z „jedzenia” żyje. Muszę się jednak przyznać, że przede wszystkim uwielbiam pisać o jedzeniu, o jego historii, lubię przygotowywać je z największą uwagą, dawać jeść i patrzeć na reakcję. U nas w domu mówiło się, że ktoś, kto nie przywiązuje wagi do jedzenia nie może wejść z nami w bliższą komitywę. Ten kto jada niestarannie i niesmacznie nie jest naszym druhem, a ten, kto zauważa jedzenie nawet w czasie politycznej gorącej dyskusji przy stole, zyskuje od razu naszą (moją) przychylność. Bo człowiek, który docenia jedzenie, docenia po prostu kawał naszej, człowieczej kultury.
Jeszcze do niedawna istniała moda-maniera, aby o jedzeniu mówić z lekceważeniem, aby nie przyznawać się do znajomości gotowania. I wiele osób rzeczywiście w kuchni miało dwie lewe ręce w kuchni. Ale w pewnym momencie towarzysko stało się to nieefektywne i jedna ze znajomych osób, powszechnie znanych, wstydząc się, że nie umie oprócz marnej herbaty zrobić nic, uciekła się do małego podstępu. W tajemnicy kupowała te same dania u znajomej wytwórczyni i robiąc w kuchni pewien bałagan zapraszała gości na „swoje specjalności”.
Ratuje ją w moich oczach tylko to, że jednocześnie doceniała ,na przykład przychodząc do nas, naprawdę dobre jedzenie.
A wszystko to napisałam, bo przed chwilą usłyszałam w radiu, że zmarła Kora. I ktoś ze wspominających ją powiedział, że ceniła dobre jedzenie a w dodatku, że umiała smakowicie dawać sobie radę w kuchni.
Komentarze
Kora odeszła. Dzisiaj Tomek Stańko. Wielki żal.
pożegnanie
https://www.youtube.com/watch?v=GiCVRoAig0c
Cichalu – jak tam w Wenecji?
Echidna. Wspaniale, olśniewająco, ale cholernie gorąco i piekielnie tłoczno. I jeszcze jedno – paskudnie drogo… 🙂
to i nas dopadło przed laty, drożyzna. No, ale jak się zachciało „pyfka” (koniecznie chłodnego, bo upał też był) w Caffe Florian na Placu Św. Marka… a do tego jakieś drobiazgi, doznaliśmy podobnego odczucia:
https://www.tripadvisor.com.au/ShowUserReviews-g187870-d945776-r476004301-Caffe_Florian_Venezia-Venice_Veneto.html
Wenecja przepiękna, a tłok głównie na szlakach turystycznych. Nieco na uboczu cisza i urok miasta wraz z jego nielicznie spotykanymi mieszkańcami, chroniącymi się przed gorączką dnia.
Ja byłam wczoraj na jedzeniu – tutaj lato to pora grillowania, były więc piersi kurczacze z grilla oraz obowiazkowo steki wołowe. Jak wiadomo, te rzeczy (grill znaczy) są wysoko techniczne, więc mięsem zajmował się pan domu. Co jak co, ale popularność grillowania mięsa wykształciła umiejętności (ćwiczenie robi mistrza) i nigdy nie zdarzyło mi się zjeść steka, który by mi nie smakował. Po prostu Kanadyjczycy i Amerykanie to potrafią robić dobrze. Dużą pomocą są też przeróżne sosy, którymi się smaruje mięso w trakcie „obróbki cieplnej”.
Na deser, oprócz mojego ciasta z rabarbarem był ogromny tort z okazji przejścia na emeryturę. Tak jak był piękny na oko, tak był paskudny w smaku.
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_0396.JPG
Cukiernie tutaj nie potrafią upiec dobrego ciasta, to nie jest żaden biszkopt tortowego typu, nawet nie było to słodkie, ale paskudne jak noc listopadowa. No i na sto procent cała tablica Mendelejewa, nawet choćby to było zdatne do spożycia, jak te farbki spożywcze i tak dalej.
Komentarze na temat mojego, prostego ciasta? „To taki europejski styl…”
Tam nie było nic oprócz – 4 jajek, pół szklanki oleju roślinnego, pół szklanki cukru, półtora szklanki mąki, proszek do pieczenia i owoce.
No powiedzmy, że chemią był ten proszek do pieczenia.
Tomasz Stańko. Co się tak wszyscy spieszą…
Ostatnio będąc w Polsce kupiłam tomik poezji Szymborskiej „Tutaj”, w takim porządnym, twardookładkowym wydaniu. Do tego była dołączona płyta, koncert Tomasza Stańki do wybranych wierszy z tego tomiku. Jeszcze nie miałam okazji posłuchać, dzisiaj jest okazja.
Polacy w Kanadzie, także kulinarnie 😉
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Antoni_Porowski_(aktor)
Wenecja zawsze warta grzechu! W tamtejszych sklepach z suwenirami są przede wszystkim maski karnawałowe, a u nas turyści na Starym Mieście mogą kupić taką pamiatkę: https://photos.app.goo.gl/nDu2MYbaf9MLTvqr5
Najpierw przetarłam oczy ze zdziwienia, a potem postanowilam uwiecznić owo „arcydzieło”.
Natomiast, jeśli chodzi o docenianie dobrej, domowej kuchni to jestem pełna podziwu dla jednej z goszczących u nas dziewczynek-próbuje wszystko z zainteresowaniem, odnajduje składniki potraw, z dużą znajomością rzeczy nazywa różne smaki. Miło siedzieć z nią przy stole. Jej siostra to niestety maruda i niejadek, ale staramy się nie tracić nerwów i cierpliwości, bo poza tym to bardzo sympatyczne dziecko 🙂
Niedzielny poranek zacząłem od godziny spędzonej na klęczkach.
Wyszło z tego klęczenia wiadro mirabelek.malutkich i dojrzałych. Grzechem byłoby nie zebrać pięknego żółtego dywanu z nadnarwiańskiej łąki. Potem dżem i kilkanaście słoików kompotu. Kompot robiłem pierwszy raz . Nie za słodki z obowiązkowym goździkiem. Od piątku przerobiłem 16 kilogramów mirabelek. Połowa powędrowała do zaprzyjaźnionej piwniczki 🙂
Niejadka nie karmić, nie zje, to będzie głodne i się nauczy, że marudzenie na nikomu nie robi wrażenia. I że lepiej jednak zjeść, jak coś dają 😉
To naprawdę działa, nie słyszeć marudzenia i nie reagować.
Danuśka,
ja zajrzałam tylko do Cepelii na Starym Mieście, kupiłam bardzo ładny futerał na okulary:
https://www.google.com/search?q=futera%C5%82y+na+okulary&client=firefox-b&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=2ahUKEwiWuO_D38TcAhXp1IMKHe_nD2cQsAR6BAgGEAE&biw=1108&bih=559#imgrc=URhAxvwPfmuSuM:
Nie „gubi” mi się w torbie, od razu zauważam 🙂
Na moim jest jeszcze napis „Polska”. Praktyczna i ładna moim zdaniem pamiątka.
Misiu,
gdybyś mieszkał bliżej…kompot z mirabelek jest znakomity, a jeszcze lepsze owoce wprost ze słoika! Ja doszłam do wniosku, że te żółte śliwki, które Jerzor kupuje, to są mirabelki, a przynajmniej jakaś większa ich odmiana, bo smak w zasadzie taki sam – może deczko mniej kwaskowate, ale to jest „to”. Chyba. W sąsiedztwie moreli i czereśni wyglądają tak, te zaróżowione są już bardzo dojrzałe.
https://photos.app.goo.gl/PYkYQaXBtMv87w23A
A tu dla Danuśki 😉
http://www.wokol-stolu.pl/pl/c/Etui-na-okulary/397
Alicjo-dziękuję, widzę, że zapamiętałaś nasz kredens 🙂 Zresztą uwieczniłaś go też na zdjęciu.
Niejadkiem też bym się zbytnio nie przejmowała, bo jednak coś tam je, nawet jeśli jest to sucha bułka, banan albo jabłko. Oczywiście przyjemnie jest przy stole z taką kompetentną kulinarnie dziewczynką, jak ta opisana przez Danuśkę, ale to chyba rzadkość. Wieczorem przyjechał do nas starszy wnuk i od razu zjadł kolację, bo był bardzo głodny: mały kawałek wczorajszej bagietki z masłem, cienkie kabanosy, ogórek kiszony/ innych ogórków nie lubi/, a potem jeszcze trochę arbuza, jabłko i banan. I jeszcze dwa kubeczki herbaty. To sporo, ale on szybko rośnie i jest szczupły.
Dziwna sprawa z niesmacznymi ciastami i tortami, które zdarzają się także w polskich cukierniach. Naprawdę trzeba postarać się, żeby zepsuć wypiek. Gdybym zamawiała tort, to w jakiejś sprawdzonej cukierni.
