Wspomnienia o Piotrze
Piotr Adamczewski przyszedł do pracy w POLITYCE w karnawale Solidarności, pod koniec 1980 r. Został sekretarzem redakcji, zastępując Dariusza Fikusa, który po uszy zaangażował się wówczas w działalność energicznie walczącego o wolność prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Przedtem Piotr był sekretarzem w tygodniku „Kultura”, a jeszcze wcześniej pracował w „Kulisach” – tygodniowym dodatku do „Expressu Wieczornego” i w dzienniku „Sztandar Młodych”. Dał się poznać jako utalentowany reporter, i ta reporterska sprawność w pisaniu, dociekliwość i szybkość reagowania zostały mu na zawsze.Byli do siebie trochę podobni, Darek i Piotr. Obaj słusznej postury bruneci, z czasem coraz bardziej szpakowaci i zaokrągleni, ciepło patrzący na ludzi i świat, z dystansem i poczuciem humoru, ale w razie potrzeby stanowczy, a nawet srodzy. Te cechy charakteru są na stanowisku sekretarza redakcji niezwykle przydatne. Sekretarz – obecnie zwany redaktorem prowadzącym albo jeszcze jakoś inaczej – to w każdym piśmie postać absolutnie kluczowa. Redaguje teksty, czuwa nad ich doborem, układem i ilustracją, wykłóca się z autorami i redakcyjną zwierzchnością. Robi z gazety logicznie i artystycznie poukładaną całość. Musi się znać na wszystkim, musi być świetnym dziennikarzem i autorytetem w tej dziedzinie. No i musi umieć radzić sobie z ludźmi, zwłaszcza z tymi o skomplikowanych osobowościach, trudnych charakterach, czyli w tym fachu praktycznie ze wszystkimi.
Piotr miał te umiejętności w stopniu wybitnym, o czym przekonaliśmy się, kiedy nadzorował i przeprowadzał zmiany formatu POLITYKI, w marszu ucząc siebie i nas nowych edytorskich technik i technologii. Promieniowała z niego dobra energia – takie wrażenie miał chyba każdy, kto się z nim zetknął, wszystko jedno – służbowo czy prywatnie. Umiał fachowo i bardzo inteligentnie ocenić każdy tekst, wytłumaczyć, co jest dobrze, a co źle, zachęcić, pocieszyć, a jak trzeba, to zrugać. Wszystkich traktował jednakowo i sprawiedliwie. Potrafił wejść do pokoju zwierzchnika, delikatnie zamknąć za sobą drzwi i powiedzieć: „Stary, bardzo przepraszam, ale muszę cię op…”. Jeśli nawet krzyczał – to bardzo kulturalnie.
Niezwykłe było w nim to połączenie łagodności, wyrozumiałości, elegancji i dobrego tonu w zachowaniu i postępowaniu – ze stanowczością, zdecydowaniem, czasem uporem. Cechy przeciwstawne funkcjonowały u niego w jakiejś niebywałej harmonii. To było naturalne, on po prostu taki był. Bardzo dbał o formy i savoir-vivre, ale nie w jakiś sposób sztuczny, wymuszony i wyuczony. To płynęło u niego ze środka, z autentycznego szacunku dla ludzi, z przekonania, że są dobrzy i fajni, a jak nie są, to trzeba im pomóc, żeby byli. Stanowczość i upór wiązały się z kolei z tym, że przy całej swej otwartości i tolerancji był człowiekiem zasad i zdecydowanych przekonań.
Nie chcąc się pogodzić z realiami stanu wojennego, po grudniu 1981 r. wraz z grupą innych koleżanek i kolegów odszedł z POLITYKI. Na pewien czas porzucił w ogóle dziennikarstwo. Ale wrócił do niego, bo było jego pasją. Wrócił też do POLITYKI. Zastanawiamy się czasem w redakcyjnych rozmowach, co jest takiego w tej gazecie, co łączy różne okresy jej istnienia, co zapewnia jakąś ciągłość, mimo wszystkich zmian, które w niej zachodziły. Chyba to coś jest w atmosferze, w ludziach, w relacjach między nimi. W tworzeniu tego ducha, tych relacji Piotr miał zasługi ogromne.
Właściwie wszystko, czym się zajmował, robił z pasją. Kultywował radość życia i umiał dzielić się z nią z innymi. Cieszył się pracą, podróżami, swoim domem na wsi. No i sztuką kulinarną. Sam potrafił świetnie gotować, w POLITYCE prowadził rubrykę Za stołem. Początkowo były to dość konwencjonalne recenzje nowo otwieranych restauracji, z czasem wypracował formułę erudycyjnej gawędy gastronomiczno-historycznej, która miała też swoją świetną wersję radiową. Ale i te pierwsze recenzje, gromadzone potem w książkach – przewodnikach restauracyjnych, były czymś ważnym. Piotr był kronikarzem odradzania się polskiej gastronomii, tworzenia na nowo kuchni polskiej i adaptowania się u nas kuchni cudzoziemskiej. Czynił to ze znawstwem i ze smakiem.
Książek kulinarnych o najrozmaitszym charakterze napisał potem mnóstwo. Współautorką niektórych była jego żona Basia, z którą stanowili wspaniałą, promieniującą ciepłem parę. W początkowym okresie w restauracyjnych peregrynacjach i kulinarnym kronikarstwie towarzyszyli też Piotrowi koledzy z POLITYKI – Andrzej Garlicki, Krzysztof Mroziewicz, Michał Radgowski. Piotr doskonale rozumiał, że jedzenie to nie tylko i nawet nie przede wszystkim kwestia żołądka i podniebienia, ale ważny składnik kultury. Stąd historyczne i kulturowe konteksty w jego kulinarnym pisarstwie. I stąd kultywowanie również sztuki ucztowania, w dobrze dobranym towarzystwie, gdzie rozmowa jest elementem nie mniej istotnym niż sosy i przyprawy.
Piotrka często zagadywano o przepisy i różne detale kulinarne, nieraz dzwoniło się do niego z jakiegoś sklepu z frykasami albo sprzed półki z butelkami wina z prośbą o pilną konsultację. Ale nie tylko. Zawsze można było do niego zadzwonić w jakimś życiowym kłopocie, kiedy się potrzebowało wsparcia czy pomocy. I zawsze można było na tę pomoc liczyć. Przyjacielem był niezawodnym.
W tym numerze POLITYKI znajdą państwo ostatni felieton Piotra z cyklu Za stołem. Kiedy przysyłał go do redakcji, mieliśmy jeszcze nadzieję, że to po prostu kolejny, chociaż autor od długiego czasu bardzo poważnie chorował. Dołączyliśmy do felietonu informację o najnowszej książce Piotra, chcieliśmy jak zwykle dodać zachętę do słuchania jego audycji w Radiu TOK FM. Nie przyjdzie już do radia. Nie będzie można do niego zadzwonić po radę i pomoc. Ale to nic, Piotrze. Będziemy czytać Twoje książki. Będziemy słuchać nagrań Twoich audycji. A Twój dobry duch będzie krążył po redakcji. Zostaniesz z nami.
_______________________________________________________
Drodzy Czytelnicy. Informujemy, że niniejszy blog nigdy nie zostanie zamknięty. Piotr Adamczewski był jednym z pierwszych autorów w naszej blogosferze – prowadził go nieprzerwanie i systematycznie od sierpnia 2006 roku. Miał stałe grono czytelników, entuzjastów, przyjaciół. Proszę z nami pozostać.
Komentarze
Naprawde sliczne wspomnienie o Zmarlym. Dziekuje.
Wspomnienie jest jak okno, przez które mogę cię widzieć, kiedy tylko zapragnę…
Kapią łzy. Wspaniały Pan Piotr, wspaniali Koledzy, wspaniała decyzja. Tak właśnie mi się wydawało, że prowadzenie dalej blogu będzie piękną postacią pamięci o niestrudzonym Gospodarzu tego miejsca. Dziękuję z calego serca. Pan Piotr będzie zawsze z nami. Jako i inni, którzy odeszli.
Dziekuje.
Dziękuję za kontynuację.
Piękne wspomnienie. Dziękuję.
A niedługo zakwitną: http://adamczewski.blog.polityka.pl/2015/04/22/rosnie-sad/#comments
„Czekamy tak, widzimy w snach
Myślimy że…
że kiedy nam zakwitną znów wiśnie
Gdy znów z gałęzi biały pył
Upadnie nam do stóp i my w błękitnych światła dnia
Będziemy też w tej ciszy szli
Też światła pełni…
Czekamy tak, widzimy w snach
Wierzymy że że też i nam
Przyjść musi ta pora
I mur co niewzruszony trwa
Pewnego dnia, pewnego dnia
Odsłoni nam swe jasne drzwi
Przejdziemy wszyscy ja i ty
Wszystko się spełni co tylko kto śnił
I popatrz jest… i jest ten czas
Gałęzie spójrz, tumani wiatr
I kwitną nam wiśnie. Który to raz ,który już raz
A my czekamy, czemu tak
Przecież to już, to na ten znak
Ach tyle szczęścia miało spaść
Tyle się spełnić…
I czemu znów… i czemu tak
Patrzymy znów w milczący sad
Tak biały, że srebrny
I ja to wiem… i ty to znasz
Na klęskę raz się przyśnił nam
Jaśniejszy dzień, piękniejszy sad
I dotąd, dotąd musi trwać
Aż wszystko się ściemni
I wokół… i wokół i w nas
Jeśli to ze mną wiesz
Jeśli to ze mną znasz
Ze mną bądź, przy mnie stań
Ze mną trwaj, ze mną patrz
A wiosną niech szaleje w sadach wiatr!
Jeśli to ze mną wiesz
Jeśli to ze mną znasz
Ze mną bądź, przy mnie stań
Ze mną trwaj, ze mną patrz
To piękne przecież tak
Gdy wiosną znów się sypie
Znów… z gałęzi wiśni kwiat
L. Długosz
https://www.youtube.com/watch?v=B6wGsdaBEaU
Dziekuje za redakcyjny wois – i zostaje, podejrzewam, ze malo kto odejdzie, a ostatnio nas troche przybylo.
Kochany Piotr jakos tak nawywijal, ze ludzie o roznych charakterach, z roznych drog, krajow i kontynentow spotykali sie tutaj i nie tylko tutaj, bo przeciez na dorocznych Zjazdach i Mini-Zjazdach.
Dziekuje serdecznie Redakcji za to, ze nasz stol jest dla wszystkich otwarty.
Wzruszające wspomnienie, dziękuję.
bardzo dziekuję …
Mokre dziękuję.
Piotr nas łączył. Stół nas łączył i rozmowy i źycie codzienne. Dziękuję, że tak zostanie.
A Piotra pamięć będzie nam towarzyszyła.
Piotrze – do zobaczenia! Stary Blogu – dzień dobry! Redakcjo – dziękujemy!
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Zjazd12III?authkey=Gv1sRgCL-Zt6j7o5HQfQ#5783533655578497330
Pijemy za pamiec Wedrowca Odpoczywajacego.
Montepulicano d’Abruzzo jest naszym ulubionym winem jeszcze sprzed blogowych czasow.
W tej chwili pijemy piwo, bo temperatura jest ho-ho, Piotr tez lubil piwo i o ile pamiec mnie nie myli, co tydzien uczestniczyl w zebraniach – musialabym poszukac, jakich, ale z pewnoscia bractwa piwnego – nie poszukam, bo internet chodzi tutaj wooooolllllnnnnnooooo…
Piotrze,
hop szklanke piwa!
Redakcjo, dziękuję za zachowanie Miejsca Spotkań!
Piękne, ciepłe wspomnienia. Dziękuję, to Miejsce jest dla mnie bardzo ważne.
Mile i cieple wspomnienia .
Swoją drogą ten Wszechświat jest głęboko niesprawiedliwy. Tylu wspaniałych i mądrych ludzi przyszło nam pożegnać w ostatnim roku, a tyle łajz, zakał ludzkości i niedouczonych prawników chodzi sobie i ma się dobrze.
„Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci. “ (-) Wisława Szymborska
Andrzeju Jerzy – czy trzeba było az tragedii śmierci, żebyś się odezwał?
„Wspomnienia są jak perły-mają w sobie coś z klejnotów i coś z łez”.
Ten stół nas łączył i cieszę się, że będzie łączył nas nadal.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Dziękuję „Polityko”
Łączę się w toaście i witam Alaina po długiej nieobecności.
Piękne wspomnienie o wartościowym człowieku.
Za zdrowie wędrowca !
Dziękuję i pozostaniemy
Ja również wychyliłam ze dwa kielonki. Cieszę się, że blog pozostanie. Pan Piotr miał taką łatwość opowiadania niezwykle ciekawych historii, pięknym językiem który dzisiaj jest rzadkością. To jeden z niewielu blogów, na którym nie ma hejtu, a poziom dyskusji, nawet między opnentami, jest bardzo wysoki. Nikt nikogo nie obraża , nawet jeżeli się z czymś nie zgadza. Zawsze będę Pana pamiętać i mam nadzieję, że blogowicze pozostaną .
Dla mnie Piotr pozostanie w pamięci sierpniowym Piotrem.
Dał mi wtedy uważność, czułość. I ciepło, które jakimś cudem ciągle mieszkało w Jego tak bardzo zimnych dłoniach.
Bardzo mnie zachwyciła Redakcja Polityki – wspomnieniem o Piotrze i decyzją o losach Blogu. Dziękuję, bardzo dziękuję.
Piotrze – dziękuję losowi, że mogłem Ciebie poznać, mam również mu za złe, że pozwolił nam pogadać niewystarczająco długo. Ale może dlatego pamiętam niemal każde słowo…. I tak zostanie!
Do kiedyś, Piotrze.
Nie umiem myśleć o Piotrze, jako o kimś minionym. Moim myślom i przeżyciom towarzyszy często. Przywykłam, że kiedy trzeba podjąć trudną decyzję albo tu i ówdzie w naszej blogowej rodzinie zaprowadzić nieco porządku, to się umawiam na telefon do Piotra – pogadamy i Piotr znajdzie wyjście, A latem, na zjeździe spotkamy się i wtedy już tylko jest radość przyjacielskiej więzi, ciekawe rozmowy, smaczne kąski i lampka wina. Bo to prawda, co napisano we wspomnieniu redakcyjnym – Piotr miał w sobie dualizm charakteru: pozornie opanowany, spokojny, nawet nieco nieśmiały, a pod tym aksamitem żelazna wola, konsekwentne dążenie do celu, umiejętne korzystanie z doświadczenia zawodowego, życzliwość dla ludzi i chęć niesienia pomocy – nie ostentacyjnej, ale skutecznej. Sama tego doświadczyłam.. I nie o świętym piszę: miał i swoje słabostki, jak każdy, bywał drażliwy, źle znosił krytykę, źle się czuł w atmosferze konfliktu (dziennikarz) bywał podatny na mody intelektualne i nieco snobizmu. Ale był człowiekiem pełnym, naszym i moim przyjacielem i pozostanie po nim pustka nie do zapełnienia. Pogadam sobie z Piotrem wieczorami, tylko nie będę potrzebowała telefonu.
…nieraz dzwoniło się do niego z jakiegoś sklepu z frykasami albo sprzed półki z butelkami wina z prośbą o pilną konsultację. Ale nie tylko. Zawsze można było do niego zadzwonić w jakimś życiowym kłopocie, kiedy się potrzebowało wsparcia czy pomocy. I zawsze można było na tę pomoc liczyć. Przyjacielem był niezawodnym.
Zaobserwowałam też przez lata, że był niezawodnym „aż do końca”. W czasach, gdy wielu deklaruje „nie chodzę na pogrzeby” (i ma sporo powodów, włącznie z niemożnością urwania się od obowiązków) – wiele razy czytaliśmy tu pożegnania bliskich, przyjaciół, znajomych Pana Redaktora, odesłania do pożegnalnych tekstów i napomknienia o obecności na smutnych uroczystościach. Muszę powiedzieć, że bardzo mi imponuje taka lojalność, bo nie sztuka być z ludźmi na biesiadach, gdy wszystko kręci się gładko i w uśmiechach.
Po raz pierwszy też zdałam sobie sprawę, że stan P. Redaktora może być nie tylko poważny, ale nawet bardzo, gdy jesienią wspomniał, iż tylko Pani Barbara pojechała na pogrzeb domkowej sąsiadki, a on miał jakieś przeszkody medyczne. „Sądząc po jego dotychczasowych standardach, przeszkody musiały być niebłahe”, pomyślałam „…gdyby mógł, to by prawdopodobnie pojechali oboje”.
Wczoraj, pod wpływem „pierwszokomentarzowych” wspomnień innych Bywalców, zerknęłam i na mój tutejszy „debiut”, 16 grudnia 2006. Wymuszony apelem Gospodarza. – „Gotuj się!” czytałam od początku listopada; dobrze pamiętam przyjście owdowiałej Pyry, brylowania Heleny, ale nie widziałam potrzeby dodawania swoich trzech groszy… chyba, że pod szantażem-groźbą zniszczenia już napisanych kolejnych odcinków w razie dalszego braku odzewu na cykl… 😉 😎
…I także pod tym wpisem P Red. wspomina (w rozmowie z Heleną) o smutnej uroczystości koleżeńskiej.
Big szacun, jak to się teraz mawia!
Trafiam na bloga w trudnym dla mnie okresie – posypało mi się wtedy życie prywatne i zawodowe. Blog p. Piotra stał się dla mnie czymś w rodzaju wirtualnego azylu, gdzie w ciepłej, życzliwej atmosferze mogłam na chwilę ochłonąć, pomyśleć o czymś innym. Niedługo potem znalazłam nową pracę i przestałam mieć czas na cokolwiek, w tym komentowanie, ale starałam się od czasu do czasu rzucać okiem na wpisy. Potem wszystko się poukładało a ja wróciłam.
To ja parę słów z drugiej strony, bo oczywiście poznałam Piotra najpierw jako redaktora, przyszedłszy do „Polityki” gdzieś na początku wieku. (Nawiasem mówiąc, nie wiem, kto pisał to wspomnienie, ale przecież Piotr nigdy nie był „słusznej postury”, tylko raczej niewysoki, okrągły też nie za bardzo, w przeciwieństwie do swego dawnego partnera od felietonów kulinarnych, prof. Andrzeja Garlickiego).
Przyszłam do „P” mając za sobą parę redakcji-domów wariatów, każda w innym stylu („Gazeta Wyborcza” młodzieżowa, gdzie wszyscy byli na luzie i na ty, „Wprost” – dupogodziny i dryl ze strony góry). Na początku robiła na mnie wrażenie powaga panów w garniturach (sama też ubierałam się wtedy nobliwie, bo bałam się zostać zlekceważona), a cóż, Piotr był jednym z nich. Dopiero z czasem przekonałam się, że w tej redakcji wcale nie ma sztywniactwa, jest tylko kindersztuba, no i w ogóle to najmilsze miejsce pracy.
Piotr – wtedy dla mnie jeszcze pan Piotr – kiedy przychodziłam do sekretariatu rzucić okiem na mój złamany tekst, rzucał pozornie srogim spojrzeniem (zawsze mawiał, że ponuro wychodzi na zdjęciach, pewnie przez to), ale z czasem się też przekonałam, że to facet pogodny i z poczuciem humoru. Pamiętam, jak upomniałam się – to on wtedy układał listę omawiających numer – że też chcę omawiać (w ramach chęci, by mnie traktowano poważniej 😉 ). Piotr był wtedy w szoku: od tego obowiązku każdy się chętnie wykręca, a ja chyba byłam pierwszą, która z własnej nieprzymuszonej woli chciałam to robić 😆
No, a potem była już epoka blogowa – Piotr był jednym z pierwszych blogerów „Polityki”, po p. Danielu i Adamie Szostkiewiczu. Zaczęliśmy się z czasem odwiedzać wzajemnie po „sąsiedzku” na blogach i w ogóle była już komitywa. No i zobaczyłam jeszcze innego Piotra, serdecznego i ciepłego, którego wszyscy tu znamy i za którym tęsknimy. Pamiętam, kiedy szedł na emeryturę i cieszył się, jak to teraz będą z Basią jeździć, jeść, pisać książki, radować się życiem. Bo on to umiał. Niesprawiedliwość losu, że w sumie na dość niedługo było mu to dane.
Doroto – ale i grupa Komentatorów jaka się zebrała przy Piotrze, socjologicznie patrząc, była ciekawa. Kilkoro czynnych i emerytowanych dziennikarzy nie z byle jakich redakcji, kilkoro nauczycieli akademickich z połowy świata, dwoje, czy troje niespełnionych literatów, kilkoro artystów estrady, fotografii, rękodzieła artystycznego, dwoje czy troje tłumaczy, popularna pisarka, nauczyciele – bo gdzie ich nie ma, kilka osób z nowych technik plus matematycy, rolnicy geologowie i jak zwykle kilka osób o zwichrowanej karierze i osobowości. Równi tylko w jednym – wszyscy czytają i lubią o tym pogadać. No i jeść lubią i muzyki posłuchać -tylko za późno się spotkaliśmy.
Na blog „Łasuchów” trafiłam, jesienią 2009, przez czysty przypadek. Nie za bardzo interesowało mnie wtedy gotowanie. A poza tym pracowałam bardzo intensywnie i miałam równie intensywne życie towarzyskie.
Niemniej blog mnie zainteresował ze względu na całkowitą odmienność od pozostałych blogów „Polityki”, które, jako zwierzę polityczne, czytałam z zainteresowaniem.
W tamtym czasie przygotowywałam inaugurację działalności UTW w naszej gminie. Zapytałam Redaktora czy nie zechciałby wygłosić wykładu inauguracyjnego. Zgodził się natychmiast. Co więcej, niepytany, powiedział mi, że wykłady dla UTW wygłasza pro bono.
Piotr i Basia, bo wspólnie wygłaszali wykład, przyjechali pociągiem w samym środku srogiej zimy. I w dodatku przywieźli ze sobą mnóstwo książek, własnego autorstwa, które za ich pośrednictwem podarowało nam Wydawnictwo Nowy Świat. Podczas inauguracji dziesięciu najstarszych słuchaczy odebrało, z rąk Basi i Piotra, książki z Ich autografami. Resztę książek pozostawiono do dyspozycji Zarządu. Stanowiły one cenne i miłe upominki dla osób szczególnie dla UTW zasłużonych.
Po inauguracji mieliśmy przesympatyczne spotkanie w restauracji hotelowej przy kolacji, w większym gronie, gdzie Piotr królował, snując barwne opowieści, szczególnie na temat wina. Nadal jest wdzięcznie wspominany przez słuchaczy UTW naszej gminy.
Potem były spotkania prywatne. W naszym domu i w domu Piotra. Ale nie tylko w domach.
Coraz bardziej fascynował mnie fenomen relacji blogowych. Zapytałam Piotra o to, co sądzi o napisaniu niewielkiej rozprawki, socjologiczno – psychologicznej, na temat blogu. Piotr niezwykle zapalił się do tego pomysłu. Poparła go też część blogowych „stołowników”. Ale nie wszyscy. Niektórzy byli temu pomysłowi bardzo przeciwni. Ostatecznie projekt upadł. Trudno powiedzieć, czy taka książeczka nie okazałby się dzisiaj cenną pamiątką. Ale, było, minęło.
Bywając na blogu coraz bardziej doceniałam go od strony merytorycznej. Kuchni. Jej historii, różnorodności, etc.. Ostatecznie zaraziłam się pasją gotowania. Dużo się nauczyłam. I zawarłam sporo cennych przyjaźni.
To bardzo dużo. I zawsze będę za to bardzo wdzięczna.
Dziękuję, Piotrze!
Danuśka – organizacyjnie
Rozmawiałam z p. red. Olą Zelezińska – opiekunką blogów. „Nadałam” sprawę znaczków i f-my Artal, Metaloplastyka. Otrzymałam zapewnienie, że jeszcze dzisiaj zajmie się tym dział księgowości. Czy to juz wszystko?
Pamietacie srodowe zagadki kulinarne?
U mnie start wybijala druga w nocy, uzbieralam calkiem spora polke ksiazek kulinarnych i nie tylko. Piotr na Zjazdy przywozil w formie prezentow ksiazki wydawane przez Polityke, a jak z Basia nie byli na Zjezdzie, to podrzucal ksiazki przez kogos. Kilka ksiazek dostalam poza konkursem srodowym, wystarczylo wspomniec na blogu, ze jakas pozycje chcialabym miec i moze za kolejnym pobytem w Polsce uda mi sie kupic…
dwie pozycje Tadeusza Olszanskiego dostalam z osobista dedykacja Autora, ktory od Piotra wiedzial, ze lubie jego kuchnie.
Doroto,
tez sie zdumialam, czytajac o slusznej posturze Piotra, Piotr byl taki, jak piszesz.
Jagodo, ja tez uwazalam, ze bardzo ciekawe byloby opracowanie socjologiczno-psychologiczne blogu. Ten pomysl mialas dosyc wczesnie, mysle, ze material zebrany po 7-8 latach bylby o wiele ciekawszy. Nie mowiac juz po zakonczeniu pewnej ery, czyli do tego czasu. Z pewnoscia to jest jakis fenomen wsrod sfery blogowej.
Jak pisze Pyra – ja tez nie moge myslec o Piotrze w czasie przeszlym.
Ola od blogów ma na nazwisko Żelazińska. O znaczkach już mówiłam wcześniej i jej, i szefowi działu, Grzegorzowi Rzeczkowskiemu.
Z tym opracowaniem to zdaje się było tak, że Jagoda trafiła z tym pomysłem w nienajlepszym momencie – zdarzały się niestety czasy konfliktów, nie ma co kryć. Jak to w większej grupie ludzi.
Blogosfera jest badana, ale chyba wiele jej stron i cech nie jest jeszcze znanych. Każdy blog jest zresztą inny, ma własne zwyczaje, styl obcowania ze sobą, nawet język, zależnie od wielu czynników – nie tylko towarzystwa, które się zbierze, ale też samego prowadzącego i jego stosunku do czynności blogowania.
Tak, Doroto i wszyscy są „za”. Chodzi tylko o czas – ta firma się denerwuje, bo niby zamówienie jest, a kto zapłaci? Gdyby nie śmierć Piotra, nie byłoby zamieszania. Trudno mieć pretensje do kogoś, że umarł.
Pyro-jak tylko otrzymamy adres do fakturowania to zamówienie zostanie potwierdzone.
Wszystko wskazuje na to, że już jesteśmy bliżej niż dalej w załatwieniu tej sprawy 🙂
Zacytuję sama siebie:
13 marca o godz. 2:06 553905
„Stworzył jedyną i niepowtarzalną blogową jadalnię*, gdzie każdy kolejny gość witany był serdecznie przez Gospodarza i współbiesiadników.
Jego Blog wystąpił spoza wirtualnych ram, smakosze z różnych stron globu zjeżdżali na kolejne, doroczne Blogowe Zjazdy, to dzięki Piotrowi nawiązały się kontakty i przyjaźnie.”
Przytaczając własne słowa, dziękuję Redakcji Polityki za zachowanie Jego blogu. Decyzja, śmiem twierdzić, unikalna, niespotykana w blogosferze. Unikalna jak wirtualny stół Piotra w „Gotuj się”.
* Jadalnia – słowo wytrych, bowiem każdy inaczej wyobraża sobie wirtualne wnętrze Blogowej Kawiarenki
Ola Zelazinska kocha Virginie Woolf!
Młodsza robi właśnie naleśniki – będą z serkiem waniliowym i z owocami, a potem zapiekane. Przyszła mi pokazać naleśnik niemal koronkowy i jak dotąd usmażyła 4, a zgodnie z przepisem powinno wyjść 8 sztuk. Jak ta kobieta to zrobiła? Nie wiem; pewnie miała mniejszą patelnię. Chodzi mikser – Młodsza dorabia ciasto. To dobrze, bo jestem już głodna.
@Pyro zdawalam sobie sprawe, ze pisza tu ludzie z klasa i osiagnieciami. Dlatego podczytywalam zawsze, a czasem napisalam cos z doskoku i zawsze bylam sympatycznie potraktowana. Zasluga Autora i Was wszystkich. Ten blog lagodzi obyczaje, wnosi tyle ciepla ale tez i poszerza wiedze. I znow powtorze, zal, zal..
Heleno – nie trudno kochać Wirginię Woolf. Też ją bardzo lubię.
Zyto – zawsze jesteś mile widziana (czytana) jak każdy z naszych biesiadników. Im nas więcej, tym ciekawiej, sympatyczniej.
Myślę, że ten koncert na 100 dronów i orkiestrę też będzie Wam się podobać 🙂
https://www.youtube.com/embed/mOBQXuu_5Zw
Flaki wołowe wykonane przez „Obiady i obiadki” godne polecenia. Osobisty Wędkarz zjadł z ogromnym apetytem mimo, że była w nich cebula(!). Jakimś dziwnym sposobem tym razem mu nie zaszkodziła…Ech!
Ciagnac wspominki zjazdowe – ja bylam bodaj na drugim, przyjechalismy z Panem Lulkiem.
Nie pamietam, kiedy dolaczylam do bloga, jakos w poczatkach raczej. Byly czasy, ze tu nie zagladalam kompletnie, bo niestety, wiele wpisow bylo dla mnie niestrawnych.
Tez zegnam sie z Panem Piotrem na „do zobaczenia”!
Jestem przekonana, ze bedzie nas tu dogladal.
Przepiękna pogoda dzisiaj, chyba w całej Polsce.
Tak, Magdaleno, to był II Zjazd i Lulek wtedy przysięgał, że nigdy w życiu nie był tak pobożny jak wtedy, kiedy byłaś jego kierowcą. Inna rzecz, że w czasie I Zjazdu nikt sobie nie zdawał sprawy, że zwariowany dr budownictwa okrętowego zaledwie w 4 miesiące od udaru mózgu siądzie za kółkiem i zrobi 700 km trasę w jeden dzień.
Pan Lulek lansowal wtedy Magdalene jako kierowce rajdowego 🙂
Pan Lukek pobozny? W jakim sensie? 😉
II Zjazd byl w 2008 r na Kurpiach u Gospodarza, to byl dopiero co ukonczony drugi rok istnienia blogu, czyli bylas dosyc dawno przy stole,
Magdaleno.
Moge podac fotki z tego Zjazdu, ale sa do klikania, a nie w picasie. Ale i tak nie jest najgorzej, bo mozna obejrzec wszystkie miniatury i wybrac sobie to, co chce sie powiekszyc. Jest to tez w pewnym sensie wspomnienie o Piotrze i Jego ukochanych okolicznosciach przyrody.
http://aalicja.dyns.cx/news/Zjazd-2008/
W sensie „jak trwoga, to do Boga” Alicjo 😉
Gospodarz prezentuje stroj, ktory przywiozl wlasnie ze Sri Lanki
http://aalicja.dyns.cx/news/Zjazd-2008/img_5335.jpg
Do moich ulubionych nalezy to, z Brzuchem. Gospodarz wtedy przygotowal parowki i zanosi je do salonu werandowego, gdzie jadalismy. A pogoda (cesarska!) wymagala oszczednych strojow przy gotowaniu!
http://aalicja.dyns.cx/news/Zjazd-2008/img_5393.jpg
ja niestety na Zjazdach z Piotrem nie byłam ale mam wspaniałe wspomnienie z targów żywności, na który się wybrałyśmy z koleżankami z Warszawy … Piotr był bardzo szczęśliwy, że jego fanki przybyły … Małgosia i ja byłyśmy przez Piotra oprowadzone po stoiskach i Piotr osobiście nam wskazywał jakie sery lub ryby kupić …poznałyśmy też dzięki Piotrowi Brzucha … Piotr był bardzo szarmancki i miałyśmy Go na wyłączność … po targach było bardzo miłe spotkanie … oprócz stałej ekipy przyjechała na nie Nisia, przybył Nowy z córką … Piotr i Basia mieli inne towarzyskie zobowiazania i nie dotarli na to mini zjazd .. spotkałam Piotra kilka razy ale na tych targach spędziliśmy niespiesznie czas na gadaniu o jedzeniu, życiu i zapadło mi to w pamięci na zawsze … Piotrze dziękuję …
Ten zjazd kurpiowski był jedynym, na którym byłam…
Wielokrotnie wspominaliśmy tu niezapomniane spotkanie w ” Różanej” podczas minizjazdu w Warszawie.
A ja ostatni raz spotkałam się z Piotrem podczas Nadmorskiego Pleneru Czytelniczego w Gdyni 1 sierpnia 2014 r. To było pierwsze spotkanie czytelników z Piotrem i Panią Barbarą na Bulwarze Nadmorskim. Drugie odbyło się następnego dnia w centrum miasta. Rozmawialiśmy przed i po spotkaniu. Pogoda była wtedy piękna, a pamiątką jest książka ” Jak smakuje pępek Wenus”.
Ileż wspomnień …
Bo kiedy były zjazdy, to Ty obsługiwałaś wielkie imprezy muzyczne albo coś. Tego roku sierpień 19-21.
