Co najlepiej smakuje podczas upałów
Najprostsza moja odpowiedź brzmi: wszystko, byle nie były to tłuste i zbyt solidne potrawy. Ale przecież nie bez powodu w większości kuchni krajów gorących jada się, przez cały ten najcieplejszy okres, chłodniki, potrawy zimne, warzywne i lekkie. Raczej sałatki z mięsem niż solidne pieczenie. Raczej sok buraczany lub pomidorowy niż zaprawioną śmietaną zupę. Raczej lekkie surówki niż ciężkawą kapustę.
Upały lepiej znosi się na wsi, ale te obecne są jednak trudne do wytrzymania także i tu. Dlatego obmyślam menu, które będzie wymagało mało wysiłku i krótkiego przebywania w pobliżu źródeł ciepła.
Doskonałe na upały są na przykład upieczone rankiem, krojone w paski warzywa (najlepsza pietruszka, doskonała papryka, marchew, batat, bakłażan czy cukinia). Wystarczy je wstawić na 20 minut do piekarnika, oczywiście po uprzednim lekkim posypaniu solą i pieprzem oraz polaniu olejem. Doskonale podnosi smak takich pieczonych warzyw dodatek posiekanych wszystkich możliwych ziół, jakie mamy w zasięgu wzroku, na kuchennym parapecie. A po przyjściu z pracy do domu wystarczy tylko 5 minut smażyć na maśle klarowanym polędwiczek z piersi kurczaka, dodać zimne już upieczone warzywa, podać kieliszek różowego wina i zapewnić sobie miłe towarzystwo.
Czy można sobie wyobrazić lepszą ucztę w upalny dzień?
Komentarze
No chyba tego farszu az tak duzo nie bylo, bo przerobilam wszystko. Wyszlo mi ponad 70 pierogow. Daleko mi do produkcji Misia, ale jestem zadowolona. Nastepnym razem zrobie krokiety.
Wczoraj na kolacje zrobilam risotto z mulami i krowetkami. Zostalo nam troche na dzisiaj.
Obecny czas mi odpowiada, latem dzien jest dlugi i nawet po pracy mozna isc na plaze.
Ja też za sałatami i w ogóle czymś takim, jak gazpacho czy kawior Heleny (właśnie zakupiłam brakujące składniki), a do picia mam zakiszony sok z buraków, który uparcie tu promuję. Bo jest tani jak barszcz i lepszy niż sok z buraków, zwłaszcza jak się doda do niego kilka ząbków czosnku. Kiszę w sporym, 4-litrowym słoju i zalewam dwukrotnie. Schłodzony – jest wspaniały po prostu.
Komu się chce gotować w takie upały!
Z chłodników jest znakomita zupa-krem z brokułów podawana na zimno, z kroplą kwaśnej śmietany i sporą ilością czosnku, jak ktoś lubi – właśnie sobie o niej przypomniałam. No i obowiązkowo z botwinki! Tu znalazłam całą listę przepisów na chłodniki, warto zanotować:
https://polki.pl/przepisy/ksiazki-kucharskie,chlodnik-27-przepisow-na-chlodniki,10034312,artykul.html
No i znakomita, chyba najszybsza do wykonania sałata z pokrojonego w sporą kostkę arbuza, do tego czerwona cebula w piórka, czarne oliwki i ser feta w kostkę. Można lekko skropić cytryną, ale nie ma potrzeby, arbuz jest akuratnie kwaskowaty.
Co najlepiej smakuje podczas upałów? Młody kogut duszony w jarzynach zebranych we własnym ogrodzie. Takim daniem powitała mnie wczoraj moja podhalańska kuzynka, do popicia był sok z czerwonego agrestu. Tamtejsze rubieże prezentują się jak poniżej:
https://photos.app.goo.gl/piQbQ3a3k4TEDRYV7
Kiedy oglądałam stare zdjęcia zaprezentowane na makowskim rynku myślałam o Asi, która często wynajduje dla nas tego rodzaju ciekawostki. Nasza Koleżanka nie odzywa się zresztą już od dosyć dawna…
Elapa, Salsa- żyję i nawet jakość życia poprawiła mi się bo od kilku dni nie mam gipsu 🙂
Po kontroli lekarz zdecydował o wcześniejszym jego zdjęciu, zalecił ortezę i nadal chodzenie o kulach bez obciążania nogi. Zaczynam rehabilitację bo noga nie nadaje się do użytku ale przynajmniej jest lżej w czasie tych upałów. Za 10 dni następna kontrola. Teraz najgorsze jest wskakiwanie na jednej nodze o kulach na 4 piętro 🙁
W czasie takiej gorącej pogody mój ulubiony obiad to ziemniaki z koperkiem, jajko sadzone, sałata i maślanka. Poza tym pasują mi zimne owoce- arbuz!
Danuśka, Twoje „zielone widoki” dobrze mi robią 🙂
Jest na co popatrzeć!
http://www.livingly.com/Wedding+Worthy+Couture+Dresses+From+Paris+Fall+2018
Tymczasem u nas ściana deszczu, wisiało chmurzysko nad nami cały dzień, aż wreszcie lunęło. Nadal jest bardzo ciepło.
Jerzor na rowerze…chyba będzie musiał to przeczekać, bo nawet niektóre samochody zjeżdżają na pobocze.
Młody kogut to u mnie rzecz niedostępna, nie znam nikogo, kto by miał prywatną hodowlę, niestety, a w sklepach jest to, co jest.