Mirabelki opadają masowo, ale na chodniki i ulice. Nie wypatrzyłam żadnego miejsca, z którego mogłabym ich trochę zebrać. Mogłabym wprawdzie poprosić o nie znajomego, ale dostałabym pewnie całe wiadro, a w te upały nie mam zupełnie ochoty na przetwórstwo owocowe. Choć dżem z mirabelek bardzo lubię. Dziś było burzowo, deszczowo i trochę chłodniej, więc można było odetchnąć . Jutro ma być znów upalnie.
Krystyno,
tutaj to jest norma, ciasto, które trudno nazwać ciastem, ja nie wiem, co to jest…dlatego z reguły nie tykam, ale wczoraj byłam w domu, w którym nigdy nie byłam i nie chciałam urazić ani Gospodarzy, ani tym bardziej najważniejszej osoby, odchodzącego na emeryturę. Pewnie by nikt nie zauważył, ale…
Ciasto to jakby biszkopt z zakalcem, tego na zdjęciu może nie widać, ale taki ugnieciony gniot. Pani domu zresztą powiedziała mi, że w gotowaniu to ona jest lewa noga, a żeby cokolwiek upiec, nawet o tym by nie pomyślała. Wcale nie mam jej tego za złe, a ona od razu mi to powiedziała, jak przyniosłam moje ciasto – nie śmiałabym wyrazić jakichkolwiek uwag, tym bardziej, że dopiero co ją poznałam.
https://www.youtube.com/watch?v=Y0JGHSkqigM
Jeszcze raz…
Dzień dobry,
kawa
O niejadka już od dzisiejszego popołudnia zatroszczą się rodzice. My wracamy do codzienności i do zajęć odłożonych na później z racji obecności naszych milusińskich.
Niejadek o imieniu Anais jest pasjonatką koni i najchętnie spędzałaby czas w ich towarzystwie. Następnym razem wyślę ją na wakacje do Żaby 🙂
https://kultura.onet.pl/muzyka/wiadomosci/tomasz-stanko-nie-zyje-krakow-zegna-muzyka-w-wyjatkowym-holdzie/88b95bh
We Wrocławiu na Rynku…wrocławianie potrafią się bawić! W ubiegłym roku w tej imprezie brał młodszy brat Jimiego Hendrixa, w tym roku nie wiem, kto, ale na pewno było świetnie. Co widać i słychać 😉
https://www.youtube.com/watch?v=Cmxn-OMP_Fg
I jeszcze to z Leonem Hendrixem z ub. roku, od razu słychać TEN głos!
https://www.youtube.com/watch?v=b-_jYPgUv-I
Wrocławianie robią tę imprezę od 2003 roku, z początkowych kilkuset zrobiło się prawie siedem i pół tysiąca w tym roku!
I za to kochamy Wrocław! Między innymi oczywiście 😉
https://www.wroclaw.pl/gitarowy-rekord-guinnessa-2018-program-gwiazdy
Kiedyś na tym blogu Pyra stawiała wszystkich na baczność i „kolejno odlicz!”. Gdzie was nosi u licha?! Toż Cichal w podróży będąc, odzywa się, kiedy ma chwilkę czasu…
U mnie już trzeci dzień robienia dachu – zrywana stara powłoka i nakładanie nowej. Trochę stukania młotkiem, ale da się wytrzymać, nawet Prosiaczek się przyzwyczaił.
Pamiętam takie perfumy „Anais”, kiedyś używałam, ale do mnie nie bardzo pasują.
https://www.theguardian.com/music/2014/nov/21/tomasz-stanko-review-bollani-de-holanda
Na tym kończę wpisy, bo zaraz Magdalena się zdenerwuje, a tego bym nie chciała 😉
Melduję się!
Lato:
https://photos.app.goo.gl/9ryj9ShuXAE5YGVL8
Misiu,
podtrzymałeś honor blogu 🙂
Przy okazji odszczekuję – otóż zachęcam do przeczytania „Listów (najlepiej w życiu ma twój kot)”, Szymborska-Filipowicz. Nie jest to to, co pobieżnie przejrzawszy oceniłam. Znakomite, nie tak intymne jak myślałam, sugerowałam się wstępem listów, ale…są wstępy i wstępy!
Nie wiem, jak to wyglada w wersji internetowej, ale w wersji książkowej jest sporo kolaży i rysowanych ręcznie kartek, znakomite teksty pełne humoru…warto przeczytać!
Wyboru listów dokonali:
Twórczość Wisławy Szymborskiej, Fundacja Wisławy Szymborskiej, Twórczość Kornela Filipowicza, Aleksander Filipowicz, Marcin Filipowicz.
Mała próbka:
„Jałta, 14 IX 67
Droga Wisławo! okazało się*, wbrew temu co utrzymuje Tadeusz R., że nie wszyscy genialni ludzie są niskiego wzrostu. I tak n.p. Antoni Pawłowicz miał 186 cm wzrostu. Donoszę Ci o tym z satysfakcją.
Twój Kornel Filipowicz (182 cm).
*(byłem w muzeum Czechowa)”
Ów Tadeusz R. to Tadeusz Różewicz, przyjaciel, a ja pamiętam, że w 3-ciej albo w 4-tej klasie ogólniaka przerabialiśmy jego „Kartotekę” jako lekturę obowiązkową.
Pamiętam też wyjazdy do teatru we Wrocławiu na „Stara kobieta wysiaduje”, czytanie „Nasza mała stabilizacja” to punkt honoru, i chyba z teatru tv „Białe małżeństwo”. Różewicz wiele, wiele lat mieszkał (do śmierci) we Wrocławiu i za wrocławianina go uważamy.
Wnuczka Bolesława Leśmiana (wyczytane z „Listów” Wisławy i Kornela). Natychmiast chwyciłam za youtubę 😉
https://www.youtube.com/watch?v=PRaoAuGUInU
Wiem, że mamy na blogu zwolenników owsianki na śniadanie 🙂 , ale gdyby ktoś wolał kanapki to proszę uprzejmie:
https://igimag.pl/2018/05/nasz-chleb-powszedni-czyli-glodne-kawalki-z-historii-kanapki/
Alicjo-okazuje się, że wnuczka Leśmiana ma też spory dorobek filmowy:
https://www.filmweb.pl/person/Gillian+Hills-62802
Misiu-widzę, że czeka Cię jeszcze trochę owocowej roboty. Przy tegorocznym urodzaju pewno będziesz zmuszony powiększyć ilość półek w spiżarni 🙂
Kto rano wstaje ten idzie na śliwki 🙂
Kompotu narobiłem z tego co przyniosłem. Wyszło 10 słoików 0,9 l i 10 sloików 0,5 l.
Trochę za gorąco na pasteryzowanie ale my nie takie rzeczy z Mietkiem.
Połowa z tego co zrobiłem idzie po sąsiedzku za płot. Wymiana za kiszone ogórki.
Życie jest piękne!
Misiu,
Ty mnie wpędzasz w kompleksy!!! A swoją drogą…polscy rządzący nakrzyczeli na ruskich rządzących i teraz mają za swoje z klęską urodzaju. Rosjanie brali wszystko, ale skoro tak, to embargo i sami sobie nasadzili drzew owocowych. Z sąsiadami, co prawda już nie tak bezpośrednimi, ale zawsze to, trzeba dobrze żyć. Stosunki handlowe łączą, a polityka dzieli.
Taki nasz Włodzimierz Wysocki trochę, słuchając. Słowa niezwykle celne (Andrzej Wawrzyniak).
https://www.youtube.com/watch?v=RB5oJ1w7X7k
Pojechaliśmy ze starszym wnukiem na Kaszuby. Wprawdzie moja miejscowość to także Kaszuby/ Gdynia zresztą także/, ale powszechnie mówi się, że na Kaszuby jedzie się w okolice Kartuz albo Kościerzyny. I jesteśmy w pobliżu Stężycy na południe od Kartuz. Wycieczka w dzieckiem ma swoje prawa i niedogodności, bo to i choroba lokomocyjna, i dziecięce rozrywki. Ale są także wspólne przyjemności. Odwiedziliśmy dziś Gołubiański Ogród Botaniczny w Gołubiu. Ogród jest prywatny, obejmuje ok. 2 ha powierzchni i można się nim zachwycić. Ale jeszcze piękniej może tam być, gdy kwitną liczne magnolie i rododendrony. Obfitość gatunków zdumiewa. Ten ogród odwiedziła w lipcu 2016 r. Ewa i W. / Erynia w trasie/ i oczywiście opisała. Ich śladem
zajechaliśmy także do nieodległego Sikorzyna do dworu będącego siedzibą rodu Wybickich/ choć sam Wybicki urodził się w Będominie/.
Pozostałe dzisiejsze rozrywki to atrakcje w Szymbarku, gdzie znajduje się m.in. odwrócony dom. Młody był zadowolony, ja zdecydowanie mniej, choć udało się wymigać z wielu atrakcji kosztem męża.
Upał daje się we znaki mimo wieczornej pory. Na szczęście można ochłodzić się w jeziorze albo pod prysznicem.