Doroto,
na tym Zjezdzie – a wlasciwie prawie po nim w knajpie zwanej Chlopskie Jedzenie czy jakos tak bylo trzech Gospodarzy z blogow Polityki 🙂
My z Nisia i Piotrem spotkalismy sie na ostatnim, IX Zjezdzie u Danuski tym razem.
A spotkanie w Rozanej w czasie Targow Ksiazki 2010 tez pamietam bardzo dobrze. Bylo nas wtedy sporo, chyba 19 osob. Oj, pieknie bylo…
Jak Oni mogli nam to zrobic, Nisia i Piotr?!
Miło było pooglądać zjazdowe zdjęcia. 🙂
II Zjazd, cenne wspomnienie
Jestem przy Blogu od dawna i stale. Czytam, słucham, podziwiam. Raczej się nie odzywałam, bo warto zabierać głos, gdy ma się coś ciekawego do powiedzenia. W przeciwnym razie lepiej słuchać innych. Dzisiaj piszę dlatego, by dać wyraz temu, że grono, które zgromadził przy stole Gospodarz, które oczarował i na które wpływał, jest znacznie szersze, niż wynika to z wpisów. Każdy dzień nawet najbardziej zabiegany zaczynałam od sprawdzenia, czy jest już nowy wpis Pana Piotra. Trudno będzie zmienić poranki. Wdzięczna jestem redakcji, że blog nie będzie zamknięty, ale wdzięczna jestem też Blogowisku za to, że zamierza pozostać przy stole. A więc wciąz będzie miejsce, do którego można podejść i przy którym chce się zatrzymać i pobyć w towarzystwie Osób zasiadających przy stole.
Blog „Gotuj się” zawsze wydawał mi się ciekawym, przyjaznym, inspirującym miejscem. Wpisy czytałam z ciekawością, choć pewnie nawet połowy z przepisów i pomysłów nie wypróbuję w praktyce. Tym, co przyciągało do blogu były też ciekawe komentarze czytelników i przyjazna atmosfera. Owszem, blogowicze mieli swoje kryzysy, kłótnie, pyskówki… Emocje buzowały. A jednak całokształ wydaje się być bardzo na plus – przyjaźnie, spotkania, zjazdy, inspiracje, pomoc w trudnych sprawach życiowych. Szkoda byłoby to stracić.
Nie miałam okazji nigdy poznać osobiście żadnej z obecnych tu osób a nawet czasem czułam się onieśmielona w tym zgranym towarzystwie. Nie zaprzestałam jednak odwiedzin wirtualnych i obyśmy mogli się tak nadal spotykać.
Lena 2 – a cóż Ty wypisujesz…? Przecież najczęściej mówimy o sprawach zwyczajnych, codziennych. Nie codziennie człowiek czyta Kafkę i słucha symfonii Francka. Każdy z nas dorzucając okruch codzienności, buduje wspólnotę blogu. Bo to jest przestrzeń przyjaznej rozmowy i to najważniejsza rola tego miejsca.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Ja widziałam Piotra pod koniec października, jakimś cudem dojechałam od A2 bez kłopotów i trafiłam nieomal bezbłędnie w charakterze baby z jagnięciną. Wtedy wyglądało to jeszcze dość optymistycznie, choć Piotr był wieczorem bardzo słaby.
W październiku mogło to jeszcze być optymistyczne. To właśnie wtedy dowiedział się, że jest lek – dość drogi i na razie nie refundowany w Polsce, ale można sprowadzić z Indii. Za radą swojego profesora sprowadził i chyba ze 2 miesiące łykał; potem się okazało, że lek ten nie posłużył.
ps – ja o tym tak swobodnie, bo wiadomo – prócz poczucia humoru i gustu do wina, dzielę z Piotrem i chorobę, więc wiem, o czym piszę.
Pyro! Ale Ty się nie dasz! Obiecaj! Ja w to wierzę, tak jak w Ciebie, Ty moja Guro (rodzaj żeński od Guru)
raczej Gurzyco, to taki wzorzec zdeponowany w Sèvres,
czuj duch, pozdro
ps, Cichala ośmielam się poprawiać tylko w sytuacjach skrajnie ewidentnych, daruj proszę
Kocham pana panie Suł… Panie Sławku…, 🙂
Sławku,
Stanowczo za rzadko się odzywasz 🙂
Z blogiem „Gotuj się” zaprzyjaźniona jestem właściwie od początku, pochłonął mnie na dobre sprawiając wiele przyjemności i tak pozostało do dzisiaj. Pierwszy mój wpis (30 października 2006 r.) dotyczył awokado, zielonych listków kolendry i pysznego guacamole, tak popularnych w meksykańskiej kuchni. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że będę miała przyjemnośc poznac osobiście Autora blogu i wielu zaprzyjaźnionych biesiadników. Przyjęta serdecznie przez Danuśkę, inicjatorkę i gospodynię naszych pierwszych spotkań, poznałam warszawskie koleżanki. A Piotra i Basię, a także spore grono blogowych fanów (krajowych i zagranicznych) spotkałam po raz pierwszy właśnie w Różanej. Niezapomniane wrażenia, ciepli, pogodni i jakże serdeczni ludzie. Tych spotkań z naszym Guru i Basią było znacznie więcej, latem u Danuśki w leśnej aurze, w restauracji gruzińskiej na Natolinie, w Forcie na targach zdrowej żywności, no i niestety ostatnie – wiosną, na Targach Książki, na Stadionie Narodowym. Nie uczestniczyłam w żadnym większym dorocznym zjeździe, ale zawsze z przyjemnością czytam sprawozdania, oglądam zdjęcia. I tak jak większość Łasuchów codziennie tu zaglądam, smakuję, uśmiecham się, zapominam o twardej rzeczywistości.
Piotrze, dziękuję!
dzień dobry …
dziś pewnie Piotr by zrobił wpis o Dniu Świętego Patryka …
5 lat temu 12 marca Pan Lulek usiadł przy nowym stole …
Nie było to co prawda w marcu, ale:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2008/07/30/kocham-cie-jak-irlandie/
No tak, to już 5 kat kiedy opuścił nas uroczy i upiornie uparty; człowiek, który autentycznie znalazł na blogu rodzinę.. Pan
To już 5 lat kiedy nas opuścił uroczy i potwornie uparty Pan Lulek. Człowiek, który znalazł na blogu rodzinę. Na wieczną rzeczy pamiątkę przypomnę, że Jolinek, Nemo, Miś Kurpiowski, PaOLOre opiekowali się uparciuchem jak własnym krewnym. A trochę kilometrów między Ostrołęką, albo środkową Szwajcarią, a płd. Burgenladią jest. Blogowicze z akcji Lulek zyskali moją wdzięczność i szacunek, na zawsze.
A jeżeli chodzi o Dzień św Patryka, to w Lidlu można kupić porządny, czarny czteropak, a w nim 4 puszki narodowego piwa Ajryszy i bardzo piękną szklankę z harfą wygrawerowaną. Mamy już 2 szklanki.
errata – początek mi zginął, a potem się odnalazł. Stąd powtórzenia.
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2011/03/14/podobno-to-najprzyjazniejszy-dzien-w-roku/ – po śmierci Pana Lulka i przed irlandzkim świętem, 2011…
W Poznaniu, jak co roku, grają irlandzkie kapele, sa koncerty zespołów irlandzkich i mnóstwo imprez w pubach. Mamy bardzo prężne towarzystwo irlandzko – polskie i ogólnie Ajrysze są lubiani.
A ja co roku wracam do zdjęć i tęsknię
https://picasaweb.google.com/112958196308416510634/Irlandia2011#
ewo zawsze jak myśle o Dniu Patryka to wspominam Wasz wyjazd bo bardzo się wpisuje w to radosne święto …
Nie wiem jaki odcien ma w Polsce slowo „Ajrysz”, ale pamoetam, ze „na Polonii” w USA bylo to bardzo pogardliqe i lekcewazace okreslenie Irlandczyka. Tak jak „kacapy” czy „zoltki”. Jak powiedzial do mnie kidys niezapmniany i bardo pijany ks. pralat Artur Rojek: „Znowu te peprzone Ajrysze w Kurii blokuja mi droge do kariery!”.
Będę gotowała kapuśniak, pewnie ostatni w sezonie. Włożę, garść włoszczyzny , + ziele i liść laurowy, pokrojonego w kostkę ziemniaka, 1 grzyb suszony wędzonego boczku i kawałek łopatki wieprzowej. Kapustę ugotuję osobno i dołożę na koniec, razem z podsmażonymi skwareczkami i cebulką.
Heleno – „Ajrysz” – przynajmniej w Poznaniu, ma odcień pieszczotliwy. Przyjęło się w czasie Euro 2012
Wśród „typowych” londyńskich Polaków w moim wieku i nieco młodszych – niestety też. Niektórzy wymawiali „irysy”, co miałoby nawet sympatyczny odcień, gdyby… nie ta intonacja, nie wiadomo skąd płynąca wyższość w głosie… albo gorzej.
Londyńska Parada Św. Patryka, równe 4 lata temu:
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/StPatrickSParadeLondon2012
Ewo-miło powspominać razem z Tobą 🙂
No właśnie, na północno-zachodnich rubieżach Europy o tej porze roku już prawdziwa wiosna, a u nas jeszcze bardzo nieśmiała, ale nadchodzi. Z roweru świat widać lepiej niż z samochodu zatem dzisiaj dostrzegłam kolorowe plamy krokusów na mojej trasie. Gdyby natomiast ktoś tęsknił za tulipanami, to podsyłam te z wystawy w wilanowskiej oranżerii:
https://photos.google.com/photo/AF1QipOCXx3342kfJrM7rND5OOEgkFI3Ovzp0w-Kvpuy
Ha, i jeszcze jedna parada- a cappellowa 🙂
Wiele lat temu maz mojej kolezanki ze studiow usilowal przekonywac mnie, ze jak mowi „you and other Polacks” to nie chce obrazac. Mimo to opuscilam przyjecie, bo poczulam sie obrazona.
Danuśko, ja żyję w kilku kalendarzach. Nigdy nie zapomnę wspomnieć Tag der Deutschen Einheit (nb w tym dniu udało mi się zaklepać moje najfajniejsze (i ostatnie) monachijskie locum) czy faktu, że w dniu helołynu przypada też Reformationstag.
Tak i z wyspiarskimi świętami – Dawid, Patryk, Jerzy, Andrzej, Tartan Day, prawdziwe urodziny Królowej (w tym roku dziewięćdziesiąte!), oficjalne urodziny Królowej… nawet czasem i rocznicę ślubu Elżbiety wspomnę (zanim zrobi to prasa)… gdzieś w głębokim listopadzie… 😉
Heleno, „za to” pocieszmy się, iż ajrysz kriiiim brzmi idealnie przyjaźnie – nawet w gębie najbardziej szowinistycznego rodaka, prześladowanego i źle opłacanego przez perfidnego szefa firmy budowlanej… 🙄
U nas juz chyba „prawdziwa wiosna”, bo widac ze paki zazieleniaja sie na dzrewaxh i krzakakch.
Moj dom jest caly przesiakniety zapachem zonkili i hiacyntow. Jedna mala doniczka z hiacyntami i niewielki peczek zonkili potrafia wypelnic zapachem caly dom. Dawniej tego tak nie odczuwalam. ale ja od bodaj trzech miesiecy nie pale wiec i pwonienie mi sie poprawilo!
Dzis pryjezdza do Londynu po dbior nagrody literackiej moja pezyjaciolka z NYC, Ania Frajlich, naprawde dobra poetka. Chyba dokupie wiecej tych hiacyntow, bo sa tak krotko w roku jak bzy.
Nie jest to dla mnie temat do kłótni, bo nie mam styczności z Irlandczykami i żadnych do nich pretensji. Powtarzam tylko co do mnie dociera z otoczenia. A tak się jakoś stało, że Irlandczycy są ulubioną nacją Poznaniaków. Poznań zakochał się w irlandzkich kibicach piłkarskich i tyle.
Nie mam watpliwosci, ze jest tak jak mowisz, Pyro.
Bepieczniej jednak nazywac poszczegolne nacje imionami ze slownikow. Poszczegolne nacje sa zazwyxzaj szalenie przywiazane do poprawnych form nazw swej nacji – bez zdrobnien, bez polonizowania nazw istniejacyxh w innch jezykach etc. . Pamietam jak lata temu Haneczka poprosla mnie abym nie nazywala „Niemra” pani sprztaczki, ktora wysprztala z muzeum bardzo droga instalacje artystuczna. Natychmiast przeprosilam, bo choc slowo „Niemra” uzyte zostala w „celach stylistycznych”, nalezy sie takich nazw wystrzegac w rozmowach publicznych. Wiec szybko sie wycofalam, przeprosilam. W takich to juz czasach zyjemy, ze byle nacja domaga sie dla siebie szacunku 🙂
Sama tez nie czuje sie szczesliwa gdy ktos powie o mnie „Zydoweczka” – bez zadnych zlych intecji. Ani nazwie mnie „Polack”. Albo opowie mi „Polack joke”.
Mnie sie Sw.Patryk kojarzy z tym dniem imienin spedzonych na Florydzie, dokladniej Key West w towarzystwie swiezo poznanego osobiscie Cichala, w polowie naszej trasy.
A jak zobaczylam slowo Ajrisz, to wiadomo bylo, ze Helena ze swoja polityczna poprawnoscia wkroczy, nawet gdyby wszyscy byli przekonani, ze jest tak jak Pyra mowi, Polak-Ajrisz dwa bratanki, i do pilki i do szklanki.
Nie przyszlo Ci do glowy Heleno, ze bywasz z tym denerwujaca? Ajrisz by sie, usmial chyba…
Polack – to okreslenie obrazliwe dla Polakow. Nie wiem czy zauwazylas, bo ja tak, ze od lat juz tak nikt nie mowi, bo Polacy zasluzyli sie w oczach swiata z Walesa na czele w roku 1980. Obawiam sie jednak, ze to sie moze wrocic, obym musiala odszczekac swoje slowa pod stolem. I chetnie odszczekam!
UWAGA – ośrodek, w którym chcemy urządzić zjazd, zawiadomił dzisiaj, że wolne terminy ma w początkach sierpnia – 5-6-7 albo 12-13-14. Za długo myślimy, a oni mają wzięcie. Jestem za terminem 12-13-14. Co Wy na to?
UWAGA – grupa, która spotka się na jutrzejszych uroczystościach niech uzgodni termin, Haneczka przekaże Ince, która jest w kontakcie z ośrodkiem
Alicjo Helena rzuciła palenie to się czepia wszystkiego …. żartuję!!!! …
Pyro to dobry termin bo 15 to wolny dzień …
A różnica jest taka, że po angielsku Irlandczyk to właśnie Irish, więc co tu właściwie ma obrażać? Natomiast Polak to Pole albo Polish, a forma Polack rzeczywiście jest obraźliwa.
Hej, ja się nie migam od roboty, ale prawdopodobnie od jutra znowu czeka mnie szpital, a kiedy mnie wypuszczą nie wiadomo, więc Inka z Haneczką trzymają rękę na pulsie. Poprzedni post z wstępną rezerwacją nie dotarł do adresata, więc Inka poleciała dzisiaj osobiście i wróciła z taką wieścią.
Myślę, że bardzo wiele zależy też od intencji mówiącego jak i kontekstu zdania. Inaczej brzmi Ajrysz czy Irys w ustach rodaka na wyspach a inaczej w wypowiedzi (nawet mało poprawnej politycznie) Pyry.
Wiele zależy od też odbiorcy komunikatu i jego, nazwijmy to, doświadczeń językowych. Kiedyś mieliśmy drobną wymianę poglądów z Krzychem na temat „na dwoje babka wróżyła”
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2014/05/09/nie-kazdy-bukiet-to-bouquet-garni/#comment-481317
Fakt, „Żydóweczka” brzmi dla mnie co najmniej protekcjonalnie o ile nie pogardliwie.
Vakona, srodek dzungli, ucywilizowany tak, ze glowa mala!
Heleno,
jak Ty, taka poprawnosciowa mozesz napisac :
W takich to juz czasach zyjemy, ze byle nacja domaga sie dla siebie szacunku 🙂
No jakzesz, Ty?! 😉
Niestety, tu nie ma irlandzkiego piwa, ale zamowilismy Piwo Trzech Koni, tutejsze, i pijemy zdrowie wszystkich Patrykow, z jakiegokolwiek kraju pochodza 🙂
Forma Polack jest obrazliwa, a forma Ajrusz nie jest?
Alicjo, jak zapewne zauwazysla z latami – nie mam nic przecowko temu, ktos sie moze na mnie denerwowac. I zuwazy;as tez zapewne, ze nawet jak sie ktos na mnie denerwuje, to ja swoje w dobrej sprawie powiem. Jest na to tez inne slowo: integrity. To moje drugie imie, Alicjo 🙂 🙂 🙂
Pojde porozmyslac przy sprztaniu sypualni w jaki sposob Polack jest obrazliwy dla Polaka, a Ajrysz nie jest obrazliwy dla Irlandczyka. To bardzo ciekawy problem.
Pyro,
termin 12-15 sierpnia może być.
Danuśka,
tulipany na zdjęciach niedostępne.
W razie potrzeby będę mówiła o Irlandczykach tylko po polsku, bo jestem zdezorientowana w językowych niuansach.
Określenie Heleny ” byle nacja” to przecież oczywista ironia.
Czas wziąć się za wiosenne porządki, a konkretnie za kuchenne szafki, czego najbardziej nie lubię.
O, dopiero zauwazyam, Alicjo. „Byle nacja” odnosi sie do tego, Alicjo, ze sa nacje. mad ktprymi czujemy slusznna wyzszosc. – cywilizacyjna, kulturowa, historyczna, intelektialna i higieniczna. Do nacji takich naleza jak ci kazdy powie: Amerykanie, Rosjanie, Zydzi, Arabowie, wszystkie nacje afrykanskie, Irlandczycy, Ukraincy i moze jeszcze kilkadziesiat innych byle jakich nacji, ktorym nadawane sa specjalne nazwy: Ajrysz, Zudek, Rusek, Asfalt, etc. etc.
Jak powiedzial pare dni temu przedstawiciel polskiego rzadu: nie bedzie nas pouczal czym jest demokracja przedstawiciel kraju, ktory demokracje zaprowadzil dopiero w XVIII wieku, bo to mysmy byli kolebla demokracji dla calego swiata.
Albo jakos tak podobnie, ale sens byl taki.
Sprztanie szafek kuchennych – na to powinien byc specjalny paragraf kodeksu karnego. Albo Pani Dochodzaca.
Heleno, zapisz proszę w polskiej transkrypcji fonetycznej słowo Irish, jak podpowiada Dorota. Czy słowo Irish jest niepoprawne politycznie? Jeżeli tak to jakie jest poprawne?
„Polack” to też fonetyczna transkrypcja.
Niektóre „Polish jokes” bywają bardzo trafne i ciągle aktualne, niestety 🙁
Na przykład ten o polskiej kawalerii.
Helena w swoich zapędach misyjnych bywa doktrynerem czystej wody. Przywykłam. Rację ma w jednym – każdy naród zasługuje na szacunek (o ile z szacunkiem traktuje innych).
Fonetycznie zapisywane jest takze slowo Polak czyli „Polack”. bardzo pogardliwe.
Wypraszam sobie, Pyro, abys mnie nazywala doktrynerem, I nie ciagnij mnie prosze za jezyk. Ja tez znam obrazliwe okreslenia, ktorymi moglabys sie poczuc dotknieta. Nawet zakladaja, ze masz gruba skore.
Umarl Kociniak. Chyba peklo Mu serce po smierci zony, ktora zmarla miesiac temu.
Jakos Go widze wciaz mlodego. Byl okropnie smieszny.
Jeżeli zdecydujemy się na zjazd w połowie sierpnia, (a jest wtedy mnóstwo imprez) to radzę zabrać rodziny – miejsca dużo, jedzenie dobre, kąciki dla dzieci i samochodu nikt nie ukradnie, bo kierowca dostaje kartę magnetyczną na wjazd. A opłata za 3 dni 165 zł/osoba – nocleg i wyżywienie
Irlandczycy o sobie:
Irish
The only nation w/ their own holiday celebrated worldwide
Irish =
Has whiskey in it
(Irish coffee, Irish cream, Irish man)
Irish =
A language that will be dead in twenty years if the Polish, Romanians and Nigerians keep coming in. (Not trying to make that sound racist)
Powtórka z tulipanów:
https://photos.google.com/share/AF1QipMr3MyG-XtesiqldhkDRyK74T3T97FjNgWal35ZxB9XjyfoxS184oqprwHGd4Slvw/photo/AF1QipMjgCENct6XX47TEsrWD8NiJJYBt5g6h4bUcx8C?key=TjdEQzRLWEFDS1dFZlpGR3FHNnpYU052ZzJXVzBR
Pyro dobry pomysł …. może Amelkę wezmę i córkę namówię z zięciem … tylko muszę wiedzieć wiecej ..
Irlandia – piętrowy tramwaj konny z pasażerami: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/246203/53acd1962d0b87ef77d39a0635abaf13/
nemo cieszę się, że jesteś … a jak jesteś to może zobaczymy jakieś zdjecia z wakacji …
a ja mały patent opracowałam .. zrobiłam śledzie w oleju ze szprotek, sardynek i tuńczyka (w puszkach) .. polecam ….
Danusiu – śliczne te tulipany.
„Pienkne”, tylko szybko przekwitają. Czy to w wazonie, czy w doniczce.
nemo – kiedyś podawałaś link do filmiku z wierszem Szymborskiej. Były tam jakieś szyny, recytowała (chyba) autorka. Pamiętasz co to był za wiersz? I film?
składajmy zawiadomienia w prokuraturze, że rząd nie publikuje wyroku TK … jest gotowy wniosek …
http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105402,19778541,apel-bezprawiu-mozemy-sie-sprzeciwic-prawem-zadajmy-sledztwa.html
Pyro – zgadzam się na każdy termin, który zaakceptuje większość. Ze wskazaniem na drugi.
Echidno,
to chyba nie ja albo nie pamiętam. Placek zamieścił film o podróży Szymborskiej do kilku miejsc, m.in. do Limerick. Może to miałaś na myśli? Ale i ten film jest już niedostępny z powodu roszczeń producenta 🙁
Mnie tak zależy na tym ośrodku z uwagi na jego lokalizację. Jedna z bramek wychodzi wprost na przystanki tramwajowe. Po przejściu ronda jez Malta, kolejka Maltanka jeżdżąca do Nowego ZOO gdzie większość zwierząt pasie się swobodnie, po tej samej stronie baseny z cieplicami i spa. Po drugiej stronie stok narciarski i park linowy, a w drugą stronę od tego ronda Ostrów Tumski z katedrą i Złotą Kaplicą i 2 przystanki albo 15 minut spaceru do Starego Rynku. Jeszcze 15 minut i Cytadela z militarnym parkiem i muzeum. Każdy coś wybierze dla siebie (choćby koncerty organowe w Farze)
Ośrodek, który Pyra wytypowała na zjazd jest posadowiony na niewielkim wzniesieniu, pięknie zadrzewiony. Pomiędzy budynkami spore odległości. Ci, którzy nie będą mogli wybrać się na dalsze spacery znajdą przyjemne miejsce do odpoczynku i pogaduszek na jego terenie.
Dogodny dojazd z dworca. Polecam.
Głosuję jak Krysiade, ze wskazaniem 🙂 A pogaduszki na terenie najważniejsze !
Te tulipany też ciekawe:
https://plus.google.com/104147222229171236311/posts/cs1cscqA2Nr?pid=6263013289447898834&oid=104147222229171236311
Echidno-to prawda, że szybko przekwitają, ale są tanie (przynajmniej w Polsce) i można sobie kupić kolejny bukiet.
Teren rzeczywiście rozległy i zadrzewiony. To jeden z klasztorów, które zlikwidowały władze pruskie lokując w ich murach ośrodek szkolny dla dzieci głuchych. Na terenach poklasztornych dobudowywano potem inne budynki dydaktyczne i warsztatowe i internat. Z tego internatu będziemy korzystali. Mnie urzekają klasztorne wirydarzyki – niewielkie, ok 100 m kw przestrzenie na wieczorne pogaduchy.
Jest i miejsce na rozpalenie grilla, a jeżeli ktoś nie zechce zjeść tartej marchewki (doskonałą) w odległości niespełna 100 m jest znakomita restauracja przeniesiona w tym roku ze Starego Rynku , który to został zaanektowany przez młodocianych piwoszów, z którymi wieczorem wytrzymać nie można (a policja i straż miejska przymyka oko)
Pyro-a możesz przypomnieć, jak to miejsce się nazywa? Może mają swoją stronę w internecie, to sobie pooglądamy w oczekiwaniu na zjazd 🙂
Moje tulipany z DK dopiero dzisiaj przestały być ładne.
Kiedyś już pisałam, że moi Dziadkowie ze strony Janeczki byli obydwoje głuchoniemi. Obydwoje skończyli tę szkołę (Jan, r 1885 i Waleria r, 1884) Dziadek był szewcem, Babka – hafciarka, bieliźniarka, obydwoje klasy mistrzowskiej. Teraz uczą innych zawodów m.in kucharzy.
To jest ośrodek szkolno – wychowawczy dla dzieci niesłyszących. Stronę to oni mają do kitu w budowie” juz trzeci rok
http://www.slysze.edu.pl/sites/noclegi/
Helena zrobiła niezmiernie wdzięczny donos na pijanego księdza prałata (pralata) z imieniem i nazwiskiem. Nikt się nie oburzył…
Cichalu – raczej nikt się nie zdziwił; to była barwna postać.
Najwyraźniej większość z nas przyzwyczaiła się do tego, że poprawność polityczna Heleny obejmuje wszystkie nacje z wyjątkiem polskiej i wszystkie wyznania z wyjątkiem katolickiego. Poza tym ksiądz prałat nie żyje, to nie zaprzeczy:
https://www.facebook.com/HistoriaGorzyc/posts/1483909145214207
Pyro – dziwię się
Ewo – dziękuje imienniczko mojej żony.
Wspomniany przez Alicję St. Patrick Day w Key West.
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/RejsZAJ402#5448571439633072786
U mnie w dzungli internet lata jak chce, ale dzisiaj nalezy tez wspomniec Pana Lulka, szczegolnie przyblizyc jego postac nowym blogowiczom, ktorzy nie mieli szansy poznac wpisow Pana Lulka. Wiedzialam, co robie, zbierajac, Pan Lulek w calej okazalosci i bez poprawek 🙂
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Teksty/Rok_w_Burgenlandii/
http://poznan.fotopolska.eu/Poznan/b56856,Osrodek_Szkolno-Wychowawczy_dla_Dzieci_Nieslyszacych.html
Filmik promocyjny. Od 54” można zobaczyć usytuowanie poszczególnych budynków
http://www.slysze.edu.pl/
https://pl.wikipedia.org/wiki/O%C5%9Brodek_Szkolno-Wychowawczy_dla_Dzieci_Nies%C5%82ysz%C4%85cych_im._J%C3%B3zefa_Sikorskiego_w_Poznaniu
Wychodząc z OSW główną bramą (południowo – wschodnią) i kierując się w stronę jeziora Malta (sztucznego), widzimy zabytkowy kościół:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_%C5%9Bw._Jana_Jerozolimskiego_za_murami_w_Poznaniu
który zapisał się niechlubnymi targami, o grunty i pieniądze, w historii Poznania.
Wychodząc bramą zachodnią, od strony Ostrowa Tumskiego, możemy zwiedzić gotycki kościółek:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_%C5%9Bw._Ma%C5%82gorzaty_w_Poznaniu
U mnie w dzungli internet lata jak chce, ale dzisiaj nalezy wspomniec Pana Lulka, przyblizyc jego postac nowym blogowiczom, ktorzy nie mieli szansy poznac wpisow Pana Lulka. Wiedzialam, co robie, zbierajac, Pan Lulek w calej okazalosci i bez poprawek 🙂
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Teksty/Rok_w_Burgenlandii/
Dziękuję, Jagodo za pomoc. Wiem, że tam pracowałaś i że to praca równie potrzebna, jak i niełatwa i wymaga specjalnych predyspozycji, prócz wiedzy.
A miasto Poznań nie z jednym kościołem toczy sądowe boje o grunty i pieniądze. Szczytem pazerności było niedawne żądanie 7 mln zł z rurę z cieplikiem wkopaną pod boiskiem Liceum ss Urszulanek. Po wielkich bojach okazało się, że takiej rury nie ma.
Alicjo. Czytam Pana Lulka. Udało mi się Go poznać. Będąc we Wiedniu, do Burgenlandii pojechałem z Pawłem i Anką. Do dzisiaj wspominam wielogodzinne przerzucanie się anegdotami, opowieściami, bon motami. Wspaniały gawędziarz, chociaż, jak mówił Paweł nie był już w swojej normalnej formie. Potem jeszcze wymieniliśmy emailowo parę wiadomości i…
zostały tylko wspomnienia.
Ewa, poidzialas o 16:17 cos niezmiernie glupiego. I nieskonczenie wrednego.
Heleno,
jestes jak zwykle – mnie mozna wszystko, ale nie wszystkim mozna wszystko. Daj spokoj. Daj spokoj w tych dniach.
Heleno! Masz okazję pozostać na tym blogu. Wykorzystaj to!
Heleno,
De mortuis aut bene, aut nihil.
Ewo,
wyrazy szacunku!
Chyba nie chce tu juz pozostawac, Chichalu.
Jest to niestety nieustajace ryzyko na polskich blogach – wczesniej czy pozniej znajdzie sie jakas idiotka dowolnej plci, ktora ci powie: bo ty nas, Polakow, w gruncie rzeczy nie lubisz, bo nie jestes prawdziwym Polakiem, jetes nie nasza, wiec nami pogaradzasz.
Tak juz bylo w przeszlosci, bylo nie raz.
Wrocilam po paroletniej nieobecnosci, namowiona krotkim, ale pieknym listem s.p. Pana Adamczewskiego. Nie chcialam Mu odmawiac. To byl blad. Trzeba bylo sluchac raczej Bobika.
Dziekuje wszystkim milym i madrym osobom, ktore tu poznalam. Bylo ich calkiem sporo.
Dziękuję Heleno za idiotkę.
Nie, nie napisałam niczego co mi imputujesz i nie mam nic do nacji żydowskiej. Natomiast mam prawo mieć swoją opinię o Tobie – jako człowieku, nie Polce czy Żydówce. Właśnie mnie w tej opinii utwierdziłaś.
Nie, nie czuję się przez Ciebie obrażona, choć zapewne taki miałaś cel.
Przepraszam, że starożytni Rzymianie nie byli ani dobrze wychowani, ani poprawni politycznie.
Nigdy w życiu nie rozumiałam drażliwości na tle etnicznym. Jako pół krwi Ślązaczka mam z pewnością niezłą domieszkę krwi niemieckiej i czeskiej; po rodzinie Matki z pewnością jakieś domieszki rusińskie by się znalazły. I co z tego? Nie ma w Europie ludzi „czystej krwi”. Jesteśmy, kim chcemy być albo kim nas ukształtowało wychowanie w języku i kulturze. I tyle.
Jutro ostatnie pozegnanie Pana Piotra. Czyżbyście Państwo o tym zapomnieli? Nie lubił kłótni. Sami to podkreślacie. Wy, którzy mienicie się Jego przyjaciółmi. Przepraszam, ale zrobiło mi się przykro, że rozmowy poszły w takim kierunku. Przepraszam, nikogo nie chcę urazić.
Pyro chyba nie o krew tu chodzi a charakter …
Kochani,
Przepraszam Was, że przyczyniłam się do tej kłótni, zwłaszcza w takim momencie.
A na żegnam się – nie wiem do kiedy. Jeżeli wezmą mnie jutro na oddział, to do poniedziałku; jeżeli każą mi się najpierw podleczyć w domu, to odezwę się już jutro. Trzymajcie się.
ganna masz rację …. mnie trochę ręce opadają …
Pyro trzymaj się i wracaj zdrowsza …
Za zdrowie wędrowca na szlaku!!
De mortuis aut bene, aut nihil?
Heleno, ciesz się, że znałaś osobiście tylko prałata dającego w palnik.
Co by to było, gdybyś napomknęła o tym pedofilu Wesołowskim 🙄
Ludzie, nie wpadajcie w jakąś komiczną bigoterię.
Czy może zakaz wspominania o mało chlubnych cechach zmarłych dawno temu i znanych osobiście postaci dotyczy tylko duchownych katolickich?
Co mówią Rzymianie o pisarzach, artystach, politykach?
I nie uzurpujcie sobie prawa do łaskawego zezwalania na korzystanie z okazji „pozostania na tym blogu”.
To co najmniej nieeleganckie. Zwłaszcza w takim momencie.
Pyro, Trzymam kciuki
Za zdrowie !!!