A propos, kawior Heleny serwuję z tostitos, takie zgrabne chipsy, którymi można nabierać ten kawior. Kawior porównywalny jest do salsy, ale ma nieco inną konsystencję, lekko grudkowatą, bo nie mielę warzyw na gładką masę. Dlatego „kawior” 😉
https://en.wikipedia.org/wiki/Tostitos#/media/File:Tostitos_white_corn_Scoops.JPG
Ostatnie dwadzieścia słoików kompotu z mirabelek w tym roku. Przerobiłem cztery wiadra. Koniec.
W piątek dojadą ekologiczne maliny. Trzydzieści pojemników po pół kilo. Wyjdzie z tego pięćdziesiąt słoików konfitur 0,3. Zrobiłem dwa na próbę i ludzkość wpadła w zachwyt. Teraz trudno się opędzić 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Rzepie-wchodzenie na czwarte piętro bez kul i na dwóch nogach też jest wyzwaniem, szczególnie z zakupami, czy też innymi bagażami. Nasi znajomi ćwiczyli jedynie trzecie piętro, aż w końcu mieli dosyć i kupili domek z ogródkiem.
Ściskam Cię mocno i życzę pomyślnej rehabilitacji!
Alicjo-u mojej podhalańskiej kuzynki młode koguty dostępne w każdej w chwili, bo przechadzają się po podwórku 😉
Misiu-nie dziwię się, że ludzkość wpadła w zachwyt, bo znam Twoje kulinarne talenty.
Irek,
dobry pomysł, zastosuję z herbatą 😉
Niestety, tutaj właściwie nikt nie hoduje własnego drobiu, w odległych czasach poznałam tylko jedną taką panią Kanadyjkę i raz u niej byłam, kogut z jej hodowli wystarczył na obiad dla 8 osób, był wielki, gospodyni go upiekła w piekarniku na złoto. To był jedyny raz, kiedy jadłam tutaj swojski drób, a mieszkam tu prawie 36 lat (za chwilę będzie).
Zdaje się, że są też jakieś przepisy, że hodować możesz, ale tylko do własnego użytku, a jak masz większą fermę i towar na sprzedaż, to musi być zarejestrowana i obowiązują jakieś tam normy.
Tego koguta nasza znajoma Polka kupiła od Kanadyjki, ale to była transakcja niejawna i w drodze wymiany – Lucyna dawała lekcje muzyki córce pani od kur szczęśliwych, a w zamian zawsze na niedzielę miała kogutka, kurę lub kurczaka. Kanadyjka hodowała te kury na własny użytek i to ona mówiła mi o tych przepisach idiotycznych. Też uważam, że idiotyczne, bo co komu do domu, przecież ona o te kury dba, szczepi je i tak dalej, a poza tym nie ma to jak rosół z takiej szczęśliwej kury!
Ten zajadam co roku u mojej bratowej, jak jestem w Polsce i się jej zapowiem. Jak się nie zapowiem, to dostaję straszliwą burę, bo ona z tych, co to lubią karmić ludzi, a ja czasem mam ze dwie godziny, żeby do niej wpaść i nie chciałabym, żeby sobie robiła subiekcję, wolę usiąść i pogadać, a poza tym w Polsce wszyscy chcieliby nas nakarmić. Czasem obskakujemy ze trzy domy w ciągu dnia i natychmiast zostają wytoczone wszystkie smakołyki – a ileż można zjeść? A nie zjeść – to się robi przykrość, bo ktoś się starał…I tłumaczenie, że 2 godziny temu jedliśmy obiad u Kaśki czy Kryśki nie jest żadnym tłumaczeniem, szczególnie dla mojej bratowej.
Ona zawsze coś ma pod ręką, jak nie ciasto, to jakieś ogóreczki, grzybki i jakieś wędliny, więc to wystarczy.
Pieką się warzywa na kawior.
Kawior dawno zrobiony, kończę czytanie „Autobiografia. Krzysztof Kieślowski o sobie”.
Nie jest to typowa autobiografia, tylko zebrane w książkę dłuższe rozmowy z Kieślowskim. Bardzo ciekawa pozycja.
Wczoraj zaczęłam czytać i z rozpędu obejrzałam „Amatora”, film z końca lat 70-tych, pamiętam, że tłumy waliły na ten film i musiałam trochę odczekać, żeby nie wystawać w kolejce do kasy i odejść z niczym, bo biletów zabrakło.
Teraz, czytając jego wypowiedzi odkrywam, że „Amator” to taka opowieść o sobie, chociaż nie dosłownie, bo Kieślowski skończył łódzką filmówkę i amatorem nie był. Z przyjemnością przypomniałam sobie ten film, bo atmosfera tamtych czasów jest wyczuwalna, a to czasy mojej młodości, więc te lata się najbardziej chyba pamięta. Potem z rozpędu obejrzałam „Barwy ochronne” Zanussiego (’76 rok), bo w „Amatorze” jest taka scena, kiedy na plan filmowy przychodzi Zanussi jako on we własnej osobie, uznany już reżyser i jest mowa o „Barwach ochronnych”. To jest jeszcze lepszy film niż „Amator”, bo pokazuje środowisko studenckie, uczelniane i układy, jakie wtedy istniały – ten film również miał rekordową ilość widzów.
Znakomita kreacja aktorska Zapasiewicza (moja miłość!), chociaż gra wrednego „docenta”, no i nieduża, ale bardzo dobra rola Mariusza Dmochowskiego. Ich już nie ma, ale wielu „studentów” z tego filmu, patrząc na obsadę, to dzisiejsi mniej lub bardziej znani aktorzy.
p.s.Ja oglądam te filmy na youtube, mam duży monitor, więc jest OK, tyle, że czasami wrzucane kopie nie są najlepszej jakości. Ale to rzadkość w dość nowych albo zupełnie nowych filmach, gorzej z tymi starszymi.
Jest nowy wpis.