No proszę…znowu moje ulubione miasto wygrało konkurs na najlepsze europejskie miasto, gdzie warto pojechać 🙂
https://www.europeanbestdestinations.com/european-best-destinations-2018/#content
Byliśmy i owszem, na Kaszubach w tym roku, zawadziliśmy o Trójmiasto, w którym nigdy wcześniej nie byłam, no i o Hel. Przejeżdżaliśmy obok Rumi.
A upały u nas od wielu tygodni, nihil novi. Klimatyzację w domu miej i przy pogodzie 😉
A propos Kaszub, w Ontario lat temu wiele zawitali emigranci z Polski:
http://pandaoverseas.com/kaszuby-w-ontario/
Dziecko wysłałam tam na obóz harcerski.
Przejrzałam zamieszczone pod artykułem zdjęcia – warto! Maciek był na obozie harcerskim w „Karpatach”.
Zwróćcie też uwagę na zdjęcie stodoły, pomalowanej w stylu „na ludowo”. Dawno nie byliśmy w tych rejonach, to jakieś 250 km stąd mniej wiecej. Ciekawa jest też historia tych ontaryjskich Kaszub, o czym piszą pod zdjęciami ci młodzi ludzie. Polecam.
Mam wiele zdjęć z tych miejsc, ale to było sprzed wygodnych cyfrówek, trzeba by je zeskanować.
Miś to pracowity człowiek. Podziwiam.
Nie lubię takiego upału w mieście, nagrzane mury i jezdnie potęgują te odczucia. Na obiad makaron z białym serem.
Koleżance, która ma pod Serockiem kilka hektarów czarnej porzeczki zostało na krzakach ponad 7 ton owoców. Skup proponuje cenę 20 groszy za kilogram. Po przejęciu przetwórni i chłodni przez obcy kapitał kończy się polskie sadownictwo. Oddasz za darmo to może weźmiemy. Polski rząd nie dostrzega dramatu tysięcy drobnych producentów. Są ważniejsze sprawy.
Rzecz w Polsce niepopularna, a może warto spopularyzować – zapraszać do ogrodu ludzi, żeby sobie zbierali za małą opłatą. Do tego jest też potrzebna dyscyplina zbierających, żeby nie było chaosu i żeby zbierać po kolei. Kanadyjskim ogrodnikom/sadownikom udało się to opanować, więc jest to możliwe. Co roku w ten sposób zaopatrujemy się jesienią w jabłka, kiedyś kupowaliśmy też tak maliny i truskawki. Teraz nie robię przetworów, bo nie ma dla kogo, ale kiedyś robiłam. Bez wyprawy jesienią po jabłka do znajomego ogrodu nie ma jesieni…
MałgosiaW,
przypomniały mi się łazanki z serem 🙂
A także z kapustą kiszoną, lekko podduszoną na podsmażonym boczku. Proste, chłopskie jedzenie 😉
A propos upałów, już wspominałam, że tegoroczny lipiec był wyjątkowo upalny i na razie nie zanosi się na to, by odpuściło. Wielkie jezioro nie pomaga, a wręcz przeszkadza, bo wilgotność powietrza w połączeniu z temperaturą rzędu 30c z plusem to po prostu straszliwie męcząca sauna. U mnie las za domem, jezioro przed, a oddychać ciężko i bez klimatyzacji nie dałoby się wytrzymać. No cóż…chyba sami sobie spaskudziliśmy Ziemię. A przynajmniej dołożyliśmy się do tego. U nas autobus komunikacji miejskiej przejeżdża prawie pusty, bo każdy chce się wozić własnym samochodem. Kwadratowe koło.
MałgosiuW – nieco późnawo dziękuję za za życznia, zaś względem pytania – Wombat sprezentował mi to cudo.
Misiu – podziwiam Twoją pracowitość. Obowiązujące ceny skupu to nóż w plecy sadowników. Podpowiedź Alicji tyleż dobra co niestety ma swoje wady.
Od lat jeździmy zbierać jagody, wiśnie i czereśnie korzystając z tego rozwiązania. Ostatnimi laty zmieniliśmy sadownika jagód gdyż w ramach zabezpieczenia przed niszczeniem krzaków i owoców (w tym „wyżerania” jagód bez opłaty), zastosowani drakoński system ochronny. Rozumiem ich formę ochrony przed taką hołotą, ale nie czujemy się najlepiej będąc śledzonymi.***
Niestety brak dbałości o cudze mienie i ciężką oraz kosztowną pracę wychodowania owoców czy warzyw może zniechęcić do takiej formy sprzedaży. Konieczność instalowania kamer, śledzenie zbierających itp*** jest zrozumiała, niezrozumiałe jest zachowanie ludzi.
***Systemy ochronne podnoszą koszty co wpływa na wzrost cen zbieranych płodów. I nagle ceny sklepowe niewiele są niższe od tych u sadowików. I cały ten system staje pod wielkim znakiem zapytania.
Echidno,
właśnie o czymś takim myślę, bo mój canon już parę razy zaliczył bruk i boję się, że któregoś dnia odmówi współpracy.
Takie kompaktowe aparaty są znakomite w podróży i trzeba przyznać, że są coraz lepsze, bo technika nie kroczy, ale wręcz biegnie do przodu 🙂
Zasznureczkowałam sobie tę stronę.
A propos zbierania owoców na farmie – jeszcze nigdy nie spotkałam się z zakazem jedzenia owoców podczas zbierania (bo ile ich mozna zjeść?). Nie spotkałam się też ze zjawiskiem monitoringu. Są ludzie farmera, którzy wskazują miejsce, do którego niejako jesteś przypisana, pokazują odkąd masz zacząć zbieranie, bo za tobą już wyzbierano. Kończysz zbieranie, powinnaś wbić specjalne oznaczenie, że za tym już wyzbierane. „Ludzie farmera” pilnują też porządku, żeby nie było chaosu i tak dalej, każdy zna swoje miejsce. Przyjeżdżają też rodziny z dziećmi i one szybko się uczą, co można. Przede wszystkim jeść ile wlezie i nie robić szkód 🙂
Być może Kanadyjczycy są społeczeństwem zdyscyplinowanym, ale to działa od lat i dla dobra farmerów, i dla tych, co chcą sobie zebrać owoce po naprawdę konkurencyjnej cenie.
p.s.
A radocha z pobytu na farmie to wartość sama w sobie 🙂
Zwłaszcza dla smarkatych – niech wiedzą, skąd te truskawki, jagody, maliny….
Trochę prywaty, niestety, politycznej.
Prezydent dzisiaj, w przeddzień 74 rocznicy Powstania Warszawskiego wygłosił mowę. Czułam się zażenowana, ale i wściekła. 74 lata temu grupka panów w Londynie wysłała miasto, jego mieszkańców i młodzież na śmierć. Bo „my sami wyzwolimy Warszawę, a nie jakiś Ruski!”. A Ruski się nie spieszył, tylko z tego skorzystał, i wziął co zaplanował wziąć. Powstanie niczego nie przyspieszyło, niczego nie zagwarantowało, przeciwnie, spowolniło front. Podejrzewam, że nie o taką Polskę, odizolowaną od świata, Powstańcy walczyli.
Poruszył mnie szczególnie ten fragment przemówienia:
„Państwo, które nie zależy od nikogo i nie chce zależeć od nikogo. Państwo, które nie chce, żeby ktokolwiek dawał mu jakikolwiek dyktat i nie przyjmie, wierzę w to głęboko, żadnego dyktatu; to o to właśnie walczyły pokolenia.”
I dlatego wypiszmy się z Unii Europejskiej, na cholerę nam ona…no ale przedtem pobierzmy tyle dotacji, ile się da!
Widok brzozowych krzyży na Cmentarzu Powązkowskim mną wstrząsnął. I grób mojego ulubionego Poety i jego Basi. „Żołnierz, poeta, czasu kurz…”. I prawdziwe kamienie, rzucane na szaniec.
https://photos.app.goo.gl/1y8gTcMheRQEsC257
Brzoskwinie dojrzały. Jeśli coś zostało z raju to smak moich brzoskwiń. Od wielu lat kupuję i przetwarzam ale nigdy nie spotkałem się z owocami o tak intensywnym smaku i zapachu . Zerwane ważą średnio 15 deko sztuka. Przed chwilą zerwałem pięć kilo. Na oko zostało piętnaście kilo.
Może dlatego, że codziennie pod drzewko trafia skórka z dwóch bananów i trzy kawy. O dużej ilości wody nie wspomnę 🙂
Nisia byłaby dumna z drzewka jej imienia.
Echidno, dziękuję. U nas ten model jest właściwie niedostępny, można dostać ten z końcówką TZ100 i prawdę mówiąc nie wiem czym one się różnią, ten sam obiektyw, matryca 1 cal.