Żabo i za tych co ma morzu (albo innym Madagaskarze)
Pyro! Za Twoje zdrowie!
Przeczytałam sobie wpisy pana Lulka zebrane przez Alicję. Podobnie jak nasz Gospodarz erudyta o nietuzinkowej osobowości. Uśmiałam się również do łez. Niektóre wpisy są bardzo zabawne. Zwłaszcza przygoda, gdy musiał nagle odnaleźć się w roli tłumacza symultanicznego. I zresztą wszystkie wpisy wyborne. Czytam także wybrane teksty pna Piotra. Kopalnia wiedzy nie tylko kulinarnej. I ta nuta ciepła, serdeczności, życzliwości, dbałości o swoich czytelników. Chylę czoła i wyrażam szczery żal, że pana Piotrowego wpisu już nie będzie. Pani Barbaro, może nie wypada mi tak napisać, ale myślę o Pani i moocno przytulam. Życzę siły duchowej i fizycznej.
Dobranoc, muszę w nocy wyjechać, paOlOre też wyjeżdża nocą, żeby zdążyć.
Pyro,
Trzymaj się ciepło i zdrowiej!
Nemo,
Nie chcę kontynuować tej kłótni, a Wesołowski był pedofilem – to fakt.
Zabo
i wszyscy, ktorzy bedziecie osobiscie odprowadzac Gospodarza na miejsce spoczynku – jestem myslami z wami.
Wspomnienia… Wspomnienia…
Oraz sen 🙂
Kilka dni temu pomyślałam tu:
„Kuchnia gruzińska na pierwszy ogień? No way! Już się na pewno dogadali ze św. Piotrem, by zacząć od czegoś w stylu Azzurri!”
I przyśmiło mi się dziś*… – krakowska rocznicowa tarnina (z „widokiem” na Wawel, który nie całkiem widoczny 😉 ) jakaś cała niebieska; Redaktor patrzy na nią swoim lekko sceptycznym wzrokiem, w ręku ma patelnię z wyściółką ceramiczną też całkiem niebieską… i deklaruje, że zaczyna od greckiej kuchni. Ja się wyrywam, czemu nie od włoskiej, ale słowa mi więzną w gardle, bo co ja tu niby mam do gadania, poza tym greckie lazury tyz pikne, i jeszcze jak… No i Babcia Eufrozyna! Wszystko niebieścieje w najdalszej dali a mnie budzi przymrozek wdzierający się przez uchylone okno kuchni i ptaki wydzierające się z ogrodów (tarnina już w pąkach, wczoraj widziałam).
W sumie kiczyk, że żaden szanujący sekretarz redakcji by nie puścił… (no może któryś dzisiejszy red prowadzący)… a człowiek wstaje jakby trochę uśmiechnięty…
Dzięki za wszystko, Panie Redaktorze!
I do zobaczenia oczywiście!
(Do gruzińskiego stołu też się dosiądę, czemu nie… 😉 )
____
*piosenka Sikorowskiego „Spotkałem wczoraj Piotra we śnie…” (Skrzyneckiego) musiała się w ostatnich dniach przyplątać
A Capello,
Mniejsza o kuchnię, grunt, że w śródziemnomorskich klimatach 😉
dzień dobry ….
Basiu tyle dobrych życzeń … się załapałam …
kilkoro nas będzie dziś z Piotrem rozmawiało …
Widzę, że na blogu wszystko po staremu.
:::
Pyro, zdrowia życzę z całego serca.
Pyro, skoro się nie odezwałaś, to znaczy, że wracasz w poniedziałek. A więc z całego serca życzę sił i zdrowia – do poniedziałku.
Na ostatnią drogę
Wieniec odebrany, prezentuje się bardzo dobrze. Jest ozdobiony szarfą z napisem „Drogiemu Gospodarzowi Przyjaciele z Blogu „Gotuj się”. Za chwilę jadę po moją sąsiadkę Barbarę i ruszamy razem na Powązki.
Jak Was znaleźć na Bródnowskim cmentarzu?
Kochani, tchórzem jestem i od kilku dni na blog nie zaglądam. Nie miałem żadnych informacji, ale czułem przez skórę, co się stało. Nie wiem, jak to teraz naprawić. Chciałbym się chociaż do tego wieńca dołożyć. Komu i na jaki rachunek wysłać jakąś kwotę? Jeśli już za późno, chętnie dołożę się do jakiegokolwiek innego upamiętnienia. Spodziewałem się, ale to jednak szarpnęło. Straszny okres. Bobik, Nisia. Tyle innych osób ostatnio. Pyra pyta o sprawiedliwość, a na nią nie ma co liczyć na tym świecie. Może wcześniejsze odejście bywa nagrodą. Przecież mamy teraz tak ciężki okres. Tyle, że dla najbliższych to nie do zrekompensowania.
O nacje bym się nie spierał. W końcu Helena tylko wytłumaczyła, co ktoś inny miał na myśli. A nie tylko nacje bywają gorszego sortu. Polacy też bywają pierwszej kategorii i bywają tacy gorszego sortu jak my.
Basiu, Danusiu, Żabo, PaOLOre, Brzucho – byliśmy z Wami żegnając Piotra!
Stanisławie – tym razem nie ma zbiórki. Fundusze zostały z pogrzebu Nisi. Dobrze Cię rozumiem. Też jestem wstrząśnięta i nie mogę się z tym pogodzić. Trauma.
Dziękuję Koleżankom i Kolegom za to, że żegnają Piotra także w naszym imieniu.
Bylam myslami z Wami zegnajacych przemilego Piotra .
Pamiętam, że pan Piotr lubił jej piosenki: https://www.youtube.com/watch?v=xEu3oxxclW4
Drodzy,
wróciłam z pożegnania na Powązkach – już prosto do pracy. Grupa blogowa pojechała też na Bródno. Spotkałam Żabę, haneczkę, Alinę, MałgosięW, Misia, Pawła wiedeńskiego, antka – przepraszam, jeśli o kimś zapomniałam. Przedstawiłam im koleżankę od blogów, która zapewniła, że we wszelkich blogowych sprawach można się do niej zwracać.
Przyszły prawdziwe tłumy. Chyba po raz pierwszy w tym miejscu mówiono tyle o jedzeniu 😯 Bo najpierw odtworzono parę radiowych felietonów Piotra (poprzedzając je pożegnaniem z anteny Tok FM), a potem, gdy mówili przyjaciele, też temat powracał.
I wiele razy padało, że Piotr był po prostu dobrym człowiekiem.
Doroto,
dziękuję.
Też dziękuję
Doroto – jakie to ważne, mieć miłe sąsiedztwo. Dzięki.
Carramba!
Dojechałem na 14:30, i okazało się, że już po…
No cóż, położyłem kwiaty, pożegnałem się z Piotrem.
Dobry wieczor z powrotem w Antananarivo.
Po naprawde ciezkim dniu w trasie zamowilam w hotelowym barze butelke wina poludniowo-afrykanskiego i pijemy, wspominajac Piotra i Zjazdy, bo Jerzor bywal, ale wpisow nie czytal. Przychodzac z pracy zapytywal – a co tam na jedzonym dzisiaj?
Stanislawie,
umrzec kazdy z nas musi i to jest jakas tam sprawiedliwosc Natury czy Boga, ale chcielibysmy odchodzic sobie spokojnie (ja – niespodziewanie) i bez bolu.
Wyobrazam sobie, ze z nadchodzaca smiercia godzi sie ktos, kto uwaza, ze wlasciwie na tej Ziemi zrobil juz wszystko, co chcial zrobic i chcialby juz odpoczac. Piotr mial jeszcze wiele pomyslow i choroba dopadla Go w momencie, kiedy byl w pelnym biegu.
Za te energie kochalismy Piotra i za wszystko inne.
Kochani to była piękna i wzruszająca uroczystość. Mieliśmy okazję wysłuchać wspomnień o Piotrze opowiedzianych przez Jego najbliższych przyjaciół i rodzinę. Niektórzy nie byli w stanie dokończyć swojej kwestii, bo mieli łzy w oczach i ściśnięte gardło. Bardzo ładne pożegnanie wygłosił również Jerzy Baczyński wspominając m.in. nasz blog oraz potwierdzając, że trwać będzie! Towarzyszyliśmy Piotrowi w ostatniej drodze na cmentarzu bródnowskim. Małgosia odnotowała numer kwatery i zapewne przekaże do blogowej wiadomości. Basia Adamczewska zaprosiła nas na poczęstunek, który został niezwykle smacznie skomponowany przez utalentowany tandem Kręglickich. Pęczakowe risotto-kaszotto z grzybami było rewelacyjne. Serwowano ulubione wina naszego Gospodarza, ale występowałam w roli kierowcy zatem wysłuchałam jedynie pochwał na ich temat. https://photos.google.com/photo/AF1QipPBJZRQ2N3fdGf_cztlt_1i5dAWBkyJXySqkRQP
Blog reprezentowali w kolejności alfabetycznej: Alina, Antek, Barbara, Haneczka, kuzynka Magda, Małgosia, Miś-Marek kurpiowski, Paweł wiedeński, Żaba oraz pisząca te słowa.
Danuśko – dzięki za reprezentację i za relację. Linka się nie otwiera.
Blogowy wieniec raz jeszcze:
https://plus.google.com/104147222229171236311/posts/QRh8W7koFWs?pid=6263447817729974642&oid=104147222229171236311
Bardzo dziekuje Danusko.
Danuśko, Doroto, dzięki za relację! Do tej pory trudno mi otrząsnąć się ze wzruszenia. Poruszająca uroczystośc, piękni, serdeczni ludzie, wiele dobrych słów. Nie umiem w tej chwili więcej napisac…
Podziekowania dla Doroty i Danuski z relacji . Jest mi ciezko dojsc do siebie po tej przykrej informacji. Dwa dni temu pieklam placki z jablkami wg przepisu z ksiazki ” Rodaku czy ci nie zal ” Mialam dziwne uczucie jedzac placki a bardzo je lubie.
za relacje . Juz wszystko mi sie placze.
Popijam imbirówkę (sezonowy nalewkoholizm), śledzę komentarze i ciągle podświadomie czekam na nowy wpis Gospodarza. Za Wędrowca…
Dobry wieczor,
Kochani, raz jeszcze dziekuje za Wasza obecnosc w ostatniej drodze Gospodarza.
Za Wedrowcow, mleczkiem …
https://www.youtube.com/watch?v=vNsEEvRMtGI
Miłości mojego życia – zraniłaś mnie
Złamałaś mi serce i teraz mnie opuszczasz.
Miłości mojego życia, czy nie widzisz,
Zwróć mi to, Zwróć mi to,
Nie zabieraj mi tego, ponieważ nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy.
Miłości mojego życia, nie opuszczaj mnie,
Skradłaś moje życie, a teraz mnie porzucasz.
Miłości mojego życia, czy nie widzisz,
Zwróć mi to, Zwróć mi to,
Nie zabieraj mi tego, ponieważ nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczy.
Kto będzie pamiętać –
kiedy to się skończy
i wszystko będzie przemijać –
Kiedy się zestarzeję
Będę tam, po Twojej stronie, by przypomnieć Ci, że wciąż cię kocham – wciąż kocham.
Pośpiesz się, wróć – szybko wróć,
Proszę, wracaj do domu, do mnie
ponieważ nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczy – Miłości mojego życia
Miłości mojego życia… Miłości mojego życia.
To był wielki zaszczyt znać Pana osobiście. Bardzo żałuję, że już nigdy nie porozmawiamy o problemach …komputerów. Dziękuję Panie Piotrze!
Danusiu, Delegacjo – wielkie dzięki!
Stachu, ze tez ci takie brednie po lepetynie sie miotaja. Nie jestes jedynym ktory tak czyni. Sa na planecie ludy, ktore uwazaja, ze w okresie od smierci do pochowania, nalezy powstrzymac sie od wszelkich komentarzy. Sam tez naleze do tych wyznawcow.
Pomimo ze gotuje tak wysmienicie, jak j. hendrix gral na gitatrze to czytalem z wielka przyjemnoscia wpisy Gospodarza. Przepisow, ktore prezentowal nigdy nie udalo mi sie w 100% zrealizowac. A to bylo czegos tam za duzo, innym razem czegos tam brakowalo. Mimo wszystko zawsze byly inspiracja do czegos, co mozna bylo zjesc ze smakiem. Teraz nie ma innej opcji i trzeba bedzie szukac inspiracji w inny sposob.
Zdaje sie, ze nikt z was, moze poza Helenka o soul jumpingu nie slyszal, co moze byc calkowicie zrozumiale. Ale mi osobiscie te stare szamanskie spekulacje o mozliwosciach duszy po smierci zaprzataja teraz lepetyne.
A co dzieje sie teraz z dusza Piotra?
Wg moich szamanow dusza zmarlego nie wedruje do piekla, ale i nie unosi sie do nieba, rowniez nie bedzie nowonarodzona. Nie, ona wskakuje poprostu w inne cialo, ktore jest akurat w poblizu i w nim robi za pasazera na gape dalej, ale moze rowniez wskoczyc do jakiegos ciala celowo i to mogloby byc duchowym piractwem, albo moze juz przestane na dzis 🙄
Ach, zapomnialem + ze bylem dzis na discorolkach. Tu na plazu czerwonym w el medano odbywaja sie takie rozne imprezy w ramach integracji mlodszych i starszych bachorow. Ale.teraz to juz jde spac, rano ma ponownie wiac woec powinienem byc fit i dac u siebie maximun na falach. A zatem robie wampa
Danuśko, Alino, Antku, Barbaro, Haneczko, kuzynko Magdo, Małgosiu, Misiu-Marku, Pawle wiedeński i Żabo – dziękuję w imieniu Wombata i swoim za reprezentowanie nas wszystkich w ostatnim pożegnaniu Piotra .
Poznaliśmy Piotra i Basię w kameralnych warunkach Ich mieszkania. Przy okazji naszej wizyty w Polsce. Niestety z wiadomych względów nie mogliśmy osobiście oddać szacunku i cześci Piotrowi, Człowiekowi Wielkiego Serca. Raz jeszcze dziękuję.
dzień dobry,
Też bardzo dziękuję wszystkim, którzy byli na uroczystości. Dzięki Wam mogłem poczuć się tam obecnym, a bardzo mi na tym zależało by tam być.
Danuśko i Pani Doroto – dziękuję za wasze relacje!
Sobota.
Dzien dobry z mojego rana.
Juz z powrotem w stolicy. Wczoraj 3.5 godziny jezdzilismy z naszym kierowca, mieszkancem stolicy zreszta, w poszukiwaniu banku, w ktorym mozna by bylo wybrac miliony, aby kierowcy zaplacic za te 5 dni jazdy i przewodnictwa w wycieczce.
Byla to bardzo pouczajaca wloczega. Jakims cudem przezylam.
Stanisławie-wieniec został zakupiony z pieniędzy, jakie zostały, w wystarczającej kwocie, po zbiórce zorganizowanej na kwiaty dla Nisi.
Alicjo-pomyślnego powrotu do domu! Czekamy na dokładniejsze relacje oraz zdjęcia.
Ja sie bardzo chetnie podziele wrazeniami, Danusko.
Nie spisywalam ich po drodze na biezaco, bo zwykle po dziennym odcinku jazdy zatrzymywalismy sie w jakims ciekawym miejscu i bylo co do roboty, a potem juz bylam padnieta zupelnie.
Mam czas, kilka dni do wylotu, wiec co mi sie przypomni, to zapodam, a przy ogladaniu i podaniu zdjec na blog uzupelnie, co nalezy.
Nowy, a moze i inni tez, mial do mnie pretensje o ‚brud, smrod i ubostwo’ – nie, nie zmienie tego zdania i nie bede za to wyrazenie przepraszac, nie bede tez pisac na kolanach o Madagaskarze, tylko tak, jak tu jest.
Nie uwlaczam ludziom, ktorzy maja nieszczescie tu mieszkac. Bardzo im wspolczuje w duchu, ale to wszystko, nie przyjechalam tu z misja zbawiania swiata, przyjechalam zobaczyc ten kraj. Egoistycznie? Moze. Za wszystko zaplacilam, nie wzielam nic za darmo – turysci to dochod, bylo nie bylo. Zarobily hotele, zarobil kierowca, ktory nas wozil przez 5 dni, zarobily restauracje hotelowe, w ktorych sie zywilismy.
I zarobily tez sklepy, w ktorych to i owo kupilismy, jak dotychczas tylko artykuly spozywcze. Kiecy nadal szukam, a wlasciwie nie kiecy, tylko takiej szmaty* fajnej, ktora sie tutejsze kobiety owijaja wokol bioder, tutejsze wzory i tak dalej. Mnie sie to bardzo podoba.
Zabo,
gdybym chciala kiece z Paryza (zasmialas sie, jak wspomnialam o checi kupna ‚kiecy’) to przeciez kupilabym ja sobie w Paryzu, skad tu przylecialam i zreszta bede wracac przez! W kiecach malo ktora kobiete widzialam, raczej dostojne, starsze madamy w takich chodza, czyli cos dla mnie 😉
Ale sa to inne kiece, niz moja poludniowo-afrykanska, tez zreszta nie w Paryzu szyta. Ze smutkiem zauwazam, ze kobiety najczesciej ubieraja sie w chlam, ktory znany jest na calym swiecie, no ale w Polsce tez kobiety nie ubieraja sie w stroje regionalne.
Zwracam uwage, ze bylam w niejednym kraju trzeciego swiata i niejedno widzialam, slumsy i biedne, biedne dzielnice, ale imie biedy totalnej, glebokiej i beznadziejnej to Antananarivo. Nie Madagaskar, ale wlasnie stolica. Wczoraj z naszym kierowca jezdzilismy 4 godziny po miescie, szukajac banku, gdzie Jerz moglby wybrac odpowiednia ilosc mamony, aby zaplacic kierowcy. Banki sa, ale trzeba je wypatrzyc, a stolica jest parterowa, poza tym kazdy bank ma swoje procedury i nie ma w tym nic z przesady, ze w niektorych trzeba prawie ze zyciorys wypisywac i podanie w ilus tam egzemplarzach, jestes obcokrajowcem i juz.
Maszyny wyplacaja, ale tez nie takie sumy, jakie nam byly potrzebne.
No wiec najezdzilismy sie od groma i w ten sposob zwiedzilismy stolice w jakims stopniu. Korki przeokropne, ulice waskie i dziurawe, sprzedawcy wszystkiego oprocz marzen chyba, zajeciem dzieci zebractwo, ale chyba tylko w stosunku do nas, bo miejscowi nic by nie dali. Mysmy tez nie dawali – kierowca prosil, zeby nie, bo poruszalismy sie w zolwim tempie i gdybysmy byli tacy dobrzy, to za chwile mielibysmy wielki tlum towarzyszacy. Ba, zreszta nie mielismy pieniedzy, wszak szukalismy banku!
Zdjecia pokaza, jak to wyglada, bo mialam okazje porobic troche, skoro tak powoli, bardzo sie staralam, zeby robic to dyskretnie i w takim wypadku malutki aparacik sie przydaje.
Zdjecie z wiki – o, jak pieknie, czego ja sie czepiam…Otoz nalezaloby zejsc z wysokosci na ulice i pochodzic troche. Mieszkamy w Ibisie na prawo od tego wiezowca, ktory jest w samym centrum miasta, niebywale wprost rozleglego, co zdjecie mniej wiecej pokazuje. Wyzsze budynki wokol to jakies korporacje swiatowe, nie, nie pchaja sie tu drzwiami i oknami, na razie przynajmniej.
Hotel okupuje duza grupa Chinczykow, ktorzy przyjechali tu w ramach jakiejs konferencji chinsko-afrykanskiej.
Jerzor twierdzi, ze zanim ktos sie zorientuje, to Chinczycy kupia te wyspe. Buduja im drogi i rozne takie tam.
Ide posiedziec kolo basenu i napic sie piwa, bo w pokoju nie da sie wytrzymac, standard europejski Ibisa a standard malagaski to dwie rozne rzeczy, ale doba po europejsku, a byc moze i wyzej, bo 130$/doba.
Wyposazenie standardowe, ale klimatyzacja jak na biegunie, gdzie jest zbedna, bo i tak jest chlodno. Tu natomiast…szkoda gadac. Otworzyc okno, to natychmiast pelno komarow wieczorem i noca, a w dzien muchy, chociaz to 3-cie pietro.
Tyle na zrazie, w nastepnym odcinku nasmaruje o kulinariach.
*szmata – to tez nie jest okreslenie obrazliwe, ja zawsze tak pisze o mojej garderobie.
https://www.google.mg/imgres?imgurl=https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/b/b5/Lake_Anosy,_Central_Antananarivo,_Capital_of_Madagascar,_Photo_by_Sascha_Grabow.jpg&imgrefurl=https://en.wikipedia.org/wiki/Antananarivo&h=575&w=857&tbnid=pAohVL86MpoJ_M:&tbnh=160&tbnw=238&docid=WMjvZBJlsG8UpM&itg=1&usg=__lWGGKj80NYlH-w0haC1xG8QCFt0=
p.s.Nie odbierajcie tego jako narzekania – ja dokladnie wiedzialam, gdzie sie wybieram!
Dzieci. Dzieci szalona ilosc i glownie je widac, poza tym mlodziez i dosc mlodych ludzi.
Starszych ludzi jakby wymiotlo.
Dzieci, czy to na wsi czy tu w stolicy, usmiechniete, przewaznie ubrane w szkolny mundurek (wielokrotnie widzielismy dzieci na drodze do/ze szkoly) i plecak szkolny na plecach. Czesto na plecaku przyklejony pasek odblaskowy.
Szkoly sa publiczne oraz prywatne. Nasz kierowca mial w miejscowosci, w ktorej sie zatrzymywalismy na popas kuzynke. Kuzynka zajmowala sie sprzedaza kwiatow (szalenie popularne sa tu gladiole oraz gozdziki! Podjechalismy pod stoisko, akurat synek kuzynki wrocil ze szkoly i wstapil do mamy. Zabralismy go ze soba, zeby go podwiezc do domu, mam wiec relacje o tutejszej szkole podstawowej prosto od ucznia.
Chodzi do czwartej klasy. Zajecia sa w dwoch jezykach obowiazujacych – malgasi i francuskim. Uczy sie tez angielskiego, nieobowiazkowo. Gra w pilke nozna w ataku. Jeszcze nie wie, kim chcialby byc, na pewno nie kierowca jak wujek, ale musi sie jeszcze pouczyc, zeby zdecydowac. Na razie w planie ma tylko nauke, nauke, nauke. W mundurku chlopaczek, nieskazitelnie biala koszulka z krotkim rekawem, krotkie granatowe portki. Lubi szkole.
Bardzo rezolutny chlopaczek.
W domu rozmawia tylko w malgasi (bardzo dobrze, bo to jest jezyk ojczysty!), ale do tego zna jeszcze dwa jezyki, taki pedraczek malutki, 10 lat. I bardzo smialy. Szkoda, ze nie mielismy wiecej czasu.
Przeczytalam w dzisiejszym wydaniu Polityki artykul o Kirgistanie po 20 latach od rozpadu ZSRR, ciekawa rzecz.
Stanislaw napisal, ze jest tchorzem, bal sie zagladac na blog.
Wszyscy wiedzielismy, tylko nie wiedzielismy, kiedy. To jest choroba, ktora jest nieprzewidywalna. Moj Tata, do ktorego dzwonilam codziennie kilka miesiecy przed smiercia,
powiedzial mi – wiesz co, czuje sie dzisiaj bardzo dobrze, chociaz nie moge sie podniesc z lozka. I wiem, ze takie dobre samopoczucie zazwyczaj jest wtedy, kiedy koniec bliski i zaraz bedzie gorzej. Sprawdzilo sie co do joty.
Ja nie jestem zadnym chojrakiem, ale jak trzeba, to sie spinam i jestem, jak chocby wtedy, kiedy chorowal moj brat i byl po pierwszej operacji. Wykorzystujac goscine mojej odwiecznej przyjaciolki, ktora wtedy mieszkala rzut beretem od szpitala onkologicznego we Wroclawiu,
biegalam tam kilka razy dziennie przez 10 dni.
Synowie Slawka, mieszkajacy we Wroclawiu dwudziesto+ latkowie, zjawili sie u ojca tylko raz, a zona ani razu. Dla mnie to jest sytuacja niewyobrazalna i do dzisiejszego dnia wlasciwie nie wiem, dlaczego nie przyjechala go odwiedzic, moja mlodsza siostra oferowala sie za szofera. Sa ludzie, ktorych wytrzymalosc psychiczna w pewnych sytuacjach peka i nie da rady, koniec. Kiedy po 3 latach roznych operacji i kuracji Slawek zmarl, przyjechalam na pogrzeb i tu sie spotkalam z czyms innym. Moja Mama, ktora prowadzilam pod reke na cmentarz z kosciola za konduktem, w pewnym momencie stanela w miejscu i mowy nie bylo, zeby ja przeprowadzic dalej. Ja nie widzialam zlozenia Slawka do grobu, bo zostalam z Mama. Nie widzialam potrzeby torturowania ja widokiem, ktory za wszelka cene chciala ominac. Potem niektore wiejskie placzki mialy mi to za zle, bo jakze to. ale Mama wycierpiala sie wystarczajaco, wydaje mi sie, ze na ten widok serce by jej peklo i ze dobrze postapilam, zatrzymujac sie z nia jakies 15 metrow od grobu.
W dawniejszych czasach obcowalo sie ze smiercia zupelnie inaczej, zwlaszcza na wsiach, ja sama pamietam, jak to bylo w mojej wsi. Ktos umarl, wystawialo sie cialo w domu zmarlego, znajomi odwiedzali zmarlego i zegnali go, bez wielkich fanfar. W ten sposob jako dziecko pozegnalam kilka osob, a moze kilkanascie, bo to byl zwyczaj. W ten sposob oswajalo sie smierc, od dziecka, ktora wszystkich nas czeka.
Zeby temat skonczyc, bardzo dobrze rozmawialo mi sie z Plackiem u niego w szpitalu, i telefonicznie. Wiedzial, ze Jego dni sa policzone, nie oczekiwal zadnego ‚e tam stary, wykaraskasz sie’! i tego typu pocieszen.
Sjesta.
Reinkarnacja to takie trudne słowo…
O licho… mialo byc:
W ten sposob oswajalo sie smierc, ktora wszystkich nas czeka, od dziecka.
Ja jestem takim niewiarkiem, ze dla mnie istnieje tylko TU i TERAZ, oraz wszystko, co pamietam z przeszlosci. W moim rozumieniu nie ma nieba, piekla, czyscca – nie ma nic i swoja droga zazdroszcze troche ludziom, ktorzy wierza, ze jest zycie po zyciu.
Zwyczajny cynik jestem i juz, nic na to nie poradze.
Alicjo,
Przekazuj to, co widzisz i to, co czujesz. Przecież wiemy, że nikt kto spędził tydzień czy dwa w danym kraju, nie staje się ekspertem. To są twoje subiektywne wrażenia, którymi się z nami dzielisz.
Ewo,
co masz na mysli:
19 marca o godz. 12:20 554257
Reinkarnacja to takie trudne słowo…
Burza tropikalna i pierony wala jak licho, burza nadeszla nie wiadomo kiedy i skad, a juz mialam sie do poduszki przytulic w ramach poznej sjesty.
Alicjo,
Odnośnie:
„Zdaje sie, ze nikt z was, moze poza Helenka o soul jumpingu nie slyszal, co moze byc calkowicie zrozumiale”.
Alicjo, rzadko ktoś bardzo aktywny i powszechnie lubiany dożywa późnej starości. Tak do głowy przychodzi mi Bartoszewski i Rubinstein. Bartoszewski miał swoje lata, ale do końca był bardzo aktywny i dla bardzo wielu był naprawdę wielkim autorytwem. I teraz jako taki autorytet bardzo by był potrzebny. Ale nie chciałbym zapamiętać Go, jako osobę zramolałą. Prawdopodobnie nigdy by nie zramolał.
Pan Piotr uwzględniając wszystkie proporcje popularności, też dla wielu był autorytetem i to nie tylko w kwestiach kulinarnych. Czasami na blogu wytykaliśmy jakieś drobne pomyłki, ale nikt chyba nie miał Gospodarzowi do zarzucenia czegokolwiek w kwestiach zasadniczych. Prawie nigdy nie wtrącał się w małe pyskówki, tolerował też trola, jeśli ten dał sobie spokój w ciągu doby. Ten spokój powodował, że trole się tutaj prawie nigdy nie pojawiały. Za to na stałe zasiadło przy tym stole mnóstwo osób, z którymi ma się ochotę rozmawiać. Widzę tu wiele wybitnych osobowości, chociaż większości z nich nie potrafię zidentyfikować imiennie. Większość ze stałych bywalców, jak mi się zdaje, wie doskonale, kto jest kim.
Właśnie krąg ludzi, których Pan Piotr zgromadził wokół siebie, najlepiej dowodzi, jaką był Osobą. I każdy zapamięta Pana Piotra w pełnej sprawności.
Wytykanie pomylek, a zwlaszcza ze zlosliwa satysfakcja, to przykrosc, ktora Gospodarz odczuwal szczegolnie, ale znosil cierpliwie.
Ewo,
Arkadiusz zawsze traktowal blog jako ciekawostke, na ktorej wyzywal sie jak chcial pseudo-psychologicznie (?!).
Bylo kiedys takie slowo w jezyku polskim. miglanc. Podloga u Arkadiusza niejeden raz nam sluzyla, za co dzieki wielkie.
Alicja,
OK.
Ewo, może on myślał o Dybuku?
Robiac „prasowke ” rano uwielbiam czytac was,a Żabe szczegolnie,przypomina mi moja Babcie,wszyscy z okolic Tarnopola I dobrze ze blog bedzie-Na czesc Gospodarza!
Jestem z boku,ale łza mi poszla,nie winnem a drinkiem-Czesc mu pamieci!
Cichalu,
ajlawju 🙂
Dzisiaj nad Bugiem:
https://photos.google.com/album/AF1QipNSLtNhzJdoJHUc_FIvC6ujLfS6iNLvHy6OY1B-
Nigdy nie przyszloby mi do lepetyny, by jetowac ponad planeta pare dobrych godzin i dojsc do wniosku, ze w miejscu gdzie sie znalazlem jest, jak zapodaje Alicja, cytuje z pamieci: syf, kila i mogila.
Raz, ze nie mam do wydawania jakichkolwiek osadow najmniejszej potrzeby.
Drugie, to to, ze wypowiadajac takie bzdety i broniac ich niczym niepodleglosci, wystawialbym sie na jeszcze wieksze posmiewisko.
Skoro juz gdzies docierm, to cenie sobie kazda drobnostke. I to, ze kiedy robi sie zchodni kicz nad planet to moge go obserwowac z lozka. I to, ze kiedy juz ten spektakl sie skonczy i zachce mi sie sikac, to podczas tej prozaiczno fizjologicznej czynnosci na stojaco, moge rowniez jednoczesnie obserwowac, nawet noca, moj kitowy revir.
Czyz nie jest to piekne? 🙄
Wrocilem z portowego baru. Z moich obserwacji wynika, ze wlasnie w portowych barach na calej planecie mozna w zasadzie spotkac te same stale elementy gry.
Walnalem lufe teqilii z limetka ale bez soli. Ocean w tym rejonie do slodkich nie nalezy. Druga lufe wypilismy juz w duecie z alfredo, ktory to ma fantastyczne hobby. Jest zbieraczem. W tutejszych lasach zbiera zdechle ptaki i skraca je o glowy. Te glowy preparuje i montuje je na lalkach barbi, ktore wcesniej skrocil o glowe. Same laleczki z glowami ptaka wygladaja bardzo mocno na egipskie. Ale alfredo umocowal je na krzyzach, to znaczy, ukrzyzowal je. I w takiej konstalcji dzialaja one jeszcze starzej niz stary testament, a moze jeszcze starzej. Archaicznie. Te ukrzyzowane nie sa same. Ustawionie albo parami, albo we trzy, ale nigdy nie pojedynczo w szklanych gablotach. Wyglada na to, ze alfredo preferuje instalacje w rodzinnym skladzie wspolnie przkutych dusz.
Jak by na to nie patrzec, jest to moim zdaniem wielka sztuka i pisze to bez zadnej ironii. Ale nie zawiesilbym sobie takiej szklanej skrzyneczki nad kanapa. Na mnie dziala toto gorzej niz trzecia teqila, ktora musialem lyknac dla rownowgi.
Danusko, ten tytul brzmi nicuym dzisiaj w betlejem,.ale mimowszystko error 404 😛
Danuśka, znów każe się logować żeby obejrzeć 😉
Arkadiusz,
czytaj ze zrozumieniem, albo nie czytaj wcale. Ty piszesz swoje, a ja swoje, i mamy takie samo prawo do wyrazania wlasnego zdania, czyz nie?