Powstanie to dla mnie smutna rocznica, Dziadek był ciężko ranny, przeszedł piekło kanałów, Jego brat zginął, Babci brat też. Przepadły mieszkania, majątek …
Misu-czytam o Twoich smakowitych brzoskwiniach i przypomniał mi się znakomity francuski aperitif, który świetnie sprawdza się przy upalnej pogodzie: do chłodnego różowego wina wlewamy odrobinę syropu z brzoskwiń. Delicja!
Wybraliśmy się dzisiaj rannym świtem do lasu:
https://photos.app.goo.gl/mJNDAJ5xrTjFt3gr7 Na obiad będzie makaron w wiadomym sosie 🙂
Krysiade-jak tam grzyby na białowieszczańskich rubieżach?
Będzie bardzo dobry sos Danuśko 🙂 Ładny zbiór.
W poniedziałek miałem identyczne grzybki 🙂
W ramach wymiany kurki za mirabelki . Dostałem słuszna ilość. Już zjedzone
MałgosiaW,
wyobrażam sobie. Mam książkę, a właściwie to jest wielki album „Dni Powstania – kronika fotograficzna walczącej Warszawy”, wyd.Pax, 1957r. Na pierwszej stronie pieczątka, że to egzemplarz nie do sprzedaży. Ten album kiedyś Roger znalazł na tzw.sprzedaży garażowej, wziął to dla mnie, bo zorientował się, że to coś po polsku jakby…Był tam też odręcznie napisany list do „kochanej cioci Zosi, żeby nas pamiętała”, książka została wysłana z Olsztyna 10 grudnia 1958 roku. Wspominałam już o tym na blogu.
O tej książce wspominał Łapicki w swojej „Zemsta będzie jutro” (też był uczestnikiem Powstania).
Oglądając tę fotograficzną dokumentację wielu autorów zdjęć, znanych i wielu nieznanych, serce po prostu krwawi. Krwawi tym bardziej, kiedy ktoś zawłaszcza tę rocznicę dla swoich politycznych celów.
Danuśka,
zazdraszczam! Uwielbiam każde grzyby, a kurki marynowane to rarytas! Niestety, mój grzybowy lasek, gdzie zawsze było co zbierać, zdewastowali jacyś narkomani (dowody rzeczowe – sztrzykawki itp.), którzy sobie urządzili tam kwaterę na kilka sezonów. Teraz narkomani zniknęli, ale lasek nie odżył 🙁
Przypomnę mu, żeby tam zajrzał…może coś się zmieniło?
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/chanterelles-kurki/hpim1145.jpg
Nadwyżki pożytkowałam w ten sposób:
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/hpim1153.jpg
U nas brzoskwinie i morele też jakby bardziej pachnące – wydaje mi się, że to sprawka słońca, którego w tym roku nie brakło 🙂
Jerz parę dni temu kupił w sklepie kobiałkę (ok.4 kg) pomidorów za 4$. Tanio. Napisane było „pomidory gruntowe”(po naszemu „fields tomatoes”). Takie są one gruntowe, jak ja jestem królową hiszpańską! A tyle razy Jerzu mówiłam – trzeba wziąć do ręki, powąchać…pomidor, który wyrósł na słońcu pachnie, ma odpowiedni kolor, odpowiedni smak! Poza tym kształt – te co zakupił, są jak od sztancy, poza tym twarde i w ogóle nie wiadomo, co to jest! Może zrobię zupę pomidorową, bo na żywo nie da się tego chyba jeść, przynajmniej ja nie mam ochoty.
Alicjo-skoro u Was też upały to może zrobisz gazpacho? Potrzebne są jednak dobre pomidory: http://www.jadlonomia.com/przepisy/gazpacho-ulubione-2/
No więc właśnie…te pomidory nadają się na coś ugotowanego.
Gazpacho dobrym pomysłem na upalne lato!
U nas trwa od miesiąca, zaznaczam. Nad ranem była ulewa, taka solidna, że dzisiaj pan od zmieniania pokrycia dachu nie przyszedł do pracy. Ale skoro była ulewa, to może warto Jerzora wysłać na zbadanie lasku? A nóż z widelcem???
Cichal się w tej Wenecji chyba zagubił, bo nie daje głosu…
To jest POMIDOR! Nie pryskany, nie śmigany, nówka! Malinowy – ponad 1/2 kg.!
https://photos.app.goo.gl/d9nPLVXm5QkBEibbA
Z działki Giuseppe pod Mediolanem.
No masz! Jest Cichal!!! Pozdrowienia dla Ewy i wszystkich Waszych znajomych 🙂
https://photos.app.goo.gl/d9nPLVXm5QkBEibbA
Chciałem opisać zdjęcia, ale mi się cosik pokićkało. Jest tam Giuseppe na tle żoninych ob razów. Jest pożegnalny obiad (Halinka, Giuseppe i Ewa) Grappa do kawy (filiżanki jak u Danusi) Mój tańczący konterfekt z młodych lat. Z autobusu na lotnisko jest wieżowiec do cna zielonością obrośnięty i Kraków nocą przed lądowaniem spóźnionym o 2,5 godziny. Vivat EasyJet!
Dnusko – u nas z grzybami słabo. Trafiają się śladowe ilości kurek. Tak do pawłowej jajecznicy. Na pocieszenie znalazłam /z samochodu/ 30-centymetrowego prawdziwka. Może to zapowiedz, że będą.
https://www.youtube.com/watch?v=XyOPRqdF7X8
https://www.youtube.com/watch?v=QRZWs__iKoY
Dzień dobry 🙂
kawa
Krystyno,
Cieszę się że skorzystałaś z naszej trasy 🙂
W ubiegłą sobotę zebraliśmy 3 kobiałki aronii i jedną ałyczy. Ałycz poszłą na kompot, 3 kg aronii na nalewki, reszta na susz do zimowej herbaty. W ten weekend uśmiecha się do nas dereń…
Aronię będziemy zbierać tradycyjnie w ogrodzie u sąsiada. Zgodnie ze starą, świecką tradycją przewidziana na nalewkę.
Śniadanie było dzisiaj niczym u Ritza 🙂 jajecznica z jajek przepiórczych z kurkami.
Ech, te drobne emeryckie przyjemności.
Na nadbużańskich włościach, wzdłuż tarasu postanowiliśmy posadzić rośliny o d p o r n e na suszę i upały. Co myślicie o rozchodnikach? Wyjeżdżamy dosyć często i nie sposób stale zawracać głowę sąsiadom w sprawie podlewania, a instalacja automatyczna to dosyć drogie rozwiązanie.
Rozchodniki nie do zdarcia i rozchodzą się same 😉
Nie wymagają absolutnie żadnej opieki, wystarcza im to, co da natura, ja przez ćwierć wieku jak tu mieszkam nie zwracałam na nie uwagi i mają się one całkiem dobrze.
Miałam dzisiaj dokładnie śniadanie Irka (bez kawy, bo herbatuję).
Nie sądzę, żeby u Ritza podawali kurki w jakiejkolwiek postaci. Mam wrażenie, że grzyby doceniają przede wszystkim Polacy. Chociaż…chanterelle (kurki) to chyba francuska nazwa? To podają na drugie śniadanie (brunch) w znanym mi paryskim Ritzu na placu Vendome:
„A delight for the palate, with buffets for sampling a variety of salads and specialties: mezzes and sushi, pasta and bellota, meats and fish, ratatouilles and scrambled eggs, a generous array of cheeses and a congregation of miniature pastries”.
Jajecznica i owszem (scrambled eggs), ale o kurkach mowy nie ma, więc jednak w nadbużańskich włościach mają lepiej 😉
Z czystym sumieniem polecam rozchodniki.
Alicjo
Polecają. Zapewniam cię, że dania z grzybów to nie jest polski wynalazek. Kurki, borowiki ,trufle należą do żelaznego repertuaru dań sezonowych.
Francuzi bardzo doceniają grzyby i bardzo chętnie dodają je do różnych potraw.
Alain zbierał grzyby już w dzieciństwie razem ze swoim tatą i do tej pory zbiera je z przyjemnością. W języku francuskim są nawet trzy nazwy na kurki-chanterelles, girolles lub orangers. We Francji zbieraliśmy grzyby, które w Polsce nie są znane i dodawaliśmy je do pieczeni cielęcej. Jedno z flagowych dań kuchni owerniackiej to pasztet z wątróbek na ciepło ze smardzami, a omlet z kurkami to bardzo powszechne danie w podczas sezonu na te grzyby. Lista dań, którym towarzyszą grzyby jest we francuskiej kuchni bardzo długa.
Alicjo-dziękuję za opinię dotyczącą rozchodników.
Misiu,
gdzie napisałam, że wynalazek? Napisałam tylko, że są bardzo popularne 🙄
W Austrii na przykład trochę ze zdziwieniem na nas patrzyli, a tutaj jak spotkasz kogoś w lesie to będzie to Polak prawie na 99%
Jak nie kupione w sklepie – to niedobre.