Napisalam przeciez, ze wiedzialam, gdzie sie wybieram – a to, co pisze, to sa moje wrazenia. Jeden lubi deche, drugi kite, trzeci tequile a czwarty czerwone wino i zagle.
Przeczytalam wlasnie wywiad z prawie siedemdziesieciolatkiem (Aleksander Doba), co smiga po oceanach w kajaku i to go ‚kreci’. Ma chlop fantazje i zdrowie!
Fantazjowac to ja sobie moge, ale zdrowia na realizacje wiekszosci z nich juz nie mam 🙁
Nic nie szkodzi, nie mozna miec wszystkiego.
Danusko,
jak dobijam sie pod adres, ktory podalas, to wyswietla mi sie moja gmail z prosba o haslo itd.
Zle podalas sznureczek….
Szarak! Ten kite zakitował Cię dokumentnie! A co zakitowało twoich kompanionów? Uważaj na tequile, bo ten od główek może Ciebie skrócić… 🙂
Szaraku – chyba przesadziles z tekila
–
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Wróciłam do domu 06:22, więc wszystko mi się poprzestawiało.
Między drugą a trzecią na Bródnowskim Cmentarzu żegnaliśmy Gospodarza i Przyjaciela, gdy rozległ się dyskretny dźwięk fletu. Flet zespolony był w twórczym akcie z młodzieńcem stojącym na uboczu.
Marek Kurpiowski powie potem, że skojarzyło mu się to z niebieskim.
– Z niebieskim?
– Z „Niebieskim” – doda. – Z „Trzech kolorów” mistrza Kieślowskiego.
A ja pomyślałem, że Piotr nie miałby nic przeciwko temu, żeby zamiast fletu był to jakiś 12-taktowiec dobywający się z Blues Harp naszego Gieno. Jak swego czasu na Jego ulubionej werandzie.
Myślałem nie dość intensywnie, bo Brzucho wprawdzie przybył, ale było już po krótkiej uroczystości. Mam nadzieję, że składając kwiaty nie strącił mojego białego kamyczka, który położyłem tuż obok odblogowego wieńca.
Po stresie mało przespanej (kolejnej) nocy i podróży (z perspektywą dalszych 200 km) musiałem walczyć z deficytami własnej formy i natrętną migreną, ale gdzie mnie równać się z blogowym stachanowcem z Żabich Błot: Stara Żaba nie kładąc się spać wyjechała z domu o pierwszej w nocy, a po drodze wstąpiła po Haneczkę. Okazało się, że następną noc zamierza spędzić w drodze powrotnej, powiększając zespół o siostrę, Basię. Jako jedyny kierowca!
Na szczęście dała już znać, że dojechały na miejsce całe i zdrowe, chociaż tego drugiego to już nie jestem pewien…
Z tego miejsca chciałem jeszcze przeprosić pozostałe blogowe koleżanki, ponieważ z szatni oddaliłem się bez pożegnania goniąc kuśtykającą Żabę w przekonaniu, że pozostali zaraz nas dogonią. Nie wziąłem jednak pod uwagę żabich możliwości i dogonił nas jedynie Antek z Haneczką i Misiem (dwoje ostatnich jechało ze mną), a reszta skierowała się do samochodów zaparkowanych poza zasięgiem wzroku. Pozdrawiam więc i dziękuję za współuczestnictwo.
Pamiętam jeszcze to natrętne uczucie niedosytu po pożegnaniu z Basią, jakbym chciał pożegnać się i z Piotrem. Odwracałem się bezwiednie kilka razy, zanim do mnie dotarło, dlaczego. Zawsze myślałem o nich jako o tandemie…
Jutro Gdynia, Hel i kolejne kamyczki…
W piątek rzeczywiście nie wszyscy ze wszystkimi zdołali się pożegnać, ale myślę, że to
dobra wróżba- to oznacza, iż wkrótce znowu się spotkamy. Oby radosnych okolicznościach.
Dzisiaj zresztą spotykamy się po raz kolejny, ale okoliczności nadal nie są radosne.
W kościele ewangelickim w Warszawie odbędzie się nabożeństwo, zamówione przez Alinę,
podczas którego parę słów zostanie poświęconych Plackowi. Będziemy w nim uczestniczyć,
tym razem jedynie w babskim gronie. Placek był osobą bardzo religijną, wyznania protestanckiego.
I mój sznureczek raz jeszcze (trzy światy z tymi googlami i picasami!!!):
https://photos.google.com/share/AF1QipNSyHRkfsVzEMHxGVtJ-v8NRaL9ZZKFKGuUCGsYeT4n_9jaJlHOIJ0ePh18Qw8G3Q?key=eko0S1l5dWpSSkdYMWYxd2tPS3N5YlBEamVKTHB3
Dzien dobry o tutejszym zachmurzonym poranku i poczatku jesieni.
Kulinaria.
Na sniadanie jadlam kurki podduszane z cebulka. Po drodze widzielismy przydroznych sprzedawcow – zbieraczy grzybow, zupelnie jak w Polsce 🙂
W tej czesci kraju, ktory przemierzylismy (to bardzo malutko w skali wyspy!) nie ma prawa istnienia zjawisko glodu (minus Antananarivo, bo to osobna planeta).
Owocow do wypeku wszedzie. Banany – nie ma plantacji w tych miejscach, ktore odwiedzalismy, ale jest ich tyle…zapytalismy, do kogo to nalezy, otoz do nikogo, zrywa sobie kto chce. Owszem, przedsiebiorczy zbieraja wiecej niz na swoje potrzeby i sprzedaja przy drodze leniwcom, ktorym sie nie chce siegnac za siebie i tego banana zerwac.
Mniejsza o banany, to banalny owoc w tej czesci swiata, chociaz dzisiaj na deser sniadaniowy jadlam banany wielkosci malego palca u dloni, inny smak, dla mnie nie mdly (taka wredna opinie mam o bananach).
Nie potrafie nazwac nawet polowy owocow, ktore jadlam (obejrze zdjecia, to moze sie doszukam nazw na wiki).
Miesa sie tu nie je, chyba ze to kurczak, pouczal mnie Jerz, bo miejscowi to jedza i wiedza, jak przyrzadzac. Skad ta wiedza, pytam niesmialo, bo przeciez nigdy tutaj nie byl.
No jak to, byl pol roku w Nigerii! Ekspert od Afryki…
Afryka Afryce nierowna, nie mowiac o tym, ze Madagaskar jednak od tej Afryki odstaje troche terytorialnie. Wplaw nie bardzo da sie przeplynac.
Wracajac do miesa innego niz kurczacze, wyprobowalam na sobie. Zebu, czyli tutejsza wolowina nieco garbata- nie polecam. Znowu pewnie kogos obraze, ze sie wyrazam nie tak, ale odpowiednie rzeczy dajac slowo zebu to gorzej, niz podeszwa od starego buta.
Byc moze stek z zebu bylby lepszy nie wysmazony na smierc, ze tak powiem (well done=wlasnie to), ale Jerzor nie pozwolil mi na jakies odejscia kulinarne w tej sprawie, przypominajac, ze jestem w Afryce, sam dysponwal, jak mieso dla mnie ma byc zrobione.
Zeby uniknac klotni, niech ta, jak mawiaja gorale, ale jak raz zadysponowal, ze maja byc dwa jajka na twardo dla mnie, a ja chcialam na pol-miekko, to sie postawilam i tylko zal mi bylo kelnerki, ktora nie wiedziala, kogo ma sluchac. Ale posluchala mnie, w koncu ja te jajka mialam jesc. Na razie tyle o.
—————————–
Paolore,
Stara Zaba jest niezniszczalna. Dla mnie (a widywalysmy sie pare razy) to jest kobieta, ktora spokojnie robi swoje, nigdy sie nie spieszy, ale wszystko jest zawsze na czas. Chcialabym miec takie podejscie do zycia, jak Stara Zaba, ale ja jestem inny charakterek, niestety.
Bardzo ładnie nad Bugiem, tak jakoś nostalgicznie, zieleni się zboże, ale reszta jeszcze trwa w letargu.
Zdaje się, że mamy już wiosnę, ale na razie wygląda ona bardzo smutnie,co widać także na zdjęciach Danuśki. Ale widok żurawi to wynagradza.
PaOLOre wybiera się dziś na morze. Jeśli przybędzie do godziny 14.00 to niestety może mieć ” atrakcje” komunikacyjne, bo w Gdyni obędzie się dziś półmaraton i wiele ważnych ulic będzie zamkniętych.
Łąki nadbużańskie, po których spaceruje się latem są zalane wodą.
Żurawie udało nam się podejrzeć z dosyć bliskiej odległości.
Wiosna, wiosna, wiosna
wiosna… wiosna, ach to ty!
Myślę ciepło o Placku, który i do mnie także zaglądał, ale się nie wpisywał, tylko tu czasem mnie zagadywał o coś. Zawsze wydawał mi się bardzo interesującym człowiekiem.
Też dziś jadę nad morze (do Gdańska). Ale pendolino, więc z maratonem się szczęśliwie raczej nie spotkam.
„Tym fletem” u Kieślowskiego był Jacek Ostaszewski. Kto był u Piotra – nie wiem.
Na Smolnej miałam ciągle wrażenie, że Gospodarz na zapleczu dogląda tego i owego, ale za chwilę wyjdzie i zacznie krążyć między gośćmi.
Haneczko,
ja i tak nie wierze w to wszystko, pojutrze bedzie nowy wpis i ‚bedziemy dzialac, jak dawniej, bedziemy dzialac sprawniej’, zeby przytoczyc Maszynke do Swierkania.
Wiosna 🙂
Niektórzy już myślą o wielkanocnej kąpieli 😉
https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xap1/v/t1.0-9/1357_931179336997073_7467138784275472653_n.jpg?oh=341d27933dc969ed1bbb12df856bb8f9&oe=574DE741
Zaczynam się bać…
http://wyborcza.pl/magazyn/1,151482,19789818,paramilitarni-z-wot-to-nie-jest-smieszne.html#BoxGWImg
Pani Doroto,
Gdańsk dziś jest bezpieczny, przynajmniej ze strony biegaczy. Pani pewnie wybiera się zobaczyć i posłuchać tego, na co ja wybieram się w środę.
O tutejszej wolowinie juz pisalam (zebu), teraz o wieprzowinie. Zamowilam sobie schabowe po tutejszemu (pork chops) z kosteczka.
Pork chops to nie kotlet schabowy panierowany, tylko smazony kawal wieprzusia schabowego.
Jerzor znowu mial racje…Otoz zaserwowano kawal miesa z koscia, pieknie przysmazonego chyba na tluszczu wlasnym, ale nie wytopionym do konca i ten starszawy wieprzus we wlasnym czterotluszczku nie chcial mi przez gardlo przejsc. Okroilam co sie dalo, ale smak sie rozlal byl wszedzie. Nie jada sie tutaj miesa! Podobno kurczaki i ryby, twierdzi ekspert obok mnie. Z wielkim obrzydzeniem patrzyl na to, co ja zamawialam i co dostawalam na talerzu.
Pyro,
tutaj bys sie nie pozywila, nawet kupujac mieso na targu czy w sklepie typu supermarket.
Nie probowalismy tutejszej wedliny – to nie jakies fochy czy co tam, ale nie chce ryzykowac choroby czy sensacji zoladkowych, po pierwsze, drugie i trzecie zoladek juz nie ten, a po drugie ochoty brak. Kusi nieslychana wrecz oferta owocowa.
A propos oferty owocowej, obydwoje pozeramy rowno i w ilosciach to:
https://pl.wikipedia.org/wiki/M%C4%99czennica_jadalna
Stanowczo wole angielska nazwe – passion fruit!
Jest kilka odmian, ja probowalam wszystkie trzy, na jakie tu trafilam
Pyro!!!
http://www.pch24.pl/Mobile/Informacje/informacja/id/42008
https://www.youtube.com/watch?v=QN1HA5yplMY
Flet o którym wspomniał Paolore w 21 minucie:
https://www.youtube.com/watch?v=dz9eCLiTvDc
Placku, byłyśmy z Tobą myślami podczas prawie dwóch godzin dzisiejszego nabożeństwa. Myślę, że przy okazji wszystkie grzechy zostały nam odpuszczone 😉 bo szczerze mówiąc kazanie było dosyć długie i mało porywające. Natomiast to, co podobało nam się w tym ewangelickim kościele, to poczucie wspólnoty społeczności tam zgromadzonej. W nabożeństwie uczestniczyło wiele młodych osób, dużo dzieci wraz z dziecięcym chórem. Przy okazji trafiłyśmy też na chrzest trzymiesięcznego Jana Seweryna. Zatem było o tych, co odeszli i o tych, co dopiero zaczynają żywot na tym łez padole czy też najpiękniejszym ze światów(w zależności od punktu widzenia i życiowych doświadczeń).
Z kościoła udałyśmy się na ul.Jasną, gdzie planowałyśmy posilić się drobnym co nieco
w australijskich klimatach restauracji „Kalaya”. Okazało się, że otwierają swoje podwoje dopiero o 13.00, zatem wylądowałyśmy po sąsiedzku w w http://berekwarszawa.pl/
Z obserwacji wyszło nam, że to bardzo dobry, znany i modny adres, bo w godzinach obiadowych tłumy zaczęły walić drzwiami i oknami. W tych okolicznościach przyrody należało mówić głośno, wyraźnie i jedynie dużymi literami, ale dałyśmy radę.
Nasz ulubiony Gruner Veltliner był w karcie i wszystkie obowiązkowe toasty zostały wzniesione starannie oraz naprawdę z głębi serca.
Dzisiejsza lista obecności to Alina (przepraszająca, że w tej chwili nie pisze, ale to wszystko z racji pobytu w Warszawie i licznych, rodzinnych obowiązków oraz utrudnień w dostępie do internetu), Barbara, kuzynka Magda, Małgosia oraz ja, Danuśka. Jolinek złożona chorobą nie mogła nam niestety towarzyszyć. Jolu, toast za Twoje zdrowie też wzniosłyśmy.
Danuśka mnie ubiegła, bo zanim się wygrzebałam z linkami do restauracji, obszerna relacja już się pojawiła. Restauracja rzeczywiście godna polecenia, pyszne łasuchowanie, sympatyczna obsługa, no i świetna okazja do pogaduszek. Czas minął nie wiadomo kiedy, jak zwykle przy takich zlocikach 🙂
A nam się zlocik nie udał. Mieliśmy się spotkać z Nowym, ale nie wyszło, bo fiskus zwyciężył. Rozliczamy podatki i księgowa miała czas (dobrzy fachowcy pracują w niedzielę) tylko o porze ew. spotkania. Za karę, w drodze powrotnej, wpadliśmy do „słodkiego” sklepu i teraz jesteśmy zmuszani do zażerania się Lindt’em „Extra Dark Chocolate Truffles” oraz czekoladą gorzką z Wasabi… Staramy się nie liczyć kalorii, tylko smaki, które nam starają się zrekompensować brak Nowego!
Dzień dobry,
Bardzo pięknie Alinka uczciła pamięć Placka zamawiając nabożeństwo, a Koleżanki warszawianki podobnie, biorąc w nim udział. Dzięki Wam i ja byłem tam myślami obecny, tym bardziej, że jest to również mój kościół. Nabożeństwa w kościele luterańskim są zawsze dosyć długie.
Sam kościół ma doskonałą akustykę, dlatego odbywają się tam liczne koncerty. Warto pójść. Ostatnio czytałem, że kościół wymaga remontu, sypie się sklepienie, grozi zawaleniem. Jednak władze odmawiają pomocy finansowej (część środków zgromadził kościół). Wiadomo, są inne niezwykle ważne cele z kiesy podatnika – uczelnia w Toruniu, budowa jakiś nowych gigantycznych kościołów, itd. A to przecież kościół luterański. Gadać się nie chce, a i miejsce nieodpowiednie. Ani czas.
Cichal,
Zdzwonimy się po waszym powrocie. Wino ma tę ogromną zaletę, że z upływem czasu nabiera wartości. 🙂
dziękuję, czuje się jakbym był trochę chociaż z Wami, z Nami, a może po prostu Razem
Alino – bardzo dziękuję nabożeństwo za Placka i ubolewam, że mnie z Wami nie było. Byłam myślami.
Kwestia dobrej akustyki w warszawskim Kościele Ewangelicko-Augsburskim jest dość dyskusyjna… Pogłos wynosi tam chyba z 9 sekund, sama liczyłam, bo musiałam tam wiele lat temu zaśpiewać w chórze niejeden koncert. Wszystko tonie w jakiejś dźwiękowej kaszy, no, chyba że jakiś chorał gregoriański mógłby pod tą kopułą nieźle brzmieć, ale jak wiadomo ewangelicy śpiewają całkiem inne chorały 😉
Gdański spektakl bardzo ciekawy, Krystyno – zaraz u siebie napiszę relację.
Kwestia dobrej akustyki w warszawskim Kościele Ewangelicko-Augsburskim jest dość dyskusyjna… Pogłos wynosi tam chyba z 9 sekund, sama liczyłam, bo musiałam tam wiele lat temu zaśpiewać w chórze niejeden koncert. Wszystko tonie w jakiejś dźwiękowej kaszy, no, chyba że jakiś chorał gregoriański mógłby pod tą kopułą nieźle brzmieć, ale jak wiadomo ewangelicy śpiewają całkiem inne chorały
Gdański spektakl bardzo ciekawy, Krystyno – zaraz u siebie napiszę relację.
Nowy, do zaś w takim razie. W czasie ostatniego pobytu w Krakowie byliśmy na koncercie organowym w Kościele Anglikańskim przy ul. Grodzkiej, zaraz koło Wszystkich Świętych. Tłumy! Nie jestem ekspertem jak nasza szanowna Sąsiadka (w młodości tylko muzykowałem, że nie powiem – klezmerowałem) ale sądzę, że akustyka jest znakomita!
Myślami łączyliśmy się niezależnie od miejsca pobytu, a więc niewątpliwie byliśmy Razem!
Cichalu, zazdroszczę czekoladowego wymiaru kary 🙂
Salsa! Czy wiesz i potem trzeba zrosić potem, matę na siłowni?
i = ile
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Zaczęłam w ramach relaksu (chodzi o zrelaksowanie nogi, bo chyba za mocno była używana ostatnio) czytać Stommy „Polskie złudzenia narodowe”. Włos się jeży!
Pani Doroto,
Teraz dopiero może Pani zobaczyć jak ubodzy w odbiorze muzyki mogą być ludzie nieobdarzeni muzycznym talentem w ogóle. Ja się do takich zaliczam o czym niejednokrotnie tutaj wspominałem. Nie znaczy to, że bardzo cierpię z tego powodu. Zazdroszczę tylko po cichu tym, którzy muzykę odbierają w tak subtelnych odcieniach jak Pani. Dla mnie akustyka w tamtym kościele jest bardzo dobra, uczestniczyłem w wielu nabożeństwach, w których muzyka stanowi ich ważną część. Słuchałem z przyjemnością.
Gdy byłem dzieckiem mieliśmy w domu pianino. Mama sprowadziła fachowca, który to pianino nastroił, podobno było doskonałe. Umiałem zagrać „wlazł kotek na płotek….”
Bracia (mam ich dwóch) podobnie. Bębniliśmy na tym pianinie bez ładu i składu, za to bardzo rozbawieni. Wreszcie Mama sprowadziła nauczyciela muzyki, żeby nas trochę grać nauczył. Prosił po kolei każdego z nas, ja na końcu. Po każdym ‚występie” kręcił przecząco głową. Myśmy się do tego nie nadawali. Po jakimś czasie rodzice pianino sprzedali. Trochę mi było szkoda, ale cóż….
Nowy, wywołałeś wspomnienia. Ja też uczyłem się. Pamiętam nawet podręcznik z nutami – K. Czerny. Wcześniej był jakiś z autorem na B, ale już nie kojarzę. Niestety, ale fortepian został sprzedany kiedy nastał czas głodu. I tak na końcu. Najpierw biżuteria Mamy, potem suknie, ubrania Taty… Potem były przesiedlenia, to i tak wszystko zostało stracone.
Muzyki uczyłem się sam. Najpierw z radia (kryształkowe, młodzi zobaczcie do Googla co to było) Potem gdzieś u kolegów. Od jakiegoś klarnecisty alkoholika kupiłem instrument w stanie złomowym. Pół roku go remontowałem. Nowe ośki dźwigni, poduszeczki i grał! To były fascynujące czasy!
Vita somnium breve…
[`]
Dzien dobry.
Czekam na Pyre, Powinna juz dzisiaj byc po tych watpliwych przyjemnosciach szpitalnych. milo byloby ja znow widziec.
Tutaj pochmurno znowu i ostatnia juz doba w hotelu. Oczywiscie bez spotkania rodaka sie nie obylo, ale rodak spieszyl sie na lotnisko i nie bylo jak pogadac.
Troche za duzo czasu zostawilismy sobie na stolice. Tutaj nie ma co robic, nie ma co zwiedzac, nie ma gdzie pojsc. Ustalilismy, ze idziemy dzisiaj na prawo od hotelu, kojarzy mi sie, ze gdzies tam, kilka kilometrow stad, obok banku byl sklep, a nawet moze trzy sklepy.
Uparcie szukam kiecy i juz! Jak nie znajde, to moze jakis sklep z materialami, umiem szyc, chodzi mi tylko o cos stad, i Boze bron nie made in China albo inny kraj.
Juz wiem, zaraz polece do panienek w recepcji i popytam!
Może niektórzy blogowi autorzy wpisów pod laudacją woleli by ich wpisy znalazły się w innej części bloga i zechcieli je, jeżeli jest to możliwe, przenieść? To tylko taka delikatna sugestia, czasem szybciej się kliknie niż…
?
Blogowicze nie maja takiej mozliwosci.
Mozemy potem poprosic zawiadowce strony, zeby uporzadkowal nasze pozegnania, a reszte wpisow dal osobno, pod poniedzialkiem.
Proba pojscia na spacer skonczyla sie na tym, ze poszlismy na druga strone ulicy do sklepu i zakupilismy kilka butelek piwa prosto z lodowki.
Na dobra sprawe nie ma tu gdzie spacerowac i nie ma co zwiedzac – zwiedzanie stolicy odbylismy, chcac nie chcac, w korkach.
Alicjo, dobre rozwiazanie, dziękuję.
Alicjo-z ciekawością czytałam Twoje malgaskie opowieści, ale kiedy będzie o dżungli???
O maczetach torujących drogę, o krokodylach, pijawkach, wężach i o przetrwaniu wśród tej gęstwiny i tłoku, który tam mieszka oraz rośnie?
Jolinku-zdrowiej, bo wiesz, że tęsknimy za Twoim porannym „Dzień dobry” 🙂
Forsycje w blokach startowych, jak tylko zrobi się cieplej, to na pewno rozkwitną.
Danusko,
ponawypisywalam sie przed chwila jak ta durna o dzungli i krokodylach, i wcielo 🙁
Ale nadrobie.
No i jestem w domu. Tym razem w nastroju niezbyt euforycznym. Czwartej serii chemii nie dostanę, bo trzecia mnie zbytnio osłabiła i teraz przetaczano mi krew, dawano kroplówki na wzmocnienie i antybiotyki dożylne. Za 4 tygodnie tk wszystkiego po kolei. Tym razem miałam wrażenie, że nie wiedzą co mi jest – widzą objawy, nie rozumieją przyczyn
Chciałam z całego serca podziękować Blogowiczom, którzt wzięli udział w uroczystościach wspominkowych Piotra i Placka. Piątek dzieliłam z wszystkimi, naszymi Przyjaciółmi i było mi przykro i głupio, że ja poza zespołem. Tak wyszło
Pyro, dobrze że już jesteś. „Zatankowana” w szpitalu będziesz się wzmacniać w naturalnym środowisku – domu i na blogu.
Dzungla jest pod ochrona i tak byle gdzie sie komu zachce z maczeta – mowy nie ma. Jest wycieta drozka, ale bez pana przewodnika nielzia. Wszystko co sie dalo sfotografowalam, bo dzungle trudno opowiedziec slowami. Nalezy tylko wyobrazic sobie wilgotna duchote i jakies latajace insekty. Oraz gestwine, w ktora nie sposob wejsc.
Sciezka waziutka i dawno wycieta dla turystow – tam bez przewodnika nielzia, nie wolno wloczyc sie samemu. Weze sa, ale niejadowite, ugryza, jak sie im wejdzie w droge, bo przeciez jakos musza sie odgryzc 🙂
Krokodyle widzialam w akwarium hotelowym, malutkie takie, ale park mial gdzies tam sanktuarium, odpuscilismy, bo juz widzielismy niejeden raz tego paskudnego zwierza. Przepraszam politycznie poprawnych, ale niestety, krokodyl ma mordusie zakazana, moim zdaniem.
Pijawek nie widzialam i lepiej dla nich, upily by sie 🙂
Pyro droga,
witaj z powrotem! Ja w ogole sie czuje przykro i glupio, ale nie mam wplywu na to, co sie dzieje. Duchem towarzyszylam blogowiczom w pozegnaniu Piotra, a Pyre tez duchowo wspieralam w tych szpitalnych okolicznosciach, majac wyrzuty sumienia, ze ja tu sobie, a Pyra cierpi.
Witaj Pyro, dobrze, że już w domu, oszczędzaj się i zdrowiej.
Pyro Kochana-grunt, że jesteś znowu z nami i że, póki co, dają Ci trochę odpocząć po tych szpitalnych ekcesach. Na dodatek nie musisz łazić po pełnych duchoty dżunglach, jak na przykład Alicja 😉 tylko możesz się spokojnie pobyczyć na własnej, wygodnej kanapie.
Alicjo-dzięki za to dżunglowe sprawozdanko. To ja już chyba nawet wolę pustynne bezkresy, chociaż też bez przesady. Nie ma to jak nadbużańskie krajobrazy 😉
Wszystko oczywiście warto zobaczyć, aby potem z przyjemnością wrócić do domu.
dzień dobry …
Danuśka pomału wracam do życia … trochę słodyczy dla koleżeństwa …
http://natemat.pl/174807,miec-30-zlotych-czy-zjesc-trzydziesci-zlotych-5-cukierni-w-ktorych-stracisz-rozum
Pyro dobrze, że jesteś …. czuję sie podobnie bo jakieś cholerstwo mnie dopadło i musiałam zostać w domu …
tyle ciepłych słow o Piotrze …
Jolinku! Cieszymy się z Twego powracania! Przeczytałem co poleciłaś. Pawłow zadziałał. Na drugie śniadanie zrobię placuszki bananowe z kakao. Nie pamiętam tylko czy dodaje się sody, czy nie. Poeksperymentuję, tak jak lubię.
Pyro! Guro Ty nasza! Zdrowiej szybciej!
cichalu – gura, to mało, Pyra to nasze dobro blogowe.
Dzien dobry,
Dobrze ze jestes Pyro, podkurowali Cie mam nadzieje, nacieszysz sie Swietami, moze nawet cos z apetytem skubniesz i sie wzmocnisz to czwarta chemie zniesiesz lepiej.
Musi jakis wirus paskudny sie panoszyc w kraju i zagranica. Dopadla mnie angina i zapalenie ucha, wracze do zazywania piewszego antybiotyku od osiemnastu lat mnie zmusili!
Jolinku, Zgago, kurujcie sie dziewczyny.
Jolinku, do której cukierni idziemy ?
Danusko,
ja juz chyba jestem za stara na takie wycieczki, mowie o tej wycieczce w dzungle, o ktorej nikt nie powiadomil mnie, ile bedzie trwala i tak dalej. Jestem stara kobieta i chociaz raczej nie wysiaduje (Rozewicz), to jednak mam swoje limity, i od razu zaznaczam, ze sie nie da z mojej strony…
Ale nikt mnie wtedy nie pytal i nie zdazylam zabrac butelki wody ze soba.
Jerzor? e tam, co tam, przezyjesz…
Co tu dużo mówić, też bym wolała wydać na dobre wino wypite w dobrym towarzystwie, niż na kolejny wieniec. A kysz…!
Czy to była taka panienka, co udawała, że jest cudem uratowaną Romanówną?
Nie, Żabo; ta co udawała musi dzisiaj być już w słusznym wieku. Kiedy podrywała NiesioŁowskiego z Oleksym, była pod 40-tkę, a minęło 30 lat.
Anastazja P. (Potocka) czyli Marzena Domaros ur. 1967 miała 25 lat, kiedy rzekomo uwodziła posłów do Sejmu i marszałka Kerna.
„Cudem uratowana Romanówna” czyli Franciszka Szankowska alias Anna Anderson, rocznik 1896, skończyłaby w tym roku 120 lat 😉
Notabene, autorem „Erotycznych immunitetów” Anastazji P. w znacznej mierze miał być dziennikarz Jerzy Skoczylas.
Dziewczyny,
To chyba jakaś ogólnoeuropejska zaraza. Od stycznia bujam się z zatokami, w lutym doszła infekcja wirusowa która przeszła w anginę i zapalenie krtani. Wirusy i bakterie niby wybite ale zatoki wciąż dają znać o sobie.
Pyro droga,
Dużo siły życzę…
Z ta zaraza to chyba prawda. Zaatakowala nas w Bretanii trzy tygodnie temu i z trudem dochodzimy do siebie.
Pyro trzymaj sie .
!!Za zdrowie wędrowca na szlaku!!
Nemo, dzięki, chodziło mi o tę podającą się za córkę Mikołaja II
Dorzucę, że chiciaż rzadko zabieram głos na tym blogu to lubię słuchać jak ludzie tutaj ze sobą rozmawiają niezależnie od tego czy poruszają jakieś tematy istotne czy nie.
Taką Polskę właśnie lubię, za taką Polską tęsknie i wierzę, że jest jej jeszcze dużo w naszym narodzie.
Witold,
Bo ile można zatruwać sobie życie polityką w rodzimym wydaniu? Na tym tle, nawet zarazy wypadają blado…
Hej dziewczyny, proszę nie chorować! Rokrocznie się szczepię i odpukać nic się mnie nie chyta! Podwieczorek: pyfffko zagryzane fetą. A dla ducha Ferdynand Goetel – Dzieła wybrane. Ewa: monstrualny (tak lubi) gar herbaty i Ossendowski.
Pilbym browara ze sklepu na wyjazdach, jak Alicja 🙄 moglbym miec jedynie pare euro wiecej w kieszeni, ale za to mniej mniej wrazen z baru. Nie klepalbym o tym, gdyby nie to, ze jakis czas temu dyskutowano tutaj o cofnieciu sie w czasie. Nie wchodzilem w temat, bo wydawalo mi sie to zbyt malo realne do wykonania.
Ale tylko do wczoraj, kiedy to barowy sasiad z lewej przekonywal mnie, ze jest to mozliwe 🙄 pracuje nad tym problemem juz od dobrych parudziesieciu lat. Zaczynal na freie uni w berlinie. Szybko doszedl do wniosku, ze pracujac tam jako dozent wcale nie jast taki wolny. By przyspieszyc prace nad cofnieciem sie w czasie postanowil skoncentroac sie jedynie na 10 secundach. 10 sec do tylu jest znacznie prosciej wykonac niz parotygodniowy pobyt. Teoretycznie jest juz przygotowany moj barowy kompaniero na rok 1907, kiedy to ten swirus z gornej austrii nie zdal egzaminow na akademie sztuk pieknych we wiedniu. Teraz tylko wystarczy sie tam pojawic i profesorom zanim podejma decyzje rzec: sluchajcie chlopaki, ja wiem, ze adolf nie ma nic w lepetynie, ale czy nie lepiej zostawic go z tymi hakenkreuzami w nowoczesnej sztuce niz pchac go w strone holocaustu.
Musze wytrzymac jeszcze samotnosc tylko do piatku. Przyleci Przyjaciel na parenascie dni to sprowadzi mnie do terazniejszosci by planowac dalej przyszlosc.
Spadam do baru bo jestem suchy po wspinaczce i zejsciu na i z montana roja.
Rzeczywiście z tymi chorobami to jakaś plaga. Leczcie się i szybko zdrowiejcie.
To bardzo miłe, co napisał nam Witold.
A jeśli chodzi o lektury, to sięgnęłam po bardzo dawno nieczytaną „Lalkę” Prusa, nietypowe wydanie, bo to lektura z opracowaniem, więc muszę przyzwyczaić się, żeby nie zerkać na objaśnienia na marginesach. Plusem są liczne objaśnienia różnych pojęć, wydarzeń historycznych , zwrotów obcojęzycznych itp. Dawniej była to reguła w każdej książce, dziś to już wyjątek.
Z cofnięciem się w czasie będzie pewnie problem, ale sam czas przesuniemy do przodu o godzinę z soboty na niedzielę. Uprzedziłam o tym moich niedzielnych gości śniadaniowych.
Małgosiu,
jeśli chodzi o cofnięcie się w czasie , to nieśmiało zapytam, czy planujesz podsumowanie swojej podróży.
Krystyno,
ja mam ten sam problem z tlumaczeniem dawnych lektur-ksiazek, co autor chcial powiedziec.
Ide pod prysznic, za pare godzin zegnamy sie z hotelem, , potem koczowanie na lotnisku, odlatujemy o 2-giej w nocy.
Arkadiuszu,
my chetnie bysmy wysiadywali w barach, zwlaszcza Jerzor, ktory przy jednym piwie potrafi wysiadywac godzinami, byle tylko znalezc rozmowce. Ale barow po drodze nie widzielismy, a hotelowy jest malo ciekawy, tym bardziej, ze delegacja chinska opuscila zebranie.
Przybyla jakas inn delegacja z UNICEFU, tlusciutkie rybki beda pewnie radzic, jak tu pomoc problemom Afryki.
Od rana w Warszawie szaro, ale ptaki śpiewają coraz głośniej i coraz więcej zielonego koloru pojawia się na krzewach – zbyt to małe, by nazwać liśćmi. Więc chyba już rzeczywiście wiosna, chociaż w niedzielę szukałam jej w lesie z nikłym powodzeniem.
W sobotę w Krk forsycje już prawie kwitły… —
Dobrych Świąt dla Bliskich Gospodarza i dla Czytelników Blogu!
Dzień dobry. Odespałam szpitalne budzenie o 5-tej, żeby dostać zastrzyk, a potem +,- co pół godziny z następną atrakcją; niby człowiek ma rozesłane łóżko calą dobę, ale wyśpi się dopiero w domu. Na dodatek moja współlokatorka straszyła mnie z wielkim talentem. Otóż pani ta wydawała niespodziewanie głośne jęki, a raczej okrzyki – w nocy też. Pytałam dlaczego mnie straszy, a ona, że tak jej lżej oddychać. Pogadać się z nią nie dało na żaden temat, a jeżeli nikt się nią nie zajmował dłuższy czas, zaczynała umierać, a Pyra latała po pielęgniarki. Naprawdę są pacjenci, którzy mają wielki talent do chorowania.
Dzisiaj na obiad będą podsmażane ziemniaczki, jajko sadzone i mizeria. Ogółem tez zrobiłyśmy rozdział pracy przedświątecznej. Mieszkanie posprzątane, pościel wymieniona, wędliny i jajka kupione no i żur kiszony. Ja dzisiaj zmielę orzechy i bułkę tartą na jutrzejsze pieczenie blatów do tortu orzechowego, Młodsza jutro upiecze te dwa baty. W czwartek zakupy owocowo – warzywne, maslo i ser mielony trzeba kupić, śmietanki i co tam jeszcze do paschy potrzebne> W piątek zrobi paschę i krem do tortu orzechowego. W sobotę przyjedzie Ryba i przywiezie dużą babę drożdżową. Trzeba jeszcze w sobotę rozmrozić kaczkę, którą zjemy w II święto. I to koniec roboty, bo jajka i przystawki będzie się szykowało na świeżo.
U nas wręcz przeciwnie – drzewa (te europejskie) gubią liście. Winorośl, w tempie przyspieszonym, bez jesiennych kolorów, od razu zżółkła i liście, niczym brunatne motyle, fruwają w dowolnym kierunku. Jest co prawda ciepło – dzisiaj 26 stopni – nie miej Pani Jesień już zawitała.
Witaj Pyro po „perturbacyjach” szpitalnych. Niestety nigdy nie wiesz na jaką sąsiadkę-pacjentkę trafisz.
Kiedy trafiłam (lata, lata temu) późną nocą na ostry dyżur do szpitala, położono mnie, z braku miejsca, na korytarzu. Rano obudził mnie dzwoneczek i mdły zapach mirry. Przede mną, jak korytarz długi i wąski (a moje łóżko stało przy ścianie kończącej korytarz), klęczały kobity w szlafrokach i podomkach. Z wrażenia usiadłam gwałtownie i omal nie przewróciłam krzyża na szafce nocnej. Obok stał ksiądz. Jednym słowem msza na oddziale.
Nie było to miłe przebudzenie.
Hey Alicjia,
Zabierz z wyspy tylko te dobre wspomnienia. Bedzie lzej i przyjemnie. Dobrego lotu. Mam nadzieje ze nie przez Bruksele.
Arkadiuszu,
zawsze zabieram ze soba tylko dobre wspomnienia, bo jak wspominalam – jakiekolwiek by one nie byly, sa dobre, nikt mnie nie obrazil, nie zwyzywal, a usmiechal sie kazdy. Nie umiem opisywac biedy inaczej, niz ja widze, nie umiem nazywac niczego lukrowanymi slowami. Bo ja wiem, czy to jakies pocieszenie? Swiat sie staje coraz bardziej nieprzewidywalny i wredniejszy.
Juz na lotnisku jestesmy, nie, nie lecimy przez Bruksele, tylko przez Paryz. Najpierw musimy odsiedziec swoje na lotnisku, bagatela, 14 godzin!
Poki co, mam jeszcze zdrowie, ale to juz ostatki na kraje egzotyczne. Stara jestem i pewnych minimalnych wygod potrzebuje. Ale jak trzeba wytrzymac, to tez dam rade. W koncu nikt mnie tu nie gonil, sama chcialam….
A widzisz, Echidno,
tutaj jesien tez… i tez +26c
Niedawno była mowa o kotletach mielonych. I o różnych fajnych dodatkach do masy mięsnej. Czy ktoś pamieta kiedy?
Ganna – http://adamczewski.blog.polityka.pl/?s=kotlety+mielone
I jeszcze w tych wpisach: http://adamczewski.blog.polityka.pl/?s=mielone (z orzechami, orientalne, z pieczarkami)
Ganna,
ja pamietam propozycje Piotra, zeby do mielonych dorzucic drobno pokrojonego ogorka kiszonego (nie korniszona!). Poniewaz sama to stosowalam, bardzo polecam. Nie wszystkim musza smakowac, ale sprobowac warto.
Alicjo, spokojnej podróży.
Krystyno, postaram się wrócić …
Alicjo – dobrej i bezpiecznej podróży.
Ganna 77,
myślę, że chodzi Ci o podpowiedzi Heleny z jakiegoś rosyjskiego blogu. Zapisałam sobie te rady, bo mam zamiar je wykorzystać. Otóż zamiast namoczonej bułki do mięsa dodajemy starty ziemniak. Gotowe kotlety można obtoczyć w zmielonej komosie ryżowej, a tuż przed smażeniem dodać drobno pokruszony lód, żeby kotlety były soczyste.
Ganna 77,
do mielonych kotletów sprawdza się też biały ser – twaróg, a jesli mięso mielone jest z kurczaka, to razem z twarogiem można dodać mielony wędzony boczek. Takie kotlety u mnie w domu szybko znikają.
Dzien dobry,
U mnie znikaja jak marzenie mielone z indyka ‚po grecku’ – z serem feta, pokrojonymi oliwkami, natka pietruszki, czosnkiem, chilli i pieprzem.
Bardzo dziękuję. O to mi właśnie chodziło, aby je urozmaicić, bowiem robiłam je tylko z dodatkiem buki. Zakasuję rękawy i zabieram się do roboty. Mam przeszło 3 kg mielonego mięsa: karczek, łopatka, wołowe. Podzielę na porcje i wykorzystam wszystkie propozycję. Opiszę je dokładnie i do zamrażalnika. Moja córka studentka będzie sobie zabierała do Krakowa i szybki obiadek gotowy. Dziękuję jeszcze raz. Znikam w kuchni.
Bruksela. Smutno bardzo. I straszno.
Bruksela, Ankara, Paryż, Wybrzeże Kości Słoniowej, Tunezja…..
Jolly – bardzo interesujące te mieleńce. Przy najbliższej okazji zrobię właśnie tak. Dzięki.
W ramach przygotowań do Świąt posiałam wczoraj rzeżuchę. Obawiam się, że trochę za późno, ale akurat nasze dwie miłe Koleżanki(Pyra i Jolinek), które pilnują terminarzy i ustawiają towarzystwo do pionu 😉 były w pod koniec ubiegłego tygodnia nieobecne blogowo zatem nie zostałam przypilnowana, jak należy i oprzytomniałam dopiero wczoraj.
Przemyśliwam nad upieczeniem zielonego pasztetu, bo wiadomo, jak wiosna i Wielkanoc to zieleń, no i oczywista oczywistość żółte żółtka, kurczaczki, kaczuszki i żonkile. Kurczaki schowane gdzieś na górnych półkach, wystarczy tylko odkurzyć, żonkile kupić w ostatniej chwili, natomiast zielony pasztet, to ho, ho! Wymaga przejrzenia przepisów, zastanowienia i wybrania najlepszej opcji 🙂 Myślę, że będzie on głównie brokułowy, ale może z dodatkiem zielonego groszku i pewnie też 1-2 ziemniaków w roli zagęstnika.
A może ktoś ma jakiś sprawdzony pomysł na taki pasztet?
Nie mam pomysłu na zielony pasztet, ale ponoć soczek z 2 pęczków zielonej pietruszki i banana, to samo zdrowie. Jutro zrobie
Do tych mielencow indyczych – Krysiude, sliczne slowo – trzeba ostroznie z sola, feta wystarczy.
Danusko,
Mamusia robi doskonaly pasztet z cukinii.
dzień dobry …
Danuśka u nas świeta będą ale trochę smutnawe z różnych przyczyn … ale może Cię to pocieszy …
http://next.gazeta.pl/next/7,151244,19803584,odkladasz-wszystko-na-pozniej-wspaniale-to-jedna-z-cech-najbardziej.html#BoxBizImg
zielony pasztet to ze szpinakiem najlepszy …
po dniach prawie bez jedzenia takie kotlety mielone chyba zrobiły mi smaka …
Basiu Tobie teŻ miłych Świat … 🙂
Alicjo dobrej drogi do domu …
smutne to co się dzieje … 🙁
Jaka szkoda, że nie lubię soczewicy. Z zielonej byłby pasztet.
Dziewczyny-dzięki za podpowiedzi.
Jolinku 😀
A dla Ciebie na poprawę humoru: http://img.zszywka.pl/1/0145/w_5968/swieta-i-okazje/wesola-dekoracja-wielkanocna-d.jpg
Pyro-zajrzyj do skrzynki.
Danuśka poprawa jest … 🙂 …
Pyro ambitne plany na świeta … uściski … 🙂
Dzień dobry,
przygotowując mięso na mielone zawsze mielę razem z natką pietruszki i cebulą czerwoną / łagodniejszą/ , a potem wg uznania
Danuśka, jaki fajny pomysł na zieleninę w skorupkach 😀
Ganna77. Ewa dodaje prócz dyżurnych i sosu sojowego (Worcestershire też), zielonej pietruszki w ilościach! Nie przesadzę – pół na pół! Pychota!
Lotnisko Antananarivo.
Niestety, wiadomosci ze swiata. Swiat juz od dawna wariuje, ale wydaje mi sie, ze idzie ku gorszemu. Nie chce sie bac, ale chyba zaczne. Albo moze na zlosc – nie zaczne!
Drogie koleżanki i Koledzy – czekała na mnie potężna porcja poczty. Odpiszę jutro, bo dzisiaj muszę odpocząć po ostatnich ekscesach.
Alicjo- wracaj czym prędzej z tego Madagaskaru i zabieraj się do roboty!
Myślę o archiwizacji wszystkich pomysłów na mielone. Za chwilę okaże się, że jest ich więcej niż serów ze Francji 😉
No właśnie Małgosiu, ja też uważam, że zielone w skorupkach jest super, ale w tym roku już nie zdążymy 🙁 Czy ktoś zgłosi się na ochotnika i przypomni nam o sprawie przed Wielkanocą 2017? Wiem, że z moją dziurawą pamięcią, to nie będę ja 😳
Kuzynka Magda, dusza artystyczna, przygotowuje na Wielkanoc rzeżuchowego baranka.
Należy znaleźć na strychu albo w zapomnianych szufladach glinianego(i nie szkodzi, że nawet lekko uszkodzonego)baranka. Z ligniny, czy też waty przygotowujemy areały do wysiania rzeżuchy i siejemy szczodrym gestem. Przygotowane przez nas hektary powinny być wystarczające, by pokryć całą powierzchnię naszego parzystokopytnego.
Tak okutany baranek czeka cierpliwie na śniadanie wielkanocne, a rzeżucha rośnie wszędzie, na każdym, barankowym centymetrze kwadratowym. My rzecz jasna pamiętamy o podlewaniu, chuchaniu i doglądaniu 🙂 Jeśli kuzynka Magda zrobi zdjęcie tego wielkanocnego symbolu, to pokażemy je na blogu.
Alicjo, nie zaczynaj, wracaj szczęśliwie !
U mnie zawsze była płaska miseczka do góry dnem na talerzyku, i na tej górce rosła rzeżucha. Baranek z masła stawiamy na tej zielonej górce. Mam b.starą foremkę na baranka widać, że ręcznie struganą. Wchodzi w nią 1/3 kostki, czyli sporo. Zawsze robimy 2 baranki, żeby do śniadania był cały, niepokalany. Tego roku nie mamy rzeżuchy, pewnie kupimy w kwiaciarni.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Danuśko, na kiełkowanie i wzrost rzeżuchy dokonale działa zrobienie mini szklarni, czyli włożenie talerzyka z nasionkami do foliowego woreczka
i postawienie w ciepłym miejscu. W woreczku robi się parno, a rzeżucha rośnie jak głupia. Oczywiście trzeba ją czasem przewietrzyć
Żabo-masz rację, wspominałaś przecież o tym w zeszłym roku!
Zaraz robię szklarnię,dzięki!
Rzeżuchowy baranek kuzynki Magdy:
https://lh3.googleusercontent.com/sw8awv0ATROU6zPbNqXcRBjADDOW-fRe2RwSSr-8MhReuHSLuda1IAsF0r6tv1BhYTYMGW2eXbMr1XvPGrtlCSvJ03EIK1-h0ayJQ7hZGGHzbmofwwYrdFBydCIUk-EDyAZtmuFCRbITkv5Qq4lrilTKwFVVnHc0_RlaQx41U2g6G1izSr5lZq3d4En7SNYkCo8VMONCY7UAb2OBFCKp6xVAnNkGwSM4dhWCDLwD9cv4PgSqs7au2r6Xs6t5dl4AzfvP05jG4NKSYfu7Mfx-WWXiNNO2-X_x2qsemcY–UDqyR2zmlYYXt-hHIKLrg1qs3tMXEZJqCC1JkccWqiVBFqxiw5ABTJKF8Z1a2WlbUHheBJAHTphhhuY1AO3PdmvY5qf9txgpnIgUGn3NjTfUzqW4voWtuUvyIuHXndVduwbDakyTy_F1loFDbSwh7Rg45gCz8imwl0UDy-s3vKAxU5LXnRcLACY8ZQocrMhU5EQUpiZvG68t2834nUOgklaEqaGUXHmyydKpCmskD-NMoHtOgfvFiRpcT1RSJ2-Jogw2ca2otJxfJe0uxo3W8-nKvki=w500-h667-no
Ło Matko, ale wyszedł sznureczek !
Ale ten baranek to chyba sprzed 2 lat, bo taki śnieg za oknem 😉
Co nie zmienia faktu, że pomysł fajny, a baranek śliczny.
Baranek śliczny, ale wolę kuzynkę Magdę, porośniętą rzeżuchą albo i nie.
I Was też wolę. Macie wszystkie baranki pod sobą, ludki kochane.
Wstałam dawno, zjadłam porcję leków i pół śniadania, a teraz wlezę jeszcze na pół godziny pod kołderkę,żeby się dogrzać
Dzień dobry. Dzisiaj piękne słońce chociaż chłodno. Rzeżucha rośnie, a raczej zapowiada, że będzie rosła – Stara Żabo dzisiaj wypróbuję foliową szklarnię – pasztety zamrożone, ale o reszcie świątecznych przygotowań trzeba dopiero pomyśleć. Co rano wypatruję, czy ktoś zamieszkał w powieszonych przez nas w tym roku budkach dla ptaków, ale obawiam się, że jeśli dotąd nie mają lokatorów, to nie będą zasiedlone.
dzień dobry …
Lena ale ma być ciepło … nawet +20 …
a ja dziś pierwszy raz wyjdę z domu prawie po tygodniu .. nic nie kupiłam na święta i nic nie robię .. idę w gości a w sobotę robimy wyprawę do lasu ….
Jolinku, masz piękny dzień na pierwsze wyjscie. A wizja wyprawy do lasu jest tak świąteczna, że wystarczy za wszystkie przygotowania. Pewnie już w lesie będzie wiosna w pełni. Ja tydzień temu z trudem znajdowałam w lesie zapowiedzi symptomów wiosny.
Ptaki szaleją między blokami, urządzaj zawody lotnicze, a nawet zawody w akrobacji. Niestety – to są ptaki drapieżne : rybitwy i sroki i zupełnie zginęły nam ptaki drobne. Teraz idę do zajęć kuchennych.
Haneczko – nawet porośnięci rzeżuchą nie nadajemy się na ozdobę świąteczną. I to mimo naszej bezdyskusyjnej urody.
Krysiade – uroda, jak uroda, ale ta perfuma…
Drodzy Wspolbiesiadnicy przy Piotrowym Stole,
Na razie tylko kilka slow, zeby Was wszystkich serdecznie pozdrowic. Wrocilam do domu wczoraj wieczorem po tygodniu pelnym emocji i przezyc. Przypadek sprawil, ze moglam uczestniczyc w pozegnaniu naszego Gospodarza, zlozyc Mu ostatni hold, poznac przy tej okazji osobiscie Dorote, Zabe, haneczke, Misia i Antka. Mam nadzieje, ze spotkamy sie jeszcze nie raz w weselszych okolicznosciach. Ciesze sie, ze moglysmy z Kolezankami pozegnac tez Placka, sluchajac modlitwy odczytanej na Jego czesc . Jolinku, bardzo zalowalam, ze nie moglas byc z nami. Wracaj do zdrowia i do nastepnego spotkania. Jakis brzydki wirus i mnie chyba nie oszczedzil. Wlasnie wychodze do lekarza, zeby jakos mi pomogl bo przeciez tuz tuz swieta i bedziemy miec w domu gosci. Zaczynam troche panikowac.
Pyro, bardzo sie ciesze, ze jestes z nami. Wracaj do sil.
Dzisiaj jest tu chlodno, podobnie jak bylo ostatnio w Warszawie.
Zycze wszystkim milego dnia.
Emocje, emocje. Zapomnialam wymienic wiedenskiego Pawla, spotkanego w piatek. Wszyscy obecni wywarliscie na mnie duze wrazenie.
Udało mi się zlokalizować miłorząb dla Nisi, jutro z siostrą jedziemy kupić, niech już tu będzie i czeka na komisyjne posadzenie. Może przy okazji kupimy jeszcze jakieś drzewka, ale to chyba później, bo trzeba się będzie wybrać pojemniejszym samochodem, takoż wcześniej zrobić rozeznanie.
Wczoraj byłyśmy w olbrzymiej szkółce, ale okazało się, że oni są głównie nastawieni na krzewy i iglaki. Z drzew mieli różne szczepione brzozy płaczące i strzępiate klony, ale przyuważyłam żółtego buka (nie mam pojęcia jak to wygląda, znam zielone i czerwone) i moje wieloletnie marzenie – czerwony kasztanowiec. Siostra obiecała mi go kupić na urodziny, może czerwone nie chorują tak jak te zwykłe? Na razie ona kupiła taką kolorową wierzbę, bo zawsze chciała, a ja derenia – mam nadzieję, że samczyka 🙂 Mój dereń (dereniówna?) kwitnie pięknie, ale nie owocuje. Ten kupiony nie kwitnie, a na zawieszce ma informacje po polsku, z której nic nie wynika i po rosyjsku gdzie po nazwie jest w nawiasie мужской, czyli może wybrałam właściwie?
Groszek z puszki robi się żółtawy a mrożony po gotowaniu/pieczeniu zostaje zielony
Budki dla ptaków,
I znowu przypominał tu ktoś Piotra kiedy ten się dziwił, że jego skrzynki nie zamieszkałe, a tak dobrze kiedyś było. Nie doradziłem wtedy, bo odłożyłem na późniejszą porę dnia, a potem tu już nie zaglądałem i nie napisałem. Często tak mam więc doradzę teraz, Lenie: takie skrzynki trzeba najpóźniej na trzeci sezon zdjąć, oczyścić ze wszystkiego co ptaki tam nagromadziły i – w miarę możliwości – zdezynfekować! A czym? Nie wiem. Nie jakąś natrętną chemią, co może potem zaszkodzić młodym. Ci, od których to wiem (zapaleńcy od ochrony ptactwa) używają tzw. kärchera tj, czyszczarki ze strumieniem gorącej pary o wyskoim ciśnieniu. Dobra też była by sauna, puszczona na sto fajerek, bo tak wyzbywają się robaków stolarze, restaurujący stare meble. Ja, spróbowałbym dobrze wypsiukać wnętrze denaturatem, ale już na jesień, aby mogło się wywietrzyć do wiosny. Chodzi o to, że ptaki wnoszą do gniazda sukcesywnie różnego rodzaju pasożyty, które są w stanie zam przezimować i czekajac na nowych lokatorów. Ptaki instynktywnie o tym wiedzą i szukają nowego miejsca, gdzie mogą zbudować nowe gniazdo.
Do wieczora.
Pogoda piękna, wiosenna. Właśnie wróciliśmy z Hajnówki. Po drodze spotkaliśmy dwa spacerujące po łące bociany.
Pepegor, dziękuję – zapamiętam. Te budki są całkiem nowe – to jest ich pierwszy sezon. Jedna z nich wisi na drzewie, na którym kiedyś uwiły sobie gniazdo (chyba) synogarlice. Przylatywały przez dwa sezony. W pierwszym roku obserwowaliśmy naukę latania, ale w drugim już nie było tak miło. Pewnego dnia pod drzewem znaleźliśmy potłuczone jajeczka. I odtąd nie przylatują. Budki są własnie po to, by zachęcić jakieś inne ptaki do zamieszkania u nas. Wiem, że lubią nasze drzewa, bo często mnie budzą – i ja to też lubię.
Lena – w zeszłym roku powiesiliśmy dwie budki. Jedną z wejściem od wschodu, drugą od północy (mojemu wujkowi marzyła się obserwacja z okna). Ptaki przyleciały, popatrzyły i wybrały tę z wejściem od wschodu. Chyba tak bardziej im odpowiada. Pod koniec sierpnia, do opuszczonej budki, przyleciał rano dzięcioł i powiększał otwór wejściowy. Bardzo się zdziwiliśmy, bo do lasu mamy spory kawałek. W ogrodzie pojawił się jeszcze kilka razy.
Dzien dobry z paryskiego lotniska miedzy lotami. Chyba dzisiaj nie dotrzemy do domu, bo nam loty poprzestawiali i w Montrealu nie zdazymy na lot do Toronto. Mam nadzieje, ze przynajmniej zapewnia nam hotel, albo cos wymysla madrego.
Po dluuuuuuuugim locie z Antananarivo jestem zmeczona, a tu jeszcze dwa loty w planie o dojazd do domu. Za zdrowie wedrowca na szlaku, ja zwykle toastuje o mojej 14, wiec automatycznie…
Rozczarowalo mnie paryskie lotnisko, jest podupadle i zaniedbane, ja tu wiele razy bylam, ale tylko hala przylotow i lotniska jako takiego nie widzialam. Macham Slawkowi Paryskiemu i Alinie podparyskiej.
Alicjo, moja siostrzenica – aktualnie zatrudniona we francuskiej firmie – uważa tak samo – Okęcie wygląda o niebo lepiej
Doszły maile ze świata: wnuk moich dalekich belgijskich kuzynów zginął w ataku w metrze
Bardzo smutne to Żabo. Gdzie zmierza świat … strach myśleć.
Zabo, wyrazy wspolczucia.
Alicjo, wczoraj bylam na terminalu 2F i myslalam, ze moze tez juz jestescie w Paryzu. Cierpliwosci i szczesliwej dalszej podrozy.
Żabo-jakże mi przykro…To chyba zawsze jest po troszę tak, że wszelkie nieszczęścia na świecie wydają nam się przygnębiające i okropne, ale stają się naprawdę tragiczne w momencie, kiedy dotykają naszych bliskich…
Względem lotnisk w Paryżu jest ich kilka: http://paryz.miasta.org/s,13,Lotniska.html
W zamierzchłych czasach wszyscy lądowali na Orly, teraz najczęściej na Charles de Gaulle. W ubiegłym roku z Jolinkiem i Małgosią byłyśmy na tym ostatnim. Nie miałyśmy ABSOLUTNIE wrażenia, że jest podupadłe i zaniedbane. Może składa się z różnych puzzli wyglądających odmiennie…? Nie chcę na siłę bronić Francuzów, bo nie do końca wszystko wiem, znam i rozumiem. Dosyć często mam zresztą o to pretensje do Osobistego Wędkarza, który reaguje na świat niesłychanie emocjonalnie i krytykuje jakże chętnie i co się tylko da, najczęściej nie znając przyczyn i uwarunkowań. Alain na usprawiedliwienie odpowiada, że jest typowym Francuzem i tak mu zostanie do końca świata 🙂 A ja powtarzam sobie, jak Żaba-i co pan(i) zrobisz?Tylko spokój mnie uratuje!
A Okęcie jest rzeczywiście bardzo w porządku i naprawdę nie mamy się czego wstydzić.
Danuska, krytykowanie to jest francuska choroba. U mnie jest podobnie.
Mnie lotnisko Ch de Gaulle sie podoba . Nie mam im nic do zarzucenia. Dzisiaj pierwszy raz w tym roku kosilismy trawnik. I tak bedzie do pazdziernika.
Żabo – smutno. Czytałem będąc u Ciebie o tej gałęzi belgijskiej i nie jest tak genetycznie daleka.
A propos ptasich budek. Mamy w jednym oknie klimatyzator pod którym jest spora szczelina ponad zewnętrznym parapetem. Przez cały rok mam tam lokatorów. Co pewien czas rejwach się robi niemożebny. Acha – gniazdują! Bawię się w voyerystę, wysuwam na zewnątrz lusterko i podglądam co tam wyczyniają.
Żabo – 🙁
Żabo – derenie lubią trójcę niezależnie od płci. Kup jeszcze jeden
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Co by się nie działo – teatr musi grać!
Żabo a za zdrowie wędrowca w łóżku?
Jutro kupię, będą trzy, każdy z innej szkółki, pierwszy przyjechał z Warszawy z piętnaście lat temu i miał wiele przygód, ale się pozbierał i rośnie
Pyro, dyć ten szlak, to też szlak życia, w biegu za psami lub na leżąco 🙂
teraz piekę połówkę średniego łososia, akurat mieści się na półmisku, marynował się w soku cytrynowym, potem go położyłam na metalowy półmisek, posypałam siekaną pietruszka i koperkiem, dyżurnymi i nieco czosnkiem. Do tego brokół z mikrofalówki z bułeczką gruboziarnistą i kartofle takoż z mikrofali.
Jakoś tę siostrę muszę żywić 🙂
Irku, śledzie się moczą w mleku
a, jeszcze wiórki masła na łososia, pod spód, na półmisek nieco oleju słonecznikowego
Żabo a spróbuj zamiast cytryny użyć limonkę. Robi się nowa bajka. Kiedyś skończyła się tequila a sól i limonka zostały i… trza było!
Sroki w ubiegłym roku miały gniazdo na czubku dzikiego bzu, który rośnie za moim oknem sypialnianym. Rano obserwowałam młode sroki jak kokosiły się w gnieździe, potem jak chodziły po gałązkach, a potem wszystkie (trzy) wyfrunęły i już do gniazda nie wróciły. Teraz stare sroki robią nowe gniazdo wysoko na wierzbie iwie po przeciwnej stronie domu, jak będą liście, to już nic się nie zobaczy.
Gołębie grzywacze też szykują gniazdo, one są bardzo niedbałe, najchętniej wybierają płaskie miejsce między pniem a gałęzią, położą tam kilka gałązek i uważają, że to już wszystko.
Ale wiadomość i – dalej Bruksela.
Ewo, przykro mi. Przekaż proszę wyrazy współczucia i ode mnie. Z pewnością wielu im nieznajomych jak ja, tak myśli, tak by chciało jak ja.
Czyżby ta gra na czarnych klawiszach nie miała się już skończyć, uspokoić choć na chwilę?
Dziękuję.
Takie tragiczne sprawy cementują rodzinę.
Pepe1 To są pobożne życzenia. Czarne klawisze są pomiędzy białymi i to nie symetrycznie…
Pozmieniali loty, powydziwiali, wiec spimy i kolacjujemy w hotelu . Ja zaraz w kimonko, jestem zmeczona, pobudka o 3:30
Bon soir.
Bonne nuit ma chérie! 🙂
Żabo, tyle smutku… I obejmuje on także osoby całkiem obce cierpiącym po utracie bliskich.
dzień dobry …
Żabo … 🙁
Alicjo ciężka droga z wakacji … czekamy na powrót do domu … kalendarz też ma wakacje i nie wiem kiedy urodziny pepegora a wydaje mi się, że w tych dniach …
zimnawo bo 0 ..
Pyro co dziś robisz na święta?
Jeszcze sie dobrze nie rozpedzilam, zeby zasnac, a juz trzeba bylo wstac. Kto wymyslil loty o 6 godzinie rano powinien trafic na ciezkie meki.
Pan oficer wpuszczajacy nas do Kanady powiedzial, ze powinnismy stanac przed nim z calym bagazem. Nie chcial uwierzyc, ze 2 tygodnie w Madagaskarze obskoczylismy z 2 podrecznymi plecaczkami.
Owszem, zrobilam jeden zakup – dwie kostki mydla szarego. Zadnej kiecy 🙁
No dobra, czas na lotnisko
„.., a około Wielkiej Nocy nogi myć”.
Mył już ktoś dzisiaj? Bo to dzisiaj Wielki Czwartek. Tak, ale myl kto w potoku, jak nalezy?
Zastraszano mnie takimi opowieściami jak byłem jeszcze myły. Starsi w okół mnie wtedy zaklinali się, że jeszcze chodzili, obojętnie jak zimno było.
Tu, jak na razie 4 plus, ale świeci słońce i będzie cieplej, a poza tym: Wielki Post!
Obligatoryjnej zupy grzybowej zaoszczędzę sobie, bo musiał bym ją jeść sam, będzie za to sałatka grecka i gratin z kartoflami, dorszem i serem.
Miłego dnia jeszcze!
z przykrości informuję że mam kolejny nawrot psikającej niby – grypy. Czuję się fatalnie, jeść nie mogę, Ech !
Pyro – zdrowia!
Oby znowu z gorki.
Pyro trzymaj się! Wracaj szybko do zdrowia!
Pyro Nasza Kochana zdrowiej Nam …
Alino,
Bylismy wczoraj na terminalu f2.
Dzisiaj przygod czesc dalszy, nie ma lotu o 6, za to bedzie o 15 i lepiej sie cieszmy, ze w ogole, przeciez swieta, jutro jest najwieksze tutejsze swieto, Wielki Piatek.
Mam nadzieje, ze jeszcze dzisiaj dotrzemy do domu,
Alicjo, ale masz zamieszanie z tymi lotami 😉
Jolinku,
dobrze Ci się wydaje – 28 marca. Doszłam do tego bardzo okrężną drogą, bo kalendarza blogowe są niedostępne.
Tak, w drugie swieto.
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/KALENDARZ.html
Jak kalendarz blogowy mozw byc niedostepny, kiedy sie z nim lacze z Montrealu?
A kalendarz blogowy jest na moim otwartym serwerze domowym, sprawdzanym od czasu do czasu przez znajomych, a takze przez nas, bo przeciez sie laczymy.
I owszem zamieszanie z lotami, juz mielismy szanse na jazde pociagiem , ale gdzie tam – to droga impreza i Air Canada stanela na uszach, zeby znalezc nam lot.
I tak minela nas przygoda 🙁
Poza tym sniegi nas czekaja, z opcja na marznacy deszcz. Nasi przyjaciele z Kincardin znowu zaprosili nas na Wielkanoc, ale chyba nie bedziemy w stanie, trzeba odpoczac, a Mrusinska bym nie ciagnela 500 km w jedna strone….i w domu nie chce jej samej na 4 dni zostawiac, stesknilam sie za siersciuchem!
Wlaśnie wyszła lekarka domowa. Pyra ma zapalenie oskrzeli. Nowy antybiotyk, nowy lek p.bólowy i zapewnienie,że święta przeżyje. Też dobrze.
Pyro dobrze, że był lekarz … teraz się kuruj …
Pyro-nie będziemy dywagować nad tym, czy przeżyjesz, bo z góry znamy odpowiedź 🙂
Żabie dziękuję raz jeszcze za przypomnienie pomysłu o szklarni, bo rzeżucha rośnie, jak głupia i niech tak jej zostanie !