Swego czasu zaprosiliśmy też Francuzów na kurki – pierwszy raz w życiu jedli grzyby. No ale teraz to i ja ze sklepu muszę grzyby…oczywiście pieczarki, chociaż czasem można też dostać inne, ale rzadko.
p.s.I są to tzw.wild mushrooms (czyli „dzikie”, w domyśle „leśne” grzyby), ale zawsze z hodowli, a nie z prawdziwego lasu. Nie znam nazw, ale poza pieczarkami można dostać sitaki.
O, to warto zanotować 🙂
http://ugotuj.to/lurpakugotuj/0,165110,23696950.html
Dzisiaj sznycelki wieprzowe z karkówki, surówka z kapusty kiszonej.
Kotka zdenerwowana, bo około 14-15-tej daję jej puszeczkę „miękkiego”, tymczasem męski personel wczoraj zapomniał zakupić, a nie wiem, czy i dzisiaj będzie pamiętał. Ona skubana dokładnie wie, kiedy jej podaję „miękkie” i już od 2 godzin koło mnie krąży i się domaga, chyba by tupnęła nóżką, gdyby wiedziała, że można coś takiego zrobić, żeby wyrazić zaniedowolenie. Jak na razie obmiauczała mnie dokumentnie.
A propos rozchodnika (u nas się zwie potocznie hen and chickens, czyli kura i kurczaki), nie warto tego sadzić za gęsto, bo samo się rozrasta bardzo dobrze. Ja mam mniej więcej taki – ale niestety, tylko jednokolorowy. Rośnie dosłownie na kamieniach i jakimś strzępku, wręcz garsteczce ziemi, no i jak powiadam – nigdy się nim nie zajmuję.
https://en.wikipedia.org/wiki/Hen_and_chicken_plant#/media/File:Selection_of_Sempervivums.JPG
Dobry byłby też barwinek, którym również nie trzeba się martwić i sam się rozrasta, kwitnie wiosną, ma bardzo ładne, „skórzane” listki, wyłazi na trawę, ale można go spokojnie przyciąć, przycinając trawę, jak nam za bardzo na tę trawę wywędruje.
Obydwie polecane rośliny są wieloletnie i znakomicie znoszą mrozy, które u nas bywają czasami dość spore.
http://rosliny.urzadzamy.pl/baza-roslin/byliny/barwinek-pospolity,5_132/
Widać, że kanikuła, bo szanowna frekwencja mało się udziela!
U mnie fachowiec kończy dzisiaj wymianę pokrycia dachu. Od dobrych paru dni (za wyjątkiem weekendu) mam stukanie nad głową. Ale dach już należało wymienić.
jeszcze p.s. na temat barwinka – poczytałam o nim w tym sznureczku, co podałam i nie wierzcie w ani jedno słowo, co tam piszą o wymaganiach, glebie i podlewaniu! Ta roślina niczego, ale to niczego nie wymaga! I dlatego jest bezcenna! U mnie rośnie naokoło domu, a przed domem dosłownie na kamieniach i o nic nie prosi!
Dwa i pół kilo durnia ver derenia zebrane, pokłute i już w słoju ze stosownym wkładem. Po przymrozkach zostanie do obróbki dzika róża, pigwa i pigwowiec, uff… Chyba się starzeję, bo prace ogrodnicze sprawiają mi coraz więcej przyjemności.
Pierwszy raz zrobilam dzem z jezyn. Zebralam ponad dwa kg i wyszlo mi 5 sloiczkow. Gdzie mi tam do produkcji Misia, ale w planach mam jeszcze zakup moreli a pozniej wegierek. Te ostatnie juz mozna kupic na targu.
We wtorek wieczorem wrocilismy z 36 godz. opoznieniem z Paryza. W ubiegly piatek byla wielka awaria na dworcu Montparnasse i caly ruch kolejowy sparalizowany w kierunku Bretnii.
Dzień dobry 🙂
kawa
Pierwszy uroczysty całkiem niespodziewany zjazd polsko niemiecki właśnie się zakończył. Odwiedził mnie Pepegor z żoną. Było bardzo miło.
Barwinek rzeczywiście nie wymaga pielęgnacji, ale potrzebuje trochę cienia. Na słonecznej” patelni” będzie mu źle.
Danuśka,
czy na Twojej działce rośnie pigwowiec? Warto go mieć, rośnie powoli, owoców na początku jest mało, więc nie ma problemów z klęską urodzaju.
Zresztą owoców można przecież nie zrywać.
Kolejny gorący dzień.
Kupiłam dziś na drugie śniadanie karmazyna wędzonego. Okazał się smaczny, był zwarty, dzielił się na płaty.
W oddali słychać grzmoty , może na chwilę odświeży się atmosfera.
Małe opakowanie polskich kurek/ 200 g/ kosztuje dziś ponad 15 zł. Bardzo drogo, czyli z grzybami na razie słabo. Niedawno były w sprzedaży bułgarskie, o wiele tańsze.
Wędzonego karmazyna jeszcze nie jadłam, więc czas najwyższy spróbować. Przeważnie kupuję wędzoną makrelę, a ostatnio pstrągi. Podczas ostatnich zakupów pomylił mi się pstrąg ze śledziem. Niestety śledź ma zbyt dużo ości, co nie przeszkadza śledziom smażonym w zalewie, ale wędzonym już tak. I smak też niespecjalny.
Jeśli wędzone, to tylko szprotki zwane szprot. Do tego razowiec na zakwasie, jakieś piwo…Cudo!
Nowy wynalazek. Kaszanka z kaszy hreczanej + cebula + nieco czosnku + uwaga! Śliwki! Wszystko zasmażone. Pycha!
Wędzone dorsze – ZŁOTY MEDAL od zawsze! Tutaj nie ma, jedynie w Polsce, ale już ciężko dostać 🙁
Potem wędzone makrele, które kupujemy w Baltic Deli.
Wędzone szprotki z Rygi mamy zawsze w zapasie. Znakomite!
Za dorsza dam się pokrajać, wędzonego!
Cichal,
gdzieżeście są?
Wędzone szprotki, ale nie z puszki! Na wagę – z drewnianych skrzynek.
Z ziemi Włoskiej do Wolski a dokładnie do Krakowa. Czekamy na zmniejszenie upałów, żeby dalej peregrynować.
A to musiabyś Cichalu spróbować wędzonych szprotek w oleju z Rygi. Są znakomite, powtarzam.
Upały są naokoło świata, ja już na nic nie czekam względem pogody i peregrynacji, tylko trochę zamierzam. Mam dwa pomysły (samopas do wykonania), ale o tem potem, jak już będzie na papierze.
Dzień dobry 🙂
kawa
Ha!
A myśmy byli w czerwcu na sopockim molo i mieszkaliśmy spokojnie 2 dni…cisza i stonki turystycznej nie było, dlatego wspomnienia mam bardzo pozytywne.
Nie rozumiem zjawiska plaży, a już zwłaszcza takiej, jaka jest pokazana na zdjęciach z artykułu, który zamieszczam. Dla mnie plaża jest zawsze do spacerowania…
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,23747214,sopot-turysci-chca-sie-bawic-mieszkancy-chca-zyc.html#Z_TRwknd
Alicjo, te ryskie są w North Miami Beach w ruskim sklepie, po dolarze, ale wolę te polskie ze skrzynki.
https://photos.app.goo.gl/PkhVhwrHMdmQX8qY6
Też bym wolała, ale tych ze skrzynki u mnie nie ma 🙁
Dobrze przynajmniej, że wędzona makrela jest! W polskim sklepie (Baltic Deli). Natomiast ryskie zapuszkowane są w wielu „supersamach”, cena około 1.70$, ale w przeliczeniu na wasze $ podobnie 😉
Oczekuję dalszych relacji z Waszych wakacyjnych włóczęg, Cichalu!
Nieustające pozdrowienia dla Ewy.
Krystyno-nie mamy w ogrodzie pigwowca, ale w miejscu, które planujemy na nowo zagospodarować jest za wąsko na tego rodzaju krzew, tym niemniej dziękuję Ci za podpowiedź.
Wiadomość z Twoich okolic-jutro w Rumi Jarmark Kaszubski. Wybierasz się może?
Bardzo lubimy wędzone sielawy, ale jadamy je tylko przy okazji pobytów na Mazurach.
Okazuje się, że z tych ryb słynie też Pojezierze Drawskie: http://www.gk24.pl/wiadomosci/drawsko-pomorskie/art/4561895,sielawa-wedzona-duma-pojezierza-drawskiego,id,t.html
Razem z kuzynką Magdą wpadłyśmy wczoraj na drobne co nieco do niewielkiej knajpki na Powiślu http://www.vegdeli.pl/menu
Sympatyczne miejsce, przystawka pt: nie przegrzebki, przygotowana z boczniaków mistrzowsko usmażonych na maśle zasługiwała na złoty medal.
Na włościach, tuż przy płocie od strony lasu wyrosły dwa koźlaki. Jeden jeszcze w wieku przedszkolnym zatem pozwolimy mu dorosnąć, drugi suszy się na słońcu.
Aye, aye First!
https://photos.app.goo.gl/xS8GKk2gZo82r5YS9
Mediolan. Skutery, ulice, kanały, aperitive…
Nad Bugiem, ogród, łąki, sąsiedzi, przekąski…
https://photos.app.goo.gl/iNRNy4AN9EwEL5Xv8
Na zdjęciu mamy mini pomidorki faszerowane pastą jajeczno-pieczarkową, tartinki z pastą sardynkową i mini szaszłyki arbuz-feta-czarne oliwki(lub borówka amerykańska).
Dzisiaj kolejne nadbużańskie spotkanie integracyjne pod hasłem: zgadujemy czyje to zdjęcie. Szczegóły zostały omówione dwa tygodnie wcześniej-każdy przynosi swoje zdjęcie z dzieciństwa i dyskretnie wrzuca do koszyka. Wszyscy zgadują czyje to zdjęcie. Na stole znajdą się dania w wykonaniu wszystkich uczestników wieczoru, z racji upałów przewidziany tylko zimny bufet.
Kapitanie,
jesteś niezawodny. Nie jest Wam w tych Mediolanach, Wenecjach nie za dobrze?
Danuśko,
Drawsko-Pomorskie jest nam doskonale znane z powodu Tereski Pomorskiej, czyli naszej Szwagierki (co roku tam bywamy), a poza tym Stara Żaba mieszka prawie tamże.
Niestety, na brak ryb narzekają wszyscy.
W temacie wspominek:
https://photos.app.goo.gl/UAeqm8InjcGVoBe42
Danuśka,
na Jarmark Kaszubski w Rumi nie wybieram się, a nawet gdybym chciała to i tak nie mogłabym dojechać, chyba że wieczorem. Jutro w Gdyni trzeci już dzień zawodów triatlonowych, więc Gdynia a także miejscowości odlegle o kilkanaście kilometrów, tak jak moja, będą sparaliżowane komunikacyjnie. Nie pozostaje nic innego jak siedzieć w domu. Ale jarmarku mi nie żal, bo będą tam tłumy, a nadal będzie gorąco. Z tych samych powodów latem odpuszczam sobie Sopot i Gdańsk. Wystarczający tłok robią turyści. Ja im się nie dziwię, bo lato jest od wyjazdów, a Bałtyk warto zobaczyć i zamoczyć w nim przynajmniej nogi. Są wakacje, więc to zrozumiałe. Za to na Kaszubach jest spokojnie i pięknie. Ale nie ma tylu rozrywek co nad morzem.
Bardzo pomysłowa zabawa ze zdjęciami z dzieciństwa.
Dlatego mówię – Trójmiasto tylko w czerwcu! Nawet sopockie molo jest wtedy puste prawie…
https://photos.app.goo.gl/YSyusKFThW8KDgvL7
Dzień dobry 🙂
kawa
Irku-i jak tu Cię nie kochać 🙂
Wcale nie jest łatwo rozpoznać swoich znajomych na zdjęciach z dzieciństwa. Mój wynik był bardzo marny-trzy właściwe odpowiedzi na dziesięć zdjęć. Dwie osoby miały znakomity rezultat-siedem trafień, nagrodzilismy je hucznymi brawami. Zaznaczę, że warunkiem uczestnictwa w konkursie było dostarczenie zdjęć z okresu od dwóch do sześciu lat.
Za dwa tygodnie następna impreza międzysąsiedzka-wieczór w kapeluszach, prawie jak w Ascot 😉 https://i.wpimg.pl/960×660/e5.pudelek.pl.sds.o2.pl/10e680b82269de3e4cc3405cb76bbbd955025de3.png
Póki co nie mam w szafie żadnego kapelusza, trzeba będzie pokombinować….
Danuska, sympatyczna impreza. Po poludniu ide nad wode aby zobaczyc co pobliskie miasteczko zorganizowala aby zabawic turystow.
Na obiad wyjelam z zamrazalki policzki wieprzowe w cydrze.
Elapa-po powrocie do domu napisz koniecznie o swoich wrażeniach.
U nas nadal królują kurki-dzisiaj piersi kurczacze w sosie kurkowym.
https://kobieta.onet.pl/to-najgorsze-co-polski-turysta-moze-zrobic-na-wakacjach-wstyd-i-obciach/mcs3cx5
Nasza wyprawa nad wode trwala bardzo krotko. U nas bylo dzisiaj 30°C i nawet w kapeluszu trudno bylo stac na sloncu. W tej chwili jest u mnie 25°C w cieniu. My tutaj nie jestesmy przyzwyczajeni do takich temperatur.Ludzie ogladali wyscig lodzi zrobionych z byle czego. Od spodu mialy przyczepione plastikowe banki aby utrzymac sie na wodzie. Miedzy nimi plywaly zodiaki aby udzielic pomocy tym ktorzy mieli trudnosci i holowali ich do brzegu. Po godz. mielismy dosyc i wrocilismy do chlodnego domu.
Nigdy nie pojęłam zjawiska plażowania. Rozumiem spacer po plaży, nawet kilometrami, ale wylegiwanie się – dla mnie nie do pojęcia.
A jednak ludzie chyba to lubią i nazywają „wypoczynkiem” 🙂
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,161770,23745547,stankiewicz-kuriozalny-hejt-na-parawany-wynika-z-potrzeby-widzenia.html#Z_BoxOpinionImg
Dlaczego ludzie tak chętnie żyją cudzym życiem?
To znaczy?
Bo my tu na blogu też w pewnym sensie żyjemy cudzym życiem 😉
Jestem ludziem i czasem to robię , ale czasem nie. Nie generalizuj, Jurku.
Ja bym nie nazwała komentowanie gazetowego artykułu życiem „cudzym życiem”. Ot, komentarz, przecież my tu ciągle coś komentujemy. A już zwłaszcza pewne zachowania społeczne. Co innego, gdybym podglądała swoich sąsiadów – a ja ich widzę tylko wtedy, kiedy wychodzą z domu.
Cichal,
gdzieżeście są? Jakie macie dalsze plany? Już strasznie długo się włóczycie 😉 A tymczasem tu upały, że upały…
Trochę o modzie 🙂
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/ludzieistyle/1756848,1,haute-couture-krawiectwo-czy-sztuka.read
Brakuje mi tam Coco Chanel. Znakomita biografia Coco (już wspominałam) „Coco Chanel – życie intymne”.
Czytanie biografii to „podglądanie” cudzego życia. Autobiografii już mniej, bo autorzy sami piszą o sobie.
Miałam wątpliwości, czy wydane listy Szymborskiej i Filipowicza powinny być wydane, ale, jak już wspomniałam chyba, w tych listach nie ma nic, czego nie chcielibyśmy przeczytać czując, że to jest zbyt intymne. Znakomita lektura, polecam wszystkim.
I nie przepraszam za to, że czytam mnóstwo biografii/autobiografii. Wzbogaca to obraz osoby, o której czytam. Znakomitym biografem jest Mariusz Urbanek, autor znany z felietonów „Polityki”. Jego biografie Waldorffa, Broniewskiego, Brzechwy – bardzo ciekawe i bez taniej sensacji, dlatego lubię pana Urbanka 🙂 .
Do moich ulubionych autobiografii należy „Rod” (Roda Stewarta) oraz ostatnio „Jutro będzie zemsta” Łapickiego. Dużo dystansu do siebie i ciekawostki, u Roda oczywiście z muzyki moich czasów, a Łapicki o teatrze przede wszystkim i o pracy aktora. To nie jest takie proste, okazuje się, nie wystarczy się nauczyć swojej kwestii.
dla zainteresowanych modą, cierpliwych i posiadających aktualnie czas wolny: przegląd mody w dużej pigułce;
na marginesie: moim skromnym zdaniem krawiectwo to też sztuka. Niezależnie czy się samemu projektowało czy nie. A pokazy mody* – nadal, moim zdaniem – formą kosztownej, ulotnej, praco i czaso chłonnej sztuki podziwianej „na żywo” przez nielicznych, dostępnej dla innych dzięki medialnym środkom przekazu.
* moda, gdzie fantazja projektanta przewyższa realia codziennego ubioru jak na przykład lub tegoż samego projektanta
ciekawostka na jesienno-zimowe ubranko
odrobina cierpliwości, wyobraźni oraz czasu i z niepotrzebnych szpargałów, starych tygodników itp można wyczarować ubranka dla odważnych
Krawiectwo to umiejętność, nic ponadto – ośmielam się tak napisać, bo przez prawie 20 lat żyłam z tego. Krawiec szyje według określonego wzoru i w swoim zawodzie jest albo lepszy, albo gorszy. Krawiectwa i perfekcji w tym, co się szyje i jak można się nauczyć, natomiast moda to już sprawa wyobraźni.