Wysłałam Osobistego Wędkarza na włości, a w zasadzie sam zgłosił się nad ochotnika.
Zaangażował się w sprawy sąsiadów i dzwoni pozytywnie zakręcony. Cieszę się niezmiernie, bo pomaga, jak może lokalnej społeczności. Czyżby zapomniał, iż jest Francuzem i mógłby nieustannie krytykować, a chwali i jest zadowolony. Ogólnie kocha to miejsce nad Bugiem 🙂
Pyro,
Trzymaj się ciepło i kuruj się szybko.
Żabo,
🙁
Alicjo,
Sierpień pusty – czuję się taka pominięta 😉
Danuśka,
czy lis nadal odwiedza Waszą posesję? Pytam o to, bo obejrzałam powtórkę programu ” Maja w ogrodzie” o pięknym ogrodzie w Wałczu. Okazuje się, że tam też przychodzi lisek i doprasza się mięsnego poczęstunku. Pozwolił się sfotografować. Nie spoufala się, ale nie wygląda na przestraszonego.
Krystyno-tak, odwiedza wraz z małżonką. Wczoraj byli z wizytą oboje, co oczywiście niesłychanie ucieszyło Alaina 🙂
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Dzisiaj z siostrą pojechałyśmy do Dobrzycy i nabyły miłorzęba (-ąb) dla Nisi. Takoż kolejne trzy bzy dla Żabich.
Zakupiłam też katalog wszech roślin, bardzo pięknie wydany ze zdjęciami i opisami roślin (drzewa, krzewy, byliny).
Teraz w nim bobrujemy obie.
za zdrowie ….
ogladałam program Jacques Pepin o rybach i wpadł mi w oko ciekawy przepis … tzw. ryba pod kartoflaną pierzynką … uciera się ziemniaki na grubych oczkach, odciska płyn i dodaje się posiekaną dymkę (masę podzielić na tyle części ile kawałków ryby) … na patelnie z rozgrzanym olejem kładzie się ziemniaki w formie małych placków, na placek kładzie się rybę a na rybę znowu placek z ziemniaków .. smażyć aż się zarumieni i odwracać by druga strona też była rumiana .. jutro zrobię takie danko ze śledziem …
za zdrowie … Wszystkim nam go dziś trzeba
Żabo, zajrzyj do poczty
W Dobrzycy / k. Koszalina, bo jest też druga k. Pleszewa/ oprócz szkółki są też ogrody tematyczne. Mam w planach wycieczkę do tego miejsca, ale latem lub jesienią, kiedy będzie co podziwiać.
Myślałam, że już nie potrzebuję żadnych nowych roślin, a tu okazało się, że ostrokrzew zmarniał zupełnie/ od początku były z nim kłopoty/. Został mocno przycięty, ale nie wydaje mi się, że wypuści nowe pędy. Jeśli nie, to jesienią na jego miejsce posadzony zostanie ognik. Zależy mi na czerwonych owocach.
Irku, dziękuję, już przejrzałam stronę i cennik 🙂
Chyba mają to czego szukam, ale te stupłatkowe mają słabszy kolor. Może po prostu trzeba pomieszać z ciemną pomarszczoną? Znaczy płatki pomieszać.
Krystyno, zapraszam do Żabich, wyjadę po Ciebie 🙂
Pyro, zdrowiej i jak najszybciej pokonaj te wirusowe i bakteryjne paskudztwa, które w tym roku tak obrodziły.
Żabo, ja też dziękuję za ratunek dla rzeżuchy – dzisiaj rano, gdy wsadzałam ją pod folię była jeszcze brązowa, teraz – nie tylko zielona, ale prawie słusznego (jak na ten wiek) wzrostu.
Jak już się wybierzesz do tej Dobrzycy 🙂
Cieszę się, że rzeżucha rośnie 🙂
gdy wybierałyśmy miłorzęba (-ąb?) pani sprzedawczyni uprzedziła nas, że on jeszcze nie ma liści. Zdębiałam i zapytałam – a jakim cudem miałby teraz liście? Okazuje się, że wielu kupujących oczekuje liści przez cały rok! 🙂
Dochodzi coraz więcej rodzinnych wiadomości z Belgii. Właśnie przeczytałam, że na lotnisku pracowało dwóch kuzynów, jeden był o pięć metrów od zamachowca, gdy ten się wysadził. Jakimś cudem przeżył, tylko stracił słuch, drugi był dalej i nic mu się nie stało.
Dobry wieczor o mojej 23:30
Wreszcie w domu – powital nas marznacy deszcz i droga z lotniska byla okropna do potegi. U nas jutro wielkie swieto, dobrze, ze mamy puszke sardynek i kilka jajek. Jdednego lemurka podsylam…tam jest 6 roznych rodzajow
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_8302.JPG
Te zarazy sa cholernie szybkie i trudno je uchwycić, w dodatku nie chca pozowac. Ale kilka gdzies tam mam…na razie tyle.
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_8304.JPG
Przystojniacha, co?
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_8320.JPG
dzień dobry …
Alicjo ładne zdjęcia Ci wyszły … ale szkoda, że kiecki nie kupiłaś …
Pyro przytulanki …
dziś u mnie śledzie w różnych wydaniach … smażone, z jajkiem, w sałatce …
Dzień dobry w pierwszy dzień świąt.
U nas kumulacja wolnych dni, super weekend do wtorku. Aura niestety, nie dopisała, bo raptem sześć plus, a do tego pochmurno i mokro. I, tak ma pozostać. Nie wiem, czy znajdzie się dzisiaj jeszcze powód do opuszczenia domu, zapraszająco tam na dworze w każdym razie nie jest. Byłby może powód: pójść do kościoła, bo dziś w końcu największe święto. Moja wiara mieści się w skali „raz do żłoba, raz do groba” no, więc kiedy? Niewykluczone jednak, że wypadać nam będzie przyjąć w ten wieczór krewniaka z małżonką, co zajechał tu z Warszawy samej. Przyjechał jednak nie do nas, a do rodziny małżonki, która pochodzi z tąd. Zobaczymy więc, jak to będzie, bo mamy się jeszcze zgadać.
Żabo kochana, a upewniłaś się, czy ten miłorząb naprawdę jest rodzaju męskiego?
Aby skomplikować sprawę donoszę, że są też żeńskie osobniki co mają tą przykrą właściwość, że owocują. Nachodziłem się kiedyś po ogrodach i parkach i spotkałem tylko jedną jedyną przedstawicielkę gatunku. Owoce wielkości i koloru mirabelek leżały pod nią gęsto i rozprzestrzeniały zapierającą dech woń. Tak, powiem, że śmierdziały, za przeproszeniem. Nie wiem w sumie, czy to była jedyna przedstawicielka obok jakiej przyszło mi przechodzić, bo z postaci niczym się od innych miłorząbów nie różniła, lecz tu przypadek sprawił, że zapytałem przewodnika o szczegóły. Czy konie znoszą te owoce, albo może nawet lubią, nie pytałem.
Wesołego jajka i – byle do wiosny!
Kochani Blogowi Przyjaciele – życzę wszystkim – czynnym i podczytującym – spokojnych, słonecznych i rodzinnych Świąt.
Zaraz wyjeżdżam do Warszawy. Możecie mi życzyć bezpiecznej podróży.
Pyro – zdrowiej. Dobrze, że wezwałaś „mądrą”. Musisz bardzo o siebie dbać.
Krysiude dziekuję za życzenia a Wam spokojnych Świąt i dobrej drogi …:)
Krysiade przemieszcza się świątecznie ze swoich białowieszczańskich krzaków do stolicy, a my wyruszamy z miasta w nadbużańskie okolice. Już tradycyjnie będziemy dzielić się jajkiem wypatrując wszelakich oznak wiosny. I takich właśnie wiosennych i słonecznych Świąt Wam życzę, a przy okazji oczywiście jajek w rozmaitych odsłonach oraz bab puszystych i stosownie przypudrowanych 🙂 Kiedy myślę o jajach to zaraz wspominam Nisię, która była fanką faszerowanych, a ja to upodobanie rozumiem i w pełni podzielam. Chorującym ZDROWIA i przegnania wirusów i paskudztw wszelakich.
Krysiude – szerokiej drogi!
A dla Wszystkich najserdeczniejsze życzenia zdrowych, spokojnych i pogodnych Świąt Wielkanocnych.
Faszerowane z koperkiem i przysmażone na maśle będą i u nas. Goście zawsze na nie czekają.
Podróżującym – szerokiej drogi, powracającym z podróży – miłego odpoczynku, a wszystkim blogowym przyjaciołom – spokojnych, zdrowych i pogodnych Świąt.
Pytanko do Pawła Wiedeńskiego i nemo – zmieniliście adresy? (dostaję za każdym razem error)
Zycze wszystkim udanych Świat Wielkanocnych. Bądźcie zdrowi!
Przemieszczającym się świątecznie – szczęśliwej podróży,
a dla całej blogowej Braci – spokojnych, dobrych i smakowitych Świąt!
Pyro – zdrowiej jak najszybciej!
Dzien dobry,
życzę wszystkim przyjemnych świąt a podróżującym spokojnej podróży.
Sama wracam do łóżka, na zewnątrz lodowato i paskudnie, no i nalezy przede wszystkim wypoczać.
Oj, ginki to nie chanel no.5!
O rany, Pepe, w razie wypadku pośmierdzi i przestanie. Z drugiej strony jeżeli to będzie samotny osobnik żeński, to chyba nie zaowocuje, bo niby jak? Tak jak mój dereń, biedaczyna.
Dereniowi dzisiaj dosadziliśmy drugiego, a po świętach dosadzę jeszcze jednego i moze w końcu się poczuje dowartościowany, a raczej dowartościowana.
Posadziliśmy też sześć różnych bzów=lilaków, ale to ciągle nie są te, nie jest ten, którego szukam.
Echidno,
Nic nie zmieniałam. Napisałam do Ciebie z podaniem alternatywnych adresów. Daj, proszę, znać, czy doszło.
Zdaje się, że znalazłam ten bez. Nazywa się „Ludwig Spaeth” czyli „Souvenir de Louis Spath”
Bardzo ładny ten Ludwig.
Żabo,
z przyjemnością skorzystam z zaproszenia. Zapowiem się odpowiednio wcześniej, a GPS doprowadzi jeśli nie do samych Żabich Błot, to przynajmniej w pobliże.
Jajka faszerowane pieczarkami będą także na moim stole.
Zapowiadają ocieplenie nawet do + 15 st. C. To mi się podoba.
Żabo,
Taki ten bez?
Mam go w ogrodzie, bardzo stary krzak. Pojedyncze kwiaty, piękne, wielkie kiście, pachnie intensywnie.
Za zdrowie wedrowca na szlaku!
A zwłaszcza za zdrowie Pyry!
Tym to dobrze…w michę im dają i nawet nie muszą uganiać sie za pozywieniem.
http://www.aalicja.dyns.cx/news/IMG_0056.JPG
Dobry wieczór – nareszcie mam !!!!
Wprawdzie od 2 godzin, ale dopiero teraz mogłam usiąść.
Całemu Blogowisku życzę spokojnych a przede wszystkim zdrowych (ze szczególnym uwzględnieniem Pyry) Świąt.
Myślami przez cały czas byłam tam, gdzie Wy. Żałość mi tak samo doskwiera.
dobrze, że już jesteś Zgaguniu 🙂
Witaj powrócona Zgago! Miło, że jesteś!
Za zdrowie Pyry i nas Wszystkich!
Zgago!
Witaj z powrotem i oby na dłużej!
Małgosiu, Żabo, bardzo dziękuję.
Przez to choróbsko z wszystkimi pracami świątecznymi jestem daleko w tyle a poniedziałek świętujemy u mnie. Przecież nie mogę się czerwienić przed siostrzenicą, dlatego goni mnie robota.
Wpadnę znowu do Was o świcie.
Dobrej nocy.
https://www.youtube.com/watch?v=kGnfqRR509M&list=RD9UVjjcOUJLE&index=7
https://www.youtube.com/watch?v=9UVjjcOUJLE
Zgago, witaj!
Misiu, dzieki za te piekne nagrania.
Irku, zamówiłam sobie pięć odmian z tej szkółki. Jedną wyżebrałam, bo dopiero ją zaczynają rozmnażać. To Rosa gallica ‚Conditorum’ zwana też węgierską cukrową, poza tym Rosa rugosa ‚Belle Poitevine’, Cardinal de Richelieu, Rosa centifolia ‚Bullata’ i Rosa centifolia ‚Cristata’
Wielkie dzięki za pomoc
Dzień dobry. Wszystkim życzę spokojnych i radosnych Świąt, smakowitych i chocby trochę leniwych – każdemu takich, jakie lubi i na jakie czekał; zdrowia – zwłaszcza tym, których coś dopadło, dopada lub zamierza dopaść, a na dzisiaj – uporania się z zadaniami przedświątecznymi (i wszelkimi innymi, jeśli takie też dziś przed kimś stoją).
Witam, zdrowych, spokojnych świąt Wielkanocnych.
Kochani,
Spokojnych i pogodnych Świąt, zdrowia wszystkim potrzebującym.
dzień dobry …..
spokojnych i miłych Świąt Wam życzę i za życzenia dziękuję …. 🙂
Zgago pomachanko i zdrowia … 🙂
nasze plany z wycieczką do lasu na dziś spłynęły z deszczem …
Milych Swiat dla blogowiska.
Pyro wracaj szybko do zdrowia.
Spokojnych i pełnych nadziei Świąt 🙂
Milego swietowania i powiewu prawdziwej wiosny, nie tylko w prognozach pogody, ale przede wszystkim w codziennosci, zyczy Nowy.
Wiosennego świętowania Wszystkim!
Życzliwych, spokojnych i udanych kulinarnie Świąt!
„Wiosna, wiosna, nam nic nie szkodzi czasu szalony bieg…”
Zdrowych Świąt życzę wszystkim „Gotującym się”.
Piotrowi nawet osobiście:
https://goo.gl/photos/ESt154wTTHAbgncH9
Kamyk przetrwał 🙂
Do zwierzątka na antypodach: nie zmieniałem adresu…
Spokojnych Świąt, zdrowia i pięknej słonecznej pogody!!!
https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/111021/
Spokojnych Świąt, zdrowia i pięknej słonecznej pogody.
https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/111021/
Wszystkim Blogowiczom życzę zdrowych spokojnych i smacznych Świąt Wielkanocnych, miłych wiosennych spacerów w pięknych okolicznościach przyrody, a słabującym jeszcze więcej zdrowia 🙂
U nas pogodnie i dopiero popołudniowo, Jerzor wdział wdzianko i na rower, ja natomiast kicham na wszystko, bo gdzieś po drodze mnie zawiało. Tu ciepło, tam zimno – takie rezultaty.
Ewo,
po świętach zajmę się uzupełnianiem blogowego Kalendarza, już dawno nie był uzupełniany 🙄
Wszystkim życzę zdrowych i spokojnych świąt !
Pogodnych i zdrowych Swiat wszystkim.
Wesołych świąt!
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_8516.JPG
Spokojnych Świąt z żurkiem, jajkiem i białą kiełbasą życzą Pyry i Ryba
dzień dobry …
smacznego śniadania … ja za chwilę idę w gości … pogoda robi się słoneczna …
miłego dnia … 😀
Wesolego Alleluja!!!
https://www.youtube.com/watch?v=uwxMwbnVZWE
Wesołych Świąt!!!
WesolychSwiat.Duzo slonca i radości.
Pogoda dopisala,jest pięknie.
Jutro może tez
Wesolych Swiat.
Pogoda dopisala.
Może jutro tez?
Te same zyczenia,ale troszkę inna forma.
Właśnie pożegnałam moich gości i planuję dłuższy spacer w mniejszym gronie, z czworonogiem, oczywiście. Tu także pogoda cesarska (jak mawiał pan Lulek).
Miłego świętowania!
Wesołych Świąt raz jeszcze, a jakże!
Cesarska u nas była wczoraj, a dziś znowu plucha, jak dawno zapowiadano. Mała wnuczka umówiła się z naszą równie małą sąsiadką na zbieranie jajek na trawniku. Nic z tego nie będzie, bo mokro, a ona w „baletkach” przyszła. Po śniadaniu dopiero co jesteśmy, a tu już po drugiej. Objadu już nie ma co planować, bo śniadanie było wg tradycji i zostało tego tyle, co zwykle po wigilii.
Zdrowych świąt raz jeszcze.
PS. Ładną laurkę wystawił Piotrowi Ludwik Stoma w ostatnim, drukowanym numerze POLITYKI!
U nas też pogoda cesarska. Z jamniorem na spacerze byliśmy, widzieliśmy pąki i początki kwiatów na drzewach. Mam nadzieję, że jutro też będzie ładnie.
Żabuniu krem wyszedł przepyszny.
Jedni goście, czyli moja siostra i szwagier już wyjechali, ale wieczorem przybędą kolejni, czyli synowa, syn i wnuczek, który byli już na śniadaniu, ale potem udali się na uroczystości rodzinne w tamtej części rodziny. Siostra i szwagier przyjechali wczoraj, więc był także czas na małą wycieczkę. Pojechaliśmy do Wejherowa, a głównym powodem była chęć pokazania siostrze, zamiłowanej ornitolożce amatorce czarnych łabędzi w tamtejszym parku. Łabędzie pływały po stawie i zostały/ obfotografowane przez siostrę z każdej strony. Czarne łabędzie pojawiły się tam na początku roku i myślałam, że same tam przyleciały, choć rzadko występują na wolności, ale jednak gdzieniegdzie się pojawiają. Okazało się jednak, że zostały specjalnie sprowadzone. Nie wiem, czy to prawda, ale podobno mają podcięte lotki, aby nie odfrunęły. I to już zupełnie mi się nie podoba, tym bardziej że jeden ptak już w styczniu został znaleziony martwy, do czego przyczynił się lis. Zawsze chwalę wejherowski park i starania o jego piękny, a zarazem naturalny wygląd, ale te starania idą moim zdaniem w niewłaściwym kierunku, bo wybudowano tam dwie duże woliery, jeszcze puste, ale pewnie wkrótce zostaną zasiedlone. Nie widzę innego przeznaczenia dla tych obiektów. Dla mnie widok ptaków, pewnie odkupionych z zoo, nie jest miłym widokiem, a pewnie będzie to parkowa atrakcja. Zobaczymy. A w parku można przecież podglądać tyle ptaków na wolności.
Oczywiście niemiły jest widok uwięzionych ptaków.
Dziś od rana także u nas pięknie świeci słońce i spacerowaliśmy tym razem po naszej okolicy. A widoki były bardzo ciekawe, bo sporo żurawi nam się pokazało – i na łąkach, i w locie, i stadko 5 saren, i mewy na jeziorku. Niestety przybyło także sporo całkiem nowych śmieci w różnych miejscach. Powiem szczerze – takim śmieciarzom życzę źle. Nowy system śmieciowy miał zapobiec takim sytuacjom, ale od początku uważałam to za utopijny pomysł. Są jednostki niereformowalne.
Tyle smacznych potraw przygotowałam, ale jednak chyba trochę za dużo. trudno, najwyżej trochę zamrożę. Z ciast jest sernik, który piekłam ostatnio rok temu i mazurek pomarańczowy, który cieszy się największym powodzeniem. Siostra poprosiła o przepis.
Jutro po śniadaniu też gdzieś się wybierzemy, ale kierunek jeszcze nie ustalony. Raczej nie do Gdyni, bo tam będą tłumy.
Raz jeszcze Wesolego Alleluja!!! (bo poprzedni komentarz czeka na moderacje, pewnie ze wzgledu na link)
tutaj cesarska, ktorej wszystkim wszedzie zycze takoz!
Raz jeszcze Wesolego Alleluja!!! (bo poprzedni komentarz czeka na moderacje, pewnie ze wzgledu na link)
tutaj cesarska, ktorej wszystkim wszedzie zycze takoz!
Wczoraj, korzystając z przepięknej i zupełnie bezwietrznej pogody, przykręcałam uchwyty do drzwi do zejścia do piwnicy, przyszlo mi do głowy (wreszcie!) slowo wlasciwe, czyli klapa. To nie są drzwi, ale klapy! Uchwyty (w postaci kółek na kwadratowej blasze, przykręcanej czterema śrubami) są na zewnątrz i od wewnętrz. Te wewnętrzne z zamysłem na przyczepienie łańcuszka ograniczającego otwarcie o nieco więcej niż 90 stopni, spróbowałam z mocną linką, ale się rozciągnęła tak, że klapa leżała płasko – 180 o. Skróciłam linkę i zrobiło się to samo. Musi być coś absolutnie nie rozciągliwego, czyli najlatwiejszy do nabycia jest łańcuch.
Jeszcze wzmocniłam przymocowanie desek dodając po jednej śrubie zamkowej na końcu każdej szpongi i to juz by był koniec z klapami. Uff… Teraz można na nich brykać i fikać – zapraszam z blogu Bobika 🙂
Na śniadaniu byłyśmy z siostrą u mojej córki, teraz padamy, ona już a ja za chwilę.
Pogoda dalej przepiękna, ale wieje potężnie.
Nemo, czy ten Twój bez jest ciemniejszy niż na zdjęciu?
Ten bez pokazany przez Nemo zachwyca wielkością kiści, wyobrażam sobie jak pachnie. Ale też obejrzałam róże, które zakupiła Żaba. Cudnie kwitną, aż żal obrywać płatki na konfiturę, na którą ponoć bardzo się nadają.
Krystyno, pozazdrościć terenów spacerowych. U mnie nie tak sielsko, a spotkane ptaki to oczywiście sroki, wrony i rybitwy coraz śmielej sobie poczynające. Jednak wśród bujniejszych żywopłotów i rozmaitych krzaczastych, uwija się cała masa drobnych ptaszków, oczywiście prym wiodą rozćwierkane wróble, a jeszcze trochę i przylecą jaskółki 🙂
Z blogiem Bobika przyjaźnię się po cichutku…
Żabo,
ten bez jest w rzeczywistości ciemniejszy, zdjęcie było z lampą błyskową.
To jest klasyczny tzw. czerwony bez, stara odmiana, bardzo pachnąca.
Jak się ogląda zdjęcia tej odmiany w internecie, to każde ma inny odcień.
Ten jest chyba najbardziej zbliżony
Dzień dobry,
u mnie akurat południe, bardzo piękny dzień, dopijam śniadaniową lampkę wina i trzeba się wybrać do lasu. Z roślin pokazały się śnieżyczki, ale to normalne, u nas wszystko ok. miesiąc później.
A propos lampki wina – u nas do wielkanocnego śniadaniowego rolmopsa czy innego śledzika (obowiązkowo był po podzieleniu się jajkiem i po zjedzeniu jajeczności) piło się kieliszek zmrożonej wódki.
Ja zastąpiłam to winem.
Dzisiejsze śniadanie nietypowe, bo z wiadomych przyczyn nic nie robiłam, najbardziej brakuje mi rolmopsika i sałatki jarzynowej, dwie obowiązkowe rzeczy, które zawsze były na moim wielkanocnym stole. Rolmopsy zastąpiłam marynowanymi filetami śledziowymi z suszonymi pomidorami (ze słoika), też dobre.
bardzo miły i smaczny czas za mną …. córka mnie zaskoczyła bo zrobiła prawdziwe jajka faszerowane w skorupkach … Amelka przygotowała pysznego mazurka prawie sama … a pasztet domowy był przepyszny wyrobu teściowej córci … jedzenia do wyboru, koloru i do smaku … dostałam trochę do domu ale zabrałam mało bo jutro czeka mnie nowa wyżerka w gościnie …
słonecznie ale nie jest ciepło …
Za mną tez miły, rodzinny obiad: żurek z białą kiełbasą, pieczony udziec jagnięcy a do tego pieczone ziemniaki i warzywa. Nawet mała Basia spróbowała 🙂 Na deser ciasta sernik, baba drożdżowa, mazurki kajmakowy i czekoladowy, kawa i czerwone wino. Pogoda była rzeczywiście piękna, spacerowa.
Z żalem informuję że dzisiaj wieczorem odeszła do Niebiańskiej Kuchni, za Nisią i Piotrem, nasza Mama – Pyra. Chciałybyśmy podziękować serdecznie wszystkim blogowiczom za przyjaźń i wsparcie. Pyra żyła tym blogiem. Zawarła tu mnóstwo przyjaźni, nie tylko wirtualnych. Wypijcie dzisiaj za jej pamięć. Młodsza z Rybą
Jaki żal, jaki ból
Pyro, Jaruto R.I.P.
Jakas czarna passa padla na blog. Pyra, nasza Kochana Pyra odeszla i jestem oszolomiona ta wiadomoscia. Pyra Mlodsza i Ryba, wyrazy wspolczucia.
W Niebiosach Gospodarz bedzie w doborowym towarzystwie. Wolalabym Ich miec na blogu. Leca mi lzy z zalu. Pyra, kochana Pyra.
Z rozmowy z Anią zrozumiałam, że dziewczęta na razie nie chciałyby telefonów.
Teraz po prostu myślmy o nich.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Za zdrowie wędrowca na szlaku !
Pyro taki żal … Dziewczyny wypiję … 🙁
Jak znam Pyre, a znalam ja od poczatku, od powstania blogu nie tylko wirtualnie, ale i osobiscie, gdyby miala na to wplyw, nie chcialaby nam tego robic dzisiaj. Ja sie urodzilam w Wielka Niedziele, Pyra odeszla, tak mi sie teraz skojarzylo. Do zobaczenia, Pyro kochana.
Za zdrowie wedrowca na szlaku!
Nie mogę uwierzyć … Co za czarna seria …
Rybo, Aniu, najserdeczniejsze wyrazy współczucia.
Pyro, R.I.P.
R.I.P.
Wypiję za wędrowca na szlaku.
Na nic innego mnie teraz nie stać.
Pyra była jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna, wyrazista. Wielka strata dla rodziny, przyjaciół, blogowiczów.
Nie, nie, nie.
Pyra przypominała mi moją mamę. Jej odejście zabolało, chociaż znałam Ją tylko z bloga.
Rybo i Młodsza – sercem jestem z Wami.
Krycha
Nie, nie mogę uwierzyć, Pyro!
Za wędrowca na szlaku!
Tak bardzo brak slow, Pyro – do zobaczenia. Dziewczyny, trzymajcie sie.
Aniu, Leno – bardzo Wam współczuję.
Współczuję też nam wszystkim na blogu. Cały czas miałam nadzieję, że jednak Pyrze polepszy się przynajmniej na jakiś czas. A jednak …
Już nigdy nie zadzwonię i nie powiem „witojcie krzesna matko” i nigdy nie usłyszę ” „witaj synku” …
Żegnaj mój przyjacielu.
https://www.youtube.com/watch?v=QN1HA5yplMY
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Sliwa glebokiego wspolczuca dla Corek i dla wszystkich Przyjaciol Zmarlej.
Jestem tu (czytając) bez przerwy od 2008 roku przez co bardzo czuję się związana ze wszystkimi uczestnikami ale wpisałam się tylko chyba ze dwa razy. W ostatnim czasie tak bardzo poruszyły mnie „wiadomości” o odejściu bliskich tego blogu- dla mnie też, jakoś bliskich…. dziś znowu zapłakałam ( tak jak po wiadomości o Nisi, Gospodarzu) po Pyrze…. Wielka Strata… jak można tak po prostu odejść kiedy ciągle była świadomość i nadzieja na przyszłość? RIP
Nie dochodzi to do mnie, Pyro…. Brakuje slow…..
Do kiedys, Pyro……….
Ludzie, czy tu końca nie będzie?
Moja LP chciała parę dni temu zadzwonić do Pyry lecz ją powstrzymałem tym, że ona zajęta wyprawą do szpitala, a wróci po niedzieli, to będzie czas na to.
Nigdy niema dosyć czasu
Kochane moje, Młodsza i Ryba, utulam Was i płaczę z Wami.
Gdy prawie dziewięć lat temu poznałem Pyrę i część blogowych aktywistów „w realu”, było to dziełem przypadku – wtedy dopiero dowiedziałem się o istnieniu tego blogu. I nie napis „Polityka wciąga” na naszych koszulkach w Kórniku, ale obok Piotrowej życzliwości to właśnie charyzma Pyry i Pana Lulka (póżniej także Bobika, Nisi i Placka – żyjących dyskretnie pomijam) sprawiła, że dałem się „wciągnąć”.
Pyra była po prostu esencją i spoiwem tego miejsca, była jego nierozłącznym elementem. Była też Przyjacielem.
Nie zdawałem sobie wówczas sprawy, że blogowanie będzie kiedyś aż tak boleć…
Żegnaj Pyro, żegnaj Jaruto…
Młodsza i Rybo, jesteśmy blisko.
Pyro, dziękuję że byłaś.
Nie wierzę… 😥
Nim piękna wiosna owionie światy,
Umai drzewa, rozwinie kwiaty,
Nim prysną lody,
Zamruczą wody,
Pierwsza iaskółka w oknie usiędzie,
Już mnie nie będzie…
Ech, Pyro, tak się nie robi! 🙁 Jak lekarz mówi, że przeżyjesz święta, to trzeba się słuchać, a nie – po swojemu, jak zawsze 🙄
🙁 🙁 🙁
Tak, Nemo, jak zawsze po swojemu
Pyro Młodsza, Rybo
Żadne słowa nie ukoją bólu po odejściu Mamy. Niechaj myśl, że sercem jesteśmy z Wami pomoże Wam w tych trudnych chwilach.
Echidna i Wombat
Popłakałem się… Zamknęłaś Pyro coś bardzo ważnego! Odpoczywaj.
Dziewczyny, myślimy o Was. Trzymajcie się!
To znowu ja… Smutny dzień, smutny ja….
Pierwszy dzień świąt. Jadąc do pracy podjeżdżam do okienka w McDonaldzie, zamawiam egg muffin with no meat on it, small OJ, medium coffee – cream and sugar. Musi być świątecznie! A co!!! Przed ósmą jestem już w pracy. Nic do roboty, ale muszę być.
Co chwila zaglądam na blog szukając świątecznego nastroju, jak i co, u kogo. Sam nie mam się z kim dzielić jajkiem, nawet nie mam ugotowanego jajka. Mam egg muffin z McDonalda!
Nikt na blogu nie wie, jak ważne jest to dla mnie miejsce, zwłaszcza w takich dniach jak dzisiejszy.
Wciąż tam zaglądam, śledzę wpisy. Po cichu czekam też na jakiś telefon od rodziny z Polski, bez większych nadziei, ale przecież czekam. Niemądry! Niedziela, święta – banki, poczty, polskie agencje – wszystko zamknięte, pieniędzy ani paczki się nie wyśle, to po co mają dzwonić!
Na blogu też niewiele się dzieje, ale mój niepokój o Poznań wzrasta. Wreszcie Ania z Rybą napisały…. Już się nie hamowałem, poryczałem się na całego. Pyra o tym nie wiedziała jak bliską, chociaż tak daleką była dla mnie osobą. W czasie ostatniej rozmowy z Nią (dzwoniłem rzadko) obiecałem, że zrobię wszystko, żeby na dziesiąty zjazd przyjechać. Niestety….. nie ugotuje mi już obiecanej kartoflanki….
Z pewnością nie jestem jedyną osobą dla której Pyra była tak bliska, ale dla mnie była, w jakiś szczególny, niemożliwy do opisania sposób. I taką pozostanie…..
Dziękuję Ci Pyro….
Nowy
Smutne wiadomości.
Wszystkim bliskim Pana Piotra, bliskim i przyjaciołom Pyry serdecznie współczuję w tym ciężkim czasie osamotnienia.
Nowy – przyjedź na ten zjazd. Co prawda kartoflanki nie cierpię więc Ci jej nie uhotuję ale cosik innego wg przepisu Pyry – bardzo proszę.
Żal i smutek – trudno uwierzyć. Pyra była i jest na Blogu Osobą, na której wpisy i słowa czekałam – nie tylko na przepisy, chociaz w tych pozostaje dla mnie autorytetem. Nie znałam Pyry osobiście, ale wszystko co jej dotyczyło było dla mnie ważne, a więc także to, co robi Pyra młodsza i Ryba.
Pyro Młodsza, Rybo, nikt nie może pocieszyć po odejściu Mamy, ale krąg tych, których wokół siebie Wasza Mama zgromadziła jest duży i moje myśli i współczucie jest z Wami.
smutne dzień dobry ….
Pyro Młodsza, Rybo przytulam Was … Pyro bardzo będę tęskniła …. 🙁
czytając Wasze wpisy o Pyrze nie mogę powstrzymać łez … Pyro gdziekolwiek jesteś czuwaj nad nami …
pepegor dużo zdrowia …..
Pyro Młodsza, Rybo, Synusiu, przyjmijcie moje najserdeczniejsze wyrazy współczucia.