Krawiec nie projektuje, krawiec szyje według gotowych wzorców, wykrojów 😉
Ja właściwie zawsze coś sobie szyłam odkąd pamiętam, czasami ręcznie, ale prawdziwego krawiectwa nauczyła mnie Marie – która do szkoły krawieckiej chodziła jeszcze przed II wojną w Paryżu. Marie nauczyła mnie, jak poskładać skrojony wzór i od czego zaczynać, kiedy i co rozprasowywać, fastrygować i tak dalej. Jeżeli się wie takie rzeczy fachowo, to uszycie choćby najbardziej wymyślnej sukni czy czegokolwiek nie jest wielkim problemem, wymaga tylko mniej lub więcej czasu.
Ale nie lubiłam szyć – robiłam to, bo akurat potrafiłam i trafiłam na właścicielkę butiku, a jakże – haute couture, Helenkę Paryżankę, która doceniła moje umiejętności.
Tak naprawdę to lubiłam zawsze robić na drutach i udało mi się stworzyć trochę niepowtarzalnych sweterków 😉
No ale dzięki takiemu hobby wysiadły mi rączki, niestety 🙁
Ubranka dla odważnych – świetne. Byle tylko deszcz nie padał 🙂
I racja, to, co jest na pokazach, to pokaz wyobraźni.
Ciekawy wywiad z Gosią Baczyńską, projektantką mody, ona doskonale to wyjaśnia:
https://www.youtube.com/watch?v=NY_lAAMcvho
Pozostanę przy swoim zdaniu, Alicjo. Umiejętność, nawet opanowana do perfekcji z doskonale przygotowanym warsztatem, jest umiejętnością.
Na drutach robiłam niegdyś co nieco. Zatem dziergać potrafię lecz mimo wrażliwości kolorystycznej nigdy, przy jak najlepszych chęciach, nie dorównam Twoim „malowanym” wełną wyrobom. To już jest sztuka.
Wspominając krawiectwo nie odnosiłam się do zawodu, do rzemiosła lecz szycia generalnie. Gotowe formy to jedno, szycie z wizją przyszłego fasonu to drugie. Mam formy z jakich oczywiście korzystam, ale upinanie materiału na manekinie też nie jest mi obce. A projektantem nie jestem i za takiego się nie uważam.
Lata, lata temu polecono mojej znajomej krawcową. Znajomia dostała dziwny jak na tamte czasy jedwab. Wspaniały, lejący się lecz o niespotykanych baśniowo-futurystyczno-jesiennym wzorze i barwach. Polecona pani, nazwijmy ją p. Zosia, najpierw rozwinęła jeden z kuponów (były dwa), przerzuciła przez manekina, po czym kikakrotnie otulała nim moją znajomą i zawyrokowała: zrobimy suknię koktajlową z powiewną, długą narzutką. Znajoma zaszokowana opowiadała, jak to z terty czy innego podobnego, taniego materiału, p. Zosia tworzyła kreację. Bezpośrednio na niej. Dopiero później upinała jedwab wg powstałej formy. Efekt był imponujący. I o takim krawiectwie jako o sztuce mówiłam.
Dzień dobry 🙂
kawa
Irek jak zawsze w temacie, czy aby jednak „ostra” kawa nie zaszkodzi?
Amateriał to tetra, nie terta
A materiał… oczywista
Dzieńdobry o świcie! Irku, to jest kawa dla Ewy, która uwielbia szyć a właściwie przerabiać. Twierdzi, że musi, a 5 szaf nabitych! 🙂
Jesteśmy ponownie w magicznym Krakowie. Upały ponad 30C. cały czas. Jak puszczą, to ruszamy dalej w świat.
Śliwki po 2 zł. Dziesięć razy taniej niż w Stanach. Pożeramy solo i dodaję do wszystkiego. Ciekawym czy będą dobre w jajecznicy… 🙂
Dzien dobry ze slonecznej I bardzo goracej Lizbony (wczoraj 40, dziś 31 stopni)!
Po dwutygodniowym pobycie w chłodnej i deszczowej Szkocji postanowiliśmy się trochę ogrzać i przyjechaliśmy na tydzień do Portugalii: Lizbona i okolice, a potem Porto.
Dwa tygodnie w Szkocji minely nam bardzo szybko i tak nam się podobalo, ze mamy nadzieje wrocic kiedys w niedalekiej przyszłości. Jeśli ktos lubi chodzenie po gorach i ogolnie aktywny wypoczynek to jest to super miejsce!
Najpierw spedzilismy 4 dni w Edynburgu – mnie bardzo przypadl do gustu jako miasto, nie za duże, z charakterem, z ciekawa architektura i historia, plus wieloma miejscami do zwiedzania – np. galeria narodowa z bardzo dobra ekspozycja, zamek. Z zalem wyjezdzalam. Potem spedzilismy 4 dni na wyspie Skye – wyspa ta slynie z przepieknych pejzaży – góry, doliny i tak intensywna zielen w całej gamie odcieni (szmaragd, intensywnie jasny zielony, „butelkowy” zielony, itp.) jak nigdzie indziej nie widziałam. Dla fotografikow i malarzy to prawdziwy raj. Zatrzymalismy się na dalekim polnocnym końcu wyspy – z pieknymi zachodami slonca (bardzo poznymi – prawie o 22) i fantastycznymi widokami na zatoke/ocean i góry.
No i w końcu, na tydzień, pojechaliśmy do Highlands – bardzo pięknej krajobrazowo części Szkocji. Dzien w dzień chodziliśmy po gorach (krótkie, kilku-godzinne trasy). Wszedzie było dużo turystow (glowni z Europy – slychac było często j. francuski i j. skandynawskie) ale ogolnie nie było uciążliwych tlumow. Wszędzie przestrzen i te widoki!!
Wrazenia kulinarne to już zupelnie inna historia, ale o tym to może następnym razem.
Śliwek po 2 zł nie widziałam, raczej po 4.
Dziś troszkę chłodniej, można odetchnąć.
Ach Lizbona, piękne, i nieduże miasto, jak na skalę stolicy spojrzeć! W Lipcu-sierpniu czterdziecha w Lizbonie to normalka.
U nas nadal czereśniujemy oraz arbuzujemy, zaczynają się też brzoskwinie z Niagary pojawiać. Oprócz owoców nic mi się nie chce jeść, ale dzisiaj przyjeżdżają goście, więc robię jakiś „porządny” obiad. Mam polędwiczki wieprzowe i grzyby cremini, które są nieco lepszą (ponoć) formą hodowlanych pieczarek. Mają brązowawe kapelusze.
Małosolne jeszcze potrzebują jednego dnia, ale mam „Kozackie” kiszone z wiadomego sklepu.
Na dworze rozgrzany piec – wystawiliśmy już jakiś czas temu ogrodowe meble i zastanawiamy się, czy uda nam się tego lata z nich skorzystać. Przecież mamy sporo cienia wokół – a jednak nic to nie daje. No i noce są gorące jak w tropikach.
https://wiadomosci.onet.pl/swiat/joel-robuchon-nie-zyje-mial-73-lata/djk2ntb
Niektóre kreacje recyklingowe całkiem interesujące 🙂
Śliwki po 2 zł pochodzą być może z okolic Łącka, przy obecnym urodzaju nie wszystko da się przerobić na śliwowicę 😉
GosiuB-bardzo piękne i ciekawe Twoje szkockie wakacje. Poczytałam przy okazji o wyspie Skye http://podroze.onet.pl/przyroda/wyspa-skye-w-szkocji-atrakcje-przewodnik-po-wyspie/qsh5d
Lato w kwiatach https://photos.app.goo.gl/YyifyuLDSxmg8TWg8
Alicjo-dzięki za sznureczek. Wiadomość o śmierci Joel Robuchon’a jest dzisiaj jedną z głównych infromacji we francuskich dziennikach.
Polacy zmieniają kulinarne obyczaje:
https://noizz.pl/nauka-i-technologia/otwarte-klatki-60-proc-polakow-ogranicza-jedzenie-miesa/jhfcpzy?placement=WidgetPopular&position=3
Piękne te kwiaty!
Mnie się z wiekiem coraz rzadziej chce mięsa, organizm nie woła, to mu nie dostarczam 🙂
Przy okazji mody przypomniało mi się, jak to w latach 70-tych trudno było coś sensownego, nie wspominając o szałowych szmatkach znaleźć coś w sklepach. Ale od czego inwencja – stąd właśnie powstawały kreacje robione na drutach i szydełku, a także szyte z materiałów kiece, spódnice, bluzki, z czego się tylko dało. I tu wspomniana tetra – materiał na pieluchy, oraz flanela biała, też z takim przeznaczeniem. Dziewczyny to farbowały na przeróżne kolory, ręcznie malowały, szyły niezwykłe rzeczy i ulica wyglądała jak paryski wybieg w czasie Fashion Week 🙂
I nie było ściśle określone, jaki ma być fason, królowały różne długości, kreacje zwiewne i obcisłe. To miało swój urok.
Stąd też wzięło się moje druciarstwo, i to koniecznie takie, żeby nie było nudne. Obrabiałam też koleżanki i trwał handel wymienny – ja tobie sweter, ty mnie jakieś dżinsy z demobilu, tzn. które już ci się znudziły. Często też dziewczyny dorabiały w ten sposób, szyjąc więcej i sprzedając właścicielom butików, które zaczęły się pojawiać we Wrocławiu.
A co do tego zjawiska, które opisuje echidna – upinanie na manekinie itd. – no więc Coco Chanel miała to do perfekcji opanowane, z tym, że ona upinała i po prostu szyła na żywych modelkach. Modelki klęły ją w żywy kamień, bo to trwało godzinami, ale chętnie dla niej pracowały, mimo wszystko.
Czyli ta pani Zosia to projektantka, może na mniejszą skalę, ale jednak 🙂 Podobnie jak każda z nas, która sobie coś wymyśli i sama zrobi. Ciekawa jestem, czy dzisiejsza młodzież posiada takie umiejętności…nas zmuszała niejako sytuacja, a teraz wszystko kupisz, jak nie w sklepie, to w różnego rodzaju lumpeksach i innych ciuchach.
Alicjo-moja Latorośl zrobiła pierwszy krok: nauczyła się obsługować maszynę do szycia 🙂
Czy będa kolejne kroki, tego jeszcze nie wiem.
Czy widziałaś film „Coco Chanel”? Audrey Tautou w tytułowej roli jest znakomita. Mnie podobał się i film i książka.
Małgosiu 🙂
Chyba masz rację Danusiu. Słodkie jak twój uśmiech! Oj, uwarzyło by się z tego śliwowicję, że ha! Są w ilościach na targu koło Hali Targowej na Grzegórzkach w Krakowie. Na Kleparzu tyż. W Carefour po 2.49.
na lwy’by – na gorący czarny ląd
na lwy’by – gdyby, gdyby nieco bliżej stąd
właśnie, wziąłby człowiek amunicję
eksportową śliwowicję
drzwi opatrzyłby w inskrypcję:
„przedsięwzięto ekspedycję”
https://www.youtube.com/watch?v=dFttaXuC0BM
Nastawiłam te polędwiczki.
Osoliłam, opieprzyłam, postały w lodówce 20 minut. Pokroiłam na kawałki grube (5-6cm), obsmażyłam na gorącym oleju, żeby zrobić taką przysmażoną skórkę z wierzchu. Następnie przełożyłam do woka (z pokrywką), dodałam garść prawdziwych suszonych grzybów sposobem Pyry, mianowicie zebrałam od spodu słoja z grzybami wszystkie grzybne paprochy, sporo ich było. Ziele, listek, przygarść kminku (zawsze dobrze dodać do wieprzowiny!), szczypta tymianku, na koniec dodam gałązkę rozmarynu niewielką i jeszcze mniejszą lubczyku. Acha, jeszcze za chwilę skroję te pieczarki i dodam. Podlałam rosołkiem grzybowym, a zagęszczę na koniec „Sosem staropolskim z grzybami leśnymi” Winiar. I to tak, żeby nie był ten sos za gęsty.
W sosach nie jestem specjalnie dobra, bo nie przepadam za sosami, ale ten grzybowy z pomocą Winiar rozpracowałam całkiem dobrze 😉 Świetny jest także do potraw z kaszą gryczaną i do gołąbków.
Filmu nie widziałam, ale książka Lisy Chaney „Coco Chanel – życie intymne” jest znakomita, napisana na podstawie odnalezionych listów i pamiętników. Teoretycznie, pochodząc z tzw.nizin społecznych i w ogóle nieciekawe początki, dała radę wydobyć się na powierzchnię i to jaką, światową! w znakomitym stylku.
Dlatego brak mi jej w tym zestawieniu sław, bo przecież Coco to nie tylko jej słynne perfumy, ale i niezaprzeczalny własny styl – choćby słynne proste, eleganckie kostiumy, mała czarna i bardzo proste, eleganckie suknie. Styl Coco to wielka klasyka.
Latorośl ma rację – umiejętność szycia zawsze się przyda, choćby coś zwęzić, poszerzyć czy inaczej przerobić.
A u nas nadal poza czereśniami – mirabelki.
Też się opycham 🙄
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzisiaj pijemy luksusowa kawe.
No fakt, bardzo luksusowa.
No, tak sama to się nie wydobyła…
Choć najtrudniej jest się utrzymać w czołówce.
Czy wiecie, że jedną z protektorek i przyjaciółek Coco Chanel była Misia z Godebskich?
Gwoli ścisłości, ponoć odkryła słynną projektantkę, miała wpływ na rozwój stylu Coco i niejako wyszkoliła w zasadach obowiązujący w tzw wielkim świecie
Żadna luksusowa, jeżeli to jest styropianowy albo papierowy kubek. Luksusowa kawa czy herbata – tylko w porcelanie.
Misia – wiemy, bo czytaliśmy biografię Coco ;p
p.s.Podejrzewam, że Coco by nie pozwoliła na żadne takie kubki.
Goście wyjechali, będą wracać w piątek, to znowu na popas. Gościówa zatrzasnęła się w łazience tak nieszczęśliwie, że nie obyło się bez wyważenia drzwi. No, dosyć łagodnie, bo Andrzej pouczył ją, jak rozprawić się z zawiasami i nie trzeba było brać tych drzwi z buta czy z ramienia . Cośmy się naśmiali, tośmy się.
W nocy była burza i lało pół nocy, co nam wszystkim zrobiło dobrze, nawet zrobiło się zimno, bo temperatura spadła do 24c, ale wilgotność powietrza 84%
Polędwiczki w sosie grzybowym były chwalone, na piątej Jerzor zrobi swój ryż z czym tam chce, a ja koniecznie kawior Heleny, tak na przegryzkę do tego i owego.
Alicjo masz rację, ale już nikt nie spyta się Coco o jej zdanie. A na symbolu można zarobić i drogo go sprzedać 😈
https://www.glamour.pl/artykul/w-szanghaju-powstala-kawiarnia-chanel
Irku,
prawdaż….właścicielem znaku firmowego jest jakaś spółka akcyjna i tu już nie chodzi o ideały Coco, tylko o forsę, forsę, forsę…a jest wielu do podziału!
I naprawdę szkoda, że to się tak rozprasza na wszystko, bo w ten sposób, wydaje mi się dewaluuje się wyjątkową, ekskluzywną markę. Pewnego dnia będzie to taki byle jaki McDonalds.
Dzień dobry 🙂
kawa
Zmiana czasu do likwidacji kto za kto przeciw? Ja za.
https://ec.europa.eu/eusurvey/runner/2018-summertime-arrangements
Ja też jestem za likwidacją.
W te upały odczuwam dużą niechęć do gotowania. Dziś pewnie zrobię makaron z jakimś sosem, bo to szybkie danie.
U mnie troche chlodniej i zabieram sie za pierogi. Mlodzi wkrotce przyjada i juz przez telefon pytali czy beda pierogi. Mam pytanie, zrobilam za duzo farszu ( mieso wolowe, pieczarki i kapusta kiszona ) i czy moge czesc farszu zamrozic lub jak ewentualnie moge go zuzyc ( przy malym nakladzie pracy )
Rzepie, co u Ciebie ?
Elu, myślę, że można zamrozić albo na przykład włożyć do naleśników i zrobić krokieciki.
Zamrozić, bo przecież pierożki się mrozi… Ja ostatnio ugotowałam jakieś straszliwe ilości kaszy gryczanej. Zwykle gotuję w woreczkach, a tu zle odmierzylam proporcje. No więc przerobilam ją na kotleciki, calkiem niezłe to było. A poza tym, w kuchni głównie leczo w roznych kombinacjach. Dzisiaj np. z patisonem.
Też myślę o Rzepie, takie upały i ten gips. Moja wnuczka też podobnie, rączka w gipsie…
Dzisiaj Dzień Pszczoły 🙂
Z patisonem też nie obyło się bez przygód. Dostałam od sąsiada dwa bardzo dorodne. Po umyciu zabralam się za krojenie, no i ani rusz. Skórka twarda jak kamień, zwolalam pomoc i wspolnymi silami zdolalismy przeciąć ten okaz na pół. Ugotowalam w wielkim garnku, dość szybko, ale po ugotowaniu skorupa nie zmiękla, więc wyłuskałam łyżką. Dodalam podduszoną cebulę i czosnek, pomidory, zioła. Wyszło całkiem smaczne danie.
U mnie dziś także leczo. Do mojej porcji dorzuciłam sporo listków świeżej bazylii.
Tak jak piszecie, farsz do pierogów można mrozić. Zdarza mi się mrozić i farsz, i resztę ciasta na kolejny raz. Choć oczywiście można zamrozić pierogi, ale oddzielnie łatwiej ulokować w szufladach zamrażarki. Wypróbowałam także z konieczności zamrażanie ryżu i kaszy gryczanej. Po rozmrożeniu smakują dobrze.
Likwidacja zmiany czasu – oczywiście tak.