Wasza Mama była ważna osoba dla wielu osób. Dwa miesiące temu po raz pierwszy rozmawiałam z nią przez telefon. Miałam wrażenie, ze znamy sie od dawna. Była przyjazna i życzliwa, słuchała mnie uważnie, pytała co u mnie, co u mojej mamy, dodawała otuchy. Smutek jest teraz jeszcze silniejszy.
Jak pisze PalOlOre, przywiązując sie do blogu tez nie sądziłam, ze blogowanie będzie aż tak bolesne.
Wiemy, jak bardzo Pyra ceniła i lubiła to miejsce. Nikt Jej nie zastąpi ale postaramy sie utrzymać to miejsce, rozmawiać ze soba, wspierać wzajemnie.
Smutna wiadomość.
Właśnie przeczytałam i nadal to do mnie nie dociera…
Kilkakrotnie byliśmy przez Pyrę zapraszani do Poznania i odkładaliśmy to „na zaś”, bo mamy jeszcze czas… Duży błąd.
Pyro Młodsza, Rybo – miałyście wspaniałą Mamę. Przyjmijcie najserdeczniejsze wyrazy współczucia.
Błąd którego nie powtórzę. Czas się zmierzyć z rzeczywistością.
Bardzo dziękujemy wszystkim za miłe słowa. Pyra bardzo by się cieszyła. Wiemy, że znalazła tu prawdziwych przyjaciół.
Przyłączam się do żalu. 😥
Noc prawie bezsenna. Cały czas ta Jaruta chodzi mi po głowie. To odwieczne pytanie, dlaczego?
Ewie powiedziałem dopiero dzisiaj, żeby noc miała spokojną. Okazało się, że też źle spała, jakby przeczuwając. Dobrze – powiedziała – że chociaż w ubiegłym roku odwiedziłeś Pyrę na parę godzin. Byliśmy wtedy we Wrocławiu. Pojechałem z przyjacielem z młodych lat. Gościły nas Pyra i Ania. Tradycyjnie dostałem butelczynę nalewki na drogę i wieczyste zaproszenia na kolejne wizyty. No cóż…
jak napisze zegnaj Przyjacielu, to będzie za mało, jak napisze zegnaj Mamo, to będzie nie na miejscu, zegnam wiec to wszystko czym potafilas być jednocześnie: przede wszystkim wyrozumiałym Wielkim SERCEM z jajami i wielka cierpliwością, Paweł ma racje, blogowanie czasem mocno boli
Aniu, Rybo, Synusiu przyjmijcie mój wielki zal
s.
Pyro-przecież kochałaś wiosnę i słońce, więc trzeba było zostać było zostać, by cieszyć się z nami, że znowu jest, nadeszła jak zwykle i będzie coraz piękniejsza.
Przecież te wielkanocne przysmaki-biała kiełbasa, szynki i pasztety, to Twoja ukochana kuchnia i ile razy opowiadałaś nam, jak tę kiełbasę albo pasztet robiłaś sama, a my wyobrażaliśmy sobie jej smak i zapach.
Przecież na tegoroczną Wielkanoc miał być tort orzechowy, do którego łupałaś orzechy i przypomniałaś nam, że to ten sam przepis i ten sam tort, którym uraczyła nas Żaba na zakończenie jednego ze zjazdów.
Przecież wiemy, że nie kochałaś morskich robali, soczewicy i zupy dyniowej, a pierogi to też nie za bardzo 😉 ale kochałaś nas wszystkich i to było N A J W A Ż N I E J S Z E, bo brałaś nas takimi jacy jesteśmy, nie narzekając na nasze wady, ale ceniąc i stale podkreślając nasze zalety.
Przecież bardzo dobrze wiesz, że nie wszyscy tak potrafią, ale Ty to umiałaś ZNAKOMICIE. Cieszyłaś się z naszych podróży, kulinarnych sukcesów, naszych osobistych czy zawodowych zwycięstw albo martwiłaś się z powodu naszych wpadek czy porażek. Pocieszałaś, wspierałaś, byłaś naszą Przyjaciółką, ukochaną Cioteczką, Tą która wie o nas niejedno i zawsze jest po naszej stronie. Pyro i kto teraz o nas zadba….? Dlaczego nie będzie już opowieści, o tym co przeczytałaś podczas porannej prasówki, dlaczego nie opowiesz nam, jakie książki podrzuciła Ci Haneczka albo do jakich książek znowu z przyjemnością sięgnęłaś po latach? Dlaczego nie będziemy wiedzieli, kiedy masz znowu do dyspozycji klucz od strychu i w związku z tym możesz tam powiesić Wasze pranie?
Przecież za to właśnie Cię ceniliśmy i kochaliśmy-za te zwyczajne opowieści o banalnej codzienności i za Twoje cenne uwagi o historii, obyczajach, o książkach, autorach, o prasie i o literaturze.
Pyro-dziękuję Ci za to wszystko. Dziękuję, że mogłam być z Tobą na blogu przez prawie osiem ostatnich lat. A Twoich najbliższych ściskam mocno i jestem z Wami całym sercem.
Danuśka – mama jeszcze zdążyła zmielić te orzechy w maszynce do mięsa (elektrycznej) i razem upiekłyśmy spody. Niestety krem już robiłam sama dzięki uprzejmości Żabci. Na święta były też zamówione przez Matulę szynki, biała i wędzona polska – w tym roku zamówiłyśmy bo nie było czasu – za to u znajomego. Lena stwoierdziła, że tak dobrych wędlin nie jadła od lat. Był też pasztet, który zrobiłam pod świetlanym kierownictwem – teraz zmiel to, dodaj tyle garści tego itp. Matula byłaby zadowolona z wczorajszego stłu – gwarantuję Ci
Przyłączam się do wpisu Danuśki, dodając swoją pretensję, że obiecałaś być, Pyro, „na nogach” na Jubileuszowym X Zjeździe, jeszcze to słyszę w słuchawce telefonicznej.
Leje deszcz i z braku zieleni wyglada raczej listopadowo, sprzyja rozklejaniu się. Bo jak to wszystko zmieścić, w ciągu kilku miesięcy odeszło od nas czworo blogowiczów. Nisia, z którą byłam w bliskiej przyjaźni, Placek, którego bliżej poznałam pod koniec Jego życia, nasz Gospodarz kochany, Pyra. Wszystkich znałam osobiście, wszystkich mam przed oczami. Boli.
„Nasza Podczasza” będzie teraz zarządzała „o zwykłej porze” toast dla garstki tych, co odeszli od naszego Stołu i jestem pewna, że TAM, gdziekolwiek to jest, już zorganizowała Stół-bis. Pyra zawsze była mistrzynią organizacji wszelkiego rodzaju spotkań i imprez, nie zapominajmy, że to Jej inicjatywą były doroczne Zjazdy. I niech nam tak zostanie.
Uściski dla Młodszej, Ryby z Matrosem i Synusia z Rodziną.
Zegnaj Pyro.
Wyrazy smutku dla całej rodziny.
Pyro Młodsza- wierzę Ci i cieszę się 🙂 Ja też często myślę w ten sposób o mojej Mamie:
a teraz cieszyłaby się razem ze mną, a teraz byłaby dumna, a teraz chciałabym Jej o tym powiedzieć…Oczywiście są też chwile, kiedy myślę, że teraz to pewno miałaby mi za złe i wygłosiła jakąś przemowę w stylu ” bo przecież ja wcale nie chcę się wtrącać, ale….” 😉
U mnie było inaczej. Mieszkałyśmy razem a ja wiedziałam że Mama uwielbia gotować i że chce czuć się potrzebna więc aż do grudnia w ogóle nie ładowałam się do kuchni. Nawet przerobiłam ją latem żeby jej bylo łatwiej (jeszcze raz dziękuję Misiowi za mikser, który Matula uwielbiała). Zabawiłam w niej na dłużej dopiero w grudniu a Mama stwierdziła, że talent do gotowania wyssałam z mlekiem 😀 Przyznaję że pichcę od trzech miesięcy ale pod świetlanym kierownictwem jakoś mi szło. Pyra twierdziła, że to kwestia smaku i zdolności do dodawania przypraw. Chociaż dzisiaj sie przekonałam, że czekolada 90% nie nadaje sie na polewę do paschy… oczywiście w tej chwili pomyślałam, że gdybym mogła poszłabym sie zapytać…
Dopiero co Pyra mnie mobilizowała, żebym się wywiedziała, co z Piotrem… a potem, co będzie z blogiem, i co ze znaczkami na zjazd…
Trudno sobie wyobrazić ten blog bez Pyry.
Ja odwiedziłam ją parę razy, teraz żałuję, że tylko parę, bo w końcu od czasu do czasu bywam w Poznaniu.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Nowy, ja Ci przywiozę na zjazd kartoflankę. Nawet w kilku wersjach, no, powiedzmy w trzech.
co by się nie działo – teatr musi grać, a blog trwać!
Mnie Pyra też podpuszczała, żebym dzwoniła do Piotra, ostatnio w sprawie tych znaczków zjazdowych. Pytam: Pyra, czemu sama nie dzwonisz? – A, wiesz, – mówi Pyra – on czuje się coraz słabiej, a ja coraz lepiej, głupio mi…
No i masz.
Za zdrowie wędrowców na szlaku – niech ich dobra gwiazda prowadzi! Maminą nalewką :D, której butelki czekajha na zjazd. Zdążyła uważyć tylko część jeszcze zlać trzeba. Broniłam ich dzisiaj własną piersią przed bratem. Obiecuję, że będą
Ha, też mam nalewki od Pyry, można powiedzieć, że pamiątkowe, ale nie będę ich traktować jak relikwie. Powolutku zostaną wypite już nie za zdrowie ofiarodawczyni, ale za Jej pamięć. A dostałam je od Pyry na zakończenie mojej wizyty u niej w Poznaniu. We wrześniu miną 2 lata. Zapamiętałam Pyrę w jej najbliższym, bo domowym środowisku, siedzącą przy stoliku w kuchni, albo w swoim pokoju przy komputerze i przy posiłkach w saloniku. Byłam bardzo wdzięczna za to zaproszenie .Pyra już wtedy nie wyruszała na dalsze wyprawy, ale doskonale zorganizowała mi ciekawy pobyt. Wielka szkoda, że nie doczekała planowanego zjazdu. Myślę, że bardzo zależało jej, aby zobaczyć jak najwięcej osób z blogu, także tych, których jeszcze osobiście nie poznała.
Żegnaj, Pyro.
Rodzinie i Przyjaciołom wyrazy współczucia.
Za naszych nadal Obecnych mimo, iż już nie tu i nie teraz…
A co do znaczków, to Pyrze rzeczywiście na nich niezwykle zależało zatem je oczywiście zamówię. Myślę, że będzie najprościej, jeśli koszt tego zamówienia podzielimy po prostu przez wszystkich uczestników X Zjazdu, bo będą to przecież niewielkie pieniądze.
Danuśko, a nie masz kontaktu z panią Olą?
Niezależnie od znaczków trzeba by jakoś z nią co nieco ustalić jak już będzie po świętach
Żabo, nie mam.
Nie wiem jak się odezwać. Wczoraj, po odejściu gości włączyłem przyrząd i przeczytałem fatalną wiadomość. Wpisałem co czułem, a dziś czytam Was. Nie potrafię się z tym faktem pogodzić. I ja myślałem, że w każdej chwili mogę zadzwonić do Pyry, nawet wtedy, kiedy zwiastuny tutejsze nie zapowiadały niczego dobrego. Myślałem, że Pyra będzie osiągalna, będzie osiągalna chociażby już z tego powodu, bo organizuje Zjazd w Poznaniu. Niestety, nie jest już osiągalna. Nadal nie mogę się z tym pogodzić.
Dziękuję za życzenia.
Danuśko, zadzwonię do Ciebie i na spokojnie obgadamy
Ja mam ochotę kilka razy dziennie dzwonić by się upewnić, że dodałam odpowiednich przypraw, lub czy piekę w odpowiedniej temperaturze. Jeszcze się nie oswoiłam z myślą, że odeszła. Ale zjazd zrobić musimy. Nalewki Pyry będą. Jeżeli uda mi się znaleźć przepisy, które gdzieś upchnęła (zawsze dyktowała z pamięci, a jej ulubione zdanie brzmiało „dodaj na oko” :)) to spiszę je i przygotuję na zjazd.
Tak chyba wszyscy mamy, że chcielibyśmy jeszcze zapytać.
A kogo chcielibysmy zapytać? Tych których UWAŻALIŚMY!
Ryba1968,
oczywiście, że X Jubileuszowy Zjazd się odbędzie, Pyra by nas straszyła po nocach, gdybyśmy zrezygnowali. Jak Żaba mówi –
teatr musi grać, a blog trwać!
Trochę przepisów Pyry jest w
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Przepisy/
Na pewno jest też parę przepisów nalewek w dziale /Napitki
Alicja ta książka kucharska jest super. Na pewno będę korzystać 🙂
Gaszę światło po tej stronie kałuży
Pyro, dzięki za wszystko.
R.I.P
Aniu, Rybo ja , Marta i Leszek jesteśmy z Wami.
Cały dzień dzisiaj podczytywałem Was tutaj, moje myśli nie ruszyły się z Polski, z Poznania, z trudnością odskakiwały na chwilę by zmusić się do jakiejkolwiek pracy. Wasze wspomnienia przywołały też moje, wróciłem do wpisów sprzed pięciu laty, kiedy byliście ze mną w trudnych chwilach, kiedy odeszła moja Mama, później zaprowadziły aż do dzieciństwa….
Pyro Młodsza, Rybo – bardzo Wam współczuję i ściskam, wiem co to jest. Przekażcie też to samo Synusiowi Waszej Mamy.
A co do Zjazdu – na dziś wygląda to bardzo obiecująco. Przyjęto dwie osoby, które mają mnie w pracy zastąpić w niedalekiej przyszłości, więc z kilkoma dniami urlopu w sierpniu nie powinno być kłopotu. A ja bardzo bym chciał tam być z Wami.
Żabo – moja wyobraźnia nie sięga tak daleko, by móc sobie wyobrazić trzy rodzaje kartoflanki! Wystarczy jeden, naprawdę! I kromka lub kilka dobrego chleba. A na deser może być trochę bigosu. Mama gotowała też czasami kapustę do której wrzucała pokrojoną, dobra kiełbasę, doprawiała kminkiem.
Ja wiem, to wstyd na tym blogu zachwycać się tak prostym jedzeniem, ale ja to lubię i nic na to nie poradzę. Po 30 latach tułaczki i jedzenia z niemal każdego pieca wciąż wracam do smakowych wspomnień z dzieciństwa, z domu, z Polski. Podobno smaki i zapachy pamięta się najdłużej.
Danuśka, bardzo piękne są Twoje słowa skierowane do Pyry! Bardzo!
Tak samo czuję, tak samo myślę, za to samo ją tak bardzo lubiłem.
Czytam dawne wpisy, czyli te do soboty i uświadamiam sobie, jak czekałam na słowa Pyry, na Jej reakcję na różne trudne momenty i zdarzenia na blogu, na historie, które opowiadała i na codzienne relacje. Blog przede wszystkim czytałam – byłam na zewnątrz, ale Pyra była w moim domu. Za moim pośrednictwem poznawali Ją moi bliscy. Dlatego Pyra także w ich pamięci pozostanie.
dzień dobry ….
wczoraj dostałam bardzo starą księżkę kucharską … nietety nie ma tytułu ani daty wydania i widać, że ktoś korzystał z niej często …. cały wieczór książkę czytałam myśląć o Pyrze bo lubiła czytać takie książki … co chwilę się łapałam na tym, że napiszę do Pyry o czymś z tej książki .. np. o marmoladzie z derenia ….
Danuśka tak … bardzo piękne są Twoje słowa skierowane do Pyry …
Tak pięknie piszecie o Mamie – dziękuję. Jolinek – mama zbierała stare książki kucharskie i zaczytywała się w nich. Jeden z moich ulubionych deserów w takiej oto książce zaczyna się od słów: „weź sześć tęgich dziewek…” – wyobrażałyśmy sobie potem jak ucierają żółtka z masłem i cukrem 🙂 W ogóle Mama uwielbiała staropolską kuchnię i miała niesamowitą pamięć do cytatów… ale to dzięki Wam wprowadzała nowinki do naszego jadłospisu 🙂 często próbowała Waszych przepisów i wiele z nich zagościło na naszym stole na stałe. Cóż… dzisiaj przede mną latanie po urzędach. Zajrzę po południu.
A mnie się dzisiaj śniły nowe wpisy Pyry…
Gdy przeczytałam nie mogłam w to uwierzyć, jeszcze nie mogę, dopiero dzisiaj znowu zajrzałam na blog i jestem w stanie coś napisać.
Przecież Pyra była zawsze…
Też nie myślałam, że blogowanie będzie bolało.
Danusiu – dziękuję za Twój wpis.
Aniu i Leno – myślami jestem z Wami.
Nick Pyry bardzo podobał się moim siostrzenicom 🙂
Mnie tez bardzo podobal sie wpis Danuski o Pyrze.
Nowy,
do prostego jedzenia zaliczyć trzeba szare kluski, które w wykonaniu Pyry były znakomite. Do tego skwareczki i zasmażana kapusta. Kilka osób z naszego blogu miało okazję to jeść i pewnie wspomina z zachwytem. Szkoda, ze Cię to ominęło. Bardzo lubię proste potrawy, co nie przeszkadza jeść także tych bardziej wyszukanych.
Kochani-napisałam do Pyry, to co dyktowało mi serce. Będzie Jej tu niezwykle brak.
Dzisiaj w porannym pośpiechu zostawiłam telefon w domu zatem, gdyby Żaba albo ktoś jeszcze chciał pogadać, to uda nam się to zrobić dopiero popołudniu.
Wypada teraz, żebym to ja zajęła się kwiatami dla Pyry. Prowincja ma tę zaletę, że jest tańsza, z kwiatów dla Nisi zostało tyle, że starczyło na kwiaty dla Piotra, które zamawiała Danuśka w Warszawie.
Kto się chce dorzucić na wieniec dla Pyry może przelać pieniądze, tak jak przedtem, na to samo konto, kto nie pamięta – było na blogu podawane przez Piotra.
Myślę, że róże, ale jaki kolor?
Zapytam się dzisiaj jakie są najładniejsze są dostępne
Danuśka – pisałaś do Pyry, prosto z serca. Twoje ubrane w piękne słowa myśli, odzwierciedlają odczucia wielu z nas. Pozostaje mi jedynie dopisać się do nich.
Danuśko, bardzo dziękuję za piękny list do Pyry.
Z wielkim trudem godzę się z tym, co nieodwołalne, a przecież już żegnałam tak wielu bliskich mi, mądrych, empatycznych ludzi a mimo to nadal nie potrafię się pogodzić.
Przyłączam się i ja do tych ciepłych, serdecznych słów Danuśki dla Pyry. Lepiej bym nie umiała wyrazić tego co teraz czuję. Razem ze wszystkimi dzielę ten nasz blogowy smutek. Pyra przecież była naszym dobrym, blogowym duszkiem. Zabiegała i troszczyła się o wszystkich, zwoływała nieobecnych, cieszyła się każdym nowym gościem naszego stołu. Wnosiła tak wiele! Żal, ogromny żal!
Dzieciom i rodzinie Pyry przesyłam serdeczne wyrazy współczucia.
Numer konta Żaby podany jest pod datą 23 listopada 2015 r. godz. 9.32 / Gospodarz/ i 11.43 / Żaba/. Numer jest ten sam.
Dla tych, którzy chcą dokonać przelewu SEPA z innego kraju Unii (bez dodatkowych opłat) istotny jest kompletny numer IBAN (na blogu był podany bez PL):
Name: Anna Karczmarczuk
IBAN: PL56106000760000313000561759
Żabo, po sfinansowaniu kwiatów proponuję przerzucić wszelkie nadwyżki (jeśli takowe będą) na przyjęcie pożegnalne.
Nie do zniesienia byłaby świadomość, że pieniądze czekają na następny wieniec.
Paolore – pomyślałam o tym samym.
Alicjo! Dodaj proszę do mojego wieńcowego długu. Dziękuję!
Cichalu,
nie ma sprawy.
Żabo,
będę wypłacalna w sierpniu na Zjeździe, tak jest ekonomiczniej po prostu. Założysz?
p.s.Popieram Paolore.
Również popieram Paolore. Trzeba przerwać ten niewyobrażalnie przykry ciąg wydarzeń.
Pogrzeb będzie prawdopodobnie w sobotę.
Pyra Młodsza pyta za moim pośrednictwem kto będzie chciał/mógł przyjechać. Chcemy zaplanować to i owo, także noclegi.
Alicjo, pisałam.
Witam, proszę o prawidłowy nr. konta. Mój bank pisze:
Uwaga! Sprawdź, czy wklejony numer rachunku jest zgodny z numerem rachunku, na który chcesz wykonać przelew. Nieprawidłowy numer rachunku – prefix niedozwolony
Yurku – 56 1060 0076 0000 3130 0056 1759
Nie wklejaj numeru, tylko wpisz, banki ostrzegają przed wklejaniem. Ostatnio wkleiłam i bank odrzucił numer. Potem wpisałam i nie było problemu.
Yurek, jeśli robisz przelew z Polski, to zapewne bez prefixu PL. Moja informacja dotyczyła przelewu z innych krajów Unii.
Haneczko,
dostałam, dzięki.
Dobry wieczor,
haneczko, podaj prosze orientacyjnie godziny – sprawdze PKP
Jolly, natychmiast jak tylko będę wiedziała choćby w przybliżeniu.
Dziekuje, Intercity do Poznania zdziebko ponad cztery godziny, mam nadzieje ze czasowo bedzie pasowal.
Jolly z jakiego miasta będziesz jechała?
Dzisiaj już padam na twarz. Do jutra.
Wspomnienie o Piotrze splotło się ze wspomnieniem o Pyrze za kilka dni…
Krysiude,
z Katowic tym razem.
RIP, Pyro…
Serdeczne wyrazy współczucia dla Młodszej i Ryby…
Mój laptop zwariował, zamiast pokazywać drzewko i literki LTE, to migały na przemian UMTS i HSPA+. Pojęcia nie mam o co chodziło, bo jednocześnie z przeciwnej strony stołu laptop mojej siostry z tym samym operatorem (Plus) chodził, może nieco wolniej, ale bez zakłóceń. Udawało mi się odebrać pocztę, ale już wysłać to nie. Przed chwilą skończył się wgrywać uaktualniony antywirus i na razie jakoś się łączy z Internetem. Poczta do Echidny poszła. Uff…
paOlOre czy Ty może wiesz co to mogło być?
Gdybym ja była niedostępna, to, proszę, wysyłajcie sprawy do Haneczki.
Jestem.
dzień dobry …
haneczko się zapodamy jak będzie data i godzina …
Żabo, mogę tylko zgadywać, że operator ma chwilowo zapełnione maszty albo problem z utrzymaniem parametrów transmisji LTE w tej okolicy. Basia może ma bardziej staroświecki modem (3G, bez opcji LTE), który nie próbuje wciąż stawać na palcach, żeby było jeszcze szybciej, dlatego jest wolniej, ale za to stabilniej.
Na pewno możesz tymczasowo tak skonfigurować swój modem, żeby korzystał tylko z technologii 3G zamiast 4G i sprawdzić, czy jest poprawa.
Sobota, 2.04.
Msza, prawdopodobnie, 11:00.
Pogrzeb, prawdopodobnie, 12:30.
Cmentarz na Starołęce, ul. św. Antoniego.
Żabo, Ustawienia → ustawienia sieci → preferowany tryb → auto.
Wyszukanie sieci → auto. Jak nie pomoże wyszukiwanie sieci → ręczny.
Byłam w mieście i zaszłam do Plusa, okazało się, ze to jakaś awaria, bo nie byłam pierwsza składająca zażalenie.
Może naprawią ?
Na razie jakoś łazi na tym HSPA+ z jedną kreską, albo wcale
Jeszcze poczekam.
Żabo – wysłałam odpowiedź.
Proszę mi wybaczy, że chwilowo nie odpisuję na Email’e.
Haneczko,
zapowiadam się na sobotę. Zaraz napiszę do Ciebie na prywatną pocztę.
UWAGA!
Msza 13:00
Pogrzeb 13:45
reszta jak wyżej.
Krystyno, nasze ustalenia bez zmian.
haneczko dziękuję za informację … ustalenia poczynione …
Proszę o informacje, kto przyjedzie pociągiem i o której, żebyśmy mogli odebrać z dworca.
I jeszcze kto będzie nocował. Inka i my służymy bazą.
Wybaczcie, ale muszę być konkretna, bo trzeba pozbierać organizacyjnie.
Haneczko-delegacja warszawsko-kurpiowska stopniowo zwiera szeregi samochodowo-beznoclegowe. Rozmowy trwają, sytuacja jest, niczym ta wiosenna pogoda, mocno dynamiczna. Na pewno do piątku będzie wszystko wiadomo
Haneczko,
co do noclegu to ewentualnie, gdyby był problem ze zdążeniem na wieczorny pociąg, ale pewnie nie będzie takiej potrzeby.
Na sobotę zapowiadana jest ładna wiosenna pogoda.
Wszystko zapisuję.
Słonecznego dnia wszystkim.
Jolly, czy udało Ci się kupić bilet z miejscówką? Mnie nie, bo zapomniałam, że kilka dni temu czytałam o organizowanych w Poznaniu targach motocykli. 🙁
Rybo, Młodsza,
Niewiele pociechy z moich wyrazów szczerego współczucia, ale bądźcie pewne, że bardzo mocno odczułem tę tragiczną wiadomość. Bardzo cenię Waszą Mamę. Między innymi za to, że taka więź piękna jest w Waszej Rodzinie.
trochę póżne dzień dobry bo zasilacz mi padł .. musiałam iść i kupić nowy …
Zgago to podróż będziesz miała utrudnioną ..
Ufff, sprawa znaczków zjazdowych załatwiona! Redakcja potwierdziła swoje wsparcie i mogę złożyć zamówienie.
Co do pozostałych spraw miłych i przyjemnych to w Warszawie cieszy widok kwitnących forsycji 🙂 Natomiast ursynowskie krokusy zaczynają już przekwitać, pokazują się natomiast te nadbużańskie (tam zawsze trochę chłodniej).
Obiadowo zostały zaordynowane służbowe naleśniki z naszej ulubionej naleśnikarni.
Ja tradycyjnie ten ze szpinakiem, fetą i pieczarkami.
A u nas dzisiaj gotowała Ryba – spagetti z sosem pomidorowym na ostro, z suszonymi pomidorami, czosnkiem, oliwkami, cebulą i przyprawami prosto z Sycylii. Było przepysznie a co najważniejsze przygotowanie dania trwało cosik 10 minut. U nas krokusy kwitną pełną parą ale zaczynają kwitnąć niektóre drzewa. Wiosna zawiatała do Pyrlandii na dobre
Gdyby ktoś tęsknił za zimowymi klimatami to służę uprzejmie:
https://www.youtube.com/embed/fdSVp9GFeS4
Dzień dobry z Kingston,
tu na przemian deszcz ze śniegiem, paskudna pogoda. Śnieżyczki przekwitają, krokusy w pełnej gali, ale forsycja szybciej mi zakwitnie w wazonie, niż pod oknem.
Pyro Młodsza,
to jest danie prosto z „mojej półki”, ale na dzisiaj mam wczorajsze, czyli kurczacze piersi, pokrojone na kawałki, podsmażone, a potem zalane bardzo ostrym sosem (kupnym) pod nazwą madras. Rzucam to na ryż i cześć. Surówka z czerwonej kapusty na boku.
U nas krokusy w pełni kwitnienia. Gdyńskie krokusy: http://gdansk.naszemiasto.pl/artykul/zdjecia/krokusy-w-gdyni-zdjecia,1817037,artgal,5049109,t,id,tm,zid.html – nie wiem czy to tegoroczne, ale zawsze wyglądają tak samo. Forsycje jeszcze w pąkach. Dziś zobaczyłam wreszcie bociany, dwa w sąsiedniej miejscowości ,porządkowały gniazdo I tak miałam szczęście, bo kiedy wracałam po 3 godzinach, gdzieś odleciały.
A na obiad były zwykłe placki ziemniaczane.
Wiosenne słońce ściągnęło w nadbużańskie okolice sporo osób oraz naszego rudego kumpla 🙂
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6268231140723049713/6268231213600715234?pid=6268231213600715234&oid=104147222229171236311
Krystyno-piękne te gdyńskie krokusy! A gdzie one tak licznie i kolorowo rosną?
Danuśko,
liska poznaję! Uważaj, bo jak się już całkiem z wami skuma, to zażąda jajecznicy na śniadanie i flachy wina do kolacji 🙂
Swoją drogą, rudego kumpla wypadałoby jakoś nazwać…może Rudy?
Alicjo-nasz czworonożny kumpel ma już imię od zeszłego roku: Gaston. Czasem wpada do nas z żoną Gastounette 🙂 Podczas Wielkanocy dzieliliśmy się z nim jajkiem, to znaczy dostał świeże w całości. A jak zażąda wina do kolacji to zerwiemy dobre stosunki, bo wino trzymamy tylko dla dwunożnych 😉 i dla tych, którzy potrafią docenić jego smak.
a u nas na trawniku kwitną fiołki i magnolie mają duże pąki …
Danuśka dobrze, że czuwasz …
u mnie też makaron spagetti z warzywami i tuńczykiem z puszki …
Gastą i Gastonetka 😉
piękne imiona! Danuśko, jak przyprowadza żonę to jak nic możesz się spodziewać potomstwa.
Tuńczyk z puszki do makaronu z warzywami – notuję w rozumie, na pewno się przyda. Do notowania w naszej blogowej książce kulinarnej i uzupełnianie Kalendarza zabiorę się, jak pozbieram się do kupy po niekoniecznie pięknym początku wiosny na blogowisku.
I jeszcze za oknem ta pogoda, która uparcie dopomina się o Staffa i jego „O szyby deszcz dzwoni…”, chociaż to nie jest jesienny, ale tak ponuro się czuje i widzi, niestety.
U nas dziś pod 20 celsjuszów
forsycje, tarniny, mirabelki i czereśnie;
fiołki, różne żółte na trawnikach,
magnolie w wielkich pąkach albo półotwarte…
…resztki krokusów, których wysadzono tysiące na bulwarach wiślanych, ale kwitły nierówno (może nierówno głęboko posadzone, albo cóś?)… tak czy owak długo cieszyły oczy —
(trzy pierwsze fotki):
https://picasaweb.google.com/acappellanova/Wielkanoc2016
W Krakowie wiadomo – wszystko kwitnie wcześniej. My musimy poczekać na takie widoki.
Danuśka,
Ty chyba nie zapuszczasz się w te okolice. To jest dzielnica Karwiny. Z Orłowa jedzie się tam ulicą Wielkopolską. Ale sporo krokusów rośnie też na trawnikach przy dworcu PKP.
Ten zachwyt krokusom nie zawsze wychodzi na dobre. Pokazywano w TV zadeptane kwiaty na szczecińskich błoniach, skutek sesji fotograficznych. Nie wystarczy tło kwiatowe, trzeba wejść pomiędzy delikatne kwiaty. Niektórzy nie znają umiaru.
U mnie juz zaczely kwitnac tulipany. Na kolacje byly kluski swiderki z sosem wlasnej roboty i male kulki z mielonego miesa. Sosu zostalo mi na jutro i pojutrze a kluski ugotuje na kazdy dzien osobno.
U nas tulipany, fiołki, szafirki i pierwsze narcyzki. Forsycje jeszcze senne. Bocianów niet.
Pstrągi łososiowe z pyrami i surówką z rzodkwi. Matko! Ile oni tego zjedli!
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Coś zaczyna przeglądać w moim laptopie, ale wciąż nie jest to LTE.
Ale udało mi się przeczytać pocztę.
Nad wysłaniem będę się biedzić po obiedzie – wiadomo obiad w Żabich późnawo
Tulipany podesłane dziś rano ze Śląska (wczorajsze?)…
Z tym włażeniem w krokusowe łany w celach uwieczniania to faktycznie plaga. I pod Wawelem nie ma pociechy, że jak się przyzwyczają, to może w kolejnych latach przestaną… – zawsze znajdą się nowi turyści… ;-/
Wczoraj była burza, niezbyt silna, ale z gradem i był bocian na gnieździe, a siostra widziała jeszcze latającego.
U mnie tylko przebiśniegi przekwitające i krokusy, wyłazi też cybulica
Na obiad (kolację) robiłam zupę rybną bezprzepisową. Po gotowaniu dorsza w Wielki Piątek została woda w której się gotował, tak apetycznie pachnąca, że nie wylałam jej, bo mi było szkoda. Ugotowałam w niej trzy kostki mrożonego dorsza, natkę pietruszki i koperek, zmiksowałam zasmażoną cebulę (zbyt dużo jej było do śledzi, więc zasmażyłam i czekała na swoją kolej) i dołożyła wczorajsze kładzione kluski pokrojone na drobno i wszystko razem dało zupełnie dobrą zupę 🙂
U nas bociany nie latają wcale, ale za to wczoraj nad domem przeleciały dwa spoonbill (jeden to ewenement, dwa cud prawdziwy*), czyli ptaki o dziobie jak łyżka. Leciały nisko i rozpłaszczone końcówki ich dziobów wyglądały prześmiesznie.
https://en.wikipedia.org/wiki/Spoonbill#/media/File:Royal_Spoonbill_mouth_open.jpg
* wyjątkowo płochliwe ptaki, dostrzec je w mieście to wprost rarytas
Obiadek wczorajszy typowo polski: ogórkowa na wędzonce i schab sosie własnym.
Dzień dobry,
Tutaj też wiosna jest tuż, tuż. Jechałem dzisiaj do Nowego Jorku – forsycje kwitną jak zwariowane zdobiąc pobocza autostrad. Ładnie. Bliżej oceanu jeszcze przedwiosenna cisza, tylko żonkile żółcą się niecierpliwie.
W sobotę serce i myśli wysyłam do Poznani. Będę tam z Wami. Dzwoniłem do Danuśki (do Żaby żaden z numerów, które mam zapisane, nie działa).
Cichal, jutro zadzwonię do Was.
dzień dobry …
pada prawie ulewnie …
Nowy ściskam …
Nowy, jak się przełączę na stary laptop to wyślę Ci numery telefonów, bo na tym nie mam Twojego maila. Bo najgorszy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz
Dzień dobry,
u mnie za oknem tak:
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_8819.JPG
Mokro, zimno i pochmurno, jak się dobrze przyjrzeć, to się zobaczy …białą wiewiórę 😯
Lepszego zdjęcia się nie dało zrobić, bo gdybym otworzyła drzwi na podest, Biała by dała dyla, bo wiewióry są płochliwe. To musi być jakaś anomalia, albinos, bo tego typu wiewióry mamy szare i czarne.
p.s.A może ona sobie ze mnie robi primaaprilisowe jaja?
Alicjo-to prawda, wiewóry trudne w fotografowaniu, oprócz tych z oswojonych z warszawskich Łazienek. Kiedy będziesz następnym razem w stolicy to wybierzemy się tam na spacer, oczywiście ze stosowną torbą orzeszków.
Względem prima aprilisu to”Trójka”obwieściła dzisiaj z rana, że w lipcu na Stadionie
Narodowym będziemy gościć: http://www.polskieradio.pl/9/307/Artykul/1601696,The-Rolling-Stones-zagraja-w-Polsce
Skoro zagrali ostatnio na Kubie, to dlaczego nie mieliby wrócić do Warszawy po prawie
40 latach 🙂
Gdyby się rzeczywiście pojawili, to niewątpliwie bym się wybrała na ich koncert 🙂
A u nas piękna wiosenna pogoda i ciepło. Robimy z Rybą na obiad poznańskie pyzy na parze z sosem pieczarkowym. Pychota no i oczywiście kaloryczne to jest. Dlaczego ja tak lubię jeść kaloryczne rzeczy, co? Znowu kilogramów przybyło… ech szkoda gadać. Co do wiewiór – tego roku jeszcze nie robiłam ale kilka lat temu jesienią w lasku obok domu przepieknie wiewióry mi wyszły na zdjęciach – chodzę tam z jamniorem na spacer
https://photos.google.com/album/AF1QipMuyQCZnBNE6VkVbn-cuUPS–XewYC8rNDAWusX
link z wiewiórami
https://goo.gl/photos/ijCqJBufMZX8LvzNA
Właśnie sobie uświadomiłam że to musiało być dawno temu – Radzio dzisiaj ma siwy pyszczek. 9 lat w lutym mu stuknęło i nabrał trochę ciała ale nie szoruje po podłodze podwoziem
Pyro Młodsza,
na tych zdjęciach masz też sójkę prawie tak piękną jak mój blue jay 🙂
Danuśko,
ja już mam wasze warszawskie rudzielce z Łazienek z pobytu bodaj 2008 roku (po drodze ze Zjazdu na Kurpiach u Gospodarza), takie jak na zdjęciach Młodszej. Nasze szare i czarne są o wiele większe, no ale to największe wiewióry na świecie ponoć, wiewióry wschodnio-amerykańskie.
Pyro Młodsza jeśli google nie kłamią to zdjęcia były robione w listopadzie 2008, czyli Radzio był prawie szczeniakiem 🙂
Czy mi się wydaje, że jedna z wiewiórek jest inna, ciemniejsza?
Wiem że na zachodzie są czarne i szare ale dla mnie wiewiór zawsze powinien być rudy… siła przyzwyczajenia 🙂
TAK Małgosiu. Jedna w całym stadzie (w lasku było ich bodajże 8) była szara
te szare i czarne wypierają rude
Znalazłam odpowiedniej wielkości klon cukrowy. Inne czerwone też są. Odebrać muszę osobiście, bo nie wysyłają. Niedługo będę ekspertem od drzew alejowych, a klonów zwłaszcza 🙂
Klonu cukrowego nie pożałujesz, zwłaszcza jesienią 🙂
O ile się nie mylę, wiewióry szare/czarne zostały sprowadzone do Europy przez Anglików, a potem z Wysp się rozlazły wszędzie. One są tutejsze, są bardzo agresywne i niestety, gonią wszystko co się da.
Tak to jest, kiedy człowiek usiłuje poprawiać Naturę albo ją „wzbogacać”.
Znalazłam informacje, że klon cukrowy w Polsce może się przebarwiać na żółto, ale u mnie chyba z wrażenia zczerwienieje, bo zwykłe czerwienieją.
Dobry wieczor,
Zgago, niestety nie przyjade – czasowo nie dam rady. mam nadzieje ze kupilas miejscowke. Bede z wami jutro myslami.
Dobry wieczór.
Pyro Młodsza, wiewióry piękne. Księżyc takoż.
Jolly, panienka w kasie poradziła mi, żebym weszła do przedziału z rowerami, tam są siedzenia i jest możliwe, że jednak całą podróż przesiedzę.
Szkoda, że nie będzie … deszczu (nie bijcie, proszę), bo mogłabym wtedy spokojnie przesiedzieć całą drogę na podłodze – czarny podgumowany skafander. 😉
Jutro będziemy z Wami żegnając Jarutkę.
Jesteśmy w Waszyngtonie, który tonie w kwiatach a szczególnie w biało kwitnących drzewach (nie wiemy co zacz)
Nowy. Wracamy po 10 tym, ale dzwoń.
Ja jutro też będę z żegnającymi naszą Jaropełkę – Pyrę.
Wczoraj dotarła do mnie nieodwracalność straty. Jestem przygnębiona i nie mogę się uspokoić.
Cichalu,
o tej porze w Waszyngtonie kwitną wiśnie, takie same, jak w Japonii, owocu z tego nie masz 🙁
Cichal, dyć to wiśnie! Dookoła takiego okrągłego i ocembrowanego wysoko basenu zasilanego wodą z Potomacu, przy Jefferson Memorial, to rosną nawet wiśnie posadzone przez Japończyków w podziękowaniu dla USA. Tam jest nawet taka tablica upamiętniająca to sadzenie – ówczesna prezydentowa Teodorowa Rooseveltowa razem z odpowiednią Japonką razem te wiśnie najbardziej cenionej odmiany – sakura – sadziły.
„W 1912 roku Japonia podarowała Stanom Zjednoczonym 3000 drzew sakura, dla upamiętnienia rozwijających się wówczas przyjaznych stosunków między tymi krajami. Od tego czasu drzewa wiśniowe rosną na brzegach Tidal Basin w Waszyngtonie, a dar został odnowiony w 1956 roku partią 3800 drzew. Sakury te stanowią dużą atrakcję turystyczną, szczególnie wczesną wiosną, gdy w pełni rozkwitają (są przedmiotem corocznego Narodowego Festiwalu Kwiatów Wiśni)”.
Koło domu mojego brata w Silver Spring rosła taka wiśnia, przeogromna.
A właśnie – Placek to chciał taką japońską wiśnie, czy naszą krajową?
Alino, Ty mówiłaś o tej wiśni, wiesz coś bliżej?
Dziękujemy za informację! Trzysta parę kilometrów na południe i zupełnie inny klimat niż w Nowym Jorku! Napawamy się.
Jesteśmy u przyjaciół i ja (nie strofowany przez Ewę, bo w gościnie nie przystoi) obżeram się czipsami z salsą popijając piwem!
Zabo, Placek mowil o krajowej wisni.
Jutro bede z Wami myslami.
Dlaczego ja nie mogę otworzyć fotografii Pyry Młodszej? Wierzę na słowo co przedstawiają lecz byłoby miło zobaczyć samej.
Coś mnie wczoraj wieczorem połamało. Ruszam się jak stuletnia staruszka. Co o tyle jest denerwujące, że generalnie nic mi nie dolega. Ale cała lewa strona pleców i lewa ręka bolą jak pieron. A szykowałam się na jesienne porządki w ogrodzie. Nici z planów. Wombata też coś dopadło dwa dni temu. Nieco inne objawy, takie jakby grypowe bez temperatury. „Abo” nas gdzieś zawiało, „abo” co.
W Polsce północ na zegarze, u nas ranek.
Rano wiele osób jedzie do Poznania. Uważajcie podczas jazdy. W obie strony.
Będziemy myślami z Wami.
Echidno,
bo pierwszy sznureczek do zdjęć Młodszej był nie bardzo, zaraz podała drugi:
https://goo.gl/photos/ijCqJBufMZX8LvzNA
U mnie wieczór, piątek, 19:18
Jakby na to patrzeć, nijak nie mogę zobaczyć fotografii. Mam się zalogować inaczej nici.
Bede myslami dzisiaj w Poznaniu i zegnala Pyre.
https://m.youtube.com/watch?v=pUt6YLeECGI
Marek już dojechał na Ursynów, czekamy jeszcze na Jolinka i Małgosię i za chwilę ruszamy do Poznania.
„JAK SIĘ O MNIE zaświaty upomną, to pamiętajcie, ten Blog to był mój ostatni stolik w kawiarni i ostatnia mini – Ojczyzna” – pisała w ubiegłym roku Pyra.
Żegnaj, blogowa Nestorko
Byłaś mi duchowo bliska, lubiłam Twoją postawę życiową i Twoje poczucie humoru oraz stoicyzm, z jakim przyjmowałaś koleje losu.
Spoczywaj w spokoju.
Serdeczne wyrazy współczucia Twoim dzieciom, wnukom i prawnukom
echidno – na wszelki wypadek zrób EKG.
Żegnaj Pyro,
Byłaś dobrym duchem i spoiwem tego blogu, ulubioną komentatorką mojego bloga. Podobno nie ma ludzi niezastąpionych ale są nieodżałowani. Spoczywaj w pokoju.
Pyro, żegnaj, ale pozostajesz blogową Nestorką. Pozostajesz na Blogu.
Myślami też jestem w Poznaniu, Pyro, żegnam Cię ze smutkiem.
Żegnaj Pyro Serdeczna. Choć opuściłaś swój blogowy stolik pozostaniesz z nami.
Adieu Pyro!
Żegnaj, Pyro,
ale zostań jak zawsze dobrym duchem naszego blogu.
Znaliśmy Twoje poglądy Jaruto, ale pomodliliśmy się za Twój spokój.
W tej wieczystej kolejce, to teraz wedle wieku ja mam pierwsze miejsce, bom starszy od Pyry.
Ciemne chmury zasnuły niebo i deszcz popłakuje…
Smutny dzien dzisiaj …
Przez lata Pyra byla pierwsza osoba witajaca co rano wszystkich uczestnikow blogu; to Ona upominala sie gdy ktos byl dluzej nieobecny, przywolylala spokoj i lagodzila obyczaje, gdy byla taka potrzeba. Zawsze czekalam na jej wpisy o przygotowaniach do swiat czy specjalnych okazji – Jej wpisy nadawaly rytmu codziennosci. Bardzo, bardzo mi Jej tutaj brakuje.
Dla wszystkich bliskich Pyry, a w szczegolnosci Corek i Syna- najserdeczniejsze wyrazy wspolczucia.
Zegnaj, Pyro.
Pyra czasami lubila wyliczac nieobecnych na blogu. To bylo cos w rodzaju zbiorki. Po angielsku „the roll call”. Nie lubilam tej wyliczanki.
U nas podczas pogrzebu osoby w mundurze jest tradycja wywolywania ich na zbiorke. To moze byc strazak, policjant, pies policjant (K-9) lub wojskowy. Nazywa sie to „the final roll call”. Teraz tym bardziej nie lubie mysli o tym wyliczaniu.
Między 13 a 15 wracałem do modlitwy za Pyrę, ale właściwie cały czas o Niej myślę; o niej i jej najbliższych, jak im ciężko, chociaż Córeczki trzymają fason.
Nie wiem, czy znam poglądy Pyry. Różne pozycje zajmowała w zależności od okoliczności, aby zawsze być w porządku. To wielka sztuka. Na ogół korci, żeby dać pierwszeństwo pioglądom przed przyzwoitością. Sądzę, że mam pojęcie o poglądach Pyry, aler po prostu nie do końca jestem pewien wszystkiego.
Pyra lubiła między innymi Nohavicę, Lube i Garou.
https://www.youtube.com/watch?v=LggsOM5nT00
Gdy czytałam dzisiejsze wpisy na blogu i zobaczyłam „Pyra młodsza” w pierwszej chwili pomyślałam – Pyra się odezwała! Wciąż to do mnie nie dociera…
Hallo,hallo,
Jakis czas temu pisalem tutaj o skaczacych duszach.
Dzis wskoczla w moje cialo, na bardzo krotko, dusza Piotra i wyrazila taka mysl, cytuje z pamieci:
Pyro, ostojo bloga, bedzie cie tutaj brakowac.
_________________
Mam jeszcze inne wiadomosci z pozaziemskich sfer ktore uporczywie zapisuje do pamieci telefona. Jak zawitam tam gdzie zyje to zapodam.
Pozdro dla zyjacych
No i cóż rzec, Pani Generał… – jak inni, i ja stawam do raportu, choć niewzywana.
Melduję, że wiosna cudna, że kodowaliśmy trochę (pooglądasz na pewno), że tłumy na ulicach, zawilce w lasach, ptasi świergot szalony, itepe.
Melduję, że szynka dojrzewająca proceduje już po raz drugi (jutro rano wywieszę).
I wznaszam –
– za Dobrą Pamięć, za Wielkoduszność, za Tajemnicę.
https://www.youtube.com/watch?v=16FGMzCyxS8
Przyłączam się do toastu Basi. Za Pamięć.
To ja zamieszczę piosenkę mojego krajana, którego Pyra lubiła – zasugerowałam się tytułem, bo pasuje…
https://search.yahoo.com/yhs/search?p=youtube+%2B+garou&ei=UTF-8&hspart=mozilla&hsimp=yhs-004
…a ja nie znam francuskiego poza paroma potrzebnymi zdaniami czy słowami.
„W pamięci telefona”, jak pisze Arek, wciąż mam wpisany numer Pyry. Tak jak Piotra. I tak jak Kingi (Bobika). Nie potrafię skasować.
Wciąż nie mogę uwierzyć.
Żegnaj, Pyro, kochana nasza Kwoczko blogowa zwołująca stado – taką Cię zapamiętam.
dobry wieczór … część z nas wróciła już z pogrzebu Pyry a blogowa reprezentacja była liczna bo prawie 20 osób … płakaliśmy i śmialiśmy przez łzy żegnając Pyrę ..
Dzisiaj na cmentarzu Pyra Młodsza pożegnała bardzo pięknymi słowami swoją Mamę i czytając swój tekst z ogromnym wzruszeniem i załamującym się głosem wywołała łzy również w naszych oczach. Ania wspomniała o wielu zaletach Pyry, które tak dobrze znamy i za które Ją kochaliśmy-o Jej życzliwości dla ludzi świata, o Jej erudycji, a nadzwyczajnej pamięci i o tym, o tym jak my, blogowicze byliśmy dla Niej ważni. Pyra Młodsza podkreśliła również, że Jej Mama nie lubiła kłótni i zawsze dążyła do zgody, a my wiemy, że tak było i pamiętamy, że Pyra starała się zawsze wyciszać wszelkie spory Chciałabym byśmy z tym przesłaniem zostali jak najdłużej…..
Po pogrzebie zebraliśmy się obiadowo i blogowo w tym sympatycznym miejscu: http://www.hycka.pl/ Wybór dokonany przez flankę poznańsko-gnieźnieńską okazał się bardzo słuszny, bo przecież kto z nas nie lubi porządnej, poznańskiej kuchni 🙂
Asiu 19.23-mam dokładnie taką samą reakcję.
Mimo iż okoliczności były bardzo smutne, to dobrze było uściskać dawno nie widzianą Krystynę, Zgagę, czy też Pepegora.
Danusiu – dziękuję za Waszą obecność w Poznaniu. Myślę, że wszyscy byli myślami z rodziną Pyry i z Wami.
Był już Garou i Nohavica, to teraz: https://www.youtube.com/watch?v=_lwvuotjQWc
Nie zapisuję w telefonie numerów przyjaciół. Zawsze je pamiętam. Gdy odchodzą nie muszę ich kasować zostają ze mna na zawsze. Telefon do Pyry, telefon do Lulka, telefon do Okonia, telefon do Piotra i telefony do paru innych osób które odeszły lub do których nie mogę zadzwonić.
https://www.youtube.com/watch?v=2pdqLJj0FCo
https://www.youtube.com/watch?v=Q3Kvu6Kgp88
https://www.youtube.com/watch?v=Les39aIKbzE
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Co prawda wróciłam z Poznania dwie godziny temu, ale zdrowie wędrowca dopiero teraz wypijam, pewnie Nowy też o tej porze.
Skaal!
Witam, za szczęście zdrowego wędrowca!
Żabo jestem,
Tak, ja też dopiero teraz, przed chwilą wpadłem do domu. Chociaż cały dzień jeździłem, jednak jedynym celem moich dzisiejszych podróży w myślach i sercu był Poznań. Byłem tam z Wami cały czas żegnając Pyrę.
Dziękuję za relację.
Tak samo jak Asia, gdy widzę wpis Pyry Młodszej, reaguję podobnie. Zresztą Pyra często korzystała z maszyny Młodszej i nigdy nie było od razu wiadomo kto pisze.
A w ogóle to Pyra pisała, że Młodsza doskonale daje sobie radę w kuchni. Ja widzę, że nie tylko w kuchni – na blogu również. Bardzo, bardzo bym chciał, żeby Młodsza i Ryba bywały tutaj zawsze, kiedy tylko im czas pozwoli. Myślę, że nie jestem w tym odosobniony.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Cichal i Ewa – odebrałem Waszą wiadomość. Dziękuję. Zdzwonimy się po Waszym powrocie.
Ściskam.
dzień dobry …
Nowy my też Anię o to prosiliśmy i obiecała tu pisać jak czas pozwoli …
Witajcie. Za oknem piękne Słońce. Dziękuję za wszystkie ciepłe slowa – znowu się popłakałam. Wczoraj też była przepiękna pogoda. Kwitną już mirabelki, krokusy, wczoraj zauważyłam fiołki – wiosna pełną parą. Po ostatnim pożegnaniu, w którym uczestniczyło aż trzech księży, pomyślałam, że mama albo siedzi na chmurce i się śmieje w kułak, albo patrzy na mnie miną numer osiem. Ale co tam – to była dla żywych. Wieniec dla Matuli zrobiliście prześlicznościowy i bez róż 🙂 Mama kochała wiosnę, wiosenne kwiaty i pastelowe kolory. Po południu spotkałam się z blogowiczami – Haneczko kocham Cię nieustannie! Żabę i Misia też!. Bardzo wszystkim dziękuję za obecność – jestem cały czas pod wrażeniem obecności Pepegora – tyle kilometrów. Zapewniam Was że ten blog był dla Mamy najważniejszy. Wstawała rano, włączała maszynę (jak mówiła) i szła zrobić sobie poranną kawę zapalając cygareta. Czytała cały dzień prasę i co chwila wrazała na bloga. Wyłączała kompa tuż przed póściem spać. Ten blog był jej życiem – naprawdę. Postanowiłyśmy z Leną (Rybą) zaglądać tu często. Nie likwiduję też mamy telefonu a numer stacjonarny zostaje chociaż jutro muszę wymienić akumulatorki bo dzisiaj aparat odmówił posłuszeństwa – złośliwość rzeczy jakaś. Możecie nadal dzwonić – z chęcią pogadam. Tyle że Matula była tu zawsze. Ja wracam z pracy ok 16. Chciałam się zapytać – czy wolicie żebym zmieniła nick? Dostosuję się.
Wczoraj pojechaliśmy prawie całą ekipą do Inki. Znam ją od urodzenia i bardzo kocham bo zawsze jest 🙂 No i Inka przejęła po Pyrze organizację zjazdu w Poznaniu oczywiście z moją i siedzącej na chmurze pomocą. A tam na nas czekały ciasta, rewelacyjna nalewka z moreli (wydębię przepis bo to było niebo w gębie) i dżem z kiwi. Inka ma taką rękę do kwiatów i innych roślin, że wszystko jej zawsze rośnie a te malutkie kiwi wyhodowane w jej ogrodzie, które matula dodawała do nalewki, w tym dżemie było też przepyszne 😀 Mam na myśli dżem z kiwi :D. wydębiłyśmy z Rybą po sloiku. Kończę poranną kawę i proszę – nie smućcie się. Pyra by tego nie chciała. No i zjedzcie pyszny obiad. Ja dzisiaj będę robić zapiekankę z kurczakiem
Pyro Młodsza, nie zmieniaj nicku. Pyra będzie jeszcze bardziej z nami. Jesteś dzielna jak Twoja Mama.
Lubiłam, kiedy od czasu do czasu sprawdzała nasza obecność na blogu. Niejednokrotnie mobilizowała mnie, zeby napisac choc pare słów. Smutno mi, nie mogę oswoić sie z myślą, ze odeszła. Za oknem szarawo.
Pyro Młodsza, też uważam, że Twój nick jest dla nas ważny i niech zostanie bez zmian.
My, za namową naszej młodzieży, wybieramy się dzisiaj do wioski wikingów:
http://wioskawikingow.pl/pl,piknik-historyczny-przywitanie-wiosny-2-3-kwietnia-2016-r,44,120,124.html Biorę oczywiście aparat, może zrobię drobny reportażyk.
Pogoda piękna zatem trzeba z niej korzystać, czego i Wam życzę 🙂
ja dziś sobie życie osładzam … usmażyłam naleśniki (do ciasta dodałam kurkumy by były zdrowsze … 🙂 … ) … udusiłam jabłka z wiórkami kokosowymi i z figami … teraz kawa i naleśniki z jabłkami polane jogurtem i posypane mielonymi migdałami … pysznie i bardzo zdrowo …. 😉
pogoda zapowiada się piękna to po kawie spacer …
A my z matrosami na śniadanie zjedliśmy jeszcze świąteczną białą i polską „od lewego” a na deser mamy ciasto z jabłkami i cynamonem, którego jak ostatni osioł zapomniałam w czoraj wziąć na spotkanie. Wolę ciasto z dużymi cząstkami jakbłek niż jabłecznik z musem 🙂
Jesteście grupą PRAWDZIWYCH przyjaciół. To robi wrażenie, słowo daję. Pyra wspaniale wychowała swoje dzieci. Są Jej godnymi następcami. Przepiękne wyobrażenie Mamy na chmurce. Z miną numer osiem zwłaszcza. I jak to dobrze, że chmurki należą do wszystkich. Mam więc Pyrę również w Żywcu. Pomachanko z mojego ogrodu. Bardzo ciepło Wszystkich Państwa pozdrawiam i pozostaję pod wielkim wrażeniem więzi między Wami i Waszych wielkich, szlachetnych serc. Nie, to nie są słowa na wyrost.
U mnie dzisiaj też kurczak, pieczone udka. Do nich surówka z marchewki z jabłkiem.
Pogoda śliczna, byłam już małym spacerze, za chwilkę pójdę na dłuższy.
Kaszel znacznie mniej mi dokucza na świeżym powietrzu 😉
W ostateczności z kurczaka wyszły nici ale zrobiłam zapiekanke z ziemniaczków, szynki, papryki, cukinii i cebulki wszystko w pierzynie serowej. Wyszło przepysznie. Ja też zaraz przejdę sie z Radkiem na spacerek. Może kliknę jakąś fotkę 🙂
Marchewka lecz z groszkiem. Do tego kotlety mielone. I rosół – wspaniały na wszelkie zaziębieniowe doległości.
Pogoda cudowna. Spacerów nie było. Każde na swojej kanapie dochodzi do siebie.
Dzień dobry,
do domu wróciłam dopiero dziś w południe, bo gościłam jeszcze u Haneczki.
Pogrzeb Pyry odbył się na cmentarzu na Starołęce. Najpierw odbyła się msza w pobliskim kościele, a potem przeszliśmy na pobliski cmentarz. To kaplica cmentarna : https://pl.wikipedia.org/wiki/Cmentarz_parafialny_%C5%9Bw._Antoniego_Padewskiego_w_Poznaniu . Miejsce spoczynku Pyry znajduje się kilkadziesiąt metrów na prawo . Cmentarz jest niewielki, otoczony drzewami, zadbany. Przybyło bardzo wiele osób, a wśród nich nasi blogowicze, czyli Danuśka i Alain, Jolinek, Małgosia, Miś Kurpiowski, Stara Żaba, Eska z mężem, Pepegor, Zgaga, Krystyna. Haneczka z rodziną, zaprzyjaźniona z wieloma z nas Inka z mężem, Jagodowy, czyli mąż Jagody. Chyba nikogo nie pominęłam, jeśli tak, to bardzo przepraszam. Haneczce i Ince winni jesteśmy wielkie podziękowania za ich zaangażowanie. Nie ze wszystkimi udało mi się porozmawiać tyle, ile bym chciała, ale i tak to spotkanie, choć przy tak smutnej okazji przyniosło mi i mam wrażenie, że także pozostałym, wiele wzruszeń , także radosnych. Pyra byłaby z tego zadowolona.
Krystyno też tak pomyślałam, że Pyra byłaby zadowolona … haneczka i Inka to skarby rodzinne Pyry .. ja też mam niedosyt rozmów i mam nadzieje, że na Zjeździe to się uda bardziej …
do poczytania …
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1655130,1,prof-mikolejko-o-tym-dlaczego-jedna-polska-wstydzi-sie-drugiej.read
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Za zdrowie wedrowca na szlaku!
Za wędrowców na szlaku
Żabo, wznoszę ten toast orzechówką, która jak mam nadzieję pomoże mi strawić hinduskiego kurczaka ze szpinakiem w sosie curry z „Curry House” 😉
Dzisiaj bowiem nie ruszając się z Warszawy objechaliśmy pół świata odwiedzając najpierw już wyżej wspomnianą wioskę Wikingów: https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6269382349055057393/6269382423624618962?pid=6269382423624618962&oid=104147222229171236311
By następnie w porze obiadowej udać się na drugi koniec świata i popróbować egzotycznych smaków rodem z Indii. „Curry House” ma wygląd skromnej jadłodajni,
ale ichniejsza kuchnia cieszy się ogromną sławą i zdobycie tam wolnego stolika graniczyło dzisiaj z cudem(rezerwacji nie przyjmują).Jedzenie rzeczywiście bardzo smaczne, a ceny w żadnym wypadku nie rujnują portfela.Cała załoga prosto z Indii i nie wszyscy jeszcze radzą sobie dobrze po polsku, ale to jakby dodatkowy urok tego miejsca 🙂
Jolinku-dzięki za sznureczek, przy okazji przeczytałam jeszcze inne artykuł. Te lektury nie nastrajają jednak zbyt optymistycznie.
Pyro Młodsza, mam prośbę.
Czy mogłabyś zamieścić na blogu swoją mowę? Niech ludek blogowy przeczyta, co mówiłaś, choć, niestety, nie usłyszy JAK.
Pyrciu, przepraszam za uchybienia. Chciałam dobrze. Wyszło, jak zwykle, czyli po polsku.
I jeszcze chcę Ci powiedzieć, że Młody zachowuje Cię we wdzięcznej pamięci.
Dziękujemy! To tak jakbyśmy byli z Wami! Te parę tysięcy kilometrów spłaszczyło się jak wydmuchany balon. Ten fragment o Mamie na chmurce… Patrzę teraz na chmurki przy zachodzącym słońcu i myślę: Pyro, do zobaczenia!
Jesteśmy w drodze, aktualnie w stanie Virginia. Za wędrowców! Bourbonem! Zdrowia!
Za wędrowców czerwonym, hiszpańskim tempranillo!
Bardzo bym chciał by się prośba Haneczki spełniła!
A Ty Cichal (wczoraj 16:45) żadnych kolejek tutaj nie twórz i jako pierwszy się nie pchaj, już paOlOre zamknął ten service i tak będzie aż do odwołania, które nie jest w ogóle przewidziane.
Nowy! Obyś był dobrym prorokiem!
Danuśka podróżowała dzisiaj po świecie nie wyjeżdżając z Warszawy, ja zacząłem długą wędrówkę po Afryce, od Kairu do Cape Town, z książką „Safari mrocznej gwiazdy”.
Asiu, dziękuję bardzo za podpowiedź, zamówiona kilka tygodni temu książka dotarła w czwartek do księgarni na Greenpoint, wczoraj odebrałem. Już po kilkudziesięciu stronach – miałaś rację polecając mi ją, chociaż zdanie o długich i krótkich rękawach utkwiło mi w sercu i nigdy nie odejdzie. A przecież wiedziałem jak tam było.
Jestem jeszcze w Egipcie, ale już ruszam dalej.
Dobranoc
http://www.bing.com/videos/search?q=african+dream+youtube&view=detail&mid=48CFDEC9A24283D6E2B548CFDEC9A24283D6E2B5&FORM=VIRE
A ostatnią książkę Artura Andrusa przysłała mi Pyra…
A ja nalałem sobie teraz kieliszek nalewki pigwowej od Pyry, którą dostałem kilka lat temu, jedyną jaką dostałem. Pyra mówiła, że nalewka musi dłużej postać, żeby nabrała właściwego smaku. 1/4 butelki dotrwała do dzisiaj, jest pyszna!!!! Dotrwała na szczególne okazje. Bardzo powoli delektuję się jej smakiem…. i słyszę głos w słuchawce, chociaż nie dzwoniłem często… „dzień dobry Tadziku…” Och, Pyro……
Dzień dobry wszystkim. Kończę poranną kawę i zaraz ruszam z jamniorem na spacer by ok 7.30 ruszyć na drugą stronę miasta tramwajem do pracy. Przy tych wszystkich remontach w Poznaniu może mi to zająć ponad godzinę ale co tam.
Haneczko zrobię to po południu ale… pewnie znowu się popłaczę. Trzymaj się i nie daj!
Dzisiaj na obiad będzie druga część wczorajszej zapiekanki. Hm muszę się nauczyć gotować na 1 osobę. Pies obiad też ju ma przygotowany żeby nie czekał na powrót pani z pracy. Na szczęście mam kawalerską książkę kucharską Piotra i Basi. Miłego, wiosennego dnia wszystkim życzę.
Ps. Przepraszam za literówki – zdarzają mi się często bo zawsze się spieszę.
Pyro Młodsza-literówkami się nie przejmuj, bo zdarzają się nie tylko Tobie. Mnie ostatnio też coraz częściej, chociaż na ogół, kiedy siadam do komputera, to nigdzie się nie spieszę.
Widać robię się jakaś gapowata 😳
Pogoda znowu zapowiada się piękna, raczej na spacer niż na kino, ale na ekranach jest druga część „Mojego wielkiego greckiego wesela”, na które muszę się KONIECZNIE wybrać. Pierwszą część oglądałam chyba ze trzy razy 🙂
dzień dobry …
Danuśka faktycznie dzień się zapowiada pogodny bardzo … a Ty jak zwykle wiercipięta .. a przy okazji i my bywamy … 😉
haneczko teraz Pyra by Cię opitoliła za te przeprosiny …
Dzień dobry.
OGŁOSZENIE ZJAZDOWE
Inka była w wiadomym Ośrodku. Zarezerwowała wstępnie termin 5-6-7 sierpnia. 5 – kolacja, 6 – śniadanie, obiadokolacja, 7 – śniadanie.
Teraz potrzebne są wasze zgłoszenia, żeby Ośrodek mógł przygotować kosztorys. Sprężcie się czasowo i deklarujcie, bo oni tam poczekają, ale bez przesady. Będę notowała chętnych.
ja … jedna osoba …
Mamy nowy wpis !!!!
Nie było mnie … Teraz dopiero się dowiedziałem. Trudno w to uwierzyć! To się nie mieści ani w głowie, ani w sercu! Żegnaj Pyro!
Wielka szkoda że odszedł, będzie go nam brakować.
Dziękuje za miłe słowa Panie Piotrze.